|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
11-01-2017, 10:41 | #371 |
Reputacja: 1 | Pogoń za dzikością Eryk nie miał pojęcia o przygodach, jakie przeżywają pozostawieni za plecami towarzysze skupił się całkowicie na pogoni za wilkołaczycą po ciemnym lesie, co mogło się okazać dosłownie karkołomnym pomysłem gdyż nie widział w ciemności a pod nogami z pewnością nie zabraknie korzeni, o które łatwo fatalnie się potknąć! Lecz jako wojownik światła i prawości nie mógł zostawić Sisi pod wpływem wrogiej magii! Nie mógł nawet zwolnić, bo kto wie czy w tych borach nie kryje się zło, które będzie zagrożeniem dla samotnej kobiety nawet, jeżeli nosi brzemię wilczej natury? Oboje biegli, co sił i paladyn czuł się coraz bardziej zmęczony. Nagle oboje znaleźli się na skraju niezbyt stromego stoku. Sisi sturlała się w sposób niezbyt kontrolowany, gdy Eryk dobiegł do niej, chowała się za krzakiem już w ludzkiej postaci. - Mości Eryku, ma pan może jakiś płaszcz, bo sukienka mi się nieco podarła w biegu… -Płaszcza nie ma, ale może oddać wam spodnie i koszulę? Ja w ogóle to się nie mogę teraz przeziębić dzięki łasce Bogiń w przeciwieństwie do was - Zaproponował jej i zaczął ściągać przepocone ubranie podając je Sisi. Sisi stała się czerwona. - Nie, nie mości rycerzu. Spódnica jest cała. Z grubsza - wzięła koszulę, która jednak niezbyt zakrywała jej “Atuty, a spódnica pozwalała dokładnie obejrzeć kształtne nogi. - To wracamy czy szukamy dalej SMARDZY… Widzi pan Eryk ten kamień? wskazała na menhir górując nad skarpą, z której zeszli. Naga pierś Eryka lśniła od potu w świetle księżyca - A co Panienka woli? Ja się dostosuje, ale sądzę, że reszta sobie poradzi bez nas. Chcecie żebym was posadził do tej skały czy sam mam się tam wspiąć? - Spytał gotów służyć damie pomocą. - Chyba lepiej, żeby pan wszedł i mnie podciągnął - rzekła Sisi. Gdy Eryk ją podsadził zobaczyli kamienną płytę, jak z grobowca, na której ktoś kilka dni temu wymalował czerwone znaki. - To mi się nie podoba - rzekła Sisi. Eryk wytężył umysł, aby przywołać z niego wiadomości na temat mrocznych obrzędów religijnych mozolnie wbijanych mu do głowy przez nauczycieli w nadziei, że zidentyfikowanie tych symboli - To był kiedyś ołtarz ku czci Pharasmy, ale teraz je ktoś splugawił mrocznymi znakami - Paladyn wtarł dokładnie przeklęte symbole przekonujący się, że lepką substancją, którym je napisano była krew paladyn starł ją i zmówił krótką modlitwę do bóstwa zmarłych -Pharasmo wiem, że pewnie mnie nie za bardzo lubisz, bo nigdy nie traktowałem ciał zmarłych z wielkim szacunkiem a ostatnio tak się złożyło, że okradłem cmentarz, wymieniałem się głowami z nekromantą a mój dobry Znajomy stał się, nieumarłym… Ale próbuje to naprawić! Może umówimy się, że ukaże złe, które zniszczyło twój ołtarzyk a ty przysłałbyś w nagrodę jakiegoś tolerancyjnego kapłana albo kapłankę? Przydałby się pomoc przy re konsekracjach - Eryk zupełnie nie przejmując się niebezpieczeństwem próbował ubić interes z bogami. - Panienko chyba trzeba jednak zrezygnować z grzybów, bo w lesie czai się coś, co zna się na mrocznej magii, jeżeli możecie przemiecie się w kobieto - wilka, jeżeli nie to was obronie dobrze, że wziąłem ze sobą zbroje - Prostaczek wyjął swoją świeżo przerobiony pancerz po kapłance i zaczął go zakładać myśląc przy tym o wszystkich otarciach, których się dorobi od stali ocierającej się o gołe ciało. - Dobrze mości Eryku - Wilcza dziewczyna natychmiast przybrała postać wilkołaczanki..Wilkołaczki? Cholera z tą gramatyką, w każdym razie znowu przybyło jej futra i kłów, tymczasem gdzieś blisko i daleko zarazem Wymiar bogów Pharazma zmarszczyła brwi. - Wcale nie chcę by on się do mnie modlił? Czyim on w ogóle jest wyznawcą? - rzekła do siebie głosem barwy popiołu. Nie przerywając swoich obowiązków, bowiem bogowie muszą nieraz wykonywać setki czynności naraz, udała się do innych członków panteonu. Widok trzech bogiń nie był niczym dziwnym, nieraz bogowie prowadzili kilkanaście rozmów jednocześnie, ale to, że wyglądało, że zaraz się pobiją frapowało władczynię grobów. - Przepraszam, ale ten paladyn, co łazi w lasach nieopodal Scaringe czyim jest teraz wyznawcą? - zapytała, a chłód śmierci sprawił, że boginie odwróciły się do niej. - Moim! Rzekły jednocześnie Iomadae, Serenae i Caliastra. Na Galorianie sytuacja nie przedstawiała się dobrze, wiał zimny wiatr. Księżyc skrył się za czarnymi chmurami, a pośród drzew rozległo się krakanie spodziewającego się uczty kruka… Zawył wilk. Sisi przywarła do Eryka. W mroku rozbłysła para wilczych ślepi. Z cienia wyszedł plugawy stwór przypominający wilka, lecz o Goblińskim obliczu - Pan żąda, abyś wróciła Rzekł warkliwym głosem Sisi zaskomlała cicho. Walka Tymczasem Airyd bez problemu odkrył świeży trop Eryka, lecz gdy w końcu zobaczył rycerza, ten stał naprzeciw potwora o wilczym ciele i goblinim obliczu. - Mości Eryku przepraszam, ale to, to jest, Sissi - wskazał na wilkołaczkę - A kim jest w takim razie ten wilkołak? -spytał Airyd po przybraniu ludzkiej formy. - Nie jestem wilkołakiem a Barghastem - warknął potwór i rzucił się na Eryka i poranił go, Prostaczek przepełniony paladyńską furią natarł na potwora raniąc go mieczem. Sisi cofnęła się nieprzytomnie patrząc. Elphira widziała z oddali, że Eryk walczy z dziwnym wilkogoblinem u stóp mrocznego monumentu! - Elphiro, dawaj zaklęcie. A ja ruszam po nich -polecił Airyd wyciągając Jasmine z drugim sztyletem. Czarodziejka słusznie zakładała, że prędzej czy później natkną się na jakąś paskudną kreaturę o złych zamiarach, dlatego widok Eryka walczącego z koszmarną krzyżówką goblina i wilka wcale jej aż tak nie zaskoczył, choć z ulgą stwierdziła, że nikomu nie stała się krzywda. - „Czemu muszę mieć rację w tych sprawach… czymkolwiek jest ta koszmarna poczwara lepiej pomóc Erykowi odesłać ją do czeluści, z jakich wypełzła.” - pomyślała przystępując do rzucania czaru, dystans między nią a paladynem był spory a nie zamierzała tracić czasu na zbliżanie się, gdy w międzyczasie stwór mógł kogoś skrzywdzić. Na szczęście był on w zasięgu zaklęcia, które właśnie skończyła splatać, posłała trzy pociski czystej energii, które bezbłędnie trafiły w potwora pozostawiając wyraźne ślady na jego cielsku. Kitsune skoczyłby dołączyć do flanki z Erykiem: - Poznajcie Lady Jasmine. - Masz mocne kły poczwaro, lecz mocą sprawiedliwości zabiję ciebie a potem dobiorę się do twojego pana! -Krzyknął zraniony paladyn. Zaklęcie Elphiry rozorało plecy potwora, ale bestii udało się uniknąć ataku Airyda tylko po to, aby zostać zranionym przez Eryka tarczą i mieczem. Wtedy też niespodziewanie spomiędzy drzew zaszarżował Grzmot, lecz nie trafił ścinając ledwie kilka drzewek. Tymczasem Baeghest z całą furią natarł na Eryka raniąc go pazurem - Najdroższy, przybądź! - zawył Jej kompani okrążyli potwora niestety uniemożliwi też tym potraktowanie go innym czarem bez ryzyka, że magia sięgnie też ich a jakby tego było mało bestia zaczęła wzywać coś lub kogoś na pomoc. Posłała kolejne trzy pociski w stronę wroga licząc, że to skłoni go do ucieczki, zwłaszcza, że stwór zranił już paladyna a jeśli naprawdę coś tu zmierzało to lepiej by nie musieli się przejmować kilkoma “problemami” na raz. Pociski przeszyły klatkę piersiową potwora, który padł u stóp Eryka - NIEEEEE - rozległ się przeraźliwy ryk i zobaczyli wysokiego mężczyznę, o pomalowanej twarzy - Zjem wasze twarze za to… a potem ciebie słodziutki - mężczyzna dobył maczet. Elphira nie spodziewała się, że czar zakończy żywot bestii zanim jednak mogła zareagować prawie podskoczyła, gdy usłyszała wrzask a potem groźbę mężczyzny. Z jednej strony nie chciała być odpowiedzialna za śmierć człowieka z drugiej strony groźba o pożeraniu twarzy raczej mówiła wiele, jaki był to człowiek. Jako że jej kompani niechybnie ruszą do ataku postanowiła “ozłocić” mężczyznę póki miała taką możliwość, przystąpiła, więc do splatania kolejnego czaru. -Jedyne, co zjesz to mój miecz! - Krzyknął paladyn i ruszył do ataku na nowego przeciwnika. Airyd postanowił trzymać się dalej dotychczasowej taktyki i iść za Erykiem. Spróbował zaatakować przeciwnika od tyłu. Barbarzyńca zaszarżował na Eryka wydając dziki wrzask, nawet nie zważając na to, że został oślepiony, pudłując haniebnie. Natarli nań i poważnie zranili, lecz Airyd oberwał w ramię. - Naprawdę nie chce tego robić… - skomentowała ciskając pociskami w rozwścieczonego kanibala, po czym głośniej już dodała - Nie masz szans! Po prostu się poddaj ! - mężczyzna był okrążony może i mimo oślepienia zdołał trafić Airyda, ale wątpiła by dał radę im wszystkim. Z drugiej strony biorąc pod uwagę, z kim się zadawał oraz jego groźbę wątpliwe byłoby w ogóle słuchał głosu rozsądku… Barbarzyńca tylko roześmiał się tocząc pianę z ust i zranił Airyda w nogę. - Nie rób krzywdy Airysiowi - ryknęła, gdy Kitsune wbił ostrze między nogi “Najdroższeho”, a Eryk zranił go w ramię. - Gdzie jesteście, nie ukrywajcie się przed moim gniewem! - ryknął, i zraniwszy Eryka został przezeń powalony…, W czym wydatnie pomógł czar Elphiry. - Pożryjcie me ciało, niech odejdę z honorem - i umarł - Czy już koniec? - zawołała Sisi, w jej głosie słychać było strach i wstyd... - Tak Panienko, chyba, że macie kolejnych niemiłych znajomych z przeszłości, którzy chcą was skrzywdzić to mówcie bez skrępowania też ich załatwimy! Nie martwcie się tak bardzo, Sisi sam mam nieciekawą przeszłość najważniejsze jest to, kim jesteś teraz - Pocieszał wilkołaczyce - Wojownika ludojada i jego demonicznego kochanka zanieśmy gargulcom w końcu ostatnia wola zmarłego w sumie to i tak miałem złożyć tam wizytę, pomóc przy sprzątaniu, ale kuźnia mnie wciągnęła przez ostatnie trzy dni. Okazuję się, że naprawianie zbroi, topienie stali oraz wykonywanie ślicznych pierścieni jest trudniejsze niż myślałem - Eryk wydawał się zupełnie nie przejmować tym, że właśnie stoczył walkę pośród mrocznego lasu szybko odmówił modlitwy dziękczynne, aby uzdrowić rany swoje i Airyda. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 28-05-2017 o 22:34. |
11-01-2017, 17:04 | #372 |
Reputacja: 1 | Elphira zbladła gdy ujrzała upadek mężczyzny a jej umysł ogarnęła chłodna świadomość, że zabiła człowieka albo przynajmniej znacząco się do tego przyczyniła. - N-nie żyje ? Ale nie chciałam… - wybełkotała jeszcze bardziej tracąc kolor. ”Nie wcale dlatego rzuciłam potencjalnie śmiertelny czar… zresztą jasno dał do zrozumienia o swych zamiarach wobec nas.” - zaczęła się tłumaczyć w myślach, efekty były takie sobie jako że czarodziejka unikała patrzenia na trupa i wyraźnie zbierało się jej na wymioty. - Ależ Panienko Elphiro on chciał zjeść waszą uroczą twarz! Przecież jakbyśmy go nie załatwili to by skrzywdził nas i wiele innych osób! Po za tym, grozili Panience Sisi a sam ludojad powiedział przed śmiercią że nam wybacza pod warunkiem że zostanie zjedzony więc zaniesiemy jego i wilkodemonokochanka do gargulców trupojadów z wieży! Nuu i wayscy będą szczęśliwi nie ma się co smutać - Próbował pocieszyć czarodziejkę. - Tak już bywa… Nie trzeba być super silnym by kogoś zabić jeśli wbijasz mu się w plecy, ale efekt zaskoczenia działa. - skwitował Airyd próbując przy okazji ocenić stan swoich ran. -[/i] Jak mawiał mój mistrz “W tym interesie módl się o szczęście, gdy bogowie rzucają kośćmi. Sisi otarła oczy. - To ten bard, Yngollos. Miał czerwone oczy i białe włosy i już wtedy wielu chciało go przegnać, ale mieliśmy wtedy ślub i wszyscy chcieliśmy się cieszyć… Moja siostra wychodziła wtedy za Całkiem Zwykłego Jana bo musiała… I najpierw on tak pięknie śpiewał o walce z Szepczącym Tyranem i o innych dawnych dziejach, jakby tam był, a potem taką pieśń o…. O wilkach. Oto Wilczy czas Zginie każdy z was Oto pora potwora Który wasze gardła rozora! I tak dalej i zaroiło się od wilków i potworów i wszystkich żywcem pożarły, mamę, tatę… wszystkich! Tylko ja i Wala się ostałyśmy i zaprowadzono nas do Barda, a on nas w ręce ugryzł i powiedział, że albo idziemy z nim do lasu, albo zostajemy. I zostałyśmy, a potem oskarżono nas i spalili Walę, a mnie uratował ser Nicolas. - Sisi się wysmarkała. - A Pani Elphira niech się nie smuci… Mi się wydaje że zabicie kogoś kto panią chciał zjeść nie jest złe. - Może i racja ale raczej nie będzie mi dane spać spokojnie przez najbliższe dni. - odparła na słowa Sisi choć jej opowieść była dość niepokojąca zwłaszcza gdy przypomniała sobie o malunku z krypty na starym cmentarzu. Wskazała na zakrwawioną płytę z kamienia. - No i widzę że poza kanibalem i bestią natknęliście się na coś jeszcze, powinnam się martwić ? - Pomszczę waszą wioskę i rodzinę Panienko Sisi zabijając tego Barda o mrocznym sercu- Obiecał paladyn - Wydaje mi się że to tych dwóch zbezcześciło starą leśną kapliczkę Pharasmy. Starłem mroczne malunki i pomodliłem się do bóstwa zmarłych przepraszając go za moje wcześniejsze błędy poprosiłem żeby przysłał nam sługę który by ją rekonsekrował choć nie wiem czy mnie posłucha - Wyjaśnił Elphi - Jeżeli wziął ktoś bukłak z wodą i chce wam się siedzieć jeszcze chwilę w tym ciemnym lesie w towarzystwie trupów to mogę wymodlić święconą wodę. Wciąż będzie trzeba sprowadzić tego kapłana ale może to utrudni działanie złu?- Zaproponował. - Bogowie muszą być szaleni, mają złośliwe poczucie humoru, albo rozdają nam teraz najgorsze karty. -Airyd spojrzał ku niebu. - Coś jeszcze? Ale tak, pomożemy. ~~*~~ Tymczasem gdzieś daleko.- Porzucał bym kośćmi. - westchnął Nogrober. - I ja też. jęknął Cayden. - To właśnie przez wasze sztuczki już tego nie robimy. - warknął Abbadar. - Czy zesłać i zaklęty keczup. - zapytała się na głos Zura. Sprzątanie Eryk cieszył się że jak co rano godzinę po przebudzeniu poświęcił na modły oraz medytacje dzięki czemu teraz wystarczył mu zaledwie kwadrans tradycyjnych litanii aby wyprosić u swoich patronek łaskę uświęcenia wody. Trzymając w obu dłoniach przekazany przez towarzyszy bukłak padł na kolana odmówił błogosławieństwo - Dziedziczko proszę cię pozwól mi być narzędziem w twych rękach abym naładować tą wodę mocą prawości i sprawiedliwości abym mógł za jej pomocą oczyścić brud zła! - Paladyn poczuł jak pozytywna energia przepływa z jego dłoni w wodę. Zdjął z trupa kanibala spodnie których użył jako szmaty zamoczył w święconej wodzie po czym z wielką gorliwością i zapałem starł z kapliczki wszelkie ślady krwawych symboli. Resztkę błogosławionego płynu rozlał wokół. - Powinno pomóc a przynajmniej utrudnić pracę złu choć kapliczkę i tak trzeba będzie rekonsekrować. - Stwierdził wyraźnie zadowolony ze swego działa - Bognie dobra miłości i sprawiedliwości udzielcie mym oczom łaski widzenia zła - Zmówił krótki pacierz następnie skupił wzrok na kapliczce aby upewnić się że jego działania odniosły zamierzony efekt. W czasie gdy Eryk zajęty był błogosławieniem wody na swój specyficzny sposób Elphira zaczęła przyglądać się ołtarzowi i symbolom, wolała sprawdzić czy nie kryje się w tym jakaś magia no i nie chciała oglądać trupa mężczyzny choć kamienna płyta była niewiele przyjemniejszym widokiem. Badania Elphiry razem z wiedzą Eryka pozwoliły odkryć że ludożercza para wypisywała tu symbole ku czci Jezeldy, bogini mrocznych likantropów. W kilku miejscach były też obsceniczne rysunki. - Ja bym chyba już szedł do reszty. Te drzewa nie wyglądają uczciwie. I musimy przesłuchać niziołka. - rzekł Grzmotozad. Czarodziejka odetchnęła z ulgą gdy stwierdziła że cokolwiek barghest i kanibal robili z ołtarzem miało jedynie charakter religijny bez żadnego mistycznego elementu, choć nie była pewna czy ołtarz nie był magiczny zanim dokonano na nim bluźnierstw. To już powinni wiedzieć kapłani Pharasmy choć w sumie zastanawiała się czy w ogóle byli świadomi istnienia tej kapliczki ku czci ich bogini, wyglądała na dawno zapomnianą w końcu gdyby była regularnie odwiedzana to raczej nie doszłoby do jej zbezczeszczenia. -Chyba i tak już więcej już tutaj nie zdziałamy więc ma pan rację czas wracać i dowiedzieć się o czemu do nas strzelał. - odpowiedziała krasnoludowi. Airyd przybrał lisią postać, by obwąchać ołtarz. Spodziewał się, że wywącha głównie czy krew jakiej użyto jest zwierzęca, czy ludzka. Ale każdy wywąchany trop to jednak nowy trop. Nawet jeśli nietypowy zapach dla świec czy kadzideł. Eryk założył na powrót ubrudzone spodnie na ciało ludożercy. - Nie będę panience Sisi proponował tych galotów bo są brudne po za tym, wypadałoby zakryć jego pośmiertnie nabrzmiała męskość choć może walka go podnieciła ? O jakiego niziołka chodzi ? - Pytał przymierzając się do dźwigania dwóch wielkich trupów - Ciężko będzie ich nieść a jak ktoś zobaczy jak wnoszę ich do karczmy to znów będą plotki ale tylko gargulce i koniki mi przychodzą do głowy jeżeli idzie o żarcie trupów. - Powiedział z wyraźnym wysiłkiem gdy w końcu złapał chwyt. - Ja pomogę. - powiedziała Sisi i chwyciła trupa za nogi. Airyd wykrył tylko zapach krwi, ludzkiej niestety. Przypomniał sobie, że w Ustalaw nie powinno się chodzić do lasu, jeśli wygląda się smacznie. |
04-03-2017, 22:49 | #373 |
Reputacja: 1 | Ruszyli w drogę i po jakimś czasie usłyszeli krzyk Raimiel. - Tak! Tak - Gdy wyjżeli spomiędzy drzew zobaczyli Grzyba, Raimiel, niziołka i Sophe grających w karty. Elfka podskakiwała radośnie. Gdy Eryk usłyszał krzyki bardzo się ucieszył gdyby nie to że wspólnie z wilkołaczycą dzwigał zwłoki pewnie by pobiegł w stronę źródła dźwięku: - Eee tam oni tylko w karty zacinają - W jego głosie słychać było wyraźny zawód po chwili przyglądania się scenie zapytał za zdziwieniem - Przepraszam czy pan jest grzyboczłekiem? Krzyki radości Raimiel trochę ją zaskoczyły, ale gdy ujrzała całą scenę było jasne, że chodziło o karty. Czasami mogła się zastanawiać jak bardzo elfka kochała grać, a może raczej wygrywać. Na słowa Eryka posłała mu mordercze spojrzenie i spytała lodowatym głosem: - A czego dokładnie się tutaj spodziewałeś ? Następnie, ale już normalnym głosem zwróciła się do Raimiel i reszty: - Wnioskuję po radości zgaduję że właśnie ograłaś ich z całego dobytku włącznie z bielizną którą mają na sobie ? spytała żartobliwie choć zastanawiała się o co mogli tu grać no i co mógł postawić Grzybolud, chyb że dla samej przyjemności gry - Tak właściwie to gdzie podziała się reszta ? - czarodziejka miała nadzieję że nie okaże się że zapodziali Nys i Karendis gdy sami szukali Sisi i Eryka. Chociaż biorąc pod uwagę usposobienie obydwóch kobiet i ich wzajemne nastawienie… to mogła się spodziewać po nich wszystkiego, na razie brała za dobry znak fakt że las nie stał w płomieniach. - Spodziewałem się leśnej orgii, ale nigdzie nie widać Panienek Nys i Karendis, więc jest jeszcze nadzieja. - odpowiedział zgodnie z prawdą “szlachetny” paladyn. - Krew, której użyli niestety jest ludzka - -wróciwszy do humanoidalnej postaci, Airyd poinformował o tym co wywąchał. - No ja cię chyba zaraz… Elphira posłała paladynowi mordercze spojrzenie wykonując gest dłońmi jakby przymierzała się do uduszenia kogoś w końcu ręce opadły w geście zrezygnowania a sama zaczęła się przyglądać nieboskłonowi. Nie dostrzegła jednak żadnego gromu z nieba, slupu boskiego ognia ani innej boskiej kary, Sarenrae musiała być naprawdę tolerancyjna albo nie przejmowała się ględzeniem maluczkich śmiertelników. Westchnęła ciężko ponieważ obawiała się że spekulacje Eryka mogą być bliskie prawdy biorąc pod uwagę zamiłowanie obydwu kobiet do uciech cielesnych… no albo się nawzajem pozabijały zwłaszcza po bezcz- Karendis wobec obiektu westchnień Rachenys. - O Elphi. już jesteś? Wygrałam srebrny kolczyk, obsydianowy sztylet i… No kamyka. - cieszyła się, a potem zobaczyła trupa i podbiegła wystraszona do Elphiry. - Nic ci nie jest ukochana? Co się stało ? - Oglądała swoją dziewczynę zaniepokojona. Niziołek wpatrywał się zdziwiony, a wódz grzybów zjadał kartę. Czarodziejka westchnęła ciężko po czym przytuliła się do elfki mówiąc cichym zmęczonym głosem. - Jak to powiedzieć… chyba kogoś zabiłam. Jak dogoniliśmy Eryka to atakował go tamten stwór, gdy padł pojawił się ten… kanibal wnioskując po groźbach i tym że wymalował cały ołtarz ludzką krwią. Chyba mój cios był śmiertelny… wiem że nie był dobrą osobą ale to kiepskie pocieszenie. Raimiel objęła Elphirę. - No, myślałam, że pierwszy raz masz za sobą… Choć akurat on chciał cię zjeść, więc nie ma co rozpaczać… Sama bym mu flaki wypruła, gdyby coś ci zrobił Uśmiechając się na te słowa odparła żartobliwie. -To miłe… na swój sposób choć wolę nie wyobrażać sobie ciebie patroszącej kogoś w mojej obronie. No ale już mi lepiej pokażesz mi swoją wygraną ? - Czemu oni niosą trupa? - - zapytała Sophie - Bo Eryk to miły i prosty rycerz, więc jest zaradny - powiedziała Sissi. - Żywym miecz do obrony, a martwym pogrzeb, czy jakoś tak to szło… -oświadczył Airyd na odchodnym. Pobiegł zaraz za Erykiem na wypadek, gdyby ten miał znów coś chclapąć. - Chyba nie chcę wiedzieć, co masz na myśli. Gdzie mój dziadek, gdzie Nys i ta wiedźma?! Jeśli go wykorzystają - zagroziła czarodziejka - Musieliśmy zabić barbarzyńce ludojada i jego demonicznego kochanka w samobronie Jaśniepani, ale ostatnią ich wolą było żeby ktoś ich zwłoki zjadł. Ja się tego nie podejmę, ale mogę nimi nakarmić demoniczne koniki, gargulce albo świnki - Wyjaśnił Pani Sopie tonem jakby chwalił się znalezionymi grzybami . - Dziwne fetysze mają w tych stronach… - mruknął pod nosem rudobrody krasnolud. Na słowa Eryka Elphira westchnęła odrywając się trochę od elfki. -Ja wiem że tak mówił zanim wyzionął ducha ale… czy powinniśmy brać tą “prośbę” tak dosłownie. No i nie wiem czy karmienie czegokolwiek tym stworem to dobry pomysł… - spojrzała na trupa bargesta po czym przeniosła wzrok na Sophie z wymownym spojrzeniem w stylu “Widzisz co mam nimi na co dzień” dodała - Jak pamiętam panienki dziadek oddalił się trochę wcześniej szukając grzybów, właściwie to ja powinnam zapytać gdzie poszły Nys i Karendis… Odeszły gdy graliście w karty bez słowa ? - Potem wrócił… I znowu się oddalił i…. no i chyba poszły po niego… Chyba. Troszkę się zagrałam - skrzywiła się czarodziejka - Karendis chciała grać, ale nie lubię tego z nią robić bo oszukuje - skomentowała Raimiel - To miejmy nadzieje że nie odeszli daleko. - powiedziała Elphira po czym podchodząc do elfki ze złośliwym uśmiechem szepnęła - Oczywiście w kartach może być tylko jeden “szczęściarz” prawda. Ramiel skrzyżowała ręce na piersi - Ja jedynie wspieram swe szczęście, a ona oszukuje - No skoro tak mówisz. - uśmiechnęła się -Po twoim tonie mam rozumieć że też mało dyskretnie co ? *** Gdzieś daleko - Co się zobaczy to się już nie odzobaczy - mruknęła Serenae - Ojtam, przełączysz na Dis i Nys, zobaczymy co robią - zapytała Caliastra. Airyd i niziołek pomogli szukać śladów. Nie było to trudne. Dziewczyny i staruszek zostawili za sobą wiele śladów pod postacią wydeptanej trawy, połamanych krzaków jeżyn i ofiar zgryza oraz Vetmitraxa. W końcu Airyd wszedł na niewielką polankę zobaczył trzy zakapturzone postaci. - Witaj śmiertelniku. Trafiłeś na trzy wyrocznie co odpowiedzą ci na pytania o przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. - trzy postaci przemówiły, a potem wybuchły śmiechem. - Ale żeś rudziaszku minę zrobił - powiedziała Karedis podając Ermarkowi Fajkę. - Choć do nas. Karen nazbierała fajnych grzybków… Fajnie przemalowała włosy - zawoła Nys. Znowu się roześmiali. - Lepsze pytanie- co wy tutaj robicie? To jakieś miejscowe święto o którym nie słyszałem? - spytał rozpoznając w zakapturzonych znajomych wariatów i odszczepieńców z kasą. Elphira zamrugała widząc to co się wyprawiało gdyby jeszcze “tajemnicze wyrocznie” przemówiły głosami starowinek to zapewne zaczęła by rzucać jakieś mało przyjemne zaklęcie. Na szczęście to tylko ich zguby się znalazły po raczeniu się “grzybowym specjałem” mogła się domyślać skąd wiedzieli że grzybki mogą być spożytkowane w ten sposób i jakich efektów się spodziewać. -Umm, czy to takich grzybów szukaliście ? - rzuciła do Sophie pytającym tonem i nie czekając na odpowiedź podsumowała - Przynajmniej są w jednym kawałku. To chyba nie święto choć nie znam wszystkich okolicznych zwyczajów może gdzieś mają takie zwyczaje w okolicy… - Nie, nie takich grzybów szukaliśmy - mruknęła Sophie - Każdy dzień jest świętem dla wolnych duchów - Nys zawirowała śmiejąc się - Wiesz tatuacznotko? Twój dziadek jest bardziej czarujący od ciebie - Karendis zaczęła się tarzać ze śmiechu -[i] Choć wnusiu! Pogadamy i zapalisz fajeczkę, opowiesz mi bajrczkę. Nigdy ci bajek nie opowiadałem. Smutno mi z tego powodu [/i - rzekł dziadek i pociągnął nosem. - Dziadziuś, nie płacz bo mi smutno się robi - Rachenys usiadła przy nim - Oj jesteś taka miła, twój dziadek musi być zadowolony z takiej wnusi - Nie mam dziadka. Ponoć zmarł z przejedzenia i syfilisu zanim się narodziłam - Nys także zaczęła pociągać nosem - Nie płakusiaj, no już. Może to ciebie powinienem wydać za Sofie? - Ale ona będzie ubrana na czerwono a ja na czarno i zaprosimy też tego jednorożca co obok niej stoi - powiedziała - A ja zorganizuje wieczór panieński i Elphira będzie striptiserką, a Zaśpiewa na zgryz a rudziaszki będą za chierubinków robić - Wiedźma zaczęła chichotać. - Dziękuje elphirko! Może wydamy cię za tatę i będę miała dwie mamy? - Przywoływaczka zaczęła tańczyć na polanie. Elphira poczuła znajomy kształt owijający się wokół tali. Łeb Vermitraxa przytulił się jej do policzka. - Phani Zhepshuta. Nhapraf - Wrruk! - zgryz pokiwał głową wypuszczając z łap zająca, który uciekł przerażony - To zaczyna się wymykać spod kontroli - rzekła Raimiel - Jeszcze jedno słowo, a sama będę musiała zarzyć grzybów - jęknęła Sophie - Opowiem wam bajkę o śwince Pepie i czterech jeźdźcach apokalipsy -[i] Tylko nie świnka Pepa! - Sophie skryła twarz w dłoniach. - My też tak we wsi mieliśmy, bo mąka była zabrudzona i jak przed oberżą kręciła się kura to wszyscy myśleli, że to kugosmok powrócił - poważnym tonem rzekła Sisi - Powoli, tak by nikt niczego nie zauważył spierdalamy Airydku - mruknęła Jasmine. - Azali jesteś pewien, że to nie jakowyś sabat, co chce nas wykorzystać. I czy ten rudy jest brzuchomówcą - zapytał niziołek. - Jaka świnka Jakie sabaty?! -zaprotestował Airyd odzyskując mowę po takim planie rodu De Leone. -[I I niby czyj ślub to miałby być?!
__________________ You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh Ostatnio edytowane przez Guren : 05-03-2017 o 16:58. |
20-03-2017, 14:25 | #374 |
tajniacki blep Reputacja: 1 | - Nie wiem jak wy ale napiłbym się czego… i zjadł… może grule z łogniska… - zastanowił się na głos rudobrody krasnolud. - Aaa czyli naćpali się? I to w nudny sposób, ok szkoda czasu, Elphi czego tam chciałaś dowiedzieć się od Pana pociągająco umięśnionego niziołka? W sumie to powinniśmy się zbierać bo mięso dla koników zaśmierdnie. - Stwierdził Eryk znudzonym tonem. Elphira wzdrygnęła się nieprzygotowana na nagłą bliskość Vermitraxa, choć stwór nie groził jej, a szczerze prosił o pomoc. -Emm, nie znam się na tym, chyba trzeba poczekać, aż jej przejdzie. - A jhak zhosthanie? - jęknął stwór. Nie wydaje mi się by tak miało jej zostać, w razie czego Lord Gerion będzie mieć rozwiązanie- odparła szczerze, w końcu nie znała się na takich używkach tylko alkoholu. Widząc załamaną Sophie dodała. -Spójrz na to z drugiej strony, jak będzie ci próbował układać życie lub podważał wybory, będziesz mu mogła przypomnieć ten wieczór. Rozczarowania Eryka sytuacją nie zamierzała komentować, ale miał rację, że miała kilka pytań do ich małego kompana, który nagle nie był już taki bojowy, a właśnie przypomniała sobie, że prawie ją zabił, a przynajmniej prawie zranił. - Tak jestem niezwykle ciekawa co robisz tutaj sam w środku nocy, bez właściwego odzienia, choć jeszcze bardziej interesuje mnie, czemu prawie miałam twoją strzałę w plecach. No i jakich potworach opowiadałeś Panu Grzmotowi. - Byłem w lesie i was zobaczyłem. Słyszałem opowieści o straszliwej czarownicy i wiedziałem, że... No knujecie coś... eee, a co właściwie? - A może wszyscy weźmiemy ślub - zawołała Nys i pocałowała Airyda. - I wtedy Peppa zabrała braciszka i sztylet rytualny - prawił dziadek. - A ja wzięłam banjo! - Karendis wyjęła instrument i zaczęła chyba śpiewać “I tylko Jeża nie…” - Czy to jakiś rytuał? - niziołek zaczął się wycofywać. - Spokojna głowa, nie musicie się obawiać. - Krasnolud klepnął niziołka w ramię, aż huknęło. - To rozrywkowe towarzystwo. - Zaśmiał się rubasznie, podkręcając wąsa. - Nuż po co nosić coś na grzbiecie, jak ma się dobrze wyrzeźbione mięśnie? A bieganie bez ciuchów hartuje ciało! A panie nizioł, to na pewno było o wiedźmie, a nie o ludożercy i jego demonim kochanku? Bo musieliśmy ich zabić w samoobronie to może ich widziałeś waćpanie? - spytał leśnego mięśniaka paladyn. - Za ślub to dziękuje bo się raczej na dobrego męża nie nadaje, na partnera do łóżka to i owszem, jak by się dziadki porodziły to wychowam i zapracuje, ale nie wiem czy umiałbym być z jedną osobą... - powiedział i wyraźnie posmutniał. - Panienko Sisi czy wybierze się Pani z nami w podróż? Bo musimy iść w góry ratować smoki i zdobywać artefakty od leczenia chorób, lecz boję się was zostawiać skoro ten potwór z przeszłości was ściga, lecz jeżeli Lady Hope by pozwoliła to wziąłbym was na przygodę i mógł obronić, a jak wszystko się uda to od razu ściągnę robotników do odnawiania burdelowieży! Zgodzicie się Panienko? - spytał wilkołączycy, zapominając o smutkach w obliczu snutych planów. Elphi westchnęła słysząc wywód Eryka, spojrzała na Raimiel komentując. - To jak byś się kiedyś zastanawiała to wiesz jak mniej więcej wyglądają wyprawy z Erykiem i resztą. Przynajmniej chaos panujący na polance był całkiem komiczny, zwłaszcza gdy Karendis wyciągnęła ten swój instrument z plecaka i zaczęła na nim grać. Pomysł Eryka by ciągnąć ze sobą Sisi, średnio się jej spodobał, choć rozumiała logikę to było kilka “ale” którymi się podzieliła. - Co kto lubi, a wszystkim się nie dogodzi - skomentował Airyd bardziej do siebie i Jasmine niż do kogoś innego. Przy czym wzruszył ramionami. -Nie żebym krytykowała, ale Sisi jest w dworku już dość długo i nic takiego się nie działo, możliwe, że nie chce ryzykować działania w pobliżu miast. Teraz opuściliśmy dworek i wpadliśmy na nich, co jeśli w dziczy będziemy akurat łatwiejszym lub bardziej dostępnym celem? Choć to tylko moje przypuszczenia, mogę się mylić. Jednak będzie trudno walczyć na dwa fronty jeśli natkniemy się w górach na jakieś paskudztwo oraz popleczników tego drugiego. - Może jej przeklętego prześladowcy nie było wcześniej w okolicy? Albo wejdzie do dworku jako bard, albo klient skryty pod jakąś farbą lub czarami? Z drugiej strony, masz racje, w dworku jest teraz mnóstwo potężnych czarokletów i porządnych rębajłów, więc Panienka Sisi powinna mieć wystarczająco pomocy w razie ataku. Po prostu pomyślałem, że wywabilibyśmy tego łotra naszą wyprawą i wypatroszyli byśmy go, nie narażając klienteli dworkokarczmy, ale niech Panienka Sisi zadecyduję co jej bardziej odpowiada żebyśmy omówili wszystko jak trza! - stwierdził po czym zerknął na wilkołączyce pytająco. - Ja mogę iść z panem Erykiem, jak panienka Hope pozwoli - rzekła wilkołaczka. - A wiecie, ja znam taki czar, ale mówię wam, jest świetny - rzekł Ermark i zaczął machać rękoma. - My z dziadkiem już wracymy. Miło było was poznać - rzekła Sophia i chwyciła czarnoksiężnika za dłoń. - To może ja też idę - rzekł niziołek. - Odprowadzę panienkę - powiedział i wszyscy znikli w lesie. - Gdzie się wszyscy znikli? Co ja zrobiłam? Znowu jestem sama - rzekła Rachenys - Chodzicie jaśnie panienko Nys my tu z wami jesteśmy, pora wracać do domu na noc! Trupy się same nie zaniosą.- Eryk planował zanieść gargulcom i konikom prezenty, zanim trupy zaśmierdną, a potem sprowadzić dwóch gargulców jako strażników, niech się wymieniają co jakiś czas, żeby wieża też miała jakiegoś stróża. Weźmie też trochę ciast z krainy szczęścia i zaniesie je do dworku przez szafę. Airyd nie mogąc znaleźć dobrego rozwiązania dla włączenia się do zaistniałej sytuacji i komentarza do niej, łotrzyk przybrał postać lisa. By przypilnować przyćpanych jako “lis pasterski”. Podrzutka odprowadziła niziołka wzrokiem nie do końca pocieszona takim obrotem spraw, w końcu w tych stronach samotni wędrowcy w środku nocy budzili uzasadnione podejrzenie, no ale optymistycznie trzeba było założyć, że niziołek był tylko tym czym się wydawał, czyli lekko stukniętym samotnikiem, a nie jakąś poczwarą dybającą na ofiary pod pozornie niegroźną postacią. “Obyśmy tylko nie usłyszeli potem historii o śmierci wędrowców w tych stronach powalonych przez niewielkie strzały w plecach” skomentowała Elfi w myślach, po czym zwróciła się do reszty spoglądając na zawartość swego koszyka. - To chyba tyle w kwestii naszego grzybobrania. Teoretycznie mieliśmy też coś zjeść, ale w obecnej sytuacji… - tutaj spojrzała na trupy potem zaś na “rozweselone” dziewczyny. - Jak tak to może wracamy, a co się będziemy… - odparł krasnolud, odwracając wzrok od krzaczków w których zniknął przystojny niziołek. - Przecież mamy dwa dorodne trupy! Gargulce i koniki na pewno będą zachwycone, a grzyby też znaleźliśmy tyle, że niejadalne, ale wielkie i humanoidalne, a dziewczyny się fajnie zrelaksowały po stresie ostatnich tygodni, tylko biedna pani Sisi miała nieprzyjemne doświadczenia, ale niczego się nie martwcie Panienko, pomszczę waszą wioskę i bliskich jakom Eryk Świętobliwy Prostaczek! Nu zdecydowanie najlepsze grzybobranie na jakim byłem - podsumował. - To na ilu grzybobraniach byłeś w życiu i jak musiały one wyglądać, że to jest najlepsze? Czy ja chcę wiedzieć… - czarodziejka wymamrotała pod nosem, szybko orientując się, że chyba pożałuje tego “pytania”. - Właśnie nic ciekawego, chodziliśmy i zbieraliśmy grzyby, czasami ktoś się upił. Nie ubieraliśmy się w nic fajnego, ani nie malowaliśmy oczu, nie było żadnych walk z demonami, ani ludożercami, grzyby nie gadały, nie odkrywaliśmy dawnych problemów przyjaciół z którymi można pomóc, nie trafiały się zbezczeszczone leśne kapliczki, które trzeba by było myć… No po prostu nuda! - odpowiedział Eryk, chwytając trupy. Był wyraźnie zachwycony dzisiejszą wyprawą. - U nas grzyby w kopalni zjadały górników lub rozpuszczały swymi zarodnikami… czasem jaki wybuchł… wtedy przez tydzień pół wioski miało haluny… - Grzmot podzielił się własnymi wspomnieniami na temat grzybobrań… a raczej każdych spotkań z grzybimi osobnikami. Airyd wciąż w lisiej formie spojrzał z niepokojem na rycerza, skomląc coś co miało znaczyć “I oto chodzi w grzybobraniu! To ma być spokojna rozrywka”. Większość drogi pilnował by wesołe panienki nie zeszły z drogi. Do ludzkiej formy wrócił dopiero przed domem. Powrót zajął nieco więcej niż myśleli, z uwagi na wesołość panienek, które koniec końców zaczeły śpiewać, co odstraszyło wszystko w promieniu trzech mil co było mniejsze od sownoniedźwiedzia. W domu postanowiono nie komentować tych wydarzeń, nie licząc krótkiego. - Jeden smardz to i tak nieźle jak patrze na te dwie. - No i nie zapomniajcie o dwóch dorodnych trupach, muszem nakarmić koniki i gargulce póki świeże jeszcze są i nie zaśmiardły. Lady Hope czy jutro zechce Pani odwiedzić ze mną Wieże? Obsługa SPA bardzo chciała was poznać jako dziedziczkę rodu, możemy zabrać też Jeśnie Pana Lorda Revena. Ustalilibyśmy gargulcom zmienne warty żeby oba miejsca był strzeżone - zaproponował swojej Seniorce. - W sumie to uratowałem dzisiaj zdesakrowany ołtarzyk Pharasmy, ukarałem winnych i pomodliłem się do niego, więc może nam przyśle jakiegoś tolerancyjnego kapłana, albo kapłankę to moglibyśmy rekonsekrować wasz stary cmentarz Pani i pochować tam ciała waszych przodków, zabitych w wieży oraz Pana półkutasa, bo tymi zbirami to można spokojnie gargulce nakarmić, ale ogródek by wypadało posprzątać - stwierdził. Elphira wysłuchała słów Eryka zastanawiając się, czy można to było nazwać zdawaniem raportu z “grzybobrania”, czy może chwaleniem się swymi osiągnięciami. -Też bym się zabrała, bo chyba muszę przeprosić tą driadę za to, że odmówiłam jej terapii. Raimiel też chcesz się zabrać jutro? Spa jest całkiem ciekawe… Kraina Szczęścia też. - zwróciła się do elfki, uśmiechając po czym zamyśliła się i podzieliła swymi obawami - Tylko nie wiem czy gargulce będa mogły przejść przez krainę szczęścia… albo czy wogóle sie na strychu zmieszczą lub czy będzie im się chciało ruszyć ze swojego domu. Zresztą to chyba decyzja Hope niektórzy z naszych gości raczej źle by zareagowali na prawdziwe gargulce… Potem Eryk pobiegł do stajni - Dobry wieczór Węgielku mam kolacje, podziel się z kolegami i koleżankami - zawołał do ulubionego demonicznego konia, rzucając jemu i pozostałym truchło demeonicznego wilka. Rozciął brzuch trupa trochę bardziej mieczem żeby miały łatwiejszy dostęp do najlepszych frykasów. Następnie ruszył do Szafy na strych żeby przejść do wieży z trupem kanibala, którego oddał gargulcom - Wybaczcie, że nie zajrzałem wcześniej, ale miałem bardzo dużo pracy dla Lady. W ramach przeprosin przyniosłem wam trupa wojownika, a jutro przyjdę do was trochę wcześniej rano żeby was wyczyścić, to będziecie się lepiej prezentować - obiecał. Na koniec odwiedził SPA zapowiadając przybycie jaśniepanienki, powiadomił Mirkana, że chyba trafili na ślad Pana Czarnulka i postarają się go sprowadzić z powrotem. Zabrał też nieco świeżych ciast, tortów oraz ciastek z powrotem do karczmy.
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |
13-04-2017, 23:33 | #375 |
Reputacja: 1 | Minął tydzień, względnie spokojny, nie licząc tego, że… Spotkanie koło młyna przebiegało dosyć jednostronnie. Znalazła tam list z napisem “Wdowa Maleprho to kobita zła i hciwa, lubowiem nie chce ottać ziemi swej cennej a dobrej ludzi co są bogaci i pomagajo nam bijedakom wienc muszi bydź ona ta kobita zginięta tako bez śladu nijakieko i z całym swym pomiotem razem” W tym czasie zaczynały do nich dochodzić opowieści o tym, że po nocach widać skradające się do zagród istoty o białych oczach, zwierzęta zaczynały się dziwnie zachowywać jak na przykład widzieli miauczące wróble, wybuchowe sikorki, świecące żaby… W lasach wyły wilki, grzyby wędrowały po lasach, obóz obok Dreadwood został zaatakowany i kilkunastu górników znaleziono zjedzonych do kości. Podobno jednego biednego jasia zeżarła krowa, którą chciał sprzedać na targu, a jakiś dziwny kupiec został zaaresztowany przez Mordekaia za przemyt fasoli. Sklep Gelantarów otworzył swój sklep gdzie sprzedawał prawo do zatrudnienia fungatycznych wolontariuszy. Elphira spodziewała się czegoś innego po spotkaniu przy młynie zamiast tego był tylko list zapewne sporządzony przez zastępcę szeryfa lub kogoś z nim powiązanego, intryga raczej nie była wybitnie skomplikowana jeśli w ogóle można to było zwać intrygą. Niewątpliwie cały ten kupiec który wcześniej chciał zdobyć ziemię wdowy zdecydował się na bardziej bezpośrednie podejście, nie wiedziała za to co myśleć o fakcie że ktoś zdecydował się zwrócić z tym “problemem” akurat do niej. Tak czy inaczej zdecydowała się podzielić tą nowiną z resztą, zaś plotki o działaniach derro i to dość jawnych napawały ją niepokojem no i był jeszcze fakt tego że Fungarium miało jakiś związek z tymi stworkami które łapały grzyboludzi, zwłaszcza że “interes” szedł tak dobrze że otworzyli jeszcze drugi sklep w Dreadwood. Znając życie obawiała się że Eryk będzie lada moment gotów ruszyć by rozpocząć świętą krucjatę mieczem i ogniem za wolność grzybiastego ludu… - W takim razie trzeba urządzić polowanie na Derro i pozabijać paru żeby reszta się wycofała. Co do twoich krewnych Elphiro spróbujemy ich przekonać dyplomacją do zaprzestania ich niegodziwych praktyk gdyby moje płynące prosto z duszy słowa nie podziałały na ich sumienia ty możesz ich nastraszyć jak tamtych niziołków świniopasów a gdyby i to nie pomogło to po prostu pobijemy ich do nieprzytomności a następnie uwolnimy grzyboludy. - Paladyn powiedział to takim tonem jakby była to najprostsza sprawa świata. - A nie możemy po prostu zabić tych niegodziwców co męczą biedną wdowę ? - Spytał z nadzieją w głosie. -Nie wiem czy “polowanie” na Derro coś da… choć kto wie co by się stało gdybyśmy nie ubili tego co przypałętał się do dworku i alchemika na cmentarzu. Dobrze byłoby się dowiedzieć gdzie mają swoja siedzibę od grzyboludzi, no i w sumie to chyba sprawa dla lokalnych władz… choć sama nie wiem czy można na nie za bardzo liczyć. Jeszcze Salinger ma z nimi układy jakieś bo wpuszcza swobodnie je do swego miasta. Jakby tego było mało grzyby mówiły że to derro je wyłapywały do eksperymentów ale też one zaopatrują fungarium, cholera wie jak moje kuzynostwo się w to wpakowało. choć raczej nie byliby na tyle głupi by wejść w taki układ dobrowolnie… przynajmniej mam taką nadzieję jak się mylę to będziesz mógł ich sprać z czystym sumieniem. - uśmiechnęła się krzywo na tę myśl. Paladyn westchnął długo i przeciągle. - Czasami to tęsknie za czasami gdy byłem najmitą wszystko było prostsze. Cóż, teraz jestem paladynem Sarenrae więc trzeba dać wszystkim szanse na nawrócenie się. - Poskrobał się po blond czuprynie - Może spróbujemy zatrudnić Derro ? Panienka Rahenys wspominała coś o tym że jej ojciec Lord i ona chcieli mieć grupkę na usługach. Może za jednym zamachem udałoby się nam zadowolić Lorda, ograniczyć szkodliwość tych eksperymentów i wyciągnąć z nich informacje ?- Zaproponował. -Na razie nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość wątpię by chciały od tam z nami pogadać. Co do wdowy to może pasowałoby ją przestrzec, choć zapewne ją to zmartwi. Na pewno zamieszany jest w to zastępca szeryfa i prawdopodobnie ten cały kupiec który wykupuje okoliczne ziemie, wątpię by szeryf był zachwycony gdybyś tak po prostu zarąbał jego pomagiera na środku ulicy. No i chyba nie byłaby to sprawiedliwość tak bez dowodów… - Możemy ją ostrzec ale to i tak za mało. Uważam że zastępca Szeryfa miał już dużo szans żeby się nawrócić z których nie skorzystał więc powinienem go zabić szybko i bezboleśnie zgodnie z dogmatem Sarenrae. Ty jesteś miejscowa jak wyglądają u was prawa zwyczajowe co do pojedynków ? Z tych tradycji co mnie uczono to starczy za wszelkie dowody starczy odmowa podjęcia wyzwania lub przegrana. - Biorąc pod uwagę “urok” osobisty zastępcy to raczej racja że nie nawróci się. - skomentowała pod nosem, zastępca przypominał jej postacie niegodziwców z jej powieści którzy większość zła wyrządzali dla własnej przyjemności lub po prostu głupoty. Nie spodziewała się że przyjdzie jej spotkać kogoś takiego naprawdę a jednak spotkała. -Wiesz to raczej taki typ osoby który na umówiony pojedynek przychodzi z tuzinem kumpli… uzbrojonymi w kusze i twierdzi że jest sprawiedliwie. Jeśli w ogóle by przyjął wyzwanie no i nie wiem czy można tak bez twardych dowodów, zresztą Mordecai raczej nie był by pocieszony że ktoś mu próbuje ukatrupić mu zastępcę. Nawet jeśli zastępcę “odziedziczył” po poprzednim szeryfie… tamten to dopiero musiał być paskudnym typem biorąc pod uwagę jak zastępca sobie go chwalił. - skrzywiła się wyobrażając sobie kogoś uosabiającego negatywne stereotypy o szeryfach gotowych wieszać i palić na stosach jak popadnie. Świątobliwy Prostaczek był wyraźnie w kropce - Sprawiedliwym byłoby ukaranie niegodziwca za jego liczne niegodziwości gdyż umykał karzę poprzez znajomości. Jednakże nie byłoby to prawe i mogłoby nas wszystkich wpędzić w kłopoty… Z drugiej strony nie mogę pozostawić biednej wdowy na pastwę morderców! - Tego wcale nie mówię, pasowało by ją przestrzec. No i ten cały kupiec chyba też nie jest wybitnie błyskotliwy skoro z taką ofertą zwrócił się akurat do kogoś takiego jak zastępca szeryfa. No chyba że szukał głupca od którego w razie czego mógłby się łatwo odciąć choć zatrudnienie bardziej ogarniętych drabów w Dreadwood byłoby zapewne prostsze i efektywniejsze. Może da się go podejść tak by sam się wygadał i można by go wtedy oddać pod osąd czy coś… Może to by starczyło by go wyeliminować choć czy zaszkodziło by kupcowi czy może byłby to jako oskarżenia desperata ? Kto wie. - Elphira podrapała się po głowie zastępca aż się prosił by coś z nim zrobić ale jednak bardziej martwił ją zleceniodawca całego przedsięwzięcia, miał pieniądze i zapewne też niemałe ego by zlecać zabójstwo całej rodziny tylko by przejąć kawałek gruntu. Choć kto wie może w całej tej historii chodziło o coś więcej niż tylko budowanie majątku na krzywdzie i trupach innych ? |
19-04-2017, 11:26 | #376 |
Reputacja: 1 | Airyd wśród swoich załatwia sprawy rodzinne. Po pamiętnym grzybobraniu nadał wiadomość do Kiresa, aby umówić się na spotkanie. Był późny wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi, komary gryzły ludzi, same padając ofiarą żab… Oczywiście nie licząc wampirycznych komarów, jedynym ich wrogiem były smocze ważki… Airyd grzał się na słońcu na leżaku, obok niego jedynie Eleril, ćwicząca fechtunek na komarach, gdy nagle zobaczył Kiresa z żoną na mule. - Cześć młody, słuchaj macie tu coś w rodzaju piwnicy? I dobrą położną bo za jakiś czas rozwiązanie… a musieliśmy się ewakuować z Dreadwood - Kires wskazał za siebie, nad miastem unosiła się niewielka łuna. - No nareszcie poszedłeś po rozum do głowy- spojrzał na miasto - Tia… NAwet stąd widać jak bardzo niepokojąca…. Chyba nie podpaliłeś dotychczasowej siedziby, co? Linea westchnęła: - To moja wina. Pakowaliśmy się do wyjazdu, gdy nagle wpadła przez okno kobieta o umalowanej twarzy… - ciągnęła przygnębiona, ale Eleril jej przerwała. - To nasza Mistrzyni! Znaleźliście ją! - podskakiwała radośnie. - A potem zabiła Satriusa i cisnęłam w niego kulą ognia - Wyglądała na zawstydzoną - Trafiłam w skład śluzów i płonąc rozbiegły się po miasteczku. - Ojej - powiedziała diablica. - A ta dziewczyna to twoja przyjaciółka? - zapytał Kires z wyraźnie wyczuwalną nadzieją w głosie. - Taka jedna, co przez france trafiła do więzienia. Ale bardzo się cieszę, że przybrany brat Rydka trafił do nas i będzie z nami mieszkał. - zakrzyknęła Jasmine, Kires zakasłał. - Ekhm… Kires, Lineo pamiętacie, że chciałbym jej przywrócić dawną formę? Cos ustaliliśie? - spytał licząc na doświadczenie przybranych opiekunów. Kires podrapał się po brodzie - Wielce trudnym musi być odwrócenie takiego zaklęcia, wiele lat będą trwały badania i gromadzenie ingrediencji, nim uda się jej przywrócić pierwotną postać. O ile jakaś była -[i] Że się sama zacytuję “Potrzeba nam do tego włosa dobrego trolla, nasienia złego ćwierć niebianina, litr krwi prawej wiedźmy, naparstek łez wyzwolonego wampira. Uncja Adamantu, tyleż samo mithralu i żywego srebra. Uncja czegoś jeszcze i pięćdziesiąt kilo rośliny. “ I co to znaczy “O ile jakaś była” - Elphi się nada jako prawa wiedźma, ale litr?! Ja jej nie chcę zabić… I pięćdziesiąt kilo jakiej rośliny? - To taka gadzina i wiaderko jej nie zabije. A to chodzi o oślinę. Osioł smakuje jak człowiek… tak słyszałam - A ile waży taki średni osioł? A Elphiry bym nie nazwał gadziną. W każdym razie składniki przynajmniej częściowo do zdobycia - Gadzina i spała z tą jędzą, co chciała mnie wrzucić do jeziora. Nie ufam czarodziejką… To taki żart - rzekła gdy Kires na nią popatrzył. - No nie wiem, czy moja siostra jest prawa. Ona nawet chyba lewa nie jest? - powiedziała Eleril -Ona i Linea są najbardziej prawymi czarodziejkami jakie znam - żachnął się kitsune: - Może nie praworządnie prawe, ale mają poczucie sprawiedliwości i rozsądku! A to rzadkie połączenie…. - Która? Jej siostra? Ona serio jest jakaś taka dziwna, jakby była uciekła z kiepskiej tawernianej piosenki - rzachnęła się Jasmine - Ale znam gorsze. Jakby co Airyd, możesz się z nią zadawać, tylko schowaj mnie w pochwie i nie pozwalaj jej dotykać - On chyba mówił o Pani Elphirze - powiedziała grzecznym tonem Eleril - O niej? To przecież niewyżyta flądra i do tego jest agresywna! - Agresywna? - zapytała diablica - No zaatakowała was podstępnie! - Ale to było niechcący! - Niechcący to to można dziewkę zbrzuchacić - Czyli Linea będzie bezpieczna? - zapytał Kires. - W każdym razie myślę, że pani Hope znajdzie wam u siebie jakieś lokum. A Elphira jako miejscowa i wiedźma na pewno zna dobrą położną -kitsune wolał zmienić temat. - Ale pani Elphira nie jest miejscowa i technicznie to jest półwiedźmą po mamie - sprostowała Eleril i z przestrachem zasłoniła usta. - No to się jebło, idziemy do dworku? - zapytała Jasmine. - W-wiedźmą? Powiedziała ci o tym? Linea - Airyd nie chciał odpuścić takiej rewelacji. - Nie mówiła panu? - zdziwiła się diablica - Bo wie pan, że Hope to półwampir, Risi wilkołak, Ramiel jest Varsielfką, we dworku macie spa z Gargulcami i driadami, a pan Eryk lubi palafynić - zapytała diablica zdziwiona. - Zapomniałaś o łańcuchowej demonicy i dwóch diablicach - rzekła z rezygnacją Jasmine. - Linea będzie bezpieczna? - zapytał Kires. - Ale to bardzo mili lu… - zapewnił kitsune. Po wyliczeniach diablicy poprawił się: - ...osoby. Myślę, że będą mieli na względzie bezpieczeństwo Linei nie mniej na uwadze niż moje. Kires westchnął i zahukał trzy razy jak puchacz, dwa razy zakrakał i raz zawył. Po braku odpowiedzi, zakrakał trzy razy, cztery razy zawył i trzy razy zachrumkał. Po kilkunastu minutach różnych kombinacji, sprowadzenia - stada wron, dwóch dzikich świń, orła i Sisi, wyszła z zarośli zirytowana Linea. - Trzy razy zahukaj jak puchacz, dwa razy jak sowa płomykówka i raz jak sowa śnieżna - po kilku chwilach jednak trafili do dworku. Lineę zakwaterowano w pokoju a Kiresa w wspólnej sali. Obok zachwyconej Karendis. - To są bardzo miłe osoby… Wbrew pozorom… - zapewniał już któryś raz Airyd.
__________________ You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh |
19-05-2017, 21:26 | #377 |
Reputacja: 1 |
|
11-06-2017, 20:20 | #378 |
Reputacja: 1 | Ludzie listy piszą Elphira intensywnie patrzyła się na zapisany kawałek papieru na którego początku widniały słowa “Drogi ojcze… “ nareszcie po ponad pół godzinnej batalii ze sobą i odpieraniu chęci walenia głową w stół udało jej się sformułować treść która była do zaakceptowania do już dawno spóźnionego listu do ojca. Niestety zapiski były mocno podkreślone więc czekało ją przepisywanie całości do bardziej przystępnej formy. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia oraz specyfikę ich towarzyszy nie mogła mu o wszystkim napisać, zresztą sporo tematów wydawało się jej bardziej stosowne na rozmowę twarzą w twarz niż zapisanie w liście który mógłby wpaść w niewłaściwe ręce. Tak więc jak wcześniej nie wspominała mu o swej magii ani spotkaniu z “mamusią” i tym że jego córka mogła żyć tak teraz też pominęła lub przeinaczyła parę “detali”. Nie żeby była szczególnie dumna ze zwodzenia ojca ale znała go na tyle by wiedzieć że zaczął by się zamartwiać, co dopiero gdyby mu napisała że ot tak się szwenda po okolicznych ruinach i innych “ciekawych” miejscach w okolicy w towarzystwie dwójki niedawno poznanych mężczyzn… Tatuś by chyba wyszedł z siebie na taką nowinę, no może Airyda by by jeszcze strawił jako cwaniaczka ale Eryk w pełni swej “chwały” kto wie jaka by była jego reakcja. Dlatego wspomniała tylko że zaprzyjaźniła się z tutejszymi dziewczynami oraz jednym rudowłosym obcokrajowcem i paladynem który akurat postanowił stacjonować w dworku, ojciec nie musiał wiedzieć że był to bardzo “specjalny” boży wojownik. Nie wspomniała też że z Raimiel łączyła ją więcej niż przyjaźń w końcu była jej to prywatna sprawa no i taką nowinę było lepiej przekazać osobiście. Westchnęła ciężko biorąc się do ponownego spisania listu mając nadzieję że jej opóźnienie nie zmartwiło ojca no i mając nadzieję że list dotrze na miejsce bez żadnych problemów gdzie uspokoi zmartwionego mężczyznę. Sama też stwierdziła że będzie się musiała zrelaksować zwłaszcza gdy pomyślała o tym ile rzeczy będzie musiała m wytłumaczyć gdy ponownie się spotkają już się zrobiła z tego niemała lista… Przez następne parę minut po bibliotece rozchodził się odgłos skrobania piórem po pergaminie, czarodziejka w pewnym momencie przestała mając wrażenie że ktoś jeszcze był w bibliotece. Fakt że budynek był stary i miał swoją historię w połączeniu z jej wyobraźnią wystarczył by zaczęła rozważać czy to może jakieś widmo któregoś z przodków Hope lub nieszczęsnego sługi który tu sczezł, jednak nie stało się nic niezwykłego, żaden widmo się nie zamanifestowało a książki i regały nie zaczęły latać przy żałosnych jękach nieboszczyka. Bezceremonialnie wzruszając ramionami wróciła do pisania zostało jej raptem ostatnie zdanie, była zupełnie nieprzygotowana na to co miało nadejść. - Więc tutaj się przede mną chowasz ? - niespodziewanie usłyszała głos za swymi plecami, zareagowała natychmiast to znaczy paniką na to niespodziewane zjawisko podrywając się i obracając za siebie z rozpostartymi dłońmi. Nie wiadomo czy zamierzała podrapać napastnika czy może porazić go zaklęciem, tyle że “napastnikiem” okazała Raimiel także nieprzygotowana na taką reakcję i przyjmującą pozycję obronną. Popatrzyły się po sobie przez parę sekund po czym Elphira wydusiła. -Wybacz zaskoczyłeś mnie… - cisza trwała jeszcze chwilę nim obydwie zaczęły się śmiać, gdy już się uspokoiły elfka spytała co takiego robiła na co pokazała jej swój skończony list. Rozmawiały jeszcze przez jakiś czas gdy w pewnym momencie Raimiel przyjęła znaną już jej wcześniej postawę do “poważnej rozmowy”. -[i]Powiedz mi… ale tak bez wykręcania dlaczego próbujesz być miła dla Rachenys ? -Emmm, z paru powodów no na początku stwierdziłam że z moim usposobieniem i jej charakterem mogłybyśmy sobie nawzajem dopiekać i robić złośliwości. Tylko że to by zapewne non stop eskalowało ja jej ona mi i byśmy się żarły ze sobą jak dwa dzikie koty do momentu aż jedna z nas by naprawdę przesadziła i skończyło by prawdziwa waśnią ja lub ona by poprzysięgła zemstę wciągnęła to rodzinę przyjaciół. Dworek spłynął by krwią a w okolicy zaczęły by krążyć opowieści o krwawej łaźni w Raven Erie… - Elphira mówiła coraz szybciej rozwodząc się nad swym wyobrażeniem niedoszłej krwawej łaźni i strasznych historii jakie by spłodziła. Zamrugała parę razy patrząc się na elfkę gdy ta nic nie odparła po czym dodała. - Przynajmniej tak to sobie wyobrażam gdyby nikt nas nie zatrzymał ale znając życie prędzej Hope by szlag trafił i by pogoniła nas obie do stajni do czasu aż nie ochłoniemy gdzie byśmy zapewne dalej obwiniały się wzajemnie dygocząc z zimna i zrzędząc jak stare baby którym zawsze źle… Więc stwierdziłam że szkoda zachodu i dorabiania się siwizny i zmarszczek i plucia jadem. To tak pokrótce pierwszy powód dlaczego zmieniłam podejście. - Tak, ona pewnie pluje jadem, co przeżera ciało i kości. - mruknęła - Ciężko mi to zrozumieć, może jestem zazdrosna, ale dla mnie to rozwydrzony bachor i tyle. Cholerna córeczka tatusia… - rozejrzała się ostrożnie i ściszonym głosem dodała - Ta jej matka to musi być świętą kobietą mając takiego męża i córkę. - dodała nieco głośniej - Ciekawe jaka jest ta jego prawdziwa córka. Ponoć miała rok, gdy Lord wyjechał z kraju. -Ta Lady de Lione musi mieć ciężko no chyba że ożeniła się z nim tylko dla statusu ale nie chcę obgadywać kogoś kogo nie znam. - odparła równie konspiracyjnym głosem po czym kontynuowała już normalnym -Zgadzam się że naśladuje ojca ale biorąc pod uwagę co wysłuchałam z opowieści Aeriona, Hope i innych na temat jej usposobienia i pochodzenia, ro nawet trochę rozumiem. Wiesz ona jest zaadoptowanym bękartem, i na pewno przejmuje się tym faktem. Nieźle się wściekła gdy Forakil o tym wspomniał a wiadomo że dla wysoko urodzonych czystość krwi potrafi być świętością więc zapewne każdy szlachcic który coś o tym wie lub słyszał plotki nie pozwoli jej o tym zapomnieć. No i pochodzi z Cheliax… jeśli nawet ułamek opowieści na temat tamtejszej szlachty to prawda. To i tak sukces że nie ma paskudniejszego usposobienia biorąc pod uwagę że cenią tam okrucieństwo i bezwzględność jak najwyższe cnoty, po prostu dała się przekonać że takie a nie inne podejście pozwoli jej zostać kimś no i obronić się przed światem. Ona próbuje coś udowodnić sobie innym i ojcu że jest godna tytułu i bycia członkiem rodziny no i ich miłości, smutne ponieważ brat i ojciec raczej ją kochają. Dobrze by było gdyby gdyby to zrozumiała no i może rozważyła spojrzenie na życie z innej perspektywy… ale raczej to że ją spoliczkowała nie pomogło w tym. Zakończyła swój wywód robiąc kwaśną minę. - Pięknie, bardzo pięknie, ale to jej nie usprawiedliwia. Taka Karendis też ponoć nie miała łatwo, ale nie jest podła. Wprawdzie wyraża się jak orkowy menel, torturuje ludzi śpiewem, przystawia się do wszystkiego… Weźmy takiego Eryka, był najemnikiem, nie lubili go w szkole paladyńskiej, ale jednak paladynem został. Dziwnym, przyznaję, trochę niezwykłym, ale czyni dobrze… dobro… dobrze też pewnie. Czarodziejka pokiwała głową wyrażając swoje poparcie dla słów elfki. -Dobrze prawisz choć akurat podałaś dość ahem… specyficzne przykłady. No i nie chcę jej zmieniać na siłę ani nie mam jakiegoś wyobrażenia że ją “zbawię” bo mnie to kręci jak niektóre kobiety które zadają się z nieciekawymi typami bo są przekonane że dadzą radę i sobie żyły wypruwają by to osiągnąć. Choć potrafi być miła aż przesadnie co zresztą widziałaś gdy zdarzy się jej za dużo wypić, no lub gdy jej się porobiło przed wjazdem do obozowiska chorych. - Ta, tuliła się do wszystkich. Może w głębi serca jest bardziej dobrawa od brata? Ale i tak jej nie lubię… A co sądzisz o siostrach Daichon ? I ich towarzystwie? - Obie są dość specyficzne, no i jak rozumiem wcześniej się nie znały ? Zawsze inaczej wyobrażałam sobie nagłe spotkania rozdzielonej rodziny… widać nie zawsze są one łzawe i pełne wzruszenia. Ciekawe co na to by powiedział Forakil… choć chyba by się wściekł że załatwiłam Elerin “wizytę” w tutejszym areszcie. Co do ich towarzyszy to są oni specyficzni choć chyba nie mogę ich oceniać my w końcu mamy Eryka no i czasem Airyd też z czymś wyskoczy. Chyba teraz wiem skąd się biorą takie dziwaczne opowieści oraz plotki o awanturnikach i najemnikach. Choć Rasi i Use wydają się w porządku, tylko chyba młody został fanem Eryka. Gizelmunda wraz ze swoimi trofeami mnie niepokoi ale to chyba normalne. O reszcie niewiele mogę powiedzieć no poza tym że Eustariam chyba jest zabujany w Elerin. - zaczęła się dzielić swymi spostrzeżeniami na temat gości dworku no i tym co zaszło gdy wyciągała diablicę z aresztu - Co do znajomych Elerin nie wiem czy mogę wiele powiedzieć w końcu poczęstowałam ich magią i wylądowali w areszcie. Choć z tym facetem jest wybitnie coś nie tak dziwnie się zachowywał gdy zjawił się tutaj ostatnio… - Taak? A Globsztern twierdził, że Eł jest zakochany w Karendis i w każdej kobiecie ją widzi, na przykład w tajemniczej wybawicielce, która go uratowała przed byciem… Rozrywką Impów. - zamyśliła się - Eryk ma fana… myślisz, że będą o nim pisać te twoje powieści i w końcu dostanie swoją kartę i dzieci z południa będą go kolekcjonować? - Karty ? Jakie karty ? - zapytała nie rozumiejąc o czym mogła mówić Raimiel, na południu musieli mieć dość specyficzne zwyczaje -No i jeśli ktoś by napisał o nim balladę lub powieść to musiałby zapewne się wspiąć na wyżyny rzemiosła by publika nie miała traumy… albo napisać pełna prawdę zapewne znaleźli by się tacy którym i takie opowieści przypadłyby do gustu. Ciekawe czy ja bym się nadawała na bohaterkę takiej powieści lub ballady… Rozmarzyłam się na parę minut wyobrażając sobie ludzi czytających powieści których była bohaterką… tylko że jak na razie raczej nie miała żadnych osiągnięć które byłyby godne opowiedzenia no i nie uważała się za jakąś bohaterkę choć sama perspektywa wydawała się całkiem miła. - Co do Eustariama to sama nie wiem jego opowieść się trochę różni, że został ocalony od impów przez szermierkę o twarzy Karendis tylko ładniejszej. Właściwie nie wykluczone że może mówić prawdę w końcu są bliźniaczkami ale to trzeba by było się jej spytać czy kojarzy taką sytuację. Choć trzeba mu przyznać że był gotów ją ratować no i jego popis w areszcie… Przedstawiła jej mniej więcej jak wyglądała jej rozmowa z młodzieńcem no i o zajściu w areszcie z udziałem “tajemniczego wyzwoliciela”. - A wygrałam kiedyś taką jedną. - wybiegła z biblioteki i po kilku minutach przybiegła trzymając w ręce tekturkę, która z jednej strony pokrywał teks z drugiej znajdował się prosty rysunek kobiety o bardzo długich uszach i równie rozwniętych atrybutach, która trzymała w rękach łuk. Napis głosił “Shalelu” a po drugiej stronie podano osiągnięcia, jak najpotężniejszy powalony potwór, najsłynniejsze dokonania i tak dalej. - A może ty byś taką dostała kiedyś ? - zapytała Raimiel. Czarodziejka obejrzała otrzymaną kartę z wielką uwagą, słyszała że na cześć bohaterów pisze się książki, sztuki, ballady, pieśni lub stawia się czasem pomniki i popiersia oraz maluje portrety i obrazy by upamiętnić heroiczne czyny bądź rozsławić kogoś jeszcze bardziej. To jednak było dla niej coś nowego właściwie pomysł był całkiem niezły w końcu nie każdy miał dostęp do bardziej kosztownych dzieł sztuki reprezentujących jakąś personę czy też teatru bądź ksiąg. Najprędzej można było usłyszeć o bohaterstwie w balladach i opowieściach wędrownych bardów, ale taka karta zapewne nie była czymś drogim czy trudno dostępnym a pozwalała na streszczone przedstawienie osoby i jej wizerunku, choć miała pewne wątpliwości czy aby nie była to “wizja artystyczna” rysownika. No ale opowieści i obrazy też odbiegały od prawdy gdy jakiś bard lub artysta postanowił uatrakcyjnić swe dzieło dla publiki, w końcu sama się o tym przekonała na przykładzie Jane która różniła się trochę od tej którą znała ze swych książek. -Heh, nie powiem byłoby miło ale chyba raczej nie zasłużyłam. Przecież ja tylko szwendam się po okolicy w poszukiwaniu zagubionych lordów, dokarmiam chorych i takie tam.- zaśmiała się pod nosem po czym dodała -No i zapewne bym musiała opłacić wędrownego barda by spisał czyny i sporządził z nich pieśń bądź opowieść której ludzie by chcieli słuchać. - A teraz szukacie smoka. To dobry wyczyn. Ilu bohaterów brało udział w takiej misji. - rzekła Elfka. -Fakt nie jestem może zupełnie bezbronną oberżystką ale raczej nie czuję się na siłach by porywać się na smoka zwłaszcza który oszalał. Nawet nie jestem do końca pewna czemu tak właściwie chcemy go odnaleźć przecie nie wróci od tak po dobroci do krainy szczęścia jak go grzecznie poprosimy… - Siła osobowości Lorda Gerego. On naprawdę chciałby mieć smoka jako pupilka. No ale Sabirna mówiła, że w okolicy jest półsmokohydra… Właściwie to jednego pół-smoka pokonaliście. Jak dwa zabijecie, to jakby był jeden cały smok… A pamiętasz o tych lekcjach Elfiego ? - zapytała rumieniąc się. -Aaa na śmierć bym zapomniała ! - Elphira zasłoniła usta po czym szybko zwinęła swój list przygotowując stół i miejsce do lekcji i zaczęła drapać się po głowie -Dobra… tylko od czego by tu zacząć… mam nadzieję że nie będę złą nauczycielką. Sama jak zaczęłam gadać po elficku to tato zaprowadził mnie do kapłana Desny czy aby mnie coś nie nawiedziło. Całe szczęście że nie do Pharasmitów no i że kapłan sam znał trochę języka choć był zaskoczony moją biegłością, to chyba była pierwsza manifestacja mojego talentu. Więc zrobimy tak jak wtedy spróbuję z tobą porozmawiać by ocenić jak idzie co mówienie a potem pisanie i wtedy zaczniemy działać. Co ty na to ? Elfka chwyciła się za głowę. -Nienawidzę pisaniny, ale powinnam się nauczyć języka matki, prawda ? -Cóż to była taka propozycja na początek, choć chyba ważniejsze byś mogła się dogadać a dopiero później będziesz się martwić pisanie elfich wierszy. Jak idzie ci z mową i rozumieniem ? - spytała, po czym powtórzyła to samo w elfim. -Ja (osoba urodzona w ciągu 200 ostatnich lat, w lesie, żołędziowołosa) nie (z powodu prastarego proroctwa) Elfi (dialekt z osiriunu). Elphira zamrugała parę razy próbując zrozumieć co usłyszała po czym stwierdziła że lekko nie będzie no ale czego się miała spodziewać, nauczanie nie było łatwą sztuką. - Twoja wymowa jest całkiem dobra, trochę gorzej z treścią i znaczeniem wypowiedzi oraz słów ale damy sobie z tym radę. - odparła, nie zamierzała jej zniechęcać zaraz na początku nauki. *** Przygotowania do wyprawy szły pełną parą. Sisi kupiła nowy płaszcz, a Raimiel dwa sztylety… Wszystko zapowiadało się dobrze, aż… Elphira mieszkała w domu razem z mamą, braćmi i siostrami… Poza tą złą rudą, którą wygnali, nigdy jej nie lubiła. Była zdradziecka niczym wiedźma. Szykował się bal, na który przybyło wiele sławnych osób, w tym jej nieprzeliczone ciotki… Na przyjęciu tańczyła z wieloma pięknym osobami… Cesarzową Abraxyl… Gebem władcą Geb, milczącymi książętami z Nidal i innymi. Piła wspaniałe nocne brandy i krwawe wino.. A mięsa były pyszne, zwłaszcza rozpływająca się w ustach dziecięcina. Dziecięcina ? Elphira przypomniała sobie gdzie kim naprawdę jest. - Przy odrobinie naszego wysiłku, tak wyglądałoby twoje życie. No nic, wszystko zaprzepaściłaś, musimy nasze relacje ułożyć sobie na nowo. - rzekła jej matka trzymając w rękach tackę pasztecików. Elphira mogła winić siebie że wcześniej się nie zorientowała że śniła w końcu nie miała wielu braci i sióstr przynajmniej nic jej na ten temat nie było wiadomo. Była to zapewne sprawka jakiejś plugawej magii ale niepokojące było jak mocno mogło to spaczyć percepcję choć co jak co powinna się zorientować gdy zaczął się bal z cesarzową i Gebem… nie była specjalistką w dziedzinie polityki i historii ale była prawie pewna że ten ostatni był straszliwym upiorem o którym nie słyszano od kilku stuleci... Powstrzymując niepokój związany z tym jak łatwo dała się zamotać i obrzydzenie wynikłe z podawanych potraw które mimo swej nierzeczywistości nie były ani mnie ohydne spojrzała na swą plugawą rodzicielkę zastanawiając się jaki w tym wszystkim był cel. Pokaz siły ? Próba zastraszenia ? Mogła wygarnąć co myśli o tym wszystkim ale mimo wszystko historie o okrucieństwie staruch były powszechnie znane a ona miała kilkanaście osób które mogły być doskonałym celem gdyby matka i ciotki zechciały by cierpiała. - Zaprzepaściłam ? Przypomnij mi czy to nie ty podstępem udawałaś biedną wędrowczynię wraz z córką która nie pogardziła by kolejną towarzyszką podróży gdy musiałam się “wynieść” z rodzinnych stron ? Wcale nie zdziwiłabym się gdyby i do tego przyłożyłaś rękę. Czy to nie ty kazałaś swym goblinom mnie pochwycić i zawlec siłą do swego leżą czy gdziekolwiek chciałaś mnie zwabić ? Pamiętam też twe groźby gdy nie poszło to po twej myśli. Czy tak wyglądają rodzinne relacje i tradycje ? Podstęp, przemoc i przekleństwa, chyba tego powinnam się spodziewać ? Liczyłaś że odpowiem na twój zew, że nie zorientuję się w podstępie czy ze dam się zastraszyć lub zawlec siłą do twego domu ? Bo chyba tak wyglądają nasze relacje... - odpowiedziała chłodnym głosem obserwując reakcję wiedźmy, zapewne i tak była już rozjuszona jej nieposłuszeństwem lub brakiem uległości wobec jej woli. Zastanawiała się jednak ile informacji mogła tutaj pozyskać czy jej “rodzina” była rzeczywiście tak liczna no i jej uwadze nie umknął fakt że mówiła o wspólnych wysiłkach a to mogło oznaczać że niestety będzie mieć do czynienia z całym wiedźmim sabatem. - Ech te gobliny. - ktoś podał tacę na której znajdował się gobliński łeb. Uniosła sklepienie czaszki i zanurzyła szpon w mózgu. - Sekret tkwi w tym, żeby gotować zawieszonego głową w dół aby serce pompowało krew. A co do ciebie, to chyba jesteś troszkę rozpuszczona, powinnam oddać cię tutejszemu zastępcy szeryfa czy komuś podobnemu. Chciałam, żebyś została wiedźmą, a ty bawisz się w lochłazkę, choć wszyscy i tak tylko wiedźmę w tobie widzą. Ale jestem łaskawa i ci wybaczam, baw się w swoje bzdury, nawet twojego ojca nie zabiję, a powinnam. Proponuję pewne porozumienie. Widzisz, ta dziewczyna, córka twego ojca… ona mnie wygnała i chce tu przybyć z tym Whitecrowem. - Tutejszy zastępca szeryfa na pewno był by w twym typie…- rzuciła kąśliwie pod nosem, przynajmniej do czasu aż wiedźma nie zaczęła głosić swych rewelacji, sama nie wiedziała co o tym myśleć. Ważąc ostrożnie każde słowo stwierdziła że to musiał być jakiś podstęp albo nowy sposób na jej nękanie, nie była przekonana co do szczerych zamiarów wiedźmy, tego że nie zamierza skrzywdzić ojca a tym bardziej do absurdalnego stwierdzenia że Iyanna nie była jej marionetką a tym bardziej że mogła przegonić jej matkę. -Porozumienie ? Naprawdę chcesz bym uwierzyła że dziewczyna którą porwałaś i którą poddawałaś zapewne niezliczonym upokorzeniom i krzywdą pod twą “opieką” tak po prostu cię pogoniła ? Co jeszcze ? Przejęła ten twój kult i wygnała twe siostry ? Czego niby oczekujesz ? Zapewne chcesz nas nastawić przeciw sobie dobrze myślę ? -stwierdziła że miałoby to sens biorąc pod uwagę początek tego snu. -Ehh, to bezstresowe wychowanie. Za takie gadanie to dawno wydłubałabym ci oko i kazała zjeść. - Mama Elphiry pokręciła głową ze smutkiem Być może popełniłam kilka błędów wychowawczych, może nie powinnam była dodawać do gulaszu jej szczeniaczka? Uczyłam ją wszystkiego co potrafiłam, ale zostawiałam za dużo swobody. Uczyła się sama i chyba się dowiedziała, że aby się stać prawdziwą sobą, musisz zjeść jej serce… Kiedy zaproponowała mi utworzenie kultu, uznałam to za wspaniały, pomysł… Bo mam trochę irytujących znajomych. Myślałam, że jak kult się rozprzestrzeni, to będę miała własny kościół i zostanę boginią, a ona skumała się z tym Whitecrowem. Rozpoczęła wielkie polowanie na potwory. Na szczęście, moja znajoma kapłanka Lamasthu mieszka w Dreadwood mi nieco pomogła. - zaśmiała się - Pracuję w tutejszej karczmie. Jej właścicielki powinny ci być bardzo wdzięczne, dzięki tobie mogły zabić swego ojca. Trafił do kiełbas. Widzsz? Masz wiedźmę w sercu ! Czarodziejka wysłuchiwała wywodów wiedźmy z pewną dozą ostrożności czy ona tak po prostu zdradziła gdzie się chowała czy też liczyła że poszczuje Elphirę na bogom ducha winną kobietę. Jeśli była to prawda to niepokojący był fakt że kryła się tak blisko choć zielone jędze były znane ze swego talentu do przenikania do ludzkich osad. Inną sprawą był fakt że im dłużej rozmawiała z matką tym mniej koncept matkobójstwa wydawał się odpychający była ana sadystyczną kreaturą i to z wybujałym ego biorąc pod uwagę jej oczekiwania wobec zbuntowanego kultu. - No rzeczywiście wielce zaskakujące że cię zdradziła po tym jak dowiedziała się jakie miałaś wobec niej plany. - skomentowała, już wcześniej miała mocne przypuszczenia że planowany dla niej plugawy rytuał przemiany zakładał śmierć Iyanny, przy okazji zanotowała w myślach by nigdy więcej nie kupować mięsiwa w karczmie Henkówek… -Uznajmy że uwierzę ci w całą opowieść o kulcie wierzącym w tępienie potworów i innych ras któremu przewodzi moja “siostra”. Czego byś niby oczekiwała z mej strony w tej sytuacji ? Bo to raczej nie jest twoja “standardowa” wizyta, a wątpię byś zjawiła się z troski by mnie przestrzec. Postanowiła dowiedzieć się czego tak naprawdę od niej chciała, na pewno nie była tutaj z dobroci serca. Zastanawiała się czy fakt że odbywały tą rozmowę mógł oznaczać że była na tyle silna by stanowić dla niej realne zagrożenie i dlatego zmieniła podejście czy może jej pozycja rzeczywiście była tak osłabiona że był to akt desperacji. Niestety biorąc pod uwagę usposobienie i “ostrożność” niektórych tutejszych mieszkańców wcale nie byłabym zaskoczona gdyby cały ten kult znalazł tutaj doskonały grunt do działania zaś sam dworek byłby zapewne jednym z pierwszych ich celów jakie plugawe siedlisko bezbożnych potworów i nieludzi. Oczywiście zakładając że opowieść była prawdą Iyanna mogła liczyć na to że z pomocą kultu dopadnie wiedźmę i dokona pomsty. Tak czy inaczej przybycie Whitecrowa było i tak problemem dla Hope bo rościł sobie prawa do jej ziem a jeśli jego świta była tak osobliwa to będzie to problem dla wszystkich w okolicy. - Nie ja jej mówiłam. Moja przyjaciółka z sabatu, Ania Anis jej wygadała. Twoja siostra potrafi być przekonująca… Chciałabym zawrzeć sojusz. Rozumiesz, taki obronny. Ja załatwię, że plotki na twój temat ucichną, a ty pomożesz mi w walce z tym Whitecrovem… i wyrwiesz serce tej zdradzieckiej dziwce. A co u ciebie tak poza tym ? - pokazała żółte zęby w paskudnym uśmiechu. Elphira nie była nawet zaskoczona propozycją “sojuszu obronnego” spodziewała się tego, choć raczej nie zamierzała nikomu wyrywać serca. Trzeba było liczyć że wiedźma nie zorientuje się w jej zamiarach. Za to nagłe pytanie o to jak się jej powodzi ją rozbroiło popatrzyła się z pewnym niedowierzaniem zastanawiając się czy ona mówiła tak poważnie czy może chciała ją jakoś podejść. -Z tego co słyszę to wychodzi ze powodzi mi się lepiej od ciebie. Myślałam że wiedźmie sabaty są bardziej zżyte ze sobą. Iyanna jest tak mocna że nie miałyście szans i wszystkie was pogoniła ? Czy też jest tak przekonywująca że pozwoliły jej na to ? - I dlatego jako kochająca córcia powinnaś pomóc swojej matuli. Znalazłam ci dobry dom, chciałam cię szkolić, nie zabiłam nikogo bliskiego, w sumie masz u mnie dług biorąc pod uwagę, jak mnie potraktowałaś. Co do twojej siostrzyczki, rozumiesz, opowiadała bardzo ładnie o tym kulcie, a Ania Anis i w sumie reszta sabatu ją “Lubiła”. Anię spaliła, a reszta z nas uciekła. Ona przylazła z całym odziałem wojska. - pokręciła głową i sięgnęła do tacy O, piernikowy niziołek. Uwielbiam jeść w snach, a to danie się tak trudno robi, wiesz jak te niziołki potrafią się wyrywać z maszyny do mielenia mięsa ? Mogła bez problemu stwierdzić że matka naprawdę miała niemałe ego i zwichrowaną perspektywę na całą sytuacje i ich położenie po całym wywodzie o rzekomym długu, przynajmniej wieść że sabat został rozbity z powodu śmierci jednej z czarownic była jakimś pocieszeniem. Gdy zaś ta zaczęła się rozwodzić nad “tradycyjną wiedźmią sztuką kulinarną” i swoim ulubionym przysmakiem stwierdziła że chyba czas zakończyć tą rozmowę zanim zupełnie obrzydzi jej jakiekolwiek pożywienie w realnym świecie. Tylko jak miała to zrobić ? Sny rządziły się swoimi prawami miała wyjść przez drzwi ? Wyskoczyć przez okno sennej posiadłości ? Na razie zdecydowała się na wybudzenie tradycyjną metodą na uszczypnięcie i życzenie sobie. Trzeba było mieć nadzieję że to starczy. - Pomyśle nad tym… - rzuciła pod nosem do wiedźmy której już miała dość nie dość że była zmorą w rzeczywistości i nękała ją koszmarami to jeszcze będzie ją teraz nachodzić w snach ? Niedoczekanie przynajmniej wiedziała gdzie teraz się chowa i dlaczego tylko co z tym faktem zrobić. Obudziła się w objęciach Raimiel, która wpatrywała się w nią uważnie. -Sny ? Suka znowu cię prześladuje ? Przynajmniej pobudka była przyjemniejsza od snu choć na wszelki wypadek uszczypnęła się ponownie by upewnić że nie śni dalej a to nie jest jakiś podstęp, stwierdzając jednak że nie odpowiedziała elfce. - Gadałam przez sen czy coś innego robiłam ? Właściwie to gorzej przyszła sobie pogadać ! Wpierw chciała iść na układ a potem zaczęła się rozwodzić nad swoją ulubioną potrawą i tym jak trudno jest przemielić niziołki na piernik bo się wyrywają… - poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła tylko potwierdzając że była to jawa a nie sen. - Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć choć już wcześniej domyślałam się że może być szalona no ale… - zaczęła opowiadać o tym co zaszło w jej śnie czy może raczej sennym najściu, starając się nie obciążać Raimiel co bardziej paskudnymi szczegółami. - No i teraz zastanawiam się jak to przekazać reszcie tak by Eryk zaraz nie ruszył z pochodnią w i mieczem w dłoni na karczmę Henka… przynajmniej się ujawniła. Choć to może być podstęp może liczy że poszczuje mnie na niewinną kobietę ? Dobra chyba za bardzo kombinuję ale i tak można się założyć że coś knuje. Tylko jeśli jej nowiny okażą się prawdą to przybycie Whitecrowa może być bardzo złą nowiną dla całej okolicy a w szczególności dla Raven Erie… - Ja bym spotkała się na jawie z nią, tak aby byście były same, ale ty będziesz mieć obstawę… Grzmota ? On ma topór. - rzekła Raimiel. - A wiesz, że piernikowe niziołki to na południu, szczególnie w Adorze, popularne danie. Choć zazwyczaj nie zawiera niziołka… Ale chyba reszcie będziesz musiała przekazać część informacji, przynajmniej o krewniaku Whitecrowie. -Cóż na pewno zrobiła na mnie “wrażenie” ale wątpię by była na tyle arogancka lub głupia by dać się tak łatwo podejść. No i trudno przeoczyć krasnoluda z wielkim toporem. Mogłabym ukryć go lub Airyda magią ale z tego co się orientuję zielone wiedźmy też potrafią znikać na życzenie poza zmienianiem postaci i kilkoma innymi “niespodziankami”. Kto wie co jeszcze może mieć w zanadrzu… wspominała coś o pomocy od kapłanki potworzycy, w sumie nawet nie wiem jak ma na imię to dopiero ironia… Przeciągnęła się na łóżku wydając z siebie wyraźny jęk niezadowolenia, już widziała oczyma wyobraźni co będzie się wyprawiać gdy przekaże to reszcie. - Nie zamierzam przed nimi zatajać tego co wiem choć wciąż ile było prawdy w jej nowinach ? Plotki o tym że Whitecrow zamierza się zjawić w okolicy z roszczeniami do wydobycia złota krążą już po okolicy od jakiegoś czasu więc w to nie wątpię ale jeśli nie kłamała o tym kulcie to w tej okolicy naprawdę zrobi się nieprzyjemnie. No i jeszcze inna sprawa…- obróciła się na bok spoglądając elfce w oczy ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. -[i] Jak myślisz co się stanie gdy powiem reszcie że moja “matka” zagościła w karczmie całkiem niedaleko ? Obydwie wiemy do czego jest zdolny Eryk, znając życie zanim zdążymy zareagować będzie gotów ruszyć na święta krucjatę z pochodnią i mieczem w ręku planując wymierzyć słuszną karę czarownicy no i Henkównom… coś mi nie pasowało w tym że od tak zmarło mu się zaraz na następny dzień. No ale może da się go przekonać do jakiegoś skuteczniejszego planu… jakby tylko udało mi się wymyślić coś skutecznego. Wątpię bym miała drugą taką szansę choć na daną chwilę wydaje się że jest całkiem przekonana co do tego że stanę po jej stronie. Hmmm.[i] - Może warto by go związać… Cholera, to by było dziwne. Nie wiem czy twoja matka kłamie, może mówi prawdę ? A może sobie wszystko uroiła ? Może to nawet nie twoja matka, tylko jakaś inna wiedźma ? Albo no nie wiem, ta twoja siostra jest dobra i to ją irytuje. A może nie wiem… to była twoja ta, no protekcja lęku przed matką, i ją sobie wyśniłaś. Że ta twoja matka to ty, której się boisz i coś tam coś tam ? Może wszystkie sny to były takie protekcje ? Te tutaj. O wiedźmie. Uważaj, żebyś czegoś twardego nie wyśniła. Varisianie mają legendy o ludziach, którzy powoływali do życia potwory, i w dzień przed nimi uciekali ciągnąc za sobą zagładę. Nie pomagam, prawda? A może każemy erykowi złożyć przysięgę, aby nie… Erykował. I skarbie, nie chodź taka rozebrana bo ciężko mi myśleć. -Och naprawdę ? To już wiem że jak chcę cię ograć to wystarczy wyzwać na partyjkę rozbieranego... zaśmiała się przybierając uwodzicielską pozę po czym złapała swoje ciuchy i ubierając się odparła już poważniejszym głosem -Wiesz sama się czasem zastanawiałam czy to co śnię to efekt magii czy może jakichś lęków lub wyobrażeń. Tylko wtedy to by raczej nie najlepiej świadczyło o mnie że mam coś bardzie nie tak we łbie. Tylko ten sen… hmm jakby to ująć był inny jakoś czułam że naprawdę nie jestem tam sama. Oczywiście jeśli się mylę to wtedy możesz mnie znaleźć pewnego ranka leżącą w łóżku śmiejącą i gadającą do samej siebie… co raczej nie jest najlepszą perspektywą. Z Erykiem wiadomo że zapłonie świętym gniewem, wcale bym się nie zdziwiła gdyby jego metoda naprawdę podziałała. Chyba nie spodziewała by się otwartego ataku, nie jestem dobra w knuciu. Może Airyd będzie miał jakiś pomysł jak ją podejść albo później wpadnę na dobry pomysł jak to rozegrać. Bo raczej wątpię by zamierzała i tak dotrzymać swego słowa. -No wiesz, ja tylko chcę, abyś się tak bardzo nie przejmowała tym wszystkim. Wiesz, choć ja prawdziwej matki nie znałam, to miałam dużo rodzeństwa… i ciotek. Rozumiesz więc, że pojmuje, że może być ci ciężko… Ale pozostali muszą wiedzieć. A z tym pokerem to mam pewien pomysł… - nagle się zastanowiła. -Oczywiście zamierzam im powiedzieć zresztą i tak już wiedzą o moim pochodzeniu a zatajanie czegokolwiek nikomu na dobre nie wyjdzie, byle by reakcja nie była dość wybuchowa. - odpowiedziała, nie widziała dobrych powodów by nie być szczerą choć było oczywiście ryzyko że komuś może się omsknąć język i wspomni o jej pochodzeniu w nieodpowiednim miejscu i czasie co zapewne przysporzyło by jej wielu nieprzyjemności w okolicy. - Zgaduję że niechybnie się dowiem na co właśnie wpadłaś. - skomentowała z uśmiechem. - Jak mówiłam, niech Eryk obieca, że będzie grzeczny… Co powiesz na turniej pokera ? Turniej pokera ? W sensie taki jak w domach gier z wieloma uczestnikami, i dużymi wygranymi ? Takie coś masz na myśli ? Tylko kto by brał w nim udział ? - No, ludzie z Dreadwood. Jak rozniesie się wieść, to się zjadą. Na pewno będziemy mieć z tego pieniądze… - Raimiel objęła Elphirę od tyłu w pasie - Mogę cię podszkolić w grze. Znam wiele sztuczek… -To nie jest zły pomysł. Hope raczej da się przekonać choć lepiej upewnić że nie będzie problemów z prawem wiesz nielegalne gry hazardowe, czy coś w tym rodzaju gdzie skonfiskują nam “nielegalną” wygraną. No i chętnie poznam parę sztuczek, nigdy nie byłam wybitna w kartach. - Hope jest dziedziczką, niby kto by jej mógł zabronić. Co do pokera… Najważniejsze są zręczne dłonie. - zaczęła masować podbrzusze Elphiry… Czarodziejka zachichotała chętnie poddając się dotykowi ukochanej. -Oj nie wiem tej “sztuczki” raczej nie zastosuje na nikim poza tobą… Hmm, biedaczko nawet jak jestem ubrana to ci “przeszkadzam” co ? - To nie problem. - jedną dłoń wsadziła pod koszulę i sięgnęła ku jędrnym półkulom, a drugą skierowała ku kobiecości kochanki… sny czasem się ziszczają. Ostatnio edytowane przez Rodryg : 11-06-2017 o 20:25. |
06-08-2017, 10:26 | #379 |
tajniacki blep Reputacja: 1 | Grzmotozad Grzmotowi dni mijały prościej niż reszcie. Był tylko zwykłym krasnoludem, który miał proste potrzeby. Wizyty w spa były owocne, udało mu się zrobić dla pewnego miłego Satyra łańcuszek. Spa zresztą było całkiem spore i miał tam wiele zamówień na proste ozdoby z kolorowych kamyków, które nie nie były zbyt kosztowne, ale też nie mógł liczyć na zapłatę. Niestety, każdy dłuższy pobyt był przerywany przez śpiewy troli z pobliskiego kanionu… Kilka razy był w nocy w Dreadwood po surowce do pracowni. Kobieta sprzedająca wcześniej rzeźbione, kamienne zwierzęta, tym razem sprzedawała figurkę krasnoluda naturalnej wielkości, dziwnie podobną do szwagra kuzyna trzeciego stopnia zięcia ciotki Łomotyny, Mhłotkha Gchełmińskiego. Naprawdę była podobna… Wtedy zobaczył jak blady karzeł macha do niego ręką. “O pierunie…” pomyślał skonsternowany krasnolud, przyglądający się podobiźnie Mhłotkha, przecierając w zaskoczeniu oczy. Kto by chciał tego pijusa rzeźbić… i to jeszcze w naturalnym rozmiarze? Grzmot nie mógł wyjść z podziwu nad figurą, nawet się zastanawiając czy by jej nie kupić, gdy dostrzegł karła. To znaczy… w sumie byli podobnego rozmiaru, więc skąd pomysł, że był karłem? A może… on też nim był, ale o tym nie wiedział? Rozglądając się uważnie, na boki, by upewnić się, że to do niego owy bladolicy macha. Wojownik podszedł do mężczyzny. - Jaaaa? - spytał przeciągle, wskazując palcem na siebie. Istota wzrostu równego i najnormalniejszego w tym straszliwym świecie gigantów i dryblasów, które zagarnęły dla siebie zdecydowanie za wiele przestrzeni przekręciła głowę. - Jaa? A może tyy? Nie pamiętam, po co miałem się z tobą skontaktować. A może ty ze mną? - Normalnowzrostak podskoczył do Grzmota - Uwielbiam takie zagadki! Nie tak jak Koordynator… To derro nudny, pewnie ma depresję, choć nie jest tak szalony jak jego siostrzeniec… Zaprowadzić cię do niego? Ktoś wydał taki rozkaz! - Ty i ja, w zależności przez kogo te słowa zostaną wypowiedziane, mogą oznaczać tą samą osobę - odparł filozoficznie jubiler, ciągnąć się za brodę. Nie był dobry w zagadkach… w myśleniu zresztą też, czasem jednak udało mu się coś mądrego powiedzieć, choć w tym wypadku bredził na równym poziomie tego, który był równego wzrostu co on sam. - Jesteś pewien, że to mnie szukasz? - odparł zamyślony krasnolud, nie rozumiejąc kim był Koordynator, oraz czego by chciał od tak nudnego rzemieślnika jak on. - Niczego nie jestem pewien, prócz tego, że trepanacją czaszki leczy się pryszcze. - odparł niepewnie i podniósł duży kamyk i walnął się z całej siły w głowę. Krzyknął z bólu i rzekł trzymając się za głowę. - Czy boli cię? - potem machnął ręką - Wielki Koordynator chce czegoś od ciebie… Nikt nie wie czego… Chyba nawet on… a może wie? Idziesz ze mną? - Eee… - Grzmot wzruszył bezradnie ramionami, nie wiedząc co odpowiedzieć dziwnemu człowieczkowi. Nie chciał też się nigdzie ruszać. Nie z nim u boku. Kto wie, kim był jego Pan, który w sumie mógł okazać się i Panią… Z drugiej strony, był ciekawy i nieco zaniepokojony owym zleceniem na “niego samego”. Czy wróżyło to coś dobrego? Czy ktoś dostrzegł jego kunszt jubilerski? Czy może… moooże chciał się go pozbyć i zabić? - No ide, ide… albo i nie idę… nie wiem… zastanowię się i ci powiem… - odezwał się zmieszany rudobrody, ruszając za przewodnikiem i zastanawiając się, czy iść… czy może jednak zostać. - No to stój - rzekł Derro i postanowił spróbować podnieść Grzmota pionowo w górę, ale gdy nie dało rady rzekł - Może przetniemy cię na dwa i połowę zabiorę. Tak moje ciotki zrobiły z kuzynkiem Blup. Choć nie jest wygadany - Prowadź pan! No powiedziałem, że pójdę sam! - żachnął się krasnolud, wyraźnie ruszony, niemożliwością podniesienia go przez niskiego kamrata. - Nie będziemy nikogo przecinać! - przeraził się z nagła, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł by rozmawiać z bladym delikwentem. - Po się pogubimy i później nie znajdziemy… - spróbował załagodzić sytuację, ale sam powątpiewał we własne słowa. - A to fakt! Ty to masz łeb. I to nie byle jaki! - pomyślał na głos bladooki. - No to chodź! - Bladolicy ruszył, a Grzmot zaraz za nim, czujnie spoglądający na okolice, jakby się bał, że zaraz coś na niego wyskoczy. Krasnolud został zaprowadzony do srebrzystego namiotu. Tam zobaczył innego bladego zdrowowzrostowca, który przeglądał wielką księgę… Wyglądającą na rachunkową, albo inną zawierającą mroczną i nieludzką wiedzę… Na przykład spis inwentaryzacyjny. - Igluglod, zostaw nas! - rozkazał patrząc znad księgi. Igludglod wyszedł, a księgmistrz rzekł - Czy ten debil was zirytował? Większość istot na świecie to debile, przyzwyczaiłem się już, choć moi współplemieńcy potrafią zaskoczyć… Mam do pana sprawę... Mieszka pan we dworku Ravenerie, prawda? - Eee… dzień dobry - przywitał się rudobrody - I do widzenia! - pożegnał zaraz wychodzącego, spoglądając w zmieszaniu na czytelnika wielkiej księgi. - No żem się trochę zlękł jak zaczął co bredzić o krojeniu mnie, ale tak to ujdzie… - Jubiler machnął ręką na tę drobną niedogodność. - Ja wiem panie, że to nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie… ale… ktoś ty? Bom ja Grzmotozad, złotnik i wojownik… od czasu do czasu… - Wielkie szczęście, że tego nie zrobił. Podziwiam ich uwielbienie do nauki, ale zazwyczaj kończy się ono próbą przeszczepienia sobie fibina czy czymś podobnym. Bardzo dziwne. - pokręcił głową - Nazywam się Roman, Wielki Koordynator Roman. Czy woli pan piwo czy wino? Mam dla pana pewne zadanie… Chciałbym aby mnie pan odwiedzał i opowiadał o tym co pan robił… ze szczegółami. A to proszę, prezent dla pana - wyjął błyskawicznym ruchem spod stołu jajowaty klejnot. Lśnił wszelkimi barwami tęczy . Wydawał się sam produkować delikatne, kojące światło. Twarz Derro w jego świetle nabrała niesamowitego wyglądu. Krępy wojownik podrapał się paluchem po głowie, przyjmując w zmieszaniu piękny kamień. - Tooo… ja nie wiem co powiedzieć, wspaniały podarek panie Wielki Koordynatorze Romanie… - Grzmot wpatrywał się w świecące precjozum z nabożną czcią rzemieślnika. - Ale jam jest zwykły wyrobnik… jeśli chce pan barda, co będzie panu historie opowiadać… to… ja niestety się do tej roli nie nadaję… moje życie jest nudne… ot czasem coś ubije, czasem jakiś pierścionek wykuje… abażur z kamyczkami znajdę. O… zbroje zdobyłem, wspaniałą… chciałbym umagicznić, ale nie znam wielu magów co by to umieli… może ma pan kogoś polecić? Roman się uśmiechnął. - Tak, to możemy zrobić… Tylko przekazuj mi… opowiadaj o dworku. Najpierw opowiedz mi, kto mieszka w nim mieszka i jaki jest rozkład pomieszczeń. Narysowałbyś mi mapkę? Rudobrody się zasępił, drapiąc w zakłopotaniu po policzku. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego Derro nie mógł po prostu pójść i sam sprawdzić. Przecież mieszkańcy byli wyjątkowo przyjaźni i otwarci na wszelkie indywidua, na pewno więc nie wyrzuciliby podobnego wzrostem do niego Koordynatora. - No eee… to dość trudne pytanie, to znaczy… kto aktualnie mieszka we dworze bo… jest nas tam całkiem dużo i ciągle przybywa. Jesteś bezdomny panie? Nie masz się gdzie podziać? Jestem pewien, że znaleźlibyśmy jakieś małe lokum dla ciebie… mogę się nawet sam spytać - zaoferował grzecznie, rozglądając się za jakimś krzesłem. - Ja z rysowania i pisania jestem słaby… mateczka mówiła, że odziedziczyłem styl po kapłanach… oni też bazgrzą jak kury pazurem, toteż obawiam się, że mapka byłaby nieczytelna… no i nie zaglądam wszędzie. Jeno do siebie, do kuchni i pokoju wspólnego . Następnie Grzmot umilkł, zastanawiając się nad liczbą współlokatorów. Musiał przyznać, że nie do końca orientował się z kim dokładnie mieszka, całymi dniami siedząc w kuźni i tylko od czasu do czasu widując towarzystwo we wspólnym pomieszczeniu lub na jakiejś małej wyprawie. Ale podsumowując tooo… Elphira, Eryk, Airyd, on, panienka Hope, Sisi Raimiel… chyba? Może nie… Konie… czy konie też się liczą… a gargulce? Wojownik wymieniał w myślach imiona, licząc na palcach mieszkańców, ale rachunki co chwila mu się nie zgadzały. - Dom mam, ale wolałem moim rodakom nie sugerować idei dachu nad głową, bo pewnego pięknego dnia by mi przybili go do głowy… No cóż, policz sobie, poproś kogoś by ci narysował.. Przyjaciół przyprowadź. Pomożemy. Pomożemy. - Roman poklepał krasnoluda po plecach. - Co mówisz panie? A tak, tak dobrze… - Grzmot przyznał rację Kooperatorowi, rezygnując z liczenia mieszkańców. - Przyjdę ze zbroją i mapką… następnym razem. Tylko kiedy ono będzie? - Kiedy tylko znajdziesz czas… Ciasteczko z wróżbą? - zapytał Roman. Krasnoludowi było wstyd odmówić, ale nie chciał też zbyt mocno nadwyrężać gościnności swego gospodarza. - Nie… ja… bardzo dziękuję… dbam o linię - odparł zakłopotany, utwierdzając się w fakcie, że to była dobra pora na zakończenie spotkania. - Miło mi było poznać i porozmawiać… jeszcze raz dziękuję za wspaniały podarek. Niedługo się zgłoszę z mapką i… zbroją do zaczarowania. - odparł miło, kłaniając się służalczo w pół. - Pozwoli pan, że się oddalę… - Będę czekał. Będę czekał - rzekł Derro zacierając ręce. Rudobrody pokłonił się swojemu zleceniodawcy, po czym wyszedł z namiotu, by powrócić do załatwiania swoich krasnoludzich spraw. *** Pewnego razu Grzmot dopadł samotnego Airyda we dworku, upewniwszy się zawczasu, że chłopina nie miał nic ważnego do roboty. Przez co kitsune mógł się czuć dość nieudolnie szpiegowany przez krępego jubilera, który myślał, że jakimś cudem wtopił się w otoczenie i był niezauważalny. - Łotrzykiem jesteś prawda? Złodziejaszkiem… - zaczął krasnal, ciągnąć się za warkocze w brodzie. Nie zamierzał dogryzać towarzyszowi, ot, po prostu stwierdzał. - A więc pisać umiesz… i odczytywać dziwne zapiski… więc i może rysować? Co? Mapki… chodzi mi o mapki… umiesz takowe robić? - Wolę określenie łowca przygód. Ale tak posiadam umiejętności przez którę można mnie uznać za złodzieja… mruknął kitsune masując obolałe miejsce po klepnięciu krasnoluda. - To pomógłbyś mi w rysowaniu mapy? Mam nawet kartkę i trochę węgla… nie wiem czy się nada… - Wojownik podrapał się po czuprynie, wyciągając z kieszeni zmięty pergamin. - Bardzo mi zależy… jak będę mieć mapę, to zaczaruję sobie zbroję… no i pomogę biednemu bezdomnemu, który nie jest bezdomnym… to znaczy myślę, że nim jest, ale wstydzi się do tego przyznać… więc na razie przyjmijmy, że nim nie jest. - Spróbuję na ile to możliwe - wziął od krasnoluda pergamin. - I ekhm… którym bezdomnym mówimy? - Eee… taki…. zwykłego wzrostu… blady… - Wojownik począł opisywać, wskazując dłonią wysokość mniej więcej podobną do jego samej. - Czymś koordynuje, ale nie wiem czym… może namiotem w którym siedzi? I nazywa się Romek… równy gość dał mi jajko… to znaczy kamień wielkości jajka, bardzo ładny… ale nie miałem czasu sprawdzić z jakiego jest kruszcu... - pytlował z rubaszną chrypką krasnolud. - Sugeruje, że należy takiego unikać… A mapę czego mam narysować? - No domu no!... Dworku znaczy się - wytłumaczył Grzmot, lekko się niecierpliwiąc. -[i] Wypytywał mnie co gdzie i jak… widać, że ciekawy… ale ja za bardzo się nie orientuje… siedzę u siebie, po pokojach nie łażę… to nawet opowiedzieć nie umiałem.[i] - No to powinno pójść szybko, bo znam teren - Dziękuję ci! Niezmiernie dziękuję! - Krasnolud ukłonił się z szacunkiem łotrzykowi. - Dzięki tej mapie, moja zbroja zostanie zaczarowana i będę ją mógł w końcu przywdziać! - Zatarł ręce, podekscytowany ow myślą. - Kiedy skończysz rysować? - To zależy jak bardzo ma być szczegółowe. Dajcie mi godzinę, a jak ją zobaczycie, to potem stwierdzicie, czy mam coś jeszcze dodać *** Krasnolud wrócił po umówionej porze do łotrzyka. Bardzo się starał by odczekać te godzinę w cierpliwości. Wszak nie chciał się naprzykrzać towarzyszowi. - I jak tam prace nad mapą? - zapytał od progu, niepewny i zmieszany, ciągnąć się za brodę, jakby ta była mu coś winna. - Proszę bardzo, oto ona. Czy coś do niej jeszcze potrzeba? - Airyd postawił przed sobą świeżo wykończoną mapę w geście podobnym do dziecka prezentującego swój rysunek przed rodzicem. - Ach! Ach! - Grzmot odebrał zarysowany papier, przebierając w podekscytowaniu nogami. - To wspaniałe! Jest idealna! Dziękuje ci! W końcu zaczaruje swoją zbroję! - zawołał, unosząc pergamin w sękatych dłoniach jak najwspanialszy artefakt. - To wszystko, chyba… o ile czegoś nie zapomniałem… ale to nie teraz, spieszę się… do zobaczenia! - odparł na odchodnym, czym prędzej udając się do Koordynatora, sprezentować mu swoje/nie swoje dzieło. - Nie ma za co…. -wymamrotał Airyd do pleców wychodzącego krasnoluda. Następnie mamrocząc coś o przygłupich krasnalach ruszył szykować swój ekwipunek. Wielka Wyprawa Tego, który Grzmoci! Grzmotozad udał się do Koordynatora, tak, że trafi do niego pod wieczór. Przed namiotem siedziały dwa pochichujące sobie i niziutkie gnole, które ostentacyjnie spały na warcie. Najwyższy i jedyny Koordynator Romek siedział w fotelu, uśmiechając się na widok Krasnoluda, jakby nań czekał. Odebrał mapkę i nie przestając się uśmiechać zapytał - chcesz umagicznić twoją zbroję, czy mogę ci dać jakąś z naszych? I czy znasz się na kopaniu tuneli? - zapytał Derro. - Mam swoją… jest bardzo ładna i sobie pomyślałem, że jakbym ją umagicznił to wyglądałbym no… hehe bosko. - Zarumieniony jubiler, kręcił młynki kciukami wpatrując się skromnie w swoje buty. - Odłożyłem rzecz jasna trochę złota, ale nie wystarczająco by opłacić z… z… z nawiązką za robociznę. - Wyraźnie zmarkotniał wzdychając cicho. - Ze znajomymi szykuje nam się wyprawa… ciągle gdzieś chodzimy, ostatnio do lasu na grzyby na przykład… no… i martwię się, żem nie przygotowany odpowiednio… A na tunelach… się trochę znam… jak każdy szanujący się krasnolud, acz ja bardziej wyrobnik jestem panie, artysta… złoto odlewam, kamienie szlifuje, a stało się co? Naprawić strop trzeba? Mogę skrzyknąć znajomych i pomożemy. - Oj naprawdę możesz ich skrzyknąć? To byłoby bardzo fortunne? Co byś powiedział, gdybyśmy zaprosili ich na szybowe przyjęcie? Rozumiesz, z okazji otwarcia nowego szybu. Tylko wiesz, to ma być niespodzianka! Grzmot nie był pewien, czy jego kompani ucieszą się z takiej niespodzianki. Chyba nikt, oprócz niego, nie lubił siedzenia pod ziemią i dłubania w kamieniu. - Eee no nie jestem pewien czy to się uda, aaale można spróbować… - mruknął krasnal po chwili namysłu i popatrzył czujnie na Koorodynatora. - A co ze z moja zbroją? - Ach tak. - Koordynator wyjął gwizdek i zadmuchał weń, choć Grzmotozad nie usłyszał żadnego dźwięku. Tylko nos go swędział. Przyszedł inny bladolicy i popatrzył na Gerzmotozada. - Lobotomia? - zapytał. - Chyba ciebie. NIE, ZAPOMNIJ CO POWIEDZIAŁEM. - Koordynator przerwał, chyba miejmy nadzieję czarodziejowi, który szukał młotka przy pasie. - Które mam zapomnieć? - Nie ważne, ten Pan chce, byś mu zbroję umagicznił - rozkazał naczelnik. - Tak…. co… nie… a tak, tak… jeśli łaska… uzbierałem nieco grosza, ale ciężko o dobrego maga co by… mi… pomógł… i w ogóle… umiesz pan czarować? - Krasnolud przyjrzał się nowo przybyłemu z cieniem podejrzenia, po chwili jednak wzruszył ramionami. - Zbroję bym chciał utwardzić magicznie i może jakiej sztuczki jej nauczyć? Cooo? Jak myślicie? - zapalił się nagle woj, spoglądając z rumieńcami to na jednego, to na drugiego z mężczyzn. - Jak zbroję to zbroję, jak Mózga to Mózga, mi tam za jedno - rzekł zdrowowzrostowiec i wziął się do roboty. Gdy wszystko było gotowe, Grzmot zapłacił należne złoto i uradowany w końcu mógł przywdziać swój zdobyczny rynsztunek. Trzeba było przyznać, że w przeklętej płytówce prezentował się okazale, dumnie i niesamowicie seksownie… zwłaszcza z czerwoną czupryną, która niczym ogień ze stalowego wulkanu tryskała na boki. Uradowany jubiler, wylewnie dziękował i magowi i Koordynatorowi, po czym udał się na kolejne krasnoludzie przygody… czyli aktualnie na drzemkę.
__________________ "Sacre bleu, what is this? How on earth, could I miss Such a sweet, little succulent crab" |
11-08-2017, 13:30 | #380 |
Reputacja: 1 |
|