Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2011, 22:41   #11
 
Bloodsoul's Avatar
 
Reputacja: 1 Bloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodze
Pierwej jeden kufel, potem kolejny i jeszcze jeden, tym razem na koszt firmy. Feta trwała w piekielnym ukojeniu i przy głośnej muzyce oraz donośnym tonie wszystkich biesiadników. Śpiew, solówki Thomasa, głośne rozmowy, krzyki, gdzieniegdzie jeszcze jakieś gry, opowieści i wszystko inne co do szczęścia pijanych imprezowiczów trzeba. Wszystkie złe myśli odeszły na bok i nikomu nie kwapiło się zamartwiać. To, że kolejny kufel piwa kosztuje także nie martwiło młodej damy. Takie chwile są dlań wydarzeniem rzadkim od jakiegoś czasu. Przez kilka ładnych lat słowo „biesiada” ocierało się o zapomnienie. Swoje podróże starała się utrzymywać w poważnej atmosferze. Robiła to w jakimś celu, celu eksploracji i poznawania świata, poszerzania swojej wiedzy. Smutno byłoby zaś stracić kawałek swojego życia, była uczulona zatem na upijanie się do nieprzytomności. Nic takiego na szczęście stać się nie mogło, bo tę piekielną atmosferę naruszyła postać młodego mnicha. Drzwi otwarły się tak, że ta prawie się wystraszyła. Zawiało zimnym i nieprzyjemnym powietrzem. W momencie myśli odświeżyły się a wszyscy zamilkli na chwilę. Jak każdy, wpatrywała się w dziwnego nieznajomego, który totalnie nie pasował do tutejszego klimatu. Zagadał do karczmarza. Ten zaraz pobiegł do kwater po kilku jegomości: elfa, ponurego Bretończyka i tego szczerbatego śmierdziela. Bez wątpienia zrobił się grobowy nastrój. Upojenie alkoholowe i przerwanie przez jegomościa bardzo przyjemnej chwili dały miks niesmacznych uczuć Alistiny wobec tego człowieka. Nie zrobił na niej dobrego wrażenia, ale najwidoczniej nie o to mu chodziło. To musiała być ważna sprawa. Mimo to podirytowanie dało się we znaki, od razu burknęła pod nosem:

-Zamieniam się w słuch, ale mógłby się jegomość pos..ś..s.. cholera, pośpieszyć?! - ironiczny uśmieszek malował się na łagodnej i zarumienionej twarzy młodej kobiety.
 

Ostatnio edytowane przez Bloodsoul : 19-02-2011 o 22:51.
Bloodsoul jest offline  
Stary 20-02-2011, 17:31   #12
 
DrutZRuszczkom's Avatar
 
Reputacja: 1 DrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodze
Zbudził się gwałtownie i odgarnął włosy z czoła. Poczuł pot na czole. Odrzucił kołdrę i usiadł na łóżku. Zastanawiał się, czy już się obudził, czy może nadal śpi. O ile to można było nazwać snem. Prędzej było to czymś w rodzaju potwornej śmierci, tortur, tyle, że po zakończonych męczarniach nie następuje pustka, ale budzisz się i musisz męczyć się dalej. Uderzył się z otwartej dłoni w pysk. Niestety, żyje.
Było ciemno. Ciemniej niż każdej dupie tego zasranego świata. Niby zwykła noc, której Ulrich przeżył już wiele, a jednak... Coś w niej było przerażającego. Staruch nigdy się tak nie czuł, zwiedził już wiele strasznych grobowców, które wręcz atakują strachem, ale to było inne. Jeszcze bardziej intensywne. Dalej potrafi przypomnieć sobie drzewa, nienaturalnie powykręcane. Szedł gdzieś, albo też błąkał się bez celu. W każdym razie czuł się zagubiony. Wzniósł się i leciał w pogoni z czymś czarnym. Krukiem.

Kruk... czyżby kruk nie był symbolem Morra? Na to pytanie rozległo się pukanie, które całkowicie wybudziło Ulricha z półsnu w jakim się znajdował. Chwilę przeczekał w bezruchu. Nie wiedział, czy to ze strachu czy też może ze swojej wrodzonej zdolności unikania ludzi. Gdy pukanie się powtórzyło nie wytrzymał.

- Już idę, cholera jasna. Banda dzieciaków pewnie. Chcecie się zabawić, gówniarze? To się zabawimy. – Gdy wymawiał te słowa szybko przeszukiwał swój pokój w odnalezieniu swojego sztyletu. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że żadne dzieciaki nie robią sobie z niego żartów, ale najwyraźniej dzisiejszy koszmar tak na niego zadziałał, że nie żegnałby się z bronią nawet w kiblu. Szczególnie w kiblu. Złapał za klamkę i otworzył drzwi. Za nimi stała grupka ludzi, których zauważył niedawno w karczmie.
- Proszę się nie gniewać, wszyscy Panowie macie gościa. Czeka na dole. To uczeń Leopolda, tego tam wieszcza. Podobno ma ważną sprawę do Was i paru innych osób. Przysłał mnie co bym Panów zbudził, a sam czeka na Was na dole.
- Też sobie znalazł porę. Powiedzcie mu, że wyjechałem. – Zażartował staruch, jednak nie widząc reakcji dopowiedział. – Ehm.. Już idę, tylko się ubiorę. A teraz spadać, dołączę do was.
No proszę. Czyżby ten pieprzony wielcy pan akolita, wreszcie znalazł czas, żeby się ze mną spotkać? Mam nadzieję. Jeżeli się mylę, to ów wielcy pan będzie miał bliskie spotkanie z glebą” – Ziewnął przeciągle. Przynajmniej nie musiał się dalej męczyć z koszmarami.

Ubrał swoją koszulę z długim rękawem i kamizelkę o co najmniej dwa rozmiary za dużą, nieodłączny element jego ubioru. Związał koszulę sznurkiem, a przez ramię przerzucił torbę, w której znajdowało się kilka niezbędnych rzeczy jak gorzała, nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać. Po czym skierował się na dół, gdzie spotkał się z nowymi „przyjaciółmi”, którzy obdarzyli go nie zbyt uprzejmymi spojrzeniami, pełnymi pogardy. Wiedział, że śmierdzi i nie jest typem wyrywacza pięknych oraz pijanych dam. Miał to w dupie. Dosiadł się do nich. Po jego prawej siedział długouchy, którego już wcześniej spotkał i nie obdarzył szczególną miłością, natomiast po lewej siedziała nieprzeciętnej urody kobieta o czerwonym nosie, do której przykleili się jacyś dwaj. Ulrich uśmiechnął się, gdyż jeden z nich na pierwszy rzut oka wyglądał jak dzieciak. Jednak po dłużej obserwacji można było zauważyć, że to dorosły osobnik, tylko nie człeczej rasy. Jeśli chodzi o niziołków to Ulrich nic do nich nie miał, prócz tego, że byli niscy. Na końcu kolejki siedział grzecznie jakiś blondasek, co na piersi nosi płonącą róże.


Oby tylko los nie związał mnie z tymi łajzami.” – Pomyślał, po czym wzniósł kielich z winem i zakrzyknął – Zdrówko, panowie i pani.
 
__________________
"Bóg wysmarkał nos, a glutem byłeś ty."

Ostatnio edytowane przez DrutZRuszczkom : 20-02-2011 o 21:51.
DrutZRuszczkom jest offline  
Stary 20-02-2011, 18:02   #13
 
JaxaWM's Avatar
 
Reputacja: 1 JaxaWM nie jest za bardzo znany
Atmosfera zagęszczała się z minuty na minute. Thomas ledwo zdążył skończyć jeden kufel piwa, gdy panienka wraz z wędrowcem byli już przy trzecim z kolei. Lecz z uwagi na jego drobną budowę ciała odrobinę zakręciło mu się w głowie.
Do oberży wkroczył kolejny gość. Odziany w długie szaty i skromne sandały. Głowę skrywał pod kapturem więc niziołek nie mógł przyjrzeć się twarzy. Nowo przybyły zamienił kilka słów z karczmarzem po czym odwrócił się w stronę izby. Po kilku chwilach zdjął kaptur, wtedy oczom Thomasa ukazała się młodo wyglądająca twarz i zgolona głowa. Mężczyzna rozejrzał się po gościach i ruszył w stronę stolika zajętego przez troje wędrowców. Na twarzy Kimo umalowało się zdziwienie. Człowiek be żadnych powitalnych gestów, najzwyczajniej usiadł przy ich stoliku. Nim Thomas zdążył otworzyć usta dołączyło do nich jeszcze trzech innych. Jakiś starzec o niezbyt przyjemnej woni, długouchy oraz wcześniej zauważony szlachcic.
Karczmarz postawił na stole trzy butelki wina po czym łysy mężczyzna rozlał wszystkim. Kimo był delikatnie zdezorientowany całym zajściem lecz nic nie mówiąc przechylił kufel wlewając w siebie odrobinę napoju.

Po chwili odezwała się znajoma panienka.
-Zamieniam się w słuch, ale mógłby się jegomość pos..ś..s.. cholera, pośpieszyć?!

Nie ponawiając prośby Thomas czekał na reakcję Mężczyzny.
 
JaxaWM jest offline  
Stary 20-02-2011, 22:44   #14
 
Revan Jorgem's Avatar
 
Reputacja: 1 Revan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znany
Znowu sny... Młody rycerz tym razem jednak widział wyraźnie co się w nim dzieje. Leciał za krukiem, symbolem Morra, którego także wyznają Bretończycy. Podążał za nim nad jakimś upiornym lasem. Może teraz wreszcie rozwiąże się tajemnica koszmarów, może kiedy dotrze do miejsca, do którego leci ptak...
Obudził się, ktoś pukał do drzwi.
-Merde!- warknął bretońskie przekleństwo pod nosem.
Wziął miecz, z którym, jak nakazuje carcassonnska tradycja, nie powinien si rozstawać nawet we śnie. Otworzył drzwi i do karczmarza w nich stojącego powiedział:
-Dlaczego niepokoisz śpiącego rycerza, wieśniaku?
Karczmarz musiał czuć się nieźle wystraszony, kiedy zobaczył w drzwiach człowieka w nocnej koszuli uzbrojonego w miecz i na dodatek nie będącego w dobrym humorze.
-Ten tego, no... pogubił się- Na dole czeka akolita, uczeń wieszcza i oczekuje pana i kilku innych.
-No nareszcie ale szkoda że o tej porze- wsunął miecz z powrotem do pochwy, nałożył buty i zszedł na dół wraz z karczmarzem, jakimś śmierdzącym staruchem i elfem. Do tej rasy akurat nic nie miał, czasem nawet pomagały w walkach z żelaznymi orkami, chociaż Czarodziejka, nie wiedzieć czemu, większą łaską obdarzała rycerzy z Quenelles.
W końcu znalazł się oko w oko z tym akolitom. Był to dość młody chłopak, zgolony na łyso z powodów swojej religii. Ubrany był w skromny habit. Rene skinął głową na powitanie, czuł respekt przed duchownymi wszelkich uznawanych w Bretonii religii, a nawet imperialnym kapłanom Sigmara darzył szacunkiem.
Pierwsza do kapłana odezwała się dziewczyna, na którą wcześniej zwrócił uwagę. Była co najmniej podpita. W Bretonii to było nie do pomyślenia żeby jakaś dama, czy nawet dziewka ze wsi upijała się poza dniem Święta Kielicha. Widocznie przez ten stan nie umiała okazać odpowiedniego szacunku przedstawicielowi Morra. Ledwo wytrzymał, gdy śmierdzący starzec popatrzył na niego bez należnego szacunku w oczach, jedynie spiorunował go wzrokiem, aby nie myślał że na takie coś może sobie pozwalać. Niech jeszcze raz spróbuje, a każę go wyrzucić na zewnątrz!
-Kiedy wreszcie będziemy mogli się spotkać z samym kapłanem?
 
__________________
Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą.
Revan Jorgem jest offline  
Stary 22-02-2011, 16:57   #15
 
Nahgraz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znany
Pomimo, że na stole stało wino atmosfera wcale nie zdawała się mniej spięta. Widać było, że wszyscy siedzący przy stoliku wlepiają swe spojrzenia w młodego akolitę. Ten również nie mógł tego nie zauważyć, nie mógł też nie zauważyć, że co poniektóre spojrzenia były lekko nieprzychylne jego osobie.

- Na imię mi Alojz... -
Nerwowo zaczął zakonnik. - Jak się pewno domyślacie jestem asystentem oraz uczniem mistrza Leopolda.

Nie musiał tego mówić, każdy się już tego domyślił, a nikt nie miał ochoty słuchać tłumaczeń i rzeczy mało istotnych, to też zgromadzeni zaczęli naciskać na akolitę aby ten się pośpieszył i przeszedł do sedna.

- Tak, tak racja. No więc sami Państwo wiecie, że mistrz Leopold był niedysponowany, otóż nie do końca sprawa się miała tak jak to ludzie gadają, czy też jak to ja mówiłem przybyłym do kaplicy. Prawda jest taka, że jakieś dwa dni temu, podczas jednej z popołudniowych drzemek, mistrz zapadł w jakiś przedziwny sen. Spał aż do wieczora. Początkowo nie chciałem go budzić, gdyż uznałem, że po prostu jest zmęczony, ale zauważyłem kropelki potu na jego skroni, więc postanowiłem zareagować. - Chłopak opowiadał z coraz większym przejęciem. - Kiedy zbliżyłem się do ojca Leopolda i go dotknąłem w celu zbudzenia, ten nawet nie zareagował. Postanowiłem wiec potrząsnąć nim nieco mocniej, niestety z mizernym skutkiem, ten leżał jak zabity, a jedynie po coraz cięższym oddechu i kroplach potu, jakie spływały już w tamtej chwili z jego czoła, można było wnioskować, że nadal żyje.

Akolita popił wina, bo głos zaczynał mu się łamać.

- Wtedy, wtedy to nastąpiło. Mistrz otworzył oczy i nagle zamarł, trwał tak wgapiony w sufit przez dobre pięć minut, nie reagował ani na nawoływania ani nic innego. Pierwszy raz byłem świadkiem czegoś takiego. Bałem się, strasznie się bałem o jego życie... Wybaczcie mi mój stan i roztrzęsienie, ale nie spałem od dwóch dni...

Młody zakonnik znowu opowiadał rzeczy dla niektórych mało istotne lecz ci postanowili mu nie przerywać, gdyż widać było, że w tych wypowiedziach jest jakiś cel, a i co poniektórzy zaciekawili się, co stało się z Leopoldem.

- Wtem mistrz otworzył usta i zaczął bredzić, a przynajmniej tak mi się wydawało, zaczął też rzucać się na łożu, tak jakby w konwulsjach, w bólu czy co podobnego. Nie przerwanie jednak mówił, coraz to dziwniejsze i okropniejsze rzeczy. Potem zaczął mówić w jakimś innym języku, którego nie pojmowałem a jego głos przybrał jakiegoś nienaturalnego brzmienia, czasem charczał coś, innym razem krzyczał gardłowym głosem. Niekiedy zdawać by się mogło, że szepcze i wraca do normalności lecz nie... Nie wiele z tego pamiętam, było to takie dziwne i przerażające. Sami rozumiecie.
- Chłopak spuścił wzrok i zacisnął dłonie na kubku z winem aż mu kłykcie pobielały.

- Nic nie mogłem zrobić. - Mówił wgapiony w blat stołu. - Nic, cholera nic! To było straszne.

Zapanowało milczenie. Po chwili jednak akolita podniósł wzrok i spojrzał po zebranych.

- Gdy to wszystko się skończyło mistrz padł z wycieńczenia i tak leżał w letargu ponad dobę. W tym czasie opiekowałem się nim, pielęgnowałem, robiłem okłady z ziół na czoło i modliłem się. Wszelakich petentów odprawiałem z kwitkiem gdyż nie wiedziałem co czynić. - Alojz popił znowu nieco wina. - Mistrz obudził się jakieś dwie godziny temu. Wstał z łóżka i usiadł przy stoliku. Nic nie powiedział. Dopiero gdy zagadnąłem doń, ten otworzył usta i kazał mi udać się do miasta, kazał szukać przybytku pod znakiem świni czy coś podobnego. Mówił, że znajdę tam kogoś. Opisał mi dokładnie wygląd tych ludzi, wasz wygląd, każdego z was. Mówił znajdziesz tam Niewiastę w towarzystwie niziołka i wędrowca, znajdziesz rycerza o odmiennych oczach i długouchego, będzie też człowiek o woni trupa.

Akolita znowu przerwał i dopiero gdy popił solidnie wina powrócił do wyjaśnień.

- Pierwsze co przyszło mi do głowy, to że staruszek bredzi, że ostatnie sny i wydarzenia doświadczyły go i nie jest świadom tego co mówi. Myślałem że nie odróżnia jeszcze jawy od snu. Mistrz jednak z pełną powagą powiedział, że sam kruk was tu przyprowadził oraz, że wszyscy jak jedno jesteście naznaczeni, przeklęci ale i błogosławieni. Kazał więc mi was odnaleźć i sprowadzić do siebie. Powiedział, że będziecie czekać w tej karczmie, mówił też, że możecie mi nie dowierzać, mimo to kazał powiedzieć, że chce z wami pomówić i postara się wam pomóc. Dokończmy wiec wino i udajmy się do kaplicy. Ubierzcie płaszcze, bo jest strasznie zimno.

***

Droga do kaplicy była długa a noc była chłodna, strasznie chłodna jak na te porę roku, bo była przecież dopiero jesień. Poza chłodem wszystko też skrywała ciemność gdyż niebo było przesłonięte czarnymi kłębiastymi chmurami, gdyby nie światło latarni która miał ze sobą Alojz nie było by nawet widać drogi którą kroczycie. Wydawać by się mogło, że w cieniach i zakamarkach coś się czai, że coś was obserwuje, choć może to tylko sprawka opowieści młodego kleryka i gra światła latarni odbijającego się po domach, zaułkach, a później, za miastem, po krzakach i kamieniach. Najgorzej było gdy mijaliście cmentarz miejski, w tak upiorną pogodę zdawał się być straszniejszy niż w zwykłą noc. Oświetlone światłem latarni zakonnika pręty metalowego płotu, którym był otoczony, rzucały cienie na kamienne nagrobki, figury i drzewa. Cienie tańczyły po grobach zmarłych, skakały po cmentarzu upiornie go ożywiając. Człowiek przesądny powiedział by, że w taką noc zmarli z grobów powstają ale to przecie bajka. Uczucie niepokoju was nie opuszczało przez całą drogę.

***

W końcu, po prawie godzinie marszu, doszliście na miejsce i oczom waszym ukazała się mała świątynia boga śmierci. W ciemności można było dostrzec jedynie zarys i kontur przybytku, widać jednak było, że kapliczka nie jest zbyt okazała czy też ozdobna. Kilkanaście metrów dalej znajdowała się chata do której zmierzaliście, chata, którą za swoje tymczasowe lokum obrał Leopold.

Była to stara chata, dawno nie używana i trochę zaniedbana, drewno ścian trochę murszało i gdzie nie gdzie było widać ślady mchu czy porostów a dach był pokryty czerniejąca już strzechą. Jedynie małe okienko oraz drzwi odróżniały ten budynek od rudery. W futrynie zamontowano nowe drzwi, a ramy okna zaopatrzono w nową taflę szkła.

- O jesteśmy. Wybaczcie stan budynku, ale dawny kapłan zmarł kilka ładnych lat temu i nikt nie przybył by go zastąpić. Ludzie z miasta oraz przejezdni kapłani opiekowali się kapliczką, ale o chatce zapomniano. Wstawiono jedynie nowe okna i drzwi oraz prowizorycznie połatano dziury w dachu i ścianach.
 

Ostatnio edytowane przez Nahgraz : 22-02-2011 o 17:08.
Nahgraz jest offline  
Stary 22-02-2011, 19:30   #16
 
Bloodsoul's Avatar
 
Reputacja: 1 Bloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodze
Doczekała się, akolita w końcu zabrał głos. W rzeczywistości nie trzeba było długo czekać, ale w tym momencie młoda uczona była strasznie sfrustrowana. Gorycz minęła kiedy ten zaczął mówić. Poczuła w jego głosie emocje i nutkę tego, że naprawdę przejmuje się całą tą sytuacją. Możliwie nie był to specjalnie ciepły i porywający głos, ale coś podpowiadało, żeby zmieniła nastawienie. Te sny, koszmary, to wszystko nie dawało jej spokojnie żyć. Alojz, bo tak się przedstawił na wstępie jegomość, jest powiązany z osobą, która mogła odpędzić te nocne tortury. To był już drugi powód, dlaczego się za nim udała. Trzeci to zapewne niska kontrola własnego stanu. Pijana, stawała się bardziej uległa.

”Kurczę, facet ma jaja, tak się poświęcać dla duchownego. No no… nigdy nie rozumiałam tego zaangażowania kipiącego od kościelnych. Boże, żebym to ja była taka rozgarnięta i poukładana… Ahh ale mi dobrze, mimo to!

Roześmiała się na całą salę. Zaraz później uświadomiła sobię, że trochę nie na miejscu jest teraz śmiech, spuściła głowę w dół na gest wstydu za to co zrobiła. Podążyła za akolitą.

Droga w jej zamroczonych oczętach dłużyła się niesamowicie. Nie protestowała, ale często gubiła się w tyle i wołała heroicznie za resztą grupy. Wesoła – większość czasu podążała z uśmiechem na twarzy. Kleiła się to do rycerzyka, to do Joachima, to spoglądała słodkim spojrzeniem na niskiego niziołka. Ciemność przysłaniała całą drogę, idealna pogoda do nasilenia grobowego klimatu tej „misji”. Alistina przekraczała wszelkie bariery przyzwoitości, nie zważając czerpała przyjemność z każdej drobnostki. Zapewne później będzie się tego wszystkiego niebywale wstydzić. Upokorzenie w tym momencie nie grało żadnej roli. Los czekał tylko, żeby ktoś ją uspokoił. Była niczym małe dziecko, mimowolnie podążające za swoim rodzicem. Marudziła i męczyła resztę drużyny, ale co miała począć. W końcu nie była „sobą”.

-Proszę! Mały postój, malutenieczki, hej hej, ja tu wciąż żyję! – przytupnęła lekko na znak protestu, ale kolejny raz niczego nie zdziałała -No dobra, dobra, zobaczycie, będziecie tylko czegoś jeszcze chcieli!

Zanim dotarli na miejsce, w którym przebywał Leopold, zatrważająco wystraszyła się ów grobowca, niepokój ogarnął jej młodą duszyczkę. To miejsce było motywem wielu koszmarów, tych z tego miesiąca jak i innych, dawniejszych. W mniemaniu Alistiny są to uniwersalne sny; o najbardziej mrocznych i tajemniczych miejscach, o cmentarzach, o śmierci, która czyha na każdym kroku w jakże okrutnym starym świecie. Umilkła i tym zapunktowała u reszty. Niesłychanie milcząco zdołała przetrwać całą drogę bez ani jednego zająknięcia. Ledwo widoczna kaplica została niemalże zignorowana przez dziewkę. Stara chata zaciekawiła swoją prostotą. Tym razem bez żadnych „ale” weszła dalej za grupą. Starała się mówić jak najbardziej poważnie, nie chciała wyjść na wariatkę:

-Nie ma za co, drogi Alojzie. Ta chata jest na swój sposób urocza – zaczęła -Trzeba umieć dostrzec piękno w swej prostocie, a ty powinieneś coś o tym wiedzieć – uśmiechnęła się lekko do mężczyzny. Nikt nie spodziewałby się, że akurat ona w tym momencie zacznie tak prawić. Jedynie skromna garść ludzi wiedziała, że w swym życiu zobaczyła wiele różnorakich ekspozycji, nie stwarzała pozoru osoby wielce mądrej czy rozgarniętej w tej dziedzinie.

-Ahh, pieprzę od rzeczy, przepraszam, to tylko budowla. – trochę się zawstydziła. -Czas spotkać się z wieszczem!
 

Ostatnio edytowane przez Bloodsoul : 22-02-2011 o 19:41.
Bloodsoul jest offline  
Stary 23-02-2011, 17:38   #17
 
seto's Avatar
 
Reputacja: 1 seto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znany
Czyżby szczęście znów uśmiechnęło się do Joachima? Miał taką nadzieję. Możliwość rozmowy z kapłanem i być może pozbycia się natrętnych koszmarów bardzo kusiła. Do tego stopnia, że wędrowiec zgodził się pójść z nieznajomym akolitą nie zadając zbędnych pytań. Może przyczynił się do tego alkohol, którego młodzieniec sobie nie żałował? Tak, mogło tak być. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że gdy Tramp zarzucał na plecy swój ogromny plecak zachwiał się i omal nie upadł. Chociaż z drugiej strony to wydarzenie można zrzucić na karb wielkości bagażu. Plecak bowiem rzucał się w oczy. Był wielki. Zdawało się, że chłopak chciał wepchnąć tak cały swój dom i w dodatku mu się to udało. Było w tym sporo prawdy - w plecaku znajdował się namiot, miska, koc oraz inne rzeczy potrzebne do przetrwania w głuszy. W dodatku do tobołka był przywiązany krótki łuk oraz kołczan ze strzałami. Targający swój bagaż wędrowiec przywodził na myśl objuczonego woła.

Chłodne, nocne powietrze otrzeźwiło Joachima. Mógł bez większych problemów iść prosto i z uśmiechem na ustach obserwować zataczającą się kobietę która wędrowała między nim, rycerzem, a niziołkiem. Uśmiech zszedł z twarzy Trampa dopiero kiedy mijali cmentarz. Jakoś nie potrafił cieszyć się w okolicach takiego miejsca. Należało uważać. Kto wie jakie nocne potwory mogą czaić się na cmentarzu? Tramp zaczął baczniej obserwować podłoże. Nie tylko dlatego, że jego krok nadal był średnio pewny, ale dlatego, że przypomniała mu się zasłyszana historia o mężczyźnie, który spokojnie szedł cmentarną alejką kiedy nagle za kostki chwyciły go ręce szkieletu... Tramp wzdrygnął się na samą myśl.

W końcu cała grupa dotarła do posiadło... chatki kapłana. Po wypowiedzi Alistiny na twarzy Joachima zagościło zdziwienie. Młodzieniec znalazłby wiele określeń wyglądu tej budowli, ale nie byłoby wśród nich słowa "urocza". Ogólnie rzecz biorąc do stanu samego budynku nic nie miał. Widywał gorsze, ba sam w takich mieszkał.

- Nie przejmuj się budynkiem. Widywałem, a nawet przez wiele lat mieszkałem w podobnym, jeśli nie gorszym. Ważniejsze jest to z kim się spotkamy oraz cel tego spotkania, a nie miejsce. - Tramp zwrócił się do Alojza.
 
__________________
"Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta. " - George Orwell
seto jest offline  
Stary 24-02-2011, 18:33   #18
 
Thernon's Avatar
 
Reputacja: 1 Thernon nie jest za bardzo znany
droga

Rozejrzał się po towarzystwie... trunek postawiony na stole raczej nie spełnił swojej funkcji. Co nie zmienia faktu , iż sam zakosztował wina. Powoli wlewał w siebie czerwonawy płyn słuchając bardzo uważnie wyjaśnień młodzieńca.Zdawał się być bardzo spięty, dało się czuć , jego przejęcie całą zaistniałą sytuacją .Stan wieszcza jaki opisał akolita był całkiem poważny , nie przeszkodziło to jednak młodej kobiecie na roześmianie się podczas tłumaczeń młodego zakonnika , Kartasowi takie zachowanie wydało się dziwne , w ogóle to w jaki sposób ludzie reagują na pewne sytuacje wydawał mu się dziwny , są impulsywni, kierowani jakimiś dziwnymi porywami emocji.K artas tego nie rozumiał , nigdy nie mógł po prostu sobie tego przyswoić...
Gdy tylko Alojz , bo tak miał na imię uczeń kapłana ,skończył swój smutny i pełen rozpaczy monolog, wszyscy zgodnie podążyli za nim do miejsca w którym przebywał wieszcz. Droga była cicha i spokojna lekki wiatr dawał jedynie oznakę zmieniającej się pory roku .Poza Kartasem za wieszczym pomagierem podążało jeszcze pięciu śmiałków jedna przedstawicielka płci pięknej z tego co udało mu się zauważyć mieszczanka choć sądząc po wyświechtanym ubraniu nie szczędziła sobie wędrówki aby się tu dostać, trójka ludzi jeden rycerz ,z akcentu i raczej nieco grubiańskiego przysposobienia .... Bretończyk .Młody podróżnik z nazbyt przeładowanym ekwipunkiem.
"Mało doświadczony",a wiedział o czym mówi w swoich wędrówkach ,Kartas nauczył się żyć z przyrodą na tyle w zgodzie , aby móc nieść ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy zdejmując z siebie zbędny ciężar dźwigania bagażu,było to również podyktowane inna całkiem fizyczną koniecznością a mianowicie starą rana w nodze która po krótkim odpoczynku i odrobinie wina dała o sobie zapomnieć na jakiś czas.Ostatni był najprawdopodobniej grabarzem ... albo kimś tego pokroju swoisty zapach jaki z siebie wydzielał przypominał nieco trupa , a i wyglądem idealnie wpasowywał się w rysopis.Ostatnim kompanem był niziołek co do tego malucha na razie nie miał jakichkolwiek przemyśleń , no może poza tym iż był nader wesoły i skory do flirtowania.Cała gromadka maszerowała wpierw ulicami miasta większość już dobrze podpita wszak nikt nie spodziewał się spaceru o takiej porze grupa idąc przez miasto gaworzyła sobie , przyśpiewywała .
" Ech, młodzi..." Pomyślał. Nastrój gawiedzi zmienił się jednak gdy opuścili mury miasta ,nieco spoważnieli widać było iż nie przywykli do podróżowania nocą poprzez lasy i knieje.Karats wręcz przeciwnie cieszył się z możliwości opuszczenia osady i powrócenia do spokojnej leśnej głuszy.
Przeszli przez polane ,minęli pagórek za którym ukazał się cmentarz szli tuż przy nim . Drużyna spoważniała jeszcze bardziej dało się czuć w powietrzu nute grozy i przerażenia w końcu pora była już nader późna , a młode umysły zapewne , aż kipiały od wszelakich grobowych fantazyji.
Kartas jednak za stary był już na to , aby bać się jakichś nocnych mar niemniej jednak bawiło go spoglądanie w twarze swoich współtowarzyszy.Jedynym odmieńcem był "trupiarz" tak go sobie bowiem określił.Ten spoglądał na cmentarz z dziwną dozą utęsknienia jakoby zostało tam coś dlań ważnego...
Doszli w końcu do kaplicy Morra.Uczeń wieszcza zaprowadził ich do starej mocno już poniszczonej przez czas chaty w której , rzekomo znajdował się kapłan .Kartas rozejrzał się dokładnie lecz nie znalazł niczego szczególnego w otaczającym go miejscu , jednak coś ciągle nie dawało mu spokoju.Reszta rozprawiała jeszcze chwilkę przed chatką,elf jednak zupełnie ich nie słuchał ciągle próbując odnaleźć w sobie to o czym zapomniał nie dawało mu to spokoju do tego stopnia , iż nie spostrzegł nawet jak reszta ekipy wchodzi do budynku.Z zamyślenia wyrwał go dopiero Alojz który ciepłym słowem zaprosił go do środka.Z lekkim zmieszaniem wkroczył do chaty mając nadzieję, iż teraz wszystko się wyjaśni...
 
__________________
Za wszystkie błędy oraz wpadki serdeczne...p********e się. >_<
Thernon jest offline  
Stary 24-02-2011, 19:09   #19
 
DrutZRuszczkom's Avatar
 
Reputacja: 1 DrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodzeDrutZRuszczkom jest na bardzo dobrej drodze
Po opróżnieniu kielicha, starzec rzucił okiem na swoich nowych "przyjaciół". Wszyscy wpatrzeni w akolitę, najwyraźniej oczekiwali, aż przemówi. Ale nie to przykuło jego spojrzenie, każdy z nich miał ogromne wory pod oczami. Domyślał się, że rzadko kto się teraz wysypiał, ale obecność łysego młodziaka, sprawiła, że Ulrich zaczął się zastanawiać, czy nie tylko on jest dręczony przez to upiorne koszmary. No i nikt nie poszedł w ślad za nim i nie wzniósł kielicha, to uderzyło jego kulturę osobistą. Posmutniał na twarzy i postanowił coś dopowiedzieć, lecz wyprzedził go akolita. Rozpoczął swój krótki monolog i historię, jaki to on żałosny oraz "bezpański". Staruch dolał sobie wina, w końcu trzeba korzystać, póki można. Nie wzruszały go takie historie. Nie potrafiły wywołać nawet lekkiej gęsiej skórki, jednak cała sprawa go zaciekawiła. Czemu kapłan chce się spotkać akurat z nim i z tą bandą pijaków? Najwyraźniej, będzie musiał trochę z nimi po przebywać. Był również ciekaw, czy dostanie za to jakiegoś grosza, jeśli będzie musiał mu pomóc. Opróżnił drugi już kieliszek, a młody skończył mówić. "Człowiek o woni trupa?" - Prychnął cicho na te słowa i zaciągnął się zapachem swoich ubrań. Zawsze myślał, że to brud i łajno, w jakim musiał się babrać. Właściwie, też miał rację, to było łajno, w jakim musiał się babrać.

Decyzja siedzących przy stole przyprawiła Ulricha o uśmiech. Może jednak te dzieciaki mają jaja? Albo są po prostu głupie. "Tak czy inaczej, lepiej pójdę z nimi. Możliwe, że będą potrzebowali kogoś, kto ochroni ich tyłek." - Bratanie się z nieznajomymi osobami, o łysej głowie i czarnym płaszczu nie było według niego dobrym pomysłem, ale byłoby mu żal, gdyby te dzieci zostały zabite, a później okradzione. Z resztą, i tak nie miał nic do stracenia. Skoczył szybko do pokoju i zabrał swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Na ubrania zarzucił ciepły płaszcz, a na głowę czapę, po czym dołączył do grupy.

Noc w Ertburgu należy raczej do spokojnych i cichych. I byłaby taka dalej, gdyby ta młoda panna nie uchlała się w cztery dupy. Przykleiła się tego w srebrnej zbroi oraz tamtych dwóch, również pijanych. Dziwka. Gdyby podeszła do niego, zatkałby jej usta swoją czapką i związał paskiem. Nie lubił rzucać się w oczy, szczególnie w nocy. Te wrzaski z pewnością obudziły połowę mieściny, później stare baby gadają: "A ja znowu widziałam tego staruszka Pulza, co się w nocy szlajał. Śmierdzi mi tu łajnem na milę.". Gdyby tylko mógł ją uciszyć... Po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że nie musi tego zrobić. Dzieweczka zamknęła się zaraz przy cmentarzu, najwyraźniej jej uboga w doświadczenie duszyczka nie wytrzymała. I dobrze. Tylko, że cmentarz przeraził też Ulricha. Może była to wina dzisiejszego koszmaru? Albo na jakąś twardą cząstkę jego umysłu w końcu zadziałała historia Alojza? A może to przez sam cmentarz? Miał wrażenie, że tej nocy trupy, spoczywające głęboko pod ziemią, tylko czekają, aż nadarzy się okazja, żeby wciągnąć go ze sobą w szerokie ramiona śmierci. Nie, to głupie. Musiał się tego pozbyć. To tylko kolejna, zbyt ciemna noc.

Po jakiejś godzinie, która wydawała się czterokrotnie dłuższa niż zwykle dotarli do jakiejś starej zapadłej dziury. Prowadzeni przez nieznanego, za granice miasta, dotarli do rozpadającej się chatki. W dodatku jest łysy. Czyżby tak naprawdę zbliżali się do świeżo co wykopanego grobu? W razie potrzeby trzymał sztylet blisko. Takie małe gówienko, gdy się dobrze trafi, potrafiło zabić nawet w trzy sekundy, można by powiedzieć, jeden z najlepszych, zaraz po piwsku, przyjaciół mężczyzny. Gdzieś w pobliżu usłyszał jakieś niewyraźne majaczenie, nie przejmował się, najwyraźniej była to ta pijana dziewka.

- A według mnie - Zaczął swoim jak zwykle zachrypniętym głosem - To najgorsza dziura, w jaką kiedykolwiek mogliśmy wpaść. Nawet moja kilkuletnia, drewniana chałupa wygląda lepiej. - Ulrich nie miał w zwyczaju być uprzejmym.
 
__________________
"Bóg wysmarkał nos, a glutem byłeś ty."

Ostatnio edytowane przez DrutZRuszczkom : 24-02-2011 o 19:17.
DrutZRuszczkom jest offline  
Stary 26-02-2011, 22:00   #20
 
JaxaWM's Avatar
 
Reputacja: 1 JaxaWM nie jest za bardzo znany
Po chwili krótkiego napięcia akolita rozpoczął krótki monolog.
Smutna historia nie wywarła na Thomasie większego wrażenia. Bardziej martwiło go czy kapłan będzie w stanie mu pomóc. Kimo nie miał w zwyczaju łatwo zgadzać się na wspólne podróże z nieznajomymi jednak Alojz mówił na tyle przekonująco że, nie miał nic przeciwko. Poza tym nie był sam co dodatkowo podtrzymywało słuszność jego decyzji. Zdjął z oparcia krzesła swój płaszcz po czym założył go na siebie.

- Dajcie mi chwilę. Powiedział Thomas oddalając się w stronę schodów na górę. Na piętrze znalazł szybko swój pokój i wpadł do środka. Oparł swoją lutnie o komodę stojącą przy ścianie a plecak rzucił na łóżko. Wyszedł z pokoju zamykając na klucz za sobą drzwi i zbiegł do reszty zgromadzonych.

Po wyjściu z karczmy niziołek poczuł na skórze podmuch świeżego powietrza.
Oddychanie było tu nieopisanie przyjemniejsze niż wdychanie karczemnego odoru. Postawieniu kilku kroków poczuł fale nieprzyjemnego chłodu. Wzdrygnął i zapiął wszystkie guziki w odzieniu. Nie lubił zimna. Przypomniał Sobie wtedy noce w lesie pod gołym niebem. Gdy do najbliższej wsi był dzień drogi. "Nie miła sprawa" Pomyślał. Ale cóż nie był o dobry moment na wspominanie. Pomimo chłodu droga mijała dosyć przyjemnie. Co prawda nikt poza pijana dziewką zapoznaną w karczmie nie był zbyt skory do rozmowy. Jedynym miejscem z którego aż tętniło przygnębienie była okolica cmentarza. Najwyraźniej nie tylko jemu atmosfera tego miejsca nie przypadła do gustu bo grupa jakby przyśpieszyła.
Dalsza podróż minęła bez przeszkód. Po przejściu sporego kawałka drogi, Alojz zatrzymał się prezentując wszystkim n skromną chatę. "Jak tak rozpoznawalna osobistość może mieszkać w takich warunkach?" Pomyślał Kimo.

Świetnie!
- Powiedział Kimo szeroko się uśmiechając. Dłuuugo czekałem na to spotkanie więc nie zwlekajmy, proszę.
 
JaxaWM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172