|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-03-2019, 21:19 | #431 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
08-03-2019, 22:02 | #432 |
Reputacja: 1 | Bert przysłuchiwał się dyskusji i nie bardzo wiedział czyją stronę poprzeć. Po jakimś czasie zaczął się skłaniać ku argumentom czarodzieja. Czekanie było bardzo ryzykowne ale i podróż Drogą Pielgrzymów nie zapowiadała się na bezpieczną. |
09-03-2019, 00:49 | #433 |
Reputacja: 1 | Powiedzieć, że Detlef nie był szczęśliwy z powodu łażenia po lesie, to nic nie powiedzieć. Ten cholerny zagajnik wypełniony krwiożerczymi owadami, drzewami łapiacymi korzeniami za buty, aby przewrócić biednego krasnoluda nadawał się wyłącznie na zapewnienie opału na zimę. I to nie najlepszej jakości, jak sądzł brodaty kurdupel. Gdyby nie gruba skóra, to pewnie latające bestie wyssałyby go w całości, a skóra i gnaty użyźniłaby glebę pod którymś drzewnym potworem. Gustaw znowu się pogubił - robił to, czego miał już nie robić, czyli nie mówił nic, by za jakiś czas mówić o zbyt wielu rzeczach na raz. W efekcie nic z tego właściwie nie było realizowane, a do tego oddział sam musiał o siebie jakoś zadbać. A każdy oczywiście miał swój pomysł jak to powinno zostać zrobione. Radość ze zdobycznych pistoletów przytłumił fakt, że wraz z resztą ekwipunku ważyło to wszystko jakby zbyt wiele. Thorvaldsson sapał i klął przedzierając się przez las - choć to pewnie sam las robił pod górkę i niechybnie chciał, aby Ostatni nigdy nie opuścili tego miejsca... Podczas marszu nie było na to czasu, ale musiał dokonać pewnych prac związanych ze swoim wyposażeniem. Wieczorny popas wydawał się być najlepszą okazją ku temu. Przede wszystkim dokładnie wyczyścił i osuszył pancerz - zarówno płyty, jak i ogniwa zbroi kolczej. Z braku płatnerskiego wyposażenia zadowolić się musiał paskiem wełnianego płaszcza oderżniętym nożem z samego dołu - i tak był trochę za długi, bo szyty na ludzką miarę. Cienkie strzępy materiału nieźle pasowały to czyszczenia stalowych kółek - mógłby nawet pancerz wypolerować, ale nie chciał, żeby świecił się jak psu jajca. Po elementach pancerza przyszła pora na broń - o ile z nożem, toporem, czy młotem nie było problemu, to pistolety wymagały trochę więcej zachodu. Na szczęście dawał sobie radę z ich rozłożeniem na części i ponownym złożeniem - nie miał jeszcze tyle doświadczenia, żeby wykonywać nowe egzemplarze broni palnej, ale z czyszczeniem i konserwacją posiadanych nie powinien mieć problemu. Wkótce oba standardowe pistolety były czyste, nabite i gotowe do użycia, niestety brak narzędzi uniemożliwił mu jednak zajęcie się najciekawszym z posiadanej trójki - wytworem krasnoludzkich rzemieślników, którego poprzedni właściciel zdołał jakoś uszkodzić. Większość prac przy swoim wyposażeniu, do czego doszedł również przegląd skrzynki na ładunki, plecaka, pasków i mocowań do broni, ładownic i innego wyposażenia pomocniczego, kapral wykonał w czasie swojej warty - trzeba przyznać, że nic tak nie pozwala zasnać, jak pożyteczne zajęcie. Nad ranem postanowił podzielić się częścią niesionego przez siebie ładunku z jednym z kopytnych potworów - Czwartkiem, czy innym dziwnym mianem nazwany. W jukach zwierza wylądowała połowa jego zapasów prowiantu wraz z bukłakiem i znajdującym się w nim piwem, do tego toporek do rzucania, który musiał ustąpić miejsca przy pasie dla pistoletów. Drugi toporek został stracony w potyczce nad brodem po tym jak śmignął obok głowy żołdaka Granicznych i wpadł z pluskiem do wody. * * * - Pościg trzeba rozbić tutaj i to jak najszybciej, bo nie mamy czasu na pierdolenie. - Powiedział wreszcie włączając się do dyskusji, jaka wywiązała się gdy dotarli do linii drzew. - Lezą za nami jak muchy za gównem i widać nie mają problemów z tym, żeby bez trudu nas tropić. Już jeden jeździec wystarczy, żeby zawiadomić najbliższy garnizon, którego liczebność jest dla nas tajemnicą, ale nawet gdyby się wahali, to po prostu ściągną więcej ludzi żeby dobrać nam się do tyłków. Zapewne już tego gońca posłali. - Stwierdził. - Na otwartym terenie nie uciekniemy im - można się z nimi droczyć i maszerować nawet w nocy zamiast odpoczywać, ale oni konno dogonią nas z samego rana. Z karawaną nie mamy mobilności wystarczającej, by ich zgubić. - Mówił dalej. - Zatem musimy się ich pozbyć teraz zanim skapują, że idziemy na przełęcz. Przecież łbów z dupami miejscami nie pozamieniali i w końcu się domyślą. A wtedy ostrzegą swoich na przełęczy i ani my nie wykonamy zadania, ani żaden inny oddział. Trzeba ich tu i teraz - wytłuc do nogi, albo przynajmniej wykrwawić na tyle, by odpuścili na dobre. - Powtórzył. - Poślijmy przodem dwie osoby ze zwierzętami. Jakby spiąć je razem, to przecież od razu nie uciekną. - Zaczął przedstawiać swój punkt widzenia. - Reszta zostaje i szykuje zasadzkę - ślady będą wiodły dalej, a nasze będą musiały zostać ukryte najlepiej, jak się da. Jak tylko pojawią się w tym miejscu - wskazał pod nogi, to capniemy ich z boków i miejmy nadzieję, że wytłuczemy wszystkich. W tej sytuacji użycie ładunków może być uzasadnione. - Ocenił. - Pierdyknąć granatem, jeśli będą w kupie, później ostrzelać z czego się da i dobić w zwarciu. Trzeba im konie zabić lub chociaż pokaleczyć, to stracą swoją przewagę nawet, jeśli uciekną. - Pasuje wszystkim? - Zapytał na koniec.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
09-03-2019, 11:47 | #434 |
Reputacja: 1 | - I tak idziemy na południe na przełaj do wzgórz. Potem odbijemy na południowy wschód - przez kolejną równinę w kierunku Rotenbach. Droga Pielgrzymów z pewnością co jakiś czas jest patrolowana, więc to trasa dla nas zbyt ryzykowana, przekroczymy ją i jak najszybciej się oddalimy. - Zbiera się na deszcz i to by mogło nam pomóc w umknięciu pościgowi. Ale póki mamy tak bliski ogon to ściągnie on na nas bez problemu ewentualne posiłki Granicznych. Największą korzyść zyskamy jeżeli się z nimi teraz rozprawimy i pójdziemy dalej. Następni poszukujący będą mieli utrudnione zadanie. - Wyjście Detlefa osłabi zasadzkę, ale wyeliminuje problem kierunku wrogiego natarcia, bo nadejdą po śladach i nie będą się rozdzielać do flankowania celu który jest już oddalony od lasu. - Ale to wymaga dobrego zorganizowania. Oleg, weź Gaar i przygotujcie stanowisko. On wie jak rozstawić ludzi, aby zmaksymalizować efekt zasadzki, a ty wszystkich poukrywasz i sam zajmiesz się wypatrywaniem tamtych. W napadzie wezmą udział: ja, Oleg, Gaar, Leo, Detlef, Bert i Loftus, bo wszyscy walczymy dobrze na krótki dystans. Bert zostanie na skraju lasu, aby razić z odległości i uciekającym walić bełtami po plecach. Ze zwierzętami pójdą Walter i Karl, bo gdyby ktoś za nimi pognał to Walter z dużej odległości go ustrzeli, a Karl pojedynczych jeźdźców zdoła halabardą przystopować. - Użycie granatów jest sensowne - najważniejsze by te najmocniejsze - burzące donieść do przełęczy. Mamy dość pieniędzy by ewentualnie kupić w Karaku środki potrzebne do wzmocnienia ładunku mającego zawalić przejście. - Potem łupy i jak najprędsze ruszenie w drogę, by ewentualne posiłki Granicznych nie zdołały nas namierzyć zanim deszcz zacznie porządnie lać. |
10-03-2019, 12:23 | #435 |
Reputacja: 1 |
|
10-03-2019, 14:10 | #436 |
Reputacja: 1 | Gdy obozowali na wzgórzu dla odciążenia myśli nad całym tym strapieniem Runiarz zadał dla Detlefa kolejne ćwiczenie z liter składania i odczytywania, lecz po krasnoludzku z nim o tym pomówił, aby z kapralem w skrytej konfidencyji odnośnie tego pozostać. Nadgarstki poćwiczył wymachując ciężkim nożem w ruchach szabelkowych, potem w księdze swojej zapiski porobił, a na warcie swojej nocnej siedząc z Olegiem w świetle ognia i gwiazd ekwipunek oporządził i w krótką rozmowę się wdał. Zwiadowca choć swoim byciem i zachowaniem podpadł Runiarzowi to od dni wielu i twarzy obicia jakiś taki porządniejszy się stał. Galeb pewności co do takiej zmiany zachowanie nie miał, ale już okazywać niechęci Olegowi nie miał zamiaru... Nastał w końcu dzień następny, a w południe przyszło im ze wzgórz schodzić i przez rozległą równinę dalej ku celowi podążać. A gdy zwiadowców wypatrzono wielce się Galeb rozgniewał z wczorajszej zasadzki niepowodzenia. Gdyby tyle nie gadali... kilka godzin w przód mogli by być, chociaż cholera wie czy nie od rana wraża jazda sterczała na tych posterunkach. Przewaga szybkości ich przeciwników dała się teraz poznać aż nadto. - Rozjechali się, bo i tak zdążą się skrzyknąć i nas ewentualnie wymanewrować. - mruknął zgryźliwe krasnolud. Można by znów próbować ich wabić jeźdźcem na magicznej szkapie, ale pewnie się na to nie nabiorą. - Nie kryją się. Chcą nas przystopować, perspektywą śledzenia nas. - stwierdził, po czym dodał - Pewnie reszta też w odległości wokół wzgórz się rozłożyła. Hmmm... Czy ściągną na wzgórza patrol inny, by nam krwi upuścić... czy czekają okazji do ataku... Wszak jak to ludzie tego tam Parszywca to mogą być niezłe szabrowniki i nie skorzy do dzielenia się ewentualnym łupem. Galeb pokiwał obandażowaną głową. Tak jak oni zaskoczyli ich na brzegu rzeki, tak i oni przy zaskoczeniu mogliby Ostatnich nieźle przetrzebić. - Wyjścia widzę dwa - albo równinę przebywamy jak najprędzej licząc na to że nie ściągną na nas posiłków i zgubić ich w cięższym terenie albo odpoczywamy aż się ściemni i ciemności osłonią nas przed wzrokiem zwiadowców - wtedy idziemy forsownie by na wzgórza i lasy tamte na południowym wschodzie dojść. Na równinie zaatakować ich nie sposób, bez ich woli. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 10-03-2019 o 15:19. |
11-03-2019, 20:21 | #437 |
Reputacja: 1 | Gdy krasnoludy ćwiczyły pisanie, mag zorientował się, że od dłuższego czasu przestali ćwiczyć tą sztukę z niziołkiem. Ale na razie było zbyt dużo innych obowiązków, a i Bert nie wykazywał większego zainteresowania powrotem do nauki.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 13-03-2019 o 20:29. |
13-03-2019, 19:47 | #438 |
Reputacja: 1 |
|
13-03-2019, 21:30 | #439 |
Reputacja: 1 | Do zasadzki nie doszło. Zabrakło rozkazów, a polecenia Galeba realizującego funkcję dowódcy w czasie niedyspozycji tego mianowanego były wykonywane niechętnie i z utyskiwaniem. A zwykle zupełnie ignorowane. Thorvaldsson również niespecjalnie się udzielał jako kapral. Być może powinien zadbać o odpowiednią motywację podwładnych jeśli nie słowem, to kopem w tyłek, ale zwyczajnie brodacz nie umiał poradzić sobie z obecną sytuacją. Świadomość powagi problemu, jakim była hańbiąca służba pod rozkazami gaar, przy jednoczesnym dyshonorze gdyby tylko zechciał porzucić oddział wyklętego dowódcy przytłoczyła zwykle zadowolonego z życia krasnoluda. Kapral zamknął się w sobie i właściwie rozmawiał niemal wyłącznie z Galvinsonem - zdarzało mu się powiedzieć kilka słów do pozostałych, ale zaraz po tym zawzięcie milczał, jakby wstydząc się każdego przejawu zaangażowania w to, co działo się z oddziałem. Narzucenie szybszego tempa marszu zmusiło go do forsownego podbiegania za resztą - dzięki niespożytym, zdawałoby się, siłom dawał radę i przez cały dzień od opuszczenia lasu nadążył za pozostałymi mimo dźwigania naprawdę pokaźnego ładunku, w tym skrzynki z materiałami wybuchowymi i solidnego zestawu pancerzy oraz oręża. Na wzgórzach nieco zwolnili, dlatego mógł trochę odetchnąć, ale zdawał sobie sprawę, że bez końca nie będzie mógł biegać za oddziałem. Nie zamierzał przy tym ani słowem poskarżyć się na zbyt duże tempo podróży. Wtedy zauważyli Granicznych, którzy najwyraźniej dobrze wiedzieli dokąd zmierzają Ostatni i zamierzali spowolnić ich marsz do czasu przybycia posiłków. Dalszy brak zdecydowanych działań z ich strony mógł sprowadzić na nich jeszcze większe kłopoty, a nawet zagrozić powodzeniu misji. - Posiłki zapewne nadjadą z kierunku najbliższych osad. Możemy liczyć na przynajmniej tuzin jeźdźców z każdej, razem ze dwa, a może i trzy tuziny wrogów. - Postanowił zabrać głos w rozmowie na temat dalszych poczynań. - Nie mogli posłać więcej, niż dwóch, góra trzech jeźdźców w celu zaalarmowania garnizonów - byłoby ich zbyt mało na miejscu, żeby nas upilnować. Do tego posiłki nie będą wiedzieć dokładnie, gdzie się znajdujemy - zapewne ci tam mają za zadanie zostać zauważonymi zarówno przez nas, jak i przez swoich. - Ocenił. - Dlatego temat jest krótki - albo natychmiast przystępujemy do ataku na ich zwiadowców, co wygląda na mało prawdopododobne, aby udało się ich wszystkich zlikwidować, albo zupełnie zmieniamy kierunek marszu. Nie siedzą nam na karkach, a posiłki znają nasz kierunek sprzed dwóch-trzech dni, więc zmiana marszruty może ich zmylić - Przedstawił propozycje. - To ostatnie można też wykonać poświęcając zwierzaki - skierowanie ich w inną stronę, niż my pójdziemy, albo chociaż pozostawienie przy pozorowanym obozie w czasie, gdy my będziemy zmierzać gdzieś dalej w innym, niż dotychczasowy kierunku mogłoby pomóc w oszukaniu zwiadowców wroga. - Dodał. - Czekanie na ich ruch z każdą chwilą sprawia, że nasze szanse maleją, a na tej równinie będziemy łatwym celem... - Stwierdził po chwili namysłu.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
14-03-2019, 10:26 | #440 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |