Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2017, 17:20   #51
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

W drodze do wieży
Thora & Lexa

Z zepsutymi nastrojami ruszyli w kierunku wieży, gdzie czekać miał Baron. Thora, jako najlepszy przewodnik grupy, szła na samym przedzie. Jej siostra w końcu nie wytrzymała i ignorując Erwina, który przylepił się do niej jak łajno do obuwia, podbiegła do młodej Norsmenki, aby zrównać z nią krok. Ponieważ o prywatności nie było mowy, postanowiła cała rozmowę przeprowadzić w języku norskim. Powrót do korzeni mowy był dla Lexy miodem na uszy.
- Ty z tatkiem zagniewana jesteś? - spytała Lexa bez żadnych ogródek. Odkąd siostrę ujrzała, po tych sześciu latach i od kiedy ta jej powiedziała, że dumą w oczach swego rodzica była, nie mogła o tym zapomnieć. Zatęskniła za nim i za Norską. Pragnęła tam wrócić i nastawiła się już na to, a marzenia te zostały jej wyszarpane jak kiełbasa z psiego gardła. Pod maską wściekłości ukryła żal i przygnębienie.

- Myślisz, że planował dla mnie takie życie? - fuknęła Thora by po chwili się ugryźć w język - Nie był uradowany ani rozwodem ani moim odejściem. - dodała już jakby panując nad złością.

- Planował życie dla każdej z nas - stwierdziła Lexa największą oczywistość - Brakowało mu pierworodnego, chciał byśmy silne były, nie przewidział jednak kilku rzeczy - zmarkotniała - Myślę, że możesz odbierać rzeczy niewłaściwie, tak jak ja to uczyniłam. Nie widziałam go od sześciu lat, ale gdy mi powiedziałaś, że dumny najbardziej ze mnie był, poczułam najpierw zdziwienie - wyznała Thorze - Nie okazywał mi tego, nie czułam. Odkąd Cillian się urodził, myślałam, że przestałam być ważna, bo oto syn zastąpi mu pragnienia. Jednak ukryć się nie da, że jeden on nie zdziała tyle, co my razem wzięte - wyszczerzyła kły i objęła siostrę ramieniem.

Drobniejsze ramię siostry otoczyło i kibić wojowniczki.
- On nigdy nie uważał Cilliana za oczko w głowie. Nie można mieć takich wielu, a on co miał przelał na Ciebie. - Thora westchnęła - Zmienił się, gdyś odeszła. Uśmiechał się rzadziej, cierpliwości mu do wielu spraw brakowało, nie chciał słyszeć by mnie uczyć. Prawdziwie zadowolony był, gdy mnie ślubem związały vitki. Nawet na matkę burczał. Kochał… kocha Cię najbardziej na świecie. To ty, nikt inny, nawet matka, nie jest miłością jego życia, Lexo.
A Cillian… cóż… kochany z niego szkrab, lecz nie ma takiego zacięcia do walki jak Ty. Do czegoś innego bogowie go piszą, to pewne
. - przy ostatnich słowach głos niemal uwiązł dziewczynie w gardle.

- Duma mnie rozpiera, ale i czuję się głupią - sposępniała Lexa - Nie wiem czy chciałam to słyszeć. Od wielu lat odrzucam uczucia, sama się pałętam... Nie lubię mówić o tym, to słabość serca, a ja nie mogę taka być. - zachrypły głos jakby zelżał. Fechtmistrzyni zamilkła na chwilę patrząc przed siebie. - W walce skupienie jest ważne, rozrywki mogę mieć dwie ino - westchnęła, nie chcąc już o tym opowiadać. Po raz pierwszy od ich spotkania, ucałowała siostrę w skroń - Ten tępy kutas, co to twoim minionym jest, to z Norski, wioski naszej? Bo jak nie, to po powrocie, możemy mu na dupę najechać

- Erika pamiętasz? Syna kowala?
- mruknęła Thora czując się głupio mówiąc o byłym mężu. Lexa kiwnęła twierdząco głową, choć wyraz jego mordy zamazywał jej się w pamięci. Słaby kandydat, musiała przyznać, więc mówić nie chciała by siostrze przykro nie było.
- A to i szkoda, bo nadzieję żem miała, że jarl jakiś. To byśmy mu najazd zrobić mogły i ty byś jarlem była - wojowniczka aż pięść zacisnęła i zamachała nią krótko, demonstrując siłę.

- To źle wiedzieć, żeś kochana? - spytała ciszej łypiąc spod oka na starszą siostrę.
- Nieswojo, ot tyle. Nie przywykłam, nikt nie mówił mi tego. Kiedyś, jak berbetki z nas były małe, to między ciąganiem za warkocze a nogi podstawieniem się miłość wyznało, jak któraś zaryła czołem o stół - zarżała Lexa na samo wspomnienie i doszła do wniosku, że w sumie od młodości gnębiła innych. W słowach Erwina coś było, a propos tego zachowania.
- Więc gdy uczucie od rodziny płynie, jeszcze jakoś świadoma jego jestem, ale z innej strony, to obce i męczące - wyjaśniła siostrze.

- Ja też Cię męczę? - spytała młodsza norsmanka z jakąś ostrożną obawą. Ona jarlem. Z ledwością na miejscu jednym dłużej usiedzieć może, a jarlowania się Lexie dla niej zachciewa. Myśl wywołała jakieś nowe ukłucie ambicji co zaraz zdechło gdy dziewczyna przypomniała sobie o statku.

Lexa parsknęła
- Mówię przecie, że jak rodzina to nie - odpowiedziała ze śmiechem na ustach. Nie wiedziała, czemu Thora tak do siebie to wzięła.

- To dobrze. - satysfakcja przebijała w tych kilku wypowiedzianych sylabach. - Czemuś nigdy nie wróciła? Bałaś się?

- Nie osiągnęłam jeszcze szczytów swoich możliwości
- odparła Lexa z poważną miną - Ale jestem już bliska, me imię jest znane, a będzie jeszcze bardziej. Wrócę z tobą, wtedy będę gotową - dokończyła, jednak jeszcze musiała dodać - Nie boję się niczego, prócz zawodu w oczach ojca.

- Więc nie boisz się niczego. Wątpię, byś to kiedyś zobaczyła.
- słowom towarzyszyło wzruszenie ramionami. - Powiedz mi… bogów też się nie obawiasz? - spytała Thora tym razem niepewnie.

- A myślisz, że powinnam? Godzę się z ich decyzjami, nawet jeśli będę cierpieć, to widać tak być miało. Czemu mam się bać swojego ka? - widać Lexa nie zrozumiała. Zmrużyła oczy w zamyśleniu, próbując przywołać w wyobraźni jakąś sytuację, w której bogowie ją karzą. Nie potrafiła.
- Niby wątpisz w zawód ojca, ale samaś doświadczyła przymusu małżeństwa. Więc co jeśli przywiozę nie tego, który by mu odpowiadał? Może o tym nie wiesz, ale i mnie chciał wepchnąć do łoża jarla Horika z dalszej północy. Od tamtej pory nie znoszę norsmeńskich kutasów - zawarczała wojowniczka na samo o tym wspomnienie.

- Chciał się upewnić, że życie nie będzie dla nas ciężkie. - Thora zacisnęła zęby - Pewnie będziemy tak samo postępować wobec własnych dzieci. - spojrzała baczniej na Lexę - Horik coś Ci zrobił?

- Nie ma to już żadnego znaczenia - odpowiedziała stanowczo i oschle. Przez to przez chwilę musiała przełknąć zastygłą w gardle gulę, która bólem stanęła zabierając mowę. Zaskoczenia jakie odmalowało się na twarzy siostry nie dało się ukryć. Dziewczyna obiecała sobie pomówić o tym kiedy indziej. Jeśli będą miały szansę na kiedy indziej. Najlepiej po pijaku.

- Przyznać jednak ci chciałam, że do chłopa to oko masz jak sokół - zmieniając temat, Lexa klepnęła siostrę w plecy, aż na chwilę tej odebrało wdech. - Spójrz na tego pięknisia i powiedz, co się zmieniło w jego twarzy - zaczepiła zagadkowo siostrę. Thora przez chwilę na jakąś spłoszoną wyglądała, gdy odruchowo spojrzała w stronę Eomunda. Z ulgą jednak pociągnąwszy spojrzeniem za wzrokiem Lexy domyśliła się, że chodzi o Erwina.
- Hm… co mu zrobiłaś? Albo… podobało mu się? - wysiliła się na żart.

- Szczerze wątpię - odpowiedziała powściągliwie Lexa. Sam Erwin się przyznał, że z bólem wiele do czynienia nie miał, a gdy kobieta go ugryzła mocno w wargę, to jedynie spytał, czy nie próbowała kiedyś czegoś innego. Na samą myśl roześmiała się gromko.
- Jest trochę dziwny, ale i zabawny w swoich umizgach - rozłożyła ręce zadzierając nos ku górze, jakby była z siebie dumna. - Oznaczyłam go sobie jak dorodną krowę. Tylko nieco w inny sposób.
- Hm… to chyba nie w wargę go powinnaś gryźć
- podpuściła ją siostra.

Lexa obśmiała się z lekka. Wyobrażenie sobie jak gryzie go po dupie niczym wściekła suka przy cieczce było o tyle zabawne, że widziała jak wokół latają równie rozwścieczone psy Bertholda ujadając nieznośnie i w ostateczności biedny szlachcic ucieka na drzewo.
- Muszę się skupić na innych rzeczach. Jeśli pozwolę by ktoś mnie rozproszył, może to być dla mnie zgubne. Mówiłam, że muszę się doskonalić, Thoro, a nie szukać bezpiecznego kąta. Muszę walczyć, a za rozrywkę posłuży mi alkohol i odrobina pieprzenia w wolnej chwili. Wystarczy. - Lexa uśmiechnęła się lekko, a jej klatka piersiowa uniosła się w spokojnym oddechu. Poprzez rozmowę doznała pewnego rodzaju ukojenia.

- Nie nastaję na zmiany Twego życia, Lexo. - Thora poklepała siostrę dobrodusznie - Tylko co będzie gdy zostaniesz najlepszą? Co dalej?

- Będziemy się martwić gdy to już się stanie
- odpowiedziała z nietypowym dla siebie, subtelnym uśmiechem.
- A co z tobą? - spytała Lexa zerkając na siostrę. Mina Thory przypomniała jej o tym, że zdrada barona i ją dotknęła - Po tym jak już odbijemy twój statek i wykastruję tego fiutossacza. Ha, dobrze by było się do smoków cofnąć, chuje im oderżnąć co by przetkać odwłok tego matkojeba! A i w gardło wsadzić można, liznąłby co nieco porządnego kutasa przed śmiercią!

Thora wyglądała co najmniej dziwacznie, gdy z jednej strony uśmiech wypełzał jej na twarz na słowa siostry, a z drugiej obawa wypisana na jej bużce była.
- A co ma ze mną być? Popłynę z Tobą do domu… - uśmiechnęła się nieco pewniej. - Myślisz, że uda się odbić statek? - niewiele nadziei słychać było w jej głosie. - Nie rozgniewamy tym bogów? - mruknęła ciszej.

- To nie tak, że ja myślę wielce, nie przeceniaj mnie - zaśmiała się wojownicza Norsmanka.
- Odbiję dla ciebie ten statek, choćby mnie mój przyjaciel przez połowę ciała zszywać musiał i drugie o takie paskudztwo pozostawił - tutaj Lexa podciągnęła ku górze kawałek materiału i ukazała brzuch. Na skórze w poprzek przechodziła zaróżowiona, szeroka blizna, którą najwyraźniej zajął się ktoś niedoświadczony i to dawno temu. Kobieta szybko zakryła ciało z powrotem. - Gdyby bogowie nie chcieli, to by okręt zatopili nim na niego wskoczymy. Póki cały jest, to walczyć nam trzeba. Odzyskamy go, tak będzie - pewność siebie umięśniona blondynka przelała w słowach, których ton był niezwykle twardy i wojowniczy.

Thora zdawała się być pokrzepioną słowami i zapałem siostry.
- Chyba nie chciałabym wracać z pustymi rękami do domu. A statek planuję odbić. Casiniego zaś złożę bogom w ofierze, a jego wnętrzości wrzucę w morze by ryby miały używanie. - drobniejsza dziewczyna w końcu wypluła z siebie gorącą złość - A wszystkich obsranych przez snotlingi ludzi co mu pomogli w thralli zamienię i sprzedam w Norsce za grosze. - zacisnęła dłonie w pięści.

- I to jest prawdziwy duch rodu Bølleiskyer! - zagrzmiała Lexa ciesząc się na słowa swej siostry, która jeszcze zgrzytała zębami. Teraz w końcu widziała w pełni wrzącą w niej, rodzimą krew. Uradowana ogromnie była i przysięgła sobie, że na pewno dobra rodzinne odbije z rąk plugastwa.
- A jak już my wracać miałybyśmy do domu… To powiedz ty mi, czy kogoś na okręt zabrać byś chciała? Widzę, żeś inna niż ja, bardziej za uczuciami jesteś, emocje w tobie kipią z młodości. Jest tu ktoś, kto na męża najlepiej się nada i szczęście byś zyskała?

- Eeee …
- zaczęła nieco zaskoczona nagłą zmianą tematu Thora. Dziewczyna spojrzała na siostrę spod brwi - Nie wiem - odparła z wahaniem - Ciężko znaleźć kogoś kto nie będzie chciał mnie uziemić.

Po chwili dorzuciła:
- Wcale nie jesteśmy tak różne - a uśmiech rozświetlił jej twarz.

- Różne - uśmiechnęła się Lexa. Wiedziała, że na tej wyprawie są jedynie najlepsi, nie byle jaki mieczomachuj, a naprawdę ludzie inteligentni i waleczni. Miała wrażenie, że Thora się dobrze bawi, przynajmniej do czasu, jak nie ukradziono jej statku.
- Ważne, żebyś była szczęśliwa. Chyba ogólnie dążysz do tego, by mieć kogoś blisko siebie. - wojowniczka wzruszyła ramionami, nie była mistrzem odgadywania ludzkich emocji i pragnień. Nie wiedziała o co więcej siostrę pytać. Cieszyła się, że ma ją obok, ale i jednocześnie bała się, że nie zdoła jej obronić przed zagrożeniem. Nie miała jednak zamiaru przyznawać się do tego.
Gdy dotarli do ruin morskiej latarni, Lexa była już znużona. Starała się początkowo nie pokazywać tego po sobie, jednak w pewien magiczny sposób Baron działał jej na nerwy. Jak tak patrzyła na ten obraz nędzy i rozpaczy, który ponoć miał szlacheckie tytuły, to chciało jej się nie tylko śmiać. Całkowicie straciła do niego szacunek i tak jak Aureolus poradził jej na początku podróży, by się zwracała z grzecznością, tak teraz pomyślała, że pieprzy to. Baron wyglądał tak jak oni, a był bardziej bezużyteczny niż Eomund i jego wykałaczki. Nie omieszkała więc napyskować a i ucieszyła się, że nikt nie zwrócił jej uwagi. Mało tego, wręcz wyrosły jej jeszcze większe rogi i w zamiarze więc miała dalej traktować go z wyższością, bo jakby nie patrzeć, w tej sytuacji nie był już od niej lepszy, bynajmniej. W dodatku Lexa nie zamierzała teraz bronić aż trzech osób, to by było za dużo. Nie będzie latała po polu walki z wywieszonym jęzorem i parowała każdego ciosu wymierzonego w Thorę, Aureolusa lub - pożal się boże - Barona. Tego ostatniego więc postanowiła mieć w nosie.

Po kilku wtrąceniach się w dyskusje w końcu zamilkła. Darowała sobie a i śmiać jej się chciało, gdy Erwin do tego gołodupca zwracał się "Panie". No i co jeszcze? Może ukłonić się w tym błocie i całować upierdolone czubki najdroższych butów jakie mógł szewc stworzyć? A takiego chuja.
Wyglądająca na zagniewaną blondynka, stanęła gdzieś dalej. Zdjęła obuwie i przetrzepała je o kamień, co by zaschnięte błocisko oraz to świeże przyklejone odpadło i zmniejszyło ciężar buta. Znowu będzie musiała się myć, a to już robiło się męczące. Rozumiała, że raz na dwa czy trzy dni można się podmyć, no ale codziennie? To jej tej kostki od medyka nie wystarczy, a przyznać było trzeba, że była bardziej gładka i pachnąca, niż ta którą używała wcześniej Lexa. Norsmanka poczekała aż wszyscy się nagadają i ustalą co tam chcą, potem miała w zamiarze być jedną z osób, co poniosą skrzynie. Nie widziała w tym większego problemu. Miała tylko nadzieję, że ciężar skrzyni nie pośle ich głęboko w błocisko.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 23-08-2017, 23:12   #52
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Baronem - dzieło wspólne

Lexa wyraźnie nie była zadowolona, choć dużo by wymieniać powodów tego stanu. Przede wszystkim chodziło o norsmenów, których nie znosiła, choć Baron wcale nie musiał o tym wiedzieć. Jego propozycja więc pobudziła w niej lekką irytację, że niby ma się prężyć przed tymi kutasami i ich przekonywać, może jeszcze dupę wypiąć? Kobieta nerwowo zaciskała pięści, a jej szczęka zacisnęła się mocno. Z początku nie potrafiła z siebie wiele wykrztusić, choć wiedziała co należy zrobić. Drażniące było też to, że Baron zaczął pomału gadać tak jak ona, zwykły naśladowca! Co On myślał, że dzięki temu stanie się “jednym z nas”? Jakoś wcześniej wolał być “tym lepszym”.
- Opłacimy Norsmenów znalezionymi tutaj skarbami. Niech biorą wszystko i zobaczą, że czeka tego dużo więcej. Jeśli dołączyć nie zechcą, w co wątpię, to chociaż statek jakiś odkupić się da. To dużo kosztowności - Lexa nawet nie westchnęła, mówiła wszystko z niezwykłą obojętnością i jeszcze większą niechęcią. Wcale nie miała ochotę na kontakt z mężczyznami ze Skeggi.

Berthold cały czas walczył z furią ogarniającą go na myśl o tak haniebnej zdradzie.
-Cassini i jego pierdolone sługusy muszą nam zapłacić - powiedział zaciskając pięść do bólu. Wydobył z siebie warknięcie przypominające bardziej dzikie zwierzę niż człowieka.
-Sojusz z Norsmenami brzmi nieźle, kilku takich wojowników jak Lexa i rozgnieciemy zdrajców na miazgę! Choć twoi ludzie jakoś nie walczyli do ostatka w obronie statku…. - przerzucił spojrzenie na Thorę i jej załogę.
- Tylko jak się z wyspy wydostać? Może by się jakiś statek udało zdobyć, unikając nieumarłego plugastwa….jeżeli jaszczuroludzie nie są z wyspy, to musieli tu przecież jakoś przypłynąć……

Inżynier usiadł na przewróconym pniu drzewa dając odpocząć strudzonej i rannej nodze.
- Panie.- Erwin zwrócił się do Barona.- Wydaje mi się, że norsi pójdą na taki układ, ale skończy się podobnie jak z Cassinim. Będą chcieli nas wykorzystać do swoich celów. Już prędzej bym zawierzył jaszczurom. Powiedzieć co planuje Cassini i jaszczury roznoszą go na strzępy. My w tym czasie po cichu weźmiemy co do nas należy i zwiejemy na statek.- Zaproponował patrząc na kompanów.

- Prędzej skończymy złożeni w ofierze ich krwawym bogom - odparł Albrecht. - Na szczytach tych swoich piramid mają ołtarze, gdzie wyrywają swym ofiarom serca, a pozbawione życia zwłoki zrzucają z tysięcy wąskich schodów. Tak powiadają nieliczni, którzy przeżyli spotkanie z nimi…

- Ryzykowny plan, zważywszy na to że chcemy zrobić mniej więcej to samo co ten zdradziecki szczur. Nie nadwyrężał bym naszego szczęścia z tubylcami - Zaczął Wolfgang. - Najpierw musimy zobaczyć czy uda się wydostać z tej wyspy szlakiem wskazanym przez jaszczury i z pewnością trzeba pomyśleć o zabraniu przynajmniej części tego złota. Z czegoś trzeba będzie opłacić norsmenów. W końcu nie są tacy głupi na jakich wyglądają, a na samych obietnicach bogactwa daleko nie zajedziemy. - Mag podrapał się po głowie. - Można do każdej ze skrzyń przywiązać długie żerdzie po obu stronach. Czterech ludzi nie powinno mieć zbytnich problemów w niesieniu tego. Można też ich zmieniać i zawsze można porzucić ładunek.

- Jednak jest pytanie. Jak zareagują tubylcy jak nas złapią ze skarbami i czy nie spowolni naszego marszu taka skrzynia. Truposze depczą nam po piętach.- Dodał Erwin.

- Dlatego zawsze można to porzucić. - Odpowiedział Wolfgang. - Przedzierając się przez nieznany szlak w takiej grupie i tak nie będziemy przesadnie szybcy. No i słyszałem że złoto dla jaszczurów nie ma dużej wartości, jeśli jakąkolwiek.

- Racja, nie ma to dla nich zbyt dużej wartości, ale myślę, że nie lubią padać ofiarami grabieży, niezależnie od wartości zrabowanych skarbów - zwrócił się do maga Baron. - Wracając jednak do ucieczki z wyspy… Jaszczuroludzie mogli przepłynąć cieśninę wpław. Podobno świetnie pływają, a jedną z ich ulubionych form zasadzek są właśnie bagna - potrafią wyskoczyć w najmniej spodziewanym momencie i zabrać ofiarę ze sobą. My będziemy potrzebowali statku lub chociażby tratwy… Ktoś się na tym zna?

Wolfgang wyraźnie zaczął się irytować. - Jak chcesz Baronie. Dogadanie się z norsmeńskimi piratami zostawiam tobie, choć z tego co wiem, jedyny język jaki znają to złoto - Wzruszył ramionami. - Co do płynięcia to trzeba będzie sklecić tratwy, albo coś znaleźć. Chyba.

Inżynier zastanawiał się chwilę nad całą sytuacją.
- To mam pytanie. Wie ktoś po której stronie wyspy jesteśmy? Po której jest właściwa Lustria i nasi wybawcy Norsmeni? Coś mi się wydaje, że trzeba będzie na drugą stronę wyspy się przespacerować.- Wyjawił swoje obawy Erwin.

- Norsmeni są jeszcze gorsi - stwierdziła ponuro Lexa, której słowa nie były zbyt skonkretyzowane. Gorsi od niej, gorsi z zachowania, z rozmowy, walki? Kobieta co dziwiło, nie była wcale zadowolona z tego, że ze swymi rodakami miałaby mówić i obcować, jednak nie widziała lepszego rozwiązania.
- Bierzmy te klejnoty i po prostu spróbujmy. Skoro Baron wymyślił, to Baron prowadzi - zrobiła groźną minę i skrzyżowała ręce pod piersiami.

- Zgadza się - Kratenborg potwierdził obawy Erwina. - Jesteśmy mniej więcej na południowej stronie wyspy, a musimy przeprawić się przez dżunglę na jej drugą stronę. To przy wesoło paradujących sobie hordach nieumarłych nie będzie łatwym zadaniem, a trzeba jeszcze zbudować tratwę nim nas znajdą. Nie wiem co wy o tym myślicie, ale uważam, że jesteśmy w beznadziejnym położeniu - powiedział siląc się na lekki uśmiech, po czym zwrócił się do Lexy:
- Znacie teren lepiej ode mnie, podobno dogadaliście się z jaszczuroludźmi, więc jeśli macie zamiar wyjść z tego cało, to wy będziecie musieli nas przeprowadzić przez dżunglę.

Lexa prychnęła
- Gówno się znam na mapie, ty ryj najwięcej w niej miałeś - warknęła nie siląc się więcej na kulturę, której i tak nie posiadała. Baron ze zleceniodawcy stał się bardziej ciężarem.

- Po co te nerwy? Niewystarczająco nam problemów? Mapy przeglądałem, ale były one pisane przez kartografów sprzed półwiecza i nie są zbyt szczegółowe - odpowiedział Baron, starając się zachować spokój. Ledwo zdołał zapanować nad sobą po zdradzie, a teraz Lexa znowu wyprowadzała go z równowagi.
- Mam na niej zaznaczony obrys wyspy, zielony teren oznaczający dżunglę, wulkan oraz świątynne miasto… Proszę, teraz wiesz tyle co ja - dodał z wyraźnie słyszalną kpiną w głosie.

- Jak stare małżeństwo - Powiedział cicho Wolfgang kręcąc głową. - Ze wskazówkami jaszczurów powinniśmy jakoś przejść na drugą stronę i się zobaczy co wtedy. Ponownie też zaproponuje wziąć jedną ze skrzyń. Opłacimy norsmenów i powiemy im gdzie jest reszta żeby nas po prostu nie pozabijali. Może się skuszą.

- Tak zróbmy. - skwitowała Lexa powściągliwie. Byli w takim gównie, że póki co nie mieli wielkiego wyboru i było trzeba działać.

- Wyjścia nie mamy.- Skomentował Erwin. - Ruszajmy się lepiej bo zaraz na karku będziemy mieli towarzystwo.- Zawahał się na moment.
- Panie. Kolonia jest Imperialna a Ty Baron Imperialny. Cassini i khazad z Imperium wiele wspólnego nie mają a podejrzewam, że rywalizacja między Marienburgiem a Imperium Cassaniemu nie pomoże w negocjacjach.- Zaczął nowy wątek i wstał by ruszyć w dalszą drogę.

- Zapominasz, że dotrą tam przed nami, choćby nam wyrosły skrzydła jak Bertholdowi - zwrócił się do inżyniera Baron.
- Mogą im wszystko wcisnąć, chociaż najpewniej już nas spisali na straty i zapomnieli. To chyba nasza jedyna przewaga, ale nie skorzystamy z niej dopóki się stąd nie wydostaniemy. Potrafiłbyś przygotować dla nas tratwę? Ty i Brokk, znaczy się - dodał, spoglądając wymownie na Mistrza Run. - Wiem, że krasnoludy nie przepadają za wodą, ale na prostej obróbce drewna powinni się znać…

- Hmmpff… - Borriddim postanowił włączyć się do dyskusji. - Prostą obróbkę drewna to będziesz miał w wykonaniu partaczy umgi. - Zaprotestował oburzony. - Dowolny dawi z jedną ręką zawiązaną za plecami zrobi to lepiej, niż wasi mistrzowie.

Brokk Varda milczał, choć krew się w nim gotowała. Zdrada, jakie to ludzkie, nawet na drugim krańcu świata, ludzie knują i spiskują. Nie zgadzał się też z Bertholdem, Bardin Mordinsson i jego towarzysze nie bali się ryzykować życia dla pobratymców. W takich sprawach żaden z syn Grungniego nie będzie się wahał. Wytłumaczenie było prostsze, choć mało który człowiek potrafił je zrozumieć. Krasnolud musiał dać słowo temu skurwielowi Cassiniemu, podobne jakie on dał Baronowi. Brokk pozostawił te myśli jednak tylko dla siebie.
Rozważania o budowie tratwy i zarzut Barona dotyczący unikania przez krasnoludy wody wyrwał Mistrza Run z rozmyślań. W sumie wiele było w tym prawdy, Brokk ciężko chorował w czasie rejsu. Jednak nie zmienia to faktu krasnoludzcy inżynierowie i na tej płaszczyźnie wyprzedzają słabiej rozwinięte rasy.
- Nasi krewniacy stworzyli flotę żelaznych okrętów. Nie martwcie się budową paru tratw. Zrobimy co będzie trzeba.


- Nie proszę was o zbudowanie wojennego okrętu, a jedynie prostą tratwę - zaśmiał się Baron na przepełnione dumą słowa khazada. - No, ale skoro jesteście tacy dobrzy, to ta robota wam przypadnie.

- Skrzynie w wieży były trzy… - krasnolud zaczął wyliczać. - Każdą uniosą dwie osoby, które można będzie często zmieniać. Jeśli pójdziemy przez opuszczone miasto to jeszcze trochę możemy zebrać z tego, co tam się marnuje. Według mnie powinniśmy zabrać jak najwięcej złota i kosztowności, żeby mieć argumenty dla Norsmenów lub kogokolwiek innego, komu trzeba będzie się opłacić za pomoc. To, że pójdziemy wolniej z obciążeniem nie powinno być problemem - jaszczury nas dogonią, jeśli będą chciały, a umarli - cóż, nie powinni iść szybciej, niż my, ale za to nie muszą odpoczywać. Jeśli nas wyczują, to i tak stąd nie uciekniemy.

- I rzeczywiście nie ufałbym nikomu, kto będzie mógł zrobić to, co Cassini. Ani jaszczurom, ani piratom. Ale tym będziemy martwić się dopiero za jakiś czas.- Zakończył.

-Borriddim i Baron mówią z sensem…- Najwyraźniej nieprzekonany do końca Berthold zaczął drapać się po zmierzwionej brodzie. Ale zrobienie tratwy trochę potrwa, a wiemy jak daleko do najbliższego lądu? Szybciej byłoby sprawdzić czy jaszczuroludzie jakąś łódź mają…

- Może mają, może nie mają. - Ponownie zabrał głos Wolfgang. - Tym będziemy martwić się jak już wyjdziemy z lasu po drugiej stronie.

Erwin słuchał co mają inni do powiedzenia i się zastanawiał.
- Tratwę zbudować, zbudujemy. Mam nadzieję, że Borriddim nie będzie miał nic przeciwko jak razem za to się weźmiemy. Podejrzewam, że jedna to za mało dla takiej czeredy jak nasza i do tego ze skrzyniami. - Dodał patrząc na brodacza. Niezbyt podobało się Inżynierowi traktowanie umiejętności Imperialnych mistrzów rzemiosła jak gówniarzy przy robieniu zabawek, ale nie skomentował. W końcu jednak odpuścił. Khazadzi byli dumni. W akademii często gościli przedstawiciele tej rasy i prawie każdy podobnie się odnosił do takich spraw.

- Nic a nic. Każda siekiera się przyda do karczowania tych… drzew. - Odpowiedział Dorgundsson. - Tratwy zrobi się ze dwie, może trzy nawet. Zawsze to lepiej, jeśli jakiś bies z morza wyskoczy i zatopi którąś. Poza tym łatwiej o materiał na mniejsze jednostki. - Ocenił.

- Dla spokoju lepiej nie bratać się zbytnio z jaszczurami, skoro mamy zabrać nieco ich własności. Skorzystajmy z drogi, jaką zaproponowali - powinna być wolna od umarlaków, ale przeprawmy się na drugą stronę wyspy sami. Przynajmniej nie będą nam patrzeć na ręce.

Aureolus milczał. Budowa tratw, logistyka wypraw przez dżunglę, negocjacje z Norsmenami… każda z tych rzeczy leżała poza obszarem kompetencji medyka. No, może poza ostatnią. Jak do tej pory szło mu całkiem dobrze z jedyną Norsmenką z jaką rozmawiał. Niemniej podejrzewał, że w ich osadzie lepiej sprawdzi się Baron Kratenborg lub Lexa ze swoją siostrą. Korzystając z chwili postoju przygotował mieszankę ziół, której zapach choć trochę odstraszy wszechobecne insekty.

- W takim razie pójdziemy wyznaczoną przez jaszczuroludzi trasą, a kiedy już dotrzemy na drugi brzeg to zaczniemy się zastanawiać nad dalszymi krokami - powiedział Baron, a następnie kazał marynarzom Thory zabrać skrzynie i przygotować się do wymarszu.

Berthold wymienił spojrzenie z Baronem, po czym także zaczął szykować się do drogi, przywołując do siebie swoje zwierzęta. Nakarmił i uspokoił psy, podekscytowane i zaniepokojone tym co działo się dookoła.
Nie żałował decyzji o podróży do Lustrii, Nowy Świat był fascynującym miejscem, dawno nie czuł takiej ekscytacji jak podczas łowów na monstrualne gady. Wszędzie otaczała go nieujarzmiona, natura, skrywająca sekrety dawno upadłych cywilizacji. Gdyby nie ta haniebna zdrada Cassiniego, sprawy układałaby się pomyślnie.
-Nawet na krańcu świata ludzie są takimi samymi zdradzieckimi sukinsynami! - Warknął, podążając za innymi. Przynajmniej był w doborowym towarzystwie wyśmienitych wojowników i nieustraszonych odkrywców, z Lexą (o niej przynajmniej wiedział, że nie była zdolna do takiej zdrady i podstępów) i innymi u boku może była szansa wyjść z tego cało. Jeżeli nie… nigdy nie planował śmierci w wygodnym łożu.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 23-08-2017 o 23:24.
Lord Melkor jest offline  
Stary 27-08-2017, 15:08   #53
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Skrzydlata Śmierć

Po naradzie z baronem Kratenborgiem, najemnicy w towarzystwie swego zwierzchnika i ocalałych marynarzy, wyruszyli wskazanym przez jaszczuroludzi szlakiem. Podróż była długa i męcząca, ale jeszcze przed zmierzchem udało im się ominąć niezauważenie wulkan i zbliżyć się na odległość niespełna dwóch mil od piaszczystej plaży, znajdującej na północnym krańcu wyspy. Późnym wieczorem zatrzymali się w płytkiej, otoczonej przez drzewa dolinie, aby móc odpocząć na chwilę. Jej dnem płynął wartki strumyk, który wpadał do niewielkiego stawu o krystalicznie czystej wodzie.

Mając przed sobą perspektywę spędzenia jeszcze kilku godzin na wyspie, wędrowcy spożyli dzienną porcję swoich racji żywieniowych. Nie rozmawiali przy tym zbyt wiele, mając świadomość, że znajdują się na wrogim terytorium. Mimo to obserwujący teren z nieba Berthold nie raportował o zbliżającym się zagrożeniu, dlatego od czasu do czasu najemnicy pozwalali sobie na krótkie i ciche pogawędki.
Kiedy już po skończonym posiłku zaczęli się zbierać do wymarszu, niespodziewanie wszyscy poczuli nienaturalny niepokój, którego źródła jeszcze nie znali. W oka mgnieniu zrobiło się przenikliwie zimno, gorące powietrze dżungli zamieniło się w parę, a otaczający ich tropikalny las zamilkł jak zaklęty. Cisza była przejmująca i podszyta grozą - grozą, która spadła na nich z samego nieba.

Najpierw pojawił się wielki cień, a chwilę później usłyszeli głośny trzepot skrzydeł, któremu towarzyszył przenikliwy ryk. Spojrzeli w górę i stanęli oko w oko z potężnym smokiem, lecz też nie byle jakim. Ten osobnik został ożywiony za pomocą plugawej magii przez przerażającą istotę, która dosiadywała go niczym rumaka. Przed nimi stanął nie kto inny jak sam legendarny wampirzy władca - Luthor Harkon, pan Wyspy Umarłych i piratów z Wampirzego Wybrzeża.

Potępiona istota już dawno przestała przypominać człowieka; była bardziej hybrydą między człowiekiem a ghoulem, czerpiąc więcej cech wspólnych z tego drugiego gatunku. Potężna magia, którą biegle władała odebrała jej też resztki człowieczeństwa, przeistaczając ją w żądną krwi swych wrogów bestię, która nie miała krzty litości.

Skrzydlaty gad o łuskach pancernych jak najlepsze krasnoludzkie zbroje wylądował z hukiem przed najemnikami. Luthor Harkon jednym ruchem dłoni sprawił, że znajdujące się w dolinie jezioro poczerniało i przybrało kolor krwi, by chwilę później wypluć na powierzchnię tuzin ghulopodobnych istot. Smok raz jeszcze głośno zaryczał, a gdzieś w wielkiej oddali odpowiedział mu chór potępionych jęków. Jeśli ktokolwiek pragnął heroicznej śmierci, to być może nie było na tym świecie lepszej okazji…



Berthold cofnął się nieco pod wpływem grozy która otaczała nieumarłego władcę. Wysiłkiem woli opanował się i podniósł do góry swój mistyczny kostur, który zaczął się jarzyć szmaragdowym blaskiem.
- Czego od nas chcesz, potworze? Jam jest Berthold Czarny Kieł, Mistrz Bursztynowego Kolegium, w służbie tego oto wielkiego Barona Kratenborga, otaczają nas potężni i nieustraszeni wojownicy. Nie szukamy z tobą zwady, lecz naszej skóry łatwo nie dostaniesz!

- Nędzny magu! - Zaczął przenikliwym głosem Luthor Harkon, szczerząc w stronę Bertholda spiłowane zęby w pełnym pogardy uśmiechu. - Nikt z żywych nie ma prawa stąpać po mojej wyspie. Najpierw rozprawię się z wami, a później z tymi nędznymi szpiegami Slannów! - Wydawało się, że jego słowa schłodziły jeszcze bardziej powietrze wokół nich. Wampirzy lord sięgnął po swój miecz, po czym wzniósł go wysoko do góry, a z chmurnego nieba strzeliły błyskawice. - Nie macie mi nic do zaoferowania, ale nie obawiajcie się, śmiertelnicy. To się już niedługo zmieni; będziecie służyć mi przez całą wieczność! - Krzyknął na całe gardło, a następnie skierował ostrze swojego miecza w stronę nacierającej norsmenki. Z klingi wystrzelił strumień czarnej energii, który trafił ją prosto w pierś i niemalże powalił na ziemię.

- No, to żeśmy ponegocjowali… - westchnął Aureolus.

- Thora, nie zbliżaj się do niego, walcz na odległość - rozkazujący ton Lexy w stronę siostry był szorstki i stanowczy. Zerknęła na młodą dziewczynę ukradkiem, a przeszywające spojrzenie Lexy nie dało odwagi do sprzeciwu.

Brokk widząc z jakim zagrożeniem przyszło się im zmierzyć mocniej ścisnął swój oręż. Nie spodziewał się, że tak szybko będzie zmuszony użyć swoich świeżo wykutych run. Smok, władca umarłych i jego plugawe sługi. Khazad splunął gęstą śliną na ziemię. Dał słowo Baronowi, że nie pierzchnie na widok żadnego stwora. Honorowo jest zginąć za dane słowo. Tymczasowa runa ochrony rozpaliła się na zdobionym rogu.
Zapewne wszyscy polegną w boju na tej przeklętej wyspie, lecz przynajmniej Orrgar oczyści swe imię.
Mistrz Run podniósł tarczę i rzucił się do ataku. Był pewnym, że jego krewniacy postąpią podobnie.

- A takiego chuja. - Wymamrotał Wolfgang i zaczął splatać zaklęcia, uprzednio wyciągając z mieszków parę niewielkich komponentów.

Z Erwina zeszło powietrze gdy coś wielkiego wylądował przed nimi. Przełknął ślinę i w myślach modlił się do wszystkich znanych bogów. Gdy zobaczył wychodzących ze stawu Ghuli ręka sama powędrowała mu po jeden z granatów. Widząc taką zbieraninę musiał w nią rzucić nim przed złączeniem się w walkę wręcz z kompanami.
- Wstrzymajcie się. Najpierw granat.- Zakomenderował do ludzi Barona i Thory.

Lexa słuchała i być może nawet skora była by przystać na prośbę Erwina, gdyby nie nagły ból przeszywający jej ciało. Kobietę otoczyła tajemnicza mgiełka mroku, a zaraz po tym blondynka krzyknęła z bólu, chwytając się za brzuch. Prawdę mówiąc nie wiedziała do czego przyłożyć ręce, gdyż uczucie przebijających nagie ciało ostrzy było wszędzie. Nagle spod zbroi kobiety zaczęła spływać krew, plamiąc wierzchnie ubranie Norsmenki i ściekając po jej rękach, szyi i nogach. Miała wrażenie, jakby pod zbroją pot lał się z ciała, jednak wiedziała, że to jej własna posoka. Spojrzała w górę na siedzącego na smoku Luthora, a jej umysł przeszył niewyobrażalny gniew.
- Ty psichuju! - zawarczała w kierunku wampira i ruszyła do przodu rozpędzając się po drodze z dzikim wrzaskiem. Kropla krwi skapnęła po jej brwi, przelatując tuż przed prawym okiem. Wojowniczka wybiła się w powietrze i zamaszystym ruchem wykonała cięcie atakując smoka.

Zanim Sylvain zdążył komukolwiek wspomnieć o propozycji negocjacji Lexa już zwijała się z bólu, a Eomund zdążył wypuścić już strzały w kierunku poczwary.
- A niech to szlag… - Mruknął tylko wyciągając oba pistolety i celując w stronę nieumarłego - Następnym razem niech ktoś inny prowadzi pertraktacje! - Krzyknął wystrzeliwując z obu broni. Z satysfakcją obserwował jak wampir krzywi się mimowolnie. - Tak nie rozmawia się w kulturalnym towarzystwie! - Skończył.

Aureolus na początku walki schował się z boku. Nie był wojownikiem i nie zamierzał narażać się bez potrzeby. Dostrzegł, że większość wojowników zaatakowała smoka i wampira, nie chcąc więc strzelać w swoich wycelował lufę garłacza mniej więcej we flankę ghuli i nacisnął spust. Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania - nieumarli już wcześniej osłabieni szarżą Weddiena i bombardowaniem Erwina poszli w rozsypkę, gdy tylko przeorały ich kule. Rozejrzał się za Lexą, chcąc się pochwalić. Dojrzał ją, zakrwawioną, walczącą ze smokiem. Zostawił broń i zaczął biec w jej kierunku, gdy wtem ujrzał jak smok niemal wdeptuje w ziemię Orrgara.
- Nie na mojej warcie - zaklął medyk i skorygował kierunek biegu. Krasnolud może sobie chcieć umrzeć z honorem i z pewnością śmierć w walce z nieumarłym smokiem zmaże hańbę czy co tam Brokk marudził, ale zabójca demonów jest potrzebny Baronowi i całej wyprawie żywy, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
Khazad dychał jeszcze, a to najważniejsze. I był wystarczająco przytomny by przełknąć napar kojący i miksturę leczenia (i wystarczająco słaby, by dało mu się je wmusić zamiast spirytusu) podczas gdy medyk przywracał go do stanu używalności.
- Wiem, wiem, śmierć z honorem. Ale smok i wampir nadal żyją… nadal walczą w każdym razie, więc masz jeszcze robotę do wykonania.

W czasie gdy reszta ruszyła do walki, Wolfgang skupił się na inkantacjach. Ponownie wyczarował ognistą koronę, która zawisła nad jego głową i sięgając po kolejny ze składników, wbił wzrok w swój cel, wampira mianującego się panem tej wyspy. pieprzonego władce nieumarłych. Nienawidził sukinsynów, wiedząc jakie problemy potrafili sprawiać na wschodzie Imperium. Naginając Aqshy do swej woli, uformował ognisty pocisk i wkładając w niego całą złość, posłał go z sykiem w stronę wampira.



Bitwa, która rozgorzała w parnym sercu dżungli przeszłaby do legend, gdyby usłyszał o niej choćby jeden bard, a może w istocie taki los był im właśnie pisany - miejsce wśród niezliczonego grona bohaterów, o których pamięć dawała nadzieję przyszłym pokoleniom. Starcie nie było łatwe, jednakże Luthor Harkon popełnił wielki błąd rzucając się w pojedynkę naprzeciw najlepszym wojownikom Starego Świata. Jego ignorancja zapędziła go do grobu, lecz tym razem już po samą wieczność.
Błyskawiczna interwencja medyka szybko postawiła Orrgara na nogi i razem z resztą siepaczy, rzucił się na ożywionego smoka. Mimo, że bestia była potężnej postury i potrafiła skutecznie walczyć z wieloma wrogami jednocześnie, to tym razem miała przed sobą o wiele bardziej doświadczonych przeciwników, którzy zasypywali ją lawiną ciosów, zmuszając do ciągłego odwrotu.
Erwin kryjąc się na tyłach oddziału najemników, postanowił wykorzystać zamieszanie wokół smoka i rzucić w jego stronę samodzielnie przygotowany ładunek wybuchowy. Była to jego ostatnia bomba, więc skupił się na celnym rzucie jak nigdy dotąd. Cisnął nią przed siebie z całej siły, celując w wampira siedzącego na grzbiecie kościanego potwora i zgodnie ze swoim obliczeniem, ładunek eksplodował na ułamek sekundy przed zetknięciem się z przeciwnikiem.
Fala wybuchowa wyrzuciła Luthora Harkona z siodeł, sprawiając, że ten wylądował w sadzawce za plecami gada. Otaczający smoka najemnicy padli na ziemię, powaleni energią wybuchu, natomiast bestia, nad grzbietem której eksplodowała bomba, zwaliła się z nóg i już więcej nie powstała dzięki staraniom krasnoludów. Zdumiony oporem najemników wampir powstał z sięgającej mu do kolan wody i zaczął przygotowywać kolejne potężne zaklęcie, jednakże nie skończył go, bowiem ułamek sekundy później pochłonęły go płomienie wystrzelone z rąk Wolfganga. Spopielone truchło padło na ziemię bez oznak życia…



Kiedy wróg został pokonany, nastała nienaturalna cisza, w której to Lexę przytłaczał szum w głowie. Stała tuż przy smoku, w miejscu, z którego siekała go wielokrotnie, przy akompaniamencie ryków bestii. Jej oddech był bardzo ciężki, miała wrażenie, że zbroja zaczęła ważyć o kilka kilogramów więcej i w dodatku lepi się od wewnątrz. W końcu blondynka padła na kolana, a następnie usiadła na przesiąkniętej krwią ziemi. Na jej pancerzu nie widniał nawet ślad zadrapania, choć pod blachami ewidentnie była mocno zraniona. Objęła się jedną ręką za brzuch, a w drugiej wciąż trzymała miecz. Jej oddech był płytki, prawie niezauważalny. Wszystko ją piekło i bolało, nie miała jednak teraz siły, aby zdjąć ciążącą na poharatanym ciele zbroję. Musiała chwilę odpocząć. Kaskada jasnych włosów zakryła profil jej twarzy.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę - krzyknął w kierunku Lexy Aureolus zbierający się (i utensylia) z miejsca, z którego przed chwilą wystartował Orrgar w ponownej próbie poniesienia śmierci w samobójczej szarży. Niestety, znów mu się nie udało. Medyk podejrzewał jednak, że odrąbanie głowy wampirzemu panu wyspy nieumarłych mogło być satysfakcjonującą drugą nagrodą.
Na szczęście było już po walce, więc nie trzeba było uważać, by nie wleźć w pole ostrzału, mógł więc podbiec do norsmenki najkrótszą drogą. Widział, że Erwin także zbliża się do Lexy i lekko się uśmiechnął.

- Pewnie, nie przeszkadzajcie sobie! Pielęgnuj se tego trolla, jeszcze czaju mu zaparz, psubraty! - wygrażała się Lexa ze swej niezbyt dogodnej pozycji, warcząc z boleści przez zaciśnięte zęby. Zawsze tak było, przeklęty medyk pierwszy do chłopa poleciał, niech ich szlag!



- I tak oto, drogi Bertholdzie, negocjuje się z wampirami. - Zaczął Wolfgang, podchodząc bliżej truchła ożywionego smoka i zwęglonych szczątków jego pana. Przechylił głowe na lewo i prawo, strzelając kośćmi karku. - Aż człowiek czuje jak eter żwawiej przez niego płynie. Dawno już nie miałem okazji tak czarować na lewo i prawo. - Pomimo i tak kiepskiej sytuacji, na jego twarzy malował się mały uśmieszek, nadając jej niepokojącego wyglądu.
- Jak myślicie? Jaszczurze chuje ucieszą się że upiekliśmy tego parszywca? Może ociepli to nasze stosunki. Ociepli… - Zaśmiał się cicho jakby powiedział właśnie jakiś żart. - Ale z pewnością wyśle wiadomość, żeby nie próbowali żadnych gadzich sztuczek.

- Trzeba kogoś posłać i przeprosić za fałszywy alarm - dodał Aureolus, wchodząc w nastrój.

- No już kurwa nie przesadzajmy z tym lizaniem się po dupach. - Odpowiedział Wolfgang.

Sylvain z zimnym spokojem odłożył oba pistolety. Zerknął po swoich towarzyszach - adrenalina spowodowana nagłym starciem powoli zaczęła z nich schodzić. Na szczęście nie licząc Lexy i Orrgara wszyscy wyszli z tego praktycznie bez szwanku.
- Sądzicie, że naprawdę nie żyje? - Powiedział kopiąc lekko martwe truchło wampira - To chyba było za łatwe...

- Dołącz do niego to się dowiemy - parsknęła Lexa, choć wątpiła, by ktoś ją słyszał.

- Wygląda całkiem martwo, jeśli pytać mnie. - Zawyrokował Wolfgang. - Ale nie ma co ryzykować. - Odwrócił się w stronę grupki marynarzy, a ognista korona wisząca nad jego głową na chwilę rozjarzyła się mocniej.
- Zbierzcie jakieś drwa i usypcie stos. I tak nie wyruszymy od razu. Trzeba się upewnić że z obkurwieńca nic nie zostanie. - Rozkazał i podszedł do smoczego truchła.

Marynarze usłuchali słów maga i czym prędzej zabrali się za zbierania drewna na stos. Wciąż działało na nich zaklęcie mistrza Bertholda, więc niektórzy w przypływie agresji zaczęli rąbać mieczami i toporami zwłoki wampira. Rozczłonkowane truchło wrzucono następnie na stos i podłożono pod nie ogień. W powietrzu zaczął się unosić duszący zapach spalenizny.

- Uwielbiam zapach płonącego wampira o poranku. Zapach zwycięstwa. - Pokiwał głową Wolfgang. - Brokku, potrzebuje twych umiejętności. Wyrwałbyś zęby i część łusek smoka? Nie można przegapić takiej okazji, to cenne składniki magiczne. - Wzrok miał niemal cały czas wbity w smocze truchło, parę razy przenosząc go na krasnoluda. - Wezmę ile dasz radę pozyskać. - Zbliżył dłoń do jednej z łusek i wymamrotał cicho. - Niemal czuć jak Aqsh… - Urwał i ponownie zwrócił się do krasnoluda. - Jeśli potrzebujesz pomocy to mów co mam czynić. We dwóch szybciej się z tym obrobimy.

- Jak tylko skończę z żywymi, też pomogę. Choćby pożyczając piłę do kości. Bo też chciałbym “pamiątkę”. - dodał medyk.

Brokk był zdumiony. Władca umarłych poległ szybciej niż zakładał. Widać nie docenił umiejętności towarzyszy. Baron wybrał najlepszych fachowców i znał się na rzeczy. Bogowie znowu zakpili za to z zabójcy. Nie wiele brakowało a spełniłby swoje przeznaczenie. Ale i na to zapewne przyjdzie czas.
- Łuski starożytnego gada trafią do waszych rąk. Dajcie mi tylko nad tym popracować.
Khazad zabrał się do pracy. Wyszukiwał najokazalszych łusek smoka. Podążał je, podcinal i wyrywal. Czasem musiał uszkodzić sąsiednie ale to nie była żadna przeszkoda. Kowal Run miał zamiar parę łusek zachować dla siebie. Może to być idealny materiał na wypalenie Run.

Kiedy wampir padł w płomieniach przywołanych przez Wolfganga, Berthold wydał z siebie triumfalny okrzyk, przepełniony dzikością jego wiatru magii, którego moc przywołał by powstrzymać marynarzy przed ucieczką i wzbudzić w nich żądzę zabijania.
Podszedł do rozwalanych przez Norsemenów na kawałki resztek władcy wampirów, po czym dzikim wzrokiem rozejrzał sie dookoła, ale nie nie było już żadnych wrogów. Starcie z nieumarłymi skończyło się bardzo szybko, a chociaż mieli rannych, nikt z jego towarzyszy nie leżał martwy - stwierdził z niedowierzaniem.
-Nieźle go upiekłeś, Wolfgang, nie wiem czy ktoś nam uwierzy jak wrócimy do Starego Świata. - Poklepał ze śmiechem kolegę po ramieniu, gdy ten zaczął żartować.
- Czy my go naprawdę ostatecznie unicestwiliśmy? Trzeba sprawdzić, czy jego sługusy sczezły wraz z nim, jeżeli tak, to może zbadamy jego siedzibę zanim opuścimy wyspę…

- Możesz posłać ptaki na zwiad, żeby sprawdziły czy zdechlaki zdechły już ostatecznie. - Zaproponował Wolfgang. - Co do tego Miasta Umarłych, to w sumie chyba nie taki głupi pomysł. Znajduje się na wyspie, na wybrzeżu, wiec pewnie ma jakiś port, albo coś w tym stylu. Może znajdziemy coś co lepiej nada się do żeglugi niż prowizoryczne tratwy? Jeśli ten cały wampirzy władca nie przyleciał tu na smoku, to może jego statek gdzieś tam dalej zalega?

-Dobry pomysł, nawet jak coś zostało w tym Mieście, to czyż się nam oprze jak zniszczyliśmy jego władcę… - Berthold przywołał do siebie swoje jastrzębie, które wcześniej przezornie trzymały się z dala od walki i wydał im instrukcje. Gdy odleciały, podszedł do rzeczy, które zostały po Harkonie, po tym jak jego ciało obróciło się w popiół. Usiadł i z przymkniętymi oczami studiował je przez chwilę.
-Od tego miecza i amuletu wyczuwam mistyczna aurę, odważni mogą je sobie wziąć, oczywiście jak się nie obawiają przekleństwa władcy Miasta Umarłych…. - jego spojrzenie spoczęło na krasnoludzkich wojownikach, Lexie, a potem Baronie, do którego podszedł i podał mu magiczne przedmioty. Jeżeli uznali Kratenborga za wodza, to do niego należała ostateczna decyzja. Stado musiało mieć jednego przywódcę.

- Nawet gdyby statku miało tam nie być, z pewnością w mieście będą narzędzia i materiały. I dobra wszelakie. Nie uwierzę, że tylko mnie ciekawi skarbiec władcy umarłych - poparł pomysł odwiedzin w mieście Aureolus. Bardziej interesowały go prace Harkona, dokumenty jakie po sobie pozostawił i inne pomniki wiedzy niż świecidełka, ale z pewnością będą tam i jedne i drugie.

- Na nic nam wszystko to co jest tam zgromadzone jeśli nie będziemy mieli jak tego ze sobą zabrać… - Wtrącił Sylvain - Jestem pewien, że ten pomiot przez dziesięciolecia zgromadził niesamowitą ilość dóbr, ale na chwilę obecną potrzebny nam statek - Zamyślił się przez chwilę - Może teraz jaszczury, będą skłonniejsze do pomocy? Sądząc po tym co widzieliśmy do tej pory, raczej nie przyjaźnili się z tym tutaj… - Wskazał głową na truchło.

- I z nami też się nie będą przyjaźnić, ile ty masz lat, pięć?! Naiwny jak dziecko - wtrąciła warkliwie Lexa.

Mężczyzna z niewinną miną przyglądał się chwilę Norsmance, po czym zaczął skwapliwie wyliczać coś na palcach z poważną miną.
- Trochę więcej… - Powiedział po chwili i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Ta jedynie parsknęła jeszcze bardziej poirytowana jego błazenadą.

- Ale jak połączą naszą obecność ze zgładzeniem ich wroga, to może nie będą aż tak skłonni do rozpoczynania konfliktu. - Odpowiedział Wolfgang. - Ostatnio w zamian za ostrzeżenie przed ożywieńcami, pokazali przejście przez wyspe. Może teraz też okażą swoją wdzięczność? Nie wyrywanie naszych serc na ofiarnym stole mogłoby wystarczyć.

- Może w tym mieście znajdziemy coś co przydałoby się w walce z Casinim - odezwał się baron, nie spuszczając oczu z pożeranego przez płomienie truchła. - Nie sądziłem, że do tego dojdzie - dodał, mając na myśli starcie z władcą umarłych - ale rad jestem, że byliście tu ze mną. Z wami mógłbym pójść nawet na podbój Rubieży Chaosu - powiedział z uśmiechem na twarzy. - Nie traćmy już czasu, chodźmy.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 27-08-2017, 16:06   #54
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Gdy tylko wielki smok wraz z jeźdźcem wyłonił się przed nim, kobieta szeroko rozwarła oczy i uniosła głowę w górę, próbując objąć wzrokiem ten ogrom. Poczuła wewnętrzny niepokój, być może nawet ukłucie lęku, ale i fascynację. Jej serce zabiło szybciej, choć w hałasie otoczenia nie słyszała jego uderzeń, a tylko czuła je zza żeber. Wzięła głęboki wdech i zdążyła zabronić siostrze zbliżania się do bestii. Obawiała się, że Thorze mogłaby się stać krzywda, bowiem ogrom potwora potrafił wzbudzić prawdziwy niepokój. Lexa chciała nawet dodać, by nie szarżowała póki smok nie skupi pełnej uwagi na niej lub na kimś innym, jednak więcej powiedzieć nie zdążyła. Inni jeszcze rozmawiali między sobą, jakby chcąc ustalić taktykę, jakiś plan działania, jednak Harpię jakby ta sfera dyskusji przestała dotyczyć, nie mogła nawet już się na niej skupić. Miecz wampira wycelowany w jej stronę, zajarzył się czarną aurą.

Kobietę otoczyła tajemnicza mgiełka mroku, a zaraz po tym blondynka krzyknęła z bólu, chwytając się za brzuch. Prawdę mówiąc nie wiedziała do czego przyłożyć ręce, gdyż uczucie przebijających nagie ciało ostrzy było wszędzie. Nagle spod zbroi kobiety zaczęła spływać krew, plamiąc wierzchnie ubranie Norsmenki i ściekając po jej rękach, szyi i nogach. Miała wrażenie, jakby pod zbroją pot lał się z ciała, jednak wiedziała, że to jej własna posoka. Spojrzała w górę na siedzącego na smoku Luthora, a jej umysł przeszył niewyobrażalny gniew.
- Ty psichuju! - zawarczała w kierunku wampira i ruszyła do przodu rozpędzając się po drodze z dzikim wrzaskiem. Kropla krwi skapnęła po jej brwi, przelatując tuż przed prawym okiem. Wojowniczka wybiła się w powietrze i zamaszystym ruchem wykonała cięcie atakując smoka.


Bestia ryknęła głucho, chyba niezbyt dotknięta tym jednym draśnięciem. Norsmanka zrozumiała, że musi się poprawić i dać z siebie więcej. Jej śliskie od własnej krwi dłonie zaciskały się mocno na rękojeściach broni trzymanych w obydwu rękach. Kiedy przymierzała się do zadania serii ciosów, usłyszała po swojej prawej stronie huk odpalanej broni palnej. Drgnęła lekko rozproszona, ale wciąż będąc w gotowości, gdy z drugiej strony wysoko nad jej głową eksplodował granat, robiąc jeszcze więcej hałasu. Lexa poczuła wściekłość i irytację. Zaczynało ją to naprawdę denerwować, czuła się jakby była pod ostrzałem armat i miała walczyć z prawdziwą artylerią. Nie mogła oczywiście odmówić skuteczności broni, ale wszystko działo się tak szybko i z takim łoskotem, że poczuła się w pewnym sensie ogłuszona. Niemal w sekundę wokół się zadymiło, aż w końcu mgła przybrała barwy czerni i głębokiego mroku. Lexa nie była początkowo pewna, czy spowodowane było to bronią wybuchową, czy innymi siłami, jednakże ogrom tego zjawiska jak i jego nienaturalne nasycenie skorygowały szybko jej wątpliwości. Skupiła się więc ignorując wszystkie niedogodności wokół i wymierzyła dwa szybkie cięcia oraz trzecie robiąc obrót wokół własnej osi, aby zamachnąć się z większym impetem. Ostre klingi przecięły zgniłe mięso i wystający spod strzępów mięśni kościec, rozcinając śmierdzącą powłokę. Przenikliwy ryk smoka, który rozniósł się po okolicy głośniej niż wybuch granatu dał blondynce niewyobrażalną satysfakcję. Bestia padła pod naporem ilości ciosów i siły całej drużyny, z łoskotem padając na glebę i zrzucając z grzbietu wampira. Luthor Harkon w sekundę stanął w płomieniach, wytworzonych magią Wolfganga.

Wróg został pokonany pożarty przez języki ognia. Nastała nienaturalna cisza, w której to Lexę przytłaczał niesamowity szum w głowie. Stała tuż przy smoku, w miejscu, z którego siekała go wielokrotnie, przy akompaniamencie ryków bestii. Jej oddech był bardzo ciężki, miała wrażenie, że zbroja zaczęła ważyć o kilka kilogramów więcej i w dodatku lepi się od wewnątrz. W końcu blondynka padła na kolana, a następnie usiadła na przesiąkniętej krwią ziemi. Na jej pancerzu nie widniał nawet ślad zadrapania, choć pod blachami ewidentnie była mocno zraniona. Objęła się jedną ręką za brzuch, a w drugiej wciąż trzymała miecz. Jej oddech był płytki, prawie niezauważalny. Wszystko ją piekło i bolało a spod zbroi wciąż ściekała krew, nie miała jednak teraz siły, aby zdjąć ciążącą na poharatanym ciele zbroję. Musiała chwilę odpocząć. Kaskada jasnych włosów zakryła profil jej twarzy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 27-08-2017, 17:01   #55
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Borriddim zerwał się na równe nogi, gdy tylko zobaczył oddechy siedzących dookoła zamieniające się w kłęby pary. Zapadła chwilę wcześniej cisza aż krzyczała alarmująco, a niemożliwy do uzasadnienia niepokój udzielił wszystkim - coś było zdecydowanie nie w porządku!

Wtedy usłyszał łopot skrzydeł. Zdecydowanie większych, niż ptaków przyzywanych mocą zaklęć Bertholda. Obrócił się w kierunku, z którego dochodził szum i podniósł brwi w zdumieniu - w ich stronę zbliżała się olbrzymia istota, która musiała kiedyś być smokiem. Teraz jej ożywione plugawą magią truchło służyło za wierzchowca siedzącemu na niej wampirowi.

"Luthor Harkon" - Dorgundsson gdzieś już słyszał to miano wyszeptane przez kogoś z przestrachem. A było czego się bać. Władca zastępów nieumarłych i bez smoka byłby groźnym przeciwnikiem.

W tym momencie bestia jakby zaznaczając swoją obecność zaryczała ogłuszająco i z łoskotem wylądowała tuż przed nimi. Skupiony na przerażającym wrogu krasnolud nie zauważył przemiany jeziorka w krwawe bajoro, ale wychodzące stamtąd ghule już tak.

- Jeszcze se, kurwa, chórek snotlingów zaproś... - mruknął i porzuciwszy ostrzał z kuszy ze względu na gabaryty i opancerzenie przeciwników ruszył do przodu z młotem ściskanym pewnie w dłoniach.

Ktoś chyba próbował z krwiopijcą rozmawiać, ale wkrótce wszystko utonęło w bitewnym zgiełku. Chrapliwe odgłosy ożywieńców, porykiwania smoka, huk wystrzałów i okrzyki atakujących wampira oraz gada zagłuszyły wszystko inne.

Do smoka dobiegł zaraz po Norsmence i tuż przed Orrgarem, jednak bijak ześlizgnął się po twardych łuskach.

I wtedy zapadła ciemność.

Khazad nie dostrzegał nic - wszystko wokół było idealnie czarne. Jednak wciąż słyszał ruchy potężnego stwora przed sobą oraz szczęk broni i odgłosy walki dochodzące z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się ghule. Ktoś z chrupnięciem zadał dotkliwą ranę nieumarłemu gadowi, na co ten zareagował rycząc i sycząc. Zapewne nie dlatego, że odczuwał ból, ale z
wściekłości.

Nagły podmuch i znajomy już huk granatu powalił Dorgundssona na ziemię. Tylko czekać, aż Erwin kiedyś pozabija ich wszystkich tymi ładunkami. Rumor przed nim musiał oznaczać jedno - smok upadł również, zatem dobrze byłoby, gdyby już nie zdołał się podnieść. Borriddim zerwał się i wykonując szeroki zamach uderzył tam, gdzie spodziewał się sporych rozmiarów łba gada. Towarzyszące uderzeniu chrupnięcie łamanej kości świadczyło o tym, że trafił, a brak ruchu - że potwór został pokonany.

Gdzieś obok z sykiem i trzaskiem przemknęły pociski ognistego maga, a wściekły ryk oznaczał uśmiercenie również Harkona. Śmierć czarownika rozproszyła efekty jego obrzydliwej magii, dlatego Dorgundsson mógł już po chwili potwierdzić naocznie, że uderzenie młotem trafiło, gdzie trzeba. Radując się z tego wcale nie pewnego zwycięstwa okupionego wszakże ranami Harpii i Zabójcy Borriddim zdjął hełm i napawał się widokiem wielkiego gadziego cielska leżącego tuż przed nim. I choć przypuszczał, że za życia bestia musiała budzić wymieszany ze strachem podziw, to w oczach krasnoluda dobry smok, nieważne żywy czy nieumarły, to martwy smok. Naprawdę martwy.

Czarodziej ognia dopytywał o smocze łuski, dlatego Borriddim podniósł ukruszony ciosem kieł gada i zaniósł do niego, samemu zadowalając się jedynie pojedynczą łuską i pazurem na pamiątkę po tej walce.

Truchło wąpierza wyciągnięto z sadzawki i co bardziej odważni żołnierze barona poczęli je rozczłonkowywać. Khazad podszedł do nich i powstrzymał, zanim narobili większych szkód. Już wcześniej dostrzegł wspaniale się prezentującą zbroję noszoną przez Harkona. Pancerz musiał być naprawdę dobrej roboty, bowiem nawet magiczny żar jedynie osmalił blachy, nie rozhartowując ich i czyniąc go bezużytecznym.

Z pewnym obrzydzeniem poodpinał wszystkie sprzączki i zdjął blachy jedną po drugiej. Gdy skończył, nogą przesunął zadziwiająco lekkie truchło umarlaka w stronę marynarzy, którzy na nowo zaczęli je rąbać jakby bali się, że wąpierz mógłby raz jeszcze ożyć.

Borriddim zatargał blachy nad sadzawkę, która po śmierci Harkona ponownie miała zwyczajny kolor (choć dla pewności krasnolud nabrał nieco wody na dłoń i powąchał podejrzliwie), po czym całość dokładnie wyszorował od wewnątrz i z zewnątrz za pomocą piasku i wody. Przez chwilę rozważał przemycie wszystkiego alkoholem, ale zrobiło mu się szkoda... alkoholu.

Po jakimś czasie uznał, że wystarczy i postanowił założyć pancerz na swoją zbroję kolczą. Harkon był wyższy, za to skromniejszej postury niż krasnolud i po dokonaniu niezbędnych korekt na sprzączkach pancerz pasował przyzwoicie. Dorgundsson był zdziwiony, jak lekki, a przy tym wytrzymały okazał się cały komplet blach. Hełmu, mimo czyszczenia, postanowił nie zakładać. Smród nieumarłego wewnątrz tego elementu był wyjątkowo dokuczliwy.

Był gotowy do dalszej drogi, jak się okazało - mieli zboczyć nieco z drogi wskazanej przez jaszczury i zbadać siedzibę Harkona. Czemu by nie?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 31-08-2017, 09:26   #56
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Nami & Hakon

PO WALCE Z HARKONEM


Kiedy wróg został pokonany, nastała nienaturalna cisza, w której to Lexę przytłaczał szum w głowie. Stała tuż przy smoku, w miejscu, z którego siekała go wielokrotnie, przy akompaniamencie ryków bestii. Jej oddech był bardzo ciężki, miała wrażenie, że zbroja zaczęła ważyć o kilka kilogramów więcej i w dodatku lepi się od wewnątrz. W końcu blondynka padła na kolana, a następnie usiadła na przesiąkniętej krwią ziemi. Na jej pancerzu nie widniał nawet ślad zadrapania, choć pod blachami ewidentnie była mocno zraniona. Objęła się jedną ręką za brzuch, a w drugiej wciąż trzymała miecz. Jej oddech był płytki, prawie niezauważalny. Wszystko ją piekło i bolało, nie miała jednak teraz siły, aby zdjąć ciążącą na poharatanym ciele zbroję. Musiała chwilę odpocząć. Kaskada jasnych włosów zakryła profil jej twarzy.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę - krzyknął Aureolus zbierający się (i utensylia) z miejsca, z którego przed chwilą wystartował Orrgar w ponownej próbie poniesienia śmierci w samobójczej szarży. Niestety, znów mu się nie udało. Medyk podejrzewał jednak, że odrąbanie głowy wampirzemu panu wyspy nieumarłych mogło być satysfakcjonującą drugą nagrodą.
Na szczęście było już po walce, więc nie trzeba było uważać, by nie wleźć w pole ostrzału, mógł więc podbiec do norsmenki najkrótszą drogą. Widział, że Erwin także zbliża się do Lexy i lekko się uśmiechnął.

- Pewnie, nie przeszkadzajcie sobie! Pielęgnuj se tego trolla, jeszcze czaju mu zaparz, psubraty! - wygrażała się Lexa ze swej niezbyt dogodnej pozycji, warcząc z boleści przez zaciśnięte zęby. Zawsze tak było, przeklęty medyk pierwszy do chłopa poleciał, niech ich szlag!

Erwin, gdy bestia i jej mroczny pan padli, podbiegł do blondynki.
- Trzymaj się.- Ukląkł przy niej i zerknął na medyka. Ten zajęty widocznie bardziej potrzebującym nie przychodził z pomocą do Lexy.
- Zdejmę z Ciebie ten pancerz. I tak Aureolus to by zrobił a tak będzie mógł szybciej pomóc.- Dodał bo na tyle znał norsmenkę, że prędzej opierniczy go lub nawet w mordę da za pchanie się z łapami do jej umięśnionego ciała.

Lexa początkowo warknęła. Była to reakcja, której można było się spodziewać. Słysząc głos Erwina, który w jej uszach rozbrzmiewał troską, poczuła się jak słaby nieudacznik. Skora nawet była by go zdzielić, na ile siły pozwalały, a i nie powstrzymałaby się co by w rękę go upierdolić zębami. Argumentacja jednak do niej dotarła i po dłuższej chwili patrzenia na mężczyznę z wrogością i dystansem, w końcu kiwnęła głową. Jej napięte mięśnie i odchylone w bok ciało, byle jak najdalej od inżyniera, powróciły do naturalnej postawy. Z ledwością zsunęła rękę z pancerza, aby słabymi palcami dotknąć zapięcia zbroi. Nie patrzyła na niego, ale gdy przemówiła, w jej głosie dało się wyczuć złość.
- Nie traktuj mnie w ten sposób. - ochrypły, ściszony głos wyrażał wstyd. Poczuła się gorsza.
- Traktuję Ciebie jak przyjaciela. Nie chcę byś cierpiała. Ja sam bym chciał by ktoś zobaczył moje rany lub przygotował do oglądania.- Zwrócił się spokojnym głosem.
- Każdego przyjaciela całujesz? - prychnęła sarkastycznie nie zerknąwszy na rozmówcę, skupiając całą swoją uwagę na uwolnieniu ciała od uciskającego rany pancerza.
- Można mieć przyjaciela i coś czuć więcej do niego.- Opuścił wzrok na rzemienie zbroi Lexy. - Z resztą pocałunkiem nie nazwałbym tego. Może próbą.- Dodał.
Lexa zaśmiała się krótko, szczerze rozbawiona. Nie mogła się tutaj nie zgodzić z tym ostatnim zdaniem, po tym jak na wardze mężczyzny wciąż istniał na to dowód.
- Lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało. - mruknęła jakby bez przekonania zasłyszana kiedyś maksymę i choć głowę miała spuszczoną w dół, dało się zauważyć delikatny uśmiech na jej twarzy.
- Jeśli nie chcesz. To nic na siłę. Gdyby Twoja siostra oberwała też by ktoś chciał pomóc. Ja się zwyczajnie martwię czy aby cała jesteś.- Dodał licząc na lecącą piąchę w jego stronę.
- Jeszcze raz rzucisz mi tym wybuchającym czymś nad głową, to się będziesz musiał martwić o siebie. Prawie oberwałam w twarz - poskarżyła się naburmuszając policzki i spojrzała na Erwina zielonymi oczami wyglądającymi spod grzywki.
Inżynier uśmiechnął się ciepło.
- Znajomość tej broni oraz matematyka i fizyka, w których jestem dość biegły eliminowały taką sytuację byś doznała uszczerbku.- Popatrzył w oczy dziewczynie poważniejąc.
- Poza tym nie ryzykowałbym Twoim zdrowiem.- Dodał i spojrzał w kierunku Aureolusa.
- Tylko dlatego, że jestem przydatna? - spytała mrużąc oczy.
- Dlatego, że czuję, iż jesteś bliska memu…- Nie dokończył tylko odwrócił wzrok jakby coś usłyszał.
- Zaraz będzie Aureolus mógł się Tobą zająć.
- Nie spieszy mu się -
skomentowała wzmiankę o medyku. W końcu odpięli ostatni zatrzask i Lexa mogła zdjąć z siebie pancerz. Z nienawiścią odrzuciła go na bok, zupełnie jakby obwiniała go o swoje rany, a tych, trzeba przyznać, było naprawdę wiele. Na brzuchu, torsie, plecach a nawet ramionach, kobieta miała krótkie, krwawiące cięcia, zupełnie jakby ktoś sztyletem regularnie i symetrycznie przebijał się przez jej skórę, aby upuścić jak najwięcej krwi. W dodatku szkarłatna ciecz rozmazała się po ciele, zlewając w jedną plamę i maskując tatuaże o tej samej barwie.
- Będziesz mógł teraz się chwalić, że mnie rozebrałeś, co? - spytała prowokująco z zawziętością wymalowaną na złośliwie uśmiechniętej twarzy.
- Czemu uważasz, że zamierzam się chełpić tym?- Skrzywił się na zarzut. - Jestem honorowym człowiekiem a nie jakimś chłopkiem lub ćwokiem cieszącym się z nagości kobiety.- Lekko był poirytowany słowami dziewczyny, ale szybko przypomniał sobie z kim rozmawia.
- Tak Aureolusowi się będę chwalił przy każdym kieliszku wina.- Spojrzał Harpi w oczy z głupkowatym uśmiechem.
- Świetnie, będziecie mogli wymienić się doświadczeniami, w końcu widział o wiele więcej niż ty kiedykolwiek byś mógł - odszczekała się z szerokim, prowokacyjnym uśmiechem, który wypełzł na jej usta.
- Jeśli chodzi o ciało zapewne masz rację.- Spojrzał wyzywająco na dziewczynę.
Lexa prychnęła krótko. Nie sądziła, że tak łatwo się podda, albo, że będzie udawał, że właśnie to zrobił. Wyjrzała za medykiem, czy aby w końcu rusza tutaj swoją zacną dupę. Miała ochotę samodzielnie się podnieść i do niego pójść, w sumie to już zdążyła odpocząć. Musiała przyznać, że Erwin sprawiał, iż bawiła się o wiele lepiej, niż mogłaby przypuszczać.
Natomiast Erwin walczył cały czas ze sobą. Jego dusza mówiła jedno a rozum drugie. Wiedział, że musi zaskarbić sobie Lexy przychylność większą niż tylko przyjaźń. By czuła się dobrze w jego towarzystwie. To potrzebowało czasu. Miał nadzieję, że starczy im go.

Inżynier gdy ich dwojga przyjaciel wreszcie zajął się Lexą podszedł do kupki popiołu po wampirze. Schylił się i podniósł amulet z kości i dziwny miecz.Podszedł do magistra ognia i spytał o magię drzemiącą w przedmiotach. W końcu jako nieliczne przetrwały spektakularne spopielenie mrocznego władcy.

Gdy dziewczyna już stała na nogach i szykowała się do dalszej wędrówki Erwin podszedł do niej.
- Pomóc z rzemieniami?- Nie chciał być nachalny i nie pchał rąk do blondynki i dodał po chwili.
- Mam tu miecz. Należy do Ciebie i oby służył Tobie lepiej niż poprzedniemu właścicielowi.- Wyciągnął zdobyczną broń ku norsmence.
- Magowie mówią, że jest bezpieczny.- Dodał.
Lexa uniosła brew kiedy jej wzrok utkwił na wyciągniętym w jej kierunku mieczu. Nie bardzo potrafiła zrozumieć motywy Erwina, gdyż jego zachowanie wydawało jej się z każdą chwilą dwojakie. Określała go w myślach mianem “wariata” lub “Porąbańca”, ewentualnie “stuknięty inżynier”, nie mogła się zdecydować na jedno. Wynikało to oczywiście z tego, że blondynka po prostu nie pojmowała tego wszystkiego. Gadał o przyjaźni, potem startował z łapami, potem znowu, że niby dobry towarzysz od broni i chlania. Dla Lexy to było zbyt trudne.
- Możesz mi ponieść, prócz skórzni wolałabym na razie nic nie zakładać, podrażnia mi szwy - odpowiedziała na zaoferowaną pomoc i wyciągnęła dłoń po miecz, jednak zdążyła go jedynie tknąć opuszkami palców, gdy nagle jak oparzona cofnęła dłoń. Spojrzała na Erwina z nieukrywaną podejrzliwością.
- Chcesz coś w zamian, ta?
- Nie. Nie chcę. To podarunek ode mnie po prostu.-
Erwin wiedział, że dziewczyna musiała być doświadczona przez życie i wszystko co dostawała to miało drugie dno.
- Lubię Cię i miło by mi było gdybyś przyjęła ten oto miecz.- Patrzył jej głęboko w oczy. Spodziewał się, że i tym razem kobieta nie będzie wiedziała o co mu chodzi, ale jakoś nie potrafił jeszcze wydukać pewnych słów. Uważał, że to za wcześnie i to do czego dążył będzie zbyt płytkie. Wojowniczka kiwnęła głową, przybierając poważny wyraz twarzy. W zielonych tęczówkach pojawił się błysk podniecenia, kiedy chwyciła rękojeść miecza. Przygryzła dolną wargę skupiając się na orężu, którego zaczęła obracać i sprawdzać. Był cudownie wyważony, czuła że mogłaby wykonać dzięki tej lekkości więcej cięć niż swoimi broniami, które były naprawdę doskonałej jakości. Nie potrafiła ukryć tego, jak bardzo zafascynował ją przedmiot i ile dał jej radości. Skamieniałe serce zabiło szybciej zza lodowych krat twardych żeber, choć póki co nie na widok Erwina.
- A co do Twoich rzeczy.- Spojrzał na leżące wcześniej rzucone przez nią ochronne odzienie. - Myślę, że to by ujmowało Tobie jako o wolnej i samodzielnej kobiecie.- dodał z wrednym uśmieszkiem, ale zarazem ciepłym.
- No ale skoro prosisz to zajmę się Twoimi rzeczami osobistymi by ci marynarze nie rozkradli czegoś Twojego i nie mieli potem tematu do przechwałek, że rozebrali Lexę, Harpię Północy.
- No proszę, jaki się odważny i wyszczekany zrobiłem, co? -
zaśmiała się słuchając tych niezgorszych docinek. - Ja o nic nie proszę, nie chcesz to zostaw w piździec, sama się rozebrałam, to sama się ubiorę i sama sobie ponoszę.
Przymocowała do boku podarowaną broń, odpinając swój poprzedni miecz. Początkowo spojrzała na inżyniera, jakby chcąc mu go oddać, ale jakoś zmieszała się.
- Pewnie masz oręż od najlepszych kowali, co nie? - upewniła się ściskając w dłoni broń, której nie tak dawno używała i o którą dbała lepiej, niż o ludzi. Chciała mu ją dać w zamian, ale kiedy stwierdziła, że to nie ma sensu, bo Erwina na pewno na takie cuda stać, było już za późno, bo zdążyła zaoferować oręż.
Inżynier był zaskoczony. Lexa oddawała swój miecz. Dbała o niego lepiej niż nie jeden jeździec o swojego rumaka a teraz chciała mu oddać.
- Ten oto rożen nie wiem kto wykonał. Lata temu go nabyłem i najprzedniejszy nie jest.- Oznajmił spokojnie zastanawiając się nad swoją bronią.
- Prawdę mówiąc to na broń palną zważałem i na zbroję.- Klepnął zdobiony napierśnik i hełm.
- Jesteś pewna, że chcesz mi go dać?- Wziął od niej miecz. wy machnął kilka razy sprawdzając wyważenie i ciężar.
- Nie nawykłem do takiej broni, ale posługiwać się wiem jak.- Spojrzał na blondynkę.
- Mogę ciebie zapewnić, że zadbam o niego jeśli wola Twoja mi go ofiarować, ale takiej zapłaty za tragarza przyjąć nie mogę.- Tu uśmiechnął się życzliwie i schylił się po rzeczy norsmenki.
- Skrzyni nie dam jeszcze targać ze swoim i Twoim rynsztunkiem.- kiwnął głową w kierunku zbierających się do wymarszu żołnierzy okrętowych i ludzi siostrzyczki Lexy.

Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Nie płacę ci za nic. Ponoć jesteś przyjacielem, czyż nie tak? - odparła patrząc na niego jakby z zainteresowaniem.
- Weź, jeśli chcesz. Może kiedyś będziemy w sytuacji, w której na nic innego nie będziesz mógł liczyć. - uśmiechnęła się lekko w cwanym uśmieszku, jakby ciągle coś knuła. Poczuła się też znacznie lżejsza, może aż nazbyt, bo na myśl przywodziło to lata gladiatorskie, gdzie walczyć musiała odziana będąc w dwie przepaski zasłaniające jej kobiece części i nic ponadto. Ciekawiło ją czy ktoś z tej wyprawy pamiętał ją z areny, ale nie chciała pytać.

Mężczyzna tylko spojrzał na blondynkę. Odwzajemnił ironicznie jej uśmiech i z lekka pożałował zaoferowanej pomocy. Miał nadzieję, że długiej drogi nie będą musieli odbywać.
- Morze jest długie i szerokie a chwila jest krótką.- Dodał kończąc wypowiedź Lexy. Kobieta jednak nie zrozumiała jego słów. Dostrzegała przepaść, jaka ich dzieli, więc nawet nie próbowała jej przeskoczyć. Wiedziała, że i tak nie potrafi. Erwin w jej oczach był zbyt inteligentny i choć nie umniejszała intelektualnym wyżynom medyka, to jakoś z Aureolusem czuła się mniej tępa, niż przy inżynierze.

PODRÓŻ DO MIASTA UMARŁYCH

Grupa ruszyła dalej. Erwin z początku trzymał się środka, ale z biegiem czasu znalazł się na końcu. Kuśtykał i dość szybko się męczył. Nie powiedział nawet słowa, że mu ciężko czy narzekał. Jedyne co mogli postronni usłyszeć to ciche przekleństwa gdy potykał się.
- Jak się czujesz?- Zwrócił się w końcu do blondynki, która zwolniła do jego tempa. Czy to było spowodowane nieufnością że straci jej dobytek czy z innego powodu teraz miał inżynier w poważaniu.
- Całkiem dobrze - skłamała z niesamowitą pewnością siebie, krocząc hardo obok Erwina. Poczuła drobne wyrzuty sumienia, że wykorzystała jego dobrą wolę i chęć pomocy. Dłuższa chwilę trawiła jak ugryźć temat swojej zbroi, którą podstępem mu wcisnęła.
- Źle się czuję w samej skórzni. Przywykłam do ciężaru. - mruknęła w końcu ponuro i zerknęła ukradkiem na mężczyznę - Chyba sobie zarzucę na grzbiet z powrotem. - zakończyła wyciągając rękę po swoje dobra.
- Kiedy dostałeś w nogę? - zapytała nie zauważywszy wcześniej jego rany.
Erwin podniósł głowę słysząc pytanie dziewczyny.
- Jesteś pewna, że dasz radę?- Zaniepokoił się inżynier.
- Lepiej byś była sprawna jak coś wyskoczy nam z lasu lub w mieście. A nogę podczas wspinaczki, Ale to nic. Tylko upierdliwe.- Opuścił wzrok z Lexy.
- Jestem sprawniejsza niż ktokolwiek inny w pełni zdrowia! I udowodniłabym ci to, ale nie sypiam z przyjaciółmi - wywarczała z dumą uśmiechając się pod nosem i akcentując ostatnie słowo aby wyraźnie je podkreślić. Nie mogła się oprzeć by nie spojrzeć na jego reakcje i minę - I nie biję rannych - dodała w ostateczności.
Mężczyzna ściągnął zbroję i położył ją na ziemi.
- Czy ty myślisz, że mi zależy na dupczeniu Ciebie?- Zapytał odwracając się do niej.
- Dla mnie taki kontakt z Tobą byłby czymś wyjątkowym a nie pozbyciem się tego co w jajach.- Mówił przez lekko zaciśnięte zęby. Czy to z bólu czy ze złości ciężko było określić.
- Z resztą ja nie myślę kutasem jakbyś chciała wiedzieć. Do myślenia mam to na szyi.- Dorzucił i podniósł jej zbroję by pomóc jej ją założyć. Sama Lexa zdążyła już po nią sięgnąć w tym samym czasie sądząc, że obrażony inżynier zamierza tak porzucić jej pancerz. Myliłam się i to wielce, kiedy ten mówiąc dalej zaczął pomagać jej się ubrać. Przez tę chwilę przerwy zostawali coraz bardziej w tyle.
- Jeśli chodzi o przyjaźń. Wiedz, że zależy mi na niej. Pewnie liczyłbym na coś więcej, ale obawiam się, że to coś więcej może zniszczyć samą przyjaźń i zrobić ze mnie zwierzę do chędożenia się nadające tylko. A jebanie dla zaspokojenia zostawiam innym.
- Ja tam się lubię pieprzyć -
blondynka niedbale wzruszyła ramionami. Z wyrazu twarzy wyglądała na zadowoloną z siebie.
- Zabawnie się złościsz. Lubię cię wkurzać, łatwo dajesz się podejść - stwierdziła z rozbrajającym uśmiechem zapinając zbroję z lewej strony. Nie mogła powstrzymać unoszących się ku górze rozbawionych kącików ust. Oczywiście chwaliło mu się to, że myślał czymś innym niż kutasem, ale zdawał się być cholernie daleki Lexie, w tej jej przyzwyczajeniach do chłopskich zachowań, które nota bene sama po części posiadała.
- Ja nic do Twoich zabaw łóżkowych, czy też gdzie indziej nic nie mam.- Schylił się po resztę zbroi.
- Ja też lubię się pieprzyć. Ale z kobietą, którą miłuję i wierzę, że z wzajemnością.- Dodał po chwili.
- To chyba niewiele razy kija zmoczyłeś - zarżała dopinając prawą stronę zbroi. Pod fasadą rozbawieniem ukryła ból, spowodowany zarzuceniem ciężkiego pancerza na świeże rany.
- Lepiej nie łączyć uczuć z wojną. Ludzie umierają. Ciężko już samą siostrę mieć podczas walki, mieć jeszcze więcej, to ograniczające. Miłując kogoś dopuszczasz do siebie słabość - wyrwała mu z rąk resztę swojego odzienia, tym samym przyciągając Erwina bliżej do swojego ciała i błądząc dzikim spojrzeniem między jego oczami a wargami.
- Panuj nad tym. - poradziła z powagą, nie oddalając się i patrząc w jego oczy szukała zrozumienia.
Erwin uśmiechnął się na jej podsumowanie kontaktów płciowych z kobietami.
- Może już mam dość bezowocnego jebania i oczekuje czegoś więcej?- Patrzył w jej oczy gdy jej latały po jego twarzy.
- Panuję nad tym. O to się nie obawiaj. Nie zamierzam być balastem na twej duszy.- Dodał po chwili.
- Pora ruszać bo nam ekspedycja zniknie z oczu.- Dodał odwracając się w kierunku gdzie zniknęli maruderzy ich ekspedycji.
- Też tak sądzę - zgodziła się i krzywiąc twarz z bólu wrzuciła na siebie ostatnia część pancerza. Był kurewsko niewygodny, a z każdym krokiem czuła ciągnięcie ran. Pewnie podczas obozowania będą nadawały się do ponownego opatrzenia, ale trudno. Nie mogła obciążać rannej osoby, nawet jeśli była głupio-dobra i sama tego chciała. Ciekawe czy krasnoludowi lub jakiemuś facetowi też by zbroję poniósł.
- Pewna jesteś, że dasz radę? Może chłopaki od Twoje siostry pomogą?- Zapytał widząc grymas dziewczyny.

- Masz jakąś wiedzę o tym wampirze i jego mieście? Pisze o tym w księgach jakichś? Co tam może się znajdować, umarłym chyba nie zależy na skarbach by je zbierać? - wypytywała Erwina przyspieszając kroku. Przez ten krótki czas znajomości wierzyła w jego intelekt i jeśli nie jego miałaby pytać o poważne i ważne sprawy, to spytałaby medyka. W tej jednak chwili trzymała się blisko inżyniera, nie chcąc go zostawić na pastwę losu. Nie zdawała sobie wcześniej sprawy, że jest na tyle ranny by czuć trudy podróży.
Erwin starał się dotrzymać Lexie kroku. Kilka razy się potknął, ale twardo pokazywał, że wszystko pod kontrolą.
Pytanie norsmenki zastanowiło inżyniera.
- Ksiąg jest mnóstwo. W końcu w Sylvani panują, a raczej panowały wampiry i w historii dość często atakowały Imperium.- Z początku mówił dość oczywiste rzeczy, które przeciętny Imperialczyk raczej znał. No ale Lexa nie była z Imperium.
- Nie jestem specjalistą od truposzy, ale wydaje mi się, że to co robili za życia robią i po śmierci. Zbierają na pewno różne skarby. Może nie złoto, ale magiczne artefakty. Taki wampir raczej nie jest głupi i woli mieć śmiercionośną dla siebie broń na oku niż pozwolić by wpadła w ręce przyszłego kandydata na zgładzenie jego. Jego truposze w końcu napadali na statki i musiał zbierać coś z nich. Bo i po co ten proceder piractwa?- Mówił co się domyślał. Cieszył się, że Harpia chociaż trochę jest zainteresowana czymś innym niż mordowaniem i wyuzdanym seksem.
Lexa była szczerze zaciekawiona. O większości z tych rzeczy nawet nie pomyślała, więc było to interesujące no i przydatne.
- A to miasto? Wiadomo coś o mieście? Długo należy do umarłych czy kiedyś ktoś inny je wzniósł? Te jaszczury chyba, co nie? To inteligentne stworzenia? Wiesz coś o nich? Kojarzą mi się jedynie z pomiotami wyplutymi przez spaczenie, krwawe rytuały i zdecydowanie brak zdolności czy chociażby chęci współpracy, zero empatii, czysty zysk… Ale to tylko skojarzenie - wzruszyła ramionami, bo cóż innego mogła zrobić. Nawet nie wiedziała, czy nie pieprzy od rzeczy.
- Dokładnie to nie znam historii miasta, ale wiem, że przez jaszczury zostało zbudowane. Cała Lustria była pod ich władaniem jeszcze przed elfami czy krasnoludami.- Mówił to co wyczytał przed podróżą do Lustrii. Miał dostęp do bibliotek więc korzystał ile się dało.
- Jaszczury może nie są zbyt bystre. No może te mniejsze i ich władcy. Takie wielkie coś. Widziałem jeden szkic takiego, ale zbyt wiele nie wiem o nich. One traktują wszystkich jak intruzów. Tyle wiem - Wzruszył ramionami szukając jakiś jeszcze informacji które przeglądał z miesiąc temu.
- Tak też sądziłam - zamyśliła się Lexa, zapominając zupełnie o tym, że Erwin może za nią nie nadążyć. Mimo wszystko lekko zwolniła, gdy już zaczęli doganiać grupę, nie było potrzeby iść w ścisłej formacji, więc zostawiła kawałek odstępu między ostatnią idącą osobą, a nimi samymi.
- Może nie powinniśmy teraz bawić się w poszukiwaczy artefaktów wampira - zastanowiła się na poważnie - Ta walka, mimo zwycięstwa, pozostawiła po sobie pewien ślad. Ciężko stwierdzić, co będzie w tych budowlach. Może już nie powstałe sługi tego krwiossacza, ale na pewno coś paskudnego.
- Może to być jedyna okazja by je spenetrować w spokoju. Niebawem ktoś osiedli się w tym mieście i znowu się nie dostaniemy.-
Erwin był pełen nadziei.
- Jak sama zauważyłaś miasto po jaszczuroludziach zajął wampir. Skarby jaszczurek mogą jeszcze być tam ukryte. W końcu wampir nimi nie musiał się interesować. A z tego co wiem artefakty tej rasy uchodzą jako jedne z najpotężniejszych. No ale to magów trzeba się wypytać.- Dodał ostatnie zdanie niezadowolony z braku wiedzy. Nie był też zadufanym w sobie człekiem i wiedział, że w niektórych dziedzinach inni mogą być lepsi.
- Nic nam po tych gratach jeśli nie wyjdziemy stamtąd żywi… - Lexa zamyśliła się na chwilę z cichym pomrukiem - Ha. Trzeba będzie trochę poruchać, nim zdechniemy! - stwierdziła jakże inteligentnie i klepnęła inżyniera mocno między łopatki, w przyjacielskim geście. Odpowiedź jej bowiem godna była prostego chłopa.
- Ach, no i co nam z tego życia pozostanie - przeciągnęła się unosząc ręce do góry i wypinając tors do przodu. Ziewnęła rozdziawiając buzię i krzywiąc się niesamowicie, czując ból przeciąganych na ciele ran. Miała wrażenie, że jakaś jej się otworzyła.
- Krew, siekanie, zszywanie, chlanie, dymanie, znowu krew i tak w kółko.
- Lexo. Nie rozumiesz. Nigdy nie nadarzy się taka okazja. Jaszczury wycofując się zabierały co wartościowe dla nich ze sobą a tu ich wyrżnięto i pozostały rzeczy cenne dla nich i może i dla nas. Jeśli nie dla nas to na handel z nimi się przydadzą. Oni mają gdzieś złoto. Ludzie nie. Jeśli na przykład znajdziemy tabliczkę z kamienia dla nas nic nie wartą a oni daliby za nią statek pełen złota to co? Opłaca się rozejrzeć?-
Z Erwina tryskała niespotykana dotąd euforia i energia.
- Oni przez tysiące lat mogli stworzyć rzeczy o których my możemy pomarzyć jeśli w ogóle wpadniemy na taki pomysł. Pamiętajmy, że Wampir był piratem. Musiał mieć okręty. Czy to zdobyczne czy nie. Liczę, że taki znajdziemy.- Mówił jak opętany i widać było, że pochłonęły go te rozważania.
Nawet nie zauważył jak Lexa chciała coś dać inżynierowi do zrozumienia.
- Na budowanie tratw będziemy mieli czas, ale jeśli znajdziemy statek? To ułatwi nam życie.
- Eee… -
zafrasowała się kobieta zerkając na inżyniera ze zdziwieniem. Niezłą musiał złapać podnietę, tego by się nie spodziewała! - … No ale co ty, głupiś? Statku chcesz szukać w podziemiach, to my nie idziemy tych budowli przeszukiwać? - podrapała się po skroni nieco zmieszana. Nie dość, że i tak czuła się o wiele mniej inteligentna, to teraz już jak totalny przygłup - Rozumiem cały ten pośpiech i że dobre rzeczy, wartość, wymiana, no wszystko pojmuję… Jako tako - zrobiła niewielką pauzę zmuszona przemyśleć dalszą wypowiedź. Zajęło jej to dłuższą chwilę, podczas której wydawała z siebie dźwięki świadczące o tym, że jeszcze myśli, ale zaraz dojdzie do odpowiedniej konkluzji - Zabawny jesteś - wypaliła w końcu, jakby nie potrafiąc wydobyć z siebie głębszych myśli. Uśmiechnęła się tylko lekko, co miało świadczyć o tym, że nie zamierzała go obrazić.
- Znaleźć statek to byłoby coś, choć mała kradzież własności mej siostry brzmi lepiej. Nie wiem, nie potrafię widzieć spraw tak jak ty - w ostateczności kobieta rozłożyła ręce w geście bezradności - Nigdy nie będę ci równa w dyskusji, przykro mi. Ale miło było się dowiedzieć czegoś więcej.
Erwin otrząsnął się z zadumy na ostatnie słowa Lexy. Zatrzymał się i patrzył jak idzie.
- A ja machać mieczem nie będę jak Ty.- Dodał po chwili.
- Mi sprawia radość jak mogę coś przekazać Tobie. Co z tego, że oczytany jestem. Ty jesteś walczącą kobietą i nie musisz się wstydzić, że czegoś nie wiesz. Ja sam dużo rzeczy nie wiem i pytam Aureolusa czy innych.- Wzruszył ramionami i ruszył dalej w drogę.
- Mogę cię nauczyć machać mieczem - prychnęła rozbawiona określeniem. Nie było jej wstyd swojej niewiedzy, po prostu czuła się jak niepasujący element układanki. Nie rozwijała jednak tematu, bo nie potrafiła poczuć z Erwinem większej więzi, aby o sobie opowiadać.
- A ty mógłbyś pokazać mi jak czytać - zaproponowała oglądając się przez ramię, czy aby ten jeszcze żyje i nadąża. Zwolniła nieco, pozwalając by się z nią ponownie zrównał.
Inżynier uśmiechnął się szczerze.
- Oczywiście. W staroświatowym bo w Twoim rodzinnym nie potrafię.- Oznajmił i przyspieszył kroku by zrównać się z Lexą.
- W porządku - zgodziła się. Dogonili w końcu resztę, choć szli oni zbyt szybko i Erwin ponownie zostawał lekko w tyle. Choć Lexa nie miała już ochoty na rozmowy, to i tak została z tyłu i szła obok inżyniera. Ani razu nie ukazała swą postawą, że czuje pod zbroja wolno sącząca się krew z otwartej i podrażnionej rany.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 31-08-2017 o 14:29.
Hakon jest offline  
Stary 05-09-2017, 22:04   #57
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa

Scena 3 - Miasto Umarłych



Słońce już dawno zaszło, kiedy dotarli do spowitego we mgle miasta, dotychczas nie napotykając żadnych wrogów na swej drodze. Przewodził im Wolfgang, który za pomocą przywołanych świateł i płomieni oświetlał najbliższe otoczenie. Miasto Umarłych, którego prawdziwa nazwa została już dawno zapomniana, było wielką świątynną metropolią, w której, zgodnie z jej aktualną nazwą, nie było ani jednej żywej duszy. Olbrzymie, sięgające chmur piramidy zostały przemienione przez Luthora Harkona w koszmarne zigguraty, które za jego nie-życia pełne były niespokojnych dusz. Splądrowanie każdego z nich mogłoby zająć całą wieczność, dlatego też baron zaproponował najemnikom skupić się jedynie na największym z nich, który musiał być siedzibą wampirzego lorda.

- Proponuję najpierw zejść do podziemi tej piramidy, a później zajmiemy się szukaniem statku. Podobno Luthor Harkon miał pod swoją komendą prawdziwą armię nieumarłych żeglarzy, którzy napadali na płynące do Lustrii statki i dostarczali mu nowe duszyczki do swej kolekcji - powiedział, kiedy stanęli przed największa z dawnych świątyń jaszczuroludzi, która teraz stała wypaczona, będąc obrazą dla ich potężnych bogów.

- Armia nieumarłych żeglarzy… - Powtórzył Wolfgang. - Jak trafimy krypę z trupich paznokci to Cassini pomyśli żeśmy zza grobu wrócili żeby go dopaść. I dobrze. - Pokiwał głową. - W podziemiach trzymajmy się blisko. Cholera wie co tu mogło się przypałętać za wampirem.

Albrecht Kratenborg skinął głową na słowa maga. - Może miał jakiś wspólników... Pochodzę z północnych rubieży Talabeklandu. Było tam pewne zamczycho, w którym straszyło i starszyzna okolicznych wiosek zabraniała komukolwiek się tam zbliżać. Jak się później okazało, domownikami były wampiry, którym przewodził najpotężniejszy z nich… - Tłumaczył baron, nie spuszczając z oczu piramidy.
- Wydaje mi się, że jakkolwiek ożywieńcy są nieodłącznym elementem wampirów, to te lubią trzymać się wśród istot, do których można otworzyć gębę i spodziewać się w miarę inteligentnej odpowiedzi.

- I takich, których krwią mogą się pożywić.
- Dodał Dorgundsson. - Na nieszczęście żywych wąpierze nie chcą żreć swoich ożywionych sług. Ciekawe dlaczego? Może nie lubią, jak im zgnilizną z mordy jedzie… har har - Zarechotał.
- Pomiędzy krainą niziołków a górami jest takie miejsce, Sylvanią zwane, gdzie tego uzębionego tałatajstwa jest pełno. Rzec by można, że gdzie byś nie rzucił kamieniem, to zaraz jakiegoś wąpierza albo innego zdechlaka w oko pizgniesz, heheh. - Krasnolud znowu parsknął śmiechem. - Mimo tego mieszkają tam umgi, chociaż ponure jak nigdzie indziej i do tego nigdy nie wiesz, czy to jeszcze człek, czy już nieumarły. A najgorsze w tym, że nie masz tam co liczyć na jakąkolwiek pomoc - w najlepszym wypadku nie wpuszczą cię pod dach i nie pobiegną zawiadomić swojego nieumarłego pana, a w najgorszym - przyniosą mu ciebie w prezencie. - Po wesołości khazada nie było już śladu.
- Dawi z twierdzy Zhufbar oraz innych posterunków co jakiś czas, jak zgniłki zaczynają za bardzo dokazywać zbierają klany i schodzą w doliny paląc wszystko do gołej ziemi. Nie oszczędzają wtedy nikogo i niczego… może to nie jest najlepsze rozwiązanie, ale niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa naszym siedzibom. W dawnych czasach ekspedycja karna zatrzymałaby się dopiero po tym, jak wszystkie paskudy spłonęłyby jak ten tutaj… - zakończył wzruszając ramionami.

- W środku będzie ciemno, jak w zadku urka - przygotujcie zawczasu pochodnie i lampy. - Skinął głową w kierunku pogrążonego w gęstym mroku wejścia do piramidy, samemu szykując lampę olejową w wytrzymałej osłonie.

- Sporo prawdy jest w Twoich słowach Borriddimie. - Mistrz Run postanowił poprzeć rodaka.
- Najlepiej poradzimy sobie w półmroku, dlatego też pójdziemy przodem. – kontynuował.
- Na pohybel umarlakom i reszcie całego plugastwa, która mogła tam się zagnieździć.

Berthold spojrzał z uznaniem na krasnoludy i wypowiedział zaklęcie, które poznał jeszcze jako uczniak, lata temu i jego kostur niczym latarnia zaczął jarzyć się szmaragdowym światłem.
-Ano na pohybel, dobrze mówisz. Pewnie jak ich Pana zmieniliśmy w kupę popiołu, to jego sługusy które przetrwały będą kryć się po kątach jak szczury…- stwierdził buńczucznie, chociaż ponura aura otaczająca piramidę budziła w nim pewien niepokój, wędrówka po dżungli, gdzie co chwila napotykali nieznane w Starym Świecie stworzenia, zdecydowanie bardziej mu pasowała.
-Ale na pułapki lepiej uważać...

- Wierzę, że z tym mogę trochę pomóc
- Aureolus skomentował słowa Bertholda wyjmując i zapalając swoją latarnię sztormową.
- Nigdy co prawda nie byłem zwiadowcą, ale za dawnych, studenckich lat byłem całkiem niezły w znajdowaniu różnych rzeczy i odnajdywaniu “tajnych” przejść z terenów uczelni na miasto. Wiecie, wyprawy z kolegami na wino, kobiety i śpiew… Z wyjątkiem dwóch ostatnich. Może i pułapki zauważę. A dłonie mam dosyć zręczne i przyzwyczajone do precyzyjnych ruchów. - na te słowa Lexa parsknęła krótkim, acz wyrazistym śmiechem. - Lexa świadkiem. - dokończył.
- Starał się jak mógł - rzuciła w odpowiedzi teatralnie rozkładając ręce.
- A jednak regularnie o nie prosisz… - odparł.
- Nie powiedziałam przecież, że są złe - uśmiechnęła się półgębkiem blondynka - Wręcz będę ich jeszcze potrzebować. Niedługo i na osobności - rzuciła medykowi krótkie spojrzenie, po chwili ponownie skupiając się na zwiedzaniu. Dalej czuła setki wbijanych w ciało ostrzy, choć pewnie to było tylko złe wspomnienie.
- Dla Ciebie zawsze znajdą czas - zakończył Aureolus, wzbudzając tym samym łagodny uśmiech na twarzy Lexy.
Medyk ustawił się w szyku tuż za krasnoludami. Od razu wyjął też lusterko i przymocował je klejem do kijka:
- W ten sposób zobaczymy co jest za załomem muru czy za zakrętem korytarza nie wystawiając od razu głowy na cel. - wyjaśnił.

- Gotowi? - Dorgundsson zadudnił z wnętrza swojego hełmu. W lewej ręce trzymał latarnię, a w prawej jeden z toporów. - Harkon zapraszał nas na służbę - ja zanim się zdecyduję wolę obejrzeć miejsce pracy, har har - Khazad wydawał się rozbawiony, ale nie przestawał przy tym uważnie lustrować okolicy i, co było oczywiste, ciemnego otworu wejścia.

Erwin słuchał i zerkał na Aureolusa i Lexę. Coś tam sugerowali, ale inżynier skupił się na oglądaniu budowli.
- Wampirzy władca wielką dziedziną władał. Coś mi mówi, że nie sam. W Sylwanii następców władców może nie ma zbyt wielu, ale się znajdą. Tu także podejrzewam. Raczej w takiej samotności przez tyle lat by nie usiedział. Z resztą nie tylko martwi służyli krwiopijcom. Z tego co czytałem na swoje skinienie mieli też ludzkich pomagierów i zarazem żywicieli. No ale obym się mylił.- Dodał przed wejściem do budowli wyciągając latarnię i podpalając ją. Z rapierem w prawicy, a lampą w lewej wszedł jako jeden z kolejnych.


Wejście do wnętrza piramidy znajdowało się mniej więcej w połowie jej wysokości. Najemnicy ostrożnie weszli do środka, mijając po drodze ogromne wrota wykonane z jakiegoś bliżej nieokreślonego stopu metali. Znaleźli się w niewielkiej, idealnie kwadratowej sali, gdzie panował niespotykany chłód, który mocno kontrastował z temperaturą na zewnątrz piramidy. Na dobrze utrzymanej podłodze znajdowała się mozaika przedstawiająca jakieś humanoidy, o dziwnych proporcjach ciała, które nie wyglądały jak istoty z tego świata. Strop natomiast udekorowany był gwiazdami, które idealnie odwzorowywały nocne niebo na zewnątrz piramidy.
Po przeciwległych stronach pomieszczenia znajdowały się cztery ogromne posągi, które przedstawiały saurusów w zbrojach gwardii honorowej. Statuy były w zdumiewająco dobrym stanie, a jedynym dodatkiem pozostawionym przez nowego pana tego miejsca, były dziwne symbole namalowane na ich podestach. Naprzeciw głównego wejścia znajdowały się schody prowadzące w dół do kolejnej komnaty.

- Jaszczury mogą być wdzięczni za oczyszczenie tego miejsca z martwego śmiecia. Dzięki nam odzyskają tą wyspę.- Mówił dość spokojnie rozglądając się uważnie.
- Baronie. Może by tak jeszcze raz z nimi porozmawiać? Lepiej by wiedzieli czyja to zasługa. Może się odwdzięczą i powiadomią tych z lądu? - Zaproponował dowódcy wyprawy i spojrzał w przejście do niższej komnaty.
Powąchał powietrze szukając zapachu, który może nakierować co mogą tam znaleźć.

- Możemy spróbować, chociaż nie wiem na ile okażą nam swą wdzięczność. Niezbyt wiele wiem o tej rasie, więc być może samo oszczędzenie nas będzie dla nich wystarczającą nagrodą - odparł niezbyt przekonany do tego pomysłu Albrecht Kratenborg. - Ale nie dowiemy się jeśli nie spróbujemy…

- Nie podobają mi się te symbole -
rzekł Aureolus - ani trochę mi się nie podobają. Czytałem kiedyś o różnych mechanicznych i magicznych strażnikach. Bertholdzie? Wolfgangu? Brokk? Co sądzicie? - zapytał, rozglądając się po komnacie, starając się dostrzec dziwne lub niepasujące elementy.

Posągi nie podobały się też Borriddimowi. Postawił lampę przy ścianie w pobliżu wejścia i po prostu czekał, gotowy by sięgnąć po młot. Topór wydał mu się niezbyt odpowiednią bronią do walki z czymś takim.
- Jak sądzicie - ożyją jak tylko ktoś wejdzie na środek? - Rzucił.

- Jaszczury pewnie już wiedzą że pokonaliśmy Harkona jeżeli obserwują sytuację na wyspie a jeżeli chodzi o te symbole... zostały niedawno dopisane, więc uważajmy -
Berthold pociągnął nosem niczym pies szukający tropu po czym, oświetlając drogę światłem bijącym z jego laski zbliżył się ostrożnie do posągów, wyostrzając swoje mistyczne zmysły w poszukiwaniu magicznych aur. W drugiej kolejności miał zamiar przyjrzeć się znajdującej na podłodze mozaice, był ciekaw jakie istoty zostały na niej przedstawione.

Mistrz Run przez krótką chwilę przyglądał się bramie. Spróbował ją zarysować, pośpiesznie szukał śladów korozji czy choćby lekko ostukał, poruszył na zawiasach. Szukał podobieństwa do innych stopów metali, takich jak żelazo, miedź, brązy, cyna, ołów, czy choćby cynk. Metal z całą pewnością był wyjątkowo odporny, być może nawet twardszy od gromrilu.
- Już sama brama była nietypowa. Nad wyraz dokładnie wykonano te posągi, na tych symbolach się jednak nie znam medyku.

- Hmm...
- Wolfgang przyświecił swoim jarzącym się na pomarańczowo kosturem i przyjrzał się napisom. Wytężył swoje zmysły i skupił na otoczeniu.

Na wzmiankę o mechanizmach i posągach i Erwin się zainteresował posągami. Przyglądał się uważnie i zastanawiał się czy mogą działać jak jeden z Imperialnych wynalazków w postaci mechanicznego konia.

Sylvain nie znał się ani trochę na mechanice, więc postanowił zostawić wszystko w rękach bardziej doświadczonych towarzyszy.
- Wiem, że zaraz uznacie, że marudzę… - Przerwał milczenie - Ale nie sądzę, żeby te podziemia były projektowane z myślą o żywych - raczej o takich, którzy jeśli już żyją, to raczej nie na długo - i wolałbym, żebyście nie uruchomili przypadkiem jakiegoś ustrojstwa… Więc bądźcie ostrożni...


Zbliżając się do jednego z kamiennych posągów, Berthold zauważył przed sobą ruchomą płytę, pod którą najprawdopodobniej kryła się jakaś zapadnia czy inna pułapka. Zaalarmował resztę towarzyszy i ostrożnie obszedł owe miejsce. Słaba magiczna energia biła od statuy, przed którą stanął. Nie był jednak w stanie określić natury zaklęcia, albowiem było zbyt słabo wyczuwalne. Doszedł do wniosku, że albo był to prosty czar, albo niegdyś było tu użyte potężne zaklęcie i z czasem mocno straciło na mocy. Cokolwiek kryło ono w sobie, Berthold wolał nie dotykać posągu, tak na wszelki wypadek…

Aureolus podszedł do Bertholda i pokazał mu kredę w kolorze najbardziej odcinającym się od podłogi. Odłamawszy i wręczywszy mu kawałek zapytał:
- Może warto byłoby wyraźnie oznaczyć pułapki, by nikt w nie nie wlazł przypadkiem.
Spoglądając pod nogi zbliżył się do innego posągu by sprawdzić, czy przy nim też jest taka niespodzianka dla gości.
Erwin zatrzymał się jak skamieniały na wzmiankę o pułapce. Dopiero ruszył się gdy okazało się, że póki co jest bezpiecznie. Sam podszedł do wskazanego miejsca i przyglądał się uważnie. W duszy interesowało go w jaki sposób mieszkańcy robili pułapki i na czym polegały. Ta wiedza mogłaby pomóc przy następnych problematycznych sytuacjach.
- Zastanawiam się czy to pułapka nieumarlaków czy jaszczurów? - Powiedział na głos i zaczął wyliczać i oceniać pułapki.
- Nie wiemy jak ona działa, ale Aureolus mądrze mówi. Wartoby oznaczyć takie miejsce, aby później uniknąć nieprzyjemności - odezwał się Weddien.
- Berthold prawie wpadł w nią, kiedy zbliżał się do posągu, aby zidentyfikować symbole, więc może te runy były czymś w rodzaju przynęty… - dodał po chwili, jakby olśniony, a następnie zmienił temat:
- Cholernie tu zimno. Lepiej szybko zbadajmy to miejsce i wynośmy się stąd. Ktoś chętny by nam przewodzić?
- Jak działa ja wiem. Wystarczy Baronie przysiąść nad tym.
- Zwrócił się do organizatora wycieczki.
- Naciśnięcie tych płyt skutkuje uaktywnieniem czegoś w następnej komorze. Martwi mnie jedno: runy są nowe, a pułapka stara - Podniósł się z klęczek i popatrzył po podłodze jakby mogły biec sznury. Lexa słuchała zainteresowana, choć stała w bezpiecznej odległości. Nie chciała psuć innym badań, bo wiedziała, że jest jak taran na grube wrota i tutaj się nie przyda. Z uwagą rozglądała się po suficie i słuchała dalszych słów Erwina.
- Obawiam się, że tam jest nieumarłych pułapka działająca na te runy i na te posągi. Te schodząc uruchamiają pułapkę jaszczurek. - Wyznał swoje obawy reszcie.
- W każdym razie nieumarli musieli bazować na magii bo raczej wampir nie kopał sam niespodzianek.- Popatrzył na obecnych magów sądząc, że rozumieją, że mają teraz być czujniejsi niż do tej chwili.

- Nie sądzę, aby zdechlaki mogły zrobić cokolwiek poza bezmyślnym atakiem na wszystko co żywe, a już z pewnością nic, co wymagałoby jakiejkolwiek precyzji. Harkon zapewne nie konstruowałby niczego mechanicznego, ale już plugawą magią mógł się posłużyć. - Rzekł Borriddim. - Myślę, że to tutaj to dzieło jaszczurów, jak i cała piramida, a Harkon przejął miejsce po wybiciu miejscowych. Pułapek nie ruszał, bo i po co - wiedział którędy łazić, albo i zmieniał w gacka i fruu…
- Tak naprawdę nie ma znaczenia, kto uszykował niespodzianki, bo te zadziałają na wszystkich jednakowo, wliczając tych, którzy je zakładali. Bądźmy ostrożni, żeby wąpierz nie dostał nikogo po swojej śmierci… tej prawdziwej… chyba.
- Zakończył zastanawiając się, czy rzeczywiście fizyczne zniszczenie wampira zabija go na dobre, czy jednak bestia potrafi odrodzić się w jakiś sposób.

- Bystry jesteś.- Zakpił Erwin - To oczywiste, że to miasto jaszczuroludzi. Harkon przejął miasto to też oczywiste.- Wzruszył ramionami.
- Wampir nie był głupcem i jestem pewny, że wykorzystał pułapki jaszczurek do swoich celów pomagając im magią.- Inżynier zaczął się rozglądać bystro po komnacie.
- Ja bym przez chwilę tu pozostał i czekał aż jakiś zwiadowca zbada następną komnatę. Lepiej w tej obszernej się potykać niż w ciasnych korytarzach.

- Miło, że się ze mną zgadzasz. Zatem jesteś równie bystry jak ja. Brawo. -
Odparł krasnolud. - Jeszcze jakieś złośliwości, czy przestaniesz powtarzać po mnie i zrobisz coś pożytecznego? - Dodał, ale nie czekając na odpowiedź odszedł kilka kroków poświęcając swoją uwagę podłodze i ścianom.
Inżynier odprowadził khazad wzrokiem. Nie przepadał za sprzeczkami to i nie próbował zaczepki.
- Erwin po prostu stwierdził, że przekazujesz nam oczywiste fakty, próbując grać mądrego. Ale jak dla mnie to nie każdy z obecnych musi posiadać taką wiedzę, krasnoludzie, więc nawet oczywistości mogą pomóc - stwierdziła Lexa znudzonym tonem głosu, stojąc gdzieś z tyłu i nie przeszkadzając.
- Oznaczmy te odkryte pułapki jak już było mówione i po prostu chodźmy dalej. Znajdźmy te cudowne rzeczy i wynośmy się stąd. Niech bystrzejsi prowadzą badania. - norsmenka wtopiła w innych gniewne spojrzenie, którym próbowała wymusić na pozostałych jakiś ruch. Męczyło ją to podniecanie się pułapkami, zamiast parcie dalej.
Von Geissbach odwrócił się w kierunku Lexy zaskoczony jej wtrąceniem się do rozmowy. Szybka sugestia norsmenki o wędrówce w dalszą drogę jednak ostudziła przemyślenia Erwina.
- Jeśli tak to idźmy. Potem nie mówcie, że nie uprzedzałem.- Podniósł lampę i uważając na inne pułapki ruszył za innymi do drugiej komnaty.

- Tutaj jest coś jeszcze! - Borriddim oznajmił wszystkim wskazując na otwory w przejściu do kolejnego pomieszczenia. - Nie widzę mechanizmu zwalniającego, ale pewnie gdzieś tu jest. - Dodał, rozglądając się i przyświecając latarnią.
Inżynier podszedł ostrożnie do miejsca, które wskazał Borriddim. Kucnął i przyjrzał się otworowi. Szukał możliwości zabezpieczenia pułapki, oraz możliwości jej uruchomienia. Czy może tamte liny prowadziły w to miejsce? Może coś spadnie im na głowę?
Erwin spojrzał w górę szukając jakiś śladów po reszcie pułapki. szukał luźniejszych płytek czy linek zawieszonych na wysokości ciała. Zastanowił się też co przez te dziury może wyjść. Gaz? włócznia?

- Ostrożność nie zawadzi, to chyba kolejna pułapka, ale tak czy inaczej trzeba przeć do przodu. Mogę sprawdzić co jest po drugiej stronie.- Berthold spojrzał z lekkim rozbawieniem na znudzoną Lexę i po raz kolejny przybrał kruczą postać, by sprawdzić co jest po drugiej stronie. Liczył, że małe latające spojrzenie nie aktywuje pułapek przeznaczonych dla człowieka.
Gdy towarzysze zajęli się rozszyfrowaniem działania pułapki, Khazad wracał myślami do bramy. To nie był mały przypadkowy przedmiot, gdzieś musi być tu nieznanych na starym świecie ruda lub Jaszczury opracowały jakiś nowy sposób ich obróbki. Nowy nieznany jego rodakom stop metalu, postęp w dziedzinie metalurgii to odkrycie którego potrzebował jeśli miał zostać Arcymistrzem Run w przyszłości. Warto było eksplorować dalej tą świątynie, może uda się natrafić na bardziej poręczny przedmiot wykonany z tego materiału. Khazad więc czekał na konkretne dalsze decyzje.

- Może kliny wbić w te otwory i cokolwiek tam jest zostanie na miejscu? - Dorgundsson zastanawiał się na głos.


Widząc otwory w przejściu, najemnicy posłużyli się długą tyczką, aby wybadać przestrzeń przed sobą. Nic czego by nie dotknęli nie aktywowało pułapki, a więc wielce możliwym było, że jej mechanizm został rozmontowany. Weddien zgłosił się na ochotnika i ostrożnie przeszedł wąskim przejściem, a następnie schodami w dół. Reszta najemników podążyła jego śladem i w ten sposób dotarli do długiego korytarza, który prowadził do następnej komnaty. Ta była zdecydowanie większa od poprzedniej i skryta w kompletnych ciemnościach, więc aby móc się jej dokładnie przyjrzeć musieli posłużyć się światłem z kostura Bertholda. W owym pomieszczeniu znajdowało się sześć wielkich sarkofagów, które z całą pewnością nie pochodziły z Lustrii, albowiem namalowane były na nich nehekharskie hieroglify. W samym centrum komnaty znajdował się ołtarz, a po przeciwległej stronie stały wielkie wrota, które mogły prowadzić do sali tronowej.


Aureolus rozejrzał się po komnacie, ze szczególnym uwzględnieniem podłogi i otworów. Jeśli nic nie znalazł, zatrzymał się i zastanowił, czy w trakcie swoich podróży lub w czytanych książkach natknął się na coś takiego. Na razie jedynym skojarzeniem z sarkofagami były wampiry. Przypomnianymi Khemriańskimi zwyczajami o straży honorowej pilnującej głównej komnaty podzielił się z innymi.

- Trzeba sprawdzić te sarkofagi zanim dalej pójdziemy, może przeznaczone były dla wampirzych sług Harkona, a plugawi krwiopijcy, w przeciwieństwie do pomniejszych pozbawionych woli nieumarłych, mogli przeżyć jego zniszczenie. - Bursztynowy mag warknął, zbliżając się do jednego z sarkofagów z zamiarem zbadania co jest w środku. Jego zmysły wciąż były wyczulone na przepływy mistycznych mocy.

- Też się tego obawiam - zgodził się medyk oglądając najbliższy sarkofag. Szukał sposobu otworzenia go w bezpieczny sposób, sprawdzał czy nie ma pułapek. Z samym otwarcie czekał jednak na wojowników, by w razie czego miał kto przebić nieumarłego. Kiedy tylko się obejrzał, zauważył, że łazi za nim Lexa, której się nudziło. Prawdopodobnie liczyła na to że coś wyskoczy z pudełka-niespodzianki.
- Przynajmniej ich obecność oznacza, że niedługo natrafimy na najważniejszą komnatę. - dodał jeszcze.
- Ja tam nie wiem czy to powód do radości - Wzruszył ramionami Sylvain - Ale wolałbym, żeby nic nie wyszło z nich, kiedy pójdziemy dalej - Ostrożnie zbliżył się i przyjrzał się ołtarzowi na środku sali.

- Gotów spalić każdego nieumarłego obkurwieńca, który choćby spróbuje ruszyć zeschłym paluchem.
- Zakomunikował Wolfgang. - Jeno otwierajcie je pojedynczo żeby nas nie oblazły.

- Pojedynczo? - zamarudziła Lexa, która wyraźnie liczyła na coś lepszego. - Jeśli otwarcie uruchomi pułapki, to może i pojedynczo - wzruszyła ramionami. Z zasadzkami w końcu nie mogła walczyć, więc akurat to by jej nie ucieszyło. Pozostało jej więc łazić za Aureolusem, jak kiedyś za gospodarzem w karczmie i pilnować, aby nic go nie uszkodziło.

Zbliżając się do sarkofagów, Berthold wyczuł bijącą z ich wnętrz magię, lecz nie to zwróciło jego uwagę, a nagłe poruszenie w zaciemnionym kącie pomieszczenia. Jakiś człowiek lub coś na jego kształt zbliżało się chwiejnym krokiem w jego stronę, dziwnie powłócząc nogami. Po pokonaniu kilku metrów istota ta głośno zawyła, niespodziewanie przyśpieszyła i z rozpędem rzuciła się na sarkofag, jakby chciała go staranować, lecz jedyne co osiągnęła to strąciła wieko ozdobnej trumny.
Tak jak przewidział to Berthold, z wnętrza wyjrzała blada twarz przebudzonego wampira, którego oczy niebezpiecznie się zwęziły, kiedy nawiązał kontakt wzrokowy z dzikim magiem. Z nadludzką zręcznością i szybkością krwiopijca wystrzelił do góry, lądując na prostych nogach, po czym sięgnął po upięty do pasa miecz, aby w następnych chwilach rzucić się na intruza i posiekać go na drobne kawałeczki.

Gdy tylko nieumarłe paskudztwo wynurzyło się z cienia i wypuściło na zewnątrz kolejnego wampira, Wolfgang zaczął splatać eter wokół siebie, po czym wspomagając się małą bryłką siarki, splótł zaklęcie ognistej kuli. Tego dnia już upiekł jednego parszywca i miał ochotę na więcej.

Sylvain zaklął pod nosem i wycelował w stronę kroczącego powoli humanoida - wiedział doskonale, że przy szybkości wampira miał minimalne szanse na trafienie, chyba, że skakałby bezpośrednio na niego.
- Sądzę, że w tych sarkofagach czai się ich znacznie więcej! - Krzyknął do reszty i wystrzelił w stronę stwora. Wolał na razie zostać przy ołtarzu i nie ryzykować wpadnięcia na resztę towarzyszy.

- Aleś ty, kurwa, mądry! - prychnęła sarkastycznie Lexa na zasłyszaną rewelację. No już chyba bardziej oczywistej rzeczy nie dało się przekazać. I pomyśleć, że kiedyś miała go za mądrzejszego od samej siebie! O bogowie, jak to człowiek może się łatwo pomylić, gdy nie docenia własnej inteligencji. Nie planowała jednak czekać na oklaski i okrzyki rodem z areny, ruszyła na wampira, zanim on ruszy na tych, których musiała chronić.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 09-09-2017 o 14:12.
hen_cerbin jest offline  
Stary 05-09-2017, 22:06   #58
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Walka z Nieumarłymi

Przebudzenie pierwszego wampira było dla wszystkich zaskoczeniem, mimo iż spodziewali się tutaj wszystkiego. Mag ognia zdążył wysłać głodne płomienie na jednego z krwiopijców, jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Obudzeni nagłym zamieszaniem jego towarzysze, otworzyli z hukiem swe trumny i wyskoczyły na zwartych najemników. Trzech ludzi zostało powalonych już w pierwszych sekundach, głowa Eomunda potoczyła się tuż pod nogi, jak złe fatum i ostrzeżenie dla pozostałych. Rozwścieczonych pazurów innego wąpierza Lexie udało się uniknąć, dzięki czemu nie została nawet draśnięta. Skupiona wyłącznie na przeciwniku, “odgryzła” mu się w mgnieniu oka, zasypując gradem silnych ciosów. Dwa pierwsze oderżnęły od torsu ręce wampira, z którymi do niej wystartował, zaś trzeci atak odciął mu łeb. Norsmanka parsknęła krótko, jednak jej skupienie na walce na tym się skończyło. Tylu bliskich było zagrożonych, że nie wiedziała gdzie podziać oczy, gdzie powinna stanąć i kto następny powinien rozsypać się w proch. Kiedy sala zapełniła się chwiejącymi się na nogach mumiami, Lexa wiedziała już, do czego to wszystko zmierza. Do zguby. Wiedziała gdzie jest Thora, ta na szczęście była bezpieczna. Słuchając rad starszej siostry nie zaszarżowała do przodu, zostając w wąskim korytarzu i obsypując napastników strzałami. Lexa poczuła ulgę, jednak jej warta nie dobiegła końca. Widząc nadbiegające z północnej strony niebezpieczeństwo, rzuciła się do ataku, z impetem wbiegając tuż przed Aureolusem i osłaniając go swoim ciałem, obsypała zaskoczonego wampira szybkimi cięciami ostrej klingi miecza.

- Spieprzajcie stąd wszyscy! Ale już! - krzyknęła nie odwracając się za siebie. Wiedziała, że tym razem nie wyrządziła przeciwnikowi wielkiej krzywdy, ledwo go drasnęła, czuła się słaba, a jej słabością były osoby, na których jej zależało. Później wszystko potoczyło się na tyle szybko, że nie wiedziała kiedy dokładnie została otoczona. Oddzielona od grupy, z każdej strony był truposz dyszący do jej twarzy, zostawiający mgiełkę martwego oddechu na karku. Ktoś do niej krzyczał, by się wycofała, ale nim zdążyła cofnąć się o krok, nie miała już na to miejsca. Zacisnęła mocniej dłonie na rękojeściach swych broni, aż poczuła ból. Nie mogła przełknąć śliny, nie potrafiła się skupić. Myślała tylko o tym, czy wszyscy zdążyli uciec, czy Aureolus się wycofał, ale chyba widziała jak znika w korytarzu. A Thora? Ona zdawało się pobiegła pierwsza, tak. Była bezpieczna. Krwiopijca zamachnął się mieczem, a jego ostrze przecięło powietrze tuż przed twarzą blondynki, kiedy to rzuciła się w bok unikając ataku. Nie mając miejsca na manewry, jęknęła głucho gdy zderzyła się z innym napastnikiem, który to z impetem pchnął ją na ścianę. Jej plecy boleśnie huknęły o mury, odrzucając głowę w tył. Kobieta potylicą przywaliła o zimny mur, obraz przed oczami przestał być wyrazisty. Uścisk dłoni otaczającej miecze zmalał, Lexa czuła jak kołysze się na boki. Nie widziała nic, prócz zamazanych konturów otaczających ją umarlaków. Wiedziała natomiast, że ją rozszarpią i żałowała, że nie potrafiła nawet splunąć im w twarz z pogardą. Kiedy wokół wszystko okryło się mrokiem, a dobiegający zewsząd hałas zlał się w jeden, nic nie znaczący dźwięk, Norsmanka osunęła się na ziemię. Dla niej ten świat już nie istniał.



Przekaz Valdina


Lexa poczuła przenikliwy chłód, który szczelnie ją otoczył. Czuła pod plecami skrzypiące śniegi Norski i siarczysty, szczypiący nagą skórę wiatr. Ukłucia bólu oblały punktowo każdy centymetr jej ciała, nie pozostawiając miejsce na odrobinę spokoju i rozluźnienia. Jej mięśnie napinały się z każdym uczuciem rozpierania i szarpania tkanek, miała wrażenie, jakby ktoś rozrywał ją na strzępy.
Kobieta pierwszy raz poczuła strach. Była samotna, otaczała ją ciemność i cisza. Jedynie skrzyp lodowatego śniegu oraz silne uderzenia wiatru o tej samej temperaturze sprawiały, że nie oszalała z powodu głuchych dźwięków nicości. Wąska linia obrazu ukazała się przed nią, kiedy ciężkie powieki uchyliły się nieco. Oszronione rzęsy jak biały wachlarz uniosły się ku górze, opadając i unosząc się co chwila podczas mrugania. Wzrok niespiesznie dochodził do siebie, wyostrzając pole widzenia. Postać stojąca nad jej ciałem przestała być nic nie znaczącą plamą.

- Ojcze? - sine usta Lexy poruszyły się w leniwie wyszeptanych słowach. Miała wrażenie, że jej język jest drętwy i choć stara się mówić, jej słowa są odległe.
- Lexo… - wysoki mężczyzna nachylił się nad blondynką i ciężką, szorstką dłonią przesunął po czole kobiety, odgarniając zamarznięte włosy do tyłu. Ta starała się uśmiechnąć, jednak jej twarz była na tyle odrętwiała, że nawet nie czuła własnej mimiki.
- Nigdy nie będę wystarczająco dobra, ojcze. Chciałam być najlepsza dla ciebie, chciałam by ktoś był ze mnie dumny, byś ty był, ale… Nie potrafię. Jestem wątła, jestem słaba, jestem nikim. Zawiodłam ich, ojcze, zawiodłam ich wszystkich. Zawiodłam ciebie i Thorę, zawiodłam Aure… - przerwał jej nagle kładąc palec na spierzchniętych wargach. Im mniej mówił, tym bardziej bolało ją serce. Czuła, że nie zasłużyła na jego miłość, o której opowiadała jej siostra. Nie dała z siebie wszystkiego, poddała się, była słaba. Zaczęła dopuszczać do siebie uczucia, których teraz się wstydziła.
- Jesteś ważna, Lexo. - szepnął jakby chcąc ukryć tajemnicę przed wścibskimi uszami. Wtedy to leżąca w bezruchu Norsmanka dostrzegła zniekształcone cienie wokół nich. Otaczały ich ciasnym kręgiem, a w ich spazmatycznych ruchach był chaos. Gdzieś wysoko na niebie zamigotała postać kruka. Ojciec nachylił się nad nią jeszcze bardziej. Czuła ciepły oddech koło ucha, który ogrzewał kawałek jej szyi. Miała wrażenie, że sprawi on iż zaraz ożyje, a paraliż ciała ustanie - Ale oni jeszcze o tym nie wiedzą - ściszony do granic możliwości głos przeszył ją dreszczem. Jej źrenice rozszerzyły się, pochłaniając w swym mroku zielone tęczówki. - Oczekuj mnie. Odbiorę swój skarb. - dodał w podobnej intonacji, po czym powstał na równe nogi. Obraz jego osoby zaczął niewyraźnie migać, naprzemiennie ukazując ojca oraz ją samą, w tej samej pozie i z tymi samymi broniami w obydwu rękach. Blizny na ich ciałach nakładały się w tych samych miejscach, byli do siebie tak bardzo podobni, że prawie identyczni. Migoczącą projekcje zaczęły pochłaniać chaotyczne cienie, które zamykały Lexę w jeszcze bardziej ciasnym uścisku. Zdusiła w sobie łzy napływające do oczu. Oni zdusili w niej ostatnie tchnienie.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-09-2017, 19:29   #59
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Walka z perspektywy medyka


Gdy wampiry wyskoczyły z sarkofagów niczym diabły z pudełek Aureolus odruchowo się cofnął. Ku swojemu zaskoczeniu dał radę nawet oddać strzał z garłacza. Na szczęście z niego nie trzeba było celować i dzięki temu trafił.
Na niewiele to się zdało, podobnie jak czary Wolfganga. W ciągu kilku pierwszych chwil padła jedna trzecia drużyny.
Lexa krzycząc
- Spieprzajcie stąd wszyscy! Ale już!
zaszarżowała na stwory próbując skupić uwagę wrogów na sobie i kupić innym czas.
Medyk patrzył oniemiały.
- Ty cholerna, nienormalna, suicydalna, wspaniała, cudowna idiotko, tylko nie daj się zabić - wyszeptał.
Z otumanienia wyrwał go widok wycofującej się Thory.
- Trzeba się wycofać i bronić w ciasnym przejściu - tam będziemy mieli przewagę. Albo spuścimy im pułapki na głowy - krzyknął wycofując się i ciągnąc nieprzytomnego Wolfganga za kołnierz.
Wampiry jednak przełamały obronę tak szybko, że musiał ratować się ucieczką.
Inni może i oczekiwali bohaterstwa, ale Aureolus wiedział, że jeśli da się zabić, nikomu nie pomoże. Na szczęście Borridim w ostatniej zabezpieczył odwrót podpalając olej do latarni i dając czas na przegrupowanie się w poprzedniej komnacie.
Tu dostali tez wsparcie - barona i jego marynarzy. Już po chwili okazało się bardzo przydatne.
Medyk nie znał się na walce - potrafił się jednak uczyć. Wampiry bały się ognia zatem on może je zniszczyć. A na co jak na co, ale na brak oleju do lamp Aureolus nie narzekał. Roztrzaskał dwie butelki oleju pod stopami zablokowanych w przejściu wampirów i gdy już ładnie się porozlewał, podpalił go. Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania.
Nie był to jednak koniec walki. Spalił dwa wampiry. Kolejny chciał paktować, ale Borridim pokazał gdzie ma negocjacje zanim medyk zdołał otworzyć usta. Tym razem to wrogowie się wycofali. Medyk został z tyłu. W dalszej walce nie wziął już udziału.


Po bitwie


Miał za to inną, kto wie czy nie bardziej krwawą robotę. Musiał oddzielić martwych od żywych i tych, którym jeszcze mógł pomóc, od tych którym już nie potrafił.
Od razu wręczył też jednemu z marynarzy gliniany kociołek (żelazne były bardziej wytrzymałe, ale czasem metal dziwnie reagował w naparami, czyniąc je niezdatnymi do użytku) i korę wierzby, po czym poprosił go, by rozpalił ogień i zagotował wodę na napar przeciwbólowy. Miał wrażenie, że dziś pozbędzie się połowy zapasów ziół.

W miejscu gdzie przed chwilą stał potężny niedźwiedź, rozbłysł słup szmaragdowego światła i pojawiła się zakrwawiona postać Bertholda. Oszołomiony rzezią która przed chwilą miała miejsce rozglądał się dookoła pośród makabrycznych widoków, wszędzie leżały spalone, zmasakrowane szczątki wampirów, niestety kilku z towarzyszy również. Orrgar odnalazł to czego czukał, natomiast Baron…
- Jemu chyba już nie można pomóc - spojrzał ze smutkiem na zmasakrowane zwłoki Kratenborga, jedynego arystokraty który zasłużył sobie na szacunek zwierzęcego maga... - Co z Lexą?
Opierając się na kosturze, zbliżył się w stronę sarkofagu, z którego słyszał chyba złorzeczenia Lexy.


Medyk nigdzie nie mógł dojrzeć Lexy, ale stłumiony stek wyzwisk i przekleństw dobiegających spod pokrywy jednego z sarkofagów spowodował, że spadł mu kamień z serca. Zaskoczyła go ta ulga. I nie tylko dlatego, że spowodowały ją słowa powszechnie uważane za obelżywe…

- Matkojebcy! Pierdoleni w dupsko kutasiarze! Otwierajcie to gówno, a nie sobie druty tarmosicie, lachociągi popieprzone! Walczcie ze mną zamiast się bawić swoimi pindolkami, no dawajcie! Wyrwę wam dzwony z kroku i wypcham nimi wasze oczodoły, wypuście mnie, spermossacze! - Lexa darła się swoim ochrypłym głosem, z wyraźną nutą norskiego akcentu, napieprzając od środka w ciężkie wieko sarkofagu z całych sił, których i tak jej już brakowało.

Borriddim skinął głową w podziękowaniu dla mistrza run, który uśmiercił ostatniego wampira. Ten przed śmiercią zdołał przebić zbroję i dotkliwie zranić Dorgundssona. Zresztą cały pancerz wyglądał teraz jakby przejechał po nim wóz parowy - był powgniatany i przebity w kilku miejscach, podobnie jak krasnoludzki hełm.
- Poczekaj, pomogę ci… - Mimo ran podszedł do jeszcze gorzej wyglądającego maga, który zamierzał odsunąć wieko sarkofagu spod którego dochodziły niewybredne przekleństwa. - To musi być ona. - Zdjął hełm i uśmiechnął się szeroko. - Przydałaby się jakaś ręka lub dwie do pomocy! - Zawołał do Brokka, Thory i Aureolusa. Przy okazji po raz pierwszy na spokojnie rozejrzał się po zbryzganej posoką sali, w której padło tak wielu towarzyszy i jeszcze więcej potwornych przeciwników.
- Ale tu syf… - stwierdził i splunął na ziemię.

Aureolus był szczerze zdziwiony, że Lexa, o której życie się obawiał, ma się na tyle dobrze by wykrzykiwać z wnętrza sarkofagu. Przynajmniej ona przeżyła, w przeciwieństwie do Barona i jednej trzeciej składu. Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że wielu z nich nie było szansy pomóc. Tymczasem jednak postanowił dać wyraz swojej radości z tego, że Norsmenka żyje.
- Hałasy z wnętrza sarkofagu, a Ty chcesz otwierać? Zwariowałeś? - mówiąc wystarczająco głośno by Lexa go słyszała, medyk puścił oko do krasnoluda i maga - Ostatnio wyskoczyły wampiry! To może być coś gorszego, nie ma co ryzykować. Trzeba przywalić czymś ciężkim i zabrać się za poszukiwanie Lexy, musi tu gdzieś być!

- Imperialne, męskie kurwy!! - usłyszał w odpowiedzi wkurwiony ryk Lexy - Sprzedam wasze owłosione dupy w porcie na naczynia dla spermy! Kutas wejdzie wam odbytem a wyjdzie krzywym ryjem, zakręcając w kierunku oka i tam też was wyruchają! - wysapała ledwie dysząc. Po chwili ciszy dało się słyszeć nagły huk. Było to jedno, silne uderzenie, jak wierzgające końskie kopyta. Choć kobieta zdawała się być w pełni sił, ledwo oddychała i czuła się jakby miała zaraz stracić przytomność. Kręciło jej się w głowie. - Możecie mnie cmoknąć w psiochę następnym razem, taki chuj, że pozwolę wam spierdolić z rzezi, będziecie kwiczeć jak zarzynane świnie! Pierdolone Imperium i jego portowe dziwki!

Thora niemal ledwo widząca przez mgłę wkurwienia i niepokoju rzuciła się ku sakofagowi, odpychając medyka brutalnie z drogi i nie patrząc czy aby stanie mu się krzywda:
- Pomóżcie! - wrzasnęła na Ulfira i zbierających się w miejscu jatki marynarzy.

-Widzę że tak krwiopijcom przygadałaś że Cię tu zamknęli - Berthold zaśmiał się, plując krwią. Był zadowolony że jego ulubiona samica pośród członków załogi przeżyła.

Thora dzięki pomocy marynarzy oraz chętnej części ocalałej załogi, zdołała odsunąć wieko sarkofagu, w którym Lexa została zamknięta. Kiedy wojowniczka w końcu dojrzała jakieś światło oraz możliwość ucieczki z tej zimnej trumny, wyskoczyła ze środka jak poparzona. Szybko pożałowała swojej niecierpliwości, kiedy to zachwiała się i upadła na kolana. Nerwowo jednak powstała i na chwiejnych nogach wycofała się w róg pomieszczenia, do którego przycisnęła się plecami. Zakrwawionymi dłońmi ściskała miecz Harkona i mierzyła jego ostrzem w zgromadzonych. Dyszała ciężko, nie mogła złapać ostrości obrazu w dodatku była skołowana i niepewna tego wszystkiego, co się zadziało. Wyglądała jak dogłębnie zranione zwierze, które warczy ostatkami sił.
- Nie zbliżajcie się do mnie! - zagroziła stłumionym przez ból warknięciem - Nikt nie ma prawa mnie tknąć! Gdzie jest Thora? Gdzie moja siostra?! - nogi uginały się pod Norsmenką, która mocno mrugała oczami, starając się pozbyć mgły, która zasłaniała jej postacie i sprawiała, że byli tylko rozmazaną plamą.

- Tu jestem! - Norsmanka przepchnęła się przez zebranych - Lexa! Jestem tu!
Dziewczyna rozłożyła szeroko ramiona i podchodziła wolno, ostrożnie do siostry jak do dzikiego konia. - Jestem tu - ściszyła nieco głos drżący od emocji, starając się uspokoić i siebie i Lexę - Już po wszystkim. Jestem… - zbliżała się krok po kroku obserwując miecz i samą norsmankę. - nic mi nie jest…no już, jestem… odłóż miecz… wrogów wybiłaś - przeszła na norski by w rodzinnym języku przemawiać do otumanionej kobiety.

Słysząc głos siostry i dostrzegając jej rozmazane kontury, Lexa nie odrzuciła miecza, ale zdecydowanie opuściła go w dół, tak że czubek klingi dotknął kamiennej podłogi. Jej oddech był ciężki, a cera bledsza niż norskie góry. Bezbronnie osunęła się po ścianie, aby usiąść na podłodze z podkulonymi nogami.
- Czyli żyjesz... Udało mi się - mruknęła z ulgą w głosie - Gdzie jest Erwin? Widziałaś naszego ojca? - spytała zwracając się do rozmazanej postaci swej siostry - Chyba... potrzebuję medyka. Tak trochę. - zakończyła zupełnie bez przekonania i siły w głosie.

Medyk, odzyskawszy równowagę uznał, że i tak było warto. Już miał dodać, że to jakiś wampir podobny do Lexy, bo Lexa była milsza, ale ta nagle niemalże rozkleiła się widząc siostrę i wtedy także on odzyskał zdrowe zmysły. Tym razem to on przepchnął się do Lexy, przyklękając przy drugim boku Lexy.
Teraz nie żartował i nie wygłupiał się. Z ulgą zauważył, że cios w splot słoneczny, który posłał wojowniczkę na podłogę nie zadał poważniejszych obrażeń, choć i tak skrzywił się, gdy znalazł złamane żebro i potężnego guza na głowie. Nie wymiotowała i to był dobry znak, ale wydawała się otumaniona. Tym razem to on chwycił jej twarz w dłonie i wpatrywał się w oczy poszukując śladów urazu mózgu.
- Źrenice równe - westchnął ze słyszalną ulgą.
- Na razie wypij to - powiedział podając Lexie napar kojący, a ta niemrawo kiwnęła głową. Obejrzał ją dokładniej i gdy zauważył ślady kłów, zaklął szpetnie. Do mikstury pomagającej na utratę krwi potrzebował sproszkowanego hematytu, a póki co powinna dużo odpoczywać i jeść czerwone mięso. O ile z tym drugim problemu nie będzie, bał się że nie zmusi jej do tego pierwszego. Cóż, na razie miał pilniejsze zmartwienia. Musiał ją przekonać, by nie wstała udając że nic jej nie jest i nie wyrżnęła w podłogę padając na twarz chwile później. Obmył jej rany wilgotną ściereczką, obandażował jej głowę wsunąwszy między bandaże mieszankę ziół, która miała zmniejszyć ból i obrzęk.

Thora z uwagą wpatrywała się w poczynania zabawnisia. Patrzyła na każdy jego ruch jak sroka w gnat. Zmarszczone brwi i skupiony gniew na twarzy mieszały się z niepokojem o Lexę.
Potrzebował pomocy jej siostry.
- Thoro, przypilnuj proszę siostry, przez chwilę niech nie wstaje.
- Co jej? - d
opytywała zezując na większą kobietę to na lekarza. Położyła dłoń na ramieniu Lexy machając też na Ulfira by poszukał Erwina. W tym momencie wojowniczka próbowała się podnieść, aby pomóc wynieść rannych z tej przeklętej mogiły, jednak zaciśnięta na ramieniu dłoń siostry sprowadziła ją z powrotem, nim ta na dobre się uniosła.
- Lexa, siedź na dupie - wycedziła nieco zdezorientowana.

- Miejmy nadzieję, że nic - odparł medyk i podziękował Thorze.
- Ale chciałbym żeby tak zostało. Złamane żebro nawet jej nie spowolni jeśli tylko je zabandażuję ciasno, a osłabienie przejdzie po kilku dniach odpoczynku. Wszystko będzie dobrze - mówił zarówno na użytek Thory jak i Lexy, ale korzystając z otumanienia Lexy pokazał Thorze ślady kłów i zakrył je ubraniem, tak by inni ich nie widzieli.

Młoda była kapitan pobladła.
Oczy rozszerzyły się a usta dla odmiany zacięły w wąską kreskę jakby Thora walczyła z sobą by nie wrzasnąć.
Złapała w mocny uścisk dłoń lekarza i szarpnięciem przysunęła go do siebie.
- Zrób … - zaczęła chyba jakąś groźbę ale ta utknęła jej w gardle. Zamrugała szybko by odpędzić wilgoć i puściła medyka na tyle by zajrzeć mu w oczy z mieszanką wściekłości, przeraźliwego strachu i błagania.
Odruchowo gładziła Lexę wstrzymując jej próby ruchu.

- Wetrzyj jej to we wszelkie - zaakcentował to słowo medyk podając jej słoiczek z porcją Gesundheitu - skaleczenia. Nie wiadomo jakie zarazy na tych umarlakach były, nie ryzykujmy zakażenia.
Zostawiwszy Lexę w najlepszych możliwych aktualnie rękach ścisnął jeszcze dłoń rannej i odszedł zająć się innymi rannymi. Cały czas jednak myślał intensywnie - Gesundheit zabezpiecza przed zwykłymi zakażeniami. A to, że została zamknięta w sarfokagu mogło oznaczać, że wampiry miały co do niej plany i proszek niekoniecznie musiał zadziałać. Ale taki mag i wampir jak Harkon z pewnością ma wiele ksiąg i najlepsze narzędzia oraz dobrze zaopatrzone laboratorium. Jeśli coś można zrobić, to można zrobić to tutaj. Lexa nie rzuciła się na nich z żądzą mordu i krwi w oczach, więc może nie jest jeszcze zbyt późno… Ale najpierw musiał zająć się innymi rannymi.

Medyk nie wtrącał się w wynoszenie zwłok. Obejrzawszy je wcześniej wiedział, że nie może dla nich nic zrobić. Zajął się więc tymi, dla których coś jeszcze zrobić mógł. Nieprzytomnym podsuwał pod nos sole trzeźwiące, rannych poił naparami kojącymi, przemywał rany i posypywał je Gesundheitem, bandażował, szył i łatał, Na szczęście choć obrażenia wyglądały bardzo poważnie, większość ran była czystymi cięciami. Takie rany, choć wyglądają bardzo spektakularnie, goją się szybko, a po zaszyciu lub zabandażowaniu nie zagrażają życiu. Na nikim innym nie zauważył też takich śladów jak na Lexie.
Starał się pracować jak najszybciej, na wypadek gdyby znów coś wylazło z krypty.

Sylvain odzyskawszy przytomność odepchnął cucącego go solami medyka i zerwał się na równe nogi. Czuł się całkowicie zagubiony, a przewijające się w jego umyśle obrazy przerażających krwiopijców wywoływał u niego niepowstrzymany lęk.
- C-c-co się stało? – Powiedział po chwili dysząc ciężko i patrząc oszalałym spojrzeniem na resztę. Sam nie wiedział kiedy dobył w dłonie rapierów.
- Wypij to - podsunął mu napar kojący medyk, póki był zbyt nieprzytomny by odmówić.
- Na ból głowy też zaraz coś dostaniesz. - dodał. Na szczęście poza poobijaniem nic Sylvainowi nie dolegało. Źrenice równe, a koordynacja taka, że tylko pozazdrościć.
- Wampir rzucił Tobą o ścianę, ale będzie dobrze - dodał Aureolus kończąc udzielanie pierwszej pomocy i przechodząc do Wolfganga.
Sylvain dopiero po chwili odzyskał zdolność zdrowego myślenia i spojrzał po zebranych towarzyszach. Od razu poznał, że na każdym ostatnia potyczka odcisnęła swoje piętno.

Gdy medyk w końcu go ocucił, Wolfgang zamrugał oczami starając się odzyskać ostrość widzenia i chciał szybko się podnieść, czego równie szybko pożałował.
- O kurwisyn… - Skomentował, przecierając obolałą ręką twarz. - Nigdy nie sądziłem że tak uciesze się na widok drugiego faceta zaraz po przebudzeniu. - Zażartował rozpoznając Aureolusa i nie przeszkadzał mu w opatrywaniu jego ran.
- Jeden z obchujeńców do mnie doskoczył i budzisz mnie ty, więc zwyciężyliśmy. - Bardziej stwierdził niż zapytał. - Jakie straty? - Jego głos zaczynał powoli odzyskiwać dawną siłę.

- Eomund. Weddien. Orrgar. Baron. Poza mną i Thorą cała reszta mniej lub bardziej ranna. Na szczęście nikt poważnie. Poza Lexą. Ale i tak potrzebujemy kilku dni odpoczynku, bym mógł wszystkich doprowadzić do jako takiego zdrowia. Może w tym czasie znajdziemy statek, jak mówiłeś. Tylko lepiej żebyśmy się już w żadną walkę nie wplątywali w tym tygodniu. No, skończone. Tyle co mogłem pomóc na teraz, zrobiłem. -podsumował medyk.

Gdy mógł już wstać o własnych siłach, podniósł swój kostur i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu gdzie go powalono.
- Zdechlaki całkiem nieźle się tu zadomowiły. Mam rozumieć że za tamtymi wrotami znajduje się sypialnia Harkona? Warto by ją sprawdzić. - Zaproponował.


Erwin otworzył oczy. Przed sobą zobaczył postać. Skądś ją znał, ale skąd? Chwilę mu to zabrało zanim rozpoznał Aureolusa.
- Co się dzieje? - Zakaszlał i złapał się za brzuch.
- Ale piekielny ból.- Przez chwilę walczył z bólem i gdy ten już dał myśleć rozejrzał się wokół.
- Lexa?- Spytał przez zaciśnięte zęby.
- Żyje. - odpowiedział na najważniejsze pytanie medyk. Podał napar kojący rannemu - niby przy ranach brzucha nie powinno się dawać nic do picia, ale jeśli Erwin zacznie się miotać podczas interwencji chirurgicznej to też dobrze nie będzie.
- A teraz postaraj się nie ruszać - dodał, rozpoczynając zszywanie rany.
- Czekaj! Masz coś do zagryzienia?- Spytał inżynier. Medyk w odpowiedzi podał mu specjalny kawałek grubego rzemienia.
- Wampir niemal Cię wypatroszył. Ale to lepiej niż by miał niemal wywałaszyć, brzuch zszyć mimo wszystko prościej.
Gdy skończył spojrzał z zadowoleniem na swoje dzieło.
- Daj sobie ze dwa dni odpoczynku i nie podnoś nic ciężkiego, bo szwy puszczą. Ale miałeś sporo szczęścia - rozpruli Ci tylko skórę i mięśnie, jelita nawet niedraśnięte. Za trzy dni będziesz sprawny, a za tydzień zostanie tylko cienka blizna.
- Wiesz, że jeśli dany nam będzie spokój to zrobię jak każesz. -
Podsumował kiedy medyk skończył katorgę Erwina.
- Gdzie ona jest? - Zadał następne pytanie o nersmenkę.
- Pod tamtym sarkofagiem - Medyk pokazał ruchem głowy.
- Mogę? - Spytał układając się do wstania.
- Tylko nie przychodź do mnie, jak Ci się flaki wyleją - gderał Aureolus, pomagając wstać Erwinowi i prowadząc go, by mógł sobie posiedzieć bliżej Lexy.
Erwin spokojnie dał się doprowadzić do blondynki. Usiadł z pomocą Aureolusa patrząc na nią. Ona jednak tylko przyglądał się dziwnie.
- Co się stało? - Spytał norsmenki. - Jak się czujesz? - Dodał.
- Lepiej niż ty. - odburknęła jedynie. Nie szukała wzrokiem medyka, bo i tak gówno widziała, jakieś cienie, mgła. Udawała więc, że patrzy w bok bo ma ich wszystkich w dupie.
- Cieszę się, że cała jesteś.- Słychać było w głosie mężczyzny rozluźnienie i zadowolenie.
- Chyba nie poszło nam jak chcieliśmy.- Podsumował uważnie obserwując Lexę.
- Nie do końca - odparła oschle - Ale mogło być gorzej. - widać było że Norsmenka nie jest chętna do rozmów.
- W sumie mogliśmy zostać chodzącymi truposzami w ich armii.- Dodał szybko lecz po chwili z powodu bólu zwolnił mówienie i starał się nie nadwyrężać szwów.
- Cicho oboje! - warknęła gniewnie Thora - Zamknąć jadaczki i oboje odpoczywać. Szacunek konowałowi okazać - zgrzytnęła zębami hamując się przed walnięciem Erwina w potylicę.

Skończywszy, pozbierał swoje rzeczy i uśmiechnął się słysząc słowa Thory. W końcu ktoś pilnował zaleceń lekarskich. Lekko skłonił się w podziękowaniu. Chyba polubi tę panią Kapitan.
Później, uważając na pułapki, poszukał miejsca gdzie możnaby przygotować choćby prowizoryczne legowiska dla rannych. Dla Lexy przyszykował osobne pomieszczenie.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-09-2017 o 19:32.
hen_cerbin jest offline  
Stary 13-09-2017, 21:04   #60
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Po ominięciu pułapki i wejściu do następnej komnaty, poszukiwacze natrafili na kilka sarkofagów ustawionych w kwadracie i zamknięte drzwi po przeciwległej stronie pomieszczenia.

Skoro gnieździły się tu wampiry, Wolfgang miał pewność co znajduje się w środku grobowców. Gdy zza jednej z kolumn wybiegła mumia i strąciła płytę z jednej z kamiennych trumien, Deiter nie dał się zaskoczyć i już splatał zaklęcie. Kiedy wampir wyskoczył na zewnątrz dobywając broni w jego kierunku pomknęły ogniste pociski, lecz nie zrobiły większego wrażenia na opancerzonym nieumarłym.
W następnej chwili kolejni krwiopijcy zaczęli zrzucać ciężkie wieka, a Wolfgang przywołał ognistą koronę, która zawisła nad jego głową.

Niestety na potężnym przeciwniku czar nie zrobił zamierzonego wrażenia i wampir osmolony przez Wolfganga parę chwil wcześniej doskoczył do niego bez cienia strachu. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył mag były trupie oczy pobłyskujące wewnątrz hełmu i nastała dla niego ciemność.

Ból nadszedł później, jak się okazało dużo później, kiedy wszyscy nieumarli zostali pokonani i ocucił go Aureolus. Niestety zwycięstwo opłacili masą ran i kilkoma martwymi, wliczając w to Barona, ich pracodawcę. Ale wygrali i wyglądało na to że oczyścili wyspę z nieumarłych.

- Oby przynajmniej jaszczurze ryje okazały nieco wdzięczności. - Pomyślał obolały wolfgang, kiedy Aureolus zszywał go do kupy. Sądząc po głębokości i wielkości cięć Deiter z pewnością otarł się o śmierć. Jednak zamiast czuć ulgę z przetrwania tej potyczki, wzbierała w nim wściekłość na to że dął się wyeliminować z niem tak szybko. Gdyby nie to, mógłby sprowadzić płomienie na tak wielu obkurwieńców. Na tak wielu... Zamyślił się, dając pracować medykowi.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172