Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-05-2019, 09:02   #121
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Kraków, 1910

- Janie, ta pani...
- Nigdy więcej nie zostanie tu wpuszczona – jak zwykle odgadł jej myśli.
Zapewne znowu nie zechce podwyżki – pomyślała. - Zresztą, ostatnim razem, gdy mu to proponowała, obraził się na kilka dni.
- Panienka jest dla mnie jak córka... - wyszeptał wtedy chyba tylko do siebie, lecz ona to usłyszała. Nigdy więcej nie wyszła z taką propozycją.
- Czy on … ?
- Czeka. Byłby głupcem, gdyby nie... - nie dokończył, czując, że za dużo sobie pozwala. Zresztą i ona w tej chwili nie miała zamiaru słuchać, co ma jej do powiedzenia.

Ogród tonął w deszczu. Altana jawiła się jak oaza wśród wodnego potopu. Zanim do niej dotarła, sama wyglądała jak topielica. Rozchlapując kałuże każdym krokiem zbliżającym ją do niego, widziała jak siedzi nieruchomo, wpatrzony gdzieś w dal. Wbiegła do środka, nie dając mu szansy na wcześniejszą reakcję.
I znowu czyny wyprzedziły słowa. Nim zdążył wstać, wyprostowanymi dłońmi usadziła go z powrotem na sofie. Usiadła mu na kolanach i przylgnęła do jego ust. Był tak niesamowicie gorący. Wręcz parzył.
- Ty masz gorączkę! - Pogłaskała go po policzku.
Uśmiechnął się, kręcąc głową.
- Chodź! - Chwyciła go za rękę, usiłując podciągnąć go do góry. - Nie możesz tu zostać.
Zaparł się, całym ciałem rozpierając na oparciu.
Spojrzała mu w oczy.
- Nie każ mi wierzyć, że pokochałam upartego osła!
Powinna ugryźć się w język, ale było już za późno. Może w tej gorączce nie zauważy? Może zapomni?
Broniła się przed wyznawaniem uczuć jakby to było publiczne rozebranie się lub spowiedź przed całym światem. A może po prostu nigdy dotąd czegoś takiego nie czuła? Nie chciała pomylić zauroczenia z miłością. Nawet nie ze względu na siebie. Nie składa się deklaracji, jeśli nie jest się czegoś pewnym. Po prostu nie miesza się w głowie tej drugiej osobie.
No ale cóż. Powiedziała, co powiedziała. Nie miała magicznej różdżki, by cofnąć czas. Czas pokaże czy niesforny język miał rację.

- Idziemy? - ponowiła próbę.
Tym razem wstał i dał się poprowadzić. No tak! Tylko gdzie? Szukała gorączkowo pomysłu gdzie go umieścić. Dwór nie był malutki, ale ze względu na koszty rodzice wyłączyli z użytku jedną z jego części. To już nie były te czasy, że szlachta zjeżdżała się dworu i gościła się w nim tygodniami.
Pokój gościnny zajmował „były” mąż, który zamienił na niego swą sypialnię. Tak więc dwa pomieszczenia odpadały. W trzecim mieszkał Aleksander.

- Pal licho konwenanse – pomyślała. - Janie! Każ Marcie przynieść pierzynę do mojego pokoju i zaparzyć herbaty z lipą!
Obydwaj spojrzeli na nią ze zdumieniem.
- No co? Toż to prawda stara jak świat, że gorączkę trzeba wypocić!
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 12-05-2019, 20:21   #122
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Kraków 1914 rok.

Mężczyzna od kilku chwil przechadzał się po salonie. Wojna zbliżała się powolnym krokami. Jako człowiek mocno zaangażowany w politykę zdawał sobie sprawę z tego, co czeka Polskę, której jeszcze nie było. Listy, które dotarły do Berlina, zapewniły mu przez pewien czas spokój, jednak bezsilność ekspertów pruskich sprawiła, że zaczęli mocniej naciskać. Czyżby wiedzieli, że stoją po dwóch różnych stronach. Od kilku lat był przecież innym człowiekiem. Nie tą maszyną, którą stworzyli, bezwzględnie wykonującą ich polecenia, lecz oddanym innej osobie. Wierny tylko jej.
Zastanowił się przez chwilę, przywołał jej obraz, w końcu wiedział, gdzie ukryć wiadomość. Ze spokojem usiadł i kontynuował zapisy w swoim pamiętniku. Kilkakrotnie sięgał do książek w bibliotece. W końcu plan miał w głowie. Ta ostatnia strona, przygotowana specjalnie tak, aby nie ulec zniszczeniu miała w swej treści kryć podpowiedź dla śmiałka, potomka, taką miał nadzieję wolnej już Polski.

„W hołdzie najwspanialszemu pióru Rafaela:

Płci piękna! gdzie wiek złoty, gdy za polne kwiaty,
Za haftowane kłosem majowe sukienki,
Kupowano panieńskie serduszka i wdzięki,
Gdy do lubej gołębia posyłano w swaty?

Jak piękne dziewczęta, gdy niosły welon
i razem z kobietami zbliżały się
do Twojej świątyni na Twoje święta,
by oddać ci cześć.”
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 12-05-2019 o 20:24.
Athos jest offline  
Stary 15-05-2019, 22:02   #123
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Przeglądali w skupieniu nadpalony pamiętnik. Ostatnia strona, która zachowała się w praktycznie nienaruszonym stanie, przykuła ich największą uwagę. To tutaj musiała kryć się zagadka.
- Przeczytaj na głos – poprosił Wiktor.

„W hołdzie najwspanialszemu pióru Rafaela:

Płci piękna! gdzie wiek złoty, gdy za polne kwiaty,
Za haftowane kłosem majowe sukienki,
Kupowano panieńskie serduszka i wdzięki,
Gdy do lubej gołębia posyłano w swaty?

Jak piękne dziewczęta, gdy niosły welon
i razem z kobietami zbliżały się
do Twojej świątyni na Twoje święta,
by oddać ci cześć.”

W salonie królowała ciszy. Cała trójka próbowała z jeszcze rozbrzmiewających w głowie słów wyłowić jakąś wskazówkę.
- Czy pani dziadek był poetą? - nie wytrzymała Ida.
- Nie. Nie sądzę. Miał co prawda romantyczne zapędy, ale nie wydaje mi się, żeby skłaniał się ku tworzeniu poezji.
- Cóż, nie będę ukrywać, że chociaż jestem po humanistycznych studiach, to jednak bardziej z prozą było mi po drodze – wyznała Ida.
- W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak konsultacja z kochanym googlem – stwierdził Wiktor, wyjmując smartfona.
Już pierwszy wers wystarczył, by odnaleźć utwór w sieci.
- „Danaidy” Mickiewicza – zawyrokował triumfalnie.
Ida szybko wstukała tytuł w przeglądarkę.
- Ale to tylko jedna zwrotka. Ta druga nie pasuje.
- „Do Hery” Safony – znowu był szybszy.
- No dobrze, a to pierwsze zdanie? Rafael to malarz. Ale pióro wskazywałoby na pisarza.
Rozpoczęli poszukiwania skojarzeń. Po kilkudziesięciu minutach Ida była bogatsza w wiedzę o malarstwie Santiego, Wiktor zaś przestudiował informacje o twórczości Rafaela Sabatiniego – jedynego pisarza, który ewentualnie mógł być znany w czasach Barskiego.
A ciocia? Ciocia komentowała i dorzucała cenne uwagi. Niestety, po dwóch godzinach nadal nie posunęli się do przodu.
- Źle się za to zabieramy. Poproszę o kilka kartek papieru – Ida zwróciła się do starszej kobiety. - Zrobimy „mind map”.
Barska klasnęła w dłonie. - No idealnie! Dobraliście się wspaniale. Były policjant i dziennikarz śledczy wykorzystujący dobrze sobie znane z pracy narzędzie. No chyba, że ciebie Wiktorku tego jeszcze nie uczyli?
- A ciocia skąd zna te metody? - nie dał się wytrącić z równowagi.
- Z filmów kochanieńki, z filmów!
Następna godzina upłynęła na spisywaniu skojarzeń własnych, bądź tych podpowiedzianych przez internet.
- No to na razie mamy takie coś... - pokazała im w końcu kartkę. - Jakaś „eureka”?

- Hera się powtarza. Musi mieć jakieś znaczenie.
- To może powinniśmy przyjrzeć się dokładniej temu mitowi o Argosie?
- Hera, Argos, Zeus, Io i paw... A może: Hera, Argos i jałówka? Nadal nie widzę związku. - Ida ziewnęła, dyskretnie zasłaniając usta dłonią.
- Chcesz się położyć? - Wiktor był czujny.
- Nie! Absolutnie. To chwilowy kryzys.
- Wciąż nie wiemy o co chodzi z tym piórem Rafaela - zastanawiał się na głos.
- Skoro żaden pisarz nie pasuje, to może jednak był jakiś inny malarz niż Santi? Może namalował jakieś pióro, skrzydła? No nie! Przecież był jeszcze archanioł Rafael! - Ida nagle doznała przebłysku i jak natchniona zaczęła stukać opuszkami w klawiaturę.

“Bóg uzdrowił” lub “Uzdrowienie Boże” … atrybutem jest laska eskulapa … również ryba. Uzdrowiciel i zielony promień, który wspomaga uzdrawianie. ..Wibracja Archanioła Rafała jest widzialna jako szamaragdowa zieleń- czytała pobieżnie wyświetlone informacje. - Nie chodzi przecież o kolor chyba? Nie no ja zwariuję. Nie ogarniam!

- Spokojnie. Nie szalejmy. Przecież nic nas nie goni. Zrób jeszcze tę mapkę myśli dla Rafaela i kładziemy się spać, ok?
- Śmieszy cię to? - spojrzała na niego podejrzliwie. - No dobra, nie mam siły na gierki.
Dłuższą chwilę pisała po kartce, w końcu mu ją podała. - Mam nadzieję, że nic nie pominęłam.

Przebiegł wzrokiem po jej notatkach. Nie odezwała się, by mu nie przeszkodzić, ale także, żeby nic nie sugerować.
- No to wklep : Rafael, malarz, ptak – poprosił głosem pozbawionym nadziei.
Pierwsze wyniki znowu wskazywały na słynnego renesansowego malarza. Ale niżej pojawiło się określenie : Rafael ptaków”. Kliknęła.
- Melchior de Hondecoeter? Nie znam... Chwila...
Wpisała w wyszukiwarkę :„Melchior de Hondecoeter obrazy”. Google wyrzucił tytuł „Kury z kurczętami, bażant i pawie”.
- Ha! Mamy pawia znowu!
- Czyli Hera, Argos, paw. Jeszcze raz ten mit przeczytaj!
- Ale chyba nie cały? Litości! „ Hera przeniosła oczy Argosa na ogon pawia, ptaka, który był jej poświęcony.” - Myślisz o tym co ja?
- Oczy?
- Tak! Tylko, co dalej? Jakiś portret? Może... wiesz, macie tu jakiś obraz, i w oku, pod lupą, ukaże się wskazówka?
- Ciociu? - spojrzeli jednocześnie w stronę wyraźnie przysypiającej starszej damy.
- Wybaczcie moi mili, ale skoro zagadka czekała tyle lat, to poczeka jeszcze kilka godzin. Odwykłam od siedzenia do tak późna, w dodatku z kieliszkiem w dłoni. Dobrej nocy. Wiktorze, poradzisz sobie z czynieniem honorów gospodarskich w moim zastępstwie? Nie masz wyjścia zresztą – mrugnęła do niego i wyszła z salonu.
Ida zaśmiała, się podziwiając jakość humoru dystyngowanej seniorki rodu.
- Może faktycznie czas już zakończyć tę nasiadówkę. Czuję, że moje neurony są pobudzone do tego stopnia, że zaraz rozsadzą mi mózg. Janie! Raczysz wskazać mi łazienkę i sypialnię? - uśmiechnęła się do Wiktora przekornie.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 16-06-2019, 20:27   #124
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Exclamation

Kraków 1942 rok.

Adam nie czuł już nic. Kolejne chwile, a może godziny sprawiły, że ból tak zawładnął każdą częścią jego ciała, że stał się sprzymierzeńcem. Pozwolił na chwilę znaleźć odpoczynek. Umęczone ciało sprawiło, że mdlał. Cucili go, lecz zdali sobie sprawę z beznadziejnej walki. Wkrótce był już daleko. Zabrał ze sobą tajemnicę.

Buenos Aires 1955 rok.

Ignacio klął w myślach jak szewc, ból zęba zdawał się trudny do zniesienia. Czemu to trwa tak długo? - zastanawiał się. Pocił się, lecz póki co, wytrwale siedział na krześle. Nie zwrócił większej uwagi na starszego gentelmena, który pojawił się w poczekalni. Ów mężczyzna, którego wiek tuszował nienaganny strój oraz pewny chód, spokojnie skierował się w stronę krzeseł dla oczekujących na wizytę. Gdyby Igancio zachował czujność z pewnością dziwny akcent, którym przywitał się przybyły wzbudziłby jego czujność:
- Buenos dias. El ultimo senior?
Ignacio odburknął tylko natrętnemu przybyszowi. Nie wyczuł wody kolońskiej, która powinna wzmóc jego czujność, nie zwrócił też uwagi na mało smagłą twarz starszego mężczyzny.
W końcu poprzednia wizyta dobiegła końca. Ból trzonowego zęba mącący zmysły sprawił, że szybko ruszył do gabinetu. Kilka chwil później drżał, kiedy siwy jegomość patrząc mu prosto w oczy, siedzący zaledwie metr od niego, mówił spokojnym głosem.
- Powinienem właściwie przywitać się: witaj Ericu – uśmiech pojawił się na twarzy emeryta – tyle czasu się nie widzieliśmy. Postanowiłem się pojawić osobiście – to ostatnie zdanie wypowiedział w nienagannym niemieckim, zachowując akcent, tak wyćwiczony za młodych lat. - Za chwilę środek zacznie działać. Musimy się spieszyć. Dla nas będzie trwało to kilka kwadransów, lecz dla ciebie, każde doznanie będzie wyjątkowe. Medycyna poszła strasznie do przodu. Moi towarzysze będą się starać, aby nie zabrać z naszej rozmowy ani sekundy. W moim wieku pośpiech jest niepotrzebny. Muszę cię poinformować, że za chwilę zadzwoni telefon, a od tego, co powiesz, zależy czy będę miał na rękach krew niewinnego człowieka. Twój syn ma przed sobą wyjątkową przyszłość. Nieskazitelna rodzina, dobre wykształcenie, naprawdę wyjątkowy start. W tym wszystkim potrzeba tylko wyjątkowej odwagi ojca. Pamiętasz Antoninę? Pamiętasz Adama? Mam dalej wymieniać, ty nazistowski skurwysynu?
Eric Stocke miał na swoich rękach krew, cierpienie, rozpacz. Ludzki umysł nie był w stanie ogarnąć bezmiaru jego głupoty. Tego dnia, choć umierał w nieludzkich cierpieniach, ryczał jak zarzynane zwierzę, a zwieracze odmówiły posłuszeństwa, po raz pierwszy w życiu zdobył się na heroizm. Sprawił że gdy telefon zadzwonił, a Witold Barski siedzący naprzeciw niego odebrał, usłyszał z jego ust zbawcze słowo: Nie!
*
Trzy godziny później.
- Zgodziłem się na spotkanie z panią wierząc, że prawda jest dla Pani tym, czym dogmat dla chrześcijan. Niech Pani zacznie spisywać. Cieszę się, że poświęciła Pani tyle czasu przylatując tutaj, aby poznać prawdziwą historię. Kiedy trwa ta rozmowa dokonaliśmy sądu nad trzema zbrodniarzami. W imieniu państwa polskiego, każdy z oskarżonych otrzymał wielokrotny wyrok skazujący - karę śmierci, który natychmiastowo wykonaliśmy. Każdy z nich był zbrodniarzem wojennym, ściganym nieudolnie listami gończymi. Wierzę, że nasze spotkanie nie będzie bezowocne. U nas prasa nie ma takiej władzy, jak Wasza. Nie jest wolna. Teraz opowiem Pani naszą historię. - i opowiedział.
Wywiad był ostatnią rozmową Witolda Barskiego z mediami. Kilka godzin później odbył ostanie spotkanie. Zanim jednak tam podążył musiał wyjaśnić ostatnią sprawę.
- Pani ma rodzinę we Francji, nieprawdaż? - kiedy upewnił się, miał nadzieję, że zasiał to ziarno, które sprawia, że historia zatacza koło.
*
Namierzyli wszystkich, majstersztyk polegał na tym, aby w krótkim czasie dopaść ich. Problem wyniknął przy ostatnim. Ambasador! To on, ten który aktywnie wspomagał nazistów, miał pomóc. W końcu każdy jest przekupny. Trzeba było odnaleźć właściwy adres. Kiedy znaleźli wtyczkę, należało wykorzystać wszystkie kontakty. Akcja nie przebiegła wzorcowo. Mogli ryzykować albo się wycofać. Nie zaryzykowali, on zaryzykował. Pamiętał pytanie dziennikarki.
- Nie boi się Pan?
- Kiedyś się bałem, dzisiaj jestem sam. Mam rok, może dwa życia, pożegnałem się z bliskimi, z żoną, którą mi zabrali. Taka śmierć dla żołnierza to jak dar. Nie umrzeć w łóżku szpitalnym, jest jak wybawienie. Ona czeka na mnie.
- To... – przerwał jej, nie pozwolił dokończyć.
- Dar od Boga, losu, szansa na naprawę. Nazywa się Arturo Villentio, jest historykiem na tutejszym uniwersytecie. Niech Pani zapamięta: „Oręż i męża opiewam. W.K.”
Nawet jeśli protestowała nie rozumiejąc w pełni jego słów i prośby, starszy mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. Po prostu wstał i ruszył ku wyjściu na spotkanie z ambasadorem.
*
- To niezwykły zaszczyt Panie ambasadorze, że poświęcił Pan dla mnie tyle czasu. - siwy mężczyzna wydawał się być w wyśmienitym humorze.
- Ludzie zasłużeni dla sprawy, zawsze znajdują tutaj dom. Mam nadzieję, że nasza pomoc okazała się wystarczająca?
- Ma Pan rację panie ambasadorze, chciałoby się rzec, w imię wciąż żywej Rzeszy!
- Nie rozumiem, sugeruje Pan coś! - dyplomata wydawał się wzburzony.
- Zupełnie nic. Gniję od środka, może źle to ująłem. Moje ciało gnije, ale dusza nie. Ciekawe, kto z nas pierwszy stanie przed Piotrem, Kurt! - sącząc wino czuł powoli, jak procenty uderzają. Wiedział, że za chwilę trucizna zmiesza się z krwią. Patrzył w oczy przerażonego nazisty i czuł, że za chwilę obrzydzenie minie. Będzie patrzył w jej oczy. Dołączę do Ciebie. Podążę malachitową łąką. A później utonę w każdej odmianie zieleni. - pomyślał umierając.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 20-06-2019 o 17:38.
Athos jest offline  
Stary 20-06-2019, 19:24   #125
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Kraków, współczesność.

- Zaryzykowałbym i puściłbym wodze fantazji dalej Ida, posłuchaj: - rozpoczął grę, mogłaby przysiąc, że mając na celu uwiedzenie jej, słowa zamienione w jego monolog płynęły same: - Przez chwilę czuła, że nie potrafi oderwać od Niej wzroku. Zostali teraz sami, starsza kobieta, musiała domyśleć się, że jej obecność może stać na przeszkodzie, w ich planach na resztę nocy. Młoda kobieta zaś mogła bawić się w myślach tylko i wyłącznie w domysły. Czy to Jej zgrabne nogi, które tak często tego wieczoru stały się obiektem ukradkowych spojrzeń, a może idealnie zarysowane piersi subtelnie zakryte materiałem bluzki, zamknięte w delikatnej koronce biustonosza, czy też pełne usta, którymi zmysłowo i naturalnie, mimo zmęczenia i późnej pory, wypowiadała każde słowo, sprawiały, że czuła zapach męskiego pożądania. On zaś stał nieporadnie. Mogłaby rzec, że miała nad nim tę ogromną przewagę, że onieśmielała go, bezwzględnością swojego wdzięku. Wiedziała, że mogła czuć się jak caryca, do której stóp rzuciłby całe królestwo, przelałby krew swoją, niewinnych, byle tylko zasłużyć na jedno Jej spojrzenie. Wiedziała, że upadłby do jej nóg i trwał tak, oddając hołd Jej pięknu. - popatrzył na nią, zdziwioną, zawstydzoną i kontynuował – Nie, nie pytaj. Wymyśliłem to patrząc cały wieczór na Ciebie. Ale teraz muszę powiedzieć coś jeszcze, bo byłbym nie fair. Mam czterdzieści lat, o prawie piętnaście więcej niż Ty. Ciotka miała rację, jestem detektywem od siedmiu boleści, zbierającym fotki do rozwodów, bez przyszłości. Rozwiążemy tę sprawę, a wtedy wybijesz się. Pójdziesz za falą, osiągniesz sukces, będą Cię rozchwytywać. Pożądać, promować i uwielbiać. Nie zagwarantuję, że zachowam zdrowy rozsądek, bo pogubiłem się przy Tobie Ida, zupełnie się pogubiłem. Nie ogarniam mojej fascynacji Twoją osobą, jesteś piękna, inteligentna, idealna. Pomóż mi nie zrobić Ci krzywdy. - ruszył do wyjścia. - Przygotuję Ci wszystko w łazience. Walizkę masz w sypialni. - zawahał się. - Nigdy nie rozmawiałem szczerze z żadną kobietą, nigdy żadna nie zburzyła moich murów obronnych i nie przekroczyła warowni. Wszystkie są pustymi cyferkami w moim telefonie, mglistym wspomnieniem. Pierwszy raz – zawahał się – proszę Cię, bądź dojrzała i potraktuj mnie jak małego chłopca i spróbuj zrozumieć.

Buenos Aires, 1955 rok

Sala wykładowa nie była pełna, większość przybyłych stanowili studenci oraz liczni pracownicy uczelni, którzy ze skupieniem wysłuchiwali wykładu młodego kolegi. Siedziała obok profesora, który ze skupieniem analizował każde słowo wypowiedziane przez młodego doktora historii. Uśmiech triumfu, który pojawiał się, co jakiś czas na twarzy starszego sąsiada, świadczył o tym, że darzy dużą sympatią wykładowcę. Dokładnie w sedno – słyszała, jak w ciszy komentował ostatnie słowa Artura. Wykład na temat analizy sytuacji w Europie na początku XX wieku nie był powodem, dla którego tutaj przybyła. Interesował ją ten młody człowiek, który w spokoju omawiał kolejne zagadnienia. Nie sądziła, że podejmie wyzwanie. Jednak to, co wydarzyło się po jej spotkaniu z Witoldem sprawiło, że podjęła rękawicę. Śmierć ambasadora, śmierć jej rozmówcy, dalej kolejne zabójstwa, które musiały być wyrokami śmierci wykonanymi przez tajemniczą rękę sprawiedliwości, sprawiły, że pojawiała się w stolicy Argentyny częściej niż mogłaby przypuszczać.
Nie ominęła pogrzebu Ignatio Villentio, gdzie pierwszy raz dostrzegła młodego wykładowcę, który w ciszy i skupieniu modlił się nad grobem ojca. Był dla niej tajemnicą, ile wiedział o swojej przeszłości, dlaczego w swej pracy skupiał się tak mocno nad analizą tego, co działo się we wschodnie Europie, czy był świadomy okrucieństwa, jakie było dziełem jego rodziny? Te pytania były póki co dla niej zagadką.
„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie.” - właśnie cytował Nietschego. - Pani ma jakąś uwagę bądź przypuszczenie, skąd właśnie przyszedł mi do głowy ten cytat. Zdała sobie sprawę, że oczy sali skupiły się nad nią, a przede wszystkim świdrowało ją jego spojrzenie, bezwiednie przecież chwilę wcześniej uniosła do góry swoją rękę.
 
Athos jest offline  
Stary 20-06-2019, 20:31   #126
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Tuluza, 1796 rok.

Obudziła się rankiem, wiedziała, że nie będzie go już. Uprzedził ją o swojej wyprawie. Prosił by pozostała w pokoju, nim powróci. Nie był jednak jej panem. Fakt, że chronił ją, do czego przekonywała się mocno w myślach, zgodnie z jego zapewnieniami, nie sprawiał, że ufała mu. Zniszczono jej świat, a on stanowił element tego zniszczenia. Barwna opowieść o ojcu, który katując młodego człowieka znajdował odkupienie winy za chwilę słabości, w której uległ „nieczystej kobiecie”, nie wywarła na niej większego wrażenia. Sama wychowując się bez ojca, w rozbitej rodzinie, w której kobieta walczyła o zrównanie swej pozycji z mężczyzną, przecząc stereotypom, wychowaniu, zwyczajom, sprawiła, że niesprawiedliwość i zło było chlebem powszednim. Nie przespała nocy, bo mu nie ufała. Fakt, że obnażył się przed nią i zakłócił pewne tabu, napawał ją lękiem. Myśli kłóciły się w niej. Bała się gwałtu, lecz z drugiej strony coś w niej kazało spojrzeć w jego stronę, kiedy leżał zaledwie kilka metrów dalej na podłodze, u jej stóp. Wydawało jej się, że choć ma zamknięte oczy, w każdym momencie może zniewolić ją. Ksiądz, który nie jest księdzem, mężczyzna, który broni, a jednocześnie rani, obrońca, który może być katem. Wreszcie przyjaciel, który może być wrogiem. Długo by, długo by dalej musiała wymieniać. W końcu zasnęła, czuła spokój i delikatne dotknięcie stóp. Czuła każdy naprężony mięsień jego karku, kiedy delikatnie masowała go dłonią. Nie wiedziała, czy czuł, jak drży jej dłoń, kiedy dotykała jego skóry. W końcu przerwała tę czynność i wciąż nieświadoma tego, co czyni odwróciła się do niego plecami. Pozwoliła by powoli jego dłoń, zakryta pod myjką, choć podświadomie czuła, że dotyka jej skóry bezpośrednio, namydliła ją. Choć był jeszcze daleko, czuła jego moc, oddech, zniewalające spojrzenie oczu, wreszcie zapach mężczyzny, nie bała się, lecz pragnęła. Czekała na coś więcej i to nadeszło. Poczuła jak mocno łapie ją, jak zniewala. Popełniła błąd, lecz było za późni. Próbowała krzyknąć, lecz nie potrafiła. Złapał ją mocno i przycisnął. Poczuła jak za chwilę ją zniewoli. Chciała uciec, lecz nie potrafiła. Męskość otarła się o intymność.
Wrzasnęła i wyskoczyła z łóżka. Usłyszała pukanie, to ją wyrwało ze snu, który stał się koszmarem. Nie wiedziała, co jest snem, a co wydarzyło się naprawdę. Długo łapała oddech. Pukanie umilkło, by za chwilę powrócić. Nieświadoma pobiegła do drzwi, bała się nadal. Otworzyła je z rozmachem. Mężczyzna, którego widziała wczoraj przelotnie, uśmiechnął się. - Proszę się nie bać, nic Panience nie grozi. Teraz będzie już tylko dobrze. - mówił spokojnym głosem. Pierwsze co dostrzegła, a co wiedziała doskonale, że jest cechą szczególną tego mężczyzny, to błękit jego oczu. Była świetną obserwatorką, wychwyciła ten szczegół dzień wcześniej. - Mam na imię Charles. I będzie moim zaszczytem eskortować Panienkę do posiadłości Jej rodziny. Oczywiście mogę stąd wyjść, a pani pozostanie pionkiem w rękach swojego towarzysza. Każdy z nas musi kiedyś opowiedzieć się po którejś ze stron. Mam nadzieję, że dokona Panienka słusznego wyboru. Mogę obiecać, że z mojej strony nie grozi Panience nic złego. - kusił magią głosu, w pewnym stopniu uwodził, onieśmielał, czekał na jej decyzję. - Powóz czeka na zewnątrz, musi Panienka zaufać swoim przeczuciom.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 20-06-2019 o 20:33.
Athos jest offline  
Stary 21-06-2019, 19:32   #127
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Tuluza, 1796
To było co najmniej dziwne. Taka bliskość z mężczyzną. W dodatku praktycznie nieznajomym. Kiedyś pewnie spłonęłaby rumieńcem i uciekła gdzie pieprz rośnie. Jednak ostatnie wydarzenia i sytuacje, które postawił przed nią los sprawiły, że dojrzała. Zaczynała rozumieć, że życie nie jest prostym ściegiem w podwinięciu sukni, które ma chronić ją przed brudami, po których stąpają podeszwy butów. Życie to haft pełen wyzwań ze skomplikowanymi wzorami.
Kolejny raz wyrecytowała wiersz pełen łamańców językowych i serię dziwnie ułożonych liczb.
- Jedyne co mi przychodzi na myśl, to szukanie wskazówki wśród znajomych moich dziadków … i jakaś cyfra jest kluczem … może rok? Data? Zaś co do zapisu tego ciągu cyfr to nie mam pojęcia. Trochę podobne do wersetów biblijnych, ale to raczej nie to …
Zebrała się na odwagę i sięgnęła po myjkę. Jego blizny na plecach budziły ciekawość i dreszcze. Z jednej strony wyobrażała sobie ból, który towarzyszył ich powstawaniu, z drugiej, jakoś tak, poczuła ochotę by pieścić je opuszkami palców, tak by jej dotyk przyniósł ulgę.. Co oczywiście było absurdem, bo raz zadane rany pozostawiają trwały ślad i już zawsze bolą tak samo.
**
- Do mojej rodziny? - wyjąkała zaskoczona. - To Pan znasz moich bliskich?! Nie może być! Nareszcie !
Była młoda i nie miała doświadczenia. Ale nie była głupia. Nie miała zamiaru dać zwieść się pięknemu wyglądowi. Oczy miał może i urzekające, ale nie na tyle, by rzucić się z deszczu pod rynnę. Spojrzała nieco przytomniej na mężczyznę, który przedstawił się jako Charles.
- Pan raczy wybaczyć, ale – powiodła znacząco wzrokiem po swej koszuli nocnej – jestem w negliżu. O Boże! W negliżu! Przy mężczyźnie! - krzyknęła nagle, jakby dokonała wielkiego odkrycia.- Proszę dać mi chwilę, zaraz będę gotowa! - wyrzuciła z siebie, zamykając drzwi, zanim jej niespodziewany gość zdążył zareagować. Szybko podłożyła krzesło pod klamkę, by uniemożliwić jej naciśnięcie od zewnątrz. Ubierając się w pośpiechu, sprawdziła drogę ucieczki przez okno. Na podwórzu nie dostrzegła nikogo, a daszek przylegającej do oberży komórki powinien umożliwić jej dostanie się na dół. Przy odrobinie szczęścia. Przeżegnała się i troskę o tę odrobinę pozostawiła niebiosom. Skoczyła.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 22-06-2019, 21:04   #128
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Tuluza, 1796 rok

Vincent cieszył się, że wreszcie coś zaczyna się dziać. Uwielbiał Charlesa, lecz nienawidził tego jego „ględzenia”, jak zwykł nazywać wkład werbalny wspólnika w negocjacje. Podziwiał go, zawdzięczał mu majątek, pozycję, a nawet życie, lecz w głębi duszy czuł, że tylko tchórze boją się starcia. Oczywiście z podziwem patrzył na popisy umiejętności młodego Hiszpana, który w ciągu kilku chwil poradził sobie z przeciwnikami, jednak wierzył, że jego wspólnik się myli, nie doceniając fizycznego aspektu, taktyka jest przeżytkiem. Prawdziwym wyzwaniem jest czysta walka. Ciosy wyprowadzane zręcznym ramieniem, taniec nóg oraz odpowiedni balans ciała, a przede wszystkim doskonałe warunki fizyczne, które sprawiają, że nawet jeśli popełnisz błąd naprawisz go wytrzymałością, której z pomocą przyjdzie siła mięśni.
Vincent od pewnego czasu odczuwał pewien dyskomfort. Zdarzało się, że czuł bóle głowy, jednak dobre samopoczucie powracało wraz z sutym posiłkiem, wspartym mocniejszym trunkiem. Nie wiedział jeszcze, że nie mylił się w swoich założeniach. Ciało ludzkie miało odegrać znaczącą rolę jeszcze tego ranka.

Dopadli go, kiedy wracał. Ulice Tuluzy nie były tak wąskie, jak uliczki, którymi zdecydował się kluczyć Raul, jednak chcąc pozostać niezauważonym, nie mógł postąpić inaczej. Nie spodziewał się ataku, jednak instynkt zadziałał w porę. Kiedy wyskoczyli z zza załomu niewysokiego muru pierwszy cios sparował automatycznie. Później działał jak w transie, szybko ocenił sytuację. Trzech przeciwników. Wiedział, że nie zdąży uciec. W ułamku sekundy zrozumiał, że nie da też im rady. Gdyby natarli równocześnie, tak jak się spodziewał, przegrałby walkę. Nie powróci już do Blanche, a tym samym wyda ją na pastwę losu. Zadziwiło go tylko to, jak bardzo w chwili śmierci, wciąż myśli o niej. Była zadaniem, ale czy tylko decydowało o jego zachowaniu?
Pierwszy przeciwnik uderzył z lewej, Hiszpan zblokował atak i natarł tam, gdzie powinien być kolejny rywal. Trafił w sedno. Krew trysnęła, a krzyk oznaczał jedno, było ich mniej. Znowu instynkt podpowiedział Raulowi: wyprowadź szybką kontrę tam, skąd nastąpił pierwszy atak. Robiąc to zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał o trzecim przeciwniku, na kalkulację było jednak za późno. Nie trafił, lecz nie stracił postawy. Uderzył ponownie jakby zgodnie z zasadą: zabierz z sobą tylu, ile dasz radę. Tym razem uderzenie było celne. Krew spłynęła uliczkami Tuluzy. Raul nie odwracał wzroku, wiedział, że przegrał. Jedno pchnięcie w plecy załatwiało sprawę. Przeciwnik musiał tam stać, obserwować i czekać. Nie pomylił się. Vincent stał kilka metrów dalej. Gdyby tylko chciał, ostrze szpady przekuwałoby właśnie pierś Raula, doskonale znalazłoby miejsce pod klatką piersiową, sprawiając, że krew księdza szybko zmieszałaby się z krwią rzezimieszków, których wybrali, jako egzekutorów. Vincent jednak miał zasady, nigdy nie atakował od tyłu. Wpierdol, nazwy tej nie wstydził się, dokonany w ten sposób, godził w jego dobre imię. Ważny był styl, zwłaszcza gdy Vincent potrafił docenić rywala. Walka twarzą w twarz. Dla takich chwil chciał żyć. Czuć pot rywala i krew na swych rękach, po każdym celnym ciosie, to stanowiło sens walki. Sens życia, bo życie dla Vincenta było ciągłą walką. Odrzucił broń i uśmiechnął się w stronę Raula. Ten uczynił to samo, jakby zadość czyniąc kodeksowi honoru, któremu obaj zabójcy stali się tego dnia, podporządkowani. Kilka chwil później, pierwszy Vincent wyprowadził cios i nie pomylił się trafił, a siła uderzenia sprawiła, że Raul na chwilę stracił oddech, lecz wciąż stał. Był o pół-głowy wyższy od przeciwnika, lecz choć jego postura mogła budzić na co dzień respekt, przy tym przeciwniku prezentował się miernie. Delikatnie przygryzł wargę i ruszył do przodu, wiedział, że jeśli doprowadzi do klinczu, zginie z pogruchotanymi kośćmi.

Charles nie był głupcem, odpowiednio zabezpieczył teren. Żadna ucieczka nie miała sensu. Ze spokojem pozwolił na to, aby dziewczyna pozostała sama w pokoju. Jedyną opcją ewakuacji było okno, tam na posterunku byli jego ludzie. W powozie kilka metrów dalej czekał ten uparty osioł markiz, który osobiście chciał dopilnować całego przedsięwzięcia. Dziewczyna była dla niego wyjątkowo cenna, lecz to on był zleceniodawcą, mógł więc stawiać wymagania. Za każde z nich płacił słono, bo Charles jasno określił cenę. Teraz wierzył, że tajemniczy Hiszpan, obrońca Blanche już nie będzie sprawiał kłopotu, gdyż jego wspólnik Vincent załatwił sprawę. Plan był doskonały, zawiódł organizm, fizjologia była okrutna.

W końcu musiało dojść do zwarcia, z każdy ciosem Raul wiedział, że przegrywa. W końcu przeciwnik go dopadł i nie puścił. Przytrzymał i przydusił. Hiszpan czuł, że powoli zaczyna tracić oddech. Zmysły zaczynały odmawiać posłuszeństwa. W akcie desperacji uwolnił ręce i uderzył w głowę goliata. Oburącz, choć zdał sobie sprawę, że to ostanie ciosy. Pierwszy nie odniósł skutku. Drugi, w który włożył ostatnie siły sprawił, że przeciwnik osłabł. Raul uderzył ponownie, wyczuwając szansę.
Vincent nie wierzył, miał rywala na deskach, wierzył w bliski sukces. Niewielki błąd, w którym pozwolił, by przeciwnik zdobył się jeszcze na atak desperacji poczuł, że ciało odmawia posłuszeństwa. Zrozumiał wówczas, że to, co było zwykłą niedogodnością, bólem głowy, który czasem go dopadał, stało się wyrokiem śmierci. Nie czuł już nic. Powoli odchodził. Coś dziwnego działo się z jego ciałem. Przestał nad nim panować. Chwilę później wykonał ostatni ruch, zwykły odruch ciała, ostatni w swoim życiu.

Chciała skoczyć, lecz zobaczyła kątem oka przeciwników. Nagle opanowali całe podwórze. Zadrżała. I wtedy usłyszała krzyk. - Nie! - Szlachcic, który wysunął się z powozu miał przytknięty nóż do gardła. - Odstąpcie, albo stracicie go! - rozpoznała głos Raula, który zasłaniając się ciałem właściciela powozu krzyczał do pachołków, którzy odcinali jej drogę ucieczki. Sytuacja wydawała się patowa, lecz desperacja Hiszpana i jej, dawała przewagę.
- Gdzie Vincent, Hiszpanie? - zapytał ten, który kilka chwil wcześniej proponował jej układ.
- Znajdziesz go w uliczce. To był - Raul zawahał się, jakby zapominając o beznadziejności sytuacji, siląc się na logiczne wytłumaczenie. Nie wiedząc czemu starał się znaleźć wytłumaczenie, nie ze strachu, lecz czuł, że śmierć tego ulicznego mordercy, nie może przejść bez echa, to nie mieściło się w jego kodeksie - honorowy pojedynek.
Nienaturalną ciszę zakłócił syk złego potwora, którym w ciągu kilku chwil stał się Charles, przez kilka sekund coś ważył, lecz w końcu uniósł ręce i powiedział:
- Zostaw markiza. To już nie jego gra. - Pierwszy raz w życiu Charles czuł, że pieniądze nie mają żadnego znaczenia. Coś drapało go strasznie w krtani. - Dopadnę Cię Hiszpanie. Żaden kościół, żaden władca, nie zapewni ci ochrony. A wtedy wykąpię się w wannie pełnej twojej krwi. I zapewniam cię, zginiesz honorowo. Nie patrząc na zdziwienie pozostałych ruszył w stronę uliczki, w której umarł jego towarzysz.
 
Athos jest offline  
Stary 23-06-2019, 20:45   #129
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Kraków, współczesność

Chciał, by potraktowała go jak małego chłopca, tymczasem to ona poczuła się jak mała dziewczynka, której najpierw pokazano z daleka zabawkę, a potem jej nie podarowano. Poczuła ukłucie zawodu. Było między nimi napięcie i przeskakujące z trudnym do przegapienia blaskiem iskry. Ale przecież nie planowała niczego, licząc, że wydarzenia potoczą się swoim własnym rytmem. Tymczasem on wyjął nożyce rozsądku i uciął nawiązującą się między nimi nić wzajemnego zainteresowania. Wzruszyła w duchu ramionami. Niech i tak będzie. Tylko dlaczego jednak zabolało? Czuła, że powinna coś powiedzieć, skwitować jakoś jego monolog. Cisza, która nastała, stała się męcząco niezręczna.

- Dzieci są kapryśne i często zmieniają zdanie, więc nie potraktuję cię jak małego chłopca. Zrobię coś więcej. Docenię szczerość i uznam cię za dojrzałego, rozsądnego faceta, który podejmuje świadome decyzje. Rozumiem i szanuję – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. - I nie wracajmy już do tego tematu. Mamy trochę na głowie. Na głowach – poprawiła się – którym przecież grożono. Sytuacja jest poważna, wiem o tym i pamiętam. Nie musisz się obawiać … - dodała, nie wyjaśniając czy chodzi o groźby czy jej stosunek do niego.

***
Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Wpił się w jej usta zachłannie. Przymknęła powieki. Poczuła jak korona spada z jej głowy, a 56 karatowy brylant odrywa się od obręczy i toczy gdzieś po podłodze. Otworzyła oczy. Mały chłopczyk z ustami wykrzywionymi w podkówkę wyciągał do niej rękę.
Chodź, pokażę ci gdzie są szmaragdowe oczy – powiedział, w tej samej chwili zmieniając się pawia i rozkładając wachlarz swego ogromnego ogona. Zamiast wielobarwnych ok, na końcu piór przyczepione miał zdjęcia różnych par damsko-męskich w niedwuznacznych sytuacjach.
- Jestem detektywem od siedmiu boleści – powiedział, znowu przybierając twarz Wiktora, która w niesamowitym tempie zaczęła pokrywać się starczymi bruzdami i zmarszczkami. - Teraz możesz wysiąść lub jechać dalej ze mną … Grożono ci dzwoniąc do mnie... Mam cię pilnować … Jeśli będą chcieli coś zrobić załatwią nas bez mrugnięcia okiem... Moja caryco, padam do twych stóp i błagam pokaż mi wszystkie odcienie zieleni!
Nie mogła dłużej tego znieść.
- Przestań, słyszysz, przestań! - krzyknęła i obudziła się, siadając gwałtownie na łóżku. - Co za durny sen – skwitowała koszmar, próbując uspokoić szaleńczo bijące serce. Spojrzała na komórkę. Była piąta rano. Wiedziała, że już nie pośpi. Nie wiedziała tylko czy swoim krzykiem nie zbudziła reszty domu.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 23-06-2019, 22:16   #130
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Tuluza, 1796

Przyczajona jak kocica do skoku, obserwowała w napięciu wydarzenia rozgrywające się na dole. Odetchnęła, gdy Raul znalazł wyjście z impasu, zasłaniając się ciałem szlachcica, a Charles odpuścił, udając się na poszukiwanie trupa swego wspólnika. Nie wiedziała jak powinna się zachować, czy powinna dołączyć do Hiszpana czy wycofać się do środka i czekać na niego w pokoju. Czuła się bezsilna i bezradna. Sytuacja ją przerosła. Pozostało jej tylko liczyć na jakiś znak od niego. W końcu dostrzegła kiwnięcie wskazujące ruchem głowy, że powinna skoczyć. Suknia zafurkotała w powietrzu i uniosła się, ukazując jej łydki. Nie czas był jednak, żeby przejmować się konwenansami. Zresztą chyba nikt nie zwrócił na to uwagi. Najemnicy stali bez ruchu, wpatrzeni w trzymającego ich w szachu Raula. Syknęła cicho, gdy upadając, poczuła ból w kostce. Udało jej się jednak utrzymać równowagę i dobiec do księdza. Nie czekając na instrukcje zaczęła przeszukiwać markiza. Bez trudu odnalazła sakiewkę i ukryty sztylecik. Pieniądze schowała, sztyletu użyła zaś jako argumentu dla zdębiałego woźnicy, który tępym wzrokiem spoglądał to na swego pana to na tego, który mu zagrażał.
- Zabierz nas stąd, a nic ci się nie stanie, tylko bez sztuczek! - rozkazała, sadowiąc się obok niego i przytykając ostrze do jego szyi. - Raul? - odwróciła się w stronę swego towarzysza. - Potowarzysz mi?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172