Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-06-2011, 18:24   #41
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Odbił kolejne cięcie, kopnął goblina, który je zadał, okręcił się w miejscu i sieknął następnego. Na chwilę miał spokój, ale biegli na niego kolejni.
Szybkim ciosem odciął torbę, w której miał płaszcz maskujący i rzucił się do ucieczki.
Zraniony bok bolał, ale po szybkim sprawdzeniu rany okazało się, że przecięta została tylko skóra, a mięśnie pozostały nienaruszone.
Wdeptał w ziemię jakiegoś gobasa, który pojawił się przed nim nie wiadomo skąd i poleciał dalej, oglądając się za siebie.
Wpadł między nieco gęstsze drzewa i krzaki. Zatrzymał się na moment, zastanawiając się, czy schować się w krzakach, czy na drzewie, po czym wskoczył na pień najbliższego. Rana zabolała jak cholera, Biehler zacisnął zęby i podciągnął się wyżej.
Wdrapawszy się na gałąź, która, miał nadzieję, utrzyma go, zarzucił na siebie płaszcz, skulił się i zastygł w bezruchu, obserwując teren dookoła siebie.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 07-06-2011, 23:06   #42
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Spokój kurwa! -

Wagner wydarł się na chłopską milicje, jak tylko zobaczył pierwsze objawy demoralizacji. Należało je uciąć od razu. Schintze zajął się chłopskimi łucznikami, on doprowadził do porządku milicję, stojąca na tyłach. Będzie jej trzeba użyć do osłony przynajmniej jednej flanki, dlatego musieli być gotowi do walki.

- Wolicie walczyć z nimi tutaj, czy na wozach, razem z babami i dziećmi?! Ty tylko banda zielonych brudasów, smarujących ryje gównem! Strzelcy ich zmasakrują, piechota porąbie tych co do nich dotrą, wy macie tylko dobić maruderów. I zrobicie, to! Każdy kto ucieknie, będzie traktowany jak dezerter i zdrajca, a w ślad za nim pośle jego babę, dzieci i resztę rodziny! Walczycie za nich, tu i teraz! I nie cofniecie się, bo jesteście ostatnimi, którzy stoją między nimi a zieloną bandą. W szyk! Równo! Jeden obok drugiego! Nadziać na włócznie i przerobić na jeża każdego zielonego, który się zbliży! -

Wagner podpierał swe słowa odpowiednimi gestami, mieczem i pistolem trzymanym w drugiej dłoni. Upewniwszy się, ze chłopi ustoją, przynajmniej przez jakiś czas, wrócił do strzelców i wysłuchał propozycji Schntzego.

- I tak musicie cofnąć się za ich linię, jak zieloni się zbliżą. Nie ma sensu rozbijać ich szyku, bo mogą nie zdążyć go za wami zamknąć. Proszę pilnować swoich ludzi i nie zgrywać bohaterów. Jak orkowe będą za blisko natychmiast wycofujcie się za linie piechoty. Tam przeładować i wspierać ich ogniem gdzie się da. Zwłaszcza chłopskich włóczników, jeśli trzeba będzie ich użyć, do pilnowania flanki. Oni bez wsparcia długo nie ustroją, nawet sporo mniejszej liczbie orków. Druga flanką zajmie się jazda Siedlicza. -

Obserwował pierwsze efekty ostrzału i wracającą jazdę, ustawiającą się od nowa w szyku, po czym zawrócił do Ragnara i jego piechoty.

- Przepuście wycofujących się łuczników i zamkniecie mur z tarcz zaraz za nimi. Strzelcy wspomogą was, jak tylko przeładują kusze i muszkiety. Do tego czasu musicie wytrzymać. -
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 07-06-2011 o 23:12.
malahaj jest offline  
Stary 14-06-2011, 12:56   #43
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie wiadomo o czym myślał Biehler, próbując ukryć się w niewielkim lasku na zboczu wzgórza. Lasku iglastym, złożonym głównie z wysokich, prostych jak słupy sosen. Choć były tu krzaki, to zdecydowanie miejsca i możliwości było za mało, aby ukryć się przed hordą stu zielonoskórych. Musiał przecież to wiedzieć. Musiał wiedzieć, że widziały w ciemnościach i maskujący płaszcz to trochę za mało. Musiał wiedzieć, że o nim wiedzą. Musiał też wiedzieć, że nawet jeśli są głupie, to w zabijaniu zajadłe. No i nie miał czasu. Mógł liczyć na szczęście, że przejdą obok. Ale brakowało czasu. Przecież deptały mu po piętach!
Zaryzykował, ale gdy wreszcie znalazł odpowiednie drzewo, wyspę zbawienia na wzburzonym morzu i już zakrywał się płaszczem... to wtedy nadleciały strzały. Trafiły go dwie, zmuszając do ruchu. Ale było już za późno, a wrogów za dużo. Ostatnie co jeszcze dojrzał to ciężkie włócznie i oszczepy przeszywające jego ciało.

W tej samej chwili prawdopodobnie nikt już o Biehlerze nie pamiętał. Stojący na zboczu pomiędzy drzewami ludzie widzieli tylko zbliżającą się nieubłaganie falę olbrzymich, zielonkawych stworów, których malunki, tatuaże i szamańskie ozdoby z każdą sekundą stawały się coraz bardziej wyraźne. Zwłaszcza dla strzelców, którzy unieśli broń. Dalekosiężne muszkiety hochlandzkie były wręcz stworzone do takich chwil. Gdyby tylko nie ten paskudny wiatr! Dęło coraz potężniej, prosto w stronę ustawionej w szyku piechoty. Ale przecież nie mogło zatrzymać kul. Huknęła pierwsza salwa, a niewiele po niej szczęknęły kusze, tak samo równo, jak wcześniej muszkiety. Kilkanaście biegnących w bardzo luźnej kupie orków zachwiało się i przynajmniej dziesięciu padło, mając więcej już nie wstać. Zagrały też cięciwy słabych, chłopskich łuków, ale mimo, że było ich więcej, rezultat tego ostrzału nie był zadowalający. Ale potem poszła jeszcze jedna salwa muszkieterów i kuszników, którzy natychmiast ruszyli w tył, zasłaniając się potężnymi pawężami. Wystrzelona z odległości pięćdziesięciu metrów od biegnących i wrzeszczących dzikich orków salwa zebrała większe żniwo, pozbawiając życia przynajmniej ze dwadzieścia kolejnych stworów, z których część także sięgnęła po łuki. Ciężkie strzały ugrzęzły w błocie, koronach drzew, pawężach i ciałach kilku chłopskich łuczników, których bliskość przeciwnika zupełnie pozbawiła woli walki. Rzucili się w tył, ale w bezładzie, uciekając i krzycząc. Linia chłopskich włóczników się zachwiała, ale ryk Wagnera wystarczył, aby ją zatrzymać. Schnitze jednakże nie poradził sobie z łucznikami, którzy ani myśleli pozostać w bezpośredniej bliskości wroga.

Chwilę później w mur tarcz i włóczni uderzyły dzikie orki. Potężne, muskularne istoty nie znały strachu i cienka linia zadrżała pod ich impetem. Weterani, na czele z Ragnarem, wytrzymali jednak, mocno łącząc tarcze i skupiając się na defensywie. No i przeciwnik nie wpadł zwartą zgrają, przerzedzony przez ostrzał strzelców. Chwilę później wywiązała się już paskudna rąbanina, podwójna linia jednakże miała przewagę, tnąc i siekając zielonoskórych.
Niestety tylko część orków się na nich zatrzymała. Pozostali wpadli pomiędzy drzewa, bez problemu wychodząc na flanki piechoty. Siedlicz zareagował natychmiast i jego wcześniej już ustawiona jazda ruszyła do szarży. Nie była w stanie rozpędzić się w lesie, ale i tak jej impet wystarczył, aby przejechać prawie po najszybszych orkach. Na następnej grupie zatrzymali się, wdając w rąbaninę i przez chwilę spychając wroga w tył. Ciągle jednakże dołączały nowe stwory i rąbanina pomiędzy drzewami stała się bardziej wyrównana, choć ciężkie zbroje i przewaga wysokości jazdy wciąż dawała wystarczającą przewagę, aby powoli zamykać pierścień wokół tej flanki orków.
Znacznie gorzej wyglądało to na drugim skrzydle. Chłopscy włócznicy szybko musieli zetrzeć się z wrogiem, padając pod ciosami potężnych włóczni i toporów niemalże jak muchy. Na twarzach kmiotków widać było strach, choć walka tu trwała tylko chwilę, z małą grupą przeciwników. Pozostali przedzierali się dalej, odrzucając w tył koczowników, nie umiejących walczyć pomiędzy drzewami. Konni łucznicy kąsali ich z odległości, ale niewiele sami mogli wskórać, więc rozpędzony przeciwnik zwyczajnie przedzierał się dalej, wychodząc powoli na tyły piechoty.

A co gorsza, ze wzgórza zeszły orki i gobliny. Prócz prawie setki normalnych, pojawiła się też prawie dwudziestka olbrzymów. Ciemność już prawie całkiem zakrywała przedpole, ale ich olbrzymie czarne sylwetki widać było dość dokładnie - między nimi biegł bowiem niewątpliwie wódz tej całej armii. Nie był od nich większy, ale iskrzył się, a jego dwuręczny topór zdawał się płonąć białym blaskiem, pulsującym i zabójczym. Istota ta musiała być potężnym szamanem, choć jak potężnym, tego nie mogli przewidzieć. Nawet doświadczeni weterani rzadko spotykali zielonoskórych parających się magią. Wydawało się, że uda im się dotrzeć na czas, zanim ludziom uda się rozbić dzikie orki.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-06-2011, 19:29   #44
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Vaslaw musiał zatrąbić do szarży szybciej niż wcześniej planował. Orkowie zagrażali flankom piechoty a część skierowała się wprost na pozycje jazdy. Kawaleria wgniotła w ziemię sporo zielonych i spychała pozostałych, lecz to też nie wyglądało jak powinno. Zawiniło zmęczenie ludzi i koni oraz niezbyt równy teren. Kilkudziesięciu orków zdążyło obrócić się ku atakującej z flanki jeździe. Zamiast planowanej rzezi rozproszonych wrogów wywiązała się rąbanina. Mimo to wygrana byłaby w zasięgu ręki, gdyby z lasu nie wypadła właśnie jeszcze przeszło setka wrogów.
Czas! Czas był teraz wszystkim! Tamci byli może ze trzysta metrów od ludzi Siedlicza. Włączenie się do walki zajmie im może ze trzy minuty. Ludzie mieli może trzy minuty na rozbicie dzikich orków. Był tylko jeden sposób, żeby tego dokonać. I tylko jeden oddział, który był w stanie to zrobić.
Rajtarzy byli ciężko opancerzeni a te dzikusy nie nosiły zbroi.
Podczas szarży przerzedzili orków kulami i teraz mieli przed sobą cienką i porozrywaną już gdzieniegdzie linię wroga, tym bardziej, że dzicy orkowie nie znali właściwie pojęcia szyku. Na prawo od nich z pojedynczymi przeciwnikami zmagali się strażnicy dróg, którym Vaslaw posłał na pomoc dwóch lekkich jeźdźców. Sam dołączył do rajtarii.

- Naprzód! – Zawołał – Za Sigmara! Zgnieść ich!

Wjechał między walczących. Wszyscy orkowie byli związani walką, strzelił zatem bezceremonialnie jednemu w wytatuowane plecy a drugiemu rozpłatał szablą pomalowany na pomarańczowo czerep. We wrogiej linii powstała spora wyrwa, przez którą przedarło się kilku rajtarów. Z prawej wyszło na tyły wroga paru strażników dróg. Dalej potoczyło się już błyskawicznie, drogą reakcji łańcuchowej. Orkowie padali jeden po drugim, rozdzielani i otaczani, sieczeni po plecach. Jeden z rajtarów miał orczą włócznię w udzie, pod drugim zabito konia, lecz skraj lewego skrzydła dzikich praktycznie przestał istnieć. Lansjerzy oraz rycerze Klitzkego również radzili sobie nieźle, spychając coraz dalej orków. Ludzie Siedlicza oglądali się teraz z niepokojem na zbliżający się nowy oddział zielonych i ichniego czarownika. Vaslaw wszakże nie zważał na to. Skrzyknął natomiast ku sobie ilu mógł i ruszył na największy tłum wrogów, wprost na tyły walczących z piechotą. Tam gdzie powiewał ich toporny sztandar, i gdzie spodziewał się znaleźć ich wodza.
Trzech orków nadbiegło by zagrodzić im drogę, ale jednego Siedlicz zastrzelił zaś reszta po chwili znalazła śmierć pod kopytami i szablami rajtarów.

- Sigmaaaaaaar! Śmierć zielonym ścierwom!

Ostatni, trzeci pistolet, zabrany jednemu z poległych pod Mielau, Vaslaw zachował na wodza tej hałastry. Połowa rajtarów też miała już trzy sztuki. Wypalić z czego się da, potem siec, siec, siec. To nie był ambitny plan, lecz nikt nie jest wytrzyma długo mając przed sobą zakutych w stal tarczowników a za plecami zakutych w stal jeźdźców. Z bożą pomocą rozbiją tą bandę orków chwilę przed tym jak dotrze następna.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 17-06-2011 o 19:40.
Bounty jest offline  
Stary 19-06-2011, 22:41   #45
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Orkowie się zbliżali. Ich ryki i tupot stóp stawały się coraz głośniejsze. Żołnierze coraz bardziej bledli i nerwowo przełykali ślinę. Na szczęście nie cofali się. Schnitze wydał rozkaz otwarcia ognia. Salwa nie była tak skuteczna jak by chciał, ale trochę zielonych padło. Po chwili rozbrzmiała druga salwa. Wolfgang był zadowolony ze swoich ludzi. Nie był pewien, czy w tych warunkach uda im się strzelić dwa razy, ale dali radę, choć wróg był tuż tuż.
- Biegiem! Do tyłu! - wrzasnął. Oddział odwrócił się i czym prędzej wycofał za linię tarczowników. Tylko kilka orczych strzał dosięgnęło swoich celów. Schnitze przez chwilę jeszcze pozostał na swojej dotychczasowej pozycji. Przyłożył muszkiet do policzka, wycelował i wypalił. Kula pomknęła ze świstem i przedziurawiła głowę jakiegoś orka, naciągającego właśnie łuk. Puszczona przedwcześnie strzała przefrunęła ledwie kawałek i wbiła się w ziemię. Można rzec, że jeden człowiek więcej dożyje następnej salwy zielonych. Hochlandczyk szybkim biegiem dołączył do swoich ludzi, czując już oddech wroga na karku.

Jak się okazało, niektórzy żołnierze podeszli zbyt entuzjastycznie do wykonania ostatniego rozkazu. Chłopscy łucznicy nie zatrzymali się tak jak wszyscy pozostali, ale ile sił w nogach uciekali w las.
- Wracać tu tchórze! Tam tylko śmierć! - wrzeszczał za nimi Wolfgang, ale bez widocznego rezultatu. Był wściekły. Nie po to im przed walką tłumaczył sytuację, żeby tak sobie skrewili. Na dodatek on stracił czterdziestu pięciu ludzi potrzebnych w bitwie, a oni najprawdopodobniej stracili życia. Uciekli spod osłony tarczowników i włóczników, a orkowie już deptali im po piętach. Tych kilku, którzy przeżyją i wrócą i tak będzie trzeba powiesić za dezercję.

Nie widząc reakcji na jego krzyki Schnitze rozejrzał się po polu bitwy. Jeźdźcy Siedlicza radzili sobie nienajgorzej. Tarczownicy z przodu też trzymali szyk i odgryzali się skutecznie przeciwnikom. Zdecydowanie gorzej było po stronie włóczników chłopskich.
- W lewo zwrot! - zawołał sierżant. - Strzelać pojedynczo, bez rozkazu! Nie marnujcie pocisków.
Znowu huknęły muszkiety i zabrzęczały cięciwy. Polała się orcza krew.

Przeładowując swój muszkiet Schnitze rozglądał się na wszystkie strony. Zarówno wstecz, czy uciekający żołnierze nie poszli po rozum do głowy, jak i naprzód, w stronę nadciągających posiłków dla przeciwnika. Wśród tychże posiłków biegł wódz. Trzeba było nie mieć oczu, żeby nie dostrzec, że jest z nim coś nie tak. Wyraźnie parał się magią. Nie wiadomo było, czy kule i bełty będą na niego skuteczne, ale warto było spróbować. Wolfgang zdecydował, że gdy tylko zbliży się na odległość strzału, najlepsi muszkieterzy spróbują się go pozbyć. Tymczasem wszyscy jak mogli wspierali w walce włóczników.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 20-06-2011, 11:14   #46
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- W szyk! Jeden obok drugiego! Dźgać ich! Zabić! Walczyć! –

Wagner krzykiem i groźbą starał się utrzymać chłopskich włóczników na miejscu. Dzikie orki to dla nich za dużo, na szczęcie, musieli tylko wytrzymać, aż reszta armii rozprawami się ze „swoimi” orkami i przyjdzie im z pomocą. Szybkim spojrzeniem ocenił sytuacje na polu bitwy. Kawaleria już przeszła do kontrataku, strzelcy właśnie szykowali się do wsparcia ogniem włóczników. Dobrze. Tylko chłopscy łucznicy uciekli. Wagner nie miał zamiar ich gonić. Raz, że było to bezcelowe, dwa, że cześć orków pogoniła za nimi. Potem rozliczy się z jednymi i drugimi. Siedlicz i Schnitze radzili sobie bardzo dobrze, nie miał zamiaru im przeszkadzać. Została jednak jeszcze jedna grupa, która po zniknięciu kaprala, została bez dowódcy.

Karl chwycił wbitą w ziemie włócznie i spojrzał w kierunki strzelców. Doświadczenie żołnierze, na pewno wiedzą gdzie celować... Mógł zwyczajnie objechać włóczników, ale trzeba był podnieść ich morale. Spiął konia ostrogami i z bojowym okrzemkiem ruszył prosto na plecy chłopskiej piechoty. Bojowy rumak rozpędził się w kilku krokach szarżując na wroga. Kiedy już zdało się, że w szalony dowódca rozjedzie swoich własnych ludzi, Wagner spiął wierzchowca i przeskoczył nad cienką w tym miejscu i bliską pęknięcia linią chłopów. Włócznia przebiła na wylot głowę jakieś olbrzymiego stwora, za chwile wypalił pistolet i w ruch poszedł miecz. Nie zwolnił nawet na chwilę, przebijając się na drugą stronę walczących orków. Dopiero dobre kilkanaście metrów za nimi zawrócił konia.

- Do mnie! Wszyscy do mnie! –
Zwołał wokół siebie rozproszonych po lesie koczowników i konnych strzelców.
- Strzelać im w płacy! Odciągnąć od włóczników! -

Poprowadził strzelców niebezpiecznie blisko orków, z bliskiego dystansu ostrzeliwując im plecy. Uważał też, żeby nie ustanawiać się na linii strzału pieszych strzelców. Miał zamiar odciągnąć przynajmniej część orków od chłopskiej piechoty. Ludzie na koniach wciąż byli od nich szybsi i rozproszonych mogli wykończyć strzałami. W ostateczności, jeśli włócznicy faktycznie mieliby się załamać, lub jeśli orków zostało by niewielu, miał zamiar wydać rozkaz ataku wręcz spaść na zielonych od tyłu. Tak czy siak, flanka musi być utrzymana.
 
__________________
naturalne jak telekineza.
malahaj jest offline  
Stary 27-06-2011, 14:43   #47
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ludzie dość szybko zorientowali się, z jakim wrogiem mają do czynienia. Olbrzymie, wytatuowane orki ani myślały uciec czy tym bardziej się wycofać, cały czas napierając wściekle na broniących wzgórza żołnierzy. Wspomagana przez jazdę zachodnia flanka radziła sobie całkiem dobrze, choć nie tak dobrze, jak chcieliby dowódcy. Mordercza rąbanina przynosiła straty obu stronom, a zielonoskórych - choć nie mieli zbroi - powalić było trudno, tak jakby byli odporni nie tylko na strach, ale i ból. Nie raz i nie dwa musieli co większego z nich niemalże porąbać na kawałki, aby tylko przesunąć się nieco do przodu. A czas się liczył, chyba najbardziej ze wszystkiego. Kolejna banda orków zbliżała się bowiem bardzo szybko. Olbrzymie czarne bestie wysunęły się naprzód, prowadzone przez błyskającego magią szamana i wodza. Już było widać, że wysokością bez większego trudu dorównują jeźdźcowi na bojowym koniu, a ich dwuręczny oręż budził szacunek. Siedlicz także to dojrzał, jeszcze głośniej pokrzykując na ludzi. Zrównali się już z piechotą, gdzie w kłębowisku ciał rąbano nieustępliwe orki. Inna sprawa, że wielu jeźdźców było ściąganych bądź zrzucanych z koni, a już na ziemi to wcale nie oni mieli przewagę. Parli, rąbiąc i szlachtując, cali pokryci krwią.
Sierżant wiedział już jednak, że nie zdążą.

Jeszcze gorzej było na wschodniej flance. Chłopscy włócznicy nie byli żadnym przeciwnikiem dla wściekłych, wielkich dzikich orków, którzy siekli ich coraz mocniej i nic nie dała nawet szarża Wagnera, który przebił się do konnych łuczników. Schnitze nie rzucił strzelców do walki wręcz, ci więc przeładowali i rąbnęli salwę w tych, którzy gonili chłopskich łuczników, zbierając nią spore żniwo. Ale kusznicy dali radę strzelić tylko raz. Zmasakrowani włócznicy podali tyły, wrzeszcząc z przerażenia. Doświadczeni żołnierze ustawili krótki mur z pawęży, na który przyjęli szarżę orków. Z tyłu na dzikich uderzyli konni łucznicy, wraz z porucznikiem, siekąc swoimi mieczami. Koczownicy zajęli się tymi zielonoskórymi, którzy przeszli dalej, pogoniwszy chłopskich łuczników, za którymi teraz popędzili włócznicy. Milicja nie sprawiła się za dobrze w tej bitwie. Wściekłość, furia i piana na ustach atakujących ich potworów z wymalowanymi twarzami to było za dużo dla niewyszkolonych chłopów.

Po drugiej stronie piechota zwijała lekko linię, pomagając kawalerii zamknąć pierścień wokół walecznych orków. Wiele zielonych cielsk leżało już na ziemi, ale Siedlicz dostrzegał także sporo martwych ludzi. Przełamali wroga, ale nie mieli czasu go dobić! Nadciągające posiłki orków były tuż-tuż i jako pierwszy zareagował na nie von Klitzke, wraz z resztą rycerzy i pocztowych. Ruszyli na czarnych szarżą, z okrzykami na ustach i zderzyli się z nimi jakieś trzydzieści metrów przed całą zawieruchą. Po pierwszym uderzeniu sierżant z przerażeniem zobaczył, że na koniach siedzi już tylko połowa ludzi. Lansjerzy odrywali się już od dzikich, pozostawiając dobijanie ich piechocie. Tylko czy taka szarża miała szansę? Pozostałe orki i gobliny były już tylko pięćdziesiąt metrów za czarnymi. Wypaliło kilka kolejnych muszkietów, ale albo nie trafili, albo ich kule nie powaliły szamana, którego przerażającą, czarno-czerwoną mordę już można było dostrzec wśród wyładowań elektrycznych na grubej włóczni, którą się posługiwał.
Wschodnia flanka zaś wciąż walczyła. Kusznicy i łucznicy, wraz z konnymi strzelcami, powstrzymywali dzikich orków, których wciąż było tu kilka dziesiątek. Krzyki, wycia, kwik koni, wrzaski rannych i umierających, a także szczęk oręża był wszędzie. Niewiele okrzyków dało się zrozumieć. A jasnym było, ze rycerzy było za mało, aby zatrzymać szarżę olbrzymich czarnych orków. No i była jeszcze kolejna setka, pędząca obecnie prosto na rajtarów, resztki dzikich i mocno poszczerbioną linię piechoty.
 
Sekal jest offline  
Stary 02-07-2011, 01:20   #48
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Było tak źle, że nawet wymowniejszym od Schnitzego już dawno skończyły się cenzuralne określenia. Co prawda mógł być zadowolony ze swoich ludzi, nawet tych niedawno poddanych mu pod komendę, ale nie był pewien, czy zdąży im o tym powiedzieć. Orkowie okazali się twardsi, niż początkowo przypuszczali. Każdy zabity zielonoskóry był wielkim osiągnięciem. Brali na siebie tyle strzałów i ciosów, że powaliłyby nawet niedźwiedzia. Na szczęście, mimo tej pozornej przynajmniej niewrażliwości na ból byli śmiertelni. Oręż się ich imał, a ludziom nie brakowało zapału w używaniu tegoż oręża. Trup padał gęsto po obu stronach.

Wolfgang rozejrzał się niespokojnie. Przez chwilę był skupiony na wspieraniu włóczników i nawet nie zauważył, że za nim nie ma już jazdy. Po cichu odetchnął z ulgą gdy zobaczył, że po prostu przemieścili się nieco dalej, spychając orków przed sobą. Gdyby oni zawiedli, prawdopodobnie już nigdy nie ujrzałby rodzinnego Hochlandu.

- Strzelajcie bez przerwy! Po kolei! Wódz ma paść, nie obchodzi mnie jak to zrobicie! - krzyknął niemalże w twarz kilku najbliższym muszkieterom, wybranym wcześniej ze względu na umiejętności. Strzały padały błyskawicznie jeden po drugim. Gdy tylko jeden wystrzelił, następny już miał przygotowaną broń. Chroniąca wodza magia w końcu musiała paść. Po prostu musiała.

- Pierwsze dwa rzędy do mieczy! - krzyknął głośniej, żeby usłyszeli go nawet Ci, którzy już czuli śmierdzący oddech orków. - Siekać ich po nogach!
Dla dodania mocy swoim słowom przecisnął się nieco do przodu i strzelił z muszkietu w kolano dzikusa. Nawet jeśli nie poczuł bólu, to strzaskana uderzeniem kuli rzepka zmusiła go do przyklęknięcia, a już po chwili jego głowa upadła na ziemię, odcięta przez stojącego obok łucznika. Na jego twarzy mieszało się przerażenie, wstręt i duma.
- Nie dawać się! I nie walczyć jeden na jednego - kupą na nich! Za Imperium! Za Sigmara! - wrzeszczał dla dodania sobie i innym animuszu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 04-07-2011, 23:36   #49
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Siedlicz wystrzelił ostatnią kulę w brzuch wielkiego orka. Ku jego zdumieniu ogromna paszcza wytatuowana na bebechu stwora nagle ożyła i połknęła pocisk, bez wyraźnej szkody dla właściciela. Ork rycząc zamachnął się toporem i Vaslaw ledwie sparował. Przeciwnik wciąż napierał na sierżanta i kto wie czym by to się skończyło, gdyby nie pewien tarczownik, który wbił swój topór głęboko między łopatki zielonoskórego. Siedlicz poprawił szablą przez łeb i ork padł, lecz bitwa była jeszcze daleka od końca.

Sierżant rozejrzał się dookoła. Już niemal zapadł zmrok i niewiele było widać, poza jednym. Nad bitwą już nikt nie panował, a na pewno nie był to Wagner. Wszędzie dookoła panował chaos, bezładna rąbanina, to czego Vaslaw nie cierpiał. Dwie trzecie dzikich orków padło trupem, lecz pozostali wciąż wiązali większość piechoty, całe lewe skrzydło. Co gorsza, reszta zielonoskórych była tuż tuż. Rycerze Klitzkego i lansjerzy już zaszarżowali na czarnych orków i przewodzącego im szamana. Razem powinni im dać radę. Pozostawało mieć nadzieję, że zabiją wodza i horda pójdzie w rozsypkę. Zaraz za czarnymi pędziła jednak jeszcze jakaś setka orków i goblinów.

Pozostawała tylko jedna słuszna decyzja.

- Do mnie! Za mną! Na nich! – Zakrzyknął z furią Siedlicz do otaczających go rajtarów i strażników dróg. Po czym wymachując szablą ruszył naprzeciw zielonym. W dwudziestu na setkę, bywało gorzej. Zwłaszcza, że mieli tylko kupić czas piechocie, by rozprawiła się z resztą dzikich. Obserwujące bitwę z królestwa Morra pokolenia poległych w bojach Siedliczów skinęły głowami z aprobatą.
 
Bounty jest offline  
Stary 13-07-2011, 15:47   #50
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nad bitwą nikt już nie panował. Wagner pozostał z konnymi strzelcami, wdając się w paskudną rąbaninę. Orków wciąż było dużo, a tu mieli przewagę nad lekkozbrojnymi i strzelcami, którzy choć liczebniejsi, przecież nie byli wojskiem do walki w ścisku. Ludzie padali jak muchy, dużymi stratami płacąc za powalanie wielkich zielonoskórych. Przez chwilę wspierała ich także reszta piechoty, ale Ragnar wciąż panował tam nad sytuacją.
- Wracać do linii! Wracać kurwa! Zewrzeć szyk! Przygotować się do przyjęcia szarży!
Piechota i tam była mocno postrzępiona, ale weterani trzymali blisko siebie pozostałych, nie cofając się nawet o krok. Trupy pokrywały już cały stok, ale nie zwracano na to wielkiej uwagi. Siedlicz bowiem już zbierał swoich ludzi, szykując ich do szarży. Niemal samobójczej szarży. Wiedział doskonale, że nie był w stanie zatrzymać wszystkich pędzących ku nim zielonoskórych, ale wcale go to nie powstrzymało. Oderwali się od resztek dzikich i ruszył z szarżą. Z boku widział rąbaninę czarnych orków, którzy wygrywali swoje starcie z rycerzami i paskudnie zmęczonymi lansjerami. Nie zatrzymał się jednak, wpadając na lżej opancerzonych i uzbrojonych zielonych, tratując najszybszych i wpadając na pozostałych. Wiedział, że ludzie byli zmęczeni, ale jeszcze raz unieśli ciężkie miecze i szable. Przynajmniej połowa orków przebiegła obok nich i runęła na wciąż stojącą w szyku piechotę.

Nagle chorągiew von Klitzke upadła, a resztki pocztowych i lansjerów zawróciły, odrywając się od wroga. Może to było też szansą, którą szczęśliwie wykorzystali muszkieterzy, jedyni, którzy wciąż w rękach mieli broń strzelecką. Kilku z nich uniosło lufy, mierząc przez chwilę do szamana, widocznego doskonale nawet w ciemności. Huknęło kilka wystrzałów, a wróg jakby się zachwiał. Nagle pościg za kawalerią się urwał, a wódz przeciwnika zawrócił, wraz ze swoimi przybocznymi. Nie było komu go gonić.
Siedlicz, krwawiąc z kilku ran i resztka jego ludzi ledwo stawiali opór orkom, które jednakże widząc rejteradę swojego wodza nie namyślały się długo. Podobnie zrobiły te walczące z tarczownikami. Gromada zielonych nagle zaczęła uciekać. Wciąż jednakże pozostawały niedobitki dzikich, które walczyły jeszcze kilka minut, aż w końcu ostatni z nich rzuciły się w las.
Ludzie byli zbyt wykończeni, aby ich gonić. Straty wyniosły prawie dwie trzecie rannych lub zabitych. Ci, którzy wciąż stali, słaniali się na nogach. Wagner doliczył się tylko czterech sprawnych strzelców konnych, a sam też nie wyglądał dobrze, choć niewątpliwie uratowała go zbroja.

A na drugim brzegu wciąż było kilka setek orków, które usilnie chciały przejść na drugą stronę rzeki.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172