Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2013, 16:56   #41
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Głos jego kochanki wydawał się najbardziej kuszący. Jej spojrzenie wywołało u elfa falę przyjemnych wspomnień, jak również przypomniało o szramach na plecach od paznokci wiedźmy. Elf uśmiechnął się. Ta propozycja była dla niego bardzo kusząca. Ostatni tydzień... gdyby ciągnął się dłużej... miesiącami... latami... Czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym? Na ten moment milczał. Posłał jedynie uśmiech i postanowił wysłuchać co ma mu do powiedzenia następna osoba.

Chwilę później usłyszał słowa Khornity. Nie bardzo w nie wierzył. Słyszał, że Khorne nigdy nie wybacza użycia magii. Tym bardziej, że moc jaka drzemała w Aslandirze była zbyt potężna. Mogła mu się wyrywać od czasu do czasu. W dodatku... To on miał rządzić martwymi, więc czemu martwy miałby mu doradzać?

Słuchał słów swojego dawnego mistrza z uwagą. Zawsze go szanował. Przecież to on rozświetlił jego umysł. Wahał się. Z jednej strony Galtherin nigdy go nie oszukał i zawsze chciał dla niego najlepiej. Teraz jednak ktoś pokazał mu coś więcej. Postanowił rozważyć propozycję wstąpienia w grono służących Tzeentchowi.

Czwarty z głosów... albo raczej bełkot. Coś w tym było. Gdy mijał obóz kultystów Nurgle'a słyszał jak rozmawiali. Potrafił ich zrozumieć. Nie zgadzał się z ich poglądami, jednak dobrze wiedział, że takie pojmowanie ma jakiś sens. Aslandir uznał jednak, że piękno choroby ma się nijak do piękna Aloarai.

Ostatni z głosów dał elfowi do myślenia... Jeden większe od pięciu... Pięć... pięć korytarzy? Cztery bóstwa... Jeden... ten niepodzielny, który jest symbolizowany przez osiem strzałek. Osiem jest większe od pięciu... to miało sens.

Aslandir stanął przed ciężkim wyborem. Wysłuchał dokładnie każdego z reprezentantów. Miał swoją interpretacje wszystkiego co powiedzieli.

Wahał się. Slaanesh, Tzeentch czy też Niepodzielny Chaos, o ile dobrze zinterpretował tę zagadkę. Widział jak jego mistrz trzyma stosy ksiąg, te których niegdyś tak pożądał.
Tajemniczy korytarz po prostu przyciągał. Jakby zasysał do siebie...
Jednak... Aloarai, która właśnie za pomocą swojej magii wyczarowywała iluzję rozpustnych scen, które tak bardzo go pociągały... Do tego miał dług wdzięczności zaciągnięty u księga Sigvalda czyli tak jakby u samego Slaanesha.

Zbliżył się do swojej kochanki. Poczuł jej słodki, narkotyczny zapach.
- Pójdę za tobą ukochana, pójdę za tobą aż do niego. Do Slaanesha.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 28-01-2013, 00:57   #42
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Erg'an...po co mnie tu ciągniesz przybłędo? Wiesz że Mistrzowi Zaklinaczy, nie wypada chodzić po zamtuzach...w tak biednej dzielnicy ma się rozumieć. Jeśli stracę swój czas, uwierz mi, chłosta będzię najlżejszą karą jaką dostaniesz. Słowa Ragvama były zimne jak lodowce Masywu. Mistrz zawsze źle traktował swego sługę, tak już było w Naggarond...ale Ragvam był o wiele gorszy niż wielu innych mistrzów jakich spotkał Erg'an. Jednak przysięga służby nie była czymś co można rzucać na wiatr. Dlatego też Erg'an służył wiernie, choć bity był gorzej od psów swego pana.

- Mistrzu, owiń się ciaśniej opończą, nie mogą cię tu rozpoznać. Proszę pohamuj się też w słowach, jesteśmy już na miejscu...nikt nie może wiedzieć że to Ty. Erg'an otworzył szerokie, drewniane wrota przed swym panem i przepuścił go w progu Dłoni Rozkoszy...jednego z burdeli na przedmurzu Zharr Naggarond.

- Stul pysk śmieciu, jak śmiesz tak do mnie mówić? Ukrócę ten twój niewyparzony język, kiedy tylko wrócimy do mych stanic. Ragvam cały trząsł się aż ze złości na swego sługę, jednak owinął się dokładnie czarnym płaszczem z najgorszego materiału jaki chyba kiedykolwiek widział w swym życiu. - W sumie w pysk powinieneś dostać już teraz. Mistrz uniósł swą, okrytą rękawicą z karmazynowego jedwabiu, dłoń by uderzyć sługę, jednak karny cios nie dotarł do celu. Ragvamowi przeszkodził tubalny głos o tileańskim akcencie...Ragvam słysząc go opuścił dłoń, zdziwiło go że niewolnik tak dobrze mówi w Khazkhak.

- Jestem Luccio i dziś będę waszym przewodnikiem zacni Panowi Ognia. Jednak zanim przekroczycie wewnętrzny próg tych komnat uciech, proszę was o napicię się z Dłoni Rozkoszy...możecie odmówić, takie wasze prawo, ale pan mój, zacny Ret'ahn Zniewoliciel, nie będzie rad. To za niego pijemy i na jego chwałę, chwałę Ret'ahna. Imiona swe zostawcie tutaj, jesteście gośćmi Rozkoszy, nikt was o nic pytał nie będzię. Mówiąc to Luccio, wynurzył sie z nawy a z nim wysoka kislevitka o nieprzeciętnej urodzie. Luccio był niski, ale umięśniony niczym norsmen. Czarne długie włosy, spływały na ramiona. Wyraz jego twarzy był uprzejmy, acz widać że człowieka cechowała zaciętość charakteru. Okrywała go tylko przepaska biodrowa...reszta ciała była dokładnie wysmarowana wonnymi olejami. Kislevitka niosła ze sobą niewielką czarę, pełną słodko pachnącego płynu. Ragvam nie był pewien czy zapach pochodził z czary, czy może tak pachniał tileańczyk. Piękna kobieta nie była okryta żadnym strojem...jej nagie ciało było obietnicą wspaniałych rozrywek w Dłoni Rozkoszy. Kiedy stanęła przed krasnoludami, z gracją i bardzo powoli uklękła, pochyliła głowę w akcie zniewolenia i wylała zawartość czarki w swe dłonie, splecione teraz w kształt naczynia. Jakby pchana instynktem, najpierw podsunęła dłonie ku ustom Ragvama. Mistrz nie wiedział co o tym sądzić. Myśli, lotem błyskawicy, przeskakiwały z wątku na wątek.

~ Czyżby wiedzieli kim jestem? Czy wiedzieli że mam się tu dziś zjawić? Może to tylko zbieg okoliczności, czy aby na pewno? Ragvam szukał sposobu jakby tu wybrnąc z sytuacji...obawiał się tajemniczego płynu który, kropla za kroplą, kapał z dłoni urodziwej kobiety.

- Mój ... kompan, wypije za nas obu, przewodniku zamtuzu. Pan twój niech urażony nie będzie...być nie powinien wedle mego słowa. Jeden powitanie za dwóch przyjmie, równoważy to, prawda? Ragvam patrzył uważnie na reakcję człowieka o śniadej skórze.

- Takie wasze prawo synowie Wielkiego Ojca. Luccio, nie zbity z tropu nawet o cal, czekał reakcji Erg'ana.

Erg'an, zbliżył się o krok do kobiety, po czym zanurzył usta w smakowitym płynie. Kobieta ciaśniej przytknęła dłonie do policzków i podbródka krasnoluda. Gęste i lepkie krople zraszały brązową brodę sługi Ragvama.

- Witamy w lochu rozkoszy. Luccio odwrócił się do khazadów plecami by otworzyć kolejny portal.

- Poczekaj ...Luccio. Jesteśmy tu by spotkać się Ejnarem, znasz go? Jeśli tak prowadź nas do niego. Ragvam zapytał tileańczyka zanim ten otworzył drzwi, chciał uniknąć tej rozmowy przy innych klientach domu uciech.

- Jak rozkarzesz panie... Ejnar jest dziś z nami i oczekuje dwóch nieznajomych. Poprowadzę was ku niemu. Niewolnik ukłonił się, odwrócił i pchnął mocno drzwi. Te otwarły się i ukazały wnętrze. Ragvam ruszył przed siebie i wszedł do wielkiej owalnej sali...to co w niej ujrzał nie zdziwiło go wcale, bywał w lepszych lokalach. Wbił wzrok w plecy Luccio i szedł za nim do celu. Erg'an natomiast patrzył na to jak kislevitka chowa się w niszy z pustą już czarką, a miejsce Luccio zajmuje kolejny, prawie nagi, ludzki mężczyzna. Erg'an także ruszył naprzód i to co zobaczył we wnętrzu zamtuzu ogarnęło go całkowicie. Akty cielesne godne świątyni samego Slaanesha bardzo podobały się wieloletniemu słudze Mistrza Zaklinaczy, wspomagane wspaniałym eliksirem rozluźniającym, którego Erg'an wypił za dwóch.

***

- Zatem powiadasz Ejanrze że z zadania się wywiązałeś? Jeśli tak to gdzie jest ten na którego naprawdę czekam? Zapytał Ragvam krasnoluda chaosu który siedział przed nim. Ejnar sapnął i szeptem odpowiedział.

- Mój szczodry panie. Ten którego wezwałeś jest tu z nami teraz, słyszy nasze słowa lecz nie możemy zobaczyć jego twarzy. Taki mówi kodeks H'haruz. Opowiedz jedynie o tym czego porządasz i o kim mowa. Kiedy już skończysz, opuść to miejsce. On usłyszy. Zostawię was teraz samych. Po tych słowach Ejnar wstał i ukłonił się nisko. Odsunął woal jaki oddzielał prywatną alkowę od głównego korytarza i wyszedł.

Ragvam nie wiedział jak zacząć...wkońcu miał mówić do kogoś będąc zarazem samemu w pomieszczeniu. Zbierał myśli, patrzył przez wpół przeźroczysty woal jak Erg'an upaja się cielesnością kobiet Imperium i Kislevu...niewolnice były wspaniałe i ochocze do gry...jedank Ragvam odepchnął te myśli w kąt swego umysłu i zaczął rozmowę z cieniem.

- Poznasz go łatwo. Szaty nosi kapłańskie, czerń i czerwień, lecz ornat jego inny jest. Zdobiony na chwałę północy. Bluźniercze znaki bogów Bramy wymieszane z runami Mrocznego Ojca. Znaki tak wyszyte jak jego, za herezję zostać uznane nie mogą być. Sprytnie i przez lata manewrował on między naszymi świętymi prawami...jedank teraz prawo stanowić będzie inaczej...czegoś nas nauczył przeklęty. Płaszcz z ze świętego Lammasu nosi na sobie. Ponoć jeden ze świętych byków obiecał mu swą skórę, jeśli padnie w boju...tak też się stało. Ja nie wierzę w te słowa. Tak czy inaczej jednak...po stroju już z daleka go rozpoznasz. Ragvam zrobił pauzę i napił się z kryształowego pucharu. Wino choć zacne, nie smakowało mu wcale...zaklinacz zwilżył usta językiem i kontynuował swą mowę, w pustkę.

- Klątwa zajeła mu już nogi i po tym go poznać też możesz. Najważniejszą cechą jednak, taką którą wyróżnia go spomiędzy innych, jest stalowa maska. Jeśli z pod kaptura jego ujrzysz maskę z czernionej stali, z otworami na oczy jedynie, bogato w znaki i ornamenty zdobioną, to wiedz że to on jest. Pod maską znajdziesz paskudne lico. Głowa jego nie ma na sobie choćby jednego włosa...brody też nie nosi. Niewielu bez maski go widziało. Ja miałem niestety okazję spojrzeć na tę szkaradną twarz. Głęboka szrama od czoła, przez nos, aż do podbródka...nie taka od miecza czy noża...wygląda jakby twarz przeklętego była czymś zmiażdżona. Jednak to nie wszystko...jego twarz jest... jest jakby spalona ogniem, cała poskręcana i wypaczona. Okropieństwo, powiadam ci. Ragvam poczuł się głupio...rozgadał się jakby kto przed nim siedział...zdał sobie z tego sprawę i umilkł. Kiedy znów zaczął mówić jego ton spoważniał i nie był już tak przesycony emocjami.

- Znaj imie jego Cieniu. Vunar Żałobnik... zwą go też Mistrzem Żalu. Mniejsza z tym dlaczego. Zapłata za twe usługi została już uiszczona, z tego co wiem. Zostawiam ci tu jednak premię. Zrób to szybko...nie ważne czy cicho...ważne by szybko i boleśnie. Zabij go w imię Hashuta. Ragvam miał już dość. Dopił wino z pucharu, wstał i w złości cisnął małą skórzaną torbe na stół, po czym opuścił alkowę.

***

- Dobrze się spisałaś. Oddaj teraz torbę swemu panu. Gardłowy głos, który dobywał się spod obszernego kaptura, nakazał niewolnicy podać torbę krasnoludowi który stał obok zakapturzonej postaci. Niewolnica spełniła życzenie, po czym upadła na podłogę. Istota ukryta pod płaszczem wyciągnęła sztylet z ucha niewolnicy powolnym ruchem, przekrzywiła jej głowę, tak by nie ubrudzić się przeklętą, niewolniczą krwią, która teraz z wielkim ciśnieniem trysnęła z ucha kobiety na posadzkę.

- Ona nie była tania. Była mi... Zaufaną. Odezwał się krasnolud o długich czarnych włosach i czarnej długiej brodzie. Jego głos był przesycony strachem.

- Zatem zawartość torby jest twoja Ret'ahnie... długo już nam służysz. Należy ci się. Tajemnicza postać wytarła sztylet w czerwoną szmatkę, która po chwili znikła pod płaszczem razem ze sztyletem przybysza.

Ret'ahn pośpiesznie otworzył małą torebkę i wysypał jej zawartość na swą dłoń. Mile zaskoczony, wpatrywał się w zawartość, a oczy jego nabrały chciwego blasku. Usta mimowolnie otworzyły się i wyrzuciły z siebie zdanie.

- Gromril...i to sporo. Hashut jest dla ciebie łaskawy. Ret'ahn wsypał grudki drogocennego metalu na powrót do torebki.

- Jest twój jak powiedziałem. Pilnuj się Ret'ahnie. Jeden z H'haruz, bo tym była tajemnicza postać, ruszył do wyjścia kiedy tylko wyrzucił z siebie słowa pożegnania. Kiedy szedł ku schodom prowadzącym z piwnicy zamtuzu na ulicę, zastanawiał się czy powinien zabić Ret'ahna i jego sługę, który podsłuchiwał całą rozmowę, zapewne na zlecenie właściciela domu radości. Postanowił jedank że tego nie zrobi...wiedział że Ret'ahn sam zaraz uśmierci swego podwładnego, który przecież szpiegował dla niego. Interesy z H'haruz nie mogły nigdy ujrzeć światła dziennego...choć Ret'ahn potrzebował chyba chwili by to ogarnąć. Jednak członek tajemniczego bractwa o tym wiedział i czuł się bezpiecznie...zresztą nawet gdyby ktoś coś komuś wyjawił...jaki miało by to wpływ na zlecenie? Żaden.

***

Ret'ahn znów przeliczył bryłki Gromrilu. Uśmiechnął się i planował już jego sprzedaż oraz zakup niewolników i innych dóbr sobie wymarzonych. Pragnął mieć u siebie w lokalu, dziewczęta z najdalszych stron świata, a ten Gromril mu to zapewni. Kiedy torebka z cennym metalem zawisła już przy pasie Zniewoliciela, jego umysł na nowo otworzył się na rzeczywistość. Wiedział co musi zrobić.

- Wyjdź już Bergo, On już poszedł, jesteś bezpieczny. Idź teraz do mojej komnaty i przynieś mi mą falkatę...będzie mi potrzebna za chwilę. Ret'ahn wysłał niewolnika schwytanego na granicach Imperium, człowieka z Ostlandu, jak zwali tę krainę, po swą broń. Broń która stać się miała wybawieniem Bergo z niewoli. Bergo o tym wiedział...przeczuwał co się stanie, bez wachania jednak posłuchał swego pana i poszedł wykonać rozkaz. Ret'ahn nie wiedział że Ostlandczyk pragnie tego co zaraz miało się stać. Bezwiednie, kat i ofiara, uwolniony przez zniewoliciela, ten interes miał być owocny dla obu stron.

Ret'ahn został sam w piwnicy, spojrzał na ciało zabitej niewolnicy i pomyślał o tym że trzeba ją wynieść poza mury miasteczka, które wyrosło pod Naggarond. Z tej myśli wyrwały go jedank głosy. Kolejny spisek, kolejne tajemnice. Uradowany właściciel burdelu skierował swe oczy ku sklepieniu piwnicy. Był tam otwór...przezeń, słychać było doskonale każde słowo zamienione przy tym jednym, konkretnym stoliku. Ret'ahn słuchał i czekał powrotu Bergo...nie wiedział że niewolnik z Imperium zatrzymał się gdzieś jeszcze w drodze powrotnej do piwnicy.

Zdarzenia mające miejsce na kilka dni przed
wyruszeniem Vunara do Przystani Bogów.
Rok Zur'anat, Kalendarza Dawii Zharr 5522

***


Dawi Zharr wpadł w coś na kształt transu. Przejście w które wcześniej spoglądał zamknęło się i co dziwne, zniknęło, ślad po nim nie pozostał. Jedynym co świadczyło o tym że śmiałkowie weszli by zmierzyć się z własnym przeznaczeniem, były ślady na śniegu...teraz kończące się po środku wysepki. Wyglądało to tak, jakby wszyscy Wybrańcy dostali skrzydeł i wzbili się w mroźne przestworza by spotkać w walce bogów południa. Tak było, niektóre ludzkie plemiona wierzyły że ich bogowie są ponad chmurami i że z wysokości patrzą na świat i pilnują swych wiernych. Krasnoludzki kapłan zaklinaczy w to nie wierzył, choć kto wie, Zhatan, Gorduz, Astragoth... wszyscy oni na pewno mylili się nie raz w sprawach teologicznych, więc może w przestworzach żyli bogowie. Vunara wyrwały z zamysłu słowa Strażnika.

- Już znam cel waszej podróży, bogowie mi go wyjawili. Dotknął czoła krasnoluda i jego myśli zalała fala wizji. Ujrzał potężnego wojownika, wybrańca Chaosu, który wiódł za sobą wielką armię do stóp wielkiego wulkanu, gdzie spoczywało ciało jednego z dawnych wybrańców.

- To się jeszcze nie wydarzyło, ale to jest wasza ścieżka. Usłyszał głos w myślach, po czym ujrzał drogę, którą mają do przejścia. - Góra nazywana jest Okiem Upadłych i tam spoczywa ciało Asavara z Kulów. Udajcie się tam na pielgrzymkę a spotkacie jego, tego który ma głosić przesłanie o końcu dziejów!

- Wizja drogi. Szepnął Vunar, zamknął oczy i poddał się magii Strażnika. To co zobaczył było tak klarowne...tak oczywiste. Było tam jednak jeszcze coś...coś czego Strażnik nie chciał ukazać lub, być może stwierdził że Vunar nie jest jeszcze na to gotów. Żałobnik z Gorgoth dostrzegał jednak, jak przez mgłe, kształty dziwne i dryfujące. Wizja tego co pokazywał kapłanowi Strażnik miała drugie tło. Wyglądało to jakby dziwna, czarno biała, mglista, krasnoludzka forteca, ukazywała się w innej sferze egzystencji...gdzieś za przemarszem rogatego wojownika na pierwszym planie wiedźmiej wizji. Vunar musiał wzmocnić się pokładami wiatru Dhar, a to dlatego że Strażnik nie miał zamiaru pokazywać nic więcej...ukryta forteca była sekretem. Czarna moc wlewała się w kapłana zaklinaczy i podtrzymała mgliste przesłanie, wciąż jednak było ono słabe. Kapłan tchnął nieco więcej czarnego wiatru w swe myśli i kiedy forteca i droga do niej stawały się przejrzyste, Strażnik wyczuł magię Vunara i zerwał połączenie i myśli. Zanim jednak zaklinacz znów zobaczył ośnieżoną wyspę na której czekali na Wybrańców, Strażnik ukazał mu pustkę Chaosu, wszechobecną nicość...wizja ta przyprawiła Vunara o chwilowy obłęd i miała pozostać z Mistrzem Żalu do jego ostatnich dni.

Powoli wszystko nabrało konturów do tego stopnia że kiedy Strażnik cofnął swą opancerzoną dłoń, Vunar natychmiast wyjął kartę pergaminu, pióro i kałamarz. Krasnolud usiał w pośpiechu na śniegu i skrzyżował nogi. Vunar zaczął szkicować prostą mapę. Wszystko co zapamiętał z wizji, drogę, opis góry - Oka Upadłych oraz wygląd samego, potężnego wodza hordy. Krwawy atrament nie sprawdzał się dobrze w tym mroźnym klimacie, a i płatki śniegu nie upraszczały zadania, ale Vunar uparcie szkicował. Kiedy wreszcie skończył, spojrzal na swe dzieło i postanowił poprawić je kiedy tylko znajdą się pod dachem. Mistrz Żalu wiedział że ta mapa jest dla nich ważna...cel na niej opisany ma najwyższą wartość.

- Nazwę cię Mapą Krwi...poprowadzisz mnie do celu, do miejsca spoczynku Asavara Kula. Proszę cię, nie zwodź mnie. Vunar skierował te słowa ku mapie, jakby była ona żywą istotą. Pergamin zwinął w rulon i spiął go rzemieniem. Tak przygotowaną mapę ukrył w wewnętrznej kieszeni swych szat. Krasnolud chaosu schował przybory do pisania i postanowił w zamyśle że każdy z Wybrańców musi złożyć krwawy znak na Mapie Krwi...na dobrą wróżbę oraz by zapłacić za służbe jaka odda im mapa. Jednak na to jest jeszcze czas.

Czas, choć miał tu pewnie zupełnie inny bieg, tu i teraz, tylko w tej danej Wybrańcom chwili...to jednak dłużył się przeklęcie. Vunar czekał cierpliwie na powrót śmiałków, którzy teraz stawiali czoło swemu przeznaczeniu. Kapłan nie mógł pozbyć się chorej myśli, tego że jest poniekąd zazdrosny że teraz, być może, ci którzy zeszli w mrok, stoją przed bóstwami chaosu. Spotkał ich zaprawdę wielki zaszczyt. Kapłan dotknął przez szatę zwiniętej w rulon mapy, tej spisanej własną krwią. Pod ręką wyczuł jednak coś jeszcze, jakiś kanciasty kształt. Vunar sięgnął dłonią pod ornat i natrafił na ukryty tam list. Wyjął go i przeczytał imię na kopercie. Joanna Sofia Sibeldorf - Praag. Miał zamiar go otworzyć i przeczytać, jednak po chwilowym zastanowieniu się, doszedł do wniosku że to bez sensu...języka którym spisany był pewnie list i tak nie rozumiał, poza tym, nic a nic nie interesowały go sprawy ludzi południa. W szczególności nie obchodził go los niewolników, dodatkowo takich, którzy byli już na pewno martwi...zresztą i tak nie zmierzał na południe. Vunar przywołał do siebie wiatry magii, prostą formułą słowną nadał im kształt po to by po chwili patrzeć jak list płonie nienaturalnym, czerwonym ogniem. Szczątki spalonego papieru, Vunar rzucił na śnieg i zgniótł je podkutym butem...więcej nie wracał do myśli o liście Eleonory do swej siostry w Praag. Eleonora była martwa i choć wyświadczyła ogromną przysługę Vunarowi to...nie warta była choćby drugiej myśli. Żałobnik ściągnął maskę z twarzy i pozwolił owiewać swe zniekształcone lico przez wiatry zmian. Oczekiwanie powrotu, obdarzonych łaskam przez bogów ludzi i elfów nie było łatwe, ale na pewno miało swój cel. Vunar zamknął oczy i wysłuchiwał się w dźwięki mroźnych, północnych wichrów jakie szalały na Zamarzniętym Morzu.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 28-01-2013 o 13:58.
VIX jest offline  
Stary 29-01-2013, 00:21   #43
 
WiecznyStudent's Avatar
 
Reputacja: 1 WiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodze
Aslandir
-Wiedziałam że dobrze wybierzesz- Aloarai zbliżyła Siudo Aslandira i obdarowała go namiętnym pocałunkiem.
-Chodźmy. Tam dalej mam pokoik gdzie będziemy mogli się zabawić.
Tego dla elfa nie trzeba było powtarzać, ruszył za swoją Druchii w ciemny korytarz, a na krok przed nimi zapalały się kolejne pochodnie. Szli dość długo, zresztą tak można było tylko podejrzewać, gdyż nie wiadomo czy czas w tym miejscu miał jakąkolwiek władzę, czy nawet odrobinę znaczenia.
-To już tutaj- powiedziała elfka, po czym zachichotała i pokazała Aslandirowi całkiem obszerną jaskinię, w której centrum stało podwójne łoże, pościelone jedwabnymi kocami i okryte baldachimami. Jedynym innym meblem w pomieszczeniu było biurko, na którym leżała pokaźnych rozmiarów księga. Gdy elf podszedł do niej zza pleców usłyszał głos:
-To jedyna taka księga na tym świecie. Napisał ją Nekrodomo, prze kapłanów Sigmara nazywany Szalonym. Widział wizję, których znaczenie zapisał w tej księdze, po czym wyłupił sobie oczy. On znał Chaos jak nikt inny, był największym z proroków tego świata. Zostaw lepiej to cholerstwo i chodź do łóżka. Slaanesh ma inne sposoby aby przekazać najwierniejszym wyznawcom wizje. Jeśli chcesz to mogę pokazać ci kilka z nich- Aloarai wyciągnęła spod poduszki pejcz o skórzanych rzemieniach i przejechała nimi od swojego nagiego teraz łona do cudownych, kształtnych piersi. Jednak tajemnice Chaosu. Czyż to nie jest zbyt kuszące żeby to odrzucić? Zdobyć potęgę w jednej chwili! Wystarczy to przeczytać. Slaanesh pewnie też by mu przekazał to co jest w tej książce ale stopniowo, powolutku i to wtedy kiedy by na to zasłużył.

Viktor
Viktor wszedł w ciemny korytarz sam. Szedł długo, a pochodnie, które same się zapalały przed nim oświetlały mu drogę. Nagle kilkanaście metrów przed sobą zobaczył postać obróconą do niego plecami. Była potężnej postury i na barki miała zarzucony płaszcz z wilka. Białego wilka. Kiedy znalazł się już tak blisko żeby sięgnąć do nieznajomego ręką, ten rozpłynął się i znów zostawił gladiatora samego. Ruszył dalej i za następnym zakrętem znów go zobaczył ale tym razem szedł przed siebie. Fusch przyspieszył kroku aby go dogonić ale przed jego oczami pojawiła się na ułamek sekundy twarz. Znajoma twarz ale to był zbyt krótki moment żeby ją rozpoznać. Po jakimś czasie znalazł się w jakimś pomieszczeniu, które przypominało miejsce z którego gladiatorzy w Middenheim wychodzą na arenę. W jego kącie klęczał… ojciec Viktora ubrany w swoją zbroję i płaszcz z białego wilka, tak jak w tamten dzień.
-Dziś są twoje urodziny synku- zwrócił się do niego- ludzie czekają aż wyjdziemy na arenę i pokażemy co potrafią stary i nowy mistrz. Chodź, pomódl się razem ze mną do Ulryka żeby dał nam siłę abyśmy zadowolili tłum jak najlepiej potrafimy.
Zabij go! Zniszcz wspomnienia o nim! O swojej przeszłości!- odezwał się głos w jego głowie- Jeśli to zrobisz, to już nigdy cię nie będzie męczyć, dokończysz swoją przemianę i staniesz się godny aby dzierżyć sztandar Chaosu…

Garat
Idąc przez tunel był świadkiem jak przed nim zapalają się pochodnie, aby oświetlić mu drogę. Trwało to dość długo, korytarz ciągnął się w nieskończoność aż doszedł do jaskini. Musiało mu to zaprzeć dech w piersiach, prawdę mówiąc w tym momencie każdemu by stanęło serce na widok piętrzących się gór złota, srebra, klejnotów. Na oko była tu tego z tonę albo i więcej. Można by było za to kupić cały Averland, Stirland i Ostenmark razem wzięte! Po drugiej stronie jaskini stał tylko stół i ośmioramienna gwiazda Chaosu nie wykonana z żadnego kamienia szlachetnego, tylko ze zwykłego żelaza. Niespodziewanie usłyszał głos:
-Wolisz doczesne bogactwa, czy moje piętno, które na zawsze określi twoje przeznaczenie? Dobrze się zastanów. Pieniądze możesz wydać szybko, zaś chwała pozostanie z tobą na zawsze.

Aver
Dumny kurański wódz poszedł w głąb tunelu. Wędrówka zajęła mu dużo czasu, chyba jeszcze do tąd nie przemierzył tyle drogi pieszo ale cóż mu zostawało? W tyle było ciemno, a przed nim zapalały się pochodnie. W końcu doszedł do jaskini, gdzie stał pozłacany tron, zaś na tronie siedział… Strażnik. Gdy tylko spostrzegł Avera krzyknął na niego:
-Ja jestem przedstawicielem bogów na tym świecie! Klęknij przede mną najmarniejszy ze sług! Przeklęty robaku!

Aldebhard
Po przejściu długiego korytarza rycerz zakonu Płonącego Serca znalazł się w… wiosce i to w dodatku w tej z której pochodził. Dokładnie pięć kroków przed nim stała świątynia Sigmara, której opiekunem był ojczulek Wolfgang. Aldebrad mógł go nawet zobaczyć przez otwarte drzwi jak się modli. W ten rycerz zorientował się, że koło niego stoi Strażnik.
-Poznajesz to miejsce, prawda? Musisz-Strażnik wyciągnął opancerzoną dłoń w jego kierunku, zaś święty symbol Sigmara, który Aldebrad nosił nadal na szyi zaczął drżeć, by w końcu za pomocą jakiejś magii znaleźć się w zaciśniętej dłoni sługi Chaosu. Ten obejrzał to przez chwilę i rzucił do środka świątyni mówiąc:
-To nie będzie ci już potrzebne- po tych słowach wisiorek zaczął płonąć. Ogień bardzo szybko objął sporą część świątyni. Wolfgang to zauważył i zerwał się do panicznej ucieczki. W ten jedna z drewnianych belek podpierających dach się zawaliła, a wraz z nią części dachu, które przygniotły nogi kapłana. On spojrzał na swojego dawnego wychowanka i krzyknął:
-Pomóż mi!
-Zostaw przeszłość za sobą i chodź za mną- powiedział strażnik.
-Pomocy!-zawodził Wolfgang- Błagam!

Albjorn
Albjorn w swojej próbie znalazł się w lesie ale nie takim jak tu w Norsce, ten las wyglądał na bardziej południowy, Stirlandzki. Otoczyło go kilkunastu ludzi, członków byłej bandy, którzy nie uczestniczyli w masakrze tamtego dnia, wraz z ich szefem, Hansem Czarnym.
-Gdzie jest towar?- spytał, a jego ludzie mierzyli z kusz i łuków- Tylko ty przeżyłeś, więc gadaj! Gadaj Co wiesz!
-Powiedz mu prawdę. Pokaż siłę i dumę Norsmena- usłyszał głos w głowie- albo skłam i wykpij się z tego.

Lomors
Lomors szedł trzymając ludzką dziewczynkę za rękę. Ona coś nuciła pod nosem, a to powoli zaczynało go doprowadzać do szału. W końcu doszli do końca korytarza i znaleźli się w… mieście? Układ domów, ulic wszystko się zgadzało. To był Marienburg. Marienburg nocą. Nad jedną z części miasta unosił się dym to nie było wcale tak daleko. To była dzielnica elfickich kupców.
-Pójdźmy tam, chcę zobaczyć co się dzieje- powiedziała dziewczynka i pobiegła w tamtym kierunku, a za nią Lomors. Ludzie zdawali się nie zauważać że nie ma twarzy. Dziwna rzecz. W końcu dobiegli na miejsce, gdzie tłum gapiów otaczał stary dom Lomorsa, który płonął po raz drugi. Dziewczynka zaczęła ciągać elfa za rękaw.


-Co to za pan z tak długimi uszami jak ty? Pokazała na innego przedstawiciela jego rasy, którym był wspólnik jego ojca w interesach. Ciągnęło go gdzieś dwóch ludzi.
-Chodź, zobaczmy co będą tam robić!
Ludzie zaciągnęli kupca do ciemnego zaułka. Nim Lomors doszedł na miejsce z dziewczynką usłyszał głos jednego z nich:
-Masz czego chciałeś. Teraz płać drugą połowę!
-Tak, drugą połowę- powtórzył inny.
-Jesteście pewni że wszyscy byli w środku?- usłyszał znajomy głos o ulthuańskim akcencie.
-Taa… Teraz już nie masz wspólnika, możesz przejąć cały interes i nie myśleć o roszczeniach innych.
Po tym zdaniu oczy dziewczynki zaczęły płonąć purpurowymi ogniami i przemówiła dziwnie zmienionym głosem, zaś przy każdym słowie z jej ust wydobywał się złowróżbny blask:
-Zabij elfa! Zabij zdrajcę! JUŻ!!!

Vunar

W pewnym momencie Strażnik ni stąd ni z owąd odezwał się do cierpliwie czekającego Vunara:
-Musiałem przerwać twoją wizję. Twój umysł nie jest jeszcze na to gotowy aby przedłużać obrazy, które będą na ciebie zsyłać bogowie. Bądź cierpliwy, a kiedy już uznasz że masz wystarczająco silny umysł, wtedy zobaczysz co kryje forteca twoich przodków.
 
__________________
Epicka i mroczna przygoda na Północy w świecie Warhammera. Na chwałę Mrocznym Potęgom! http://lastinn.info/sesje-rpg-warham...-wybrancy.html
WiecznyStudent jest offline  
Stary 29-01-2013, 12:03   #44
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
-Ja jestem przedstawicielem bogów na tym świecie! Klęknij przede mną najmarniejszy ze sług! Przeklęty robaku! - usłyszał Aver od Strażnika, który siedział na złotym tronie.

“Strażnik, nie Strażnik przed nikim nie będę klęczał. Jestem Aver “- pomyślał Kurganin i sięgnął po topór i ruszył powoli ku zuchwalcowi. Dłonie zaciskały się kurczowo na stylisku broni, a oczy wpatrywały się wciąż w Strażnika. Nie będzie przed nikim klękał z własnej woli, cóż z tego że ma tytuł Strażnika. Równie dobrze może nazywać się “chodzącą kupą” i dopóki nie udowodni mu strażnik, ile jest wart dopóty on Aver Kul nie będzie klękał przed nim.

- Pokaż pierw z jakiej gliny jesteś ulepiony bom jedynie co robisz to więcej gadasz niż działasz

-Pokazałeś że jak na wybrańca przystało nie klękasz przed nikim. To jest zaleta ale zbyt wielka duma może cię zgubić, kiedy przeciwstawisz ją przeciw bogom. Usiądź na tronie, boś stworzony żeby władać, a nie służyć- po tych słowach Strażnik zniknął.

Aver stanął lekko zaskoczony, oglądając się po bokach. Liczył na walkę, próbę sił a tu zwyciężył... tak łatwo. Podszedł do tronu i obejrzał go szukając jakiś symboli, insygniów czy znaków od Bogów. Usiadł więc jak rzekł Strażnik, lecz sam do siebie mruknął:

- Zamiast tronu wolałbym coś zrobić. Królowie niech siedzą ja jestem Wojownikiem.. - wstał rozglądając się czy może gdzieś dalej udać się. Jeżeli nie, usiadł ponownie czekając na to co przygotowali Bogowie.

Aver więc zasiadł na tronie, kładąc tuż koło swej nogi potężny dwuręczny topór i zamknął oczy na chwilę, wsłuchując się w otoczenie. Gdy tylko zamknął oczy poczuł jak świat kręci się dookoła a jego głowę przenikają dziwne szepty i obrazy. Ujrzał bowiem z lotu ptaka, starą i zniszczoną twierdzę krasnoludzką. Zbliżał się do niej powoli, widząc jak coś tam między murami przenika, przebiega szybko. Przyjrzał się i dostrzegł małe stworzenia. Szczuroludzie, skaveny. Podła rasa, lecz całkiem przydatna. Setki szczuroludzi, kryjących się w cieniu ruiny pilnowały czegoś. Nie widział czego albowiem nieprzenikniony mrok skrywał tajemnicę lecz Aver czuł potęgę i siłę bijącą z tego miejsca. Czuł jak to coś szepcze do niego i woła go by sięgnął po to. Kolejne wyzwanie rzucone mu przez Bogów. Kolejna próba która dowiedzie czy jest godzien ich łaski, spojrzenia i darów. Aver przyjrzał się raz jeszcze twierdzy i szczuroludziom i wiedział już, że musi się tam udać. Cokolwiek go tam czeka albo zwycięży albo polegnie, to wiedział. Czuł jak całe jego ciało rwie się by tam się udać, jak każdy mięsień pragnie walki a on sam chciał widzieć stosy wrogów poległych pod swoimi stopami.
Gdy wizja znikła Aver przebudził się.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 29-01-2013, 12:54   #45
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Garat wolnym krokiem podszedł do stołu. Przypatrywał się metalowemu znakowi. Podniósł powoli głowę i przyjrzał się stosowi. Znów spojrzał na gwiazdę. Po chwili rzekł:
-Wezmę chwałę, resztę zostawiam przeznaczeniu
Kątem oka zobaczył jak złoto z nich, zostawiając nieprzyjemną pustkę, w miejscu gdzie było. To jednak nie powinno go interesować. Teraz gwiazda powoli zaczęła się nagrzewać, zaś w głowie usłyszał głos:
-Poddaj się woli Chaosu!
- Służę Chaosowi lecz nie poddaje się niczyjej woli - Po tych słowach opuścił przedmiot i pogrążył się w wizji.
Widział, jakby z góry, z lotu ptaka wielką masę wojska. Kilkuset ciężkozbrojnych wojowników, opancerzonych, całych koloru krwi. Szli zamarznięta ziemią a ich drogę znaczyła krew i trupy.
Po chwili dostrzegł białą panią, w pięknym diademie ze złota i płaszczu ze skór białego wilka. Przysłoniła wszystko a jej białe włosy przysłaniały widok.
Wtem zapadła ciemność.
 
vanadu jest offline  
Stary 30-01-2013, 11:10   #46
 
SyskaXIII's Avatar
 
Reputacja: 1 SyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnieSyskaXIII jest jak niezastąpione światło przewodnie
-Przeklęte głosy! Opuśćcie moją głowę! - Krzyknął na cały tunel. Gdy zobaczył ojca po raz wtóry nie wiedział co robić. Musiał się chwilę zastanowić jednak nie było to już to samo co wcześniej. Nie zaczął płakać i użalać się za sobą.

- Ojcze, dziś nie są moje urodziny, a ty nie istniejesz na prawdę. Zginąłeś dwa lata temu w swoje urodziny przeze mnie, zabiłem cię na oczach całego miasta i uciekłem. Tak, ja Victor Fuchs zabiłem własnego ojca Alberta Fuchs’a w trakcie przyjacielskiego pojedynku pokazowego. Śniło mi się to przez cały czas, prześladowało mnie dniami i nocami. Ale teraz już z tym koniec. Jesteś tylko zjawą. Twój piękny pancerz, twój twardy i donośny głos, twoja potężna sylwetka i straszliwa broń. To wszystko to tylko zjawa, nic prawdziwego. Ciebie tu nie ma. Bogowie poddają mnie próbie, chcą żebym zostawił przeszłość za sobą i zabił cię po raz kolejny jednak tak się nie stanie. Nie da się zabić ducha, a ty nim jesteś. Spójrz dostałem dar od Bogów i zamierzam im za to dziękować całe życie, Matka prawdopodbnie się mnie wyrzekła lecz Bogowie będą ze mnie dumni. Ty mnie prawdopodbnie przeklniesz na wieki a władze miasta będą ścigały mnie do upadłego, jednak to nic w porównaniu z wielkimi darami od moim wladców, którymi są Bogowie Chaosu. Khorne, Slaanesh, Nurgle i Tzaanteh, ta czwórka jest moimi nowymi rodzicami, opiekunami i władcami, zrobię wszystko co tylko mi rozkarzą. Już nie ma karmazynowego gladiatora, z którego byłeś dumy. Teraz jestem bluźnierczym zabójcą, wojownikiem stworzonym by zabijać w imieniu swoich Bogów. A teraz odejdź zjawo! Bogowie mnie wzywają i muszę stawić się na ich wezwanie! - Gladiator tym monologiem zakończył rozmowę z widmem ojca, idąc do przodu przygotował swoją broń w oczekiwaniu na spotkanie kogoś kto będzie jego prawdziwym przeciwnikiem. Fakt, że spotkał po raz kolejny swojego ojca naprowadził go na myśl, że na tym może się nie skońćzyć. Był przygotowany na ponowną walkę z norsmenem, wtórne spotkanie z demon oraz kolejną rozmowę z plugastwem spowitym chorobami.
Nic takiego jednak się nie stało. Wszystko się na chwilę rozmazało, by po chwili uświadomić Fuschowi, że jest na arenie. Dookoła wiwatowały tłumy wykrzykując jego nazwisko, zaś na przeciwko niego stał uśmiechnięty ojciec.
-No synku, pokaż co potrafisz- powiedział, po czym ruszył w stronę swojego syna, tak jakby nie słyszał jego poprzedniego monologu.
-Zabij go!- słyszał głosy w głowie Viktor.
-Sam tego chcialeś ojcze, zmierzmy się w uczciwej walce. Zwycięzca bierze wszystko. po tych słowach Victor przygotował swój korbacz i był gotowy stoczyć walkę na śmierć i życie z własnym ojcem.
Walka ojca z synem była największym widowiskiem na tej arenie. Nigdy jeszcze żadna walka nie trwała tak długo. Wymieniali ciosy idealnie w tych samych momentach i tak samo parowali. Widać było, że oboje znają swoje sposoby walki na wylot. Jednak szalę zwycięstwa przechylił wiek i kondycja. Młodszy Fuchs zaatakował w momencie gdy przeciwnik nie miał już sił się bronić. Teraz oczom młodziaka ukazał się po raz drugi jego własny ojciec leżący w kałuży krwi. Ciało leżące w bezruchu nie wywoływało już w nim żadnych emocji. Teraz był gotów do dalszych kroków. Zabrał z martwego zbroję i przede wszystkim pelerynę, po czym założył je na siebie. Zakrwione futro wilków było teraz symbolem upadku wielkiej tradycji walk na arenie Middenheim, teraz symbolizowało ono krwawą ścieżkę ku potędze ostatniego członka rodziny mistrzów areny. Nagle zapadła nieprzenikniona ciemność.
 
__________________
"Widzieliście go ? Rycerz chędożony! Herbowy! trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
SyskaXIII jest offline  
Stary 30-01-2013, 14:58   #47
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
~Kurwa jego piździa mać~ zaklął w myślach Albjorn, gdy zorientował się, że na powrót znalazł się w Imperium. Do tego w pieprzonym Stirlandzie! Pieprzone znajome tereny! I do tego pieprzone, tchórzliwe, znajome imperialne japy…

Sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Wyglądało na to, że zaraz z Białego zostanie jedynie sito. Nie zmieniało to jednak tego, że Biały, to Biały…
- Hore brent, sammen med andre homser i Lochen. Og alle Lochen. Jeg tror jeg hører hva? Skyting fitte! Og for faen ikke vil se henne igjen. - rzekł i kompletnie go nie obchodziło, że te cioty nie znają norskiego. W skrócie, używając kilku przekleństw, powiedział że przesyłki nie ma i nie będzie. Spłonęła razem z całym miastem i tyle. Może by powiedział więcej, ale nie w sytuacji, gdy do niego mierzą. Oj nie! Wciąż był zbyt dumny na to. Popatrzył wokoło… poczuł śmierć… zacisnął mocniej topór. Jak przyjdzie co do czego, to kilku pociągnie ze sobą. Tchórzliwi popieprzeńcy. Niestety, jak zwykle, głos który mu podpowiadał, że jest najsilniejszy, znowu przeważał... Zapewne kiedyś go to zgubi... Choć może wedle jego wierzeń ocali...

Napastnicy znikli, las zniknął, już nie był w Stirlandzie, tylko spowrotem w jaskini, gdzie był tylko on i Strażnik.
-Wybraniec zawsze stawia czoło konsekwencjom swych czynów. Nie może się bać niczego. Albjornie Rodgurnie Biały, przeszedłeś swoją próbę, więc obdaruję cię w nagrodę wizją tego co was czeka w drodze- wyciągnął dłoń w pancernej rękawicy ku norsmenowi i ten zobaczył twarz. Twarz poskręcaną ze wściekłości. Twarz elfa, kapitana Czarnej Arki, której załoga nie miała litości. Przed kapitanem stało dwóch ludzi, kobieta w płaszczu z wilczej skóry i mężczyzna.
Kiedy wizja przeminęła, zapadła nie przenikniona ciemność..

Albjorn jednak nic a nic w wizji nie zrozumiał... na zarazę mu takie obrazki...
- Zabić tych co żem ujrzał? - zapytał bez większego zastanowienia, choć w ciemności rozmówcy swego nie widział. Próba, przed jaką postawił go strażnik, widać umocniła w nim jedną wizję... Sprawy załatwia się siłą! A sam Biały namaszczony został, by być tym najsilniejszym i by służył temu najsilniejszemu...
-Zabij! Zabij każdego kto stanie na drodze do celu... - usłyszał w odpowiedzi, a słowa te niezmiernie go ucieszyły...
 
AJT jest offline  
Stary 31-01-2013, 14:11   #48
 
Lomors's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znanyLomors wkrótce będzie znany
Elf maszerowałw wraz ze swoją przewodniczką. Nucenie drażniło go, ale starał się je ignorować na tyle, na ile mógł. Po chwili Lomors znalazł się w dziwnie znajomym miejscu... Wszystko co tu widział zdawało mu się tak dziwnie odległe. Jakby oglądał przeszłość kogoś innego, nie jego samego. Wstydził się tego miasta. Wstydził się swojej przeszłości. Nie chciał tu wracać. Poczuł w sercu gniew.
Gniew był tym jeszcze gorętszy kiedy zobaczył płonący dom jego rodziców. Poczuł coś. Coś czego czuć nie powinien. Czy to było jeszcze echo tego kim był, zanim stał się wykonawcą roli samego Tzeentcha? Być może. Oczywistym jednak było że nie powinien tego czuć. Gdyby miał teraz oczy, zapłakałby. Ta świadomość złościła go jeszcze bardziej.
- Co to za pan z tak długimi uszami jak ty? - zapytała dziewczynka.
Lomors ruszył z elfem. Po chwili znaleźli się wszyscy w ciemnym zaułku.
- Masz czego chciałeś. Teraz płać drugą połowę!
- Tak, drugą połowę- powtórzył inny.
- Jesteście pewni że wszyscy byli w środku?- usłyszał znajomy głos o ulthuańskim akcencie.
- Taa… Teraz już nie masz wspólnika, możesz przejąć cały interes i nie myśleć o roszczeniach innych.


Słysząc to Lomors nie potrzebował nawet słów dziewczynki, tylko chwili czasu na zrozumienie tego wszystkiego.
Jego własny brat, stanął za zabójstwem jego rodziców? Elf poczuł się jakby jego cały świat się zawalił. Cała misja, wszystko było wymierzone w ludzi w akcie zemsty za ich czyny. To co tutaj usłyszał... Wszystko zmieniało. Elf drżał na całym ciele. Nie wiedział czy to tylko wizja, czy prawdziwe ukazanie przeszłości. Nie obchodziło go to. Czuł się zdradzony, oszukany. Ale teraz, po raz pierwszy zrozumiał że aby zmienić świat, nie wystarczy mścić się na ludzkości. Trzeba czegoś więcej.
- JAKIM PRAWEM ZABIŁEŚ WŁASNEGO BRATA?! - znikąd rozbrzmiał tragiczny głos elfa - ZDRAJCO!
Wściekły elf wypalił splótł magię i włożył w czar, mający zabić elfiego kupca całą nienawiść, całe serce, co tylko mógł.
 
Lomors jest offline  
Stary 31-01-2013, 14:48   #49
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Elf szedł za wiedźmą Nie wiedział gdzie go prowadzi, ale z każdym krokiem czuł coraz większe podniecenie i ekscytację. Gdy dotarli do pomieszczenia Aslandir przyjrzał się dokładnie wszystkim elementom jego wystroju.
Mag zbliżył się do stolika. Zerknął na księgę. Znał jej tytuł. Słyszał o Nekrodomo. “Niebiańska Księga Przepowiedni” - szepnął, a jego oczy otworzyły się szerzej.
- Znał Chaos... cały Chaos. Ten niepodzielny. Ja natomiast wolałbym poznać jego jedną konkretną działkę. Tę, w której dominuje Slaanesh. Ukażesz mi to co oferuję Slaanesh? - zapytał Aloarai.
W odpowiedzi poczuł jedynie jej zęby zagłębiające się w jego szyi. Zacisnął pięści i zagryzł wargi. Mocno wypuścił powietrze z płuc.
- Oczywiście, że pokażę. - usłyszał za sobą.
Poczuł jak jego krew ścieka powoli po jego plecach. Język elfki jednak szybko zlizywał wszystko co wypływało z rany po jej zębach. Aslandir sięgnął po księgę i wrzucił ją do swojej torby. Następnie odwrócił się i spojrzał w oczy Aloarai, które zapłonęły wściekłością. Uśmiechnął się i powiedział:
- Księga nie ma nóg, nie ucieknie. - po tych słowach grymas na twarzy wiedźmy Druchii momentalnie zmienił się w uwodzicielski uśmiech.
Aslandir odrzucił swój kostur, torbę i ubrania oddając się modlitwie ku czci Slaanesha.
W tym czasie, zawartość jego torby zniknęła...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 31-01-2013, 21:12   #50
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Vunar stał i patrzył tępo na strażnika, na jego lico, okryte metalem, zresztą tak jak i samego Vunara. Słowa które Strażnik skierował do kapłana były tajemnicze i aż nadto pozostawiały wiele rzeczy do przemyślenia. Jednak w swej zawiłości były proste. Zresztą tak jak cały ten Chaos. Vunar zrozumiał przesłanie i postanowił o nic więcej nie pytać Strażnika. Ten ostatni, też nie miał już nic więcej do dodania. Vunar spojrzał na horyzont...w stronę rodzinnych stron, ku dalekiemu wschodowi i południu. Widać było że nadciągała zamieć śnieżna, zimna i niezwyciężona lecz uległa panom północy. Vunar wiedział jedank że nic nie rządzi jego sercem...nawet bogowie chaosu...może sam chaos, ich pan, ale na pewno nie bogowie. Kapłan dotknął dłonią swej szkaradnej twarzy i wspomniał dzień kiedy opuścił Gorgoth. Odgonił od siebie melancholię i ciasno dopasował rzemienie którymi przytwierdzona była do twarzy jego maska. Kiedy twarz była już zakryta, Zaklinacz głowę przesłonił kapturem. Spojrzał na śnieg pod stopami i spostrzegł szczątki listu, który spalił kilka chwil temu...przywołało to wspomnienia, takie o których wolałby zapomnieć, a jedank...

***

-...to co mówisz nie ma sensu Eleonor. Jaki człowiek, kim jest Ret'ahn...kim oni wszyscy są? Tłumacz dokładniej i spokojniej. Wiedz że musi to być ważne...za chwilę spóźnię się na Misterium...tego mi nie wybaczą, wtedy ja tobie wybaczyć nie będę mogł. Mów zatem. Spokojnie...nie obawiaj się mnie, przynajmniej nie teraz. Vunar pośpieszał niewolnicę do jaśniejszej wypowiedzi, poprzednio mówiła przez zęby, w strachu i przerywała co drugie słowo.

- Panie mroku. Rozpoczęła Eleonor, klęcząc na zimnym kamieniu i wbijając wzrok w posadzkę. Mam dla ciebie złe wieści. Zanim jedank wszystko wytłumacze dokładnie... ... ... jest cena za te informacje... muszę Cię o coś prosić. Eleonor drżała cała ze strachu wypowiadając ostatnie słowa.

Vunar skierował na niewolnicę swe spojrzenie i świdrował ją wzrokiem...w końcu przemówił.
- Jesteś już u mnie sześć lat, znasz mnie...dlatego zakładam że twe wieści są ważne, przynajmniej w twym mniemaniu. Jeśli stawiasz mi warunek i cenę? Jeśli stwierdzę że tracisz mój czas, uznam to za obrazę i... dziś zginiesz. Vunar podkreślił ostatnie słowa. Oboje wiedzieli że nie żartuje. Tak już los pana i niewolnika.

- Proszę byś dostarczył list ode mnie do mej siostry w Praag...lub wysłał kogoś kto może to zrobić w jakiś sposób. Chcę by moja rodzina wiedziała że żyję i mam się dobrze. Eleonor ostatnie słowo wypowiedziała zagryzając wargę...łzy stały jej w oczach.

- Jeśli mnie zaskoczysz to masz me słowo że jakoś to załatwię, ale zdajesz sobie sprawę że musi to być coś wielkiej wagi...to co mi masz zamiar powiedzieć znaczy się? Vunar miał delikatny uśmieszek na twarzy, maska kryła drwinę z niewolnicy, jednak jej odwaga zainteresowała Kapłana Zaklinaczy.

- Zatem dobrze panie...wiesz lub może nie...raz w tygodniu jestem w saunie, robię tam sprawunki dla ciebie... rozpoczęła Eleonor.

- Do rzeczy kobieto, niecierpliwisz mnie. Vunar zaczynał być nieco podenerwowany i dał to do zrozumienia swej niewolnej.

- Tak panie, wybacz. Znam stamtąd pewnego mężczyznę, na imię ma on Bergo. Eleonor wzdrygnęła się i rozpoczeła opowieść.

Rozmowa Vunara - Mistrza Żalu z niewolnicą Eleonor,
na dzień przed podróżą kapłana do Przystani Bogów.
Rok Zur'anat, Kalendarza Dawii Zharr 5522

***

Vunar przydeptał butem niedopałek listu raz jeszcze. Tym razem wgniótł go mocno w śnieg i zamarzniętą ziemię, nie było to trudne zważając na ciężar jego kamiennej nogi. Kapłan odetchnął głęboko i posłał spojrzenie Strażnikowi. Ten stał niewzruszony i patrzył w dal...lub może w nicość...lub nigdzie, może był ślepcem na przyziemne obrazy...kto wie? Vunar nie wiedział. Poczuł jednak że wiatry magii wieją mocniej i energia gęstnieje nad małą, ośnieżoną wysepką. Coś się działo...Vunar czuł że Wybrańcy wracają.
 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172