10-09-2007, 13:56 | #51 |
Reputacja: 1 | Przeciwnicy jakby się rozluźnili. Usłyszałeś nawet szept " Nie wiedziałem, żę tak łatwo pójdzie". Uśmiechnąłeś się w duchu. Zobaczyłeś już ich rostawienie. Było ich dziesięciu. Każdy chował się za jednym cywilem, oprócz jednego który był z tyłu korytarza i kucał. Celował w was karabinem. Kontrolował całą sytuacje. Zaciekawiło Cię jedno. Wszyscy z dziewięciu cywili żyło. |
10-09-2007, 14:12 | #52 |
Reputacja: 1 | Grant powoli zbliżał się do wroga. Czuł jak adrenalina powoli sączy się do jego krwi ale panował nad uczuciem ekscytacji, musiał być spokojny. Rozegrać to mądrze. Szedł cały czas uważnie patrząc na przeciwników. Szukał okazji. Czekał aż popełnią jakiś błąd by rzucić się na nich jak sokół na zające. W bezpośrednim starciu miałby z nimi spore szanse ale sytuację komplikowali cywile. Ale granat oślepiający w odpowiednim momencie powinien dać mu potrzebną przewagę. Teraz trzeba czekać.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas... "Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |
10-09-2007, 14:52 | #53 |
Reputacja: 1 | I stało się. Żołnierze powstawali i otoczyli Cię. Karabiny celowały w twój brzuch. Jednak tamten z tyłu dalej został na swoim miejscu. I mruczał coś do radia. Ludzie drżeli na ziemi. Jeden z czternastoletnich chłopców chciał być chyba bochaterem i rzucił się z impetem na żołnierza. Przewalił go, ale zaraz reszta się na niego rzuciła. Cywile zaczeli krzyczeć i robić zamieszanie. Tamten z tyłu krzyknął coś do radia i zaczął biec w waszą strone. Matka bochatera, rzuciła się do przodu i starała się go osłonić przed wrogami. Jednym słowem, niezły burdel. |
10-09-2007, 15:10 | #54 |
Reputacja: 1 | Grant tylko na to czekał. Upuszczony karabin zagrzechotał na betonie. Ułamek sekundy po nim z metalicznym dźwiękiem upadł w grupie krzyczących i przepychających sie ludzi granat. Grant zacisnął powieki w oczekiwaniu na wybuch. Jednocześnie chwycił w lewą rękę nóż a w prawą pistolet. Błysk był widoczny nawet przez zamknięte powieki. Komandos otworzył oczy i ruszył na wrogów co chwila strzelając i dźgając nożem. Mieli długie karabiny, w ścisku nie mogli ich w pełni wykorzystać. Grant z pistoletem i nożem miał przewagę. Poza tym oni byli oślepieni wybuchem granatu.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas... "Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |
10-09-2007, 16:03 | #55 |
Reputacja: 1 | Dziecięcy spacerek, brałeś ich szybko i z dużą wprawą, aż sam się zdziwiłeś nad efektem, co prawda było parę strzałów, ale żaden w Ciebie nie trafił, szli do Ciebie jak owce pod nóż. Po wszystkim nieprzyzwyczajeni do nagłych błysków cywile, błądzili chodząc na czworakach po ziemi. Wtedy przeraziłeś się. Chłopak bochater leżał martwy na ziemi, przerażone oczy wpatrywały się w sufit. Miał połamaną nogę. Zginął najpewniej na wskutek strzału w przód czaszki. Tak giną bochaterowie. Pomyślałeś. Ludzie powoli dochodzili do siebie i wstawali z ziemi. Matka odnalazła ciało syna i zawodziła nad nim. Trzeba się będzie zwijać. Znów usłyszałeś kroki ludzi za sobą. Byli daleko, ale niebawem mogli tutaj być. Kolejna iluzja czy tym razem naprawdę biegną? Niepewny odpowiedzi na to pytanie, wiesz już, że musicie się zwijać. I to szybko. |
10-09-2007, 17:55 | #56 |
Reputacja: 1 | -Musimy iść! Grant Delikatnie ale stanowczo podniósł płaczącą kobietę a potem swój karabin. Pomógł wszystkim sie pozbierać z ziemi, zakrzątnął się miedzy ludźmi, starał sie podtrzymać ich na duchu. Prosił by zebrali sie w sobie, by się nie poddawali bo nadal jest szansa na wyjście z tego piekła. Zatrzymał się nad ciałem chłopca, pochylił się i zamknął mu oczy. Zerwał z ramienia godło swojej jednostki i położył na jego piersi, zasłużył na to. Po chwili ponaglił cywilów i ruszyli przed siebie. Grant co chwila oglądał sie za siebie. Musiał kontrolować sytuację i z przodu i z tyłu. Ale już tak blisko. Może się uda...
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas... "Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |
10-09-2007, 18:27 | #57 |
Reputacja: 1 | Kobieta, na początku odmawiała dalszego marszu, ale wreszcie udało Ci się ją przekonać. Ludzie ledwo biegli dalej. Zobaczyłeś wyjście z kanałów. Cwylie zaczęli płakać. Chyba z radości. Otworzyłeś kanał i zobaczyłeś budynek na którym jest wasz transportowiec. Słyszysz jak jadą czołgi. Niedługo wyjadą z za zakrętu i zobaczą was. Patrzysz jak druga grupa biegnie już po rozwalonych schodach budynku na górę. Jesteście już blisko wygranej. O ile czołgi was nie namierzą. |
10-09-2007, 19:01 | #58 |
Reputacja: 1 | Grant wyskoczył z włazu i szybko wydobył z plecaka świece dymne, rzucał w stronę zakrętu jedną za druga jednocześnie wrzeszcząc do swojej grupy: -Biegiem do schodów, jak nas dorwą na otwartym terenie to leżymy, nie mamy szans!!! Ruszajcie się!!! Gdy ostatnia świeca poleciała na ulicę skoczył i zaczął pomagać ludziom, pomagał nieść dzieci, podtrzymywała padających, podnosił tych którzy już padli. Muszą zdążyć...
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas... "Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |
10-09-2007, 19:12 | #59 |
Reputacja: 1 | Byliście już na schodach. Ty biegłeś ostatni, na rękach miałeś małego chopłca. Prawie wszyscy już byli na górze kiedy pod schody uderzył pocisk. Ty i dziecko niefortunnie polecieliście do tyłu. Straciłeś z oczu dziecko. Uderzyłeś w gruzy budynku. Leżysz na paru kamieniach. Parę kamieni leżą na Tobie. Nie odniosłeś poważniejszych ran. Bardziej martwiłeś się o dziecko. Dwa czołgi już wyjeżdżały z chmur dymu. Namierzały Cię, kiedy jakiś pocisk uderzył w pierwszy czołg. Pierwszy czołg wpadł na drugiego i oba są zniszczone. Powyskakiwali z tamtąd ludzie, i rozpierzchli się we wszystkich kierunkach. Kolejna potężna eksplozja, tym razem dalej Ciebie. Z góry dyndała lina. Ktoś krzyknął "łap". Gdy tylko złapałeś zaczął Cię wciągać. Spojrzałeś na twarz swojego wybawcy i zobaczyłeś szeroki uśmiech swojego kompana z elity. Georg'a "Diler'a" Firgorg'a. -Witam Grant, widzę, że masz niezły ubaw.- Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ludzie za jego plecami wbiegali do transportera. |
10-09-2007, 19:31 | #60 |
Reputacja: 1 | -Cześć Diler! Nawet nie wiesz jak cholernie się ciesze że cię widzę! Grant miał serdecznie dość tego miejsca. Kanałów, ciągania ze sobą cywili, całego tego partyzanckiego burdelu. Chciał znowu znaleźć się w normalnym wojsku. Wśród kumpli. -Wynośmy się stąd stary! Powiedział do kupla i ruszył do transportowca.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas... "Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |
| |