|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-07-2021, 11:54 | #261 |
Administrator Reputacja: 1 | Felix nie zmienił zdania na temat postępowania tych kompanów, którzy postanowili gonić uciekających przeciwników. Ale na taki zapał nie można było nic poradzić. Pod tym względem podzielał zdanie Esme, ale mimo tego uważał, że tamta mogłaby nieco oględniej wyrażać swoje opinie o kimś, kto nie byl jej pracownikiem. Do tych, co byli od niej zależni, też mogłaby się odnosić inaczej. Może by warto porozmawiać z Katrin? A nuż zielarka zechciałby uwolnić się od swej pani? - Myślę, że Katrin ma rację - powiedział. - Jak by nie było, okolice wieży nie należą do najbezpieczniejszych. Im nas więcej, tym lepiej. - Do Imperium wiatry przywiały mnie z Estalii - odpowiedział na drugie pytanie szlachcianki. - A w te okolice... - Usiadł, podobnie jak Esme. - Pomagaliśmy paru osobom przedostać się przez góry i starliśmy się z orkami. A potem trafiliśmy na sprawę związaną z krasnoludami i orkami i podążamy tym tropem. |
04-07-2021, 17:34 | #262 |
Reputacja: 1 | Panna van der Groot zachowywała się jak typowa przedstawicielka szlachty, czyli nie liczyła się z nikim i najważniejsze dla niej było to, co sama chciała zrobić. Klaus podzielał jej podejście do tematu, ale jej podejście zaczynało go irytować. A odpowiedzi na pytania ani na chwilę nie zdjęły z niej podejrzeń odnośnie jej prawdziwej twarzy. Szkoda, że nie miał przy sobie czosnku, szybko by się przekonał, z kim naprawdę mają do czynienia. Wyśmianie przez Esme faktu, że wampiry podróżują wśród Strigan tylko wzmocniło w Weghorście przekonanie, że trzeba mieć ją na oku. I Katrin też, tak przy okazji. |
05-07-2021, 09:11 | #263 |
Reputacja: 1 | - Mości Bardinie o ile też mi ise nie uśmiecha zabijanie kobiet i dzieci bierzmy pod uwagę ze wyrosna oni na podobne potwory co ich rodzicie. Inna sprawa że jesteśmy w mniejszości i ni poradzimy sobie z cala wioska. Co nam pozostaje to odpowiedzieć sobie czy w zakładamy ze w jaskini trzymają sobie ofiary na "świerze mięso" i czy chcemy ryzykować tego sprawdzenie. - Vessie nie podobało się to co znalexli. Tubylcy mieli przewagę znajomość terenu. |
05-07-2021, 11:52 | #264 |
Reputacja: 1 | Khazad patrzył z zadumą na wioskę. Z jego towarzyszy mało kto się odzywał, sytuacja jest ciężka. - Same dziwne pomysły przychodzą mi do głowy... - ozwał się wreszcie. - Jak się tak przypatrzyć tej wiosce, to jednak jest to jakaś organizacja. Mają drewniane chaty kryte strzechą, a nie byle jak sklecone szałasy. To znaczy, że nie koczują, tylko osiedlili się tutaj. To wszystko wymaga rzemieślników, gorszych czy lepszych. Nie postawi się chaty drewnianej ot tak, mając do dyspozycji dwa patyki. A skoro tak... - przerwał rozglądając się po towarzyszach - ... to mogę domyślać się, że mają tu jakąś organizację, podział ról, a więc i przywódców - westchnął. -Mogę pójść tam udając, że jestem kupcem. Mam trochę narzędzi na wyposażeniu, to może być dla nich wartościowa rzecz. Może uda mi się pozyskać od nich trochę gromrilu. I nawet rozejrzeć. Może idąc w pojedynkę pozwolą mi najpierw rozmawiać, a dopiero potem zaatakują. Może, może - przedrzeźniał sam siebie. - Brzmi to szalenie i nie chciałbym skończyć jako przekąska. A jeżeli postanowią mnie zaatakować, to słabo widzę moje, czy nawet nasze wspólne szanse. Ten plan ma tą przewagę nad zwiadem Zacha, że nie musimy czekać z nim aż do wieczora. Ale... że ja to na trzeźwo powiedziałem... - pokręcił głową. |
06-07-2021, 13:33 | #265 |
Reputacja: 1 | - Za dużo ich by mozna było im wydać walkę. A jeżeli chcesz dać się zjeść to idź do nich teraz zaraz po tym jak stoczyli bitwę. - mruknął Galeb wpatrując się zaciekle w wioskę. - To bezsemsowna walka ze zbyt dużą szansą na zostanie otoczonymi. Możemy im tą wioskę spalić. Strzechy ładnie łapią ogień. Ale tylko strzały i bełty. Trochę oleju i szmatek. Puścić ze dwie albo trzy salwy i wycofać się zanim się zorientują. - Albo zostawić ich w spokoju. Chyba z nas tylko Zachma szanse dostać się niepostrzeżenie do jaskini. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 06-07-2021 o 16:58. |
07-07-2021, 12:27 | #266 |
Reputacja: 1 | Zachariasz siedział w krzakach i chłonął szczegóły. Nie wyglądało to dobrze. Osada była dobrze zlokalizowana, bez możliwości podkradnięcia się. No, może on by dał radę, ale pozostali na pewno nie. Na atak frontalny też nie było szans, przeciwników było zbyt wielu. Nie liczył kobiet i dziatwy, co w sumie mogło być błędem podczas strategicznego planowania, bo taki łasy na mięcho bachor mógł przecież w najbardziej niespodziewanym momencie capnąć zębiskami w łydkę, a niezbyt nadobne dzikuski mogły mieć chętkę na przykład na... nabiał albo kiełbasę. Zachariasz skrzywił się, wyobrażając sobie absurdalną sytuację. Była też jaskinia i właśnie ona powinna być celem grupy. Problemem było dotarcie do niej. Niziołek starał się wypatrzyć jakąś inną drogę do dziury w zboczu niż przez wioskę. Może dałoby się obejść nieckę i opuścić wprost do jamy, albo... - Bardin bredzisz – zestrofował krasnoluda. – Może jak planujesz tam wejść, to od razu włóż se jabłko w usta a w dupę gałązkę jałowca. Oni z pewnością tak podanym krasnoludem nie pogardzą. A pomysł z ogniem jest dobry – zgodził się natomiast z Galebem. – Płonie ognisko w lesie, wiatr smród spalenizny niesie – zaintonował fałszywie. – Taką piosenkę słyszałem od braci Flanders, Diko i Darko mieli imiona. Byli pomocnikami inkwizytora – wyjaśnił szybko. – Nie powinniśmy odpuszczać, oni są zagrożeniem dla okolicy jak sami widzieliście. A do tego mają ten wasz metal. Warto sprawdzić, nie? Wycofamy się trochę w las. Mam przy sobie trochę oleju, to namoczymy jakieś szmaty i podpalimy im ten grajdół. A potem wykorzystamy zamieszanie i dostaniemy się do jaskini. Připraveni k akci? |
08-07-2021, 07:17 | #267 |
Reputacja: 1 | Bardin potrafił docenić troskę przyjaciół mimo, że wyrażona była w dość krasnoludzki sposób. - Drogi Zachariaszu, twoja troska o mnie nie wzruszyła - wyznał szczerze. - Co prawda nie sądzę, abyśmy mieli zbytnio szanse puszczać płonące pociski ze środku lasu - rozejrzał się po otoczeniu, które maskowało ich przed wartownikami, ale nie sprzyjało prowadzeniu ostrzału. - Musielibyśmy i tak wyjść na otwartą przestrzeń. Więc moim zdaniem, cokolwiek zrobimy, to szanse są równie duże, jak moja propozycja, z jabłkiem czy bez - uśmiechnął się. - Ale skoro większość chce strzelać, to strzelajmy. Gladinson nie forsował swoich pomysłów, chętnie zgadzał się z decyzją grupy. Wystarczyłoby, żeby dwójka z towarzyszy zgodziła się w czymś, to on podąży za nimi. No chyba, że Galeb miałby zdanie odmienne od tej dwójki, wtedy musiałby ocenić, która ze stron ma jednak więcej słuszności. On był gotów nawet na strategiczny odwrót, gdyby taka decyzja zapadła. Ostatnio edytowane przez Gladin : 08-07-2021 o 12:47. |
08-07-2021, 19:46 | #268 |
Reputacja: 1 | - Przydałoby się parę pochodni do rzucenia im w strzechę. - mruknął Galeb - Na ktoś przy sobie? - Tak czy tak, skoro mamy zamiar ich "okulawić" na jakiś czas to musimy być gotowi by też się wycofać w każdej chwili. - Proponowałbym ściągnąć jednego strażnika i przez powstałą wyrwę cisnąć lub strzelić w dachy ich domów płonącymi bełtami, pochodniami lub badylami owiniętymi szmatką nasączoną olejem. Z ogniem nie będzie problemu - mój młot rozpali wszystko w ciągu sekundy. |
08-07-2021, 20:40 | #269 |
Reputacja: 1 | Bardin zaczął przygotowania. Wyciągnął z plecaka 2 pochodnie, zostawiając sobie jedną w zapasie, na wszelki wypadek. Potem zamocował cały swój majdan na miejscu, a łuk trzymał w pogotowiu. Może i nie był wybitnym strzelcem, ale zawsze jest szansa że mu się uda trafić jednego z nich. Pozostało tylko ustalić kto do którego strzela (sądził, że najlepiej gdyby dwóch z nich strzelało do tego samego, a pozostała dwójka do drugiego). Potem podpalają pochodnie, strzały, wzniecają pożar. I zaczną się wycofywać. A jeden, a może dwóch z nich, spróbuje się dostać do jaskini. Gladinson nie pisał się na to zadanie, bo nie miał ku temu predyspozycji. Pozostanie mu odciąganie nieprzyjaciela tak daleko, jak się tylko da. Mógł mieć jedynie nadzieję, że w razie potrzeby trafią do obozowiska. Plan nie był zbyt dobry. I nie miał planu B. I był jedną wielką prowizorką. Cóż, takie życie... |
09-07-2021, 08:51 | #270 |
Reputacja: 1 | Vessa, Zach, Bardin, Galeb W końcu ustalili jakiś plan i zabrali się za jego realizację. Przeszli nieco w lewo, gdzie stał jeden ze strażników, którego postanowili zdjąć. Korzyść z tej sytuacji była taka, że kolejny z dzikusów obserwujących las znajdował się w tym momencie za jednym z drewnianych domków i nie da rady dostrzec śmierci kompana. O ile uda się go położyć od razu. Strzelać mieli Zach i Vessa. Na komendę niziołka oboje wypuścili bełty ze swych kusz. Zwiadowca trafił w głowę, weteranka w korpus a dzikus padł, gdzie stał. Pierwsza część przebiegła pomyślnie, przyszło więc wprowadzić w życie kolejną fazę. Młot Galeba szybko rozpalił dwie pochodnie, problem był jednak taki, że z miejsca, w którym awanturnicy siedzieli, nie było szans na dorzucenie żagiew do chatynek. Runiarz z inżynierem wyszli więc z krzaków i przeszli parę metrów w stronę wioski przez nikogo nie niepokojeni. W końcu znaleźli się na tyle blisko, by rzucić pochodniami a kryte strzechą dachy domków zajęły się w moment, uwalniając słupy ognia i dymu. Wszyscy słyszeli, jak w wiosce podnosi się wrzawa a Zach i Vessa zauważyli, że strażnicy schodzą ze swoich posterunków, biegnąc, by zobaczyć, co się stało. To była szansa dla nich, zatem ruszyli przez las w stronę wejścia do jaskini. Tymczasem Galeb z Bardinem zaczęli wycofywać się w stronę gęstwiny, gdy nagle jeden z dzikusów zauważył ich i zaczął krzyczeć coś w niezrozumiałym języku, pokazując na nich palcem. Dosłownie w chwilę obok niego zebrało się na oko siedmiu uzbrojonych pobratymców i wszyscy pognali za khazadami, ciskając w nich włóczniami. Na szczęście żadna nie trafiła a obaj biegli co sił w nogach, choć Bardin miał problemy z dotrzymaniem kroku swemu szybszemu kompanowi. Kanibale jednak nie odpuszczali i wykrzykując zapewne jakieś obelgi w swoim języku wciąż ścigali khazadów. Życie bywało przewrotne - jeszcze przed chwilą to Bardin i Galeb byli w grupie pościgowej za kanibalami. Teraz próbowali ujść przed nimi gdzieś w leśną gęstwinę. Zach, Vessa Podążając między drzewami w stronę jaskini widzieli uciekających przed dzikusami towarzyszy. Skupiła się na nich siedmioosobowa grupa rzucająca włóczniami, reszta została w wiosce, w której panował istny raban. Kobiety z dziećmi uciekały jak najdalej od pożaru, mężczyźni próbowali coś zrobić, by ogień ugasić, ale biorąc pod uwagę ich chaotyczne działania, nie mieli zbytniego pomysłu. To był idealny moment dla niziołka i Tileanki, gdyż żaden z dzikusów nie zwracał najmniejszej uwagi na wejście do jaskini. Minęli walające się kościane korpusy i inne kości należące zdecydowanie do ludzi i zniknęli w gęstej ciemności wilgotnej groty. Zachariasz chwycił Vessę za dłoń i prowadził ją, gdyż jako niziołek świetnie radził sobie tam, gdzie nie było światła. Choć to, jak się okazało, gdy minęli zakręt jaskini, pojawiło się kilkanaście metrów dalej - skromna, żółta łuna docierała z kolejnego, łukowatego pomieszczenia. Przeszli zatem szybko do niego i znaleźli się w dużym, oświetlonym dwoma pochodniami pomieszczeniu. Pośrodku niego znajdował się wyciosany niedbale kamień, na który naniesiono czerwonym barwnikiem (zapewne krwią) znany Zachowi i Vessie symbol. Khorne, Bóg Krwi. Wyglądało na to, że ten prymitywny lud czcił Pana Czaszek i tutaj składał mu ofiary z ludzi. Pod prowizorycznym ołtarzem leżała kupka ludzkich kości i czaszek; podobną zdobiła ściana za nim. Przyglądając się wszystkiemu dokładniej, Zach dostrzegł skrytą w mroku odnogę kolejnego, węższego korytarza. Dałby głowę, że na sekundę, kątem oka dostrzegł ruszający w głąb korytarzyka duży, ciemny kształt. Znikająca końcówka zdawała się być wężowata, ale niziołek nigdy w życiu czegoś podobnego nie widział i przez chwilę poczuł w sercu ukłucie strachu. Cokolwiek zniknęło w odnodze, było bardzo szybkie i sprawne. Felix, Klaus - No to chyba nie mam wyboru - odparła Weghorstowi Esme, krzywiąc się. Nawet nie kryła poirytowania w głosie. - Że też los musiał ukarać mnie tak niekompetentnymi towarzyszami podróży. Mam nauczkę na przyszłość, by nie ruszać na szlak z byle kim. - Pani, proszę… - powiedziała Katrin. - Jestem zdenerwowana i mogę mówić, co chcę - odrzekła jej krótko szlachcianka. - Mam nadzieję, że przez to, że tamci ganiają za jakimiś brudnymi dzikusami nie będę musiała spędzić jeszcze jednej nocy w tych lasach. Cóż za marnotrawstwo czasu… - Prychnęła. - A można było po prostu ruszyć dalej. - I ruszymy, na pewno Vessa i pozostali szybko wrócą. - Katrin próbowała jakoś stonować jej nastrój. - Zobaczymy. - Esme przewróciła oczyma. Niedługo potem nosy podróżników wychwyciły niesiony przez wiatr swąd dymu. I to akurat z kierunku, w którym wyruszyła grupa pościgowa. - Coś się chyba gdzieś pali - powiedziała Esme. - Pożar w lesie to nie jest dobry znak - rzuciła Katrin, wyraźnie zaniepokojona. - Myślicie, że coś tam się stało? W sensie z waszymi przyjaciółmi? |