|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-09-2016, 21:50 | #11 |
Reputacja: 1 | Bardag wyszedł na zaplecze i pozbył się płynów z pęcherza. poszedł pod stajnie i wymył się wodą z koryta. Jedyne co było dobre w koniach to to, że w zajazdach czy gospodach gdzie trzymano te czworonożne poczwary było koryto z czystą wodą. |
13-09-2016, 02:36 | #12 |
Reputacja: 1 | Waldemar zbudził się jeszcze przed świtem, kiedy niebo zaczynało powoli jaśnieć. Wstawanie o tak wczesnej porze było dla niego czymś w rodzaju nawyku, którego nabawił się jeszcze za czasów swoich podróży po Sylvanii. W tamtej krainie każda godzina przed zachodem była śmiertelnie ważna, dosłownie. Po porannej modlitwie zaczął się ubierać i szykować do długiej drogi, która ich czekała. Kiedy już całe żelastwo było na swoim miejscu, a Targo zeżarł swoją porcję jedzenia łowca opuścił kaplicę Sigmara. Po drodze zaczepił patrol straży instruując ich by dokładnie opiekowali się miejscem kultu. Nie omieszkał zaznaczyć, że w razie zaniedbania ich obowiązku odnajdzie każdego z nich i pociągnie do odpowiedzialności. Zadowolony ich gorliwymi zapewnieniami ruszył na miejsce spotkania z ogarem u boku. Łowca przyglądał się krukom, które obsiadły stosy. Ptaszyska przeszukiwały zwęglone resztki w poszukiwaniu jakiegokolwiek zdatnego do spożycia kąska. W tej kwestii nie różniły się od ludzi, którzy wzbogacali się na wynoszeniu resztek dóbr z cmentarzy, czy dotkniętych wojną gospodarstw. Ta myśl przypomniała mu dawne czasy. Skrzywił się na wspomnienie swojej niechlubnej przeszłości, która ciążyć mu będzie aż do śmierci, jeśli nie dłużej. Spojrzał na Targo starając się skupić na czymś innym. Z początku nie przepadał za tym bydlakiem, ale szybko dostrzegł jego zalety. Ogar był świetnie wyszkolony i wierny temu kogo przypadło mu słuchać, co czyniło go lepszym od większości ludzi, których w życiu spotkał. Ludzka nieuczciwość była chorobą, która trawiła Imperium od wieków. To dlatego Chaos za każdym razem znajdował tutaj podatny grunt pod swoje działania. Mamił ludzi małej wiary i chciwców, którzy za fałszywe obietnice potęgi zaprzedawali najbliższych kupcząc przy okazji także własną duszą. Między innymi dlatego łowcy czarownic byli tacy bezwzględni. Lud Imperium potrzebował nad sobą nadzorcy, osób, przed którymi obawa będzie silniejsza niż pokusy szeptów mrocznych potęg. Te jakże miłe rozmyślania Waldemara zostały w końcu przerwane przez przybycie pierwszych członków jego nowej drużyny. Skinął głową każdemu, kto chciał się z nim w jakikolwiek sposób przywitać, jednak uśmiechów nie odwzajemnił. Przez ostatnie lata uśmiechał się coraz rzadziej, nie licząc sytuacji, w których uśmiechać mógł się tylko ktoś taki jak łowca czarownic. - Tak, to ogar o którym wspominałem. Wabi się Targo. - Odpowiedział Jinowi na jego pytanie mające pewnie za cel proste nawiązanie jakiejkolwiek rozmowy z łowcą. Kilka chwil później przybył kapłan wraz z pozostałymi. Sługa Sigmara od razu przeszedł do konkretów, co spodobało się Waldemarowi. - Jestem podobnego zdania. Podróż rzeką odpada z powodów, które już wymieniliście. Dodatkowo znalezienie dobrego flisaka wraz z łodzią zdolną pomieścić nas wszystkich wraz z końmi zajmie bardzo dużo czasu, szczególnie biorąc pod uwagę aktualny stan rzeczy w tym rejonie. - Oparł dłoń na rękojeści miecza jak to miał w zwyczaju. - Na lądzie mamy znaczną przewagę w postaci ogara tropiącego. Niebezpieczeństwa czyhające na okolicznych ziemiach nie powinny zaś stanowić większego problemu. Nie, jeśli to co o was słyszałem jest prawdą. - Łowca czarownic przeniósł wzrok na pozostałych. - Trzy głosy za podróż lądem. Ktoś z pozostałych chce zabrać głos? Jeśli nie to proponuję nie tracić czasu i ruszyć. - Waldemar przestąpił z nogi na nogę czekając, czy reszta będzie chciała coś wtrącić. Zdecydowanie wolałby, żeby od razu przystali na propozycję drogi lądem. Czas był tutaj na wagę złota i nie chciał go tracić na bezsensowne dyskusje. |
13-09-2016, 12:37 | #13 |
Reputacja: 1 | - "Niebezpieczeństwa czyhające na okolicznych ziemiach nie powinny zaś stanowić większego problemu. Nie, jeśli to co o was słyszałem jest prawdą" - Te słowa z ust sławiennego łowcy były jak balsam dla uszu Jina. Nie okazał jednak przesadnej radości, a jedynie ucieszył się w sobie. - Ja myślę, że mamy ustalone - powiedział zadowolonym głosem nadal kucając przy psie - z moim doświadczeniem i znajomością map naszego chudego Alberta dorwiemy barbarzyńców z łatwością - dodał łypiąc na maga czy aby się nie obrazi, mimo, że takie przekomarzanki zawsze wzmacniały więzi wśród swoich. Przynajmniej w jego mniemaniu, bo magów zawsze trudno odgadnąć. - Fakt, że idąc lasem możemy napotkać przeszkody, ale jest duża szansa na to byśmy wykryli wroga, nim on to zrobi. Znam trochę te okolice, a z pomocą Twojego psa nie powinno być to trudne - zwrócił się do Waldemara podpierając się o kolana i wstając na równe nogi, po czym zbliżył się do Bardaga i dodał uciszonym tonem - Jeśli jednak nie będzie dało się uniknąć walki to strącając kilka zielonych łbów wyświadczymy tylko przysługę Imperium. Uniósł kącik ust trykając lekko zbroję krasnoluda łokciem. Na kim, jak na kim, na tych jak się sami nazywali Khazadach można było polegać w walce, zwłaszcza z przeklętymi zielonymi poczwarami. Czy to żylasty goblin, czy ork któremu sięgali do pasa, takiej zapiekłości nie widział u żadnej innej rasy. Wspólnego ze sobą nie mieli wiele, bo ani podejścia do zwierząt, ani sympatii do elfów - pieszczotliwie nazywanych przez krasnoludy wąskodupcami, ani nawet podejścia do samej walki - nie było mowy o bezszelestnym rozpruwaniu bebechów wroga zza jego własnych pleców mając za sobą krótkonogiego, kamiennego karła zakutego w trzeszczące żelazo, rzucającego siarczyste obelgi w kierunku wszystkiego co.. po prostu wszystkiego. Za to w tej hałaśliwej, brutalnej, rozchlapanej walce można było na brodaczu polegać jak na mocnym krasnoludzkim bimbrze. Nieprzyjemny, ale skuteczny. - Jeśli pozwolicie pobiegnę teraz po swoje rzeczy - odwrócił się w kierunku grupy nie kryjąc zażenowania swoim stanem - wrócę nim zdążycie przygotować konie do drogi, a ja skoro będę już w karczmie mogę też zadbać o prowiant. Z pustymi brzuchami nic nie zwojujemy - Przeciągnął się mocno wyginając ciało w łuk, szykując je do biegu i czekając na aprobatę. Ostatnio edytowane przez Morel : 18-09-2016 o 21:19. |
14-09-2016, 01:21 | #14 |
Reputacja: 1 | -Też jestem za drogą lodową.- przytaknął, zgadzając się z argumentami jakie chwilę wcześniej wymienili kompani. Mógł jeszcze dodać, że najzwyczajniej w świecie nie umie dobrze pływać. Co prawda nikt nie miał zamiaru pokonywać rzeki wpław ale po co ryzykować? A gdyby doszło do starcia na rzece? Hans miał rację, barbarzyńcy z północy często byli obyci z wodą za pan brat i w takim starciu mogli by mieć przewagę. Tak, na lądzie Nicodemus czuł się pewniej. -Jeśli o mnie chodzi jestem chyba gotowy by wyruszyć.- mówiąc pogłaskał swojego wierzchowca po łbie i poprawił skórzaną uprząż. Hierofanta był dobrym jeźdźcem, nie wybitnym ale dobrym. Gdy jeszcze nie dawno tytułowano go “Wędrownym” można było śmiało przyznać że ten tytuł mu pasował. Wiele podróżował a znaczną część tych wędrówek pokonał w siodle. -Jin ma rację. Dobrze było by się upewnić że wszyscy mamy zapas prowiantu. Może też trochę furażu dla koni?- dodał spoglądając w kierunku towarzyszy. Po chwili jasne, zielone oczy maga spoczęły na czarnym ogarze Waldemara. Nie obyty bliżej z takimi zwierzętami nie miał pojęcia czy takie wielkie psisko nie będzie potrzebować więcej żarcia niż jest w stanie sobie upolować. Była też kwestia podstawowego ekwipunku. Od źródeł światła, poprzez koce a na amunicji kończąc. To mógł być ostatni moment na sprawunki. Samemu miał przy sobie jako takie przydatne wyposażenie ale znając życie i tak już na szlaku okaże się że czegoś oczywistego zapomniał. Pocieszało go że trwało lato. Taka pora roku wybaczała więcej. |
15-09-2016, 13:17 | #15 |
Reputacja: 1 | Pakowanie się czarodzieja zawsze było podobne, założenie było jedno. Zabrać jak najmniej. Ekwipunek potrzebny przy obozowaniu, racje żywnościowe, broń w tym prosty miecz, i torba z komponentami do zaklęć, z których spora część kończyła przypięta do ubrania dla szybkości dostępu do nich. Nie za dużo by nie musieć wędrować obciążonym. Albert poprawił się, będzie jechać na tej piekielnej bestii. - Za co zostali spaleni? - Faktycznie ciekawy czarodziej musiał zapytać Waldemara jaka była przewina spalonych, by móc ocenić czy kara była proporcjonalna do winy. Choć z drugiej strony samo przesłuchanie przez łowcę mogło być karą adekwatną do niemal każdej możliwej winy. - Gdybym miał pewność, że idą tam gdzie przypuszczamy wybrałbym rzekę, bo jak uczy wojna nawet barbarzyńcy z północy wolą korzystać z mostów. Ale tej pewności nie mamy, nie wiemy czy ścierwa nie skręciły na zachód lub nie będą obozować w jakiś ruinach. Więc chcąc nie chcąc musimy jechać na tych sierściuchach. Choć bogowie wiedzą, że preferuje czuć drogę pod butem. Mag zamyślił się próbując sobie coś przypomnieć. - Dunstigfurt, tak, tak się to miasteczko nazywało. Jest pierwszym większym miejscem na naszej drodze ponoć zniszczone i zamieszkałe przez różne plugastwo. Proponowałbym je ominąć. Nie wiemy ilu tam wrogów a nawet jeżeli jesteśmy wstanie ich pokonać, to im bardziej nasza podróż jest tajna tym większe szansę by dopaść nasz cel z zaskoczenia, nie dając mu szansy na obronę. |
15-09-2016, 15:02 | #16 |
Reputacja: 1 | Lokalni bohaterzy w towarzystwie raczej kojarzonego z czarnym charakterem łowcą czarownic dogadali ostatnie sprawy, w których mieli różne zdania i koniec końców obrali drogę lądem. Całą grupę prowadził Waldemar, a raczej jego pies. Waldemar był jednak zaniepokojony zachowaniem swego ogara. Bydlę nie bardzo wiedziało którędy powinno podążyć. Od czasu rozpoczęcia krucjaty Archaona i jego mrocznych legionów, po tej ziemi deptała masa plugastwa, tałatajstwa i przeklętych istot. Łowca doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie wątpił w zdolności myśliwskie Targo, lecz podejrzewał zarazem, że ogar będzie miał problem z obraniem konkretnego tropu. Wtedy na szczęście z pomocą przyszedł im miejski strażnik. Mężczyzna, który na kompanów Waldemara nawet nie spojrzał, a od razu skierował swe kroki przed obliczę łowcy. Waldemar tylko wyszczerzył zęby w swoim demonicznym uśmiechu. Jakiś czas temu. Talagaad. -A więc wiedziałeś, że poddali się woli nekromanty? Ty wiesz Heinrichu, że to współudział. Wiesz jaka czeka cię kara nie poinformowanie na czas trybunału łowców czarownic, bądź najbliżej patrolującego strażnika dróg?- Waldemar znał te wszystkie śpiewki na pamięć. Używał ich od lat i od lat skutkowały strachem i uległością tych, którzy musieli tego słuchać. Tak było i z Heinrichem strażnikiem, który jak twierdził wiedział co uczynili jego kompani - skazani przez Waldemara na śmierć przez spalenie - lecz żadnego strażnika dróg w pobliżu nie było, a on bał się opowiadać o tym komuś innemu. To wystarczyło Waldemarowi by obrócić jego żywot do góry nogami w ciągu godziny przesłuchania, a może nawet i szybciej. -Zrobię co zechcesz! Błagam, nie skazuj mnie na śmierć! Dopiero co wróciliśmy z nad rzeki. Walczyłem dzielnie, nie zasłużyłem na taką śmierć...- rzęził łamiącym się głosem mimo iż był wysokim i krzepkim mężem. -I tylko to cię ocali. Ale w dowód swej szczerości zrobisz coś jeszcze. Wtedy będę miał pewność czy bogowie sami skazali cię na śmierć czy pozwolili ci żyć.- dodał Waldemar, teatralnie uspokajając głaskaniem głowy Heinricha. -Udasz się na drugi brzeg i poszukasz śladów barbarzyńców, którzy przeprawiali się wczoraj przez rzekę. Zmierzali w stronę Donstigfurt.- oznajmił. -Ale Donstigfurt przecież zostało totalnie splądrowane przez zwierzoludzi! To samobójstwo.- sprzeciwiał się mężczyzna. -Nie. To osąd Sigmara...- odrzekł Waldemar uśmiechając się przy tym ciepło -Dowiedz się czy tam byli lub czy dalej są.- Teraz. Talagaad. -Panie.- zameldował się Heinrich, po trzydniowej nieobecności. Waldemar już myślał, że będzie musiał dopisać jego rysopis do listy poszukiwanych dezerterów, a tu proszę. Bogowie jednak są sprawiedliwi. Osobnik miał na sobie mundur strażnika miejskiego, tak jak tamtego dnia kiedy ruszył w stronę rzeki i później do miasta na jej północnym brzegu. Człek jednak był cały utytłany z zaschniętej krwi, a wyraz jego twarzy wyrażał czysty obłęd i piętno strachu jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył. -Barbarzyńcy czekali tam do wczoraj. By...- zająknął się -Byłbym prędzej, lecz zostałem schwytany p... Przez patrol bestigorów. Trzymali mnie na uwięzi w swym obozie w sercu miasteczka... Barbarzyńcy byli ich gośćmi, lecz nocą o... O coś się pokłócili. Złapali za broń i powybijali większość zwierzoludzi.- Waldemar uśmiechnął się szeroko, gdy usłyszał, że tak na prawdą barbarzyńcy mają tylko kilka - może kilkanaście godzin przewagi nad pościgiem. -Przypadkiem udało mi się zbiec i od razu postanowi... wiłem się stawić z raportem.- powiedział jednym tchem na sam koniec. -By... Było ich dwudziestu trzech. Dwoje na pewno padło nocą.- Waldemar wiedział, że nie było już innego wyjścia jak tylko dostać się do miasta na północnym brzegu i odnaleźć zwłoki barbarzyńców, by Targo mógł podłapać trop. Mieli znacznie więcej czasu niż początkowo myśleli, lecz to nie znaczyło że mogli teraz działać wolniej. Bez chwili wahania ruszyli w stronę rzeki, a później jej brzegiem kilka mil na wschód, do bródu, gdzie można było bez większego problemu przeprawić się konno na drugą stronę. Pogoda była piękna od samego rana. Poprzedniego wieczoru dotarli do Talagaad w trakcie potężnej i straszliwej wichury, która na szczęście nie czekała na podróżników i pognała gdzieś na zachód. Znacznie przyjemniej podróżowało się w suchym odzieniu i butach a i konie znacznie spokojniejsze. Konie dawały grupce przewagę nad pieszo uciekającymi barbarzyńcami, co akurat nie było dostatecznym argumentem dla drużynowego khazada, który aż do samego końca sprzeciwiał się wyprawie na wierzchowcach. Nie dał jednak rady przegadać Hansa, ani pozostałych, to też ostatecznie musiał się zgodzić na takie rozwiązanie. Przedarcie się na drugą stronę rzeki poszło o dziwo łatwo i bezpiecznie. Każdy z nich wiedział, że coś w okolicy może się czaić, to też każdy z nich bacznie obserwował wszystko dookoła. Dunstigfurt znajdowało się zaledwie pół mili od brzegu rzeki, lecz otoczone było z każdej strony lasem to też nie dało się go dostrzec z południowego brzegu. Jedyną rzeczą jaka potwierdzała obecność miasteczka w oddali, były unoszące się słupy czarnego dymu. Kompani wkroczyli do lasu. Tuż nad ziemią unosiła się delikatna mgła, choć warunki atmosferyczne po za obrębem lasu wcale nie sprzyjały temu zjawisku. Najniższe gałęzie drzew smagały ich po twarzach, to też ku uciesze Bardaga w końcu zeszli na ziemię i prowadzili swoje wierzchowce za uzdy. W oddali, między drzewami majaczyła palisada chroniąca wcześniej Dunstigfurt przed dziką zwierzyną. Niestety przed dzikimi ludźmi i innymi potworami nie była w stanie nikogo ochronić. Nagle z oddali rozległ się donośny pisk. Jazgot najłatwiej było przypisać do drapieżnego ptaka, lecz był tak głośny, że musiałby należeć do olbrzymiego orła. Każdy z nich wiedział, że musi mieć się na baczności a pisk może być dosłownie wszystkim od mutanta chaosu, po jakiś pomiot otchłani wyjący w taki a nie inny sposób. Nim jednak przyjdzie kompanom przekonać się cóż to był za odgłos ich uwagę zwrócił na siebie Targo. Pies nagle wyrwał do przodu jak rażony piorunem, a kilkadziesiąt metrów dalej wskoczył na wielki, powalony pień warcząc złowrogo na coś co ów pień zasłaniał. Towarzysze dobyli broni gotowi na każdy scenariusz i prędko dotarli na miejsce, wskazane przez ogara. Ujrzeli młodą kobietę całą ubrudzoną krwią, siedzącą pokracznie na ziemi. Kobieta trzymała w ręku kurczowo zawinięte niemowle drżąc w panice bądź z wyczerpania. Niewiasta nie uniosła wzroku nawet kiedy Hans warknął pod nosem -Na Sigmara...-
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |
16-09-2016, 07:51 | #17 |
Reputacja: 1 | Bardag był zły, ale wiedział, że nie ma wyjścia i tylko pogoń konno da rezultaty. Pieszo by ich nie doścignęli. No może gdzieś na wysokości Norski przy dobrych wiatrach. Mieli raczej wszystko co było potrzeba. Nie sądził by o czymś zapomnieli, ale teraz pościg się liczył. |
16-09-2016, 14:29 | #18 |
Reputacja: 1 | Jin nie był zły, był w świetnym humorze regularnie poprawianym przez kuriozalne wygibasy Bardaga wyprawiane na grzbiecie niesfornego rumaka. Trochę mu współczuł, ale cóż mógł zrobić. Tylko cieszyć się świeżym powietrzem i przekomicznym spektaklem. - Nie spinaj go tak! trochę czułości! jak kochankę! - Pastwił się ku swej uciesze nad Khazadem nie zbliżając się zanadto by nie stratować go przypadkiem, gdyby miał nieplanowanie opuścić siodło. |
18-09-2016, 15:20 | #19 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Hans Manstein - Sigmar tak chce! - A więc nasz główny poszukiwany ma ze dwie dziesiątki obstawy. - podsumował zeznanie świadka kapłan Sigmara. Dwie dziesiątki na ich pół tuzina to dawało tamtym przewagę trzeczh czy czterech do jednego. W zależności od sytuacji i przebiegu wydarzeń jakie by poprzedziły główną konfrontację. Z grubsza zgadzało się to z tym co już wiedzieli z wcześniejszych pogłosek. - A tego ich wodza widziałeś? Wyróżnia sie czymś od reszty bandy? - Ostermarczyk zapytał zmaltretowanego strażnika. Wolał wiedzieć od razu czego szukać w tej pewnie pstrokatej bandzie. Wiedział, że wódz zwyczajowo odrózniał się od szeregowych. Jednak u tych chaosytów nie było takich stałych i klarownych oznaczeń jakie dominowały w regularnych oddziałach armi imperialnej. Jakaś specyficzna broń czy detal pancerza pozwalałby pewnie i z daleka doprecyzować który z tych obcych to ich szef. Gdy przeprawili się przez Talabek na jej północną stronę a potem zagłębili się w trzewia dzikiego lasu Hans jako mieszczuch czuł się nieco zaniepokojony. Wodził wydawało mu się czujnie po mijanych drzewach i krzakach. Zdawał sobie jednak sprawę, że w razie zasadzki pewnie bardziej on może liczyć na swoich towarzyszy niż oni na jego z tym wypatrywaniem zagrożeń. Gdy pies Waldemara wyrwał do przodu i właściwie zaprowadził ich do obcej, młodej kobiety z niemowlęciem Hans był całkiem zaskoczony tym odkryciem. Co ona tu robi? Trochę wyglądało jakby w dość dramatycznych okolicznościach powiła to dziecko. Czyżby dlatego przeżyła? Bardak podszedł i klęknął przy dziewczynie z jednej strony więc kapłan Sigmara pzrobił to samo z drugiej strony. - Pokój z tobą i twoim dzieckiem. Jestem Hans Manstein. Sługa Sigmara. - spytał łagodnym głosem patrząc na kobietę z opuszczoną twarzą. Zachowywała się dość dziwnie. Czyżby była chora albo ranna? Spojrzał na zawiniątko z dzieckiem starając się ocenić jego stan. - Jak się nazywacie? Ty i twoje dziecko. Potrzebujecie pomocy? - zapytał po chwili dając czas kobiecie na reakcję. Miał nadzieję, że nie i z dziewczyną wszystko w porządku. Jednak liczył się, że dziewczyna potrzebuje pomocy nie tylko duchowej. Odpiął swój bukłak wypełniony rozrzedzonym winem, odkręcił go i podstawił pod twarz kobiecie. Miał nadzieję, że jakoś zareaguje i przełamie w końcu swój stupor.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-09-2016, 19:11 | #20 |
Reputacja: 1 | P { margin-bottom: 0.21cm; } |