12-02-2022, 12:23 | #171 |
Reputacja: 1 |
|
13-02-2022, 20:52 | #172 |
Reputacja: 1 | Post przy współpracy z MG
|
13-02-2022, 21:34 | #173 |
Reputacja: 1 | - Musisz z nim porozmawiać - Annabelle wskazała ruchem głowy pojmanego Rodezyjczyka siedzącego w pokoju przesłuchań. - Myślisz, że na mnie poleci i się otworzy? - Iroshizuku była dość sceptyczna. -Nie jestem przesłuchującą. W ogóle nie jestem nawet wywiadowcą, więc jak niby mam z niego coś wyciągnąć? - Porozmawiasz z nim jak pilot z pilotem. Właściwie, to ty będziesz mówiła. Obejrzycie sobie nagrania z kamer Leoparda, które zarejestrowały walkę powietrzną. I pogadacie o tym, co na nich widać. Zadaj kilka pytań o szkoleniu pilotów, infrastrukturze lotniska wojskowego, liczbie samolotów. -Wyśpiewa wszystko? - Nic ci nie powie. Jedynie imię, nazwisko, jednostka, stopień. Chodzi o coś innego. Analiza behawioralna. Będziemy mieli kamery ustawione na jego twarz. Wychwycą wszystkie mikrogesty, drgnięcia gałek ocznych, ruchy szczęki czy dłoni. Będzie to podstawą do przeprowadzenia analizy. - Dowiecie się czegoś? - Nie wiemy, ale są duże szanse na w miarę dokładne oszacowanie. * - Podporucznik Iroshizuku Asagao - przedstawiła się wchodząc do pokoju. Siadła na krześle naprzeciwko mężczyzny i włączyła projekcję holograficzną opracowaną na podstawie nagrań z kamer Leoparda. - Muszę przyznać, że rzadko kiedy spotykam taki popis brawury, agresji i… głupoty. Jednym myśliwcem zaatakować Leoparda? Naprawdę? Nieźle ci szło na początku, musiałeś mieć wysokie noty z manewrówki na akademii wojskowej. O, ładny immelman, zawrat i... i niestety tu obrywasz i spadasz. Nie miałeś doświadczenia w walce z tak opancerzonym przeciwnikiem? Walczyłeś kiedyś z celami naziemymi? Ataki bombowe? Niszczenie mechów? Dysponujecie jeszcze jakimś kluczem myśliwców? A transporterami? - Iroshizuku kontynuowała zadawanie pytań przez kwadrans. Obcy pilot nie odpowiadał, ale nie taki był cel rozmowy. Kiedy skończyła się lista tematów, pilot opuściła pomieszczenie przesłuchań. * - Annie, nie da się zorganizować mu zajęć z waterboardingu? -Nie. Nowa Rodezja to docelowo ma być nasze państwo sojusznicze. Nie możemy tak postępować z więźniem wojennym. -Tortura deprywacji snu? -Shizu, naprawdę? Nie żartuj w ten sposób. Jak się czegoś dowiem, dam znać. -Czekam. * Odnowiony Lightning prezentował się wspaniale jak zwykle. Iroshizuku patrzyła jak technicy przeprowadzają testy wszystkich systemów przed spodziewanym oblotem. Od niemal miesiąca była pozbawiona możliwości latania swoim cudeńkiem i teraz z lubością wdychała powietrze hangaru naprawczego, w którym mieszała się woń smarów, ozonu i rozgrzanego silnika fuzyjnego. -Koniec testów. Wszystkie systemy sprawne. Można już latać - zakomunikował główny inżynier. Iroshizuku już od godziny była ubrana w kombinezon przeciwprzeciążeniowy i tylko czekała na tą informację. Chwila moment i już siedziała za sterami. Kondensator rozruchowy, zapasowe ogniwo energetyczne, zapłon, obrotomierz - dłonie pilot szybko przesuwały się po konsoli. Lightning ożył, potężny silnik zamruczał gotowy do lotu. Nawigacja, HUD, RWR - wszystkie systemy wydawały się być sprawne. Ale sprawdzanie ich w hangarze a w powietrzu to dwie różne sprawy. Iroshizuku pokołowała na pas startowy i otrzymawszy zgodę na start wzbiła się do góry. Lot miał być nie tylko sprawdzianem dla wszystkich systemów, ale też delikatną misją, niezatwierdzoną przez dowództwo. Za pośrednictwem WSI Draconisjanka miała kontakt z Jane Doe, dowódcą Skurwysynów. I dostała informację, że jest pilnie potrzebna i dzisiaj o określonej godzinie ma się spotkać z Doe w jej tymczasowej bazie, aby poznać szczegóły. Iroshizuku wyłączyła transponder IFF i obrała kurs na ustalone koordynaty. Nowy Zair. Terytorium graniczne Opuszczone lotnisko niedaleko kryjówki Skurwysynów Iroshizuku wylądowała w ustalonym miejscu i po niecałym kwadransie usłyszała ciężkie tąpnięcia maszyny kroczącej, która eskortowała wojskową ciężarówkę. Draconisjanka przywitała się z Doe i jej ekipą i przekazała informacje z centrali. Nie było to wiele, ot intel dotyczący domniemanej siły bandytów stacjonujących na okolicznych ziemiach. Za to dowódca Skurwysynów miała solidne info. I diabelski plan. Jane podzieliła się danymi pozyskanymi u źródeł, które wskazywały, że podczas święta pracy, które nadal było obchodzone w Nowym Zairze, król Mwabutsa będzie wygłaszał przemówienie na Placu Centralnym w Bennington. Było nawet wiadomo z którego miejsca będzie mówił i o której. Takiej okazji nie można było przegapić. Trzeba było działać natychmiast i skutecznie. Plan był prosty - skoro Zair nie ma ani radarów, ani obrony przeciwlotniczej, to trzeba uderzyć z powietrza. Jane Doe skonstruowała z dostępnych materiałów kilkutonową bombę, wyposażoną w odbiornik GPS i ruchome płetwy umożliwiające dokonywanie korekty lotu. Skurwysyny podwiesiły ją na centralnym pylonie myśliwca i wszystko było gotowe do przeprowadzenia eliminacji naćpanego króla. Draconisjanka skorzystała z map wgranych na komputer pokładowy myśliwca i ustawiła punkt nawigacyjny na Placu Centralnym w Bennington, precyzyjnie w miejscu, gdzie miało być podium dla Mwabutsy. Poczekała kilka chwil aż na wyświetlaczu błysnął komunikat ALIGN RDY, oznaczający zakończenie procesu dostrajania. Bomba była gotowa i miała ustawiony GPS dokładnie na cel. Bennington Iroshizuku leciała na Bennington. W centralnej części HUDa wyświetlona była linia azymutu na cel, a po prawej, obok wysokościomierza, odległość do niego. Zielona strzałka powoli zsuwała się do kwadratu dynamicznego wskaźnika zasięgu. Kiedy go osiągnęła, bomba teoretycznie powinna trafić w cel, jednak Asagao odczekała aż będzie w samym środku kwadratowego znacznika i dopiero wtedy wcisnęła WEAPON RELEASE a następnie włączając dopalacze wyrwała w górę i na prawo. Na wyświetlaczu wielofunkcyjnym pojawił się obraz z kamery dającej podgląd na ziemię. Potężna eksplozja zniszczyła plac i okoliczne budynki. Misja została wykonana perfekcyjnie. Jednak Iroshizuku zabiła setki, jak nie tysiące cywilów z bandyckiego państwa - w sumie to byli oddani podwładni Mwabusty. A była wojna. Dziwna wojna, jeszcze niewypowiedziana, ale była. Choć z drugiej strony, to był kolejny raz, kiedy dokonała ludobójstwa. I to na znacznie większą skalę niż w bazie Workmenów. Z rozmyślań na temat sprawiedliwej wojny wyrwało ją ostrzeżenie migające na MFD. Wykryto cząstki radioaktywne w miejscu eksplozji. -Jane… coś ty wrzuciła do tej bomby… - szepnęła Iroshizuku. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 14-02-2022 o 06:34. |
13-02-2022, 22:22 | #174 |
Reputacja: 1 | Rodzinę zawsze należy mieć na oku. Nie nawet po ty by jej strzec. Dobre spotkanie z braciszkiem, miła pogadanka, wspólna akcje, a potem dowiadujesz się że miał nowoczesny sprzęt wojskowy i dozbrajał się na boku, a "twoi" przeprowadzili mu znienacka bombardowanie. No słowem pierdolnik się na nowo zaczął. Do całej układanki jakaś Rhodesia się pojawiła. Kim są, co chcą ciężko stwierdzić, a bieg wydarzeń przyspieszał i nie zamierzał zwalniać. Ledwo wyrwano chwilę na powitanie "Nowych". |
14-02-2022, 07:25 | #175 |
Reputacja: 1 | Walentynkowy Wpierdol Spotkanie Juliana Jacksona z Xanderem Almasy dało owoce w późniejszych dniach miesiąca. Wywiadowcy z pionu Delta ComStar przetrzepali na swój sposób życiorysy i działania osób będących w obsadzie bazy pod Wielką Górą Zieloną, a także ważnych osób decyzyjnych w Rządzie Tymczasowym, WSI i NVDF. Na szczęście ComStar nie miał zastrzeżeń wobec tych pod Górą... czego nie mógł powiedzieć o decydentach. Wstępna lista podejrzanych była długa i mrożąca krew w żyłach. Ale była wstępna, Almasy przyobiecał ją stopniowo zweryfikować (i być może skrócić, jeśli Nowy Vermont miał choć odrobinę fuksa). Sama końcówka kwietnia i początek maja obfitowały w mnogość wydarzeń o znaczącej wadze. Pan Ishida najwyraźniej wziął sobie do serca i podzielał obawy Juliana odnośnie rozłożenia się sił generała pod Montpelier, gdyż wyszedł Raymondowi Jacksonowi naprzeciw i odbył kilka rozmów. Później zakomunikował Minutemanom, że – choć był zdolny już do towarzyszenia na misjach jako wsparcie – pozostanie na stanowisku w bazie... wraz z jednym mechem. „Tak na wszelki wypadek”. Padło na... LoaderKinga, którego Ammit zwiozła pod Górę. Na sceptyczne reakcje (wszak przecież to był raptem uzbrojony IndustrialMech) Ishida odpowiedział czymś w rodzaju „ja nie dam rady?” i uciął temat. Poza tym miał przeczucie, że Minutemen będą potrzebowali wszystkich konwencjonalnych sił do tego, co miało się rozpocząć. W ostatnim tygodniu kwietnia pogoda się znacząco zmieniła. Była to oznaka nadchodzącej pory deszczowej. Zrobiło się 'przewiewnie', temperatura nieco spadła. Był to kluczowy moment tak dla wzięcia krótkiego wypoczynku, jak i poogarniania spraw przed przybyciem monsunów. Wojsko spędziło je na masowej mobilizacji, manewrach, ćwiczeniach i szykowaniu się do ewentualnego (czy też nieuchronnego) wznowienia konfliktu. NVDF, a sądząc po raportach, także PPF i ACzW. Jakieś dwa dni przed majem Ishida wezwał Minutemen do sali odpraw gdzie przedstawił mapy z dyslokacją sił, przewidywaną taktyką, oraz poleceniem, aby MechWarriors zostali przerzuceni pod Brighton – niewielkie miasto górnicze w pół drogi między Hartford a Fort Ticonderoga. NVDF i Knights of St. Cameron organizowali tam bazę logistyczną oraz stating area. Minutemen mieli wziąć udział w ćwiczeniach wespół z tymi organizacjami. Generał Jackson pewnie coś kombinował, ale Ishida się zgodził – tym bardziej, że koszta (w tym amunicja zużyta podczas ćwiczeń live fire) miało pokryć NVDF. Być może Stary dostrzegł w tym okazję do przetestowania konceptu combined arms. Wczesnym porankiem następnego dnia Leopard i Confederate, osłaniane przez Lightninga, przerzucały kolejne dwunożne monstra, ich osprzęt, pilotów, techników. [media]http://www.youtube.com/watch?v=GVjQgXLA[/media] Już z daleka, zebrawszy się w kokpicie/centrum dowodzenia Warthoga (i/lub Torafugu) mogli obserwować Brighton. Od zachodu i częściowo od północy miasto okalała dość wartka rzeka Hudson. Zabudowa na zarzeczu była niska i rzadka, choć i tak zwane „centrum miasta” było niewiele gęstsze. Po wschodniej stronie NVDF i Rycerze rozłożyli się dużym obozem. Dziesiątki dużych namiotów z brezentu, zadaszonych garaży z blachy falistej. Wysokie wieżyczki obserwacyjne. Siatki zwieńczone i okolone drutem akordeonowym. Bastiony z gabionów wypełnionych ziemią, żwirem i kamieniami. Oznaczenia przebywających jednostek sugerowały 4th Interior Armored RCT z Republican Guard Brigade, a dokładniej 8th i 9th Cavalry Squadrons – znacznie rozbudowane w ostatnich miesiącach. Na dole pod garażami bądź w polu widać było ciężkie transportery opancerzone na kołach bądź napędach antygrawitacyjnych. Były też pododdziały 2nd Light Infantry Battalion z Border Patrol Brigade oraz znaczne ilości Volunteer Militia z jednostki lokalnej oraz 6th & 9th District Divisions. Nieco bardziej na prawo od obozu była stacja kolejowa dwukierunkowej linii Hartford-Fort Ticonderoga. Za pomocą pociągów towarowych wojsko dowoziło kolejne zapasy, ludzi i sprzęt. Nowym nabytkiem w armii były fabrycznie produkowane technicale z różnym ciężkim uzbrojeniem. Nieco bardziej na południe od obozu wojskowego był drugi, mniejszy, należący do najemników. Były tam skonstruowane naprędce rusztowania i stelaże, niektóre zadaszone blachą falistą albo brezentem. W środku spoczywały ze dwie lance rycerskich mechów. Głównie lekkie maszyny, choć widać było też jednego szturmowego BattleMastera – ani chybi tą jednostkę oddaną Rycerzom po likwidacji blackopsów znad Grand Lake. Następne parę dni było wypełnione wytężoną, choć satysfakcjonującą pracą. Minutemen zostali powitani na ziemi z wielkim poruszeniem – żołnierze NVDF i cywile z Brighton mieli ich za bohaterów, Rycerze Św. Cameron natomiast za towarzyszy. Pomimo zbliżającego się kolejnego rozlewu krwi czuć było w powietrzu „energię”, elektryzujący optymizm. Na pojazdach pojawiały się napisy takie jak „Remember Newport”, „Time for payback”, „Dokopiemy im” i podobne. Ćwiczenia przebiegały sprawnie – na rozległych poligonach pod miastem grzmiały armaty i autodziała, buczały lasery, trzaskały wyładowania z PPC i wizgały rakiety oraz kule z wukaemów, do wtóru ryku silników i wybuchów. Minutemen mieli także wyjątkową okazję spróbowania swoich sił za sterami innych mechów – w trakcie ćwiczeń wymieniali się miejscami z Cameronitami. Pośród przyszłych walczących górował duch bojowy. Choć przeciwnik był lepiej wyposażony i zorganizowany, aniżeli za poprzedniej wojny, a także miał potężne wsparcie najemnicze, to NVDF było rozbudowane o znacznie większą ilość pojazdów, broni i żołnierzy – i przede wszystkim nie mogło być już efektu zaskoczenia. To nie miał być chaos wynikły ze zdradzieckich ciosów ze wszystkich stron, tylko czołowe starcie tytanów. Test dla tej odrodzonej siły militarnej Nowego Vermontu nadszedł bardzo szybko, bo już pierwszego maja. W nocy ostatniej kwietniowej doby LTN-G15b Royal Lightning z Itan-shą za sterami „potajemnie” ulotnił się, zdążając w stronę ziem Królestwa Nowego Zairu. Tamże przysiadł w umówionym miejscu – ukrytym lotnisku/obozie zmontowanym przez Kompanię Skurwysynów (która przez kwiecień siedziała dziwnie cicho). Iroshizuku Asagao spotkała się z Jane Doe i poznała przewrotny plan – Skurwiele wywiedzieli się szczegółów dotyczących pochodu pierwszomajowego (wszak KNZ i reszta Czerwonych trzymała się pewnych zrębów staroterrańskiego socjalizmu, a przynajmniej jego artefaktów). Na placu Bennington Central Square „król” Ernest Kwame Mwabutsa miał o ściśle określonej godzinie dać wielkie przemówienie na którym miały stawić się tłumy – tak żołnierzy Armii Czerwonej Wstęgi, jak i migranckich cywilów z Bariery (a także „niewielkiej” liczby ex-Vermontczyków, obywateli drugiej kategorii zmuszonych do brania udziału w szopce – ale to akurat Beton przemilczała). Korzystając ze słabości sił radarowych i przeciwlotniczych KNZ, Itan-sha miała uderzyć wprost na te zbiegowisko i zrzucić na łeb Mwabutsy i jego sykofantów parutonowy „specjalny prezent”. I tak też się stało – brutalny, niespodziewany atak. Jedno precyzyjne pierdolnięcie, które zmiotło głowę tego „państwa”. „Nareszcie!”, jak wykrzyczało parę gardeł przeklinających to imię. Prawdziwy horror tego ataku był objawiony Itan-shy natychmiast po masywnej detonacji ładunku, a w niewiele później rozchodził się echem i kręgami po wodzie. Beton skądś pozyskała silnie radioaktywny materiał rozszczepialny (a dokładniej zużyty syf) i wepchnęła do ładunku aby stworzyć tak zwaną brudną bombę. Pakunek był na tyle dobrze ekranowany, że oprzyrządowanie LTNa nie wykryło nieprawidłowości, choć po powrocie na pewno maszyna i pilotka musiały przejść procedurę i kurację. Ci zgromadzeni na placu nie mieli tyle szczęścia. Choć detonacja nie była nuklearna ani szczególnie katastroficzna, to jej skutki były zaiste ponure dla „ocalałych”. W międzyczasie i później Kompania Skurwysynów się uaktywniła – zamachy bombowe, rajdy, ataki snajperskie. Betoniarze korzystali z chaosu i zamieszania wywołanego atakiem i dekapitacją KNZ. Niemniej jednak wszyscy chyba przecenili taktyczną wagę tego wydarzenia, bądź nie docenili ACzW. Ledwo Czerwoni pojęli co się wydarzyło, a de facto „restartowali” wojnę. Doszło do pierwszych strzelanin, bombardowań artyleryjskich i rakietowych oraz rajdów transgranicznych. NVDF nie pozostawało bierne, robiąc dokładnie to samo. Był to zadziwiający pokaz „niesubordynacji” - wszak politycy nie zdążyli jeszcze nawet siąść do stołów. A potem lunęło. Tu i tam nadciągnęły czarne chmury, przesłaniając późnopopołudniowe słońce i z typową sobie bezlitosną pompą oznajmiły definitywny koniec pory suchej. Pogłębiło to zamieszanie tam, gdzie te zamieszanie już zaistniało, spowolniło działania tam, gdzie mogło spowolnić. Nie w Brighton. Jak tylko dowiedzieli się o tej akcji (od samej podejrzanej pilotki, która powróciła), to wojsko i mechwojownicy podnieśli żółty alarm i przygotowali się na każdą ewentualność. Przezorny ruch, biorąc pod uwagę nocne wydarzenia. Zwiad doniósł bowiem o zbliżających się od zachodu siłach, bezapelacyjnie nieprzyjacielskich. Z nieba lało się istne oberwanie chmury, a czarny nocny nieboskłon rozświetlały wyładowania burzowe. Brighton było w gotowości. Cywilów szybko ewakuowano do obozu uchodźców kilkanaście klików na wschód od linii kolejowej. Wojskowi pozajmowali budynki i rozstawili broń ciężką. Pomijając szperacze, panowało zaciemnienie. W kluczowych punktach nad wzbierającą, rozszalałą rzeką ustawiły się mechy. W ich wnętrzach, w półmroku rozświetlanym tylko przez czerwone bądź pomarańczowe światła awaryjne i miękki blask monitorów, czekali mechwojownicy. Sensory pracowały. Skupiony wzrok starał się bezskutecznie przebić przez mokrą otchłań, w jaką zmienił się kierunek zachodni. Deszcz łomotał po pancernych szybach kokpitów. [media]http://www.youtube.com/watch?v=DYrvIKpo3fI[/media] Wreszcie, mniej więcej kwadrans przed ciszą nocną, obserwatorzy i co lepiej działające, mocniejsze radary i sensory zaczęły wykrywać zbliżające się siły – gównie nadciągające z zachodu, ale także z północy i w mniejszym stopniu z południa. Na tym ostatnim kierunku doszło już do wymiany ognia. Pikiety raportowały obecność zmotoryzowanych Bandytów na technicalach. Ale od północy zdążały siły zmechanizowane w ciężkich transporterach o napędzie gąsienicowym, poparte czołgami. Natomiast z zachodu nadciągali „Poniżeni”. Jeśli wczesne wykrywanie się nie myliło... to w pełnej pozostałej im sile. Prawie trzydzieści mechów, głównie klasy szturmowej. Minutemen, Rycerze i żołnierze NVDF właśnie zdali sobie sprawę, że będą brali udział w jednej z najtrudniejszych i zarazem przełomowych bitew całej tej wojny. [media]http://www.youtube.com/watch?v=PoCrEuov6cY[/media] Na przedpola oraz samo miasto zaczęły spadać pociski – artyleryjskie, rakietowe. W tym co i rusz pojedyncze, przepełniające serca grozą detonacje posłańców śmierci z lufy Long Toma. Vermontczycy jednak szybko się ogarnęli i rozpoczęli ogień kontrbateryjny. Skutecznie ostudziło to zapędy Czerwonych w tym zakresie. Wkrótce potem jednak zaczęły tu i tam spadać skupiska rakiet z wyrzutni RL i LRM oraz pociski z dalekosiężnych autodział i armat. Mechy nadchodziły. Komputery identyfikowały już pierwsze z nich. Raporty WSI nie kłamały. Strikery. Awesome'y. Banshee. BattleMastery. Victory. Pieprzone Rampage'y, Dragoony i Phoenixy. Parę innych. Poderwali do walki wszystko co mieli. Minutemen w swoich „zwyczajowych” maszynach. Rycerze w swoich, ale też w tych wolnych od Minutemen – mieli więcej pilotów niż maszyn, a sytuacja była poważna. Wszystkie ręce na pokład, każda lufa w stronę wroga. Maszyny NVDF jako wsparcie naziemne. W locie Leopard, Confederate, Royal Lightning z Itan-shą za sterami. A także wsparcie lotnicze od Rycerzy: eskortowiec klasy Aquarius oraz trzy myśliwce typu Hellcat (ex-palatyńskie). Abased na szczęście nie mieli sił aerospace, choć otaczały ich chmary wozów pancernych ACzW i PPF. To nie będzie przyjemne. Hermit zmawiał modlitwę za sterami swojego Emperora. Mandaryn nerwowo strzelał knykciami wewnątrz Mackiego. Pandur po raz ostatni robił sprawdzian systemów Maraudera. Highborn za sterami zmodyfikowanego Chargera, Manul w przerobionym Atlasie, Ammit w środku Kintaro, Rooikat w kokpicie swego Shadow Hawka, Mały wewnątrz Hunchbacka. Przerobiony Warhammer, Challenger i Highlander w dłoniach rycerskich. Bitwa pod Brighton, jak miały nazwać ją karty historii. To mogła być ostatnia batalia Minutemen.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
20-02-2022, 12:01 | #176 |
Reputacja: 1 | Manewry pod Brighton były dla Małego długo wyczekiwanym wydarzeniem. Mógł po raz pierwszy poćwiczyć w prawdziwym mechy, a nie tylko symulatorze. Najpierw pierwsze kroki do Dropshipa, następnie prawdziwe ruchy na poligonie. Tylko że w tej całej radości były gorzkie krople. Brandon pochodził z Brighton, tam mieszkali jego rodzice i cała reszta, kumple z pracy, starzy znajomi ze szkoły... I wiedział że bycie Minutemenem ściąga na rodziny kłopoty. Kłopoty mogące pozbawić życia. Przez cały czas poligonu Brandon ani razu nie opuścił terenów zajętych przez wojsko, ani razu nie był "na mieście", ani razu nie odwiedził rodziny. Starał się być niewidoczny. Dla ich bezpieczeństwa. Starał się pozostać anonimowy. Ubrany w roboczy kombinezon idealnie wtapiał się w szeregi techników (z którymi niemalże co dzień walił w karty). Sercem Brighton była kopalnia. Brighton istniało dla kopalni, nie odwrotnie. Rozrośnięte robotnicze osiedle, które już dawno pożegnało się w metkę radosnej prowizorki. Poligonem dla wojska były dawne kopalniane tereny, zarastające wyrobiska, hałdy, księżycowy krajobraz. Dopiero dalej była "dzika" sawanna. Brandon wiedział co się stanie, jak przyjdzie deszcz: Wszystkie nieutwardzone, rozjechane ciężkim sprzętem drogi zamienią się w błotne ślizgawki, któraś nasiąknięta hałda po raz kolejny się osunie, stare odkrywki zamienią się w jeziora mętnej, błotnistej wody. W bazie było parno. Mokro od lejącego deszczy i gorąco od sytuacji politycznej. Brudna bomba podniosła temperaturę i ciśnienie wszystkim. Brandon czekał tylko na rozkazy. Bo że wejdą do walki było pewne. Tylko gdzie? Padło właśnie na Brighton, zgromadzenie wojsk i mechów. Mały Hunchbackiem wraz z całą lancą mókł na posterunku. Widoczność niemalże zerowa, stukot deszczu odbijającego się cichym echem o pancerz i szyby kokpity, ręce nerwowo operują po konsoli radaru, czujników i tych wszystkich elektronicznych zmysłów, próbując wykryć coś co nie jest magnetycznym szumem Amerigo. A jak wykryli, to nic tylko się przeżegnać. Całe lance ciężkich mechów, plus cała reszta typowo wojskowej drobnicy. Brandon nie był defetystą ani panikarzem, ale siły wroga zrobiły na nim wrażenie. Sam siedział w potężnej maszynie, tylko że wróg miał takich maszyn więcej. Przy wyłączonym mikrofonie rzucał do siebie wymyślne robociarskie wiązanki i po raz kolejny sprawdzał systemy maszyny i stan gotowości laserów. No i się zaczęło. Artyleria, rakiety, lasery rozświetlające ciemność... Z powodu adrenaliny, stresu, podniecenia Mały dokładnie przypominał sobie tylko momenty. Bronili się na rzece, a wrogie mechy skoncentrowały się na lotnictwie. Mały działając z lancą jako jedna wielka pięść po kolei eliminował kolejne mechy przeciwnika. Potem zmiana celu, wrogi APC mocno się wysforował na rzece. Koncentracja ognia i wypalony wrak niesiony nurtem walił w kolejny wrak, spiętrzając wartą rzekę, po jednej stronie zwiększając poziom wody, a drugiej wzmacniając jej nurt, utrudniając jej przekroczenie. Mały miał większą mobilność niż pojazdy kołowe, nie musiał się martwić czymś takim jak minimalny promień skrętu. Omijanie piechoty opanować już na ćwiczeniach, robił to automatycznie, mógł bez kłopotów skoncentrować się na maszynach przeciwnik. Kolejny wrogi mech (komputer zidentyfikował go jako Phoenixa) błysnął eksplozją rozrywanego magazynu amunicji. Kolejny (niestety nasz) Hellcat walił na ziemię albo eksplodował w powietrzu. Kolejni żołnierze spopielani kulą ognia eksplodującego APC. Takiego ognia deszcz szybko nie zgasi. Kolejny lekki mech rycerzy walił na ziemię, a pilot w podskokach wycofywał się na tyły, nie chcąc ściągać na siebie wrogiego ognia. Mały walił we wrogiego mecha, jednocześnie manewrując, by po chwili wspomagając oddziały liniowe NVDF i koncentrując ogień na pojazdach pancernych. Odległość nei stanowiła problemu. Tamci mieli pancerze, a miały miał całą baterię laserów wycelowanych w konkretny cel. Tak samo było z APC, tamte padały jeszcze szybciej. W ciągu kilku minut był w stanie wymieść cały odcinek frontu, zamieniając brzeg rzeki w konglomerat złomu, błota, popiołu i flaków. Znowu wrogi mech. Brandon rzucił kolejną wiązankę kiedy tylko spudłował. Zmienił pozycję, błyskawicznie robił poprawkę i ponownie strzelał. Poszło w nogę, wrogi mech dosłownie przysiadł, pilot jeszcze zasłaniał rozwalonym ramieniem kabinę, ale kolejne strzały i tamten się katapultował. A Hunchback... ani razu nie oberwał. Już z symulacji Mały wiedział, że jest to statystycznie niemożliwe, nie podczas walki z innymi mechami. Może i teraz ktoś do niego strzelił, ale Mały nic w ferworze walki nie zauważył, a systemy Hunchbacka nic nie odnotowały. Najpewniej robił za cel dla piechoty, ale karabin maszynowy nie jest bronią przeciwpancerną. Zlany potem Mały przyłapał się na tym, że coraz więcej czasu poświęca na szukanie celów, niż na walkę z nimi. Wróg był pokonany. Brzeg rzeki zasłaniały wbite w błoto pojazdy piechoty. Odparli atak, ocalałe mechy przeciwnika wycofywały się. Chwila przerwy, narada, nie miał nawet szansy wyjść z kabiny. przegrupowanie i pościg. Walić piechotę, z niedobitkami czerwonych NVDF spokojnie sobie poradzi. Gonili mechy. Przekroczyli rzekę. Leopard z desantem mechów wystartował. Tak samo Lightning. Gonili. Tym razem poszło gorzej. To była klasyczna walka mechów z mechami. I znowu przeciwnik popełnił błąd, koncentrując się na pojazdach powietrznych, kiedy to obie lance były na ziemi w odległości strzału. Pokiereszowany Lightning dał im cenny czas, pozwalający się zbliżyć do przeciwnika. Zagrały lasery, poleciały kolejne rakiety. Tu już nie było tak łatwo, ale dali radę. Mały wraz z Pandurem osłaniali wycofującą się Rooikat, kiedy jej mech uległ zniszczeniu. Pandur oberwał. Mały nie. Ale obaj dalej walili, ile tylko sprzęt pozwalał. I ostatecznie z przeciwnika została kupa złomu. Autodestrukcja, psia mać. Ale ich pokonali. Mały od reszty (radio) dowiedział się, że prawdopodobnie rozwalili kompletnie tych całych Abased. Wygrali. I przeżyli. Po bitwie, kiedy adrenalina opadła, przyszła rzeczywistość. Zmęczenie, ból napiętych mięśni, zdrętwiały tyłek, ciuchy mokre i śmierdzące od potu. Pragnienie i głód. Radość zwycięstwa, dla Małego zwycięstwo podwójne: dodatkowo było to jego pierwsze i z pewnością nie ostatnie starcie. Wyszedł z mecha. Obejrzał maszynę. Wrzasnął: - Woo - hoo!
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
20-02-2022, 13:57 | #177 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 27-02-2022 o 13:54. |
20-02-2022, 15:14 | #178 |
Reputacja: 1 |
|
21-02-2022, 00:52 | #179 |
Reputacja: 1 |
|
21-02-2022, 06:14 | #180 |
Reputacja: 1 | - Jak mogłaś zrzucić brudną bombę na Bennington?!? - zapytała niby spokojnie Annabell, choć jej oczy miotały błyskawice a ciało drżało od jeszcze kontrolowanej furii. - Nie wiedziałam… Dostałam bombę poza oficjalną drogą zaopatrzenia i wykonałam tajną misję… - Która zakończyła się zabiciem tysięcy cywilów, zniszczeniem miejskiej infrastruktury oraz napromieniowaniem centrum Bennington, co sprawi, że nie będzie się nadawało do zamieszkania po odbiciu go z rąk watażków obecnie rządzących Nowym Zairem! - analityczka Wojskowych Służb Informacyjnych celnie punktowała konsekwencje lekkomyślnego ataku. - A w dodatku, jak wyjdzie że NVR posługuje się brudnymi bombami podczas pokoju, to odwróci się od nas sporo międzyplanetarnych organizacji, z którymi możemy obecnie handlować. W końcu kto chce narażać na szwank reputację, wspomagając terrorystów. Bo akurat do tego sprowadziło się bombardowanie Bennington - atak terrorystyczny na ludność cywilną. Przy użyciu brudnej bomby. - Annabell, nie wiedziałam, zrozum… - próbowała tłumaczyć Iroshizuku. - Nie wiedziałaś, albo wiedziałaś, nieważne. Znowu muszę chronić tyłki Minutemen wprowadzając dodatkowe ograniczenia dostępu do informacji niejawnych. A do prasy poszły “przecieki” o ataku sił tajemniczego mocodawcy na Mwabutstę. Dodaliśmy też trochę newsów o Nowej Rodezji, partyzantach-patriotach na ziemiach zagrabionych oraz całą masę spekulacji kto jeszcze kryje się na Amerigo. I gdzie. Info o Bennington powinno zostać spłycone przy tylu innych gorących informacjach. - Dzięki, jestem zobo… - Obecnie jest wojna. Zimna, ale wiadomo, że drugi akt gorącej jest kwestią tygodni. Jednak walki kiedyś się skończą. I nadejdzie czas rozliczeń. Nie chcę być złym prorokiem, ale jak Minutemen zajdą komuś za skórę, to znajdą się na was haki Całkiem solidne. * * * Poligon pod Brighton -Tu Itan-sha, nadlatuję. Gotowi? - Gotowi! Iroshizuku zmniejszyła ciąg i zeszła nisko nad ziemię, a gdy przelatywała nad terenem poligonu ustawiła Lightninga prawym skrzydłem w dół, elegancko prezentując myśliwiec. Na dole czekały już mechy z lancy Minutemen a także unosił się nad nimi Leopard. Kiedy Iroshizuku nad nimi przelatywała, odpaliła serię flar. Miała nadzieję, że dobrze wypadną na grupowym zdjęciu. I że nie podpalą żadnego okolicznego namiotu. |