Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-05-2022, 17:11   #261
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- A kiedy możesz? - zmrużył oczy.
- Choćby dziś - odpowiedziała beztrosko. - Jak tylko wrócę ze spotkania ze znajomymi skośnookimi, wiesz, nie chcę żeby się obrazili za nie pojawienie się na umówionej kolacji.
- No tak - pokiwał głową jednocześnie wwierając w nią spojrzenie. - Chciałabyś zobaczyć coś poza burgerami? - zapytał w końcu.
- Nie udawaj, że w ogóle bierzesz taką podróż pod uwagę - mrugnęła do niego.
- Dlaczego uważasz, że udaję bardziej niż ty? - oparł podbródek na dłoniach.
Zaśmiała się pod nosem.
- Bo ty masz interesy, z których oczu nie będziesz chciał spuścić, natomiast ja jak z dnia na dzień zniknę na choćby miesiąc to cóż, wiele się nie zmieni, nawet mnie nie zwolnią.
- Tutaj bym dywagował czy większy problem to moje obowiązki czy twoi rodzice. - W jego oczach zapaliły się iskierki rozbawienia.
- Boisz się teściów? Słusznie, bardzo - pokiwała głową. - Czyli nici z burgerów na Marsie - westchnęła zawiedziona.
- Ja się nie boję. Zżera mnie ciekawość jakie znajomości uruchomi David żeby cię namierzyć i do czego posunie gdy już to zrobi - Charles obdarzył ją mrocznym, ale jednocześnie czarującym uśmiechem.

- Pod wpływem nastoletniego buntu miałam epizod ucieczki z domu. Zmiana środowiska mi nie służyła - stwierdziła tonem wyjaśnienia. - Ale znalazł mnie szybciej niżbym się kiedykolwiek mogła spodziewać. Choć byłam pewna, że nigdy mu się to nie uda - wspomniała.
- Tego samego możesz się spodziewać gdy teraz uciekniesz na miesiąc na Marsa. Burger to chyba nie będzie dobre wytłumaczenie dla niego - nie przestawał się uśmiechać.
- Pewnie nie, ale zna mnie na tyle, że nie byłoby to nic co by go zdziwiło - zaśmiała się.
- Często robisz takie ucieczki? - Charles był zaintrygowany.
- Tamta była ostatnia - odpowiedziała. - Ale to nie znaczy, że przestałam robić głupie rzeczy - popatrzyła na niego wymownie.
Charles popatrzył na nią z powagą.
- Ja też nie przestałem, ale zauważyłem, że stałem się mniej czujny. Wiem też czyja to wina - powiedział pół żartem.
- Tak zdecydowanie to moja wina, że dałeś się napaść - pokiwała głową. - Bo powinnam była się nie zgodzić, żebyś wychodził sam na ulicę. Co więcej powinnam była cię przykuć kajdankami do kaloryfera, tak dla pewności, że nigdzie nie pójdziesz sobie zrobić krzywdy - powiedziała poważnym tonem. - Bardzo mi miło, że wspólnie doszliśmy do tych wniosków - roześmiała się.
- I jak rozumiem to działa w obie strony? - Posłał jej nikczemny uśmiech. - Zamiast jechać w teren, będziesz leżała przywiązana do ramy łóżka?
- Skoro o tym mowa to kiedy lekarz pozwolił ci na wysiłek fizyczny? - zapytała z zainteresowaniem.
- Pewnie jak ściągną mi szwy. Ty to potrafisz zepsuć atmosferę - żachnął się.
- Nie mielibyśmy tego problemu, gdybyś mi mówił o swoich planach. Przynajmniej mogłabym powiedzieć, że jest głupi. Albo z tobą pojechać i pilnować cię, żebyś robiąc głupoty nie zrobił sobie takiej krzywdy - wytknęła mu, z uroczym uśmiechem.
- Gdy w pojedynkę robimy głupoty to mniej zwracamy na siebie uwagę. Gdybyśmy je robili razem to ktoś nagle zacząłby je łączyć. Nieprawdaż pani inspektor? - uniósł brew.
- I tak nas łączą, przez to, że jesteśmy parą, więc co za różnica? - wzruszyła ramionami. - Ja przynajmniej będę miała więcej rozrywki.
- Chyba nas przeceniasz. Kto niby miałby się nami interesować? Dopóki działamy niezależnie to nikt nie bierze nas obojga z automatu na dywanik. Jak na przykład Pandorina. Chcesz to zmienić? - zapytał, a w jego głosie nie było krytyki. Irya bardziej odebrała to jak ryzykowną propozycję.
- A wymieniła już ten dywanik? - uśmiechnęła się zadziornie, a jej mina mówiła, że nie jest zrażona tą propozycją.
- Wymieniła - odparł krótko, ale nadal wpatrywał się w nią wyczekująco.
- No co? Mam ci to na piśmie dać czy co? - odparła żartobliwie.
- Podpiszesz krwią? - Charles podchwycił żart.
- A mogę sobie wybrać z kogo sobie tą krew wezmę?
- Oczywiście. Byle nie moją - pogroził jej palcem.
- Patrząc na to ile jej w ostatnim czasie upuściłeś to powinieneś dostać order honorowego dawcy - wytknęła mu w sarkastycznym tonie. Spojrzała na zegarek - Dobra, czas cię zawieźć do domu.

Dużo marudzenia Charlesa w kontrze gróźb Iryi później znaleźli się przed domem Morgana, który ostatecznie, chyba, zaakceptował to, że Corday policjantką nie jest tylko z zawodu i przystał na to, że będzie pracował z domu przynajmniej jeszcze ten jeden dzień. Odjechała dopiero, gdy mężczyzna zniknął za drzwiami wejściowymi i usłyszała szczęk zamka.

Jadąc zastanawiała się jak zadać te wszystkie pytania jakie miała do Kobayashiego, byle by siebie nie sprzedać z za dużej wiedzy o tym o czym nie powinna wiedzieć. Przez to zorientowała się, że jedzie autem prawnika dopiero w połowie drogi, więc było za późno na podmiankę.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 23-05-2022, 11:15   #262
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Brama domu Nakano czekała na nią otworem. Podjazd był jak zwykle pusty co po raz kolejny zastanowiło ją jak dociera tutaj Kobayashi oraz gdzie w ogóle mieszka. Irya zaparkowała tam gdzie zawsze i wysiadła. Obaj mężczyźni byli już na miejscu, o czym poinformowała ją Kotoko, która wyszła jej na spotkanie.
Spojrzała na zegarek. Była punktualnie, tak jak to było lubiane przez Mishimę. Z bagażnika wyciągnęła kupiony po drodze prezent dla Nakano.
- Witaj sensei - przywitała się Irya z uśmiechem z dziewczyną. - Wszystko u was dobrze? - zapytała uprzejmym tonem, gdy Kotoko poprowadziła ją.
- Wszystko w najlepszym porządku - dziewczyna odpowiedziała wyuczonym, charakterystycznym dla Mishimy uśmiechem, ale jednoczesnym zakłopotaniem z powodu tytułu jakim nazwała ją sporo od niej starsza uczennica.

Mężczyźni siedzieli przy stoliku herbacianym i rozmawiali. Rytuał herbaty jeszcze się nie zaczął.
- Miło mi, że mogliśmy się dziś spotkać - Corday przywitała się z nimi i lekko skłoniła z szacunkiem, zgodnie z naukami samego gospodarza. Następnie przekazała Nakano drobny podarek, czyli jego ulubiony trunek z capitolskich destylarni.
Obaj skinęli jej głowami na przywitanie, a gospodarz wskazał dłonią miejsce przygotowane dla niej. Chwile później rozpoczęło się parzenie i przygotowanie napoju.

Pół godziny później Irya trzymała w dłoni czarkę z płynem. Rytuał już dawno przestał ją irytować, a pod wpływem Nakano zaczęła traktować go jak swoisty trening cierpliwości.


Herbata jaką podawał gospodarz podczas tej ceremonii znacznie różniła się od tego co znał przeciętny Capitolczyk. Była zielona, mętna i spieniona To na co zwróciła uwagę Irya to fakt, że Mishima nie używała niczego metalowego przy parzeniu tego napoju. Imbryk był gliniany, podobnie kubeczki, a mieszało się takim dziwnym drewnianym mieszadełkiem przypominającym jej pędzel do golenia. Po tej dłuższej chwili wpatrywania się w napar, w końcu skosztowała go i oczekując aż gospodarz rozpocznie rozmowę, skupiła się na smaku. Był gorzki, ale to przez to, że nie zwykli podawać do niego cukier, ale dodatkowo czuła wyraźny taninowy posmak, coś cierpkiego jak w wytrawnym winie.

- Co cię do mnie sprowadza, Corday san? - zapytał Nakano sięgając po słodką przekąskę ze stolika. Zerkał na swojego drugiego gościa jakby spodziewał się, że odpowiedź blondynki nie będzie skierowana tylko do niego.
- Miałam nadzieję, że rozmowa z twoim gościem - tu Irya spojrzała na Kobayashiego. - Da mi nieco perspektywy w sprawię, którą prowadzę - w capitolskim stylu Irya przeszła od razu do konkretów.
- Dlaczego akurat mnie dostąpił ten zaszczyt? - zabrał głos Kobayashi.
- Prowadziłam sprawę, która okazała się być nietypowa. Zaczęło się od zaginionej dziewczyny, później wyszło, że w przeszłości było wiele podobnych spraw niosących to samo miano, pozwalające połączyć je w serię. Główny podejrzany zadbał o to, żeby pozbyć się świadków, ale... w tajemniczych okolicznościach został zamordowany we własnym łóżku - Corday ogólnie zarysowała sytuację swojemu rozmówcy. - Zastanawia mnie to kto mógł go zabić. Tu wspomnę że w jego lodówce znaleziono ludzkie szczątki, w jego mieszkaniu wiele śladów krwi, w tym w jadalni, a na obrazie Kardynała w jego gabinecie, na jego rewersie, był napis "kłamca". Czy uważa pan, panie Kobayashi, że mógł on być Heretykiem? Czy śmierć mógł ponieść z ręki innego heretyka czy może się już Bractwo wymieszało?

Kobayashi obdarzył Iryę słabym, grzecznym uśmiechem. Wyraz twarzy nie pasował do usłyszanych przez niego informacji. Z drugiej jednak strony nie budził podejrzeń gdyż Corday wiedziała, że ma przed sobą członka Mishimy.
- Przez tajemnicze okoliczności rozumiem brak jakichkolwiek śladów. Sugeruje to działanie zabójcy. Eliminacji poprzez inną grupę heretyków bym tutaj nie wykluczał, ale uznałbym jako mniej prawdopodobne. Wyznawcy Mrocznej Harmonii potrafią znikać bez śladu, ale raczej nie zaprzątają sobie głowy ich nie pozostawieniem lub zacieraniem.
Słuchając tego Corday mimowolnie pokiwała głową, wspominając, że w sumie Charles jak przyprowadził jej Hilla do mieszkania to szczerze mówiąc faktycznie nie szczególnie się starał przy zacieraniu śladów, było ich tak po prawdzie pełno i nie miała większego problemu, żeby to wydarzenie z nim połączyć. A tu nie było nic.
- Tak, nie mamy śladów na nagraniach po kimkolwiek kto mógł go zabić. Jedynie mój podejrzany, ewidentnie zaskoczony przez zabójcę podczas snu. Podcięte gardło, dużo krwi na łóżku - rozwinęła dla niego obraz sytuacji, by mógł lepiej to ocenić. Po czym napiła się herbaty.
- Zatem profesjonalny zabójca - pokiwał głową. - Wyglądało to jak zostawienie komuś informacji czy eliminacja? Długa czy powolna śmierć? - Kobayashi zapytał rzeczowo nie zdradzając śladów emocji.

- Zdecydowanie eliminacja - w tonie Iryi nie było nawet cienia zawahania. - Podejrzewam, że mój podejrzany został zaskoczony we śnie, podcięto mu gardło i wykrwawił się zanim zdążył zorientować co się dzieje. Zabójca pewnie po upewnieniu się, że jego cel jest martwy, dopiero przystąpił do przeszukania mieszkania. Na pewno zniknął adresownik, bo znalazłam tylko pusty schowek, w którym mógłby taki być.
- Rozumiem - skinął ponownie głową. - Tylko jak mógłbym tutaj pomóc? - na jego twarzy pojawiło się grzeczne zatroskanie.
- Więc ktoś z Bractwa najprawdopodobniej mógł być tym zabójcą? - dopytała, chcąc dostać bezpośrednią odpowiedź. - Przynajmniej bardziej prawdopodobnie, niż że to były porachunki pomiędzy heretykami?
- W tym przypadku zabójca z Bractwa byłby według mnie bardziej prawdopodobny niż heretyk - powtórzył Kobayashi zachowując tajemniczy uśmiech.
Iryi w pewien sposób ulżyło gdy to powiedział. Mogło to oznaczać, że Bractwo wzięło na poważnie jej donos. Sposób zabicia, szybkie, gdy ofiara była najbardziej bezbronna, też mógł świadczyć, że wzięli sobie do serca to co tam ich przestrzegła. W zamyśleniu chwilę sączyła herbatę, do której nietypowego smaku zaczynała się przyzwyczajać.

- Bractwo się chyba nie zajmuje byle pierwszym z brzegu heretykiem? - zadała kolejne pytanie. Bardziej by pasowało do tego co już zdążyła usłyszeć od Kobayashiego. - No chyba, że Cleanerzy są takimi zdolnymi zabójcami.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 04-06-2022, 09:47   #263
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Bractwo będzie się starało wyeliminować każdego heretyka o jakim się dowie. Różnić się będzie tylko sposób jego eliminacji. Najefektywniejszy i minimalizujący ryzyko, że cel uniknie śmierci. Cleanerzy to najemnicy. Bractwo raczej nie ma z nimi większych zatargów tyle, że nie wierzy w ich skuteczność. Wolą takie sprawy załatwiać sami.

- O, czyli Braciszkowie mają jakieś zatargi z Cleanerami? - Irya podchwyciła jego słowa doszukując się czegoś ciekawego.
- Tyle, że tworzą dla ludzi alternatywę obchodzącą zaangażowanie w temat Bractwa. Cleanerzy działają punktowo, a Bractwo przyjrzało by się tematowi szerzej. Cel uświęca środki - zakończył używając wieloznacznego tonu.
- Ja słyszałam opinie, że Bractwo nie lubi się zajmować pierdołami - Corday uśmiechnęła się uprzejmie. - I stąd Cleanerzy wypełniają tą lukę - była ciekawa reakcji Kobayashiego.
- Nic bardziej mylnego - Kobayashi pokręcił głową. - W Bractwie są bardzo gorliwi tępiciele heretyków. Również tępiciele ludzi, którzy są o to tylko podejrzewani. Cleanerzy załatwiają sprawę dokładnie tak jak płaci za to zleceniodawca, a Bractwo tak jak uważa za stosowne.

- Z tego co pan mówi to wychodzi, że nic zaskakującego nie ma w tym, że ludzie unikają Bractwa i szukają alternatywy, skoro są tam osoby, które chętnie kogoś zlikwidują mając tylko podejrzenia. Przed sądem same podejrzenia nie wystarczają i jeszcze prokurator może dostać naganę za tracenie czasu.
- To bardzo Capitolskie podejście i chyba ma zastosowanie tylko w Capitolu. W innych korporacjach nie polega się tak bardzo na sądownictwie.
- Bo my bardzo praktycznie podchodzimy do życia - stwierdziła sięgając po ciasteczko. - Wiemy, że taki model gdzie podejrzenie równa się wina jest mało wydajny. Łatwo o nadużycia, wspomniane przeze mnie zrażenie się społeczności do organów porządkowych, w tym wypadku tępicieli heretyków - zaznaczyła.

Kobayashi uśmiechnął się pobłażliwie.
- Wszystko zależy czy osoby decyzyjne postrzegają taką jednostkę jako zbędną. Nawet w Capitolu waga jednostki wynika z ilości akcji jakie posiada oraz notowań w opinii publicznej. Czyż nie? - zawiesił głos.
- Skłamałabym gdybym zaprzeczyła - Irya rozłożyła bezradnie ręce. - Czyli rozumiem, że z Bractwem da się dojść do porozumienia? - zapytała żartobliwym tonem. - Przynajmniej co niektórym osobom?
- Na pewno - pokiwał głową. - Pytanie brzmi kto będzie dla nich na tyle ważny.
- Mogę tylko zakładać, że w świecie jedna rzecz jest uniwersalna. Że wszyscy równo sobie cenią pieniądze - odparła na to.

Ponownie pojawił się pobłażliwy uśmiech Kobayashiego.
- Musi pani w stosunku do innych korporacji przestać myśleć w kategoriach Capitolskich. Pieniądze liczą się tylko u was. W każdej innej korporacji wyżej stawiane są inne wartości jak honor, duma, rodzina czy klan. W Bractwie gromadzenie prywatnych dóbr jest surowo wzbronione, a wyłamywanie się z tej zasady jest równe herezji. Wszystko musi być przekazane wspólnocie.
- Nie do końca o to mi chodziło - pokręciła głową. - Może faktycznie w Capitolu czy u Freelancerów pieniądze są czymś bardziej pożądanym przez jednostki niż gdzie indziej. Mi natomiast chodziło o to , że ogólnie dla każdego pieniądze mają wartość niezależnie czy to członek korporacji, freelancer czy członek Bractwa. W końcu po spowiedzi w katedrze dostaje się fakturę do zapłacenia, a nie listę prac społecznych do wykonania dla dobra ludzkości - wytłumaczyła swój tok myślenia. - Stąd też moje luźne założenie, że za odpowiednio wysoką kwotę mogą przychylniej patrzeć na jakiegoś delikwenta, choćby takiego będącego obiektem podejrzeń.
- Tak - Irya miała wrażenie, że pobłażliwość na ułamek sekundy ustąpiła miejsce szyderczości. - Jednak tylko do pewnego stopnia. Faktura, jak to pani określiła, to forma utrzymania ludzi w pokorze i respekcie, a czasem strachu względem Bractwa. Jednak po przekroczeniu pewnego pułapu żadne pieniądze nic nie pomogą. W mojej bardzo prywatnej opinii skłaniałbym się do stwierdzenia, że Bractwo chce trzymać ludzi pod kontrolą. Bez odpowiednich znajomości nie liczyłbym na jakąkolwiek taryfę ulgową.

- Zanotuje sobie to - uśmiechnęła się. - Wypytuje tak, na wypadek gdyby Bractwo obraziło się na to, że zamierzam przypilnować tematu mojego podejrzanego. Nie chciałabym się upewnić, że zajęli się kompleksowo nim i jego szajką heretycznych kanibali. Przynajmniej w moim rejonie. Liczę więc, że jak nasze drogi się skrzyżują to skończy się to dla mnie fakturą, a nie przekroczeniem tego wspomnianego pułapu - powiedziała z lekkim rozbawieniem, a Kobayashi w odpowiedzi skinął jej uprzejmie głową.
- Czy miał pan okazję spotkać heretyka osobiście, wiedząc, że nim jest, albo przynajmniej mając wyraźne przesłanki ku temu? - zapytała.
- Owszem - skinął głową na potwierdzenie i zerknął w kierunku Nakano. Reakcja gospodarza, jeśli miała miejsce, była tak krótka, że Iryi nie udało się jej zarejestrować.
Policjantka wyraźnie się ożywiła słysząc to. Popatrzyła po obu mężczyznach.
- Rozmawiał pan z tym heretykiem? Jak to spotkanie się dla każdego z was skończyło? - drążyła temat, z zainteresowaniem przyglądając się Kobayashiemu.
- Skończyło się zgodnie z moimi założeniami - uśmiechnął się tajemniczo.
- Miał pan więcej takich spotkań z heretykami? - Irya nie zniechęcała się jego zdawkowymi odpowiedziami.
- Zdarzały się. Chociaż każde jest na swój sposób unikatowe.

- Rozmawiał pan z nimi? Chociażby o ich motywacji do stania się Heretykiem?
- Nie - pokręcił delikatnie głową, cały czas wpatrując się jej prosto w oczy. - Ich motywacja nigdy mnie nie obchodziła. Czasem zagłębiałem się w aspekt pochodzenia ich spaczenia. Motywacja zawsze bywa jego pochodną.
- Pochodzenie spaczenia? - powtórzyła po nim, w pytającym tonie. - Mógłby pan to rozwinąć?
- Przedmiot lub osoba. Jakieś źródło Mrocznej Harmonii - wyjaśnił.
- To taki heretyk nie jest sam w sobie źródłem spaczenia? - Corday przekrzywia głowę. - Czy po prostu ma pan na myśli osoby opętane, które same w sobie nie były wyznawcami Mrocznej Harmonii.
- Źródłem spaczenia jest zawsze Mroczna Harmonia. Różnica jest taka, że istoty samoświadome jej nie rozprzestrzeniają. Jakby Mroczna Harmonia szukała jaźni aby się w niej zagnieździć.
- Nie bardzo rozumiem... Chodzi panu o jakieś ichnie artefakty, które robią z nich Heretyków?
- Takie też się zdarzają, ale raczej chodziło mi o spaczone Mroczną Harmonią przedmioty codziennego użytku.

- Jak ekspres do kawy, który zamiast robić espresso, opętuje człowieka? - Irya uniosła brew.
- To nie do końca tak - Kobayashi pokręcił głową. - Przedmioty przesiąknięte Mroczną Harmonią będą wpływać na ludzi powodując ich spaczenie. Natomiast bardziej skomplikowane przedmioty, jak urządzenia i maszyny, przy długotrwałym wpływie Mrocznej Harmonii mogą zostać wypaczone i zdobyć obcą świadomość. Wtedy dopiero będa starały się skrzywdzić użytkownika.
- Ok, teraz łapię - pokiwała głową. - A co z pana doświadczenia najlepiej sprawdza się przy rozprawianiu się z heretykiem? - uśmiechnęła się.
- Nie ma złotego środka. Najlepszym sposobem jest ten najskuteczniejszy.
- Kołek w serce? - odparła w żartobliwym tonie.
Mężczyzna zmrużył oczy i patrzył na nią przez krótką chwilę jakby początkowo nie załapał żartu.
- Lepsza byłaby dekapitacja - dodał po chwili.
Skrzywiła się na myśl ile byłoby przy tym "zabiegu" krwi i jak bardzo brudnym byłoby się od posoki.
- Bo bez głowy trudniej im stać się ożywieńcami? - bardziej to potwierdzenie niż pytanie. - Słabo, bo osobiście zdecydowanie najbardziej gustuje w używaniu pistoletów... A właśnie. Ożywieńcy powstają sami z siebie czy konieczne jest działanie heretyka lub przedmiotu?
- Oba sposoby są możliwe. Dary Mrocznej Harmonii mogą ożywić zwłoki, a Tekroni w cytadelach przekształcają ciała za pomocą Nekrotechniki. W obu przypadkach głowa byłaby potrzebna. Ożywieniec bez niej byłby bardzo nieefektywny.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 21-06-2022, 13:11   #264
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Corday wbiła zamyślone spojrzenie w swój kubeczek z herbatą, zastanawiając się nad tym jak wykorzystać radę Kobayashiego, tak by mogła ograniczyć brudzenie sobie rąk.
- Więc przygotuję sobie magazynek podrasowanej amunicji specjalnie dla nich - stwierdziła bardziej do siebie. Uniosła wzrok na rozmówcę. - Brzmi pan jakby likwidacją heretyków zajmował się zawodowo - uśmiechnęła się uprzejmie.
- Moja wiedza w tym zakresie jest teoretyczna - uśmiechnął się tajemniczo.
- Chyba nie tak do końca taka czysto teoretyczna skoro miał pan okazję spotkać heretyków osobiście - wytknęła mu Irya, w przyjaznym tonie. - Czy może wtedy nie osobiście się pan z nimi rozprawiał?
- Nie zajmuję się rozprawianiem z heretykami - pogodny wyraz twarzy nie znikał nawet na moment.
- Niech będzie - w jej tonie można było się doszukać niedowierzania, ale również tego, że odpuszcza dociekanie. - Dziękuję w każdym razie, że dzieli się pan ze mną posiadaną przez siebie wiedzą. Na pewno zrobię z niej nie raz dobry użytek.
- Mam co do tego pewność - posłał jej sympatyczny uśmiech.
Blondynka miała rozbawioną minę po jego komentarzu. Reszta "herbatki" minęła im na zdecydowanie lżejszych tematach.

***

Pożegnała się ze swoimi mishimskimi znajomymi i ruszyła w drogę. Początkowo miała zamiar jechać do pracy, ale po spojrzeniu na telefon, gdzie nie było żadnych śladów próby kontaktowania się z nią przez kogokolwiek z biura, zdecydowała pojechać do domu, bo wypadało sprawdzić jak Moonshine radzi sobie pod jej nieobecność.

Gdy weszła do mieszkania, kot leżący na kanapie wstał i wychylił głowę zza oparcia aby sprawdzić kto właśnie się pojawił. Bliższe oględziny nie wykazywały aktywności zwierzaka. Jakby przespał chwile samotności i dopiero teraz się ożywił.
- Jaki grzeczny z ciebie kotek, Moonshine - pochwaliła sierściucha, podchodząc do niego. Usiadła obok i pogłaskała go.
Kot przymknął oczy i pozwalał się głaskać. Irya miała podejrzenie, że mógłby tak trwać bez końca.
Zaskakująco kojące dla Iryi było przebywanie z kotem. Podniosła go i położyła sobie na kolana i zaczęła głaskać po całym jego czarnym sztucznym ciałku.
- Cybertronik mógłby zbić krocie gdyby zaczął masowo produkować takie zwierzątka jak ty - powiedziała rozbawionym tonem.
Kot przekrzywił lekko głowę i popatrzył na nią inteligentnymi oczami. Wbrew wszelkim nadziejom Iryi nie odezwał się do niej ludzkim głosem.
- Gdybyś tak jeszcze miał funkcję mówienia to przynajmniej nie musiałabym gadać do siebie - poklepała Moonshine'a po łebku w sposób, który spodobałby mu się gdyby był psem, bo w kocim wcieleniu już nie koniecznie.
Moonshine najwidoczniej nie miał z tym najmniejszego problemu i nie zareagował w sposób, który można było określić jako negatywny.
Kobieta nie miała żadnych większych planów na ten dzień, więc postanowiła spędzić trochę czasu z kotem. Sięgnęła po pilot od telewizora i włączyła kanał wiadomości. Rozsiadła się wygodnie, miziała sierściucha i słuchała prezentera mówiącego o wzrostach i spadkach na giełdzie. Aż się chciało zasnąć. Program telewizyjny był odwrotnością terminu “pasjonujący” i Irya sama nie wiedziała kiedy odpłynęła. Gdy gwałtownie się poderwała zerknęła na zegarek stwierdziła, że minęły dwie godziny. Kot “przygnieciony jej dłonią” nadal leżał w tym samym miejscu.
Gdy wyczuł, że blondynka się obudziła, przewrócił się na plecy i popatrzył w jej twarz. Było późno.
Irya przeciągnęła się i ziewnęła. Widząc kota, pomiziała go po brzuchu i powoli wstała z kanapy. Spojrzała na telefon, ale na jego ekranie nie było nowych powiadomień. Leniwym krokiem skierowała się do sypialni. Wzięła prysznic w swojej łazience, a gdy wyszła i ubrała się, zabrała się za pakowanie torby, żeby wymienić noszoną garderobę na świeżą, zanim pojedzie co Charlesa.
Zajrzała jeszcze do swojego schowka z broną i przejrzała najnowsze katalogi i magazyny o broni, które prenumerowała, a gdy znalazła to co chciała to zabrała ze sobą.

Zajęło jej to wszystko w sumie godzinę, a gdy w końcu skierowała swoje kroki do drzwi wejściowych, wysłała wiadomość do Morgana.

Cytat:
Napisał do Charles
Jadę do Ciebie. Coś brać na kolację?
Odpowiedź była krótka, ale wiele mówiąca.
Cytat:
Napisał od Charles
Byle nie Ragout
Corday parsknęła śmiechem po przeczytaniu tego.
Cytat:
Napisał do Charles
Postaram się wymyślić coś co spełnia kryteria lekarza i zarazem nie będzie Ciebie odrzucać. Pamiętaj o lekach
Nie omieszkała na koniec wiadomości wbić mu szpilę. Schowała telefon, zarzuciła sobie torbę na ramię i pogłaskała kota na pożegnanie, zostawiając mu włączony telewizor, żeby się tak całkiem nie nudził kiedy jej nie będzie.
Wrzuciła do bagażnika torbę i wsiadła do samochodu Charlesa. Odpaliła silnik i chwilę zastanawiała się dokąd jechać po jedzenie. Przy okazji przypomniało jej się o czym rozmawiała z Kobayashim i tym samym swojej konkluzji, czyli specjalnej amunicji na Heretyków. Było jedno miejsce gdzie mogła załatwić dwa tematy na raz. Pojechała więc do LCC, gdzie były dobre restauracje i jej ulubiony sklep strzelecki.

Zaczęła od świetnej mishimskiej restauracji gdzie zamówiła jedzenie na wynos. Czas oczekiwania na zamówienie był na tyle długi, że mogła się przejść w międzyczasie do sklepu strzeleckiego.

- Panna Corday - od samego progu przywitał ją sprzedawca. Mark był karkiem o prawie dwóch metra wzrostu, ex wojskowy ale był wciśnięty w garniak by pasować do swojego klienta docelowego, któremu poza jakością sprzedaje się przede wszystkim prestiż. Mężczyzna zaraz uśmiechnął się jak to osoba, która wie, że zaraz klient zostawi u niego sporo pieniędzy. - W czym mogę pomóc?
Blondynka odpowiedziała uprzejmym uśmiechem i bez pośpiechu podeszła do lady. Rozejrzała się po wystawce z bronią za plecami mężczyzny, aż zatrzymała spojrzenie na jego osobie.
- Zainteresowało mnie to - powiedziała i zza pazuchy wyciągnęła ulotkę o specjalistycznej amunicji.
- RIPy - odparł ten w zamyśleniu, biorąc do ręki kartkę.
- Dokładnie - pokiwała głową.
- Zaraz sprawdzę - odparł po chwili i wyszedł na zaplecze.
Oczekując na jego powrót, Irya zaczęła oglądać nowe modele pistoletów wystawione w witrynie. Jeden przykuł uwagę na tyle, by zdecydowała się go kupić dla Charlesa. Był poręcznego rozmiaru dla męskiej dłoni, ale na tyle mały, że pod płaszczem by się nie odznaczał.

- Mamy szczęście. Jedną paczkę próbną dostaliśmy od producenta - sprzedawca był nawet bardziej tym faktem zadowolony niż policjantka. Położył opakowanie amunicji na lądzie a Irya niezwłocznie je podniosła i otworzyła.


- Na żywo wydają się być bardziej... delikatne - skomentowała i zamknęła pudełko. - Wezmę je i tamten pistolet. I paczkę amunicji do niego.

- Ciekawy wybór. Na co polujemy? - zapytał chyba bardziej z ciekawości niż uprzejmości.
- Skusiła mnie opinia o znacznym zminimalizowaniu ryzyka rykoszetu - skłamała Corday, która zdecydowanie bardziej w amunicji typu RIP interesowała skala obrażeń jakie zadawały.
- Faktycznie. Słyszałem dobre opinie o nich od znajomych, którzy zajmują się pacyfikowaniem agresorów na pokładach statków kosmicznych - zgodził się z nią.

Doświadczenie nauczyło Iryę, że o ile Mark potrafił ostro zdzierać na marży, to jednak nigdy nie oferowałby w swoim sklepie czegoś co nie działało. I to już samo w sobie wiele znaczyło. Zapłaciła za wszystko i zadowolona wyszła trzymając w ręku zakupy zapakowane w gustowną torbę z logiem sklepu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 04-07-2022, 17:20   #265
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Charles siedział na kanapie i przeglądał akta. Widząc Iryę zamknął teczkę i odłożył na stół.
- Jutro już nie ma opcji żebym nie stawił się do sądu - zareagował na spojrzenie blondynki.
Corday zostawiła swoją torbę w korytarzu,
- Nie możesz przełożyć rozprawy? - zapytała, bez pretensji. Zostawiła swoją torbę w korytarzu i podeszła do niego. Położyła torbę z jedzeniem na blacie, tuż obok akt i przysiadła się obok.
- Już raz przełożyłem - rozłożył ręce w geście bezsilności.
- Powiedz, że powodem tamtego przełożenia była, któraś z naszych randek to może ci uwierzę - mrugnęła do niego z rozbawionym uśmiechem. Była wyraźnie w bardzo dobrym nastroju. Sięgnęła do torby z jedzeniem i zaczęła ją rozpakowywać.

- Nie. Powodem był mój opłakany stan, a randki i rozprawy traktuje równie poważnie - puścił jej szelmowski uśmiech.
- Całkiem dobry miałeś powód - pokiwała głową. - Ale mogłeś założyć mniej optymistyczne ramy czasowe na rekonwalescencję.

Rozstawiła każde danie, a żeby zyskać więcej miejsca na stole, to przełożyła akta Charlesa na fotel.








- To na co masz ochotę? - zapytała, gdy w końcu na niego spojrzała, ciekawa jego reakcji.
- A ile z nich mogę wybrać? - przeskakiwał między potrawami i twarzą blondynki.
- Myślę że jest dość do podziału, żeby każde miało okazję spróbować każdego - stwierdziła optymistycznie.
- To ramen? Szparagi też wyglądają dobrze - poprawił się na kanapie z wyraźnym entuzjazmem.
- Tak, wzięłam ramen bo widziałam, że ci ostatnio smakował - uśmiechnęła się z zadowoleniem. - To jakaś biała ryba, ale dobrze pachnie - wskazała palcem talerz z dużą ilością zieleniny. - A w tych łosoś, duszony, a ten w teriyaki - wyjaśniła mu.
- Tą białą to sobie możesz wziąć, ale reszty nie odpuszczę. Szczególnie teriyaki - pochylił się żeby zgodnie z sugestią powąchać potrawy.
- Leki masz brać przed czy po jedzeniu? - przypomniała mu.
- Dawkowanie nie było uzależnione od posiłków. - Odruchowo sięgnął po fiolkę i zerknął na etykietę.

- No nie wiem - popatrzyła na niego z powątpiewaniem. - Zwykle mają napisane "przed jedzenie", "w trakcie jedzenia" albo "po jedzeniu" - wyciągnęła szyję, żeby spojrzeć mu przez ramię na etykietę.
- Raz dziennie - stwierdził odtwarzając zalecenie lekarza. - Widać ten lek nie zależy od posiłków.
- I wziąłeś? - Popatrzyła mu prosto w oczy.
- Zaraz po powrocie - wbił w nią przeszywające spojrzenie z którego nie była w stanie wyczytać czy kłamie.
- Zuch chłopak - uśmiechnęła się do niego. Nie miała powodów mu nie wierzyć, bo jak do tej pory jej nie okłamał w żadnej sprawie. - Smacznego - dodała i pałeczkami sięgnęła po kawałek białej ryby.
- Smacznego - powiedział i sięgnął po ramen. Zanim wyłowił cokolwiek z miski upił spory łyk i przymknął oczy. Nie odezwał się, ale wyraz jego twarzy mówił “jakie to dobre” .
Czuła przyjemność widząc jak bardzo mu smakuje. Sama też w końcu włożyła do ust pierwszy kęs. Chrupka skórka kryła pod sobą soczyste rybne wnętrze.
- Mmmm... Dobre, musisz spróbować - wskazała na to co wzięła.
Charles popatrzył podejrzliwie na potrawę partnerki, ale oderwał fragment mięsa pałeczkami i wpakował sobie do ust.
- Niezłe, ale wolę swoje - stwierdził zanim jeszcze połknął.

W tym momencie Corday cieszyła się, że zamawiała jedzenie będąc głodną. Mieli dzięki temu dużą ucztę, po której nic tylko pójść spać. Zajadali się wspólną pulą dań, co dla Iryi było wygodne, bo zawsze lubiła wszystkiego spróbować, a nie tylko ograniczać się do swojej porcji. Jedynie nie zdążyła z ramenem, który Charles pochłonął bardzo szybko. Niby mogła zamówić wszystkiego podwójnie, ale jakoś tak ciężko przychodziło jej marnowanie jedzenia.
Obojgu potrawy bardzo smakowały, bo skupili się na jedzeniu, wymieniając słowa, a raczej gesty, gdy jedno drugiemu podawało któreś danie.

- Ale się objadłam... - westchnęła ciężko i rozsiadła się leniwie na kanapie, spoglądając jeszcze na ostatniego szparaga, próbując ocenić czy przypadkiem dałaby radę go wcisnąć. Na stole zostały już praktycznie same talerze.
Charles siedział obok. Wsunął ramię za plecy Iryi i pociągnął ją na siebie. Gdy blondynka opadła na niego całym ciężarem przytulił ją do siebie.
- Co u ciebie w pracy? - zagaił na temat jaki najbardziej kojarzył się mu z partnerką.
Uniosła lekko głowę, by spojrzeć na niego.
- Dzisiaj nie byłam w pracy. Ogarnęłam herbatkę u znajomego, zrobiłam zakupy... I tyle - opowiedziała swój dzień. - Ale nikt do mnie dziś nie dzwonił więc mogę wywnioskować że albo było nudno, albo robili coś czego nie chcą żeby córka wiceszefa policji wiedziała - rozłożyła ręce. - A ty co masz za sprawę? Coś ciekawego? - wskazała na akta, które poszły na bok kiedy przyszła.
- Pozew zbiorowy przeciwko Crimeshield oraz osoba prywatna przeciwko firma Capitolska. Roszczenia i odszkodowanie.
- Anderson z kumplami zaskarżają warunki zwolnień grupowych? - spytała żartobliwym tonem.
- Nie. O Andersonie dawno nie słyszałem. A co? - zaciekawił się.
- A nic, po prostu byłoby to zabawne gdyby to oni pozywali. Nim to chyba już nikt się nie interesuje - ziewnęła i przeciągnęła się, jeszcze wygodniej układając się na Charlesie. Oczywiście zachowując ostrożność, żeby nie urazić mu rany.

- Ty i te twoje fantazje - parsknął Charles. - Masz jeszcze jakieś?
- Mam ich trochę, ale musimy z nimi poczekać - mrugnęła do niego, uśmiechając się lubieżnie.
- A jak sobie radzisz do tego czasu? - zapytał z mieszaniną troski i dowcipu.
- Odkrywam, że bez seksu też całkiem fajny z ciebie gość - powiedziała lekkim rozbawieniem. - No i zajmujesz mi czas innymi atrakcjami. Jak zmianą opatrunków, albo wożenie cię do lekarza - zachichotała.
- Wracając do Andersona. To sprawa zamknięta z twojej strony? - wrócił do poprzedniego tematu.
- A co? Chciałbyś go teraz zlikwidować? - popatrzyła na niego z politowaniem. - Mam nadzieję, że sobie to odpuścisz - dodała i sięgnęła ręką z wyciągniętym palcem ku jego ranie z zamiarem dziubnięcia go, ale zatrzymała dłoń na centymetry od niego. - Bo jak nie to znaczy, że niczego się nie nauczyłeś.
- Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - upomniał ją z pobłażliwym uśmiechem.
- Irytujące, nieprawdaż? - wytknęła mu, że sam też tak zbywa odpowiedzi.
- Okropnie - pokiwał głową. - Ale masz świadomość, że podstawą dobrych relacji ze swoim prawnikiem jest szczerość i nieukrywanie faktów?
- Zabawny jesteś - zachichotała, z pełną premedytacją ignorując jego pytanie. - Jak jutro chcesz iść to tylko pod warunkiem, że założysz podkoszulkę ochronną - postawiła warunek. - Zastanowię się. Nie wiem czy będzie mi pasować do bokserek - skrzywił się.

- A więc wolisz, żebym zrobiła sobie wolne i osobiście zadbała o twoje bezpieczeństwo - uśmiechnęła się wyzywająco. - Poprowadzę cię za rączkę, usiądę obok na sali rozpraw…
- Hmm… takie wsparcie w postaci córki zastępcy szefa Centralnego Biura Dochodzeń mogłoby się przydać… - potarł brodę próbując powstrzymać śmiech.
- Wątpię że jestem tak rozpoznawalną personą - popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
- Możliwe że jeszcze nie, ale jak wprowadzisz mnie za rękę do sali sądowej to zaraz zaczniesz - uśmiechnął się szeroko.
- Aż tak się chcesz obnosić z naszym związkiem? - zaśmiała się.
- Na moją opinię wpłynie to tylko pozytywnie. Nie wiem jak na twoją - wbił w nią konfrontacyjne spojrzenie.
- Tak bez kontraktu… - poszerzyła uśmiech.
- Nawet bez niego - pokiwał kilkakrotnie głową.
- Podpuszczasz mnie, bo chcesz publicznie się pochwalić, że się spotykamy - stwierdziła.
- Tak uważasz? - udał zdziwienie. - A przed kim to według ciebie chciałbym się chwalić?
- Tak uważam - pokiwała głową z powagą. - Bo skoro jestem rozpoznawalna, to na pewno dobrze by ci zrobiło pokazanie się ze mną przy innych prawnikach, a już szczególnie przed prokuratorami - mrugnęła do niego.
- A twoja opinia na tym nie ucierpi? Jesteś śledczym z ramienia policji. Zawodowo po drodze bardziej ci z prokuraturą niż adwokatami.

- W teorii tak, no chyba że wplączesz się w tematy międzykorporacyjne, wtedy nie tylko prokurator patrzy się na ciebie krzywo - stwierdziła z rozbawieniem.
- Może nie międzykorporacyjne, ale w korporacyjne wplatam się dosyć regularnie. Nieraz reprezentowałem freelancerów przeciwko Capitolowi.
- Zdrajca - zachichotała.
- No właśnie - uśmiechnął się kwaśno. - I z kimś takim chcesz wchodzić za rękę do sali sądowej?
- Jeśli mnie pamięć nie myli, to już miałeś okazję reprezentować moją osobę w sądzie - odpowiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśniać.
- Reprezentowanie to nie to samo co chodzenie za rękę - tym razem on zachichotał.
- Ale świadczy o tym że wydajesz się w romanse z klientami - wyszczerzyła się.
- Dosyć powszechne jest przyjmowanie zapłaty w naturze - posłał jej dwuznaczny uśmiech.
- Doprawdy? - zrobiła zaskoczoną minę. Było to mocno przerysowane zaskoczenie. - I często korzystasz z tej formy płatności? Jak wpisujesz ją do ksiąg rachunkowych? - była bardzo rozbawiona tą rozmową.
- To przecież oczywiste - zrobił przesadnie zdziwioną minę. - Umieszczam pod odpowiednim tagiem. Wtedy łatwiej je później odnaleźć.
- No tak, wraz ze specjalną zakładką, bo nie koniecznie płatność trzeba odebrać od razu - roześmiała się. - Na którą masz rozprawę?
- Dziewiątą - odparł bez zastanowienia.
- To pewnie chcesz się jeszcze przygotować - stwierdziła i podniosła się z niego. - Obiecuję nie zaglądać ci przez ramię - mrugnęła do niego i zaczęła zbierać naczynia ze stolika.
- Dobre notatki to podstawa - skinął głową na potwierdzenie.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 06-07-2022, 22:26   #266
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Corday wyniosła do kuchni wszystko co nie było potrzebne i wróciła, niosąc ze sobą torbę, kieliszek i butelkę wina pod pachą.
Zajęła miejsce na fotelu, naprzeciw Charlesa i wyciągnęła swoje rzeczy z torby. A były to dwa pistolety, dwie paczki naboi i przyrządy do czyszczenia broni. Rozłożyła je na blacie i nalała sobie wina do kieliszka. Zaczęła od upicia łyka alkoholu, a następnie wzięła do ręki pistolet, wypięła magazynek, odciągnęła zamek i sprawdziła komorę naboju. Pewna, że nie ma w nim naboju, zaczęła rozkładać pierwszy pistolet.

- Po co ci dwa? - Charles zerknął nad papierów. - Jeden na ludzi, a drugi na heretyków?
Irya uśmiechnęła się, rozbawiona jego komentarzem jak i tym, jak bardzo z nim trafił.
- Zgadłeś - odpowiedziała nie podnosząc spojrzenia, które miała skupione na częściach, które kolejno wymontowała z broni i kładła na miękkiej ściereczce, którą uprzednio rozłożyła na blacie.
- Mam nadzieję, że nie ma mnie na twojej liście - wymamrotał jakby czytał tekst z kartki.
- Wszystko w twoich rękach - odparła. Mając już pistolet w częściach, wyciągnęła z torby butelkę z atomizerem i spryskała zawartością rozłożone elementy. Po tym chwyciła lampkę wina i rozsiadła się wygodnie na fotelu, wyraźnie na coś czekając.
- Taaaaak? - zapytał nie podnosząc wzroku znad kartki.
- Co? - uniosła brew, ale zaraz zrozumiała, że mógł jej zachowanie odebrać jakby czegoś od niego chciała. - A nic, czekam aż solwent zadziała - upiła jeszcze trochę wina i założyła jednorazowe rękawiczki. Wzięła między palce mały wycior, a lufę pistoletu w drugą i zaczęła szorować w kierunku od wnętrza do wylotu.
- Ah - wypowiedział z wyraźną ulgą. - Już się bałem, że będziesz coś ode mnie chciała - wykonał przy tym dłonią okrężny ruch wskazując na części na blacie.
- Spokojnie, nauczę ciebie tylko z tego strzelać, żebyś w razie draki wiedział jak się tego używa. Nie będę zmuszać do szorowania - zapewniła go, spoglądając w lufę, czy dokładnie ją oczyściła.
- Raz na jakiś czas będziesz przyjeżdżać i robić to za mnie? - uniósł brew w zdziwieniu.
- Czyli jednak chcesz mieć swoją broń? - uśmiechnęła się, nie przerywając tego co robi.
- Nie chcę - nie podniósł wzroku znad kartki.
Odłożyła lufę i wzięła do ręki zamek. Zmieniła też czyścik.
- A jak ci odpuszczę pistolet to będziesz nosił podkoszulek ochronny z własnej woli? - zaproponowała.

Charles wypuścił powietrze i odłożył kartkę.
- Posłuchaj. Są takie rzeczy na jakie nie mamy ochoty, ale są konieczne. Więc na pytanie czy chcę odpowiedz brzmi nie, ale rozumiem do czego zmierzasz.
- Czy to takie dziwne, że wolę uniknąć powtórki z ciebie bycia dźgniętym nożem? - zapytała, szorując zakamarki zamka. - Jeśli nie wierzysz w skuteczność ochronną materiału to możemy zrobić test. Założysz, a ja cię dźgnę nożem do filetowania ryby - zaproponowała całkiem poważnie.
- Jest bardzo dziwne. Większość wzięłaby swój nóż i po prostu dokończyła robotę - parsknął. - Nie, dzięki. Jeśli ta koszulka jest wadliwa, to wolę dowiedzieć się o tym dużo później.
Odłożyła to co trzymała w ręku, splotła palce dłoni, opierając się łokciami o blat, patrząc na niego.
- To urocze, że nie chcesz, żebym była winna twojej śmieci - mrugnęła do niego.
- Raczej nie mam ochoty być winny własnej śmierci - poprawił ją.
- Dobra, to mam pomysł jak cię do tego przekonać - stwierdziła i zdjęła rękawiczki. Dopiła wino i wstała z fotela po czym rozpięła koszulę, pod którą miała uprząż na kaburę i koszulkę z materiału o jakim właśnie rozmawiali. Zdjęła to wszystko z siebie, na chwilę zostając topless z uwagi na nie noszenie stanika, ale zaraz na powrót założyła na siebie koszulę. - Zawieszę ja na oparciu fotela i zrobię ci demonstracje - oznajmiła.
- Chcesz mi zabić fotel? - Pytanie było retoryczne.

Pokręciła głową.
- Właśnie chcę ci pokazać, że go nie zabiję - odparła zrezygnowanym tonem. W prawą dłoń chwyciła pistolet, ten którego jeszcze nie rozkręciła, a lewą Podniosła koszulkę i zawiesiła ją na oparciu fotela, na którym siedziała, następnie w prawą dłoń chwyciła pistolet, ten którego jeszcze nie rozłożyła na czynniki pierwsze i odeszła kawałek. - Możesz zasłonić uszy - powiedziała odbezpieczając broń.
Charles ich nie zasłonił, ale otworzył usta żeby uniknąć efektów wystrzału. Był głośny ze względu na zamknięte pomieszczenie. Pocisk utkwił w koszulce, a jego końcówka pozostała widoczna.

Irya opuściła rękę z bronią i podeszła do fotela.
- Widzisz? - zapytała go, biorąc w dłoń pocisk, który nie przerwał ciągłości materiału. - Owszem, będzie siniak, ale ołów nie spenetruje ci wnętrzności - zdjęła koszulkę z fotela i rzuciła ją do Charlesa, żeby sobie sam mógł się co do tego upewnić.
- No dobra. Wierzę ci - skapitulował.
- Zawsze lepiej zobaczyć niż wierzyć na słowo, co? - zaśmiała się i na powrót usiadła na fotelu, uprzednio zrzucając z niego szelki z kaburą, które tam chwilę wcześniej zostawiła. - Więc założysz swoją jutro na wyjście z domu?
- Założę - potwierdził niechętnie.
- Dziękuję - odparła na to. Od razu mogła przestać się zamartwiać aż tak bardzo o jego bezpieczeństwo, bo do tej pory była przekonana, że zrobi on wszystko, nawet wstanie i wymknie się z własnego domu, gdy ona będzie spać, żeby tylko nie zakładać koszulki, którą mu kupiła. Teraz, po tej demonstracji, wiedziała, że nie będzie robił z siebie kretyna i dotrzyma obietnicy.

Odłożyła po zabezpieczeniu pistolet na stolik i powróciła do swojego zajęcia.

Po tym pokazie każde z nich wróciło do swojego zajęcia. Irya dolała sobie wina do kieliszka i kontynuowała pucowanie pistoletu, a gdy wreszcie skończyła z pierwszym, zabrała się za drugi, rozpoczynając cały proces od nowa. Na koniec uzupełniła amunicję w magazynkach, przy czym w jeden zapasowy załadowała swój nowy nabytek, naboje które dopiero miały się okazać czy są zdolne do tego na co Irya miała nadzieję.

- Idę spać - oznajmiła i spakowała swoje zabawki do torby. - Nie siedź za długo - dodała wstając z fotela.
- Mhm - mruknął znad papierów. - Zaraz kończę - poinformował, ale to “zaraz” mogło znaczyć cokolwiek.
Mijając go, zabrała swoją ochronną koszulkę, pocałowała go w policzek i poszła do sypialni. Brała prysznic u siebie, więc tylko umyła ręce z prochu i specyfików do czyszczenia broni. Przebrała się w luźny T-shirt i położyła się do łóżka spać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-07-2022, 14:22   #267
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

16 dzień piątego miesiąca

Obudziła się wcześnie, do budzika miała jeszcze godzinę. Była zaskoczona, że mimo to czuła się wyspana, ale zaraz sobie przypomniała o drzemce, którą ucięła sobie przed kolacją. Uznała, że nie chce jej się wylegiwać i po prostu zacznie zbierać się do pracy. Charles spał w najlepsze. Była pewna, że zasiedział się bardzo długo nad aktami, więc ostrożnie wysunęła się spod jego ramienia i cicho wyszykowała do wyjścia. Zabrała ze sobą jeden pistolet z dwoma magazynkami: jeden ze zwykłą amunicją, drugi z tą nową.

Zostawiła klucze od auta Charlesa na stoliku w salonie, tak żeby były dla niego widoczne jak wstanie i po wymacaniu własnych w kieszeni płaszcza, wyszła z domu, zamykając drzwi zapasowym kompletem kluczy.
Wsiadła do swojego pojazdu, wrzuciła dodatkowy magazynek do schowka w podłokietniku i wyjechała z podjazdu, ruszając w trasę do Southside.

***

Gdy weszła do biura przywitały ją ukradkowe spojrzenia współpracowników. Na twarzy Lewis zagościło coś na kształt radości czy ulgi, ale reszta nie okazywała ani pozytywnych ani negatywnych uczuć.
Na jej biurku o dziwo nie leżały żadne akta. Sinclair był u siebie i zdaje się zarejestrował jej przybycie.
Z początku Irya była zaskoczona reakcją biura, ale zaraz ją zaintrygowało co też się wydarzyło pod jej nieobecność, że wywołało takie poruszenie w jej wydziale. Ale miała czas się wszystkiego dowiedzieć, więc po prostu, jak zawsze gdy przychodziła, odwiesiła swój płaszcz na wieszaku przy drzwiach i poszła zrobić sobie kawę. W pokoju socjalnym akurat nie zauważyła żadnej różnicy. Osoby spoza biura zachowywali się tak samo. Kawa nie różniła się w smaku. Wszystko było po staremu. Ale zaraz w drzwiach pojawiła się Amy. Popatrzyła na Iryę i jakby się zawahała nad czymś.
Corday przekrzywiła głowę, patrząc na Lewis pytająco.
- Coś się wczoraj wydarzyło pod moją nieobecność, że wszyscy tacy dziwni? - zapytała wprost, żeby nie przedłużać tej ciszy.
- Chyba nic konkretnego. Komendant trochę się wściekał. Zabrał wszystkie raporty z pani biurka i je przeglądał. Chyba szukał jakiegoś konkretnego - dziewczyna starała się wyjaśnić sytuację.
Corday uważnie słuchała Amy, w międzyczasie sącząc z kubka kawę.
- Na co się wściekał? - Inspektor poprosiła o doprecyzowanie.
- Ogólnie. Najpierw na mnie, a potem na panią. Ale chodziło głównie o akta, które chciał znaleźć - wyjaśniła.
- Ok... - Irya przymrużyła oczy, zastanawiając się czy może Sinclairowi chodzi o sprawę heretyków kanibali. Wtedy nic dziwnego, że nie znalazł akt bo takowe istnieją tylko w jej prywatnym zbiorze. - To idę do niego, zapytać się czy znalazł to czego szukał - uśmiechnęła się przyjaźnie do Amy i ruszyła przed siebie, prosto do gabinetu Komendanta.

***

- Znalazł pan to czego szukał? - zapytał Corday, gdy tylko znalazła się przed biurkiem szefa.
- Znalazłem - odpowiedział lekko złośliwym tonem. Nie wyglądał na obrażonego, ale jakby takiego zgrywał. - Skoro już tu jesteś to możesz sobie z powrotem zabrać - wskazał kilkanaście teczek na swoim biurku.
- Trzeba było do mnie dzwonić, szybciej by wtedy poszło - odparła, pochylając się by sięgnąć do starty akt.
- Nie miałem czasu czekać aż oddzwonisz - odparł.
- A może od razu bym odebrała? - odpowiedziała, gdy już wzięła do rąk dokumenty i się wyprostowała. - O które chodziło?
- Wątpię - posłał jej złośliwy uśmiech. - Porachunki gangów - dodał odpowiadając na pytanie.
- Raz nie zawsze - rozłożyła ręce na jego przytyk do sytuacji gdy jej się rozładował telefon i Sinclair wydzwaniał do niej przez Morgana. Miała rozbawioną minę na to wspomnienie. - Których gangów? - podłapała temat licząc na coś ciekawego.
- Jeden z tych podejrzanych o powiązania z syndykatem i Czarne Maki. A co do akt to chyba nie był to temat istotniejszy niż praca terenowa - zapytał retorycznie.
- Praca terenowa zawsze ciekawsza - odparła.
- Więc nie wychodzę z założenia, że jesteś wtedy dostępna.
Corday ledwo się powstrzymała, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Akurat miałam wolne - wyprowadziła go z błędu. - Wiedziałby pan gdyby były prowadzone briefingi. Zresztą, jeśli zdarzy się ten dzień kiedy będę tak zarobioną że nie będę mogła odebrać od pana telefonu, to zatrudnię asystentkę.
- Skoro miałaś wolne to czemu… - zaczął, ale nie skończył. - Poradziłem sobie - powtórzył.

Wiedziała że chodziło mu o brak u Lewis wiedzy gdzie jest i czy będzie. Idealnie wyszło.
- Może biorę z pana przykład i też nie informuje podwładnych o swoich planach - wbiła mu szpileczkę.
- Może. Może przełożeni powinni się tym bardziej interesować - odparował.
- Zdecydowanie się zgadzam - uśmiechnęła się. - Powinien się pan bardziej interesować.
Sinclair wcale nie krył zdziwienia. Potarł brodę.
- No dobra. To jak postępy w twoim śledztwie? - zapytał w końcu.
- W zasadzie to nic. Umówiona jestem ze Specjalnymi, że jak zdecyduję się odwiedzić podejrzaną, to zrobią za moje wsparcie i na razie tyle - wzruszyła ramionami. - Ta sprawa nie jest tak zajmująca jakby można było tego chcieć.
- Specjalnymi? W co ty się pakujesz Corday? - zmarszczył brwi.
- Zabezpieczam się - odpowiedziała tonem jakby to było coś oczywistego.
- Ale to nie twój rewir i nie twoje kompetencje - wytknął.
- No i? - przekrzywiła nieco głowę, zdziwiona tym komentarzem.
Sinclair oparł się całym ciężarem na krześle.
- No i formalnie jesteś moją podwładną, która w godzinach pracy zajmuje się rzeczami nie będącymi w zakresie jej obowiązków. To nie jest żadna współpraca między wydziałami. Specjalnym jest im to na pewno na rękę, bo jak się coś posra to nie będą musieli się z niczego tłumaczyć w przeciwieństwie do mnie, Corday. - Ostatnie słowo wyartykułował w specyficzny sposób.
- No dobrze, teraz to ja już zgłupiałam - uniosła brew w wyrazie zdziwienia. - Czego się pan spodziewał zgadzając się, żebym się tą sprawą zajęła w czasie pracy i to w trybie priorytetowym? Czyżby zmienił pan zdanie?
- A gdyby sprawa dotyczyła spraw wewnętrznych, międzykorporacyjnych czy przestępczości zorganizowanej to na którymś etapie planowałabyś przekazać ją do odpowiedniej komórki? Czy sama ciągnęłabyś ją do samego końca? - odpowiedział pytaniami na pytania.
- Jak będę miała dowody, że temat może być przekazany dalej - stwierdziła. - Na tą chwilę mam tylko przeczucie, a przecież to za mało, żeby przekazać sprawę gdzie indziej. Prawda?

- Pfff - syknął Sinclair. - Ściemniać to sobie możesz innym. I na podstawie tego przeczucia masz wsparcie dwóch specjalnych? A Yamada był heretykiem kanibalem też tylko na podstawie twoich przeczuć? Daj spokój. Po prostu przyznaj, że cię to kręci.
Westchnęła.
- Niech się pan chwilę zastanowi - zrobiła krótką pauzę. - Czy przy moim statusie społecznym zajmowałabym się pracą w policji, gdyby to mnie nie kręciło? - zadała to pytanie jakby miało być podchwytliwe.
- No właśnie o to chodzi. Ciebie nie kręci bezpieczna posadka jaką załatwił ci tatuś. Ciebie ciągnie do uganiania się za kolesiami pokroju Yamady. Tylko co potem? Myślisz, że takich się po prostu aresztuje jak tutaj? - uderzył palcem w biurko. - To dwa diametralnie inne style pracy, a ty nie możesz pływać między jednym a drugim.
- Bezpieczna posadka? Tu, w Southside? - zaśmiała się szyderczo. - Już pierwszego miesiąca pracy tu zostałam napadnięta we własnym mieszkaniu. No i samą posadę mam po poprzedniku, który zszedł z tego świata nie z przyczyn naturalnych.
- To pewnie kwestia uroku osobistego, a nie posady. Hill miał więcej powodów aby napaść na mnie niż na ciebie, a twój poprzednik lubił ryzykować podobnie jak ty. Ale nawet on nie pchał się w sprawy specjalnych.
Irya przewróciła oczami.
- Czy mój ojciec jakoś panu groził, czy coś? - zapytała przyglądając mu się bardzo wnikliwie, bo zaczęła w tym doszukiwać się powodów tego nagłego zrywu troski o jej życie, którą właśnie zalewał ją Sinclair.
Sinclairowi nie drgnął nawet jeden mięsień twarzy na prowokację dziewczyny.
- Jeśli chcesz się dać zabić to chcę mieć pewność, że robisz to znając ryzyko - wycedził.

Wyszczerzyła się szeroko w odpowiedzi.
- Nie zamierzam dać się zabić - stwierdziła. - A jak nie mam zajęcia to sama sobie go szukam - dodała, by dać mu do zrozumienia, że jego taktyka odsuwania jej od spraw tylko zachęca ją do znajdowania problemów na własną rękę.
- Czyli to moja wina? - prześwidrował ją wzrokiem.
Inspektor nie odpowiedziała na to pytanie, jedynie poszerzyła uśmiech.
- Skoro mamy wszystko dogadane to idę zająć się pracą - powiedziała i poklepała trzymany przez siebie stos akt. Odwróciła się i niespiesznie ruszyła do drzwi, dając mu czas na ostatnie słowo. Za plecami usłyszała jedynie szczęk szkła i strumień płynu wlewający się do szklanki.
Inspektor w bardzo dobrym humorze wróciła do swojego biurka. Rzuciła teczki na blat, aż zadzwonił wazon z o dziwo jeszcze jakoś trzymającymi się kwiatkami. Przez chwilę Irya przyglądała mu się, aż w końcu wybrała z bukietu kwiat, który najbardziej jej się podobał, zerwała go i położyła na biurku. Całą resztę zabrała i wyrzuciła do śmietnika. Oczywiście wazon oszczędziła i zaniosła go do pokoju socjalnego, gdzie umyła go i zostawiła.

Będąc już z powrotem na swoim fotelu, zasiadła do czytania raportów.
Lewis wstała od swojego biurka i podeszła do niej udając, jakby to była sprawa służbowa.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho.
Corday uniosła spojrzenie znad pliku kartek i w pierwszej chwili na to pytanie miała zdziwioną minę, ale po szybkiej analizie zrozumiała czym się martwiła jej podwładna.
- A, tak, jak najbardziej - uśmiechnęła się przyjaźnie do Lewis. - Może w końcu przestanie mnie unikać - dodała z zadowoleniem.
Lewis odwróciła głowę w stronę gabinetu Sinclaira.
- Naprawdę tak pani woli? - zapytała niepewnym głosem.
Irya chciała odpowiedzieć, że gdyby wolała siedzieć cicho w kącie unikając konfrontacji z przełożonym to nie byłaby najmłodszym inspektorem w historii, ale wiedziała, że wszyscy w koło i tak uważają, że załatwił jej to ojciec. Także darowała sobie.
- Zdecydowanie ułatwi mi to pracę jego zastępcy, gdy nie ignoruje mojego istnienia - odparła w zamian, rozbawiona niepewnością podwładnej. - Więcej osiągniemy współpracą - dodała z przekonaniem.
- No tak… - zgodziła się bez entuzjazmu, a po chwili odwróciła się i ruszyła do swojego biurka.
Corday przyglądała się podwładnej gdy ta wracała do siebie, po czym wróciła do papierologii.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 10-08-2022, 17:28   #268
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Zadzwonił jej telefon. Wyświetlacz poinformował o tym, że jest to Collins. Akurat przerwało to jej litanię wytykania błędów merytorycznych w raporcie jednemu z podwładnych.
- Do wieczora ma być poprawione - nakazała posterunkowemu i machnęła ręką by wrócił do swojego biurka. Tego dnia Inspektor była wyjątkowo czepliwa. Odebrała telefon.
- Panna Corday. Mam dla pani informacje o jakie pani prosiła - poinformował oddając jej inicjatywę.
- Wszystkie ? - spytała i spojrzała na swój zegarek. - Mogę być u pana w ciągu godziny.
- To co udało się zdobyć. Zapraszam. - Ostatni wyraz specyficznie zaakcentował jak przedstawiciel handlowy.
Irya dokończyła na szybko to co miała jeszcze rozgrzebane na biurku po czym wyszła z biura, uprzednio informując Lewis, że jedzie ogarnąć informacje na temat heretyków kanibali.

***

- Oto co dla pani mam - podsunął teczkę w jej stronę.
Corday od razu wzięła do ręki papiery i zaczęła je wertować.
- Adres zamieszkania - kontynuował. - Biurowy jest ten sam, ale nie wydaje mi się, że tam przyjmuje klientów. Współpracowników nie ma. No z wyjątkiem jakichś podwykonawców, ale żaden nie współpracuje z nią na wyłączność. Firmy remontowe, sprzątające. Kilka kontaktów, ale tutaj ciężko stwierdzić czy to znajomy czy wolni strzelcy. Rodziny raczej brak. W każdym razie nie taka z jaką utrzymuje kontakt. To by było na tyle - zakończył, ale zdanie zawisło w powietrzu jakby niedopowiedziane.
- Jaki ma schemat dnia? - zapytała, szukając przy okazji zapisu o tym w teczce.
- Nie ma schematu. Są jakieś wyjątki jak kawa na wynos, ale raczej przy okazji, a nie konkretnej godzinie.
Słysząc tą podpowiedź krzywiła się na twarzy z niezadowoleniem.
- A lista rzeczy, które robiła i miejsca, które odwiedzała w trakcie obserwacji? - pytała dalej.
- Spotkania w miejscach publicznych ze znajomymi czy klientami. Po poziomie relacji ciężko stwierdzić. Kilka pokazów nieruchomości, ale tu akurat pewność, że to byli potencjalni klienci - Irya miałą wrażenie, że Collins powtarza po kimś informacje niż, a nie sam był świadkiem wspomnianych sytuacji.
- Mieszka sama? Ma jakąś stałą pomoc domową?
- Sama - potwierdził.
- Zdjęcia osób z którymi się spotkała?
- Są w środku - wskazał teczkę dłonią.
Corday zamknęła teczkę i spojrzała na Collinsa.
- W takim razie to wszystko - wzięła akta pod pachę i odwróciła się, idąc do wyjścia.
- A druga część wynagrodzenia? - usłyszała za plecami.
Corday zatrzymała się, gdy jej o tym przypomniał. Sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła czerwony skórzany portfel, a z niego monetę i rzuciła mu ją na biurko.
- Dzięki - dodała jeszcze na koniec i wyszła. Po drodze nie zauważyła śladów bytności Andersona, jego ludzi, ani bałaganu jaki mogli pozostawić agenci za nimi wysłani. Może byli w terenie, a może znudziło się im pracować dla Collinsa i poszli na swoje. Cokolwiek mogło to oznaczać… Teraz Irya i tak miała ciekawsze rzeczy do zrobienia.

Wkrótce znalazła się w swoim samochodzie, rzuciła teczkę na siedzenie pasażera i wyciągnęła telefon. Zadzwoniła do Specjalnych, zgodnie z tym jak się z nimi umawiała.

- Panna Corday. Co się stało? - usłyszała w słuchawce.
- Czas odwiedzić podejrzaną - odpowiedziała. - Mam nadzieję, że nie macie planów na wieczór.
- Już nie mamy - zapewnił Johnson. - Gdzie i kiedy się spotykamy?
- Podam jej adres gdy się zobaczymy. Zapoznacie się bliżej z tym co zebrało się do jej teczki i pojedziemy do niej - wyjaśniła plan działania na wieczór.
- W takim razie proszę podać czas i miejsce spotkania - specjalni nie oponowali.
- Ok, wkrótce wyślę wam wiadomość - odparła i się rozłączyła. Musiała wpierw sprawdzić w dokumentach gdzie dokładnie mieszkała Bonnet.

***

Wróciła na posterunek i stojąc w podziemnym garażu przejrzała na prędce akta szukając informacji o adresie podejrzanej. Po znalezieniu i sprawdzeniu go na nawigacji swojego samochodu ustaliła miejsce zborne dla chłopaków ze Specjalnego. Wysłała im miejsce i czas spotkania. Wybrała wieczór, po swojej zmianie i parking przed stacją paliw. Następnie udała się do biura, po drodze wysyłając upomnienie Charlesowi.

Cytat:
Napisał do Charles
Pamiętaj o lekach
Wypełniwszy swój obowiązek, zasiadła przed biurkiem, po uprzednim przywitaniu się skinieniem głowy z Lewis. Odsunęła stertę akt, robiąc miejsce na tą nową teczkę, z nieoficjalną sprawą. Otworzyła ją i zaczęła studiować, chcąc jak najlepiej się przygotować do konfrontacji z nią.

Teczka niestety zawierała tylko informacje dotyczące Bonnet jako agenta nieruchomości. Z akt wynikało tylko, że była skuteczna. Nie było śladów niezadowolonych klientów czy pozwów o odszkodowanie, co nierzadko zdarzało się w tym zawodzie. Mając świadomość, że była heretykiem Semai, układało się to w logiczny obrazek.

Po przejrzeniu wszystkiego, złożyła materiału na powrót do teczki i zamknęła ją. Wstała i poszła do gabinetu Sinclaira.

- Dziś wieczorem jadę spotkać się z tą Bonnet - oznajmiła mu od progu.
Sinclair zmierzył ją spojrzeniem.
- Ze wsparciem specjalnych? - zapytał z niesmakiem.
Skinęła głową dla potwierdzenia.
- Uprzedzasz, że możesz dzwonić jak coś się spieprzy? - poprawił się na fotelu.
Inspektor zaśmiała się.
- po prostu informuje w sprawie, o której prosił pan żebym informowała o jej rozwoju - uśmiechnęła się. - I nie, nie potrzebuję więcej wsparcia. Trójka to już i tak tłum.
- Poradzisz sobie - zabrzmiało niemal jak pocieszenie. A może jak życzenie. Corday nie była do końca pewna.
- Wiem - uśmiechnęła się. - Zbieram się z biura. Będę jutro - oznajmiła mu.
Sinclair w odpowiedzi tylko coś chrząknął i uznał temat za zakończony.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 12-08-2022 o 13:40.
Mag jest offline  
Stary 09-09-2022, 11:36   #269
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Nie miała za wiele do przygotowywania się. Pod czujnym okiem Mooneshine'a Irya ubrała się odpowiednio do okazji, czyli poza koszulką ochronna nie zabrakło wzmacnianych rękawiczek i nowej amunicji w dodatkowym magazynku.
Charles się nie odezwał, ale na to nie bardzo mogła cokolwiek poradzić. W końcu był dorosły i jakoś sobie radził zanim ją poznał, więc pozostawało jej założyć, że cokolwiek robi, ogarnia to. Choć ostatnie wydarzenia mocno podkopały w Iryi tą pewność.

Po wygłaskaniu swojego robotycznego kota, wyszła z mieszkania. Wsiadła do swojego auta i pojechała na spotkanie.

***

- Tyle mam o niej - wtrąciła tytułem wstępu, przekazując teczkę Robertsowi i Johnsonowi. - Zamierzam wprost zapytać ją co ja łączyło z nieboszczykiem Yamadą i co robiła w dniach kiedy on miał w kalendarzu wpisane biesiadowanie - wyjaśniła im swój plan działania.
- Liczymy, po prostu, że powie coś więcej niż już wiemy? - zapytał Roberts ze znudzoną miną w momencie gdy Johnson jeszcze przeglądał teczkę.
- Dokładnie - skłamała Irya. To wszystko było dla niej idealnym pretekstem by zbliżyć się do Bonnet na tyle by móc sprawdzić czy wieje od niej chłodem. - Macie kamizelki kuloodporne?
- Mamy - w ustach Robertsa zabrzmiało to jak udręka i odruchowo wyprostował się i poruszył ramieniem.
- Miło wiedzieć, że uczycie się na błędach - skomentowała to z zadowoleniem Inspektor. - Na miejscu zamierzam wprost powołać się na nieistniejące śledztwo w sprawie śmierci Yamady i wypytać ją o jej związek z nim. Myślałam czy nie zrobić tego bardziej subtelnie, ale nie chce mi się bawić w podchody. Idziecie ze mną do jej domu czy wolicie czekać przed wejściem? - dała im wybór.
- Zaczekamy na rozwój wydarzeń i dopiero wtedy wkroczymy - odparł Johnson uprzedzając Robertsa, który już otworzył usta do odpowiedzi.

- Mi to wszystko jedno, byle byście byli w pobliżu - odparła na to Inspektor. - Z tego co sprawdzałam Bonnet ma dom w lepszej dzielnicy więc wasze auto będzie zwracać na siebie uwagę, dlatego ja podjadę tam pierwsza i zaparkuję na jej podjeździe. Wy zajedziecie chwilę po mnie i ustawicie się już gdzie będziecie chcieli.
- OK - potwierdził Johnson, a Roberts w reakcji na jej uwagę spojrzał na samochód, jakby nie rozumiał co miała na myśli.
- To jedziemy - skinęła głową i wyciągnęła rękę w kierunku Johnsona, by oddał jej akta.

***

Dotarcie pod adres domowy Bonnet trwało niecały kwadrans. Po wjechaniu na jej ulicę, zgodnie z ustaleniami czarne auto Specjalnych zostało w tyle, a Irya swoim dojechała aż na podjazd podejrzanej. Nim otworzyła drzwi obmacała czy jej pistolet jest na swoim miejscu i wzięła teczkę pod pachę. Wysiadła i ruszyła do drzwi frontowych.


Szeregówka nie leżała w bogatej dzielnicy, ale nie była też biedna. Poziom nowobogacki. Inspektor pokonała dwa stopnie i nacisnęła guzik dzwonka. Po nieco dłuższym niż standardowym czasie słychać było szczęknięcie zamka i drzwi otworzyły się na oścież ukazując postać, którą Irya pamiętała z nagrania hotelowego.


- O co chodzi? - zapytała marszcząc brwi. Irya miała wrażenie, że miała ochotę odpowiedzieć coś opryskliwego, ale powstrzymała się, nie wiedząc z kim ma do czynienia. Czuła na sobie wzrok oceniający jej wartość. Aura chłodu, której inspektor spodziewała się wyczuć, była wyraźna. Przypominała jej tą jaka otaczała Charlesa.
Corday uśmiechnęła się promiennie do kobiety. Czuła wielką satysfakcję, że potwierdziły się jej podejrzenia co do niej.
- Pani Bonnet? - odezwała się Irya uprzejmym tonem, który najbardziej drażnił takich nerwusów jak osoba przed nią. - Agentka nieruchomości, tak?
- Zgadza się - w głosie kobiety pojawiło się nieco wymuszonej uprzejmości i nadziei. - W czym mogę pomóc?
- Wspaniale - ucieszyła się Corday. - To pani biuro? - skinęła głową w kierunku drzwi. - Ma może pani teraz chwilę czasu? - starała się brzmieć tak, jakby zamierzała poruszyć temat zakupu jakiejś nieruchomości, a stojące za jej plecami auto na pewno poświadczało, że jest osobą, którą stać na taki wydatek.

Kobieta skrzywiła się jakby propozycja była jej nie na rękę, ale zaraz jej twarz się wypogodziła.
- Zapraszam - wykonała zapraszający ruch ręką i otworzyła szerzej drzwi.
Blondynka bez wahania weszła do środka, przechodząc tuż obok Bonnet. Od razu rozejrzała się po holu i zatrzymała spojrzenie na agentce nieruchomości.
- Proszę za mną. Gabinet jest na końcu korytarza - poprowadziła inspektor w tamtym kierunku. Zajęła miejsce przy biurku i wskazała jedno z dwóch krzeseł na przeciwko. Gabinet był urządzony bardziej na pokaz. Na półkach stały książki, które prawdopodobnie nigdy nie były czytane, przedmioty oglądane, a akcesoria na blacie używane.
Corday zajęła miejsce na krześle stojącym po jej prawej stronie i położyła sobie na kolanach teczkę, którą do tej pory trzymała pod pachą. Powoli powiodła wzrokiem po półkach.
- Które rejony dzielnic obejmują pani oferty? - zapytała, zaczynając od tego co jeszcze nie zdradzało jej faktycznego celu wizyty, ale wciąż mogło dać jej pogląd w zasięg jej heretycznych działań.
- Głównie Gotland i Southside, ale w razie potrzeby mogę działać na całej Lunie - entuzjazm kobiety nieco opadł widząc, że pytanie nie zawierało konkretów.
- Myślałam o czymś pośrodku - stwierdziła Corday. - Ale zanim będę mogła prowadzić z panią interesy to, z uwagi na mój zawód, muszę wpierw panią sprawdzić - po tych słowach Irya wyprostowała się na fotelu i sięgnęła do kieszeni płaszcza, wyciągnęła z niego odznakę policyjna i zdjęcie, po czym położyła je na biurku. Fotografia przedstawiała klatkę z nagrania na którym było widać ją i Yamade w hotelowym holu. - Tego samego dnia co zarejestrowano panią, pan Yamada został zaszlachtowany w swoim łóżku. Hotel w którym miał penthouse jest własnością Capitolczyka, stąd dochodzenie. Jest pani ostatnią osobą, która widziała pana Yamade żywego - nakreśliła sytuację, nie dając jej dojść do słowa. - Moje pytanie to jaka relacja panią łączyła z panem Yamadą - zakończyła wypowiedź i wybiła w Bonnet wyczekujące spojrzenie.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 13-09-2022, 21:45   #270
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Kobieta dosyć długo wpatrywała się w zdjęcie, a na jej twarzy malowało się coś między strachem, złością, a irytacją. Wszystkie te odczucia stopniowo znikały, aż w końcu kobieta oparła się o fotel i wbiła spojrzenie w policjantkę.
- Służbowe - odpowiedziała w końcu.
- Zadam więc standardowe pytanie w tej sytuacji - Irya powiedziała to w tonie ostrzeżenia. - Gdzie pani była w noc śmierci pana Yamady? - nie musiała podawać daty bo widniała ona na dole zdjęcia które agentka miała przed sobą.
- U siebie - udzieliła zdawkowej odpowiedzi.
- Czy są jakieś osoby które mogą to potwierdzić albo inne formy na potwierdzenie tego? Na przykład nagrania z domowego monitoringu?
- Na chwile obecną nie przychodzi mi nic takiego do głowy, a czy są jakieś dowody że była w tym czasie na miejscu zbrodni? - uniosła brew.
Irya powstrzymała się przed zrobieniem miny politowania, że dobrze wie, że ktoś taki jak ona bez najmniejszego problemu mógłby się znaleźć w sypialni Yamady z pominięciem części monitorowanych.
- Do tego tematu wrócimy - odparła Inspektor. - O czym tak burzliwie rozmawialiście wtedy ? - skinęła głową na fotografię by być konkretną co do czasu i miejsca.
- Rozmowa dotyczyła nie wywiązania się ze zobowiązań - kobieta nie odrywała od niej spojrzenia.
- Kto się nie wywiązał? Pani czy pan Yamada?
- Yamada - zrobiła pauzę, ale najwyraźniej poczuła potrzebę uzupełnienia wypowiedzi. - Jednak nie było to na tyle poważne życzyła mu śmierci.
- A można wiedzieć co takiego pan Yamada nie zrobił? - Irye szalenie ciekawiło jak będzie się z tego tłumaczyła. - I czy to dotyczyło tylko was dwojga czy może kogoś jeszcze?
Przez twarz kobiety przemknął cień złości lub irytacji, ale szybko go opanowała.
- Odwołał przyjęcie na którym miałam spotkać potencjalnego intratnego klienta.
- Rozumiem - Corday powoli pokiwała głową. - Kiedy miało być to spotkanie?
- Właśnie tego dnia. Odwołał je w ostatniej chwili. Nie omieszkałam mu wytknąć, że tak się nie robi - sugestywnie spojrzała na leżące zdjęcie. - Rozumie pani, to dosyć słaby powód do mordowania kogoś we śnie.

Inspektor w swojej pracy już spotykała przypadki kiedy ktoś kogoś mordował za dużo mniejsze drobiazgi, ale nie skomentowała tego.
- Często urządzał u siebie takie spotkania? - ciągnęła dalej Inspektor.
- Dosyć regularnie - przekrzywiła lekko głowę.
- Bywała pani na nich?
- Zdarzało mi się.
- I jak one wtedy wyglądały? - na zewnątrz Irya nie dawała po sobie poznać, że ma pewne pojęcie o tym. Potrafiła radzić sobie z prowadzeniem przesłuchiwania tak by przesłuchiwany nie połapał się.
- Nie rozumiem pytania - zmarszczyła brwi. Zrobiła to raczej celowo niż odruchowo, a jej oczy błysnęły czujnością.
- Bo ja wiem... - Inspektor wzruszyła ramionami. - Czy w ich trakcie działo się coś nietypowego? - szczerze mówiąc, Irya miała problem by nie parsknąć śmiechem przy tym pytaniu, ale zdołała zachować pełną powagę.
- Nie wydaje mi się - odpowiedziała wbijając w inspektor chłodne spojrzenie. - Typowa dla Yamady kolacja przy stole.

Corday niewzruszona zmianą nastawienia Bonnet, sięgnęła po kolejne pytanie.
- Sądząc po rozmiarze jadalni wnioskuję, że nie były to kolacje dla dwóch czy trzech osób tylko większej grupy. Prawda? - uśmiechnęła się uprzejmie.
- Zgadza się - skinęła lekko głową.
- Proszę mi podać nazwiska osób, z którymi spotkała się pani na ostatnich imprezach u pana Yamady - Irya położyła sobie na kolanach teczkę i sięgnęła za pazuchę, wyciągając swój notes i pióro. - Możliwe że ktoś pośród nich może być odpowiedzialny za jego śmierć - dodała dla wyjaśnienia i zachęcenia by mówiła.
- Przykro mi, ale nie pamiętam - obdarowała inspektor wymuszonym uśmiechem. - Tyle się ich przewinęło. Nikt też nie był moim klientem więc nie było potrzeby ich zapisywać.
- Hymmm ciekawe... - Inspektor lekko przekrzywiła głowę wpatrując się w twarz Bonnet. - Skoro to nie byli pani klienci, a łączyła panią relacja zawodowa z panem Yamadą to... Co pani robiła na tych spotkaniach? - Irya uwielbiała kiedy przesłuchiwani w swoich zeznaniach sami na siebie zastawiali sidła.
- Liczyłam na obiecanego klienta, który jednak nie nastąpił - odparła po krótkim zastanowieniu.
- "Tyle ich się przewinęło" - Irya powoli powtórzyła jej słowa. - I za każdym razem nie było obiecanego klienta? Kim miał być ów klient?
- Goście widocznie mieli inne priorytety i wspólne tematy z gospodarzem. Pewnie przychodzili dla samego jedzenia - zaśmiała się jakby powiedziała jakiś żart.

- Pani też tam przychodziła głównie dla jedzenia? - Corday zmrużyła nieco oczy, wpatrując się w rozmówczynię.
Kobieta otworzyła usta aby coś odpowiedzieć i wstrzymała się na moment.
- Jak już mówiłam liczyłam na obiecany kontakt z klientem. - powiedziała w końcu. Irya miała wrażenie, że nie było to co chciała powiedzieć w pierwszym odruchu.
- Może ten jeden raz, ten ostatni, który nie doszedł do skutku, to tak właśnie było - Inspektor wzruszyła ramionami. - A jednak była pani u niego wielokrotnie. Dla towarzystwa pani nie przychodziła, wnioskując, że nie pamięta pani nazwisk jego gości. Więc... Co takiego wyjątkowego było podawane u pana Yamady w jadalni? - uśmiechnęła się z politowaniem na agentkę nieruchomości. - No chyba, że jednak przypomniały się właśnie pani jakieś nazwiska.
Bonnet rzuciła jej czujne spojrzenie.
- Mistrzowsko potrafił przyrządzać mięso - rozparła się w fotelu.
- Jakiego rodzaju mięso? - udała zaciekawienie.
- Wszelakie. Głównie czerwone i podroby - odparła agentka nieruchomości.
- Gospodarz szykował potrawy sam, czy oprawiał zwierzynę przy gościach?
- Czy sposób serwowania posiłków przez Yamadę ma związek z jego śmiercią? Jak pani widzi staram się być pomocna w śledztwie, ale wydaje mi się, że mocno odbiegamy od głównego wątku.

- Stara się pani być pomocna? Serio? - Inspektor zrobiła zszokowaną minę. - Tak dokładnie to w którym momencie, bo nie zauważyłam - powiedziała to z ironią w głosie. - Na razie to co pani powiedziała nic nie wnosi, nadal jest pani główną podejrzaną, bo miała pani motyw - wyjaśniła jej jak sytuacja w tej chwili wygląda. - Zupełnie się pani nie stara, żeby dać mi jakiś powód do szukania winnego śmierci pana Yamady gdzieś indziej - lekko pokręciła głową w geście dezaprobaty. - Czy denat wspominał pani o jakiś problemach? - dała jej furtkę by się postarała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172