Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2021, 19:33   #31
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Słowa Viktora nie podziałały na zebranych, ale w sumie był tylko obcym, który poszukiwał swojej ukochanej i nie dowodził tutaj. Nie był z tych, co prowadzili tych ludzi do ich nowego domu, to i żadnego posłuchu nie miał. Chciał tylko pomóc, ale nie pierwszy i nie ostatni raz jego dobre chęci nie wystarczyły. Na szczęście Melissa zdołała przemówić im do rozsądku i uchodźcy zostali podzieleni na grupki, a warty wyznaczone.

Viktor wrócił do ogniska, usiadł na pieńku przy nim i wpatrywał się w tańczące płomienie. Tak, jak powiedział, miał zamiar objąć pierwszą wartę w swojej grupie, czujnie rozglądając się po całym obozie. W chwilę wypatrzył zbliżającą się Klarę. Uśmiechała się do niego ciepło a gdy podeszła zawiesiła dłonie na jego przedramieniu.
- I jak poszło? - spytała.
- Mnie nie posłuchali, ale najważniejsze, że Melissa przemówiła im do rozumu - odrzekł. - W sumie niepotrzebnie się odzywałem, przecież jestem tutaj na doczepkę, nie nadzoruję tych ludzi, tak jak panna Blitz, Robert, czy Onufry.
- Och, przestań sobie cokolwiek zarzucać. Chciałeś dla nich tylko dobrze, dlatego się odezwałeś. Taki już jesteś, nie chcesz, żeby komuś stała się krzywda i między innymi za to cię pokochałam - powiedziała Klara, patrząc mu w oczy.
- Zawsze wiesz, jak człowieka pocieszyć - rzucił, ujmując jej delikatną dłoń i składając na niej pocałunek.
- To nie jest pocieszanie, tylko przypominanie tego, kim jesteś - odrzekła wesoło. - Słyszałam, że objąłeś pierwszą wartę. Mogę z tobą posiedzieć, jeśli chcesz.
- Bardzo bym chciał, ale nie wiemy, co jutro czeka nas na szlaku, więc wolałbym, żebyś w końcu porządnie odpoczęła. Twój czysty, wypoczęty umysł może się przydać Melissie, jeśli ktoś by nas zaatakował i byliby ranni. Poza tym po obozie się niosło, że ludzie zaczynają chorować, więc to też będzie warto mieć na oku, kochana. Idź spać, niedługo przyjdę. - Pochylił się w jej stronę i pocałował w usta.
- Szkoda, że nie masz podwójnego namiotu - rzuciła.
- Też żałuję, ale jakoś wytrzymamy. Może w Breitblatt uda się być… bliżej - odpowiedział, uśmiechając się lekko.
- Liczę na to.
- Ja też.

Pocałowali się szybko jeszcze trzy razy, po czym Klara pożegnała się z Viktorem i ruszyła do namiotu rajtara. On odprowadził ją wzrokiem, po czym krzyknął za nią, a ona się odwróciła.
- I też cię kocham, pamiętaj o tym.
- Wiem. To mnie jeszcze trzyma przy życiu.
- Wszystko się ułoży, razem przezwyciężymy problemy, zobaczysz.
- Wierzę w to. Spokojnej warty, kochany - rzuciła ciepło na odchodne.

Viktor uśmiechnął się do niej i skinął głową, po czym zaczął skakać wzrokiem po okolicy. Co jakiś czas zamierzał rozprostować kości, przechadzając się tu i tam i sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Nie omieszkał też przejść się obok namiotu Klary, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
 
Quantum jest offline  
Stary 24-05-2021, 19:58   #32
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Onufry bez słowa towarzyszył Melissie stojąc za nią z założonymi rękoma, albo skubiąc wąsa, tudzież opierając się o pobliskie drzewo. Czasem ściągnął brwi, czasem pokiwał głową. Większość czasu jednak strugał nieduże kołki. Wydawało się, że szeptucha radzie sobie jak należy.

Miał trochę obawy, czy ludzie posłuchają kobiety. Bądź co bądź, to nie byli Ungołowie, a ona nie miała statusu wiedzącej. Układał sobie w głowie pomysły na to, by opowiedzieć przy ogniu parę strasznych historii ze swojego doświadczenia (albo niekoniecznie prawdziwe), co przytrafiło się nieuważnym podróżnym. Takich, które mogły sprawić, że jednak zastanowią się nad tym, by te warty ustawić.

W ostateczności mógł rzucić parę słów by wzbudzić obawy wśród hochlandczyków względem talabeklandczyków i wzajemnie. Takie tam, że nie można im ufać i lepiej postawić na warcie kogoś, by pilnował dobytku.

Chociaż to mogło przynieść więcej szkody niż pożytku, hm... Może raczej coś w stylu... w tak dużej grupie osób zawsze trafi się złodziej lub dwóch. Nieważne, czy to w Hochlandzie, czy w Talabeklandzie. I nie jest to niczyja wina, tak po prostu wygląda ten świat...

Ale te jego rozmyślania okazały się niepotrzebne. Wszystko wskazywało na to, że sytuacja jest pod (jako taką) kontrolą. Jego wtrącanie się przyniosłoby raczej więcej szkody niż pożytku, póki co.

Pożegnał się więc z Mellisą i Viktorem. Z tą pierwszą z nową dozą szacunku jako że posługiwała się kislevickim.

Potem usiadł przed namiotem Leafanny i dokończył strugać kołki. Przed pójściem spać otoczył pałatkę naostrzonymi kijami, wystającymi niewiele ponad ziemię. Nie mógł co noc czuwać i nie mógł być wszędzie na raz. Miał nadzieję, że śpiąc przed wejściem nie da się podejść w śnie. A gdyby ktoś próbował wejść od innej strony... pewnie nie będzie miał na sobie pancernych butów...

Uspokojony poczynionymi przygotowaniami dorzucił do ognia, otulił się kocem i zapadł w żołnierski sen.
 
Gladin jest offline  
Stary 26-05-2021, 18:43   #33
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Koń kołysał się na boki z każdym krokiem. Z pozoru spokojny, strzygł uszami w koło. Raz czy drugi klapnął groźnie szczękom, gdy ktoś w tłumie nawinął się bliżej. Bernard nic sobie z tego nie robił. Był tak samo zły.

Co ja tu robię? Rozglądając się w koło nie potrafił znaleźć sensu. Smród miasta, niechęć mieszająca się ze strachem w spojrzeniach przechodniów, zgiełk i hałas. Wszystko to powodowało wstręt i niezadowolenie. A może to była tylko nieudolność? Bezradność? Przywykł do koszarów. Przywykł do życia w cieniu swego sztandaru, gdzie wszystko było jasne, miało swój cel, porządek i sens. Gdzie był Bernardem von Kesserligiem, rycerzem Zakonu Ulryka! Obrońcą Imperium. Gdzie wiedział kogo ma słuchać, jaki przyświecał im cel. A nader to miał obok swoich braci!
A tu? Sam jeden w mieście, gdzie nikt nie rozumiał na czym polega życie wojownika. Na co mu to było?

Stał teraz przy wejściu do budynku obarczonego szyldem „Miejskiego Urzędu ds. Przepustek” gdzie pozbawiony ikry bożej urzędnik wyrecytował formułę powtarzaną po stokroć dziennie. Formułę, z której nic nie wynikało. Bo jak mu wytłumaczyć, że gdyby nie Bernard jego i jego urzędu by nie było? Niemożliwości tego uczynić. Wniosek nasuwał się jeden – do miasta wstępu niema. Biurokracja. Bernard przyjął słowa z mieszaniną rezygnacji oraz obojętności. W głowie zakiełkowała nawet myśl że nie jest wolą bogów aby jego noga postąpiła w Talabheim. Pozostawało się z tym pogodzić.

- Ej ty. – ozwał się do młodego chłopca stojącego w grupie podobnych sobie wyrostków. Ten zerwał się w te pędy uniżenie panować Bernardowi. Zamiatał przy tym czapką nisko. –Poza murami miasta. Szukam świątyni bądź kaplicy poświęconej Ulrykowi.
-Znaczy się miłościwy panie mnie nie pomne co to za różnica między świątynią, a kaplicą.
- Tedy prowadź. – Bernard uśmiechnął się na odpowiedź młodzika. Znaczy to, że był nie głupi. A że pyskaty? On też był w jego wieku.
Jak tylko ruszyli Bernard złapał się na tym, że taksując młodzika i ocenia, ile może być młodszy od Dietera. Mógł mieć dziesięć lat. Może dwanaście. Wyrośnięty, choć bieda wojny odcisnęła na nim swoje brzemię. W pewnym momencie rycerz przerwał milczenie:
- Jak masz na imię?
- Dieter, panie.
- Kurwa.
– wyrzęził przez zęby.

 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 27-05-2021, 22:01   #34
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
— Tędy dobry panie — młodzian wskazał Bernardowi kierunek. — Ot tam!
Okazało się, że kapliczka znajdowała się niemalże pod nosem rycerza, bowiem postawiono ją tuż obok garnizonu Taalagadzkiego. Co w zasadzie nie wydawało się wielce zaskakujące, zwłaszcza w mieście gdzie Ulryk był jednym z naczelnych bóstw. Wyznaczony przez von Kesserlinga wyrostek dość entuzjastycznie podszedł do swego zadania. Nie tylko w widoczny sposób czuł się zaszczycony obcowaniem z jednym z potężnych wojowników Pana Bitewnego Szału, którzy to według wieści gminnych gołymi rękami dusili wilki, ale i niewątpliwie liczył na odpowiednie wynagrodzenie swej służalczości przez majętnego rycerza. Niewiele piasku upłynęło w małej klepsydrze, a dwójka trafiła na miejsce. Kapliczka Pana Zimy bez wątpienia została wykonana z należytą rewerencją, wyglądała też na zadbaną i często odwiedzaną.


Leżały pod nią liczne dary, głównie oręż, który sprawdził się w wielu bitwach, ale i pierwsze zarobione na wojaczce monety, rogi do miodu, którymi opijano śmierć poległych w boju towarzyszy, czaszki powalonych bestii czy skóry wilków, świętych zwierząt tegoż bóstwa. Patrząc na majestatyczny obiekt kultu, nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że sam srogi Ulryk w tym miejscu obdarza bacznym spojrzeniem swego wyznawcę. Osądzając surowo czy jest on istotą godną jego uwagi i łaski. Jeśli Middenlandczyk miał do niego jakąś sprawę, to musiał przedstawić ją szybko, prosto i szczerze, bowiem jego boski patron nie miał cierpliwości do tchórzy i krętaczy.




Wyznaczone warty musiały poskutkować, a może zwyczajnie uchodźcy mieli szczęście, bądź jeszcze nie wkroczyli na niebezpieczne tereny. W każdym bądź razie noc upłynęła bez niespodzianek, żaden z wartowników nie wykrył jakiejkolwiek podejrzanej aktywności. A podopieczni poszukiwaczy przygód sumiennie wykonali swoje obowiązki. Nieco dziwne wydawało się jedynie to, że z jakiegoś powodu kilkakrotnie w ciągu nocy Lafeneanna osobiście sprawdzała, jak mają się wszystkie posterunki wartownicze. Nie zwierzyła się swemu ochroniarzowi skąd taka inicjatywa, ale może zwyczajnie nie ufała pospólstwu i wynajętym przez Hohenlohe najemnikom. Ogółem było bardzo spokojnie, nocną ciszę przerywały jedynie sporadyczne, stłumione odgłosy ludzkiego kaszlu. Kiedy wreszcie wiosenne słońce wstało, można było stwierdzić, że pierwsza noc poza miastem szczęśliwie i bezpiecznie dobiegła końca.

Skoro świt, tuż po posileniu się złożono obóz i ruszono w dalszą drogę. Marsz potrwał może ze dwie godziny gdy bohaterowie wraz ze swymi podopiecznymi napotkali na swej drodze pierwsze, potencjalnie bardzo poważne problemy. Zmierzały one na nich wprost ze wschodu. Nikomu z pierwszych szeregów pochodu nie umknęło, jak z naprzeciwka zbliżała się trójka jaskrawo ubranych, niezwykle rosłych humanoidów. Ci zaś zauważywszy, kto idzie w ich stronę, przystanęli i zaczęli obserwować uchodźców oraz ich obstawę. Z kolei sir Dorian, jadący na czele grupy na swym potężnym bretońskim rumaku widząc owe monstra, mocno zacisnął dłoń na rękojeści swego rodowego miecza, czujnie obserwując ich ruchy przez wizjer garnczkowego hełmu. Dumny syn Carcassonne nie okazał ni krztyny lęku, czego nie można było powiedzieć o zwykłych ludziach, których miał chronić. Ci bowiem wpadli w panikę, z przerażeniem gapiąc się na olbrzymie potwory. W międzyczasie będący nieco dalej kislevski wiarus zauważył, że z jakiegoś powodu z niezwykłą gracją z wozu zeskakuje jego pracodawczyni. Jej twarz miała poważny wyraz.
— Oręż na podorędziu zacny druhu i szybko za mną — rzuciła pospiesznie do przysadzistego mężczyzny, ruszając błyskawicznie na czoło pochodu, który z jakiegoś powodu się zatrzymał. Hrepiczuk musiał przejść w regularny trucht, by dorównać kroku prędko idącej elfce.
Von Sauber i Melissa znajdowali się gdzieś w połowie kolumny, dlatego nie wiedzieli, co się stało, ale nabrali podejrzeń, widząc, jak marsz gwałtownie ustał. Nawet zazwyczaj gadatliwe siostry Ebore i Irmgard na chwilę umilkły, dumając nad powodem postoju.

Olbrzymie humanoidy przestały między sobą szeptać akurat jak przy boku Bretończyka zjawiła się Lafeneanna i Onufry, oboje jednak nie okazali trwogi z powodu tego co niespodziewanie zobaczyli. Wkrótce jeden z tamtych wystąpił naprzód. Ziemia trzęsła się pod stopami, gdy kolosalny stwór zbliżał się do grupy podróżnych. Były kozak szybko rozpoznał owe groźne istoty. Widział je nie raz w trakcie swego długiego, żołnierskiego żywota. Zarówno jako sojuszników, jak i przeciwników. Były to ogry, potężne bestie o nienasyconym apetycie i niezrównanej krzepie. Wielbiące walkę i jadło do tego stopnia, że nierzadko tworzyły kondotierskie oddziały zasilające szeregi zaciężnych armii cywilizowanych państw. Takie kompanie nazywało się powszechnie „Pożeraczami Ludzi”. Gospodar wiedział doskonale, że nie było z nimi żartów, bowiem widział na własne oczy, jak ze śmiechem znosiły one rany mogące powalić tuzin krzepkich wojów, siejąc przy okazji niespotykane wręcz spustoszenie w szeregach wroga. Słyszał też, że w swojej ojczyźnie położonej daleko za Górami Krańca Świata trzymały one olbrzymy jako swoich niewolników.

Gdy wąsaty wojak dumał, stwór podszedł na odległość tuzina kroków i zatrzymał się. Jego kapelusz był prawie tak wielki jak on sam, pod jego rondem mogłaby się schować cała rodzina. Nakrycie głowy przyozdabiały barwne, powiewające na wietrze nastroszone pióra. Ogr uchylił kapelusza i ukłonił się nieznacznie.

— Cześć, chudziaki. Jezdem Thurgredd Wyrywacz Serc — zwrócił się do stojącej na przedzie trójki słabym reikspielem z wyraźnym akcentem, jego mocarny głos dudnił niczym wielki ungolski bęben — Chłopaki i ja widzim, że macie tu niezłe stadko. Myśmy pomyśleli, że podzielicie się śniadaniem.
Następnie rozejrzał się po wieśniakach i wyszczerzył w uśmiechu zębatą paszczę do grupki dzieci, które od razu wybuchły straszliwym płaczem lub się zmoczyły. Potem ogr spojrzał na trójkę reprezentantów wyczekująco. Wyglądało na to, że potwory umyśliły sobie, że poszukiwacze przygód przekupią ich jakimś jedzeniem. Na przykład kilkorgiem dzieci...
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 28-05-2021, 12:47   #35
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Onufry kiepsko przespał noc. Jego mocodawczyni wychodziła kilka razy w nocy na obchód, przerywając mu sen. Eh, te elfy. Nie potrzebują tyle spać, co ludzie. Psiakrew. Miał wrażenie, że Leafanna potrafiła wszystko. Wcale by się nie zdziwił, gdyby i bronią robiła lepiej od niego. Robił tylko za przykrywkę. Westchnął.

Nic więc dziwnego, że cały dzień chodził potem gromko ziewając, a nawet żołnierskim zwyczajem niby to podsypiając podczas marszu. Zakładał, że może sobie trochę pofolgować i zmniejszyć czujność. Wszystko zresztą szło gładko, do czasu spotkania ogrów. No to był problem. Hrepiczuk obejrzał się przez ramię, ale dwójka tych najbardziej rozsądnych, Melissa i Viktor, pozostali w tyle. Westchnął.

Walczyć z ogrami to istne samobójstwo. Zerknął na imć Doriana, czy ten aby nie planuje czegoś głupiego. Płacili mu za ochronę Leafanny, a nie wszystkich. Ale akurat tutaj cel był wspólny. Patrząc na ubiór napotkanych osobników, były to ogry, które zapewne służyły w jakiejś regularnej armii. Może i nadal służą. I zaczęły od rozmowy. Zapewne „nie w smak" będzie im rozwiązanie siłowe. Ale po tych stworach można się spodziewać nawet przypadkowej gwałtowności. Sęk w tym, że nie bardzo było co im zaproponować na wymianę. „Możnaby dać konia bretończyka" wiarus uśmiechnął się pod wąsem na taki koncept.

- Zdrastwujtie! - powitał głośno ogry, występując mały kroczek do przodu. - Jestem Onufry Pietrowicz Hrepiczuk. Nam nada spytać naczalnika - machnął ręką w tył pochodu. - Myślę, że można się dogadać. Wy służyli w wojsku? - zapytał, aby podtrzymać rozmowę i zyskać na czasie.

- Jesli nie chcemy z nim walczyć, nam nada coś im zaproponować, może jakie kobyły słabowite? A i trza by ludi ogarnąć, sztoby paniki nie było. A co groźniej wyglądających, ustawić ładnie za naszymi plecami, sztoby pokazać łogrom, co łatwo nie budiet - szepnął szybko na ucho elfce.

Przez myśl przeszło mu też, że mogliby spróbować zatrudnić łogry jako eskortę i obiecać zapłatę później, ale odrzucił ten pomysł. Takie przymierze miało nikłe szanse dotrwania do celu.
 
Gladin jest offline  
Stary 28-05-2021, 13:44   #36
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Kiedy pochód stanął, a ludzie zaczęli nerwowo coś szeptać i sobie pokazywać, Melissą targnęły złe przeczucia. Spojrzała znacząco na Victora dając mu znak, by przemieścili się na początek grupy. Następnie ruszyła do przodu, wzdłuż kolumny uchodźców, spiesznym krokiem. Po drodze zatrzymała się tylko raz, zaczepiając dojrzałego mężczyznę, jednego z mężów, który pierwszy wczoraj zgodził się pełnić wartę. Nazywał się Horst Hansel i cieszył się posłuchem wśród pozostałych mężczyzn. Poleciła mu zebrać wczorajszych wartowników i razem z nimi uspokoić zaczynających panikować ludzi. Cokolwiek zatrzymało pochód, panikowanie to najgorsze co mogli by teraz zrobić.

Szybko jednak ruszyła dalej, na przód pochodu. Kiedy była już prawie na miejscu, pobladła, gdyż spostrzegła przyczynę całego zamieszania, a raczej trzy, ogromne przyczyny. Przełknęła szybko ślinę i wzięła się w garść. Nie może pokazać po sobie, że się boi, mimo, że miała ochotę zrobić w tył zwrot i uciec. Zacisnęła mimowolnie pięść na pałce przy pasie i ruszyła szybkim krokiem w stronę Onufrego, sir Doriana i Leafanny.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...
Lua Nova jest offline  
Stary 28-05-2021, 17:54   #37
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Warta jak i cała noc upłynęły mu spokojnie. Pod koniec swojego czuwania wyciągnął nawet zestaw do czyszczenia broni i zajął się pistoletami. Przed pójściem spać upewnił się, że u Klary wszystko dobrze i położył się do śpiwora. Sen jak zawsze miał lekki, nauczyła go tego wojna i służba w rajtarach. Na początku ciężko było mu się do tego przyzwyczaić, ale teraz nie zwracał już na to uwagi. Ciało i umysł potrafią przywyknąć do różnych warunków.

Śniadanie zjadł w towarzystwie ukochanej. Posiliwszy się, złożył namiot i śpiwór, sprawdził, czy pistolety są załadowane, a proch zabezpieczony przed ewentualnym deszczem oraz wilgocią. Tak, jak i poprzedniego dnia, to Klara zajmowała siodło Krowy, a Viktor szedł obok, trzymając klacz za uzdę. Zajmowali miejsce mniej więcej pośrodku pochodu, idąc wzdłuż niego i rozmawiając. Szlachcic wyglądał na rozluźnionego, ale to była tylko poza - zmysły miał wyostrzone i dokładnie przyglądał się mijanej okolicy.

Po jakimś czasie pochód zatrzymał się nagle, a to raczej nie zwiastowało niczego dobrego. Z przodu coś się działo, a gdy wychwycił gest dłoni Melissy sygnalizujący, by ruszyli sprawdzić, co się tam działo, skinął jej głową.
—Idę sprawdzić, co się tam wyprawia — powiedział do Klary i cmoknął trzy razy, dając tym samym komendę klaczy, by została w miejscu. — Pod żadnym pozorem nie ruszaj się stąd. Zresztą, Krowa i tak nigdzie nie pójdzie. Jeśli coś by się działo, krzycz.
— Uważaj na siebie — rzuciła za nim blondynka.
— Jak zawsze — odrzekł, przyspieszając kroku.

Wzrok skupiony miał na przedzie pochodu, gdzie w miarę zbliżania się dostrzegł trzy ogromne kształty, które okazały się ogrami. Do tej pory nigdy ich nie spotkał, ale słyszał o nich co nieco - były silne, ale niezbyt mądre. No i lubiły dużo żreć. Ich postura robiła wrażenie, ale Viktor gorsze paskudy widział na wojnie. Na razie nie wtrącał się, bo po pierwsze nie wiedział, o co chodziło, a po drugie nie on był odpowiedzialny za uchodźców. Obserwował, jak obrońcy pochodu będą radzić sobie z sytuacją, gotów jednak wkroczyć, czy to słowem, czy bronią, gdyby zaszła potrzeba.
 
Quantum jest offline  
Stary 01-06-2021, 08:28   #38
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację


To był dziwny pochód. Dziwny pochód dziwnych ludzi, którzy w dodatku nieśli w sobie jakieś przekleństwo cherlając mocno nawet jak na plugawe imperialne warunki. Mimo to sir Dorian starał się nie oceniać ich wyłącznie przez pryzmat ich narodowości. Było by to głupie zważywszy na fakt, że do kompanii dołączył jakiś dzikus mieniący się kislevitą, mówiący językiem którego Dorian niemal nie pojmował i dla zrozumienia którego posiłkował się swym ulrykańskim druhem. Dziwny pochód, dziwnych ludzi w dziwnym, imperialnym świecie. Wszystko wydawało się sir Dorianowi dziwne. Czemu do ochrony dla bandy łachmytów delegowano rycerzy takich jak on? Czemu nie towarzyszył im, skoro sprawa była aż takiej wagi, zgrabny komunik wojska? Czemu baba stoi na czele pochodu? Czemu…

Tych „czemu” sir Dorian mógłby mnożyć do wieczora, ale sensu nie było w tym żadnego. Wiedział, że musi wkraść się w łaski odpowiednio wysoko postawionych ludzi by znaleźć się na dworze. Na dworze na który byłby od razu zaproszony, gdyby tylko się przedstawił jak trzeba. Tyle, że wówczas nie byłby w stanie spełnić powierzonej mu misji. Wszystko to wpędzało go w kurz, miałkość ludzkiego pochodu i niezliczone „czemu?”. Gdyby dalej się nad tym zastanawiał, to by oszalał. Jednak życie na szlaku nauczyło go również umiejętności czerpania radości z tego co jest. Z każdej chwili. Niezależnie od tego co się w danej chwili dzieje. Bo wszystko niosło w sobie naukę i zalążek przygody. Z tego też względu znosił niewygody podróży, od których już odwykł w dworskim życiu. I znosił je mężnie, klnąc jedynie od czasu do czasu. I po bretońsku, by nie gorszyć tłoczącej się przy jego rumaku młokosów.

Na postoju rozkulbaczył swego rumaka i rozłożył prowizoryczne posłanie decydując się nie rozkładać swego rycerskiego namiociku. Namiociku, bo do prawdziwego namiotu rycerskiego nie sposób było go porównać, aczkolwiek zawsze to była jakaś namiastka domostwa. Tę noc chciał spędzić pod gwiazdami. Zwłaszcza, że i Bernarda do towarzystwa nie było po tym jak gdzieś „zawieruszył się” jego giermek. Przed snem, jak za dawnych lat gdy jeszcze błądził po bezdrożach w poszukiwaniu sławy, wyszukał sobie w przydrożnych chaszczach solidną lagę. Grubą, ciężką, solidnie leżącą w garści. Tak o połowę cięższą od „Rozjemcy”. Tak „uzbrojony” odszedł na kilkadziesiąt kroków od obozu i tam zaczął swój wieczorny taniec z „mieczem”. Ciężka laga ospale chodziła w jego rękach, ale on wiedział, że tak jest dobrze. Gdy przyjdzie do roboty mieczem, ten będzie śmigał. A i ręka nabiera przy takiej zabawie krzepy. Zeszło mu na tej zabawie trochę czasu. Więcej niż zwykle. Jakby chciał wypocić całą swą wściekłość na ten plugawy kraj i jego mieszkańców. Jakby chciał zapomnieć…

Ani się obejrzał a jego zabawie przyglądało się kilku wyrostków. Początkowo w milczeniu, jakby bali się ozwać, choć coś tam do siebie szeptali. Po jakimś czasie sami wygrzebali z krzaków swoje „miecze” i próbowali naśladować jego ruchy. Obserwował ich kątem oka uśmiechając się „pod wąsem”. Szybko wypatrzył też dwóch wyrostków, którzy górowali nad resztą wprawnością i zapałem. „Są jak ja i Jean Pierr” pomyślał i w duchu rozradował się szczerze. Stare dzieje, boje o równym bilansie sukcesów i porażek, stare dzieje. Młodość. Czas chwały. Czas…

Ani się obejrzał a przechadzał się wśród malców poprawiając im chwyt, pozycję i poprawiając ruchy. Wieczór nadszedł niespodziewanie i wołania rodziców zakończyły ich wspólną zabawę. Hunko, Jens, Berni, Klaus i trzech innych, których imion nie spamiętał, musiało wracać. Obmył się jeszcze w strumieniu po czym poszedł się położyć. Jemu również należał się spoczynek by być wypoczętym na wartę. Choć noc była jeszcze młoda i gdyby był Bernard, Dorian miał by lepszy humor…

Problem, który napotkali dnia kolejnego był w końcu takim, na który sir Dorian miał lekarstwo, ale postanowił się nie wyrywać z terapią. Nie jego kraj, nie jego ludzie, nie jego obyczaje. Dziki coś tam gadał, do białogłowy, która przewodziła ich komunikowi, czego człek obyty i kulturalny jakim był Dorian pojąć nie był w stanie. Ale bretończyk całą swą uwagę skupił na olbrzymach. Ogromnych bestiach, które grodziły drogę i miały wyjątkowo paskudny wygląd. Którego nie był w stanie zmienić kapelusz jednego z nich, nadający mu wygląd ogromnego grzyba. Ta właśnie bestia ruszyła w kierunku stojących na przedzie Doriana, Lafeneanny i Onufrego.. I pozostałych którzy do nich dołączyli. Bestia coś tam ryczała w równie dzikiej mowie z której Dorian nie zrozumiał ni słowa. Ale widać inni coś pojmowali, więc Dorian się uspokoił.

Do momentu w którym Berni, jeden z jego wieczornych „uczniów” wyrwał się przed szereg i z wzniesionym do boju wczorajszym „mieczem” pognał przeciwko olbrzymowi. Krzyk rodziców zlał się w jedno z ostrzegawczym krzykiem dzikusa i innych. Wszystko jednak toczyło się zbyt szybko. Dorian decyzję podjął w ułamku chwili. Spiął wierzchowca ostrogami i pomknął za malcem mając nadzieję, że dopadnie go nim ten rozpocznie swój, zapewne pierwszy i ostatni w życiu, bój. Mając nadzieję, że nie będzie musiał sięgać do „Rozjemcy”.

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 08-06-2021 o 07:20.
Bielon jest offline  
Stary 05-06-2021, 15:21   #39
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po słowach byłego kozaka Thurgredd poruszył sumiastym wąsem.
— Ta, służylim. Bilim potworzyska oraz kolczaste i półnagie ludziki od Archauna. Ale zdaje mje siem, że was prosilim o żarełko, nieprawdaż? — rzekł z naciskiem. — A moje chłopaki jak głodne to bardzo złe, oj bardzo złe...
Sytuacja była napięta, ogry zdawały się nieugięte i niezbyt cierpliwie. Nikt nie wiedział, jak zareagują. Kiedy kislevski wiarus zwrócił się do elfki, ta skinęła głową.
— Dobry pomysł, panie Onufry Hrepiczuku. Choć myślę, że te półgłówki prędzej zadowoliłby się jednym z mułów. Pan się zajmie ludźmi, w sposób jaki zaproponował. Ja zaś jeszcze upewnię się, czy nie da się przekupić tych olbrzymów złotem. Nawet jak odmówią, to zyskamy trochę czasu.
Po tych słowach poprawiła zgrabnym ruchem ręki włosy, zarzuciła dłońmi i dystyngowanym krokiem wysunęła się naprzód. Odchrząknąwszy, przemówiła podniesionym głosem w oficjalnym tonie.
— Czcigodni Wojownicy, może łaskawie zgodzicie się nas przepuścić, jeśli zaoferujemy wam ten pękaty trzosik wypełniony po brzegi złocistymi monetami?
Lafeneanna odpięła swoją sakiewkę i trzymając ją w trzech palcach wyciągniętej w kierunku ogra ręki pomachała nią hipnotyzująco.
— A jak niby mam siem tym najiść? — wielce zdziwił się Wyrywacz Serc. — Połknonć, czy co? Hę?
Sir Dorian przez wizjer garnczkowego hełmu mógł zauważyć, jak po tym komentarzu wiśniowowłosa niewyraźnie wzdycha i przewraca oczyma.
— Dobrze więc, o Mocarni Mężowie! Prędka jest wasza myśl, a roztropność niesłychana! — ciężko było wyczuć czy nieludzka kobieta próbowała przypodobać się monstrom, czy też zwyczajnie sobie z nich dworowała. — Przeto zaoferujemy wam jednego z naszych najtłustszych mułów! Winien on stanowić dla Waszych Mości wspaniały posiłek, o wiele lepszy i bardziej godzien waszych tak zacnych gardzieli, niźli nasza wychudzona i niezbyt sycąca dziatwa. Jakże widzi się waszej mądrej głowie takaż propozycja?
Thurgredd wydawał się dumać przez moment, choć zdawało się, że raczej operował na resztkach oleju w głowie. W końcu odparł.
— Śmieszno gadasz, ale z synsem. Te wasze dziecioki mizerne, ino same kości. Wincyj dłubaniny, niż żercia... Dobrze winc, jak data dobrego muła to poważnie rozważem, czy pozwolem wam siem zab...
Nagle Berni, jeden z wieczornych „uczniów” Carcassończyka wyrwał się przed szereg i ze wzniesionym do boju drewnianym „mieczem” brawurowo pognał przeciwko mówiącemu olbrzymowi. Na domiar złego właśnie w tym samym momencie ludzie zaczęli ustawiać się zgodnie z przykazem weterana. Czarę goryczy zaś przechyliło wkroczenie na scenę wydarzeń dobrze uzbrojonego Viktora. Zatem, choć Bretończyk zdołał pochwycić głupiego, acz odważnego młokosa, to jego pozorowana szarża i prezentacja siły ze strony wzbierających szeregów pochodu wywołały wrogość u ogrów. Dojrzały one w tym podstęp i akt agresji, przeto bez chwili wahania chwyciły za broń, wykrzykując zawołania bojowe zawierające imię ich boga – Wielkiej Paszczy.



 
Alex Tyler jest offline  
Stary 05-06-2021, 17:09   #40
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Elfka dobrze sobie radziła w negocjacjach i “ogóry” zgodziły się wziąć muła w zamian za puszczenie całego pochodu wolno. To był w mniemaniu szlachcica dobry interes - mała strata dla nich i bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Niestety, jak zwykle w takich sytuacjach coś musiało pójść nie tak; najwyraźniej źle na nich zadziałał widok dobrze uzbrojonego rajtara, no i jakiś chłopina porwał się z drewnianym mieczem na ponad trzymetrowych głodomorów. Czyli jednak trzeba było się bić.

Viktor dobył obu pistoletów, wycelował i bez słowa wystrzelił w stronę stojącego na przedzie ogra. Następnie wrzucił broń za pas, dobył szabli i ruszył do zwarcia. Miał zamiar wesprzeć Onufrego bądź każdego innego towarzysza potrzebującego pomocy.
 
Quantum jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172