Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2020, 22:54   #821
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Gustaw był zadowolony z poczynań. Akcja, którą podjął wykonywana była w 100% ku zaskoczeniu sierżanta. Obóz płonął, sprzęt do odblokowywania przejścia zniszczony lub uszkodzony, a więźniowie uwolnieni. Graniczni teraz musieli sami wziąć się do roboty i to gołymi rękoma. Na to liczył Grunnenberg. Strzelanie bez problemowe do wojsk Granicznych.

Teraz przyszła jedna z ważniejszych decyzji tej nocy. Co w uwolnionymi.
- Ustawić linię i wycofywać się. Uwolnieni przodem do naszych i zebrać przy punkcie obserwacyjnym.- Wydał rozkazy i uśmiechnął się gdy zobaczył swoich strzelców, których przyprowadził Loftus do osłony.
 
Hakon jest offline  
Stary 06-06-2020, 10:48   #822
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Odgłosy walki zawsze rozbudzają w pojmanych nadzieję na odmianę losu. Równoważy ją strach, że strażnicy będą woleli zostawić swoim wrogom martwych, a nie żywych więźniów. Jeśli doliczyć do tego przekonanie, że wolność może oznaczać oskarżenie o zdradę, a nie odzyskanie dawnego życia, klatki z jeńcami przepełnia raczej chaos niż cokolwiek innego. Żołnierze Barona zbliżali się i w końcu napięcie stało się nie do zniesienia..
- Zabijcie tych skurwysynów! - ryknął jakiś cuchnący mężczyzna, który najlepsze lata życia miał już dawno za sobą. On też jako jedny niedoczekał wyzwolenia. Nerwowość udzieliła się jednemu ze strażników i zanim opuścił swój posterunek zdążył przebić krzyczącemu gardło.

Przez moment więzienie było najcichszym miejscem w całym obozie, ale już chwilę potem cała reszta pojmanych ryknęła równocześnie. Więźniowie wyczuwają strach strażników równie dobrze, co strażnicy więźniów. A obie grupy wiedziały dobrze, że zaraz mogą zamienić się rolami. Jeszcze kilka odgłosów zbliżającej się walki i z pilnujących nie pozostał nikt.

Zwyczajowe krzyki o pomoc szybko spotkały się z odzewem atakujacych i niedługo potem sciągano kajdany, przecinano więzy i próbowano zaprowadzić jako taki porządek. Jeden z dowodzących szybko oceniał przydatność bojową, stan zdrowia oraz morale. Szło sprawnie, miał doświadczenie i rzadko się mylił. Właśnie kończył, gdy jego wzrok napotkał bladą twarz kobiety o nijakiej urodzie.
- Kur… - słowo jakoś uwięzło mu w gardle. Nie wyglądała na markietankę. Wprawdzie w rekrutacji do tego zawodu nie oceniano zbytnio fizjonomii, ale coś tu było nie tak. Kobieta była okryta płaszczem, ale nie zupełnie. Zmarszczył brwi.
- Nazwisko?
- Roz Bauer.
- Co tu ro…
- nagle go jednak olśniło.
- O kurwa! Johan, ona żyje! Johan, chodź tu kurwa! - sam nie wiedział dlaczego nagle tak się podekscytował.
- Kto żyje? - mężczyzna zdejmujący kajdany podniósł się i stanął za dowódcą - Kto to jest?
- No ta pierdolnięta baba z krukiem. Ta co przyzywa demony…

Johan pochylił się i przyjrzał uważnie.
- Skąd ci to przyszło do głowy? Tamta była ładna.
- No ale to…
- zawiesił jakby głos - akolitka! - i szybkim ruchem pociągnął ręką płaszcz kobiety.
Jego podwładny nie był jednak przekonany.
- I nagle kurwa zbrzydła? - Johan przybrał postawę kupca, który dowiedział się, że to co ma kupić nie jest tym co mu obiecywano.
- Bo ja wiem? Może ją pobili? - obaj zdawali się traktować kobietę jak posąg.
Tymczasem za ich plecami wyrosła trzecia głowa.
- Nie wiem czym by ją mieli bić, żeby zaczęła tak wyglądać - parsknął kolejny mężczyzna - widziałem ją.
- Cicho kurwa - dowódca stracił cierpliwość razem z ekscytacją - nie ma czasu! Zbieramy się. Johan ty jej pilnujesz, a ja zaraportuję jej obecność.
- Ruszać się kurwa, to nie pierdolona parada zwycięzców - krzykiem i zaledwie kilkoma kopniakami udało się zaprowadzić porządek i stworzyć szyk, dzięki któremu grupa szybko i sprawnie opuszczała pole bitwy. Mimo to, dowódca winił się za rozkojarzenie, które kosztowało ich kilka cennych chwil. Johan winił się, że cofnął rękę, gdy kobieta sięgnęła po plecak. Chciał coś powiedzieć, gdy brała coś co najwyraźniej należało do niej, ale zawahał się, gdy trafił na jej wzrok. Poczuł się nagle głupio, a potem było już za późno. Kobieta złapała spory pakunek, który zadzwonił, gdy zakładała go na plecy i szybko ruszyła razem z kolumną.

Tymczasem w górę szczebli dowodzenia płynęła informacja, że odbito akolitkę. Chyba nie pierdolniętą babę z krukiem, ale szeregowi żołnierze nie zajmują się ocenianiem.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 09-06-2020, 13:19   #823
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Dzięki Bogom Przodkom za to że do walki dołączył Detlef. Zdołali ranić mutanta..

... lecz czy zranili demona? Karl jako człowiek był kompetentnym wojownikiem i może tak jak akolitka zyskał po prostu mutacje i poddał się woli istoty Chaosu?

Noga rwała jak cholera i gdyby nie to Galeb pognałby za cholernym Karlem by go robić. Tak mógłby wziąć łuk i spróbować go zastrzelić.

Lecz oto krasnoludy uginały się pod naporem granicznych. Galeb zmemł przekleństwo. Jeszcze ktoś chodził i dobijał rannych.

Galeba naszły złe przeczucia... Czyżby demon opanował czarodzieja? A może pijaczynę? I teraz któryś z nich chodzi i dobija rannych w ramach ofiary dla demona?

- Osłaniaj. - rzucił do ochroniarza, po czym zwrócił się do Thorvaldsona - Detlef. Pomóż pozostałym.

Runiarz woląc nie pozostawiać niedokończone roboty porzucił tarczę, młot schował za pas i dobył łuku. Szybko napiął cięciwę i wypuścił strzałę w mutanta który był kiedyś Diukiem.

Jeżeli nie zdoła go zabić to przynajmniej zdoła go odpędzić by nie zaatakował pozostałych.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 10-06-2020 o 18:53.
Stalowy jest offline  
Stary 10-06-2020, 15:08   #824
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef wsparł Runiarza i przydzielonego mu do ochrony wojownka. Choć przypominający połączenie człowieka z owadem Duży Karl uskakiwał z dużą zręcznością, to jego przeciwnikom udało się przeważyć i ranny mutant wreszcie zrejterował.

Nie sposób było gonić takiego stwora po skałach, dlatego Thorvaldsson dobył pistolet pojedynkowy, niedawno naprawiony przez rusznikarza w karaku, i wymierzywszy starannie wypalił w kierunku dezertera gdy ten zatrzymał się nieco dalej wypatrując drogi ucieczki.

Nie było jednak czasu, by przyglądać się efektom ewentualnego postrzału - dzielnie walczące khazady ulegały przewadze liczebnej granicznych, zatem ruszył szybko w ich kierunku.
- Za dużo ich, musimy ustąpić. - Rzucił do Galeba oraz towarzyszącego mu brodacza. - Uchodzimy wyżej. Szybko! - Ponaglił ich.

Pistolet wrócił za pas, za to w rękach Detlefa pojawił się garłacz.
- Musimy odstąpić! Odepchnąć i uchodzimy wyżej! - Wydał komendę walczącym z granicznymi wojownikom. Sam zamierzał dołączyć do walki i ostudzić zapędy granicznych poprzez salwę z garłacza. Liczył na to, że odepchnięcie tarczami przeciwników pozwoli przerwać zwarcie i da miejsce krasnoludom do odsadzenia przeciwnika, który choć posiadał dłuższe nogi, to były one nienawykłe do stromych górskich zboczy pełnych zdradliwych zwietrzałych skał i miejsc, w których łatwo było boleśnie wykręcić kończynę. Huk, dym i rany spowodowane przez garłacz powinny zniechęcić granicznych jeszcze bardziej i dać khazadom jeszcze więcej czasu na wycofanie się z walki.

Thorvaldsson wiedział, że w bitwach tych większych i mniejszych potyczkach zdarzają się momenty, gdy żadna z możliwych decyzji nie jest dobra i żadna nie przynosi zwycięstwa tu i teraz. Tak też było i tym razem, gdy dalsza walka przy tak istotnej przewadze liczebnej po stronie przeciwnika oznaczałaby śmierć dla wszystkich khazadów biorących w niej udział. I choć decyzję o ustąpieniu pola podjął wbrew tak zwyczajnemu jego rasie uporowi, to wiedział że tak będzie słusznie i pozwoli ocalić choć część, a może nawet większość oddziału.

I doskonale wiedział, że przyjdzie czas, gdy słuchający jego rozkazów wojownicy będą obwiniać go o śmierć towarzyszy, którzy nie zginęli w walce z odwiecznym wrogiem i przewodzącym zielonoskórym czarownikiem, tylko w walce z granicznymi, z którymi dotąd twierdza nie była w stanie wojny... Czy w ten sposób, chyba nie do końca świadomy i zamierzony doprowadzili do wmieszania karaku do konfliktu Wissenlandu z Księstwami Granicznymi? A może posługiwanie się mutantem i przemierzanie krasnoludzkich ścieżek przez granicznych było wystarczającym powodem do próby powstrzymania ich siłą? To, że pozostałe przy życiu gobliny zbiegły i czarownik najprawdopodobniej zginął lub uciekł z nimi było już tylko niuansem, który mógł świadczyć na ich korzyść, ale mógł nawet nie zostać wzięty pod uwagę podczas rozpatrywania sprawy przez króla.

Detlef miał złe przeczucia, co potęgowało jego frustrację i wściekłość skierowaną przeciwko granicznym, których pojawienie się skomplikowało ich zadanie. Miał nadzieję, że dzięki jego pomocy uda się ograniczyć straty, a osobiste wsparcie w walce zostanie przynajmniej docenione przez oddział wojowników, bo dla króla i jego doradców będzie zapewne tylko kolejnym nieistotnym szczegółem. Miał również nadzieję, że poprzez zabicie, poważne zranienie lub po prostu przepędzenie Dużego Karla oraz zmniejszenie siły oddziału granicznych, których ten pewnie miał przeprowadzić na tyły posterunku trzymanego przez ludzi Brocka i Ostatnich, ten plan Wernicky'ego spali na panewce.

Nie wiedział za to co ma myśleć o demonie, bo mutant-Karl był zdecydowanie zbyt łatwym przeciwnikiem jak na wcielenie istoty zrodzonej przez Chaos, a ledwie zauważalna postać za plecami granicznych dobijająca rannych mogła choć nie musiała być właśnie nim. Z pewnością jednak realizowała jego plany rozlewając krew w imieniu tego stwora.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 12-06-2020, 21:56   #825
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Kliknij w miniaturkę

Naciągnięta z całej siły cięciwa łuku Galeba pękła. Ale głośniejszy od jej jęku był wystrzał z pistoletu Detlefa. Naprawiony z najwyższą pieczołowitością, odwdzięczył się posyłając kulę prosto w głowę Karla. Głowę, która rozprysnęła się z satysfakcjonującym krasnoluda mlaśnięciem niczym dojrzały melon. Bezgłowe ciało zdradzieckiego sługi demona stało jeszcze przez chwilę po czym spadło pod nogi wycofującym się krasnoludom. Nikt ich nie ścigał. Bez przewodnika dalszy marsz granicznych stał się bezcelowy. Zresztą, mieli poważniejsze problemy. Po pierwsze, mag okazał się jednak zdolniejszym taktykiem niż myślano i wykorzystał starą dobrą taktykę pozorowanej ucieczki, jakby stworzoną dla takich stworzeń jak gobliny, które wciągnąwszy pościg w miejsca gdzie mogli wykorzystać liczebną przewagę i cienie osiągnęli przewagę (zwłaszcza że pościg nie był zbyt liczny, ponieważ część granicznych była zajęta khazadami). Po drugie, wygodnie wycofać mogły się jedynie ich odwody - wysunięci wojacy mieli za sobą niezidentyfikowaną postać. No, może nie do końca i nie dla wszystkich niezidentyfikowaną.

Galeb zgadł, choć jeszcze o tym nie wiedział. Ale widząc jak dobici przez tajemniczą postać, rzeczywiście podejrzanie podobną z sylwetki do znanego pijanicy, wstają... A właściwie jak coś wstaje z ich ciał, poczuł dreszcze. Kolejne i kolejne sylwetki wyciągały swe ciała ku górze. Wyglądałyby groteskowo, gdyby nie wyglądały strasznie. Krasnoludzkie ochronne runy na ścieżce zaświeciły się na kilku kamieniach i wydawało się, że wręcz się żarzą wewnętrznym ogniem. Ale nie powstrzymało to postaci przed tworzeniem kolejnych sług z dobijanych ludzi i goblinów. Kilka pierwszych demonów dołączyło do rzezi. Wyglądało na to, że nie ma tam nikogo, kto byłby w stanie je powstrzymać. I dokładnie na takim wrażeniu zależało niewidzianemu właściwie od początku potyczki.

Wszyscy spodziewają się zawsze, że Szary mag użyje niewidzialności albo za pomocą złudzenia śmierci będzie udawał martwego. Mało kto pamięta o tym, że użytkownicy Ulgu są również mistrzami kamuflażu. Najwyraźniej także potężne istoty chaosu, które z łatwością przejrzą każdą magiczną sztuczkę mogą zostać nabrane przez zlewający się w mroku ze skałami płaszcz oraz brak ruchu i cierpliwość kamienia.
Ukryty wśród skał Szary Czarodziej zdołał wyrównać rachunki i tym razem to on nabrał demona. Tylko ktoś obdarzony fenomenalnym wzrokiem mógłby dostrzec z tej odległości co się stało, ale wściekły krzyk demona słyszalny był nawet tutaj. Cokolwiek Czarodziej zrobił, nie wystarczyło by pozbyć się demona, ale z pewnością wystarczyło by pozbawić go jego naczynia. I możliwości działania, przynajmniej na jakiś czas. Pozbawione dowództwa mniejsze demony nie zniknęły jednak a kontynuowały chaotyczną rzeź. A ich szeregi rosły. Uciekający graniczni uznali, że łatwiej będzie się im przebić przez powracające na plac boju gobliny niż przez szalejące potwory.

I tylko krasnoludy pozostawały niezaangażowane po wycofaniu się na bezpieczne pozycje.

Kliknij w miniaturkęKliknij w miniaturkę


Loftus przyprowadził do osłony wycofywania się kogo tylko mógł. Nawet obserwatorów mających ostrzegać przed przełażeniem wroga przez góry. Gustaw próbował ustawić swoich w linię by chronić uwolnionych jeńców, więźniów i innych cywili, zmuszonych do robót inżynieryjnych, którzy teraz usiłowali w mroku uciec z obozu granicznych. Mieli tylko jeden obowiązek - iść pod górę, w kierunku posterunku i bezpieczeństwa. I jedno prawo - iść pod górę. Potykali się, przewracali, na przemian dziękowali i klęli, ale szli.

Czasu starczyło. Ledwo. Nagle kilku ostatnich cywili zachwiało się i padło na twarze, ze strzałami i bełtami w plecach, a w mroku rozległy się bębny. Nie wszyscy w obozie granicznych byli niekompetentni. A wszyscy - bardzo zdeterminowani by tu nie zostać za długo.

Ale wtedy linia obrońców już stała. Gustawowi udało się zaś po raz kolejny.
Ustawił linię. Żałośnie cienką. Złożoną z wyczerpanych, niewyspanych i często poranionych żołnierzy. Stali. Tym razem nie mieli umocnień ani przygotowanych pozycji. Te były za nimi. Póki co oddzielał ich od nich tłum cywilów.

Czasu wystarczy na dwie salwy. Potem dojdzie do walki wręcz. Gustaw miał jeszcze jedno zmartwienie. Zameldowano mu, że odbito akolitkę. dziewicę z Meissen. Tę, która rozbiła boską mocą konwój granicznych. Akolitkę, o której wiedział że jest martwa. Przez moment miał nadzieję, ale kiedy mu ją przyprowadzono zauważył, że ta kobieta wygląda inaczej. Za to Gustaw von Grunnenberg wyglądał dokładnie tak jak myślała Roz Bauer. Wyglądał jakby tu dowodził. Co oznaczało, że ma dla niego przesyłkę.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 16-06-2020, 01:56   #826
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Kobieta, niezbyt nawykła do polowego życia dość szybko w podróży nauczyła się, że trudniej jest zginąć, gdy jesteś dalej od walki, a jeszcze trudniej, gdy dodatkowo poruszasz się szybko. Skuliła głowę i maszerowała w kolumnie bacząc najpierw na swoje nogi, potem na drogę, a na końcu na nogi towarzyszy. Nie myślała zbytnio o nadchodzącej przyszłości, skupiając się na tym co widziała kilka metrów przed sobą.

Johan, czy jak mu tam też nie był szczególnie gadatliwy, rzucając jedynie od czasu do czasu kurwami dla utrzymania porządku. Gdy nagle zatrzymali się, czekała ją seria kilku krótkich scenek w trakcie których udało jej się dostrzec na twarzach obcych ludzi ulgę, zaskoczenie, rozczarowanie, niepewność, a raz nawet (to już zupełnie wyraźnie) pukanie się palcem w skroń. Kimkolwiek była kobieta za którą ją brano musiała być… dziwna?
Roz nie nawykła do bycia w centrum uwagi więc stała tylko, albo dawała się prowadzić, a dość szybko o niej zapominano. Była kimś innym, niewartym uwagi. Były z pewnością ważniejsze rzeczy niż roztrząsanie obecności “nie tej” akolitki. Tym zajmie się góra.

Słowo się jednak rzekło i to co na początku okazało się źródłem problemów, teraz okazało się ułatwieniem. Stanęła naprzeciw mężczyzny, który postawą, pozycją, wyglądem i zachowaniem sprawiał wrażenie głównodowodzącego. Chyba wyobrażała go sobie inaczej, ale… w zasadzie było jej wszystko jedno. Tymczasem on był chyba... rozczarowany?

Przez chwilę nie wiedziała co zrobić, więc stała jak słup soli, wpatrując się szarymi oczami gdzieś na wysokość szyi dowódcy. Potem oglądnęła jego buty.

- Roz Bauer - odpowiedziała na rutynowe pytanie, ale w jej ustach zawsze brzmiało to jak nieokreślony zlepek liter. “Rosbauer”. Pospolite nie wiadomo co. Sama kobieta natomiast najchętniej by stąd zniknęła, ale chwilowo zatrzymywały ją obowiązki. Uniosła głowę i chwilę jeszcze milczała. Akurat tyle, aby większość ludzi straciła zainteresowanie “nie tą” akolitką.

- Akolitka, ale nie ta - dodała jakby na usprawiedliwienie - Złapano mnie, biorąc za kogoś innego. Gdy ustalono, że jednak to nie mnie szukano, zostałam zatrzymana mimo wszystko. Najwyraźniej służba Bogini komuś przeszkadzała. Ale jest wojna, nie takie rzeczy się zdarzają - mówiła bez emocji, ale jej ukryte częściowo pod płaszczem dłonie wykonały gest pisania piórem, a na zakończenie wskazała palcem na Gustawa. Nie przypadkowo stanęła tak, aby ten gest mógł zobaczyć jedynie ktoś stojący centralnie przed nią. Potem ponownie spuściła wzrok i czekała na dalsze pytania.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 17-06-2020, 20:55   #827
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Odskoczenie od granicznych powiodło się bez dodatkowych strat. Okazało się, że ci nawet ich nie ścigali, lecz ruszyli w kierunku grobich gromiących ich pobratymców po pozorowanym najwidoczniej odwrocie. Thorvaldsson dostrzegał jeszcze trzecią grupę granicznych, której udało się położyć trupem większość zielonoskórych łuczników oddalonych nieco od swych kamratów.

Słowem - zamieszanie jak na wojnie. Nawet zabawnie było się temu przyglądać z góry, gdzie zatrzymał wycofujący się oddział wojowników.

Po chwili mina brodacza zrzedła, gdy dostrzegł drugi powód manewru ich niedawnych przeciwników - z ciał zabitych podnosiły się jakieś stwory, które ani chybi musiały być jakimś pomiotem przeklętych bogów. Było ich na razie kilka, lecz pojawiało się ich coraz więcej. Wyglądało na to, że demon być może stracił zmutowanego przewodnika, a prowadzony przez niego oddział granicznych zapewne nie będzie przedstawiał większej zdolności bojowej lub zwyczajnie wycofa się do swoich głównych sił, ale z każdą chwilą zyskiwał coraz więcej demonicznych sług i Przodkowie raczą wiedzieć co za okrutne czyny z ich pomocą planuje przeciwko wszystkim żywym istotom na przełęczy. Jeśli z każdego zabitego wylezie demon, to sama ich liczba może realnie zagrozić bezpieczeństwu twierdzy. Tym bardziej, że te stwory z pewnością nie myślały jak ludzie, czy krasnoludy, co czyniło obronę przeciwko takiej nieprzewidywalnej armii niezmiernie trudną.

Po stronie khazadów byli ranni wymagający opatrzenia ran, sam Galvinson został mocno poturbowany przez Karla. Nie było jednak czasu na przygotowania, bo z każdą chwilą stworów Chaosu przybywało.
- Gotowi na więcej walki? - Wychrypiał do otaczających go wojowników. - Nie możemy pozwolić temu plugastwu panoszyć się na ziemiach krasnoludów. Ich obecność tutaj to obraza dla wszystkich dawi! - Wskazał toporem demoniczne sylwetki. - Pokażmy jak witamy wrogów naszej rasy! Pokażmy naszą siłę! Pokażmy nasz gniew! Pokażmy im, gdze mamy przeklętych bogów, którym służą! - Podniósł głos zagrzewając khazadów do starcia. - Ale nie róbmy zawczasu rabanu... - dodał, wykrzywiając twarz w grymasie.

- Ruszajmy! To był honor walczyć z wami ramię w ramię! Zgładźmy demony lub zgińmy broniąc tych ziem przez splugawieniem! - Detlef ruszył w dół zbocza szykując się na walkę z nieznanym przeciwnikiem. Nakłaniając wojowników do zachowania ciszy liczył na zaskoczenie demonów zajętych dobijaniem rannych i tworzeniem kolejnych plugawych sług. Jeśli także graniczni i grobi ich nie zauważą zajęci sobą nawzajem, to tym lepiej. Khazadów było zdecydowanie zbyt mało, by stawać przeciwko wrogom atakującym z różnych stron.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 19-06-2020, 18:29   #828
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Furia Morgrima! - zawołał Galeb widząc doskonały strzał Detlefa.

Zaprawdę Bóg Przodek opiekun wynalazców i inżynierów spojrzał przychylnie na kaprala Czarnego Sztandaru. W ten sposób swoje życie zakończył Karl zwany też Diukiem, niegodziwiec, oszust i złodziej, który ostatnimi dniami zdradził Ostatnich i zaciągnął się na służbę u Mrocznych Sił.

Zerwana cięciwa łuku nie zepsuła Galebowi bojowego nastawienia (chociaż można by było na to spojrzeć jak na zły omen i nieprzychylność Bogów Przodków do tego typu broni). Nie było czasu na naprawę, więc wycofał się wraz z pozostałymi na bezpieczną pozycję. Cała walka z Karlem nie była może popisowa, ale Runiarz przyzwyczaił się, że w bojach zwykle przyjmował na siebie ciosy bo bieglejsi w wojaczce towarzysze mogli dokończyć dzieła.

Gdy już zdołali się wycofać Galeb poprosił o opatrzenie nogi, zapytał też Detlefa czy nie ma może naparu kojącego. Gdyby wywar zadziałał Runiarz mógłby wypić swoje dwie mikstury lecznicze by przywrócić nadwątlone ostatnimi dniami siły. Gdyby ktoś z oddziału jeszcze potrzebował oddałby dwie otrzymane przez Detlefa (gdyby nie było kogoś takiego, o ile tylko zadziałałby napar, sam łyknie jeszcze jedną a drugą zostawi na czarną godzinę).
Po opatrzeniu się kiedy Detlef zaczął mówić Galeb przysłuchiwał się z uwagą.
Tak. Detlef kiedy sytuacja była ciężka zmieniał się w prawdziwego dowódcę, gotowego iść wraz z towarzyszami naprzód ku największemu niebezpieczeństwu. Kiedy skończył mówić, Galeb kiwnął głową.

- Na Grungniego, Grimnira i Valayię, rozprawmy się z plugawstwem. - dodał swoje trzy złocisze.

Plan zaatakowania od flanki demonów, kiedy te goniły za granicznymi był dobry. Zamieszanie i jatka pewnie wynikną z tego nie małe, ale pozwolić by to wszystko panoszyło się po okolicy...

Mieli ruszyć w ciszy i zaskoczyć przeciwnika lecz gdy już się zetrą Galeb miał zamiar przywołać imiona Bogów Przodków jeszcze raz w bojowym okrzyku.

- Na potęgę Bogów Przodków! Na chwałę dawnych dni!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 20-06-2020 o 11:47.
Stalowy jest offline  
Stary 23-06-2020, 22:01   #829
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Odwód prowadzony przez Loftus nie był liczny, ale miał przewagę pozycji. Ponadto ludzie Wernickiego byli widoczni w blasku ogników. Szary Czarodziej korzystając z magicznych mocy eteru które sprawiły, że chwilowo nabył zdolności do widzenia w ciemności starał się wypatrzeć oficera Granicznych prowadzącego kontratak. Gdy tylko go wypatrzył, skupił na niego ogniki, lub wedle potrzeby ponowił czar, rozkazując przy tym prowadzonym przez siebie ludziom:
- Zabić skurwysyna!
Liczył, że przy odrobinie szczęścia spowolni tym impet wroga.

Następnie miał zamiar przekazać dowodzenie nad oddziałem towarzyszącemu mu najemnikowi, licząc że ten będzie potrafił utrzymać oddział w porządku wśród wycofujących się jeńców, cywilów, czy najemników powracających z nocnego wypadu.
Gdy natomiast wycofujący się i ścigający ich byli dostatecznie blisko, mag zebrał otaczające go szare wiatry magi, splótł wokół siebie, a następnie z oczami salamandry w ręce próbował rzucić czar strefa mroku, na żołnierzy wroga którzy mieli dołączyć do walki w zwarciu.
- In virtute formae tenebris crassescit!
Jeśli bogowie będą sprzyjali i czar się powiedzie, to co prawda na bardzo wąskim odcinku, ale Graniczni będą oszołomieni, ślepi i nieporadni.

W dalszej kolejności Ritter miał zamiar trzymać się względnie bezpieczne drugiej linii nie wchodząc do bezpośredniego starcia. Żałował przy tym, że nie ma wśród nich Leo, Dziewicy z Meissen. Ona mogłaby odpowiednio pokierować uciekającym tłumem i wykorzystać go jako realne wzmocnienie ich sił. Teraz wiele zależało, czy wśród uwolnionych znajdzie się ktoś wystarczająco charyzmatyczny, aby ogarnąć sytuację.

 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 25-06-2020, 22:13   #830
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Kliknij w miniaturkę

Zasadniczym powodem dla którego krasnoludy są bardzo pożądani jako ochroniarze jest to, że w przeciwieństwie do innych ras, niemal nigdy nie uciekają. Niezależnie od szans na sukces. Ta dumna rasa wyżej ceniła honor niż życie. Być może właśnie dlatego wymierali... Takie to myśli przeszły przez głowę Detlefa, kiedy biegł na spotkanie demonów.
Ostatnia uwaga była zarówno natury ogólnej, jak i odnosiła się do obecnej sytuacji, jak szybko się przekonał...


- Grimnirze, chroń nas - wyszeptał jeden z jego pobratymców gdy dotarli na tyle blisko by zobaczyć co się dzieje. Demony pozbawione były konkretnego kształtu, ich ciała wyglądały jakby przelewał się w nich jakiś płyn, co co jakiś czas owocowało powstawaniem dodatkowej kończyny, oka czy broni w losowym miejscu ciała. Ignorowały martwe stworzenia, za to jeśli tylko jakieś ciało dychało, wbijały w nie swoje macki, szpony czy języki. Z rozkładającego się w miejscu dotyku ciała zaczynał wydobywać się kolejny demon.
Lecz zakute w stal krasnoludy stal miały także w swoich sercach. I nie zawahały się.

- Na potęgę Bogów Przodków! Na chwałę dawnych dni! - gromki okrzyk rozległ się nagle, budząc echa wśród skał.
Krępe i przyzwyczajone do gór krasnoludy poruszały się znacznie szybciej niż graniczni i demony. Uderzyli z flanki, sprawnie dzieląc się celami. Tu szczęknęła cięciwa, tam błysnęło ostrze... Topory zaświszczały tnąc powietrze i przynajmniej kilka z nich mlasnęło, wbijając się w ciała demonów. Z ran nie trysnęła jednak krew, jakby nie były istotami z krwi, kości i mięsa, ale raczej z energii i złej woli. Jeden, dwukrotnie trafiony przez Detlefa podczas dobijania jakiegoś rannego zaśmiał się tylko i wytrącił mu broń z ręki... Ich odporność na obrażenia nie była pełna. Jeden zamigotał i zniknął, po chwili drugi, trafiony młotem Galeba zrobił to samo, trzeci, gdzieś z boku, także, z wyrazem, krasnoludy założyłyby się miesięczny zapas piwa, z wyrazem zaskoczenia i złości na pyskach. Żaden z nich nie był na tyle ranny, by można było to wytłumaczyć samymi obrażeniami.
Ale już po chwili na myślenie zostało mniej czasu, ponieważ demony porzuciły pościg i zainteresowały się khazadami na poważnie.
Gdy wypluły pierwsze kule ognia, gradienty śmierci odwróciły się w mgnieniu oka. Błękitno-pomarańczowe pociski uderzały nie tylko w ciała, ale i w umysły krasnoludów. Galeb był świadkiem jak jeden z jego pobratymców dostał taką i po chwili, choć bez problemu mógł się zasłonić tarcza, stał jak ogłuszony gdy ramię potwora zakończone kosą odcinało mu głowę. Przeraził się, gdy zobaczył jak Detlef obrywa takim samym fragmentem plugawej, dwukolorowej energii wystrzelonej przez innego demona, ale odetchnął z ulgą, gdy jego przyjaciela nawet to nie spowolniło, a jego garłacz, niemalże wbity w brzuch demona, wypluwa swoje szrapnele rozrywając go na miejscu.
Zniknął jeszcze jeden demon, ale do walki przyłączyły się dwa kolejne. Detlef zdążył je teraz dokładnie policzyć. Było ich dziewięć. Przynajmniej tutaj. Spostrzegł za to z niepokojem, że krasnoludów, licząc razem z nim zostało dziesięciu. I trzech na tyle ciężko rannych, że pożytku w boju żadnego z nich nie będzie. Co gorsza, jeden z nich leżał nieprzytomny na tyle daleko, że nikt nie zdąży się do niego dostać przed demonem, który właśnie pochylał się, by wydobyć z jego ciała kolejnego stwora. Galeb zaś zorientował się, że choć broń khazadów jest najwyższej klasy, robi zastraszająco mało szkody demonom. Nie licząc może jego młota, na którym runa rozbłyskała za każdym razem, gdy obuch trafiał w ciało. Krasnolud walczyły. O honor. O twierdzę. O towarzyszy walczących obok nich. Walczyły. I umierały.

Graniczni, słusznie uważając, że udane życie wypełnione korzystaniem ze zgromadzonych łupów wymaga w pierwszej kolejności dożycia do jutra, uciekli, nawet nieszczególnie udając, że robią to w jakiś zorganizowany sposób.

Gobliny tymczasem zbierały się w nieodległym miejscu i wyglądało jakby się naradzały.

Kliknij w miniaturkęKliknij w miniaturkę

Gustaw, ledwie jego ludzie zdążyli ustawić się w linię, zmienił rozkazy. W prawie najgorszym możliwym momencie, niemal tuż przed uderzeniem przeciwnika. Teraz chciał, by porzucili osłanianie uciekinierów i wycofali się w obronnym szyku do obozu. Dla Roz nie znalazł czasu. Całkiem możliwe że nie zrozumiał czego od niego chciała. Albo nie dał po sobie tego poznać. Jeśli mieli porozmawiać później, trzeba było jeszcze jakoś się wydostać z walki.

Wysiłki Loftusa, starającego się jak najbardziej spowolnić postępy wroga zakończyły się częściowym powodzeniem. Wróg był zbyt blisko by zranienie dowolnego oficera mogło go zatrzymać, ale strefa mroku rzeczywiście zwolniła przeciwników. Dużo potknięć, sporo skręconych kostek i zwichniętych nadgarstków, kilkanaście niegroźnych ran i bardzo dużo przekleństw - jak na czar, który mag rzucił pierwszy raz nie było źle. Postęp granicznych stał się nierówny. Loftus na pewno kupił tym kilka chwil wycofującym się.

Ale i przyciągnął uwagę. rzucanie takich czarów jest widoczne dla każdego użytkownika magii.
"Co oni mają z tymi czerwonymi magami..." - zdążył jeszcze pomyśleć zanim dostał dwoma czerwonymi pociskami w pierś.
Zamrugał oczami. Albo bardzo lubił go jakiś Bóg, albo miał więcej szczęścia niż kiedykolwiek. Poprzednio prawie go to zabiło. Teraz - cóż, skóra na piersi piekła i pewnie zejdzie. I tyle. A fakt, że choć ogniste kule wskazały go jako cel dla strzelców wroga, jedna ze strzał, która trafiła w niego, ześliznęła się po rękawie kurty, a druga jedynie przeczesała mu włosy rozbawiłby go pewnie do łez, gdyby nie to, że człowiek obok padł ze strzałą w oku, a kilku kolejnych odniosło większe czy mniejsze rany.



Graniczni mimo jego wysiłków dotarli do usiłującego wycofać się oddziału prowadzonego przez Gustawa. I do uciekinierów. Czy wśród nich znalazł się ktoś potrafiący ogarnąć sytuację? Nawet jeśli, w chaosie wynikłym gdy na bezbronnych ludzi uderzyli graniczni nie miał szans na pokazanie swoich zdolności.Ranni i słabsi zostali porzuceni, a tłum uciekał krzycząc i przeklinając najemników, którzy na rozkaz Gustawa wycofywali się zamiast ich bronić. Loftusa i jego ludzi porwała rzeka uciekinierów. Gustaw i najemnicy wycofywali się w jako takim porządku, ale zaczynało grozić im oskrzydlenie. Roz... gdzieś zniknęła.


 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 25-06-2020 o 22:32.
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172