|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
19-12-2013, 21:39 | #91 |
Administrator Reputacja: 1 | - Jedno piwo! - powiedział Gusin, podchodząc do baru. - Nie, nie. Dwa piwa - zmienił zdanie. Pierwszy kufel prawie natychmiast zniknął w przepastnej gardzieli krasnoluda. Pochłonięcie drugiego trwało odrobinę dłużej. Prawie niezauważalną odrobinę. Gusin rzucił na ladę garść monet, a potem podszedł do drzwi. I niemal natychmiast wrócił. - A dokąd to się wszyscy wybierają? - spytał. - Nie wszyscy, nie wszyscy - odparł karczmarz. - Ktoś w miasteczku zostaje. Do Arnalos jadą. Płody ziemi sprzedajemy. Oni sprzedają - poprawił się. - Arnalos, no tak - Gusin skinął głową. - A moi kompani, gdzie są? - spytał. - W Czerwonym Domu - odparł karczmarz, dla którego zaniki pamięci u klientów nie były niczym dziwnym. - Na skraju miasta. - Machnął ręką, wskazując kierunek. Nie zadając już kolejnych pytań krasnolud wyszedł na ulicę. *** Noc, ku zdziwieniu Maxa, minęła spokojnie. Żadnego ducha, żadnego szkieletu. Dziw prawdziwy. - Chodźmy coś zjeść - zaproponował Max, gdy wreszcie zechciało mu się wyjść z łóżka i ubrać. - To chyba będzie lepsze, niż własna kuchnia - dodał. Zebrał swój ekwipunek, po czym odwrócił się do Lorenza. - Może po drodze odwiedzimy naszego pracodawcę? - powiedział. Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-12-2013 o 21:24. |
19-12-2013, 22:35 | #92 |
Reputacja: 1 | Max i Lorenzo dosyć szybko zebrali się z domu. Ryzykownie było zostawiać swój ekwipunek w takim miejscu daleko od posłania. Po wyjściu na zewnątrz nie byli do końca pewnie, czy nie woleli zostać w środku, gdy ich buty zatopiły się znowu w głębokie błoto. Szli dość krótko, gdy ich oczom ukazał się wyłaniający się z karczmy krasnoludzki towarzysz podróży. Widać jego noc była trochę mniej wygodna. Dość mocno dawała o tym znać czerwień na jego policzku, obrazująca słoje drewna z barowej lady. Gdy już zebraliście się razem wypadało znaleźć resztę, póki co skupialiście się jednak na przygotowaniach mieszkańców do wyprawy na targ. Widać było, że jest to dla nich naprawdę ważna okazja. Zadumę przerwały głośne krzyki z za waszych pleców. -Co ty sobie do diabła wyobrażasz przybyszu! Tak nam dziękujecie za gościnę? Mogliśmy wykopać was i tego rannego elfa na trakt i zostawić by sczezł. Opiekujemy się nim, leczymy go, a wy próbujecie nam tu guślarza okradać i niszczycie jego przybytek? - Okrzyki pochodziły z ust znanego wam wcześniej mężczyzny który przyjął was z mieście. Szarpał za habety Wernhara, wciągając go coraz raptowniej przez błoto na środek drogi. Gdy mężczyzna was dostrzegł u jego boków pojawili się jego przyboczni. Spojrzał na was a na jego twarzy widać było ogromną wściekłość. Jak chcecie mi się z tego wszystkiego wytłumaczyć? Może wpakować waszemu elfowi z powrotem strzałę w bok byście go mogli zabrać tak jak żeście go przywlekli? Rzadko przyjmujemy obcych, nie każcie mi tego pożałować - Mówiąc to wyraźnie opierał dłoń na rękojeści topora przy swoim pasie. Zapewne wyjęcie go i użycie nie zajęło by mu więcej niż pozwoliło by na to mrugnięcie oka.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |
20-12-2013, 21:29 | #93 |
Administrator Reputacja: 1 | - Ty mi tu toporkiem nie gróź! - zdenerwował się Gusin, kładąc dłoń na rękojeści swojego topora. - A poza tym... Elf nic nie jest winny. Obrzucił wzrokiem Wernhara. Wzrokiem, w którym nie było zbyt wiele sympatii. - On zapłaci za wszystkie szkody, jakie wyrządził - zapewnił. - A w razie czego odpracuje. |
20-12-2013, 22:08 | #94 |
Reputacja: 1 | Oby bo jeśli jeszcze raz nakryję go na podobnej praktyce to może skończyć się wydaleniem nie tylko z miasta ale z tego świata - Z twarzy mężczyzny wyraźnie nie czerwień nie znikała ani na chwilę. Całą dyskusję przerwał jednak cichy, jąkający się głos. Jak się zaraz miało okazać, należał on do Anraniel, która w tym momencie stała w drzwiach domku guślarza z twarzą białą niczym śnieg. -Ppp.. pootwó...potwór. Onn.. o .. onno taaam jee.. jest - Dziewczyna była wyraźnie czymś przerażona, a jedyne co dała radę poza wyjąkaniem kilku słów zrobić to wskazać powoli unoszoną dłonią las rozpościerający się za domkiem.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |
20-12-2013, 23:05 | #95 |
Administrator Reputacja: 1 | Max, nie da się ukryć, niezbyt się przejął groźbami skierowanymi pod adresem Wernhara. Nie chodziło o to, czy groźba zostanie spełniona, czy nie. Raczej sądził, ze Wernhar okaże się na tyle rozsądny, że drugi raz takiego głupstwa nie zrobi. Już miał zapewnić o rozsądku kompana, gdy kulturalną pogawędkę przerwało pojawienie się elfki. - Potwór? Jaki znów potwór? - spytał. - Gdzie? W lesie, czy gdzieś w domu? - Macie tu jakieś potwory? - zwrócił się do "tubylca", który trzymał Wernhara za kołnierz. |
22-12-2013, 01:32 | #96 |
Reputacja: 1 | Prawdę mówiąc Lorenzo zdziwił się, że obudził się dopiero rankiem, zaś czerwone domostwo było w takim samym stanie jak ubiegłego dnia. Po ciągłych próbach wepchania podróżnych do tegoż budynku i nadmiernej życzliwości, szermierz po prostu spodziewał się jakiegoś niezłego przekrętu, zasadzki, upiorów, czegokolwiek. Nie miał zamiaru się jednak tym martwić, a wręcz przeciwnie. Skoro było tak wspaniale, to czemu nie korzystać z otrzymanych wygód tak długo, jak tylko można? Przed opuszczeniem domostwa narzucił na siebie podarowany, czerwony płaszcz. Dzięki spokojnej nocy odrzucił na dalszy plan swoje wszelkie podejrzenia i postanowił po prostu przystać na prośbę jednego z mieszkańców. Jeśli za paradowanie w tym płaszczu ma mieć dalej zapewnione zakwaterowanie, strawę i dobry napitek, to młodzieniec był gotów się poświęcić. A i nawet w jego mniemaniu całkiem dobrze prezentował się okryty czerwonym płaszczem. Byłoby jednak zbyt pięknie, gdyby on i Max mogliby w spokoju zjeść śniadanie. Przeszkodził im nikt inny jak Wernhar, którego wyraźnie swędziały rączki i który lubił trochę narozrabiać. Oburzenie Cabanery na zachowanie towarzysza było niemałe. Nie chciał zostać wykopany z miasteczka przez bezmyślność swoich bezmyślnych towarzyszy podróży. Oczywiście to nie było wszystko. Do zbiegowiska wkrótce dołączyła Anraniel, majacząca coś o potworze. Ta to musiała nieźle zabawić się w nocy, że wciąż z rana ją tak trzymało. - Potwór? A ja widziałem ubiegłej nocy zjawę w różowych fatałaszkach - oznajmił kpiąco, wyraźnie powątpiewając w jakąkolwiek prawdę słów elfki. No, ale dobra. Skoro Max szedł, to i on mógł się pofatygować przy okazji i sprawdzić rzekome lokum wymyślonego "potwora". Zapewne co najwyżej był to jakiś stary, brudny wieśniak umazany z błotem, na którego widok dziewucha się zlękła. |
22-12-2013, 12:08 | #97 |
Reputacja: 1 | Elfka jeszcze przez chwilę wskazywała wyraźnie las za domostwem guślarza. Zaraz potem zwyczajnie zemdlała, a jej teraz wapienną cerę ubarwiła spora ilość błota w które upadła. Jeden z pomocników tutejszego przywódcy od razu pomógł dziewczynie, by ta nie podtopiła się w grząskim podłożu. Ich przywódca spojrzał na was słuchając pytań zadawanych przez Maximiliana. Jego złość przy całym zajściu wyraźnie zelżała, a twarz przyjęła teraz grymas zaniepokojenia. -Nic mi nie wiadomo o żadnych duchach czy potworach, za pewne dziewczyna znalazła w domku guślarza o jedno zioło za dużo. Po tym na czym nakryłem waszego towarzysza, wcale mnie to nie dziwi.-Mężczyzna przerwał na chwilę spoglądając teraz w stronę Lorenzo, po czym dodał -Cieszę się, że chociaż Ty zechciałeś zachować się zgodnie z prośbą mieszkańców - rzekł widząc szermierza odzianego w podarowany płaszcz, wręcz lekko się przy tym skłaniając.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |
22-12-2013, 12:43 | #98 |
Administrator Reputacja: 1 | Potwór, czy zioła? Na to pytanie warto było, zdaniem Maxa, odpowiedzieć. No a i tak nie mieli zbyt wiele do roboty, skoro musieli czekać, aż ich pracodawca wyzdrowieje. - Pomożemy jej dojść do domu, w którym mieszkamy - powiedział do "tubylca" - i ją przepytamy. A może wasz guślarz zdoła powiedzieć, czy dorwała się do jakichś jego ziół. Podobno to widać. Tak przynajmniej słyszałem. - A po śniadaniu - dodał - wybralibyśmy się do lasu żeby sprawdzić, czy znajdziemy jakieś ślady. |
22-12-2013, 21:32 | #99 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna który przed chwilą na was wrzeszczał, teraz pomagał wam przenosić elfkę do Czerwonego Domu. Lorenzo całą drogę miał okropne wrażenie, jakby las swym wzrokiem przewiercał jego plecy. Nie umiał zupełnie wyjaśnić dlaczego tak się czuł, jednak było to wyjątkowo krępujące i nieprzyjemne. By się tym nie przejmować skupił swe myśli na sprawach kata i Anraniel. Po dojściu do domostwa Spokój Lasu daleka była od tego by ją tak nazywać. Dłonie cały czas jej drżały, tak mocno, że wodę do ust musiano jej wlewać bezpośrednio, by coś po drodze, pozostało w kielichu. W końcu po dłuższym czasie dziewczyna jakby zaczęła odbierać słowa które od tak dawna były do niej wymawiane. Wyraźnie myślała nad zadawanymi jej pytaniami, po czym uchyliła w końcu usta i cicho wyszeptała. -Byłam w lesie... widziałam w nim śmierć... śmierć mych krewniaków...widziałam coś co wyglądało jakby gobliny... nie mogłam im pomóc-łzy zaczęły gęsto napływać do oczu dziewczyny-Potem gdy zaczęłam uciekać, ten straszny stwór, wyglądał jak drzewo z wielkimi, potwornymi oczami i pazurami.... to coś się na mnie patrzyło, poruszało się w moją stronę.... na boga musimy stąd uciekać, od razu uciekać! Zabierajmy mojego brata i uciekajmy!-Szept elfki nagle zamienił się we wrzaski. W jednej sekundzie wstała i zaczęła wykrzykiwać do każdego z osobna błagania o ucieczkę z miasteczka, mocno przy tym wszystkich szarpiąc, jak gdyby mówiła do słomianych kukieł.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" Ostatnio edytowane przez JPCannon : 22-12-2013 o 21:37. |
29-12-2013, 23:52 | #100 |
Reputacja: 1 | Lorenzo sam już nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony miewał różnego rodzaju podejrzenia na każdym kroku, ale z drugiej słowa kobiety były tak nieprawdopodobne, że nie sposób było w nie uwierzyć. Jej spazmy i wrzaski na temat ucieczki przekonały młodzieńca, że elfce po prostu odbiło. Ironia losu. Spokój Lasu stała się nader niespokojna. I to jeszcze w lesie... Pomimo uniesionej atmosfery szermierz zachował spokój, a właściwie do całej sprawy odnosił się lekceważąco, z niedowierzaniem. Wkrótce zwrócił się do kompanów. - Wybaczcie mój możliwy nietakt, ale szczerze mówiąc mocno w to powątpiewam. Może i cechuję się brakiem wiary, ale po prostu nie uwierzę póki nie ujrzę na własne oczy tych nieprawdopodobnych rzeczy. Moglibyśmy zatem to sprawdzić. Jeśli weźmiemy się za to od razu, to zdążymy na śniadanie. |
| |