Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2017, 00:12   #11
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Tymczasem Chris na recepcji starał się porozumieć z Joachimem.
- Przepraszam bardzo, za tę rozmowę rano w restauracji. Jakoś tak niezręcznie wyszło. Kwiaty przyniosłem - uśmiechnął się niezręcznie - może wam się spodobają - spuścił wzrok oglądając z wielkim zainteresowaniem swoje buty. - Chyba wyrwałem Cię z drzemki.
Joachim wziął kwiaty w ręce i skrzywił się lekko. Szybko jednak schował grymas i wymusił mały uśmiech.
- Dzięki… żonie się spodobają.
- Miałem taką nadzieję
- Chris uśmiechnął się radośnie - kobiety lubią kwiaty, prawda?
Joachim pokiwał głową niespecjalnie zwracając uwagę na Chrisa.
- Czegoś jeszcze chcesz? Niespecjalnie chce mi się rozmawiać teraz z tobą czy twoimi koleżankami, bez urazy… - dodał bez przekonania.
Chris przygryzł zęby z zażenowania:
- Ostatnia rzecz. Gdzieś w aucie chyba wypadł mi klucz. Poszukam wieczorem jak się zrobi trochę chłodniej. Mógłbyś mi na chwilę otworzyć drzwi do pokoju? Wezmę jedną rzecz, którą muszę pilnie zabrać do Deanny.
Joachim uniósł brwi.
- Czemu po prostu nie poszukasz teraz? Jakby było to takie pilne to byś nie marnował tak czasu… a zresztą - machnął ręką i wszedł do pokoju za kotarą. Po chwili wrócił z kluczem. - Chodź.
Chris poszedł za Joachimem. Nie bardzo miał pomysł co zrobić dalej ze zdobytą wiedzą o tym gdzie są zapasowe klucze. Zabrał jakieś papiery z pokoju, podziękował Joachimowi i poszukał Pat.
Pat znalazła Chrisa na korytarzu.
- Kwiaty wręczone? - Spytała wydobywając paczkę papierosów z kieszeni. Na chwilę zamyśliła się. - Chcemy pogadać u mnie?
- Gdziekolwiek - mruknął Chris - to wariat - starał się, aby zabrzmiało to raczej żartobliwie - ale przecież nie będziemy tak bezmyślnie grzebać w jego rzeczach. Wychodzi i nie zamyka motelu, chyba nie trudno będzie zdobyć te klucze. Co robimy, masz jakiś pomysł?
Pat poprowadziła Chrisa do swego pokoju, tam odpaliła papieros.
- Pokój był zamknięty. Więc na pewno nie wyciągnęli go siłą. - Zaciągnęła się patrząc na swego towarzysza. - Ale jeśli Deanna daje znać policji, to powinniśmy dziś, bo jutro pewnie oni tam wejdą.
- Wątpię żeby potraktowali to zaginięcie poważnie… ale na pewno warto byłoby tam wejść. To powinno być w sumie łatwe, klucze ma u siebie w kantorku. Tyle, że on ma tu wszystko poukładane, może pamiętać nawet w jaki sposób ma ułożoną pościel na łóżku. Jest sam, poczekajmy, jak wyjdzie, jeden do pilnowania czy nie wraca, drugi przeszuka pokój. Mam nadzieję, że jego żona nie leży ciągle u niego w łóżku - Bones zakończył mało smacznym żartem.
- Skocze po fajki i mogę czuwać na ławeczce. - Odpowiedziała z uśmiechem.
- Jasne. - Chris podszedł do samochodu, wyciągnął wodę z lodówki, wykonał gest jakby coś znalazł na podłodze i poszedł w kierunku Pat.
- Powiedziałem Jo, że mam coś pilnego do zaniesienia Deannie. To może posprawiajmy wrażenie, że jej coś niosę. Przy okazji oglądniemy miasteczko i może pomyślimy na spokojnie. Jo teraz będzie chyba spał, więc i tak do niego nie wejdziemy.
- Ok, chętnie się przejdę.
- Odparła Pat. - To co najpierw stacja?

Na stacji akurat zmieniali się pracownicy. Facet ze wczorajszej nocy właśnie opuszczał budkę i wręczył klucze dla znacznie młodszego od siebie chłopaka, może w wieku licealnym, może studenckim.
Starszy facet wywrócił oczami i minął dwójkę detektywów bez słowa.
W środku budki młody chłopak przywitał ich z zupełnie innym nastawieniem, w pełni uśmiechnięty, o przyjemnym, młodzieńczym głosie
- Ah, przyjezdni, tak? Jak się wam u nas podoba? Cały ten piasek i nic innego? - spytał siadając za wąską ladą.
- Ludzie za to bardzo interesujący, tak więc nie nudzimy się wcale… - powiedział Chris możliwie wieloznacznie. - No i spróbowaliśmy już gofrów. Wyjątkowe. A trochę ich już w życiu zjadłem.
- Poproszę dwie paczkim L&M. Te niebieskie.
- Wskazała Pat, opierając się o kontuar. - Fajnie ciche miasteczko, jest bardzo spokojnie, więc można odpocząć.
Chłopak szybko podał wskazane papierosy i wstukał kod do kasy, na ekraniku wyświetliła się cena.
- No z tym odpoczynkiem to tak nie wiem. Nikt tu nie ma nigdy wakacji… na takim pustkowiu jest pewnie więcej do roboty niż w raju. Ciężej się utrzymać przy życiu - wzruszył ramionami. - Żeby coś wyrosło na takiej ziemi jak mamy tutaj, trzeba włożyć więcej pracy niż tam gdzie masz gotowy czarnoziem czy coś - rozgadał się, najwyraźniej myślami wędrując gdzieś do pola.
- Macie tu pola uprawne? Myślałem, że nic tu nie jest w stanie urosnąć. Ludzie, którzy tutaj żyją muszą mieć naprawdę dużo samozaparcia. - Bones próbował odszukać w pamięci, czy widział po drodze cokolwiek poza piaskiem i skałami. - Myślałem, że żyjecie tutaj z… nie wiem… jakieś kopalni, albo fabryki lub biznesu…
- Kukurydza… ta pod ziarno to jak się uprzesz wyrośnie wszędzie. Wszędzie w ameryce przynajmniej
- dodał wzruszając ramionami, podkreślając, że poza USA nic go nie obchodzi. - A kopalnie? Cóż miasteczko powstało pod wpływem gorączki złota, okoliczne górki coś w sobie skrywały niby, ale teraz nic takiego funkcjonującego tu nie ma. Rolnictwo i jedna fabryka części pod pociągi. Nieduża raczej - dodał przyznając uczciwie.
Pat odliczyła gotówkę i położyła ją na blacie.
- Ja w sumie odpoczywam, tempo mi odpowiada. Ale prawdą jest, że też nie szukam pracy. - Po chwili namysłu stwierdziła, że spróbuje. - Szukamy pewnego gostka, może go kojarzysz. - Po krótce opisała Thomasa.
- Ah tak ten pan. Kupował tu papierosy i jakieś picia z lodówki. Chyba głównie colę. Troszkę pogadaliśmy, ale zawsze przychodził z rana strasznie niewyspany. Chyba raz pomylił mnie z Ronem… tym co ma nocną zmianę w sensie. Nie wiem jak to możliwe, o ile naprawdę nie padał na zbity pysk - pokręcił głową uśmiechnięty.
- Ron to ten co wychodził. - Spytała z zaciekawieniem. - czasami mam wrażenie, że w takich miejscowościach wszyscy się znają.
- Może nie jakoś dokładnie, ale no wiem na jakim polu kto pracuje, kto prowadzi jaki sklep i tak dalej. Tak jakbym mieszkał w większym mieście i miał dużo sąsiadów…
- powiedział łącząc dłonie w gestykulacji.
- Heh, chyba ze mną jest coś nie tak, ja nawet nie kojarzę swoich sąsiadów. - Pat zerknęła na Chrisa czy chce o coś jeszcze spytać.
- Może i tak - mruknął Chris - ale tu przynajmniej nie macie całego tego miejskiego syfu. Handlarzy narkotyków, bronią, lewych interesów i band trzymających za gębę całych dzielnic… w LA to czasem sąsiada strach poznać.
- Dalej nie rozumiem co można tu robić po nocach. Może ten facet jakiś zestresowany był i nie mógł spać po nocach. Przecież nie macie tu barów 24/7, prawda?
- No nie mamy nic takiego. Znaczy mamy taki bar-pub, ale zamykają o północy
- przypomniał sobie, zapewne miał na myśli pub który widzieli blisko porannej restauracji. - A najgorsze co się przydarza to jakaś bijatyka raz na jakiś czas. A nie! - przypomniał sobie, klepiąc się w głowę.
- Raz mieliśmy morderstwo, no ale nie trzeba było geniusza żeby je rozwiązać. No, ale to się chyba nie liczy, nie? Wszędzie się to zdarza, co nie? Takie… no nie wiem - podrapał się po nieśmiałym, młodzieńczym zaroście. - Przejściowe zło.
- Ale, że co? Chyba nie tak sąsiad sąsiada?
- Chris wyglądał na zdumionego - Niemożliwe, nie? Pewnie jakiś obcy. Takie rzeczy się czasem zdarzają. U nas na osiedlu był taki jeden, normalny człowiek na pierwszy rzut oka. Biznesmen, żona, wszystko poukładane, raz z nim nawet na piwie byłem. I nagle co? Zgarnęli go na kilka lat, okazało się, że jakieś lewe interesy robił. Najlepsze, że go dopadli w takim małym miasteczku… podobne jak to tutaj… mówili, że przyjechał, niby nic. W jakimś barze nielegalne interesy robił. Czy to jakieś narkotyki, czy co… żona moja nawet pytała policjanta, ale nie chciał powiedzieć… Nas pytali, czy normalny sąsiad był. No, a jaki niby. Z księżyca? Mówię ci, czasem to się na ludziach nie da poznać. - Chris sięgnął po colę i dwa batony.
- Nie macie tu chyba zbyt wielu obcych, co? Poza nami i tym nieszczęsnym Thomasem.
Chłopak pomyślał chwilę, ale ostatecznie pokręcił głową przepraszająco.
- Raczej niewielu się tu pojawia tak na dłużej. Jeśli już to czasem przejeżdżają tędy tirowcy… no i kiedyś zdarzali się meksykanie. Jak był boom migracyjny kilka lat temu. Jakby nie patrzeć nie jest to daleko od granicy. Była jakaś afera, że ktoś z miasteczka pomaga przy przemycie, coś poszło nie tak… ale nie wiem dokładnie, miałem wtedy ze dwanaście lat to nie bardzo mnie to interesowało - wzruszył ramionami, bo najwyraźniej dalej nie należało to do jego obszaru zainteresowań.
- No nic, dzięki za colę, do zobaczenia później - zapłacił za wszystko i ruszył z Pat. Dziewczyna wróciła na ławeczkę pod motel, aby obserwować recepcjonistę lub też zwyczajnie pomyśleć. Bones poszedł w kierunku centrum z zamiarem odwiedzenia jeszcze kilku lokalnych sklepików, szukając okazji do wypytania o dokładnie to samo o czym rozmawiał ze sprzedawcą: nielegalne interesy, obcych ludzi w miasteczku i nietypowe zdarzenia. Łączył to wszystko z pozytywnymi słowami dla samych mieszkańców. O ile tylko chcieli rozmawiać.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 25-06-2017, 19:30   #12
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
2 Listopada 2010

Chris postanowił lekko pokręcić się po miasteczku, podążając śladami Thomasa, tak jak on postanowił powypytywać w bardziej charakterystycznych miejscach miasteczka o to i owo. Nikt go oczywiście nie wyrzucił za drzwi, ale zbyt pozytywne nastawienie zdawało się odstraszać ludzi, którzy byli raczej nieprzyzwyczajeni do obcych, a co za tym idzie, nieufnie nastawieni. Niektórzy zdawali się jednak być nieco oburzeni charakterem pytam o problemy w miasteczku, może odbierali to jako sygnał do tego, że Chris sam szuka kłopotów, a może po prostu byli święcie przekonani, że żyją w raju spokoju i zgody.
Tak czy inaczej pobieżne przepytywanie okazało się raczej bezowocne. Bez punktu zaczepienia, poszukiwanie po największych ogółach, mogło przynieść więcej szkody niż pożytku. Jednak standardowe pytanie wszystkich było akcją konieczną przy tego typu pracy. Gorzej jednak, że nie wiadomo było o co w ogóle pytać.
Czas do pory lunchu minął mu szalenie szybko, a nogi od chodzenia nieco zaczęły boleć, z ulgą udał się w stronę hotelu by spotkać się z koleżankami.
Wracając rozglądał się nieco po horyzoncie i na końcu kilku dróg dostrzegł zarys zieleni, najwyraźniej rzeczywiście hodowano tu kukurydze i to w niemałej ilości. Współczesne złoto, dla mieszkańców, które najwyraźniej powstało na fali gorączki złota i jakimś cudem przetrwało jej przejście.


Deanna również nie miała zbyt owocnego poranka. Wizyta u szeryfa nie dała jej zbyt wiele informacji, ale zaangażowanie służb publicznych w poszukiwanie, mogło okazać się bezcenne. Czas miał pokazać, czy to, że nie była do końca szczera na temat tego kim naprawdę jest, okaże się niekorzystne.
Dworzec który odwiedziła nie był zbyt okazały. Umieszczona przy torach budka obsługiwała zarówno sprzedaż biletów autobusowych i tych na pociągi. Można było do niej wejść i usiąść na ławczce w klimatyzowanym pomieszczeniu, gdzie wywieszone były rozkłady, ustawiony automat z napojami i batonami no i do tego mała łazienka dobudowana najwyraźniej kilka lat temu z tyłu budynku. Kasjerka znajdowała się za oszkloną, wypolerowaną na błysk szybą z solidnym, drewnianym blatem. Staruszka była raczej wesoła, a krzyżówki rozwiązywała z zawrotną prędkością. Było jej bardzo smutno, że nie mogła Deannie pomóc, ale budka była zamknięta i miała dwie szyby, a ona sama nie patrzyła przez nie cały czas, obserwując kto przyjeżdża więc nie mogła jej powiedzieć, czy ktoś zwany Johnem Smithem ostatnimi czasy tutaj się zjawił. Według informacji klienta, które przekazał im Maliński rzeczywiście miał on przybyć pociągiem i jeśli wierzyć reportom Thomasa, to tak się stało. Jednak resztę informacji, te bardziej dokładne, miał dostarczać tylko dla klienta i najwyraźniej trzymał się tej zasady.
Jednak gdy wróciła do hotelu w pewnym sensie szczęście się lekko do niej uśmiechnęło. Odebrała telefon od szefa.
- Na litość, ależ macie tam okropny sygnał, próbuję się dodzwonić od godziny! - warknął z frustracją. - Dzwonili do mnie z wypożyczalni samochodów. Thomasowi wczoraj upłynął termin przedłużenia opłaty więc próbowali namierzyć gdzie jest i wygląda na to, że samochód stracił sygnał. Mogło się to stać, albo przez rozwalenie go, albo bardzo specjalistyczne rozmontowanie go i wyjęcie nadajnika. Generalnie niedobrze… grożą strasznymi karami i odsetkami. Tym gorszymi im dłużej będziemy zwlekać z oddaniem samochodu. - następnie nieco zboczył z tematu rozwodząc się nad tym jak to będzie musiał ponieść koszty odsetek za wynajem, ale po chwili wrócił na główny tor.
-Dobra! Powiedzieli mi, że ostatni raz sygnał pojawił się w San Diego… kilka godzin jazdy, sugeruję żebyś kogoś z was tam wysłała żeby wybadał. Wyślę wam zrzut z map, gdzie dokładnie był ostatni raz. Wygląda na to, że stosunkowo w centrum miasta… koło jakiegoś banku czy coś. Spróbujcie znaleźć samochód, im szybciej tym większą dostaniecie premię… oczywiście Thomas pozostaje priorytetem, więc badajcie co się tam stało w miasteczku. - następnie szybko wysłuchał raportu Deanny z tego co do tej pory zdziałali, oczywiście nie było tego wiele bo i czasu nie mieli jeszcze tak dużo, ale był sceptycznie nastawiony co do zgłaszania zaginięcia już na tym etapie. Widocznie godziło to nieco w jego pojmowanie dobrego imienia firmy detektywistycznej, ale był w stanie dostrzec logikę za tym działaniem. Lokalne służby cieszyły się większym autorytetem wśród lokalnych ludzi niż obcy detektywi i to prywatni.
Dalej tylko życzył im powodzenia i rozłączył się nie czekając na pożegnanie.
Najlepiej jednak poszło Patrici, mimo, że wyznaczyła sobie najprostsze zadanie.
Pod jej nogami nazbierała się mała kupka popiołu, wiatr odmawiał dzisiaj stawienia się do pracy i robiło się porządnie gorąco i duszno, ale kobieta dzielnie przedzierała się przez paczkę papierosów. Joachima nie zauważyła ani razu, najwyraźniej spał. Kilka samochodów przejechało w tę i w tamtą, kilka osób tankowało naprzeciwko, ale ostatecznie stawił się brakujący lokator, właściciel pick-upa. Co dziwne nie wyszedł on ze swojego pokoju, ani od strony miasteczka, ale z drogi prowadzącej z dala od miasteczka.

Był to starszy facet, po pięćdziesiątce, z długimi, ale bardzo rzadkimi włosami, wyraźnie przetłuszczonymi i niemytymi od kilku dobrych dni. Albo może i ledwie kilku godzin, spacer w taką pogodę był dosyć męczący i mógł przemoczyć człowieka bardziej niż jesienny deszcz, na który się nie zapowiadało zbyt prędko. Mimo upału mężczyzna miał na sobie ciemnobrązową marynarkę, nieco zabrudzoną i mokrą od potu szarą koszulę, znoszone, ale mocne buty z ciemnej skóry i miejscami zdarte jeansy. Krzaczaste brwi podkreślały jego nieprzyjemne, zmęczone i przekrwione oczy, najbardziej zadbany był jego zarost. Broda otaczała mu usta, ale była niedawno przycięta od strony obu uszu, dobrze łącząc się z wąsami. Cała jego twarz przywodziła na myśl minione czasy, nieco zapijaczony patolog, czereśniak z pick-upem, zamknięty w swojej skorupie zacofania i wrogości do wszystkiego co nieznane. Rzucił Patrici jedno nieprzyjemne spojrzenie, od którego przeszły ją lekkie ciarki i na chwilę upał zmienił się w przebijający chłód, a gorący pot, na sekundę zmienił się w zimny, przyprawiający o gęsią skórkę.
Wszedł do swojego pokoju i siedział tam zaledwie kilka minut, po czym wyszedł ze starym plecakiem, wypchanym do limitu możliwości. Zamknął pokój, wsiadł do samochodu i szybko odjechał w stronę centrum miasta.
Niedługo potem wróciła Deanna, a godzinę po niej Chris. Mieli chwilę na dalsze plany, ale do San Diego musieli wysłać kogoś jak najszybciej, według tego co mówił Maliński.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 25-06-2017 o 19:32.
Fearqin jest offline  
Stary 17-07-2017, 21:05   #13
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
San Diego

Podróż minęła jej stosunkowo szybko, na drogach nie było ruchu, a sama jazda obfitowała w przyjemne widoki. Pod wieczór, gdy słońce już zaczęło powoli zachodzić, ale do zmroku zdawało się być jeszcze całkiem daleko, znalazła się w San Diego. Kierując się współrzędnymi , dotarła na miejsce gdzie ostatni raz samochód Thomasa wysłał sygnał 31 października, dzień po jego zaginięciu. Oczywiście po samochodzie, srebrnym volvo combi, nie było nigdzie śladu. Okolica była stosunkowo zaludniona, w pobliżu była siedziba sporego banku, kilka kilkunastopiętrowych biurowców, masa sklepów i kilka bloków. Ciężko było powiedzieć od czego zacząć, jednak po chwili dzięki dokładnym współrzędnym udało jej się dojść do miejsca, gdzie wiedziała, że samochód znajdował się w promieniu piętnastu metrów. Musiał więc być zaparkowany na parkingu, na którym ona stanęła. Po tej stronie ulicy była biblioteka otwarta jeszcze przez dwie godziny. Po drugiej zaś prywatna klinika i to taka z wyższej półki.

Pat wysiadła ze swego auta i odpaliła papieros. Oparła się o samochód tak by widzieć oba budynki. Po chwili namysłu napisała do Deanny, że jest na miejscu i auta na serio nie ma. Chwilę obserwowała wejścia do budynków, wypalając przy tym dwa papierosy.
- 15 metrów, tak? Coś tam jest w takiej odległości? Szopa? Garaż? Podziemny garaż?
- Nic takiego nie ma ale się porozglądam. - Pat schowała telefon do kieszeni i ruszyła w stronę biblioteki.
Według tabliczki na przestarzałych drzwiach Patricia miała jeszcze dwie godziny do zamknięcia.

Była to jedna z większych bibliotek miejskich, na parterze znajdował się hol, szatnia i główna czytelnia oraz dział do wypożyczeń książek. Na piętrze zaś oprócz kolejnej czytelni znajdowało się również pomieszczenie z komputerami, xero, drukarkami i podobnym wyposażeniem. Całość była dobrze wyposażona, zarówno jeśli chodziło o wszelkiego rodzaju książki i podręczniki, jak i sprzęt otaczający cenną wiedzę. Na każdym stole stała nowa, starannie wytarta z kurzu lampka, krzesła były ładnie, dokładnie polakierowane, a całość była klimatyzowana. Nie było tu ani za sucho, ani za wilgotno, ani za jasno, ani za ciemno mimo, że nie było okien. Warunki stworzono takie, by każdy siadając i wybierając sobie miejsce, mógł dostosować miejsce pracy do swoich potrzeb.
Obecnie nie było tu zbyt wielu osób, na piętrze Patricia zobaczyła ze dwie osoby przy komputerach, jedną przy skanerze, na parterze było zaledwie trójka osób czytających, notujących coś przy stołach, a jedna młoda kobieta, z wyglądu pilna studentka, chodziła między regałami zbierając do kupy coraz to kolejne opasłe książki.

- Dobry wieczór - mruknęła cicho bibliotekarka za ladą przy wejściu do głównego pomieszczenia. - Jeśli pani po odbiór wypożyczonych książek to proszę szybko do koleżanki obok bo ona zaraz wychodzi, odbiory tylko do 18:30 - powiedziała skinając na drugą stronę długiej lady w kształcie litery C. Za nią znajdował się z regałami, z książkami zarezerwowanymi na wypożyczenie, lub oddanymi, które trzeba było odłożyć na miejsce. Wszystko było schludnie i porządnie zorganizowane.

- Przyznam się, że przyszłam się rozejrzeć. - Odpowiedziała równie cicho Pat. - Znajomy polecił mi tą bibliotekę, mogłabym się przejść?
- Oczywiście, to publiczna biblioteka - kobieta uśmiechnęła się, jakby przypominając sobie gdzie pracuje i jak bardzo to lubi, może to młodość sprawiała, że miała jeszcze jakiś entuzjazm do pracy w sektorze publicznym. - Dopiero jakby chciała pani coś wypożyczyć potrzebna będzie karta, czy żeby z komputera czy jakiegoś sprzętu skorzystać. Ale poza tym czytelnia otwarta do dwudziestej pierwszej - poinformowała z przyzwyczajenia.
- Dziękuję. - Pat przespacerowała się po czytelni. Szukając okien na tyły budynku. Chciała zobaczyć czy nie ma tam.może żadnych garaży albo budynków mogących pomieścić auto Thomasa.

Tylni parking był raczej biedny, oferował zaledwie kilka miejsc dla pracowników, obecnie były tam tylko trzy samochody, maksymalnie mogło się zmieścić szóstka osobowych, ale auta Thomasa oczywiście tam nie było.
Pat powróciła do bibliotekarki.
- Niesamowite miejsce - szepnęła uśmiechając się. - Thomas prosił mnie bym sprawdziła czy nie ma jakichś zaległości, jest taka możliwość?

Kobieta poruszyła myszką ożywiając ekran monitora.
- Nazwisko? Chodzi o to czy ma coś niezwróconego, tak?
- Dokładnie. - Pat podała imię i nazwisko jakim posługiwał się Thomas. Wątpiła by rejestrował się w bibliotece, ale zawsze warto sprawdzić.

Bibliotekarka szybko wklepała dane w klawiaturę.
- Ah to ten pan co parę dni temu tak na szybko się zarejestrował? Dwie książki wypożyczył, ale ma jeszcze pięć dni więc spokojnie - powiedziała patrząc się w monitor.
- A mogłaby mi Pani dać znak jakie, niestety Tom jak widać jest lekko nieprzytomny. - Pat uśmiechnęła się. - Przypomnę mu co powinien oddać. Ja pewnie wpadłabym już na spokojnie jutro.

Kobieta pokiwała głową, z podręcznego notatnika wyrwała kartkę i coś na niej zapisała. Po chwili podała Patrici kartkę, z dwoma pozycjami. Jedną z nich była książka historyczna, opisująca historię stanu Kalifornia, o tytule ‘Jak gorączka złota zbudowała najpotężniejszy stan USA’, druga pozycja pochodziła od tego samego autora, było to wydanie pracy naukowej, na stopień doktorski o tytule ‘Możliwości eksploatacyjne porzuconych miast okresu gorączki złota stanu Kalifornia’. Autorem był niejaki Oliver Lacoste. Jego praca doktorancka była już całkiem wiekowa, bo sprzed dwudziestu lat, w książce podpisany był już jako profesor.

Pat podziękowała bibliotekarce, upewniając się jeszcze raz w jakich godzinach może się zarejestrować. Pewnym krokiem przeszła na drugą stronę ulicy i zajrzała do prywatnej kliniki.

Tam wnętrze było znacznie mnie sympatyczne niż w bibliotece. Recepcja była typowym, sterylnym, błękitno białym pomieszczeniem, gdzie za sporą ladą swoją straż pełniła kobieta w średnim wieku, ubraniu pielęgniarki i o wzroku apatycznego mordercy. W trudem przebijała się przez stertę teczek i dokumentów, co chwilę wściekle wpisując coś w komputerze.
Umieszczono tutaj zaledwie kilka, niewygodnych, zielonych krzesełek, wzdłuż dwóch ścian, w których rogu stał mały stolik, z nieświeżymi gazetami. Obecnie Patricia była jedynym klientem.
Z pomieszczenia były dwa wyjścia, jedno za ladą tylko dla personelu i drugie za szerokimi, dwuczłonowymi drzwiami, prowadzącymi do serca kliniki.

Pat z uśmiechem podeszła do lady, zerkając czy drzwi do kliniki są zamykane na jąkąś kartę czy też jest tam swobodny dostęp.
- Dobry wieczór.
Obok drzwi znajdował się mały czytnik na kartę, ale zapewne pani z recepcji też mogła otworzyć, miała do tego mały panel obok komputera.

Kobieta na sekundę podniosła wzrok na Patricię po czym wróciła do pracy. Rzadko bywało tak, że to sektor publiczny posiadał miłą obsługę, jak w bibliotece przed chwilą, w porównaniu do prywatnego, ale najwyraźniej Pat miała dziś szczęście.
- Polecono mi tę klinikę i rozważam założenie tu karty, czy istnieje możliwość by ktoś oprowadził mnie i opowiedział o waszej ofercie? - Spytała całkowicie nie zrażona reakcję kobiety za ladą.
- Na oprowadzenie troszkę za późno… głównie specjalizujemy się w wizytach domowych, obsługujemy głównie starych ludzi - kobieta mówiła szybko, nie odrywając wzroku od dokumentów. - Na miejscu przyjmuje kilku lekarzy, kilka różnych specjalności, dokładna lista tam - wskazał na ścienną tablicę, gdzie widniał wykaz listy lekarzy, wraz z tytułami, specjalnościami, godzinami pracy i numerem gabinetu.
- Dodatkowo oferujemy też opiekę nad osobami starszymi tutaj na miejscu, przyjmujemy ich tutaj zazwyczaj po operacji, gdy wymagają więcej opieki, a rodzina nie ma czasu. Czasem też po prostu, gdy mają gorszy miesiąc…
- A o której powinnam się stawić by była taka możliwość? - Pat z zaciekawieniem zerknęła na tablicę lekarzy.
- Od dziewiątej rano - burknęła kobieta, licząc, że do tego czasu nie zobaczy już Patrici.
Pat podziękowała i podeszła do tablicy z nazwiskami lekarzy, patrząc czy coś nie rzuci się jej w oczy. Żadne z nazwisk nie przywodziło jej nic na myśl, szybko więc opuściła klinikę żegnając się bez wzajemności z recepcjonistką.

Obeszła klinikę ze wszystkich stron. Na tylnym parkingu coś rzuciło się jej w oczy. Pozornie identyczny pickup, który widziała wczoraj w nocy, stał nierówno zaparkowany na miejscu dla pracowników. Niestety żeby w ogóle zajrzeć na parking, musiała zawiesić się na wysokim murku. Nie była pewna co do numeru rejestracji, ale przeczucie mówiło jej, że jest to ten sam samochód, którym wczoraj odjechał nieprzyjemny z wyglądu gość motelu Joachima w Father’s Pride.

Samochód był zaparkowany na miejscu dla pracownika, na znaku rezerwacji napisane było Roger Voel. Patricia nie mogła być absolutnie pewna, że był to ten samochód, a nawet jeśli to miejsce mógł zająć nie zwracając uwagi na to, że jest zarezerwowane, ale żeby w ogóle dostać się do parkingu musiał mieć klucz do bramy.
Pat rozejrzała się czy nikogo nie ma w okolicy i przewiesiła się przez murek.
Szybko przeskoczyła i znalazła się na parkingu. Oprócz pickupa były tu póki co tylko dwa inne samochody, większość miejsc była więc pusta.
Kobieta zerknęła czy nikt nie patrzy przez okna na parking. Chociaż nie dostrzegła nikogo w oknie, to zobaczyła dwie kamery. Pat chwilę poobserwowała z tego miejsca auto i wycofała się. Miała jeszcze chwilę by rozejrzeć się po okolicy, a potem trzeba było jeszcze znaleźć hotel i poczytać co nieco o lekturach, które wybrał Thomas. Idąc do auta odpaliła papieros.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-07-2017, 23:41   #14
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Father’s Pride

Chris nie miał nic przeciwko jedzeniu, a jeszcze mniej przeciwko rozmowie z Deanną. Poszli jeszcze raz w to samo miejsce, a Bones liczył że lunch okaże się równie smaczny jak śniadanie. Zamówili coś standardowego i za sugestią Deanny zabrali się za zbieranie faktów. Chris ze swojej strony chciał również ustalić, co powinni robić dalej. Nie lubił się przemęczać, ale jeszcze bardziej nie lubił być bezużyteczny. Sam nie wiedział nic, poza tym, gdzie Jo trzyma zapasowe klucze. Nie znał oblizanego gościa wgapiającego się w Pat, nic nie usłyszał też o Smithie. Na temat Thomasa udało mu się jedynie ustalić, że czas przeznaczony na sen wydawał bezmyślnie na wkurzanie ludzi w miasteczku. Trochę zaczynał rozumieć jak to działało. Najprawdopodobniej dużo obserwował, a zadawanie standardowych pytań potrafiło zdenerwować niejednego człowieka tutaj. To jednak było za mało. Thomas był przecież profesjonalistą i nie było czynników, które zmuszałyby go do tak głupiego zachowania. Albo miał więc problemy osobiste, albo było coś o czym nie wiedziała ich trójka. Jeśli miał problemy musiały być one duże i pojawić się ostatnio, bo wcześniej nikt nie narzekał na jego pracę.

Podzielił się tą błyskotliwą myślą z Deanną i zadowolony z siebie postanowił posłuchać z zainteresowaniem, co ma do powiedzenia jego bardziej doświadczona koleżanka. Uwielbiał rozmawiać z kobietami, więc lunch zapowiadał się podwójnie ciekawie.
- Nie sądzę, żeby chodziło o problemy osobiste Thomasa - kobieta potrząsnęła głową. - Miał jakiś powód, dla którego się tak zachowywał. Nie widzimy go na razie, ale za jakiś czas dostrzeżemy. Najdalej jutro policja wejdzie do pokoju Thomasa, postaram się przy tym być, może coś zauważę… - napiła się łyk soku z pomarańczy. - Mają tu cmentarz? Ciekawa jestem, gdzie żona Joachima jest pochowana. I czy w ogóle.
- Znakomite pytanie
- potwierdził Chris - też mam wątpliwości, czy wszystko odbyło się zgodnie z utartymi zwyczajami. Co do Thomasa, to nie jestem pewien. Jego zachowanie było ewidentnie głupie. Narażał dobro śledztwa i w zasadzie niczego nie ugrał. Nie wiem co można zyskać doprowadzając do totalnego zmęczenia. Mógł się bać i nie sypiać, ale wtedy raczej by stąd uciekł, a nie rozmawiał, powiedzmy, że normalnie, z mieszkańcami. Gdyby chciał załatwić obserwację zgodnie ze sztuką, to znalazłby czas na sen. Jaki racjonalny motyw może cię pchnąć do tego, że nie będziesz spać? - powiedział Chris i z zadowoleniem ziewnął. - Jedyne co mogę podać jako uzasadnienie to ogromny, albo przeciągający się stres. - zabębnił widelcem w blat - Albo… albo… - gwałtownie wycelował sztućcem w Deannę - albo sam chciał coś na tym ugrać. Obserwował trochę, ale miał przed oczami coś wartościowego i starał się to zdobyć. Kombinował coś na lewo, co liczył, że uda mu się szybko dostać. To też jest jakaś opcja. - rozluźnił się ponownie i wrócił do jedzenia.
- Ten chłop co przylazł do motelu, też łaził po jakichś krzakach. Może to co ciekawe jest nie w miasteczku, ale poza nim. Proponuję obczaić okolice i cmentarz. Może jeszcze jakieś miejsca, gdzie uda nam się nikogo nie wkurzyć. Wszyscy tutaj są wyjątkowo drażliwi. Jest to męczące. - poprosił kelnerkę o espresso i zaczął wgapiać się w ulicę, czekając co powie lub zdecyduje szefowa.
- Musiał mieć powód - Deanna była co do tego przekonana. - Albo coś się wydarzyło, co zaburzyło jego percepcję. Stres, substancje psychoaktywne, zmiany w mózgu...Nie mam pojęcia. Dobrze, obejrzymy cmentarz, Może dopytasz tę kelnerkę? - wskazała widelcem unurzanym w sosie pomidorowym dziewczynę, która obsługiwała ich rano. - Wydaje się martwić o Joachima, może coś ci powie na temat śmierci jego żony. Może jakaś rodzina?

Dziewczyna z rana dalej gdzieś kręciła się po restauracji. O tej godzinie były tylko dwie kelnerki, z rana widzieli jeszcze trzecią, ale biorąc pod uwagę obecną liczbę klientów nie było potrzebne aż tyle obsługi. Spostrzegli, że dziewczyna czasem rzuca im ukradkowe, przelotne spojrzenie, nikogo innego poza nią raczej nie interesowali, pomimo tego, że goście byli tu raczej rzadkością. Przynajmniej według tego co twierdził Joachim.

Chris chwilę jeszcze pogapił się bez celu w okno próbując ustalić kiedy będzie miała chwilę przerwy. Następnie podszedł do niej ze zmartwioną miną pytając o możliwość krótkiej rozmowy. Dziewczyna przytaknęła głową niepewnie, wzięła szmatkę i zaczęła wycierać lekko zabrudzony blat.
- Odebrałem rano wrażenie, że martwisz się o Joachima. Rozmawiałem z nim wczoraj i trochę też dziś. Mam wrażenie, że… wiesz.. nie pogodził się ze śmiercią żony. To było pewnie dla niego ciężkie doświadczenie. Ale takie rzeczy się zdarzają. To naprawdę spoko człowiek. Bardzo miły. - uśmiechnął się trochę bezradnie. - Niemniej trochę zaniepokoiła mnie jedna rzecz. Dziś po śniadaniu Joachim wrócił do siebie wcześniej, a my wpadliśmy do niego jakiś czas potem. Na recepcji zaskoczyliśmy jakiegoś człowieka, który wyraźnie czegoś tam szukał pod nieobecność Joachima. Wystraszyłem się go, on chyba nas też. Zachowywał się bardzo dziwnie, a po tym jak wszedłem na recepcje szybko wskoczył do swojego auta i odjechał. Wyglądał niechlujnie i obrzydliwie. Raczej nie był stąd. Mam nadzieję, że nie chciał Joachimowi nic zrobić. On mieszka sam w tym motelu? Nie ma żadnej rodziny? - Chris podrapał się po brodzie nerwowo i westchnął ciężko. - Bardzo mnie to wszystko zdziwiło.

Deanna przysłuchiwała się rozmowie - a raczej tym jej fragmentom, które miały szanse do niej dotrzeć przez barowy gwar. Ona poprowadziłaby tą rozmowę inaczej - Chris za dużo nawijał - ale z drugiej strony: znudzona kelnerka chętniej pogada z przystojniakiem z miasta, niż z nią.

Dziewczyna miała chyba lekki problem z przetrawieniem tak wielu informacji na raz, Chris zdecydowanie troszkę ją zaskoczył. Schowała szmatkę do kieszeni fartucha i wytarła o niego delikatne ręce.
- Eeeeem - zaczęła spoglądając gdzieś na bok nie wiedząc od czego zacząć. - No nikt z nim już nie mieszka, tak? Kiedyś mieli syna, ale wyjechał do miasta na studia i… no i nigdy nie wrócił. Dziwna to była sprawa, już dawno temu… chyba byłam w podstawówce. Jego żona źle zniosła to zaginięcie - pokręciła głową, wędrując gdzieś wspomnieniami. - No ale raczej nie ma więcej rodziny, więc nie wiem kogo pan tam widział. Różni ludzie się tędy przewijają, szczególnie po tej całej aferze z imigrantami sprzed kilku lat...
- Hmm… no nie wyglądał na imigranta
- zmartwił się - właśnie wyglądał jak… tu u was w mieście takich nie ma… sami porządni ludzie. Ten wyglądał jak jakiś żul bez dachu nad głową. Jonathan nie zachowywał się ostatnio jakoś dziwnie? Może coś go niepokoi, ale to twardy facet, pewnie nie chce się tym dzielić.
- Oh no nie wiem… jest troszkę zamknięty w sobie, wszyscy chcieli mu jakoś pomóc, zawsze go wesprzeć czy coś, ale zdawało się, że dobrze se radzi. No a potem wiadomo, zaczęło mu się wydawać, że wcale go nie opuściła -
powiedziała smutno. - A co do tego gościa to naprawdę nie wiem, ale dużo rolników tu wygląda na… wyrobionych. Ciężka praca w polu, masa piachu, słońce wypala skórę, wie pan jak jest - powiedziała oczywistą oczywistość.
Chris zwrócił uwagę na jej plakietkę z imieniem i odezwał się już nieco bardziej personalnie.
- Darlene, to nie był rolnik. Tego jestem pewien. Rolnicy to porządni ludzie, nie kryją się jak gdzieś wchodzą, bo po co, nie? I pewnie by znał Joachima. - Bones wbił wzrok w ścianę jak by intensywnie myślał. - Joachim pewnie tęskni za żoną. Ciężko mu znieść jej brak. My pewnie też byśmy trudno znosili rozstanie, gdybyśmy znali kogoś tyle lat, nie? - uśmiechnął się smutno - Chciałbym odwiedzić grób jego żony, to pewnie gdzieś niedaleko, prawda?
- Cmentarz jest pod największą górą w okolicy, w pobliżu tej okropnej kopalni… jest strasznie stary, ale zbudowali go chyba razem z miasteczkiem. Jakoś niecałe dwie mile stąd.
- Okropnej kopalni, Darlene? Słuchaj, pewnie jesteś trochę teraz zajęta. Może wpadłbym tutaj na chwilę po Twojej zmianie, usiedlibyśmy tutaj na chwilę na spokojnie i opowiedziałabyś jak wam się tu żyje. Może wpadniemy na to kto to mógł być…


Bazgrząca bez celu po papierowej serwetce Deanna zanotowała “okropna kopalnia”. Nie wiedziała, jak miałby to ich przybliżyć do znalezienia Thomasa, ale taki trop był lepszy, niż żaden. Miała nadzieję, że poszukiwania samochodu coś dadzą…

Darlene spojrzała na zegarek za ladą.
- Kończę zmianę za pół godziny, dzisiaj jestem od rana, a zaraz 14… w sumie mogę, ale żeby nie za długo, potem muszę pomóc mamie z obiadem, żeby tatko miał co zjeść jak wróci. Możecie tyle poczekać? - spytała.
- Super, bardzo Ci dziękuję - Chris uśmiechnął się - to poproszę jeszcze koktajl truskawkowy. - skinął głową uprzejmie i uśmiechał się raz jeszcze wracając do stolika.

- Dobrze. Może to coś, może nic. Tak się martwię o tego Joachima. Mam nadzieję, że to wszystko się wyjaśni - uśmiechnął się do Deanny - no i musimy zaglądnąć na ten cmentarz. Kupię jakieś kwiaty - a zniżając głos dodał - mam coraz większe przekonanie, że okolica kryje też wiele tajemnic. Chyba możemy poczekać to pół godziny, nie spieszy się nam, nie?
- Poczekam
y - zgodziła się Deanna, przeglądając kartę. - Na cmentarz powinniśmy pójść w nocy, nie sądzisz? - wbiła w Chrisa poważne spojrzenie. Nie drgnął jej żaden mięsień na twarzy. - Tak przynajmniej robią szanujący się detektywi w serialach – zaśmiała się. – Dobra, dość żartów. Dziewczyna chce z tobą gadać, trzeba kuć żelazo póki gorące. Z kwiatami nie przesadzaj, potem będę musiała rozliczać wydatki. Jak mam to zaksięgować? „kwiaty na grób – żywej wg jej męża – właścicielki hotelu”. – zajrzała znów do menu – Lody zabaione. Nie mam pojęcia, co to jest zabaione. Chcesz też?
- Kupie od serca, a w nocy to chodźmy do kopalni
- spojrzał na szefową. - Tak przynajmniej robią bohaterowie w horrorach. Ty… ale popatrz… oni wszyscy coś tymi nocami robią. Ciężko mi sobie wyobrazić, że w tym mieście może się coś dziać w nocy… a lody zjem - uśmiechnął się. - Odkąd tu przyjechałem chyba przesadzam ze słodkim.
- Hmm..
- zamyśliła się na moment, po chwili złapała spojrzenie kelnerki i domówiła dwie porcje lodów. - Wracamy do pytania, czemu Thomas siedział i palił zamiast spać w nocy. Też powinniśmy się tutaj nocą rozejrzeć.
- I zanim się zorientujemy też będziemy chodzić jak lunatycy
- zażartował Chris, ale natychmiast spoważniał. - To jest ważne pytanie, ale mamy chyba za mało danych. Czyli, albo obserwacja, albo przepytanie mieszkańców, albo rozglądnięcie się po okolicy. Albo wszystko razem… czy co? Mamy tą przewagę, że jest nas dwoje.
Pokiwała głową i wstała.
- Dobrze więc, nie będę wam przeszkadzać. Zjedzcie sobie razem z Darlene lody, pogadajcie. Dopytaj o kopalnię. Ja przejdę się na cmentarz, może spotkam jakiegoś pastora, lub księdza.. Dowiem się więcej o żonie Joachima. I okolicznościach jej śmierci - powiedziała, wychodząc.
- Ok. Uroczo
- mruknął Chris rozsiadając się na kanapie i sięgając po komórkę, żeby zaraportować żonie, że żyje i wysłać kilka smsów do koleżanek.

Darlene przysiadła się nieśmiało po jakimś czasie, który dla Chrisa minął niewiarygodnie szybko. Sama wzięła sobie kubek kawy ze śmietaną.
- Myślę, że mam jakieś dwadzieścia minut… - powiedziała spoglądając na drobny zegarek na nadgarstku.
Chris uśmiechnął się przyjaźnie.
- Super. Dzięki za pomoc. Tak, w ogóle, to fajnie ci się tu pracuje? Pracowałem kiedyś w kafejce. Ciężka praca, ale ją lubiłem.
- Jedna z lepszych robót jakie można tu załapać. Jeśli nie chcesz pracować na roli to jest… rolnictwo w tych okolicach to dużo potu, krwi i łez, więc jestem bardzo zadowolona
- powiedziała z uśmiechem.
- Cieszę się. No i jedzenie jest tu świetne, więc pewnie goście zadowoleni. Jak jest miło to przyjemniej się pracuje, nie?
- Myślę, że po trochu znam wszystkich którzy tu zachodzą, czyli większość miasteczka i wszystkich lubię, więc tak, jak najbardziej mił
o - potwierdziła kiwając głową. Spojrzała na zegarek i dopiła kawę.
- Ok. To fajnie… - chrząknął. - Zastanawiałem się kto odwiedził Joachima… Skoro mówisz, że lubisz tu wszystkich, to on na pewno nie był stąd. Tak się zastanawiam, po co wpadają do was ludzie z zewnątrz? Pewnie zwracacie na nich uwagę, nie?
Darlene wzruszyła ramionami niepewna swojej odpowiedzi.
- Czy ja wiem… sporo ludzi tutaj mieszka na farmach nieco dalej od samego miasteczka, więc są przyzwyczajeni do życia lekko na uboczu i pilnowania swojego nosa. Poza tym raczej mało kto tutaj zostaję. Przejeżdżają tirowcy, zatrzymają się u Joachima na noc, rano zjedzą tu śniadanie, kupią coś w jednym, drugim sklepie i jadą dalej. Kiedyś w trakcie tego kryzysu imigracyjnego z Meksyku było trochę gorzej, przewijało się tędy sporo podejrzanych ludzi, ale potem mocniej przymknięto granice i zrobiło się lepiej.
- Aaa. Rozumiem, a ostatnio nie pojawili się jacyś ludzie, którzy nie byli tirowcami? Ten od Joachima był zaniedbany i niechlujnie ubrany, ale mógł z kimś współpracować. Może czegoś tutaj szukają. Dziwna sprawa…
- Szczerze mówiąc, to nie wiem. Jeśli nawet to tutaj nie zawitali
- wzruszyła ramionami przepraszająco.
- Jasne. Nie ma sprawy. Może to po prostu jakiś samotny szaleniec. Opowiesz mi jeszcze o tej kopalni? Dlaczego jest okropna? - Chris zaczynał się przekonywać, że to, że nikt nic nie widział mogło po prostu oznaczać, że nikt nic nie widział.
- Bo to stara, opuszczona kopalnia - powiedziała stwierdzając oczywistą oczywistość. - Kiedyś się chyba nawet zawaliła. Wygląda jak z horrorów. Za dzieciaka się chodziło w pobliże, ale nikt nie wszedł dalej niż kilkanaście metrów w głąb… No i… w sumie - podrapała się po głowie. - Wiele razy ją zamykana, zabijano wejścia dechami i w ogóle, ale zawsze ktoś na nowo ją otwiera. Dziwna sprawa, ale nikomu nie szkodzi więc nikt się tym nie przejmuje.
- Pewnie ktoś sobie melinę urządził. Może ten drań co niepokoi Joachima. Gdzie jest ta kopalnia? Pewnie gdzieś blisko miasteczka skoro chodziliście się tam bawić, nie?
- Po drugiej stronie góry pod którą jest cmentarz… dla nas to niedaleko, bo wszędzie mamy daleko
- odpowiedziała z uśmiechem.
- To była kopalnia złota, nie? Bo węgla tu chyba nie uświadczysz… ale ja się słabo znam na geologii - uśmiechnął się trochę zakłopotany.
- A no tak - pokiwała głową. - Całe miasteczko powstało wraz z gorączką złota, więc kopalnia może być nawet starsza od miasta - dodała z nutką zastanowienia. - No, ale to nie wiem. Musiałby pan spytać kogoś starszego.
- Na pewno spróbuję. Ty pewnie musisz już iść, co? Słuchaj, w życiu to różnie bywa, jak byś kiedyś potrzebowała pomocy w LA to daj znać
- położył przed nią wizytówkę Chris E. Bones / Trade Support z numerem komórki. - Jak byś sobie coś sobie przypomniała interesującego to też możesz zadzwonić. Uśmiechnął się sympatycznie.

Dziewczyna grzecznie podziękowała, odstawiła filiżankę na ladę baru i w lekkim pośpiechu wyszła z baru.
Chris zapłacił, a potem – nieco ociężałym krokiem – udał się do swojego samochodu. W planach miał przejechanie się po okolicznych dróżkach leśnych (znaczy pustynnych) przed wieczorem, potem wysłucha raportu od Pat, a potem pobiega pod wieczór i lulu.

Cmentarz

Nie należało się spodziewać wiele po cmentarzu obsługującym tak umiejscowioną i zaludnioną miejscowość. Umiejscowione pod pasem wzgórz i jednej większej góry na pustynnym pustkowiu miejsce pochówku mieszkańców Father’s Pride był minimalistyczny. Bez ogrodzenia, porządnie zorganizowanych szeregów grobów, czy jakiejkolwiek granicy. Wyglądało na to, że powstał w sposób naturalny. Ktoś kiedyś, dawno temu zmarł w tym miejscu więc tu go pochowano. Potem by nie zostawiać samotnego krzyża pochowano kolejną osobę, a później wszystko poszło samo.
Może miało to związek ze wspomnianą kopalnią, do której wejście znajdowało się gdzieś na dole góry, pomiędzy wzgórzami. Możliwe było, że doszło do wypadku, gdzie zginęło na raz wiele osób, których nie dało się wydobyć, więc wydano im symboliczny pochówek blisko miejsca śmierci.
Odnalezienie grobu konkretnej osoby było trochę trudno, bo chociaż nie był to ogromny cmentarz, to nie był też w żaden sposób zorganizowany, ale ostatecznie znalazła grób Marty Krull. Gruby biały krzyż, bez dedykacji, jedynie z personaliami, datą urodzenia i śmierci.
Deanna przeczytała napis na nagrobku, a potem na okolicznych grobach - szukała nazwiska “Krull” zakładając, że członków rodziny chowa się obok siebie.
Potem rozejrzała się dookoła. W takich miejscach zwykle bywali jacyś kościelni, lub inne osoby odwiedzające swoich zmarłych, albo zajmujące się porządkowaniem terenu i utrzymaniem go w czystości.
Znalazła jeszcze dwa groby z nazwiskiem Krull, Joseph i Maria, sądząc po datach byli to rodzice Joachima.

Nie dostrzegła nikogo, w rogu cmentarza znajdowała się średniej wielkości, wiekowa, drewniana szopa, w której zapewne trzymano wszystko co niezbędne do utrzymania cmentarza w godnym stanie.
Podeszła do szopy, zajrzała przez okno, sprawdziła drzwi, były zamknięte, ale coś udało się jej dostrzec przez okno. Niestety jednak nie było tam nic interesującego na pierwszy rzut oka. Liny, szpadle. Łopaty, trochę bali drewna i kilka pustych trumien i gołych nagrobków czekających na właściciela. Nie planowała się – na razie – włamywać do szopy choć bez dwóch zdań był tam podkop prowadzący do kopalni…
Wyszła z terenu cmentarza. Na wyprawę do “okropnej kopalni” nie była przygotowana logistycznie, więc rozejrzała się w poszukiwaniu kościoła, albo innej plebanii, która powinna znajdować się gdzieś w pobliżu . Nikogo nie zobaczyła.

Ktoś musiał opiekować się cmentarzem, takie miejsca nie są pozostawione same sobie. Postanowiła wrócić do miast i popytać wśród mieszkańców, kto zarządza cmentarzem. Spróbuje spotkać się z ta osobą. Potem jeszcze odsłuchanie reszty – Pat długo się nie odzywała – raport i może iść spać. Organizm gwałtownie domagał się odpoczynku. Na nocne wyprawy przyjdzie jeszcze czas, zaczynała mieć przekonanie graniczące z pewności, ze w tej dziurze wszystko, co najważniejsze, rozgrywa się w nocy. Nie bez powodu Thomas wysiadywał na ławce.

-----
Po dotarciu do motelu Deanna pozwoliła , żeby prysznic zmył z niej pył z całego dnia. Potem postanowiła wyciągając się na łóżku, że odpocznie 15 minut, zanim zabierze się za raport. Oczywiście, zasnęła natychmiast.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 25-07-2017, 18:56   #15
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
San Diego
Noc 2 listopada, ranek 3 listopada


Patricia znalazła sobie hotel, gdzie recepcjonista był znacznie mniej przyjemnym gospodarzem niż Joachim Krell w Father’s Pride. Wymruczał do niej kilka słów, głównie uwag na temat tego czego jej nie wolno, dokładnie kazał godzinę, co do minuty, do kiedy ma jej już nie być za cenę, którą zapłaciła i nie spojrzał jej w oczy ani razu, dokładnie za to analizując wszelkie inne jej miejsca. W szczególności gdy szła w stronę pokoju.
Miała już się nad czym zastanawiać, a lektura na którą się porwała dała jej jeszcze więcej do myślenia.
Zaczęła od pracy naukowej, gdyż była wyraźnie krótsza i możliwa do przeczytania za jednym posiedzeniem, książka była znacznie dłuższa.
Oliver Lacoste może i był człowiekiem dosyć monotematycznym, zdawać się mogło, że interesowała go tylko i wyłącznie historia gorączki złota, ale trzeba było mu przyznać, że znał się na tym doskonale. Nawet jeśli temat nie był dla Patrici najbardziej interesujący, to trzeba było przyznać Lacostowi lekkie pióro i dobry warsztat pisarstwa naukowego. Pisał szczegółowo na temat bardzo rozległy, językiem dostojnym, ale i przystępnym dla postronnego czytelnika.
Z pracy Patricia mogła wyciągnąć kilka głównych wniosków. Autor podał wiele ciekawych przykładów, gdzie upadłe miasteczka, powstałe na fali gorączki złota, które upadły razem z nią, swoją porażkę zawdzięczały nie braku złota w okolicy czy innych cennych kruszczów, a wewnętrznym konfliktom mieszkańców. Udukomentowane całą masę barbarzyńskich aktów dokonywanych przez obywateli pobocznych miasteczek, powstałych na tyle daleko od ówczesnej cywilizacji, że prawo czy porządek, były tam chwilowymi ideami. Ludzie ostatecznie czuli się bezkarni, oddaleni od większego miasta i stale czuwającej władzy, pod wpływem upału, gorączki złota, czy chwilowego uniesienia posuwali się do okropnych czynów. Strzelaniny w takich miasteczkach, szczególnie u szczytu lat gorączki były na porządku dziennym, masowe wieszania, rewolty przeciwko lokalnej władzy miasteczek, rozliczne podpalania domów, czy ludzi na stosach. Popularne stały się też kultu, wypierające słaby przytułek chrześcijaństwa. Zanotowano też częste przejście na wyznania rdzennych amerykanów, czy na okultyzm latynoski, którego kolebka znajdowała się nie tak daleko, bo w sąsiednim Meksyku.


Po przedstawieniu historii Oliver przedstawił kilka przykładów udanego restaurowania takich opuszczonych miasteczek. Głównie w górnicze kolonie, czy miasteczka fabryczne, czasem, gdy warunki temu sprzyjały, w skupiska farmerów, otrzymujące ciekawe dotacje z budżetu państwa w ramach pomocy w rozwoju rolnictwa. Najgorzej oczywiście oceniał przypadki wznawiania takich miasteczek w celach turystycznych, zauważył też sporadyczne wykorzystywanie ich w przemyśle filmowym, ale to jedynie za czasów złotej ery westernów, a i wtedy ostatecznie przerzucono się na makiety miasteczek.
Główną część pracy zajmowały oczywiście jego własne propozycje. Znalazł i przeprowadził badania na rozlicznych miasteczkach, wydawać się mogło nieudanych wersjach Father’s Pride i pokusił się o niezwykle dokładne, doprecyzowane analizy tego jak można je przekształcić w kolejne udane projekty, wstrzykujące życie w zapomniane regiony Kalifornii. Najciekawsze były chyba jego dane prezentujące jak wiele złóż złota i innych metali można jeszcze znaleźć w tamtych okolicach. Miasteczka wymieniał po imieniu i poświęcał im szczegółową uwagę, jednak nigdzie nie pojawiła się wzmianka o Father’s Pride.
Zaczynać książkę było już dość późno. Najpierw zadzwoniła do Deanne i streściła czego się dowiedziała. Po kolacji zaczęła czytać.
Wyglądało na to, że początek książki był potężnym rozwinięciem pierwszych rozdziałów pracy, rozszerzając historię Kalifornii z naciskiem na gorączkę złota i to jaki miała wpływ na ukształtowanie się najpotężniejszego stanu USA, na wzór tego czym jest dzisiaj.
Jak się okazywało miała ona wpływ… niewielki.
Najwyraźniej w latach szczytu gorączki, Kalifornia i tamtejszy obywatele mieli za dużo innych spraw na głowie, a wszelkie złoża były zbyt rozbite by zorganizować się wokół kilku głównych miejsc, gdzie miały być najbardziej obfite w złoto miejsca.
Jedna jakiś wpływ był. Według Lacoste’a szczególne mocne piętno gorączka odcisnęła na obecnym stanie wiary chrześcijańskiej w Kalifornii, która obecnie była stanem z najmnejszym współczynnikiem wierzących w stosunku do liczby mieszkańców. Rozliczne załamania wiary podczas gorączki, mała ilość zżytych społeczności skupionych wokół jednej wiary i masa wpływów innych religii nowych kolonistów, indianów czy meksykanów, odcisnęły wieloletnie piętno.
Jednak autor dalej twierdził, zgodnie z tytułem, że to właśnie ten okres historyczny i gorączka złota zbudowały Kalifornię. Patricia wertowała kolejne kartki, odkrywając na nich jak kolejne osoby, ściągnięte do Kalifornii pod wpływem wizji łatwego bogactwa, kończyły jako kolejni budowniczy, politycy, odkrywcy i zdobywcy, dokładające swoje cegiełki do dziś najbardziej zaludnionego stanu. Rodziny poszukiwaczy osiedlały się tutaj i gdy nie mogły związać końca z końcem dzięki złotu, przerzucały się na co innego. Ostatecznie otwarto porty, zaczęła spływać siła robotnicza z Chin, zaczęto budować koleje, miasta, przemysł…
Zaczęło robić się późno, Patricia narzuciła niezłe tempo, lektura była łatwa w czytaniu, ale oczy miały swoje limity. Ostatecznie musiała kiedyś zasnąć, rankiem musiała wrócić do pracy, dalsza lektura mogła jeszcze coś wnieść, ale póki co nigdzie nie dostrzegła czegoś co mogło jej szczególnie mocno pomóc w obecnym zadaniu.

Father’s Pride
Noc 2 listopada, ranek 3 listopada


Chris wybrał się na swoją przejażdżkę. Wszelkie pomniejsze dróżki zdawał się prowadzić na poszczególnie farmy, większe lub mniejsze. Starał się nie zbliżać za bardzo, żeby nie wzbudzać podejrzeń wśród farmerów, szczególnie, że spora część już kończyła pracę, wracała do domu czy jechała w stronę miasteczka.
Hodowano rzeczywiście głównie kukurydzę, ale było już po plonach, więc nie było za wiele do oglądania.
Inne ścieżki ciągnęły się zbyt daleko, żeby mógł ot tak pozwolić sobie na wycieczkę, jedna na pewno prowadziła do cmentarza gdzie udała się Deanna.
Ta na zniszczonej i niemalże ukrytej w rogu cmentarza tabliczce znalazła informację od dozorcy, pracownika urzędu miejskiego, który zostawił tam swój numer telefonu i grzecznie wskazał godziny, w których będzie odbierał. Nie zajmował się pochówkiem samym w sobie, od tego był dom pogrzebowy, ale u niego kupywało się miejsca, on dbał o jako taki stan całego miejsca.
Po nocy ciężkiego snu zbudził ją telefon. Maliński był przynajmniej zdenerowany, szybko opierdolił kobietę za to, że przyszedł rano do biura i nie było jeszcze raportu na mailu, potem przypomniał jej jak ważne jest żeby jak najszybciej znaleźć samochód Thomasa bo firma, która mu go wypożyczała już nalicza niezłe odsetki. Ostatecznie pozwolił jej streścić to czego póki co dokonali i się dowiedzieli. Nie wydał się zadowolony, prędko się rozłączył, bez pożegnania, upominając się o to, żeby następnym razem nie zapomniała wieczorem wysłać sprawozdania.


Zarówno uwadze Chrisa jak i Deanny nie umknęło, że w motelu znalazł się nowy gość, być może nawet w liczbie mnogiej.
Na parkingu stał zaparkowany brązowy, zadbany van volkswagena z lat siedemdziesiątych, ulubiony wóz hipisów i im podobnych. Pasażerów nie było widać, ale zaparkowano go blisko recepcji, więc możliwe, że i w pobliżu dostali pokoje.
Joachim siedział grzecznie na swoim miejscu za ladą, pijąc kawę i czytając wczorajszą gazetę.
W miasteczku wszystko było w normie, po staremu. Zdawać się mogło, że jeśli będą chcieli się czegoś dowiedzieć, będą musieli ostatecznie spróbować jakoś zaburzyć tę rutynę.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 18-08-2017, 09:10   #16
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Deanna i Chris w Father's Pride.

Chris zbudził się wcześnie rano i wygramolił z pokoju z zamiarem dojedzenia nieświeżych kanapek z serem, które jeszcze miał w aucie. Otworzył bagażnik i siedział z tyłu popijając jedzenie wodą. To miał być dobry dzień. Wyraźnie czuł to w kościach. Wypatrywał, albo Deanny albo właścicieli Volkswagena, ktokolwiek wstanie wcześniej. Rozmyślał o rewelacjach, które dostarczyła Pat. Co jeśli w tej kopalni dalej było złoto i ktoś przymierzał się do jej przejęcia? Ten scenariusz wydawał mu się aktualnie bardzo prawdopodobny.

Około dziesiątej z jednego z pokoi wyszła zaspana kobieta pod trzydziestkę, z dużymi okularami na oczach. Podeszła do samochodu spinając długie, brązowe włosy w kuca i otworzyła tylne drzwi. Samochód był lekko mówiąc zawalony, Chris wypatrzył tam masę sprzętu, kilka sporawych skrzyń, urządzenia, które kojarzyły mu się ze sprzętem którym pracowali geolodzy. Póki co jednak kobieta wyjęła jedynie jeden z wielu statywów i z jednej skrzyń aparat. Zamknęła drzwi i ruszyła z powrotem do pokoju.
- Świetny samochód - odezwał się przyjaźnie Chris w kierunku kobiety, uznając że nie ma na co czekać - i praktyczny.
Odwróciła się zaskoczona, najwyraźniej wcześniej go nie zauważyła, zająknęła się przez to przed odpowiedzią.
- Tak - odchrząknęła i wyprostowała się. - Dzięki, nie na sprzedaż, nie jest pan pierwszy - powiedziała grzecznie uśmiechając się lekko.
- Gdzieżbym śmiał... takich samochodów się nie sprzedaje, chyba, że jest się pod ścianą - uśmiechnął się radośnie. - A Pani nie wygląda na kogoś takiego, nie? Interesowałem się tym trochę jak kupowałem swojego.
Kobieta pokiwała głową, średnio zainteresowana rozmową o niczym z obcym. Chwyciła wygodniej statyw i chyba ledwo powstrzymała westchnięcie.
- Dobrze działa to jeździmy - odpowiedziała tylko wzruszając ramionami. Spojrzała w stronę drzwi do swojego pokoju.
- Nie zatrzymuję - powiedział Chris, utrzymując pogodny ton - Sam mam dzisiaj kilka rozmów z tutejszymi gónikami, roboty lepiej nie odkładać - i ponownie zainteresował się jedzeniem.
- Górnikami? - kobieta uniosła brew. - Podobno nikt tu już nie kopie. Kopalnia jest zamknięta, prawda? - spytała całkiem pewna odpowiedzi.

* * *

Ziewając przeraźliwie Deanna powlokła się do łazienki. To zdecydowanie nie był jej dzień. Nie dość że koszmarnie zaspała, to szef nie dał jej czasu na dobudzenie się, więc nie do końca zapamiętała, czego chciał. Powinna do niego jeszcze raz zadzwonić i dopytać.. ale chyba nie byłby zadowolony. Zdecydowanie. Słów nie pamiętała, ale ogólny klimat rozmowy bardzo dobrze.
Lejąc na siebie wodę próbowała się dobudzić. Bez większego sukcesu. Kawa by jej pomogła, bez dwóch zdań. Ale ostatnio kawa jej nie wchodziła. Zamówi jakiegoś roibosa, czy coś takiego..
Ubrała się i wyszła z pokoju. Na swojego kolegę natknęła się zaraz za progiem. Bajerował jakąś kobietę.
Spróbowała się uśmiechnąć mile, ale się jej nie udało.
- Przedstawisz mi swoją nową znajomą, Chris?
- Eeee… Nie wiem.
- Chris spoglądał to na kobietę, to na szefową i starał się wyglądać jak by wiedział na temat kopalni więcej niż może powiedzieć. - Mam rozmawiać z górnikami. Aktualnym stanem kopalni interesuję się niewiele. - Prośbę Deanny zignorował i wrócił do śniadania, jakby to było najważniejsze jego zadanie dzisiejszego dnia.
- Aha… - kobieta pokiwała głową i po chwili oprzytomniała. Wyciągnęła smukłą dłoń w stronę Deanny, potem Chrisa. - Agatha Smirk - przedstawiła się na szybko. - Mogę spytać jaki ma być charakter tych rozmów? Jesteśmy tu żeby trochę się zająć kopalnią, pytaliśmy władz miasta czy są jacyś górnicy żeby mogli nas oprowadzić, czy pomóc, ale mówili, że kopalnia jest zamknięta od zbyt dawna. Jeśli ma pan jakieś lepsze kontakty, może moglibyśmy się dogadać? - spytała nagle bardzo zainteresowana.
- Deanna Wilams - odwzajemniła uścisk kobiety. - Jadłaś śniadanie, Agatho? Tu obok dają dobrą kawę, porozmawiamy o kopalni. - Spojrzała na kolegę - idziesz z nami, Chris?
Chris trochę zaskoczony obrotem sprawy dał znak szefowej wzrokiem, że nie bardzo wie, co teraz. Jednocześnie szybko wzruszył ramionami.
- Eee… Jasne. Czemu nie. - uznał jednak, że oddanie Deannie inicjatywy jest strategicznie świetnym pomysłem. - Chris Bones - przedstawił się kobiecie.
- Okej, tylko odstawię to do pokoju i dam znać dla mojego chłopaka, że wychodzę - rzuciła i potruchtała do pokoju, z którego wyszła po dwóch minutach, już bez odblaskowej koszulki.
W międzyczasie Chris podzielił się z Deanną swoim uklejonym na potrzeby chwili kłamstwem.
- Zaczynam się powoli gubić, kim jestem dla kogo. W każdym razie jednego górnika prawie znamy.
- Dlatego im bliżej twoje kłamstwo jest prawdy, tym jest lepsze. Łatwiej spamiętać. Pozostajemy przy wersji narzeczonej i kolegi z pracy.

Chris wzruszył ramionami i wrócił do kanapki. Grunt, że dali radę zdobyć kolejny kontakt.

* * *

- Jesteście dziennikarzami, może? Tak pytam… - rzuciła od razu gdy dołączyła.
Deanna pokręciła głową.
- Szukamy .. naszego znajomego. Od kilku dni nie mamy z nim kontaktu. Z tego co wiem, z jakiegoś powodu interesował się kopalnią. Ciebie ona też interesuje, jak słyszę?
- Tak, w pewnym sensie tak. Kopalnia po trochu, trochę miasteczko… mój chłopak jest geologiem, a ja… trochę logistyką się zajmuję, a trochę planowaniem plenarnym. Mamy taki mały projekt od dużej firmy, badamy różne opuszczone kopalnie pod względem możliwej eksploatacji i tego jak się do tego nadają pobliskie miasta. Póki co tutaj nie znaleźliśmy ani jednego górnika, więc uznaliśmy, że nienajlepiej się nadaje…
- powiedziała zawiedziona. - Czym dokładnie interesował się wasz kolega? - spytała przypominając sobie, że Deanna też coś mówiła.
- Planowaniem plenarnym? - zapytał Chris uznając, że pytanie dziewczyny było nie do niego. - A co to takiego? - z natury interesowały go rzeczy, których nie rozumiał.
- Ustalenie architektury gospodarczej regionu pod określone potrzeby. Generalnie bierzemy jakiś jałowy teren, do niczego nieużywany i myślimy co można z nim zrobić - odpowiedziała książkowo. - Ludzi coraz więcej na tym świecie, a miejsca nie przybywa, więc myślimy jak tu najlepiej spożytkować te co zostało, żeby nic się nie marnowało - dodała pełna samozadowolenia.
- Ha! Świetna sprawa. Ja przez pół życia przerzucałem wirtualne pieniądze na wirtualnych kontach... a teraz sprzedaję ludziom domy innych ludzi. Przelewanie pustego w próżne… wy to przynajmniej coś robicie dobrego… ale… na pewno udało wam się już coś ciekawego… nie? - uśmiechnął się szczerze zainteresowany.
- W Kalifornii odpaliliśmy już kilka ciekawych projektów… no może nie aż tak ciekawych, głównie przyłożyliśmy się w rozwój rolnictwa, które w wielu miejscach tutaj upadało. Nie wszystkie projekty były udane niestety - dodała ze szczerym smutkiem w głosie. - To trudny stan na takie rzeczy, ale zdaję się, że wiele ludzi nie ma innego wyjścia bo ich rodziny zajmują się tym od pokoleń. No ale tutaj liczymy na coś innego, bo jak widzimy tutejsi mieszkańcy poradzili sobie świetnie z utrzymaniem rolnictwa. Nie wiem jak bo warunki są minimalne, ale dają radę - pokiwała głową z uznaniem.
- No… racja, to mnie zdumiało najbardziej. Jak tu przyjechałem, myślałem, że zobaczę tylko piasek i skały. Przecież to środek pustyni… a tu proszę, zadbane pola w środku niczego. Muszą mieć duże samozaparcie. Może kopalnie też będą chcieli uruchomić, nie?
- A tego nie wiem. Z tego co póki co się dowiedzieliśmy… a raczej mój chłopak on się zajmuje kontaktami z mieszkańcami, to mają w dużej mierze jakieś złe skojarzenia z tym miejscem. No, ale się zobaczy
- dodała z nadzieją.
Szybkim krokiem dotarli do baru.
- Hmm… To możemy potwierdzić, ale nam nie udało się dowiedzieć o co dokładnie chodzi. Wiesz… trochę mi to wyglądało jakby w kopalni straszyło. No ale przecież takie historie to w bajkach o duchach. Chętnie bym się tam przeszedł tak z czystej ciekawości. Bardziej bym się obawiał, że można tam złamać nogę na pierwszym zakręcie.
- Bez przesady
- mrukneła Deanna, siadając na powrót przy stoliku. - Zabierzemy latarki i sprawdzimy, jakie duchy się tam kryją… Wybierzecie się z nami? - spojrzała na kobietę. - Ty i Twój chłopak?
- No mieliśmy tam iść i tak. Głównie po to tu przyjechaliśmy, żeby zobaczyć jaki jest jej stan, czy można jej do czegoś użyć
- pokiwała głową. - Jeśli nie będziecie rozrabiać to pewnie możemy was zabrać. Szczerze mówiąc średnio mi się widzi iść w takie miejsce tylko we dwójkę. Kiedyś się niby zawaliła więc nawet jeśli nic tam nie ma to jest tam pewna aura… strachu - dodała wzruszając ramionami. Zamówiła kawę i pierwsze śniadanie z jajkami i kiełbasą.
- Nie jestem fanką takich wypraw. Wolę otwarte przestrzenie - dodała szybko otwierając się przed detektywami. Wydawała się być gadatliwą osobą, powstrzymywaną przez umowy związane z pracą, które bardzo chciała zerwać, żeby móc się wygadać i mieć spokój.
- A twój chłopak? Nie przyjdzie na śniadanie?
- Nie, chyba ma swoje. Jest raczej mało socjalny… zamknięty w sobie, ale jak się go bliżej pozna to bardzo miły i czasem wygadany
- powiedziała z uśmiechem.
Deanna nie skomentowała wypowiedzi, choć pomyślała, że takie zachowanie jest nieco dziwne. Z drugiej strony - Chris tez miał swoje kanapki…
- Wybieramy się zaraz po śniadaniu - oznajmiła.
- Ha… Z pewnością musi być fajny, ma w końcu świetną dziewczynę...i samochód - dodał z uznaniem.Chris zamówił kawę i pół porcji naleśników oraz rozpoczął analizę, czy zmieści również deser.
- Też chcieliśmy w miarę wcześnie wyruszyć - powiedziała niepewnie przytakując na pochlebstwo Chrisa. - Przyjechaliśmy późno w nocy, ale i tak mamy opóźnienie więc musimy się spiąć.
- Wypadałoby zorganizować jakiś kask i solidną latarkę. Nie wiem co jeszcze… - mruknął zastanawiając się Bones.- Pójdziemy zmierzyć się ze strachami tego miasteczka.
- Porządne buty
- dodała Deanna. - Lina, w razie czego. Zrobimy zakupy i spotamy się pod kopalnia za jakieś 1,5 h. Wyrobicie się?
- Jasne! Będzie fajnie, zobaczycie. Razem też trochę raźniej więc i mi mniej straszno
- powiedziała szybko wchłaniając swoje śniadanie.

Chris skończył swoje śniadanie w pewnym pośpiechu zastanawiając się czym tak w zasadzie żyje Deanna. Jadała mało i do tego nie miała swoich kanapek. Jedna z tych nowoczesnych dziewczyn uważająca, że można normalnie funkcjonować pijąc kawę i jedząc batony energetyczne. W sumie, nie jemu było to oceniać, wyglądała przecież świetnie. Po śniadaniu, poszedł za szefową do sklepu, żeby kupić strój ochronny i rzeczy do wspinaczki. Swoje buty górskie miał gdzieś w aucie, podobnie jak latarkę oraz średniej wielkości plecak, w którym mógł wszystko zapakować. Dłuższą chwilę spędził na wybieraniu kasku. Nie cierpiał niewygodnych rzeczy, a niewygodnych rzeczy zakładanych na głowę nie był w stanie nosić wcale. W końcu przy pomocy sprzedawcy udało mu się sprawić, żeby był wyjątkowo komfortowy.

Następnie udał się do sklepu spożywczego i kupił osiem bułek, masło, paczkę sera oraz trochę batonów, głównie dla Deanny. Do tego jabłka i trochę rzodkiewek, które wyglądały na świeże. Wszystko to zataszczył do auta, znalazł buty, latarkę i plecak, do którego dorzucił od razu dwie duże butelki wody. Po kilkunastu minutach był gotowy. Szperanie w tajemnicach, bez żadnych wskazówek zaczynało już go nużyć. Liczył, że dzięki tej wycieczce dowiedzą się coś więcej na temat tego co się tu dzieje. Do tego wyglądało to na świetną zabawę.
Gdy zorientował się, że zostało mu jeszcze trochę czasu, wrócił do pokoju i wziął prysznic. Potem potem zamknął pokój, w którym nie było w zasadzie jego rzeczy i odniósł klucz na recepcję Joachimowi. Uznał, że tak będzie lepiej - nie był mu potrzebny, a mógł się zgubić. SMSami zaraportował żonie, że żyje oraz zapytał syna i córkę jak się czują. W zasadzie był gotowy do wycieczki.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 18-08-2017 o 09:17.
druidh jest offline  
Stary 18-08-2017, 20:44   #17
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pat ledwo wstała z budzikiem. Godzina piąta to jednak był wyczyn po całonocnym czytaniu książki. Chciała jednak obejrzeć miasteczko nim wszyscy wstaną, a przede wszystkim zerknąć, które z garaży, które widziała poprzedniego dnia są używane. Wzięła szybki prysznic i załadowała się do swojego auta.

Miejscami jeździła, czasem chodziła, dokładnie przeszukując wszelkie pobliskie parkingi jakie były w pobliżu. Mozolna robota, ale potrzebna i była lekka szansa, że przyniesie zaskakujące rezultaty. Jednak po kilku żmudnych godzinach wszystko wskazywało na to, że nie będzie żadnych pozytywów z poszukiwań. Co prawda zauważyła kilka samochodów, które na chwilę dały jej iskierkę nadziei, ale dowód rejestracyjny się nie zgadzał, wyglądało po prostu na to, że Thomas Cell wybrał dość pospolity model w popularnym kolorze.

Dopiero kilka kilometrów dalej natrafiła na coś niepokojąco obiecującego. Pomiędzy masą bardziej wąskich uliczek, większa część w nich stanowiła tylne wejście i garaży dostawczy dla sklepów i magazynów, znalazła pomniejsze złomowisko samochodów połączone ze sporym warsztatem samochodowym. Stary, zardzewiały szyld reklamował skup starych samochodów, badania techniczne, kompleksową naprawę, blacharstwo, lakiernictwo i właśnie złomowanie.

Plac nie był ogromny, na dodatek ukryty pomiędzy masą innych bloków i budynków, wszystko na nim było okrutnie ściśnięte, warsztaty, złomowisko, maszyny czy samochody, były w dużym nieporządku co kuło w oczy z racji tego jak niewielką przestrzenią dysponował właściciel miejsca. Mimo to wyglądało na to, że praca szła w zaparte, z warsztatów dochodziły krzyki wymuszone pracą maszyn, samochodów i odgłosami dobiegającymi ze złomowiska.

Pat na szybko wyszukała obrazek auta takiego samego jak Tomasa. Schowała telefon do kieszeni i weszła do środka.
W warsztacie pracowało kilkunastu mechaników, część po jednej stronie zajmowała się samochodami wymagającymi poprawy blachy czy lakieru, ale najwięcej osób pracowało przy mechanice po drugiej stronie. Wszyscy wydawali się zajęci i nikt nie zwracał na nią uwagi, ale gdzieś po lewej znajdowały się schody na górę, do małego biura.
Pat zaczęła udawać całkowicie zagubioną, kręcąc się wokół niepewnie. Przy okazji przyjrzała się nad jakimi autami pracują mechanicy i czy jest tu lakiernia. Jakby nabrawszy pewności, podeszła do jednego z mężczyzn, który chyba zrobił sobie przerwę.
- Przepraszam… czy mogłabym prosić o pomoc?

Zabrudzony mechanik, blondyn w średnim wieku, odłożył na bok termos z kawą i przejechał Patricię wzrokiem.
- Jasne - pokiwał głową. - Tylko powiedz w czym.
- Szukam kilku części do mojego auta. - Powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Żaden problem, mamy tu ich kilka, prowadzimy też złomowisko - powiedział wstając. - Wiesz co konkretnie ci potrzeba, czy może tylko chłopak ci powiedział co masz znaleźć?
- Nie mam chłopaka. - Pat udała lekko speszoną. - Mam takie auto… szare. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Obiłam ostatnio zderzak przy parkowaniu.
- Nie masz? A to dziwne… - powiedział drapiąc się po głowie. Kilka głów obróciło się w ich stronę na chwilę. - No dobra szare, tak? A jakaś marka, model? Coś na pewno ci znajdę… - zapewnił uspokajająco.
- Mogę pokazać zdjęcie? - Spytała, udając lekko zawstydzoną.
- Pokazuj co zechcesz - powiedział uśmiechnięty, z kieszeni roboczych spodni wyjął brudną szmatę i wytarł nią dłonie nachylając się by zobaczyć fotkę.
- Corolla? Nie powinno być problemu z jakąkolwiek częścią. Popularne samochody, bardzo popularne.

Pat ucieszyła się.
- Wszystkich nie potrzebuję, ale jakby znalazł się zderzak tylny… i ewentualnie tylna prawa lampa.
- Myślę, że coś się znajdzie… - pokiwał głową. - Chłopaki ze złomowiska ostatnio dostali chyba jeden taki podobny… zanim go całkowicie zmielą wyjmują z niego najpierw wszystko co dobre, a tamten był chyba w dobrym stanie. Możemy się przejść zapytać - wskazał na zewnątrz, nalegając by kobieta poszła przodem.
- Niech Pan prowadzi, potwornie się gubię. - Powiedziała, zerkając na bramę.

Wzruszył ramionami i krzyknął do najbliższego innego mechanika.
- Jakby szef pytał to idę tylko do Rusella, poszukać dla tej pani jakichś części! - rzucił po czym szybko ruszył przodem w stronę złomowiska. - Mamy strasznie upierdliwego szefa… jak wyjrzy z biura i kogoś nie zobaczy przy robocie to od razu zapala mu się lampka i dostaje szajby… jak pani sobie w ogóle rozwaliła autko?


Złomowisko miało jedną prasę, w której mielono szkielety samochodów i jednego żurawia do przerzucania kup metalu do i z prasy. Gdy podchodzili robotnik z dźwigu właśnie podnosił szkielet, praktycznie samą obudowę, zardzewiałego vana i powoli przerzucał ją do głośno pracującej miażdżarki.

Pat westchnęła ciężko i spojrzała na mechanika udając zakłopotanie.
- Parkowałam… wiem, że cały czas mówi się, że kobiety nie potrafią parkować, ale zdarzyło mi się to pierwszy raz. - Powiedziała pełna przekonania. Tak naprawdę jej nie zdarzyło się to nigdy, ale niech facet ma historyjkę. - Nie zobaczyłam słupka… był strasznie niski.

Mechanik machnął ręką.
- Zdarza się najlepszym - zawołał przekrzykując pracę maszyn. - Rusell! - krzyknął w stronę operatora podnośnika. - Rusell! - potrzebował jeszcze kilku prób i podejścia niebezpiecznie blisko miejsca pracy, żeby w końcu zwrócić uwagę siedzącego za panelem masy dźwigni i przycisków mężczyzny. Rusell był lekko otyły, miał ostry, niezadbany kilkudniowy zarost obrastający powoli siwizną. Jego surowa twarz wykrzywiła się w gniewnym grymasie, gdy wyłączał maszynę, którą właśnie miał podnieść kolejny wrak.
- Co jest?! - odkrzyknął już zdenerwowany.
- Ta miła pani - odpowiedział przewodnik Patrici skinając jej głową z uśmiechem - szuka części do srebrnawej toyoty corolli. Chyba ostatnio taką złomowałeś, nie?

Rusell spojrzał na Patricię mrużąc oczy, splunął w bok i odpowidział już nieco spokojniej.
- Nie. Kto by chciał złomować taki samochód o ile nie był po ostrym wypadku? Są jeszcze nowe…
- Ale to tylko zderzak czy coś - rzucił drugi mechanik.
- To wyklepać kurwa. Nie złomowałem takiego wozu - powiedział odwracając się znowu do panelu sterowania dźwigiem.
- Byłem pewien, że kilka dni temu widziałem… się nawet zdziwiłem w sumie - blondyn podrapał się po głowie, mówiąc przepraszającym tonem do Patrici.
- Kurwa! Toż mówię, że nie! - warknął Rusell prawie zeskakując z siedzenia.

Patricia rozglądała się po okolicy udając zachwyt.
- Och, toż nic się nie stało. - Poklepała stojącego obok siebie mechanika po ramieniu. - Może ktoś zabrał auto jak było w dobrym stanie…. - Pat rozejrzała się wokół, szukając pozostałości szarej Toyoty. - Nigdy nie byłam w takim miejscu.

Aut zgniecionych na miazgę było pełno, tym bardziej szarych, conajmniej dwadzieścia, trzydzieści w zasięg jej wzroku mogło kiedyś był samochodem Thomasa, ale na tę chwilę były nie do rozpoznania.
- Może pani w czymś pomóc… - cichy głos zza pleców wzdrygnął kobietą. Dwumetrowy, przesadnie umięśniony mężczyzna stał metr za nią z rękoma splecionymi za plecami. Skinął łysą głową na mechanika. - Wracaj do roboty Robert - powiedział spokojnie, ale stanowczo.
- Tak szefie - pokornie odpowiedział mechanik i podreptał posłusznie do warsztatu.
- Dobrze słyszałem? Szara Toyota Corolla, tak? - spytał drapiąc się po nosie i rozglądając się po złomowisku. - Raczej nie ma części, którą ciężko by było w tym wymienić, popularny samochód.

Rusell przyglądał się uważnie rozmowie ze swojego stanowiska, po chwili namysłu całkiem wyłączył maszynę i wyjął zawiniętą w sreberko kanapkę z torby…
- Szukam zderzaka i tylnej lampy. - Pat uśmiechnęła się do kolejnego mężczyzny. - Ale ten Pan - Wskazała na Rusella. - powiedział, że nie macie żadnych aut tej marki, przynajmniej w kolorze mojej.
- Żeby wymienić część w samochodzie, nie trzeba psuć, zabierać coś z innego samochodu… - powiedział powstrzymując ciężkie westchnięcie. - Części się sprowadza, tylną lampę to i na eBayu pani sama mogłaby se kupić i zamontować, oczywiście możemy to zrobić my - dodał wzruszając ramionami obojętny na to na co Patricia się zdecyduje. - Zderzak to żaden problem.

Pat udała zasmucenie.
- Mam kolegę mechanika, powiedział, że jak coś znajdę to może będę miała auto szybciej. - Kobieta jeszcze raz zerknęła na pozgniatane szare auta, mając nadzieję, że dojrzy tam jakikolwiek szczegół wskazujący na to, że któreś to Toyota. - Ale skoro jednak nie mają Panowie jednak części, nie będę zajmować czasu.

Conajmniej kilka samochodów w zasiegu jej wzroku, te których wraki znajdowały się najbliżej, a więc były i najświeższe, mogło być kiedyś, całkiem niedawno, poszukiwanym przez nią samochodem, ale z racji na ich stan i okoliczności, nie było możliwości być całkowicie pewnym.
- Jak pani uważa - łysy skinął głową. - Mam więc panią odprowadzić, czy może jednak możemy w czymś pomóc? - spytał z nutką podejrzliwości w głosie.
- Nie będę zajmować Panom czasu. - Pat uśmiechnęła się do niego. - Jeśli mógłby mnie Pan odprowadzić będę wdzięczna.

Mężczyzna ruszył przodem w stronę bramy.
- Ktoś nas pani polecił czy sama nas pani znalazła? - spytał bez odwracania się w jej stronę.
- Przejeżdżałam obok i zaryzykowałam. - Pat z zaciekawieniem przyglądała się szefowi.
- Ah to szkoda… mamy słabe miejsce. Kiedyś było niezłe, ale się pobudowali dookoła. Widzę, że reklamy też niewiele dały skoro trafiła pani przez przypadek - podprowadził ją pod bramę. - Tutaj pani czym przyjechała? Tą toyotą? - Spytał rozglądając się po okolicy.

Pat wskazała wynajęte auto.
- Niestety pożyczonym. - Powiedziała jakby nic nie mogło dorównać jej toyocie.

Właściciel warsztatu pokiwał głową.
- No nic. Nie będę pani zajmował więcej czasu. Jakby jednak kiedyś pani potrzebowała czegoś z samochodem, czegokolwiek to polecamy się - powiedział na pożegnanie.
- Dziękuję za pomoc i przepraszam za zamieszanie. - Pat pomachała mężczyźnie i odchodząc od warsztatu odpaliła papieros. Zatrzymała się opierając o drzwi i spokojnie paląc. Nie lubiła palić w aucie.

Rozglądając się po okolicy nie dostrzegła wiele ciekawych rzeczy. Lekko przemysłowa część centrum, druga strona luksusu wykupywanego przez najbogatszych w San Diego, kucharza wychodzący na papierosa z tyłu znanej restauracji, kilku mężczyzn niosących jedną wielką, zabytkową szafę do ekskluzywnego sklepu meblowego, pod czujnych okiem kustosza.
Jednak patrząc nieco wyżej dostrzegła na rogu jednego z budynków kamerę i to nie byle jaką, bo skierowaną mniej więcej na wjazd do złomowiska. Była zawieszona tuż nad tylnym wejściem do restauracji, przed którym trójka kobiet w białych, ale mocno zabrudzonych sosami, kroplami zup i innymi resztkami jedzenia, relaksowała się na szlugu i obgadywała szefostwo.
Pat skończyła palić i upewniając się czy przypadkiem nikt nie wygląda z warsztatu, podeszła do palących kobiet.
- Przepraszam. - Udała lekko zestresowaną. - Czy mogłybyście mi pożyczyć ognia? Cholerna zapalniczka odmówiłą współpracy.

Najmłodsza z kobiet, młodsza od detektyw, podała Patrici zapalniczkę.
- No… widziała, że mam wbite na karcie nadgodziny, tak? Siedemnaście i pół. Wbiła mi siedem i powiedziała, że już za to powinnam być wdzięczna - powiedziała zirytowana do koleżanek.
- Co za kurwa… - odpowiedziała najstarsza, podchodząca pod wiek emerytalny, zaciągając się głęboko grubym pall mallem.

Pat odpaliła papieros i oddała zapalniczkę.
- Mam podobnego szefa, a do tego dupek powiedział, że zapłacę pensją za auto, które mi zakosili.
- Witamy w klubie - mruknęła najmłodsza wywracając oczami. - Takie bogate miasto, ale normalni ludzie i tak są w dupie. W czarnej dupie - skwitowała zgniatając niedopałek pod butem.
- Służbowe auto ci ukradli? - spytała najstarsza.
- Pożyczone. - Pat zaciągnęła się mocniej papierosem. - Ale na firmę, bo robiłam nim do cholery trasę dla nich. - Westchnęła ciężko. - Ktoś mi sprzedał cynk, że widział takie auto wjeżdżające do tego warsztatu tutaj. - Machnęła głową w kierunku bramy, z której niedawno wyszła. - Ale oczywiście się wypierają.
- Do tego warsztatu? - trzecia z kobiet, mniej więcej w wieku Patrici, z krótko obciętymi blond włosami wskazała na bramę do złomowiska. - No to masz pecha… skurwysyny nie prowadzą ot takiego warsztatu. Jak ktoś ma kradziony wóz to przyjeżdża tutaj, sprzedaje części i potem niszczą wrak, dokumentując to jakoś fałszywie, nie wiem jak.
- Nom wiele razy już ich policja odwiedzała, ale dalej działają… czasem jak do późna robimy i wychodzimy to nawet koło północy bywało, że miadżyli jakieś fury. No kto z czystym sumieniem coś takiego robi o północy? - przeżywała najmłodsza.
- Banda skurwysynów, sami pewnie też capią samochody. Kogo jak kogo ale złodzieji to nienawidzę. Taki cios w ryj dla tych co uczciwie pracują - rówieśniczka Patrici splunęła gdzieś w bok.

Pat westchnęła ciężko, udając rozpacz.
- Najgorsze jest to, że gliny też nic nie robią. - Sięgnęła po kolejnego szluga i znowu pożyczyła ogień. - Nie widziałyście może szarej toyoty? - Spytała z nadzieją.
- Sorki, ale niestety nie stoimy tu cały czas.
- Niestety… właśnie zaraz trzeba wracać - powiedziała najstarsza z kucharek.
- Mamy tu niby kamerę, kiedyś psy nawet przyłapały, że jakieś samochody podobne do skradzionych tam wjeżdżały, ale jest zbyt niewyraźny obraz żeby zobaczyć rejestrację, kierowcę i tak dalej, a chyba nie ma tak fajnie jak w CSI, że klikają enter i im obraz polepsza, nie? - zasugerowała krótko ścięta kobieta licząc pozostałe w paczce papierosy. - Ok powinno być akurat.
- Dzięki za rozmowę i ogień. - Pat pomachała i ruszyła w stronę auta. Chciała jeszcze tego dnia sprawdzić szpital. Miała odrobinę nadzieję, że może znajdzie tam Thomasa. A potem... pewnie zadzwoni do reszty i zerknie o której Robert kończy pracę.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-08-2017, 19:16   #18
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
3 listopad Father’s Pride
Południe




Chris musiał się jeszcze uporać z długą rozmową z żoną. Gdy tylko dostała od niego sms, że jeszcze żyje zadzwoniła zmartwiona. Podobno nie dzwoniła bo nie chciała mu przeszkadzać w pracy. Ostatecznie nie mogła być pewna kiedy dokładnie pracuje i co w zasadzie robi. Wypytała go o wszystko co tylko mogła, z kim pracuje, gdzie dokładnie jest, jaka jest pogoda, co je, czy już wie kiedy wraca, potem opowiedziała o tym co się działo u niej, a działo się sporo. Przynajmniej według niej, Chris zapomniał siedemdziesiąt procent treści rozmowy, zaraz po jej zakończeniu. Złożyła szybki raport na temat dzieci i tego jak świetnie sobie radzi Jack, a Julie… niby raz do niej zadzwoniła i lekko dała znać, że przydałyby się jej jakieś pieniądze. Ann przesłała jej kilka stów, nic wielkiego jak na jej zarobki, ale dla Julie to zapewne połowa wypłaty jako kelnerka w przeciętnej kawiarni. Balet był jednak ciężkim kawałkiem chleba, szczególnie gdy miało się za dużo duszy artysty. Generalnie jednak nie miał się czym martwić. Wszystko było dobrze, u wszystkich wszystko było dobrze. Normalne życie dalej się toczyło. A u niego? W sumie podobnie. Zdecydowanie spodziewał się czegoś więcej po sprawie zaginięcia detektywa. Szczególnie, w takim miejscu, totalne zadupie z ekscentrycznymi mieszkańcami, to aż się prosiło o spisek. Jednak póki co… póki co nic. Miasteczko jak miasteczko, Thomas wydawał się być dla mieszkańców tylko przejezdnym, nachalnym ekscentrykiem, który niewiadomo po co chce kupić kawałek bezużytecznej ziemi. W sprawie było za dużo niewiadomych, których można było się chwycić by szybko do czegoś dojść, a za mało szczegółów, które by naprowadziły go na coś solidnego.
Chyba, że cały czas coś im umykało… tego jednak nie mógł ot tak wiedzieć. Najwyraźniej był też za mało doświadczony by zmysł detektywa mu podpowiadał, że czegoś rzeczywiście nie sprawdził, albo coś przegapił. Póki co wydawało się jednak, że dopisała im odrobina szczęścia i mieli okazję zbadać kluczowy element w historii miasteczka. Jednak jak wielkie znaczenie mogła mieć stara kopalnia? Możliwe, że brnęli w ślepy zaułek i tylko marnowali czas. Jeśli ta druga opcja okazałaby się prawdziwa… nadszedłby czas by zacząć się martwić powodzeniem sprawy.

Deanna zdawała się za to być do przesady spokojna. Raporty i sprawozdania nie leżały w jej naturze, ani te poranne ani wieczorne. To z jakiej strony miała się zabrać do całej sprawy w sumie też było jedną wielką zagadką. Joachim z motelu zdawał się być solidnym punktem zaczepienia w sprawie Thomasa, sprawa jego zmarłej żony rzucała na niego niekorzystny cień, niewiadome było jakie jeszcze psychozy skrywał, lub jakie inne wspomnienia skrywa przed nim jego własny umysł. Postanowiła jednak nie konfrontować tej sprawy bezpośrednio z nim, gdy nadarzyła się okazja zbadania osławionej miejskiej kopalni. Zawsze pozostawała im też nadzieja, że lepiej idzie Patrici.

Z Agathą i jej chłopakiem Markiem spotkali się równo w południe, złapało ich kilka opóźnień, chyba mała sprzeczka wnioskując po nastroju w jakim Mark wyszedł z pokoju. Miał przystojną twarz, ale widać było po niej, że często marszczy się w pełnym niezadowolenia grymasie. Dobrze się to jednak łączyło z inteligentnymi oczami o nieco leniwym wzroku. Tworzył ciekawy kontrast z rozbieganym wzrokiem i niespokojną, niecierpliwą naturą rozweselonej Agathy, podczas gdy sam co chwila marszczył czoła i wzdychał pod nosem.
Pojechali ich vanem a Mark mówił raczej niewiele, Agatha za to wręcz przeciwnie. Nie mogła się zamknąć na temat tego jak świetnym geologiem jest jej kochanek, a przy okazji zapalonym historykiem. Słynnego zapału nigdzie jednak nie było widać.
- Podobno kopalnia zawaliła się dwa razy. Tak mówił Mark, nie wiem jak się do tej informacji… dokopał - powiedziała z lekką pauzą by wszyscy spostrzegli jej subtelny żart - ale potem to ktoś potwierdził w urzędzie. Raz jak się zapadła to potem ją zamknęli, dawno temu pod koniec gorączki złota. Stwierdzili, że i tak tam nic nie ma, albo jest za mało, to skoro się zawaliła i zabiła połowę mężczyzn z miasteczka, to lepiej dać sobie spokój. Drugi raz jakieś dzieciaki tam wlazły i narozrabiały. Dwójka niby zginęła, jedno przeżyło. Jakieś trzydzieści lat temu chyba.
- Tak… niestety nie udało się ustalić kim był ten dzieciak, nikt chyba nie chciał powiedzieć. A szkoda bo by było wiadomo, która część kopalni jest mniej stabilna… - dodał z niezadowoleniem Mark. - A teraz trzeba będzie wszystko mierzyć, badać… centymetr po centymetrze. Masę wzmocnień pewnie dodamy.
- Temu mamy tyle sprzętu. Dużo roboty poświęcimy na same zabezpieczenia. No, ale jak nam pomożecie to pójdzie szybciej i prędzej zobaczymy co jest głębiej - zapewniła ich Agatha.
- Ten wasz znajomy - Mark nagle zmienił temat. - Agatha mówiła, że z jego powodu was interesuje kopalni. Zaginął, tak? - spytał gdy zbliżali się do kopalni.

3 listopada San Diego
Około 17


Poszukiwania w szpitalach nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Z jednej strony może to i lepiej, że w żadnej z tych placówek nie było Thomasa, z drugiej… mogło to być niepokojące.
Próbowała się dodzwonić do Deanny i Chrisa, jednak oboje zdawali się być poza zasięgiem. Raczej nie było to dziwne, o ile chociaż o odrobinę oddalili się od Father’s Pride.
Miała przed sobą kilka opcji, a złomowisko wydawało się być w tej chwili jedną z lepszych. Były powody, by podejrzewać, że rzeczywiście miejsce to ma związek z zaginięciem samochodu, mieli tam wielu sprawnych mechaników, może jeden z nich na miejscu gdzie był zaparkowany samochód zajął się nadajnikiem, a dalej już jakoś poszło.
Z rozmyślań na temat tego co dalej wyrwał ją telefon. Anna, jej siostra bliźniaczka. W sumie mogła do niej wcześniej zadzwonić, w sumie razem z Billym mieszkali w San Diego bo tutaj go przydzielili gdy wyszedł z akademii policyjnej kilka lat temu.
- Pat? Ty żyjesz jeszcze durnoto? Od tygodnia się nie odzywasz? - spytała, a po tonie jej głosu można było poznać, że bardziej z tęsknoty dzwoniła z nudów. Przez te wszystkie lata za bardzo się do siebie zbliżyły, żeby się rozczulać po tygodniu nierozmawiania ze sobą. Patricia jak już bardziej powinna się martwić milczeniem ze strony Alexa, jej… współlokatora/niby-chłopaka. Jego upierdliwość lekko zelżała, co jakoś jej nie przeszkadzała. Musiała się skupić na sprawie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 31-08-2017, 15:24   #19
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Zaginął - pokiwała głową Deanna. - Martwię się o to już chyba trzeci dzień, jak nie mam od niego wiadomości.. Byłam na policji, trochę rozpytuję, ale.. - potrząsnęła głową, zrezygnowana, a potem spojrzała w oczy Agathy : - Jakby Mark zginął, też byś się martwiła, prawda? Staram się być dobrej myśli, ale to trudne.
Zebrała się w sobie.
- Kopalnia często się pojawia, kiedy rozpytuję o Toma. Policja wydaje się mieć wszystko w nosie, pewnie myślą, że mnie rzucił i tyle.. Ale w pracy też nie daje znaku życia - skinęła brodą w stronę Chrisa a potem przycisnęła dłoń do ust, przestraszona tym, co właśnie powiedziała. - muszę coś robić, bo zwariuję.

Chris też wyglądał na poruszonego.
- Pracowałem z nim przez jakiś czas, wydawało mi się, że równy z niego facet, nie zniknął ot tak po prostu, chcemy wszystko sprawdzić, a przede wszystkim tę przeklętą kopalnię. Niestety jak zauważyliście, ludzie tutaj dbają o swoją prywatność - zakończył eufemizmem przykrywającym opcję: “potencjalni mordercy” ewentualnie “obojętne na ludzką krzywdę dranie”.
- Często się pojawia? A wiecie co on w zasadzie chciał od tego miejsca? - Mark nie obrócił się w ich stronę, wypatrując odpowiedniej drogi, ale Agatha nadrabiała za niego, pilnie wpatrując się to w Deannę a to w Chrisa.
Wyglądało na to, że zbliżali się do owianej złą sławą kopalni. U podnóża masywnej, głównie skalistej i piaszczystej góry, można było dostrzec ciemną wnękę w ścianie góry.


Drewniane bele składające się na wejście do kopalni zdawał się być stosunkowo nowe, o samo wejście najwyraźniej mieszczanie zadbali w miarę możliwości. Postawiono nawet kilka ostrzegawczych tabliczek, zabraniających wstępu nieupoważnionym. Sama główna ścieżka dla pieszych była ogrodzona mizernym, drucianym płotem z obu stron, ale brakowało jakiejkolwiek furtki do ścieżki, więc spokojnie i legalnie można było pod samo wejście podejść pieszo, samochodem jednak trzeba by było rozwalić ogrodzenie. Mark zatrzymał się przed dróżką do kopalni.

Chris spojrzał w stronę Marka, jakby ten właśnie odkrył zaginioną Atlantydę
- No ale co miałby niby chcieć? Miał tu sprzedawać grunty, a nie grzebać w ziemi. Może… może coś go zainteresowało… ale to by było dziwne. My się pytaliśmy i nic nam nikt nie powiedział.. poza tym, że jest okropna.
- Może po prostu grunt, na którym leży kopalnia jest coś wart.. Więcej niż inne . To by tłumaczyło zainteresowanie Toma.


Deanna poszła w stronę wejścia do kopalni. Chciała sprawdzić, czy da się przecisnąć miedzy balami, czy trzeba będzie je usunąć.
Wejście jakiś czas temu było najwyraźniej zabite dechami, ale środkowe dwie zostały już wyłamane, więc przeciętna osoba mogła się przecisnąć. Można jednak było uznać, że swobodnie można odłamać kolejne wie, żeby dało się wejść po ludzku.
- Może i tak - mruknął Mark wysiadając z samochodu. Agatha otworzyła mu tylne drzwi i powoli zaczął wykładać sprzęt na zewnątrz, wcześniej zakładając odblaskową kamizelkę i kask z latarką na czele. - Jak na osobę, która jest wam tak bliska to jakoś mało o nim wiecie. Dużo domysłów.
- Mark! - syknęła Agatha łypiąc na nieco groźnie. Podpięła do siebie pas z narzędziami przewieszając go przez ramię. - Weźcie łom i wyłamcie kilka desek z wejścia jeszcze, co? Burmistrz nam pozwolił o ile potem znowu jakieś przybijemy, mamy nowe więc nie oszczędzajcie tych - powiedziała do dwójki nowych znajomych.

Deanna wzruszyła ramionami na uwagę Marka.
- Wiem, jakie lubi jajka na śniadanie i jaki seks, a jakiego typu gostków nie znosi. Mało gadamy o pracy. Mamy ciekawsze tematy. I zajęcia.
- Ale jeśli coś się działo złego, to chyba by powiedział ci, co nie? - spytał zapinając swój pas, ale nie patrząc na Deannę.
- Mark… - westchnęła z boku Agatha.
- Ty mówisz jej wszystko? - Deanna wskazała brodą Agathę - Znasz faceta, który mówi wszystko? Faceci mówią tylko to, co uznają za istotne. A Tom starał się mnie nie martwić...Stara się - poprawiała się szybko.
- No tak… - powiedział po chwili ciszy, zastanawiająco wpatrując się w dziwne urządzenie, przypominające ogromny kalkulator. - Może i masz rację, pozostaje nam tylko liczyć, że się prędko znajdzie - rzucił jej przelotne spojrzenie i ruszył w stronę wejścia do kopalni.
Agatha dogoniła go kilkoma długimi susami.
- Czego mi niby nie mówisz… - mruknęła do niego.
Para ruszyła przodem w kierunku ciemności dobywającej się z kopalni, po tym jak Chris odwalił pozostałe deski.
- Chodźmy więc - Deanna wyciągnęła latarkę z plecaka, sprawdziła ją i poszła za Markiem i Agathą.

Bones czuł się trochę nieswojo w towarzystwie Marka, ale szybko zaczął go niemal nieświadomie lubić. Sprawiał wrażenie inteligentnego i jednocześnie niezważającego na innych ludzi. Chris miał do takich ludzi szacunek, więc nie odzywał się wiele i robił co było potrzebne, aby wyprawa przebiegała sprawnie.
Początek wnętrza kopalni był stary, zaniedbany i sprawiał wrażenie jakby pierwotnie był zrobiony całkowicie na odwał, na szybko, pod wpływem totalnej gorączki złota.
Ściany były bardzo nierówne, podpory stare a ich drewno spróchniałe, z masą dodatkowych metalowych obić, dodanych przez późniejsze pokolenia, zbyt leniwe by ustalić nowe podpory.
Mark zatrzymał się na chwilę jakieś dwadzieścia metrów w głąb, póki co nie było tu nic prócz skalistego korytarza. Rozstawił trójnóg a na nim urządzenie do pomiarów, które nic nie mówiło postronnym. Rozświetlił korytarz lekką czerwoną poświatą z urządzenia i zaczął coś wstukiwać w przerośnięty kalkulator.
- Wybaczcie za niego - mruknęła Agatha, tak by jej chłopak nie słyszał. - Bywa nieufny… i chamski - dodała przepraszająco.
- Zna się na robocie, to robi, co będzie gadał - mruknął Chris i podszedł do Marka, trochę z boku, aby mu nie przeszkadzać. Bez słowa przyglądał się jego pracy i jednocześnie oglądał wnętrze kopalni na tyle na ile był w stanie.
Mark po chwili wyłączył światełko, wziął trójnóg z urządzeniem na ramię i włączył latarkę na swoim kasku.
- Ta część wygląda stabilnie według mnie, myślę, że możemy jeszcze spokojnie pójść ze trzydzieści metrów w głąb. Według planów, które dostaliśmy powinniśmy wtedy być przy pierwszym rozwidleniu. Aczkolwiek plany są niekompletne więc daleko nas nie zaprowadzą - powiedział wyciągając z plecaka kilka rzeczy i zawieszając je sobie na pasie. - Za niedługo będę musiał zbadać glebę, to trochę zajmie… - dodał gdy zbliżali się do rozwidlenia w kopalni.
Przystanął w miejscu gdzie korytarz rozdzielał się na dwie ścieżki i ponownie rozstawił trójnóg. Tym razem główka urządzenia wypuszczająca z siebie czerwone światło zaczęła się kręcić.
- Skanuje otoczenie i potem przerabia to na mapę 3d. Cholernie droga zabawka - mruknęła Agatha. - Chyba najdroższe co mamy, jeszcze to spłacamy… - dodała z lekkim niezadowoleniem.

Mark chwycił podręczną łopatkę i wykopał mały otwór w ziemi. Wbił w niego długi szpikulec z małym ekranikiem. Podobnie zrobił w kilku innych miejscach w podłożu kopalni i na ścianę. Łącznie zostawił sześć urządzeń. Przeszukał plecak i wyjął dwa kolejne. Jedno podał dla Chrisa, drugie dla Deanny.
- Pójdźcie w lewo jakieś trzydzieści metrów i tam to gdzieś wbijcie. Jedno w ziemię, najlepiej tam gdzie wydaje się wam najgrubsza i najtwardsza, drugie w ścianę, gdzieś w połowie wysokości, ale daleko od wzmocnień, żeby nie narozrabiać… Ok?
Chris był coraz bardziej pod wrażeniem. Mark dla niego sprawiał trochę wrażenie kogoś, kto jest w stanie powstrzymać kopalnię przed zawaleniem się samą siłą woli. Wziął ostrożnie dziwne coś i kiwnął głową, chociaż nie było to zbyt widoczne.
- Wybieram ścianę - powiedział tylko i zaczął odliczać 30 kroków. Wcześniej musiał jednak zastanowić się, gdzie jest lewo. Nigdy nie wiedział od razu.
Deanna też wzięła ustrojstwo i przyjrzała mu się pobieżnie.
- Mam nadzieję, że to nie są zapalniki - mruknęła do Chrisa. - Ten Mark wydaje się gotów nas tu pogrzebać, żeby sprawdzić swoje zabawki.
Szła powoli, świecąc reflektorem pod nogi. Jeśli miała coś znaleźć, to raczej na ziemi. Odliczyła 60 kroków, zakładając, że każdy ma koło 50 cm.
Zatrzymała się, przyłożyła znacznik do ziemi, przytrzymała go, a potem wbiła naciskając mocno podeszwą terenowego buta.

Po chwili ekraniki nabrały światła i najwyraźniej zaczęły coś robić.
Próbując dostrzec koniec korytarza, w którym się znaleźli polegli boleśnie. Ciemność zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Można było dostrzec jednak, że im dalej się zapuszczali w kopalni, tym bardziej zdawała się ona być zrobiona na odwał. Ściany były coraz bardziej nierówne, podpory niestabilne i skruszone, podłoże o ile z początku, tuż przy wejściu było równe i wyłożone deskami ukrytymi już pod piachem, tutaj było już po prostu nierówną ziemią. Zdecydowanie nie sprawiało to wrażenia jakby kiedykolwiek była to prosperująca kopalnia. Najwyraźniej mieszkańcy w porę się zorientowali, że nie znają się na poszukiwaniu złota i przerzucili się na rolnictwo.
Mogli wrócić do Marka, albo na chwilę spróbować zobaczyć co jest dalej bez niego.
Nie po to przeszła taki kawał, żeby teraz zawracać. Spojrzała na Chrisa a potem poszła dalej w głąb korytarza, świecąc sobie pod nogi.
Chris przez krótką chwilę zastanawiał się czy na pewno za to mu płacą oraz jakie wypadki obejmuje jego ubezpieczenie na życie. Z tego co pamiętał wybierała je żona, co oznaczało, że na pewno zawierało takie pozycje jak porwanie przez kosmitów. Ruszył ostrożnie za Deanną. Lubił jej szybkość w podejmowaniu decyzji, ale nie był pewien, czy jest to zaleta w opuszczonej kopalni.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 14-09-2017, 22:45   #20
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Pierwsze trzydzieści kroków nie stwarzało wielkich obietnic. Korytarz zdawał się być coraz ciaśniejszy i ciemniejszy, pojawiało się więcej skał niedotkniętych przez kilof. Powoli zaczynało to wyglądać jakby tę odnogę wydrążono tylko dla ścieżki spacerowej niż po to żeby czegoś konkretnego w niej szukać.
Jednak starannie patrząc sobie pod nogi Deanna natrafiła na coś co nie powinno należeć do tego miejsca. Na kawałku wystającej ze ściany, przy samej podłodze, skały leżała lalka. Pokryta warstwą piachu, kurzu i lekko spowita pajęczyną, szmaciana lalka z porcelanową twarzą, której brakowało jednego oczka. Lalka była upodobniona do dziewczynki w granatowej sukience, z czarnym warkoczem, ale przez to, że przy ustach jej twarz lekko pękała, wyglądała niewesoło.
- O kurwa - mruknął Chris nachylając się nad kucającą Deanną. Nie była to uwaga szczególnie błyskotliwa, ale co można sobie pomyśleć w takiej sytuacji. - Jak w horrorze. Sprawdź, czy nie gada. - w sytuacjach gwałtownego stresu robił się głupkowaty. Obecność lalki to w sumie nic dziwnego, dzieci mogły tu wchodzić, ale w zestawieniu z tym metodycznym podejściem Marka zrobiło to na nim szokujące wrażenie.
- Trafiliśmy na sektę voodoo - stwierdziła Deanna, przyjmując śmiertelnie poważny wyraz twarzy. - Już po nas… - przewróciła oczami i trąciła męzczyznę w ramię. - Wyluzuj, Chris. Ktoś tu zostawił lalkę. Tyle.
Oświetliła zabawkę latarką, a potem podniosła, żeby obejrzeć jej tył.
Nie wyglądała na to żeby miała jakieś znaki szczególne, na sukience nie wyhaftowano jej inicjałów właścicieli lub właściciela ani imienia. Jednak na wysokości pośladków, albo przynajmniej tam gdzie bardziej realistyczna lalka miałaby pośladki, miała starannie wyciętą, równą dziurę.
Deanna poświeciła, starając się zajrzeć do środka lalki.
- Pff - wspierał ją słownie Chris starając się uniknąć kolejnego przekleństwa. Były momenty w jego życiu, że klnął jak szewc i od pewnego czasu kolejny raz starał się to zwalczyć.

Pod spódnicą lalka była lekko popruta, w okolicach szmacianego podbrzusza wystawał kawałek metalu zatykający dziurę w jej malutkim ciele. Deanna wyciągnęła go i jej oczom ukazała się złota moneta. Zdawała się być dobrze zachowana i prawdziwa, a na jej rewersie wyryto datę 1857.
Chris milczał patrząc na dłonie kobiety, a w zasadzie na to co się w nich znajdowało.
- Fajna lalka - w końcu mruknął - może jest ich tu więcej.
- Fajna
- poświadczyła Deanna, chowając lalkę do plecaka. - Ale to nas nie przybliża ani o milimetr do Toma. Choć, zobaczymy, co jest tam dalej. Jak sie zacznie zawalac, to daj mi znać.
Poświeciła po scianach i suficie, szukając szczelin i głębszych pęknięć. Oraz czegokolwiek, co tu nie pasowało.
- Idziemy.
Po jeszcze kilkudziesięciu krokach poczuli, że nierówna ziemia zaczyna zaliczać spory spadek. Kopalnia najwyraźniej ciągnęła się dalej w dół. W pewnym momencie korytarz był poszerzony, a w ziemię wbito potężny bal drewna, do którego przywiązana była masa starych, na tę chwilę już nie spełniających standardów bezpieczeństwa lin. Najwyraźniej górnicy przywiązywali się do belki i schodzili stromym korytarzem w dół. Po jakimś czasie zapewne robiło się na tyle stromo i nierówno, że posiadanie liny do wciągania się, lub kogoś było bardzo pomocne. Ciężko jednak było powiedzieć jak głęboko sięga ten stromy korytarz.
Do wyboru mieli też jednak drugą ścieżkę, idącą w inną stronę, już nie stromą, a normalny korytarz, ale z coraz bardziej nierównym podłożem. Ponadto zdawało się, że wsporniki ścian są coraz rzadsze, co napawało pewnym uzasadnionym niepokojem.
- Nie wejdę tam - Deanna nie cierpiała na klaustrofobię, ale zaczynała się czuć nieswojo w tej kopalni. - Wracamy do nich? Może Mark spróbuje...
Chris kiwnął głową. Wszedł jeszcze ostrożnie kilka kroków w głąb ścieżki i poświecił latarką w głąb. Nie liczył na nic szczególnego, ale zanim zawrócił uważnie oświetlił ziemię przed sobą. Liczył, że może jakimś cudem zobaczy świeże ślady.
Nawet jeśli ktoś tutaj był ostatnimi czasy, to na tak twardym i nierównym podłożu ciężko było zostawić długotrwałe ślady, szczególnie, że co jakiś czas z sufity spadały ziarenka piasku.
Wrócili do Marka stąpając ostrożnie. Para wciąż była tam gdzie ich zostawili.
- Coś długo wam zeszło - mruknął Mark i skinął głową w podłogę kopalni, w której jeszcze nikt z nich nie był. - Ten korytarz jest niby bardzo długi, mapa którą dostaliśmy kończy się bodajże w jego połowie, warto by było ją więc uzupełnić. Ponadto jedna z jego odnóg to ma być ta którą się ostatnio zawaliła.
- Świetnie - powiedział Chris. Bardzo lubił zawalające się odnogi korytarzy w kopalniach. Niemniej uznał, że Mark uzbrojony w ten dziwaczny sprzęt może wiedzieć co robi.
- Jeśli będziecie czuli się zbyt… nieswojo dajcie znać - mruknęła Agatha. - Mi już tutaj się średnio podoba. Po mojemu to miejsce nie nadaje się do niczego, a ty jak myślisz? - spytała Marka.
- Jesteśmy tu pół godziny… - odpowiedział jakby lekko zażenowany pytaniem. Póki co średnio to wygląda. Wszystko wydaje się bardzo stare, starsze niż powinno - dodał tajemniczo ruszając pierwszy
- Tamten korytarz - wskazała odnogę, z której wyszli - po chwili spada bardzo ostro w dół. Jakiś sprzęt do wspinaczki by się przydał, niby są tam liny, ale ja bym im tak bardzo nie ufała. Nie wiadomo, jak długo już pleśnieją…
Chris uśmiechnął się nerwowo do Agathy, co mogło znaczyć, że stan ‘nieswojo’ osiągnął już jakiś czas temu. Nie powiedział jednak nic i ruszył za Markiem.
- Spadek w dół? To raczej dziwne. Jesteśmy już dość nisko poza tym mapa którą mam prowadzi nieco dalej tamty korytarzem i nie ma nic o spadku… - marknął Mark. - Jeśli już to nie może to być zbyt duży spadek, inaczej by się zawaliła tamta odnoga. Chyba, że jest wzmocniona znacznie lepiej niż ta. Bo póki co napotykamy same dosyć prymitywne konstrukcje - odpowiedział nieco zwalniając tempa.
- Dziwny to byłby spadek do góry… - mruknęła Deanna.
Przeszli spory kawałek, albo przynajmniej tak im się wydawało. Ciasnota i ciemność nieco utrudniały dokładne odmierzenie dystansu jaki przebyli.
- Tak czy inaczej trzeba będzie tam wrócić i to sprawdzić. Chwila - powiedział ponownie rozstawiając trójnóg. Przez chwilę popracował po czym znowu zebrał sprzęt.
Minęło dobre pięć minut, korytarz stawał się coraz bardziej zawiły, szli slalomem, a po jakim czasie zaczynało się wydawać, że zaczyna skręcać i zawracać.
- Coś się nie zgadza… - według mapy już dawno powinniśmy minąć zawaloną odnogę. No i trzy inne, ale póki co… wygląda to zupełnie inaczej niż według tego co nam dali - powiedział zdenerwowany.
- Czyli co? Mapa z innej kopalni? - zapytał Bones. Już się przyzwyczaił, że zaraz może zginąć i wzrosło jego zainteresowanie.
- Początek się całkowicie zgadza, ale teraz… zaraz - powiedział przystając. Ostatecznie im się udało i odnaleźli jakże upragniony zawalony korytarz. Idące w prawo przejście było po sufit zawalone gruzem, skałami i masą mniejszych kamieni. Spomiędzy wystawał kawałek załamanej podpory.
- Nie wierzę, że istnieje tak zły kartograf, żeby tak to wszystko pomieszać. Poprawne zmapowanie i zebranie odczytów ze wszystkiego do tego miejsca zajmie mi kilka dni - powiedział zawiedziony.
- Dni? Mówiłeś, że to robota na jedno popołudnie! Nie chcę tu spędzać następnych kilku dni! Poza tym mamy terminy - oburzyła się Agatha, lekko podnosząc głos.
- Wtedy myślałem, że możemy w miarę ufać tym danym, które nam dali, ale teraz widzę, że wszystko co mieliśmy do tej pory idzie do kosza. Odczyty z ziemi zresztą też się nie zgadzają… to akurat już na wejściowych odczytach widziałem, ale kolejne tylko to potwierdzają
- powiedział rozstawiając więcej sprzętu niż wcześniej. Wyciągnął kilka lamp i zaczął je przymocowywać do sklepienia co kilka kroków. - Najlepiej będzie jeśli już zacznę przygotowywać to miejsce do pracy na następne dni - westchnął Mark.
Agatha w międzyczasie załamała ręce, zdjęła kask i usiadła na nierównym piasku.
- No to super… najwyraźniej niepotrzebnie was tu ciągnęłam. Nie dość, że nic tu nie ma, to jeszcze wszystkie dane jakie mieliśmy do tej pory są nic niewarte. Przepraszam - powiedziała smutno nie podnosząc wzroku.
- Bez przesady - Deanna poklepała dziewczynę po ramieniu. - I tak się tu wybieraliśmy. Szkoda tylko, że nie przybliżyło nas to w żaden sposób do Toma. - spojrzała na Chrisa - Będziemy wracali, co?
- Spotkamy się wieczorem
- zwróciła się znów do Agathy - Opowiesz mi, co odkryliście. Może coś okaże się dla nas ważne, ok?
Agatha pokiwała głową.
- Wieczorem wrócimy do motelu to na pewno. Nie mam zamiaru spędzać tu nocy! - powiedziała tak by Mark ją usłyszał. On zapewne nie miałby problemu z takim przedsięwzięciem.
Chris jednak był coraz bardziej zainteresowany i nie wyglądał jakby zamierzał się zbierać. W ciągu ostatniej drogi mniej więcej trzy razy pogrzebał się żywcem, a dwa razy oglądał się jako uratowany w wyniku akcji strażaków. Do tego migał mu przed oczami czerwony pasek telewizji informacyjnej z wiadomością o jego cudownym ocaleniu.
- Czemu akurat tutaj? - zapytał Marka - Po co będzie potrzebna akurat mapa tego czegoś? Przecież tu nic nie ma. - i zupełnie na przekór tym słowom zaczął oświetlać dokładnie korytarz w głąb miejsca, w którym jeszcze nie byli.
- Myślicie, że tutaj będzie złoto, czy coś? Nie wygląda jakby nie dało się tu wydobywać niczego poza tymi kamieniami.
- Rzeczywiście na tę chwilę wykopanie tutaj czegokolwiek mogłoby mieć okropne skutki
- pokiwał głową, mówiąc chyba bardziej do siebie niż odpowiadając Chrisowi. - Akurat tutaj bo takie dostaliśmy zlecenie. Jest to ogromna przestrzeń, wokół nie ma nic, co z jednej strony jest trochę słabe, a z drugiej stwarza duże możliwości - odpowiedział enigmatycznie, nie przerywając pracy.
- Możliwości, w sensie? Możesz doprecyzować?
- Nie, nie mogę
- odpowiedział wpatrując się w ekran świeżo wyciągniętego iPada. - Zresztą nawet jakbym mógł to czemu miałbym wam mówić? Wy nie jesteście z nami szczerzy.
- To się nazywa projekcja
- Deanna uśmiechnęła, samymi ustami. - Przypisujesz innym swoje motywacje i zachowania.
Bones był przekonany, że introwertycy, zwłaszcza tacy półautystyczni jak Mark mieli wbudowaną zdolność obserwacji i kojarzenia faktów. Zanosiło się więc na słowną potyczkę, a Chris za nimi nie przepadał. Przewrócił oczami patrząc na Agatę i poszukał sobie szybko jakiegoś kąta do obserwacji niczego. Byle tylko z dala od tych dwojga. Przeszedł od niechcenia kilkanaście kroków i zaczął uważnie obserwować ściany i ziemię pod stopami.
- Och przestań już… - Mark nie wytrzymał, oderwał wzrok od ekranu i wbił go wściekle w Deanne. Zawahał się przez chwilę, rozwierając usta. Po krótkim namyśle nabrał cicho powietrze i jednak pociągnął dalej. - Ten wasz “kolega z pracy”, czy “chłopak”, albo kimkolwiek dla was niby był wydzwaniał do mnie kilka dni. Za cholerę nie był jakimś agentem nieruchomości, czy jakikolwiek kit chcecie mi wcisnąć… - warknął i skierował uwagę spowrotem do ekranu przenośnego komputera.
Agatha obejrzał się na swojego chłopaka nierozumiejąc.
- To on dzwonił? Litości Mark, czemu wcześniej nic nie mówiłeś?! - spytała wstając poddenerwowana.
Chris był zmuszony ponownie sięgnąć po radykalne rozwiązania słysząc wypowiedzi człowieka od pikających maszyn. Tym razem jednak akcent został położony w zupełnie innym miejscu, przez co słowa przybrały charakter bardziej odkrywczy, niż zaskakujący:
- O kurwa - szepnął. Thomas nie mógł być zleceniodawcą. Kim więc był? I co było w tej kopalni? Liczył, że Deanna zagra z Markiem w otwarte karty i jednak czegoś się dowiedzą. Wreszcie zaczęło się robić ciekawie.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172