Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2017, 21:03   #11
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Księżniczka niecierpliwie oczekiwała odpowiedzi od Seny, świdrując Duszę statku swym wnikliwym spojrzeniem. Nie mogła się doczekać, kiedy w końcu wyjawią jej prawdę. Była tak tym przejęta, że nawet nie spojrzała na Litwora i Lif, którzy wrócili z "przejażdżki".
Z tego też powodu, Origa zupełnie nie spodziewała się, że odpowiedzi zechce jej udzielić właśnie Aigam...

-Złożyć cię w krwawej ofierze na ślubnym kobiercu, Avaron i Sylef chyba są jeszcze nie wyżenieni, jak myślisz, na ile by ich usiedliła taka uskrzydlona księżniczka? Hmm Sylef, taak, brzmi jak dobry materiał dla Sylefa. - Zaśmiał się głośno Litwor, podchodząc z Lif i puszczając oko do Seny.
- Idąc za słowami Litwora, do krainy twego przyszłego małżonka - odpowiedziała Sena, śmiejąc się wesoło. - Dziękuję, że nie spaliłaś żagli, Lif - zwróciła się do kapłanki, która w odpowiedzi pochyliła głowę, kryjąc uśmiech. - Pozwólcie teraz że was opuszczę. Są sprawy którymi muszę się zająć, gdy wy będziecie szykować się do obiadu - dodała, po czym znikła.
- Tak w skrócie to tak, przynajmniej tak mówią. Płyniesz do miejsca, do którego nie ma dróg, szlaków ani ścieżek. Przynajmniej oficjalnie. - Powiedział spokojnie Aigam, przyglądając się reakcji księżniczki. -Do później, chociaż jak znam ciebie i tak będziesz miała uszy szeroko otwarte. - Usta Aigama zadrgały w uśmiechu.
Anielica przewróciła oczami uznając, że wszyscy wykorzystali jej ciekawość po to by robić sobie z niej żarty. Księżniczka spojrzała gniewnie po Senie, Litworze i Lif. Tak, nawet Lif była jej zdaniem uwikłana w ten dowcip.


- Ha. Ha. Ha. Baaaardzo śmieszne… - sarknęła naburmuszona Origa, krzyżując ręce na piersi. Uniosła skrzydła po czym, z cichym fuknięciem, usiadła na barierce rufy nie przejmując się, że mogłaby spaść w morską toń. Wyglądała jak prawdziwy, książkowy przykład obrazy majestatu.
- Śmiej się śmiej, ale w pałacu przypilnowali, żebyś jeszcze miała wianuszek, nieprawdaż? - Powiedział Litwor z kamienną twarzą i zachowując jak nigdy śmiertelną powagę.
Policzki księżniczki zapłonęły rumieńcem, a ona sama zachwiała się, jakby miała spaść. Jednak balans skrzydłami sprawił, że utrzymała równowagę i nie wypadła za burtę.
- To nie jest istotne! - prychnęła zezłoszczona anielica.
-No toż mówię, krwawa ofiara na ołtarzu ślubnym, a ta nie wierzy. - Litwor wzruszył teatralnie ramionami na co Origa zgrzytnęła zębami i zmrużyła gniewnie oczy.

-Na razie się tym jednak nie zamartwiaj, powiedz lepiej jakie masz plany, jak ci się podoba statek i co potrafisz. - Aigam zmienił temat, tylko ogniki w jego oczach zdradzały jego rozbawienie w tym momencie.

Anielica powoli uniosła skrzydła nad głowę i zaraz machnęła nimi mocno, wznosząc w powietrze swoją sylwetkę. Po chwili delikatnie opadła w dół i stanęła wyprostowana na barierce. Skrzydła miała szeroko rozłożone, dla utrzymania równowagi.
- Trenuje szermierkę od wielu lat - odparła spoglądając na Litwora z góry. - Moi nauczyciele chwalą moją zwinność. No i jeszcze jest ta moja magia - tu wspominając o tym nieco skrzywiła się. - Na niej bym jednak nie polegała…
-Co jest w twojej magii lub co z nią jest żebyś na niej nie polegała? Poza faktem, że nikt ci na niej polegać nie karze. Musisz mi później pokazać jak dobrze fechtujesz, zwłaszcza skoro miałaś najlepszych nauczycieli jakich mogli sprowadzić rodzice. - Aigam uśmiechnął się przy tych słowach, sam był nie najgorszym szermierzem.
Księżniczka odwróciła spojrzenie.
- Jest nieco... Chaotyczna. - odparła wymijająco. - Za to chętnie pokaże jak władam mieczem. Jak tylko go znajdę... Mam nadzieję, że go tu mam.
-Nawet jeśli nie masz, to jakiś się tu zawsze znajdzie, poza tym, nie powinnaś się z nim rozstawać, przydaje się. Chyba że nauczysz się walczyć wszystkim co ci wpadnie w ręce. - Odparł niemalże mentorsko wojownik.

- Wiem, chciałam go mieć przy sobie ale "nie pasował do kreacji" - wzruszyła ramionami. - Tylko dla królowej robią wyjątek... - mruknęła wyraźnie urażona tą niesprawiedliwością. Zmrużyła oczy, ale zaraz otworzyła je szerzej, jakby wpadła na jakiś pomysł.
- Hymmm, może jeszcze przed obiadem urządzimy sobie sparing? - zaproponowała uśmiechając się wesoło. Po zaproponowaniu tego zeskoczyła z barierki na pokład, a zrobiła to lekko i z gracją. - Oboje dowiemy się wtedy czy moi nauczyciele słusznie mnie chwali czy tylko były to puste pochlebstwa.
-No, jeśli bardzo chcesz sparring, to myślę że da się coś zaaranżować, tylko przydałaby się jakaś treningowa broń, chociaż, mogę po prostu nie wyjmować go z pochwy. Czego chcesz spróbować, miecze, młoty czy buławy? - Zapytał Aigam mierząc księżniczkę od stóp po czubek głowy.
- Posługuję się długim mieczem - odpowiedziała mu Origa. - Jest to taka sama broń, której używają kapłanki Vess. Polegam na zwinności w walce, więc to czym się posługuję, musi być odpowiednio lekkie - dodała.
-Dobrze, w takim razie przynieś swój miecz, na pokładzie powinno się znaleźć dość miejsca, gdzie nie będziemy przeszkadzać. Mam nadzieję że Sena nie obedrze nas za to akurat ze skóry. - Odparł Litwor i wypatrzył odpowiednie miejsce na sparring, po drodze zrzucając kaftan i zostając w samych spodniach i koszuli.

Miejsce jakoś tak od razu się znalazło, przy głównym maszcie od strony dziobu. Całkiem jak statek usłyszał życzenie i go spełnił, co w sumie dziwić nie powinno. Marynarze czując iż szykuje się zabawa, jakby mniej chętnie zajmowali się swoimi obowiązkami, których w sumie nie mieli już tak wiele skoro znaleźli się na Cichych Wodach. Lif, która nie sprawiała wrażenia przekonanej do takiego pomysłu, zajęła miejsce przy prawej burcie, tak jednak by mieć oko na przebieg pojedynku.
Zanim Origa powróciła z mieczem, który oczywiście wśród jej bagażu się znalazł, rozpoczęto zakłady. Wyraźna większość zdawała się stawiać na Litwora, co raczej nie dodawało księżniczce otuchy. Znaleźli się jednak tacy, w tym kapitan, którzy rzucili riv’a lub dwa, na jej wygraną. Na statku zapanowała atmosfera oczekiwania, gdy przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie.
Litwor sprawdził dokładnie rzemienie, trzymające miecz w pochwie, by nie miały prawa się zsunąć nawet przypadkiem i stanął pewnie na rozstawionych nogach. Z dwuręcznym mieczem w pozycji trzy czwarte. Zastanawiał się, jak często dziewczyna fechtowała się z kimś, kto miał przewagę zasięgu. Jeśli jej nauczyciele byli czegokolwiek warci, to podejrzewał, że wystarczająco często, by nie miał nieuczciwej przewagi. Ukłonił się lekko i czekał nieruchomo na rozpoczęcie Origi, nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę.

Księżniczka dzierżyła w ręku broń, która wykonana była ze stali o bardzo jasnym wybarwieniu. W promieniach słońca wydawała się być aż śnieżnobiała, zupełnie jak jej własne pióra. Zdobiona błękitna rękojeść idealnie leżała w dłoni Origi. Miecz zdobił duży, niebieski klejnot, który sprawiał, że całość wyglądała bardziej na ozdobny paradny oręż niż coś co nadawało się do użycia w prawdziwej walce.


- To ja mam zaczynać? - zapytała Origa, wyszczerzona w zadziornym uśmiechu. Ale nie zaatakowała. Zamiast tego dotknęła dłonią trzymającą miecz, swojego lewego przedramienia. Ten gest sprawił, że jej skrzydła - chluba i ozdoba każdego anioła - rozpłynęły się w powietrzu... Mina księżniczki wskazywała, że było jej to bardzo na rękę. Sylwetka Origi nagle zrobiła się jeszcze mniejsza i drobniejsza niż chwilę temu.
- Od razu wygodniej - stwierdziła i przyjęła postawę szermierczą, czyli stanęła w lekkim rozkroku i na ugiętych kolanach. Origa sama była niezmiernie ciekawa czy jest w stanie walczyć z taką legendą jak Litwor Aigam, dlatego cieszył ją już sam fakt tego, że zgodził się na ten sparing. Bezskrzydła teraz anielica zakręciła młynek swoim mieczem, co wyglądało jakby on prawie nic nie ważył.
I zaatakowała, ruszając szybko i bez ostrzeżenia.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-03-2017, 21:06   #12
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Litwor nic nie mówił, jedynie obserwował i reagował. Dziewczyna była szybka, co na pewno jej się miało przydać. W walce z Litworem był tylko jeden problem, miał sporo czasu, żeby nauczyć się walczyć mieczem. Wojownik odsunął się, zbijając miecz i kierując jego ostrze bezpiecznie w deski pokładu. Na razie wyczuwał księżniczkę i jej możliwości. Nie miał zamiaru wkładać w sparring całej swojej siły.
Zbicie to udało się mu perfekcyjnie, wzbudzając radosne okrzyki wśród tych, którzy na niego stawiali i podobną, choć cichszą falę dopingu ze strony zwolenników księżniczki.
- Dalej mała! - Origa usłyszała wybijający się ponad ów hałas głos kapitana.
Sam statek z kolei zadrżał od cichego, pogodnego śmiechu. W następnej sekundzie na marsie grotmasztu pojawiła się sylwetka duszy statku. Obok niej przysiadł sokół. Najwyraźniej Lif uznała, że z góry będzie mieć lepszy widok, nie zasłaniany przez piratów, którzy przestali już nawet udawać, że robią coś innego niż przyglądanie się sparingowi.
Bezskrzydła anielska księżniczka wyraźnie nie zniechęcała się niepowodzeniem. W walce zdawała się czuć jak ryba w wodzie, a jej ruchy nabierały coraz większej pewności siebie. Co więcej, zarówno jej uniki jak i ataki, robiły się z każdą chwilą szybsze. Origa zdawała się tańczyć przy Litworze. Bystrym spojrzeniem szukała miejsca by wykorzystać okazję i uderzyć ostrzem swojego rapiera. Cały ten sparing z Aigamem dawał jej bardzo dużo radości, przez co cały czas uśmiechała się. Jednocześnie zupełnie zdawała się nie zwracać uwagi na otoczenie. W pewnej chwilu uskoczyła przed ciosem wojownika, robiąc piruet w powietrzu. Był to bardzo efektowny ruch, ale jednocześnie mocno zwiększyła dystans od Litwora.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, bo ja się dopiero rozkręcam… - rzuciła księżniczka do wojownika i w mgnieniu oka znalazła się przy nim, atakując od prawego boku.
-Pewnie - Odpowiedział krótko, wcale nie zasapany Litwor. Mógł być większy i zdawałoby się mniej zwrotny niż księżniczka, ale dwuręczny miecz w jego dłoniach, zdawał się nic nie ważyć.Co z kolei sprawiło, że odskakiwanie na większą odległość wcale nie było takim dobrym pomysłem, o czym przypomniał Oridze czubek opatulonego w pochwę miecza, przelatujący niedaleko jej głowy. Na takiej odległości, dwuręczny miecz miał znaczną przewagę, nie tylko rozpędu, ale i zasięgu. Co zresztą szybko wykorzystał, zbijając zastawę Origi mocnym ciosem, od którego mogło rozboleć dziewczynę ramię i skrócił dystans, by na koniec podciąć jej nogi. Co prawda księżniczka doskonale zdawała sobie sprawę co się dzieje, ale zanim zdążyła zareagować porządnie, leżała na deskach pokładu, z Litworową dłonią na nadgarstku trzymającym miecz i kolanem dociskającym drugą rękę. -Musimy popracować nad twoimi reakcjami na niehonorowe ciosy i zagrania. - Powiedział z uśmiechem i podniósł księżniczkę na nogi, jakby nic nie ważyła.
- To było… - Origa oddychała szybko, wyraźnie będąc zmęczona tym pokazem umiejętności. Zdawała się być nieco zaskoczona, że było już po wszystkim. Przyglądała się w niemym zaskoczeniu Aigamowi, który bez słowa po prostu podniósł ją z desek.
Księżniczka w chwili jak zbierał ją z podłogi, odruchowo wolną ręką pochwyciła ramię wojownika, a teraz starając się złapać równowagę na razie opierała się na nim.
- To było coś! - wysłowiła się w końcu, uśmiechając szeroko. Puściła Litwora i stanęła o krok od niego. - Ha! Nie mogę się doczekać jak będziesz mnie uczył! - odpowiedziała z wielkim entuzjazmem w głosie, jakby to, że wojownik miał jej dawać lekcje, było czymś oczywistym. Zaraz też czarnowłosa anielica wyprostowała się i pochyliła głowę z szacunkiem, tak jak zwykła to robić po skończonym sparingu z jednym ze swoich trenerów.
-No, to się uzbrój w cierpliwość. Chociaż z drugiej strony musisz nadrobić braki. Trzeba by się nad tym zastanowić. - Odparł Litwor nawet niezbyt zasapany. Najwyraźniej podróże po Zaris trzymały go w formie. Mężczyzna zamyślił się czy jest sens i w zasadzie czas, żeby ćwiczyć dziewczynę, ale doszedł do wniosku, że czas akurat jakoś się wygospodaruje, i tak na statku służyła póki co za cenny balast.
- Moi dotychczasowi nauczyciele nie mieli do mnie zastrzeżeń! - pochwaliła się wyszczerzona w uśmiechu Origa, wpatrując się w twarz Litwora, jakby chciała poznać jego myśli. Lecz zaraz jej uśmiech nieco zbladł. - No chyba, że chodzi o tych od magii… - stwierdziła niemrawo, ale zaraz pokręciła głową. - Z resztą i tak obiecałam rodzicom, że nie będę jej używać na statku, więc to się nie liczy - dodała naprędce uśmiechając się znów szeroko.
-Z magią to nie do mnie, nie znam się na niej prawie wcale. A co do braku zastrzeżeń, to przed bandytami się obronisz, z czymś poważniejszym możesz mieć problemy. Nie płyniemy na wycieczkę jakby nie było. Na statku może znajdzie się ktoś, kto może pomóc ci z magią, ale nie stawiałbym na to. - Rzucił Aigam.
Origa machnęła ręką.
- I tak przez większość czasu nie mogę jej używać - wzruszyła ramionami. - Mama mówiła, że nie widziała nigdy lepszego wojownika do ciebie - anielica była zdecydowanie bardziej zainteresowana sztukami walki niż tajemnymi. - A ucząc się od najlepszych… - wyszczerzyła się w zadowolonym uśmiechu.
-Przesadzała, widziała kiedyś Riv, poza tym, Daske też widziała jak dobrze pamiętam, nie sądzę że jestem lepszy od tej dwójki. - Rzucił skromnie Aigam, by następnie zbliżyć się do Origi i wciągnąć głęboko jej zapach w powietrze. -Zniszczenie, nic dziwnego że mogła nie chcieć, żebyś używała jej w pałacu, ale możesz powiedzieć co potrafisz. To zawsze jakiś start. - Mruknął na tyle głośno, by słyszała, odsuwając się od niej na uprzejmą odległość.

Księżniczka odruchowo odsunęła się, gdy wojownik zaczął ją... wąchać. Było to dla niej co najmniej niepokojące, a już na pewno nie na miejscu. Zmarszczyła z niezadowoleniem brwi. Ale gdy Litwor wspomniał o domenie magicznej, która jej nazbyt dobrze wychodziła, to Origa już całkiem była zdezorientowana.
- Ale, że co... Tak po zapachu poznałeś? - przyjrzała mu się bez przekonania. - Mama ci powiedziała? - tylko to wydawało się jej być właściwym wytłumaczeniem. - Zdarzy mi się czasem coś uszkodzić… - przyznała się, choć w wymijający sposób.
-Może powiedziała. - Rzucił nie odpowiadając zupełnie na pytanie. -Co rozumiesz przez czasem coś uszkodzić? Mnie raczej ci się nie uda, taka natura podobno, ale chętnie dowiem się więcej. - Rzucił Aigam.

Anielica dotknęła dłonią swojego ramienia i magicznie przywróciła piękne, śnieżnobiałe skrzydła na swoje plecy. Przeszła obok wojownika podchodząc do barierki i usiadła na niej, tak jak przed sparingiem. Założyła nogę na nogę.
- Raz chciałam tak jak zapalić świeczkę, ale nie chciało mi się podchodzić do niej, więc chciałam zrobić to tak jak brat, magią - Origa skrzywiła się. - Ogień buchnął taki, że nawet nie wiem kiedy strawił wszystko w komnacie. A to wszystko to gobeliny i inne przedmioty upamiętniające poprzednich władców Alezji... - dziewczyna oparła ręce na barierce. - Przypadkiem zdezintegrowałam też gablotę jakiś ważnych ksiąg... Ogólnie to podsłuchałam raz, że nauczyciele mojego brata wolą nie mieć ze mną zajęć z magii - wzruszyła ramionami, ale wyglądała na przejętą tym.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że miałaś nauczycieli magii, którzy swoją niekompetencją, lenistwem bądź strachem, zostawili cię nie do końca wyszkoloną, bez nawet prób zrozumienia czemu jest tak a nie inaczej? Zostawiając twój dar nieokiełznany i pozostawiając ci możliwość zranienia niewinnych zupełnie niechcący? No, dobrze że wypłynęliśmy, inaczej twój brat musiałby poszukać nowych nauczycieli, tamtych prawdopodobnie ukróciłbym za to o głowę, z powodu zaniechania. - Wyrzucił z siebie Aigam jednym ciągiem. Glynne prawdopodobnie nie wspominała córce że Litwor był magobójcą z zawodu, nie chwalił się tym zresztą zbytnio, więc mogła nawet nie wiedzieć.

- "Nie do końca wyszkolona" to za dużo powiedziane - odparła mu Origa, ale wspomnienie o tym co zrobiłby z magami ją uczącymi rozbawiło ją. Najzwyczajniej wzięła jego słowa za żart. - Ale mówią, że na ciebie nie działa magia, więc przynajmniej nie musisz się tym martwić - dodała wyraźnie zadowolona, że nie będzie miała okazji go przypadkiem uraczyć swoim niekontrolowanym czarem.
-Przynajmniej większość, to fakt, mieszane błogosławieństwo, ale jeśli się zastanowisz, to jeśli nawet będziesz próbowała stworzyć coś niszczącego, skoncentrowanego na mnie, to możesz zranić siebie, lub przypadkiem całkiem postronnych, coś będzie trzeba z tym zrobić, ale to później. Nie wcześniej niż po obiedzie. - Powiedział ze śmiertelnie poważną miną wojownik.
Origa zaczęła wnikliwie przyglądać się Aigamowi. Intensywnie zastanawiała się nad tym czy mężczyzna przypadkiem znowu, w jej opinii, robił sobie z niej żarty czy naprawdę mówił szczerze. Co prawda chciała zaprzeczyć co do tego by jej własne czary robiły jej krzywdę, ale ugryzła się w język, bo "czynniki pośrednie" wywołane jej magią już jak najbardziej były groźne.
- Jest więcej takich ludzi jak ty? - zapytała księżniczka. - Na których nie działa magia? - uszczegółowiła o co jej chodzi.
-Garstka, i każdy inny, niektórzy wręcz ją negują, zaklęcia się przy nich rozpadają, magiczne stworzenia są dla nich niewidoczne, tym podobne sprawy. Różnie bywa. Czemu pytasz? - Zapytał Aigam zapatrzony w toń.
- Bo to niezwykłe - stwierdziła Origa wyjaśniając swoje zainteresowanie. - Moja mama potrafi rozpraszać magię, ale mówi, że to po prostu jeden z jej czarów kapłańskich. Więc się zastanawiałam, czy ty masz tak jak ona czy to raczej... Cecha rasowa.
-Riv mówi że można powiedzieć, że rasowa, ale nie wchodziła w szczegóły, ja też w sumie wolałem za bardzo nie dociekać. Czasami nawet moja ciekawość nie sięga aż tak daleko, żeby koniecznie dowiadywać się wszystkiego. - Aigam wzruszył ramionami, dalej patrząc na morze.
- Ale w twojej rodzinie to zawsze tak samo się objawia czy też to jest różnie? - ciągnęła dalej, bardzo zaintrygowana tematem. - Może warto... Czekaj - nagle coś do niej dotarło. - Mówisz o Riv, że tej Riv? Tak? Ale że co... Bogini ci to powiedziała osobiście? - Origa zmrużyła oczy zastanawiając się czy wojownik ją wkręca. Lecz z drugiej strony bogini była obecna na uroczystości z okazji narodzin bliźniąt królowej Alezji, więc była szansa, że Aigam nie kłamał.
- Aha. Co do rodziny, to zmieńmy temat, opowiedz mi lepiej o swojej. - Powiedział Aigam przeczesując włosy palcami krótką brodę. - Jak tam się Glynne zadomowiła na tronie, aniołek jako mąż no i reszta rodzinki. - Powiedział unikając odpowiedzi na zadane pytanie.
- Chyba dobrze - Origa wzruszyła ramionami. - W końcu po prawie dwudziestu latach jej władania kraj nadal istnieje. Ale… - skrzyżowała ręce przed sobą. - O tym mogłeś sobie pogadać z moją matką. A ja się pytam o twoje pochodzenie - uśmiechnęła się zadziornie. - Zbywanie księżniczki to złe wychowanie - dodała wyszczerzając się.
-Złe wychowanie? - Powiedział Aigam unosząc brew. - Mówisz z człowiekiem, który upił Oren. Nie mam nic wspólnego z dobrym wychowaniem. A znaleźli mnie w kołysce, na rzece, więc nie bardzo mam o czym. - Dodał Litwor.
Anielica uniosła brew w zdziwieniu.
- Oh... - westchnęła robiąc współczującą minę. - A próbowałeś się dowiedzieć? - dociekała mimo to. - Moja mama też nie wiedziała... A później się zdziwiła - zaśmiała się rozbawiona.
- Chyba podziękuję, nie pociąga mnie korona. - Odparł kpiarsko Aigam i odwrócił się w stronę pokładu, na którym wszyscy kręcili się przy swoich obowiązkach.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 27-03-2017, 22:48   #13
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Kolejne dni rejsu upłynęły im w podobnej atmosferze jak ten pierwszy. Załoga statku z każdym kolejnym stawała się bardziej otwarta w stosunku do księżniczki, która zyskała w ich oczach swym otwartym zachowaniem i wesołą naturą. No i, jakby nie spojrzeć, wraz z Litworem dostarczali marynarzom nie lada rozrywki swoimi sparingami, które to od tego pierwszego, odbywały się codziennie. Nie dało się ukryć, że młoda anielica robi postępy w szybkim tempie, chociaż wciąż daleko jej było do poziomu Litwora, który reprezentował poziom, z jakim trudno byłoby się mierzyć nawet najlepszym członkiniom zakonu Ves i to bynajmniej nie w pojedynkę. No ale, jakby nie spojrzeć, o czym łatwo było zapomnieć, Aigam nie należał do tego świata i bliżej mu było bogom niż mieszkańcom Zaris.

Lif, nie licząc owych krótkich chwil w kajucie, trzymała się z dala od księżniczki. Zwykle znaleźć ją można było w bocianim gnieździe, lub siedzącą na jednym z masztów. Czasami jej płomienna sylwetka przemykała wśród chmur, konkurując ze słońcem, jednak z zasady kapłanka Tahary trzymała się od wszystkich z daleka. Jedynie Senie i Litworowi udawało się ją od czasu do czasu zmusić do zamienienia paru słów. W trakcie tych rozmów, Magobójca dowiedział się między innymi, że jej rodzina zginęła w trakcie walk z upadłymi. Przez jakiś czas przebywała ona u rodziców Merinsela, a gdy doszła do siebie, zajęła miejsce wśród braci kapłańskiej w wielkiej świątyni, która była sercem twierdzy Taser. Tam też jej stosunki z aniołem, będącym ojcem Origi, zacieśniły się. Gdy odszedł, odeszła i ona, po to tylko by powrócić gdy Merinsel stanął u boku Glynne, jako królewski małżonek. Co robiła przez te lata i ile ich dokładnie minęło, o tym jednak rozmawiać nie chciała. Podobnie jak niechętna była rozmowom o obecnym zadaniu, chociaż bez wątpienia wzbudzało ono w niej strach, który z czasem począł przedzierać się przez mury, którymi była otoczona.
Drugiego dnia podróży, jasnym się stało, że “Wiedźma” nie kieruje się w stronę Bontar, jak przecież powinna. Kierunek prowadził ją na północ, w stronę San, które to opłynęli nie zawijając do portów. Morze burz pokazało im przy okazji, dlaczego taką, a nie inną nazwę nosiło. Sztorm za sztormem atakował statek, a wysokie fale przewalały się przez jego pokład z gniewną siłą żywiołu, który nie wybaczał, nie miał litości i nie pozwalał na złapanie oddechu. W trakcie owej przeprawy życie straciło czterech członków załogi, jednak już następnego dnia, na pokładzie znalazła się dokładnie taka sama liczba nowych ochotników. Skąd się wzięli? Dlaczego znaleźli się na statku? Kim byli? Część z tych pytań na zawsze miała pozostać tajemnicą “Wiedźmy”, na inne łatwo było uzyskać odpowiedzi po prostu pytając zainteresowanych. O ile oczywiście, miało się ochotę wystawiać twarze na uderzenia siekącego niczym bicz, deszczu. O ile chciało się zmierzyć z wiatrem, przez który każdy krok był bitwą. O ile zaspokojenie ciekawości liczyło się bardziej niż pozostanie przy życiu.
Siódmego dnia pogoda uspokoiła się na tyle, że można było bezpiecznie wyjść z dusznego wnętrza statku, na świeże powietrze. Marynarze zabrali się za naprawianie szkód, które stały się ceną, jaką przyszło “Wiedźmie” zapłacić za przetrwanie. Sena nadzorowała wszystko czujnym okiem i zdawała się być wszędzie. Podobnie jak i kapitan Tores, który głośnymi okrzykami poganiał załogę. Jego gniewny wzrok i gniew w głosie, działały niczym smagnięcia bicza i tak też brzmiały. Mężczyzna ów okazał się być człowiekiem pozbawionym manier i sumienia. Jak Litwor zdążył się przekonać, lubił on wypić i lubił się zabawić. “Swoich” ludzi traktował ostro i brutalnie, jednak była w tym i sprawiedliwość. Co zaś się tyczyło księżniczki to nie przegapił on ani jednej okazji by jej dogryźć, zaczepić czy w szeroko pojętym tego słowa znaczeniu, uprzykrzyć podróż. Widać miał on coś do wysokich rodów albo zwyczajnie sprawiało mu przyjemność drażnienie się z młodą następczynią tronu. Tym bardziej że jej władza nie sięgała “Wiedźmy”, ani też nie było nikogo kto by służył jako tarcza, jak to mieli w zwyczaju dworzanie i służący. Tu, na pirackim statku z legend, była zdana tylko na siebie. No, chyba że Litwora, ale przecież była już dorosła, o czym stale wszystkim przypominała w domu. Mogła poradzić sobie z jednym utrapieńcem, bez biegnięcia z płaczem do swojego opiekuna. Czy jednak na pewno mogła…?
Dziesiąty dzień był dniem, w którym wpłynęli na Morze Olerskie. Kolejnego nastąpił pierwszy, dłuższy postój w Orest, portowym mieście mieszczącym się po wschodniej stronie Małej Rav, jednej z dwóch wysp na tych wodach, które same w sobie tworzyły małe królestwa znajdujące się pod skrzydłami władczyni Nemerii.
Postój trwał dwa dni dzięki czemu możliwym stało się zwiedzenie miasta, które jednak nijak do Aler porównać się nie dało. Miało jednak kilka wspólnych cech, które przypomniały księżniczce o domu, który zostawiła za sobą. Podobnie jak w stolicy Alezii, tak i tu w porcie wrzało życie. Od wczesnego ranka, do późnego wieczoru, słychać było nawoływania, okrzyki i przekleństwa, które zdecydowanie nie powinny trafiać do uszu młodej następczyni tronu. W nocy zaś słychać było lepiej lub gorzej wykonywane pieśni, które mówiły o tęsknocie do domu, o trudach życia, o sztormach i potworach i o odwadze i szczęściu. Były to pieśni proste, tworzone przez prostych ludzi i nieludzi. Zawarte w nich historie pochodziły z ich życia i z życia ich przodków, którzy przemierzali niebezpieczne wody Zaris i dożywali dni, w których swym doświadczeniem dzielić się mogli z młodszym pokoleniem. o tych, którzy tych dni nie mieli okazji dożyć, tworzono opowieści, które z czasem przeradzały się w legendy. Znaleźć w nich ziarno prawdy było trudno, ale to braci morskiej nie przeszkadzało. Zazwyczaj też byli przy tym zbyt pijani by się takowym szukaniem zajmować.
Drugiego dnia pobytu w Orest, nastąpiło krótkie spotkanie z kapitanem Illisirem, do którego należała “Biała gołębica”, elficki statek, obok którego “Wiedźma” rzuciła kotwicę.


Elf ów, postawny i jak wszyscy przedstawiciele tej rasy, urodziwy, skłonił głowę przed Origą, gdy ta pojawiła się na pokładzie, jednak zaraz powrócił do rozmowy z Seną. Sprawa musiała być poważna, bowiem usta Wiedźmy zaciśnięte były w cienką kreskę, a jej dłonie pieszczotliwie gładziły rękojeści ostrzy, które zdobiły jej pas. O czym jednak rozmawiano, tego księżniczka się nie dowiedziała, a i sam elf wkrótce opuścił pokład. Wkrótce po tym “Gołębica” odpłynęła, eskortowana przez czas jakiś czas przez Lif, w jej ognistej postaci.
Owe spotkanie było niczym omen, po którym sprawy zaczęły przybierać zły obrót. Nie powinno to jednak dziwić, biorąc pod uwagę, że już trzeciego dnia po opuszczeniu Orest, znaleźli się na wodach należących do Vole Kes. Przeklęte królestwo, siedlisko wszelkiego zła jakie tkwiło w krainie, rzucało swój mroczny cień na wszystko i wszystkich, którzy znajdowali się w jego pobliżu.
Wpierw zauważono statek, który zdawał się podążać ich śladem. Okrzyk rozbrzmiał tuż po obiedzie, owego trzeciego dnia. Statek jednak nie zbliżał się, a jedynie sunął w bezpiecznej odległości. Sytuacja taka utrzymała się aż do wieczoru, kiedy to śledząca ich jednostka zniknęła z widoku. Nie była to jednak dobra nowina. Wkrótce bowiem, wraz z chwilą gdy ostatnie promienie słońca zgasły w wodach Morza Olerskiego, rozbrzmiał alarm, który postawił na nogę całą załogę. W stronę “Wiedźmy” zmierzały trzy okręty, a sądząc po sztandarach i czarnej róży, będącej godłem Vole, ich zamiary były dalekie od pokojowych.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-04-2017, 00:28   #14
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Młoda księżniczka z zadowoleniem przyjęła wieści, że jednak nie przybiją do bondarskiego portu. Z szerokim uśmiechem przyglądała się mijanej linii brzegowej San. Gorzej za to zrobiło się gdy przyszedł sztorm. Anielica choć wcale nie cierpiała z powodu ciasnoty panującej po pokładem to już bujanie się całego statku przyprawiało ją o nieco mdłości. Z pomocą przyszły jej wtedy sole na chorobę morską, które znalazła w swoim bagażu, a dzięki którym spokojnie mogła zasnąć, bez obawy, że po położeniu się do łóżka, zrobi jej się niedobrze.

Poprawę pogody przywitała z ulgą, nawet przy pierwszej okazji zdecydowała się rozprostować skrzydła i wzbić wysoko ponad statek. Musiała przyznać, że dopiero teraz tak naprawdę doceniała to, że potrafiła latać.
Niestety wraz ze spokojem na morzu i puszczeniem w niepamięć zmagań z chorobą morską, przyszła nuda. Przyglądanie się przez burtę wodzie i mijanym widokom szybko spowszedniało anielicy, więc jedyną rozrywką Origi były treningi z Litworem.

Za to działając ma nerwy błękitnokrwistej wielką radość zdawał się mieć kapitan Morskiej Wiedźmy. Kilka razy udało mu się doprowadzić księżniczkę do nie małego zawstydzenia swoimi komentarzami czy też przez wykorzystanie jej nieobycia z życiem poza pałacem, które objawiało się jej dość naiwnym podejściem do rzeczywistości. Origa nie miała pojęcia czemu Mir był taki względem niej, ale daleka była od uskarżania się na jego zachowanie. Zawsze starała się nie okazywać słabości, szczególnie przed nim.
Nie uskarżała się również, gdy w trakcie treningu przypadkiem oberwała od Aigama zdecydowanie za mocno.

Co innego jednak było gdy zamykała sięzupełnie sama w swojej kajucie. Wtedy nie była już w stanie udawać, że jest jej lekko. Już trzeciego dnia zaczęła się tęsknota za domem. Początkowo było to tylko cichutkie uczucie. W końcu jednak urosło do nieznośnych rozmiarów.
Tęskniła za rodzicami i rodzeństwem. Szczególnie za bratem, z którym zawsze miała najlepszy kontak i mogła szczerze o wszystkim rozmawiać. W takich chwilach słabości kładła się na łóżku, owijała skrzydłami w szczelny kokon i szlochała cicho do poduszki, by przypadkiem ktoś jej nie podsłuchał.
Dorosłość zupełnie przestawała jej się podobać.

Lecz rankiem znów zbierała się w sobie i choć czasem miała ochotę zostać w kajucie, to zmuszała się do wyjścia i podjęcia kolejnego wyzwania jakie czekało na nią w tej podróży, do niewiadomokąd.

Mała Rav

Pierwszą okazję do wyjścia na stały ląd, po tylu dniach spędzonych na statku, Origa przywitała z entuzjazmem. Szczerze mówiąc to poza treningami z Aigamem nie miała nic ciekawego do robienia na pokładzie. Miała co prawda pośród swojego licznego bagażu, kilka ksiąg podarowanych jej przez brata celem przestudiowania, ale anielicy AŻ tak się nie nudziło.
W czasie kiedy statek i jego załoga przybijali do portu, Origa stała na uboczu, zastanawiając się nad wycieczką po miasteczku Małej Rav, jak zwała się owa wyspa, na której zawitali. Księżniczka nigdy nie miała okazji zwiedzić Aler w samotności, zawsze mając kogoś u swojego boku kto był gotów ją ochronić przed każdym niebezpieczeństwem. Teraz, wyglądało na to, że nie byłoby chętnych do zabronienia jej wycieczki samej po małym portowym miasteczku.

Lecz anielica wahała się czy aby byłby to dobry pomysł. Dlatego pierwszy pomysł na towarzysza był bardzo oczywisty. Spojrzenie Origi zaczęło wyszukiwać pośród ludzi zebranych na pokładzie, jej opiekuna, a gdy w końcu go dostrzegła to od razu lekkim krokiem się do niego udała.
- Przejdziemy się po mieście? - zapytała Aigama, gdy stanęła przed nim. Anielica nie wyglądała na speszoną proszeniem o jego towarzystwo, jakby jej pytanie było tylko czystą formalnością.
- Miasto jak miasto, ale możemy. - Usłyszała w odpowiedzi dziewczyna. Mężczyźnie nie trzeba było wielu przygotowań do zejścia na ląd, przypiął tylko buławę do pasa. Gdyby do czegoś doszło, nie miał ochoty, żeby jego miecz utknął gdzieś w ścianie budynku, gdyby doszło do walki na ciasnej przestrzeni. W portowych uliczkach nigdy nie było wiadomo co się może wydarzyć. Skinął księżniczce głową, że mogą ruszać.

- Wspaniale! - ucieszyła się Origa. Ona sama wyglądała jakby była już gotowa do wyjścia, choć broni żadnej przy sobie nie miała. - Zaraz powinni opuścić trap... Myślisz, że powinnam zniknąć skrzydła? Chyba za bardzo się z nimi rzucam w oczy - stwierdziła i nieco je rozkładając, lekko zamachała nimi.
-Zwijaj, w porcie zawsze lepiej się nie wychylać, chyba że idziesz wystarczająco dużą grupą, a coś mi się zdaje że tak się podzieli między straż na statku, załadunek i burdele, chyba że się nie znam na marynarzach. To akurat możliwe, nigdy żadnym nie byłem. Zbyt długo przynajmniej. - Odparł Litwor.

- Jasne - odparła anielica i dotknęła dłonią swej bransolety. Jej śnieżnobiałe skrzydła magicznie wpierw rozmyły się w powietrzu, by w końcu całkiem zniknąć z jej pleców. Dziewczę przeciągnęło się po tej zmianie. Origa wyprostowała się i z lekkim uśmiechem na ustach, skierowała swe kroki ku burcie statku, gdzie lada chwila miało pojawić się przejście na pomost.

I pojawiło się, nawet dość szybko, jednak to nie księżniczka wraz z Litworem zeszli jako pierwsi. Pierwszeństwo przypadło bowiem kapitanowi i marynarzom, którzy mieli zająć się uzupełnianiem zapasów, które ten nabędzie w portowych magazynach. Jakie jeszcze miał plany, tym się nie podzielił, życzył jednak Oridze przyjemnego spaceru, uśmiechając się do niej półgębkiem, jakby wiedział o czymś, o czym ona nie wiedziała i sprawiało mu to radochę. Doprawdy, nieprzyjemny był z niego typ.
W końcu jednak udało się im zejść po trapie, wprost w objęcia gwarnego tłumu, jaki to miał zwyczaj wypełniać takie miejsca. Na twarzach mijających ich ludzi nie widać było zainteresowania nowym statkiem, co mogło wydać się nieco dziwne, szczególnie gdy wzięło się pod uwagę, jaki to statek. Całkiem jakby go nie widzieli, zajęci swoimi sprawami.
Samo miasteczko było raczej niewielkich rozmiarów, chociaż biorąc pod uwagę iż nie należało do żadnego z głównych ośrodków handlu, ani też nie mieściło się na głównych wyspach Zaris, nie powinno to dziwić. Tak się akurat złożyło, że w Orest musiało odbywać się jakieś święto. Sądząc zaś po kolorach ozdobnych szarf i kokard, było to święto na cześć Areny, bogini łowów. Nic też dziwnego nie było w tym, że obchodzono je niezbyt hucznie. Może w miastach położonych w głębi wyspy, wśród wsi otoczonych lasami, świętowano wystawniej, jednak Orest żyło dzięki darom Denary i to głównie tej bogini poświęcano uwagę.
Nie znaczyło to jednak, że zmarnowano okazję do nabicia kies. Na rynku było ciasno od kupujących i sprzedających. Podobnie ciasne były uliczki, które do niego prowadziły bowiem ci, którym nie udało się zdobyć miejsca w centrum, zadowalali się właśnie owymi przejściami. Nie trzeba było przy tym dodawać, że i brać złodziei nie próżnowała i co ruch odzywały się gniewne okrzyki straży, która także była obecna i to w dużej liczbie.

Anielica wyglądała na mocno zainteresowaną wszystkim co ją otaczało. Przyglądała się uważnie kupcom, ich towarom, przysłuchiwała rozmowom i nie miała nikomu za złe gdy przypadkiem ktoś ją trącił w ogólnie panującym zgiełku. Grzecznie jednak trzymała się blisko Litwora, czujnie raz po raz zerkając w jego kierunku.
- Nie wydaje ci się dziwne, że nikt nie zwrócił uwagi na nasz statek? - zapytała w pewnej chwili Origa swojego opiekuna. - To jakaś mieścina piracka? - dodała konspiracyjnym szeptem, gdy na krótką chwilę przysunęła się bliżej do Aigama.
-Dziwne? Określ mi co jest dla ciebie dziwne? Uczciwi złodzieje, kurtyzany o złotych sercach, podli królowie, ptaki, które mówią? Postaraj się, postaraj się jak dziecko, które podobno zostało pobłogosławione przez rudowłosą, które przypłynęło na legendzie i wie, że legenda ma swoje małe drobne sztuczki, żeby pozostać niezauważoną. - Rzucił z lekkim rozbawieniem Aigam, rozglądając się po straganach z biżuterią a jednocześnie łypiąc na potencjalnych złodziei. Zdarzyło mu się już spotkać ze złodziejami. Nie było to dla nich zdrowe.

Anielicę zatkało stwierdzenie Litwora. Pokręciła głową na własną niedomyślność.
- No tak, zwykłe zaklęcie zasłony czy coś jemu podobnego. Przecież to bardziej jak oczywiste - mruknęła przypominając sobie jeden z nudnych wykładów nadwornych magów. Lecz nie traciła dobrego humoru.
- Ciekawe czy poza targiem organizują tu jeszcze jakieś zabawy - zainteresowała się. - Chodźmy na główny rynek - nalegała, zakładając, że jeśli już coś takiego ma się odbywać to właśnie tam.
-A nie wiem, ale nie znam tej całej Areny, to jakieś lokalne bóstwo? Czy po prostu wierzenia bez poparcia, czy jakiś aspekt którejś z bogiń czy Mocy? Zdawało mi się że wszystkie i wszystkich poznałem do tej pory. - Nie dodał że osobiście.
Zabawy nie było trudno znaleźć, wystarczyło kierować się za uchem. Na nieco większym placu niż ten targowy, rozstawiono ogromny namiot cyrkowy, wokół którego swymi umiejętnościami popisywali się przedstawiciele owego zawodu. Byli tu żonglerzy nożami, ognistymi kijami, byli treserzy zwierząt i były gibkie tancerki. Do tego nie brakowało także bardów wszelakiego rodzaju i talentu, wokół których zbierały się kobiety. Dało się też zauważyć pewną zmianę w statusie społecznym przechadzających się ludzi i przedstawicieli innych ras, a który zdecydowanie był wyższy niż ten, widziany na targu, który znajdował się bliżej portu niż główny rynek.
Aigam machnął na księżniczkę i ruszył w stronę treserów zwierząt, ciekawiło go czy mają tylko zwykłe zwierzęta, czy też jakieś magiczne bestie i czy umieli coś, czego on nie potrafił.
Ciekawskie spojrzenie Origi chłonęło widoki niczym sucha gąbka wodę po wrzuceniu jej do kąpieli. Co prawda na dworze nie brakowało atrakcji organizowanych przy okazji jakiś ważnych spotkań możnych i władczych, to jednak najczęściej były to wyszukane spektakle grane przez najlepszych aktorów scenicznych. Tu natomiast księżniczka spotkała się z jarmarczną improwizacją obwoźnych grajków i domorosłych artystów.

Origa ledwo zauważyła gest Aigama, co prawie a poskutkowało by dla niej zagubieniem się w tłumie. Ochoczo podążyła za wojownikiem, zaciekawiona dokąd też on chce zmierzać. Wtedy też przypomniała sobie, że nie odpowiedziała mu na pytanie.
- Arena to bogini łowów - powiedziała spoglądając na Litwora. Księżniczka była całkiem dobrze wykształcona, więc i panteon bogów był jej znany. - Zwykle wyznają ją osoby związane z lasem, polowaniami. W Aler w ten czas organizowane są zawody w łucznictwie.
To, co widziały oczy księżniczki i Litwora, zdecydowanie dalekie było od wystąpień mistrzów w swym fachu, jakie to miała okazję Origa oglądać. Nawet do występów ulicznych, które to swego czasu Aigam w Rivoren wciąż będąc oglądał, owe popisy się nie umywały. Sztuczki były proste, tak jak i proste były piosenki. Nie brakowało wśród nich i tych, które opiewały Litwora wyczyny, czy to te do których wojownik rękę przyłożył, czy też te o których pierwsze słyszał. Przy czym, jakby się zdawało, tych drugich jakby więcej było…
Co zaś zwierząt się tyczyło, to były to zwierzęta całkiem normalne. Był niedźwiedź, sprawiający wrażenie jakby lata swej młodości dawno miał za sobą. Była i górska pantera, wciąż mająca dość ognia w sercu by szczerzyć swe kły do gawiedzi. Były psy i były szczury, była nawet małpka, którą to jak nic z Bontar sprowadzono, biorąc pod uwagę jej niemal białą sierść i złoty pyszczek. Magicznych bestii jednakże nie było, tak jak i nie było w owych tresurach zbyt wiele kunsztu i uszanowania dla zwierząt. Z ich oczu bił strach, a wprawne oko dostrzec mogło stare i nowe rany, tuszowane farbą czy kolorowymi nakryciami.

Proste piosenki miały do siebie to, że łatwo wpadały w ucho. Tak więc nie minęło wiele czasu jak jedną czy drugą anielica zaczynała nucić sobie pod nosem, czasem śmiejąc się z ich tekstu innym razem przyglądając się swojemu opiekunowi oceniająco, jakby chcąc wydać werdykt jak bardzo były to opowieści zmyślone.
Na zwierzątka Origa spoglądała ze współczuciem. Najchętniej by je wszystkie wykupiła z tej niewoli. Była pewna, że kilka kamyków wszytych w znienawidzoną przez nią suknię, wystarczyłoby na ten cel. Ale co potem? Nie weźmie przecież pantery, niedźwiedzi i małpki na pokład statku. Zasmuciło ją to.

Spojrzała na Litwora.
- Może weźmiesz udział w jakimś konkursie? - zaproponowała księżniczka. Czasu mieli dość, a mimo wszystko wolała go spędzić na lądzie niż w swojej kajucie.
- [i]Pewnie, czemu nie, mają tu konkurs picia? Bo z łukiem jakoś sobie za specjalnie nie radzę. Hmm, tak sobie myślę, zanim się stąd wyniesiemy na dobre, trzeba będzie pomajstrować przy klatkach, tak raczej porządnie. Słyszałaś te brednie o mnie? Raz czy dwa to im się trafić udało z tymi pieśniami, jak tak dalej pójdzie, to będę w co drugiej opowieści. Biedni bohaterowie i złoczyńcy się namęczyli nad czymś, czego nigdy nie było lub nie zaistniało, a potem domalowali do tego moje imię, ech, szkoda gadać. - Powiedział z udawanym smutkiem i lekko trzęsąc głową nad niegodziwością bardów wobec innych.
- Spróbuj, będzie zabawnie jak mimo to wygrasz - zachęciła go z rozbawieniem w głosie księżniczka. - Pewnie oni będą mieli problem w ogóle trafić w tarczę - zachichotała. - A co chcesz zrobić z klatkami? - zapytała zdziwiona jego pomysłem.
Okazji by się wykazać nie brakowało. Wystarczyło przejść na drugą stronę rynku by spróbować swych sił w strzelaniu z łuku i z kuszy, w rzucaniu młotem i w rozłupywaniu kloców drewna. Jak ktoś chciał mógł stanąć w szranki z osiłkiem, który dumnie pierś wypinał stojąc na środku prowizorycznie przygotowanej areny. Zanim jednak zdążyli ruszyć w tamtą stronę…
Litwor poczuł czyjś dotyk. Był to delikatny dotyk, ledwie muśnięcie, które jednak wyraźnie skupione było wokół jego sakiewki.


Właścicielem dłoni, która za owe muśnięcie była odpowiedzialna, był młody chłystek, ledwie z jedenaście lat mający. Nie krył się przy tym w ogóle ze swoimi działaniami, którego to postępowania powód, Litwor poczuł swym nosem. Chłopak korzystał z dość złożonej, a przez to bardzo skutecznej, magii iluzji. Nic zatem dziwnego, że nikt, włączając w to samą księżniczkę, nie zwracał na niego uwagi.

Litwor w odpowiedzi na ruch gagatka, złapał go szybko w pasie i przerzucił go sobie przez ramię. - Winslow, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zachowywał się jak bachor? Niedługo będziesz dorosły a ty dalej się tak próbujesz bawić, widzę że trzeba cię będzie potraktować jak bachora. - W czasie kiedy mówił, dociskał chłopaka lekko. Na tyle mocno, żeby wydusić z niego powietrze, ale jednocześnie nie połamać mu żeber ani niczego ważnego. Powoli skierował się na obrzeża tłumu. Rzuty młotem i łupanie kłód musiało poczekać.

Origa za to stanęła jak wryta widząc jak jej opiekun złapał jakiegoś dzieciaka. Jej mina zdawała się pytać skąd on go w ogóle znalazł. Co więcej zdawało się, że go zna.
Bezskrzydła anielica najpierw wpatrywała się w oddalającego się Litwora, później na atrakcje jarmarczne, by w końcu ruszyć w kierunku gdzie udał się wojownik, mając nadzieję, że sama nie zostanie pochłonięta przez tłum.

Dzieciak chciał chyba coś powiedzieć, ale z braku powietrza w płucach nie wyszło mu to zbyt dobrze. Kopanie nogami także w końcu ustało, skutecznie zduszone przez potrzebę łapania kolejnych oddechów, które jednak nie miały szansy przecisnąć się przez zgniecioną klatkę piersiową.
Księżniczka, która po krótkiej chwili ruszyła za wojownikiem, widziała jak twarz dzieciaka robi się wpierw blada, a następnie przybiera coraz to głębszych odcieni czerwieni. Tłum rozstępował się na boki, nie chcąc mieszać się w sprawę. Spokój osobisty był niezwykle istotny, podobnie jak nie zwracanie na siebie uwagi straży, której członkowie niekiedy wykazywali się nieco nadmierną gorliwością w wykonywaniu swych obowiązków. Póki co jednak, całe zamieszanie, które samo w sobie nie było szczególnie znaczące, nie wzbudziło ich uwagi. Znacznie ciekawsze były bowiem występy półnagich tancerek niż jakiś wojak, który dorwał jakiegoś dzieciaka. Tym bardziej, że dzieciak nie wzywał pomocy. Może synem był, a wojak ojcem? W sprawy rodzinne wszak nie wypadało się mieszać…

Litwor dotarł w końcu do jednej z uliczek, które odchodziły od głównego rynku, a na której było w miarę spokojnie, a przynajmniej nie trzeba było się rozbijać łokciami by wywalczyć sobie nieco miejsca. Origa podążała tuż za nim, chociaż parokrotnie miała z tym jednak lekkie problemy. Ze dwa razy nawet, poczuła jak czyjeś dłonie lądują nieco niżej niż linia którą jej pas wyznaczał. Winowajcy jednak szybko znikali z oczu.

- Dobrze chłopcze, masz jedną szansę, będziesz odpowiadał grzecznie, cicho i zgodnie z prawdą. Jeśli nie, coś ci urwę, dosłownie. - Powiedział i ściągnął chłopaka z ramienia, dając mu wreszcie złapać oddech, ale nie puszczając jego ramienia. - Co komu dzisiaj zwinąłeś i kto cię uczył iluzji, albo jeśli to nie ty ją utkałeś, to kto to zrobił? I nie, nie próbuj mnie okłamywać. Nie jestem na to w nastroju. - Dodał warknięciem.

Księżniczka, której w końcu udało się dotrzeć do jej opiekuna, była zaskoczona powodem pochwycenia dzieciaka. Już chciała zwrócić uwagę Litworowi, że chyba za ostro obchodzi się ze swym "więźniem", ale zwątpiła słysząc jego ton głosu, który wojownik wydał się Oridze całkiem straszny. Dlatego też nie wtrącała się w metody działania Aigama, jedynie przyglądała temu co robił.

Chłopak rzucał na boki wyraźnie spanikowanym spojrzeniem, uparcie starając się nie patrzeć w oczy Litworowi. Wtedy też wzrok jego padł na Origę…
- Szlachetna pani pomoże - zaczął piskliwym głosem, nieco może zbyt piskliwym. - Ja nic nie zrobiłem, to nie moja wina. Ja tylko staram się zdobyć parę groszy na chleb, łaskawa pani. Ciężko tak samemu, bez matki, bez ojca - jęczał dalej, próbując przy tym wydostać się z uścisku Litwora, na którego pytania wszak nie odpowiedział.
- Ori, co mu wyrwać najpierw, jak myślisz? Co u was dokładnie robią złodziejom, ucinają rękę, czy od razu wieszają? - Litwor nie spojrzał chłopakowi w oczy, bardziej pilnował, żeby mały węgorze nie sięgnął po coś ostrego do kieszeni. - Mam ochotę się jeszcze zabawić na festynie i nie jestem w nastroju na takie gierki, ale jeśli naprawdę, naprawdę chcesz, mogę popytać. Może straż cię przypadkiem zna, może jest za ciebie nagroda, a jeśli nie, jak daleko w morze byłbym w stanie rzucić cię z mola. Z kamieniem przywiązanym do nóg, szyi i rąk. Skoro nie masz ojca, matki, to gdzie mieszkasz i od jak dawna ich nie masz? - Zapytał w końcu.

Anielica zdawała się być rozdarta. Nie chciała sprzeciwiać się metodom działania Litwora, ale zrobiło się jej szkoda dzieciaka kiedy ten wyjawił że jest sierotą. Tego że mógł przecież kłamać, księżniczka nie wzięła pod uwagę. Po jej twarzy było widać zmieszanie.
- Chyba złodzieje trafiają do aresztu - odparła Origa decydując się wreszcie odpowiedzieć​ na pytanie Aigama.
- Nie, nie nie… - zapiszczał wpierw na wzmiankę o wyrywaniu, następnie o rzucaniu, a na koniec na sugestię tycząca się więzienia. - Przecież nic się nie stało, waszmościom. Nic nie ukradłem, nic nie zabrałem - tym razem i Litwor zyskał na statusie. - Po co straż wołać? Po co urywać? Po co… - I wybuchnął płaczem, głośnym i pełnym skargi, który to zwracać zaczął coraz większą uwagę wśród przechodzących osób. Odezwały się ciche szepty o złym traktowaniu dzieci, o okrucieństwie, o tym że trzeba by kogoś zawołać, bo się malcowi krzywda dzieje…

Litwor przysunął się bliżej do chłopaka i postarał zapamiętać zapach jego magii. Nie był w tym tak dobry jak Puszek, ale nie miał też nosa marnola, więc nie było to wcale dziwne. - Zapamiętałem twój zapach, więc jeśli spróbujesz zwiać, znajdę cię i nie będzie to miłe ponownie spotkanie. A teraz, puszczę cię, ty zaprowadzisz nas do gospody, gdzie mają tu najlepsze jedzenie i jakąś małą alkowę, którą można wynająć, a tam utniemy sobie małą pogawędkę. Rozumiemy się? - Powiedział Aigam puszczając chłopaka.
- Ale nie chcesz mu robić krzywdy, prawda? - zapytała Origa zmartwiona losem sieroty, spoglądając Litworowi prosto w oczy. Księżniczka była albo naiwna albo empatyczna. Ale nie było wcale wykluczone, że oba te określenia opisywały ją w tym momencie.
-Chcieć a musieć moja droga, chcieć a musieć… - Powiedział tylko Aigam nie odpowiadając wprost na pytanie księżniczki.

Chłopak zaś ani myślał czekać na dalszy rozwój sytuacji z założonymi rękami. W końcu nie przetrwałby na ulicy gdyby nie potrafił o siebie zadbać, a bez wątpienia żywot swój na ulicy wiódł o czym świadczył nie tylko wygląd jego, ale i zawód którym się parał. Nie minęła chwilą od momentu, w którym Litwor puścił dzieciaka, gdy ten szczupakiem wbił się w zbierający się tłumek zainteresowanych, znikając w nim niczym kamfora. Księżniczce mignęła tylko jego czupryna, a i to jedynie raz, bowiem po owym razie jego postać jakby się rozmyła i tyle go było. W nieco lepszej sytuacji był Litwor, który dzieciaka widział ciut dłużej, nim ten w pełni wchłonięty został przez gawiedź. Woń jego magii utrzymywała się jednak w powietrzu i to wyraźnie - znak, że ponownie z niej skorzystał. Była to także odpowiedź na jedno z pytań Magobójcy.
- Widzisz, tak to się dzieje z domorosłymi magami. Myślą że mogą wszystko. Chyba mam ochotę na częściowe dotrzymywanie słowa, najpierw go znajdę, a potem wyrwę nieco włosów z czupryny. - Powiedział cicho do Oren a następnie ruszył za zapachem magii, z początku chciał chłopaka nakarmić i dowiedzieć się nieco więcej, ale teraz zmuszał go do ruszenia Litworowego leniwego tyłka. To nie było jego najmądrzejsze posunięcie w życiu.

Anielica w pierwszej chwili odruchowo uskoczyła chłopakowi z drogi. Nie spodziewała się, że będzie na tyle nierozsądny by chcieć uciekać. W tym momencie z pewnością martwiła się o los złodziejaszka bardziej niż on sam o siebie.
Origa widząc niezadowolenie na twarzy Litwora szykującego się do pościgu zastąpiła mu drogę.
- Chyba nie ma sensu tracić na niego czas? - zaproponowała uśmiechając się do wojownika. - Może przemyśli swoje zachowanie. Chodźmy na te konkursy, co? - poprosiła Aigama.
-Uchodzi mu sporo dzięki magii, właśnie znowu jej użył, jak myślisz, jak bardzo weźmie to sobie do serca, jeśli go nie znajdę? Konkursy by poczekały. Więc teraz pierwsza poważna decyzja w twoich rękach, idziemy za nim, czy idziemy na konkursy. - Odparł Aigam z uśmiechem i upewnił się, że nic mu nie zginęło.
- To może… - gorączkowo zaczęła się zastanawiać nad decyzją. Spojrzała za siebie, w tłum gdzie zniknął dzieciak, by po chwili znów wrócić wzrok na Litwora. - Wrócimy na festyn, a jeśli "wyczujesz" go tam znów, to wtedy nie będę go bronić. Zgoda? - zaproponowała rozwiązanie.
Litwor tylko wzruszył ramionami i kpiarskim ukłonem wskazał w kierunku organizowanych zawodów. - W takim razie idziemy na zawody. - Uśmiechnął się tylko Litwor, nie komentując decyzji księżniczki.

Zawody zaś właśnie nabrały kolorów. Litwor już z pewnej odległości wyczuł znajomą woń magii, chociaż nie należała ona do chłopaka, który zwiał z jego rąk, a do pewnej kapłanki, która przysiadła na dachu wozu, obok którego siłowało się dwóch mężczyzn. Jednego z nich para zwiedzających rozpoznała od razu. Był nim ów osiłek, który to przechwalał się iż nikt go zwyciężyć nie da rady i po prawdzie sprawiał wrażenie takiemu, któremu i olbrzym rady by nie dał. O ile takowe by istniały, oczywiście. Drugi, zwrócony do nadchodzących plecami, był zdecydowanie niższy, nie tak szeroki w ramionach i ogólnie sprawiał wrażenie słabszego, chociaż bez wątpienia na miarę człowieka, do słabeuszy zaliczany być nie mógł. Jego mięśnie wyraźnie rysowały się pod koszulą, szczególnie że napinał je próbując powalić przeciwnika na ziemię, w akompaniamencie okrzyków widzów. Także i jego postawa zdradzała, że był on człowiekiem zaprawionym w potyczkach, chociaż może nie dokładnie tego rodzaju, której to właśnie się oddawał. Długie, rude włosy spięte miał na karku w luźny kuc, który nieco się skrócił od ostatniego razu gdy Aigam miał okazję spotkać Daske. Bo że z Daske miał do czynienia to nie było wątpliwości. Nos Magobójcy się nie mylił, a magia Dzwonka była na tyle specyficzną, że nawet gdyby bohater Alezii nabawił się kataru i ów nos miał zatkany to i tak pewnie by ją rozpoznał. Dziewczynki jednak nigdzie widać nie było, a jedynie jego opiekuna, który najzwyczajniej w świecie bawił się ze swym przeciwnikiem. Nawet księżniczce ów fakt nie mógł ujść uwagi, bowiem w przeciwieństwie do rudzielca, osiłek chwalipięta, zdawał się tonąć we własnym pocie i jak nic, niezdolnym się stał do tego by dalszymi przechwałkami rzucać, a wszak starcie długo trwać nie mogło, bo ile? Minut ledwie parę? A może tu i o co innego chodziło, bo i spojrzenie osiłka zdawało się nie tyle umęczone co pełne najczystszego przerażenia.

- No dobra, jak już się skończysz z nim bawić, to może spróbujesz ze mną? - Zaśmiał się głośno Litwor, zwracając się do Daske. Stał z zaplecionymi przed sobą rękoma i obserwował z rozbawieniem wysiłki człowieka, któremu strach wyzierał z oczu. Aigam zastanawiał się, czego się obawiał. Porażki, utraty ręki, czy jeszcze czegoś innego. Może to kapłanka na wozie go wspierała, a mimo to, tamten czuł, że nie podoła i jest jedynie zabawką dla swojego przeciwnika. - Nie oddalaj się zbytnio, ale jakbyś widziała mleko i ciasteczka, to postaraj się o mały zapas. - Powiedział cicho do księżniczki, nie spuszczając z oczu siłujących się przeciwników.

Origa uniosła brew zdziwiona słowami jej opiekuna.
- Jakie ciastka i mleko? Jak jesteś głodny to tam widziałam karczmę - odparła i machnęła ręką we wspomnianym kierunku. Przyglądała się jednak nadal zapasom, ale po jej minie widać było, że nie rozumie czemu ten z mniejszych wojowników po prostu nie skończy walki.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-04-2017, 01:22   #15
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
-Słodkie ciastka najlepiej, miodowe byłyby niezłe i nie, to nie dla mnie, to dla starej znajomej. Twoja mama też ją w sumie zna. - Powiedział nie przerywając obserwacji.
Daske odwrócił głowę, co najwyraźniej nie miało wpływu na poziom jego koncentracji na walce, po czym obrzucił Litwora nieco rozbawionym spojrzeniem, chociaż nie pozbawionym też odrobiny wyzwania.
- Może - odpowiedział, ponownie skupiając się na przeciwniku. - A może i nie - dodał, napinając mięśnie i szybkim rzutem powalając osiłka na ziemię. Gruchnęło coś, mężczyzna stęknął i znieruchomiał. Kapłanka, młoda dziewczyna w jasnych barwach Oren, zeskoczyła zwinnie z dachu i ruszyła z pomocą. Tłum zaś zamilkł na chwilę, po czym wybuchła wrzawa, a riv’y zaczęły zmieniać właścicieli. Daske zaś… Rudzielec spojrzał jeszcze raz, obojętnie, na swoją ofiarę, po czym sięgnął po pas z mieczami, które podał mu starszy mężczyzna, także sprawiając wrażenie przestraszonego.
- Czy to wszystko, szanowny panie? - zapytał, zacinając się nieco i milknąc zaraz po tym, gdy uświadomił sobie, że właśnie skupił na sobie uwagę wojownika. Ta jednak dość szybko przeniosła się na oręż, który został sprawnie przy nim ułożony tak, by mógł sięgnąć po ostrza gdyby zaszła potrzeba.
- Zjeżdżaj - Daske warknął do starszego człowieka, po czym narzucił płaszcz i dopiero wtedy podszedł bliżej do Litwora i Origi.
- Znowu się w coś pakujesz? - zapytał, uśmiechając się półgębkiem i mierząc towarzyszącą mu księżniczkę podejrzliwym spojrzeniem. - Mówiła że będziesz z córką Glynne, to ona? - zapytał, nie kryjąc przy tym, że Origa nie zrobiła na nim jakiegoś szczególnie dużego wrażenia. Wręcz przeciwnie, zdawał się być zawiedziony.

Księżniczka wydęła usta i zrobiła oburzoną minę na sposób w jaki patrzył na nią nieznajomy jej mężczyzna, ale nic mu nie odpowiedziała. Wydał jej się na tyle nieprzyjemny, że choć z postawy Origa wyglądała na pewną siebie i nie bojącą się obcego, to jednak zrobiła pół kroku w tył, jakby chcąc skryć się za swoim opiekunem.
- Kim on jest? - zapytała anielica Litwora unosząc głowę by spojrzeć na jego twarz.
-Starym znajomym twojej matki, poznała go jeszcze zanim się urodziłaś na dobrą sprawę. - Odpowiedział anielicy, a następnie zwrócił się do wojownika. -Tak, to ona, ale tym razem nie pakuję się w żadne kłopoty, poza tym, czy ja kiedykolwiek, sam z siebie bym się w cokolwiek wpakował, jeszcze mi moje kości miłe, chociaż, jak się zastanowić, to innym nie za bardzo. Pewnie stąd bierze się to całe pakowanie w tarapaty i tak dalej. - Powiedział Litwor z uśmiechem na twarzy. - Jest gdzieś w okolicy, czy sam tu przybyłeś - Zapytał magobójca z zaciekawieniem. Dzwonka nie widział już kawał czasu, a mimo, że dziewczyna była specyficzna w kontaktach, to jednak zawsze miło się spędzało w jej towarzystwie czas, mimo zaborczości i nieufności Daske.
- Jak cholera, nie - odpowiedź mogła się tyczyć zarówno Litworowej tyrady odnośnie nie pakowania się w kłopoty, jak i pytania, które zadał. Sam Daske jeszcze tak z chwilę przyglądał się księżniczce, po czym skrzywiwszy się niezbyt przyjemnie, przeniósł wreszcie wzrok na Aigama.
- Mała jest z siostrą, niedaleko - wyjaśnił, jak zwykle oszczędnie i jak zwykle niechętnie, chociaż niechęć ta chyba mu się nieco stępiła przez te lata, bo jakaś taka słabsza się wydawała. - Idziesz? - dodał pytanie, wyraźnie odejść zamierzając i kompletnie już uwagi na księżniczkę nie zwracając.
-Pewnie. Chodź, poznasz kogoś, może dowiesz się też czegoś na temat mocy ciasteczek i mleka, najlepiej z miodem. - Powiedział, zerkając na Ori, która nie kwapiła się, by po nie pójść. - Siostrę znam, czy będę się musiał przedstawiać?- Zapytał z zaciekawieniem Aigam, łapiąc księżniczkę pod ramię i prowadząc ją, na wypadek, gdyby miała wątpliwości, czy chce iść.

Księżniczka, która taką niechęć do jej osoby odczuwała wcześniej chyba tylko od kapitana Morskiej Wiedźmy, zawahała się, nawet stawiała pewnego rodzaju opór gdy wojownik chwycił ją pod rękę. Oczywiście przy jego sile mógł nawet nie zauważyć tego jej zwątpienia.
- Chociaż mógłbyś mi powiedzieć jak się nazywa i skąd się zna z moją matką - szepnęła Origa do Litwora.
-No właśnie publicznie nie. - Wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha.
Anielica zgromiła go swoim spojrzeniem, aż w końcu, jak to księżniczka, westchnęła i przewróciła oczami.
- Ale co za różnica? I tak nikt tu nie wie kim ona jest - burknęła pod nosem.
-Pewnie, mnie też nie. Tak samo jak jego. Czasem pomyśl moja droga. - Odparł Litwor, głaszcząc dłoń księżniczki.
- O czym mam myśleć jak mi nikt nic nie chce powiedzieć! - obruszyła się Origa. Lecz zrobiła to w granicach dobrego wychowania, przez co nie zwróciła na siebie uwagi wszystkich w koło.

Daske parł do przodu, zdając się nie słyszeć słowa z dyskusji, która po cichu toczyła się za jego plecami. Ludzie schodzili mu z drogi, jakby bojąc się znaleźć zbyt blisko tego osobnika o wyraźnie wrogim nastawieniu do wszystkiego co żywe. Aura, która otaczała mężczyznę zdecydowanie była bowiem złowieszcza i księżniczka mogła poczuć, że ten oto osobnik stanowi znacznie większe zagrożenie niż kapitan. Dla Litwora z kolei, był to niemal chleb powszedni, o nieco zapomnianym ale wciąż znajomym smaku, przez co nie robiła na wojowniku wrażenia.

Rudowłosy, nie zamieniając z towarzyszami ni słowa, zaprowadził ich do tawerny o wdzięcznej nazwie “Kruk i pierścień”. Było to kolejne, jakby uporczywie wciskane do głowy, nawiązanie do przygód, które zaowocowały zmianami na tronie Alezii. Sama tawerna nie różniła się niczym od kilku, czy też kilkunastu, które Litwor miał okazję odwiedzić w swym życiu. Dla księżniczki jednakże sytuacja przedstawiała się nieco inaczej. Hałas, który w nią uderzył, nawet o tak wczesnej porze, mógł ogłuszyć. Do tego woń, w której dominował grog, smażona ryba i coś, co niebezpiecznie kojarzyło się z wymiocinami. Na koniec spojrzenia… Pełne zainteresowania, chociaż nie takiego, do jakiego przywykła spędzając swe dni w pałacu. O niee, tym spojrzeniom bliżej było do tych, które rzucał jej kapitan “Wiedźmy”, tyle tylko że te nie miały w sobie delikatnej nutki wesołości, która pozwalała przypuszczać iż Mir tylko się z dziewczyną droczy. Nie, w tych przekrwionych z przepicia i niewyspania oczach kryła się żądza i chęć rozebrania jej tam gdzie stała i wzięcia, i… No ale spojrzenia odwróciły się pospiesznie nim owe “i” miało zyskać ciąg dalszy. Najwyraźniej chęć zaliczenia młodej niewiasty, która tak nieopacznie wkroczyła do przybytku zdominowanego przez raczej podejrzaną klientelę, nie była na tyle silna, by którykolwiek ryzykował starcie czy to z rudzielcem, czy z towarzyszącym Oridze Litworem. Ten pierwszy, dalej trzymając język za zębami, jakby mu go odcięli, poprowadził ich w stronę schodów, które zawiodły ich wpierw na pierwsze, a następnie na drugie, by w końcu doprowadzić ich do piętra trzeciego. Tam to, na strychu już urządzone, znajdowały się, sądząc po ilości drzwi, dwa pokoje. Daske skierował się do tych, które po prawej stronie się znajdowały, a które to otworzył korzystając z wyjętego z kieszeni klucza. Zaraz też, zanim w ogóle udało się mu zrobić więcej niż dwa kroki, został on zaatakowany przez drobną osóbkę z burzą fioletowych włosów. Atak ów odbył się do wtóru dzwonienia dzwoneczków i natarczywego dopominania się o wstążkę, którą to niby rudzielec miał owej istotce dostarczyć. Dopiero po chwili księżniczka dostrzegła wesoło machający ogon, zakończony kokardką i równie wesoło strzygące uszy. Kocie uszy, należało dodać. Do zestawu dochodziły roześmiane oczy, które na krótką chwilę skupiły się na Oridze, zanim spoczęły na Litworze.
- Dzwonek głooodna - oświadczyła dziewczynka, porzucając rudowłosego na rzecz nowego obiektu do dręczenia. - Litwor przyniósł ciasteczka?

Poza owym chaosem, pod oknem, tkwiła druga ze znajdujących się w pokoju osób. Młoda, jasnowłosa dziewczyna, z wyglądu nie mająca więcej lat niż Origa.



Na ich powitanie wstała z fotela, jednak nie podeszła bliżej, a tylko uśmiechając się pod nosem, obserwowała całe zamieszanie.

Origa, zza pleców Aigama, przyglądała się w zdumieniu tej scenie powitania między wojownikiem, a kocią dziewczynką. Imię tej drugiej istoty jakoś tak zabrzmiało jej znajomo i usilnie próbowała sobie przypomnieć przy okazji czego je słyszała.
- Ah! Ty jesteś tą moonrią, która świadkowała na ślubie moich rodziców? - odezwała się nagle anielica uśmiechając się lekko.
-O patrzcie, zaczęła kojarzyć, a teraz nie krzycz za głośno, bo ktoś usłyszy, a tego nie powinno się robić. - Rzucił Aigam witając się z moonriami. - Ona jest winna, miała przynieść ciasteczka i mleko, a tylko stała jak słup soli. - Powiedział dramatycznie Aigam, wskazując zdradzieckim palcem półanielicę. Po czym zaczął sprawdzać po sakiewkach, czy nie ma wstążki, ciasteczek, albo jakiegoś małego kamienia szlachetnego, który wpadłby moonrii w oko. Gdy już uwolnił się od żywej kropli mocy, ukłonił się drugiej kobiecie i przedstawił. - Litwor jestem, czasami do usług.
- Ja?! - oburzyła się tym oskarżeniem Origa. - Gdzie niby miałam to znaleźć! I z resztą sam kazałeś mi się pilnować. I jeszcze za rękę mnie trzymałeś w żelaznym uścisku! - mówiła dalej urażona tym niesprawiedliwym oskarżeniem.
Dzwonek była wyraźnie zawiedziona brakiem smakołyków czy też wstążek, bowiem Litwor takowych cudów w sakiewkach nie znalazł. Zrobiwszy smutną minkę, obróciła się na pięcie i z impetem odmaszerowała by usadowić się na łóżku. Zaraz jednak jej ogon powrócił do wesołego merdania. Zaraz, a dokładnie po tym jak rudzielec poinformował, że ciastka i mleko zaraz załatwi po czym rzuciwszy krótkie, ostrzegawcze spojrzenie Litworowi, opuścił całe zgromadzenie. Widać Daske nie pozbył się swojej podejrzliwości, aczkolwiek najwyraźniej też ufał on Aigamowi na tyle by zostawić moonrię pod jego opieką. A może po prostu był pewien, że to ta druga będzie w stanie w razie czego obronić je obie?
- Neftari - przedstawiła się jasnowłosa, skłaniając lekko głowę. - Zwana także Gwiazdą - dodała, wskazując na dwa fotele, przy których stała, a sama przechodząc bliżej drugiego łóżka, najwyraźniej oddając tym samym gościom miejsca przy oknie.

Anielica spojrzała na Litwora po czym skierowała wzrok na złotowłosą.
- Jestem Origa. Miło mi cię poznać - odezwała się uprzejmym tonem i skinęła nieznacznie głową. Jako, że długi czas już chodzili z Aigamem po miasteczku to bardzo chętnie skorzystała z propozycji by usiąść sobie na chwilę. Podeszła więc do najbliższego fotela i zasiadła na nim.
Aigam też usiadł w fotelu i rozsiadł się wygodnie. -Nie przejmuj się, to z przymrużeniem oka było, a mówiłem o tym, żebyś poszła po ciasteczka, kiedy rozmawiałem z Daske. Bo to był Daske oczywiście, może matka ci opowiadała. - Uśmiechnął się Litwor. - Coś konkretnego was wprowadza do tego zapyziałego miasteczka, czy wiedziałyście, że będziemy w pobliżu i chcieliście się przywitać? - Zapytał Łapacz, zastanawiając się, co usłyszy, na razie nie dociekał co było w mocy Neftari, ale zaciągnął się zapachem w powietrzu.
- No jakbyś mi chociaż powiedział wtedy jego imię… - mruknęła do niego Origa wciąż chowając urazę.
-A wspominała ci może Glynne, czemu moonrie i Daske są dość nieufni wobec obcych, a tym bardziej skryci w tłumach? - Zapytał całkiem poważnie Litwor.
Woń, która wniknęła w nozdrza Litwora była znajomą mieszanką, nieco podobną do tej, która wyczuwał u Dzwonka, z tym że w przypadku Gwiazdy na tle trzech mocy, dominowała ta, która pochodziła od Margh, chociaż było z nią coś nie tak, jakby była tłumiona przez coś, co blokowało nawet czuły nos Aigama.
Czekamy na pozostałych - wyjaśniła Neftari, siadając i poprawiając białą suknię. - Dzwonek nalegała na to miasto ze względu na plany Wiedźmy i wasze przybycie - dodała, kładąc dłonie na kolanach przez co zaczęła nieco przypominać grzeczną uczennicę.
- Gwiazda ma wiadomość dla Seny - poinformowała Dzwonek, podzwaniając dzwoneczkami. - A Dzwonek chciała zobaczyć Litwora zanim ten odpłynie - wyznała dziewczynka, szczerząc wesoło ząbki. - Trudna misja. Dużo kłopotów - dodała, poważniejąc. - Przyda się każda pomoc. My zrobimy co możemy tutaj. Dzwonek wie gdzie trzeba się udać. To będzie niebezpieczne.
- Nie mniej niż wasze zadanie - Neftari skinęła głową na potwierdzenie słów swej siostry. - Nadeszła chwila w której mają się rozstrzygnąć losy krainy. Długo wyczekiwana chwila.
-Uch, której? Wyspy, Zaris? Zdecydowały się w końcu zrównywać któreś z ziemią i zacząć od nowa albo sobie odpuścić? Czemu mam dziwne wrażenie, że jestem strasznie niedoinformowany, jak na kogoś, kto zwykle siedzi w całym bagnie po uszy? Miło, że chciałaś mnie zobaczyć przed odpłynięciem. - Powiedział, posyłając Dzwoneczkowi ciepły uśmiech. -Zakładam więc, że wiesz, że nie wiadomo nawet kiedy, lub czy wrócę. Dziwię się tylko, że Moce nie chcą was zabrać tam. Zawsze mnie to zastanawiało, ale, jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem, nie mnie mówić bogom co mają robić… Przynajmniej zbyt często. - Aigam wyszczerzył się do obu moonrii.

Origa pobladła gdy Litwora wspomniał coś, co w jej uszach zabrzmiało jak zagłada Zaris, a przede wszystkim jej domu, Alezji. Księżniczka skuliła się na fotelu, gdy myśli jej wędrowały po wyobrażeniach jak wyglądałby ten koniec świata.
- Co to za misja? - wypaliła anielica szybciej niż pomyślała czy jest sens w ogóle liczyć na odpowiedź. - O jakiej wyczekiwanej chwili mówicie? - pytała dalej, patrząc wyczekująco po moonriach.

- Tej, w której zdecyduje się czy kraina przetrwa czy zostanie zgładzona - odpowiedziała Gwiazda, przyglądając się uważnie księżniczce.
- Decyzja nie została jeszcze podjęta - poinformowała Dzwonek, zmieniając nieco pozycję i coraz większą uwagę poświęcając drzwiom. - Może zabiorą, a może nie, Dzwonek jeszcze nie wie.
- Misja polegać będzie na zniszczeniu łącza, które wbrew naszym wysiłkom powstało - kontynuowała wyjaśnianie jasnowłosa dziewczyna. - Połączenia mocy pomiędzy tą krainą, a Wyspą Bogów, do której zmierzacie. Wyspa powoli zbliża się z powrotem do Zaris, a do tego dopuścić nie można. Waszym zadaniem będzie odnalezienie tego, który wspomaga działanie złych mocy w tej krainie i zlikwidowanie zagrożenia, które sobą prezentuje.
- Moce chcąc aby Zaris istniało takim jakim jest teraz - wtrąciła się Dzwonek, nad wyraz poważnym jak na nią głosem. - Jeżeli jednak owe zagrożenie wzrośnie, nie będą miały wyboru. Dzwonek i Daske robią co mogą. Nas jest jednak niewielu, ich z kolei setki. Litwor musi pomóc, Riv tak powiedziała - dodała, na chwilę przenosząc spojrzenie na Aigama, po czym pisnęła głośno i zeskoczywszy z łóżka podbiegła do drzwi.
- Ciastka! - oznajmiła z radością, klaszcząc w dłonie i w ostatniej chwili odskakując zanim uderzyły ją otwierane drzwi.
- Dzwonku, na litość Trójcy, daj mi je chociaż wnieść - jęknął zaatakowany Daske, próbując nie upuścić trzymanej tacy.
-[i]Najlepsza praktyka w unikach to codzienna praktyka.[/i[ - Mruknął Litwor, mimo tego, że wcale mu do śmiechu nie było. - Czyli, jak nam się nie uda, bo ktoś się babra w tym, w czym nie powinien, to dziewczyny nie będą miały innego wyboru, tylko zniszczyć Wyspę. A całe to tułanie się za filarami, miało właśnie temu zapobiec. - Niemalże pożalił się Aigam. - No nic, trzeba będzie znaleźć tego kogoś i wytłumaczyć mu, że to może być śmiertelnie niebezpiecznie, ewentualnie jej. Przekażcie ode mnie pozdrowienia dla Riv, Oren i Margh, jakbyście z nimi wcześniej rozmawiały. - Dodał jeszcze i zaczął obserwować spektakl, jakim było przyglądanie się jedzącej Dzwonek.


Zapewne gdyby mogła, to Origa zbladła by jeszcze bardziej, gdy z sensu rozmowy dotarło do niej, że jej udział w tym przedsięwzięciu jak najbardziej będzie musiał być czynny. Przeraziła ją ogromnie wieść, że stawką naprawdę miało być istnienie Zarisu. Księżniczka najchętniej zapadłaby się w fotelu. Jej spojrzenie przeskakiwało kolejno po wypowiadających się osobach.
- Zmierzamy do Wyspy Bogów? - anielica w zdumieniu powtórzyła słowa wypowiedziane przez Neftari, nie zwracając przy tym uwagi na drugą moonrię, która dopadła dostawcę ciastek. - Ale... To łącze... Kto je stworzył i dlaczego jest złe? - wypaliła zaraz do jasnowłosej z pytaniem księżniczka, prostując się na fotelu.

- Zaris zniszczone zostanie - potwierdziła Dzwonek, z dumą wskakując z powrotem na łóżko. W jej dłoniach znajdowało się okrągłe ciastko o przyjemnym, złotym kolorze i kawałkach czekolady, które pysznie z niego wystawały. Daske z tacą, na której tkwił talerzyk z resztą smakołyków i dzbanek mleka oraz kubek, podszedł do tego samego łóżka i położył resztę poczęstunku obok moonri. Dla gości poczęstunek najwyraźniej nie został przewidziany. Dzwonek jednak bez słowa zachęty wzięła kolejne ciastko i rzuciła w stronę Gwiazdy, która ów pocisk zwinnie złapała, a następnie odpowiedziała Oridze.
- Ponieważ wysysa moc z Wyspy Bogów, jednocześnie blokując w jakiś sposób dostęp do niej. To z tego powodu Litwor nie może użyć klucza, który posiada - wyjaśniła, zdradzając przy okazji iż o Aigamie wie nieco więcej niż powinna osoba, którą wszak dopiero co poznał. - Nie wiemy niestety kto je stworzył, nie licząc tego, że wiemy kto stoi za owymi problemami tu, na Zaris. To wróg nasz, z którego sługami spotkałeś się dwadzieścia lat temu - Neftari mówiąc to spojrzała na Litwora. - Moi rodzice spotkali się z nimi jeszcze parokrotnie, jednak nigdy nie udało się nam pozbawić ich mocy, bowiem siła, którą dysponują jest zbyt wielka. Obecnie jednak posiadamy dość sił by spróbować przeprowadzić bezpośredni atak i raz na zawsze wyeliminować zagrożenie. Niestety, potrzebuję także by zostało ono zlikwidowane po drugiej stronie, do czego Matki wybrały waszą grupę.
Zakończywszy tyradę, z wyraźną przyjemnością malująca się na twarzy, wbiła ząbki w trzymane w dłoniach ciastko.
-Hmm. - Skwitował przemówienie Dzwonka Litwor. Nie zadał dziesiątków pytań, które cisnęły mu się na usta. Pewnie mieli swoje powody, żeby angażować go dopiero teraz. -Kiedy dotrzemy na wyspę, postaram się rozruszać kogo się da, żeby się czegoś dowiedzieć. Że też zawsze musi się znaleźć ktoś, kto chce namieszać. - Pokręcił głową Aigam. Przeniósł wzrok na Daske, przyglądając się, czy przypadkiem nie widać na nim oznak nawrotu klątwy.

Księżniczka przeniosła spojrzenie z Neftari na swojego opiekuna.
- O kim ona mówi Litworze? - zapytała go, głodna wiedzy Origa. Była pod wrażeniem że ktokolwiek był w stanie stworzyć coś, takiego i teraz kradł moc bogom, zarazem odcinając ich od Zaris. Przynajmniej tak to w ocenie młodej anielica wyglądało. - To chyba musiałby za tym stać jakiś bóg, bo żaden śmiertelnik nie posiada takich... umiejętności - stwierdziła.

-Ci, czyim pionkiem była ostatnia nekromatnka, starzy bogowie, półbogowie, śmiertelnicy, którzy uciułali dość artefaktów, żeby może i się pokusić na coś takiego, nie wiem. Ja tu tylko sprzątam od czasu do czasu. No, i staram się przeżyć. - Litwor uśmiechnął się smutno w odpowiedzi na pytania Origi. Sam chciałby dokładnie wiedzieć kto jest kim. Co do moonri i mocy, przynajmniej zawsze było w miarę wiadomo.
- Ganir - odparł Daske, u którego Litwor nie dostrzegł oznak nawrotu klątwy, chociaż z drugiej strony, wojownik nie stał przed nim nagi, jak go bogowie stworzyli, więc i pewności co do niego Aigam mieć nie mógł. - I Kalis, jak zawsze, od wielu już lat. Ta walka rozpoczęła się na długo przed twoim przybyciem i miejmy nadzieję że skończy się wraz z twoim obecnym odejściem. - dodał, dłonie w rękawicach kładąc na rękojeściach swoich przeklętych mieczy.
- Zakończy się w ten czy w inny sposób - dodała Dzwonek, zjadając kolejne ciastko. - Trwa już zbyt długo, Dzwonek zmęczona. Dzwonek chce odpocząć z Daske.
Dziewczynka rzuciła przy tych słowach spojrzenie swemu opiekunowi, który w odpowiedzi uniósł kąciki ust w uśmiechu. Nieco melancholijnym i niezbyt do niego pasującym. Zanim jednak zdążył coś dodać, rozległo się drapanie. Drapanie dochodziło od strony drzwi i było nad wyraz naglące, jakby istota, która chciała się w pokoju znaleźć nie mogła się owej chwili doczekać. Wojownik, nie omieszkając przy tym warknąć gniewnie, ruszył się ze swej pozycji by po raz kolejny otworzyć drzwi i wpuścić do środka…



- Spóźniłeś się - Daske mruknął do psa, zamykając za nim drzwi i mierząc zwierzę gniewnym spojrzeniem.
- Spóźniłem - przyznał, bynajmniej nie wyglądający na przejętego tym faktem, mężczyzna, który w miejscu psa się pojawił, otrzepując przy tym nieco, całkiem po psiemu.



- Rodzice będą dopiero za trzy dni - dodał, podchodząc do łóżka i kradnąc Dzwonkowi ciastko, na co ta zareagowała oburzonym prychnięciem. - Mieliśmy kłopoty po drodze więc zostali żeby się tym zająć. Ale gdzie moje maniery - ignorując warczącego Daske i oburzoną moonrię, zwrócił się do siedzącej przy oknie pary. - Nichael, do usług - skłonił lekko głowę, obdarzył uśmiechem Origę, po czym usadowił się obok Gwiazdy.
-Chyba jestem szczęśliwcem, który ich nie poznał z bliska, kim lub czym są? - Zapytał i przeniósł spojrzenie na nowo przybyłego, imię na N coś mu kiepsko zapadały w Zaris w pamięć. -Miło, a jakie to usługi? - Zapytał zaciekawiony, biorąc jego grzecznościową formułkę na warsztat.
Anielica odwzajemniła uśmiech nowemu przybyszowi, ale zrobiła to w sposób wykazujący, że była bardzo przytłoczona tym co tu usłyszała.
- Czyli wy robicie coś TU, żeby temu przeciwstawić się, a my... - Ori spojrzała na Aigama. - Mamy jakoś zniszczyć to łącze, ale... Od strony Wyspy Bogów? - podsumowała, układając sobie te informacje w głowie. - I wrócimy używając tego czegoś co ma Litwor, a co umożliwia mu dostanie się stąd... tam. Tak? - spojrzała pytająco po moonriach.
- Nie wiem, tym się ewentualnie będzie martwić jak przeżyjmy, to zwykle najbardziej problematyczna część. - Powiedział Litwor, jakby umieranie było czymś naturalnym i tylko drobną niedogodnością.
Origa nie poczuła się lepiej po jego słowach. Nawet zmarkotniała jakby bardziej.
- Chyba czas wracać na statek... - mruknęła do swojego opiekuna i potarła twarz dłonią.
-Dopiero co przyszliśmy, myślę że jeszcze chwila, no i nie znamy jeszcze wiadomości dla naszej wiedźmy. Chyba że sama chcesz jej przekazać i zajrzeć na pokład? - Zapytał Litwor Gwiazdę.
Nichael na pytanie nie odpowiedział, zdając się go nawet nie słyszeć, zbytnio zajęty dzieleniem się ciastkiem z siedzącą obok dziewczyną. Dopiero gdy padło ostatnie pytanie, ponownie zabrał głos.
- Gwiazda odwiedzi pokład, ma się rozumieć - odpowiedział zamiast moonri. - Niektóre rozmowy mają to do siebie, że muszą zostać przeprowadzone twarzą w twarz, a ta właśnie do tych należy - dorzucił, przyglądając się Litworowi z pewną dozą zainteresowania jednak nie na tyle dużą by można ów wzrok nazwać nachalnym.
W dość obszernym z początku pokoiku, zrobiło się nagle dość ciasno. Jakby nie spojrzeć przewidziano go na dwie, a nie sześć osób. Origa zatem mogła z pewną ulgą przywitać kolejne słowa Nichaela.
- Powinniśmy ruszyć jak najszybciej. Im wcześniej będziemy tą sprawę mieć z głowy, tym lepiej - dodał, idąc za własnymi słowami i wstając, dłoń swoją wyciągając przy tym do jasnowłosej, która skinięciem głowy podziękowałą za pomoc, jednocześnie z niej korzystając.
-Wszyscy, czy tylko Gwiazda? - Zapytał zerkając na Daske i Dzwonek, która podobno chciała się z nim spotkać. Zastanawiał się czy sentymenty ją wywabiły, czy coś innego. Za moonriami czasem ciężko było trafić, prawie jak za mocami.
Księżniczka powoli podniosła się ze swojego miejsca. Nie miała żadnych więcej pytań, głównie z uwagi na to, że odpowiedzi na te, które już zadała wystarczająco ją przytłoczyły. Grzecznie, nie odzywając się, czekała, aż Litwor ruszy przodem.
- Dzwonek też idzie - oświadczyła dziewczynka, zbierając resztę ciastek i ochronnym gestem przytulając je do sukienki. Oczywiście, przy okazji, zostawiając na materiale plamy, bowiem niektóre ze smakołyków które jeszcze się ostały, zawierały w sobie owocowe dodatki. To jednak wyraźnie nie przeszkadzało Dzwonkowi, która to wesoło machając ogonem, stanęła przy nieszczególnie zadowolonym Daske. Z drugiej strony, kiedy niby Daske był zadowolony.
- Masz zatem swoją odpowiedź - podsumował Nichael, podając Gwieździe czarny płaszcz, który wisiał do tej pory na haku wbitym w drzwi. Płaszcz posiadał szeroki kaptur, który to dość dokładnie skrył zarówno złociste włosy moonri jak i jej oblicze. Dzwonek, oczywiście, takowego nie posiadała, no ale też biednym był ten, kto odważyłby się chociaż zerknąć na moonrię w sposób niewłaściwy.
- Idziemy - mruknął wojownik, otwierając drzwi i sprawdzając korytarz. Dopiero upewniwszy się, że zagrożenia nie ma, ustąpił miejsca wpierw Nichaelowi, później Litworowi z księżniczką i dopiero po nich obu towarzyszkom by na końcu samemu wyjść i dokładnie zamknąć za sobą drzwi.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 23-04-2017 o 01:25.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 23-04-2017, 01:24   #16
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
W drodze na statek Litwor parokrotnie wychwycił zapach młodzika, którego przyłapał na próbie kradzieży. Całkiem jakby chłopak podążał za nim w pewnym oddaleniu, chociaż wzrok nie pozwalał mu wyłapać jego czupryny spomiędzy wciąż nowo napływających tłumów. Co prawda Daske z Nichaelem, którzy to zdawali się znać miasto lepiej niż własną kieszeń, wyszukiwali zaułki, dróżki i przejścia, które nie były aż tak zatłoczone jak te, którymi Aigam z księżniczką spacerowali, to jednak i tu ludzi nie brakowało. Wiele także było ciekawskich spojrzeń rzucanych w kierunku owej dziwnej grupy i posiadaczki ogona, to jednak ochrona, którą Dzwonek posiadała, najwyraźniej wystarczała by powstrzymać chętnych na amulet z moonri. Schodzili jednak w stronę portu, a wiadomym było, że im bliżej tym półświatek odważniejszy się robił, szczególnie gdy odwaga ta napędzana była grogiem. Na szczęście jednak pora była zbyt wczesna by jakieś poważne kłopoty wyniknęły i nie licząc wcześnie podpitego typa, który zaczął do Origi się dostawiać, problemów grupa nie napotkała.

“Wiedźma” stała tam gdzie ją zostawili, nadal sprawiając wrażenie niedostrzeżonej przez nikogo. Magia ta była silna, acz subtelna na tyle, że ledwie się ją wyczuwało i to tylko gdy wiedziało się czego szukać oraz gdzie. No ale też “Wiedźma Morska” nie byłaby “Wiedźmą” gdyby każdy znał jej tajemnice i każdemu dane było ją ujrzeć gdy tylko postanowiła zawinąć do portu. Skądś się w końcu opowieści o statku znikającym z oczu brały…

Zaraz po postawieniu stóp na deskach pokładu, Gwiazda została zaprowadzona do kajuty Seny, Nichael zaś skierował się do stojącej na dziobie Lif, którą zdawał się znać, dokładając kolejne pytania do kolekcji Litwora. Daske wraz z Dzwonkiem podążyli za Gwiazdą, pozostawiając Aigama i jego podopieczną samym sobie.

Ori dotknęła swej bransolety i wnet na jej plecach na powrót pojawiły się śnieżnobiałe skrzydła. Rozłożyła je, zamachała i znów złożyła, ściśle układając je sobie na plecach. Anielica spojrzała na swojego opiekuna.
- Czuję się jak baranek przyszykowany na ofiarę... - mruknęła do niego smętnie Origa i opuściła wzrok na swoją uniesioną prawą dłoń, którą zaraz mocno zacisnęła. Wyprostowała się i opuściła obie ręce wzdłuż ciała. - Będziemy dziś trenować? - zapytała po chwili, z nadzieją w głosie.
-Niewykluczone, ale wiedziałaś, że chłopak, który prawie zwinął nam sakiewki, śledził nas aż do statku praktycznie? No i czeka nas kolejne przepytywanie przyjaciółki twojego ojca, nie wiedziałem że zna moonrie czy ich towarzyszy, chociaż, z drugiej strony, ciężko się czasem nie poznać. - Powiedział Litwor w zamyśleniu. - Czemu czujesz się jak ofiarek prowadzony na rzeź? Jeśli nam się nie uda, to Zaris będzie miało problemy, nie wyspa, więc w zasadzie płyniesz w to bezpieczniejsze miejsce. - Powiedział Litwor z przewrotną logiką.
- Może był ciekawy, którym statkiem przypłynęliśmy? - zasugerowała Ori w temacie złodziejaszka. Natomiast na wspomnienie jej ojca skrzywiła się. - Poznałam całą moją rodzinę od strony matki. Okazuje się, że ma bardzo głębokie korzenie wyrośnięte w ważne szlacheckie rody San i Alezji. To wręcz zabawne, że jest ona bękartem królowej, a jej ojcem był król innego królestwa - nieco się rozpogodziła wspominając swoje drzewo rodowe. - Natomiast ojciec... Nie wiem nic o swoim anielskim pochodzeniu. Zupełnie nic - wzruszyła ramionami. - Nie wiem czy mam jakiś anielskich kuzynów, ciotki czy wujków albo chociaż dziadków - bezradnie rozłożyła ręce. - Czasem się zastanawiam czy on po prostu, tak zwyczajnie, wstydzi się, że ja i moje rodzeństwo nie jesteśmy pełnej krwi - skrzywiła się.
- A może uważa że pozostałe aniołki są tak szurnięte, że nie ma najmniejszego sensu ich poznawać, przypomnij no mi, czym się wcześniej zajmował, kiedy jeszcze był kapłanem, bo chyba już nie jest, a nie jestem pewien czy to przypadkiem zwykle nie jest dożywotnia funkcja. - Odparł Litwor, który na temat swojej rodziny wiedział jeszcze mniej. -Co przyszło twojej matce z tego, że poznała swój rodowód? Królestwo, korona i siedzenie na dupie. - Wzruszył tylko ramionami, nie komentując głębiej co sam o tym myśli.
Argument przytoczony przez Litwora dał księżniczce wiele do myślenia. Wcześniej nie myślała o tym w ten sposób.
- No w sumie... Nie wiem jakie są anioły - mruknęła niepewnie Origa. - Ale wiesz, moja mama stała się królową przez koronę. Wiedza o pochodzeniu sprawiła, że nie zmuszono jej do ślubu z jej bratem…

- Bzdury, nie zmusili jej do ślubu, bo już była mężatką, inaczej by ich to nie interesowało, zacznij się nieco baczniej przyglądać powinowactwu, zwłaszcza na tronach, a potem mi powiedz, dlaczego niby nagle tyle kuzynowstwa jest na tronie lub w linii do tronu. Zwykle wszystko ma jakieś przyczyny, a uwierz mi, że przygotowania do ślubu twojej matki były szybkie, bardzo szybkie. - Powiedział Aigam z rozbawieniem.
Światopogląd Origi nieco się zachwiał.
- Może... - odparła mu niepewnie. Odwróciła spojrzenie by jej zmieszanie nie było tak oczywiste. - To ja pójdę po swój miecz… - stwierdziła, nie siląc się nawet by zmiana tematu nie była tak drastyczna.

-Może, może, treningowe, mi też przynieś. Powiedział nieco rozkojarzony Litwor, rozglądając się po ludziach w porcie, starając się wypatrzeć młodego złodziejaszka.
Origa skinęła głową i bez słowa poszła do swojej kajuty przebrać się i zabrać miecze treningowe.
Złodziejaszka nigdzie widać nie było, a i woń jego magii rozwiała się wraz z przybyciem lekkiej bryzy, która załopotała żaglami i wzbudziła nieco większe fale, na dotąd spokojnych wodach. Czujne oczy Litwora wypatrzyły za to trójkę osobników, którzy bez wątpienia wykazywali zwiększone zainteresowanie statkami, szczególnie zaś tymi, które znajdowały się w okolicy “Wiedźmy”. Całkiem jakby szukali czegoś, czego znaleźć nie mogli. Jednym z nich, przynajmniej sądząc po wyglądzie zewnętrznym, którego nie krył, był demon. Na oko mający jakieś trzydzieści lat, licząc miara ludzką. Rogi jego były potężne, zakręcające ku zewnątrz, ozdobione srebrnymi obręczami. Skrzydła miał luźno złożone na plecach, przez co przypominały nieco płaszcz. Były to potężne skrzydła, znak wysokiego rodowodu, a co za tym szło w parze, zwykle także dużej mocy magicznej lub powiązaniom. Pozostała dwójka składała się z kobiety o jasnych, niemal białych włosach oraz mężczyzny w sile wieku, który na plecach taszczył groźne wrażenie sprawiający, topór dwuręczny.
- Kłopoty? - zapytał Nichael, który najwyraźniej zakończył witanie się z Lif i zajął miejsce u boku Litwora. Kapłanka z kolei, zmieniwszy swą postać, zajęła miejsce na bocianim gnieździe.
-Dobre pytanie. Wcześniej mieliśmy ogon z tutejszego złodziejaszka, chociaż nie wiem czy jego talent do iluzji był samorodny, czy raczej ktoś go otoczył osłoną, ale podejrzewam to pierwsze. Szedł z nami do doków, natomiast teraz, ta trójka. Wydaje mi się że zdecydowanie kłopoty, nie wiem jeszcze tylko jakie i dla kogo. - Odparł Litwor, zapamiętując dokładnie wygląd całej trójki.
- Wydają się czegoś szukać - stwierdził Nichael, także dokładnie przyglądając się trójce, korzystając z tego że oni nie mogli go ujrzeć. - Nie wyglądają znajomo - dodał, z wyraźnym zawodem dźwięczącym w głosie. - No cóż, jak będzie trzeba to się nimi zajmie, jak nie to Wiedźma ma swoje sposoby by ujść niebezpieczeństwom. Dobrze by jednak było wiedzieć czego chcą…
Co powiedziawszy odwrócił się i pomachał do Lif, a następnie wskazał na port. Uniesienie trzech palców musiało stanowić odzwierciedlenie ilości podejrzanych osobników, zaś przyłożenie dłoni do ucha sygnałem, na który kapłanka wzbiła się w powietrze, szybując wśród podmuchów coraz to silniejszej bryzy, kierując swój lot ku dachom portu i osiadając na tym, który najbliższy był demonowi. Ptak nie zwrócił niczyjej uwagi, chociaż nieco wyróżniał się spośród licznych mew.
- Czasem żałuję, że nie wdałem się w ojca - mruknął Nichael, opierając się łokciami o burtę i dalej śledząc trójkę nieznajomych, którzy to właśnie zaczęli zbliżać się ku sobie.
-To kim jest twój ojciec, że aż tak tego żałujesz? - Aigam zastanawiał się czy wypuszczenie Lif samej było sensowne. Co prawda mogła łatwo uciec, a jej druga forma była potężna, ale z drugiej strony, z jakiegoś powodu musiała ukrywać swoją tożsamość jak sama mówiła. Głównie z powodu polowań.
- Najlepszym zabójcą jakiego Zaris nosiło - odparł Nichael, z całkiem sporą nutą dumy. - Chociaż od jakiegoś czasu zajmuje się czymś innym. To jednak nie jego fach by mi się teraz zdał, a zdolność zmiany w kota. Taki dachowiec byłby w sam raz by tamtych podsłuchać. Kojarzyć go powinieneś bo razem z Sontią walczyliście. Zwą go Amirem.
Wbrew obawom Litwora, nikt na sokoła uwagi nie zwracał, trójka zaś, która to Lif podsłuchiwała, zniknęła im z oczu wchodząc w ciasną uliczkę między składami.
-Aha, to może akurat lepiej że się w niego nie wrodziłeś. - Stwierdził kwaśno Litwor. - Brak kotołatostwa to akurat mała strata, ale to tylko moja skromna opinia. - Dodał po chwili, czekając aż Lif wróci i zda im raport z tego co się dowiedziała. ~ No, że też musiał się rozmnożyć kretyn jeden, nic tylko dzieciom współczuć ojca. - Pomyślał Aigam spoglądając ponownie na stojącego obok młodzika.
Nichael chwilę się Litworowi przyglądał, jednak nic nie odpowiedział na jego słowa, a jedynie usta zacisnął. Nastałą cisza, któą dopiero pojawienie się sokoła rozproszyło. Lif przysiadła na wyciągniętej dłoni młodego mężczyzny, otrzepała piórka na których osiadło nieco wody i dopiero po tym, przy wtórze śmiechu Nichaela, który owymi kroplami wody oberwał w twarz, przybrała swą ludzką postać stając u jego boku i spoglądając na Aigama.
- Są tu z innych niż my, powodów - poinformowała cichym, spokojnym głosem. - Chociaż zainteresowała ich Dzwonek, którą dostrzegli przypadkiem. Są wysłannikami Vole - skrzywiła usta, na wpoły gniewnie, na wpoły z odrazą. - Ich celem są miejscowi, grupa jakaś z pobliskiej wsi, która do miasta przybyć ma wieczorem. Biorąc jednak pod uwagę ich słowa nie planują ich zabijać ani krzywdzić, a jedynie mieć na nich oko i upewnić się że ruszą w morze. Dobrze by było gdyby mieć na nich oko - dodała, tym razem wzrok na Nichaela przenosząc.
Ten zaś skinął głową z powagą na twarzy.
- Popilnuję ich jak tylko wrócimy na ląd - odparł, chociaż miało się wrażenie, że pilnowanie mogło nie skończyć się dobrze dla pilnowanych. - Zawsze też można wspomnieć o nich Daske i znaleźć sobie dobre miejsce na widowni - dodał, uśmiechając się do kapłanki, która jedynie przewróciła oczami, chociaż na jej usta powrócił lekki uśmiech.
- Ciekawe, a udało ci się podsłuchać, co mówili o tej grupie miejscowych, albo w którym kierunku? - Zapytał Aigam, ale nie był zbyt przejęty odpowiedzią, wzrok przeniósł za to na chłopaka. -A jak się miewa twoja matka? Ojciec nie stara się już jej doprowadzić na skraj szaleństwa? - Zapytał obcesowo.
- Niewiele - odparła Lif, spoglądając to na Litwora to na Nichaela, który skrzywił się nieprzyjemnie i spojrzał wrogo na Aigama.
- Ich prywatne sprawy to nie twój interes - odpowiedział, po czym skinął głową kapłance. - Pójdę sprawdzić czy skończyli rozmawiać - poinformował, po czym ruszył w stronę nadbudówki.
- O co chodziło? - nieco zaniepokojona Lif skupiła spojrzenie na wojowniku.
-Nic specjalnego, dzieciakowi nie w smak, że ktoś nie patrzy w jego ojca jak malowany obrazek. Zabawne jest też, że szczeniak może stwierdzić że sprawy między jego rodzicami, to nie mój interes, mimo że poniekąd znam oboje.- Aigam wzruszył ramionami. -Czasem ignorancja to błogosławieństwo. - Litwor uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie prośby pewnej demonicy, dzięki której Nichael w ogóle miał ojca. -Zresztą, skąd ma wiedzieć, co działo się zanim się jeszcze urodził? - Aigam wyszczerzył się do kapłanki w szerokim uśmiechu.
- Zapewne z opowieści matki - odpowiedziała, kręcąc głową. - Nichael bardzo kocha Amira, zresztą jak cała szóstka. Nic dziwnego że tak zareagował. Niepotrzebnie go drażniłeś, Litworze.
Nagana została wypowiedziana poważnym głosem. Najwyraźniej kapłanka nie widziała nic zabawnego w całej sytuacji.
-Wiedziałaś, że Amir kilka chwil po wkroczeniu do sankturarium moonrii, przystawił mi nóż do gardła i ktoś bardzo ładnie mnie poprosił, żebym go nie zabijał? Nawet gdybym go nie zabił przypadkiem i przypadkiem poderżnąłby mi gardło, jak myślisz, jak by się to dla niego skończyło? Albo Nichaela, czy jego żony. Zdaje się już wtedy go kochała. Nie muszę lubić pewnych istot, ale mogę z nimi współpracować. - Odpowiedział Lif głosem ciężkim jak nagrobek.
- Nie wiedziałam o tym - odparła, nadając swemu głosowi łagodzących tonów. - Wiem jednak że obecnie mają oni wiele na głowie, w tym Nichael, więc jeżeli da się uniknąć zbędnych niesnasek, tak właśnie należy postąpić. Zresztą… Wkrótce pewnie opuszczą pokład i możliwe że nigdy więcej nie spotkasz jego, jego siostry i całej ich rodziny, włączając w to Daske i Dzwonka. Ot, odrobina przyjaznej aury byłaby tu mile widziana - dodała, uśmiechając się lekko, chociaż uśmiech ten ograniczał się jedynie do ust.
-Postaram się, ale wolę się postarać, żebym mógł ich jeszcze kiedyś zobaczyć, najlepiej żywych. - Zaśmiał się Litwor, domyślając się, co może krążyć po głowie kapłanki.
- I na tym najlepiej się skupić - poparła jego słowa skinięciem głowy i tym razem weselsze iskierki pojawiły się w jej spojrzeniu. - Więc jak się udał spacer z księżniczką? - zmieniła temat.
- Bardzo, spotkaliśmy Daske, więc i Dzwonka, lubię ją, mimo że wie o mnie o wiele za dużo. Księżniczka oblała egzamin z zarządzania złodziejami, ale na szczęście to nie moja sprawa, ja jej rządzenia nie mam zamiaru uczyć. To nie moja specjalizacja. - Powiedział ze śmiechem wojownik.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-05-2017, 21:46   #17
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Mała Rav

Kajuta księżniczki

Księżniczka w drodze po miecze i zmianę odzienia napotkała tylko jedną przeszkodę, chociaż bez wątpienia przeszkodę, której spodziewać się mogła. Jakimś cudem kapitan zdawał się zawsze wiedzieć kiedy anielica znajdowała się sama i korzystać z tych chwil by jej na nerwy działać. Także i tym razem, gdy tylko sięgnęła dłonią by otworzyć drzwi do kajuty prowadzące, usłyszała za sobą wpierw kroki, a następnie jego głos.
- I jak tam zakupy waszej wspaniałości? - zapytał z drwiną w głosie, opierając się o ścianę tuż przy niej.
Anielica aż zagotowała się ze złości na ton jakim zwrócił się do niej kapitan. Dzisiejszego dnia nie była już w stanie po prostu zdusić tego w sobie przez co fakt że jej to bardzo nie leży, był nader widoczny po jej postawie.
Otworzyła usta, żeby się odgryźć, lecz bardziej z powodu braku pomysłu na uszczypliwość niż niechęć do szerzenia złośliwości, odpuściła zakrywając mocno szczękę. Nacisnęła klamkę i weszła do wnętrza swojej kajuty z roztargnienia nie zamykając za sobą drzwi.

Rozejrzała się po pomieszczeniu i starała się sobie przypomnieć gdzie porzuciła miecze dnia poprzedniego.
- Gdzie one są… - mruknęła pod nosem i zaczęła poszukiwania pod łóżkiem.
- Czyżbyś coś zgubiła, wasza miłości? - ponownie rozległ się głos kapitana, tym razem bez wątpienia z kajuty dochodzący, a dokładnie z pozycji tuż za księżniczką się znajdującą. - Bo ja właśnie coś znalazłem i to nawet niczego sobie, bym rzekł - dodał, i nie trzeba było geniusza by domyślić się o czym Mir mówił. Mieczy zaś pod łóżkiem nie było…

Anielica, siedząc w klęczki na podłodze, z szeroko rozłożonymi na boki skrzydłami, wyprostowała się i spojrzała w górę, na stojącego przy niej mężczyznę. Obdarzyła go pełnym gniewu spojrzeniem, które zaraz skierowała na jego ręce.
- Nie możesz bez zgody wchodzić do mojej kajuty - fuknęła mrużąc w niezadowoleniu oczy.
- Drzwi były otwarte - wyszczerzył się paskudnie, dłonie swe trzymając luźno w okolicy pasa, prawą na rękojeści miecza, lewą zaś z kciukiem zaczepionym o pasek. - Trzeba było sprawdzić czy się jej wspaniałości krzywda jakaś nie dzieje. Obowiązek kapitana - dodał, przykładając lewą dłoń do czoła, i lekko się kłaniając w geście bardziej prześmiewczym i szyderczym będącym, niż szacunek mającym wyrażać.
- Może pomóc trzeba, wielmożnej panience? - zapytał, tym razem zerkając zdecydowanie poniżej linii jej oczu, z tym samym, złośliwym uśmieszkiem na ustach, jaki to zwykle miał przywdziany gdy z nią rozmawiał. O dziwo, gdy rozmawiał z innymi, jakoś owego uśmieszku zdawał się nie posiadać. Widać był on tylko dla niej przeznaczony, chociaż czy był to powód do zadowolenia?

Origę ogarnęła olbrzymia ochota by potraktować mężczyznę magiczną błyskawicą. Lecz wychowanie, choć ledwo, to na pewno skutecznie ją przed tym powstrzymało. Anielica skrzywiła się po chwili gdy zdała sobie sprawę że jej czarem przecież nie tylko kapitan by oberwał, ale również i sam statek.
Księżniczka wstała z klęczek i skrzyżowała przed sobą na piersi, głównie po to by ręce nie świerzbiły ją do czarowania i spojrzała na Mira.
- Szukam mieczy którymi trenuję z moim opiekunem. Możesz je dla mnie znaleźć - odparła mu z wyzywającym grymasem na twarzy, wpatrując się w niego wyczekująco.
- A czy to czasem nie godzi się by mężczyzna w fatałaszkach apnny grzebał? - uniósł prawą brew, ani na krok się ze swego miejsca nie ruszając. - Co by na to jaśnie matula powiedziała? No ale jak wasza wysokość nalega... - Podszedł bliżej, tak iż górować zaczął nad nią i aby mu w oczy spojrzeć głowę musiała nieco unieść. - Uprzejmie służę pomocą… - dodał, przesuwając palcem po jej policzku, a następnie, zanim anielica otrząsnęła się z szoku wywołanego takim zachowaniem, ruszył w kierunku szafy.
Origa aż odskoczyła. Jej oburzenie wzrosło jeszcze bardziej.

- Wyjdź! - prychnęła władczym tonem księżniczka wkładając w to całe swoje oburzenie.
Kapitan roześmiał się, zamykając ledwie odrobinę uchyloną szafę.
- Tak szybko, wasza wysokość? Nie dasz swemu wiernemu poddanemu wykazać się odrobinę? - Zapytał, odwracając się do niej i opierając lekko o mebel, nie sprawiając wrażenia chętnego do wyjścia. - Cóż za brutalne traktowanie, miła pani. Ranisz serce swego wiernego sługi - wciąż kpił, chociaż w jego spojrzeniu pojawił się nowy wyraz… zadowolenia? Tak, Mir wyraźnie był zadowolony, tylko z czego? Że wyprowadził ją z równowagi czy chodziło o coś innego i czy Origa miała siły by znosić go na tyle długo by się tego dowiedzieć…
- Natychmiast się stąd wynoś!!! - krzyknęła Origa unosząc wyżej skrzydła, lekko je rozkładając, przez co jej sylwetka przestała wydawać się być drobna i nabrała powagi. Anielica rozłożyła ręce po bokach ciała i zacisnęła prawą dłoń w pięści. Była zła niczym rój pszczół, a spomiędzy palców jej lewej dłoni złowieszczo błysnęły iskry, wyraźnie widoczne w półmroku, który panował w kajucie.
- Tak łatwo tracić opanowanie… No, no, wasza wysokość - pogroził jej palcem, ale też zaczął się tyłem wycofywać w kierunku wyjścia. - Ktoś tu chyba niezbyt uważnie na lekcjach uważał, czyż nie? - roześmiał się, stojąc już w progu, po czym złożył głęboki, jakże kpiący ukłon. - Cokolwiek rozkażesz, o potężna i wspaniała, która na wysokościach stojąć raczysz zauważyć biednego sługę swego… Czy jak to tam ci idioci prawią - dorzucił, robiąc krok do tyłu. Na króciutką chwilę w jego spojrzeniu zabłysła iskra nienawiści, chociaż trwało to zbyt krótko by księżniczka mogła mieć pewność co do tego czy faktycznie ją ujrzała. Zanim jednak pewności nabrała, drzwi za nim się zamknęły z dość wyraźnie słyszalnym trzaśnięciem, chociaż z pewnością nie takim by framugi zadrżały.

Anielica szybko dopadła do drzwi i przekręciła w nich klucz, tak dla pewności, że ponownie się nie otworzą. Oparła się o nie plecami, jakby chcąc je dodatkowo zabarykadować. Oddychała głęboko, chcąc się opanować w złości, która w niej buzowała. Uniosła dłonie chcąc nimi zakryć twarz, ale zamarła, gdy spostrzegła pojedyncze iskry na lewej dłoni. Była zaskoczona i zaniepokojona. Opuściła rękę i podeszła do łóżka, na którym zaraz przysiadła. Musiała się wpierw uspokoić, nim wrócili do szukania mieczy czy w ogóle wyjdzie na pokład. Na dworze nikt nigdy jej nie prowokował, ani nie był względem niej wredny jak kapitan Wiedźmy, toteż Origa zupełnie nie rozumiała czemu Mir się tak względem niej zachowywał.

Minęła dłuższa chwila nim księżniczka podniosła się z łóżka. Wciąż jeszcze nie czuła się w pełni spokojna, ale uznała że szukanie mieczy podziała kojąco na nerwy, a tym bardziej trening z jej opiekunem. Zaczęła więc przeszukiwać kajutę od wejścia, skrupulatnie przechodząc do kolejnych kufrów i szafy.
Szukanie przyniosło wreszcie efekty i miecze znalazły się w… szafie. Czy Mir wiedział, że tam są gdy wybrał akurat to miejsce by ich szukać? Jeżeli tak to czy znaczyło to, że wchodził do jej kajuty gdy jej nie było? Lub nawet gorzej, gdy była, gdy spała, gdy na dobrą sprawę miał ją bezbronną na swej łasce… Myśli krążyły w głowie księżniczki, wpychane tam przez siłę, której nie mogła się oprzeć, a był nią pączkujący strach. No ale na dobrą sprawę dowodów nie miała, więc to może tylko jej wyobraźnia… Może, jeżeli, lub… Kołowrotek myśli. Litwor zaś czekał na nią, zapewne zastanawiając się co też tak długo zabiera jego podopiecznej, może więc czas był najwyższy by wrócić do niego i pozbyć się całych skumulowanych emocji w wymęczającym sparingu?

Anielica zrobiła kilka okrążeń po kajucie. Ręce miała skrzyżowane na piersi, a minę zmartwioną. Musiała coś z tym zrobić...
A może nie powinna nic z tym robić?
Sama nie wiedziała. Może powinna zapytać Senę? Ona ponoć wszystko widziała na tym statku. Może ona by jej powiedziała czy to kapitan robi sobie z niej żarty dla własnej rozrywki? Ale czy by była wiarygodna, z racji, że Mir był przecież jej kapitanem?
W końcu Origa zatrzymała się w miejscu i pokręciła energicznie głową, jakby chcąc pozbyć niepokojących myśli. Pochwyciła miecze i wybiegła z kajuty trzaskając za sobą drzwiami.

Pokład

Anielica szybko pokonała korytarz i wypadła na pokład. Rozejrzała się i po wypatrzeniu sylwetki Litwora uśmiechnęła się. Już bez biegu, lecz szybkim krokiem, podeszła do wojownika.

- Znalazłam - odezwała się do Aigama i od razu podała mu jeden z mieczy.
- Najwyższa pora, trochę ci to zajęło. - Powiedział magobójca nieco nieobecnie. Jeśli miał ją faktycznie przygotować na coś więcej niż pojedynki, musiał nieco zmienić metody treningu i jego cele. Musiał pogadać o tym z Seną, zamienić podróż księżniczki w mini gehennę, gdzie ktoś mógł ją w dowolnym momencie zaatakować. -[/i]Jak często uczyłaś się walki krótkim ostrzem przeciwko długiemu?[/i] - Zapytał, biorąc ćwiczebne ostrze do ręki.

- Nie mogłam znaleźć mieczy - wytłumaczyła się anielica przed swoim nauczycielem. - Najwidoczniej ktoś kto sprząta w mojej kajucie nie wie, że mieczy nie trzyma się w szafie z ubraniami - dodała. Sama sobie tym samym wytłumaczyła, dlaczego przedmioty w jej pokoju nie pozostają w miejscu, w którym je zostawiła. Zupełnie jak w jej komnacie w alezyjskim zamku.
- Ciotka Rhodes walczy dwuręcznym mieczem - odparła w odpowiedzi na jego pytanie. - Czasem miałam z nią sparingi, ale głównie uczyła mnie Kiri, bo tak jak ona opieram się w walce na zręczności - stwierdziła na koniec używając słów swojej mentorki.
-Świetnie, ale mówię o nożu przeciwko mieczowi lub czymś podobnym. Nie zawsze będziesz miała przy sobie miecz lub będziesz w stanie go sięgnąć, pora nauczyć cię czegokolwiek ze sztyletem i improwizowaną bronią. Nie będzie to wiele w tak krótkim czasie, ale może uratować ci życie. - Stwierdził Aigam, podając jej zwykły nóż i obserwując reakcję.
- No to… - Origa wzięła do ręki to co podał jej Litwor i przyjrzała się temu nieco sceptycznie. - Nie, nigdy się nie uczyłam jak się tym posługiwać - dodała i zamachała nim jakby to miał być bardzo, bardzo krótki rapier.

- Zacznijmy od podstaw. Pierwsza zasada walki z kimś, kto ma dłuższą broń, a ty masz tylko nóż lub coś podobnego. To unikać walki. Możesz być mistrzynią miecza, ale halabarda może cię przypadkiem rozpołowić jeśli będziesz nieuważna, a nie będziesz miała w ręku miecza. - Powiedział patrząc krytycznie na sposób w jaki trzymała nóż. Powstrzymał się jednak od komentarza, komuś w Alezji powinno się przetrzepać skórę, za to, w jaki sposób prowadził szkolenie potencjalnych następców. - Druga sprawa, trzyma się go tak, do szybkich pchnięć. - Poprawił chwyt dziewczyny, demonstrując jak ma to zrobić. Odłożył również miecz i sam sięgnął po sztylet, by zaprezentować jej postawę i podstawowe ciosy. - Na początek poćwicz same ciosy i formy, potem przejdziemy do czegoś więcej. - Powiedział nie spuszczając jej z oczu.

Choć anielica w pierwszej chwili była nieprzekonana do pomysłu posługiwania się tego typu bronią białą, to jednak w momencie kiedy Litwor zaczął dawać jej pierwsze wskazówki, od razu skupiła się w pełni tylko na tym i bardzo poważnie do tego podeszła. Uważnie słuchała nauczyciela i powtarzała ruchy najlepiej jak potrafiła. Widać było, że dziewczę stara się by był on zadowolony z efektów nauki.
Litwor zaś, był zadowolony tyle o ile. Owszem, dziewczyna się starała, chociaż trzeba było momentami przypominać, że to nie szermierka. Nawyki walki z dłuższym ostrzem robiły swoje. Alezyjka musiała przejść sporo zapominania, jeśli chciała się nauczyć jak nie dać się zabić. To było ważne. Rzadko kiedy w ciemnych zaułkach miało się do czynienia z “honorowym” ostrzem, dużo częściej mogło się trafić coś zwyczajnie użytecznego w danym momencie. Dziewczyna musiała też nieco poćwiczyć niektóre partie mięśni. Zdecydowanie musiał porozmawiać z Seną. Trzeba było zamienić wycieczkę Morską Wiedźmą z rekreacyjnego do tej pory rejsu, w prawie katorżniczą przeprawę. Od samej nauki walki, po bieganie po pokładzie z obciążeniem, wspinaczkę ze związanymi skrzydłami i inne przyjemne atrakcje. Na ustach Litwora nieświadomie wykwitł cień wilczego uśmiechu.

Nauka trwała dalej, przyciągając zdecydowanie mniej spojrzeń niż pierwsze sparingi. Na dobrą sprawę to właściwie nikt, poza Lif, nie zwracał na nich żadnej uwagi. Na pokład zawitała cisza i spokój, sielanka wręcz, chociaż przez parę bohaterów nie zauważono. Szybko jednak odczuli zmianę na gorsze, gdy pokładem wstrząsnął wyraźnie wyczuwalny dreszcz niezadowolenia. Dusza statku rzadko okazywała swe uczucia aż tak wyraźnie, stać się zatem musiało coś poważnego.
Zagadka rozwiązała się już w chwilę później, gdy na deski wkroczyła naburmuszona Dzwonek z wyglądającym na wściekłego, Daske. Za tą parą pojawiła się sama Sena, dyskutująca gniewnie z Nichaelem. Gwiazdy nigdzie widać nie było, co mogło dać pewną podpowiedź odnośnie tego, o co cała awantura.

- Humorzasta się chyba właśnie solidnie wściekła. Lepiej odsuń się na bok, chyba że lubisz być pieczystym. - Powiedział Litwor, zastanawiając się, co takiego mogła przekazać moonria, że Wiedźma się wściekła do tego stopnia. Origa nie zamierzała się o to kłócić. Złożyła ściśle skrzydła na plecach i posłusznie stanęła za swoim opiekunem i tylko zza jego pleców zerkała na to co się na pokładzie zaczynało wyprawiać.

A wyczyniała się kłótnia, która chociaż była gwałtowna to jej słowa do widzów nie docierały. Widać Sena nie życzyła sobie by ktokolwiek miał wgląd w omawiane sprawy. Dzwonek jednakże aż tak skrytą osóbką nie była. Gdy tylko dostrzegła Litwora, ruszyła w jego stronę, tracąc nieco na swej złości, chociaż wciąż wyraźnie poruszona.
- Nichael rozgniewał Senę - oświadczyła fakt wiadomy już chyba każdemu na statku. - To głupie. To nie jego sprawa. I Gwiazda jest przez niego smutna.
- On ją tylko chce chronić, Dzwonku - do tej tyrady włączył się jej opiekun. - Młoda postanowiła płynąć z wami, a co za tym idzie ten gówniarz też. I o to cała wojna bo Sena zgodę na małą wyraziła ale na tego narwańca już nie. Najbliższy czas może nie być szczególnie przyjemny na tym pokładzie - dokończył wojownik i dokładnie w tej samej chwili cały statek zadrżał tak, że aż wzburzył wody wokół siebie, które falą wtargnęły do portu wzbudzając ogólny chaos wśród marynarzy, kupców i robotników.
- Nooo, jeśli cokolwiek odziedziczył po ojcu, to się jej specjalnie nie dziwię. - Powiedział Litwor, splatając ramiona przed sobą i opierając się o poręcz. Zastanawiając się, jakie bagno z tego wyniknie. W Rivoren, dzięki zdolnościom Origi, można było ukryć jej inność dość łatwo, ale nie przypominał sobie, żeby łaki były tam dość popularnym zjawiskiem. -Sena ma dobrą pamięć, ja jestem tylko człowiekiem, za to wy możecie mi powiedzieć, czy bardziej wrodził się w ojca czy matkę. Wolałbym wiedzieć, czego się spodziewać, skoro będzie się kręcił niedaleko.

Anielica wpierw zaniepokoiła się drżeniem pokładu, ale widząc, że jej opiekun nic sobie z tego nie robi, to i sama wzięła z niego przykład. Natomiast mocno naburmuszyła się, słysząc słowa moonri i jej towarzysza.
- Też bym chętnie wybrała się w tą wyprawę z własnym bratem. Tyle, że mnie podstępem tu ściągnięto - Ori spojrzała po tych słowach w kierunku Lif i zmrużyła gniewnie oczy. Odwróciła zaraz wzrok i podeszła do barierki, siadając na niej, tuż obok Litwora. Rozłożyła jeszcze tylko skrzydła po bokach, dla lepszego zachowania równowagi.

- W wujka, bym powiedział - odparł Daske, krzywiąc się paskudnie. - Za dużo czasu z tym demonem spędzał.
- Jednak jego zdolności pochodzą głównie od Amira - dodała Dzwonek, bawiąc się kokardką na ogonie. - Chociaż przemianę ma po Numi. Dzwonek niewiele czasu spędziła z Nichaelem, ale Gwiazda go lubi - dokończyła, jakby rekomendacja drugiej moonri, była wystarczającym świadectwem zalet młodego łaka.
- No, smykałkę do noży ma, fakt - zgodził się z nią Daske, przyglądając obiektowi ich rozmowy, który wciąż prowadził zażartą dyskusję z duszą statku. - I wybuchowy charakterek, ale porządny z niego chłopak.
Taka rekomendacja, z ust wojownika pokroju opiekuna Dzwonka wcale nie musiała być brana za dobrą monetę. Lif najwyraźniej uznała, że pora by i ona się wtrąciła, bowiem sfrunęła do nich i porzuciła swą skrzydlatą formę na rzecz bardziej do rozmów się nadającej.
- Problem polega na tym, że o ile Gwiazda ochronę Seny ma zagwarantowaną, o tyle Nichael jej nie ma - wyjaśniła, skupiając spojrzenie na Litworze. - Przynajmniej nie w tej samej formie. Gdyby zaś coś stało się synowi Numiny, Wiedźma by sobie tego nie darowała. Ta rodzina jest dla niej szczególnie bliska, stąd bierze się obecny problem. Podstęp zaś był konieczny - dodała, zwracając się do anielicy. - Bez niego właśnie byłabyś w trakcie przygotowań do kolejnego balu, w trakcie którego poznałabyś kolejnego kandydata do twej ręki, wasza wysokość.
I było w tych jej słowach coś, co księżniczce niemile przypomniało kapitana i jego niedawną wizytę w jej kajucie. Może chodziło tu o określenie, którego kapłanka użyła, a może o ostrzejsze tony w jej głosie.

-No, jeśli się wrodził w wujka, to ma przesrane. Niektórzy bogowie są mniej wyrozumiali niż Riv w pewnych kwestiach i to, że jest przydatny, albo po prostu palnął coś głupiego, może go nie wyratować. Wcale się Senie nie dziwię. - Rzucił nieco zamyślony Litwor. - Ale jeśli języka uczył się od demona, to mu osobiście skórę przetrzepię, zanim się właduje w coś, z czego nawet łaska boska go nie wyciągnie, bo nie będzie miała za bardzo ochoty na bycie łaskawą. Lif, zawsze mnie zastanawiało, że przy tej stałej komunikacji między kapłanami i bóstwami, takie drobnostki zawsze musi wynajdywać jakiś agent w polu, z drugiej strony, powiedz no mi, o ile wiesz, co miały ostatnio na głowie, poza zwykłymi kłótniami między odwiecznymi. - Małe “o” można było niemalże usłyszeć, w jego ustach zabrzmiało to bardziej jak: “banda podrostków, którzy mają za dużo władzy, są dziećmi od dawien dawna i sami już nie wiedzą jak zabijać nudę”. -[i]Że przegapiły to i owo? Bo nie, żebym się wtrącał, ale to mi trąci poważnymi kłopotami. Mówię o większej skali, niż unicestwienie jednej z krain.[i] - Dokończył długą jak na siebie myśl, przeczesując brodę.

Kapłanka tylko wzruszyła ramionami, ewidentnie nie zamierzając dzielić się swą wiedzą, lub też dając znać iż takowej nie posiada.
- Przyda mu się ta wyprawa - Daske kontynuował temat Nichaela. - Nie żeby tu się nie przydał, ale z pozostałymi też sobie damy radę, a mała czuje się bezpieczniej mając brata przy sobie. Z jakiegoś powodu umyśliła sobie tego właśnie narwańca - wyjaśnił, czochrając purpurowe włosy Dzwonka, przez co po pokładzie poniósł się wesoły dźwięk dzwoneczków.
- Bo ten ją obroni nawet za cenę swojego życia - doinformowała opiekuna, moonria. - Dzwonek się nie dziwi. Dzwonek popiera. Tylko po co tak drażnić Senę?
Na to pytanie odpowiedzi chyba nikt nie posiadał, za to sprzeczka która była tematem rozmowy została zakończona. Nichael oddalił się do wnętrza statku, ignorując wyraźnie niechętne spojrzenia całej załogi. Sena zaś… Sena skinęła głową grupce stojącej przy Litworze i Oridze, po czym rozpłynęła się w powietrzu. Widać nie miała ochoty na kolejne rozmowy.

- Czyli to zadanie co tu macie wcale nie jest takie wielce ważne jak to było jeszcze na lądzie mówione - westchnęła księżniczka mając na myśli zmiany planów Gwiazdy i jej brata, w wyniku czego dołączyli do załogi Morskiej Wiedźmy. Słów Lif natomiast nie skomentowała. Na liście osób, które Ori nie lubiła, kapłanka Tahary wciąż zajmowała miejsce przed kapitanem statku.

Anielica spojrzała na swojego opiekuna.
- Idę się przewietrzyć - powiedziała do Aigama i z jednym machnięciem skrzydeł, wskoczyła na poręcz. Zrobiła krok w tył i spadła za burtę, tylko by po chwili wystrzelić w powietrze i wzbić się ponad maszty.
-Jasne, nie daj się zabić, złapać, porwać ani nic podobnego. - Powiedział nieco nieobecnie Litwor. -Irytowanie i doprowadzanie do szewskiej pasji każdego, może mieć po wujku, nawet by mnie to nie zdziwiło. Żeby się tylko Gwiazda nie nacierpiała, jak młody przypadkiem zginie, bo próbował ratować jej życie na siłę, mimo, że nie było to akurat konieczne. - Wzruszył ramionami Aigam.

- Zostawiam więc tobie pilnowanie tego chłystka - stwierdził Daske, wyraźnie z siebie zadowolony. Także Dzwonek wydawała się pomysłem Litwora robiącego za niańkę, rozbawiona.

Jedynie Lif nie sprawiała wrażenia przekonanej jednak z jej strony nie padł żaden komentarz. Wydawało się, że sprawa została załatwiona i nie zostało już nic jak pożegnać się i liczyć na ponowne spotkanie. Czy jednak nastąpić miało na Zaris, w Rivoren czy w Ogrodach, tego nikt nie wiedział, chociaż bez wątpienia wkrótce owa zagadka się wyjaśnić miała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 29-05-2017, 20:25   #18
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Trzech na jednego
Morska Wiedźma i pirackie statki

- Chcesz je prześcignąć, czy trzeba im będzie spuścić łomot tak profilaktycznie? - Zapytał Aigam przeczesując z roztargnieniem brodę. Abordaż niekoniecznie mu się widział, zwykle wtedy ginęli ludzie, a tego nie lubił. Nie dość że zwykle chodziło o jego zdrowie i życie, to na dodatek, nie bardzo uśmiechało mu się zabijanie myślących istot, o ile nie było to konieczne. Dawno wyzbył się naiwności i wiary w to, że każdy konflikt da się rozwiązać bez rozlewu krwi. - Sena, myślisz że księżniczka powinna sobie poćwiczyć magię z daleka, czy jest za duża szansa, że podpali i Wiedźmę przy okazji? - Zapytał, nie odwracając się do kobiety, będąc pewnym, że ta i tak go usłyszy.
- Ej, wiesz, że stoję tuż obok? - prychnęła do wojownika Origa, oburzona jego komentarzem co do jej zdolności magicznych. - Czekać kiedy wpadniecie na pomysł żeby dać im mnie pojmać w nadziei, że przypadkiem zniszczę statek na który mnie zatargają - dodała z ironią w głosie. - To piraci? - wskazała na trzy jednostki goniące Wiedźmę. - Piraci nie mają jakiegoś kodeksu... piratów o nieatakowaniu się nawzajem?
-Pewnie że mają, całkiem jak niektóre kraje pakty pokojowe. Tak, wiem że stoisz tuż obok, ale to nie do końca twój statek, a dopóki nie dokonają abordażu, chodziłoby raczej o miotanie czegokolwiek na odległość. Więc chodzi o to, czy Sena woli zaryzykować, czy raczej nie i tyle. - Stwierdził Aigam wzruszając ramionami na kwestie poruszone przez półanielicę.
- Myślę, że jak się skupię na jednym punkcie to po drodze nic nie powinno ucierpieć… - stwierdziła Origa nie żywiąc już więcej urazy do wojownika, po czym zaczęła rozglądać się w koło, wyczekując decyzji Seny, czy pozwoli jej użyć magii.
- Po drodze to raczej nie problem, zwłaszcza jeśli staniesz tak, żeby nie mieć przed sobą pokładu Wiedźmy. No, przynajmniej tak sobie myślę. - Powiedział Litwor, nie będąc do końca pewien swoich słów.
Anielica chwilę myślała nad słowami Aigama. W końcu pokiwała głową dochodząc do podobnego wniosku co i on.
- A dla pewności mogę się nieco w locie wychylić poza burtę statku - zaproponowała księżniczka zakasując rękawy i szykując się na rzucanie czarów.
Sena przysłuchiwała się tej rozmowie bez słowa, przynajmniej do momentu w którym plany skorzystania z magii, nie osiągnęły punktu, z którego omal nie było odwrotu.
- Zawsze możesz podlecieć nieco do przodu - zasugerowała Wiedźma, wskazując kierunek, z którego zbliżali się potencjalni napastnicy. - I kod istnieje, oczywiście, dlatego dziwi mnie, że ryzykują starcie. O ile je ryzykują - dodała, spoglądając na trzy jednostki. “Morska Wiedźma” utrzymywała między nimi stały dystans, jej żagle były wypełnione wiatrem, a dziób pruł taflę wody, jakby nie stanowiła dla niej żadnej przeszkody. Zapewne, gdyby tak zechciała, Sena mogłaby owe statki zostawić daleko w tyle. Sądząc po opowieściach, nie powinno to stanowić większego problemu. A jednak okręt bez wątpienia szykował się do walki. Nawet Lif zajęła pozycję niedaleko kapitana. Jej postawa wyrażała skupienie, a dłonie zaciśnięte były na medalionie. Czy jednak zamierzała walczyć czy tylko zająć się rannymi, to dopiero miało się okazać. Póki co czekano na sygnał, na to by “Wiedźma” zwolniła. Sena z kolei przeniosła spojrzenie na Orgię i lekko się do niej uśmiechnęła.
- Zaczynaj - wydała jej polecenie, w którym brzmiały nuty wyczekiwania, niemal głodu. Czyżby dusza statku nie mogła się tej walki doczekać?

Origa zupełnie nie spodziewała się, że pomysł z użyciem jej magii spotka się z jakąkolwiek akceptacją. Wręcz poczuła się dziwnie i niepewnie mając zgodę na działanie i czując na sobie zniecierpliwione spojrzenia co niektórych. Zupełnie nie przywykła by ktoś tak chętnie pozwalał jej na to, bo zwykle czyniono całą masę przygotowań, a i nigdy nie miała okazji używać czarów na otwartej przestrzeni. Spojrzała na Lif, która nie wydawała się jej niczego zabraniać. To również było czymś czego księżniczka się nie spodziewała.
- Dobrze więc... - odparła anielica spoglądając na statki podążające za Wiedźmą. Choć nie chciała tego okazać po sobie, to wyraźnie była stremowana, gdy zaczęła rozmyślać nad tym jakiego czaru użyje, zebrała się jednak w sobie i rozłożyła skrzydła, by tak jak chyba każdy uznał, dla bezpieczeństwa nie dotykać pokładu wiedźmy. Origa uniosła skrzydła i silnie nimi machnęła. Jej drobne i lekkie ciało w mgnieniu oka wzniosło się w powietrze, ponad maszty statku. Księżniczka skierowała się nieco poza obrys Wiedźmy, by zręcznie manewrując skrzydłami, zawisnąć wysoko nad morską tonią. Spojrzała jeszcze przez ramię czy wystarczająco oddaliła się od pokładu, by jeszcze odrobinę się od niego odsunąć. Dziewczyna sama była ciekawa czy i jeśli to jaki efekt dadzą jej czary.

Origa skupiła swoją uwagę na statku, który znajdował się w środku, zogniskowała spojrzenie na jego dziobie i unosząc przed siebie dłonie zaczęła szeptać zaklęcie mające z założenia przynieść rozbłysk ognia, wybuch, rozchodzący się od punktu, na którym była skupiona rzucająca ten czar anielica.

Z kolei Litwor obrzucił całą scenę wzrokiem po raz drugi, potem trzeci i piąty. Rzucanie po raz czwarty sobie odpuścił. Upewnił się tylko, że Origa jest nieco poza zasięgiem głosu. - Sena, mam nieco głupi pomysł, jak na mnie to nawet całkiem przemyślany bym powiedział. Ile masz syren na pokładzie, czy byłyby mi w stanie pod wodą podać oddech i czy masz może spory topór albo kafar do dyspozycji? - Zapytał niewinnie, jak tylko to on potrafił, jednocześnie odgarniając włosy do tyłu.

Zanim Sena zdążyła odpowiedzieć, powietrzem wstrząsnął głośny huk. Czary Origi zadziałały nad wyraz dobrze i szybko, rozrywając nie tylko dziób ale i sporą część kadłuba. Fala, która się przy okazji rozeszła, niemal położyła pozostałe dwa statki. Niestety, anielica poczuła jak siły ją opuszczają. Magia wyrwałą się jej spod kontroli i chociaż nie był to największy wybuch jaki kiedykolwiek powstał za jej przyczyną, to jednak warunków nie kontrolowali ostrożni mistrzowie magii, zatem nie było też nikogo, kto by siły księżniczki podtrzymał. Jej działania jednakże były zarówno widowiskowe co i skuteczne. Bez wątpienia nauczyciele byliby z niej zadowoleni, tym bardziej, że prócz wrogiego statku, który coraz szybciej pochłaniało morze, nie ucierpiał nikt, kto znajdował się w jej pobliżu, a za co z pewnością by jej nie podziękowano.
- Mam - odpowiedziała w końcu Wiedźma, uśmiechając z zadowoleniem, gdy kolejne, drobne sylwetki znikały pod powierzchnią wody. Zaraz też wokół nich zebrało się nieco ponad tuzin mężczyzn i kobiet, chociaż dusza statku ani się nie poruszyła, ani nie dała żadnego znaku by się zebrali. Spoglądali oni z uśmiechami na Litwora, wyraźnie będąc gotowymi do podjęcia działań, jakiekolwiek by te działania nie były.
- No to podrzućcie mi ten topór czy młot, podpłynę pod wodą i zrobię im dziurę w dnie, żeby zaczęli ładnie nabierać wody i szybko. Potem wrócę pod wodą z syrenami, żeby mnie przypadkiem strzałami nie trafili. - Powiedział z zamyśleniem Litwor.
Jego prośbę spełniono w chwilę później.


Litwor otrzymał dość nieprzyjaźnie wyglądające narzędzie, które bardziej się do rozłupywania czaszek nadawało niż do wybijania dziur, ale i z tym zadaniem powinno sobie spokojnie poradzić.
Origa aż się zachwiała w powietrzu z wrażenia jakie zrobił na niej efekt rzuconego przez nią samą czaru. Szybko spojrzała za siebie, na Morską Wiedźmę i odetchnęła po upewnieniu się, że ich statek nie ucierpiał od żadnego rykoszetu. Księżniczka aż poczuła dumę. Lecz na samej dumie nie była w stanie ulecieć. Ten pokaz "umiejętności" mocno zmęczył anielicę. Kilka kolejnych uderzeń skrzydeł wystarczyło, by przestała myśleć nad ponowieniem czaru. Ślizgiem zleciała w dół, lądując na pokładzie statku. Stanęła na deskach statku mając problem by złapać równowagę na nogach, więc na wszelki wypadek podparła się na skrzydle by się nie przewrócić.
- No... Chyba poszło dobrze - westchnęła Origa prostując się. Podeszła prędko do burty i oparła się o barierkę niedaleko Seny, by chwilę odsapnąć. - To powinno ich zniechęcić - dodała zadowolona z siebie.
Sena skinęła jej głową.
- Bardzo dobrze - potwierdziła, nie kryjąc zadowolenia. Tym bardziej, że pozostałe jednostki zwolniły nieco, próbując ratować tych, którzy znaleźli się w wodzie. Zwolniła także i “Wiedźma”, co wyraźnie dawało do zrozumienia, że jej duszy bardzo zależy na tym, by zniszczyć ścigające ich statki. Zaraz też jej uwaga zwróciła się na Litwora, który szykował się by dokończyć dzieła, które rozpoczęła anielica.

- No to komu w drogę, temu… Niech się syreny szykują, już jakiś czas jak z nimi pływałem. - Zaczął się rozbierać szybko, aż został w samych gaciach i z toporzyskiem w ręku. Przez bark przerzucił zwój jednej z cieńszych lin i po krótkim rozbiegu, wskoczył do morza. Kawałek przepłynął sam, a potem zanurzył się głębiej, kiedy zbliżył się do wrogich okrętów i dał się ponieść syrenom prosto pod kadłub jednego ze statków. Plan był prosty, wyrąbać sobie uchwyt na dłoń, a potem, kiedy już będzie miał się czego swobodnie trzymać, obok wyrąbać dużo większy otwór i nie przestawać go powiększać, aż statek nie zacznie tonąć na poważnie.
- Chyba nie musimy ich zatapiać - zasugerowała Senie niepewnie Origa, która ewidentnie uważała że dotychczasowe działania wystarczą by odstraszyć napastników i kontynuować dalej podróż w spokoju. Co do poczynań wojownika miała zmieszaną minę. Zarówno jego pomysł mógł okazać się niezwykle głupi, jak i genialny. - Wystarczy, że uszkodzi im stery i nie będą już nikogo niepokoić, zajęci ratowaniem własnej skóry - dodała anielica, zastanawiając się czy dobrze odczytała zamiary Litwora.
Bohater Alezii miał jednak to do siebie, że zwykle nie czekał na żadne “ale”, a gdy pomysł wpadł mu do głowy to przeważnie go realizował, nie przejmując się czy staje naprzeciw bogom, ludziom czy potworom. Podobnie było i tym razem. W towarzystwie syren, które nie czekając na werbalne pozwolenie ruszyli za nim, dopłynął on do wrogich statków bez większych problemów.

Tam jednak czekała na niego niemiła niespodzianka. Otóż nie tylko na pokładzie “Wiedźmy” znajdowali się przedstawiciele syreniej rasy. Także i piraci z Vole korzystali z ich wiedzy i zdolności. Z tym jednak, że ci wykorzystywali także kajdany. Ponad tuzin syren zaprzężono do kadłubów niczym konie do karoc. Ci, którzy połączeni byli z zatopionym statkiem, a przynajmniej ci, którzy przeżyli jego wybuchowy koniec, próbowali pomagać tym, których łańcuchy wciąż tkwiły w jego resztkach, a które to resztki ciągnęły ich w dół. Pozostali starali się stawić czoła atakującym ich nadzorcom, także do owej rasy należącym, ale że broni żadnej nie posiadali, toteż ginęli na oczach swych braci, którzy nic zrobić nie mogli, przyglądali się temu w ciszy, wciąż będąc więźniami pozostałych dwóch statków.

Na pokładzie “Wiedźmy” księżniczka otrzymała w końcu swą odpowiedź, chociaż poczekać musiała chwilę, bowiem dusza skupiona była na wpatrywaniu się w odmęty morskie.
- Nie zamierzam oszczędzać ani tych statków, ani tych, którzy na nich pływają. Piraci ich pokroju nie zasługują na prawo przebywania na wodach Zarisu - dodała twardo, zdejmując z oczu zasłonę i spoglądając na anielicę swymi rozjaśnionymi blaskiem, ślepymi oczami.
Origa poczuła jak zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Speszyła się pod niewidzącym spojrzeniem Seny.
- Tak... Tak, wiem, że Vole Kes jest złe do szpiku, niewolnictwo jest dozwolone - zaczęła siląc się na pewny siebie ton głosu. - Ale czy nie lepiej byłoby... No nie wiem... - spojrzała na statki. - Spróbować unieruchomić te jednostki, pokonać panów i wtedy uwolnić niewolników, którzy mogą przecież być na pokładzie? - zasugerowała nieśmiało anielica. - No chyba, że piraci nie mają niewolników… - wzruszyła ramionami.

Litwor nie miał zamiaru patrzeć na rzeź zniewolonych. Zmienił kierunek, tak, by najpierw dopłynąć do statku, który zniszczyła Origa. Topór mógł być niezbyt przydatny pod wodą, ale miał jeszcze swoje ręce. Podał topór jednemu z syren i rzucił się do akcji. Plany podobno były tylko tak dobre, jak ich pierwsze spotkanie z rzeczywistością. Nowy plan działania był prosty. Najpierw pozbyć się dozorców, potem uwolnić idące na dno syreny. Potem z pomocą niewolników uwolnić resztę i zatopić pozostałe statki. Miał do dyspozycji swoje ręce, włócznie i trójzęby, które mógł wyrwać pokonanym, oraz łańcuchy, które mógł pozrywać, a chwilowo był wściekły. Syreny, mimo że tutaj były w zasadzie jedną z zamieszkujących Zaris ras, traktował jak magiczne stworzenia, do tych z kolei miał słabość i lubił się nimi opiekować. Zwykle były bardziej tego warte niż ludzie.

- Dla niektórych z nich lepszym losem będzie śmierć - odparła Wiedźma, nie sprawiając wrażenia przejętej losem tych, którzy pójdą na dno. Czy to panów, czy ich niewolników. - Ci zaś którzy przeżyją, zawsze mogą znaleźć miejsce na tym pokładzie - dodała, zakrywając swe oczy i ponownie twarz kierując w stronę dwóch jednostek. Biorąc zaś pod uwagę to, w jaki sposób owe słowa wypowiedziała, można było wręcz pomyśleć że taka opcja jest jej niemiła, że wolałaby by wszyscy zginęli w odmętach morskich toni.

W międzyczasie, w owych odmętach, trwała walka. Dozorcy nie zamierzali bowiem pozwolić by ich ofiary przetrwały. Podobnie jak nie zamierzali dopuścić do uszkodzenia pozostałych jednostek. Musieli być wśród nich także magowie, bowiem Litwor czuł wyraźnie jak otacza go owa specyficzna woń, która wiązała się z magią wody, a która w tym przypadku zalatywała zgniłymi wodorostami - znak, że została skażona czarną mocą. Tylko tylko, że owa magia krzywdy mu nie była w stanie zrobić, w przeciwieństwie do trójzębów, włóczni i ostrych mieczy, które u pasów mieli jego przeciwnicy. Widząc nadciągającego wroga zwarli swe szeregi i ruszyli mu naprzeciw. Wyraźnie przy tym ich uwaga kierowała się w stronę pobratymców, a nie Litwora, który wszak, przynajmniej w ich oczach, był jedynie człowiekiem, a ci niewiele, zazwyczaj, byli w stanie zdziałać pod wodą. Nie znaczyło to jednak, że i w jego kierunku nie zostało skierowane ostrze. Jeden z pilnujących niewolników syren obrał go sobie bowiem za cel, szczerząc swoje ostro zakończone zęby i zbliżając się szybko dzięki silnym ruchom ogona. Ostrze jego włóczni skierowane zostało w trost Aigama. Syren pewien był swego zwycięstwa co widać było na jego twarzy ale i w sposobie w jaki atakował. Bez marnowania czasu na planowanie obrony. Możliwe też że owa pewność pochodziła z wodnej otoczki, która niczym bańka otaczała jego ciało, a która zapewne dziełem była jednego z owych magów, których Litwor wyczuwał.

Litwor nie miał zamiaru cackać się z przeciwnikiem, tylko złapać za włócznię i wyrwać ją przeciwnikowi, a potem na skróconym dystansie, złapać go za szyję i ją zgnieść. Nawet gdyby tamten przypadkiem przeżył, miałby ważniejsze rzeczy na głowie, niż próbowanie zadźgania Aigama. Ignorowanie czy niedocenianie przeciwnika na polu walki było zwykle dość zabójcze. Zwłaszcza jeśli tym kimś był Litwor. Co prawda zazwyczaj zachowywał się bardziej jak rubaszny wujek, lub próbował tylko ogłuszyć przeciwnika, ale nie w momencie, kiedy walczył z poganiaczami niewolników lub spaczoną magią. Nie miał zamiaru się oszczędzać, a tym bardziej przeciwników. Nadeszła pora pokazać swoją prawdziwą siłę.
Plan był prosty i ku ogromnemu zdziwieniu napastnika, okazał się skuteczny. Syren co prawda wykazał się przytomnością umysłu w tych ostatnich sekundach swego życia i próbował sięgnąć do miecza, jednak nie zdążył. Dłonie Litwora zacisnęły się na jego gardle, gładko przechodząc przez ochronną barierę, która wszak powinna go powstrzymać, a następnie z łatwością zgruchotały kręgi. I czy to Aigam swej siły nie wymierzył odpowiednio, czy też syren należał do tych delikatniejszych przedstawicieli swej rasy, efekt owego uścisku okazał się być nad wyraz widowiskowy. Litwor poczuł jak szyja ustępuje coraz bardziej pod jego palcami, a w końcu jak owe palce wnikają w ciało, które pękło pod naporem, wypuszczając strumień krwi, który niczym czarna chmura, otoczył Aigama. Głowa syrena została oddzielona od tułowia i zaczęła opadać na dno w tempie nieco wolniejszym niż reszta ciała.

Litwor zamrugał, rozproszony na ułamek chwili efektami, swojego ataku. Dzięki rozlewającej się krwi, miał przynajmniej całkiem dobrą zasłonę. Wyrwał więc włócznię z martwych rąk syrena i nogami odepchnął się w kierunku najbliższego przeciwnika. Mając zamiar zrobić sobie z nich drabinkę w kierunku maga. Spodziewał się, że niedługo ich uwaga skupi się na nim o wiele bardziej niż dotychczas. W półmroku, jego zęby szczerzyły się w wilczym uśmiechu, zaś włosy ciągnęły niczym parzydełka meduzy, gotowej w każdej chwili porazić swoją ofiarę.
W szale walki zapomniał jednak o jednej, jakże istotnej sprawie. W przeciwieństwie do syren, nie był on istotą żyjąca w wodzie. Potrzebował powietrza, a to w odmętach morskich było towarem nader deficytowym, o czym uświadomił mu ból w piersiach. Zaczerpnięcie owej niewidzialnej ale jakże istotnej substancji stało się nagle dla Aigama priorytetem. Większym nawet niż ostrze trójzębu, które wraz ze swym właścicielem zmierzało w jego stronę.

To był właśnie ten moment, w którym powinien zaczerpnąć oddechu od jednej z syren, byłoby to miłe, przyjemne i co najważniejsze, nie musiałby płynąć aż na powierzchnię, fakt że większość z syren była mężczyznami jednak jakoś psuł cały efekt. Oczywiście chwilowo nie było to też możliwe. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego skóra, dodatkowo wzmocniona błogosławieństwem Riv, wytrzyma spotkanie z ostrzami i grotami, które właśnie kierowały sie w jego stronę. Najchętniej zakułby się dodatkowo w zbroję, ale walka w stalowej puszce, pod wodą, była jednym z tych pomysłów, które nawet Litwor uważał za niezbyt udane. Posłał włócznię w stronę zbliżającego się syrena, a sam obiema dłońmi zagarnął wodę, jednocześnie wybijając się nogami, by jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. Następnym razem będzie musiał zapytać o skrzela albo skrzydła, jak będzie miał okazję. Póki co jednak, ważniejsze było dla niego powietrze, które znajdowało się nad nim.

W tym czasie, na pokładzie Morskiej Wiedźmy, stojąca przy duszy tego statku Origa, wpatrzona w oddalone jednostki, rozmyślała nad całą tą sytuacją, słowami Seny i... tym co tak właściwie teraz mógł robić Litwor pod wodą z toporem w ręku.
Księżniczka i jej wychowanie tak bardzo nie pasowały do obecnej sytuacji, że anielica czuła się zagubiona, wyrwana ze swojej bajki. Współczuła niewolnikom, ale rozumiała punkt widzenia Wiedźmy. Sama Origa, postawiwszy się w sytuacji niewolników, musiała przyznać rację, że wolałaby odejść do ogrodów niż wieść tak parszywy los.
Skrzydlata daleka była jednak od użalania się nad sobą, trwania w tym stanie niezdecydowania, więc w końcu spojrzała na Senę.
- Chyba będę już w stanie znów rzucić czar - odezwała się w tonie jakby oczekiwała na pozwolenie z jej strony. Nic dziwnego, w końcu na królewskim dworze nie mogła używać magii bez wyraźnego pozwolenia.

Na słowa anielicy, Sena odpowiedziała skinięciem głowy. Nim jednak Oridze udało się ów czar rzucić, pojawiło się ostrzeżenie z góry. Lif dostrzegła coś, co sprawiło, że Wiedźma uniosła dłoń w górę by wstrzymać księżniczkę.
- Litwor - padło tylko jedno słowo z ust niewidomej, która to ze zwiększoną uwagą zaczęła “wpatrywać” się w wodę wokół jednostek wroga.

Litwor zaś zajęty był wtłaczaniem w płuca owej, niezwykle dla życia ważnej substancji, którą zwano powietrzem. Udało mu się bowiem dotrzeć na powierzchnię, chociaż poczuł kilka “draśnięć”, które z pewnością normalnego człowieka posłałyby wprost w ramiona Tahary, jemu zaś jedynie sprawiły drobne niedogodności. Fakt jednak faktem pozostawał, a były nim dwie, krwawiące rany, jedna na prawym udzie się znajdująca, a druga wyżej nieco, tuż nad pasem. Żadna z nich zagrożenia dla życia wojownika nie stanowiła, a jedynie lekką niedogodność. Walka zaś trwała dalej, barwiąc wody otaczające statki szkarłatem. Kolejne życia odchodziły do Ogrodów, te niewinne i te które bez wątpienia trafić zasługiwały do miejsca gorszego niż królestwo Tahary. Litwor jednak zauważył także coś, co zauważyły także trzy kobiety, znajdujące się na “Morskiej Wiedźmie”. Oba okręty, które wciąż utrzymywały się na wodzie, zaczęły zawracać, porzucając tych, którzy pozostali w wodzie. Jeden oddalał się szybciej niż drugi, zapewne korzystając z wciąż przytwierdzonych do kadłuba niewolników. Drugi także próbował jak najszybciej odpłynąć jednak wiatr nagle zmienił kierunek, sprawiając że sztuka ta stała się niemal niemożliwa do osiągnięcia. Aigam poczuł też coś innego. Coś złego, wypaczonego, co zdawało się wnikać mu pod skórę niczym oślizgła pijawka. Magia… Czarna magia, potężna i zła. Coś budziło się w tej krwistej wodzie, przywołane przez plugawą moc. Coś, co żywiło się tymi, którzy wciąż w wodzie się znajdowali, a którzy nie mieli jak się obronić. Czymkolwiek było, nie miało formy cielesnej, co jednak sprawiało, że stanowiło o wiele większe zagrożenie.

- Atakuj - Origa usłyszała głos Seny, w którym obrzydzenie mieszało się z tak czystą nienawiścią, że ta niemal sączyła się przez deski pokładu, wnikając we wszystko i wszystkich. - Zniszcz te statki, księżniczko. Zniszcz je…

Anielica skinęła głową i ponownie wzbiła się w powietrze. Czuła się odrobinę bardziej pewna, gdy Wiedźma tak ochoczo ją zachęcała do działania. Może nawet nastrój duszy statku jej się udzielił. Księżniczka wzniosła się wysoko poza obrys ich statku i przymknęła powieki, skupiając się na magii. Odetchnęła oczyszczając głowę z myśli, a przede wszystkim z wijących się w nich wątpliwości, a następnie otworzyła oczy, wbijając spojrzenie w swój cel. Zapragnęła w tej chwili użyć czaru który na dworze był jej zakazywany. Przez to też intrygował ją.
Origa wypowiedziała pod nosem słowa zaklęcia i wyciągnęła przed siebie rękę, z dłonią skierowaną na uciekające statki, rzuciła na piratów czar dezintegracji obierając za pierwszy cel jednostkę, która najszybciej się oddalała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 31-05-2017, 20:54   #19
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Z kolei Litwor, widząc, że wcale nie jest tak różowo, jak być powinno i zbliżało się coś ewidentnie niemiłego, przywołał lodowego węża, by wskoczyć na jego grzbiet i popłynąć do następnego statku. Zdawało się, że zaczynało zależeć na czasie. Ratowanie zniewolonych to jedno, ale wyznawał pewną filozofię, która pozwalała mu toczyć kolejne potyczki z wielkim i nienazwanym złem, a czasem mniejszym i jak najbardziej nazwanym. Ratuj własną dupę. Ciągle jednak uważał, że w planie na dzisiejszy dzień, znajdzie się czas na zatopienie jakiegoś pirackiego statku przed obiadem. Grunt to nie robić zbyt wielkich planów, bo potem się cały grafik sypie, taka była jego druga dewiza. W ogóle Litwor miał dość dużo dewiz, całkiem sporo sprzecznych ze sobą, lubił trzymać się tej, która akurat mu najbardziej pasowała.

Kolejne sekundy mijały. Cenne sekundy, w których kolejne kwiaty zakwitały w Ogrodach. Księżniczka poczuła wzbierającą w niej moc. Rosła ona, drżała niecierpliwie, a w końcu wypuszczona na wolność, uderzyła. Uderzenie to poczuł i Litwor, który mknął już ku wolniejszej jednostce. Potężna fala mocy przetoczyła się tuż obok niego, zdążając ku okrętowi, który za wszelką cenę starał się oddalić. Fala nie była jednak skierowana na Litwora, w dodatku moc użyta przy tworzeniu czaru była mu znajoma, więc nie było powodu do tego by się zatrzymywać. Tym bardziej że cel miał tuż przed sobą. Był już w stanie ujrzeć pojedyncze sylwetki biegające po pokładzie, wspinające się na liny i tkające czary. O tak, statek bez dwóch zdań miał także swych magów, chociaż żaden z nich nie sprawiał wrażenia odpowiedzialnego za to mroczne coś, co pochłaniało życia w głębinach. Nie, ta moc była innego pochodzenia. Nie bacząc na to, ani też na próby powstrzymania go, parł dalej do celu, po to by w końcu zderzyć się z nim wśród rozprysku drzazg, większych fragmentów burty i lodu. Litwor ledwie zdołał się utrzymać na swym wierzchowcu, ale dziura powstała wystarczająca by woda z ochotą wtargnęła do środka okrętu. Zawsze jednak można było i większych szkód narobić. Tyle tylko że i przeciwnik czasu nie tracił. W stronę Litwora poleciały strzały i magiczne pociski. O ile jednak te drugie krzywdy mu zrobić nie mogły, to na te pierwsze immunitetu nie miał, co też poczuł zaraz, gdy grot jednej z nich utkwił w jego lewym barku. Strzała była czarna, posmarowana jakąś mazią i należąca do tych większych, których wypuszczenie z odpowiednio większego łuku, wymagało nie lada siły. Jak nic zatem można było przypuścić, że na pokładzie znajduje się przedstawiciel którejś z silniejszych ras tej krainy. Pomrok może, może wilkołak… Tego Aigam wiedzieć nie mógł. To co wiedzieć mógł, to to że siły zaczynały go wyraźnie opuszczać, chociaż nie w tempie zastraszającym, ale wystarczająco odczuwalnym by podejrzenie śmiertelnej dawki trucizny zagościło w jego umyśle.

W międzyczasie, na jednostce która znajdowała się już poza zasięgiem działania mrocznej magii, coś zaczęło się dziać. Jeden po drugim, piraci zaczęli umierać. Chociaż czy umierać było odpowiednim określeniem tego co działo się z tymi istotami? Ich ciała, jedno po drugim, zaczęły się rozpadać na oczach tych, których jeszcze zaklęcie nie sięgło. Nie było przed tym ucieczki, chociaż niektórzy i tak próbowali. Krzyki trwogi wzniosły się ponad pokład, a usłużny wiatr przywiał je bliżej uszu Origi. Odebrała kolejne życie, a właściwie życia. Sądząc zaś po tym, że krzyki ustały po kilku chwilach, które mogły także trwać godzinami, żyć tych było wiele. Na koniec zaś, czar którzy rzuciła, począł pożerać także okręt, wciąż głodny zniszczenia, niczym wypuszczone z klatki zwierzę którego od lat już nie karmiono. Zwierze, które raz wypuszczone, nie zamierzało przestawać, a siła jego zbyt wielką była, by niewprawna w jego kontroli księżniczka, zdołała go przed dalszym niszczeniem powstrzymać. Siły jej także ku temu niedostateczne były, co odkryła wraz z powrotem słabości, która to większą była niż ta, jaką odczuła przy poprzednim skorzystaniu z posiadanej mocy. Musiała znaleźć oparcie i to znaleźć szybko, zanim skrzydła odmówią jej posłuszeństwa, podobnie jak odmówił jej tego rzucony czar.

Anielicy aż dech zaparło od zmęczenia które w nią uderzyło. Nagle przestała myśleć o tym, że straciła kontrolę nad czarem, choć tego tak naprawdę w pełni świadoma nie była. Nerwowo rozejrzała się i zaniepokoiła widząc, że ma pod sobą tylko wodę. Pot wystąpił jej na czoło, gdy zmieszana, wzrokiem zaczęła szukać statku. Był tam gdzie go zostawiła, jakiś kawałek za nią. Miała szansę się do niego dostać. Rozłożyła skrzydła szeroko, zatoczyła łuk i wkładając w to całe pozostałe jej siły, ślizgiem ruszyła ku Morskiej Wiedźmie.

-Jak nie urok to sraczka. - Warknął Litwor, starając się wyciągnąć strzałę z barku i wdzierając się do środka okrętu, przez dziurę stworzoną przez lodowe zaklęcie. Po chwili stał już ze strzałą w dłoni, pozwalając krwi swobodnie wypływać, dopóki rana sama się nie oczyści. Jak znał życie, odcierpi później. Na szczęście miał dość ziół w zapasach na Wiedźmie, żeby pomyśleć o jakimś antidotum. O ile dożyje do tego czasu. Z drugiej strony, tak głupio byłoby paść od zatrutej strzały. Rozejrzał się po wnętrzu i szybkim spojrzeniem ocenił, co mogłoby mu się przydać najpierw jako narzędzie powiększenia uszkodzeń, a potem za jakąś potencjalną osłoną przed strzałami, kiedy będzie płynąć ponownie na Wiedźmę.

Morska Wiedźma zbliżała się do księżniczki w równomiernym tempie powolnego, kontrolowanego opadania. Tuż przed spotkaniem z pokładem poczuła jak coś miękkiego owija się wokół niej, dzięki czemu spotkanie to nie było gwałtownym wstrząsem, a bardziej przypominało lądowanie na miękkiej pierzynie. Nie wylądowała jednak tak, jak wzleciała, w ciszy i spokoju. O nie, tym razem powitały ją wiwaty i oklaski załogi okrętu. Wszystkie oczy zwrócone były na nią, poza dwiema parami. Pierwsze należały do Seny, drugie zaś do Lif. Obie wpatrywały się dalej tam, gdzie bitwa zdawała się trwać nadal.

I trwała, chociaż nie było jej widać ani na powierzchni, ani na pokładzie wrogiego statku. Ta pierwsza, toczona przez załogę “Wiedźmy” rozgrywała się w morskich głębinach i wyniku jej można się było jedynie domyślać. Druga z kolei toczyła się we wnętrzu jednostki przeciwnika, która gwałtownie nabierając wody, stanęła w miejscu. Sprawca tej bitwy, a także i samej dziury, zdołał znaleźć narzędzie do siania zniszczenia, akurat w chwili, gdy do ładowni, do której to tak bezczelnie i bez pukania się wdarł, poczęli się zbiegać piraci. Narzędziem tym był trójząb, który akurat stał oparty o skrzynię. Broń ta zaplątana była w sieci, więc i nie tak od razu zdatna do użytku, jednak to raczej wojownikowi przeszkadzać nie powinno. Tarczy jednakże, ani czegoś czym mógłby się osłonić przed strzałami, nie było, a przynajmniej nic takiego w zasięgu wzroku jego i rąk się nie znajdowało. Znajdowali się zaś wspomniani piraci w liczbie sześciu, w tym jeden wyposażony w całkiem porządną tarczę. Jedyne zatem co zostało do zrobienia, to wybicie owej grupki, głównie w miecze uzbrojonych demonów niższego stopnia.
Litwor chwycił pewniej trójząb, wolną ręką zaś złapał sieci, by móc rzucić nimi w przeciwników. Nie musiały ich nawet oplatać, wystarczyłaby mu chwila rozproszonej uwagi z ich strony. -Wy uciekać, albo ginąć tu, mnie bez różnica. - Ryknął Aigam, kalecząc nieco demoni język, po czym ruszył pewnie w kierunku przeciwników. Nie miał zamiaru brać jeńców, ale gdyby ktoś uciekał, nie przeszkadzałoby mu to zbytnio.

Tymczasem księżniczka złapała pion na pokładzie Morskiej Wiedźmy. Oddychała ciężko, ale całą sobą emanowała zadowoleniem. Zawsze chciała użyć tego czaru, ale był dla niej zakazany przez magów na dworze. Euforia ogarniała Origę, gdy zbierała w sobie siły. Z szerokim uśmiechem anielica zaczęła rozglądać się po wiwatującej jej załodze. W końcu dostrzegła Senę wypatrującą czegoś za burtą. Księżniczka skierowała do niej swoje kroki.
- To chyba koniec? - odezwała się do Duszy, z zadowoleniem w głosie.

- Nie, to jeszcze nie koniec - odpowiedziała jej Wiedźma, nie odwracając twarzy od jedynego, wciąż utrzymującego się na wodach, okrętu przeciwnika. [i]- Litwor wciąż tam jest i są tam moi ludzie. Walka nadal trwa, księżniczko, chociaż bez wątpienia przyczyniłaś się do naszego zwycięstwa. Pytanie tylko jaką cenę jeszcze przyjdzie nam za nie zapłacić.

W międzyczasie, we wnętrzu ładowni wrogiego okrętu, walka dopiero się rozpoczęła. Rzucona przez Litwora sieć zdołała złapać tylko dwóch przeciwników. Reszta jednak szybko się otrząsnęła.
- Sam zginiesz, psie - usłyszał od tego, który tarczę dzierżył i który najwyraźniej przewodził tej gromadzie. Nie wyróżniał się on w sumie niczym, od pozostałych. Czarne włosy, średnia budowa ciała, ogon jak i pozostali, ostro zakończony. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych, jego rogi ozdobione były srebrnymi nakładkami, których ostre krawędzie przywodziły na myśli sztylety.
Nie czekając na reakcję Aigama na jego odpowiedź, ruszył do ataku jako pierwszy, mierząc trzymanym w dłoni mieczem, w brzuch Magobójcy.
Demon mógł mieć swoje plany, jednak trójząb miał przewagę długości, ba, z tego co słyszał, nadawał się równie dobrze do łowienia ryb, patroszenia ludzkich wnętrzności, jak i zatrzymywania szarży. Dokładnie to postarał się zrobić Litwor. Nadziać go jak na widelec i przepchnąć w stronę jego kompanów. Zaczął uśmiechać się szeroko. Nie tracił oddechu na gadanie. Nie miał zamiaru czekać tutaj aż cała załoga statku zwali się naraz pod pokład. Co prawda miałby wtedy sporą przewagę, bo mógłby po prostu zatarasować przejście ciałami. Gdyby do tego doszło, miał nadzieję że zwieją, nie był do końca na siłach żeby bawić się w bohatera.

- Czy mogę mu jakoś pomóc? - zapytała księżniczka stojąca przy Duszy. Podobnie jak ona, anielica wpatrywała się w ostatni statek. - Mogę spróbować odwrócić grawitację na tamtym statku - zaproponowała rozochocona poprzednim czarem by wypróbować kolejne z zakazanych jej dotychczas czarów.

- Nie znam jego obecnej sytuacji, nie wiem czy mu to pomoże czy zaszkodzi, chociaż przy jego zdolnościach zaszkodzić raczej nie powinno. Co najwyżej zmniejszy pulę trupów - odparła Sena, nadal wpatrzona w morze. - Mamy jednak także inny problem - wskazała na ciemną plamę, która otaczała miejsce bitwy, a która zaczęła się kierować w ich stronę. Plama z początku wyglądała na czarną, gdy jednak księżniczka przyjrzała się jej dokładniej, dotarło do niej, że to co widzi to krew.

Tymczasem w ładowni rzeczy szły gładko po myśli Litwora. Demon, który widział w nim tylko człowieka, nie był gotowy na to, że to nie istotę ludzką miał przed sobą. Ów błąd w ocenie sytuacji przepłacił życiem, gdy trójząb Aigama zgrabnie ominął jego osłonę i zagłębił się w ciele. Pełne zdziwienia spojrzenie spoczęło na Magobójcu. Przeciwnik próbował coś powiedzieć, jednak z jego ust buchnęła krew uniemożliwiając tą czynność. Pozostali zaś jakby stracili nieco z ochoty do walki, żaden jednak nie rzucił się do ucieczki. Zamiast tego tkwili niezdecydowanie w miejscu.
Poziom wody w ładowni rósł w szybkim tempie. Skrzynie i beczki zaczęły unosić się na jej powierzchni, obijając o siebie. Wyraźnie też spływały na stronę Litwora, co jak nic świadczyło o tym, że cały statek zaczął się przechylać i zapewne wkrótce miał pójść na dno, chyba że znajdzie się ktoś chętny do tego by ową dziurę załatać.

Litwor zaś dla pewności poprawił demonowi jeszcze jednym ciosem, by potem wyrwać z jego martwej dłoni tarczę. - Won! - Ryknął mężczyzna i zrobił krok w stronę grupki przeciwników. Zupełnie jakby krzyczał na małe dzieci, które właśnie coś przeskrobały. Nie chodziło nawet o to czy oceniał przeciwników na słabych czy silniejszych od siebie. Wolał zwyczajnie omijać mordowanie inteligentnych istot do minimum. Nawet jeśli to byli piraci. Część tej postawy mogła wynikać z faktu, że był ranny, jednak głównie z tego, że zwyczajnie nie lubił zabijać. Cokolwiek legendy by o nim nie mówiły.

Za to na pokładzie Morskiej Wiedźmy, anielica przez jakąś chwilę przyglądała się morskiej toni, a na jej twarzy malowało się obrzydzenie.
- Czy to jest... Magia krwi? - mruknęła Origa, jakby od samego wspominania o tym miało ją zemdlić. Od razu w głowie zaczęła szukać sposobu by to zwalczyć. Ogień był dobry, ale nie na pełnym morzu. Lód był też dobrym rozwiązaniem, ale pewnie tylko czasowym... Księżniczka gorączkowo się nad tym wszystkim zastanawiała. Dezintegracja wydawała się być właściwym rozwiązaniem, lecz czy wystarczy jej sił na tak szybkie powtórzenie zaklęcia? I czy nie będzie to niebezpieczne by przywoływać ten czar tak blisko ich własnego statku?
Anielica przygryzła wargę w niezdecydowaniu. W końcu zdecydowała się i wychyliła się za burtę. Wyciągnęła ręce przed siebie i odetchnęła głęboko. Skupiła się by rozproszyć magię, która panowała nad tą krwistą mazią.

Po raz kolejny los uśmiechnął się do Litwora. Czy było to coś w głosie Aigama, czy chęć ocalenia skóry czy niechęć do bliższego spotkania z krwawą mazią, która także wraz z wodą zaczęła się do ładowni wdzierać, sprawiło że demoni oddział posłuchał. Bez zwłoki, bez rzucania gróźb czy dalszych prób ataku, jeden po drugim, demoni piraci wycofywali się z powrotem tą samą drogą, którą przybyli. Maź zaś… Ta zdawała się pęcznieć, zwijać i kotłować wokół Magobójcy. Cuchnęła przy tym tak, że mężczyzna miał kłopoty z braniem kolejnych oddechów. Złe, plugawe opary magii wnikały w jego nozdrza wraz z jakże niezbędnym do życia powietrzem. Całkiem jakby pochylił się nad kociołkiem gotującej się krwi. I mimo iż moc ta nie miała na niego wpływu, to jednak czuł jak osłabienie, które powodowała trucizna, zwiększa się, grożąc skutkami poważniejszymi niż ból głowy i kilka godzin marnego samopoczucia.

Z tą samą mazią postanowiła zmierzyć się także Origa. Moc wypełniła ciało księżniczki, jej wichry zawirowały wokół, a następnie ruszyły by podjąć wyzwanie rzucone przez nieznanego, czarnego maga. Szczęście jednak tym razem opuściło młodą anielicę. Już po chwili zdała sobie sprawę, że nie ma dość siły by kontrolować swoją moc. Zaklęcie po zaklęciu wyczerpały jej ciało, a ona nie dała mu czasu na to, by się zregenerowało. Już wcześniejsze wymknięcie się mocy powinno ją ostrzec, jednak szał bitwy przysłonił ostrzegawcze znaki, zaślepiając ją. Teraz miała poczuć smak swojej porażki. I nie tylko ona… Czar rósł w siłę, wysysając z niej każdą cząstkę energii, nie poddając się próbom okiełznania. Origa usłyszała jeszcze ostrzegawczy krzyk Seny, nim ciemność pochłonęła zarówno dźwięki, jak i obrazy.

Zdawało się, że Litwor musiał ruszyć w tą samą stronę, co niedoszli napastnicy. Maź jaka wlewała się z wodą, przemawiała do podstawowych instynktów mężczyzny. W tym wypadku chodziło o przebieranie nogami. Zdarł z martwego demona płaszcz, następnie złapal miecz trupa w tą samą dłoń, co tarczę i wybiegł na górę, nastawiając trójząb niczym lancę, by nadziać na niego cokolwiek by mu na drodze nie stanęło. Świtało mu coś, że muszą tu mieć gdzieś szalupę lub mniejszą łódź, którą dobijali do brzegu. Jeśli ktoś właśnie ją wodował, to mógł spróbować załapać się na gapę, albo spróbować spuścić ją samemu. Powoli zaczynało mu brakować znajomego ciężaru zbroii. Nie nadawała się zupełnie do pływania, ale jednak bywały momenty, kiedy bieganie uzbrojonym po zęby a przy tym w samych gaciach i płaszczu, niczym uosobienie heroiny z mokrego snu kiepskiego rzeźbiarza i malarza, który zwykł zapominać o podstawowych elementach opancerzenia, wydawało się mało rozsądnym pomysłem. Nawet jak na standardy Litwora Aigama, który, według niektórych osób, dawno temu rozstał się z piątą klepką.

Osób, które dałoby się nadziać na trójząb, nie brakowało. Tyle że nikt jakoś nie kwapił się do tego żeby być tym drugim, który doświadczy pieszczoty trzymanej przez Litwora broni. Demony i syreny biegali po pokładzie próbując ratować co się dało, przede wszystkim jednak swoje życie. Nie dało się też nie zauważyć, że było ich niewielu, ledwie z tuzin, może nieco więcej. Łatwo zatem było się domyślić, że ci którzy mogli latać zdołali już wzbić się w powietrze, zaś ci którzy potrafili przebywać długie godziny pod wodą, wskoczyli do niej. Ci zaś co zostali, głównie niskie demony, po prostu starali się przeżyć. O walce już nikt nie myślał, nie było na to czasu i nie było też na nią szans. Pewnie, jakiś zdesperowany mag zapewne mógłby jeszcze pokusić się o jakieś działania przeciwko “Morskiej Wiedźmie” tyle tylko że władający magią najpewniej zwiali z tonącego statku jako pierwsi.
Z szalup była tylko jedna, a przynajmniej wydawało się że jest, bowiem po prawej stronie burty panował zdecydowanie większy ruch i ciągle coś tam zrzucano, co pozwalało przypuszczać, że jakiś środek transportu się tam znajduje. Dodatkowym dowodem na to mogła być bójka, która wybuchła akurat gdy Litwor skierował w tamtym kierunku swe kroki. Jak nic była to bójka o to kto miejsce w owej szalupie miał zająć, a kto miał iść wraz ze statkiem na dno.

Na tym statku nie było niewinnych. Samego siebie również dawno temu z tej kategorii wykreślił. Mimo to, rozejrzał się czy nie leżał gdzieś jakiś topór. Mógł przynajmniej części dać szansę. Zciąć maszt, robiąc z niego tratwę dla części załogi, a samemu przejąć szalupę. Rozejrzał się jednak tylko pobieżnie i ruszył w kierunku bójki. Obszedł ją nieco z boku, by upewnić się, że faktycznie jest o co, zanim dołączył się, najpierw robiąc zamieszanie trójzębem, a potem rozpoczynając swój taniec z mieczem i tarczą.

Toporu nigdzie jakimś trafem nie było, więc i nie było czym masztu ścinać, chyba żeby się Litwor pokusił o ścinanie go mieczem. Jako jednak, że nie był aż tak zdesperowany by nieść pomoc, dotarł w końcu do burty by ujrzeć spuszczoną na wodę szalupę, w której znajdowała się czwórka demonów, pokrzykujących na tych, którzy wciąż na pokładzie się znajdowali, żeby się pospieszyli albo liny zostaną odcięte, a tym samym i szansa na ocalenie skóry. Te nawoływanie zdawało się tylko podniecać ogień zatargu, który zapłonął w sercach pozostałych piratów, którzy za nic mieli braterstwo, za to wysoce cenili sobie swoje życie. Pech chciał, że i Litwor chętnym do ponownych odwiedzin w Ogrodach nie był. Walka, która to na krótką chwilę zamarła gdy się do niej włączył, rozgorzała na nowo. Miecze ponownie poszły w ruch. Każdy na każdego, z tym wyjątkiem, że w przypadku Aigama było to on, przeciwko wszystkim. Być może to właśnie z tego powodu sukces jego był niemal gwarantowany. Niemal, bowiem może i miał on przewagę celu, umiejętności i siły, to jednak nie można było zapomnieć, że był także ranny, otruty, sam i bez zbroi. Jego ciało w sposób szczególny odczuło brak tej ostatniej, gdy ostrza miecza raz i drugi zdołały przeniknąć przez jego obronę i dosięgnąć ciała. Były to co prawda draśnięcia bardziej niż poważne rany, jednak w jego obecnym stanie dodawały tylko do tej niemocy, która próbowała przejąć nad nim władzę. Był jednak na znacznie lepszej pozycji niż jego przeciwnicy, którzy wszak szans większych nie mieli i w końcu chyba zdali sobie z tego sprawę, chociaż tych, którzy w końcu porzucili oręż i salwowali się ucieczką, policzyć można było na palcach jednej ręki, a i oni nie uszli z tego starcia bez ran. Niestety, w jego trakcie czwórka, która już bezpiecznie swoje miejsce w szalupie zajmowała, zdołała odciąć liny i oddalić się nieco od tonącego statku.

Aigam zaczynał mieć powoli dość. Nie dość że demony i syreny mu stawały na drodze, zamiast mądrze iść gdziekolwiek indziej, to jeszcze próbowali go zabić. Co prawda w samoobronie, ale to Litworowi nie przeszkadzało, żeby pałać oburzeniem. Rozważał dwie opcje, jedna, to złapać jakąś linę, która by go katapultowała w stronę tratwy, a druga, zwyczajnie wziąć solidny rozbieg i skoczyć jak najbliżej tratwy, licząc że trafi na jej brzeg lub zaraz obok niej i będzie w stanie dopłynąć do niej, bez zbyt długiego przebywania w morskiej toni, która w tym momencie nie była zbyt bezpiecznym miejscem. Musiał dostać się z powrotem na pokład wiedźmy i się poskładać, albo pozwolić na to komuś, kto się na tym zna. Krótka obserwacja lin, sprawiła, że po chwili wojownik biegł już w kierunku jednej z nich. Chwycił ją jedną dłonią i przeciął mieczem. Co wcale nie było takie łatwe, liny na statkach zwykle były nieco grubsze. Po chwili udało mu się jednak i leciał w górę i bok, kiedy gafel, odcięty od swego masztu, zaczynał z jednej strony opadać. Lina co prawda może nie katapultowała go ze statku, ale dała mu na tyle rozpędu, że gdy lina z nim na końcu, wybiła się kawałek poza burtę, postanowił skoczyć.

I wszystko wyglądało pięknie do momentu, w którym Litwor nie zdał sobie sprawy z tego, że skok z takim wybiciem na kołyszącą się na szkarłatnych wodach łódkę, którą już zajmowało czterech demonów, to pomysł nie do końca dobry. Na ile zaś niedobry okazało się już w następnej chwili gdy z impetem wzmocnionym przez szybkość, którą zyskał dzięki linie, uderzył w tą wątłą skorupę. Nim tak się stało, dwójka demonów, widać bardziej kumatych, zdołała wskoczyć do wody. Pozostała dwójka uznała za stosowne bronienia szalupy, wystawiając przeciwko nadlatującemu Aigamowi swe miecze. Obrona ta na niewiele się zdała bowiem już w sekundę później nie było właściwie czego bronić. Ostrza jednak chętnie skosztowały ciała Magobójcy, mimo iż ich właściciele nie mieli jak swego zwycięstwa świętować, bardziej będąc zajętymi chwytaniem za co większe kawałki szalupy, które unosiły się na powierzchni wody. To jednak na niewiele się zdawało bowiem szkarłatna maź już brała ich w posiadanie, pieniąc się wokół ich ciał, nie zwracając uwagi na krzyki bólu i trwogi. Krzyki, które jakoś dotarły do nieco zaćmionego umysły Litwora, akurat na czas by mógł się on odbić nogami i rękami i ponownie wychylić swą głowę nad powierzchnię wody. Idealnie w porę by stać się świadkiem okrutnej śmierci jego przeciwników, którzy w przeciwieństwie do niego nie posiadali ochrony przed magicznymi mocami. Tak oto został sam wśród resztek szalupy, z jednym z mieczy tkwiącym w jego boku, z trucizną płynąca w żyłach i siłami powoli zbliżającymi się ku krańcowym wartościom. Obok niego piracki statek powoli znikał pod wodą, tworząc wokół siebie wir, który i jego mógł z powrotem pod wodę wciągnąć. “Wiedźma” wciąż znajdowała się daleko, a wraz z nią także szansa na ratunek. Jeżeli jednak oczy go nie myliły to od zaklętego statku właśnie odbił się lśniący niczym fragment samego słońca, kształt. Tylko czy zdąży do niego dotrzeć nim siły całkiem go opuszczą?

To było całkiem dobre pytanie, nad którym Litwor pewnie zastanawiał by się nieco mocniej, gdyby nie fakt, że jego głowę wypełniała wata i lekki szum, utrudniający koncentrację na czymś więcej. Złapał się jednego ze szczątków łajby i spróbował się na niego dostać jak największym kawałkiem ciała. Zostawiając w rękach Lif ewentualny ratunek jego mocno sponiewieranego ciała. Gdyby był bardziej przytomny, uznałby to za nieco komiczne, że to właśnie kapłanka Tahary miała szansę wyciągnąć go ze szponów śmierci. Chwilowo jednak nie miał głowy do zbyt głębokiego myślenia.

Minuty, a nawet sekundy, zdawały się dłużyć w nieskończoność. Siły opuszczały Litwora wraz z krwią, która wypływała z jego ciała. W końcu jednak, tuż przed tym jak całkiem odpłynął w objęcia błogiej, czarnej nieświadomości, poczuł jak silne szpony zaciskają się na jego ciele i zostaje uniesiony w powietrze. To że leci było ostatnią świadomą myślą, jaką jego umysł zdołał wyprodukować.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 02-06-2017, 21:39   #20
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na pokładzie “Morskiej Wiedźmy”

Nieprzytomna księżniczka, powoli odzyskiwała zmysły. Pierwszym co poczuła był delikatny dotyk dłoni na czole. Następne były deski pod plecami i kołysanie statku. Pierwszym co zobaczyła była pochylona nad nią twarz Gwiazdy. Dziewczyna uśmiechała się łagodnie, uśmiechem który zapewne miał uspokoić budzącą się anielicę.
- Powinnaś bardziej uważać - usłyszała jej głos, któremu odpowiedziało potakujące mruknięcie Nichaela, który stał tuż za siostrą. Nieco dalej stała Sena. Jej niewidoczne zza zasłony oczy skupione były na Oridze.
- I więcej ćwiczyć - dodała Wiedźma, która stwierdziwszy że jej gość dochodzi do siebie odwróciła się z powrotem w stronę burty i morza. - O mały włos nie zniszczyłaś naszych barier - dodała, a że jej twarzy księżniczka nie mogła już dostrzec nie mogła też stwierdzić czy była ona zła na nią czy nie, głos bowiem nie zdradzał żadnych emocji.

Anielica przetarła dłonią twarz. Czuła się strasznie zmęczona, zupełnie jak po długim locie. Niepewnie odwzajemniła uśmiech jakim obdarzyła ją moonria.
- Przepraszam - powiedziała zaraz Origa ze szczerą skruchą do Duszy statku. Pomagając sobie skrzydłami, księżniczka ostrożnie zaczęła się podnosić z desek. - Trochę mnie... Poniosło - dodała tłumacząc się. - Litwor wrócił? - zapytała nagle.

- Jeszcze nie - odpowiedziała Sena. - Lif jednak poleciała sprawdzić co się z nim dzieje więc pewnie wkrótce wrócą oboje.
Nichael wyciągnął do księżniczki dłoń, pomagając jej w przyjęciu pozycji pionowej. Gwiazda z kolei wycofała się, uznając najwyraźniej że jej zadanie zostało wykonane.
- Niezły ten czas - pochwalił jej brat, kiwając z uznaniem głową. - Tylko trochę szkoda, że nie udało się zniszczyć całego plugastwa, ale to pewnie tylko kwestia czasu, teraz gdy mag wziął nogi za pas a klątwa nie ma się już czym żywić. - Wyraził swą nadzieję, próbując przy okazji dodać otuchy Oridze, co niekoniecznie musiało mu się udać.

Księżniczka z wdzięcznością malującą się na jej buźce skorzystała z pomocnej ręki zaoferowanej jej przez Nichaela. Stojąc już pewnie na nogach podeszła do burty statku rozglądając się uważnie po wodzie i w dal, w poszukiwaniu statku na którym był jej opiekun jeszcze nim straciła przytomność.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest - mruknęła zaniepokojona o bezpieczeństwo Aigama.

- Zaraz się przekonamy - odparła Sena, gdy oczy wszystkich zwróciły się w stronę nieba i lśniącego na nim kształtu, który szybko się przybliżał. Statek, który wypatrywała księżniczka powoli znikał w resztkach krwawej mazi, jaka wciąż na wodzie pozostawała. Maź ta zdawała się bulgotać i wrzeć, jednak jej obszar z każdą chwilą się zmniejszał. Zaklęcie, które rzuciła nadal działało i aktywnie zwalczało magię gnieżdżącą się w wodzie. Bez dwóch zdań musiało także oddziaływać na “Morską Wiedźmę” bowiem statek, gdy tylko Lif ponownie wzbiła się w powietrze wraz z trzymanym w szponach Litworem, zaczął się pospiesznie oddalać od miejsca w którym doszło do bitwy. Im dalej zaś był, tym szybciej płynął, jakby moc duszy okrętu rosła w miarę oddalania się poza zasięg działania czaru anielicy.

Księżniczka była pod wrażeniem. Dopiero teraz zrozumiała o co mogła mieć pretensje Sena, za jej nieuwagę. Origa nie spodziewała się, że potrafi takie rzeczy robić, ale prawdą było, że wcześniej nikt, przenigdy nikt, jej nie zachęcał do spontanicznego posługiwania się jej magią. Tu poczuła jakby w końcu w pełni rozkładała skrzydła.

Płomienny ptak wraz ze swoją zdobyczą opadł na pokład i od razu przybrał formę kapłanki Tahary. Na pomoc dziewczynie podbiegł kapitan Tores, podnosząc nieprzytomnego Litwora z desek i ruszając z nim w stronę schodów prowadzących do wnętrza statku. Stan opiekuna Origii nawet na pierwszy rzut oka wyglądał na poważny. W trakcie lotu miecz, który miał wbity w bok wysunął się z jego ciała pozostawiając głęboką ranę z której obficie płynęła krew. Nie była to jego jedyna rana, ale ta sprawiała wrażenie najpoważniejszej.

Samozachwyt anielicy poszedł w odstawkę, gdy dostrzegła Lif i tego kogo niosła w szponach. Przerażenie wstąpiło na oblicze księżniczki, która od razu zerwała się do biegu za kapitanem niosącym nieprzytomnego Litwora. Dla przerażonej Origi wyglądał on wręcz na już martwego.

I nie tylko ona postanowiła dołączyć do pochodu. Nichael wraz z Gwiazdą także podążyli w jej ślady. Sena zaś… Dusza statku zniknęła, rozmywając się w powietrzu niczym duch, którym wszak można ją było nazwać.
Mir kroki swe skierował w stronę kajut, szybko i pewnie docierając przed drzwi tej, którą Litwor zajmował. Te otworzyły się przed nim, gdy tylko mężczyzna się zatrzymał, ukazując wnętrze, którego sam Aigam zapewne by nie poznał. Przede wszystkim pomieszczenie nabrało rozmiarów, rozrastając się zarówno wszerz jak i wzdłuż. Zamiast dwóch koi stało tu teraz przytwierdzone do podłogi łóżko, wystarczająco szerokie by w razie potrzeby zmieścić dwie osoby. Zamiast jednego bulaja były teraz trzy, pod którymi stał sekretarzyk i wyglądający na dość wygodny, fotel. Nieco z boku stał wbudowany w ścianę statku stół i dwa krzesła. Jedynym wyposażeniem, które zmianie nie uległo, była stojąca przy drzwiach szafa. Kapitan, nie wydając się zdziwiony wyglądem kajuty, nie czekając na nakaz kapłanki, umieścił rannego na łóżku i szybko wycofał się o parę kroków, robiąc miejsce dla Lif.
- Seno - młoda kapłanka wypowiedziała tylko jedno słowo i ono najwyraźniej wystarczyło bowiem przy łóżku pojawił się mały stolik z misą pełną wody, kawałkami czystego płótna, bandarzami i kuferkiem ozdobionym klepsydrą Tahary. Nichael pomógł zdjąć z Litwora płasz, po czym odstąpił tak samo jak Mir, przyglądając się jak zwinne dłonie Lif i jego siostry zajmują się kolejnymi ranami. Nie czuć było wichrów magii więc leczenie, pomimo powagi obrażeń, odbyć się miało bez boskiego wsparcia.

Za to Litwor… Litwor był zupełnie obojętny na wszystko co się z nim działo. Gdyby był przytomny, pewnie zawołałby o kwartę rumu i żeby przynieśli jego juki, bo tam zawsze znajdował się zestaw polowego chirurga i jakieś lusterko lub więcej. Odporność na magię miała swoje złe strony czasami. Pewnie właśnie dlatego zwykle zlecano mu eliminację magów lub czegoś podobnego. Te paskudztwa preferowały używać czegoś, co na Aigama i tak nie działało. Za to wszyscy mogli przekonać się, jak wygląda zatapianie statków w samych gaciach. Oraz dlaczego nie powinno się tego robić, zwłaszcza, jeśli ma się chociaż minimalną ilość rozumu.

Anielica o leczeniu pojęcia nie miała, więc zajęła miejsce w kącie pomieszczenia, tak by nikomu z pomagających nie zawadzać, ale by widzieć wszystkie ich starania. Skrzydła miała lekko rozchylone po bokach, nieco otulające ją samą. Księżniczka była zagubiona i przestraszona. W zdenerwowaniu przygryzała zaciśniętą pięść. Chciała zapytać czy pomogą Aigamowi, czy z tego wyjdzie, ale nie chciała przeszkadzać, a nawet zakładała, że pewnie sami udzielający pomocy nie wiedzieli tego. Czuła, że najbliższe chwile są bardzo ważne. Wszystko to Oridze wydawało się mniej realne od snu: ona rzucająca swoją magię na lewo i prawo, walka z trzema pirackimi statkami i Litwor, niepokonany wojownik, walczący o życie by nie stracić go przez rany. To zdecydowanie nie mieściło się w głowie młodej księżniczki.

Walka o życie Litwora trwała dalej. Największym problemem, jak się szybko okazało, było zatamowanie wypływającej z niego krwi. Dla księżniczki, która do takich widoków nie nawykła, ilości te mogły się wydawać wręcz niepojęte, a i zajmujące się wojownikiem dziewczyny wyglądały na zaskoczone, chociaż najprawdopodobniej głównie tym, że klatka piersiowa Aigama nadal unosiła się i opadała. Co prawda ruch ten nie był szczególnie wyraźny i okazjonalnie niemal zanikał, to jednak powietrze wciąż było pompowane, serce wciąż biło i tylko pytanie wisiało nad głowami wszystkich o to jak długo stan ten miał się utrzymać. Lif sprawnie obmyła, a następnie zbadała i zszyła te rany, które tego wymagały. Było to zajęcie żmudne i brudne. Nagle czerń szat kapłanki nabrała całkiem innego, nie związanego ze śmiercią znaczenia. Znaczenie to nie było w żadnym stopniu mistyczne, a praktyczne. Ot, nie widać było na nich plam krwi. W przeciwieństwie do ubioru Gwiazdy, której biała sukienka dorobiła się całkiem pokaźnej ilości szkarłatnych dodatków. Mir odczekawszy chwilę by upewnić się, że jego pomoc nie będzie potrzebna, ulotnił się zamykając za sobą drzwi. Nichael zaś podszedł do księżniczki i położył jej dłoń na ramieniu w niemym geście pocieszenia.

Żadne z nich nie wiedziało ile dokładnie czasu upłynęło. Kajuta zdawałą się być na każde życzenie Lif, materializując natychmiast wszystko, o co kapłanka poprosiła. Opatrunki, świeża woda, czy to zimna czy wciąż wrząca. Gdy poprosiła o więcej światła pojawiła się mlecznobiała kula, która unosząc się tuż nad Litworem, dodatkowo uwidaczniała każde, nawet najmniejsze zadrapanie, siniak czy otarcie, jakimi upstrzone było jego ciało. Powietrze wypełniły wonie ziół i mikstur, którymi wybranka Tahary hojnie faszerowała Litwora, czy to zmuszając do ich przełykania, czy też smarując nimi rany. Niektóre z zabiegów były dla księżniczki nieznane i niezrozumiałe, jak chociażby wbicie w ciało Aigama cienkiej, srebrnej rurki przez którą Gwiazda, przy użyciu jakiegoś mechanizmu wtłoczyła delikatnie mieniący się złotem płyn, z jednej z fiolek, jakich w kuferku Lif nie brakowało. Obie dziewczyny zdawały się porozumiewać bez słów. Wystarczył drobny gest, spojrzenie czy wypowiedziane cichym głosem słowo, by druga wiedziała co powinna zrobić. To zaś sprawiało, że dwójka nie biorących udziału w ratowaniu Litwora istot, mogła czuć się zepchnięta na margines. Nichael wytrwale trwający przy boku księżniczki, zaproponował jej w którymś momencie by usiadła wraz z nim i pokrzepiła się winem, które oczywiście pojawiło się gdy tylko o nim wspomniał. Sena, mimo iż nieobecna, czuwała nad nimi niczym kwoka nad swymi pisklęciami. W trakcie tych chwil, spędzonych na przyglądaniu się działaniom Lif i Gwiazdy, Origa po raz pierwszy miała okazję w pełni doświadczyć magii statku, na którym przebywała. Do tej pory nie była ona bowiem aż tak wyraźna. Fakt, Wiedźma znikała i pojawiała się wedle swej woli, a czasami dało się też przez deski odczuć jej niezadowolenie czy radość, gdy te osiągały wyższy poziom, jednak były to drobnostki, które można wręcz było nazwać czymś naturalnym. Teraz jednak, w tym pomieszczeniu, dało się niemal wyczuć jej oddech. Powolne bicie serca, przenikające nie tylko deski podłogi i ścian, nie tylko meble ale i samo powietrze.

Anielica kręcąc głową odmówiła wina i czegokolwiek do konsumpcji. Nie dość że miała ściśnięte gardło i skręcony żołądek, że stresu to jeszcze na domiar złego zemdliło ją na widok i woń krwi. Origa była nad wyraz pewna, że każda próba wzięcia czegokolwiek do ust skończy się dla niej zdecydowaną reakcją w postaci ostrego buntu jej żołądka. Za to obecność chłopaka przy niej była wskazana, choć księżniczka nie spodziewała się że ktokolwiek z osób będących na pokładzie zechce ja w tej chwili jakkolwiek wesprzeć, że nawet w pierwszej chwili wzdrygnęła się gdy poczuła dotyk na ramieniu. Nie była w stanie nic powiedzieć. Nie dołączyła też do Nichaela by usiąść, tylko stojąc nieruchomo niczym posąg, w milczeniu przyglądała się ratowaniu jej opiekuna.

W końcu wszystko co można było zrobić, zostało zrobione. Zakrwawiona pościel została zamieniona na świeżą, ciało Litwora opatrzone i obmyte, a wszelkie pozostałości w postaci mis z krwistą wodą i nasiąkniętych posoką kawałków płótna, wyniesione. Gwiazda oddaliła się by zmienić odzienie, a Nichael podążył w jej ślady uprzednio skinąwszy księżniczce głową. W ten oto sposób została sama z Lif i wciąż nieprzytomnym Litworem. Ta pierwsza wyglądała na wykończoną, ten drugi zaś na pogrążonego w spokojnym śnie.
- Niedługo się obudzi - poinformowała Lif, kończąc układać słoiczki i fiolki w swym kuferku. - Eliksir, którym go napoiłam ma krótki czas działania.
I faktycznie, ledwie skończyła mówić, powieki Litwora zadrżały.
-Mmmm mają tu rum, czy to jeszcze nie ogrody? - Wymamrotał Aigam, który nie próbował nawet silić się na tak tytaniczne wyczyny jak podnoszenie powiek. Zdawało się, że leżał w całej krasie, niezbyt przyzwoitej, ale jeśli idzie o przyzwoitość, to tego mu akurat zawsze brakowało. - Ktoś we mnie coś wlał, nie wiem co to, ale się dowiem, prawie tak dobre jak moje krople na nieśmiertelność. Mmmhmm. - co prawda może nie czuł w tym momencie za wiele bólu, ale wziął pod uwagę zapachy unoszące się w powietrzu i mieszankę smaków na ustach. Kogoś innego prawdopodobnie powaliłoby to na dobry tydzień. Na całe szczęście powalaniem go, zajęły się wcześniej demony, trucizna, oraz cała reszta szkodliwych warunków. Więc mikstury mogły sobie po prostu działać. Utrzymując mężczyznę na krawędzi świadomości. Całkiem jakby trzymał się krawędzi i po prostu momentami zza niej wyglądał pooglądać widoki, a kiedy mu się znudziły, mógł się zwyczajnie osunąć w nieświadomość. Właśnie zastanawiał się, co głupiego zrobił tym razem. Poza bieganiem bez pancerza się znaczy.

Origa nagle ożywiła się słysząc jego głos. Zupełnie jakby posąg z marmuru wrócił do bycia istotą z krwi i kości. Księżniczka szybkim krokiem zbliżyła się do łóżka Litwora i po raz pierwszy przyjrzała mu się z bliska.
- Żyjesz? - zapytała wojownika, z przejęciem w głosie, zadając niezbyt ambitne pytanie za to pierwsze jakie przyszło jej na myśl. Anielica zaraz też położyła dłoń na jego ręce.

-Chyba.- Odparł zdawkowo Aigam, nie miał za wiele sił na dłuższe rozmowy w tym momencie. Poprzednie półprzytomne mruczenie i tak kosztowało go sporo wysiłku.

- Dobrze, że jesteś... - na usta cisnęło jej się by powiedzieć “cały” lecz w jego obecnym stanie byłoby to wierutnym kłamstwem. - ... Że żyjesz - Anielica westchnęła z ulgą i delikatnie pogładziła Aigama po ramieniu.
- Ja... Myślałam, że umrzesz. Ale ty nie możesz umrzeć, prawda? - dopytała Origa z nadzieją w głosie.

-Bzdury, pewnie że mogę.- Odparł Litwor, niemalże parskając, co wywołało z kolei spazm bólu, kiedy przy okazji się poruszył. -Kto ci takich bredni naopowiadał że nie mogę?- Zapytał niemalże łagodnie.

Lif do wymiany zdań się nie wtrącała. Zamiast tego odsunęła się od łóżka żeby im nie przeszkadzać i przeniosła na fotel stojący przy sekretarzyku. Kuferek położyła na podłodze po czym oddała się modłom. Jej usta poruszały się lecz słowa ich nie opuszczały. Palce prawej dłoni obejmowały amulet, zaciskając się na nim z siłą która zabieliła kostki. Jeżeli nawet do kapłanki docierały głosy Origii i Litwora, to nie dawała tego po sobie poznać. Ten ostatni mógł za to wyczuć znajomy mu powiew magii Ogrodów, których brama została otworzona dla tych, którzy nie mieli tyle co on szczęścia ani takiej wytrzymałości. Lif uzdrowiwszy wojownika najwyraźniej zajęła się swoimi innymi obowiązkami wynikającymi z bycia kapłanką Pani Śmierci.

-Zanim zapomnę… dzięki. Pozdrów Taharę i powiedz jej że jeszcze nie tym razem. - Szepnął Litwor i zamilkł, Lif faktycznie miała teraz sporo roboty.

- Jesteś przecież Odwiecznym, istotą z legend, bohaterem ballad i bajek - odparła mu anielica z rozbrajającą szczerością, jakby to miało wszystko tłumaczyć.

-Wiesz czemu ciężko spotkać żywą legendę? Bo umierają. - Rzucił cicho i skoncentrował się na dziwnym odczuciu wypełnienia magią. Zastanawiał się, jak Lif to osiągnęła, czy może nie tylko Lif, zdawało się, że był poturbowany solidniej, niż sam by chciał to przyznać, ale w tym stanie nie miał za bardzo jak sprawdzić co dokładnie z nim zrobiono.

Origę zatkało po słowach wypowiedzianych przez Litwora. Wyglądo jakby chciała odstąpić od jego łóżka, ale nie zrobiła tego. Nie wiedząc co zrobić, po prostu stała obok, z dłonią położoną na jego ramieniu.

Z kolei Litwor nie silił się więcej na żadne wysiłki i poszedł spać. Czy może raczej pozwolił sobie odpłynąć w nieprzytomność wywołaną mieszanką ziół i eliksirów, które zostały w niego wlane.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172