Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2022, 12:23   #171
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie podobało jej się pojawienie wojska pod ich górą. Przez cały okres audytu dążyła do tego by zachowano niejawność ich miejscówki, ale powrót Ishidy prawie że zza grobu wywołał takie zamieszanie organizacyjne (wszyscy chyba uznali że skoro jest i wrócił do kierowania działaniami to już nie ma się co mu wtrącać). Ale Ursula zaczynała mieć myśli, że jego skrytość i brak dzielenia się planami oraz kontaktami zaczyna działać jej na nerwy. No i mimowolnie łączyła pojawienie się wojsk z jego pomysłami. Chociaż z drugiej strony byłby komfort tego, że ktoś inny decyduje i zarazem odpowiada jak się coś spierdzieli. Oczywiście nie mieliby takiej autonomii, ale czy to było akurat dobre?

Tak, Ursula była zmęczona i sfrustrowana tą wojną. Tym bardziej jej to zaczęło doskwierać po odkryciu Nowej Rodezji. Ta wyprawa była dla niej namiastka dawnego stylu życia, o którym starała się zapomnieć po przystąpieniu do Minutemen, biorąc na siebie te wszystkie nowe obowiązki. Teraz więc tęsknota za normalnością i zamartwianie się o przyszłość dzieci, bolały ją na tyle, że ciężko było ją wypierać jak do tej pory.

Oczywiście na zewnątrz pozostawała opanowana i zaangażowana do działania, by dbać o morale.

Natomiast odkrycie Nowej Rodezji, ogólnie rzecz ujmując, Trevor uznawała jako dobrze wykonane zadanie uwzględniając ogólnopolityczne i logistyczne warunki. Nie przejmowała się utyskiwaniem co niektórych jakie to błędy popełniono podczas tego pierwszego spotkania. Zabranie ze sobą rodezyjskiego pilota było gwarantem, że temat nawiązania stosunków dyplomatycznych nie zostanie zbyty. Mieli więc człowieka, obcego, który praktycznie prosił się o wzięcie w niewolę. No i wszyscy dobrze wiedzieli kto pierwszy strzelał. A najważniejsze, że nikt nie odniósł obrażeń i po przesłuchanie mężczyzny przyśpieszyło proces poznawania nowej społeczności. A bez tego nie mieliby szans dowiedzieć się o istnieniu ichniejszych Minutemenów, zwanych w Nowej Rodezji Patriotami.
Teraz Ursula nawet uważała, że prędzej Minutemen dogadają się z Patriotami co do współpracy niż ich rządy między sobą.
Ursula zgłosiła jako zainteresowana do wzięcia udziału, gdy zostanie podjęta decyzja o zwróceniu rodezyjskiego pilota do Salisbury.

Wybuch ostatniej głowicy został skomentowany przez Ursulę, gdy była tylko z mężem, w ironicznym tonie, że już nie muszą jej szukać. Zadziwiającym było do czego człowiek potrafił przywyknąć po czasie. Jednak niekontrolowany ruch na orbicie sprawiał, że Trevor już na forum uznała, że teraz nie ma pewności czy ktoś nie dostarczył na planetę nowego arsenału głowic.

Ale wracając do wydarzeń tuż po powrocie z Nowej Rodezji. Chłopcy z lancy Bravo wykrakali i faktycznie przywitali nowych pilotów. Nie była to niestety pełna nowa lanca, za co trzymali kciuki, a jedynie dwóch operatorów maszyn. To nawet nie uzupełniało ich braków kadrowych. Odejście McKinleya z Kane, śmierć Wallroth Gabor i Heisenberga na dle dołączenia Burke i Akker nadal dawała wartość na sporym minusie.
A te braki kadrowe jeszcze bardziej dla niej urosły po rozmowie z Manulem, która miała miejsce zaraz po imprezie integracyjnej.

Otóż gdy samemu miało się wątpliwości, czuło się w kościach, że szykuje się duży problem to nazywało się to paranoją. Ale gdy te samo w kościach czuł ktoś inny, z kim na co dzień się nie rozmawia to znaczyło, że problem jest realny.
Projekt bazy w pozostałościach maszyny terraformującej był ściśle tajny, prowadzony w kooperacji Ursuli z Jacksonem (nie mylić z generałem). Sprzętowo mieli tam już całkiem ładnie rozbudowane zaplecze. Jednak wyglądało na to, że, wiedzeni rozbudowaną paranoją Manula, muszą skrupulatnie dobrać personel dla tamtego miejsca. Plus był taki, że po audycie Rooikat była na świeżo z "listami płac", rozmowami z personelem - wtedy w celu przygotowania ich do rozmów z audytorami. Przygotowała więc w najbliższych dniach po tej rozmowie propozycję nazwisk osób które mogłyby odpowiadać im do przeprowadzki. Roboczo nazwała ten spis listą premiową, gdyby ta dostała się w niepowołane ręce. Zadbała też, ze względu na specyfikę miejsca, które znała bardzo dobrze, by dobrać do obsady osoby znające się na tym jak przetrwać w dziczy. Tu pomocne miały być jej kontakty z farmerami i osobami, z którymi pracowała podczas wypraw badawczych.

Przyznała przy okazji rację Julianowi, że należy sprawnie i po cichu zrobić relokację bliskich pilotów. Po kolei więc wynajdywali wymówki, przez które znikały osoby: a to wizyta u rodziny, a to wizyta na badaniach lekarskich, wakacje (bo przecież każdemu się należy).

A poza niejawnym obsadzaniem ludzi w nowej bazie, spędzała czas na intensywnych treningach na symulatorze, głównie po to by zgrać się z nowym członkiem Bravo.
Starała się być przyjazna dla Małego, bo wyobrażała sobie, że musi mu być ciężko dograć się z nią, Mandarynem i Pandurem, bo po byli już zgraną paczką, mającą swoje przyzwyczajenia, które dla Brandona były obce. Na pewno cieszyło to, że miał już jakieś przeszkolenie w pilotowaniu, a nie tak jak to było z nią samą na początku, że była totalnie zielona i co więcej niezajarana technologią.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 13-02-2022, 20:52   #172
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Post przy współpracy z MG

Wszystko powoli zmierzało do restartu wojny, a im w miarę dobrze szło z gromieniem i Benefaktora i z odpieraniem wrogów. Jednak Julian przeczuwał że to wszystko nie tyle za łatwo idzie co nie będzie wcale końcem zakulisowego wroga. Przecież ten zinfiltrował struktury wszystkich frakcji na planecie, a oni dorwali jakiegoś zamachowcę w NV, i kilka zbrojnych grup.
Pomimo szacunku jaki żywił do Pana Ishidy, stary Kuritanin niespecjalnie był wylewny. Informacji docierało do niego niesamowicie dużo, natomiast je same porcjował wychowankom wedle własnego uznania.
Julianowi się to nie podobało. A już szczególnie stwierdzenie “wszystko się wyjaśni”. Takie słowa wzbudzały niepokój, aż dziwne było że stary mechwojownik pozwolił sobie wypowiedzieć głośno taką sentencję.
Tak czy inaczej Jackson chciał zasięgnąć porady kogoś kto mógł był trochę mniej oszczędny w słowach… i nie był bezpośrednio związany z którąkolwiek frakcją działającą na Amerigo.
Akolici ComStaru zapytani o swojego przełożonego skierowali Jacksona… do hangaru. Manula zdziwiło to że Almasy nie siedział w jakimś biurze koordynując działania swojego kościoła. Demi-precentor stał na jednej z wyższych galerii i zaciągając się swoim kognitywnym papierosem przyglądał się mrówczej pracy nad szeregiem maszyn w dole.

Spojrzał na bok, zauważywszy kątem oka, że ma gościa.

- Pan Jackson. Akurat myślałem o tych… przeróbkach Atlasa. Nie powiem, całkiem niezły pomysł, a i wykonanie równie dobre. Może nie najtaniej, ale jako tako. Ten Warhammer przedtem też się sprawdził. Nieźle, jak na samotną planetkę ukrytą w Głębokich Peryferiach. Nieźle, jak na małą grupę MechTechs. I nieźle, jak na pojedynczego… hmm. Wynalazcę? Nie, innowatora.

Jackson poprawił okulary na nosie i skinął głową duchownemu.
- Dziękuję za miłe słowa. Usłyszeć pochwałę odnośnie spraw technicznych z ust Zakonnika to dla mnie… wyjątkowe wyróżnienie. - powiedział przybierając swój lekki nieśmiały uśmiech - Staram się patrzeć na swoją pracę z możliwie szerokiej perspektywy. Zastanawiając się nad usprawnieniami staram się brać pod uwagę dostępne zasoby, logistykę oraz wszelkie możliwe sytuacji jakim będę musiał stawić czoła - przerwał na moment by zrównać się z Almasym i by móc też mieć widok na to co się dzieje poniżej - Żeby to działało potrzebuję zawsze informacji, wiedzy… a także różnych punktów widzenia i doświadczeń. Gdy mi ich brak staram się pytać osoby lepiej obeznane. Dlatego chciałbym porozmawiać z wami, Wielebny. Najchętniej o mechach, ale… teraz jest coś dużo ważniejszego co mnie trapi.
Jackson oparł się o barierkę i zmrużył oczy.
- Dwóch szermierzy mierząc się ze sobą wykonują kroki i ciosy. Można nacierać, bronić się, zastawiać, unikać. Można też zrobić wypad do przodu, znacząco skracając dystans i wyprowadzić cios, który przeciwnik będzie miał problem uniknąć. Problem polega na tym że w wypadzie, do wyprowadzenia tego mocnego ciosu ustawiasz się w pozycji która ogranicza twoją manewrowość. Jeżeli przeciwnik wytrzyma i wykona kontrę, uciekając z wypadu ciężko odzyskać równowagę. - oblizał wargi i zwrócił się do Almasy’ego - Minutemani przeszli do natarcia na Benefaktora, lecz ja uważam że zrobiliśmy wypad. Usuwamy… oczywiste zagrożenia. Mam wrażenie… że przeciwnik ma w drugiej ręce sztylet którego nie widzimy. Chciałbym poznać opinię osoby, która ma większe doświadczenie w sprawach walki między cieniami na to co się dzieje. Przeciwnik zinfiltrował wszystkie frakcje na planecie. To cośmy mu zabrali… to dość mało w mojej ocenie.

- Tak, słyszałem o tych obławach. Muszę powiedzieć, że i tak bardzo sprawnie sobie poradziliście z odkryciem i eliminacją tych sił tego… Benefakora, które były narażone na wykrycie. Dużo szczęścia było w tym, że udało się wam uratować przed zniszczeniem choć część danych wywiadowczych - akurat tyle, aby ustawić te kostki domina. Problem z tego typu… stronnictwami… jest taki, że albo się je niszczy od razu i wyplenia w zarodku, albo trzeba się szykować na, jak to pan szermierczo określił, kontrę. Albo wycofanie. Na to drugie bym nie liczył. Ten Benefaktor wyraźnie czegoś chce od Amerigo. Albo tylko od Nowego Vermontu. Bądź innych frakcji. Ale to bezwartościowa spekulacja. Eliminacja piratów, baz księżycowych i tych komórek planetarnych, które dało radę wykryć i przyłapać musiała przynajmniej wybić zęby temu stronnictwu.

Zaciągnął się długim, brązowym papierosem (czy cygaretką?) z fifki. W powietrzu pojawił się gęsty, siwy dym o zapachu wiśni.

- Część waszych obław się nie udała. Nieznana liczba agentów zeszła do podziemi. Niełatwo ich będzie wykurzyć. A w nadchodzącym nowym zamieszaniu może się to okazać niemożliwe. Lub wręcz odwrotnie, w takim chaosie może coś wam wpadnie. Ciężko powiedzieć, panie Jackson. Ma pan jakieś… konkretne pytania? Swoją opinię już wyraziłem. Pobawiliśmy się w polityków.

Przez chwilę Jackson przyswajał sobie to co powiedział Almasy. W końcu odezwał się, mówiąc powoli.

- Biorąc pod uwagę sprzęt jakiego użyto i jaki sprowadzono na Amerigo, z zewnątrz… czy ta operacja… infiltracja przez dziesięciolecia, pieniądze które trzeba było w to wpompować… Czy jakiekolwiek złoża germanium lub jakiegokolwiek innego pierwiastka są na tyle cenne by pokryć to przedsięwzięcie?

Myślał nad tym przez chwilę.

- Akurat teraz by się przydał ten bufon, Benisek. Pewnie by się nagadał, że “to zależy od złóż”. Czystość, pierwiastki towarzyszące, ilość, takie tam. Potem by się nagadał o rynkach germanium. To kluczowy pierwiastek, panie Jackson, bez niego nie ma ani mechów, ani podróży międzygwiezdnych. Natomiast po tylu dziesięcioleciach Wojen o Sukcesję fabryczne moce przerobowe tego zasobu są mniejsze niż jego podaż. To cenny metal, ale nikt nie zapłaci za niego więcej niż wartość rynkową, biorąc jeszcze pod uwagę odległości, brak przekaźnika HPG i resztę logistyki. Nie, nie wydaje mi się, by germanium z Columbusa wystarczyłoby.

Zastanowił się znowu. Bez pośpiechu zaciągnął się.

- Choć historia, i to wcale niedawna, zna przypadki budowy kiełkujących związków międzygwiezdnych w oparciu o duże złoża tego surowca. Peryferia, planeta Alphard, niejaka “Hegemonia Mariańska”. - wzruszył ramionami - Meh, kolejne bandyckie królestwo bez przyszłości. Mniejsza. A dla piratów albo innych biedaków takie złoża też mają astronomiczną wartość. Mówimy tu o dziesiątkach milionów C-Bills, jeśli macie szczęście, panie Jackson. Ale czy warto o to ściągać na planetę tak… rzadki LosTech wojenny? Nie. Gdybyśmy mogli, zatrzymalibyśmy ten proceder, panie Jackson. I jeszcze ta broń atomowa… Póki co możemy tylko robić damage control.

Jackson stukał palcami o barierkę a kiedy Almasy skończył zaczął poruszać dłonią w powietrzu jakby coś kształtował.
- Odrzućmy więc uzasadnienie ekonomiczne. Co wiemy. Mają zasoby, przeprowadzili głęboką infiltrację. Trzymają swoje istnienie w sekrecie. Uderzyli gdy NV zaczęło planować ekspansję i eksplorację planety. Hmm.. Gdyby chcieli pozbyć się rywali… Mogli to zrobić wcześniej… Jednocześnie mają zasoby które rozdają ale sami rzadko walczą…
Julian zamarł na moment.
- Oni bronią czegoś. - wypowiedział cicho - Ich działania nie pasują do żadnego innego schematu.

- To możliwe, panie Jackson. Miałoby to dużo sensu. Pytanie czego Benefaktor mógłby tak bardzo bronić, że poświęcałby na to tyle LosTechnicznych komponentów i doposażał oraz organizował lokalnych piratów i bandytów. Jak wiemy, jeden fałszywy ruch i takie szumowiny same położyłyby łapę na czymkolwiek co byłoby tak cenne. Wielce ryzykowne.

- Tożsamość… Dziedzictwo. - stwierdził krótko Julian - Wszyscy agenci się zabijają zanim jesteśmy w stanie ich dorwać. Autodestrukcja mechów i struktur. Autodestrukcja sprzętu który oddają innym. To musi być ktoś kto ma wrogów w całym znanym kosmosie. Do kogo nienawiść jest tak mocno zakorzeniona, że przetrwała pokolenia. Jednocześnie musi być to ktoś dla kogo lostech nie jest niczym niezwykłym. Nie jest skarbem który zostawiłby wyłącznie dla siebie. - mówiąc ruszał dłonią jakby próbował nadać swojej koncepcji kształt - Na początku zakładałem że chodzi o kryptę lostechu. Teraz powiedziałbym że koloniści nieopatrznie osiedlili się na planecie na której znajduje się sekretna baza z okresu Gwiezdnej Ligi. Może SLDF? Ale nie… odpowiedź pojawiła się dość wcześnie… nikt kto był lojalny wobec generała Kerensky’ego nie trzymałby u siebie sprzętu Uzurpatora.
Zamilkł i uśmiechnął się półgębkiem.
- Czy ktoś inny jeszcze poza Domem Amaris pasowałby do tego? - szepnął.

Almasy zaciągnął się głęboko, kiedy Jackson wypowiadał ostatnią sentencję i aż się rozkaszlał.

- Czy ma pan na to jakieś dowody? ComStar z chęcią by się im przyjrzał. Jak pan wie, jesteśmy ostatnimi spadkobiercami Gwiezdnej Ligi. A tajemnicą poliszynela jest fakt, że część tych zbrodniarzy od Amarisa przetrwała pogromy Kerensky’ego i zapadła się pod ziemię, pewnie właśnie gdzieś na Peryferiach. Albo jeszcze dalej.

Jackson podrapał się po policzku palcem wskazującym. Pokręcił głową.
- Nie mam twardych dowodów. To że przejęliśmy Matara, nie jest żadnym dowodem - pozwala to tylko postawić pytanie: jak taka unikatowa maszyna miałaby trafić tutaj na kompletny zaścianek? Abased też mają maszyny z czasów tyranii Amaris - Phoenixy, Rampage’y, Dragoony. Niestety nie mamy zeznań, ani dokumentów, ani zapisów. Musielibyśmy dorwać kogoś, na przykład ich agenta albo wodza Abased i przesłuchać. Jednak jest jeszcze jedna kwestia w takim razie - Jackson wskazał dwoma palcami wielebnego - Taka że jeżeli to rzeczywiście resztki po Amarisie to jesteście w niebezpieczeństwie.

- Hmm. Pion Delta zaangażuje się w zdobywanie informacji w tej sprawie, sprawdzimy pańską teorię. Sugeruje pan, że to jest co… jakaś pułapka na Błogosławiony Zakon? Na krańcu świata? Bez urazy, ale pomijając PR pośród Peryferiów w tej okolicy, i teraz z tym germanium, to Amerigo nie jest wystarczającym magnesem dla interesów ComStaru. Chociaż… Amaris i jego wierchuszka nie takie rzeczy wyczyniali za swoich czasów… od których minęły prawie trzy wieki. Grube nici, panie Jackson.

- Myślę że raczej nie brali pod uwagę że ComStar się tu pojawi. Myślę że chodziło im o to by frakcje rzuciły się na siebie i zrobiły tutaj właśnie typowe zabijackie Peryferium… niewarte zainteresowania ze strony Zakonu. A biorący się za łby piraci, bandyci i najemnicy to gwarant że nikt nie będzie się zapuszczał na odludzia planety której nie da się zbadać satelitą. I gdzieś tam sobie żyją spokojnie albo chcąc zostać pozostawionymi w spokoju albo planując swoje paskudne intrygi. - Manul pokręcił głową - Nie. Nie miałem na myśli Comstaru, tylko was Wielebny i waszych akolitów. Ich celem jest zasiać chaos by przykryć swoje istnienie. Śmierć przedstawiciela Zakonu idealnie by się do tego nadało. Zrzucić winę na “dzikich peryferyjniaków”.
Jackson wyraźnie się zastanowił po czym znów podjął.
- Obawiam się, że generał Jackson rozłożył się pod Górą i będzie czekać na pierwszą walną bitwę Minutemanów, kiedy wszyscy wyruszymy w pole, a baza będzie niebroniona. Nie wiem czy jest agentem, może być po prostu chorobliwie ambitnym gnojem, jak to nazywa go mój ojciec. Myślę, że wejdzie tutaj, chociażby organizując prowokację i wchodząc do bazy by jej “bronić” a potem stąd nie wyjdzie. Co się wtedy zadzieje… nie wiadomo.

- Prześwietlimy go pod kątem przynależności do tych Amarisowców, bądź innych oponentów. Tyle jesteśmy w stanie zrobić. Niemniej jednak jeśli okaże się on nie być żadnym agentem, a mimo to podejmie kroki o których pan mówi, to zdaje pan sobie sprawę z tego, że ComStar pozostanie w tej… sprawie neutralny? Natomiast jeśli chodzi o pańską teorię, jeśli się potwierdzi… z pewnością zaaranżujemy większą ilość najemników do zgładzenia potomków tych rzeźników oraz inne wsparcie ze strony Błogosławionego Zakonu. Ale najpierw zbadamy tą sprawę samodzielnie.

Jackson skinął głową.
- Oczywiście. Jakby nie patrzeć nie mamy tutaj twardych dowodów. Proszę jednak uważać wraz ze swoimi podwładnymi. Gdyby ktoś nie miał zamiaru uszanować waszej neutralności postaram się wam pomóc jak tylko będę mógł.
Almasy podziękował skinieniem głowy na tą deklarację. Papieros w fifce wypalił się prawie do końca, więc odpalił nowego. A po momencie zastanowienia poczęstował z paczki również Manula. Mechwojownik co prawda nie palił, ale postanowił spróbować co też popala ComStarowiec. Obaj po chwili opierali się o barierkę smakując aromatyczny dym z papierosów wymieniając się uwagami odnośnie machin nad którymi w dole pracowali w pocie czoła technicy.

***

Wybuch głowicy w Middlebury uświadomił Manulowi że jest naprawdę niewiele czasu do rozpoczęcia konfliktu na nowo. Z Rooikat podzielił się więc zadaniami odnośnie transportu do Camp Blackmore Kiedy biolożka skupiła się na organizowaniu szkieletowego personelu (poza pilnowaczami), Jackson zajął się dopracowywaniem logistyki oraz planu ewakuacji. Postanowił dokupić sprzęt i zapasy do kryjówki z pomocą rodziny Archerów. Tak się składało że spora część sprzętu który mógł znacząco wspomóc ich kryjówkę nadawał się równie dobrze do rozbudowania lub zabezpieczenia farmy przed brakiem kontaktu z Ziarnami. Ba. Dodatkowe cywilne latadła też pasowały do tego profilu. Zakup od handlarzy z orbity miał zostać zrzucony w pobliżu Burlington gdzie znajdowała się farma… i część sprzętu miała trafić do ranczerów, a część do przelatujących w okolicy Minutemanów. Lokalizacja farmy była nader fortunna, Julian mógł dzięki temu łatwo wywieźć swojego brata z rodziną z Burlington - biorąc pod uwagę co się zadziało z rodziną i znajomymi towarzyszy, należało się obawiać ataku agentów Benefaktora. Wycieczka na wieś załatwiona po znajomości i można było ich zgarnąć.
Co ciekawe okazało się że farma przyciągała uchodźców z powojennych terenów, tych którzy szukali miejsca z dala od działań wojennych. Archerowie zatrudniali tych ludzi za jedzenie i dach nad głową do pracy na roli. Dzięki rozmowie z gospodarzami udało się wskazać pośród nich kilka osób o potrzebnych w Camp Blackmore umiejętnościach. Choć każda para rąk była kolejną gębą do wykarmienia, to ktoś znający się na przetrwaniu w dzikich terenach Amerigo i pałający niechęcią do wrogów NV był doskonałym kandydatem na jednego z zaopatrywaczy obozu.

Cywilne latadła z zakupu miały nie tylko być zapasowym transportem osobowym ale także usprawnić przerzut ludzi. W ramach ustanowionego pierwotnie planu ewakuacji wyznaczono szereg punktów zbornych w pobliżu rozległej dżungli do których mieli zmierzać w każdy możliwy sposób czy to powietrzem czy ziemią. Każde z tych miejsc było dobrą kryjówką w której można było schować ludzi i pojazd terenowy. Każde zostało też wyposażone w prosty nadajnik kierunkowy który miał powiadomić obsadę obozu o czekających gościach. Dzięki latadłom możliwe było ich zgarnięcie. Koordynaty tych miejsc zostały udostępnione zaufanym osobom. Jednak żadna z nich nie miała dostać więcej niż jednej lokalizacji i o więcej niż jedna wiedzieć. Manul skrzętnie zanotował które miejsce zostało komu ujawnione. Był też jeden specjalny punkt zborny… taki do którego miały trafić osoby bardzo ważne… lub podejrzane… do którego w razie czego mógł polecieć tylko Leopard z obstawą i lancą, bo spodziewana była na miejscu walka lub zasadzka. Miejsce to było też od pozostałych odseparowane.

No i pozostawała też kwestia tego kto miał wiedzieć o samym obozie… a kto wiedzieć gdzie on się znajduje. Pozostawiając znajomość koordynatów bazy jedynie u Minutemanów (i pilotów latadeł) gwarantowali sobie że wróg będzie miał problemy z dowiedzeniem się o lokalizacji.
Rooikat wyciągała po cichu ludzi. Byli to głównie ci z którymi Minutemani najściślej współpracowali i których łączyły z nimi więzi przyjaźni, pod pretekstem odpoczynku przed wznowieniem wojny. Tym którzy byli niezbędni w bazie mieli do dyspozycji koordynaty i plan ewakuacji. Jackson nie wyjawiał o co dokładnie chodzi, tylko o to że w razie kłopotów - zbiórka w tamtym miejscu.
Jedną z tych osób był Almasy, przy czym jemu powiedział że chodzi o tajną kryjówkę. Jackson wciąż miał obawy czy status ComStaru zostanie uszanowany w nadchodzących wydarzeniach, więc wolał by Demi-precentor miał w razie czego możliwość dotarcia do bezpiecznej przystani. Musiał też go poprosić o pomoc - wierzył w zdolności Ursuli i jej intuicję co do ludzi, lecz w jego odczuciach to mogło nie wystarczyć i potrzebne było profesjonalne spojrzenie na kwestię prześwietlania.
Z Małym Johnnym Manula łączyła dobra relacja po incydencie z Gabor. Żołnierz cały czas przy sobie nosił podarowany mu przez Jacksona nóż ze stopu pancernego. On również otrzymał koordynaty.
Z Annabelle wielokrotnie Julian współpracował i wydawała mu się osobą godną zaufania. Była też przyjaciółką Itanshy, więc klasyfikowała się do grona osób zaufanych.
Bliscy przyjaciele byli tymi na których najbardziej można było polegać w razie problemów.

No i był jeszcze Maurice Ishida.
Jackson obawiał się informować mentora. Ishida miał swoje sekrety, którymi się z nikim nie dzielił. Miał swoje zasady, jednak przymykał oko na niektóre okrucieństwa. Wiedział dużo więcej niż się dzielił, acz obiecał że wszystko się wkrótce wyjaśni.
Ostatecznie po wielu dniach rozważania tego wszystkiego Jackson postanowił powiedzieć Ishidzie o tym że na wypadek gdyby Góra Zielona padła mają przyszykowaną kryjówkę.
Podał koordynaty specjalnego punktu zbornego.
Miał nadzieję, że jego podejrzenia wobec mentora będą pomimo wszystko bezpodstawne.
 
Stalowy jest offline  
Stary 13-02-2022, 21:34   #173
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
- Musisz z nim porozmawiać - Annabelle wskazała ruchem głowy pojmanego Rodezyjczyka siedzącego w pokoju przesłuchań.
- Myślisz, że na mnie poleci i się otworzy? - Iroshizuku była dość sceptyczna. -Nie jestem przesłuchującą. W ogóle nie jestem nawet wywiadowcą, więc jak niby mam z niego coś wyciągnąć?
- Porozmawiasz z nim jak pilot z pilotem. Właściwie, to ty będziesz mówiła. Obejrzycie sobie nagrania z kamer Leoparda, które zarejestrowały walkę powietrzną. I pogadacie o tym, co na nich widać. Zadaj kilka pytań o szkoleniu pilotów, infrastrukturze lotniska wojskowego, liczbie samolotów.
-Wyśpiewa wszystko?
- Nic ci nie powie. Jedynie imię, nazwisko, jednostka, stopień. Chodzi o coś innego. Analiza behawioralna. Będziemy mieli kamery ustawione na jego twarz. Wychwycą wszystkie mikrogesty, drgnięcia gałek ocznych, ruchy szczęki czy dłoni. Będzie to podstawą do przeprowadzenia analizy.
- Dowiecie się czegoś?
- Nie wiemy, ale są duże szanse na w miarę dokładne oszacowanie.


*

- Podporucznik Iroshizuku Asagao - przedstawiła się wchodząc do pokoju. Siadła na krześle naprzeciwko mężczyzny i włączyła projekcję holograficzną opracowaną na podstawie nagrań z kamer Leoparda.
- Muszę przyznać, że rzadko kiedy spotykam taki popis brawury, agresji i… głupoty. Jednym myśliwcem zaatakować Leoparda? Naprawdę? Nieźle ci szło na początku, musiałeś mieć wysokie noty z manewrówki na akademii wojskowej. O, ładny immelman, zawrat i... i niestety tu obrywasz i spadasz. Nie miałeś doświadczenia w walce z tak opancerzonym przeciwnikiem? Walczyłeś kiedyś z celami naziemymi? Ataki bombowe? Niszczenie mechów? Dysponujecie jeszcze jakimś kluczem myśliwców? A transporterami? - Iroshizuku kontynuowała zadawanie pytań przez kwadrans. Obcy pilot nie odpowiadał, ale nie taki był cel rozmowy. Kiedy skończyła się lista tematów, pilot opuściła pomieszczenie przesłuchań.

*

- Annie, nie da się zorganizować mu zajęć z waterboardingu?
-Nie. Nowa Rodezja to docelowo ma być nasze państwo sojusznicze. Nie możemy tak postępować z więźniem wojennym.
-Tortura deprywacji snu?
-Shizu, naprawdę? Nie żartuj w ten sposób. Jak się czegoś dowiem, dam znać.
-Czekam.


*

Odnowiony Lightning prezentował się wspaniale jak zwykle. Iroshizuku patrzyła jak technicy przeprowadzają testy wszystkich systemów przed spodziewanym oblotem. Od niemal miesiąca była pozbawiona możliwości latania swoim cudeńkiem i teraz z lubością wdychała powietrze hangaru naprawczego, w którym mieszała się woń smarów, ozonu i rozgrzanego silnika fuzyjnego.
-Koniec testów. Wszystkie systemy sprawne. Można już latać - zakomunikował główny inżynier. Iroshizuku już od godziny była ubrana w kombinezon przeciwprzeciążeniowy i tylko czekała na tą informację. Chwila moment i już siedziała za sterami. Kondensator rozruchowy, zapasowe ogniwo energetyczne, zapłon, obrotomierz - dłonie pilot szybko przesuwały się po konsoli. Lightning ożył, potężny silnik zamruczał gotowy do lotu. Nawigacja, HUD, RWR - wszystkie systemy wydawały się być sprawne. Ale sprawdzanie ich w hangarze a w powietrzu to dwie różne sprawy. Iroshizuku pokołowała na pas startowy i otrzymawszy zgodę na start wzbiła się do góry.

Lot miał być nie tylko sprawdzianem dla wszystkich systemów, ale też delikatną misją, niezatwierdzoną przez dowództwo. Za pośrednictwem WSI Draconisjanka miała kontakt z Jane Doe, dowódcą Skurwysynów. I dostała informację, że jest pilnie potrzebna i dzisiaj o określonej godzinie ma się spotkać z Doe w jej tymczasowej bazie, aby poznać szczegóły. Iroshizuku wyłączyła transponder IFF i obrała kurs na ustalone koordynaty.

Nowy Zair. Terytorium graniczne
Opuszczone lotnisko niedaleko kryjówki Skurwysynów


Iroshizuku wylądowała w ustalonym miejscu i po niecałym kwadransie usłyszała ciężkie tąpnięcia maszyny kroczącej, która eskortowała wojskową ciężarówkę. Draconisjanka przywitała się z Doe i jej ekipą i przekazała informacje z centrali. Nie było to wiele, ot intel dotyczący domniemanej siły bandytów stacjonujących na okolicznych ziemiach. Za to dowódca Skurwysynów miała solidne info. I diabelski plan.
Jane podzieliła się danymi pozyskanymi u źródeł, które wskazywały, że podczas święta pracy, które nadal było obchodzone w Nowym Zairze, król Mwabutsa będzie wygłaszał przemówienie na Placu Centralnym w Bennington. Było nawet wiadomo z którego miejsca będzie mówił i o której. Takiej okazji nie można było przegapić. Trzeba było działać natychmiast i skutecznie. Plan był prosty - skoro Zair nie ma ani radarów, ani obrony przeciwlotniczej, to trzeba uderzyć z powietrza. Jane Doe skonstruowała z dostępnych materiałów kilkutonową bombę, wyposażoną w odbiornik GPS i ruchome płetwy umożliwiające dokonywanie korekty lotu. Skurwysyny podwiesiły ją na centralnym pylonie myśliwca i wszystko było gotowe do przeprowadzenia eliminacji naćpanego króla.

Draconisjanka skorzystała z map wgranych na komputer pokładowy myśliwca i ustawiła punkt nawigacyjny na Placu Centralnym w Bennington, precyzyjnie w miejscu, gdzie miało być podium dla Mwabutsy. Poczekała kilka chwil aż na wyświetlaczu błysnął komunikat ALIGN RDY, oznaczający zakończenie procesu dostrajania. Bomba była gotowa i miała ustawiony GPS dokładnie na cel.

Bennington

Iroshizuku leciała na Bennington. W centralnej części HUDa wyświetlona była linia azymutu na cel, a po prawej, obok wysokościomierza, odległość do niego. Zielona strzałka powoli zsuwała się do kwadratu dynamicznego wskaźnika zasięgu. Kiedy go osiągnęła, bomba teoretycznie powinna trafić w cel, jednak Asagao odczekała aż będzie w samym środku kwadratowego znacznika i dopiero wtedy wcisnęła WEAPON RELEASE a następnie włączając dopalacze wyrwała w górę i na prawo. Na wyświetlaczu wielofunkcyjnym pojawił się obraz z kamery dającej podgląd na ziemię. Potężna eksplozja zniszczyła plac i okoliczne budynki. Misja została wykonana perfekcyjnie.
Jednak Iroshizuku zabiła setki, jak nie tysiące cywilów z bandyckiego państwa - w sumie to byli oddani podwładni Mwabusty. A była wojna. Dziwna wojna, jeszcze niewypowiedziana, ale była. Choć z drugiej strony, to był kolejny raz, kiedy dokonała ludobójstwa. I to na znacznie większą skalę niż w bazie Workmenów.
Z rozmyślań na temat sprawiedliwej wojny wyrwało ją ostrzeżenie migające na MFD. Wykryto cząstki radioaktywne w miejscu eksplozji.
-Jane… coś ty wrzuciła do tej bomby… - szepnęła Iroshizuku.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 14-02-2022 o 06:34.
Azrael1022 jest offline  
Stary 13-02-2022, 22:22   #174
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Rodzinę zawsze należy mieć na oku. Nie nawet po ty by jej strzec. Dobre spotkanie z braciszkiem, miła pogadanka, wspólna akcje, a potem dowiadujesz się że miał nowoczesny sprzęt wojskowy i dozbrajał się na boku, a "twoi" przeprowadzili mu znienacka bombardowanie. No słowem pierdolnik się na nowo zaczął. Do całej układanki jakaś Rhodesia się pojawiła. Kim są, co chcą ciężko stwierdzić, a bieg wydarzeń przyspieszał i nie zamierzał zwalniać. Ledwo wyrwano chwilę na powitanie "Nowych".

Wspólny gdoc.
Praca w zespole wymaga pewnego poziomu poznania się jak i zgrania jako tako ekipy, dlatego poradnik przedsiębiorcy zaleca, aby wypadku dołączenia nowych osób zorganizować drobne spotkanie integracyjne. Cóż ciężko było ogarnąć to wcześniej kiedy większość ekipy była w rozjazdach, ale teraz jak już wszyscy Minutemani, którzy obyli się bez oskarżeń o terroryzm są na miejscu w końcu można się było za to wziąć. Drobny podarek komu trzeba zapewnił zaopatrzenie na drobną posiadówe w kantynie, a butelki soku winogronowego i paru innych z opisem wody nachmielonej nie wzbudzały chyba większych podejrzeń. Tak więc po zakończeniu dziennych obowiązków wieczorkiem miała odbyć się mała impreza poznawcza, a przy okazji opić “pokój”. Zawieszenie broni formalnie wciąż trwało.

Tak więc Spencer siedział z kubkiem czegoś i czekał na resztę. W sumie zorganizował to wszystko bardziej z chęci napicia się, a spotkanie towarzyskie stwarzało dla tego dobry pretekst.

Wkrótce pojawiła się Ursula. Ubrana była luźno, w spodnie bojówki w odcieniu spłowiałej zieleni, czarną bluzę z kapturem i kolorowy podkoszulek. Kasztanowe włosy miała spięte w koński ogon z tyłu głowy. Zdecydowanie miała luźne podejście do tego spotkania. W ręku trzymała dużą przezroczystą butelkę z żółtym płynem, na której była naklejona niedbała etykieta "nalewka z pigwowca", wskazująca, że produkt był domowej roboty.
Rzuciła krótkie spojrzenie po pomieszczeniu i na koniec zatrzymała wzrok na młodym Spencerze.
- A myślałam, że się spóźnię - uśmiechnęła się uprzejmie do organizatora. Postawiła butelkę przy pozostałych i obejrzała co prezentuje sobą imprezowy barek. - Martin kończy serię, a Leon od godziny próbuje namierzyć jakiś wyciek w swojej maszynie - wytłumaczyła nieobecność swoich kompanów z lancy bravo. I wybrała alkohol dla siebie. Usiadła ze szklaneczką "soku" winogronowego w ręku. - Ale najpewniej znów się okaże, że to zwykła kondensacja wilgoci z powietrza - dodała dla zaznaczenia, że to nie problem tylko nadwrażliwość pilota na sprawność jego maszyny.

Ubrana w polowy mundur Iroshizuku weszła do difaku i spokojnym krokiem podeszła do stołu zajętego przez Ursulę i Hada. Postawiła na blacie dużą tacę z sushi. - Nie będziemy przecież pić na pusty żołądek, prawda? Przynajmniej mi to nie służy - poszła do lady po stos talerzy i widelce. Siadając sięgnęła do plecaka i wyjęła czteropak piwa ryżowego Lor. Przekąsiła zawijasem ryżowo-rybno-wodorostowym a następnie pociągnęła długi łyk pysznego płynu z procentami. Twarz Draconisjanki na moment błysnęła błogością.

Spencer witał się z nowoprzybyłymi. Zwilżył gardziołko po czym powiedział.
- Ktoś już zapoznał się z nowymi? Ja tylko tak sprawdziłem co tam o nich słychać. Burke robił w firmie. Teczka całkiem ładna. Miał iść do mecha. No cóż chyba mu się w końcu udało. Ta druga historia prawie jak Dybuk. Stawiacie zostanie na dłużej, czy pożegna się równie wybuchowo jak Gabor? - zebrało mu się trochę na czarny humor

- Uff, dobrze że ktoś pomyślał o przekąskach - Trevor pochwaliła z lekkim rozbawieniem sushi przyniesione przez Asagao. Sama o nich nie pamiętała, bo jako potomek już trzeciej generacji farmerów Nowego Vermontu miała adekwatną odporność. Sięgnęła więc po rolkę na spróbowanie.
- Ja nie miałam okazji jeszcze na nich wpaść, ale mam nadzieję, że dadzą radę - odpowiedziała Hadrianowi. - Tak po prawdzie to liczyliśmy z chłopakami, że jak już to będzie gotowa lanca Charlie, ale cóż, dwóch pilotów też dobrze, choć nadal jesteśmy na minusie - westchnęła i dopiero teraz włożyła sobie sushi do ust.

- Znowu będzie jakiś pilot od Workmenów, na którą trzeba będzie mieć oko. Choć WSIoki są pewni, że stoi po naszej stronie, to lepiej się mieć na baczności - wyłożyła swoją wątpliwość Iroshizuku.

Ursula przełknęła to co miała w ustach. Po jej minie można było uznać, że jej smakowało.
- Cóż, rozumiem twoje obawy - Trevor upiła wina. - Ale jestem zdania, że trzeba dać jej, jak i decyzji Ishidy o ściągnięciu jej do nas, kredyt zaufania. Decyzja zapadła, a wszelka podejrzliwość z naszej strony mogą zostać odebrane przez nią jako powód do wątpienia w słuszność decyzji dołączenia do nas. WSI jest od pilnowania, żeby nie była szpiegiem, a my powinniśmy ją traktować jak równą - zasugerowała. - Dla mnie osobiście powód, dla którego jest po naszej stronie, jest wystarczający by jej zaufać.

Uchylając i cicho zamykając drzwi za sobą do kantyny wszedł Julian. Nie bardzo palił się do imprezy, bo był pochłonięty odbudową zdobycznego Atlasa. Pomimo tego przytargał torbę przekąsek pękatą jakby obrabował automat z niezdrowym żarciem. Nie miał cywilnych ciuchów więc ubrał się w spodnie od munduru, koszulkę i trepy. Postawił torbę, usiadł przy stole, polał sobie do termicznego kubka ginu, zmieszał z tonikiem. Niestety cytrusów nie było ale lód w wiadrze się znalazł.
Bez słowa zaczął sączyć drinka.

Had spojrzał na milcząco przyłączającego się do grona Jacksona.
- Cóż nowych nie ma, ale starzy się już w większości zebrali. Proponuje zatem toast. Za Heisenberga! Krieger do końca pozostał cichym zabijaką! - wzniósł naczynie po czym osuszył je paroma szybkimi łykami.

- Za Heisenberga. - skinął głową Manul i upił łyk ze swojego kubka.
Iroshizuku wzniosła butelkę Lora w niemym toaście i wzięła solidny łyk.
Trevor pokiwała głową i lekko uniosła dłoń ze szklanką wina, dołączając do toastu.
- I żebyśmy nie tracili zapału mimo przeciwności - dodała i dopiero się napiła. Popatrzyła na drzwi, licząc że jeszcze ktoś do nich dołączy.

Brandon od czasu opuszczenia Ticonderogi przez większość czasu nie miał okazji z kimś dłużej porozmawiać - cały czas symulator i symulator. Ubrany w swój mundur VM (nieprzepisowo - podwinięte rękawy, brak nakrycia głowy) mocno się wyróżniał - tylko on nosił ciuchy tej formacji. Jeszcze. Musi po prostu zorganizować kilka roboczych kompletów, bo już wiedział że jako pilot też będzie musiał podwinąć rękawy i pomagać naprawiać te maszyny. Dla Brandona to nie byłby pierwszy raz, miał wieloletnie doświadczenie z maszynami wydobywczymi i wcześniejszą robotą w warsztacie naprawczym. Może nie z taką technologią, ale to zawsze lepiej niż nic.
Do kantyny wniósł półlitrówkę czystej, kupionej od wojaków stacjonujących przed bazą.
- Cześć, jak leci? - usiadł na jednym z wolnych krzeseł, postawił butelkę wśród innych. - Jestem Brandon Burke, callsign "Mały". Dochodzę do lancy Bravo.
Wszystkie docinki co do jego wzrostu już od dawna spływały po nim jak po kaczce. Taki Callsign narzucał się sam. Szczególnie w kontekście kilkunastotonowego mecha.

- O - Ursula zrobiła zaskoczoną minę, ale zaraz na jej twarzy pojawiło się również zadowolenie. - Cieszy mnie, że do nas dołączysz - stwierdziła z miłym uśmiechem. - Jestem Ursula "Rooikat" Trevor, poniekąd dowodzę lancą Bravo - przedstawiła się dla formalności, po czym wstała, żeby dolać sobie alkoholu, tym razem otworzyła butelkę nalewki którą sama przyniosła i złapała jeszcze paczkę chrupek przyniesionych przez Juliana. - Bierz, częstuj się - zachęciła nowego, wskazując na ich składzik alkoholu i kilku przekąsek.

- Hadrian “Highborn” Spencer. - przedstawił się krótko napełniając sobie naczynie.

- Podporucznik Iroshizuku Asagao, callsign Itan-sha. Pilot Lightninga - dokonała prezentacji Draconisjanka.

Drzwi kantyny skrzypnęły raz jeszcze wpuszczając do środka bladą, młodą kobietę, albo raczej dziewczynę o ciemnych włosach związanych w dwa warkocze. Rozejrzała się prześlizgując wzrokiem po każdym ze zgromadzonych i kiwnęła zdawkowo głową zachowując poważną minę. Miała na sobie skórzaną kurtkę, koszulę od polowego munduru Gwardii Republikańskiej, sprane jeansowe spodnie i wysokie wojskowe buty z rozwiązanymi sznurówkami. Wyminęła puste stoły, a przy tym okupowanym zatrzymała się na chwilę żeby położyć obok bufetu kilka paczek ciastek i czekoladę.
- Ammit. Będziemy razem pracować - przedstawiła się krótko stając przy ścianie. Oparła o nią plecy i wcisnęła ręce w kieszenie spodni.

- Witaj w drużynie Minutemen, Ammit- odpowiedziała dziewczynie Trevor. - Ja jestem Ursula, a reszta towarzystwa to Hadrian, Iroshizuku, Julian i Brandon - przedstawiła pozostałych na szybko. - Siadaj. Czego się napijecie? - zaproponowała z przyjaznym uśmiechem, bo skoro już stała przy "barze" to już mogła zrobić za barmankę. Pytanie było skierowane zarówno do nowo przybyłej dziewczyny jak i Brandona. - Mamy piwo, wino, pigwówkę, wódkę i chyba gin - wymieniła.

- A przynajmniej smakuje jak gin. Julian "Manul" Jackson. Dowódca lancy Alpha. Mam nadzieję że będzie nam się dobrze pracować. I że nie jesteście miłośnikami ciężkich laserów… - rzekł wstając i ściskając dłonie nowych.
Choć z sylwetki był szczupły to uścisk miał mocny. Zaraz usiadł z powrotem by nie górować za bardzo nad towarzystwem.

- Cóż no to chyba kto chciał przyjść ten już jest. Pozostaje powitać nowych i wypić za tych co już nie mogą. - powiedział Spencer wznosząc kolejny toast z nowo przybyłymi.

Wymienili szybkie uściski dłoni, po których ex-Workmenka znowu schowała ręce do kieszeni pozostając na swoim miejscu. Widocznie ściana potrzebowała wsparcia bez którego padłaby na miejscu, więc Ammit jej to wsparcie zapewniała.
- Dzięki. Nie piję. - powiedziała spokojnie patrząc na starszą kobietę o kasztanowych włosach i kolesia od toastów. Padły imiona, z dokumentacji danej przez Ishidę szło dopasować resztę. Wyglądało że najemniczka więcej nic nie powie, jednak nagle skoczyła spojrzeniem do Manula. Jego wysokość dowódcę lancy do której ją przydzielono. Dosłownie “jego wysokość”.
- Uraz do laserów? - spytała.

Brandon bez oporów sięgnął po piwo. Mocniejsze alkohole zostawi sobie, jak impreza się rozkręci. Milczał, czekając na wyjaśnienie “urazu do laserów”.

- Tylko do ciężkich. - rzekł Julian pociągając łyk drinka - Niekorzystny stosunek masy do siły rażenia i generowanego ciepła i takie tam. Straszne utrapienie gdy starasz się dobrać sensowne uzbrojenie do mecha. - odparł wzruszając ramionami.

- Swojego mocno zmodyfikowałeś? Nowe części czy zdobyczne? - Brandon kontynuował temat.

- W Laser Holocauście po rozwaleniu obu PPCów na wodzu piratów, wywaliłem SRMa, a zwolniony tonaż przeznaczyłem na dodanie pancerza, odprowadzaczy oraz lasery. Teraz dłubię nad Atlasem, którego upolowaliśmy ostatnio z Hermitem. Niestety klasyczne zestawienie wariantu RS jest dla nas logistycznie słabe. Będę musiał przetestować modyfikację na symulatorze. - Manul poprawił okulary na nosie.

- Kwestie techniczne, nie uprzedzenia związane ze złymi wspomnieniami - Ammit wzruszyła ramionami - Czyli jesteś tym który będzie grzebał w moim LoaderKingu… być może. W Kintaro też dłubałeś? Żadnych ciężkich laserów, co? - ściągnęła usta.

- Robisz własne warianty w symulatorze? Wow. Mnie oficerowie maglowali na kilkunastu gotowcach i tyle. Nie wiem tylko czy były to ograniczenia sprzętu w Ticonderodze czy rozkazy. - Brandon wolał się upewnić. Własne mechy!

-[i] Kintaro-18 jest dobry taki jaki jest. Choć grzeje jak cholera i w środku jest goręcej niż w saunie. Na pewno lepiej się nada niż LoaderKing do walki ze szturmowymi[i] - wzruszył ramionami, a na słowa Brandona uśmiechnął się - Przepraszam za takie ograniczenia. Zapewne wojskowi używają tych wzorców które wgrałem dla hecy na studiach gdy tworzyłem wasz symulator na magisterce. - Julian zachichotał - Na obronie nikt się nie skapnął że to tam jest. Ale spokojnie. Tu mamy lepszy sprzęt. Pan Ishida magluje nas na nim kiedy tylko mamy chwilę spokoju.

Na słowa o pracy magisterskiej na tamtym symulatorze Brandon parsknął śmiechem. Po chwili spoważniał:
- Wiem, mamy już za sobą wspólną rundę. I chyba nie wypadłem zbyt dobrze. Ammit to potwierdzi. W skrócie nie trafiłem nawet w przybliżeniu, cała seria laserów poszła w niebo.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, czerwonych "Rangerów":
- Ktoś reflektuje? - sam wyciągnął jednego i odpalił.

Najemiczka pokręciła przecząco głową na poczęstunek.
- Wszystko wychodzi z czasem, a ten jeszcze jest. Wojna jutro nie wybuchnie - zwróciła się do Małego - Jeszcze jest czas na trening, dogranie detali i weź się nie biczuj. Mogło być gorzej, a to na razie symulator. Wiesz co trzeba poprawić, zrób to i przeżyjesz w normalnej bitwie. rozejrzała się po pozostałych.
- Są tu inne rozrywki poza piciem i symulatorami?

Jackson podziękował za papierosy uniesioną dłonią.
- Też podziękuję. Siłownia, sala treningowa, warsztat, hangar i wszystko co podpowie ci wyobraźnia. - wymienił Julian prostując palce przy każdym kolejnym punkcie - Od biedy można nawet wyjść na zewnątrz i się trochę powspinać.

Słysząc litanię dziewczyna złagodziła wyraz twarzy. Nadal się nie uśmiechała ale było całkiem blisko.
- Nocny klub z open barem i jacuzzi to które piętro? - uniosła brew, a potem pokreciła głową.
- Może być bez jacuzzi, byle dziwki nie były szpetne… a sala treningowa zawalona łysymi, spoconymi karkami. Dzięki. Zakręcę się za mapą. Macie tutaj jakieś niepisane zasady za których złamanie skończą się uśmiechy i zaczną noże? Nie chce mi się wracać do pierdla za byle głupotę.

- Nie rozmawiaj o operacjach czy uzbrojeniu Minutemen z nikim innym. Z żandarmerią, trepami z armii, dziennikarzami czy kimkolwiek, i to niezależnie od stopnia. To zawsze kończy się kłopotami. Im mniej o nas wiedzą, tym lepiej - przestrzegła Iroshizuku.

Ursula w żadnym razie nie zamierzała wtrącać się w rozmowę o tematyce mocno technicznej, bo te kwestie zwyczajnie się omijała, a ze swoim mechem miała prosty układ: ona nic ponad fabryczne ustawienia w nim nie zmienia, a on zachowuje bezawaryjność. I jak na razie Hawke radził sobie dobrze. Nie mniej Trevor miała zadowoloną minę widząc jak nowi przełamują pierwsze lody dzięki wspólnym zainteresowaniom. Mimo wszystko przyjemnie się słuchało tej żywej dyskusji.

- Nocnego klubu niestety nie mamy, a biorąc pod uwagę jak wielką fascynację większość tutejszego personelu ma do wszystkiego co się kręci wokół mechów to te biedne dziwki nie miałyby i tak z czego żyć - skomentowała żartobliwie Ursula. - Co do open baru... Nie ma problemu zorganizować alkohol i jeśli tylko będziesz się stawiać o czasie na zbiórkach i mieć dobre wyniki na symulatorze, to nikt nie będzie ci zaglądał do tego co i ile pijesz. Czyli pij z głową - poradziła . - I tak, to co powiedziała Iroshizuku, jest bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze. Tematy misji omawiamy tylko między nami i osobami bezpośrednio zaangażowanymi w nie. Poza tym, jeśli macie uwagi do poruszanych podczas odpraw tematów to nie krępujecie się tylko mówicie. Mamy zasadę, że każdy może się wypowiedzieć i każde zdanie jest brane pod uwagę. Każdy punkt widzenia się liczy

Hadrian za fajki podziękował. Co do rozrywek się nie wypowiadał. Zawsze można było planować i bawić się w politykę, ale jakoś szczęścia jemu samemu to nie przyniosła, więc skupił się na zawartości szklanki i słuchaniu.
Po chwili wzięła go jednak pewna myśl.
- Wiesz Ammit… ufam, że jak cię Ishida wziął do Minutemanów to jesteś pewna i nie będę tego podważał i sprawiał w tej sprawie problemów. Jednak jeśli mam Ci w pełni zaufać to liczę na odpowiedź na pytanie dlaczego jesteś z nami? Ze strasznymi potworami Minutemanami co zmasakrowali cywilów u twoich byłych kompanów Workmenów, atakowali transporty z rannymi i cywilami i… i stawiam jeszcze trochę pewnie mogłaś usłyszeć w szczekaczkach czerwonych. - ktoś w końcu musiał zadać to pytanie.

Najemniczka poczekała aż Highborn skończy mówić i dopiero wtedy spojrzała na niego jak na debila.
-Czyli ty jesteś ten upośledzony- skrzywiła usta, a wyjęte z kieszeni ręce skrzyżowała na piersi.
- Boom. Roasted. - mruknął Jackson.
- Zaufanie wyrabia się w boju, czynami. Nie durnym gadaniem wartym tyle co funt kłaków. Poza tym to co przed “ale” jest gówno warte, więc powiem raz: w aktach jest to co musisz wiedzieć, reszta to nie twój interes. Wasze WSI zweryfikowało mnie pozytywnie i to też wystarczy. Nie musimy sobie ufać, mamy tylko razem pracować. Reszta, jak mówiłam, wyjdzie w praniu. Kto jest kim.
- "Jednak" - powiedział Juls i dopił resztę drinka, po czym zaczął robić sobie następna porcję.

- "Jednak"? - Ammit powtórzyła za nim, obserwując jego manewry. Przez chwilę wyglądało że doda coś jeszcze, ale tylko sapnęła pod nosem. Wzięła wdech, potem wydech.
- Znaczy to samo. - skwitowała. Jednak.

- Ta mała nieprecyzja wykoleja cały ofensywny punchline do pojechania tego kapuścianego głąba. - uśmiechnął się - Had to junior polityk. Jak chcesz go jechać musisz mu dowalić bezpośredniością inaczej cię przegada. - Juls zwrócił się do Highborna - "Nie twój zasrany interes, Spencer" lub "chuj ci w dupę", o właśnie tak. - wziął łyk i znów uśmiechnął się szerokim akademickim uśmiechem - Przepraszam, mam skrzywienie po analizach politycznych pomyj jakie na nas wylewano. I tak. Ten przemądrzały to ja! - wyszczerzył się głupkowato.

Kąciki ust najemniczki drgnęły i prawie się uśmiechnęła.
- Poznałam już wcześniej - odpowiedziała Manulowi - Po okularach. Każdy przemądrzały inteligent je ma. Ktoś musi, ja jestem od bicia i tak wolę komuś "dowalić" jak już. Dlatego nie zapraszali mnie w szkole do dyskusji. Szermierka słowna podobno nie współgra z pięściami. Takie durne fanaberie, na pewno wymyślił je jakiś inteligent, wy tak macie, nie? Z wymyślaniem, chociaż to nic złego. Gdyby wszyscy byli tacy sami to panowałaby nuda, a tak zawsze coś się dzieje. Z kimś, albo komuś. - wzruszyła ramionami, a jej ręce z powrotem wróciły do kieszeni spodni. Pochyliła kark, a potem nagle zachichotała.
- Ale nie będzie wyskakiwania nocą z szafy żeby mi punktować błędy w taktyce, co?
Julian tylko uśmiechnął się na tą sugestię tak jakby ktoś mu podsunął bardzo dobry pomysł.
- Harda i impulsywna. Mam nadzieje, że przystanie do nas też nie było pod wpływem krótkotrwałego impulsu. W sumie pod względem współpracy z nieprzyjacielem to mam tu największą przeszłość, więc nie powinien oceniać. Przyjmij przeprosiny jeśli uraziłem. - zakończył Spencer zaglądając do szklanki, aby po chwili podjąć dalej.
- Przy okazji ktoś się jeszcze orientuje skąd nasi nieprzyjaciele biorą sprzęt jak Benefaktor poszedł w rozsypkę. Itan-sha te Gothy z twojego rajdu. Jak stawiacie ci nowi teraz zaopatrują?

Brandon wzruszył ramionami:
- Nie wiem, to może być każdy. Wszystko nówki, czyli spoza planety. Szczerze to przerzucić cokolwiek na planetę jest łatwo, bo łączność wszędzie się pieprzy. Nową Rodezję też odkryto dosłownie przed chwilą. Więc nie wiadomo co jest jeszcze na tej planecie i jak długo. Nie zdziwię się, że ten benefaktorowiec mógł dostarczyć to wszystko jeszcze przed wojną i teraz tylko wydziela. To temat nie dla mnie, nie znam się na tym całym kosmosie i tak dalej. Równie dobre może on mieć fabrykę tego sprzętu na Amerigo, po przeciwnej stronie niż my. Bo w sumie dlaczego nie? Z księżycami było tak samo.

Kiedy tak dywagowali o sprawach dotyczących Benefaktora, do kantyny zaczęli zwalać się kolejni goście - a z nimi kolejne szkło i żarło. Trzej pozostali MechWarriors od The New Minutemen. Poprzedstawiali się nowym z wzajemnością. Leon Clark, callsign Pandur - wysoki, tykowaty młodzian o chłopięcej buźce, bujnej i niesfornej grzywie oraz smutasowym spojrzeniu przypominającym psa chcącego smakołyk, albo płaczące dziecko; Martin Neyman, callsign Mandaryn - bardziej przysadzisty, skokszony łysol starający się wyglądać poważnie, z zaciętą miną; Roland z Eutin, callsign Hermit - średniej postury mężczyzna w zaawansowanym wieku średnim, ze zmęczoną twarzą okoloną szarym zarostem. Pierwszy w mundurze Rangersów, drugi Green Mt. Boys, trzeci w znoszonej, czerwono-czarnej tunice przypominającej krojem jakiś zakonny strój.

- I co, już daliście nowakom popalić na symulatorze? Hheh… - zapytał cwaniacko łysol.

- Jeśli są tacy nowi, to może wreszcie ktoś odpadnie z gry szybciej od ciebie. - niewinnym tonem zauważył wysoki.

- Idź pan w chuj. Sam na meczach grasz jak ta pizda, czaisz się z tyłu z tymi pepecami jak pedofil na pierwszy dzień szkoły i sterczysz tam jak chuj w garści.

- Obrazowo. Przynajmniej nie robię za magnes na Wpierdol. I mówi się: “stoisz jak kutas w dłoni”.

- Ta, ta, spierdalaj.

- No i coraz więcej nas. Na zdrowie ! Red is bad! - wzniósł Hadrian kolejny toast na powitanie nowo przybyłych.

Ursula, która siedziała do tej pory w milczeniu nad czymś zamyślona, wyraźnie ucieszyła się widząc pozostałych członków lancy bravo, a ich wymiania zdań zdawała się ją bawić.
- Martin, Leon, poznajcie Brandona - gestem ręki skierowała ich uwagę Burke'a. - Nasz czwarty do brydża - przedstawiła go. W ten sposób ukróciła teorie o tworzeniu nowej lancy, na rzecz faktu, że mają jedynie uzupełnienia do już istniejących.
- Amerigo jest wielkie - nawiązała Trevor do wypowiedzi Małego. - Wystarczy spojrzeć na mapę, jaki teren zajmują Ziarna. Wszystko inne to olbrzymi teren. Byłam na wielu ekspedycjach badawczych, a i tak widziałam tylko skrawek planety. Nie zdziwiłabym się gdyby tam… - w powietrzu zakreśliła okrąg, mający odnosić się do całego globu planety. - Było wiele takich miast, niezależnie powstałych, ze względu na specyfikę planety.

- Cóż pozostaje liczyć, że Vermont pierwszy się zaznaczył w międzygwiezdnej świadomości jako Amerigo. Inaczej pomimo wielkości ta planeta jest za mała na wszystkich. Zresztą przekonaliśmy się o tym. - mruknął w temacie Had

Manul przywitał się z przybyłymi skinieniem głową. Widać było wyraźnie że w ten gest włożył dużo więcej szacunku gdy witał się z Rolandem.
- Ambicje nie znają granic. - rzekł Jackson - Dla nich nawet wielkości astronomiczne nie są za duże.

Nowoprzybyli MechWarriors przywitali się z Nowakami, dobrali sobie krzesła i zasiedli. Mandaryn przyniósł nieco zagrychy - kiełbasy i ogórków. Leon przyszedł z pustymi rękoma (zawsze ktoś się taki znajdzie - zapominalski, nieporadny albo zaganiany). Roland natomiast wyjął flaszkę wódki.

- Zdrowie Minutemen, ich rodzin i towarzyszy. - powiedział, nalewając sobie i chętnym - Z odrobiną wiary wywleczemy na światło dzienne machloje tych nikczemników i ukarzemy ich za nie. A teraz pijmy. Do dna.

Po skończonym toaście kontynuował, patrząc po kolei na zebranych.

- Póki co, mamy spokój. Wykorzystajmy to. Pijmy, biesiadujmy. Na niejednej wojnie bywałem, to i wiem, że dużo czasu nam nie zostało nim ta nasza znów wybuchnie. A wtedy kto wie, co się zdarzy?

- Skąd ty wiesz takie rzeczy? - zagaił Clark.

- Przeczucia mam, wyrobione przez ponad trzydzieści lat wojowania.

- Gdzie, z kim? Wybacz dopytywanie, ale ciekawi mnie to. Wiekowo jesteś drugi po Panu Ishidzie.

- Nic nie szkodzi. Służyłem w LCAF, armii Wspólnoty Lyrańskiej, w Wielkim Domu Steiner. Moja rodzina to szlachta związana z wojskiem, pochodząca z systemu gwiezdnego Eutin. Nomen omen. Od kiedy skończyłem tutoring, dołączyłem do korpusu mechwojowników jako lejtnant. Wojowałem i podróżowałem z naszymi taborami to tu, to tam. Przeciw piratom, buntownikom, bandytom - rzadziej, ale też, na początku mej kariery oficerskiej. Potem walczyłem na granicach z regularnymi wojskami oraz najmitami Marików i Kuritan. Czyli FWLM z Ligi Wolnych Światów i DCMS z Kombinatu Draconis. W defensywie, w ofensywie, w rajdach i patrolach, na swojej i nieswojej ziemi, na wszelakich planetach, nawet… a może przede wszystkim… na gruzach Hegemonii Terrańskiej.

- Dlaczego przede wszystkim?

- Bo tam spędziłem ostatnie, najkrwawsze lata służby, utraciłem wielu - zbyt wielu towarzyszy, musiałem dźwigać brzemię przywództwa, a popielny smak porażek i pyrrusowych zwycięstw był jak chleb powszedni. Napatrzyłem się śmierci, bezsensu, nędzy. Wreszcie… odszedłem.

- I co później? Dołączyłeś do tego… Bractwa z Randis?

- Nie od razu. Choć nie powiem, dzięki Bogu wiarę odnalazłem dość szybko, zanim zakopałem się w mule na dnie życia. Co mi pozostało, spieniężyłem. Polityczne i szlacheckie zaszczyty porzuciłem. Podróżowałem po swoim kraju i w paru innych miejscach. Trafiłem na “południowe” Peryferia, gdzie moje doświadczenie przydawało się w robocie jako konsultant dla lokalnych milicji oraz najemny pilot. Wkrótce potem posłyszałem o Bractwie. Udałem się tam, przeszedłem Próby i… cóż, oto jestem.

- Od kiedy u nich jesteś?

- Nieco ponad rok przed przylotem tutaj. To moja druga misja w zakonnych szatach, dasz wiarę.

Dalszą wymianę zdań przerwała istna powódź ludzi. Do kantyny przybyło jeszcze kilkanaście osób. Technicy z hangaru, analitycy, paru strażników na przepustce. Twarze znane Minutemanom. Ich przyjaciele, towarzysze, rodziny i świta. Większość z alkoholem, innymi napitkami i jedzeniem. Porządnym jedzeniem. Szykowała się niezła impreza.

Pojawienie się kolejnych twarzy sprawiło że na obliczu Juliana pojawiło się najpierw zaskoczenie a potem jakiś taki dziwnie smutny uśmiech. Jednak z każdym witał się skinieniem, przybiciem piątki lub solidnym uściskiem. Intensywnie patrzył przy tym w oczy każdej z tych osób, uśmiechając się szerzej.

Jeden z nowoprzybyłych, wysoki blondyn koło trzydziestki w mundurze Gwardii Republikańskiej, wyminął siedzące towarzystwo i stanął przy ścianie obok byłej Workmenki, a ta gdy go zobaczyła w końcu się krótko uśmiechnęła. Powiedziała coś cicho na co on uniósł brwi i pokręcił przecząco głową, zgarniając ją do siebie ramieniem, więc zamiast podpierać tynk dziewczyna zaczęła podpierać plecami front jego munduru. Patrzyła przez chwilę na butelkę wódki postawioną przez niego na stole.
- Specyfika planety, miasta powstające niezależnie od siebie… jeśli nie będzie w nich kolejnych Spencerów to już jest dobrze.

Spencer witał się jak wychowanie nakazało miał jednak trochę gdzieś kto wpadł do kantyny i dlaczego. Tej nocy liczyły się same procenty. Zainteresowała go jednak historia Hermita.
- Ciekawa historia życia Sir, a te próby to ciężkie były? chciał pociągnąć rycerza za język.

- Ciężkie i brutalne, niewiele jest nawet elitarnych jednostek w Sferze Wewnętrznej, które by takie coś praktykowały. Niewiele mogę rzec na te tematy, gdyż są to sprawy zakonu… ale, są to cztery Próby: Wytrzymałości, Siły, Zręczności i Odwagi. Wszystkie jedna po drugiej, jednego dnia. Ledwo je przeżyłem.

W międzyczasie Mandaryn i Pandur spojrzeli na Ammit i jej oficera. Zmilczeli. Spojrzeli po sobie. Znowu na nich. Znowu na siebie. Wreszcie Neymanowi gęba pękła w cwaniackim uśmiechu.

- Wiedziałem, kurwa. Dawaj dwie dychy.

Ze zbolałą miną Clark wysupłał dwadzieścia NV$ i wcisnął Martinowi do łapy.

Najemniczka na ten widok ściągnęła brwi, a jej oczy zmrużyły się. Zacisnęła pięści i uniosła nogę chcąc zrobić krok do przodu, ale ramię żołnierza zatrzymało ją w miejscu.
- Daj spokój Marah - rzucił krótko patrząc na nią poważnie. Skapitulowała po chwili ograniczając działanie do splunięcia na podłogę koło stóp łysola.
- Zwijamy się - powiedziała i po chwili zdawkowych pożegnań oboje z blondynem zniknęli na korytarzu.

Koniec wspólnej sceny.

Obudził się już w swojej kwaterze. Ostatnie co pamiętał to, że rozmawiał z Rolandem. Ciężko stwierdzić co się stało, ale trudno. Potrzebował tego. na chwilę się odciąć od wszystkiego. Śmierć Ojca już go zdołowała i pogubiła życiowo, a teraz jeszcze Dziadek. Julius i Theo zajęli się starą gwardią w firmie i poosadzali swoich. Cóż ta sprawa przynajmniej wyłoniła nowego prezesa, a raczej jak to się powinno mówić prezesową. Wycofanie się Hada przy udzieleniu poparcia siostrze, plus to, że jej rywala bądź co bądź był w innym państwie dało jej przewagę. Niestety Juls miał dalej wysokie wpływu plus Księstwo i siły militarne, a środki firmy mogły mu ułatwić wiele rzeczy.
Tym jednak się już Hadrian nie przejmował. Załatwił sobie zabezpieczenie finansowe na przyszłość. Jeszcze nie wiedział co zrobi, ale zawsze uczono go by patrzeć w przyszłość.

Te nauki rodzinne. Studia dzienników Dziadka wyjawiły mu parę interesujących rzeczy.
Terrence na Terze miał problem. Chciał wzrastać jednak starzy gracze mu nie dawali na to szans. Postanowił wtedy postawić wszystko na dzika kartę Amerigo. Tu to on był na szczycie łańcucha pokarmowego i dbał, by wzrastać, a jego cień ograniczał wzrost innych, którzy mogli być zagrożeniem. Syna wychował jako posłuszną sobie i swoim celom marionetkę. Ojciec był dość utalentowany jednak następca musiał mieć coś więcej, więc Dziadek poszukiwał go w następnym pokoleniu. Nauki jednak o niezależności i walka o swoje by nie dać się zgnoić innym dało niepokornego buntownika, który olał starego dziada. Had wyszedł za bardzo na Ojca. Utalentowany jednak zbyt ułożony i brak samodzielności. Theo sprawiała się mieć najlepsze preferencje. Marek za to był zbyt młody, aby szło go ocenić, a rozwinąć się już nie mógł. Cholerna wojna i przeklęta parada.

Te całe rozmyślania nie miały jednak sensu. Wstał i zaczął się ogarniać. Nie było czasu. Middelbury powstało i dostało atomówką. Starcia przygraniczne się nasilały. Musi być gotów, a walka dawała chwile wytchnienia od nieprzyjemnych myśli. pozostał w swoim Chargerze. Solidna maszyna z mocnym pierdolnięciem. Jeden z nowych miał wziąć Hunchbacka. Wojna wybuchnie na nowo już niedługo. Musi być gotów, aby nie powtórzył się marzec sprzed roku.

Nad przyszłością pomyśli jak już na Amerigo nie będzie wrogów.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 14-02-2022, 07:25   #175
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Cool Walentynkowy Wpierdol

Spotkanie Juliana Jacksona z Xanderem Almasy dało owoce w późniejszych dniach miesiąca. Wywiadowcy z pionu Delta ComStar przetrzepali na swój sposób życiorysy i działania osób będących w obsadzie bazy pod Wielką Górą Zieloną, a także ważnych osób decyzyjnych w Rządzie Tymczasowym, WSI i NVDF. Na szczęście ComStar nie miał zastrzeżeń wobec tych pod Górą... czego nie mógł powiedzieć o decydentach. Wstępna lista podejrzanych była długa i mrożąca krew w żyłach. Ale była wstępna, Almasy przyobiecał ją stopniowo zweryfikować (i być może skrócić, jeśli Nowy Vermont miał choć odrobinę fuksa).

Sama końcówka kwietnia i początek maja obfitowały w mnogość wydarzeń o znaczącej wadze. Pan Ishida najwyraźniej wziął sobie do serca i podzielał obawy Juliana odnośnie rozłożenia się sił generała pod Montpelier, gdyż wyszedł Raymondowi Jacksonowi naprzeciw i odbył kilka rozmów. Później zakomunikował Minutemanom, że – choć był zdolny już do towarzyszenia na misjach jako wsparcie – pozostanie na stanowisku w bazie... wraz z jednym mechem. „Tak na wszelki wypadek”. Padło na... LoaderKinga, którego Ammit zwiozła pod Górę. Na sceptyczne reakcje (wszak przecież to był raptem uzbrojony IndustrialMech) Ishida odpowiedział czymś w rodzaju „ja nie dam rady?” i uciął temat. Poza tym miał przeczucie, że Minutemen będą potrzebowali wszystkich konwencjonalnych sił do tego, co miało się rozpocząć.

W ostatnim tygodniu kwietnia pogoda się znacząco zmieniła. Była to oznaka nadchodzącej pory deszczowej. Zrobiło się 'przewiewnie', temperatura nieco spadła. Był to kluczowy moment tak dla wzięcia krótkiego wypoczynku, jak i poogarniania spraw przed przybyciem monsunów. Wojsko spędziło je na masowej mobilizacji, manewrach, ćwiczeniach i szykowaniu się do ewentualnego (czy też nieuchronnego) wznowienia konfliktu. NVDF, a sądząc po raportach, także PPF i ACzW. Jakieś dwa dni przed majem Ishida wezwał Minutemen do sali odpraw gdzie przedstawił mapy z dyslokacją sił, przewidywaną taktyką, oraz poleceniem, aby MechWarriors zostali przerzuceni pod Brighton – niewielkie miasto górnicze w pół drogi między Hartford a Fort Ticonderoga. NVDF i Knights of St. Cameron organizowali tam bazę logistyczną oraz stating area. Minutemen mieli wziąć udział w ćwiczeniach wespół z tymi organizacjami. Generał Jackson pewnie coś kombinował, ale Ishida się zgodził – tym bardziej, że koszta (w tym amunicja zużyta podczas ćwiczeń live fire) miało pokryć NVDF. Być może Stary dostrzegł w tym okazję do przetestowania konceptu combined arms.

Wczesnym porankiem następnego dnia Leopard i Confederate, osłaniane przez Lightninga, przerzucały kolejne dwunożne monstra, ich osprzęt, pilotów, techników.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=GVjQgXLA[/media]

Już z daleka, zebrawszy się w kokpicie/centrum dowodzenia Warthoga (i/lub Torafugu) mogli obserwować Brighton. Od zachodu i częściowo od północy miasto okalała dość wartka rzeka Hudson. Zabudowa na zarzeczu była niska i rzadka, choć i tak zwane „centrum miasta” było niewiele gęstsze. Po wschodniej stronie NVDF i Rycerze rozłożyli się dużym obozem. Dziesiątki dużych namiotów z brezentu, zadaszonych garaży z blachy falistej. Wysokie wieżyczki obserwacyjne. Siatki zwieńczone i okolone drutem akordeonowym. Bastiony z gabionów wypełnionych ziemią, żwirem i kamieniami. Oznaczenia przebywających jednostek sugerowały 4th Interior Armored RCT z Republican Guard Brigade, a dokładniej 8th i 9th Cavalry Squadrons – znacznie rozbudowane w ostatnich miesiącach. Na dole pod garażami bądź w polu widać było ciężkie transportery opancerzone na kołach bądź napędach antygrawitacyjnych. Były też pododdziały 2nd Light Infantry Battalion z Border Patrol Brigade oraz znaczne ilości Volunteer Militia z jednostki lokalnej oraz 6th & 9th District Divisions. Nieco bardziej na prawo od obozu była stacja kolejowa dwukierunkowej linii Hartford-Fort Ticonderoga. Za pomocą pociągów towarowych wojsko dowoziło kolejne zapasy, ludzi i sprzęt. Nowym nabytkiem w armii były fabrycznie produkowane technicale z różnym ciężkim uzbrojeniem.

Nieco bardziej na południe od obozu wojskowego był drugi, mniejszy, należący do najemników. Były tam skonstruowane naprędce rusztowania i stelaże, niektóre zadaszone blachą falistą albo brezentem. W środku spoczywały ze dwie lance rycerskich mechów. Głównie lekkie maszyny, choć widać było też jednego szturmowego BattleMastera – ani chybi tą jednostkę oddaną Rycerzom po likwidacji blackopsów znad Grand Lake.

Następne parę dni było wypełnione wytężoną, choć satysfakcjonującą pracą. Minutemen zostali powitani na ziemi z wielkim poruszeniem – żołnierze NVDF i cywile z Brighton mieli ich za bohaterów, Rycerze Św. Cameron natomiast za towarzyszy. Pomimo zbliżającego się kolejnego rozlewu krwi czuć było w powietrzu „energię”, elektryzujący optymizm. Na pojazdach pojawiały się napisy takie jak „Remember Newport”, „Time for payback”, „Dokopiemy im” i podobne. Ćwiczenia przebiegały sprawnie – na rozległych poligonach pod miastem grzmiały armaty i autodziała, buczały lasery, trzaskały wyładowania z PPC i wizgały rakiety oraz kule z wukaemów, do wtóru ryku silników i wybuchów. Minutemen mieli także wyjątkową okazję spróbowania swoich sił za sterami innych mechów – w trakcie ćwiczeń wymieniali się miejscami z Cameronitami.

Pośród przyszłych walczących górował duch bojowy. Choć przeciwnik był lepiej wyposażony i zorganizowany, aniżeli za poprzedniej wojny, a także miał potężne wsparcie najemnicze, to NVDF było rozbudowane o znacznie większą ilość pojazdów, broni i żołnierzy – i przede wszystkim nie mogło być już efektu zaskoczenia. To nie miał być chaos wynikły ze zdradzieckich ciosów ze wszystkich stron, tylko czołowe starcie tytanów.

Test dla tej odrodzonej siły militarnej Nowego Vermontu nadszedł bardzo szybko, bo już pierwszego maja. W nocy ostatniej kwietniowej doby LTN-G15b Royal Lightning z Itan-shą za sterami „potajemnie” ulotnił się, zdążając w stronę ziem Królestwa Nowego Zairu. Tamże przysiadł w umówionym miejscu – ukrytym lotnisku/obozie zmontowanym przez Kompanię Skurwysynów (która przez kwiecień siedziała dziwnie cicho). Iroshizuku Asagao spotkała się z Jane Doe i poznała przewrotny plan – Skurwiele wywiedzieli się szczegółów dotyczących pochodu pierwszomajowego (wszak KNZ i reszta Czerwonych trzymała się pewnych zrębów staroterrańskiego socjalizmu, a przynajmniej jego artefaktów). Na placu Bennington Central Square „król” Ernest Kwame Mwabutsa miał o ściśle określonej godzinie dać wielkie przemówienie na którym miały stawić się tłumy – tak żołnierzy Armii Czerwonej Wstęgi, jak i migranckich cywilów z Bariery (a także „niewielkiej” liczby ex-Vermontczyków, obywateli drugiej kategorii zmuszonych do brania udziału w szopce – ale to akurat Beton przemilczała). Korzystając ze słabości sił radarowych i przeciwlotniczych KNZ, Itan-sha miała uderzyć wprost na te zbiegowisko i zrzucić na łeb Mwabutsy i jego sykofantów parutonowy „specjalny prezent”. I tak też się stało – brutalny, niespodziewany atak. Jedno precyzyjne pierdolnięcie, które zmiotło głowę tego „państwa”. „Nareszcie!”, jak wykrzyczało parę gardeł przeklinających to imię.

Prawdziwy horror tego ataku był objawiony Itan-shy natychmiast po masywnej detonacji ładunku, a w niewiele później rozchodził się echem i kręgami po wodzie. Beton skądś pozyskała silnie radioaktywny materiał rozszczepialny (a dokładniej zużyty syf) i wepchnęła do ładunku aby stworzyć tak zwaną brudną bombę. Pakunek był na tyle dobrze ekranowany, że oprzyrządowanie LTNa nie wykryło nieprawidłowości, choć po powrocie na pewno maszyna i pilotka musiały przejść procedurę i kurację. Ci zgromadzeni na placu nie mieli tyle szczęścia. Choć detonacja nie była nuklearna ani szczególnie katastroficzna, to jej skutki były zaiste ponure dla „ocalałych”. W międzyczasie i później Kompania Skurwysynów się uaktywniła – zamachy bombowe, rajdy, ataki snajperskie. Betoniarze korzystali z chaosu i zamieszania wywołanego atakiem i dekapitacją KNZ.

Niemniej jednak wszyscy chyba przecenili taktyczną wagę tego wydarzenia, bądź nie docenili ACzW. Ledwo Czerwoni pojęli co się wydarzyło, a de facto „restartowali” wojnę. Doszło do pierwszych strzelanin, bombardowań artyleryjskich i rakietowych oraz rajdów transgranicznych. NVDF nie pozostawało bierne, robiąc dokładnie to samo. Był to zadziwiający pokaz „niesubordynacji” - wszak politycy nie zdążyli jeszcze nawet siąść do stołów.

A potem lunęło. Tu i tam nadciągnęły czarne chmury, przesłaniając późnopopołudniowe słońce i z typową sobie bezlitosną pompą oznajmiły definitywny koniec pory suchej. Pogłębiło to zamieszanie tam, gdzie te zamieszanie już zaistniało, spowolniło działania tam, gdzie mogło spowolnić. Nie w Brighton. Jak tylko dowiedzieli się o tej akcji (od samej podejrzanej pilotki, która powróciła), to wojsko i mechwojownicy podnieśli żółty alarm i przygotowali się na każdą ewentualność. Przezorny ruch, biorąc pod uwagę nocne wydarzenia. Zwiad doniósł bowiem o zbliżających się od zachodu siłach, bezapelacyjnie nieprzyjacielskich.

Z nieba lało się istne oberwanie chmury, a czarny nocny nieboskłon rozświetlały wyładowania burzowe. Brighton było w gotowości. Cywilów szybko ewakuowano do obozu uchodźców kilkanaście klików na wschód od linii kolejowej. Wojskowi pozajmowali budynki i rozstawili broń ciężką. Pomijając szperacze, panowało zaciemnienie. W kluczowych punktach nad wzbierającą, rozszalałą rzeką ustawiły się mechy. W ich wnętrzach, w półmroku rozświetlanym tylko przez czerwone bądź pomarańczowe światła awaryjne i miękki blask monitorów, czekali mechwojownicy. Sensory pracowały. Skupiony wzrok starał się bezskutecznie przebić przez mokrą otchłań, w jaką zmienił się kierunek zachodni. Deszcz łomotał po pancernych szybach kokpitów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=DYrvIKpo3fI[/media]

Wreszcie, mniej więcej kwadrans przed ciszą nocną, obserwatorzy i co lepiej działające, mocniejsze radary i sensory zaczęły wykrywać zbliżające się siły – gównie nadciągające z zachodu, ale także z północy i w mniejszym stopniu z południa. Na tym ostatnim kierunku doszło już do wymiany ognia. Pikiety raportowały obecność zmotoryzowanych Bandytów na technicalach. Ale od północy zdążały siły zmechanizowane w ciężkich transporterach o napędzie gąsienicowym, poparte czołgami. Natomiast z zachodu nadciągali „Poniżeni”. Jeśli wczesne wykrywanie się nie myliło... to w pełnej pozostałej im sile. Prawie trzydzieści mechów, głównie klasy szturmowej. Minutemen, Rycerze i żołnierze NVDF właśnie zdali sobie sprawę, że będą brali udział w jednej z najtrudniejszych i zarazem przełomowych bitew całej tej wojny.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PoCrEuov6cY[/media]

Na przedpola oraz samo miasto zaczęły spadać pociski – artyleryjskie, rakietowe. W tym co i rusz pojedyncze, przepełniające serca grozą detonacje posłańców śmierci z lufy Long Toma. Vermontczycy jednak szybko się ogarnęli i rozpoczęli ogień kontrbateryjny. Skutecznie ostudziło to zapędy Czerwonych w tym zakresie. Wkrótce potem jednak zaczęły tu i tam spadać skupiska rakiet z wyrzutni RL i LRM oraz pociski z dalekosiężnych autodział i armat. Mechy nadchodziły. Komputery identyfikowały już pierwsze z nich. Raporty WSI nie kłamały. Strikery. Awesome'y. Banshee. BattleMastery. Victory. Pieprzone Rampage'y, Dragoony i Phoenixy. Parę innych.

Poderwali do walki wszystko co mieli. Minutemen w swoich „zwyczajowych” maszynach. Rycerze w swoich, ale też w tych wolnych od Minutemen – mieli więcej pilotów niż maszyn, a sytuacja była poważna. Wszystkie ręce na pokład, każda lufa w stronę wroga. Maszyny NVDF jako wsparcie naziemne. W locie Leopard, Confederate, Royal Lightning z Itan-shą za sterami. A także wsparcie lotnicze od Rycerzy: eskortowiec klasy Aquarius oraz trzy myśliwce typu Hellcat (ex-palatyńskie). Abased na szczęście nie mieli sił aerospace, choć otaczały ich chmary wozów pancernych ACzW i PPF. To nie będzie przyjemne.

Hermit zmawiał modlitwę za sterami swojego Emperora. Mandaryn nerwowo strzelał knykciami wewnątrz Mackiego. Pandur po raz ostatni robił sprawdzian systemów Maraudera. Highborn za sterami zmodyfikowanego Chargera, Manul w przerobionym Atlasie, Ammit w środku Kintaro, Rooikat w kokpicie swego Shadow Hawka, Mały wewnątrz Hunchbacka. Przerobiony Warhammer, Challenger i Highlander w dłoniach rycerskich.

Bitwa pod Brighton, jak miały nazwać ją karty historii. To mogła być ostatnia batalia Minutemen.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 20-02-2022, 12:01   #176
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Manewry pod Brighton były dla Małego długo wyczekiwanym wydarzeniem. Mógł po raz pierwszy poćwiczyć w prawdziwym mechy, a nie tylko symulatorze. Najpierw pierwsze kroki do Dropshipa, następnie prawdziwe ruchy na poligonie.

Tylko że w tej całej radości były gorzkie krople. Brandon pochodził z Brighton, tam mieszkali jego rodzice i cała reszta, kumple z pracy, starzy znajomi ze szkoły... I wiedział że bycie Minutemenem ściąga na rodziny kłopoty. Kłopoty mogące pozbawić życia. Przez cały czas poligonu Brandon ani razu nie opuścił terenów zajętych przez wojsko, ani razu nie był "na mieście", ani razu nie odwiedził rodziny. Starał się być niewidoczny. Dla ich bezpieczeństwa. Starał się pozostać anonimowy. Ubrany w roboczy kombinezon idealnie wtapiał się w szeregi techników (z którymi niemalże co dzień walił w karty).

Sercem Brighton była kopalnia. Brighton istniało dla kopalni, nie odwrotnie. Rozrośnięte robotnicze osiedle, które już dawno pożegnało się w metkę radosnej prowizorki. Poligonem dla wojska były dawne kopalniane tereny, zarastające wyrobiska, hałdy, księżycowy krajobraz. Dopiero dalej była "dzika" sawanna. Brandon wiedział co się stanie, jak przyjdzie deszcz: Wszystkie nieutwardzone, rozjechane ciężkim sprzętem drogi zamienią się w błotne ślizgawki, któraś nasiąknięta hałda po raz kolejny się osunie, stare odkrywki zamienią się w jeziora mętnej, błotnistej wody.

W bazie było parno. Mokro od lejącego deszczy i gorąco od sytuacji politycznej. Brudna bomba podniosła temperaturę i ciśnienie wszystkim. Brandon czekał tylko na rozkazy. Bo że wejdą do walki było pewne. Tylko gdzie?

Padło właśnie na Brighton, zgromadzenie wojsk i mechów.
Mały Hunchbackiem wraz z całą lancą mókł na posterunku. Widoczność niemalże zerowa, stukot deszczu odbijającego się cichym echem o pancerz i szyby kokpity, ręce nerwowo operują po konsoli radaru, czujników i tych wszystkich elektronicznych zmysłów, próbując wykryć coś co nie jest magnetycznym szumem Amerigo. A jak wykryli, to nic tylko się przeżegnać. Całe lance ciężkich mechów, plus cała reszta typowo wojskowej drobnicy. Brandon nie był defetystą ani panikarzem, ale siły wroga zrobiły na nim wrażenie. Sam siedział w potężnej maszynie, tylko że wróg miał takich maszyn więcej. Przy wyłączonym mikrofonie rzucał do siebie wymyślne robociarskie wiązanki i po raz kolejny sprawdzał systemy maszyny i stan gotowości laserów.

No i się zaczęło. Artyleria, rakiety, lasery rozświetlające ciemność... Z powodu adrenaliny, stresu, podniecenia Mały dokładnie przypominał sobie tylko momenty. Bronili się na rzece, a wrogie mechy skoncentrowały się na lotnictwie. Mały działając z lancą jako jedna wielka pięść po kolei eliminował kolejne mechy przeciwnika. Potem zmiana celu, wrogi APC mocno się wysforował na rzece. Koncentracja ognia i wypalony wrak niesiony nurtem walił w kolejny wrak, spiętrzając wartą rzekę, po jednej stronie zwiększając poziom wody, a drugiej wzmacniając jej nurt, utrudniając jej przekroczenie. Mały miał większą mobilność niż pojazdy kołowe, nie musiał się martwić czymś takim jak minimalny promień skrętu. Omijanie piechoty opanować już na ćwiczeniach, robił to automatycznie, mógł bez kłopotów skoncentrować się na maszynach przeciwnik.

Kolejny wrogi mech (komputer zidentyfikował go jako Phoenixa) błysnął eksplozją rozrywanego magazynu amunicji. Kolejny (niestety nasz) Hellcat walił na ziemię albo eksplodował w powietrzu. Kolejni żołnierze spopielani kulą ognia eksplodującego APC. Takiego ognia deszcz szybko nie zgasi. Kolejny lekki mech rycerzy walił na ziemię, a pilot w podskokach wycofywał się na tyły, nie chcąc ściągać na siebie wrogiego ognia. Mały walił we wrogiego mecha, jednocześnie manewrując, by po chwili wspomagając oddziały liniowe NVDF i koncentrując ogień na pojazdach pancernych. Odległość nei stanowiła problemu. Tamci mieli pancerze, a miały miał całą baterię laserów wycelowanych w konkretny cel. Tak samo było z APC, tamte padały jeszcze szybciej. W ciągu kilku minut był w stanie wymieść cały odcinek frontu, zamieniając brzeg rzeki w konglomerat złomu, błota, popiołu i flaków.

Znowu wrogi mech. Brandon rzucił kolejną wiązankę kiedy tylko spudłował. Zmienił pozycję, błyskawicznie robił poprawkę i ponownie strzelał. Poszło w nogę, wrogi mech dosłownie przysiadł, pilot jeszcze zasłaniał rozwalonym ramieniem kabinę, ale kolejne strzały i tamten się katapultował.

A Hunchback... ani razu nie oberwał. Już z symulacji Mały wiedział, że jest to statystycznie niemożliwe, nie podczas walki z innymi mechami. Może i teraz ktoś do niego strzelił, ale Mały nic w ferworze walki nie zauważył, a systemy Hunchbacka nic nie odnotowały. Najpewniej robił za cel dla piechoty, ale karabin maszynowy nie jest bronią przeciwpancerną. Zlany potem Mały przyłapał się na tym, że coraz więcej czasu poświęca na szukanie celów, niż na walkę z nimi. Wróg był pokonany. Brzeg rzeki zasłaniały wbite w błoto pojazdy piechoty. Odparli atak, ocalałe mechy przeciwnika wycofywały się.

Chwila przerwy, narada, nie miał nawet szansy wyjść z kabiny. przegrupowanie i pościg. Walić piechotę, z niedobitkami czerwonych NVDF spokojnie sobie poradzi.

Gonili mechy. Przekroczyli rzekę. Leopard z desantem mechów wystartował. Tak samo Lightning. Gonili. Tym razem poszło gorzej. To była klasyczna walka mechów z mechami. I znowu przeciwnik popełnił błąd, koncentrując się na pojazdach powietrznych, kiedy to obie lance były na ziemi w odległości strzału. Pokiereszowany Lightning dał im cenny czas, pozwalający się zbliżyć do przeciwnika. Zagrały lasery, poleciały kolejne rakiety. Tu już nie było tak łatwo, ale dali radę. Mały wraz z Pandurem osłaniali wycofującą się Rooikat, kiedy jej mech uległ zniszczeniu. Pandur oberwał. Mały nie. Ale obaj dalej walili, ile tylko sprzęt pozwalał.

I ostatecznie z przeciwnika została kupa złomu. Autodestrukcja, psia mać. Ale ich pokonali. Mały od reszty (radio) dowiedział się, że prawdopodobnie rozwalili kompletnie tych całych Abased. Wygrali. I przeżyli.

Po bitwie, kiedy adrenalina opadła, przyszła rzeczywistość. Zmęczenie, ból napiętych mięśni, zdrętwiały tyłek, ciuchy mokre i śmierdzące od potu. Pragnienie i głód. Radość zwycięstwa, dla Małego zwycięstwo podwójne: dodatkowo było to jego pierwsze i z pewnością nie ostatnie starcie. Wyszedł z mecha. Obejrzał maszynę. Wrzasnął:
- Woo - hoo!
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 20-02-2022, 13:57   #177
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Dzień po dniu, tydzień po tygodniu Ammit utwierdzała się w przekonaniu, że wcale nie trafiła do lepszego miejsca niż struktura kadrowa Workmenów i wiedza ta wywoływała w niej niezmiennie ten sam wewnętrzny rechot. Naprawdę przez dłuższą chwilę miała cichą nadzieję, że słowa Vaude’a rzeczywiście znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości, jednak oboje chyba wyszli na naiwniaków. Z drugiej strony wyszło całkiem nieźle, bo dzięki temu nie przegrała w ich małym zakładzie i nadal mogła się cieszyć z jako takiej możliwości manewru do docinek momentami przemądrzałemu porucznikowi Gwardii Republikańskiej.
Chociaż tak naprawdę do śmiechu im obojgu nie było.

Deszcz i rynna, mityczne Scylla i Charybda. Wciąż ten sam niezmienny, niezmierzony krąg spierdolenia potocznie przezwanego wojną (zimną, gorącą to bez znaczenia). Skurwysyństwo rozpanoszyło się wszędzie i po każdej stronie, w powietrzu latały wyświechtane frazesy typu “ludzie się zmieniają”, lub “wojna zmienia i nic się na to nie poradzi”. Bzdura. Wymówka. Wazelina na duszę i pieprzona czarna farba żeby zamalować niewygodne detale obrazu. Takie jak użycie brudnej bomby w Bennington.

Widziała obojętność u pozostałych jakby nie stało się nic złego, absolutnie żadne bariery nie zostały przełamane, a świat grzecznie parł sobie do przodu swoim tempem upominając o nadchodzące eventy rodzaju konieczności zakupienia części zamiennych do ich maszyn albo dramatu niepewności co zjeść na obiad - fakty postawione na równi z masowym morderstwem.

Co innego mordować adwersarzy co jest zrozumiałe, co innego wydawać ciche przyzwolenie na mordowanie własnych ziomków z rodzinami bo ich życia nie znaczą nic poza ciche pierdnięcie maskowane atakiem kaszlu winowajcy. Grunt że usunięto wroga, reszta się nie liczyła. Nic się nie liczyło, poza wygodę i bezpieczeństwo własnych najbliższych. Inni byli do utylizacji, jakże znany najemniczce schemat, przerabiany do porzygu i déja- vu. Przy detonacji poprzedniej bomby też czuła się chora, a objawem tej choroby był postępujący paraliż serca, duszy i mózgu, a także wściekłość na ludzi, okolicę, siebie i Alexa. Gdyby nie on uciekłaby zaraz po opuszczeniu namiotu medycznego i miała w dupie debilną wojenkę, przycupnęła gdzieś na peryferiach z dala od wielkich aglomeracji z zamiarem przeczekania najgorszego i zgromadzenia siły żeby sztuka po sztuce podziękować dawnym kumplom ołowiem za wbicie maczety w plecy.
Gdyby sama nie była taka głupia nigdy by się nie zakochała i nie dała wciągnąć w nowe bagno. Niestety skoro dała się wciągnąć, należało tonąć w godnością.

Wiedziała też dobrze, że lepiej się nie odzywać. Zamknąć gębę, stulić pysk, ani mru-mru. Całe to gadanie o sztuce porozumiewania się i wyrażaniu uczuć to bujda. Nikogo tak naprawdę nie obchodziło, co ma się do powiedzenia. Unikała więc ludzi wpierw w bazie, gdzie oprócz treningów, wykładów i symulacji VR trudno było ją spotkać gdziekolwiek. Potem unikała ludzi podczas manewrów, ograniczając się do wymaganych czynności żeby nikt nie mógł się przyczepić albo narobić smrodu zostawionemu pod Górą narzeczonemu. Wykonywała powierzone zadania w milczeniu, nie odzywając się niepotrzebnie. Stała się wewnętrznie zdziczała, albo dumna z samotności. Obca dla samej siebie, odkąd zmuszono ją do pożegnania jeszcze w hangarze głównej bazy. Ani radosna, ani smutna, z niezmiennym wyrazem twarzy ostrym jak nóż o który można się pokaleczyć. Szklanka wody miała w sobie więcej życia niż ona. Przypominała ubranie które zakładała, mecha kiedy do niego wsiadała, twardą pryczę kiedy kładła się spać, myślami będąc daleko poza obozem.

Mechaniczny twór zaprogramowany do walki ledwo jej dłonie chwytały drążki śmiercionośnej maszyny. Walcz. Zabij. Zgnieć. Rozstrzelaj. Powtórz. W kółko i w kółko. Konieczność stanięcia naprzeciwko Abased powitała z ulgą, gdzieś pod skórą mając nadzieję, że może się jej nie uda. Z drugiej strony nie chciała umierać, przecież obiecała…
Tonący w deszczu obraz pola bitwy widziany zza gogli hełmu wydawał się surrealistyczny, kolejny trening VR z tą różnicą, że tym razem porażka oznaczała realną śmierć, w słuchawkach rozlegały się krótkie komendy i krzyki pozostałych Minutemen. Ammit czekała na sygnał od dowódcy lancy Alpha, a gdy nadszedł, ruszyła przed siebie robiąc to, do czego ją tu sprowadzono. Do czego się zobowiązała.

Przedzierali się przez kolejne linie wroga, z początku bez strat własnych i szło im naprawdę dobrze. Byli zgrani, każdy doskonale wiedział na czym polega jego rola, a rzęsista ulewa działała na ich korzyść. Błoto pod nogami stalowych kolosów zmieniło barwę na czerwień vermonckiej krwi, ale wysoko w kokpicie prawie dało się tego nie zauważyć. Amok minął dopiero gdy ostatnia z wrogich maszyn eksplodowała, kończąc pościg i pewien rozdział w historii tej wojny. Blada i spocona van den Akker, zamknięta w kokpicie Kintaro, pozwoliła sobie na opuszczenie powiek i oparcie czoła o stery.
Nie czuła radości, ani złości, tylko pustkę. Powoli docierało do niej, że może, chwilowo co prawda, lecz wrócić do wytęsknionej normalności zamkniętej w uśmiechu i cieple serwowanym przez niebieskie oczy i szelmowski uśmiech wiszący nad mundurem Gwardii.
Tylko to się liczyło.
 

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 27-02-2022 o 13:54.
Dydelfina jest offline  
Stary 20-02-2022, 15:14   #178
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Pokój szlag trafił. W sumie tylko idiota się tego nie spodziewał. Każdy się zbroił od czasu rozejmu to musiało w końcu wybuchnąć no i wybuchło i to pieprzoną brudną bomba. Dobrze, że przynajmniej ten huj Mwabutsa w końcu zdechł. Rok wojny i padli wszyscy liderzy tych którzy to zaczęli. Workmeni, Bandyci, Piraci. Szkoda tylko, że to było jak walka z hydrą. Jeden łeb ucięli to wyrastał kolejny.

Czy tak to było planowane czy nie nie ważne. Dzięki temu, ze wysłano ich na manewry łączonych sił sprzymierzonych byli zwarci i gotowi na wrogie natarcie. Pora deszczowa trwała i krople rozbijały się o blachy mecha kiedy stali gotowi na natarcie chyba największych sił wroga jakie spotkali dotychczas na tej wojnie. Ci The Abased mieli bardzo, ale to bardzo dobry sprzęt, a ich doświadczenie w walce z takim oponentem ograniczało się do symulatora i niech Bóg błogosławi techników, którzy ten system odpalili, bo jakoś zwyciężyli.

Bitwa i pościg, który się po niej rozegrał okazał się vicotrią. Starcia toczyły się na dość sporej odległości, a rola Highborna ograniczała się w nich do stawiania zasłony dymnej i pilnowania, by coś nie zagroziło ich daleko dystansowcom. Choć strzelcem najlepszym nie był to udało mu się dobić jednego dogorywającego Victora. Była chyba to pierwsza batalia tej wojny po której mech Spencera nie potrzebował gruntownego remontu, ba nawet ryski nie było. Niestety nie obyło się bez strat. Minutmeni utracili Shadow Howka jak i mocnego pokiereszowano im lotnictwa to lanca rycerzy, która ich wspierała przestała istnieć, a siły NVDF to już w ogóle wyparowały. Mimo wszystko straty wroga były o wiele wiele dotkliwsze, a Rooikat nie została ranna i mogła walczyć dalej, więc starcie na plus.

Z racji iż Charger nie wymagał napraw, a ich latadła musiały mieć chwile na ogarnięcie się po łomocie jakie dostały to Spencer zajął się zbieraniem złomu z pola walki. Oprócz odzyskania części maszyn, które po gruntownym remoncie mogą wrócić do służby już po właściwej stronie. Dzięki zakupionemu przez Minutmenów już kiedyś tam Salvage mecha robota szła bez przeszkód. Wcześniej kitrali go przed audytem w razie czego w tej tajnej kryjówce, ale jak go przeszli i wojna znów nabiera tępa to szkoda, by stał bezczynnie i kurz zbierał. Zebrali całkiem zacny salvage. Mechy jak i komponenty do nich zasilą ich siły i pomogą odnowić siły po bitwie. Stety niestety spora część trzeba było oddać sojusznikom. Ponieśli spore straty no i bez tego "datku" nie byli by już zbyt przydatni na tej wojnie.Konieczne wydatki można rzec. Coś się jednak skapnie dla Minutmenów. W końcu trzeba sprawić też nowego mecha dla Roikat.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 21-02-2022, 00:52   #179
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Organizowanie personelu do obsadzenia Camp Blackmore ustawiła sobie za priorytet, a robiła to z dyskrecją i wyczuciem godnym rasowego polityka.
Nawet gdy wyruszyli na manewry - jak to jej wojskowi z lancy nazwali przerzucenie ich pod Brighton - trzymała rękę na pulsie.

Co do ćwiczeń łączonych z NVDF i Rycerzami to Ursula była bardzo pozytywnie do nich nastawiona. Wcześniej w końcu sama zasugerowała coś podobnego, ale na mniejszą skalę przy współpracy z Borowikami.
Po dotarciu na miejsce miło było być powitanym tak pozytywnie przez stacjonujących tam żołnierzy. To była przyjemna odmiana po tylu próbach zmieszania Minutemen z błotem. Rooikat nie unikała towarzystwa "fanów", opowiadając zainteresowanym jak to jest być pilotem mecha, oczywiście w wersji okrojonej i fabularyzowanej. Przyjemnie jej było słuchać opowieści z drugiej strony, zwykłych ludzi, na których wpływ miały kiedyś mity o dawnych Minutemenach, jak to udział nowych Minutemenów w walce, świadomość że są i walczą za wolność, podbudowywały morale szeregowych żołnierzy.

To ładowało akumulatory Ursuli. Widziała, że ich wkład w tą wojnę jest widziany i doceniany. Poczucie bycia docenionym było potrzebne każdemu, im, Minutemenom, szczególnie po ostatnich perturbacjach.

Wolne chwile na manewrach Trevor lubiła spędzać w obozie rycerzy, rozmawiając z nimi, poznając ich. Po opowieści Rolanda podczas wieczoru zapoznawczego z nowymi pilotami, teraz kobieta była zainteresowana historiami innych członków zakonu. Zasypiając w swoim namiocie wyobrażała sobie nawet, że gdy wojna się skończy to do nich dołączy. Oczywiście była to tylko pusta myśl, droga kariery którą nigdy nie podąży ze względu na jej silne przywiązanie do rodziny, ale samo rozmyślanie o możliwości stania się kosmicznym rycerzem było... relaksujące.
Co do warunków bytowych, była w zdecydowanej mniejszości osób, którym spanie w namiocie przy zbliżających się monsunach nie stanowiło problemu. Śpiąc pod chmurką czuła się niczym dzikie zwierzątko wypuszczone z klatki do swojego naturalnego habitatu.

Było to niczym zaczerpnięcie powietrza przed zanurkowaniem w głęboką wodę, którym stało się wznowienie wojny, zaraz po nastaniu maja.
Wiedza o wykorzystaniu brudnej bomby nie wywołała u Trevor szoku. Zdecydowanie bardziej się przejęła i przeżywała kiedyś, gdy za jej zgodą jej kontakty zostały wykorzystane do stworzenia chorób rozpuszczonych później przez Beton pośród terenów zajmowanych przez wrogów. Teraz samolubnie cieszyła się, że tym razem nie przyłożyła do tego palca. Żałowała wtedy najbardziej że nie ma przy niej męża, z którym mogłaby o tym porozmawiać. Mogła jedynie stwierdzić, że ostatni rok zmienił ją, może nawet uodporniła się na tyle by pójść drogą którą chciałby ją widzieć jej ojciec.
W tym wszystkim można było tylko współczuć obywatelom Nowego Vermontu, którzy byli w Nowym Zairze przetrzymywani. Na wojnie nic nie było fair i jedyne co można było zrobić to jak najszybciej ją zakończyć.

Na wezwanie do walki, już nie ćwiczeń, a prawdziwego powrotu do boju, Ursula zareagowała w głównej mierze z ulgą. Owszem był w niej stres, martwienie się o bezpieczeństwo i życie swoje oraz pozostałych, ale wreszcie skończyło się wyczekiwanie tego co było nieuniknione.

Lało niemiłosiernie gdy na radarach pojawiły się sygnatury wroga.
- Panowie, pamiętajcie, że maszynę można wymienić szybciej niż wyszkolić pilota - Rooikat swoim zwyczajem przypomniała wszystkim pilotom mechów na kanale ogólnym. Również z przyzwyczajenia zapomniała dodać "i Panie", bo do niedawna była przez długi czas jedyną kobietą pośród pilotów mechów.

- Zupełnie jak na symulacjach Ishidy - sarknęła Ursula również na ogólnym kanale, gdy mogli się już doliczyć blisko trzydziestu wrogich mechów. Przeciwnik naprawdę zdecydował się rzucić w nich wszystko co miał, licząc chyba że ich zasypie choćby sama masą stali.

W trakcie zaciekłej walki Rooikat wykorzystywała to co się najbardziej sprawdzało w walce Shadow Hawkiem - trzymała się z boku, korzystając z ukształtowania terenu do osłaniania swojego małego mecha, którym co chwilę posyłała LRMy we wrogie jednostki i ostrzeliwała się z PPCka. Dzięki takiemu ustawieniu mogła szybciej reagować by wesprzeć któregoś ze swoich kompanów.
Walka była zażarta, ale zapał i poświęcenie Vermończyków sprawiały, że zaczęli zmierzać ku zwycięstwu.
Ostatecznie dobre zgranie i przygotowanie obrony, plus warunki pogodowe, które choć nieprzyjemne to jednak sprzyjały Nowemu Vermontowi, sprawiły że Minutemen odnieśli spektakularne zwycięstwo i do tego bez żadnych strat własnych. Dwie lance Abased tak prędko spieprzały z pola walki, że aż się za nimi kurzyło (a należało pamiętać, że deszcz lał niemiłosiernie).

Wtedy na kanale ogólnym pilotów lanc Minutemenów pojawiła się gorąca dyskusja czy należało ich gonić i dobić.
Było wahanie, były też zdecydowane decyzje. Trevor na szybko przemyślała możliwe skutki ruszenia za nimi jak i propozycję by z tym poczekać. Przy pierwszym mieli praktycznie walkę na własnych warunkach, przy drugim może by mogli wypocząć, uzupełnić broń, ale znalezienie ich byłoby niczym szukanie wiatru w polu. Najgorsze w jej odczuciu było zostawienie im okna na ucieczkę, zaszycie się i działania w stylu grupy Beton. A ona tak bardzo chciała by wojna się skończyła.

- Idziemy na nich, miejmy to za sobą - dorzuciła swój głos Rooikat, ostatni potrzebny do demokratycznego podjęcia decyzji przez większość. I ruszyli.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=VoaUYcwEpSw[/media]

Minutemen byli niczym wataha wilków zmierzająca śladem za swoją zwierzyną. Amerygański Pościg, jak to między sobą nazywali, zakończył się nawiązaniem kontaktu. Obrońcy Nowego Vermontu rzucili na nich wszystko czym dysponowali, sprawiając, że Abased nie mieli pola działania. Kolejne wrogie mechy zyskiwały wartość złomu i chyba już tylko w akcie desperacji i chęci wbicia komuż noża pod żebra, by pociągnąć chociaż jednego Minutemen ze sobą do grobu, dwa Banshie doskoczyły do Shadow Hawka. Nic dziwnego, był najłatwiejszym kąskiem ku temu. Rooikat próbowała przez kilka nerwowych sekund wyrwać się z potrzasku, ale ekrany jej mecha w mgnieniu oka przeszły w tryb stanu krytycznego i już tylko refleks pozwolił jej na tyle szybko doprowadzić do katapultowania się, by tylko poczuć powiew gorąca, gdy jej Shadow Hawke po wybuchu rakiet, przemienił się w piekielną kulę ognia.
Pewnie by próbowali ją dobić, ale szczęśliwie mogła liczyć na ratunek swoich towarzyszy z lancy bravo. W czasie gdy Brandon i Leon osłonili ją, a Mandaryn zdołał zgarnąć ją w bezpieczne miejsce.

To starcie było szybkie i brutalne w wykonaniu obu stron. Trevor dopiero, gdy dym na wrogich mechach zaczął przygasać od deszczu, zdała sobie sprawę, że jest cała przemoczona i trzęsą się jej ręce, ale nie z zimna a z nerwów, po tym jak otarła się o śmierć. Niewątpliwym plusem było to, że tym razem niczego sobie nie złamała, choć szybka ewakuacja sprawiła, że nadwyrężyła nogę i lekko na nią zaczęła utykać.
- Udało się - westchnęła z ulgą.

Zapakowała się w drogę powrotną jako pasażer do maszyny Martina.
- Żyjesz? - rzucił do Ursuli.
- Raczej jestem cała - dopiero teraz obejrzała siebie dokładnie. Wyrzut adrenaliny miała tak wielki, że później przez dobę nie mogła zasnąć, ale poza tym nie dostrzegała po sobie urazów.
- No, wzorowo zastosowałaś się do własnych zaleceń - spojrzał na nią kątem oka i uśmiechnął się głupkowato.
- Spokojnie Rooikat - odezwał się Leon. - Znajdziemy ci migiem nową maszynę - pocieszył ją na swój sposób.
- Dzięki. Tym razem poproszę coś z mocniejszym pancerzem. I więcej laserów.
- Ale tamten nie miał - zauważył Mandaryn.
- No właśnie dlatego - odparła.

- Ale zobacz jak wyszło. W symulacji z Abased jako jedyna przetrwałaś, a na żywo jako jedyna zezłomowałaś mecha - zarechotał.
- Uderzyłabym cię po głowie, gdybym miała jeszcze jakieś siły - mruknęła, pocierając palcami skronie. Głowa jej pękała, ale przynajmniej głupkowate komentarze pozwoliły jej nieco odetchnąć.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 21-02-2022, 06:14   #180
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
- Jak mogłaś zrzucić brudną bombę na Bennington?!? - zapytała niby spokojnie Annabell, choć jej oczy miotały błyskawice a ciało drżało od jeszcze kontrolowanej furii.
- Nie wiedziałam… Dostałam bombę poza oficjalną drogą zaopatrzenia i wykonałam tajną misję…
- Która zakończyła się zabiciem tysięcy cywilów, zniszczeniem miejskiej infrastruktury oraz napromieniowaniem centrum Bennington, co sprawi, że nie będzie się nadawało do zamieszkania po odbiciu go z rąk watażków obecnie rządzących Nowym Zairem!
- analityczka Wojskowych Służb Informacyjnych celnie punktowała konsekwencje lekkomyślnego ataku.
- A w dodatku, jak wyjdzie że NVR posługuje się brudnymi bombami podczas pokoju, to odwróci się od nas sporo międzyplanetarnych organizacji, z którymi możemy obecnie handlować. W końcu kto chce narażać na szwank reputację, wspomagając terrorystów. Bo akurat do tego sprowadziło się bombardowanie Bennington - atak terrorystyczny na ludność cywilną. Przy użyciu brudnej bomby.
- Annabell, nie wiedziałam, zrozum… - próbowała tłumaczyć Iroshizuku.
- Nie wiedziałaś, albo wiedziałaś, nieważne. Znowu muszę chronić tyłki Minutemen wprowadzając dodatkowe ograniczenia dostępu do informacji niejawnych. A do prasy poszły “przecieki” o ataku sił tajemniczego mocodawcy na Mwabutstę. Dodaliśmy też trochę newsów o Nowej Rodezji, partyzantach-patriotach na ziemiach zagrabionych oraz całą masę spekulacji kto jeszcze kryje się na Amerigo. I gdzie. Info o Bennington powinno zostać spłycone przy tylu innych gorących informacjach.
- Dzięki, jestem zobo…
- Obecnie jest wojna. Zimna, ale wiadomo, że drugi akt gorącej jest kwestią tygodni. Jednak walki kiedyś się skończą. I nadejdzie czas rozliczeń. Nie chcę być złym prorokiem, ale jak Minutemen zajdą komuś za skórę, to znajdą się na was haki Całkiem solidne.


* * *

Poligon pod Brighton


-Tu Itan-sha, nadlatuję. Gotowi?
- Gotowi!

Iroshizuku zmniejszyła ciąg i zeszła nisko nad ziemię, a gdy przelatywała nad terenem poligonu ustawiła Lightninga prawym skrzydłem w dół, elegancko prezentując myśliwiec.
Na dole czekały już mechy z lancy Minutemen a także unosił się nad nimi Leopard. Kiedy Iroshizuku nad nimi przelatywała, odpaliła serię flar. Miała nadzieję, że dobrze wypadną na grupowym zdjęciu. I że nie podpalą żadnego okolicznego namiotu.
 
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172