|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-02-2013, 14:34 | #101 |
Reputacja: 1 | William przerzucił lutnie przez plecy i wyszedł z powozu. -Witam panów, William Schmidt światowej klasy bard - Zaczął William - Nie wiem czy panowie wiecie, ale sam Władca Bögenhafen mnie oczekuje, a wydaje mi się, że nie będzie zbytnio zadowolony jak mu powiem, że spóźniłem się bo jakiś dwóch nadgorliwych strażników postanowiło przeszukać moich ochroniarzy - Kontynuował z uśmiechem - Więc może łaskawie uwierzycie nam na słowo i puścicie nas dalej? Poza tym nie godzi się tak traktować pięknej damy, panowie proszę was o troche kultury. gawędziarstwo+przekonywanie |
08-02-2013, 18:40 | #102 |
Reputacja: 1 | Johann spoglądał na te wszystkie cyrki z niechęcią. O, święty Berndcie! Kolejny zaczynał! Zwlókł się z kozła, skoro trza było, a rutynowe przeszukanie właściwie nie budziło w nim większych emocji. Jeśli jednak tamci życzą sobie obejrzeć ich wóz wraz z ładunkiem, to będą go mieli na plecach. I chuj, oni mają swoją robotę, on ma swoją.
__________________ Cogito ergo argh...! |
08-02-2013, 22:50 | #103 |
Reputacja: 1 | Strażnicy zeszli z koni i podeszli do grupki, która z ich polecenia stanęła na poboczu. William - przekonywanie (-10) 56, porażka! - Możesz pan i jechać do samego Karla Franza, ale ja mam swoją robotę - parsknął wąsaty, poganiając barda ruchem dłoni, by stanął w odpowiednim miejscu. Blondyn podał mu swój pistolet, a sam wziął się za przeszukiwanie pojazdów. Zaczął od wozu - odkrył płachtę pokrywającą stertę siana. - Witraż. Ten typ nie wygląda na Sigmara. Kto to ma niby być? - Rzucił w kierunku najemników, sprawdzając czy w sianie nie ukryto jakiejś kontrabandy. Po zawiedzionej minie można było wywnioskować, iż nic nie znalazł. - Kim jest ten mężczyzna? - Zapytał zabrawszy się za powóz. - To mój woźnica, Rolf - odparła Elise. - Został raniony, gdy zaatakowali nas banici. Blondyn mruknął coś w odpowiedzi pod nosem i opuścił powóz. Z tego co widział Johann mężczyzna nie próbował nic "kombinować". - Czysto, Hans - rzucił do wąsacza. - Nie, nie cieszcie się - rzekł Hans do zatrzymanych. - Teraz najlepsza część - rzeczy osobiste! - Zapłacicie nam za to! - Warknęła panna Magirius. - Proszę wielmożnej pani, ależ my tylko wykonujemy swoją robotę. Kto wie co pani tam trzyma w swych fatałaszkach, nie? - wtrącił blondyn sprawdzając zawartość plecaków i toreb. ... - Nic ciekawego... Tu też ni... Ooo! - Strażnik wydał z siebie cichy okrzyk, jakby odkrył coś niezwykłego. Z plecaka należącego do Rudiego wyjął butelkę wina. - Czy mnie oczy mylą czy to "Słodka Dziewka" z Altdorfu? - Skrzywił się teatralnie, przypatrując się etykiecie. - Paskudztwo. Ale coś pić trzeba, prawda? Weźmiemy jedną butelczynę na drogę... - Odstawił butelkę na bok i przeszukiwał dalej. ... - Widzę, że mamy tu grajka. Hans, może ci coś zagrać? - Daj spokój Lars i bierz się do roboty. Poza tym, grasz okropnie, nie chciałbym, by twoja gra śniła się panience po nocach. ... - Fajkowe ziele. - Blondyn przytknął nos do zabrudzonego mieszka z podejrzaną zawartością. - Nie palcie tego świństwa. Źle działa na zdrowie. Cyrulik mi tak rzekł. ... - Co my tu mamy... Czysta biel reiklandzkiego munduru. Czyżbyśmy mieli tu dezertera z imperialnej armii? - Czyje to? - Podjął wąsaty. Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 09-02-2013 o 20:11. |
08-02-2013, 23:28 | #104 |
Reputacja: 1 | - Moje żech jest. A ty co myślał, że tą flintę to po babci nieboszczce żem dostał? - rzucił z przekąsem, bo też to trzeba mieć łeb - jaki dezerter trzymałby mundur w plecaku? I to jeszcze tak zadbany, jak jego. Głupio mu było, żeby rzecz niszczała, a zamyślał, czy by do Ottowych w nim nie zajść. Ale wyglądało na to, że tak łatwo się nie odczepią. - Ja w dwunastem muszkieterów służył, w Zwierzobójcach pod jaśnie panem Lebengutem z Altdorfu, na wojence byłem mutanta, zwierzoludzia i inne plugawe ścierwo co z północka szło na Imperium napadać. Jak to było, wiadomo. - rzucił tamtym taksujące spojrzenie; wiedzieli? - Jak tak bardzo lubujecie się z cudzych gatkach grzebać, to i broszę com ją za zasługi dostał dojrzycie. Swoje żem zrobił, nie po to by mnie tera dezerterem zwano. - Trochę sobie za dużo wyciruchy drogowe pozwalały. Ale na razie jeszcze był względnie miły, bo i na bitce mu nie zależało.
__________________ Cogito ergo argh...! |
08-02-2013, 23:41 | #105 |
Reputacja: 1 | Zaś Rudi się modlił: Ranaldzie kochany, niech się dupki potrują mym winem. Ale tym zabranym, moje niech będzie ok. Szlag niech ich trafi, dupki cholerne. Prosi cię twój pokorny wyznawca. |
09-02-2013, 21:28 | #106 |
Reputacja: 1 | - Zwierzobójcy? Słyszałem, słyszałem... - Odparł starszy, podkręcając sobie wąsa. - Zostaw jego rzeczy, Lars - rozkazał swemu podkomendnemu. - Dla weteranów "Burzy" mamy szacunek. Ja sam miałem iść na wojnę, lecz ktoś musiał pozostać w prowincji do bronienia jej przed bandytami i inszym ścierwem, które wychyliło łby ze swych nor. Po przeszukaniu "rzeczy osobistych" przyszła czas na przeszukiwanie odzieży podejrzanych w poszukiwaniu skradzionego naszyjnika. Blondyn imieniem Lars również się tym zajął. Z uwagą przeszukał Elise, sprawdzając czy nie ukryła w niektórych miejscach tego i owego, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że kobieta jest czerwona ze wstydu, ani na to, że krasnolud się z niego nabija. Równie uważnie, choć o wiele mniej chętnie przeszukał Williama, ominął krasnoluda i Johanna i na szybko "przetrzepał" niziołki. Lars - przeszukiwanie 06, sukces! I pewnie wszystko skończyło by się dobrze, gdyby nie to, iż za pazuchą Rudiego odnalazł bransoletę, która została sobie przywłaszczona przez niziołka w obozie bandytów. - A to cóż to? - Zapytał, unosząc ją wysoko. - To mi nie wygląda na naszyjnik... - Bo to bransoleta, głupku... - Prychnął Hans. - Ale skąd niziołkowy podróżny wziąłby taką ładną bransoletę? - Głośno zastanawiał się Lars. - Może kradziona? - Ona... ona należy do mnie! - W tym momencie wtrąciła się do rozmowy Elise. |
09-02-2013, 22:14 | #107 |
Reputacja: 1 | - Znalazłem ją przy bandytach. Jako że trza nam szybko z rannym ruszać było nie miałem okazji panience wspomnieć i spytać czy nie jej wyjaśnił w fazie pełnej zgodności i uprzejmości niziołek. Liczył że rozejdzie się po kościach. |
09-02-2013, 23:14 | #108 |
Reputacja: 1 | Rudi - przekonywanie 77, porażka! Kobieta zrobiła dziwną minę, jakby nie była do końca przekonana wyjaśnieniami niziołka - ale najwyraźniej postanowiła nic nie mówić. Strażnik podał jej bransoletę, a ta dygnęła w podzięce, z udawaną grzecznością. - Hmm... To chyba wszystko. Nic nie znalazłem. - Taka praca. - Hans wzruszył ramionami. - Cóż, miejmy nadzieję, że w tym czasie okazało się, iż naszyjnik sprzątnęła nadgorliwa gosposia. - Podszedł do swego siwego konia i wprawnym ruchem wręcz wskoczył na siodło. Podobnież uczynił jego towarzysz, tylko jeszcze zabrał butelkę wina i kuszę leżącą na ziemi. - Niziołki z chorobami dłoni nie powinny posiadać tak niebezpiecznych narzędzi. Macie szczęście, że tu jesteśmy - skomentował swe zachowanie z szelmowskim uśmiechem. - Ruszajmy czym prędzej, zaczyna się ściemniać - zaproponowała Elise, gdy kurz po strażnikach dróg już opadł. Nie komentowała w żaden sposób tego co się stało, lecz widać było, iż jest wściekła. Wsiadając do powozu trzasnęła głośno drzwiczkami. Niziołki pokiwały głowami i szybko udały się za nią. Najwyraźniej im również zależało na tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Wraz z zapadającym szybko zmierzchem, witana podejrzliwymi spojrzeniami miejskich strażników, wesoła kompania wjechała przez zachodnią bramę Bögenhafen. Elise wychyliła się z powozu i pomachała do strażników, którzy najwyraźniej ją rozpoznali, gdyż nie uczynili nic, by zatrzymać tę nietypową karawanę. Kierowali się do domostwa Magiriusów w dzielnicy kupieckiej. Nieliczni mieszkańcy śpieszyli do domów lub pakują towary i zamykają kramy. Nocą ulice miasta obejmują we władanie inni obywatele - złodzieje, włamywacze i mordercy. Już teraz było widać grupki podejrzanie wyglądających ludzi, szepczących coś po bramach i zaułkach. - Może podwieziemy was do domu? - Zaproponowała Elise, spoglądając na Zieleniaków. - Nie, naprawdę nie trzeba - szybko odparł Mieszko. - Poradzimy sobie - zawtórował Knotek. - Wysiądziemy gdzieś... Gdziekolwiek. Nie możemy wrócić do domu - zapewne jest obserwowany przez naszych wrogów. Niziołki wysiadły na jednym z podejrzanie wyglądających skrzyżowań. - Spokojnie - uspokajał Mieszko. - Znam miasto jak własną kieszeń. A także skróty prowadzące do bezpiecznej kryjówki... - Chyba sądził, iż najemnicy martwią się ich losem. Wątpliwe, co najwyżej jedynie Rudi mógł się o nich martwić... A i tak gdyby nadarzyła się okazja pewnie wbiłby im oszczep w plecy. - Przyjdźcie rankiem do leżącej nad rzeką gospody "U Berta". Godziwie wam zapłacę za to, że nas uratowaliście - rzekł nad odchodnym. Nim niziołki znikły w mroku Johann zdążył się jeszcze zapytać o rodzinę Otta. Knotek mruknął, iż coś o nich słyszał i postara się sprawdzić informacje. Kilka minut później kompania dotarła do rodowej rezydencji rodu Magirius. Elise uprzejmie poprosiła najemników o wjechanie na niewielki dziedziniec. Dom wyglądał całkiem zamożnie. Zapewne Magiriusów stać było na opłacenie strażników. Choć całość sprawiała miłe wrażenie, gdyby doszło do walki dziedziniec mógł być pułapką - ktoś stojący na nim, ostrzelany z trzech stron miałby raczej marne szanse na przeżycie. - Jeszcze raz dziękuję wam za ratunek - rzekła Elise wysiadając z powozu. - Lecz chciałabym odzyskać moje dokumenty. Służba! - Zawołała, przerywając nagle. Ktoś musiał dosłyszeć jej wołanie, gdyż po chwili z dworku wyszła młoda służka. Dostawszy od niej kilka cichych poleceń wróciła do domostwa. - Dwadzieścia złotych koron, tak? Na taką cenę się umawialiśmy? |
09-02-2013, 23:24 | #109 |
Reputacja: 1 | Nim odjechali Rudi poszedł się odlać. Zabrał naszyjnik. Zboczone koniotrefy zabrały mu kuszę... a tak chciał ich oskubać z pistoletów. Acz drużyna nie była chętna. To się wydłubie, to stopi i będzie na nowy sprzęt. Pójdzie na cztery ale i tak coś zostanie.... **** - No dwadzieścia przyznał z bólem Rudi dodając zaraz - Aczkolwiek liczymy na dobroć twą pani, dla strudzonych wędrowców, gdyż była to ciężka batalia, życie nasze kruche dla płochych chwil narażalim Ma zamiar się potargować. Jak nie to nie. Odda papiery. Jutro odwiedzi plackarnie. I wywie sie o pasera w mieście. Albo i dziś, w końcu coś tam wie o takowych kontaktach. AAA, i trzeba odstawić witraż, racja. Ostatnio edytowane przez vanadu : 09-02-2013 o 23:38. |
10-02-2013, 12:14 | #110 |
Reputacja: 1 | Na szczęście strażnicy dróg go nie tknęli. Oczywiście na szczęście dla nich. Nie zabrali też niczego, co należało do krasnoluda. Uwagę o tytoniu zignorował, konował który uważał, że palenie szkodzi był chyba chory na umyśle. Przecież wszyscy wiedzieli, że to uspokaja i relaksuje. Gdy tylko wyruszyli w drogę, Skalfkrag rozsupłał woreczek i nabił fajkę. Niespiesznie palił niemal do samych bram miasta, przez które przejechali nawet nie będąc zapytanymi o cel wizyty. Taka była korzyść płynąca z towarzystwa signority Magirus. Niziołki zmyły się po drodze, zapraszając do siebie następnego dnia. Skalfkrag zastanawiał się, czy U Berta dają też dobre piwo. Postanowił sprawdzić. - Dwadzieścia - potwierdził, z litością patrząc na Rudiego, który znowu usiłował się targować. Widocznie taka natura, pomyślał. - Jadę od razu do świątyni tego boga, jak go zwą Bogenhaffera? - oznajmił. - Kto ze mną? |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
| |