Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-09-2018, 23:19   #41
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Cholera wie co się właśnie zaczęło dziać, gdy szczęk żelaza ucichł wewnątrz kamiennych ścian sali tronowej, jednocześnie chwilowo kładąc kres dalszemu przelewaniu krwi na tych ziemiach. W czasie gdy ona w milczeniu wybierała sobie co ciekawsze okazy z rzuconej na bok biżuterii z zamiarem jej sprzedaży, Reinmar zupełnie zniknął jej z pola widzenia, ku jej niezadowoleniu udając się z innymi zrabować kuchnię, a jakiś cholerny Tileańczyk z narzędziami godnymi kucharza zdecydował się przeprowadzić przy ich pomocy sekcję zwłok, uwalniając okrutny smród wydobywający się z wnętrzności jego ofiar! Nie żałowała Detleva, o nie! Niech ten sobie robił z nim co chciał. Po prostu poczuła się tym zniesmaczona, tracąc jakąkolwiek ochotę by przebywać w tym pomieszczeniu.
Opuściła więc salę, oszczędnie odpowiadając Ighorowi “najlepiej tak, by każdy był zadowolony”. Coś od strony rozmawiających mężczyzn słyszała o zszywaniu ran, a biorąc pod uwagę stan tego khazada spotkanego w trakcie marszu na dwór, chyba nie było się czego obawiać. W końcu Reinmar musiał pozostać przytomny, aby mogła go ochrzanić za takie ryzyko.
Trzeba było odnaleźć Błyska.

Szybko jednak pożałowała próby opuszczenia budynku właśnie w tym konkretnym momencie, bo akurat musiała trafić na czerwonego ze wściekłości właściciela wyglądającego tak, jakby chciał komuś przywalić. Nie miała najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, więc od razu rozpoczęła taktyczny odwrót, woląc obcować z rozkrajanym wilkołakiem niż Sigmundem. Niestety niewystarczająco szybko. Zauważył on ją i wycelował w nią palcem, jakby była winna wszelkich szkód, jakich doznał z rąk malalitów.
- Każ im przestać panoszyć się po mojej posiadłości! - rozkazał gniewnie w sposób godny Detleva, choć zdecydowanie bez takiej samej siły przekonywania. Z jednej strony schlebił jej fakt, że wyglądała dla niego jak ktoś dowodzący tą zgrają awanturników, choć może ten postanowił się uczepić kogokolwiek, a z drugiej niemal wywróciła oczami. Skoro myślał, że miała jakąkolwiek kontrolę nad tymi ludźmi… i krasnoludami, to chyba był bliski eksplozji.
Nie zamierzała jednak iść na dyplomatyczne układy i zdecydowała się wyrazić co myślała.
- Gdyby nie my, to równie dobrze mógłbyś wciąż tkwić w lochu - oznajmiła chłodno, nie zamierzając ustępować jakiemuś szlachcicowi myślącemu, że należy mu tyłek podcierać - A twoja posiadłość wciąż należałaby do Detleva oraz kultystów łaskawie zakatrupionych przez krasnoludów i nas.
- Wdzięczność to ja mogę okazać waszemu dowódcy, a nie pospolitej bandzie prostaków! - odparł mężczyzna, nie mając zamiaru zmieniać swojego pogardliwego podejścia. Katarina aż wywróciła oczami. Nie była nawet pewna czego się spodziewała.
- Gdyby ta "pospolita banda prostaków", jak to pięknie raczyłeś określić, nie postanowiła oczyścić twego dworu, to całe to miejsce by leżało w gruzach po bombach żyrobombera, a wtedy też by ci wiele nie zostało. - splotła ręce na piersi, spoglądając na niego spod kaptura jakby rozmawiała z pospolitym niepojętnym chłopem. W trakcie tych kilku lat dowiedziała się, że według jakichś tam zasad etykiety przed osobą wyżej urodzoną powinno się go zdjąć na oznakę szacunku. Katarina jednak go nie miała wobec niego.
- A więc jestem zakładnikiem w swoim własnym domu? Śmiało, rabujcie... wspaniały ratunek. Nie omieszkam poinformować stosowne władze o waszym występku!
Ta groźba zadziałała jak bat, przez to Katarina aż zgrzytnęła na zębach. Mimo że Sigmund okazał się być zupełnym idiotą, jego słowa wcale nie były bezpodstawne. Zabrane przez nią kosztowności stanowiły łup wojenny, tak samo jak wszelki oręż odebrany kultystom, lecz nie tyczyło się to pozostałych rzeczy znajdujących się w dworze. Musiała spróbować załagodzić tą sytuację, choć widząc jego minę - mogło się to nie udać.
- Widzę, że się nie zrozumieliśmy. Ja planuję jedynie iść do biblioteki. Rabować nie mam zamiaru, choć w twoich oczach pewnie zwykłe otworzenie książki pewnie będzie tak wyglądać. Mam zamiar tylko przejrzeć nieco literatury w poszukiwaniu interesujących mnie informacji, ponieważ masz wyjątkowo interesujący zbiór historyczny, a następnie pozostawić wszystko na swoim miejscu. Za resztę nie odpowiadam. Nie są dziećmi. - rozłożyła bezradnie ręce. Któż by jej posłuchał poza Reinmarem?
- Może powinieneś usiąść i odpocząć? - wysiliła się na nieco życzliwości - Wiele się wydarzyło. Ewentualnie z chęcią przyjmę towarzystwo gospodarza znającego swoje zbiory. Z chęcią posłucham co w nich może być, a przy okazji dopilnujesz co twoje, jeśli wciąż masz obawy.
Sigmund mruknął gniewnie w odpowiedzi, po czym odpowiedział, przy okazji plując z wściekłości śliną.
- To każże komuś przypilnować tych chamów! Dla mnie wszyscy jesteście tacy sami! - wykrzyczał, po czym odszedł, zostawiając ją samą w korytarzu. Głośno westchnęła, już nawet nie wiedząc co z tą sytuacją zrobić.
Bo cóż mogła?


Do Astrid dołączyła trochę później, wraz z nią stawiając się do raportu Doranowi. Bardzo mu współczuła. Opuszczone barki świadczyły o poczuciu winy, jakie go trapiło. Trudno jednak faktycznie było stwierdzić jak wiele tej winy było faktycznie jego. Jak sama nazwa wskazywała - Chaos jest nieprzewidywalny. Wielu dotkniętych czarnoksięską inkantacją prawdopodobnie zapłaci z jej powodu najwyższą cenę.
Jednak jak bardzo powinien się za to obwiniać?
A z tym całym Karlem… może powinna porozmawiać?
Jej wzrok przesunął się z krasnoluda na trzymany w jego dłoni wór. Przez tą smolistą czerń zdawał się sprawiać wrażenie wilgotnego od plugawej energii próbującej się wydostać na zewnątrz, by nasączyć czyjeś uszy obietnicami o potędze, a następnie wyrządzić jeszcze więcej szkód ku chwale Chaosu. Miała nadzieję, że krasnoludzcy mistrzowie run go zniszczą, bo inaczej…
Cóż, inaczej będzie problem.
Znajome szczeknięcie w pobliżu zwróciło jej uwagę. Błysk schował się za namiotem w trakcie bitwy, a teraz droczył się z jakimś khazadem, od razu tracąc zainteresowanie, gdy ją zobaczył. Natychmiastowo podbiegł, prawie ją ze szczęścia przewracając, gdy się z nią witał po dość krótkiej rozłące. Sama się bardzo ucieszyła znów mając huskiego u boku. Bez niego czuła się… przynajmniej źle. Też on przyczynił się do odnalezienia Katariny przez Reinmara, gdy ten również znalazł się na zewnątrz. Witając się z nim nieco mniej wylewnie niż z maginią, na odpowiednią komendę po prostu wskazał mu drogę tam, gdzie akurat przebywała - samą, smaganą przez wiatr, oczekującą na niego tak jakby wiedziała, że za niedługo miał się pojawić w pobliżu. Ledwie postawił przy niej krok, a ona już oznajmiła wymarsz do biblioteki, ku pewnemu zaskoczeniu zwadźcy.


(GDoc, którego nie miałem siły ani czasu już edytować)
Gdy przemierzał korytarz, był już bez zbroi, w swoim zwyczajowym skórzanym kolecie, z przewieszonym przez ramię pendentem. Zawadiacki kapelusz z piórkiem znów znajdował się na jego rozwichrzonych w uroczym nieładzie włosach. Niebieska peleryna maskowała bandaż na prawym barku, a zakrwawiona dziura po kuli na jego skórzanych spodniach czasem świeciła bielą kolejnego opatrunku. Szedł nieco sztywno, ale spokojnie, bez większych emocji zaprowadził czarodziejkę do biblioteki. Ostrogi jego butów dzwoniły cicho przy każdym kroku, kiedy korytarzami zamku Scharmbeck. Wpierw sam wszedł do pomieszczenia, zdejmując ze ściany pochodnię którą dokładnie oświetlił ciemne pomieszczenie. Wpierw podszedł wolnym krokiem do okna, które zasłonięte były ciężką kotarą, którą odsunął na bok, wpuszczając nieco światła. Potem dokładnie obejrzał całe pomieszczenie, obchodząc zastawione książkami regały i zaglądając w każdy kąt. Za pomocą pochodni podpalił stojący na bibliotecznym stole lichtarz i włożył pochodnię w metalowy uchwyt w pobliżu drzwi.
- Czysto… - powiedział cicho do dziewczyny i odwrócił się w jej stronę.

Gdy Katarina zamknęła drzwi biblioteki, jej nieodgadniony wyraz twarzy ustąpił miejsca kotłującej się w niej złości. Zadarła nieco głowę, spoglądając prosto w oczy Reinmara, splatając sobie przy tym ręce na piersi w geście irytacji.
- Nie wiem co ty sobie myślałeś, Reinmarze Kesselu - zaczęła, a choć w głosie daleko było do pretensjonalności, aż poczuć można było chlaśnięcie biczem po plecach - Doceniam twoją gorliwość jeśli chodzi o masakrowanie stojących nam na drodze osób, a zwłaszcza kultystów, jednak ta ostatnia szarża była absolutnym ryzykanctwem, jakie mogło sprowadzić na ciebie śmierć! Po swoim ochroniarzu oczekiwałabym choć odrobinę zdrowego rozsądku, zwłaszcza w sytuacji gdy dookoła jest pełno innych wojowników walczących w tym samym celu, ale ty z tą nogą postanowiłeś zaryzykować i spróbować dobić tamtego ostatniego! Powinieneś się nauczyć nieco oportunizmu i oszczędzenia kieszeni swojej szefowej. Płacę ci za ochronę, nie za próby samobójcze. Twój pogrzeb by mnie zrujnował.

Westchnęła głośno po tym słowotoku, nieco się rozluźniając, gdy wyrzuciła z siebie co chciała powiedzieć. Napotykając nieco zdziwione spojrzenie zwadźcy wywołane zrzuceniem swojej maski, a następnie wspomnieniem o jakimś pogrzebie, aż wyszczerzyła zęby w naprawdę ładnym uśmiechu.
- Mimo moich uwag, świetnie się spisałeś. Dziękuję - jej ton zmienił barwę na całkiem łagodny. Jej dłoń sięgnęła do jej torby przy pasie, wyciągając stamtąd butelkę z kislevską wódką. Podała ją Reinmarowi - Jak chcesz to możesz się nieco znieczulić.
Reinmar stał, patrząc na nią swoimi ciemnymi oczami. Właściwie przez niemal cały czas nic nie mówił, pozwalając się chłostać jej słowami, jakby nie robiły one na nim żadnego wrażenia. Stał, przenosząc ciężar na lewą nogę, z lewą ręką założoną na plecy, z prawą wysuniętą naprzód wedle kawalerskiego obyczaju. Stał tak, dumnie znosząc krytykę, jedynie odwzajemniając spojrzenie jej oczu ale kiedy usłyszał wzmiankę o pogrzebie, kąciki jego ust powędrowały nieznacznie do góry. Lekko odchylił głowę do tyłu, zaintrygowany tonem czarodziejki. Nie skomentował nawet słowem i w ogóle nie usprawiedliwił swojego zachowania.
- Już jestem znieczulony…zresztą to żadne rany. Jestem w szczytowej formie. Ale nie mógłbym odmówić damie… - mruknął i wziął od niej butelkę i przechylił ją do ust, pijąc powoli. Alkohol był mocny, nawet bardzo i palił gardło, jednocześnie jednak mocno rozgrzewając. Palił tak bardzo, że niemal nie czuło się jego smaku. Jego picie przypomniało zwadźcy o krasnoludach i ich gorzale, i łotrzyk był pewien, że w połączeniu z wypitą niemal do połowy butelką rumu z kredensu w kuchni, a która już buzowała w jego żyłach i powoli zaczynała mieszać mu w głowie, niemal na pewno będzie pijany jak bela. Reinmar zdziwił się, że tak krucha kobieta może pić coś tak mocnego ale pociągnął kilka solidnych łyków z butelki. “Pierdolić konsekwencje” pomyślał zwadźca.
- Ooch…rzekłbym...woda życia...jak mawiają nad Reikiem… - Reinmar szybko złapał ponownie wzrok Katariny, chwilę czekając na jej reakcję. Lubił patrzeć w jej niebieskie oczy.
Nie wiedział kiedy przybliżył się do dziewczyny jeszcze bardziej - Fraulein Katarino...czy próbuje pani mnie upić? - uśmiechnął się nie spuszczając ani na jotę wzroku z niebieskich oczu dziewczyny, które w odpowiedzi na jego słowa najpierw, w parze z uniesionymi brwiami, okazały zdziwienie, a krótką chwilę później zakręciły małe kółko z głośnym wypuszczeniem powietrza przez nos, jakby chcąc powiedzieć "niechaj bogowie nas strzegą, znowu to samo".
- Nie. Akurat ty sam się upijasz, ponieważ ja ci pić nie każę - zakomunikowała z cieniem zmęczenia, odgarniając drugą dłonią niezdarny kosmyk jasnych włosów za ucho - Ale może to i lepiej, gdyby jednak potrzebna ci była amputacja którejś kończyny po takich wybrykach jak dzisiaj. Przynajmniej nie poczujesz… od razu.
- Sądzisz więc....że jestem pijany? - Reinmar podniósł brwi udając zdziwienie. Doskonale czuł płynące w jego żyłach wino, więc nie był absolutnie zdziwiony jej odpowiedzią. Raczej reakcją. “Oj, Kata...” myślał Reinmar a tymczasem lekko odchylił głowę do tyłu, patrząc na nią wzdłuż grzbietu nosa. Wzruszył niewinnie ramionami - Cóż, najpewniej masz rację. Niziołek miał wprawną rękę, ale nie aż tak, aby nie skosztować wybornego rumu z piwniczki zamku Scharmbeck. Medycznie, rzecz jasna - zachichotał - ale wiedz fraulein, że wciąż mam ostry umysł, i pozostaję w pełni sił witalnych...i umysłowych. Do twojej dyspozycji oczywiście - Reinmar podszedł bardzo blisko do czarodziejki, zdejmując z ramienia swoją niebieską pelerynę - W bibliotece jest zimno, a te zamczysko długo nie będzie ogrzane. Jeśli zamierzasz tu posiedzieć, możesz przemarznąć - Reinmar zarzucił delikatnie pelerynę na jej ramiona, wciąż patrząc jej w oczy ukłonił się leciutko, dotykając jednocześnie ronda kapelusza - Owocnych studiów życzę, Kata - uśmiechnął się najładniej jak potrafił po czym pewnym krokiem wyszedł z biblioteki, dzwoniąc ostrogami.
Kislevianka już przygotowywała jakąś ciętą ripostę na tą wątpliwą "sprawność umysłową" pod wpływem alkoholu, lecz nie miała ku temu okazji, gdyż Reinmar naruszył jej przestrzeń osobistą, przez co aż mięśnie zauważalnie jej stężały, a oczy czujnie badały każdy jego najmniejszy ruch. Poczuła się nieco dziwnie. Normalnie gdyby ktoś stanął tak blisko niej, to by taką osobę odepchnęła, a do tego sama by się odsunęła na bezpieczną odległość, lecz był to Reinmar. On już wiele razy pokazał, że nie miał złych intencji.
Zresztą gdyby miał, to by jej nie osłaniał w trakcie szturmu na pałac. Prawda? Albo wbił sztylet w plecy w trakcie rzucania jakiegoś zaklęcia.
Ten niecodzienny akt troski, jakie w swoim życiu mogłaby policzyć na palcach jednej ręki, sprawił że nie wiedziała co myśleć. Przez całe jej życie słyszała tylko "radź sobie sama, dziewucho", a tu masz. Co prawda w zamku nie było tak zimno. Ba, w końcu przetrwała na oblodzonych kislevskich pustkowiach mając przy duszy jedynie butelkę alkoholu, a na sobie ledwie strzęp tego, co mogła teraz nazwać ubraniem, przy okazji dostarczając przedniej rozrywki wiedźmom, które ją tam wysłały. Liczył się jednak gest... prawda? Przecież każdy w życiu mierzył swoją miarą, dla niego więc mogło być tutaj chłodno.
Poczuła jak zaczęło się jej robić ciepło, a na twarz zaczęły wychodzić wypieki. "Rumienię się?" - pomyślała, gdy nieco się otrząsnęła z tego zdziwienia - "Bez żartów."
A jednak gdy mężczyzna się odwrócił, widocznie nie oczekując nawet zwykłego "dziękuję", na jej twarz wylał się drobny uśmieszek, gdy wpatrywała się w jego plecy ściskając na piersi brzegi płaszcza... Czyżby poczuła się w jego obecności bezpiecznie?
W końcu bez własnej świadomości opuściła gardę.
Został on jednak starty w jednym momencie gorzkimi słowami uczącego ją Taumaturgii Kryptoklasycznej mistrza, przez co ze smutkiem spuściła wzrok: "Każdy może stać się wrogiem, nawet najdroższy przyjaciel."
Poczuła naglącą potrzebę, by zmienić temat, a trzeba jeszcze było coś załatwić.
- Reinmar! - zawołała jeszcze za nim nieco niepewnie, przez to aż zaklęła w duchu. Pozwoliłą sobie to zatuszować chrząknięciem - Reinmar! - poprawiła się, już twardo kładąc nacisk na jego imię - Chcę jeszcze o kimś porozmawiać.
- Co myślisz o tej całej Astrid? Przydałby się nam jeszcze ktoś, kto dobrze walczy. - zdecydowała się zapytać go o zdanie, skoro oboje się znają. Przy okazji przeniosła wzrok na jego rany i dodała, przypominając sobie o czymś - I medyk. Najlepiej ten, który cię połatał.
“Mam przejebane” Przemknęło przez myśl Reinmarowi, kiedy zapytała o Astrid - To świetna wojowniczka. Będzie świetnym specjalistą...od walki, Kata - potwierdził zwiadźca “I ode mnie” dodał w myślach - a o tym cyruliku to chciałem sam wspomnieć...ale jakoś nie było okazji. Łata mnie już drugi raz, fraulein, a obiecałem, że spróbujesz wspomnieć w jego sprawie u khazadów. Wiem że są zasadniczy, ale to dobry człowiek...znaczy się niziołek. Życie i zdrowie mi zratował. Ja jestem z Altdorfu, mi nie przeszkadza jak ktoś jest inny…nie jest kultystą, daję głowę - dodał wyjaśniająco.
- Ale znów gadam pie...znaczy głupoty. Męczę panią a pani nie ma przecież powodu aby ratować kolejnego łotra - stwierdził trzymając klamkę.
- Może jednak mam? Zależy jak bardzo mu ufasz i jak bardzo cenisz jego zdolności - oznajmiła, oczekując odpowiedzi, jednocześnie uniemożliwiając mu ucieczkę.
Pozwoliła sobie przemilczeć chwilowe zawahanie mężczyzny, choć przekrzywiając nieco głowę na bok oznajmiła, że je zauważyła.
- Bardzo. Wciąż stoję na nogach i wygłupiam się fraulein - uśmiechnął się do kobiety - więc jeśli dalsze znoszenie mnie jest dla Ciebie jakąś wskazówką - wzruszył rozbrajająco ramionami - ale wtedy nie wziął pieniędzy. Teraz nie musiał w ogóle, bo był obok Vincent. A jednak jemu zaufałem bardziej - Reinmar sam nie wiedział dlaczego, ale jakoś czuł od niziołka pewną życzliwość. A może jeden szelma przyciągał drugiego? Jeden Sigmar wiedział. Czy tak w istocie było, nie miało to znaczenia dla Katariny nieznającej ani myśli, ani przeszłości Reinmara. Liczyła się jednak z jego zdaniem i w tej sprawie było ono dla niej bardzo ważne, a jego towarzystwo powoli stawało się dla niej tak samo normalne jak obecność Błyska - w tym momencie obwąchującego jakąś dębową półkę.
- Więc spróbuję - odpowiedziała mu, kończąc w ten sposób tą rozmowę skinieniem głowy, podkreślając to następującym po tym przeniesieniem spojrzenia na znajdujące się w bibliotece księgi.
Pozostało jednak jeszcze coś.
- A, Reinmar! - zatrzymała go, gdy już miał zamknąć drzwi - Dziękuję.
I przez to krótkie, ciche, niesprecyzowane w konkretny sposób "dziękuję", okraszone przy tym łagodnym, szczerym uśmiechem wyraziła całą swą wdzięczność za jego towarzystwo - nie tylko za lojalność, ochronę czy uratowanie życia, ale też za to, że… że mogła się choć nieco otworzyć, zdejmując uwierającą ją maskę. Łotrzyk uśmiechnął się ładnie i ponownie dotknął ronda kapelusza leciutko kiwając jej głową. Zamykane drzwi cicho trzasnęły.
Poczuła się nieco lżej… i było jej z tym dobrze.


 
Flamedancer jest offline  
Stary 11-09-2018, 23:37   #42
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
"Nigdy nie chwal dnia przed zachodem słońca" mówiło stare powiedzenie. Reinmar mógłby też podrzucić inne "Póki ktoś oddycha i ma stal w ręku, wciąż jest groźny". Oba pasowałyby jak ulał do sytuacji.
Krew i frunąca w powietrzu ręka krasnoluda uświadomiła zwadźcy niebezpieczeństwo. Wielki jak koń kultysta chaosu wywijał dwuręcznym mieczem z ogromną wprawą, a rozpędzony i nie blokowany przez nikogo stwarzał śmiertelne zagrożenie dla wszystkich dokoła. Zwadźca nie wahał się ani chwili. Wstał z kolan, na które posłały go kule pistoletu Detlefa który w międzyczasie ujawnił swoją wilczą naturę i najwyraźniej zamierzał zrobić sobie z nich przekąskę. Złowił spojrzenie Katariny. Wyglądała blado a jej oczy świeciły się w ogniu walki "Boi się, czy to lubi?" pomyślał zwadźca i puścił do niej oczko. Widziała to.

Rzucił się do przodu. Wykrzykując imię Sigmara ściął się z zakapiorem, a jego schiavona zachrzęściła po pancerzu kultysty. Ciął i rąbał pałaszem, a stal jęczała, jakby protestując katowaniu brutalną siłą zwadźcy aż w końcu klinga zeszła niżej prosto na udo rosłego wojownika i cięła głęboko. Z lewej strony dołączył Vincent, próbując ugodzić kultystę swoją włócznią ale pchnięcia jego broni ześlizgiwały się po doskonale wykutym pancerzu zakapiora. Sytuacja stawała się coraz poważniejsza. "Sigmarze...rusz dupę..." bluźnił w duchu Reinmar.

Zakapior nie dawał jednak za wygraną. Powietrze furczało, kiedy wielkie ostrze dwuręcznego przechodziło szerokimi młyńcami obok Vincenta Zgrzytnęło po napierśniku Reinmara, który poczuł kolejną falę bólu przechodzącą przez ciało. Otępiała, a jednocześnie wkurzała tak bardzo, że napędzała do na przód. Miał ochotę ich wszystkich pozabijać.
Żądza mordu otępiła go tam mocno, że niemal nie zauważył przybycia posiłków. Zakapior padł, ścięty od tyłu. Reinmar ostatnio całkiem sporo bluźnił i przez moment wydawało mu się, że śmierć jednak dziś go nie zabierze.Zaklął szpetnie i ruszył do przodu, mordować innych. Jednak wraz z upadkiem zakapiora, i śmiercią Detlefa, który jakimś cudem zdążył zgorzeć w ogniu inni też się poddawali, widząc jak część kultystów ginie od miecza czy bicza. Zobaczył Astrid. Stała tam, śmiejąc się niczym hiena nad ciałem bezgłowego kultysty. "To musiał być przepiękny cios. Szkoda, że go nie widziałem" pomyślał łotrzyk ale nie miał czasu podziwiać uroczego widoku.

Poza jednym. Reinmar widział już człowieka w szale i wiedział, że ten się nie podda. Stał i wymachiwał mieczem, jakby oganiając się od natrętnych much. Ostrze furczało mu w ręku i zwadźca wiedział, że każdy ruch broni kultysty może oznaczać kolejną śmierć. Widział obietnicę swojej śmierci w jego szalonych oczach. Ryzyko które zawsze trzeba było podjąć łaskotało jego skórę niczym ramiona namiętnej kochanki. Mimo bolącej nogi rzucił się naprzód. Czas zwolnił.

Wbiegł szybko w zasięg jego broni, wystawiając tarczę, łapiąc na nią cięcie kultysty. Okucia i klinga brzęknęły metalicznie jednak nie związał jego ostrza które rzucało się we wszystkie strony. Stal wyła, kiedy miecze obu łotrów zwarły się, błyskając. Zręczność zwadźcy kontra szalona siła zdesperowanego kultysty. “No zabij mnie. Zabij! Zakończ to!” błagał w myślach Reinmar widząc kolejny cios kultysty idący stronę jego tarczy. Tym razem związał jego klingę wykręcając tarczę po jego ciosie i wbił szybkim ruchem ostrze pałasza prosto pod żebra mężczyzny. Cios rozdarł kolczugę z cichym szelestem i przerwał oczka pancerza. Zwadźca, czując opór broni nacisnął mocniej i wykręcił lekko nadgarstek, przebijając przeciwnika niczym motyla na szpilce. Chwilę tak się mocowali, Reinmar wciąż trzymał ostrze przeciwnika z dala od swojej twarzy, a jednocześnie lekko szarpał do góry, patrosząc kultystę jak rybę, aż krew kapała na posadzkę hali rzęsistą strugą. Wściekły krzyk opryszka zamieniał się powoli we wrzask bólu, następnie przeszedł w przedśmiertny charkot, a ciosy jego miecza były już tylko słabymi puknięciami. Reinmar obrócił ostrze broni w dół, pozwalając ciału opaść na posadzkę. Chwilę jeszcze stał nad dogorywającym, łowiąc jego gasnące spojrzenie swoimi błyszczącymi z podniecenia oczami a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w uśmiechu.

Rany bolały jak diabli, ale zwadźca nie zwykł płakać nad sobą. "No tak myślałem, że odstrzelą mi dupę" rozmyślał patrząc nad dziurą w tarczy, do której mógł spokojnie włożyć palec. Nawet nie chciał myśleć co by było, gdyby trzymał ją na wysokości swojej głowy. "Pewnie miałaby mój mózg na swoim płaszczu. Albo nic by nie miała, bo jesteś idiotą, że dałeś się w to wciągnąć więc masz łeb pusty jak gąsiorek po biesiadzie" uśmiechnął się mimowolnie łowiąc spojrzenie Katariny. "Ocho...Lodowato... Jakby tu..." - Zaraza! Błysk...nie teraz... - pies czarodziejki miał fatalne wyczucie chwili.

***


Reinmar wracając z biblioteki siłą rzeczy przejść musiał przez zamkowy dziedziniec, toteż wiedząc, że najlepsze popijawy udają się tylko w czasie nocnym, bo wtedy Shallya i Verena śpią, postanowił nieco zabić czas szukając sprytnego kowala, który mógłby naprawić jego napierśnik. Sprytnych kowali na szczęście nie brakowało. Po krótkich targach zwadźca ustalił jego naprawę z niejakim Thornirem Magmarssonem, jednym z obsługujących imponujące działo którymi tak zachwycała się Astrid. Podszedł ciekawie, wysłuchując tyrady krasnoluda o wspaniałościach techniki krasnoludzkiej.Wszystko było w porządku, dopóki nie powiedział magicznego słowa - No dobra...a działa to jakoś… - i się zaczęło.
Reinmar stracił większą część popołudnia, słuchając miejscami arcyciekawego, a miejscami arcynudnego wykładu na temat artyleryjskich arkanów, które pomimo tak roztaczanej dokoła tajemniczości, wcale tajemnicze nie były.Wkrótce zasypany był iście magicznymi w jego mniemaniu określeniami jak stempel, kula, flejtuch czy czop. Dowiedział się dosyć szybko gdzie podchodzić nie należało - “Inaczej łeb urwie i fryndzla na dokładkę” - albo gdzie ładować armatę niczym - “ciasną piczę twardym kołkiem”. Reinmar ze znawstwem podziwiał łatwość obsługi owych tajemnych w jego mniemaniu urządzeń, których jednak instrukcja obsługi mogłaby zostać przybita na drzwiach dowolnego burdelu.
“Jaja sobie ze mnie stroi, czy poważnie mówi?” pomyślał Reinmar, kiedy krasnolud pokazywał, jak szybko wygasić lont armaty za pomocą własnych szczyn. “Jestem za mało nawalony na taką lekcję” myślał Reinmar kiedy słuchał wyjaśnień i analogii do kobiecych części ciała i pewnych z nimi czynności od opisu których struchlałyby wszystkie dzierlatki w okolicy. Włącznie z ich matkami i pewnie i babkami na dokładkę.
- No co waść powiesz? - udał zdziwienie Reinmar. “A myślałem, że to ja jestem obleśny” zmarszczył brew - A to? - zainteresował się łotrzyk - jak to nazywacie? - Reinmar wskazał na wycior do armaty.
- A to panocku, jest właśnie frundzel. Nim pieścimy tą piczę tak, aby mogła wrogom krwii napsuć. Tylko widzicie panocku, że ona na końcu nie może mieć nic mytalowego, bo widzisz, inakszej niż z murwą, ona w kapturku nie lubi - krasnal mrugnął do Reinmara aż ten załapał o co chodzi - a tak naprawdę to mytol może w dziurze zostać, i rzecz całą rozdupczyć - wyszczerzył się zadowolony z dowcipu.
- No, sensowne - zaśmiał się pod wąsem Reinmar - stawiam waści gorzałę. Za naukę i tę blaszkę którą tu ostawiam. Widzę, że w dobrych rękach jest, to szybko się z nią uwiniecie - zwadźca pożegnał krasnoluda i poszedł szukać kompanów, których spodziewał się znaleźć w kuchni. Miał też nadzieję, że nie wypili do końca całego wina. Co prawda miał wciąż butelkę od Kateriny, a w kaletce niewielką flaszkę rumu, to jednak nie wystarczyłoby nawet na jeden wieczór.

***
Reinmar wyszedł z biblioteki uśmiechając się smutno. Szedł, rozmyślając korytarzami zamku, stukając obcasami swoich butów po kamiennej posadzce. Minął halę, w której wciąż jeszcze kręcili się wojownicy khazadów, i zbierano również łupy. Zwadźca spędził dłuższą chwilę szukając zbrojowni, w której szlachta zwykła gromadzić rozmaitą broń. Spodziewał się znaleźć nieco broni palnej, ale to, co wisiało na ścianach i stało na stojakach też nie było całkiem bezużyteczne. Reinmar wyszedł ze zbrojowni z nowym rapierem, lewakiem i niewielkim puklerze. Następnie skierował swoje kroki w stronę zamkowej kuchni.

Już tam siedzieli, rozpijając jakąś beczułkę. Zapach alkoholu i jadła drażnił nozdrza przyjemnym łaskotaniem. Szybko spostrzegł wolne miejsce i posadził swój tyłek tuż obok Astrid. Zdjął kapelusz, kładąc go obok na ławie, następnie nalał sobie do jednego z drewnianych kubków stojących na blacie. Skrzywił się od kwaśnego smaku wina i postawił na stole butelkę, którą dała mu czarodziejka.
- Obiecałem gorzałkę - uśmiechnął się do dziewczyny siedzącej obok. Ta łypnęła na niego wzrokiem zadzierajac przy tym mały nosek. Wyglądała na poważną, a spojrzenie zimnego błękitu jej tęczowej pogłębiało srogi nastrój. Nie trwało to jednak długo gdyż już po paru sekundach Astrid wyszczerzyła się jak dziecko.
- Uwielbiam w tobie to, że jesteś słowny! - blondyneczka pochwycila butelkę wypełnioną prawie bezbarwna cieczą i zaczęła obracać ją w szczupłych dłoniach, z krótko obciętymi paznokciami. - Z gwinta czy dziś kulturka? - spytała oglądając butelkę z każdej strony.
- kulturka? Astrid, poważny to byłem wcześniej, kiedy siekaliśmy się w tej halli. Teraz zamierzam być nawet nieprzyzwoity - uśmiechnął się szelmowsko i podsunął jej kubek - wiesz co sobie pomyślałem? A propos tej całej wojny? przypomina mi to schadzkę z kobietą.
- Emm… - zacięła się Nosmanka patrząc na niego pytająco - Wystrzeliwujesz pociski i bomby póki owa dama nie padnie na wznak? - chwyciła kubek chcąc dać znak, że przyjmuje naczynie, po czym zaczęła odkręcać gorzałkę. Nie znała się na tych tematach ani trochę, o czym jej przyjaciel doskonale wiedział.
- Posłużę się anegdotą - nachylił się do dziewczyny - Był sobie pewien młodzieniec, który odwiedzał pewną damę aby wyznawać jej miłość. “Będę całował twoje ręce”, mówił. Ona pozwalała.”Będę całował twoje stopy” mówił on. Ona pozwalała również. A jednak kiedy wychodził od niej, niewiele zdziaławszy, on upomniała go “Zapomniałeś całować gdzieś pomiędzy” - puścił do dziewczyny oko i przypił do niej, śmiejąc się.

Astrid odkręciła butelkę i wlała gorzałki do pełna.
- Aha - mruknęła przechylając głowę w bok i upiła dwa łyki - Na pewno rozmawiamy w reiklandzkim? - wyszczerzyła się uroczo spoglądając na niego dopiero teraz.
- Najczystszym, ale Twoja wersja też sprawdziłaby się niezawodnie.A jak to robicie u siebie w Norsce? - patrzył w jej oczy, wciąż uśmiechając się do niej.
- No my to bardziej miecze, topory, łuki - odpowiedziała poważnie sądząc, że mówi o wojnie, bo w końcu to do tego tematu robił porównanie - Takiego bombardiera to nie mamy! - odruchowo chwyciła butelkę gorzały i pociągnęła z gwinta, zapominając na chwilę o kubku, zafrasowana dziwną rozmową.
- Ano, też żyrokopter zakończył temat tak, że nic nie zostało do zrobienia. Dlatego mi się tak...skojarzyło - wyjaśnił, kiwając głową zwadźca. Machnął ręką, nie chcąc peszyć dziewczyny, bo ciężko było uwierzyć, że ona niby nie rozumie - Słuchaj, co będzie z tymi, co ich wyciągnęliśmy z tego zamku? - zapytał Astrid, która jak wiedział jakiś posłuch u khazadów miała.
Dziewczyna chrzachajac dolała alkoholu do szklanki, udając ze wcześniej wcale nie pociągnęła z butli jak ostatni cham i prostak.
- Wpierdol, w dyby i do lochu - odparła jakby nieprzyjęta. Stuknęła kubeczkiem w wino Reinmara i puszczając mu oczko piła dalej.
- Najprawdopodobniej. A być może banicja, być może śmierć. - wzruszyła ramionami i skrzywiła się kwaśno - Ja wiem, że to przesada, ale z drugiej strony przyczynili się do tego, co się stało. No i że w ogóle musieliśmy stoczyć bój z kimś, kto posiadł siły Chaosu. Ta księga naprawdę mogła zabić wielu w rękach osoby, która umie ją wykorzystać.
Zwadźca siedział cicho, sącząc swój kubek. “To tyle, jeśli chodzi o niziołka” Reinmar zrobił się na moment pochmurny, bo chwilowy nastrój dziewczyny momentalnie mu się udzielił. “A..chędożyć to, co będzie, to będzie. Najwyżej kogoś zwyzywam i wypruję flaki na ubitej ziemi. Jednego niziołka może nie zechcą tracić, bo nie wielki jest i różnicy im nie zrobi”
- Proste jak pieprzenie… - powiedział cicho, wzruszył ramionami i chlupnął zawartością kubka prosto w gardło. Astrid nie bardzo rozumiała, do czego się odniósł, stąd nagle jej głowa przechyliła się na bok, jak u głupiutkiego szczeniaka, który nie rozumie obcych mu dźwięków.
- Nie dość, że śliczna, to jeszcze i mądra. Cholera, Astrid, chyba powinienem poprosić cię o rękę! - zaśmiał się wesoło nalewając kolejną porcję.
- Jeśli masz więcej gorzały to proś o co chcesz! - kobieta zarechotała swym hienim śmiechem, upijając kolejny łyk. Uważała, że to jedna z najlepszych rozrywek u boku Reinmara, nie licząc tej gdy się naparzali z jakimiś chłystkami na ulicy, wszyscy wcięci i chwiejący się na nogach.
- Oh...droczysz się ze mną? Chciałbym być w twoim sercu, umierać na twych kolanach, i móc pogrzebać się w twych oczach… - Reinmar teatralnie złapał dziewczynę za talię, niczym amant w sztuce Detlefa Siercka. Jego rozbawione oczy śmiały się do dziewczyny, a gorzała krążyła jeszcze żywiej, powodując, że właściwie sam nie wiedział czy sam się tylko droczy. Nagły ruch musiał jednak zerwać coś w jego udzie, bo poczuł, jak coś zaczyna ciec mu po nogawce “I to by było tyle Panie Kołodziej…” pomyślał przez chwilę Reinmar doceniając robotę niziołka, który wykonał ją znakomicie.

Astrid szturchnęła go łokciem, nie widząc jego bólu, którego póki co nie okazał.
- Lepiej żebyś na niczyich kolanach nie umierał! Twarzą w bagnie też nie, ani w żaden inny sposób. - pokręciła głową z dezaprobatą, wbijając wzrok w niemal pustą butelkę.
Reinmar wyciągnął kolejną, tym razem z kaletki za biodrem - Cóż, nie gorzała, ale lepsze niż wino. Rum - zaproponował i zębami odkorkował butelkę - O, martwisz się o mnie? - zachichotał cicho patrząc na nią figlarnie.
- Pewnie! - odparła niemal błyskawicznie i podskoczyła na krzesełku aby się nieco oddalić i zwrócić przodem w jego stronę - Sierżantem w końcu jestem! - zaakcentowała pnąc z dumy swoje ordery nie pierwszy, i zapewne, nie ostatni raz - A ty moim przyjacielem, ciężko mieć w rzyci twe zdrowie - spojrzała na butelkę rumu i zagryzła dolną wargę - A tak co do zdrowia, to jakoś cię połatano, nie?
- Owszem, ten niziołek którego już spotkaliśmy w Kropenleben...wyobraź sobie, że tu jest. Kołodziej. O, a propo cyrulików. Chcesz usłyszeć zabawną historyjkę? - Reinmar polał dziewczynie i uniósł brew starając się nie zaglądać jej tam, gdzie nie powinno się zaglądać. “A może ona chce abyś tam zajrzał? Na Sigmara człowieku...jesteś pijany…” myślał łotrzyk strząsając z siebie głupie myśli łykiem rumu.
- Skoro już razem delektujemy się zdobytymi przez ciebie trunkami, to chętnie posłucham co masz mi do powiedzenia - uśmiechnęła się ładnie i spokojnie, bez większych ekscytacji czy emocji. Popijała od czasu do czasu, wyglądając na osobę, która dobrze się trzyma mimo ilości wypitego alkoholu.

Reinmar nieco spoważniał, widząc ostrożność dziewczyny. Nie chciał jej peszyć ani tym bardziej widzieć, że jest smutna. Chrząknął, poprawił się na ławie i zaczął poważnym głosem opowiadać facecję
- Pewien cyrulik, który nie był kształcony a który tylko przepisywał swoim pacjentom medykamenta, poradził się pewnej starej kobiety która leczyć umiała, aby zawsze zaglądał pacjentowi pod łóżko i szukał ogryzków lub innych resztek jedzenia, aby jeśli mu by się pogorszyło, mógł to zwalić na zażywanie niedozwolonego jadła. Niemal zawsze działało, bo przechytry ten medykus zawsze znalazł jakiś ogryzek lub ogonek. Jednak zdarzył się jeden przypadek, kiedy medyk nie potrafił znaleźć żadnego ogryzka lub ogonka a pacjent poczuł się dużo gorzej niż zwykle. Długo szukał ogryzka, ale znalazł pod łóżkiem tylko siodło osła. Nie stracił jednak rezonu i powiedział te słowy "Panie, nie jestem zdziwiony, że ci gorzej. Zrobiłeś bowiem rzecz okropną. Zjadłeś pan osła! Widzę jego siodło pod twoim łóżkiem!" Pacjent tak się zaśmiał, że w mig wyzdrowiał.
Reakcja Astrid była podobna, choć nie identyczna. Wszystko przez to, że chęć opowiedzenia przez Reinmara żartu potraktowała zbyt pobłażliwie, nie spodziewając się, że ją rozbawi, bo i wątpiła, że zrozumie temat medyczny. Piła więc rozlewany alkohol nawet wtedy, kiedy mężczyzna mówił, a gdy już doszedł do puenty, blondyneczka zachłysnęła się rumem. Wciągnęła gwałtownie powietrze czując pieczenie w gardle, a jej hieni śmiech zaczął mieszać się z dźwiękami uporczywego i głośnego kasłania. Właściwie, to Astrid zaczęła aż rzęzić niczym zdychający zwierz, który z powodu przebitego płuca nie może nabrać powietrza. Jej drobne ramiona naznaczone niebieskimi tatuażami poruszały się dygocąc ze śmiechu i kaszlu jednocześnie, kiedy to oparła dłoń na barku mężczyzny i wbiła w skórę swoje palce. Jej głowa zwisała w dół, a warkocz dyndał aż do piersi. Póki co nie była w stanie nic powiedzieć.
Reinmar przez chwilę zmartiwał, widząc jej reakcję “Na Sigmara, zabiłem ją!” struchlał i złapał ją mocno w tali próbując lekko otrząsnąć nią aby się nie zakrztusiła - Astrid, w porządku? Oddychaj! - zapytał z troską w głosie
- Yhym...hyhyhy - z ust nie wydobyła się żadna bardziej rozbudowana wypowiedź, ale, jak na tę sytuację, urokliwe dźwięki jeszcze się z nich wydobywały, więc chyba nie było z blondynką aż tak źle. Pomału zaczynała nabierać coraz to głębszych wdechów, przez co jej plecy wygięły się w koci grzbiet. Tym razem nie odsuwała się ani od Reinmara, ani od jego rąk, biorąc to za zwykły akt troski i chęci niesienia pomocy.

Reinmar otrzeźwiał lekko, ale odetchnął z ulgą, widząc poprawiający się stan dziewczyny. Dolał jej jeszcze rumu - Nastraszyłaś mnie. Cholera, to nie mój dzień po prostu - westchnął - chciałem dzisiaj zginąć, nie udało się. Chciałem Cię rozbawić, nie udało się. Może chociaż się z tobą upiję? - zaproponował puszczając do niej oczko. Cieszył się, że nic jej nie jest. Cieszył się też, że mógł ją przytulić, tak po prostu.
- Ehj… - kaszlnęła jeszcze kilka razy i pacnęła go w ramię swoją małą dłonią - Czhemu, ekhu, chciałeś, ekhe ekhe, zginąć? - ostatni raz spróbowała wziąć najgłębszy wdech i udało jej się to. Westchnęła z ulgą, choć wciąż pokasływała i chrząkała, było już lepiej. Zdołała się wyprostować i odrzucić warkocz w tył. Spojrzała na niego z wypiekami na policzkach. Wyglądała niewinnie i uroczo, jak drobna blondyneczka, która tylko próbuje robić groźne miny, wspomagając się niebieskimi tatuażami, które miały dodać jej powagi.
- Nie giń, bo wtedy już nigdy razem nie zachlamy! - zaćwierkała jakby weselej i kiwając się rytmicznie z radości, wciąż pokasłując z zamkniętymi ustami co kilka sekund, napełniła kubki złocistym trunkiem.
- Przekonałaś mnie. Nie będę umierał - powiedział wesoło i przypił ponownie - będziemy śpiewać i pić dziś do upadłego! - wzniósł toast - za Twoją nieprzemijającą urodę, moje męstwo w boju i na pohybel naszym wrogom - pompatycznie i nieco prześmiewczo starał się naśladować wielkich mówców, ale śmiech nieco przeszkadzał mu zachować powagę, więc zamiast dramatycznie, wychodziło mu komicznie, ku uciesze współbiesiadników.
Podziękowania dla Nami za rubaszną biesiadę z udziałem Astrid
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 11-09-2018 o 23:50.
Asmodian jest offline  
Stary 12-09-2018, 09:04   #43
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Durak wystąpił w obronie Karla po bitwie. Nie wskórał nic by w jego mniemaniu móc oczyścić swoje imię przed wszystkimi. Odmowa co do roszczeń dawała jednostajną drogę w przyszłości Duraka. Inni khazadzi już w sumie tylko dla niego taką widzieli i łowca musiał ją zaakceptować jeśli liczył na odzyskanie honoru i znalezienie się po śmierci w salach przodków.
- Wyrok ogłoszony bez rozprawy i udziału oskarżonego i świadków może być sprawiedliwy Doranie zmieniony a Król sam by docenił dążenie do sprawiedliwości.- Spróbował jeszcze raz ratować sytuację, ale wiedział, że to niemożliwe. Krasnolud spojrzał na Karla z wyrzutem i podszedł do skazanego.
- Straciłem honor przez ciebie. Jak wiesz to najważniejsza sprawa dla khazada a teraz śmierć zabierze ciebie i nie da tobie możliwości odpłacenia się. Wierzyłem i nadal wierzę w ciebie. Nie pochwalam skazania Ciebie jako heretyka. Twój brat powinien w oczach khazadów zrobić wszystko by oczyścić wasze nazwisko bo to będzie się ciągnęło przez pokolenia.- Przemówił do szlachcica spokojnie i sam nie wiedział po co i dlaczego. Może dla uspokojenia własnego sumienia? Może z innych powodów. To było teraz nie istotne.

***

Durak czas spędzony w Scharmbeck spędził w samotności. Siedział na blankach z dwoma butelkami alkoholu, który otrzymał od jednego z krasnoludów, który chciał uczcić wygraną bitwę. Zagryzał kawałkiem suszonego mięsa i patrzył w dal na góry.

***

- Doranie. Nie pozostaje mi nic innego jak udanie się do Karak Kadrin i jeśli nie masz nic przeciw to bym wyruszył niezwłocznie.- Zwrócił się były łowca do dowódcy ataku na zamek. Krasnoludowi było wszystko jedno co będzie się działo i nie zamierzał uczestniczyć w egzekucji Lehmana. Nie wierzył w słuszność osądu. Należała się mu kara ale ni w imieniu czegoś co było nieprawdą. W sumie i tak nikt nie liczył się teraz z Durakiem bo jako khazad bez honoru był wyrzutkiem.
Durak był spakowany. Miał swoją kuszę i znalezioną, powtarzalną z zapasem amunicji do niej. Swój miecz i topór a także tarczę i zbroję. Był gotowy do wyruszenia mając jakieś zapasy w plecaku.
 
Hakon jest offline  
Stary 12-09-2018, 14:15   #44
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Tymczasem na dziedzińcu


- Pilnuj ich - powiedział do Reinmara - ja zaraz przyjdę - rzucił się biegiem w kierunku swojego pokoju, gdzie czekało na niego kilka płaszczy i masek. Wziął też ze sobą swoje pistolety, zapas amunicji. Nie chciał nikogo zabijać, ale lepiej być przygotowany. Zabrał również plan podziemnych kryjówek, po czym wrócił na plac.
- Co zamierzasz? - Reinmar spokojnie zapytał Vitta kiedy wrócił już ze swojego pokoju, obwieszony bronią jak choinka - Hmm...sądzisz, że siłą da się to załatwić? - popatrzył powątpiewająco na cały rynsztunek.
- Siłą, nie nie zamierzam wdawać się w wojnę z khazadami, jednak ciężko będzie odbić Karla pokojowo, ja przynajmniej nie mam siły przebicia, chyba że udałoby się by zgodzili się na proces. - odpowiedział Vitto.
- Zamierzają zrobić egzekucję poza Scharmbeck...a to znaczy, że będą go przewozić. Łatwiej jest uderzyć w kilku konwojentów niż wydłubywać go ze strzeżonego lochu. Potem, wystarczy tylko szybki koń mający w jukach kilka monet...i człowieka nie ma
- Nigdy nie musiałem ratować brata, zresztą nigdy nie byliśmy na tyle blisko by myśleć o takim czymś. Poza tym mam w zanadrzu kilka kryjówek w okolicach Scharmbeck, w których człowiek również się rozpłynie. - rzekł pokazując na prędce plan zabrany ze swej izby.
- Pocieszy Cię, że ja też nie ratowałem nigdy brata? - zachichotał Reinmar klepiąc Vitto w ramię - bo miałem same siostry! - zarechotał i spoważniał natychmiast - no, kryjówki kryjówkami. Trzeba się wpierw dowiedzieć jak będą go przewozić, gdzie i ilu będzie eskorty. Potrzeba by jeszcze kilku ludzi. Albo od nas, albo wziąć zbirów. Ciekawe, czy są jacyś w okolicy - zaproponował zwadźca.
- Znajdą się tacy co będą chcieli pomóc Karlowi, tylko będzie to wymagało czasu by ich pozyskać, a wśród Was znajdą się tacy co mogliby pomóc. - zapytał Vitto.
- Na myśl przychodzi mi jedynie Vincent. Reszta nie ma absolutnie żadnego interesu, aby nam pomóc. Vincent też nie, ale się może zgodzić, choć to nie wojownik, bardziej uczony. Astrid… - zwadźca zawahał się - raczej też nie. Uwielbia krasnale, poza tym nie trawi chaosytów. Czarodziejce nawet bym o tym nie wspominał. Oskóruje mi plecy jak się o tym dowie - uśmiechnął się cierpko - z tych, co wyciągnęliśmy ich z lochów znam jedynie niziołka. Najpewniej byłby chętny pomóc. Znał Karla - Reinmar wyliczał na palcach jednej ręki. Nie zostało wielu do pomocy - No i został Peter...który najpewniej straci szyję, jak się nam uda - uśmiechnął się ironicznie Reinmar - co nie byłoby taką niemiłą perspektywą, zważywszy na to, że poczęstował ołowiem twoją śliczną siostrę
- Mój brat nie jest chaosytom, choć przywożąc tu tą księgę sprowadził na siebie zagładę. Z tego co mówisz nie ma co angażować twoich ziomków, tylko trzeba to zrobić sprawnie i po cichu za pomocą kilku zaufanych osób. Odpocznij chwilę, bo nie wyglądasz za dobrze, ja porozmawiam z odpowiednimi osobami i zastanowie się jak opóźnić wymarsz krasnoludów. - rzekł Vitto znikając w budynku.
Reinmar ukłonił się lekko dotykając zwyczajowo ronda kapelusza - będę się tu kręcił. I nadstawię uszu - mruknął do odchodzącego rajtara. Chwilę myślał, rozglądając się po dziedzińcu. Zauważył krasnoluda, biegnącego chyłkiem do wygódki. “Sraczkę ma”, pomyślał widząc jak szybko przebiera nogami. Zachichotał, ale po chwili jego śmiech przechodził w dziwny pomruk, kiedy marszczył brew, myśląc intensywnie - No, za to dostaniesz po ryju, świnko - mruknął do siebie i ruszył do biblioteki aby sprawdzić, czy jego pomysł ma w ogóle szanse powodzenia.




Biegnąc wewnątrz siedziby rodowej Lehmanów napotkał sługę swojego ojca - Gdzie jest Sigmud, potrzebuje pilnie się z nim widzieć - Vitto zapytał służącego, a gdy ten mu odpowiedział skierował swe kroki czym prędzej w stronę pokoju w którym znajdował się ojciec.

- Nie możesz do tego dopuścić - zaczął Vitto już w samych drzwiach.
- Co ty tu licha robisz, wynoś się stąd - warknął ojciec
- Nie możesz dopuścić do tego by Karla stracono tuż za murami Scharmbeck, musisz się za nim wstawić, krasnoludy przybyły tu by nie tylko by znaleźć przeklętą księgę za którą po części też jesteś odpowiedzialny, ale też wyzwoliły ciebie i Adelaidę. TO TYLKO DZIĘKI KARLOWI - ostatnie słowa rajtar powiedział prawie że krzycząc.
- Wstaw się za nim! Chcesz stąd odejść, weź go ze sobą a połowę majątku ze sprzedaży Scharmbeck ofiaruj krasnoludom jako zadośćuczynienie poniesionych strat. Musisz, musisz to zrobić jeśli nie dla mnie to dla Karla i Adelajdy. Przecież ich
kochasz tak jak ojciec kocha swoje dzieci
- Vitto próbował wzbudzić litość w ojcu.
- O czym ty do mnie mówisz, chłopcze? - Odparł wyraźnie zdziwiony, ale też i zaintrygowany Sigmund. - Chcą zabić mojego syna? Krasnoludy?! Dlaczego? - Zapytał wyraźnie wzburzony.
- Jak to o czym mówie nie widzisz co się dookoła dzieje, spójrz na dziedziniec i zobacz gdzie znajduje się twój syn, zapytaj też Dorana jeśli nie wierzysz słowom własnego syna. - odparł Vitto.
Sigmund najwyraźniej uwierzył słowom Vitto, bowiem walnął pięścią w stół ze złości. Jego pierworodny syn, spadkobierca rodu i jego bogactw, miał być właśnie stracony! I to z rąk krasnoludów, które dopiero co ich uratowały. Nie tego oczekiwał od swoich wybawicieli. Sigmund wstał, ściągnął powieszoną na ścianie szablę, poprawił swój żupan, po czym energicznym krokiem wyszedł z dworu. Szykowała się nie mała awantura…

 
Feniu jest offline  
Stary 12-09-2018, 18:11   #45
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dzięki Asmo!





Poranna Przejażdżka
Astrid & Reinmar

Astrid obudziła się lekko przed świtem, tak że miała okazję podziwiać wschodzące słońce. Zawsze wstawała wcześnie, bo tego nauczyło ją życie, które sama sobie wybrała. Bycie żołnierzem nie było czymś, do czego została zmuszona lub czego od niej oczekiwano w domu. Dziadek bardzo o nią dbał i troszczył się, była jego oczkiem w głowie, odkąd Lexa poszła w swoją drogę. Dziadek traktował Astrid niczym księżniczkę, mając ją na oku niemal cały czas. Żaden Norsman nie miał prawa jej dotykać czy też nawet z nią rozmawiać gdzieś w zakamarkach wioski czy na pomoście! Bał się, że jego piękna wnuczka pójdzie kiedyś w ślady własnej matki i zniknie nieoczekiwanie.

Los jednak sprawił, że ulubiona córka jarla Vidara odnalazła się z ojcem i dzięki temu profity wyciągnęła z tego również Astrid. Podobna do swej matki w kwestii fechtunku, mogła udać się w podróż i wylądować w miejscu, w którym się znalazła. Młoda sierżant była szczęśliwa z tego zbiegu okoliczności. Cieszyła się, że siedzi tu i teraz obserwując mieniące się ogniem barwy wschodzącego nad Scharmbeck słońca. Wdychała w płuca zimne, orzeźwiające powietrze, czując w gardle i nosie drobne pieczenie. Wciąż jednak pozostawała w dobrym humorze. Siedziała długo i mogłaby jeszcze dłużej, oczekując powrotu do Karak Hirn, gdyby nie usłyszała głośnego rżenia konia. Zainteresowała się tym, gdyż losy jej własnego ogiera nie były jej obojętne, a nie chciałaby, aby ktoś ujeżdżał jej kruczoczarnego wierzchowca, którego dostała od khazadów.



Reinmar siedział w siodle, na swojej chabecie. Wkurzony, bo od rana jego ogier odmawiał posłuszeństwa. Wpierw nie dawał się osiodłać i cały ranek próbował stroić fochy, niczym stary kawaler. Dopiero kilka rzeźkich klapsów w zad utemperowało zwierzaka, i zwadźca mógł w końcu, choć nie bez oporów wyjechać za bramę Scharmbeck.
Siedział chwilę zamyślony, kiedy usłyszał za sobą tętent kopyt. Zerknął przez ramię, które jeszcze nieco ciągnęło go po ostatnim postrzale
- Nie możesz spać Astrid? Czy może wcale się nie kładłaś? - zarechotał łotrzyk obracając konia

- Do niektórych czynności potrzeba odpowiedniego towarzystwa, aby nie musieć nazywać czegoś przykrym obowiązkiem - odpowiedziała Norsmanka niezbyt klarownie, posyłając mężczyźnie uroczy uśmiech - A ciebie co tak gna, Wiedźma w kość ci daje i spieprzać wolisz jednak z dala od niej? - spytała dosyć kąśliwie, ściągając za lejce swojego wierzchowca, by zrównać się tempem z Reinmarem.

- Nie wiem, czy chciałbym się z tym zgodzić, czy kłócić - zaśmiał się obracając konia w jej stronę - Będzie na mnie pewnie zła niczym osa. Kto nie wie, gdzie osa nosi swoje żądło? W odwłoku! - zachichotał Reinmar cytując pewnego Altdorfskiego dramaturga.
- Muszę się przejechać i przemyśleć kilka spraw, ale mi coś chabeta się buntuje - Reinmar ścisnął ją nogami, próbując doprowadzić do porządku - Ejże, nie jeździsz przypadkiem na klaczy? - zapytał podejrzliwie i całkiem serio, widząc przedziwny taniec, jaki wyczyniał jego koń.

- A w życiu! - odparła dumnie wypinając pierś, a i jej rumak przybrał postawę pięknisia - Ogiery to silne wierzchowce, sprawdzają się na polu bitwy. No a ten zuchwały jak ja, pewny swego, a biega z prędkością jaką kat odcina łby - uśmiechnęła się wesoło i zarzuciła swoimi długimi, blond włosami - A co, masz ochotę na rozpłód? - Astrid drgnęła brew, kiedy to jej rozbawione, niebieskie oczy błądziły po mężczyźnie i jego rumaku.

“Ogier?...na ogierze?” Reinmar wiedział już, dlaczego jego koń fochował od rana. Zajrzał szybko pod brzuch, wzdłuż popręgu - O kurwa… - mruknął do siebie. “Pomyliłem konia. Czyja to klacz? Chyba jest w rui…” odchylił się nie tracąc rezonu. “To tyle, jeśli chodzi o przemyślenia na dziś” Kac i ból po postrzałach robił swoje.
- Cóż, ekspertka! Pewnie! - Reinmar pochwalił dziewczynę rezolutnie - Ja mam tylko dwie zasady. Aby klacz nie gryzła wszystkich dokoła. No i aby nie bała się skakać na drzewka - Reinmar opanował rozbuchaną klacz silnym skrętem bioder, usadzając ją w miejscu. Astrid zaśmiała się pod nosem nic nie mówiąc.
- Ja jak widzisz, wolę klaczki - konie spotkały się łbami, ale zwadźca powodował klaczą dalej, zbliżając się do dziewczyny, nie spuszczając z niej wzroku i łapiąc jej spojrzenie. Wyglądała jak jakaś dzika i nieposkromiona amazonka, i Reinmar mógłby przysiąc, że przeleciał za nią nawet jakiś słowik jak w jakimś heroicznym dramacie, który widział wystawiony przez obwoźny teatr na ulicach Altdorfu. Słońce oświetlało jej twarz i migotało między jej włosami, nadając jej niemal anielskiego wyglądu. “Dlaczego?” przemknęło mu przez myśl. Reinmar czuł łaskotanie w żołądku i wiedział już, że ona tym razem go ma. Próbował jeszcze odzyskać nad sobą kontrolę, ale nie był w stanie nad tym zapanować. Zarówno nad ciałem, jak i językiem - Najlepiej takie pełnokrwiste. Bo można ujeżdżać je godzinami… - powiedział powoli zbliżając twarz do ślicznej twarzy Astrid. Jej usta były karminowe. Pełne. I gdyby chciał dostrzec więcej, wiedziałby, że i roześmiane. Norsmenka zrobiła szybki i sprawny unik, ciągnąć lejce z całej siły i odbijając w bok, zatoczyła się wokół Reinmara.

- Nie jestem pewna jakiej krwi jest twoja klacz - rzuciła wesoło w odpowiedzi, jakby zupełnie nie zauważyła prób przyjaciela. Skupiła się na swojej myśli i pytaniu, które kierowała na temat ich koni, a nie ich samych. - Mój jest z gorącokrwistych - Astrid przeczesała dłonią kruczoczarną grzywę swojego wierzchowca. Właściwie to dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, czemu akurat rozmawiają o koniach? - No ale właściwie to chyba dalej nie wiem czemu tak wyjechałeś nagle. Przyznam się, że pogalopowałam za tobą, bo wydawałeś mi się markotny - łagodny uśmiech zagościł na jej młodej, wytatuowanej buzi.
“Cała ona. Ależ z ciebie idiota” karcił się w duchu łotrzyk - Markotny? Chyba nie. Chciałem pomyśleć przez chwilę...ale jakoś mi nie idzie - uśmiechnął się do dziewczyny “Nie kiedy jesteś w pobliżu” myślał podziwiając jej figurę - Słuchaj, może przegonimy je nieco po łące? Przynajmniej wybijemy im z głowy te amory? “I może sobie też ty idioto..”

- Uuu, małe wyścigi czy tak tylko dla orzeźwienia? - spytała z wyraźnym podekscytowaniem, którego nie potrafiła ukryć. Koń zgrabnie zarzucił kopytami, szorując nimi glebę. - Wiesz przecież, że na wyzwania to ja zawsze chętna!
Reinmar skierował klacz w stronę zalesionej i wyglądającej ciekawie łąki - Co powiesz na dwie mile cwału przez ten zagajnik? - zwadźca popatrzył na Astrid - goń mnie… - uderzył ostrogami po bokach klaczy i ruszył naprzód.

- Ej! - krzyknęła za nim Astrid, która wbrew pozorom wcale nie była przygotowana na taki zryw.
- Ale żeś mnie zrobił w konia - fuknęła krótko rozbawiona i nim ruszyła za nim, ten był już dobre kilka metrów dalej. Norsmenka wyraźnie dobrze się bawiła, mimo iż pozostała z tyłu, wciąż była uśmiechnięta. Wiatr pędu porwał jej jasne, długie włosy, pozostawiając na głowie wyraźny nieład. Kobieta nie przejmowała się jednak swoimi poczochranymi puklami. Jechała za nim póki go nie dogoniła. Tętn kopyt był dźwiękiem przyjaznym dla uszu.
- No brawo, wygrałeś! Gratuluję żołnierzu - powiedziała gdy dojechali już na wskazane przez Reinmara miejsce, jako docelowe. Astrid siedząc na koniu rozejrzała się wokół
- Wciąż nie mogę się napatrzeć na tyle barw liści, traw i kwiatów. W Norsce klimat jest zdecydowanie bardziej surowy. Hartuje. - spojrzała na mężczyznę uśmiechając się subtelnie.

Reinmar uspokoił konia, i swój oddech. Głupie myśli uleciały mu z głowy a szalony błysk w oku ustąpił lekkiej melancholii. Dotknął szarmancko ronda kapelusza słysząc komplement i czując niewielką pieszczotę swojego męskiego ego - Zauważyłem. To chyba cecha wspólna wszystkich kobiet z północy? - uśmiechnął się - Brakuje Ci tej surowości? - zapytał ciekawie zrównując swojego konia z jej wierzchowcem.

- Nie do końca, choć tam też brzydko nie jest. Ponoć w Lustrii jest niezwykle, ale chyba matka szybko mnie tam nie zechce zabrać, bo smoki lubią blondynki i mnie “wpierdolą tak jak stoję”, cytując matkę - mina Astrid pozostała bez zmian - Co do Norsmenek, to nie wszystkie, ale te co poznasz w Imperium już wszystkie, bo tylko takie mają odwagę i trochę samozaparcia by tutaj przybyć. Reszta zostaje w Norsce i bronią domów - odpowiedziała z powagą w głosie.

- W Reiklandzie jest przepięknie. Chciałbym Cię tam móc kiedyś zabrać. Niestety, nie byłem tam od...wieków właściwie. Jedyne, co oglądałem przez ostatnie lata to pył gościńca i pogranicze - dodał z melancholią w głosie. Astrid nie spuszczała z niego spojrzenia, jakby tymi jasnymi oczami próbowała przebić się przez duszę mężczyzny - Lustria? To chyba daleko?
- Bardzo. To Nowy Świat.
- przyglądała się mu jeszcze przez chwilę, aż w końcu zdjęła z niego spojrzenie - Wracamy do reszty?
- Taak..
- odpowiedział niechętnie - właściwie przydałoby się. Muszę zdaje się oddać komuś konia - zachichotał.
- Po co? Polubiła cię, pięknie tańczy gdy ją dojeżdżasz - Astrid wyszczerzyła się rozbawiona i poklepała swojego ogiera po boku. - Może jej się spodobało - mrugnęła niebieskim oczkiem, a jej brwi zawirowały sugestywnie.

Reinmar znów zauważył to jej spojrzenie. Znów się z nim bawiła, niczym z niewolnikiem. Cały jego spokój parował właśnie z niego jak rosa na wiosnę. Klacz tryknęła jeszcze, czując jego nastrój ale zwadźca warknął i skarcił ją ostrogami, aż zarżała głośno. Podjechał ciasno do jej konia, strzemię w strzemię, dotykając swoim udem jej uda. Tym razem jednak chwycił ręką w poprzek jej kulbaki, delikatnie chwytając ją za białą dłoń - A jak ty radzisz sobie z ogierami? - zapytał patrząc prosto w jej niebieskie oczy, płonąc z pożądania, które z trudem już hamował.
Astrid zadarła dumnie nosek i brodę, starając się jakby patrzeć na niego z góry. Jej pewność siebie, którą została obdarowana, wręcz kipiała z jej postawy.
- Norska to zimny klimat, trzeba jakoś zadbać o ciepło - odparła bez cienia uśmiechu i spojrzała na jego dłoń, którą jej dotknęła - A takie przejażdżki i trochę ruchu, naprawdę pomaga! - spuentowała swoje myśli i uśmiechnęła się wesoło jak dziecko.
- Wracajmy już, dobrze? - łagodny i niewinny ton głosu, jaki wydobył się z jej kobiecych ust, był inny niż ten dotychczas i aż ciężko było odmówić takiemu urokowi i słodkości. Nie strąciła jego dłoni, ani nie zrobiła uniku, patrząc i czekając na to, jak zareaguje.

“Ty przechero…” Reinmar nie zamierzał już odpuszczać. Jego ręka powędrowała na jej biodra, a nieznaczny ruch zaciśniętych na końskim boku łydek, które wyły z bólu, kiedy pięty wbijały się w napięte do granic możliwości strzemiona, położył niemal łeb jego klaczy na zadzie jej ogiera. Chwycił Astrid mocniej w pasie, obiema rękami, przytulając ją delikatnie, ale stanowczo do siebie - Rozgrzeję Cię…moja piękna Astrid - szepnął trącając nosem jej policzek, pocierając delikatnie nosem po jej nosie. Szukał jej czerwonych ust, powoli, wchłaniając jej zapach, upajając się jej dotykiem.
Mężczyzna nie mógł wiedzieć co czuje Astrid ani o czym myśli. Nie przeszkodziło mu to jednak w zbliżeniu się do niej, kradnąc wszystkie asy jakie mogła chować w rękawie i blokując ucieczkę.

- Reinmar... - wyszeptała jego imię jakby mniej pewnie niż zwykle, co tylko podgrzało atmosferę. Nie potrafiła go odtrącić, uderzyć ani rzucić groźbą, która skutecznie by go odstraszyła. Dlatego nie robiła nic. Gdy jego usta zbliżały się do jej warg, młoda buzia Norsmenki nieco się cofnęła, choć to wcale wiele nie zmieniło. Dopiero niespodziewany ruch ogiera, który nagle stanął dęba, zburzył całkowicie zakleszczona postawę dwojga osób. Astrid udało się utrzymać w siodle i nie spaść, choć musiała naprężyć wszystkie mięśnie. Jej czarny koń zarzucił kopytami w powietrzu i obszedł klacz od tyłu. Blondyneczka jednak pohamowała go i skierowała lejcami w drogę powrotną. Ogier uległ jej bez oporów.
- Przecież jest ciepło - uśmiechnęła się całkiem niewinnie, ale już nie tak wesoło jak wcześniej. Nie czekała już na jego reakcję i decyzję, ruszyła konno dalej, nie spiesząc się jednak. Dzięki temu nie sprawiła wrażenia jakby chciała zwiac jak najszybciej.
Reinmar zagryzł wargi z zawodu, ale nie powiedział nic. nawet nie pisnął. Skierował konia w ślad za nią, zrównując się z jej ogierem. Nic nie mówił, od czasu do czasu zerkając na nią ciekawie, czasem zaś patrząc w niebo, jakby zainteresowany pogodą, którą zainteresowany nie był.
- Cieszę się, że za tobą pojechałam. Choć następnym razem jeśli będziesz chciał pomyśleć w samotności, a nie rozmawiać to daj mi znać - nie spojrzawszy na niego uśmiechnęła się leciutko. Jej zdolności udawania, że nic się nie stało, były wręcz perfekcyjne. Ciężko było stwierdzić jakie myśli kotłują się pod tą złocistą, blond czupryna.
- Nie omieszkam. Z największą przyjemnością - uśmiechnął się zwadźca patrząc na te intrygujące zjawisko o poranku. “Niczym jutrzenka Vereny nad horyzontem” pomyślał Reinmar uśmiechając się pod wąsem, kierując konia w ślad za koniem Astrid.


Norsmanka miała nadzieję, że mężczyzna nie zauważył iż nagłe wzburzenie jej ogiera nie było przypadkiem. Astrid celowo spowodowała, że wierzchowiec stanął na tylnych kopytach i odchylił się mocno w tył. Był to manewr ryzykowny, gdyż nie miała pewności czy utrzyma się w siodle, jednak najważniejsze, że zadziałało. Kobieta odetchnęła z ulgą uwalniając się od kleszczy Reinmara. Nie chodziło o to, że był jakiś nieatrakcyjny, po prostu Astrid nie chciała psuć tej znajomości. Czasami udawała, że nie widzi jego zalotów, innym zaś razem naprawdę ich nie zauważała, pogrążona myślami w tematyce, która bardziej niż amory ją interesowała. Nie chciała sprawić mu przykrości ani doprowadzić do sytuacji, w której obydwoje byliby zbyt zawstydzeni i skrępowani, by móc ze sobą rozmawiać w sposób, w jaki czynili to dotychczas. Blondynka uważała, że w ten sposób chroni też relację, na której jej zależało. Reinmar bowiem był świetnym towarzyszem do zabaw, biesiad zalanych nadmiarem alkoholu, rozmów czy nawet potyczek.
Nie potrafiła zrozumieć tego wzmożonego zainteresowania uciechami cielesnymi. Zbyt długo żyła wśród khazadów i ich militariów, aby jej myśli schodziły na tory seksualne. Dziękowała też za swoje szczęście, że nie jest już w Norsce. Tam mężczyzna nie odstawiałby takiego tańca, aby wziąć to, na co ma ochotę.

Sierżant zaczynało brzydnąć to miasteczko i miała ochotę wrócić już do twierdzy i lekcji khazadzkiego, jakich udzielał jej Peter. Właściwie to nawet zaczęła się zastanawiać, co on teraz robi. Nawet zaśmiała się pod nosem wyobrażając sobie, jak właśnie rozporządza majątkiem i próbuje wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej dla siebie. Nie wiedziała skąd takie nadmierne zainteresowanie dobrem materialnym, ale najwidoczniej każdy miał coś, co go najbardziej ekscytowało - i to w ludziach było naprawdę piękne.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-09-2018, 13:08   #46
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Kłopoty w Scharmbeck

Scharmbeck, Wissenland
19 Vorgeheim, 2529 K.I.
Południe

Sigmund Lehman z niedowierzaniem zakręcił wąsem, kiedy z nieprawego łoża syn przekazywał mu ponure wieści. Jego pierworodny i zarazem jedyny majątkowy spadkobierca miał zostać stracony przez krasnoludy gdzieś na obrzeżach Scharmbeck. Dla tak wpływowego i przywykłego do władzy człowieka, taki obrót spraw był czymś nie do pomyślenia. Senior magnackiego rodu podniósł się gwałtownie ze swojego podbitego miękkim oparciem krzesła, po czym sięgnął po leżącą na biurku złoconą piersiówkę. Znajdowała się ona tuż obok spisywanego chwilę wcześniej przez niego dokumentu własnościowego, który miał trafić w ręce potencjalnego nabywcy jego włości, lecz teraz ta sprawa musiała poczekać. Jednym haustem osuszył zawartość piersiówki, którą ze wściekłością cisnął w kąt, po czym podszedł do ściany za sobą, gdzie na stojaku zawieszona została szabla. Sigmund chwycił za kunsztownie wykonany oręż, poprawił żupan i wytarł bujnego wąsa, po czym żwawym krokiem minął Vitto, ręką odsuwając go sobie z drogi. W pośpiechu opuścił swoje biuro, trzaskając za sobą drzwiami.

Na dziedzińcu czekał go zapowiedziany przez Vitto widok. Karl siedział przykuty do wozu z ponurą, zasępioną miną, otoczony przez doborowo uzbrojonych krasnoludzkich wojowników. Gdzieniegdzie wokół skazańca rozpalone zostały stosy, na których skwierczały właśnie spopielone ciała kultystów. Tymi ostatnimi Sigmund się nie przejmował; byli mu kompletnie obojętni i może nawet odczuwałby satysfakcję z ich losu, gdyby nie fakt, że jego pierworodnego syna również posądzono o konszachty z Chaosem, a na to nie mógł już pozwolić. Może nie był dowódcą pokroju Dorana Gromowładnego, ale sporo wojował za młodu i dysponował majątkiem zdolnym utrzymać przez miesiąc całą armię prowincjonalną Wissenlandu. Jak na człowieka jego pokroju przystało – miał też odpowiednie znajomości na każdym szczeblu władzy i choć niewola u Detleva Kampfa odebrała mu zdrowie oraz część wpływów, to dalej był on potężnym arystokratą.

- Psubraty… - mruknął pod nosem, spoglądając spode łba na krzątających się po dziedzińcu krasnoludów. Wśród tej zgrai zbrojnych szukał wzrokiem jednego konkretnego, rudobrodego wojownika o hardym spojrzeniu.
- Przyjaciele Sigmara... - splunął na ziemię z obrzydzeniem, kiedy zlokalizował Dorana Gromowładnego. Dowódca pochłonięty był rozmową z inżynierami, którzy wydawali się szybko zapisywać jego rozkazy na pergaminie.
Sigmund zerwał pas podtrzymujący jego drogocenny żupan, pozwalając mu swobodnie powiewać na wietrze i z wyciągniętą szablą dumnie szedł przed siebie, lekko przy tym utykając. Jeden z młodszych krasnoludzkich wojowników dostrzegł groźnie wyglądającego szlachcica, który z bronią w ręku szybko zbliżał się w stronę jego dowódcy. Krótkobrody natychmiast ustawił się między nim, a swoim przełożonym, własnym ciałem próbując powstrzymać Sigmunda. Ten jednak bez trudu zepchnął go ze swojej drogi, bo choć stary i osłabiony niewolą, to wciąż był postawnym człowiekiem o brzuchu beczułkowatym, którego nie powstydziłby się niejeden krasnolud. Trawił go od wewnątrz nieskrępowany gniew i niewielu było takich, co byli w stanie teraz go powstrzymać.
Doran najwyraźniej dostrzegł zamieszanie mające miejsce za jego plecami, bowiem odwrócił się w tę stronę i zaprzestał wydawania rozkazów przybocznym. Pozostali jego wojownicy chcieli ruszyć na Sigmunda i odgrodzić go od dowódcy, ale wystarczył jeden ruch palca Gromowładnego, aby ostudzić ich zapał. Ten zaś wysunął się naprzeciw szlachcica i stanął kilka metrów od niego, dumnie unosząc podbródek i kładąc dłoń na żelaznej głowie zatkniętego za pas topora. Wiedział z jakiego powodu tu przybył i był gotów stawić mu czoło, jak równy równemu.
- Nie masz prawa sądzić mego syna na imperialnej ziemi, psubracie! - Warknął Sigmund niczym rozwścieczony buldog.
- Dlatego zabieram go do Karak Hirn. Tam czeka go jedyna kara na jaką sobie zasłużył - odparł spokojnie Doran, niepomny na wymachiwaną przez szlachcica szablę.
- On nie jest kultystą, nigdy nim nie był. Ratował jeno rodzinę, a ty brudny krasnoludzie zapłacisz za swoje czyny! - Krzyknął pijacko i uniósł szablę. - Dalijże, potykaj się! - Zachęcał go do pojedynku Sigmund, ale Doran był nieprzejednany.
- Nie będzie żadnego pojedynku, magnacie - powiedział wciąż spokojnym głosem krasnoludzki dowódca, puszczając mimo uszu obelgi, którymi został potraktowany. Nie mniej jednak w jego kolejnych słowach czaiła się już groźba. - Postąp choć jeden krok więcej w moją stronę, a każę cię aresztować.
- Takiż kurwa mądry?! Myślisz jeno, że skroś przybył tu w otoczeniu zbrojnej hołoty, to wolno ci wszystko? Ino zaraz obaczymy jak będziesz gadać, ty pozbawiona honoru świnio! - Warknął w odpowiedzi Sigmund, po czym pośpiesznie opuścił bramą zamkowy dziedziniec, zostawiając w ciszy skonsternowanych krasnoludów oraz awanturników.


Deszcz lunął niespodziewanie z nieba, a w oddali odezwały się pierwsze pomruki zbliżającej się burzy, która w oczach co bardziej zabobonnych była zapowiedzią nieuchronnego konfliktu. Nikt się jednak nie ruszył z miejsca; wszyscy bowiem oczekiwali nadejścia Sigmunda lub pojawienia się jakiegokolwiek innego, dalszego ciągu ponurych wydarzeń związanych z Karlem Lehmanem. W ostateczności ciszę przerwał Reinmar Kessel, który ku zdumieniu wszystkich, a w szczególności Astrid, postanowił wyjść na środek dziedzińca i zwrócić się do sumienia krasnoludów.
- To tak wygląda ten słynny honor i sprawiedliwość khazadów? Gdybym nie zobaczył na własne oczy, nigdy bym nie uwierzył - zaczął głośno. - W trzydziestu na jednego starca? - Podnosił głos Reinmar patrząc dookoła. - Będzie to bitwa godna wzmianki w księdze. Zapewne świetnie wam pójdzie. Doranie, czy twój król wie o tym, że planujesz pospolity lincz na tym szlachcicu, w dodatku aresztowanym bez wyroku sądu na jego własnej ziemi? Czy twoi ludzie wiedzą, że okryją się niesławą, jeśli pomogą ci w jego mordowaniu? Czy dlatego próbujesz tak prędko wywieźć go z Scharmbeck, bo wstydzisz się tego czynu, czy też może spieszy Ci się aby rozlać kolejną krew? Nieważne kogo? Może nie czekajmy z tym dłużej, bo mam propozycję, Doranie Gromowładny - wzrok Reinmara spoczął na khazadzie - Ty, lub którykolwiek z twoich ludzi, jeden na jednego ze mną, tu, na tym placu, o ile dalej chcesz ciągnąć tę farsę. Karl ma stanąć przed sądem i jeśli potrzebujesz krwii, jestem do dyspozycji Twojej lub kogokolwiek innego, kto ustawi się w kolejce. Jeśli nie, zabierajcie księgę i odpierdolcie się od Lehmanów!
Dowódca wojsk z Khazad Hradan w milczeniu spoglądał na Reinmara. Jego mina była poważna, czoło zmarszczone – widać było kłębiące się pod nim myśli. W końcu chrząknął, głośno, acz trochę niepewnie.
- Nie będzie żadnego pojedynku - powtórzył, tym razem bez przekonania w głosie. - Takie otrzymałem rozkazy i nie mogę ich złamać, inaczej przypłacę stanowiskiem i honorem mego klanu - kontynuował krasnolud, choć widać było targające nim wątpliwości. Jego ludzie również to wyczuli, bowiem spojrzeli z niepewnością w oczach na dowódcę.

Dalszy ciąg rozmowy przerwało jednak oczekiwane nadejście Sigmunda. Tym razem nie był sam. Zebrał wokół siebie grupę prymitywnie uzbrojonego pospólstwa, ale na szczęście dla nich – na dziedzińcu znajdował się wóz, wypchany po brzegi pozostawionym przez kultystów sprzętem, który Sigmund użyczył Peterowi, aby ten wywiózł i odsprzedał w całości za stosowną kwotę. Chłopi na rozkaz magnata natychmiast zarekwirowali wóz i zaczęli pośpiesznie przerzucać na siebie skórznie oraz chwytać za znajdujące się tam miecze, tarcze i topory. Mimo to w ich oczach wciąż czaił się strach. Obawiali się krasnoludów, ale chyba jeszcze bardziej obawiali się swojego pana.
- Możecie zachować sprzęt jako formę waszej zapłaty. Łupy po pokonanych krasnoludach też będą w całości wam przekazane - Sigmund najwyraźniej zagrał w czułe struny, bowiem chłopi pewniej stanęli obok niego i tylko czekali na dalsze rozkazy.
- Najemnicy! - Zwrócił się wtedy do awanturników szlachcic, najwyraźniej uważając, że zostali kupieni przez krasnoludów do wyzwolenia Scharmbeck. - Tysiąc pięćset karli dla waszej grupy, jeśli opowiecie się po mojej stronie. Mój syn jest niewinny i niebawem ma zostać haniebnie stracony przez tych podłych szubrawców! - Zawołał, wskazując szablą Dorana Gromowładnego i jego obstawę, która zaczęła właśnie formować defensywny szyk wokół wozu, na którym znajdował się skuty Karl Lehman.
- Co powiecie? - Zapytał awanturników, licząc, że zgodzą się na jego ofertę.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-09-2018 o 19:48.
Warlock jest offline  
Stary 13-09-2018, 13:45   #47
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
“Niezły bajzel” przemknęło przez myśl Reinmarowi widzącemu przemykającego z szablą przez podwórko seniora rodu Lehman.

Niecny plan, zakładający uwolnienie brata Vitto Lehmana Karla palił właśnie na panewce. Nic dziwnego, skoro był układany przez dwóch wyjątkowo utalentowanych idiotów. Jeden mając niewyparzoną gębę stał wcześniej jak ciele w zamkowym korytarzu, ściskając w ręku złoty medalion i patrząc na pewne zgrabne stópki wystające spod czarnej sukni których właścicielka znikała na klatce schodowej. Najpewniej nie wiedział w co się ładuje, wstrząśnięty po namiętnym pocałunku, albo może z upływu krwi z ran. Drugi zaś, desperacko poszukujący pomocy gotów był samojeden natrzeć na pilnujących Karla khazadów. Dla rodziny która podobno go odrzucała. W obu przypadkach, krew nie woda jak mawiają.

Rozkazy Dorana były wybitnie niesprawiedliwy. Ba, rzec nawet byłoby można, że było to po prostu podłe łotrostwo, lincz w czystej postaci na szlachetnie urodzonym, zręcznie zastawiony szybko zmajstrowaną wymówką w postaci konszachtów z chaosem. "Feldbericht" stosowano doraźnie, ale Reinmar nie przypominał sobie, nawet z plotek aby rodzina Lehmanów wypowiedziała krasnoludom wojnę. Jakiekolwiek inne motywy przyświecały Doranowi, krasnolud dobrze rozegrał pierwszą partię. Nikt nie miał zbytniego interesu w ratowaniu Karla. Jednak nieliczni dostrzegali krzywdę, i choć każdy miał inne pobudki, dziedziniec zamku ich połączył. Reinmar nie miał wielkiej nadziei. Liczył, że uda się po prostu wyrwać Karla pilnującej go eskorcie i zaopatrzonemu w szybkiego konia szlachcicowi uda się po prostu zbiec. Pogranicze Imperium było obszerne i ludzie bardzo łatwo się gubili, co sam wiedział uciekając nie jeden raz przed jakimś bardziej rozgarniętym słudze prawa. Krasnoludy miały wystarczająco swoich problemów, aby ścigać kolejnego bandytę po gościńcach, więc Reinmar nie przewidywał problemów. Nie mieli jednak planu, a właściwie żadnego sensownego. Doran zmusił ich do kolejnej rundy w grze, bez szans na zwycięstwo, a co najwyżej gorzki remis.

Wyrywanie uwięzionego szlachcica siłą nie miało najmniejszego sensu i równie dobrze mogli od razu rzucić się na ostrza. Przynajmniej byłoby patetycznie i może coś ciekawego nabazgraliby na ich nagrobkach. Zbyt dobrze strzegli go w lochach i najtrudniej było wydobyć człowieka bezpośrednio z celi. Wymagało to sporego zaangażowania, pieniędzy i czasu. Nie mieli czasu, bo wszystko inne dało się zorganizować. Ucieczka w czasie podróży wydawała się najrozsądniejsza, o ile w ogóle można było mówić o rozsądku. Myśli Reinmara oscylowały wokół prób wynajęcia rozmaitych zbirów i urządzania zasadzek na trasie przemarszu nieruchawej kolumny krasnoludów, wlokących cały ten imponujący bajzel, poprzez wywołanie u eskorty niemałej sraczki, aby łatwiej było wydłubać człowieka z wozu w którym najpewniej byłby przewożony. Tonący brzytwy się trzyma i niektóre co bardziej zwariowane pomysły, o których słyszał z ust różnej maści rzezimieszków a które podobno “niezawodnie” zadziałały Reinmar próbował urealnić. I kiedy Vitto poszedł rzekomo zbierać zaufanych ludzi, Reinmar postanowił pokręcić się po dziedzińcu, a potem ewentualnie zapytać Katarinę o pewną trutkę, którą widział ostatnio wśród jej magicznych utensyliów, a która podobno zawierała jad tak straszny, że palił trzewia. Reinmar nie znał się na truciznach, ale napoje wszelakie obce mu nie były i wiedział, że ciecze odpowiednio mieszane zmniejszają lub zwiększają swoją moc. A, że osoby znające się na medykamentach były w zamku co najmniej dwie, i obie w miarę życzliwe które być może, po pewnej namowie, zgodziłyby się przygotować specyfik w taki sposób, aby Doranowych wojowników nie przerzedzić zanadto. Zwadźca postanowił wprowadzić tą opcję w życie. Co prawda nie wiedział, czy da się ich przekonać do planu, ale należało chociażby spróbować choć pachniało to szubienicą. Reinmar jednak nie planował dla siebie sznura i postanowił, w razie ewentualnej draki dzielnie dać się zabić. Chociażby dla ciekawego nagrobka.

Jednakże nie było to potrzebne, kiedy zauważył pakującego swoje manatki Duraka, od którego łatwo można było wyciągnąć nieco pożytecznych informacji na temat krasnoludzkiego kodeksu honorowego. Najwyraźniej, rzecz dało się po prostu załatwić odpowiednio zastosowaną perswazją, i odwołaniem się do pewnych krasnoludzkich wartości.

Łotrzyk przebił się przez zbierający się na dziedzińcu tłum, stając obok Vitta
- Poleciałeś po ojca? Gratuluję głupoty. Myślałem, że załatwimy to sami. Do samobójstwa nie wolno wciągać wszystkich dookoła - mruknął do młodzieńca - ale wiesz co, idę o zakład o dwa karle, że zrobię coś jeszcze bardziej idiotycznego. Tylko stój i nic już nie rób, świnko - klepnął serdecznie w ramię rajtara i podszedł do Dorana. “Pora na randkę ze śmiercią...na pewno już się stęskniła” pomyślał czując przez skórę pewien konkretny typ podniecenia.

- To tak wygląda ten słynny honor i sprawiedliwość khazadów? Gdybym nie zobaczył na własne oczy, nigdy bym nie uwierzył - zaczął głośno - w trzydziestu na jednego starca? - podnosił głos Reinmar patrząc dookoła - będzie bitwa godna wzmianki w księdze. Zapewne świetnie wam pójdzie. Doranie, czy twój król wie o tym, że planujesz pospolity lincz na tym szlachcicu, w dodatku aresztowanym bez wyroku sądu na jego własnej ziemi? Czy twoi ludzie wiedzą, że okryją się niesławą, jeśli pomogą ci w jego mordowaniu? Czy dlatego próbujesz tak prędko wywieźć go z Scharmbeck, bo wstydzisz się tego czynu, czy też może spieszy Ci się aby rozlać kolejną krew? Nieważne kogo? Może nie czekajmy z tym dłużej, bo mam propozycję, Doranie Gromowładny - wzrok Reinmara spoczął na khazadzie - Ty, lub którykolwiek z twoich ludzi, jeden na jednego ze mną, tu, na tym placu, o ile dalej chcesz ciągnąć tę farsę. Karl ma stanąć przed sądem i jeśli potrzebujesz krwii, jestem do dyspozycji Twojej lub kogokolwiek innego, kto ustawi się w kolejce. Jeśli nie, zabierajcie księgę i odpierdolcie się od Lehmanów!

Reinmar widział rumor za swoimi plecami. Lekko odchylił głowę i zobaczył cały tłum, który stary Lehman ściągnął na dziedziniec.

“O kurwa!”

Zaciął zęby i nic nie powiedział, słuchając propozycji starego. Nie pasowała mu w najmniejszym stopniu.
- To nie musi się tak kończyć! Przywołano Sigmara na świadka. Jeśli Karl jest niewinny, niechaj stanie, tu i teraz. Przeżyje, puścicie go wolno! - Reinmar podszedł do Dorana - nikt więcej nie zginie. Będziesz miał czyste ręce i sumienie Doran - powiedział cicho, patrząc w oczy khazada.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 13-09-2018 o 15:24.
Asmodian jest offline  
Stary 13-09-2018, 14:25   #48
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Vitto wybiegł z gabinetu ojca zbiegając po kilka stopni na raz omal nie łamiąc przy tym nóg. Gdy wybiegł na dziedziniec był świadkiem oburzenia swojego ojca. "Nie tak to miało wyglądać" - pomyślał
Nie mógł pozwolić by znów przelewano krew, nie teraz nie w tej chwili. Gdy jednak ojciec wrócił z posiłkami Vitto zupełnie zdębiał.

- Reinmar to nie twoja sprawa, choć pomysł masz dobry. Ja stanę w obronie brata! - rzucił łotrzykowi, który nie wyglądał na takiego by długo na nogach ustał. - Zgadzasz się na takie rozwiązanie, mości krasnoludzie? - zapytał Dorana
 
Feniu jest offline  
Stary 13-09-2018, 14:56   #49
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dla Astrid całe to zamieszanie było szaleństwem, choć potrafiła znaleźć na to wytłumaczenie. Właściwie, to normalne, że rodzina broniła młodego Lehmana, w końcu - z tego co Norsmanka się dowiedziała, Karl nie należał do bractwa Malala, a jedynie został wykorzystany i pod wpływem groźby spełnił ich zachciankę. I o ile tutaj zachowanie Vitta oraz jego ojca było zrozumiałe, o tyle widząc występ Reinmara Astrid wybałuszyła niebieskie oczy.

"Czy żeś się z chujem na łby pozamieniał?!" - poruszyła bezgłośnie wargami, patrząc na niego i na to, co wyprawia. Jego propozycja była absurdalna i blondyneczka była święcie przekonana, że dla khazadów wygląda to tak samo.

- Jakaś groteska, Szefie - mruknęła półszeptem do Dorana, widząc jak z każdej strony zostaje otoczony przez propozycje nie do odrzucenia. Z jednej strony rozwścieczony, nażarty i wypity magnat ze zgrają swojego wiernego pospólstwa, którzy dla kromki chleba i kilograma świniaka dadzą się poprowadzić na rzeź, a z drugiej Reinmar i jego pomysł, który Astrid mogłaby łatwo uciąć, wystawiając na pojedynek samą siebie. "Jesteś idiotą, naprawdę!"

- W takiej sytuacji opór będzie bezcelowy, Doranie. Proponuję nie zgadzać się na żadne proponowane ustępstwa, a jedynie zaproponować własny kompromis. Być może gdyby Karl stanął przed sądami władz, byłoby to bardziej sprawiedliwe i zrozumiałe dla innych? - szepnęła do khazada zgarniając blond kosmyki za ucho i patrząc na Dowódcę wyczekująco. - Nasze militaria nie są od takiej błazenady - dodała kiwając głową z dezaprobatą i rzucając wymowne spojrzenie Reinmarowi, do którego skierowała gest jednej zaciśniętej w pięść dłoni uderzającej o drugą, otwartą dłoń. Udusi go.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-09-2018, 21:55   #50
 
Avdima's Avatar
 
Reputacja: 1 Avdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputacjęAvdima ma wspaniałą reputację
Unrechta mało obchodziło kiedy i na jakich warunkach Karl wyzionie ducha. Zasłużył sobie na swój osąd, jego intencje nie miały znaczenia. Księga trafiła w niepowołane ręce właśnie z jego winy, niepodważalnej, że żaden sąd boży nie będzie w stanie jej wymazać.

Sam starszy Lehman zaś, niewdzięczny psubrat, nie był teraz lepszy od Kampfa, namawiając pospolitych ludzi do bitki. Działał na ich szkodę, stawiając bezpośrednio przed oddziałem zaprawionych w boju krasnoludów. Trzeba było szybko reagować i zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi.

Sigmaryta stanął pomiędzy zwaśnione strony, nie bacząc że za chwilę jedna może nabić go na widły. W pierwszej kolejności zwrócił się do Vitto i Reinmara. Po pierwszym mógł spodziewać się tak głupiego wybryku, Unrecht sam był naiwny w jego wieku, ale ten drugi?

- Nie będzie żadnego pojedynku! - grzmiał biczownik, by każdy słyszał - Wystarczy! Karl Lehman przyjął swój los, nie bojąc się we własnej osobie odpowiedzieć przed bogami! Czy kierowało nim sumienie, honor czy chęć odkupienia win, na pewno był to jeszcze rozsądek, którego wam teraz zabrakło!

Odwrócił się do pospolitego ruszenia, któremu przewodził Sigmund.

- Tak samo, jak wam! Ludzie, idziecie w objęcia Morra, jeżeli chcecie walczyć z krasnoludzką gwardią! Nie wasza to walka! Czeka was jedynie śmierć, nie chwała ani pieniądze! Jeśli zależy wam tak na nagrodzie, macie!

Biczownik rzucił swoją sakiewkę przed siebie, rozwijając wcześniej rzemień. Kilka monet poturlało się po ziemi, wliczając w to tak pożądane przez każdego karle.

- Weźcie je, podzielcie się, odejdźcie i nakarmcie dziatwę! Może nie takiej nagrody oczekiwaliście, ale jej przynajmniej nie przypłacicie życiem!
 

Ostatnio edytowane przez Avdima : 13-09-2018 o 22:01. Powód: kosmetyczna zmiana w dialogu, sens ten sam.
Avdima jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172