Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2007, 13:33   #11
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy

Dla osób obeznanych z przyrodą, lasem, ściółką i zwierzyną. Dla tych którzy żyją w ciągłej podróży. I dla tych których życie i zdrowie zależy od umiejętności oceny pogody i warunków podróży. Dla tych osób każdy poranek jest inny. Powietrze, wilgoć, chmury. To wszystko to znaki, które dają sygnały i pozwalają podjąć właściwą decyzję. Ale jest coś jeszcze. Każdy poranek jest inny. A w dniu kiedy trzeba opuścić ciepłą chałupę, gdzie ogień miło trzaska, a strawa czeka każdego dnia. Gdzie spokój i bezpieczeństwo. Takiego dnia pogoda zawsze zdaje się parszywa. Jest zimniej, wietrzniej. Jakby sam Thal podpowiadał: zostań. Nie ruszaj w drogę. Tyś człek. Nie dla ciebie leśne odstępy.

Ruszyli.

Deszcz siąpił. To też większość była dość markotna i małomówna. Każdy opatulał się tym co miał. Na przedzie jechał Felix. Droga była tutaj dobra, szeroka. To też koń stąpał spokojnie. Z wprawą i rutyną ignorując jak jego kopyta zapadały się w rozmiękłej ziemi. Gorzej było z wozami. Dwa takie, ciągnięte przez wielkie zwierzęta stawiały opór. Ale konie jakby ignorując opór szły swym mozolnym tempem. A w koło wielu piechurów. Każdy jeden chłop wielki jak niedźwiedź. Przy bokach mieli miecze, a topory nie przystosowane do rąbania drewna. Nie jeden miał łuk czy kuszę. Zagadnięci odpowiadali że to dla ochrony przed dzikim zwierzem, a polowania by podróż umilić świeżym mięsiwem. Koło Felixa na przedzie jechał Keppling na gniadoszu. A za nim kolejnych dwu konnych. Pozostali podążali pieszo.

Kawalkada poruszała się dość spokojnym tempem. Pogoda zdawała się nie robić na nikim wrażenia. Koło południa zdaje się że Thal ustąpił widząc że deszczem nie przekona podróżnych by odstąpili od jego królestwa. Z początku nieśmiało z za chmury wyszło słońce, a niewiele później z nieba ustąpiły chmury prezentując piękną wiosenną pogodę. Wspaniały widok na parującą dolinę. I tylko rozmiękła ziemia zdawała się wspomnieniem zimy.



Wraz z poprawą pogody i humory się podniosły. Ludzie poczęli rozmawiać, dyskutować, śmiać się, żartować. Drwale zdawali się kompanią prostoduszną i szczerą. Rozmawiali otwarcie. Wnet Felx poznał się że wielu z nich myśli o dobrym zarobku i takiej swej przyszłości.
- Po tym będę pił, pił i pił. Przez miesiąc albo i dwa nie będę nic robił. – jeden rudzielec z błyskiem w oku opowiadał swój plan. W koło wszyscy zaśmiali się rubasznie.
- I z dziewkami prowadził się na siano Uwe. Znamy się! – znów śmiech.
- A ja wydam córe. Trza jej posag sprawić. Dobrego chłopaka ma co o jej rękę się stara. Kupie ze dwa konie…
- Ziemie. W ziemie inwestuj, a jak będą się budować to i pomożemy. Drwa im będzie dostatek.
- Oczywiście. No tak. A jak ci! – odpowiedziało kilku ochotnie.

- Zdaje się żeście nie po drwa, ale po złoto wyruszacie. – zagadnął Felix.
Keeppling spojrzał na niego uważnie.
- Nie ma co mamić ciebie. Ruszamy w daleki las po drwa. Ale nie byle jakie. Dostaliśmy zlecenie. Cesarska flota potrzebuje drwa na stengi i kolumny. Ma powstać największa flota z największymi okrętami jakie świat widział – w oczach Keeplinga widać było błysk pasji – Niech Ciebie nie zwiedzie nasza grupa. To dopiero początek. Zakładamy bazę. A w miesiąc dotrą do nas nasi bracia. To dobre zlecenie i dobry pieniądz.
- Spójrz na nich – ciągnął Rolf wskazując swych ludzi – są w zawodzie od wielu lat. Ciężkiej pracy. Mają swe rodziny, plany, przyszłość. Dla nich to okazja aby w końcu dobrze zarobić. Dlatego nie cofną się przed niczym. Jakby te konie okulały, to wozy poniesiemy na swych barkach. Zwłaszcza że spieszno nam. Nie tylko nam zapłacą za te drwa. Dlatego spieszno nam przewodniku. To też obierając trasę miarkuj to. I nie oszczędzaj ludzi i koni. Nie przyszli my tu dla odpoczynku.

***

Wiosna roku 2512. Streeisen w Averlandzie

Karczma byłą gwarna. To taka muzyka, kiedy wiele osób przychodzi, wychodzi, siada, mówi, pije, śpiewa, śmieje się. Kufle zderzają się ze sobą. Łyżki trą o dno mis. Buty wystukują swój rytm. W powietrzu unoszą się zapachy piwa, potu, kurzu, strawy. Karczma stawała się miejscem gwarnym i rozliczni do niej zaglądali.

Na sali było wiele osób, to też nie szukając kogoś konkretnego, trudno było dostrzec kogo innego niż Ciżbę. Byłą i Hania wpatrzona w dal. Prosta dziewucha, ale kto wie? Może marzycielka i romantyczka? Może zasługiwała na co innego? Może tylko marzyła o księciu z bajki? Czy coś w tym złego? I jakie to niby ma znaczenie?

- O! Jesteś – rozpromieniła się dość magicznie wyczuwając obecność mężczyzny.
- Słyszałam że zostaniesz u nas parę dni. To miło. – uśmiechnęła się miło – Jak chcesz mogę ci sama przygotowywać śniadanie z rana. A może opowiedział byś jakąś historię ze świata.
- Czemu nie? – Kacper poczuł się lekko rozbawiony prostoliniową propozycją.
- Widać żeś bywały. Dużo podróżowałeś?
- Zwiedziłem trochę świata.
- Och…
- Ale Streeisen nie znam tak bardzo. Haniu, powiedz gdzie jest Uber Strasse?
- A to ulica obok rynku południowego. Jak wyjdziesz to w lewo. Kieruj się na sam dół. Dojdziesz do rynku. Tam ulica w lewo to bedzie to co szukasz. Czego konkretnego ci trza?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 14-12-2007, 00:49   #12
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta

Kilian upadł ciężko na podłogę, laska wypadła mu z dłoni, w ręce kobiety błysnęło obnażone ostrze noża.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy – wystraszony, lekko drżący głos; głos doskonale mu znajomy.
Sycząc z bólu przez zaciśnięte zęby, podniósł się powoli do pozycji siedzącej. Oparł przedramiona na podciągniętych kolanach i dopiero wtedy podniósł wzrok na kobietę.
- Nie chcesz? Więc po co ten sztylet? Co ja takiego zrobiłem, co zrobili inni, że go teraz na mnie wyciągasz?
Słowa były ciche, niewiele głośniejsze od szeptu, a jednak kobieta cofnęła się gwałtownie. Z potrąconego taboretu z cichym szelestem zleciały na podłogę zakurzone pergaminy.
- Nie rób nic głupiego. Nie ruszaj się! Ja… nie chciałam cię okraść. Ktoś tu był. Rozumiesz? Chciałam tylko sprawdzić…
Bajarz rozejrzał się po pogrążonym w półmroku pokoju. Tak, ktoś przeglądał jego rzeczy: wywrócił woluminy poskładane na schludny stos, wyciągnął kilka ubrań z szafy, poprzewracał buteleczki z inkaustem, przesunął niewielki parawan oddzielający kąt sypialny od reszty pokoju. Nie potrafił w tym momencie powiedzieć, czy coś nie zginęło.
Potarł palcami skronie.
- Posłuchaj – powiedział po chwili. – Wierzę ci i ufam. Pomimo tego bałaganu, pomimo noża, który trzymasz w dłoni. Lecz i ty uwierz mi i zaufaj: nikt cię tu nie skrzywdzi. Teraz wstanę, bo kości bolą mnie jak zaraza i zrobię herbatę. Dla nas obojga. A ty w tym czasie opowiesz mi co się stało. Dobrze? A jeśli martwi cię poblask ognia, usiądź tam – gestem ręki wskazał na stojący koło szarego parawanu stołek.
Patrzył w milczeniu jak chowa nóż i siada we wskazanym przez niego miejscu. On sam powoli podniósł się z ziemi. I może właśnie ten ruch przywołał na powrót poczucie zagrożenia.
- Przepraszam, ale muszę iść. Ja… idę.
Kilian odwrócił ku niej twarz, na której księżyc uwypuklił poszarpaną sieć blizn. Lekko skinął głową.
- Dobrze, idź. Wróć tylko, proszę.

* * *
Szybko przeszła z mroku mojego mieszkania w mrok mokrej ulicy. Z pośpiechem, rozgorączkowaniem zaostrzającym ruchy jej ciała. Nie chcę myśleć, że z ulgą.

Ostatnio często o niej myślę. O tej kobiecie bez twarzy, bez imienia. Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, chciała mnie okraść; gdy zobaczyłem ją po raz drugi, chciała zaspokoić swoją ciekawość; gdy zobaczyłem ja trzeci raz i wszystkie kolejne razy, chciała po prostu porozmawiać. Kłamałbym gdybym powiedział, że nie wiem czemu. A jednak, pomimo całej mojej wiedzy o niej, wiedzy, która znacznie przekracza nieznajomość jej twarzy, imienia, koloru włosów, oczu, miejsca zamieszkania, pomimo niej pozostaje ona dla mnie tajemnicą. Jest jedną z niewielu tajemnic w tym szarym, brudnym mieście.
Być może jedyną.

Być może to znużenie ludźmi, ich opowieściami, ich potokami słów, w których tak niewiele jest prawdziwych. Być może dlatego tak urzeka mnie jej milczenie, jej zniknięcia, być może pociąga mnie w niej właśnie to, że nie znam jej, że nie potrafię stworzyć jej spójnego obrazu. Ciągle podsyła mi nowe elementy układanki, tak jak dzisiaj. Jej zagubienie, jej strach, jej bezradność nie były kłamstwem. Nie były, choć przecież tak bardzo do niej nie pasują.

Co jest miarą zaufania? Ilość wypowiedzianych słów? Czas wspólnego milczenia? Biel obnażonej skóry? W jej przypadku, miarą zaufania zawsze były powroty.
Nie wiem czy wróci tym razem.

Czy powinienem ją zatrzymać? Wiem, że bym mógł. Słowa są potężnym narzędziem i wiem, dobrze wiem, że potrafiłbym użyć odpowiednich. Lecz to byłby przymus, a wszystko co wzięte pod przymusem jest gwałtem. Nawet jeśli ten przymus nie nosi znamienia brutalności.
Przymus napawa mnie obrzydzeniem.
Nie mogłem więc zmusić jej, by opowiedziała mi swoje zagubienie i strach, swój niepokój i pragnienie. Nie mogłem. Nie chciałem. To byłoby zafałszowana opowieść.

Długo stałem oparty ramieniem o ramę okna, nim zamknąłem okiennice i rozpaliłem ogień. Długo też siedziałem przy chwiejnym świetle kaganka, patrząc na pustą kartę pergaminu leżącą obok mojej dłoni. Ciągle nie wiem, czy dobrze zrobiłem.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 15-12-2007 o 12:12. Powód: literówki
obce jest offline  
Stary 21-12-2007, 20:01   #13
 
Francez's Avatar
 
Reputacja: 1 Francez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputację
Słabo rysująca się droga wiodąca do Lucerixonu ciągnęła swój wiotki język pośród gęsto rosnących sosen i modrzewi. Zbiegały się ze sobą konary drzew po obu stronach drogi rosnące, przeplatając sie spiralnie i tworząc całkiem solidne drewniane pomosty dla chyżych nóżek wiewiórek. Wśród takich to sprzyjających warunków przyrody niosła się pieśń drwali:

Jestem drwalem i jestem okej.
Za dnia pracuję, w nocy śpię.

Wkładam szubę z chaty zmykam
Ścinam drzewa, miotam, brykam,
Muchomory butem gniotę.
Pieszczę dziurki kołoogonowe,
Bo co bar - to cipki młode.
Miłość składa się po trochu:
Z tiulu, włosów, sprężyn, wałka i porodu.
Na ostatek jednak: chodu!

On jest drwalem i jest git!
Za dnia pracuje, w nocy śpi!


Ta "chwalebna" pieśń sunąc po tlących się zarodkach zielonych listków, spływała rytmizowanym słowem i zapełniała nieśmiałą cisze lasu, która łatwo dawała się zawładnąć silnymi płucami.

Koń Felixa powłóczył sennie kopytami, trud i wysiłek półdniowej jazdy, może wcale nie tak wymagającej, ale dla wierzchowca morderczej ze względów oczywistych. Przecież przez całą zimę niewypuszczany, smacznie przeżuwał stęchłe siano w oborze, i przyzwyczaił sie, że tak będzie zawsze. Ale nie tylko zwierze Felixa manifestowało zmęczenie, bo, przepatrywacz jadąc wysforowany na przodzie słyszał, tylko ciężkie sapanie i niechętne dalszej przejażdżce rżenie koni towarzyszy. Ale ich wędrówce dobiegał kres, właśnie przed ich oczyma zaczynał migotać bezdrzewny skrawek jałowej ziemi niczym łysina mnicha na szczycie głowy.
- Oto i nasza wyspa szczęśliwa! Kurwa, wreszcie... – Odparł zaspany jak jego wierzchowiec Rolf Keppling.
Mimo swojego odsłonięcia teren wyglądał nie narażony na niespotykane wydarzenia, od wschodu okalała go urwista pochyłość, po, której chcąc zejść łatwo można było potoczyć się jak kamień, ale to tylko zabezpieczało przed leśnym zwierzem. Natomiast od wschody przerzedzony sośniak pozwalał za wczasu przewidzieć potencjalne zagrożenie.
- Felix rozchmurz się, bo ci tak zostanie. – Odparł wesoło jeden z grupy wycinkowej.
- Ale ja tak lubię! Wręcz nie mogę bez tego żyć. – Ironicznie warknął Felix.
Bardzo szybko uwiło sie ognisko, a jego płomień raźno znaczył okoliczne drzewa czerwonymi hieroglifami. Prognozy mimo wszytko były dobre. Bez większych przeszkód poruszali sie jak dotychczas, tylko mało wyszukane piosenki drwali poczynały przepatrywacza irytować. Wcale też nie chodziło o ich rynsztokowe treści, ale głośność ich wyśpiewywania. Dobrą mile do przodu anonsowała sie ekipa, drąca ryja na potęgę, a może nawet ich zatracenie. Jakbym wiedział, że ma sie tarabanić po tych rejonach z rozwrzeszczaną bandą durniów, to by na pewno nie stanęło na tych 20 zk. I on jeszcze przez długo myślał, że dobił interes życia, a już ci. Póki co nic na to nie poradzi, on i tak musi jechać z przodu, i nie będzie ich wiecznie reprymendował, że takie zachowanie to jak zakładanie pętli na szyje przed czasem. No nic, usiadł pod kępką i zaczął delektować się krótkotrwałym wywczasem.
 

Ostatnio edytowane przez Francez : 21-12-2007 o 20:11.
Francez jest offline  
Stary 25-12-2007, 15:44   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Kacper
- Czego mi trzeba ? - popatrzył dziewczynie w oczy. Ta jednak ani myślała spuścić oczu, choć na twarz wypłynął jej lekki rumieniec.
Ech Kacprze - pomyślał - babiarz z Ciebie i niecnota, jakbyś miał mało kłopotów.
- Na razie piwa. Grzanego. Takiego, żeby w pianie łyżka stała. I dużo korzeni. Za to Haniu dostaniesz szylinga i opowieść o strasznym potworze Krakenem zwanym. Chcesz posłuchać ?
- Hi hi panie. O tym krakenie to pan gospodarz często sami gadają. Że to niby jak młody był, to z kupcami pływał i mnogość miast widział. I tam ponoć tego potwora zobaczył. Ale tak po prawdzie ...-
tu pochyliła się ku Kacprowi znów prezentując w całej krasie hojny dar natury - to w mieście gadają, że on to nie z kupcami pływał, jeno zbójem na statku był. Tym no...
- Piratem -
dokończył Kacper.
- No właśnie - kiwnęła ochoczo głową - piratem.
- Wy panie też chyba kawał świata zwiedziliście ?

- A bywało się tu i tam. Wiesz Haniu, że są takie krainy dalekie i słońce tam tak grzeje mocno, że ludzie o takie -
rozłożył szeroko ręce - uszy mają i wachlują się nimi dla ochłody, inaczej spiekliby sie na skwarki ?
Plótł dalej co mu ślina na język przyniesie, wyczytał, albo usłyszał na szlaku w karczmach.
- Albo i takie plemiona, co tylko jedna nogę maja i na niej skaczą ? A od słońca tę stopa wielką się osłaniają jak ich upal zmorze ? A co najważniejsze... - upił specjalnie wolno łyk piwa, potęgując napięcie. Dziewczyna słuchała go teraz z otwartymi ustami i przestała nawet pucować kufle.
- Goli chodzą, i kobiety i mężczyzni i wstydu nijakiego nie czują ! Chciałabyś takie krainy zobaczyć Haniu ?

Służąca pokraśniała i zaczęła na nowo, ze wzmożoną energia czyścić szklanice.

- Co też panie opowiadacie ! Ja jestem porządna dziewczyna - prychnęła.
Kacper roześmiał się , rzucił na stół szylinga i na odchodnym szepnął do karczmareczki.
- Jak wrócę opowiem Ci o jeszcze innych dziwach, com w książkach mądrych wyczytałem. Jeno nie tu - rozejrzał sie po szynku, zapełniającym się gośćmi.
- Bo tu i gwar i porozmawiać spokojnie nie dają - faktycznie przynajmniej przy dwóch stołach biesiadnicy domagali sie głośno piwa, co zwiastowało szybkie pojawienie sie właściciela, a tego by zauważono jego wyjście Kacper sobie najmniej życzył.
- U mnie, po wieczerzy - mrugnął szelmowsko do Hani i nie czekając na odpowiedz wyszedł z izby.Na ulicy rozejrzał się czy nie ujrzy kogoś podejrzanego, a szczególnie owego dziada-żebraka i pozornie niedbałym krokiem, udał sie w kierunku Rynku. Miał zamiar przyjrzeć się domostwu na Uberr strasse i dopiero wtedy zadecydować co dalej czynić.

Powoli zapadał zmierzch, zaczęło też lekko mżyć.

Hani podczas pracy


 

Ostatnio edytowane przez Arango : 25-12-2007 o 16:18.
Arango jest offline  
Stary 28-12-2007, 14:26   #15
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta

Proszę

Słowo skądinąd o niezwykłej głębi. Tak i dziś. Proszę. Nie za wiele? W tym prostym słowie zawierał się olbrzymi ładunek emocjonalny. Bardzo silny. Intymny.

Kobieta raz jeszcze zatrzymała się i spojrzała na Kiliana. Spojrzeniem które było swoistym dowodem nici porozumienia. I akceptacji.

Nijak nie zmieniło to faktu iż chwilę później mężczyzna pozostał w pokoju sam. Jeden wiatr dotrzymywał mu towarzystwa. Szargając myśli, a nie płomień kaganka.

Czas mijał.

A pustka nocy rodziła więcej pytań, niż oferowała odpowiedzi.

Niespiesznie, z mozołem Kilian począł ogarniać mieszkanie. Porozrzucane materiały. Kartki przebrane dość śpiesznie. Rozpakowane wszelkie listy i paczki. Do tego Złodziej podszedł z jakby większą pieczołowitością. Rozbite dno biurka, wyciągnięta skrzyneczka spod łóżka.

Co z tego wynika? Złodziej mniejszą uwagę poświęcał zapiską codziennym. Zdawał się szukać czegoś co mogło być, lub powinno ukryte. Korespondencja? Przesyłka? Paczka? Lecz nadal w głowie Bajarza, nie rodziła się jednoznaczna odpowiedź. Wręcz przeciwnie! Przeświadczenie że czegoś brakowało w tej zagadce.

Czas mijał.

Wszystkie zapiski, skrypty, fiszki, notatki i księgi były na swoim miejscu. Bodaj nic nie zginęło. A dla osoby świadomej nie jedna z tych ksiąg była naprawdę wiele warta. Brak odpowiedzi. Brak zrozumienia. Zmęczenie. Nie przyjemnie jest spać kiedy brak odpowiedzi w głowie. Zły to sen. Każdy ci to powie.

Nie tylko bajarz…

Ktoś wygrywał radosne tony na tamburynie. Słychać były flety, piszczałki i egzotyczną szałamaję. Całość zgrana, chętna, zaangażowana. Wygrywała radosne tony do tańca. Ponaglając, zapraszając, uwodząc.

Była noc. Ale taka piękna. Gwieździsta, świetlista. Kiedy widać twarze dziewczyny i chłopaka wirujących i trzymających się za dłonie. To była polana. Zielona, otoczona koroną drzew. Wielkich i majestatycznych. Płonęły ogniska. A przy nich ludzie z instrumentami. Szerzej. W koło nich, tańczyli inni. Ludzie bogaci i biedni. Szlachta, mieszczanie, chłopi. Zagubieni w radosnej muzyce która wypełniała ich serca. Radowali się. Widać to było w lśniących włosach, błyszczących oczach, gestach, okrzykach.

Jedna dziewczyna była szczególnej urody. Ciemna, pociągła, gibka. Zwiewna niczym wiatr. Długi włos przysłaniał Jej lico. Śmiałą się perliście, kiedy biegła. A za Nią chłopak. Wołał Jej imię. Ale nie było słychać. Gonili tak jedno drugie, śmiejąc się z dziecinnej zabawy. Dziewczę kluczyło miedzy drzewami, sprawnie przeskakiwało między innymi.

Skryła się wnet za wielkim drzewem. Stary to był dąb. O łuskowatej korze i strzelistym kształcie. Wielki był, ciemny, poważny i dominujący. Chłopak przystanął i począł okrążać drzewo z prawej, następnie z lewej szukając ukochanej. Śmiał się i dyszał. A do uszu dolatywał ten sam dźwięk. Tamburyn, flety, piszczałki i egzotyczną szałamaję.

Dziewczę odstąpiło od drzewa. Widać było jej plecy. I wnet muzyka zamarła. Zamarła, a nie ucichła. Tamburyn, flet, piszczałki i egzotyczna szałamaja wydały fałszywą nutę i zamarły.

Ciemnowłosa odwróciła się na pięcie i spojrzała na chłopaka. I widać było jej twarz. Obcą, dziką, niepojętą. O wielkich oczach, kształtnych rysach. Uszach jakby szpiczastych z letka. Spoglądała a Niego wzrokiem pełnym żalu i oburzenia. I niepohamowanej agresji zrodzonej z buntu. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, lecz zamiast tego popłynęła krew. Obficie zalewając twarz, piersi, nogi, trawę.

Upadła. Leżała niczym marionetka. Zimna i bez ducha. I tylko wpatrywała się w Ukochanego. Wzrokiem pełnym tęsknoty i miłości.

Poczułeś strach. Odrzucenie. Tęsknotę. Następnie miłość, nienawiść, pragnienie wolności, niezrozumienie. Znów strach. Fala emocji była przepełniająca. Wszystko tylko nie ciekawość. Odczucia, emocje, pragnienia, lęki. Wszystko atakowało Twoją jaźń. Kiedy tak niczym jastrząb ulatywałeś w górę. Widząc polanę. Na której ognie zagasły, a w koło nich leżeli ludzie. Wszyscy tak jak przed chwilą. Ale martwi. Przeszyci strzałami, uduszeni we wzajemnym uścisku, zwinięci w embrionalnej pozie bez ruchu…



Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy

Wieczór był nad wyraz przyzwoity. Dokładnie taki jaki być powinien. Spokojny. Nawet ciepły. Ładny w widoku zachodzącego słońca. Po całym dniu forsownego marszu wszyscy byli zmęczeni. Zwierzęta i ludzie. Ci bardziej i mniej zaprawieni. Dlatego wielką przyjemnością było delektować się spokojem wieczoru. Zrzucić ciężkie tobołki, zdjąć buty, rozpalić ogień, rozbić obóz, przygotować strawę. Oj strawę! Ależ człowiek był głodny. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy w ciągu dnia.

Słońce zegnało się już. Ogień trzaskał wesoło. Rozgorzały też rozmowy. Kilka osób koło Felixa grało z zaangażowaniem w jakąś grę karcianą, głośno przy tym pokrzykując i sowicie gestykulując. Dobry i taki sposób na odreagowanie.

Felix ostatecznie nie słuchał tego co mówili w koło niego. Czasem miał wrażenie że mówią do niego, lub chociaż koło niego. Ale jakoś nie specjalnie się tym przejmował. Przymknął lekko oczy i delektował się chwilą wywczasu.

Parująca ziemia, zimne powietrze, zapach gór i lasu. Utwierdzał się w przekonaniu że to jest jego dom. Tu czuł się wybornie. Tu mógł oddychać pełną piersią. Nie gubił się w dziczy, tu zawsze potrafił znaleźć drogę i jakąś strawę. Tu zawsze czuł czy jest sam w dziczy. Instynkt czy doświadczenie?

Coś było nie tak. Przetarł oczy i odrzucił pozory snu. Wyprostował się i rozejrzał w koło. Ciągle spokój. Ale miał dziwne wrażenie zagrożenia. Coś wisiało w powietrzu.

Wiosna roku 2512. Streeisen w Averlandzie

Hania. Ładna, dziewczyna jak rzepa. Zdrowa, rumiana. Miła. Podobała mu się. Nawet kiedy wyszedł na zewnątrz, w jego głowie wciąż chichotała Hania. Pocieszna dziewczyna.

Było dość późno. Niestety oznaczało to także że było chłodno. Nad miastem unosił się opar mgły która oplatała Streeisen cały boży dzień. Wilgotnej, chłodnej, przeszywającej. Nikt kto nie musiał nie wychodził z domostw. Kupcy powracali spiesznie do domów by w spokoju spożyć posiłek i odpocząć. Inni dopiero wychodzili, ale tych lepiej było nie pytać o cel. Karczmy zapełniały się, zamtuzy otwierały swe podwoje.

Szczęście to czy pech? Kierując się w stronę tak ciekawej jemu posesji, przeszedł ulicą bardziej rozświetloną. Po prawej z daleka widział już przybytek przy którego odrzwiach stało parę osób w blasku dwu latarni. Z bogata wyglądał. Tak też i było.
- Szukasz czegoś kawalerze? – zagadnęła niewiasta. Spojrzeniem fachowca ocenił. Prostytutka wyglądała na taką dla której trzeba mieć pieniądz.
Z tej czy innej przyczyny Kacper pognał dalej. Sam już nie wiedząc czy myślał o Hani, Katarzynie, Barbarze, a może tamtej elfce?

Uber Straße nie było jakimś specjalnym zakątkiem. Mimo dumnej nazwy, Kacper miał wrażenie że idzie w dół. W dół nieszczególnej, może bardziej cichej ulicy. Było już ciemno, co sprawiało tylko że pospieszał bardziej kroku. Jakby ten miał stłamsić szybsze bicie serca i lek związany z tym co za rogiem. Nie miał ochoty spotkać żadnych lokalnych jegomości, szukających wrażeń lub łatwego zarobku.

7. Uber Straße 7 było całkiem nieszczególnym lokalem. W rzędzie domów ten był skromny. Przylegał do sąsiedniego ścianą i drzwiami. Światła były już pogaszone, żadnego szyldu czy napisu. Nic. Proste mieszkanie o którym powiedzieć co więcej było strzępieniem języka.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 09-01-2008, 21:14   #16
 
Francez's Avatar
 
Reputacja: 1 Francez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputacjęFrancez ma wspaniałą reputację
Mgła rozwinęła swój welon otulając niskie partie ziemi. Miało się wrażenie, że człowiek brodzi w kaszce, którą gdyby mieć łyżkę, można by zajadać i repetować w nieskończoność.

Ranek wyglądał niewyraźnie. Ale warunki pogodowe licowały, a może nawet stawały się widomą materializacją zaspanych mord, zmiętoszonych umysłów, powolnych i mazgających się członków ludzi Rolfa.

Felix właśnie wracał, wychodząc z poza drzew, skończywszy cały rytuał higienicznych zabiegów, na które składało się w zasadzie tylko mycie, a przed tym pokątne wypróżnienie. Tego było mi trzeba, a teraz do dzieła. Odparł w myślach przepatrywacz, zbliżając się do pogrążonego w płytkim śnie Rolfa. Klęknął nie wiele dalej od twarzy swego pracodawcy i począł się w niego intensywnie wpatrywać. Ten ziewnął nadal leżąc nieruchomo, przyzwyczajając wzrok do światła dziennego odwzajemniał beznamiętne spojrzenie klęczącemu.
- chyba mi tu nie fekujesz koło nosa, przyjacielu, he?
Odrzekł powoli, z manierą człowieka znajdującego się na granicy dwóch światów: snu i jawy.
- Witaj Rolf, nie. Ale jeśliś taki pasjonat to jest na co popatrzeć za drzewami obok. A zapewniam cie, że twoje wymuskane poczucie estetyki będzie mile połechtane widokiem jaki ci zgotował mój artyzm.
Zripostował niedbale Felix.
- Zjadłbym coś, a ty usilnie chcesz mi popsuć apetyt.
Odrzekł Rolf i jął gramolić się do wstawania.
- Zaczekaj. Musimy pogadać. Bo widzisz mam do ciebie takie pytanie, bo od jakiegoś czasu poczynam sobie zdawać sprawę, że mam do czynienia z osobą nietuzinkową.
- Tak, a niby kogo masz na myśli, mnie? Bo jeśli myślisz, że twoje cukrzenie likierem zmieni wysokość gaży, to bratku jesteś w błędzie.
Na twarzy Kepplinga zamarudził, niemal od razu, wyraz kupieckiej zaciętości, która nie daje sobie dmuchać w kasze.
Przerzucając kamyk z ręki do ręki, Felix zdawał się nie słuchać bełkoczącego grubasa.
- Słuchaj Rolf, czy ty chcesz umrzeć?
Twarz przepatrywacza, gdy zaczynał i kończył wypowiadać te słowa pozostawała nieprzenikniona jak fizys Zagadki, odlanej w brązie, tak popularnej zresztą swego czasu wśród zamożnych mieszczan z Godlandu, pozostających wiecznie łasych na efekciarstwo zaprawione odrobiną sztuki.
- Ale... ,że śmierć, to znaczy umrzeć...
Język Rolfa jakoś nie mógł zwerbalizować jego myśli.
- Tak, przecież na każdego przychodzi kryska, jak mawiają filozofowie. To niby dlaczego nie miałaby przyjść i na ciebie?
- Nie wiedziałem, że z ciebie to taki refleksyjny gość, nie obraź się, ale z twarzy to nie wyglądasz jakbyś terminował na jakimś uniwerku.

Wyraźnie podniesiony na duchu Kippling myślą, że Felixowi zbiera się raczej na niewybredne żarty niźli prawdziwe pogróżki, biorąc pod uwagę, że w razie czego miał sporo swoich ludzi na zawołanie.
- Rolf, może ci się wydaje, że ja to mówię ot tak, dla zaspokojenia potrzeb porannego dowcipu. Ale ja mówię poważnie i nie zbiera mi się na żarty. Dobrze wiesz, że okolice po których podróżujemy są dalekie od bycia bezpiecznymi, że różnej maści szajki, hołota spod ciemnej gwiazdy upatrują sobie właśnie takie ustronia na swoje bazy wypadowe. I powtarzam raz jeszcze, darcie ryje niczym bobas w kojcu twoich podopiecznych, ściąga na nas niepożądaną uwagę, której wolałbym uniknąć.
Kończąc mówić, szybkim ruchem cisnął trzymany kamyk w zarośla. Znak, który mógł zwiastować koniec rozmowy, albo służyć jako jej chwilowy przerywnik.
- A ten dalej swoje. Toż ci mówiłem, że ludziom się nudzi, a okolica jeszcze w śnie zimowym zamarynowana, nijak nie znajdziesz płochliwego zwierza, a co dopiero bandę zbójecką.
Zniecierpliwiony począł się odwracać do rozpalonego ogniska, od którego dolatywały jakieś apetyczne zapachy.
- Taak, co ty nie powiesz? To spójrz w tę stronę, widzisz tę wspinającą się w skosie kępę ziemi, z której wyrasta grube, garbate drzewo?
- No wiedzę i co z tego?
- Jakbyś przyjrzał się bliżej to byś dostrzegł, że konar tego drzewa służy za wcale dobre przęsło wisielcze, a to co z niego dynda z pewnością nie jest przerośniętym owocem.

Grubas zbladł widocznie. To co jego oczom majaczyło jakieś sto metrów od nich, rzeczywiście nie mogło dalej uchodzić za płód leśnej natury - w każdym razie na pewno nie w świetle dnia.
- Mówiłeś coś o jedzeniu - to życzę ci smacznego.
Rzucił przepatrywacz wpatrując się w Rolfa, i przez dobrą chwile jeszcze sycił sie widokiem Strachu zastygniętego w żywym spiżu ludzkiej twarzy, aby zaraz potem udać się do juków konia, gdzie miał swoje jedzenie. W końcu nie jadł całą noc.
 

Ostatnio edytowane przez Francez : 10-01-2008 o 15:13.
Francez jest offline  
Stary 16-01-2008, 13:34   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Kacper

Przystanął i poprawił pas skryty pod obszernym płaszczem. Ciężki nóż, czy może raczej sztylet zatknięty zań wyraznie ściągał go w dół, co niezmiernie irytowało mężczyznę.
Wpatrzony w cichy i ciemny budynek postąpił parę kroków w przód i zaklął brzydko wstępując w większą od innych kałużę. Bo to CHYBA była kałuża pełna rozmiękłego od siąpającego deszczu BŁOCKA.

A przynajmniej miał taką nadzieję.

Ten wypadek i coraz cięższy od mżawki płaszcz pomógł mu w podjęciu decyzji. Na wpół skradając się przemierzył ulicę i rozglądając się na wszystkie strony zbliżył do budynku.

Cicho podszedł do zamkniętej okiennicy i przyłożył do niej ucho. Wstrzymał nawet oddech by nie umknął mu żaden szmer wewnątrz. Jeśli panowałaby cisza miał zamiar nożem delikatnie próbować uchylić okiennicę i zerknąć do pomieszczenia. Chociaż jak sam przyznawał przed sobą słabym punktem jego planu było to, że jeśli w środku panowałaby ciemności, jedyną rzeczą na jaką miałby okazję spojrzeć był czubek jego własnego nosa.

Ale lepszy taki plan niż żaden.
 
Arango jest offline  
Stary 25-01-2008, 22:42   #18
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta
Ranek


Mówią, że ranek przynosi ze sobą dobrą radę a przespana noc czyni człowieka mądrzejszym. Tak mówią.
I nie zdając sobie z tego sprawy, łgają wszyscy jak z nut.

Skąd to wiem?
Są takie dni, kiedy wszystko, co mnie otacza, jest obecne w tak nieznośnie wymowny sposób: ciemne cienie pod oczami, brzytwa, którą sam sobie przykładam do gardła, woda, której zabrakło w miednicy czy bury kot siedzący z obojętnie na parapecie okna. A za oknem całe błotniste, brudne, niechlujne Streissen wdzierające się do mojego domu.

Kulejąc, podchodzę do okna i zanim kocur zdąży oznaczyć to moje poddasze swoim terytorium, przeganiam go lekkim ruchem ręki. Miasto obudziło się wcześniej niż ja – choć słońce nie wzeszło jeszcze na tyle, by rozgonić szarość pozostałą po nocy, ludzie ciągną już w kierunku rynku, by rozstawić swoje kramy i warsztaty. Słyszę strzępy ich rozmów, które zostawiają dla mnie przechodząc koło mojego domu: fragmenty pozdrowień, przekleństw, żartów i zwykłych, codziennych plotek, które są o wiele bardziej istotną częścią dnia niż modlitwa.
Na szczęście.

Kilian oparł się wygodniej ramieniem o okienną ramę i z pochmurną twarzą przyglądał się ludziom idącym ulicami: dziewczynce uginającej się pod ciężarem wiadra pełnego wody świeżo nabranej ze studni, która – jeśli nie oszpeci jej czas i ludzie – będzie miała oblicze godne płócien największych mistrzów; chudemu szlifierzowi, którym nawet teraz wstrząsał bolesny kaszel, wypełniający mu ust krwią; sprzedawczyni wstążek, rozłożystej i sękatej niczym dąb z jego snu czy młodziutkiej Stareńkiej Kaltenbach, która lekkim krokiem szła środkiem ulicy w swojej najlepszej i najbardziej wydekoltowanej sukience. Bajarz z sympatią i uznaniem odprowadził wzrokiem jej szczupłą sylwetkę – tylko ona potrafiła przejście przez miasto z dwoma kamieniami hańbiącymi zawieszonymi przez kark na łańcuchu uczynić czymś na kształt pochodu triumfalnego. Dziś jednak nie zamierzał obserwować jej dumnego przemarszu – dzisiaj Kilian chciał być sam.

Z lekkim westchnieniem zatrzasnął okiennice i z niesmakiem popatrzył na szkody wyrządzone przez nieproszonych gości. W końcu spokojnie zaczął pakować przepisane stronice starej kroniki miasta, które obiecał dostarczyć dzisiaj burmistrzowi.
 
obce jest offline  
Stary 29-01-2008, 15:46   #19
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wiosna roku 2512. Lasy w Averlandzie. Na południe od wsi bez nazwy

Starsi ludzie mówią że wszystko cokolwiek się robi, trzeba robić to dobrze. A ludzi umiejętnych, zdolnych poznaje się właśnie w ten sposób że cokolwiek robią, robią to dobrze.

Felix był dobry w robieniu wrażenia. Tym razem negatywnego.

Drwal, zdawało się że zaprawiony człowiek patrzył jak zahipnotyzowany w stronę lasu i wskazanego drzewa. Patrzył i ani słowem się nie odzywał. Bał się. To było oczywiste.

- Tak blisko? – wymówił w końcu nie pewnym głosem. W końcu oderwał się od zaskakującego widoku dyndającego ciała i spojrzał na Przewodnika. Szukając odpowiedzi na nurtujące go pytanie.

Dość tak było trwać w zamyśleniu. W końcu Rolf się zmitygował i odwrócił w stronę obozu.
- Że też tak blisko – splunął na ziemię, poczym zakrzyknął – Zbieramy się! Dość tu siedzieć! Pakować obóz, a mać się ma baczności!

Ostatnie zdanie sprawiło że wielu z niepokojem spoglądało na swego przywódcę. Ten tylko wskazał ręką ścianę lasu. Wystarczyło.

- Jak dziś szlak nam prowadzi? – znów skupił się na Felixie.
- Ot wprost tę ścieżyną – Felix zdawał się najbardziej swobodny i nie przejęty „znaleziskiem” – Dość gęste lasy, więc i grunt bardziej twardy, lecz i podejście miejscami może być strome. Lecz Ty chyba nie o to pytasz. Więc odpowiem. Tak. Idziemy wprost w tamten las, tuż koło tamtej grani i dyndającego trupa.
Drwal przytaknął.
- Niema co się dziwować. Wszak tegośmy mogli się spodziewać. Po zimie w lesie bandzior wszelakie…
- To optymistyczna wersja – przerwał Felix – iż jacyś ludzie to sprawili. A nawet jak to tacy w duszy których nie chciał bym zaglądać.

I znów miał rację.

Drwale zebrali się nad wyraz sprawnie. Zdenerwowanie które się wkradło, pobudzało do szybszego sprzątania obozowiska. A gdy ruszyli w drogę z początku i sugestia Felixa spełniana była idealnie. Wszyscy podróżowali w skupieniu i ciszy.

Jak zbliżali się do ściany lasu, tak scena jaka się tu rozegrała nabierała żywszych barw. A raczej stawała się bardziej szara, brudna i … martwa.

Stare drzewo, od lat smagane wiatrem i mrozem, wygięte w starczej pozie, dźwigało również ciało ludzkie. Z trudem można było rozpoznać płeć. Kończyny i tyłów nosiły ślady uczty dzikich zwierząt. Lecz żadne dzikie zwierzęta nie wiążą pętli w koło szyi i nie wciągają ciała na drzewo. Lecz nawet jeśli który ze świadków wątpił, to ślady tortur i męki jakich dostąpiła ofiara nie pozostawiała wątpliwości. Tego dokonali ludzie. Albo przynajmniej istoty myślące.

Większość widzów odwracała głowy, bluźniła i pluła w wyimaginowane oczy oprawców. Bez odpowiedzi.

Nie widząc w koło żadnych śladów, żadnych znaków. Żadnego świadectwa, czy przyczyny zajścia ruszyli dalej. A cień Starej Puszczy, która okryła ich swym woalem z gałęzi i liści sprawił że wszyscy jeszcze bardziej posmutnieli, zwarli się w sobie. A przy tym rozglądali do koła obawiając się ataku z każdej strony.

Ale ten nie nadszedł.

Mijały minuty, godziny. Poruszali się powolnym lecz miarowym tempem. Las okazał się wymagającym przeciwnikiem. Każdy konar, korzenie, jar, wąwóz, wzniesienie okazywał się przeciwnikiem dla wozu, z którym trzeba było się barować.



To też niczym dziwnym że widok niewielkiej polanki okazał się sygnałem – krótka przerwa. Wszyscy przystanęli, zasiadając na trawie i łowiąc promienie słońca które przedzierały się pośród konarów.

Las w tym miejscu był stary i majestatyczny. Wiekowe buki, cisy i dęby. Wszystkie pozawijane z grubą korą. Wciąż opadający i wznoszący się teren sprawiał że widoczność byłą niewielka. Lecz przyjemnie było patrzeć na ścianę pierwotnie zielonego i dzikiego lasu. I ściany niewielkiej kotlinki w której zasiedli. Niewielkie skupiska zarośli, spróchniały konar, majestatyczny dąb i stojącą przy nim istotę.

Felix przymknął oczy by raz jeszcze, szerzej je otworzyć. Nadal tam był. Dziwna istota, ubrana w skóry i elementy połyskującego metalu. W jakimś dziwnym hełmie z rogami i gigantycznym toporem niedbale opartym o ziemię. Sekundę tak spoglądał rejestrując kolejne szczegóły. To nie był hełm! Rogi wyrastały z czaszki zakończonej zwierzęcym pyskiem.

Porażające było że nikt inny go nie dostrzegł! Drwale rozkładali właśnie toboły. Ktoś ściągał z wozu worek z prowiantem, inny zdejmował buty z nadwyrężonych stóp.

Wiosna roku 2512. Streeisen w Averlandzie. Godziny wieczorne

Kacper w jednym kroku zamarł. Ale nie dlatego że ktoś go obserwował. Nie dlatego że coś usłyszał albo poczuł. O nie! Zdał sobie po prostu sprawę że zachowuje się jak włamywacz! Trochę to dziwne. Nie?

Ale to nie był czas na analizę. Za chwile ktoś mógł się zjawić. Na lewo od drzwi wskazujących kluczowy dziś adres, było niewielkie okno. Kacper przywarł do niego, poczym dobywając noża ruszył do forsowania okiennicy.

Okazało się to banalne. Lekko pchnięta okiennica ustąpiła przy wsparciu noża odciągającego skobel. Kacper pogratulował sobie w myślach. I jak okiennica roztwierała się, tak prezentowała niewielkie wetrze sieni, w której można było pozostawić co najwyżej okrycie wierzchnie i udać się schodami do góry…

Analizę przerwało niemiłosiernie głośne skrzypienie. Okiennica brutalnie dowiodła swej starości, a Kacper skulił się pewien że każdy mógł i powinien to usłyszeć.


Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta
Godziny wieczorne


Czasem człowiek źle się czuje. Nie raz jest mu słabo. Cierpi. Kiedy indziej dopadają go czarne myśli. Coś złego się wydarzy. Coś nie po myśli. Coś się nie uda.

Dla Kiliana gorsze są jednak dni kiedy nic się nie wydarzy. Kiedy tak strasznie wewnątrz czuje że płynie przez życie jak kłoda. Bezwolnie, nie mogąc niczego się uchwycić. Nie czyniąc nic co miało by w sobie urok niepowtarzalności. Co było by wyjątkowe i miało sens. Dawało radość i chęć. A przede wszystkim inspirowało.

Nie dziś. Nie tego dnia. Dziś nic się nie wydarzyło. A może zła pogoda, może złe myśli sprawiły że odczuwał nieznośną bierność. Pustkę.

I wtedy stało się coś trywialnego, lecz jednak pobudzającego do działania. Skrzypienie okiennicy. Gdzie? Na dole. W holu. U mnie. Jak? Wiatr? Nie, ktoś ją pchnął. Imaginacja podpowiadała odpowiedzi dając jednocześnie poczucie że są one prawdziwe.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 31-01-2008, 23:56   #20
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Streissen w Averlandzie, wiosna 2512 roku, mieszkanie Killiana Corta
Godziny wieczorne




Kiliana otaczała cisza.

Siedział zgarbiony na brzegu wąskiego łóżka, wpatrując się w swoje dłonie. Obok niego bezgłośnie spał bury kot, który najwyraźniej uznał ten niewielki pokój, za tymczasowy dom. Za oknem zaś okryte szarością zmierzchu miasto milkło i nieruchomiało i tylko pojedynczy, jękliwy dzwon oznajmiał, że kolejny oto dzień zakończył się ku chwale Sigmara.

Nienawidził takich dni – a może raczej, nie tyle nienawidził, ile nie potrafił czasami dać sobie z nimi rady. Nikomu dzisiaj nie był potrzebny, nie usłyszał żadnej prawdziwej historii, samotność nie dała mu spokoju, na który liczył. Miał wrażenie, że powietrze to drga wokół niego niespokojnie, to zastyga jak w oczekiwaniu na nadejście burzy.
W takie dni jak ten, nawet słowa nie chciały się go słuchać, przeganiane wspomnieniami sennych obrazów.

Bajarz czekał.

Czekał w pogłębiającym się półmroku na coś, czego nie potrafił nazwać ani określić. Na coś, co wypełni ciszę, nada znaczenie mijającym godzinom, wstrząśnie nim, wyrwie z bezruchu. Czekał więc na coś, co powinno nadejść a nie nadchodziło.

Może na kolejny sen, może na to, by okno uchyliło się a do środka wśliznęła zgrabna sylwetka jego złodziejki albo na tajemniczych gości, którzy wywrócili jego mieszkanie do góry nogami, szukając czegoś, czego nigdy w nim nie było.

Aż w końcu, na dole skrzypnęła okiennica pchnięta nie podmuchem wiatru lecz ludzką ręką. Kot zastrzygł uszami i podniósł głowę, mrużąc zielonkawe ślepia. Kilian sięgnął ostrożnie – cicho i spokojnie, by nie spłaszczyć intruza - do laski, opartej w zasięgu jego ręki o ścianę i położył ją sobie w poprzek kolan.
Nasłuchiwał.
 
obce jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172