LYN
Lyn wcisnęła czerwony przycisk, i alarm w strażnicy zaczął piszczeć. Nie zasłonięta pustka kosmosu, uderzyła z całą beznamiętną furią. Biedny mechanik został wyssany pierwszy, a potem przyszła pora wredny ogień i odłamki z wybuchu silnika. Johnny zamknął trap Kici, uszczelniając customową YT-1300. Naprawiany Arwing, przez ciąg mocno przesunął się i kobieta wiedziała, że jeśli nie aktywuje ponownie bariery ten wyleci w kosmos. Jednak kryzys został zażegnany i hakerka ponownie aktywowała pole. Błękitna ściana skupionych stabilnych cząstek, znów zaczęła blado świecić a wielki statek górniczy, lekko przesunięty jak sama Kicia, spoczywał bez pożaru. Jednak Lyn wiedziała, że o jej wyczynach prawdopodobnie dowie się cały Mine-Coms3...
NADZORCA ADAR
Adar miał już dość alkoholu. Wezwał szybko i gniewnie Parszywa, którym okazał się khetaminowy, Mirialan i siadł odpocząć. Jego goście już wyszli. W tym samym momencie na ścianie terminali pojawił się alarm. Zabrak pośpiesznie udał się sprawdzić niepokojący sygnał...
-Hangar Pięć. Pożar.- Nadzorca przyglądał się nagraniom z monitoringu.- Został ugaszony w zaskakujący sposób. Ale ta stara kupa światłowodów, nie była upoważniona do takiej akcji, do takiej autonomii. Ktoś musiał zacząć działać samowolnie. I prawdopodobnie nie zrobił to żaden z moich ludzi. Wpuściłem bzymory do mojego gniazda.- mówił do siebie przez zaciśnięte usta Adar, i wybrał połączenie, przykładając usta do małego mikrofonu.
-Tak, szefie.- odezwał się oschły, chrypliwy głos jakiegoś zawodowego mordercy.
-
Rodia, śledź tą czwórkę, która przybyła na stację. Myślę, że mają kogoś jeszcze i ich intencję są nieszczerę. Skierowali się do Marioha. Tego, zapominającego starucha. Działaj, tylko dla mnie. Mer-Mundi nie może niczego wiedzieć.
-Zawsze działam, tylko dla Ciebie Szefie- odparł cicho, bezwzględnie płatny zabójca.
-Ci najemnicy nie mogą o Tobie wiedzieć. Myślę, że doprowadzą nas do beskaru.
-Twoja dupa, będzie uratowana. A ja oskalpuje tą przeklętą Dianę.
-Niech Cisza Cię Prowadzi.
-Pod Osłoną Nocy, Zabiję Twoich Nieprzyjaciół.
W komunikatorze rozbrzmiało ponure milczenie.
ALLCAX, TIAMATH, EMREI, ROT
Parszyw rozglądając się paranoicznie po korytarzach zaprowadził ich do kwater mieszkalnych. Tych najgorszych i najdalszych. W zasadzie były to luźno upchnięte łóżka polowe i materace, w kompani drobiazgów i sprzętów do przyrządzania posiłków. Jakiś przepracowany człowiek siedział grając na gitarze akustycznej i kiedy spostrzegł żółto-skórego zbira przerwał patrząc nerwowo.
-Szukamy tego zjebanego starca, Marioha. Wiesz, gdzie jest?- spytał Mirialan.
-Śpi. Chyba nie wyrzucicie go za śluzę? Za tą sprawę z kradzieżą?- lękowo zapytał długowłosy pracownik z oczami zmęczonymi od nadmiaru pracy.
-Jeśli będziesz taki wkurwiający, jego zostawię, ale tobie złamię kilka kości.
-Może ja tobie skręcę kark?- rzuciła nagle Lyda, co nieco wybiło Parszywa z rytmu.
-A pierdol się. MARIOH! MARIOH! Przyszliśmy po ciebie.
Odpowiedziała im cicha i przyśpieszony oddech muzyka. Po chwili dało słyszeć się zmęczone stękanie i zza miejsca odpoczynku zasłoniętego kotarami wyłonił się Abebnedorianin. Był bardzo wiekowy, pod oczami i na czole miał potężne zmarszczy, a położone na bokach ust nozdrza posiadały widoczne nawet z daleka owłosienie. Złapał się za wystawione fragmenty, zwisających warg i odparł:
-Czego, czego budzicie starego pracownika tej stacji… od lat… odkąd pamiętam.
-Ty niczego nie pamiętasz.- rzucił wrednie Parszywiec. Rot złapała go silnie za ramie i spojrzała w oczy.
-Może popracujesz nad czarnym uśmiechem i cuchnącym oddechem jak masz w zwyczaju i już sobie pójdziesz?- powiedziała protekcjonalnie Lyda, szczerząc durnie zęby.
-A żebyś wiedziała.- zgodził się poskromiony żołnierz Kartelu i kręcąc w niedowierzaniu głową sobie poszedł.
Lyda usiadła na drobny krzesełku i zaprosiła starca do dołączenia.
-Proszę usiąść Panie Marioh. Nie należymy do tych drani.
-Tych drani… tak tych zbirów… nierobów. Bestii w humanoidalnej skórze. Za moich czasów. Gdzie ja pracowałem? Za moich czasów, to miejsce było lepsze.
-Nie wątpię proszę pana.- Tiamath ciężko było uwierzyć w tą nową, uprzejmą wersję Kapitan.- Szukamy pewnej dziewczyny, niejakiej Diany. Ludzka kobieta.
-A tak Diana, moja wnuczka. Coś kojarzę. Co u niej? Wróciła na tą… Corellię?
-Prawdopodobnie tak.
-Wszystko u niej dobrze?
-Wydaje mi się, że tak.
-Zawsze robiła przepyszne ciastka z
papryczką zonnari. O tak, dobra dziewczyna. Taka piękna, a jeszcze nie ma żadnego chłopca. Biedna, biedna, a taka złota.
Allcax przez chwilę zastanawiał się, czy tak skończy za dwadzieścia lat, poważnie myśląc o terapii genowej, koszmarnie drogiej, ale mogącej wydłużyć życie do 150 urodzin i to w dobrej formie. Lyda odwróciła się do reszty najemników a szczególnie do Emrei’a, która najwyraźniej polubił gitarę bo udawał ruchy palców na gryfie, i ruszał tanecznie głową.
-Tiamath, Egde poszukajcie wszystkiego co może okazać się przydatne. Emmy zrób dokładny skan otoczenia, aż spalą Ci się sensory.
-To, co ja mówiłem… Diana tak dobrze, że mnie odwiedziłaś!- powiedział Marioh, patrząc na wpół ślepymi oczami.
Cytat:
Porada od MG: Chłopak z gitarą może coś wiedzieć więcej, jednak niechętnie wyjawi szczegóły. Plus możecie zobaczyć, przeszukać kwaterę Marioha, na pewno.
|