Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2022, 12:39   #191
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Każdemu warto dać drugą szansę.
Tak przynajmniej mawiano, ale Argaen niezbyt często spotykał sie z zastosowaniem tego powiedzenia w życiu codziennym. Mimo pewnych wątpliwości uznał, iż można zabrać ze sobą Orika, z tym jednak, że w jednej kwestii całkowicie popierał Valla - nie miał zamiaru mieć 'nawróconego' najemnika za plecami.

* * *

Podziemny kompleks robił przygnębiające wrażenie - zniszczenia poczynione nie tyko przez czas rzucały się w oczy, a Argaen żałował, że nie mógł obejrzeć tego miejsca w czasach świetności.
Co prawda nie był pewien, czy wtedy zostałby przyjęty z otwartymi ramionami, ale to już była inna sprawa.

* * *

Pułapka, na szczęście, rzuciła się w oczy Shalelu na tyle szybko, że nikt z drużyny nie zdążył się w nią wpakować. Można było ją, pułapkę znaczy, przeskoczyć, obejść lub uruchomić, rzucając na płyty coś ciężkiego, ale ta ostatnia opcja z pewnością zaalarmowałaby wszystkich przebywających w okolicy.
Skoro jednak Vall miał zamiar spróbować rozbroić pułapkę, pozostawało cierpliwie poczekać.

* * *

Vall błysnął kunsztem i pułapka przestała być groźna... co nie znaczyło, że Argaen miał zamiar jako pierwszy wkroczyć na przed chwilą jeszcze niebezpieczne płyty.

- Skoro z prawej strony słychać jakieś odgłosy - powiedział - to może rzucimy okiem na ten drugi korytarz? Lepiej by było, gdyby nas nie wzięli w kleszcze?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-10-2022 o 19:14.
Kerm jest offline  
Stary 16-10-2022, 23:10   #192
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Jeniec okazał się całkiem cenny jako źródło informacji, ale Mharcis wątpił, że będzie równie cenny jako pomocnik w walce ze swoim niedawnym pracodawcą. Jego lojalność pozostawiała wiele do życzenia i Petar obawiał się, że przy kolejnej potyczce od razu przejdzie na stronę wroga, bądź ewentualnie zaczeka do momentu, kiedy szala zwycięstwa zacznie się przechylać na niekorzyść drużyny.

- Nie powinien z nami iść. Ktoś, kto tak szybko zmienia strony stanowi tylko zagrożenie, a w dodatku w obecnym stanie pewnie nie przyda się też na wiele. - podzielił się wątpliwościami z przyjaciółmi, ale decyzja już zapadła. Musiał ją zaakceptować.

Krótki odpoczynek dobrze mu zrobił. Wyobrażał sobie swoją moc, jako naczynie napełniające się wodą. Nie było ono duże, nie mogło pomieścić w sobie wiele, ale napełniało się bardzo szybko. Jego zdolności wydawały się być idealne do tego typu zadań. Eksploracja, przetykana krótkimi potyczkami i chwilami na regenerację magicznych umiejętności idealnie mu pasowała. W dodatku te umiejętności znowu urosły. Czuł, jak w jego umyśle otworzyły się kolejne drzwi, zawierające nowe sposoby na wykorzystanie mocy. Wkrótce zapewne będzie miał okazję, by cześć wypróbować.

***

- Zgadzam się z Argaenem. Możemy najpierw sprawdzić ten drugi korytarz. Jeśli tam też ktoś będzie to pewnie nie zrobi nam wielkiej różnicy, którą walkę stoczymy najpierw.

 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!
shewa92 jest offline  
Stary 26-10-2022, 00:05   #193
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację

Idąc korytarzem, Mharcis obowiązywał wokół drzewca broni mały kawałek rzemyka, który odciął wcześniej od sakiewki. W jego umyśle pojawiło się kolejne zaklęcie i jeśli dobrze rozumiał jak działa, to mógł to wykorzystać na swoją korzyść. Kolejna nowością było to, jak wyraźnie widzial, mimo otaczającej go ciemności. Nie wątpił, że lepszy wzrok i nowa magia przyszły ze sobą w pakiecie.

***

Sygnał od Valla był dosyć jasny. Czekał ich kolejny pojedynek. Zanim zaatakowali, Petar rzucił nowy czat na rzemyk, który zaczął emanować smolistą czernią, po czym szybko zakrył go dłonią. Wystarczyło tylko lekko przesunąć chwyt by wypuścić mrok.
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!
shewa92 jest offline  
Stary 08-11-2022, 20:28   #194
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Muzyka

Po rozbrojeniu pułapki Vall i wspomagająca go wcześniej Sherwynn zbliżyli się dyskretnie do rozwidlenia korytarza. Usłyszawszy ludzkie głosy dochodzące z północy, elf nie zaryzykował wyjścia na odsłoniętą pozycję. Miast tego wyjrzał zza rogu, by sprawdzić źródło dźwięków. Dzięki temu ujrzał rozległą komnatę wykonaną na planie kręgu. Dwie szerokie kamienne półki wykonane z czerwonego marmuru okalały z obu stron jej zakrzywione ściany, a każda z nich zastawiona była książkami, zwojami, zębami, kośćmi, grafikami z motywem, słojami ze zdeformowanymi stworami zatopionymi w solance, wypchanymi zwierzętami lub ich kończynami oraz innymi dziwnymi przedmiotami. Pomieszczenie było całkiem dobrze oświetlone dzięki czterem płonącym czaszkom, poustawianym w każdym z kątów. Poza dużą okrągłą fontanną wypełnioną spienioną, błękitną wodą, która wypełniała pokój delikatnym dźwiękiem bulgotania, znajdowały się tam trzy fotele. Na dwóch, ustawionych naprzeciwko siebie, spoczywały rozmawiające ze sobą kobiety. Jedną z nich ulicznik rozpoznał bez trudu, była to Lyrie Akenja, „niewinna” studentka z Magnimaru, którą niespełna dwie godziny wcześniej drużyna związała i zamknęła w szafie.


Druga kobieta z kolei była mu całkiem nieznana. I musiał przyznać, miała niezwykle osobliwą aparycję. Wykluczając odrażającą demoniczną rękę i pokryty paskudnymi bliznami brzuch, reszta jej ciała wydawała się wręcz nienaturalnie piękna. Niemal doskonałą kobiecą sylwetkę i twarz zdobiły falujące pasma srebrzystych włosów i urzekające fioletowe oczy. Mając ją przed oczami, właściwie nie ulegało wątpliwości, że były skutkiem dziedzictwa jednej z wyższych sfer. Łącząc szybko fakty, Galanodel stwierdził z dużą pewnością, że musiała to być Nualia Tobyn. Widząc ją przeszło mu nawet przez myśl, że w rysunkach Tsuto nie było ani cienia przesady, no, może nie licząc paru dodatków... Dziewczyna siedziała na fotelu głaszcząc po głowie bez okazywania ni cienia trwogi jednego z upiornych ogarów yeth.


W międzyczasie zaintrygowana Sherwynn również wychyliła głowę zza rogu i zerknęła do wnętrza pomieszczenia wprost znad ramienia elfa. Przede wszystkim dobrze przyjrzała się dziwnej kobiecie. By po chwili skrzywić z niesmakiem i szepnąć do towarzysza, że blizny na brzuchu Nualii nie są jakimiś przypadkowymi śladami po potyczce, a Znakiem Lamashtu. Naznaczał on nosiciela nie tylko jako kogoś oddanego Matce Potworów, ale zarazem zdolnego rodzić potwory z własnego ciała.

Było coś uderzającego w sprzecznym wizerunku Tobyn. Dlaczego dziewczyna tknięta niebiańską krwią postanowiła zwrócić się ku najmroczniejszej z bogiń, pozwalając swemu ciału deformować? Nie wyglądało, by odczuwała choćby najmniejszy dyskomfort z powodu okazałych blizn szpecących jej ciało, czy też niepokojących zmian, które dotknęły jej rękę. Nie zakrywała ich, a wręcz nosiła otwarcie. Jakby z dumą. Spoglądając tak do wnętrza komnaty Vall nagle przypomniał sobie coś, co z pewnym wysiłkiem, ale mógł odświeżyć sobie w pamięci każdy inny dorastający w Sandpoint członek jego drużyny. Otóż chodziło o to, że podobno dzieciństwo Nualii nie było zbyt radosne. Jej nieziemska uroda sprawiała, że inne dzieci były albo o nią zazdrosne, albo przezeń onieśmielone, przez co wiele z nich zaczęło sobie robić z niej okrutne żarty. Dorośli w mieście podobno wcale nie byli lepsi – wielu przesądnych Waryzyjczyków uważało Nualię za błogosławioną przez Desnę, a jej wygląd za rodzaj „odwróconej deformacji”. Dlatego też traktowali ją jedynie jak źródło parafernaliów użytecznych w ludowej medycynie, leczniczego dotyku czy głosu mającego odpędzać duchy.


Jeśli ktokolwiek więcej znajdował się w komnacie, pieśniarz klingi go nie dostrzegał. Miał za to okazję usłyszeć urywek rozmowy.
— Spokojnie, niedługo nadejdą — rzekła Nualia do czarodziejki. — Thistletop nie jest aż tak rozległe, by się tu zgubili. A że postanowili odstąpić od swych zamiarów, szczerze wątpię. To tylko kwestia czasu. Nie ma powodów do obaw, zwłaszcza że jesteśmy dobrze przygotowane...
— Muszą zapłacić za to, co zrobili! — rzuciła rozdrażniona Lyrie. — Mi... i Tsuto! Obiecaj, że zostawisz przynajmniej jednego, by złożyć go na ołtarzu swojej mrocznej bogini.
— Tego możesz być pewna.
— Dlaczego nadal nie słyszę pułapki? Może to stare ustrojstwo się zepsuło? Jesteś pewna, że zadziała? A może któryś z goblinów przestawił dźwignię?
— Uspokój się Akenja, bo zaczniesz działać mi na nerwy. Nasza przyjaźń też ma swoje granice. A nad śmiercią Kaijitsu ubolewam niewiele mniej niż ty. Lada moment przybędą i zostaną z nich tylko Ścierwa z Sandpoint. Przyrzekam na łono Lamashtu!
... Zaledwie chwilę później, uznawszy, że to najlepszy moment do ataku czarodziej rozpoczął swój magiczny elfi taniec i wtargnął gwałtownie do pomieszczenia...


Wcześniej jednak elfa zwęszył otchłanny ogar yeth. Zawarczał groźnie i ruszył pospiesznie w kierunku korytarza, gdzie czaili się jego wrogowie. W połowie drogi zdołał dopaść pędzącego tanecznym krokiem pieśniarza klingi, potężnymi szczękami wydzierając kawałek jego ciała. Tamten jednak mimo bólu parł dalej do przodu, niezakłóconym rytmicznym krokiem dotarł na środek komnaty i z gracją wypuścił pocisk z łuku, który przy wydatnym wsparciu Freda trafił prosto w poznaczony plugawymi bliznami brzuch Nualii. Oblicze kultystki z wyrazu zaskoczenia zmieniło się w podszyty bólem gniewny grymas.
— Do ataku! Za Matkę Potworów! — krzyknęła wymachując zaklętym długim mieczem.

Jak na rozkaz rozległ się nakładający na siebie brzęk cięciw poukrywanych goblińskich strzelców wyborowych. Żaden ze śmiercionośnych pocisków nie zdołał jednak dosięgnąć elfiego intruza, który poruszał się szybko i nieprzewidywalnie, stawiając stopy niczym w transie i stanowiąc dzięki temu niezwykle trudny cel do ostrzału. Jednocześnie Lyrie Akenja powstała z fotela i posłała swego kota-chowańca, by niepokoił Galanodela i utrudniał mu zwody. Następnie czarnoskóra czarodziejka wypowiedziała tajemne słowa, które mocą magii sprawiły, że wizerunek kobiety odłączył się od ciała, tworząc jeszcze trzy, lustrzane kopie jej osoby. W międzyczasie Verna związała walką ogara, który zranił jej najdroższego przyjaciela. Wtedy też Mharcis wbiegł do pomieszczenia i odsłaniając zaklęty czarem rzemyk, sprawił, że w prawie całym pomieszczeniu zapadły osiriońskie ciemności, niemożliwe do spenetrowania nawet dla posiadaczy infrawizji. Jedynie dzięki łasce patronki, która obdarzyła go diabielskim wzrokiem, czarnoksiężnik doskonale orientował się w otoczeniu, co też wykorzystał, by zaatakować przywódczynię kultu Lamashtu, raniąc ją boleśnie swą paktową bronią. W warunkach braku widoczności walka w pomieszczeniu stała się niezwykle chaotyczna. Jeden ze skrytych dotychczas goblińskich wojowników natarł na ulicznika, jednak ten nawet będąc niepokojonym przez Skivvera w ostatniej chwili zdołał zablokować niechybne trafienie magiczną tarczą. Jego kompan z kolei błądząc całkiem po omacku, zrządzeniem losu zdołał jednym z zamaszystych ciosów sięgnąć strażnika miejskiego, wykrzywiając jego oblicze bólem. Petar jednak utrzymał koncentrację nad zaklęciem i podtrzymał obejmującą komnatę zasłonę mroku. Wtedy do działania przeszła Nualia. Oszpecona kobieta najpierw poprosiła Mistrzynię Obłędu o błogosławieństwo dla siebie i sojuszników, chwilę później przywróciła sobie nieco wigoru, otrząsając z szoku doznanego od pierwszych ran, by na koniec podarowaną przez boginię demoniczną ręką nałożyć na czarnoksiężniku zaklęcie zadawania ran. Negatywna energia przeszyła ciało młodego strażnika, niemal kładąc go trupem, mimo to wręcz nadludzkim wysiłkiem zdołał on utrzymać koncentrację na zaklęciu ciemności. Ułamek sekundy później bardka Sherwynn pokonała ostatni odcinek tunelu i wywinąwszy swym podwójnym bułatem, uderzyła w ziemię, wywołując tym samym w upatrzonym przez siebie miejscu potężną eksplozję dźwięku, która wstrząsnęła pomieszczeniem w posadach. W jej wyniku trójka goblinów, która wcześniej mierzyła do Valla, padła trupem na miejscu. Ich bębenki popękały, a zamienione w papkę mózgi poczęły wyciekać nozdrzami. Uderzenie magicznego hałasu przetrwała jedynie Lyrie, lecz jej obficie krwawiące uszy i niemożliwy do dostrzeżenia dla nikogo poza Mharcisem blady wyraz zdjętej przerażeniem twarzy wskazywał, że bardzo źle zniosła uderzenie magicznej fali dźwiękowej. Zanim dźwięk czaru całkiem zanikł, lutnistka jeszcze pokrzepiła słowem kontrahenta Inevery. W międzyczasie na skrzyżowaniu korytarzy Shalelu Andosana haniebnie spudłowała łukiem, próbując zranić walczącego z paladynką ogara. O wiele lepiej poszło z potworem Orikowi i Argaenowi, którzy zadali mu poważne rany, odpowiednio mieczem i magią.

Wnet wywołane frustracją z powodu doznanych ran upiorne wycie ogara yeth poniosło się po podziemiach wlewając grozę w serca wszystkich poza muzykantką-najemniczką. Strach jednak nie przeszkodził zdeterminowanemu pieśniarzowi klingi w ukróceniu żywota Lyrie Akenji za pomocą wyczarowanego ledwie moment wcześniej ostrza mroku. Traktująca instrumentalnie żywota innych bezlitosna czarownica skonała niczym najgorszy tchórz, rozpaczając i wrzeszcząc wniebogłosy z przerażenia, zanim wydała swe ostatnie tchnienie. Jej zabójca w międzyczasie obiegł atakującego go goblińskiego wojownika. Za to jedyny pozostały przy życiu szarozielonoskóry strzelec wyborowy wyrwał się poza całun mroku i wycelował w tę, która zabiła jego trzech towarzyszy. Kiedy jednak spotkał jej wzrok, ręka mu zadrżała i chybił. Lecąca strzała minęła miejsce pojedynku Verny i Orika z ogarem. Ta pierwsza ponownie próbowała wrazić ostrze w ciało oponenta, jednak trwoga wywołana jego nieziemskim wyciem wyraźnie utrudniła jej ten zamiar. W samym czasie Mharcis zainspirowany słowami bardki, mimo drżących ze strachu dłoni, natarł gwałtownie na Nualię, zadając jej dwie poważne rany i częściowo mszcząc się za otrzymane od niej obrażenia. Gdzieś obok obiegnięty gobliński wojownik bez skutku starał się dosięgnąć ostrzem ulicznika. Jego kompanowi za to ponownie się poszczęściło. Zdołał trafić Petara, utaczając mu krwi i powalając go bez czucia na ziemię. Wtedy też magiczna ciemność prysnęła niczym mydlana bańka, ujawniając usłane trupami pole walki. Zadowolony z siebie potwór ruszył następnie na pomoc swojemu towarzyszowi, który nadal próbował zranić elfa. Jednak mimo oflankowania długouchy nieprzyjaciel wydawał się wręcz niemożliwy do trafienia. Tymczasem korzystając upadku magicznej ciemności Nualia wydała kilka krótkich rozkazów podwładnym i zaraz potem postanowiła mocą Matki Demonów odnowić sobie siły witalne. Jednak nie na wiele jej się to zdało, bo ledwie moment później Sherwynn wyszeptała upiorne słowa, które uderzyły z siłą tarana w jej umysł, odciskając trwały ślad na psychice Tobyn i zmuszając ją do panicznej ucieczki. Bardka jeszcze zagrzała do walki paladynkę, która dzielnie znosiła natarcie ciężko rannego ogara. Po chwili potwór został ugodzony w masywny kark strzałą elfiej łowczyni. Zdołał jednak jeszcze ugryźć Orika, który nierozważnie go mijając, został poważnie zraniony. Posępny najemnik mimo to zachował zimną krew i po wyprowadzeniu ciosu trafił ostatniego goblińskiego strzelca wyborowego, nie powalając go jednak. Wkrótce potem pupil Nualii sczezł, uderzenia serii magicznych pocisków Valdemara zniszczyły jego ciało i odesłały wypaczonego ducha wprost do Otchłani, z której wypełzł.

Vall tymczasem natarł razem ze swoim chowańcem na Tobyn, i choć dołożył jej kolejną do kolekcji ranę, było to wciąż za mało, by zabić dziewczynę pałającą zapiekłą nienawiścią do Sandpoint. Jednocześnie goblin zraniony przez Orika odwdzięczył mu się aż z nawiązką, za głęboką ranę odpłacając mu strzałą prosto w krtań. Ugodzony w newralgiczne miejsce mężczyzna zacharczał dusząc się własną krwią i wkrótce potem dokonał żywota. Zanim jednak światło ostatecznie zgasło w oczach Vancaskerkina jego finalne spojrzenie spoczęło na okaleczonym ciele Lyrie Akenji, ostatniej w jego życiu fatalnej kobiety, którą nieszczęśliwie ukochał. Verna zaś korzystając z oczyszczonego przedpola, przedarła się do komnaty i dzięki łasce Ragathiela oraz motywującym słowom Sherwynn przywróciła konającego Mharcisa do świata żywych. Ten zaś niczym upiór powstający z grobu momentalnie ruszył do ataku, zachodząc wymieniającą ciosy z elfem Nualię. Petar wpierw magicznie przeklął wyznawczynię Matki Potworów, po czym jednym zdecydowanym ciosem przebił ją na wylot. Paktowe ostrze wyszło z drugiej strony przez splugawione podbrzusze, w symboliczny sposób pozbawiając kobietę żywota i dokonując nań zemsty. Strażnik miejski zarazem uleczył część swych ran ulatującą z jej spaczonego ciała energią witalną. W swoich ostatnich chwilach Tobyn wydawała się całkiem pogodzona z losem. A może nawet... wdzięczna? W tej samej chwili jeden z goblińskich wojowników rozwścieczony śmiercią swej duchowej przywódczyni natarł ze zdumiewającą skutecznością na flankę pieśniarza klingi. Wtedy to jedynie połączony wysiłek dekoncentrującego zaklęcia bardki i magicznej tarczy samego czarodzieja zdołał uratować go przed kończącym życie ciosem. Kompan szarozielonoskórego rezuna podzielił zamiar współplemieńca i również natarł na elfa, licząc, że tak samo mu się poszczęści. Jego cięcia i pchnięcia jednak nie zdołały sięgnąć celu. Wtedy to do zażartej potyczki dołączyła szkarłatnowłosa wagabundka, tnąc boleśnie jednego z wojowników atakujących Galanodela. Wykończyła go jednak perfekcyjnie wystrzelona strzała z łuku Shalelu, pozostawiając na placu boju jedynie dwa gobliny. Aczkolwiek nie na długo. Bo choć ognisty pocisk zaklinacza nie trafił żadnego z oponentów, to wsparty magią Sherwynn sztylet Valla ugodził na śmierć ostatniego na placu boju wojownika. Następnie ciśnięty przez ulicznika z nadzwyczajną skutecznością miecz zbudowany z czystego cienia przeleciał przez komnatę, przebijając na wylot osamotnionego strzelca wyborowego. Tym samym definitywnie kończąc całe starcie.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 26-11-2022 o 13:04.
Alex Tyler jest offline  
Stary 15-11-2022, 17:43   #195
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka z Nualą i jej pomocnicą, fałszywą studentką, wspieranymi przez otchłannego ogara i stadko goblinów, zakończyła się nad wyraz szybko.
Udział Argaena nie był zbyt wielki, chociaż to po jego magicznych pociskach padła bestia z piekła rodem. Większość roboty była dziełem jego kompanów.
No i Orika, który walkę przypłacił życiem

- Świetna robota - powiedział Argaen, z uznaniem skinąwszy głową pozostałym członkom ich małej acz pracowitej grupki.

Ze znalezionych przy kobietach przedmiotów wziął tylko dwie rzeczy - różdżkę magicznych pocisków tudzież leczniczą miksturę.

- Kto musi się podleczyć przed kolejną walką? - spytał, unosząc do góry fiolkę.

A potem zabrał się za przeszukanie pomieszczenia. Miał nadzieję, że kwatera główna Nuali kryje w sobie jeszcze jakieś tajemnice. A może i skarby.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-11-2022, 09:38   #196
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
To był ten moment. Vall stał przygotowany do walki. Wprost na niego leciał ogar, który go zobaczył, albo wyczuł. Nie miało to znaczenia. Elf trzymał w dłoni strzałę, a w drugiej łuk. Zaczął mruczeć pod nosem pieśń ostrza. Ogar ugryzł go i wyszarpnął kawałek obcisłych spodni odsłaniając ranione udo. Vall jednak nie syknął z bólu. W jego głowie była pieśń. Pieśń, która dziś prowadziła go tak, jak kiedyś prowadziła jego matkę. Jego ruch był płynny i rytmiczny mimo odniesionej rany. Naciągnął cięciwę łuku, który zabił niezliczoną ilość elfów, a teraz przez elfa dzierżon miał wymierzyć ostateczną sprawiedliwość Nuali. Cięciwa naciągnięta do oporu zostawiła ślad na policzku Galadonela gdy wypuścił strzałę. Fred nadleciał pod samym sufitem i runął na kapłankę próbując ją odciągnąć.

Strzała trafiła tam gdzie Vall chciał. Elfi czarodziej nie przewidział jednak jednego: dotąd strzelał do nie opancerzonych przeciwników. Trafienie, które zabiłoby goblina w wypadku Nauli osunęło się po pancerzu i delikatnie rozcięło skórę. Pieśń jednak trwała. A w pomieszczeniu był ktoś jeszcze. Ta niewinna. Ta, której darowali życie, dając się oszukać. I ona była czarodziejem tak jak Vall. Gdyby teraz spętała ich w pajęczynie, on wcześniej gobliny, to byłoby po nich. Dlatego właśnie ruszył w jej stronę wypuszczając łuk z dłoni.

I wtedy zauważył to, czego nie widział wcześniej. Goblińscy łucznicy w całym pomieszczeniu. Łucznicy dla których stał się wygodnym celem. Tak myśleli.
“Pewność siebie zabija synu” - wspomniał głos Matki w płynącej w jego umyśle melodii. Tańczył. Skórzane spodnie opinały się mimo rozdarcia, przez które płynęła krew. Szeroka koszula wirowała teraz dziko. Kolejne strzały przelatywały wokół nie raniąc elfa, który wedle wszelkiej ludzkiej miary powinien w tym momencie być podobny do jeża lub poduszki na szpilki. Czarodziejka rozdzieliła swą postać na pięcioro, a Galadonel uśmiechnął się do swoich myśli.

“Zmarnowałaś czar. Zamiast pomóc wygrać towarzyszom zmarnowałaś czar, żeby chronić siebie. Ciebie to nie uratuje, a ich zabije”

Wtedy wszystko ogarnęła ciemność. Nie taka ciemność, jaką znał Vall. Nie ciemność, przez którą jego elfie zmysły widziały dużo lepiej niż ludzkie. Ogarnęła go zimna i przerażająca ciemność. Ciemność ostateczna. Ulicznik szybko kalkulował swoje szanse. Jego umysł był jedynym co pracowało teraz szybciej niż jego oddające się derwiszowemu tańcu ciało.

Wypowiedział słowa mocy i w pustej dłoni poczuł moc właśnie. Nie ciężar. Moc. Ostrze jakie dzierżył utkane było z ciemności. Elf nie przerywając tańca ciął nie czując oporu materii. Nie widział, ale nie musiał widzieć. Ostrze przeszło od miednicy z lewej strony w górę do prawego ramienia, a potem przeleciało przez środek szyi. Nie pozostawiając śladów na ciele Lyrii. Jednak elf wiedział, żę psychiczna energia, jakiej nośnikiem było Ostrze utkane z ciemności pozbawiła mgiczkę kontroli nad jej ciałem. Jej umysł reagował tak, jakby rozciął ją w pół. Stracił czucie w nogach, zatrzymał akcję serca, a na koniec przestał przekazywać bodźce między głową i ciałem. Lyria padała martwa u stóp Valla. Ulicznik nigdy dotąd nie zabił człowieka. Jednak tym razem nie mrugnął nawet okiem. Nie dlatego, że jej nie widział w ogarniającym mroku. Dlatego, że ona przypieczętowała swój los próbując ich wydać na pastwę tej dziwnej istoty.

Ciemność opadła odsłaniając ciało magiczki i goblińskiego wojownika jaki był obok elfa. Jej chowaniec uciekał gdzieś nie wiedząc jak poradzić sobie bez czarodzieja, który więził jego umysł w tym ciele, na tym planie. Nigdzie nie było widać odbić Lyrii. Była martwa. Ciemność odsłoniła też Nualię. Cała ta ciemność cofała się do tajemniczej Broni Mharcisa. Mharcisa, który teraz leżał bez ruchu niczym Lyria.

“Zmarnowałeś czar. Zamiast pomóc towarzyszom ruszyłeś szukać zemsty” Tym razem skarcił siebie w myślach Galadonel. Nulia ruszyła w jego stronę.
“Fred, ocknij się, potrzebuję pomocy!”

Sokół znów podleciał do kapłanki, a ona musiała podzielić swoje postrzeganie pola bitwy tak, żeby odgonić zwierze i obronić się przed atakiem maga-ulicznika. Ostrze przechodziło przez cięzką zbroję z równą łatwością, jak przez szatę Lyrii. Jednak Vall od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Jakby Dusza Nuali była zepsuta. Jakby ciosy jakie zadawał byly dla niej jedynie draśnięciem. Ktoś w głebi tunelu jęknął z bólu. Shlelu, Sherwyn, Argaen, Verna… i ten najemnik. Oni tam byli. Komuś mogło coś się stać…

Nie… odbijając sie do tylu i parujac cios miecza kapłanki Elf zobczył coś, co rozgrzało jego serce. Gdy dwa gobliny oflankowały go rzucił tylko magiczną Tarczę, która odbiła ich ciosy. Taniec trwał nieprzerwanie. Poza ogarem od początku walki nikt nawet nie drasnął tańczącego ulicznika. Podczas gdy niematerilne ostrze całkiem materialnie parowało ciosy. Ale Vall miał całkiem nowe siły do walki. Oto za nim Verna, wyglądająca na całkiem zdrową, dotykała Mharcisa, a on ledwo złapał pierwszy oddech po powrocie do żywych wstał i przebił Nualię. Kobieta nie spodziewała się tego. Elf patrzył jak jej oczy czernieją… potem zobaczył coś, czego miał nie zapomnieć już nigdy. Zobaczył jak wyrwana z jej ciała dusza po drzewcu płynie wprost do ciała strażnika miejskiego i zasklepia jego rany. Zimny dreszcz przeszył Valla. Dobył zza pasa nóż truciciela i szybkim ciosem poderżnął gardło jednego z goblińskich wojowników, a potem wykonał piruet wypuszczając Ostrze ciemności w ostatniego żywego.

Ciała opadły, a wykuty z mroku miecz powrócił do dłoni Elfa.

Stał bez słowa patrząc na pobojowisko. W te kilk dni Vall dorósł bardziej niż przez poprzednie siedemdziesiąt lat. Już nie był dzieckiem. Podrzynał gardła goblinom. Zabił człowieka. Pierwszy raz zabil człowieka. Gobliny, to prawie zwierzęta. Ledwie posługują się narzędziami. Ale ludzie? Oni mają rozwiniętą kulturę. Poezję. Sztukę. Mają uczucia. Tymczasem on zabił. Wcześniej, gdy był w szale walki, to wszystko było takie proste. Teraz leżała martwa, a jej puste oczy patrzyły w sufit. Fred usiadł na ramieniu swego Pana najwyraźniej czując mentalnie co się dzieje. Skubnł elfie ucho. Vall Rael otrząsnał się na moment.
- Verna. Dobrze, że nic ci nie jest - uściskał mocno paladynkę wypuzczając broń z dłoni. Ostrze rozpadło się zanim uderzyło o posadzkę.
- Mharcis, powróciłeś z martwych. Sherwyn, Argaen - uśmiechnął się do nich. Wszyscy żyli. Jak to możliwe? Byli bandą dzieciaków, a jednak kapłanka Lamasztu leżała przebita na wylot, a oni żyli. Fred sfrunął z ramienia elfa robić coś, do czego przywykł latami towarzysząc ulicznikowi. Zaczął dziobać jedną z sakiewek leżącą przy kobiecie. Potem podleciał do Lyrii i stuknął w jej sakiewkę wyrzucając z niej srebrny grzebień. Vall Rael Galadonel wiedział, że tak trzeba zrobić. Wiedział, że trzeba zabrać kosztowności. Przez moment nawet myślał, że gdyby walczył zwykłym mieczem, to pociąłby cenną suknię jaką miała na sobie magiczka. Jednak koniec końców nie przemógł się, żeby ją rozebrać i zbezcześcić zwłoki. Zamiast tego sięgnął po jej zwoje.

Gardło miał ściśnięte. Potrzebował się czymś zająć, żeby już nie myśleć o zabitej kobiecie.
- Mharcis, spróbujesz rzucić czar ze zwoju? Może nam się to przydać.

Kontrowersje wywołał symbol Lamashtu znaleziony przy Nualii.
- Musimy go zniszczyć - powiedział Vall tak spokojnie, jakby jego zdanie było ostateczne. - Przetopimy go i odlejemy coś, co sprzedamy czterem kupcom z czterech stron świata. By nigdy się nie połączyły. A pieniądze przeznaczymy na świątynie. Albo pomoc potrzebującym.
Nie dokończył zwyczajowym “... potrzebującym takim jak ja, czy Fred”.

Do tej komnaty Vall Rael Galadonel wchodził jako rozkapryszony wychowany na ulicy chłopak. Wychodził zaś, jako mężczyzna, zabójca, elfi magus w pełnej krasie. Nigdy nie myślał, że dorośnie w tak krótkim czasie. W umysł elfa wkradał się mrok. Mrok na tyle duży, że zabrał ze sobą też Łuk Otchłani. Przełożył go przez plecy obok Zguby Elfów.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 23-11-2022 o 12:39.
Mi Raaz jest offline  
Stary 26-11-2022, 01:48   #197
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
Pojedynek z Nualią, jak w sumie wszystkie dotychczasowe, trwał mgnienie oka. Nie upłynęła nawet minuta, a kolejni wrogowie leżeli pokonani u stóp nowych bohaterów okolicznych ziem. Mharcis, tym razem, oberwał porządnie i nawet na moment stracił kontakt z rzeczywistością, co rozproszyło magiczną ciemność, którą spowił pole bitwy. Na szczęście, dzięki pomocy paladynki, szybko wrócił do żywych i sekundy później zakończył żywot nieszczęsnej kapłanki, będącej źródłem tego całego zamieszania, a jej życiowa esencja, wypełniła ciało strażnika, przyspieszając gojenie ran. Było w tym akcie coś niepokojącego, niemal przerażającego, ale jednocześnie dziwnie upadającego. Młody Petar widział, że to sprawa, którą będzie musiał rozważyć, kiedy skończy się ta cała zawierucha. Wyglądało na to, że ten koniec jest już blisko.

Mharcis rozejrzał się po pobojowisku. Poza oczywistą korzyścią z tej niecodziennej przygody, jaką było zneutralizowanie zagrożenia dla jego miasta, można było dotrzeć jeszcze jeden blask życia poszukiwacza przygód. Pokonani wrogowie zostawiali po sobie swój dobytek, który nie był im już do niczego potrzebny. W momencie, kiedy drużyna dochodziła do siebie po walce, zabrał się za przeglądanie łupów i gromadzenie ich w jednym miejscu. Nie musieli brać wszystkiego od razu. Mogli przecież wrócić, jak skończą to, co mieli do zrobienia. Mimo to, strażnik wybrał dla siebie pancerz i płaszcz, które mogły okazać się przydatne w najbliższym czasie, a także kilka monet. Rzucił też okiem na zwój, który pokazał mu Vall.

-Jestem pewien, że mogę to zrobić. Znam to zaklęcie. Rzeczywiście może się przydać. Moje rezerwy są dużo mniejsze niż wasze. - zgodził się z elfem.

-Dziękuję, że postawiłaś mnie na nogi. Jestem Twoim dłużnikiem. - uśmiechnął się do Verny.

- Nadal nie jestem w pełni sił. Być może mógłbym skorzystać z tej mikstury? - wskazał na buteleczkę, którą zainteresował się Argaen.
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!
shewa92 jest offline  
Stary 14-02-2023, 20:54   #198
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Kiedy Vall niespodziewanie uściskał paladynkę, komunikując jej szczerą radość z faktu, że przetrwała starcie, bardzo ją tym zaskoczył. Jej lica przez chwilę pokrył drobny rumieniec. Mimo to niemal automatycznie odwzajemniła mu się równie czułym objęciem stalowych ramion. Celowo było ono bardzo ostrożne i delikatne, tak by poraniony elf nie odczuł go dotkliwie. Czarodziejowi nie umknął ten urzekający pokaz troski, miał bowiem pełną świadomość, że gdyby tylko chciała, tymi samymi rękami mogłaby bez trudu złamać go wpół.
Cytat:
— Mharcis, powróciłeś z martwych. Sherwyn, Argaen — ulicznik uśmiechnął się do towarzyszy.
Zaklinacz w ramach odpowiedzi pogratulował wszystkim dobrej roboty. Bardka z kolei skinęła porozumiewawczo głową i uśmiechnęła się nieznacznie a przy tym nieco tajemniczo. Elfowi zdawało się, że nie tylko sam fakt wygranej ją ucieszył, ale coś jeszcze. Czyżby widok tego jak bardzo zbliżyła się do siebie para jej przyjaciół?

Cytat:
— Dziękuję, że postawiłaś mnie na nogi. Jestem Twoim dłużnikiem — Mharcis uśmiechnął się do Verny.
Dało się zauważyć, że paladynka naprawdę dobrze czuła się w ramionach Valla, bo z wyraźnym trudem zmusiła do uwolnienia go ze swych objęć. Petarowi odpowiedziała zdawkowo i nieco niewyraźnie, acz uprzejmie:
Cytat:
— To nic takiego. Jesteśmy towarzyszami, a przede wszystkim przyjaciółmi.
Cytat:
— Nadal nie jestem w pełni sił. Być może mógłbym skorzystać z tej mikstury? — stwierdził chwilę później czarnoksiężnik, po czym wskazał na buteleczkę, którą zainteresował się Argaen.
Valdemar właściwie zaczął to proponować, dlatego natychmiast podzielił się zdobyczną miksturą leczniczą ze strażnikiem miejskim.

Drużyna dzieliła łupy po pokonanych kultystach Matki Potworów podług indywidualnych potrzeb i potencjalnie czekających ich wyzwań. Między innymi Sherwynn przypadł w udziale napierśnik Nualii, Mharcisowi pancerz nieszczęśliwie zmarłego Orika, Argaenowi różdżka magicznych pocisków Lyrie, Vernie miecz kapłanki Lamashtu a Vall postanowił zaopiekować się zwojami zabitej przez siebie czarodziejki. Kiedy przyszło zdecydować, co będzie z symbolem bogini demonów, Verna nie musiała nawet wyrażać swego stanowiska. Każdy z góry wiedział, że nie potraktuje pobłażliwie próby kupczenia przeklętym przedmiotem. Nikt, z czystego szacunku, nie śmiałby zrobić jej na złość. Wtedy z rozwiązaniem wyszedł pieśniarz klingi proponując, by symbol przetopić i podzielić na kilka przedmiotów. Tak by przestał istnieć w pierwotnej formie i nigdy nie mógł stać się całością.
— Brzmi jak plan — oceniła przychylnie najemniczka-gawędziarka.
— Na coś takiego jestem w stanie przystać — odezwała się po niej Scarnetti z ledwo wyczuwalną w głosie radością.
Jej twarz jednak wydawała się trochę pozbawiona wyrazu.


„Płacz to nie oznaka słabości. Upór to nie oznaka siły”


W pewnym momencie podczas przeszukiwania pobojowiska i komnaty nastrój paladynki wyraźnie się pogorszył. Stało się to w momencie gdy ku swej trwodze zobaczyła, jak elf szykuje się do tego by przywłaszczyć sobie Łuk Otchłani. Przeklęte narzędzie wysyłające dusze poległych na wieczne cierpienia do krainy demonów i qlippothów. Poczuła wtedy coś jak cierń wbijający się w serce. Przez ostatnie trzy dni prawie straciła siebie. Dla kogoś w jej wieku to była prawdziwa hekatomba grozy, brutalności i cierpienia. Czy była rycerzem światłości, czy nie. Po prawdzie to choć każdy z Bohaterów Sandpoint miał różną wrażliwość, to mimo wszystko widać było, że każdy z nich w tym przypadku przywdziewał do pewnego stopnia maskę. Dla siebie, czy dla innych. Momentami wyczuwało się to w ich unikających spojrzeniach, nierównych oddechach, delikatnych grymasach twarzy. Dlaczego więc Verna miałaby pozostać całkiem obojętna? Ona i pozostali w ciągu niecałego tygodnia ekspresowo musieli dorosnąć. Może i byli pełnoletni, ale wcale nie od tak dawna. Nigdy wcześniej nie zaznali tej strony świata. A teraz wyglądało, że Scarnetti zaczęła tracić jego... Nie, nie mogła na to pozwolić. Ruszyła w kierunku czarodzieja, kierowana zebranym z trudem ostatkiem sił duchowych. Dokładnie w ostatniej chwili powstrzymała go, kładąc mu delikatnie drżącą dłoń na ramieniu.
— Poczekaj… Proszę, nie czyń czegoś, od czego może już nie być odwrotu.
Potem ujęła go z niemożliwym do stłumienia uczuciem za dłoń i powoli odprowadziła na bok. Upewniwszy się, że nikt ich nie może usłyszeć, odezwała się.
— Wiesz, od czasu wizyty w Katakumbach Gniewu w mojej głowie wciąż powtarza się ta sama wizja, wizja raju na skraju upadku — wyszeptała słabym, łamiącym się głosem, zupełnie niepodobnym do starej, dobrej Verny. — Powiedz mi, czy to zwiastowany koniec, czy może czynię bluźnierstwo? Oby Ragathiel mi wybaczył, to chyba efekt całego tego zła i mojego słabnącego oporu. Nie wiem, czuję jakby prawda mnie odpychała, wciąż opierała się memu pojmowaniu... Pewnie jestem bliska załamania — wyraźnie mocniej zacisnęła dłoń, jednak wciąż nie tak, by sprawić ból najdroższemu przyjacielowi. — Vall… ja... — głos na chwilę uwiązł jej w gardle. — Proszę, uwolnij mnie. Cierpię. Daj mi światło... bo tylko ty możesz. Pozostań dla świata, w którym wierzymy w siebie nawzajem. Uczyń to zanim nikłe kroki niepokoju staną się rozpaczą dla nas obojga. Wiem, że pustka podąża za nami, to jak niekończąca się wojna. Ale błagam, wybierz przyszłość, w którą razem chcemy wierzyć…
Spojrzała mu głęboko w oczy. Galanodel dostrzegł w jej własnych zalążki łez.


Mniej więcej w tym samym czasie Sherwynn ujęła w dłoń należący do Nualii medalion z symbolem sihedronu – siedmioramiennej gwiazdy. Wiedziała, że gwiazda ta była kiedyś bardzo ważnym symbolem w starożytnym Thassilonie, ponieważ symbolizowała siedem cnót władzy i siedem szkół thassilońskiej magii. Niestety w danej chwili nic więcej nie mogła powiedzieć. Zwłaszcza o samym artefakcie. Skonsultowała jeszcze swe znalezisko z resztą kompanów, ale żaden z nich nie był w stanie powiedzieć nawet tego, co wiedziała sama. Dlatego szkarłatnowłosa postanowiła przygarnąć przedmiot, by potem dowiedzieć się, jaką ma moc. Wszak zdobyte od Lyrie Akenji księgi mogły zawierać odpowiedź na tę nurtującą zagadkę.

Później uwagę bardki zwróciły zgromadzone na półkach przedmioty. Były to różne święte teksty, zwoje, relikwie i inne przedmioty ważne dla kultu Lamashtu. Na stołach z kolei odkryła notatki Nualii i kilka dzienników.
— Posortowanie tych notatek zajmuje kilka godzin, ale pozwolą nam zagłębić się w umysł Nualii i odkryć jej plany — stwierdziła, przerzucając papiery.
— Tak, zróbmy sobie przy okazji dłuższą przerwę — zaproponowała Shalelu. — Wyleczymy rany i upewnimy się, czy miastu nie grozi jeszcze jakieś niebezpieczeństwo.

Ciężka praca bardki pozwoliła odsłonić przed drużyną całą przeszłość Nualii. Historia jej dzieciństwa zdawała się pokrywać z tymi fragmentami, które zapamiętali na jej temat Bohaterowie Sandpoint. Ciąg dalszy był zaś następujący: biedna Nualia przez wszystkie lata dzieciństwa i adolescencji czuła się bardziej dziwadłem niż młodą dziewczyną, więc kiedy tylko dorosła i Delek Viskanta, miejscowy Waryzjanin, zaczął się do niej zalecać, wręcz wpadła mu z wdzięcznością w ramiona. Świadomi, że jej ojciec nie pochwaliłby związku z Waryzjaninem (chciał, żeby córka pozostała dziewicą, aby mogła wstąpić do jednego z prestiżowych klasztorów Opactwa Wietrznej Pieśni), utrzymywali swój romans w tajemnicy. Spotykali się wielokrotnie w sekretnych miejscach, zaś ich ulubionym był opuszczony tunel przemytniczy pod miastem, który Delek odkrył jeszcze jako dziecko. Po jakimś czasie Nualia zdała sobie sprawę, że jest w ciąży. Kiedy powiedziała o tym Delekowi, ten ujawnił swoje prawdziwe oblicze. Po nazwaniu jej dziwką i nierządnicą uciekł z Sandpoint, zamiast stawić czoła odpowiedzialności i gniewowi jej ojca. Początkowy szok porzuconej Nualii szybko przemienił się we wściekłość. Nie miała jednak gdzie wyładować swojego narastającego gniewu. Dlatego tłumiła go w sobie. Kiedy jej ojciec odkrył, że jest przy nadziei, jego gwałtowna reakcja na uczynioną mu przez nią zniewagę tylko pogłębiła jej poczucie wstydu i gorejącą złość. Ezakien Tobyn zabronił jej wychodzić z kościoła, co wieczór też wygłaszał cierpkie pouczenia i kazał żarliwie modlić się do Desny o przebłaganie za cudzołóstwo. Czyniąc to, nieświadomie podsycał jej wciąż rosnącą nienawiść. Kiedy runiczna studnia w Katakumbach Gniewu ożyła, potężny gniew Nualii stał się magnesem dla jej magii. W siódmym miesiącu ciąży gniewne energie całkiem zalały jej umysł i wpadła w krótkotrwały szał. Później, jeszcze tej samej nocy, poroniła swoje dziecko. Dziecko, którego potwornie wypaczony kształt widziała tylko okamgnienie, nim zbielałe ze strachu położne porwały je gdzieś, aby potajemnie spalić. Dziecko urodziło się straszliwie zdeformowane, ponieważ zostało poczęte w tunelach przemytników pod miastem, w pobliżu ukrytej świątyni Lamashtu (Bogini Potwornych Narodzin). Podwójny szok po stracie dziecka i uświadomieniu sobie, że przez siedem miesięcy nosiła wstrętnego czarta w brzuchu, był dla niej zbyt wielkim obciążeniem. Z powodu doznanej traumy Nualia zapadła w głęboką śpiączkę. Kiedy spała, śniła bardzo niezdrowe sny. Napędzana tłumionym gniewem i skazą Lamashtu, aasmarka popadła w obsesję na punkcie okrutnej bogini demonów i silne przekonanie, że jej nędzne życie zostało jej narzucone przez otaczających ją ludzi. Zaczęła postrzegać swoje anielskie dziedzictwo jako klątwę. Z kolei podstępne sny zsyłane przez demoniczną boginię pokazywały jej, jak wymazać tę skazę ze swojego ciała i duszy, zastępując ją chaosem i okrucieństwem. Kiedy w końcu się obudziła, Nualia była kimś nowym, kimś, kto nie wzdryga się, gdy Lamashtu ją o coś prosi. Dziewczyna bez wahania zatrzasnęła drzwi do komnaty ojca, kiedy ten spał, po czym podpaliła kościół i uciekła z Sandpoint. Miejscowi przypuszczali, że Nualia spłonęła w pożarze, a śmierć ojca Tobyna jeszcze bardziej pogarszała w ich oczach skalę tej tragedii. Jednak Nualia żyła. Uciekła do Magnimaru, gdzie zwróciła się o pomoc do grupy zabójców znanych jako Banda Piłoskórych. Z ich pomocą wytropiła Deleka i brutalnie go zamordowała. Jednak jego śmierć nie zaspokoiła jej żądzy zemsty. Sandpoint i jego znienawidzeni mieszkańcy wciąż żyli. Widząc pokrewną duszę w torturowanej przez wspomnienia kobiecie, tajemniczy przywódca Bandy Piłoskórych wręczył Nualii medalion z wyrzeźbioną siedmioramienną gwiazdą zwany „Sihedronowym Medalionem”. Nualia dowiedziała się od niego, że ma do odegrania o wiele ważniejszą rolę, a jej sny stanowią rodzaj mapy do jej przeznaczenia. Biorąc tę radę do serca, Nualia wróciła potajemnie do Sandpoint i odkryła, że przyciąga ją ceglana ściana w tunelach przemytników, dokładnie tam, gdzie ona i Delek ongiś poczęli swe zdeformowane dziecko. Nualia zburzyła mur i w ten sposób odkryła Katakumby Gniewu oraz zamieszkującą je czarcicę Erylium, również wyznawczynię Lamashtu. Przez wiele miesięcy Nualia uczyła się pod okiem Erylium. W tym czasie otrzymała również kolejną wizję od Lamashtu – wizję potwornego goblińskiego wilka uwięzionego gdzieś w małej komnacie. Podczas śnienia Nualia dowiedziała się, że to stworzenie to barghest o imieniu Malfeshnekor, który również był jednym z wybrańców Lamashtu. Gdyby znalazła go i uwolniła, nie tylko pomógłby jej dokonać zemsty na miasteczku Sandpoint, ale byłby również kluczem do oczyszczenia jej ciała z tego, co zaczęła postrzegać jako „niebiańską skazę”. Rozgoryczona Nualia w swym szaleństwie zapragnęła stać się jednym dzieci Lamashtu... Przemienić się w potwora.

Przy okazji orzechowooka odkryła, że notatki Nualii zawierają również plany wysłania armii goblinów przeciwko Sandpoint i doszczętnego spalenia miasta. Nie tylko po to, by uczynić z niego ofiarę całopalną dla Lamashtu w nadziei, że przemieni ją w półdemona, ale także w celu zasilenia studni runicznej w katakumbach poniżej. Ze słów lutnistki wynikało, że zapiski szczegółowo opisują, jak sprawić, by pomiot grzechu pojawił się w studni runicznej. A także wspominają, że jeśli ktoś nadmiernie rozszerzyłby zapasy studni runicznej, zostałaby ona dezaktywowana. Według tekstu Nualia nie była pewna, jak można ją ponownie aktywować, kilkakrotnie też podkreślała, że studni runicznej nie należy zbyt często używać. Przynajmniej dopóki Sandpoint nie zostanie zrównane z ziemią, a śmierć setek wściekłych obywateli i goblinów nie napełni studni.

CDN.

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 19-02-2023 o 18:21. Powód: [fixy post hoc]
Alex Tyler jest offline  
Stary 23-02-2023, 08:26   #199
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Vall stał jak zamurowany po słowach Verny. Nie minął kwadrans odkąd kogoś zabił. Pierwszy raz w życiu. Teraz miał w dłoniach łuk, który emanował złem. Dlaczego? Bo tak. Bo czuł, że chce zabijać kolejnych w ten “zły” sposób. Choćby po to, żeby zrobić im na złość.

Na bogów dotarło do niego, że zachowuje się jak dziecko. Na złość rodzicom odmrozi sobie uszy, bo czapeczka jest ble. On teraz chciał walczyć bronią, która skazywała na wieczne potępienie. Bo co? Bo zabicie kogoś to mało?

Stał bez ruchu i zaciskał zęby. Verna uświadomiła mu, że jest dziecinny. Że to wszystko wokół… to co miało sprawić, że matka byłaby dumna… to wszystko wywoływało jedynie wstyd.

Zdjął łuk, który był tematem rozmowy. Pod nogi rzucił też drugi. Zgubę Elfów. Wywrócił oczami. Wszytko to jest, żeby innym zrobić krzywdę. Jak najwięcej krzywdy. Czy on chciał krzywdzić? Czy jego matka chciałby, żeby krzywdził innych? Czy Verna tego chciała?

Postawił łuk otchłani oparty o ścianę i z całej siły kopnął go. Miał nadzieję, że go złamie. Kopał w majdan, a ramiona łuku sprężyście się uginały i odskakiwały. Próbował drugi raz. I trzeci. Złapał łuk i spróbował go złamać na kolanie. Poczuł jedynie ból w nodze, a łuk nadal zdawał się niewzruszony jego staraniami.

Chciał krzyczeć i wyć niczym zwierzę w pułapce. Jedyne co go powstrzymywało, to fakt, że w piwnicach najpewniej nie byli sami. Sięgnął po sztylet i jednym ruchem przeciął cięciwę. Tym razem łuk nie zrobił mu na złość. Broń wypadła mu z rąk na podłogę. Po chwili to samo stało się ze sztyletem. Stał i patrzył w oczy aasimarki. Byli niemal równego wzrostu, choć zbroja Verny powodowała, że wyglądała ona na znacznie potężniejszą od Valla. Elf podszedł i ją objął. Bez słowa. Nie wiedział co powiedzieć. Targał nim chaos. Był szczęśliwy, że pomaga miastu. Ale był zły, że zabił kobietę. Czuł, że się zgubił. I czuł, że Verna go poprowadzi.

Byli w podziemiach starożytnej świątyni, w której z gniewu i nienawiści zrodził się demon. Demon czyhający na nich. A jednak, on czuł się bezpieczny. Czuł, że tak długo jak Verna jest przy nim to jest bezpieczny. Vall poczuł jak łza spływa mu po policzku. Ta czarodziejka nie zasłużyła na śmierć. I nikt nie zasługiwał na uwięzienie w otchłani.

Nie wiedział jak długo to trwało. Chciał, zostać w tym uścisku jak najdłużej. Po policzku spłynęła mu łza.

***


Zabrał ze sobą łuk z rozciętą cięciwą. Stwierdził, że spróbuje go zniszczyć tak czy inaczej. Może spali go magią? Nie chciał, żeby ktoś go znalazł i użył. Ten ktoś mógł nie mieć Verny przy sobie.

Gdy rozbili skromny obóz, Vall oparł się o ścianę i zaczął wertować swoją księgę magii. Często szukał w niej odpowiedzi. Należała do jego matki i była jedyną pamiątką po niej. Przy czarach często na marginesie były jej osobiste notatki. Zastanawiał się, czy w związku z faktem, że jego matk była magusem, wojownikiem czarodziejem, to tak bardzo ciągnęły go silne kobiety? Czy to co czuł do Verny było poszukiwaniem opieki? Z drugiej storny coś kłuło go za każdym razem gdy rozmawiała z młodym Valdemarem. A to była ewidentna zazdrość.

Odpędzał od siebie myśli, skupiając się na czarach, które potrzebował w kolejnym starciu. Mieli walczyć z demonem, a to wymagało skupienia. Najwyższego skupienia. To nie był dobry czas na jego sercowe rozterki i filozoficzne podróże w głąb siebie. Teraz musiał się skupić na tym, żeby wszyscy przeżyli.

Gdy skończył wartę usiadł i poświęcił się medytacji. Wszedł w swój elfi trans.

***


- Ja pójdę przodem. Trzymajcie się blisko.

Jak mówił tak zrobił. Szedł powoli ze swoim towarzyszem na ramieniu. Przy każdym załamaniu korytarza najpierw używał lusterka, żeby zweryfikować czy jest bezpiecznie. Sprawdzali pomieszczenie za pomieszczeniem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 25-02-2023, 16:29   #200
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Jako że wszyscy zgodzili się z Shalelu, że moment był odpowiedni na dłuższy odpoczynek, rozpoczęto przygotowania by zaadaptować Komnatę Obserwacji do tego celu. Najpierw trzeba było zająć się zalegającymi w komnacie zwłokami. Z racji braku lepszej alternatywy Bohaterowie Sandpoint skorzystali z otworu w jaskini tentamorta piętro wyżej, by oddać je morzu. Jako osoba najbliższa stanowi duchownemu Verna udzieliła jeszcze ostatniego namaszczenia Orikowi i… Nualii, nim ciśnięto ich pozbawione ducha szczątki w lazurową toń. Zaoferowanie świętego sakramentu służebnicy demonicznej bogini mogło wydawać się kontrowersyjne, ale krótka wymiana spojrzeń z Vallem wystarczyła, by uzmysłowić sobie jak cienka niekiedy bywała granica dzieląca dobre istoty od zatracenia.

Zaśnięcie w splamionych krwią i obarczonych brzemieniem grzechu ruinach zepsutej cywilizacji, będących jednocześnie więzieniem dla niezwykle potężnego demona nie było łatwe. Jednak gdy Sherwynn zaczęła nucić kojącym głosem starą varisiańską pieśń o bohaterach, wszelkie obawy i niepokoje poszukiwaczy przygód odpłynęły niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszystkim ludziom udało się przespać w spokoju pełne osiem godzin... może nie tak do końca wszystkim. W pewnym momencie Mharcis zaczął delikatnie rzucać się w swoim śpiworze. Jego czoło pokryły perliste krople potu, a śniącą twarz wykrzywił nieprzyjemny grymas. Chłopak poczuł jak jego członki momentalnie opuściło wszelkie ciepło, po czym jego dusza uległa eksterioryzacji i została bezceremonialnie porwana do wymiaru niematerialnej patronki.

„Czujesz ten bezdenny mrok? Krystaliczne zło drzemiące w samym sercu skruszałego podziemia?”

W tym samym momencie wiszący pośród próżni Petar całym swoim duchem odczuł potężne, podobne uderzeniom w ogromny bęben, miarowe bicie w sercu otchłani utkanej z czystej materii mroku. Odbijające się potwornym echem po wszystkich zakamarkach jego umysłu. Zdawało mu się że przez jego jaźń powoli przenika obraz. Wyłaniający się z niezgłębionej cienistej toni niewyraźny zarys koszmarnego biesiego oblicza. Wrażenie to było niezwykle nieprzyjemne i wszechogarniające, do tego stopnia, że gdyby był w swoim ciele, niewątpliwie trząsłby się jak osika. W danej chwili jedyne co mógł uczynić, to rzucać się bezradnie w duchowych pętach, które nałożyła mu Inevera.

„W tych ruinach spoczywa dar godny naszego uświęconego paktu. Czyż nie byłam dotychczas szczodrą panią? Pamiętaj więc o swoich zobowiązaniach, człowiecze. Nie pozwól by tak pyszna ofiara została zatracona, dowiedź swej przydatności i pozwól mi pożreć JEGO duszę!”

Strażnik miejski dobrze wiedział, że tak łaskawa „prośba” nie podlega negocjacjom a ewentualna porażka raczej nie będzie lekko przyjęta. Moc miała swoją cenę – i najczęściej była ona bardzo wysoka...

— Inspirująca historia — stwierdziła bardka po przedstawieniu wszystkim skompilowanych losów Nualii. — Aż chyba napiszę „Balladę o upadłym aniele”.
W międzyczasie wszyscy zbierali się do drogi. Przed nimi miały rozciągać się ruiny, których nawet Tobyn nie zdołała dobrze zbadać. Z pieśniarzem klingi na czele Bohaterowie Sandpoint pokonali drzwi i krótki korytarz na południe od Komnaty Obserwacji.

Na wschodzie komnata w kształcie litery L zwężała się przeistaczając w okrągłą rzeźbę czegoś, co wydawało się ogromnym stosem złotych monet, wznoszącym się od podłogi aż do sufitu. Żadnej z monet nie dało rady odłączyć od kopca, a ich krawędzie pokryte były malutkimi rzeźbami w kształcie kolczastych run.
— Thassilońskie — rozwiała wątpliwości szkarłatnowłosa.
Po dokładnym obejrzeniu kolumna ze złota nie zdradziła przybyszom żadnych tajemnic, ruszyli więc dalej.

Południowe skrzydło pomieszczenia kończyło parą kamiennych odrzwi pokrytych reliefem przedstawiającym dwa szkielety wyciągające się by pochwycić znajdującą się między nimi czaszkę.


Pokonawszy rzeźbione wrota bohaterowie weszli do pomieszczenia skąpanego w głębokim mroku. Dzięki zaklęciu światła ujrzeli wnętrze i kopulasty strop podtrzymywany przez cztery gładkie filary. Po krótkich oględzinach odkryli też zdobiącą ściany siódemkę nisz wypełnionych postawionymi pionowo kunsztownymi sarkofagami. Mniej więcej na drugim końcu pomieszczenia stał posąg mężczyzny o srogim obliczu dzierżącego glewię w jednej ręce a w drugiej trzymającego księgę.
— Według notatek Nualii ta mała krypta stanowi koniec drogi — powiedziała Sherwynn.
— Może coś przeoczyła? Rozejrzyjmy się dokładniej — zaproponowała Shalelu.
Kiedy drużyna przeszukiwała wnętrze, szkarłatnowłosa najemniczka zbliżyła się do rzeźby.
— To chyba przedstawienie jednego z Władców Run — podrapała się po brodzie, po czym spojrzała po wnękach. — Jeśli się nie mylę, w tych sarkofagach spoczywają architekci tego miejsca. Zgodnie z ówczesną tradycją grzebano ich, niekiedy dobrowolnie i żywcem, by czasem nie zdradzili sekretów kompleksu i służyli jako wieczni strażnicy swego dzieła. Okropne miejsce — wzdrygnęła się
W międzyczasie Argaen i Shalelu dostrzegli w jednej z zachodnich wnęk, zaraz za jednym z sarkofagów, coś, co wyglądało na precyzyjnie wprawione w ścianę drzwi. Kiedy zaklinacz razem z lutnistką próbowali dostać się do przejścia odsuwając ciężką trumnę, zawieszoną w niezmąconej ciszy kryptą wstrząsnęło jęknięcie i grzechot ciężkiego pancerza paladynki, która nagle padła na kolana. Stojący najbliżej niej Mharcis i Vall dostrzegli delikatny ruch powietrza zaraz za jej plecami. Coś podobnego do optycznej iluzji, tak jakby ciemność zafalowała. Strażnik Miejski zareagował instynktownie, zgodnie z wyszkoleniem dobywając paktowego oręża i wywijając nim szybko dwa szerokie kręgi. Wydawało się, że przecina jedynie samo powietrze. Broń jednak natrafiła na opór, niszcząc po drodze coś, co ewidentnie musiało nie być z tego świata. Pierwszy domyślił się ulicznik. Cienie. Wypaczone sylwetki dawnych żyjących istniejące jedynie dzięki przenikającej Prymarny Plan Materialny negatywnej energii Planu Cienia. Po kilku wartkich okrzykach drużyna zebrała się pospiesznie na środku pomieszczenia, stając do siebie plecami. Elf musiał pomóc iść Scarnetti, ponieważ podstępna istota wyssała z niej część siły życiowej. Stojąc w zwartym szyku, otoczeni blaskiem magicznego światła poszukiwacze przygód wydawali się trudnym celem dla napastników. Ciche szmery zdradzały, że niematerialne istoty czaiły się gdzieś na krawędzi wzroku. Gotowe w każdej chwili rzucić się do podstępnego ataku. W pewnym momencie Valdemar posłał salwę magicznych pocisków w miejsce, gdzie wydawało mu się, że dostrzegł jakiś niewyraźny ruch. Zaklęcie fortunnie trafiło, unicestwiając natychmiast kolejny cień. Jednak nie był to koniec walki, ewidentnie coś jeszcze czaiło się w pomieszczeniu. Korzystając z dostępnych źródeł światła, magicznych i naturalnych pospołu, oraz stosując sprytną taktykę drużyna zdołała systematycznie pokonać pomieszczenie oświetlając je od jednego końca, aż po drugi. Finalnie zapędzając ostatniego ze stworów w kozi róg. Wyjąca nieziemsko potworność została następnie szybko powalona ciosami zaklętego oręża z pikantnym dodatkiem kąsającego ogniem pocisku zaklinacza. Krypta została oczyszczona. Aczkolwiek wyglądało na to, że paladynka aż do następnego porządnego odpoczynku nie odzyska pełni sił.


CDN.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 27-03-2023 o 19:30. Powód: literówki
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172