Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-04-2019, 16:39   #51
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Próg mieszkania Ash

Ash otworzyła drzwi i przyjęła komunikat z lekkim zaskoczeniem. Zwłaszcza jak spojrzała na ubraną w swoją sukienkę Switch i aż przygryzła wargę tłumiąc pokusę.
Przypomniała się jej pewien raz kiedy to ona stanęła na progu mieszkania Louise ubrana jak dostawca pizzy a ona otworzyła jej drzwi w czymś podobnym.

Louise otworzyła drzwi by zobaczyć panią lekarkę która najwidoczniej dorabiała sobie dzisiaj jako dostawca pizzy. Miała na głowie bejsbolówkę, luźną fioletową kurtkę i krótkie jeansowe szorty. W rękach trzymała właśnie pudełko z pizzą, sądząc po zapachu świeża i ciepłą. Na plecach miała plecak, kiedy drzwi otworzyły właśnie dmuchała różowy balon z żutej gumy.
- Duża margarita dla pani. - Powiedziała wpraszając się do środka.
- No nie wiem… czym ja zapłacę…nie mam forsy .- odparła ze śmiechem Louise, bo i ona była ubrana… tyle że drapieżnie. Czerwony gorset podkreślający dekolt, czarna skórzana kurtka, czarna skórzana spódniczka do połowy uda, zapinana na boku i siateczkowe pończochy, kończące się sandałkami na obcasie na stopach.

Samo mieszkanko latynoski było małe, dwupokojowe plus kuchnia i łazienka. I wyłożone wygłuszającym materiałem pomalowanym w różne graffiti sprayem. Było tu miło i przytulnie, oraz panował mały bałagan.

- Pfff…- Ashley nie wytrzymała i prychnęła śmiechem. Myślała że owszem ona będzie się kojarzyć się z jakimś banalnym scenariuszem pornosa, ale jak zobaczyła strój latynoski stwierdziła, że nie da się uciec od tych banalnych tekstów. Opanowała śmiech i powiedziała niby sugestywnie ale rozbawienie przebijało się przez wszystko. Ostentacyjnie obejrzała Louise od stóp do głów.
- Może uda nam się dogadać, ślicznotko….pfff, przepraszam chciałam zachować powagę ale to wyszło zbyt rzeczywiście ..hi hi hi - podeszła do technik i pocałowała ją w usta na drugie powitanie.
- Hej... - wymruczała po pocałunku latynoska przyglądając się twarzy kochanki.- Ja się tak ubieram na randki. Może mam i kiepski gust, ale nikt… dotąd nie narzekał. No i nie przejmuj się… i tak…- wzięła pizzę od Ash i odłożyła na pobliską półkę i popchnęła na łóżko, a potem wdrapała się na leżącą, okrakiem klękając nad jej udami. - … cię dziś skonsumuję.
- Wyglądasz świetnie,... - nie tłumaczyła się po prostu powiedziała zaległy komplement - jeżeli już to być może za dużo tych ubrań ale to można naprawić.
- Jak ci się podoba moje mieszkanko?- zapytała Louise rozpinając kurtkę kochanki ciekawa co ukrywa pod nią.
Ash rozejrzała się teraz pierwszy raz pozwalając gospodyni rozpakować prezent. Pod kurtką miała strażacko czerwony seksowny koronkowy stanik i to wszystko.
- Podoba mi się twoje wyczucie kolorów. I wygłuszające ściany, muszę też takie zrobić bo. Choć sąsiedzi już wiedzą na co mnie stać.
- Acha… to miło z ich strony, że nie skarżą się na ciebie.- Louise podciągnęła w górę biustonosz i odsłoniwszy dwie krągłości zaczęła je masować.- Ja puszczam głośno muzę podczas malowania, więc… musiałam wygłuszyć po licznych skargach. To bardzo ładny biuścik.
- Moich chyba traktują mnie jako erotyczne słuchowisko. - powiedziała Ash rozpinając staniczek i pozbywając się kurtki, rzucając ją gdzieś w nieporządek poza łóżkiem.
- Twój też jest śliczny aż żal ściska że go tak uwięziłaś. - sięgnęła i przejechała zmysłowo i delikatnie po krawędzi wystającego biustu.
-I będzie twój do zabawy…- delikatnie ścisnęła piersi Ashley i potem otarła je o siebie. - Ale wpierw…
Spojrzała w oczy lekarki.- Będziesz grzeczna, czy powinnam cię związać? Bo chcę ci pokazać że potrafię być delikatna, ale nie chcę byś mi przeszkadzała dłońmi.
- Sprecyzuj ‘przeszkadzać’ - powiedziała Ash a jej dłonie powędrowały po udach latynoski.
- Będziesz mnie rozpraszała paluszkami.- za karę Louise uszczypnęła lewy twardy sutek kochanki, kręcąc pupą by udami poczuć poczuć palce kochanki.
- Tylko jeśli mi każesz - uśmiechnęła się Ash i cofnęła ręce z Meyes. - ale jeśli chcesz mieć pewność no cóż…- lekarka przeciągnęła się wysuwając ramiona w górę do ramy łóżka i prężąc biust. Dając tym samym wybrać swojej randce to co ją najbardziej kręci.
- Więc każę… i nie martw się. Będziesz mogła się pobawić całym moim ciałkiem, tak jak lubisz.- Latynoska przesunęła się na bok, nachyliła i zaczęła lizać jej biust, całować i muskać czubkiem języka jej skórę. Powoli masowała jedną dłonią lewą pierś, co sprawiało wrażenie bardzo erotycznego i zmysłowego… masażu.
- Mhmmm,...- Ash przeciągnęła się leniwie i poddała się szeregowej. Ramiona zostawiła wyciągnięte za siebie by nie kusiło jej ‘rozpraszać’. Skoro Meyes postanowiła dawać, lekarka nie miała zamiaru protestować. Będzie grzecznie leżeć i się relaksować.
A latynoska pokazywała swą delikatną stronę wędrując językiem i ustami po prężących się przed nią piersiach… powoli i niespiesznie wielbiła te krągłości, przy okazji majstrując dłonią przy zapięciu szortów kochanki.
- Mogę coś zasugerować? - Odezwała się bardzo zrelaksowanym głosem Hansen.
- Zamieniam się w słuch. - odparła z uśmiechem Louise mimowolnie łaskocząc szczyt piersi Ash swoimi włosami.
- Może jak wyrównasz między nami stan negliżu? Będzie mi na pewno przyjemniej mogąc poczuć ciepło twojego ciała na moim. - Powiedziała Ash unosząc głowę, spojrzała na Louise w bardzo miły sposób i przygryzła lekko wargę oczekując odpowiedzi.
Ta usiadła zamyślając się.
- No wieeesz… ubrałam się tak ładnie dla ciebie. - zaczęła droczyć wypinając uwięzione w gorsecie krągłości.
- Jestem pewna że równie fantastycznie umiesz się rozbierać jak i ubierać. - Pochlebiła żołnierce i uniosła się wyżej czekając nadal na ewentualne przedstawienie.
- A ty byś mnie nie chciała rozebrać? - zamruczała zmysłowo Louise.
- No wiesz zabroniłaś mi używać rączek. - Odezwała się niewinnie Ash.
Latynoska przeczesała dłonią swojego “irokeza” mrużąc oczka.
- Well played… - rzekła wstając z łóżka i podchodząc do komputera by wybrać plik muzyczny do odtworzenia. - Czuj się zaszczycona… będziesz pierwsza świadkiem pokazu. No… w sumie to druga… - na razie była świadkiem tego jak obcisła skóra spódniczki przylegała ciasno do pupy kochanki. - … jeśli liczyć Pasadenę. Ale tam byłam tak pijana, że potykałam się o własne nogi, a i oni też.
- Na pewno było to bardzo seksowe potykanie się - Ashley uważała, że umie prawić ludziom, zwłaszcza kobietom, bardzo dobre komplementy. A te wiadomo otwierały bardzo wiele drzwi.
- Mhmm… zdejmij szorty. Będzie ci wygodniej.- jej wypięta pupa już kręciła się hipnotycznie w tak ostrego rockowego kawałka. Louise obróciła się i wyprostowała. Powoli zaczęła zsuwać z siebie kurtkę nie zaprzestając tańca bioderkami. W tym czasie lekarka szybko skończyła ściągać z siebie ubrania i usiadła na łóżku podziwiając pokaz. Uśmiechała się podziwiając gibkość drugiej kobiety i co jakiś czas muskając się w miejscach które zrobiły się ciepłe.
Kurtka uniesiona w górę zawirowała niczym łopatka wirnika, podczas gdy druga dłoń małej artystki dotykała piersi przez gorset. Po chwili kurtka poleciała gdzieś w kąt pokoju, a Luise ustawiła się profilem do kochanki, by ta mogła oglądać, jak rozpina spódniczkę, a potem strząsa ją z siebie falowaniem pupy… odsłaniając stringi z serduszkiem na łonie. Znów stanęła przodem i podeszła do siedzącej Ash. Uniosła w górę zgrabną nogę w sandałkach na obcasie i musnęła stopą policzek kochanki.
- Pocałuj. - zażądała potulnym jednak tonem.
Ash zaczęła od kostki, jej zadziorne pocałunku szły w wewnętrznej stronie łydki, podeszła nimi tak wysoko na ile pozwalała jej ich pozycja. I widziała rosnące pożądanie w oczach kochanki, wywołane jej pieszczotą i nagim widokiem jej ciała.
Louise odsunęła nogę i pozbyła się sandałka stanowczym szarpnięciem, drugiego pozbyła się tak samo. A potem prawa stopa poruszającej się zmysłowo Louise wylądowała na łonie Ashley, pocierała ów intymny zakątek leniwymi ruchami, jednocześnie rozwiązując gorset. Doznania z podbrzusza potęgował fakt, siateczkowatej pończoszki ocierającej się o wrażliwy punkcik jej łona.
- Oj tak! Tak mi rób. - pochwaliła Ash na chwile zamykając oczy by skoncentrować się na samych już doznaniach. Nic więc dziwnego, że latynoska posłuchała przyjaciółki i mocniej zaczęła napierać stopą i silniej masować rozpalone pożądaniem łono.
- Mówiłam, że nikt nie narzekał. - odparła chrapliwym tonem głosu Louise zdradzając swoje podniecenie.
- Louie.. dość słów.. po prostu mnie kochaj. - Powiedziała drżąco Ash i położyła się z powrotem na łóżku. Otwarta na wszystko co Switch będzie chciała z nią zrobić.
- Taka niecierpliwa… - zachichotała latynoska klękając przed łóżkiem i językiem zaczepnie trącając łechtaczkę Ash, palcami sięgnęła do pupy, przesunęła palcami między pośladkami i podbiła jednym z nich ukrytą tam norkę. Również delikatnie i czule.
- Po prost..Ach - Wypowiedź lekarki przerwała obecność palca w ciaśniejszej dziurce. Zamilkła, odpowiadała na bieżąco, ale nie słownie, ruszyła lędźwiami by unieść je bliżej języka Meyes. Zacisnęła pięści na pościeli, miauknęła kiedy latynoska skubnęła jej skórę zębami. Albo zachęciła partnerkę do kontynuowania muśnięciem nogi o jej ciało.
Nie przerywając prowokującego muskania pomiędzy pośladkami, Louise odsunęła twarz łona kochanki, by palcami drugiej dłoni rozchylić płatki jej kwiatu.
- Więc… jak duże zabawki lubisz?- zapytała wprost zerkając w głąb.
- Plecak - zabrzmiała odpowiedź. Ash nie przyszła sama jak obiecała przyniosła parę swoich zabawek, choć najbardziej odważne zostawiła w domu. Podwójne dildo, uprząż z dwoma wibratorami jeden był w miarę standardowy, a drugi zdecydowanie wyróżniał się wymiarami. W głównej komorze plecaka walały się jeszcze jakieś mniejsze akcesoria. Latynoska znała wszystkie, miała lub kiedyś używała podobnych czy też ktoś użył ich na niej.
- Daj mi chwilkę. -Louise zsunęła majtki i przez chwilę kusząc wypiętą pupą, zabrała się za zakładanie uprzęży, większy zostawiając Ash. Nogą pospiesznie wepchnęła pod swoje łóżko własne stringi i majtki koleżanki i jęknęła czując włączony wibrator drżący w jej cipce. I ruszyła ku łóżku na którym leżała “ofiara”.
Ash wsunęła się głębiej na łóżko zmuszając Meyes by ta podążyła za nią.
Nadal “ubrana” (choć tylko w siateczkowe samonośne pończoszki) metyska podążyła za nią, wdrapała się na łóżko ruszając na czworaka.
- Chyba koteczka nie przestraszyła się co?- zamruczała łobuzersko i oblizując się lubieżnie dodała.- Nie bój się, będę delikatna.
- Choć tu i pokaż co potrafisz. - Powiedziała rozchylając zapraszająco swoje długie nogi.
- Dobrze…- Meyes nachyliła się nad kochanką, powoli wpychając dużą twardą zabawkę, między jej uda. Znajomy acz duży kształt wypełnił kwiatuszek Ash swą wibrującą obecność, dobijany głębiej w jej kobiecość, silnymi, acz leniwymi ruchami bioder latynoski. Jej usta pieściły pocałunkami wargi medyczki, a jej miękki biust ocierał się twardymi kamyczkami sutków o jej piersi. Każdy kolejny ruch bioder Latynoski utwierdzał Ash w fakcie, że dobrały się jak w korcu maku. Podobny temperament i zainteresowania.
Ash nie czekała sama także zaczęła wychodzić ruchami swojego ciała na przeciw Louise. Wszystko było chwilowo przyjemnie leniwie. Nigdzie się i mnie spieszyło, sztuczna kończyna pracowała na najniższych obrotach, dopiero rozgrzewając obie żołnierki. Z Switch Hansen nie widziała powodu by się spieszyć, równie dobrze mogły spędzić w takim tempie kolejne godziny i osiągnąć szczyt cicho i powoli.
I nie musiała się martwić niecierpliwością kochanki, ta bowiem napierała biodrami na łono lekarki, ocierając się zmysłowo o nią. Usta Louise całowały wargi Ash, muskały szyję, kąsały delikatnie płatek uszny.
Hansen odpowiadała na każde muśnięcie, każdy pocałunek, czas mijał a kobiety zatraciły się w przyjemności, aż do czasu gdy Louise spytała.
- Jakie hasełko?-
Ash dobrze wiedziała. Jej wibratory miały rozpoznawanie mowy i można było je podkręcić w ten sposób do mocniejszych wibracji. Technologia ma swoje zalety.
- Byk. - powiedziała i od razu dało się poczuć silniejsze impulsy po obu stronach wibratorach.
- Och yeeach..- jęknęła w odpowiedzi latynoska i jej biodra zaczęły poruszać się szybciej przeszywając Ash mocnymi impulsami, a że jej kobiecość była rozbierana przez duży acz dopasowany do jej potrzeb obiekt, ciało instynktownie się napieło. Dotarła na szczyt pierwsza, zaplatając swoje nogi na pupie latynoski unieruchamiając ją może nie do końca ale na pewno ograniczając jej ruchy.
- Aaaaa…- jęknęła i przycisnęła Switch mocno do siebie. Ta mogła czuć delikatne spazmy jakie targały lekarką. Kiedy odpuściły Ashley zebrało się na czułości które wylewała z siebie głaszcząc Louise po plecach, zalewając ją pocałunkami. Totalnie inna reakcja niż dzikość jaką pokazała w hangarze. Latynoska pojękiwała jeszcze chwilkę, napierając biodrami na wciąż gościnną kobiecość Ash, aż w końcu i Switch jęknęła cichutko i wtuliła się drżąc, bo zabawki nadal pracowicie wibrowały w ich ciałach.
- Jest...eś fantasty...czna…- szeptała między pocałunkami Ash kręcąc biodrami, działające zabawki po prostu wymuszały na niej takie odruchy.
- Taaak… przyznaję… jestem.. boska…- zachichotała Swith, dłońmi chwytając za biust kochanki, by pocierać twardymi suteczkami o własne piersi. - To na co… mamy teraz… ochotę?
- Możesz spróbować ten większy rozmiar,...możemy się zamienić, …albo tak zostać do wyczerpania … baterii..- mówiła między zostawianiem malinek na szyi Lou.
- Oj… uważam, że potrafisz być bardziej kreatywna. - zachichotała Switch bawiąc się włosami kochanki.- A może najpierw zjemy trochę pizzy, a potem… weźmiesz mnie... tak jak byś chciała… w dowolnej pozycji, w dowolny sposób. No i co powiesz na taką propozycję?
- Kreatywna owszem, - Powiedziała Ash w końcu wysuwając z siebie zabawkę i wyślizgują się z uścisku. - choć trudno mimo krótkiej znajomości coś mi mówi że będę miała duży problem by się czymś zaskoczyć. Podeszła po pudełko i przyniosła je do łóżka. - Pizza już ostygła, ale nadal powinna być smaczna..
- Nie szkodzi.- uśmiechnęła się Louise jedząc kawałek pizzy i siedząc na czworaka spytała.- To jaką karierę widzisz przed sobą? Bo ja próbuję wskoczyć na hawkyeye’a w moim oddziale. Meatboy’e mają jak dla mnie za ciężkie pancerze.
- Ty wiesz że jestem lekarzem prawda? - Spytała śmiejąc się i odrywając kawałek dla siebie. - Medycy zawsze będą potrzebni ale próbuje dostać się do Doom, tam są najlepsze stawki.
- Myślę że możesz liczyć na moje wsparcie, ale znam kogoś kogo mogłabyś przekonać. Nazywa się Kurishima i szef słucha się go w wielu sprawach. Jak sama wiesz, przeszkolenie do noszenia pancerza to za mało, by się załapać do oddziału. Ale ty chyba przeszłaś kurs, co?- zapytała latynoska wgryzając ząbki w ciasto.
- Przeszłam i chwilowo czekam aż zwolni się wakat albo poszerzą oddział by potrzebny był drugi lekarz. A Hamato znam, on mi wystawiał ocenę po szkoleniową. - Ash pominęła wzmiankę o relacji jaką z Kurishimą, nie chciała by wyglądało, że dostała pracę przez łóżko. Zwłaszcza że jej relacja z nim zaczęła się jakiś czas po ukończeniu kursu i jego część oceny była najniższa jaką dostała.
- Acha… to dobrze. Jeśli on ci wystawiał ocenę, to znaczy że cię zna. A jeśli zna, to cię poleci.- odparła z uśmiechem Louise nie znając wszystkich faktów.
- Wystawił mi jedną ocenę z pięciu...tę najniższą. - powiedziała Ash odgryzając kolejny kawałek. - Najważniejsze że zaliczającą.
- Uuu… mroźnie.- odparła ze śmiechem Louise podjadając dalej.- To chyba nie pomogę. Wiesz ile razy kładł mnie na macie? Nie sposób zliczyć. Nie mam u niego wysokich not.
- Istnieje duże prawdopodobieństwo że mniej ode mnie. - Zaśmiała się Ash. - Nie przejmujmy się nim on jest by po części by nas szkolić a u niego to w praktyce wychodzi przecież. Chodzę tam na treningi cztery razy w tygodniu i przynajmniej jak ląduje na macie to już mi płuca nie wypluwają tak całego powietrza.
- To może z tobą powinnam potrenować zapasy?- odparła łobuzersko Louise.- Takie na golasa w kisielu?
Potarła lewą pierś kochanki ciastem i schyliła się by zebrać zabrudzenia wprost ze skóry.
- Nie masz szans na studiach byłam championką tych zawodów - powiedziała z dumą Ash nastawiając się do ‘mycia’.
- Taaak? Ale wiesz co?- usta metyski owinęły się wokół szczytu ssąc go drapieżnie i lubieżnie przez chwilę. - Ja za to nie gram uczciwie.
Z coraz większym entuzjazmem skupiła taniec języka, na tym obecnie twardy z podniecenia, obszarze ciała kochanki.
- Byk - Powiedziała Ash a nadal działający założony przez Lou penis zaczął kolejny program, intensywniejszy niż te dwa poprzednie.
- O ty… suko…- jęknęła bardziej rozbawiona, niż wściekła tą podstępną napaścią latynoska. Popchnęła z dużą siłą Ash, przewracając do pozycji leżącej i usiadła okrakiem na kochance.
Chwyciła za jej piersi i przycisnęła do olbrzymiego sztucznego przyrodzenia, które również drżało mocno i intensywnie. Były wszak sparowane.
- Zobacz..ymy… ktoo..- wydusiła z siebie z trudem Mayes, a przez przyciśnięty sprężysty biust przechodziły po ciele Ash wibrujące doznania przyjemnie łechczące zmysły.
- Byk - Powiedziała kolejny raz lekarka, podkręcając wibracje o kolejny poziom. Docisnęła swoje piersi do większej końcówki trochę ją unieruchamiając więc drgania będą bardziej odczuwalne na drugim końcu. Trochę zjadły więc teraz czas na jej zabawę.
Mayes zaczęła kląć… wpierw po angielsku, ale potem przeszła na miks hispanica z portugalskim. Więc musiała pochodzić, gdzieś ze stanów granicznych, gdzie hiszpański zmienił się w zamerykanizowany hispanic. Latynoska poruszała biodrami wprawiając w ruch twardą końcówkę przesuwającą się między piersiami Ash… a choć starała się mocniej rozpalić lekarkę niż ona ją, to zabawka w jej kwiatuszku skazywała ją na przegraną.
- No luches contra eso. Estamos empezando - Kazała jej dojść po hiszpańsku Ashley, zapewniając że dopiero zaczynają. Choć nie wiedziała ile z tego dotarło do Lou była dość mocno zajęta. Więc po prostu sięgnęła i zaczęła masować jej piersi. Jak pchać na skraj to ze wszystkim co się ma. Latynoska doszła z głośnym krzykiem, a może jeszcze i jękiem. Następnie osunęła się w dół na kochankę, opierając dłonie na pościeli łóżka.
Hansen ruchem ćwiczonym na zapasach obróciła ja by latynoska była teraz pod nią. Służyło to głównie by sięgnąć do plecaka po mały wibrator i butelkę z przezroczystym płynem. Była nie podpisana.
Gdy Switch dochodziła jeszcze do siebie Ash zdjęła jej uprząż i sama ją założyła. Nie włączała wibracji, to będzie później. Wylała na rękę płyn i zaczęła rozprowadzać po wrażliwych płatkach latynoski co jakiś czas zanurzając między nie palec, czasem dwa.
- Pokonałaś… mnie… jestem twoją… nagrodą… rób co chcesz... - mruczała zachęcająco Swich obejmując dłońmi swoje piersi i masując je prowokująco.
- Oj zamierzam! - powiedziała lekarka, - a teraz odwróć się na brzuszek.
- Już już…- odparła latynoska powoli przewracając się na bok, a potem na brzuch. Domyślając się planów kochanki, pokręciła pupą.- Jestem cała twoja.
- W rzeczy samej…- palec umazany ‘lubrykantem’ zaczął wchodzić w “tylne wejście” Meyes. Delikatnie ale z pewnym rytmem, a sama pieszczona mogła zacząć odczuwać uczucie ciepła i nadwrażliwości w miejscach gdzie wcześniej masowała ją tajemniczym środkiem.
- Zamierzam sprawdzić jak bardzo wyciszyłaś ten pokoik i czy twoje wrzaski uniesienia na pewno będą niesłyszalne. - Brzmiało to jak obietnica. Palec lekarki sprawnie wchodził w dziurkę kładąc nacisk na te specjalne miejsca.
- Trzymam cię za słowo… a jak nie będę dość głośna, to wiesz… mam kajdanki i pejcz. - latynoska zamruczała groźnie wypinając pupę, by ułatwić zadania kochance. Jej ciało zadrżało, a jej pupa zaciskała się na smukłym intruzie.
Hansen wyznawała zasadę że w seksie analnym nie chodzi o dzikość a dokładną stymulację odpowiednich miejsc. Jeszcze chwilę bawiła się pupą latynoski by w końcu zastąpić palec mniejszym dildo przypominającym jakby węża. Był większy od jej palca więc umiejscowienie go zajęło trochę przyjemnych chwil.
W końcu Ashley powiedziała hasło i małe dildo ożyło wypełniając odbyt latynoski ruchem imitującym wsuwanie i wysuwanie małej kulki. Lekarka nie ostrzegła jej, a sama obróciła Luo na plecy, może i była drobna ale chodzić w zbroi była wstanie. Nie bawiąc się w zapowiedzi zaatakowała językiem wrażliwą muszelkę latynoski.
- Ach... - ciało dziewczyny samo zaczęło się wić i prężyć, niemal ocierając łonem o usta Ash, prezentując swoje piękno. Latynoska zacisnęła zęby próbując zdusić jęki i swoje piersi w wyraźnym podnieceniu. Zaprawdę, z ciężkim przeciwnikiem ciało Louise musiało się zmierzyć. Na jej nieszczęście...albo i szczęście, Hansem miała często momenty kiedy lubiła się delektować możliwością doprowadzenia kogoś do nowych miejsc na mapie ich euforii. To zamierzała zrobić Lou doprowadzić ją tam gdzie ta jeszcze nie była. Język zajął się wejściem muszelki a palce jednej dłoni stymulowały guziczek Meyes. Stwierdzając że jest to za mało Ash zrobiła zamianę teraz język i ząbki zajmowały się perełką a palce zadomowiły się we wnętrzu czując jak wężykowe dildo pracuje. A latynoska wiła się i prężyła w podnieceniu testując granice tego jak bardzo mogła się wyginać. Jej jęki były coraz głośniejsze, jej kobiecość obficie moczyła pościel, jej skórę pokrywał pot. Louise dochodziła powoli, ale intensywnie i mocno… i z krzykiem szczytując… popuściła od nadmiaru doznań.
Co skwitowała zakryciem dłonią twarzy i soczystym przekleństwem w hispanic.
Hansen nie zraziła się tym po prostu zmaterializowała się nad kochanką nie przestając dawać jej rozkoszy wibrator który miała przymocowany do uprzęży ocierał się o płatki Louis. Jej szyja była kąsana i całowana naprzemiennie, dłonie Ash masowały piersi kochanki. Jak tylko żołnierka zdołała trochę ochłonąć Hansen zaczęła wchodzić w nią, jeszcze martwym, członkiem. Rytm był wolny ale w tym stanie Meyes pewnie niewiele wystarczy.
- Tak.. - pisnęła latynoska oplatając biodra kochanki nogami i zaciskając mocno niczym kleszcze. Pochwyciła ją władczo za głowę i przyciągnęła twarz lekarki do swoich ust, by całować je namiętnie i zachłannie.
Ash chwilowo to nie przeszkadzało po prostu zaczęła wchodzić w kochankę szybciej i mocniej jednocześnie oddając jej pocałunki z taką samą intensywnością. Zamierzała doprowadzić ją do jeszcze dwóch orgazmów był to jej cel który zamierzała osiągnąć niezależnie od stanu Switch. Mocniej i szybciej, ciało latynoski wiło się i wymuszało wicie się Ash. Ich piersi ocierały się, skórę rosił pot. Całując zmieniały się niemal w jeden pulsujący pożądaniem organizm, aż w końcu Switch doszła, a potem i Ash poczuła jak jej ciało poddaje się ekstazie.
- Żądam… rrewanżu…- wydyszała cicho latynoska próbując ochłonąć po tych doznaniach. Uśmiechała się przy tym zadziornie. Lekarka chyba utknęła tu na caluśką noc.
- Jasne jak tylko skończę…- wydyszała trochę nie mogąc złapać oddechu. Złapała nogę kochanki i wyprostowaną oparła o swój bark. Po chwili z drugą zrobiła to samo, spojrzała z góry na twarz Meyes i poruszyła biodrami. Raz. Raz. Raz.
- Byk. - Odezwała się a martwy wibrator odżył we wnętrzu latynoski.
Głośny jęk wyrwał się z ust Meyes poddawanej temu traktowaniu. Jej ciało się prężyło, usta łapały powietrze łapczywie. Piersi ściśnięte w tej sytuacji i tak prężyły się zmysłowo. Ekstaza nadchodziła szybko i gwałtownie, za każdym atakiem na jej intymnym zakątek przez wibrującą zabawkę. Louise doszła znów z krzykiem, głośnym i nieco ochrypłym.
Ash rzuciła dwie komendy podkręcając moc zabawek na maksa i też wkładając w ten ostatni wysiłek resztę zaciętości. Mogą stać się dwie rzeczy, albo przeciągnie ten orgazm o trudną do określenia ilość czasu, albo Switch dojdzie od razu po raz drugi.
- Grito por mi - wychrypiała sama Hansen sięgając palcami i zaciskając je na ledwo dostępnej perełce. Sama też miała trudności z kontrolą nad własnym ciałem, wszak zabawka mniejszym końcem wibrowała i w jej kwiatuszku. Doszły więc razem głośno i mocno… i intensywnie. Ich wtulone ciała drżały szarpane doznaniami, ale to nie miał być koniec…
<wspominki dzikiego="" popołudni=""></wspominki>


- Co nie tak z tą? - Zapytała.Butch słysząc rozmowę w przedpokoju zwlókł się z posłania i poczłapał radośnie przywitać ich gościa.
- Nie wiem… czy wystarczy na Lili.- poprawiła swój biust w nich i zerknęła na twarz lekarki.- Oj tam… nie musisz się przy mnie krępować.
Pogłaskała przyjaźnie psa. Pies niczym w komencie padł na podłogę i nastawił swój brzuszek do głaskania. Co oczywiście Meyes uczynił, nachylając się i pieszcząc zwierzaka i prezentując kusząco tyłeczek. Ta kiecka podkreślała wszystkie walory kobiece.
- Od kiedy to musisz mnie pytać o zdanie, co?- uśmiechnęła się radośnie i zmysłowo oparła o ścianę prężąc biust.- Śmiało… oceń moją kieckę gestami.
- Jaz zacznę to nie dotrzemy na tą imprezę. A bądź co bądź jest ona dla nas. - Powiedziała Ash wędrując palcami od szyi do końca dekoltu, końca głęeeeebokiego dekoltu sukienki. Jeszcze chwilę pożerała koleżankę wzrokiem by się lekko skrzywić.
- Switch? - Zaczęła ostrożnie. - Ta sukienka nie wystarczy na Lili. Żadna nie wystarczy. Elizabeth jest stuprocentowym hetero. Nie chcę ci podcinać skrzydeł, ale myślę że powinnaś się skoncentrować na reszcie towarzystwa.
Meyes spojrzała badawczo i nagle naparła na Ash teraz przyciskając ją swoim sprężystym biustem do ściany. Jej usta ogrzewały ciepłym oddechem wargi lekarki.
- Naaa przykłaaad na tobie?- wymruczała i figlarnie musnęła czubkiem języka jej usta. Spojrzała w oczy wyraźnie nie zmartwiona słowami przyjaciółki.
- Zobaczymy czy jest. Będzie miała okazję to udowodnić, a my.. sprawimy, by nie poszło jej gładko.- wsunęła palce we włosy Ashley.- A jeśli się mi nie uda...rzucę ci się do piersi byś mnie pocieszyła. Lub nie… masz jakieś plany na tą imprezę. Jakieś byczka do odłowienia, albo łanię do upolowania?
- Jestem jak najbardziej by spróbować nowych smaków. - Mruknęła Ash Przytulając się do kobiety a jej ręce przesunęły się głaszcząc jej pośladki. - Zobaczę jakie świeże mięsko zaprosi Marge i będę decydować się na miejscu.
- Dobrze wiedzieć.- wymruczała Louise przytulając się mocniej do przyjaciółki i zaczęła namiętnie smakować jej ust pocałunkami.- Skoro myślisz, że Lili nie będzie potrafiła docenić, to… jak tobie się podoba?
- Tak że zamierzam cię rozgrzać przed imprezą i nie zdejmować jej.- Powiedziała lekarka pociągając Louise do pokoju. Teraz to jej plecy wylądowały na ścianie a Ash schodziła niżej całując każdy fragment odrytego całą od szyi w dół. W końcu skończyła na klęczkach. Koronkową sukienkę wystarczyło tylko trochę podwinąć, by mieć dostęp do wszystkiego co Switch miała do zaoferowania. Ash podniosła udo koleżanki u oparła sobie na bark. A potem zajęła się pieszczeniem kwiatka Louise zapominając o ciężkim wyborze sukienki jaki miała. Gdyż Ash też parę minut temu stwierdziła że nie ma w co się ubrać ale ostateczny wybór miał być między Szarą bogato zdobioną sukienką z gołymi plecami i prostą złotawą sukienką która była sexi, ale w nienachalny sposób. Na razie jednak ten wybór mógł poczekać, teraz Ash była malarką, jej języczek pędzlem, a intymny obszar kochanki… jej obrazem. Śmiała po nim zwinnie nasłuchując coraz wyraźniejszych i głośnych jęków aprobaty ze strony Meyes. W latynosce wzbierało powoli napięcie gotowe do rozładowania za pomocą naciśnięcia guziczka. Ashley podczas swojej zabawy gładziła zwiadowczynie po długich nagich nogach by ją dodatkowo dopieścić. Kiedy dłonie Switch wplotły się w jej włosy i przycisnęły, lekarka podwoiła siłę swoich działań wiedząc że kochanka zaraz dojdzie.
-Aaaach… cuddniee.- wyrwało się wraz głośnym jękiem Louise i ta naprężyła się gdy rozkosz przeszyła jej ciało.
- Hmm.. teraz jestem ci coś winna. Kiedy zechcesz spłacę ten dług. Kiedykolwiek i gdziekolwiek.- mruknęła żartobliwie.
- Możesz się odwdzięczyć pomagając mi wybrać sukienkę mam te dwie - Powiedziała wstając z kolan i całując koleżankę w nos. - Mam te dwie ….aleeeee zaczynam zastanawiać się czy nie dać im trzeciej w tym dylemacie. - Powiedziała wyciągając z szafy trzecią propozycję, krótką złoto-różową sukienkę w stylu chińskim.
- Chyba najwygodniej będzie mi tańczyć w dwóch pierwszych, ale ta i ta pasuje mi do butów, a ta i ta do włosów. - Mówiła zmieniając i przykładając do siebie sukienki na zmianę. Żadna nie spełniała wszystkich trzech wymagań.
Louise zaszła Hansen od tyłu, jej dłonie ześlizgnęły się po jej pupie zsuwając nieco jej majtki. Metyska ścisnęła jej pośladki mrucząc do jej ucha.
- Stanowczo za dużo dajesz z siebie, a za mało bierzesz. Więc… może za dzień lub dwa, ja cię wezmę i postaram trochę porozpieszczać.- zaproponowała cmokając je. - Hmm… planujesz dużo tańczyć? Ja nie.
- Może i maszyna grająca nie ma jakiś nowoczesnych hitów, ale są idealne by pobujać się na parkiecie. - Powiedziała Ash, odchylając głowę by latynoska mogła poskubać jej szyje. - Co do dawania i brania. Być może jestem chojna, bo ktoś już był hojny dla mnie?
- Zdradzisz kto?- zapytała Switch skubiąc ząbkami jej szyję i delikatnie ściskając jej pośladki.
- Długo by wymieniać nie próżnowałam po misji. Iiii dama nie mówi z kim spędza czas na rozpuście i perwersji...wezmę tą. - Powiedziała Ash decydując się na złotawą prostą sukienkę. Pozbyła się bielizny i pozwoliła sukience zsunąć się po swoim ciele. Z początku niepozorna sukieneczka nabrała dużo uroku układając się na zgrabnym ciele lekarki.
- Dobry wybór.- sukienka od razu wzbogaciła się o dłonie Switch masujące jej piersi leniwie przez materiał.
- Myślałam o dodatkach. Może jakieś pończochy z podwiązkami, albo figlarny różowy stanik prześwitujący przez moją sukienkę. No i buty. Muszę wziąć odpowiednio wysoki obcas.- mruczała rozkoszując się miękkim biustem przyjaciółki. - Chcę by nawet jeśli okazała mocno hetero, to żałowała że taką jest.
Z butami akurat mogę ci pomóc. - Uśmiechnęła się Hansen i otworzyła szafę z której najpierw wyjęła i założyła parę złotych szpilek. A potem zaczęła przebierać w innych pudełkach co jakiś czas podając je Switch. Z nich to Meyes wybrała jedną parę, koronkową jak jej sukienka i przyglądając się im krytycznie spytała.
- A co ze stanikiem czy pończochami? Uważasz że to przesada?
- Przesada. Tak jest idealnie. - Powiedziała Ash sprawdzając Zegarek. - No my się elegancko spóźnimy.
- Ja jeszcze muszę wpaść po Lili.- Meyes nachyliła się i cmoknęła lekarkę w policzek. - Więc muszę cię zostawić samą. Ale jak nam plany na miejscu nie wyjdą, to… przekimamy się razem u mnie. I zrekompensujemy sobie porażki z imprezy, co?
- Ja nie zamierzam dzisiaj spać sama - Powiedziała aż pyszałkowato lekarka. - Ale z kim to się zobaczy. Bye.
- Wiem wiem… ja też nie.- odparła żegnając się Louise.
Ash za to zrobiła porządek wkładając buty, sukienki i dodatki z których zrezygnowała i poszła do łazienki nałożyć makijaż i prysnąć, mgiełkę zapachową na skórę. Chwyciła jedną z butelek domowego wina i ozdobiła ja koronkowa wstążka.
- Ty bądź grzeczny! - Powiedziała do Butcha drapiąc psa za uchem. Ten mruknął w zadowoleniu ale też trochę smutny. “Bądź grzeczny” zazwyczaj pojawiało się gdy jego człowiek wychodził i zostawiał go samego w domu.
A drugi miły człowiek zostawił torby ze szmatkami. Idealne do wytarzania się w nich. Trzeba je tylko przewrócić, ale Butch umiał sobie z tym poradzić.
 
Obca jest offline  
Stary 09-04-2019, 19:57   #52
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niekiedy postępowanie wojskowych wyższych stopniem stanowiło dla Kita prawdziwą zagadkę i utwierdzało go w mniemaniu, iż im wyższa tym mniejsze było zapotrzebowanie na szare komórki.
No bo po co niszczyć sprzęt, który może się przydać? Na dodatek w sytuacji, gdy nie jest to koniecznością? Wszak można było zabrać najbardziej poszkodowanych i najciekawsze zdobycze, a hummery i ciężarówka bez problemów dojechałyby do bazy. A jeśli pojazdy nie były potrzebne, to Kit z przyjemnością zaopiekowałby się wszystkimi.
Po co więc takie marnotrawstwo i rozrzutność?
I potem dziwić się, że cywile zarzucali wojskowym marnotrawienie pieniędzy.
A na dodatek te śmigłowce...
Czyżby aż tak troszczono się o wyniki ich misji, że środki bezpieczeństwa aż tak przerosły logiczne wymagania? Czyżby innym aż tak się nie powiodło? Czyżby byli jedyną grupą z wysłanych, której udało się wrócić?
To brzmiało, delikatnie mówiąc, kiepsko.

* * *
Lekarz w bazie "rozbroił" prowizoryczny opatrunek, założony jeszcze na szosie, a potem nie dość, że pobrał Kitowi całe morze krwi (niby do badań), to jeszcze nafaszerował go różnymi świństwami, które miały go uodpornić na różne znane i nieznane nauce wirusy i bakterie.
Kit czuł się jak skrzyżowanie ofiary wampira ze świnką doświadczalną, ale uznał, iż było to lepsze niż - na przykład - zamknięcie na parę tygodni w izolatce...
- Zgłoszę się do medyka, jeśli tylko poczuję się gorzej - zapewnił, gdy lekarz wypuścił go wreszcie ze swego gabinetu, wpierw potraktowawszy skaleczenia plastrem w sprayu i wręczywszy "rannemu" parę garści tabletek, do której dołączono długą listę zaleceń i ostrzeżenie, że część z nich kiepsko się komponuje z alkoholem.
A wprost z gościnnych ramion medyka Kit trafił wprost w szeroko otwarte ramiona agenta NCIS.

* * *

Przesłuchanie nie trwało długo.
Agent Whellers był w miarę sympatyczny, ale Kit z definicji nie wierzył przedstawicielom służb śledczych i pokrewnych im instytucji. Dlatego też wypowiadał się dość oszczędnie i wdając się w szczegóły tylko tam, gdzie Whellers był bardziej dociekliwy, co rusz odwołując się do nagrań, które - nieujawnianym zresztą zdaniem Kita - były mniej zawodne, niż ludzka pamięć.
I ani słowem nie wspomniał o zdobytych podczas wyprawy trofeach.

* * *
Pożegnawszy się z agentem Kit zawędrował do stołówki, gdzie wreszcie w spokoju mógł się najeść, a potem trafił do przydzielonego mu pokoju...
...gdzie niespodziewanie zaszczycił go nieoczekiwany gość.

Już po przesłuchaniu, ale nie tak późno Elizabeth zastukała do drzwi pokoju zajmowanego przez Carsona.
- Proszę... - Wylegujący się na łóżku Kit nie raczył wstać i podejść do drzwi by sprawdzić, któż ma zamiar go odwiedzić.
- Nie przeszkadzam?- Zapytała Elizabeth widząc odpoczywającego Kita.
Zatrzymała się w otwartych drzwiach.
- Ty? Nigdy! - odparł Kit, zrywając się na równe nogi. - Wejdź, proszę. Taki gość... Gdybym wiedział wcześniej, zamówiłbym ciasteczka i kawę - dodał żartem. - Siadaj, proszę. Chcesz się czegoś napić?
- Daj spokój.- Uśmiechnęła się zamykając za sobą drzwi. - To był ciężki dzień dla nas wszystkich.- Skorzystała z zaproszenia i usiadła na brzegu łóżka. - Może być woda.
Pokoje wyposażone były niemal po spartańsku, ale o podstawowe potrzeby mieszkańców zadbano. Kit wyciągnął z niewielkiej lodóweczki butelkę wody gazowanej i podał ją Lili.
- Częstuj się - powiedział.
Van Erp upiła małego łyka.
- To był naprawdę ciężki dzień. Nie wolny od błędów. Moich błędów, które mogły zaważyć na życiu innych.
- Tak...? - Kit spojrzał na nią z zainteresowaniem. - Jakimiż to błędami obciążasz swoje sumienie?
- Zawsze są jakieś. - Odpowiedziała ogólnie. - Strata hummera, na przykład.
- Przesadzasz. - Kit machnął ręką. - Po pierwsze, hummer nie był nasz, po drugie, manewr był dobrze wykonany i zgodny z zapotrzebowaniem. Pomyśl, że ocaliliśmy trzy pojazdy z czterech. Poza tym... Lotnictwo rozwaliło w pył nasze pojazdy, więc sama widzisz, że jeden hummer mniej, jeden więcej, to i tak nie ma znaczenia.
- Ranna Jane i ty.- Lili podała drugi przykład.
- J.R. sama się napraszała - odparł. - Gdyby nie jechała sama na tym stalowym rumaku, to sytuacja wyglądałaby całkiem inaczej. A to była jej, nie do końca rozsądna, decyzja. Bo harley jej się spodobał... - dodał z ironią.
- Mogłam jej nie pozwolić na to. - Powiedziała z żalem. - Powinnam była przewidzieć, że będą jakieś utrudnienia.
- Serio? Nie pozwolić? - Kit z zainteresowaniem przyjrzał się Lili. - Pewnie dać w łeb, związać i zapakować do ciężarówki, na dodatek nafaszerowaną usypiaczami...
- Przestań. - Oburzyła się lekko. - Masz mi pomóc znaleźć słabe punkty, a nie linię obrony.
- Chcesz się stać jeszcze lepszą? - Kit spróbował odgadnąć motywy, jakimi w swych rozważaniach kierowała się Lili. - Uważam, że za bardzo się przejmujesz. Stawiliśmy czoło stworom, z jakimi ludzkość do tej pory spotykała się tylko w bajkach, filmach i grach video i wyszliśmy z tego zwycięsko mimo braku odpowiedniej broni i doświadczenia. Zastanów się lepiej, czy wspomnianych przez ciebie błędów można by uniknąć i co by się stało, gdybyśmy, na przykład, nie stracili tego hummera.
- Chcę uniknąć podobnych błędów w przyszłości. I muszę się przejmować. To ja muszę później napisać raporty.- Lili wypiła jeszcze łyk i bardzo żałowała, że to jednak nie jest nic mocniejszego.- Jak się w ogóle czujesz? - Zmieniła temat.- Powinnam była zapytać o to na początku.
- Silny, zwarty i gotowy - odparł Kit. - To było, prawdę mówiąc, tylko zadrapanie. Pancerz przejął większość siły ataku. Bywało gorzej. - Poruszył palcami, by udowodnić, że są w pełni sprawne, a potem przesunął dłonią po bliznach, stanowiących dowód wspomnianego "gorzej". - Ale uważam, że przy tym posterunku popełniłaś błąd...
- Bo nie pozwoliłam ci uganiać się za tymi kreaturami?- Lili uważnie śledziła ruch jego ręki, jakby dokładnie chciała się przekonać czy jest rzeczywiście zdrowa. A później przeniosła spojrzenie na oczy rozmówcy.
- Bo pozwoliłaś, by jakieś trupojady żarły ciała naszych żołnierzy - odparł. - Takie coś nie wpływa dobrze na żołnierzy.
- Jak i puszczenie ich bez rozpoznania w teren - odpowiedziała wyraźnie poruszona zarzutami.
Kit pokręcił głową.
- Mieliśmy zasięg, a w hummerach i ciężarówce byliśmy bezpieczni - odparł. - Wystarczyło kawałek odjechać i wystrzelać. Stracilibyśmy dwie, trzy minuty, a cały czas bylibyśmy w ruchu.
- Nie zamierzam się tłumaczyć z podjętych decyzji.- Powiedziała siląc się na spokój van Erp. Bo zarzuty Kita bardzo ją dotknęły.
- Nie wymagam od ciebie żadnych tłumaczeń, bo częściowo cię rozumiem - odparł. - Przedstawiam tylko punkt widzenia zwykłego śmiertelnika.
- To dobrze - powiedziała pojednawczo. - Bo to nie była łatwa decyzja.
- I nie ostatnia taks... - Słowa nie były wcale pocieszające, bo i nie miały takie być. - Z pewnością nie pocieszą cię słowa, że widziałem wielu dużo gorszych dowódców. - Spojrzał na Lili z lekkim uśmiechem.
- Przeżyłeś ich, to przeżyjesz i mnie z moimi niedociągnięciami.
- Przesadzasz z tymi niedociągnięciami. - Pokręcił głową. - Sprawuj się tak, jak do tej pory, to będzie dobrze - zapewnił.
-Dzięki.- Uśmiechnęła się. - A jako dowódcy muszę zapytać jak było na przesłuchaniu? Nie męczyli cię zbytnio?
- Poszedłem jako jeden z ostatnich, więc agent Whellers był już chyba trochę zmęczony tyloma podobnymi do siebie zeznaniami - odparł Kit. - Ja się zbytnio nie rozwodziłem nad szczegółami, a on zadał mi tylko parę dodatkowych pytań, szczególnie o tego potwora, co nam zniszczył limuzynę. Same drobiazgi.
- To dobrze. - Lili podniosła się. - Jutro będziemy już w bazie i będzie się można wyspać we własnym łóżku. Póki co, odpoczywaj. To rozkaz - dodała żartem.
- Tak jest, wasza wysokość - odparł podobnym tonem Kit, który również się podniósł. - Czy to dlatego już uciekasz?
- Po części - powiedziała idąc w kierunku drzwi. - A po części dlatego, że sama chcę się położyć. Do jutra, Kit.
- To skarb mieć takiego dowódcę - odpowiedział. - Słodkich snów, Lili.
- Obawiam się, że nie będą. - Wypowiedź była gorzka, a po niej sierżant van Erp opuściła gościnne progi Carsona, który przez moment jeszcze wpatrywał się w zamknięte drzwi. Jako że na rozterki Lili (w związku z nieobecnością tej ostatniej nic poradzić nie mógł), wykąpał się, a potem poszedł spać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-04-2019 o 20:57.
Kerm jest offline  
Stary 18-04-2019, 16:33   #53
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
W bazie Eye

- Emm… a to o której i gdzie? - Zdziwiła się nieco Jean, choć w sumie i była zaciekawiona.
-Co pani powie na… za godzinkę? Mam półgodzinną przerwę.- odparł mężczyzna z uśmiechem. - W kantynie na poziomie drugim. Pasuje?
- Może być - Kiwnęła lekko głową.
- Cudownie. Wiesz.. na żywo jesteś jeszcze bardziej sekso… piękna… niż sobie wyobrażałem.- odparł z uśmiechem Frank, a J.R. zamrugała, ponieważ wydało jej się, że się przesłyszała. Ale jednak nie…
- Okeeeej - Odparła nieco flegmatycznie, i starała się zmienić temat - Dobra, to może wróćmy do tego, po co tu teraz jestem, agencie Whellers?
- Dobrze.- odparł z uśmiechem Frank.


***


Rozległo się głośne walenie do drzwi, takie w stylu Beara...choć po chwili Ash usłyszała głos McAllister.
- Jesteś może? Mam sprawę! - Powiedziała sierżant.
Trzy sekundy później drzwi do tymczasowego pokoju lekarki otworzyły się.
- Hej,... - Odpowiedziała uśmiechnięta Hansen. - ...wejdź. - Zaprosiła Panią Sierżant do środka. Była ubrana w białą koszulę, zapinana na guziki z podwiniętymi rękawami, dłuższa zasłaniająca tyłek. Najwyraźniej drzemała albo chciała iść spać, choć wyglądała na zrelaksowaną i rozbudzoną.
- Emmm… - J.R. przyjrzała jej się z góry do dołu, po wejściu do środka i przymknięciu za sobą drzwi - Nie przeszkadzam?
- Nieeee, no co ty. Po prostu się relaksuje. A ty z jaką sprawą przybywasz?- Zapytała siadając na rozmemłany łóżku.
- Po tym jak wróciliśmy z misji, a jajogłowi wzięli nas w obroty, te wszystkie szczepionki, badania, tysiącw pytań… zbyłam jednego czy drugiego słowami, że mi nic nie jest, i po paru minutach przestali już zwracać uwagę na moją kontuzję, ale w sumie się okazuje, że mi to przeszkadza dosyć mocno. W spokoju poćwiczyć nawet nie mogę… - Wyjaśniła Jean i uniosła nieco koszulkę w górę, by pokazać o co chodzi.



- Ok,... moment. - Powiedziała Ashley i wyciągnęła swoją podręczną apteczkę. Przyświeciła sobie latarką zabiegową i delikatnie obmacała obrzek na żebrach.
- W skali od jednego do dziesięciu jaki poziom bólu odczuwasz teraz a jaki kiedy zaczynasz ćwiczyć? Dziesięć to rwący ból który paraliżuje. - zapytała lekko przyciskając żebra.
- No to by tak było non stop pięć… ugh...siedem! Teraz siedem… - Skrzywiła się pacjentka - No ale połamane nie są co?
- Połamane nie, pęknięte może, stłuczone na pewno… - Dotyk Ashley stał się delikatniejszy. - Ech, najlepiej by było gdybyś darowała sobie ćwiczenia, na jakiś czas. Ja bym zaleciła dwa tygodnie,...ale pewnie tyle wolnego nie dadzą. - Hansen zamyśliła się. - Wytrzymasz trzy dni bez ćwiczeń?
- Nie no, pęknięte też nie są… - J.R. zrobiła skrzywioną minę - Daj mi jakąś maść, może zastrzyk przeciwbólowy, kilka na zapas… co sobie sama zaaplikuję, w końcu mam podstawy medyczne za sobą, i wiem co i jak, i będzie dobrze - Im dłużej gadała, tym chyba Ash miała coraz bardziej zmarszczone brwi…
- Zrobię ci okład chłodzący i zastrzyk przeciwbólowy. Trzy dni bez ćwiczeń i radze wysłuchać bo Lekarze w bazie, nie będa mieli problemu z z posadzeniem cię na ławce jeśli zauważą przeciążenie w tym miejscu. - Ashley wiedziała lepiej niż na siłę usadzać uparty oddział żołnierzy. Z Handsome i Guerra było to w sumie nie możliwe oboje tak samo uparci.
-Postaram się, żeby nikt nie widział - Odparła Jean, patrząc “bykiem” na Ash, ale w końcu się uśmiechnęła i nawet niedbale zasalutowała - Ta jes pani doktor
Hansen wzięła do ręki błękitną tubkę i wycisnęła z niej spora porcję przezroczystego żelu.
- Ściągasz koszulkę czy trzymasz w górze aż skończe? - Hansen zapytała dając JR wybór, a ta ją szybko ściągnęła, pozostając w czarnym, sportowym biustonoszu. Lekarka miała wgląd na parę małych tatuaży na ciele McAllister, głównie na rękach, no i na miejsce “łączenia” ciała z cyberkończyną, gdzie skóra pozostała mocno zabliźniona...
- Zimne.- Uprzedziła zanim zaczęła rozprowadzać żel po wielkim siniaku. - A tak poza tym to jak się czujesz? Pytam o samopoczucie.
- Nie narzekam - Odparła krótko J.R. - A u ciebie?
- No Lepiej jak już złożyłam raport i mnie tym nie męczą. - Ashley uśmiechnęła się jak przysłowiowy ‘kot który dostał śmietankę”. Cały czas dokładnie rozprowadzała chłodny żel po skórze pani sierżant. - Nie mogę się jednak doczekać aż wrócimy do domu.
- Pojeździłabym na motorze... - Stwierdziła Jean tonem, który do rozmarzonych nie należał, ale pewnie tak było - ...ale jak znam życie, to nas za dzień lub dwa znowu wyślą w teren.
- Akurat jazdy na motorze ci nie zabraniam, o ile nie będzie wyczynowa jak ostatnia. - Lekarka zabrała rączki z ciała sierżant i wytarła w ręcznik. Następnie wyjęła jednorazową strzykawkę i fiolkę z zapewnie środkiem przeciwbólowym. - Dam ci zastrzyk szerokiego spektrum, czyli przeciwbólowy i zapalny, może się zdarzyć, że poczujesz się po nim za jakiś czas senna. Jeśli tak się stanie nie katuj się kawą tylko się zdrzemnij. - Wyjaśniła Hansen łapiąc w jedną rękę gazik dezynfekujący. - Nastawiamy poślady pani sierżant. - Zażartowała Hansen.
- Tak bez kolacji?? - Oburzyła się również żartem J.R. ale rozpięła spodnie, nieco je zsunęła w dół, podobnie robiąc z majtkami, odsłaniając jeden pośladek.
- Co byś chciała zjeść na takiej kolacji? - Zapytała lekarka dezynfekując miejsce a kiedy McAlister odpowiadała Hansen zaaplikowała zastrzyk.
- Pi...ał...zzę? - Odpowiedziała, po czym się lekko zaśmiała - Taką z NY, na grubym cieście i z podwójnym serem...no chyba, że mowa o jakiejś och i ach restauracji? To nie wiem… - Spojrzała w stronę Ash, stojąc tak półnago, z wypiętym tyłkiem, i nieco jakby będąc zmieszaną wspomnieniem restauracji. W sumie wyglądało to wszystko dosyć zabawnie.
- Jadłaś kiedyś homary?- Hansen w czasie rozmowy zapakowała strzykawkę w woreczek z oznaczeniem biohazard i odłożyła na bok. -Możesz się już ubrać, nie będę dłużej się znęcać.

Jean ubrała się więc, wyraźnie nad czymś główkując.
- Tak, jadłam, ale to było ładnych parę lat temu… chyba były smaczne, nie pamiętam - Uśmiechnęła się rozbrajająco i wzruszyła ramionami.
- Ja ich dawno nie robiłam. Uważam, że robię dobre homary, może ugotuje ci ej na kolacje jako nagrodę za grzeczny odpoczynek? Albo moge zrobić pizze...chociąż przyznam, że ta bardziej włoska lepiej mi wychodzi. - Hansen nie brzmiała jakby to miał być podryw raczej przyjacielskie zaproszenie.
- Łapówka za bycie grzeczną? No takiej propozycji to jeszcze nigdy nie dostałam - McAllister potrząsnęła rozbawiona głową - Jak znajdziesz czas i ochotę, to czemu nie… - Sierżant rozglądnęła się po pokoju Ash - Dobra, to idę, nie będę już przeszkadzała.
- Ok w takim razie jesteśmy umówione. Ty się nie przeciążasz a ja po powrocie zapraszam cię do mnie na kolację. . - Hansen się uśmiechnęła i odprowadziła Jean do drzwi.
- Zastrzyków na zapas nie dostanę? - J.R. wyszczerzyła lekko ząbki, stojąc już w progu.
- Nie. Ten ci wystarczy na dwadzieścia cztery godziny, ale napisze rekomendacje do lekarza dyżurnego w bazie. Nie będzie ci żałował jak nadal będziesz odczuwała dyskomfort. - Ashley pogroziła jej palcem ale się uśmiechała.


***


Frank już na nią czekał w kantynie, przy jednym ze stolików, wraz z dwoma kubkami świeżo zaparzonej kawy. Z pewnością czegoś o wiele lepszego niż lura z automatu.
- Agencie Whellers... - Pozdrowiła go dosyć dziwacznie Jean, siadając równocześnie na przeciw niego. Miała na sobie zwyczajowy mundur, niczym nie różniąc się od tuzinów kręcących tu wojskowych…
-Po co tak formalnie. Jestem Frank.- rzekł przyjaźnie mężczyzna podsuwając jej kawę. -To zaszczyt prawdziwy przebywać w obecności takiej… wspaniałej i pięknej osoby, jak pani.
- No… dziękuję. Ja jestem Jean, ale to już wiesz - Odebrała kubek kawy, po czym dolała sobie tam mleczka z dzbanuszka stojącego na stole. Cukru nie użyła. Napiła się nieco, mruknęła chyba z zadowolenia odnośnie smaku, po czym spojrzała na mężczyznę.
- Oj już mi tak nie słodź z jakimś zaszczytami... - Uśmiechnęła się przelotnie.
- To może zacznę słodzić komplementami? Jesteś bardzo piękna i delikatna się wydajesz… ciężko uwierzyć, że heavym może być taka urocza kobieta.- odparł Frank z łobuzerskim uśmiechem.
- Delikatna?? - Spojrzała na agenta “z ukosa”, jednocześnie wsadzając nos w kubek, który szybko odstawiła na stół. Zaczął on bowiem dziwnie zgrzytać w jej dłoniach, a właściwie to pod naciskiem cybernetycznej dłoni…
- Nie wiedziałam, że ta prywatna rozmowa będzie jednym wielkim flirtem z twojej strony - Powiedziała, wpatrując się mężczyźnie prosto w oczy.
- Przepraszam. Przyznaję że to tak…. to jest podryw. - zaśmiał się Frank drapiąc po karku.- Oczywiście rozumiem, że możesz być tym obrażona. Mogę nie być w twoim typie. Ale przyznaję, ty jesteś w moim więc pomyślałem: “Co ci szkodzi Frank, raz kozie śmierć.”
- Zaszkodzić może piącha na nosie... - J.R. krótko się zaśmiała - Ale spokojnie, JESZCZE się nie obraziłam. A jakie to są, te w twoim typie? - Dodała.
- Amazonki.. to znaczy te antyczne. Atletki, ale takie kobiece. Wierz mi JR…. ciężko trafić na ładną w twojej kategorii. Zwykle heavy płci przeciwnej, są ogólnie mocno… mało kobiece. Ty jesteś chlubnym wyjątkiem. - wyjaśnił Frank spoglądając na nią z zachwytem.- I jeszcze prawdziwa z ciebie wojowniczka.
- Dzięki - Jean uśmiechnęła się, po czym założyła obie ręce na chwilę za głowę, prężąc dekolt w stronę mężczyzny, czy to świadomie, czy nie, ale na jej twarzy pojawił się grymas.
- Uhh… - Jęknęła, po czym lewą, cybernetyczną rękę, przytknęła do lewego boku - Te cholerne żebra…
- Współczuję urazu i … tak, uważam cię za zjawiskowo piękną i bardzo interesującą kobietę. Nawet nie wiesz ile musiałem przysług obiecać, żeby dostać przydział do waszej sprawy.- rzekł z uśmiechem Frank.
- No ale autografu chyba nie chcesz? - Spojrzała na mężczyznę z nieco kpiącym uśmieszkiem - To… o czym jeszcze byś chciał porozmawiać? - Dodała.
- Jeśli dołączysz do niego numer telefonu, to tak. - odparł z bezczelnym uśmiechem Frank i zamyślił się dodając.-Może co lubisz? Ulubione kwiaty, trunek, ulubione jedzenie, film?
- No to jestem zawiedziona agencie Whellers, słabo się starasz, lub sprawujesz w swoim fachu. Na pewno jesteś sam w stanie zdobyć mój numer telefonu, czyż nie? - Jean spojrzała na niego z nieco drwiącym uśmieszkiem - A co do reszty… i może jeszcze dać mój pamiętniczek do przeczytania? - McAllister skrzywiła się i potrząsnęła lekko głową - Dziwna ta rozmowa...
- Wiesz… w sumie mógłbym. Ale gdybym tak zrobił nie wiedziałabyś kto do ciebie dzwoni.- odparł ze śmiechem Frank. I spojrzał.-Naprawdę nikt nie próbował cię poderwać? Nie wierzę.
J.R. przewróciła oczami.
- Tu chodzi raczej o fakt, iż tu teraz nie musiałeś pytać o numer, a sam go sobie wykombinować i kiedyś tam do mnie zadzwonić. W końcu już wiem teraz, kim jesteś, prawda? - Napiła się porządny łyk kawy, czekając aż Frank przetrawi swoją…”ciapowatość”?
- A co do podrywów, owszem, paru próbowało, ale raczej nieskutecznie - Uśmiechnęła się lisio.
- W ostateczności pewnie bym tak zrobił. A na tle tych nieskutecznych… jak mi idzie?- zapytał niezrażonym tonem Whellers.
- Szczerze? Dosyć kiepsko… - Jean odrobinkę, i tylko na chwilkę, wyszczerzyła ząbki - Skoro wiesz o mnie tak wiele, może ty się czym podzielisz? Ile masz lat, jak długo w agencji, czy jest jakaś pani Whellers, i tym podobne? - McAllister raz poruszyła wymownie brwiami.
- Nie ma obecnie pani Whellers. Była i rozwiodła się cztery lata temu.- odparł ze śmiechem Frank.- Narzekała, że za dużo pracuję… i dlatego musiała kumpla z pracy umieścić na moim miejscu w swoim łóżku. Przynajmniej tak się tłumaczyła przed sądem. Pracuję w agencji od dwudziestego trzeciego roku życia. Mam dwadzieścia dziewięć lat, gram w kosza, tenisa i golfa. Nieźle strzelam, zwykle osiem trafień na dziesięć. A skoro cię przesłuchałem, to ty też możesz to zrobić.
- Jestem w trakcie - Jean znowu napiła się kawy - Wiesz co Frank, będę szczera do bólu, i walnę prosto z mostu… czego ty ode mnie chcesz? - Spytała, minimalnie ściągając brwi w dół.
- A czego może chcieć facet od ładnej kobiety? - zapytał retorycznie Frank.- Poznać ją bliżej, jej zainteresowania… i ją całą. Oczywiście jeśli mi nie idzie, to zrozumiem. - mruknął okiem porozumiewawczo.- W końcu nie byłbym pierwszy, który próbował i mu się nie udało.
- Niestety, ale okropnie się do tego zabierasz - Potrząsnęła głową - Zupełnie jakbyś miał 15 lat, i tak samo mnie traktujesz… jakie ulubione kwiatki, jaki kolor… lubisz kucyki?? - Ostatnie kilk słów wypowiedziała odrobinę za głośno, zwracając na nich uwagę przypadkowych osób. Wbiła spojrzenie we własny kubek kawy, i zrobiła nietęgą minę. A jego pewnie powoli już trafiał szlag.
- Sorry, nie jestem dobra w te klocki... - Szepnęła nagle, tak jakby ze smutkiem.
- To przejdziemy do ciekawszym pytań, tych z kategorii osiemnaście plus. Jaką pozycję lubisz, w jakich miejscach, w jakich sytuacjach. I czy już jestem apetycznym kąskiem, czy jeszcze muszę podpakować. I może… jakie filmy lubisz i czy masz ochotę wpaść do mojej kwatery na film w jakości 5 K- o dziwo… facet był wyjątkowo uparty w swoich zamiarach. -Jakbyś tego nie zauważyła bardzo mi się podobasz i… nie miałbym nic przeciwko małym wskazówkom co do tego… w jakich tematach czujesz się swobodniej.

Jean przymknęła oczy. Wzięła kilka głębszych oddechów, po czym lewą ręką sięgnęła po kubek kawy. Starała się nie spoglądać na Whellersa, wśród poruszającej się nerwowo własnej żuchwy.
- Lubię… motocykle… - Wydusiła z siebie, a wtedy kubek w jej cybernetycznej dłoni został zmiażdżony, zalewając jej spodnie kawą. J.R. spojrzała na rozmówcę pełnym gniewu wzrokiem, po czym wstała tak gwałtownie, że poleciało w tył krzesło, na którym siedziała.

Zignorowała zniszczony kubek, rozlaną kawę, przewrócone krzesło, najbliższą okolicę. Agenta. Odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z kantyny, ze wzrokiem wbitym przed siebie.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 24-04-2019 o 22:45.
Buka jest offline  
Stary 24-04-2019, 22:24   #54
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Baza EyE

Elizabeth uznała za swój obowiązek sprawdzenie po kolei jak mają się żołnierze z jej jednostki. Zaczęła od pokoi najbardziej oddalonych od swojego. W mundurze, ale bez czapki, zastukała do pokoju Pearsona. Ten otworzył i na jej widok wyprostował się jak struna.
- Spocznij Ronald. - Lili uśmiechnęła się. Nie miała ochoty na ten cały cyrk z oddaniem honorów. - Jak się czujesz?
-Dobrze. Wszystko w porządku. Nie doznałem poważnych obrażeń. Jestem w w formie.- odparł nieco bardziej rozluźniony mężczyzna przyglądając się Lili i wpuszczając ją do środka.
- To dobrze. - Kiwnęła głową siadając na jednym z krzeseł. - A jak poszło przesłuchanie?
-Standardowo. Złożyłem raport i odpowiedziałem na pytania.- wzruszył ramionami Ronnie.- Tak samo jak zawsze, poza tą klauzulą tajności.
- Agnet Whellers nie był nieuprzejmy? - Zapytała wiedząc jakimi palantami są przeważnie tacy pracownicy rządowi.
-Był zadziwiająco znośny jak na tych typków. Myślałem że trafimy gorzej.- zadumał się Pearson.
- Aż się boję, że to jakaś poducha. - Zażartowała van Erp.
-Może.. nas nagrywają wykrywaczem kłamstw?- zażartował Ronnie.
- Na sto procent. - Puściła mu oko. - Widzę, że humor ci dopisuje.
- Jak zwykle w towarzystwie pięknej kobiety.- odparł żartobliwie.
- Noo…- Przyznała mu rację kiwając głową.
- Jeszcze nie poszedłem spać, więc nie ma.. co robić inspekcji? -właściwie nie wiedział co powiedzieć i zrobić w tej sytuacji.- Kawy może?
- To nie jest inspekcja Ronald. Tak poproszę. Chcę sprawdzić czy wszystko w porządku. W końcu to były dwa ciężkie dni.
- Nie jestem takim weteranem jak Hamato, ale skoro Marge się nie załamała podczas misji, to jak ja mogę?- spytał retorycznie Pearson zabierając się za robienie kawy.-A jak ty to znosisz? Tę całą sytuację i … temperament JR?
- Nie twierdzę, że się możesz załamać. Temperament J.R. to akurat najmniejszy problem. Więc jest dobrze. - Poczekała na kawę. - Wróciliśmy cali i prawie zdrowi. Tylko się cieszyć.
- Pewnie dadzą nam co najmniej dzień wolnego. No i pancerze JR wyglądał na mocno uszkodzony.- ocenił Pearson.
- Russell szybko doprowadzi go do porządku. - Oceniła Lili. - Pewnie dadzą. Tylko co z tego? Jak nigdzie nie wyjedziemy.
- Tak. Trochę przekichane. Ale w bazie też znajdą się rozrywki.- rzekł z pewnym optymizmem w głosie Pearson podając Lili filiżankę.
- Dzięki. - Wzięła kawę napiła się. - Jedną nam trzęsienie ziemi rozwaliło.- Przypomniała.
- Taaa… rozrywka jak dla kogo.- ocenił ironicznie Ronald.
- Tak? - Zapytała prowokująco. - Wymień lepszą?
- Randki na przykład. - odparł po chwili wahania Ronnie.-Bilard?
- Bilard może być. - Lili uniosła jedną brew w wyrazie zdziwienia słysząc pierwszy typ Ważniaka.
- Stoły bilardowe chyba nie ucierpiały podczas trzęsienia ziemi.- zadumał się Ronnie popijając kawę.
- Możemy sobie urządzić turnieje. - Zaproponowała sierżant. - Dla naszego oddziału .
-No. Możemy. W sumie możemy. Przyda się trening.- odparł z uśmiechem Ronald.-Grasz może?
-Raczej dla zabawy.- Wyjaśniła pospiesznie. -Ale zafunduję nagrody.- Obiecała. - Piszesz się?
-Czemu nie.- odparł z uśmiechem Pearson.
- Świetnie. - Lili dopiła swoją kawę. - Nie będę Ci już przeszkadzać w odpoczynku.
-Ależ nie przeszkadzasz.- rzekł z uśmiechem Ważniak.
- To dobrze. Bo w sumie, to chcę jeszcze… - Lili zrobiła krótką przerwę, rozważając jak ująć chcecie wyłania wiadra pomyj mu na głowę. - Twoje zachowanie, podważanie moich poleceń podczas marszu do Paecemarkera było niedopuszczalne.
- Rozumiem. To się nie powtórzy ma’am.- rzekł pospiesznie Ronald.
- To jest wizyta hmmm… można powiedzieć prywatna. Więc daj sobie spokój z tym strzelaniem obcasami.- Powiedziała lekko zmęczonym głosem.
- Ale ochrzan był oficjalny.- przypomniał jej Ronnie.
- Nie. Gdyby był oficjalny, to Ty musiałbyś się do mnie pofatygować.- odpowiedziała mu spokojnie. - Albo odbjechałabym cię na odprawie. I nie takimi słowami.
- Dobrze. Dobrze. Będę pamiętał.- odparł z uśmiechem Pearson.
- Oby. - Ona również się uśmiechnęła. - Bo inaczej pomyślę, że się mnie boisz.

Kolejne wizytacje przynosiły podobne owoce. Oddział był zmęczony nieco po boju który trwał o wiele dłużej niż powinien. Ale morale bynajmniej w nim nie upadło. Wszyscy byli w formie i choć niektórzy oberwali mocniej, to nikt nie wymagał niczego więcej poza lekami przyspieszającymi zdrowienie i relaksem.

W końcu przyszedł i czas na Ash. Lili zapukała do jej pokoju.

Ash otworzyła drzwi po chwili, ubrana w bieliznę i koszule która dawała jej namiastkę przyzwoitości. - O! Hej Lili. Coś się stało? - Hansen obdarzyła ją ostrożnym uśmiechem, jakby spodziewała się, że będzie musiała za chwile łapać skalpel.

- Nie- Odparła ostrożnie van Erp, A gdy już minęło zdziwienie strojem lekarki, sierżant była w swoim mundurze, dodała. - Nic się nie stało. Sprawdzam tylko czy wszystko w porządku. Jak się czujesz?

- U mnie wszystko w porządku,..ale wejdź nie będziemy rozmawiać w progu. - Ashley uśmiechnęła się i przepuściła sierżant do środka pokoju. Wewnątrz była trochę ciężka atmosfera, ale Ashley najwyraźniej nie przeszkadzała. Łóżko było w nieładzie a na stoliku obok stał kubek z zimną herbata.

- To dobrze.- Powiedziała sierżant ignorując nieład.- Nie męczyli cię zbytnio na przesłuchaniu?

- Samo przesłuchanie to pikuś w porównaniu co miałam przy rozliczaniu się z próbek tych stworów i opisów sekcji. - Zaśmiała się Ashley siadając na łóżku i wskazując na pojedyncze krzesło. - Było tego sporo ale już jestem po i nawet zdążyłam się trochę zrelaksować. A ty jak się trzymasz?

- Dobrze. - Powiedziała szybko i bez namysłu Lili. - Nie byli nie mili i opryskliwi?

-Nie zauważyłam, ale też ja często ignoruje takie zachowanie. Wiesz niektórzy pacjenci potrafią cię znieczulić na takie zachowanie. Z toba i JR wszystko gra? - Ash drążyła własne śledztwo czy Lili sobie radzi.

- No oczywiście. A dlaczego miałoby nie grać?- Lili jakby zbagatelizowała problem.

- Jane trochę poleciała tam na drodze, … po prostu cię podziwiam. Ja bym pewnie nie umiała być tak spokojna jak ty. - Odpowiedziała Ashley widząc, że Lili zamierza zabrać swoje uczucia apropo tego zdarzenia do grobu.

- Było, minęło.- Sierżant wzruszyła ramionami.-
Ty masz pacjentów, ja żołnierzy.
- Zażartowała nawet by udowodnić, że wszystko jest w należytym porządku.

- Dobrze, dobrze już cię nie magluje o to. - Zaśmiała się Ash poddając się, jesli Van Erp nie będzie chciała mówić to nawet tortury jej do tego nie zmuszą.- Jakie decyzje teraz?

- Wypocząć i do domu. Mam nadzieję że tam również nie będą nas zbytnio maglować. Bo ma już dosyć opisywania tych stworów. Będę mieć koszmary.- Znów zażartowała.- I nie będę mogła spać po nocach.

- Może krótkie wolne z TC. Młody by się na pewno ucieszył. - zmieniła temat Ash wspominając o synu Lili.

- Jeśli tylko dostanę wolne. - Elizabeth wyraźnie rozpromieniła się na wzmiankę o synu. - Dasz mi na to receptę pani doktor? Albo zwolnienie?*

- Ile tylko chcesz, choć jak ktoś zapyta na co chorujesz to udawaj jakiś kaszel czy coś. - Hansen podchwyciła pomysł, sama uznała, że czasem tydzień wolnego z dala od pracy robi wielką różnicę.- Ach to się pochwalę bo nie wszyscy wiedzą… dzień przed odprawą adoptowałam psa. - Lekarka pokazała z telefonu zdjęcie swojego dogo argentino. -Jak będziecie z TC chcieli się wybrać z nami na spacer to zapraszam. Butch jest wielki, ale to przylepa.

- A później będziesz musiała moją mamę do psa przekonać, albo obiecać T.C., że będzie mógł brać psa na spacer gdy tylko będzie chciał.- Lili zaśmiała się. - Gdzie ty co trzymasz?

- W mieszkaniu, jak się go porządnie wymęczy na porannym i wieczornym bieganiu jest spokojny...choć jest niesforny.I będę musiała nad nim jeszcze popracować. Lubi być wylewny jeśli chodzi o uczucia.

- No skoro już postawiliście nas, szeregowa , przed faktem dokonanym…- Lili pogrozila palcem Ash. - Pochwalisz się tym cudem na żywo po powrocie.

- Zgramy grafiki, choć z tym wszystkim co się zaczęło chyba jednak będziemy częściej bywać poza bazą. - Ash powiedziała z lekka melancholią.

- Daj spokój. Czegoś takiego nie spodziewałam się - Lili wzdrygnęła się. - Tyle niepotrzebnych śmierci.

- Nikt się tego nie spodziewał Lili…- Ash przypomniała sobie Paula.

- Aż współczuję tym wszystkim rodzinom.- Westchnęła smutno.

-Cóż przynajmniej potwierdziliśmy zgon większości. Małe pocieszenie ale lepsze niż życie pustą nadzieją, że ktoś może walczyć tam nadal o życie.

-Niestety masz rację.- Rzekła smętnie van Erp.- Pewnie zaraz zlecą się pismaki i będą chcieli zrobić karierę na nieszczęściu tych ludzi.

- I jeszcze zrobią z tego jakąś wielką konspirację rządu.

- Weź nic nie mów. -Lili zrobiła minę jakby zaraz miała puścić pawia.

-...-Ash nie skomentowała wiedziała o zmarłym mężu Lili jak i o tym że nadal był to temat...ostrożny. Zapadła niezręczna cisza podczas której żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć dalej.

- To ja już chyba pójdę.- Lili podniosła się z miejsca.- Ty odpoczywaj. Dobranoc.

Opuszczenie pokoju było najlepszym rozwiązaniem jakie można było przyjąć by wybrnac z tej niezręcznej ciszy jaką zapadła po tym gdy napłynęło wiele bolesnych wspomnień.

- Ty też się nie przemęczaj, zasłużyłaś na chwilę oddechu i relaksu. - Powiedziała Ash odprowadzając Van Erp do drzwi.

- O tak!- Jęknęła cicho Lili.- Relaks to by mi się przydał.

- Na pewno będziesz miała okazję w końcu czeka nas impreza i zanim nie wymyślą nowej taktyki pewnie dadzą nam trochę wolnego. Pa - Hansen pożegnałą się dajac Lili słowa optymizmu.

Lili krążyła między pokojami przydzielonymi swoim ludziom. Każdemu zdawała podobny zestaw pytań. A choć pytania były te same, to pokazywały hej troskę o ludzi, nawet tych niesuborynowanych. Przynajmniej w teorii, bo pokój McAllister okazał się być pusty i z nią Lili porozmawiać nie mogła.
Wracając do swojego pokoju zauważyła Hamato wchodzącego do Ash. Co akurat było całkiem… normalne. Wszak nie mieli zakazów wzajemnych odwiedzin. Dlatego więc Lili udała się do swojego pokoju. Znajdującego się obok pokoju Ash. Cienkie ściany nie zapewniły prywatności i wnet rytmiczne stukot zza kartonowej przegrody dotarł do uszu próbującej zasnąć van Erp. A im bardziej usiłowała się od tego odciąć i zasnąć tym głośniej to słyszała.
Kręciła się więc w łóżku, bo młodszy brat śmierci nie chciał jej wziąć w swe czułe objęcia. A dawno przebrzmiałe odgłosy kochającej się za ścianą pary wracamy do podświadomości pociągając obrazy odpowiadające dźwiękom. Tylko już uczestnicy tej projekcji podświadomości byli inni. Bo to była ona i Tedd...


PRZED IMPREZĄ
- Dziękuję, to miłe z twoje strony. - Lili przyjęła bukiet. - Wejdź proszę. - Zaprosiła olbrzyma do swojego mieszkania.
- Czego się napijesz?- Zapytała wskazując mu miejsce w salonie. Gdzie na ścianach wisiały różne zdjęcia. Lili z małym chłopcem. Lili z mężczyzną w średnim wieku w mundurze pułkownika. Lili z czterema młodymi mężczyznami w mundurach różnych formacji. I wreszcie kilka zdjęć na których Lili czule obejmowała marynarza, albo ów marynarz był sam.
- Eee… wiesz z Louise nie idę na żadną randkę. Nie gustuję w kobietach. Nie ważne co jej się ubzdurało. - Wyjaśniła pośpiesznie.

- Jak ci mogę pomóc. - Lili przeszła w końcu do tematu, który trapił Dwighta.
- Nie przejmuj się tym. Tą randką nie-randką.- machnął ręką Dwight z uśmiechem i podrapał się po karku spoglądając na zdjęcia zmienił temat.- To bardziej problem ogólny. Na tym przyjęciu ma być jakaś Gina… dawna eks Dominica. Ponoć przy niej nasza Meyes jest oazą spokoju. Wiesz co może nastąpić jak ta Gina się z Guerrą zetknie? Ponoć nie rozstali się w zgodzie. Takie w każdym razie odniosłem wrażenie.
- Czym się przejmujesz? - Lili nie nadążyła za tokiem rozumowania BFG.
- Obawiam się jakiejś karczemnej awantury na tej imprezie co wszystkim zepsuje zabawę.- wyjaśnił Dwight i wzruszył ramionami.- Mój brat miał taką dziewczynę. Ładna, ale potrafiła być dzika jak kotka rysia w rui. Rzucała się z pazurami, dosłownie.
- Raczej dostarczy wszystkim niezłej rozrywki. - Zachichotała. - Dwight, Dominic to duży chłopiec. Poradzi sobie z rozjuszoną babką. - Lili poklepała Hausera po ramieniu. - Nie martw się tym.
- Marge się tyle natrudziła, więc ciężko mi nie…- machnął ręką i dodał.- Ale w razie czego, pomożesz?
- Pomogę - Zgodziła się bez wahania. - Tylko nie bardzo wiem jak ty to sobie wyobrażasz?.
- Możesz… możesz wstać? - zapytał po długim milczeniu i wpatrywaniu się w podłogę.
- Mogę. - Mówiąc to wstała.
- Więc.. one zwykle nie zwracają wtedy uwagę na otoczenie. Jak się ona wściekała, to…- Dwight stanął za Lili chwycił ją w pasie i podniósł niczym piórko do góry odrywając od podłogi. - Gdy traci grunt pod nogami i panikuje, to można spokojnie odciągnąć taką wariatkę.
Kobieta wydała z siebie cichy pomruk zaskoczona tym, że została podniesiona.
- No…- Przytaknęła, starając się ukryć to zamieszanie.
- No… jesteś leciutka, choć... jest na czym oko zawiesić.- wymruczał bardzo cicho Dwight nieświadomy, że czujne ucho Lili pochwyciło ten komentarz co do jej osoby.
- Czyli… - Elizabeth musiała odkaszlnąć by jej głos zabrzmiał normalnie w tej nieoczekiwanej sytuacji. - potrafisz zneutralizować zagrożenie.
- No tak… oczywiście taka szalejąca kobieta to problem, bo można chwycić wyżej przypadkiem.- odparł Dwight opuszczając kobietę na ziemię. - I wtedy będą wrzaski o molestowanie seksualne. No chyba że kobieta chwyci, to … już rzadziej. Choć wiadomo… Meyes i Hansen nie powinny.
- J.R. W razie czego. - Powiedziała Lili pozostając w bezruchu i czekając aż stojący za nią mężczyzna odsunie się.
- Może… w razie gdyby się nie dało w górę, to…- jego ręce przestały obejmować ją w pasie, za to zahaczyły o jej ręce w okolicy pach, zapewne w celu obezwładnienia. - Tylko może być trudniej.
Lili pochyliła głowę w dół by upewnić się że rzeczywiście ręce mężczyzny znalazły się tam gdzie jej czuła. Nie były to ćwiczenia, a spotkanie na stopie prywatnej. Co było dla samej Lili nietypowe, niezręczne… nieoczekiwanie miłe czuć bliskość męskiego ciała. Ale szybko odrzuciła od siebie te myśli i wróciła do problemu Dwighta.
- Może - mówiąc to szepnęła się, żeby zasymulować rozwścieczoną, zazdrosna byłą. Ten starał się utrzymać ją w ryzach. Co nie było łatwe, bo choć był silny, to był i bardzo delikatny, a w dodatku ocierając się o niego szarpiąca się Lili trochę go dekoncentrowała.
- Może... co?- zapytał BFG.
- Być... - Powiedziała Lili stając twarzą w twarz z Hauserem, który dzięki jej zaskoczeniu zdekoncentrował się i nie zdołał obezwładnić, tak jak zakładała że zrobi. - Yyyy…- więc sama się zaplątała. Stała więc przez chwilę gapiąc się w szeroką klatkę piersiową mężczyzny przed sobą z rękoma zapartymi o tors Dwighta.
Ręce mężczyzny osunęły się na plecy Lili, a potem niżej na biodra. Trzymał ją blisko siebie zerkając na jej twarz. Nachylił się ku niej, powoli co by jej nie spłoszyć. Coraz bliżej ust.
Lili położyła dłoń na policzku mężczyzny i pocałowała go, tak jak dawno żadnego mężczyzny nie całowała, a jak pamiętała jak to się robić powinno.

Dwight docisnął panią sierżant, usta zachłannie całowały jej wargi tuląc ją do swojego torsu. A po tej chwili namiętnej pieszczoty.
- Cóż… eee… to mogę zaprosić cię na randkę w najbliższej przyszłości?- zapytał w końcu.
- Co? - Zapytała lekko oszołomiony Elizabeth. - Randkę? W przyszłości? Tak.
- To… z pewnością cię na taką randkę zaproszę.- wpatrywał się w jej usta. Pokusa musiała być zbyt duża, bo znów nachylił się i śmiało zaczął całować jej usta powoli rozkoszując się ich miękkością. Przez chwilę wodził zachłannie po jej pośladkach ściskając je przez spodnie tak mocno, jakby chciał je zedrzeć z niej. I dopiero po kilku minutach tych pieszczot doszło do niego co właściwie robił.
- Eemm… Nie wiem co we mnie wstąpiło.- dodał lekko speszony. - Zwykle się tak na nikogo nie rzucam.
- Ciiii… - Lili ucieszyła mężczyznę kładąc mu palec na ustach. A następnie obiema rękami sięgnęła pod opijający muskularny tors podkoszulek i pociągnęła ku górze.
Pozwolił jej na to, wpatrując się w jej działania, a potem w jej dekolt. Twarde mięśnie napinały się i rozluźniały. Tatuaż na lewym ramieniu zdawał się lekko wić.
- Moja… kolej?- zapytał chwytając za brzegi jej koszulki.
- Tak. - Odpowiedziała van Erp.
- Dobrze..- odparł Dwight podciagając ją w górę i odsłaniając brzuch kobiety, a potem piersi w przepisowym, wojskowym staniku. Tu.. się zapatrzył i mruknął zawstydzony. - Ładne są… bardzo… seksowne.
Gdy ściągnął i odrzucił na bok tą część garderoby.
- I kuszą by je… dotykać. Naprawdę.- brzmiał jak łobuziak próbujący usprawiedliwić swój psikus. Duże i silne dłonie czule objęły te krągłości uwięzione w staniku.
Lili przymknęła oczy delektując się dotykiem męskich dłoni na swoim ciele. Pozwalając mężczyźnie na taką pieszczotę.
- Śliczne… -mruczał BFG rozkoszując się jędrnością jej półkul w swoich dłoniach. Było w tym coś z małego chłopca znajdującego nową zabawkę. Słyszała jego chrapliwy oddech, coraz cięższy od pożądania.
Gdzieś z tyłu głowy zadźwięczały Lili słowa wypowiedziane kiedyś przez przyjaciółkę, Barbarę, że w tych sprawach trzeba pozwolić mężczyźnie na przejęcie inicjatywa później nawet będzie przyjemnie. Ale to było gdy Lili miała lat siedemnaście i nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. A teraz potrzebowała mężczyzny. Szybkim ruchem zdjęła więc stanik i położyłą sobie z powtrotem ręce meżczyznyn na odłonientym już biuście. A sama zaczęłą mocować się z jego spodniami.
To co zauważyła, pod bokserkami robiło nadzieję na ostre rodeo. B… się u niego potwierdzało wszędzie.
- Lili ja… nie mam za wiele łóżkowych doświadczeń.- wydusił z siebie bardzo cicho mężczyzna, jednocześnie mocniej ugniatając jej biust.
- Ja również. - Odpowiedziała zabierając się za zdejmowanie swoich spodni. Musiała przy tym lekko podeprzeć się na ramieniu Dwighta, ale poszło jej to szybko i sprawnie.
Mógł być niedoświadczony, ale był facetem. Oglądał pewnie wiele filmików pornograficznych. No i natura zawsze znajdzie sposób.
- Będę delikatny.- ledwo się pozbyła spodni, a już była w jego ramionach niesiona…
- To gdzie sypialnia?
- Tam. - Wskazała na jedne z zamkniętych drzwi.
Kopniakiem wyważył drzwi.
- Wybacz.- mruknął. Po czym położył ją na łóżku wdrapując się na nie i ściągając jej pospiesznie majtki. Najwyraźniej jej nagość działała bardzo pobudzająco.
Lili w tym czasie jedną ręką zrzuciła stojące na nocnej szafce zdjęcie, z którego wpatrywał się w niąblondyn z kilkudniowym zarostem w polowym mundurze marynarki wojennej.
Przez chwilę Dwight wpatrywał się łono kobiety… najwyraźniej nad czymś rozmyślając. Po czym opadł twarzą między jej uda. Zaczął smakować jej ciało językiem. Niezdarnie, niepewnie, jakby robił to pierwszy raz. Ale też jego muśnięcia były długie i mocne.
Po ciele kobiety rozlał się przyjemny dreszcz. Może Dwight nie miał wprawy ni praktyki, Lili musiała tylko trochę nakierować co i jak by jego działania mogły przynieść pożądany efekt i wydusić z jej gardła kilka westchnień rozkoszy.
Trzeba przyznać że się przykładał smagając wrażliwy obszar lepkimi i ciepłymi muśnięciami języka. Ale przecież to był dopiero początek. BFG nie użył jeszcze swojego głównego działa. Jego silne i ciężkie dłonie wodziły po udach Lili z zadziwiającą delikatnością. Co sprawiała, że czuła się nieco jak porcelanowa figurka.
A porcelanowe figurki mają to do siebie, że są kruche i łatwo je zgnieść.
Elizabeth powiodła rękoma do głowy. Chwilę czule pogładziła o łysinie, a później pociągnęła delikatnie ku górze przerywając tę całą zabawę.
- Co teraz… na co masz ochotę?- spytał niepewnie jej wybranek.
- Połóż się na plecach. - Wyszeptał między pocałunkami.
Dwight zrobił co kazała i po chwili leżał z dumnie uniesionym dowodem admiracji. Jak wieżą. A Lili usadowiłą się powoli na tej wieży przejmując kontrolę nad tempem i rytmem zmagań. Dłonie mężczyzny umieściła sobie na biuście pokazując co mają robić gdy ona sama oddała się zrazu spokojnym i długim ruchom ku górze i z powrotem ku dołowi. Jej ciało zadrżało czując intruza, całkiem imponujących rozmiarów, odwykłe nieco od figli. Ciężkie dłonie kochanka łapczywie ugniatały jej piersi, gdy ona musiała wpierw zacząć od leniwego ruchu bioder, nim mogła przejść do pełnego galopu. Aż się sama nieco zdziwiła, że jeszcze pamięta jak to się robi. Chociaż to może jej ciało samo, poza kontrolą umysłu, wiedziało co czynić by przynieść zaspokojenie obu stroną tej jazdy, która z każdą chwilą nabierała tempa wprawiając w rytmiczny ruch łóżko i wyrywając z piersi kochanków urwane dźwięki i westchnięcia. Dwight pieścił jej piersi, ściskał wpierw delikatnie, a potem coraz mocniej w miarę jak taniec kochanki na jego palu rozkoszy prowadził ich do ekstazy. Starał się powstrzymać zbliżającą się falę ekstazy, bardzo się starał… ale widać było, że może dojść do celu pierwszy.
Skupiona na swoich doznaniach i ruchach Lili jakoś przeoczyła ten moment. Więc nie zwolniła ni na chwilę wyścigu ku finiszowi. Był dzielny jej żołnierz, mogła być z niego dumna… zaciskając zęby i pocąc się wytrzymał w pionie dość, by przyjemna błogość spełnienia rozlała się po ciele dosiadającej go kobiety. Po takim wysiłku, zakończonym jakże przyjemnie, Lili opadła na ciało kochanka dysząc ciężko. Przymknęła oczy i wsłuchałam się, wtulona w jego ciało, w rytm bicia jego serca.
- Jesteś moją… pierwszą wiesz? I jesteś cudowna Lili. Nieziemska.- rzekł Dwight próbując być romantyczny. Staromodnie romantyczny.
- O, Dwight. - Elizabeth czule i leniwie pogładziła go po policzku. - Ty dla mnie w pewnym sensie również.
- I wezmę odpowiedzialność za swoje czyny… jakby co… zresztą… i tak bardzo mi zależy… na tobie.- zaczął mamrotać nieskładnie.
- Tak. - Przytaknęła mu leniwie Lili biorąc jego słowa niezbyt poważnie. Dwight ją przytulił do siebie pozwalając jej wypocząć w swoich ramionach.
Lili mogłaby tak poleżeć pewnie dłużej, gdyby nie fakt, że musiała się przygotować na imprezę Marge. Niechętnie więc wygramoliła się z objęć kochanka, pierwszego od bardzo długiego czasu.
- Wiem, że to co powiem zabrzmi trochę oschle po tym wszystkim. - Zaczęłą siadajać obok mężczyzny na łóżku. - Ale muszę się przygotować do tej całej imprezy. - Zabrzmiało to głupio i oschle i jakby starała się go wyrzucić po tym jak go wykorzystała.
- Ja też. I tak ci narobiłem kłopotów. I jeszcze Louise po ciebie wpadnie.- uśmiechnął się nieśmiało Dwight i pogłaskał ją po pupie mówiąc.- Zabrzmi to samolubnie, jeśli powiem, że następnym razem… będę chciał więcej i dłużej?
- Zabrzmi jak mężczyzna. - Zachichotała Lili i nachyliła się nad nim by go pocałować.
- To… pozwolisz, że zabiorę cię na randkę wkrótce? Masz jakieś ulubione miejsca? Trunki?- zapytał z uśmiechem mężczyzna, po namiętnym pocałunku jakim go obdarzyła.
- Tak Dwight, pozwolę. - Wstała z łóżka. Z podłogi w sypialni podniosła część swojej bielizny. - Żadnej kuchni śródziemnomorskiej. A z trunków, może być wino, albo teksański burbon. - Weszła do salonu i zebrała resztę ubrań walających się tam po podłodze.
- Zapamiętam. - rzekł z entuzjazmem neofity i zabrał się za ubieranie.


Gdy Hauser wyszedł Lili uprzątnęła nieco mieszkanie. Wzięła prysznic, choć najchętniej wpakowałby się do wanny, na długą, gorącą kąpiel z bąbelkami.
Siedząc już przed lustrem w swojej sypialni zadzwoniła do Barbary, żeby się komuś wygadać o tym co zaszło.
Jej najlepsza przyjaciółka nie byłaby sobą gdyby nie zażądała szczegółów. Barbara sama ze szczegółami opisywała Lili swoje podboje. Takie babskie sprawy i rozmowy.
Barbara na swój pokrętny sposób rozwiała wszelkie wątpliwości Elizabeth.
W międzyczasie Lili zdarzyła się uczesać, nałożyć makijaż. Przymierzyć kilka sukienek, które Barbara oceniła i pomogła wybrać tę najlepszą.
Rozmową zakończyła się tuż przed pojawieniem się Meyes.

Metyska pojawiła się o czasie. Lekko zdyszana, ale w szykownej koronce opinającej gdzieniegdzie jej ciało, która w teorii była małą czarną. Drugi dekolt podkreślał jej zgrabny biust, obcisły krój pupę, a to że kończyła się dość szybko na udach, zgrabne nogi. Uśmiechnęła się lubieżnie na widok Lili… wzrokiem wyraźnie łakomym przesunęła po jej ciele.
- No no… spodziewałam się czegoś mniej przebojowego.- wymruczała zmysłowo.
- Mam się przebrać ?- Zapytała Lili żartem.
- Nie. Nie… ja nie narzekam. - odparła z lubieżnym pomrukiem Louise.- Obróć się proszę. Niech się nacieszę widokiem.
- To nie targ. - Powiedziała Elizabeth z udawanym wyrzutem w głosie. - Już i tak wystarczy, że idę z Tobą. - Sięgnęła po torebkę i była gotowa do wyjścia. - Wyglądasz zjawiskowo . - Dodała na osłodę.
- Prawda?- obróciła się w miejscu pozwalając Lili w pełni się obejrzeć. I nachyliła się ku niej.- Och.. nie dąsaj się tak. Nie jestem tu plutonem egzekucyjnym. Planuję się dobrze bawić z tobą. I zapewnić tobie dobrą zabawę. Głowa do góry… nie będzie tak źle, jak to sobie wyobrażasz w głowie.
- Louise, obiecałam wyjść z tobą na drinka. To wszystko. - Uprzedziła Lili. - Idziemy?
- Och wiem wiem… nie gustujesz w kobietach. Nie musisz mi tego przypominać co chwila. Ash też o tym wspomniała. Czyżby coś między wami zaszło? - zapytała podając dłoń van Erp.
- Co niby miało zajść? - Lili popatrzyła ze zdziwieniem i rozbawieniem na swoją towarzyszkę. - Ty to masz wyobraźnię. - Pokręciła głową i ujęła dłoń kobiety.
- Po prostu ona mówiła to samo. Nie mam co próbować. Nie interesuje cię płeć przeciwna.- delikatna dłoń snajperki czule objęła dłoń Lili.- Więc myślałam, że no… miałaś okazję to sprawdzić. Całowaś się przynajmniej.
- Ashley poznałam kilka lat temu, gdy robiła praktyki u mojego brata. - Elizabeth wywróciła oczami, dając do zrozumienia co myśli o pomysłach Meyes.
- Więc… nie wiesz na pewno czy by ci się spodobało czy nie. Tylko zakładasz.- odparła triumfująco Louise i zatrzymała się spoglądając w oczy Lili.- Coś ci powiem bardzo seksowna pani sierżant. Nie przekonasz mnie ciągłym powtarzaniem, że dziewczyny cię nie kręcą. Bo to brzmi… wiesz… mało przekonująco. Oprzyj się mojemu urokowi. - uśmiechnęła się drapieżnie. - I przede wszystkim, baw się dobrze. Liczę że zatańczymy razem. Bądź co bądź, z tym chyba nie masz problemów? A nawet jeśli ja nie wpadnę w oko, to gwarantuję… że wpadniemy w oczy wszystkich.
- Jasne. - Obiecała, uśmiechając się Lili. - Zatańczę.- Lepiej było już to obiecać niż powtarzać w kółko prawdę oczywistą, ale niedocierajacą do Louise.
- Więc… co jeszcze planujemy na tą zabawę, poza tańcami.- zapytała z promiennym uśmiechem Meyes wyraźnie zadowolona z siebie i kręcąc kuperkiem zalotnie.
- Nie mam szczególnych planów. - Powiedziała zgodnie z prawdą sierżant. - A ty?
- Alkohol, tulenie się do ciebie… choćby po to by widzieć zazdrosne spojrzenia dookoła. Plotkowanie na temat facetów, babek, ich strojów i możliwości. Brzmi fajnie?- zapytała z uśmiechem.
- Eeee…. - Lili zatkało na chwilę. - Wykreśl punkt drugi i brzmi… fajnie.
- Oj… jak przyjaciółki. Żadnego łapania po tyłku.- odparła ze śmiechem i przyjrzała się jej. - Naprawdę się tak boisz do mnie zbliżyć? Może i zamierzam cię trochę pokusić, ale bez nahalności.
- Lepiej powiedz w kim chcesz wzbudzić zazdrość? Co? - Lili krytycznie przyjrzała się Metysce.
- Hmm… och nie. Obawiam się, że trochę za wiele odczytujesz. - zaśmiała się Louise i pokręciła głową. - Nie szukam stałego związku. Ani jakiegoś romansu. Artysta musi być wolny.. nie obciążony innymi. Preferuję wolne związki i przelotne miłostki.
Może będzie na miejscu, jakiś interesujący kąsek poza Ash czy Guerrą… ale to się zobaczy. Może zbałamucę Marge jeśli przyjdzie mnie pocieszyć? Kto wie.
- Ostatnio interesował cię tyłek Dwighta. - Przypomniała rozbawiona Lili. - Już przestał? Zaspokoiłaś swoją ciekawość?
- Och.. nadal interesuje. Tyle że Dwight jest taki duży, a ja taka malutka. Trochę nie pasujemy do siebie. Ale tak… mam ochotę chwycić go za pośladki i sprawdzić czy są twarde i sprężyste. A ty?- wymruczała ze zmysłowym pomrukiem.
- Co ja? - Van Erp udała, że nie rozumie o co chodzi.
- Też jesteś ciekawa jaki tyłek ma Hauser? - zapytała.
- Też jestem ciekawa jaki tyłek ma Hauser. - Lili powtórzyła za Switch z rozbawieniem.
- Widzisz? Mamy coś wspólnego. To jak, nie chcesz ze mną wkroczyć obejmując się czule i stać nocnymi fantazjami kilku mężczyzn i kobiet?- zapytała zadziornie Louise, która chyba lubiła być w centrum uwagi i mieć mocne wejście, nawet za cenę drobnego skandalu.
- Nie Louise, nie chcę. - Odpowiedziała Lili. - W bazie prawie wszyscy nas znają. Jak to będzie wyglądać.
- Prowokująco… acz tylko z niedopowiedzeniem. Bo ręka powyżej talii…- odparła Louise przyglądając się badawczo swojej kompance. - No dobra. Jeśli tak ci zależy. Będziemy grzecznie trzymać się za rączki, będąc w wyjątkowo niegrzecznych kieckach. I tak znajdą się ci którzy będą nas sobie wyobrażać w łóżku, wiesz?
Zaśmiała się radośnie i dodała.- No cóż… ja lubię smakować wszelkich odcieni życia.
- Ja już sobie posmakowałam. Wystarczy mi. - Skrzywiła się Lili.
Louise najwidoczniej nie brała pod uwagę tego, że ona nie może sobie pozwolić na takie frywolne zachowanie choćby ze względu na rodzinę. Na syna. Ale nie wyciągnęła tego argumentu.
- Szkoda. Naprawdę szkoda. - odparła ciepło Lousie i nieco współczująco. - No... ale wiesz, ja jestem otwarta na propozycje. Jeśli wpadniesz na jakiś pomysł na miejscu, to możesz na mnie liczyć. Postaram się by to był przyjemny i godny zapamiętania wieczór dla ciebie. Nieważne w którym łóżku go zakończysz.
- Już jest Switch. Przeżyliśmy. Jest się z czego cieszyć. - Lili zignorowała wcześniejszy ton Metyski. Bo co jak co, ale współczucia ona nie potrzebowała. A wieczór planowała zakończyć w swoim własnym łóżku
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 08-05-2019 o 19:36.
Efcia jest offline  
Stary 08-05-2019, 19:36   #55
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
IMPREZA
Lili w towarzystwie Lousie, albo odwrotnie. Louise w towarzystwie Lili pojawiły się w kantynie.
Van Erp przywitała się z Marge dziękując za zaproszenie. Kiwnięciem głowy pozdrowiła pilotów. Sięgnęła po kieliszek i czym prędzej dołączyła do podpierających ścianę kolegów.
- Panowie. - Przywitała się. - Ściany nam się zawalają?
- Sugerujesz, że powinniśmy zaprosić do tańca najpiękniejszą kobietę na tej sali? - Kit spojrzał na nią rozbawiony. - Zechcesz zatem sprawić mi ten zaszczyt...?
- Właściwie… to pierwszy taniec z nią należy do mnie. Ze mną przyszła.- wtrąciła się Louise. nie zamierzając z tego przywileju zrezygnować.
- Ale chyba nie zatrzymasz nam pani sierżant tylko dla siebie.- zażartował Dwight.
- Niee wieeem… moożeee...? - Droczyła się latynoska zerkając w górę na twarz Hausera.
- A może tak prosicie panie z oddziału Marge? - Powiedziała Lili popijając z kieliszka. - A ty sobie poproś pana, Louise. No już, już. Trzeba się zintegrować.
- Teraz ty chcesz podpierać ściany, wraz z Gilesem?- spytała sceptycznie Meyes spoglądając na Lili, podczas gdy Dwight tak jakoś ciągle uciekając oczami od szałowych kreacji obu kobiet dodał zawstydzony.-Pewnie powinienem, w końcu zaprosiła nas. Tak. Pójdę poprosić o taniec Marge.
- Tak. Idź. - Zachęciła go Lili. - Pokaż im jak to się robi. - Po czym przeniosła wzrok na Metyskę. - Ja zabiorę Russella, bo ta ścian się na niego zawali jak odejdę.- Ruchem ręki przywołała do siebie mechanika.
- Na razie nie ma z kim tańczyć. Zamówię nam drinki.- mruknęła Louise wzruszając ramionami.-Bear i tak zaraz ucieknie stąd. Może z Gilesem właśnie, na swoich plecach. Chcesz jakiś konkretny drink, czy zdasz się na moją fantazję? -spytała na koniec panią van Erp.Tymczasem Dwight już podszedł do Marge i zaczął z nią rozmawiać, zapewne o tańcu, a Giles z ociąganiem zbliżał się do Lili i jej “świty”.
- Mam wino.- Sierżant podniosła do góry kieliszek.. - Na razie dziękuję.
- Ja tam wolę coś kolorowego.- stwierdziła w odpowiedzi Meyes zostawiając van Erp z Kitem. Nie na długo co prawda, bo Russell się zbliżał choć powoli.
- Do twarzy ci w garniturze.- Uśmiechnęła się Lili gdy zostali sami.
- Dziękuję - odparł. - A ty, jak zawsze, wyglądasz przepięknie. - Zlustrował ją od stóp do głów.
- To miłe z twojej strony. - Elizabeth upiła jeszcze jeden łyk wina. - Wypoczynek i relaks…
- Sama prawda płynie z mych ust - zapewnił ją Kit ze śmiertelną powagą.
- Wiem. - Zgodziła się z nim.- Jak zawsze.
- Twoje zdrowie. - Kit uniósł kieliszek.
Lili stuknęła swoim o jego spełniając toast.
- I za to, że przeżyliśmy. - Zaproponowała drugi toast.
- I oby nam się dalej tak wiodło - odparł.
- Oby lepiej.- Lili poprawiła nieco wypowiedź kolegi. - Nie było idealne. - skrzywiła się lekko.
- Następnym razem będzie lepiej - odparł Kit, który nie miał zamiaru psuć humoru swej rozmówczyni ponownymi rozważaniami o popełnionych błędach. - Wróciliśmy cało i zdrowo - tu się nieco rozminął z prawdą - i to jest najważniejsze, prawda?
- Prawda i cieszmy się tym. Co planujesz na te kilka wolne dni?
- Odpocząć od tej awantury z dala od ciekawskich reporterów - odparł. - Gdzieś na łonie natury.
- Po tym wszystkim jeszcze ci się natura marzy? - Lili zażartowała.- Chyba długo nie wyjdę pod namiot.
- Tak cię zniechęcił jeden mały wypad do Parku Narodowego? - podobnym tonem odpowiedział Kit. - Jestem rozczarowany... - Nie zmienił tonu wypowiedzi. - Ale myślałem o jakiejś łódce... - sprecyzował swe plany.
- Sam? Z kimś? - Zapytała Lili.
- Skoro ciebie nie pociąga taki sposób spędzania czas, to zapewne sam. Nie bardzo wyobrażam sobie taką formę relaksu z kimś w zasadzie obcym. - Rozejrzał się po sali, jak gdyby w poszukiwaniu ewentualnej partnerki czy partnera do takiego wypadu. - Chyba że od razu polecasz mi zabranie medyka...
- Jesteś już dużym chłopcem i sam wiesz co ci do szczęścia jest potrzebne. - Zaśmiała się.
- Niekiedy miałem wrażenie, że wiesz lepiej, co jest dla mnie dobre - odpowiedział żartobliwym tonem. - A ze względu na ewentualnych podsłuchiwaczy - spojrzał na znajdującego się o dwa kroki od nich Gilesa - nie powiem, co mi potrzeba do szczęścia. Poza tym... tu wszędzie ściany mają uszy - dodał żartem.
- Bo niekiedy wiem. - Powiedziała żartem. - Zwłaszcza na służbie.
- W to ostatnie nawet nie śmiałbym wątpić. - Kit przybrał minę ucieleśnionej niewinności. - To by podchodziło pod niesubordynację... - Uśmiechnął się do Lili.

Tymczasem Giles podszedł do Lili i Kita i rzekł niepewnie.
- Dobrze się bawicie? Udana imprezka co?
A Dwight właśnie zaczął taniec z Marge. Sama Louise zaś nawiązała rozmowę z tajemniczą pięknością przy barze i póki co… wydawała się zapomnieć o Lili.
- Bardzo.- Van Erp podała swój kieliszek Kitowi. - A ponieważ i ty się świetnie bawisz, popierając ściany, - Zwróciła się do mechanika. - To możesz mi towarzyszyć na parkiecie.
- Ja? Z pewnością są inni chętni.- zaśmiał się nerwowo Giles.- Nie tańczę za często. Więc nie licz na wiele z mojej strony. Nie jestem dobrym tancerzem.
- Tak, ty- Odpowiedziała Russellowi Elizabeth. - Ja również. To nie mistrzostwa świata w tańcu towarzyskim, więc się nie przejmuj.
"Jak to miło z twej strony", pomyślał Kit. Odstawił na bok kieliszek Lili i swój, niemal nienaruszony. Nie miał zamiaru robić za kelnera. Ani też czekać na łaskawy powrót pani sierżant. Ruszył w stronę baru.
Tam już Louise zaczepiała z uśmiechem wydekoltowaną piękność. Ta odpowiadała zainteresowaniem, bo Metyska potrafiła być urocza kiedy chciała. Barman widząc podchodzącego mężczyznę spytał:
- Co podać, championie?
- Na początek colę z lodem - poprosił Kit. - Na trunki będzie jeszcze czas - dodał tytułem wyjaśnienia.
- Sie robi, championie. - odparł barman biorąc się za robienie drinka, podczas gdy stojące obok Meyes i czarnulka przyglądały się tańczącej z Russellem Lily.
A szło im…
Całkiem nieźle. Giles może nie był świetny, ale z powolnym kawałkiem przy którym tańczyli przytuleni radził sobie nieźle. Był może trochę sztywny i mający pewne braki w warsztacie. Ale nie było źle.
- No i jak widzi ci się ta imprezka? Louise nie będzie zła że ją ignorujesz?- zapytał Russell.
- Muszę przyznać, że Marge postarała się. Jestem pod wrażeniem. - Powiedział Lili dając się prowadzić w tańcu. - Przecież jej nie ignoruję. - Mówiąc to pomachała do Latynoski.
-Wyglądała na niezadowoloną jak odchodziła. -stwierdził Russell, podczas gdy rozmawiająca z ciemnowłosą kobietą Louise odpowiedziała podobnym gestem.-Ale co ja tam wiem. Nie słyszałem o czym rozmawialiście.
- Miło, że przejmujesz się uczuciami koleżanki z oddziału.- Powiedziała z udawanym wyrzutem Lili.
-Hej… przecież tańczę z tobą. Twoimi też się przejmuję. Bardzo.- odparł Giles i zażartował.- Masz zjawiskową suknię, acz trochę się boję że gdzie nie chwycę to… będzie to nieprzyzwoite. Wiesz, bo… bardzo prowokujący strój. Bardzo kuszący. Ech… nie jestem w tym dobry.
- Spróbowałbyś nie. - Zagroziła mu w śmiejąc się. - Prowokujący? Uznam to za komplement.- Poklepała go lekko po ramieniu na którym opierała swoją dłoń. - Dobrze ci idzie. Ćwiczysz na mnie nim podejdziesz do pilotek?
- Nie… chyba, skorzystam z okazji i się ulotnię. Nie czuję się dobrze, na takiej imprezie.- wyjaśnił Russell.
- Nie zrobisz tego kochany. - Szepnęła mu do ucha. - Wszyscy tu się bawimy i wszyscy razem wyjdziemy.
-Lili...jesteś za blisko… w takiej.. sukience… to czuję ciebie za dobrze.- mruknął speszony Giles, gdy się przytuliła by szeptać.
-Co?- Spytała zupełnie zaskoczona van Erp.
-Wiesz.. to jest bardzo… delikatna sukienka i bardzo cienki materiał, a ty jesteś bardzo blisko.- odparł cicho Russell i dodał zawstydzony.- Przepraszam, za dużo gadam.
- To jest tylko taniec.- Mówiąc to Lili odsunęła się trochę, tak by nadal mogli tańczyć normalnie, ale by jej partner nie czuł się skrępowany. Bo jego trema udzielała się i jej.
-Ale lepiej… bez za dużego przytulania. Może mi się ręka omsknąć… albo co.- zażartował słabo.
- Oj Russell, Russell.- Zachichotała Lili.
Piosenka się niebawem skończyła i oboje, dziękując sobie za tę przyjemność, mogli opuścić parkiet.

I wtedy to Louise ruszyła ku Lili wyraźnie planując zająć miejsce Russella podczas kolejnego jej tańca.
“Raz kozie śmierć” pomyślała Lili zostając na swoim miejscu i czekając aż Latynoska się zbliży. “To tylko taniec” powtórzyła sobie jeszcze swoje własne słowa “Tylko taniec”.
I to był taniec. Tyle że nie zwykły. Owszem, Latynoska dotrzymywała słowa. Jej dłonie nie schodziły poniżej linii talii Elizabeth. Niemniej wybrała tango i była wyśmienitą tancerką.
A sam taniec… wzrok wpatrzony był w nie obie. W żarliwym tańcu pełnym ukrytego napięcia i pożądania. Ocierające się muskały się zmysłowo. Cienkie materiały sukni pozwalały, na pewną dozę wyobraźni. To była namiętność uwięziona w tańcu.
A Louise uśmiechała wiedząc, iż mimo że nie robiły nic nieprzyzwoitego, to ich taniec kipiał od podtekstów. Akt miłosny bez samego aktu. Zmaganie dwóch żywiołów o dominację. Bo van Erp wcale w tym tańcu nie chciałą dąc się prowadzić. I ta dodatkowa walka dodawała urokowi i pikanterii całej tej zmysłowej grze.
To wywołało drapieżny uśmiech na twarzy Latynoski, bo ta nie zamierzała jej ulec. Napierając ciałem i biustem na Lili. Ich taniec przyciągał uwagę wszystkich, bo obie kobiety były świetnymi tancerkami, a tango… to taniec zmysłów, dzikości i żywiołowości. Taniec w którym utalentowane osoby błyszczą. Oddech obu “wojowniczek” przyspieszał, bo żadna nie chciała dać pokonać… żadna nie chciał ulec. A Lili już dwa razy zdołała się przekonać, że podstępna Switch pozorną uległością dwa razy próbowała wciągnąć ją w pułapkę. Nieskutecznie co prawda. Serce bicia przyspieszało gwałtownie zdobiąc policzki obu kobiet różem.
A finał tych zmagań był jeszcze bardziej widowiskowy, bo Lili, po dwukrotnym dopuszczeniu, zaczęła dążyć do dominacji.Co sprawiało że tuliły się do siebie. Ich twarz były blisko, usta tak blisko, że prawie stykały się w pocałunku. Który nie nastąpił, ale… Lili czuła drżące w ekscytacji ciało drugiej tancerki i to drżenie przechodzące przez nią. Ostatecznie wykorzystała finał utworu, by zdobyć przewagę i widowiskowo przechylić Louise. Musiała co prawda niemal twarzą dotykać dekoltu Meyes, ale czego się nie robi dla wygranej prawda?
- Szkoda, że nie gustujesz w kobietach… mogłyby pójść iskry.- wymruczała zmysłowo i żartobliwie zarazem Meyes,gdy tak zamarły wraz z końcem tanga. I były gorąco oklaskiwane.
- Nieee…- Lili pokręciła głową i wykonała głęboki ukłon w kierunku publiczności. A później przyłączyła się do oklasków skazując na Latynoskę.
-Twoja strata. I dobrze obie o tym wiemy.- wymruczała Louise kłaniając się.
- Nieeee…- Powtórzyła Lili idąc w kierunku baru.Teraz to potrzebowała się napić, bo od tego tańca zaschło jej w gardle.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 08-05-2019, 19:47   #56
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wejście Złotka

Ashley weszła do messy, ubrana w złotą prosta sukienkę z frędzlami ipasujące szpilki. Zazwyczaj decydowała się na wyzywające stroje jak Louise, ale tym razem zdecydowała się na przewagę szyku nad szokiem.
I chyba podziałało gdyż w efekcie końcowym wyglądała jak bogini gracji i wdzięku. Co najbardziej pokazywał jej płynny chód w dosyć wysokich szpilkach. Skierowała się w pierwszej kolejności do Marge w końcu to gospodyni.
- Hej Marge świetnie wyglądasz. - Przywitała się wymieniając się całuskami w policzki. - Mam dla ciebie coś żebyś nie było, że uratowana nic nie dostaje. - Podała jej trochę zakurzoną butelkę wina ozdobioną koronkową wstążka. - Przedstawisz mnie? - Zapytała uznając, że z jej ekipą może się przywitać później.
- Wyglądasz zachwycająco.. .- odparła Marge wędrując spojrzeniem w dół, a potem w górę do dekoltu. I rozejrzała się.-Kogo byś chciała poznać najpierw.
- Nie mam specjalnych preferencji, więc możemy zacząć po kolei. - Powiedziała z uśmiechem Hansen dając się prowadzić do znajomych Marge. Sądząc po grupach jakie się potworzyły śmiało twierdzić, że jej team przełamał pierwsze lody.
- Może… zaczniemy od chłopaków. Ten tam, co nie odstępuje Charlotte, to Jake Chapman. Pierwszy pilot i dowódca szwadronu.- wyjaśniła wskazując przystojniaka nie odstępującego blondynki na krok. -Chcesz go poznać?
Tymczasem do obu kobiet przyszedł BFG z trunkami.
- Cześć Ash… wyglądasz… wow. - rzekł przyjaźnie na powitanie. I podał jeden z kieliszków. Zapewne przeznaczony pierwotnie dla niego.
- Dziękuje Dwight, ty również świetnie wyglądasz. - Ash przyjęła kieliszek, upiła łyk i zwróciła się do pilotki. - Przedstaw wszystkich dzięki temu później będę przynajmniej znała osoby z którymi rozmawiam.
Marge obejmują ramię Ash swoim i tuląc się piersiami do niego zaczęła oprowadzać i pokazywać palcami. Wskazała na Laurę, mówiąc o niej, że jest z niej księżniczka… nawet w łóżku. Ale nigdy nie narzekała na brak rycerzy chcących spełniać jej kaprysy.

- Twoja przyjaciółka Meyes z nią rozmawiała. Powinnaś przestrzec panią sierżant, bo ona lubi odbijać innym mężczyzn. I kobiety też.- przestrzegła na koniec, a następnie wskazywała kolejne osoby.

-Myślę, że akurat za odbicie Louise zapunktowała by u Van Erp- Szepnęła żartem do ucha pilotki.
-Tamta to Pamela Weston. Bardzo miło i przyjazna.- mruknęła przedstawiając
murzynkę, która wdała się właśnie w pogaduszki z Dwightem, który uśmiechał się nieśmiało.
- Dwight mógłby być prawdziwym zdobywcą kobiet, gdyby był mniej prostolinijny.- zachichotała
- Jest trochę staromodny, więc mocno drapieżne kobiety mogą nie mieć szans. - Hansen przyznała rację pilotce.
Marge i wskazała na Azjatkę stojącą ledwie parę metrów od Gilesa.
-To Camy Liang. Jest nowa i dość nieśmiała. Wiem że tylko raz się umówiła na randkę.- stwierdziła z uśmiechem Marge wskazując ją.- Mam nadzieję, że kogoś pozna na dłużej. Może Hamato jest wolny?
- Niestety ma dziewczynę, jest stewardessą. - Powiedziała Ash chyba pierwszy raz dziękując za istnienie Yoko. Choćby dla bycia znakiem ostrzegawczym dla innych.
Następnie wskazała Ash kilku innych pilotów, których uroda nie robiła takiego wrażenia, jak wchodzącego do środka mężczyzny, który skórzaną kurtkę uważał za strój wizytowy.
I miał długie włosy.
- To Craig Smollet. On nie lata, za to jest cudownym mechanikiem. Potrafi naprawić wszystko i znaleźć rozwiązanie na każdy problem w danej maszynie.- wyjaśniła i dodała wskazując mężczyznę obok niego o ślicznym uśmiechu.
- A ten obok niego to Garry Slovinsky. Mój nowy partner.- dodała po czym zmieszała się i szybko dopowiedziała.- To znaczy partner lotniczy. Pierwszy pilot w maszynie w której będę latała. Bo nikogo nie mam.
- Ok to musimy pilnować by Smollet i Russel się nie spotkali na tej imprezie. Jeśli obaj mają bzika na punkcie technologii to ich rozmowa może się przeciągnąć na całą imprezę. - Na wspomnienie pilota-partnera trąciła Marge łokciem i powiedziała. - Wiem o co chodzi nie martw się. Mam nadzieje że będzie wam się dobre pracować.
- Myślę, że przyjdzie nam się jakoś zgrać. Nie każda misja bywa tak drama… wiesz o co mi chodzi. A ty masz kogoś?- zapytała pilotka zmieniając temat.
- Na impreze przyszłam sama jeśli o to pytasz. Dzięki temu mam większe szanse by poznać nowych ludzi. - Wyjaśniła taktykę działania Ashley. - Jeśli wracamy do ploteczek kto z kim na stałe...to nie, nadal wolna jak ptak.
- A chcesz kogoś bliżej poznać?- zapytała Marge nieświadoma że napiera biustem na rękę lekarki.-Mogę cię bliżej zapoznać, z każdym chyba pilotem.
- Chce się dobrze bawić i zamierzam dzisiaj potańczyć jakieś szybsze kawałki a to czy kogoś poznam ..bliżej lub dalej ..- Wzruszyła ramionami Ashley ale mówiła z uśmiechem na twarzy. -...po prostu pójdę na żywioł i zobaczę co się stanie.
- Z pewnością przyciągniesz uwagę masy adoratorów.- odparła z uśmiechem Marge.- Zostawić cię samą, by mieli okazję?
- A co chcesz rozgonić adoratorki od BFG? - Zażartowała Ashley pamiętając jak dobry kontakt złapała ta dwójka.
- To mi też przyszło do głowy, ale Louise zrobiła to za mnie zagadując Laurę.- zaśmiała się Marge i zamyśliła.-Nie… po prostu jestem wdzięczna za uratowanie życia i chciałabym byś się dobrze bawiła.
- Już się dobrze bawię. Ty też powinnaś. Idź a ja się pointegruje z nowymi ludźmi.- Hansen trąciła pilotkę biodrem i uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ja też się bawię dobrze.- odparła Marge i po chwili wahania nachyliła się by cmoknąć przyjacielsko policzek Ash. Po czym puściła ją i ruszyła między ludzi. Ash zdążyła przywitać się z niektórymi pilotami i wymienić parę ploteczek, nim zobaczyła wchodzącego w smokingu Pearsona, który skierował się do niej.
- Nie ma to jak się elegancko spóźnić, prawda Ronald.- Ashley przywitała Ważniaka patrząc jak się wystroił.
-To prawda. Słyszałem za to plotkę, że pokłóciłaś się ze swoim kochankiem. Cookiem.- dodał z ironicznym uśmiechem.-Nie sądziłem, że wy…
- No wiesz, że nie jest to najlżejsza osobowość, ale nie martw się jakoś się dogadamy koniec końców. - Puściła mu konspiracyjne oko. “Biedactwo jak z tym tekstem pójdzie do Beara to wyleci przez okno.” Ash nie miała zamiaru wyprowadzać Rolanda z błędu, czym byłaby impreza bez porządnej burdy.
-Szczerze powiedziawszy, ty i Bear… jakoś was nie widzę razem.- odparł Pearson z uśmiechem. - Jako parę.
- W byciu kochankami nie chodzi o bycie razem Ronald. - Powiedziała Ashley uśmiechając się podstępnie. - Tylko o wspólne czerpanie przyjemności z bezwstydnego aktu seksualnego na łonie natury, - “Anthony mnie zabije.” Pomyślała śmiejąc się wewnętrznie, podpuszczanie facetów było takie fajne, że aż czasem nie wiedziała kiedy powinna to zatrzymać.
- Tooo…- Ronald gapił się na biust Ash, który choć zakryty sukienką był łatwy do wyobrażenia sobie. -Tooo musiał być widok. Ty i Cook, co? Cicha woda z tego misia.
- Oj tak jak ma motywację, to potrafi mu się omsknąć ten stoicyzm.- Ash wprawdzie mówiła o samej kłótni kiedy Anthonemu puściły nerwy, ale Roland nie musiał o tym wiedzieć.
- Nie jest wtedy no… szorstki? - zapytał zaciekawiony Pearson zerkając to na dekolt Ash to na samego Beara, kursującego regularnie między barem a przekąskami .
- Pytasz mnie, bo się boisz że Bear przetrąci ci kark po tym zestawie pytań?
- Masz rację… nie powinienem. Może sprawdzę jakieś przekąski?- zaśmiał się nerwowo Pearson i ruszył do baru, by się napić. Wizja rozwścieczonego Beara wymagała kapki alkoholu do rozwiania.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 08-05-2019 o 19:49.
Obca jest offline  
Stary 08-05-2019, 19:48   #57
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Lili podpłynęła wdzięcznie do baru, ruchem ręki dając znać barmanowi, że jest następnym w kolejce klientem. A gdy ten podszedł do niej zamówiła teksańskiego bourbona i już z szklanką w dłoni przyjrzał się dokładniej całemu towarzystwu.
- Może więcej lodu?- zapytał usłużnie barman.
- Nie dziękuję. - Wypiła szybko zawartość szklanki. - Ale poproszę jeszcze raz to samo
- Taniec wyczerpujący?- zapytał barman zaczynając typową gadkę dla swojego zawodu.
- Niezbyt, ale wzmaga apetyt i pragnienie.- Odpowiedziała mu Lili.
- No to… było widać. Pani… przyjaciółka, to żywy ogień.- ocenił neutralnie barman.
- Ładnie to pan ujął- Zaśmiała się Lili.
- Osobiście uważam, że trunki należy dobierać do rodzajów pragnień.- odparł uprzejmie barman.
- Też tak uważam- Przytaknęła mu van Erp.
-Piękna kobieta.- rzekł jakiś mężczyzna o długich włosach i w skórzanej kurtce dosiadając się koło van Erp, zanim mógł to zrobić Dwight. Który uśmiechając się przepraszająco odstąpił.- Nie powinna pić sama.
- Nie, - Zgodziła się Lili.- Nie powinna. -Krótko odprowadziła BFG wzrokiem i skoncentrowała się na towarzystwie. - Jestem Elizabeth.
- Craig. Mechanik, cudowna rączka szwadronu.- uśmiechnął się przyglądając Lili i jej kreacji.-Świetnie tańczysz, a co poza tańcem lubisz?
- Rozrywkowy tryb życia.- Odparła Lili kręcą zawartością swojej szklanki.
- To tak jak ja… jesteśmy duchowymi bliźniakami.- odparł mężczyzna oceniając kreację Lili wzrokiem.
- Jestem saperem w naszej ekipie. - Sprecyzowała Lili o jaki rozrywkowy tryb życia jej chodziło.
- No to jest pewien dreszczyk hazardu w tym ukryty nieprawdaż? Bicie serca przed każdym niewypałem do rozbrojenia?- zapytał retorycznie niechcący przypominając Lili o gwałtownym biciu serca przy tańcu z Louise.
- Ale więcej zabawy jest przy podkładaniu niż przy rozbrajaniu. - Odpowiedziała odganiając od siebie te myśli.
- Jak ładunki wolisz odpalać? Radiowo, na kabelek? Czasowo.- zaciekawił się Craig i zamówił trunek u barmana. To samo co jego rozmówczyni.
- Wszystko zależy od okoliczności. To tak jak z samolotami. Każdy jest do czegoś innego.
- Co ciebie rozpala poza tańcem. Jakie rozrywki burzą twoją krew. Poker może?- zaciekawił się Craig nie odrywając oczu od Lili.
- Poker to standardowa rozrywka marynarzy, nie pilotów.- Zaśmiała się.
- Nie jestem pilotem, za to umiem wygrywać. A jaka jest standardowa rozgrywka AST?- zapytał zaczepnie.
- Rozróba.- Odparła pół żartem pół serio.
-Nie wyglądasz na tę od ckmów. Jak ich nazywacie? Heavy?- zapytał niezrażony jej odpowiedzią Craig.
- Już ci mówiłam, że jestem saperem. Heavy jest tam.- Ruchem głowy wskazała na Cooka. - A dobrze podłożone ładunki mogą więcej niż kilku takich jak Anthony.
- Więc rozróba? Serio?. - mężczyzna przyjrzał się szerokim barom Beara popijając bez skrzywienia bourbona.-Ale chyba ty osobiście wolisz coś innego?
- Serio, serio. - Uśmiechnęła się lustrując mężczyznę. - No a w wolnym czasie może być wypoczynek na łonie natury. - “Przynajmniej tak było do wizyty w parku narodowym” Dodała w myślach. Bo kiedyś bardzo to lubiła. Zwłaszcza wypady na jezioro koło Fort Griffin.
- Wypoczynek i łono natury, to brzmi miło.- odparł z uśmiechem Greig.
- I jest. Zwłaszcza w odpowiednim towarzystwie. - Lili napiła się ze swojej szklanki. - A ty? Taniec? Hazard? Czy latające maszyny? Jakie rozrywki preferujesz panie cudowna rączko?- Sierżant wyraźnie zaakcentowała dwa ostatnie wyrazy, nadając im trochę dwuznaczności.
- Hazard lubię. Gry karciane. Poker, Brydż, nawet mahjong choć akurat w tym jestem kiepski. Umiem tańczyć, choć nie tak dobrze jak ty. I tak… jestem cudowną rączką, czy to przy maszyna czy to…- również zostawił niedopowiedzenie.
- Nie, nie, hazard to nie dla mnie.- zaśmiała się. - Zawsze przegrywałam. - Tu sobie przypomniała jak odkryła, że marynarze, z którymi grała, oszukiwali zwyczajnie, co zaowocowało jeszcze szerszym uśmiechem.
- To pewnie wolisz szachy, co? - zapytał Greig.
- Gry planszowe, prawdę powiedziawszy.- Odpowiedziała.
- A one nie są losowe? Jakie najbardziej?- zaciekawił się mężczyzna.
- Są. Jak najbardziej. Klasyczny monopol oczywiście wiedzie tu prym.- A potem Lili wymieniał jeszcze kilka nazw, tych dla dorosłych oczywiście.
-Kapitalistka co?- odparł z żartobliwym uśmiechem mężczyzna na wspomnienie monopolu.
- Ameryka to kraj wielu możliwości.- Lili przywołała jakiś slogan.
- Oj tak…- zgodził się nią mężczyzna wędrując spojrzeniem po jej stroju.-Wielu… a propo możliwości. Masz ochotę zatańczyć?
- Chętnie.

Greig porwał więc do tańca Lili. Szybko i zwinnie poruszał się na parkiecie z stanowczo prowadząc. Przemierzali więc z gracją parkiet przy wtórze jakiegoś przeboju. Zwinnie i pospiesznie. A Lili kątem oka dostrzegła, jak Giles korzysta z okazji, by zmyć się z tej imprezki.
- Przepraszam na chwilę. - Powiedziała Lili obserwując ich mechanika usiłującego wymknąć się niepostrzeżenie. Tyle wyjaśnienia musiało wystarczyć Greigowi, bo Lili, korzystając z tego, że jej suknia miała długie rozcięcie z boku i nie krępowałą ruchów, ruszyła w kierunku wyjscie, by przeciąć drogę ucieczki biednego, wystraszonego Russella.
- A pan gdzie się ulatnia?- Zapytała zastępując drogę mężczyźnie.
Giles uśmiechnął się nerwowo na widok Lili.-Fajna imprezka, ale trochę nie w moim stylu. Chyba jednak rozumiesz, że nie czuję się tu swobodnie.
- A ja to niby jestem w swoim żywiole?- Trudno było określić czy mówi poważnie czy nie.
-Możemy wyjść razem.- zaproponował Russell w odpowiedzi.
- Tak Russell. Idziemy się zabawić do mnie czy do Ciebie?- Lili spytała tym samym tonem.
- Co? - odparł zupełnie skołowany Giles i rozejrzał się za ratunkiem. Nie natrafiając na niego zapytał ostrożnie. -Do… mnie?
- To idź wytłumaczyć naszej gospodyni dlaczego znikamy. Tak bez pożegnania nie wypada się ulotnić.- Van Erp spoglądając na mężczyznę musiała lekko unieść głowę by móc patrzeć mężczyźnie prosto w oczy.
- A muszę? Nie jestem przecież Ash czy Bearem. Gościem honorowym.- stwierdził Giles nieco skrępowany tym pomysłem Lili.
- Nie, oczywiście, że nie musisz.- Sierżant Pokręciła głową z dezaprobatą i westchnęła głęboko.
- Lili… daj spokój. To nie miejsce dla mnie. Przybyłem tu tylko dlatego, że wypadało. Dlaczego mam się męczyć?- odparł Russell wzdychając smętnie.
- Bo inaczej nigdy nie znajdziesz dziewczyny. Te kobiety to piloci. Znają się na maszynach. I lubią to. - Elizabeth ujęła Russella pod ramię i delikatnie pociągnęła w kierunku bufetu.
- No i? Jest mi całkiem dobrze bez dziewczyny…- protestował smętnie Giles rozglądając się nerwowo, dając się ciągnąć. -I akurat ich interesują INNE maszyny.
- Całkiem ci dobrze?- Aż obróciła głowę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. - Więc to pewnie twój brat bliźniak żalił się kilka wieczór temu.
- No ale… to nie takie miejsce. Ja nie czuję się tu swobodnie. - protestował Russell cicho.
- To pocierpimy razem. - Lili zdawała się być głucha na argumenty swojego kolegi gdy tak szli do bufetu. Trochę zgłodniała, więc można było połączyć przyjemne z pożytecznym.
Giles wzruszył ramionami. Było mu już wszystko jedno. I ruszył wraz z Lili niczym skazaniec prowadzony na śmierć.
- Rozchmurz się.- poprosiła ładnie Lili. - Przecież prowadzę cię do bufetu A nie na… parkiet na przykład. Uratuj Charlotte.- Zaproponowała widząc jak Collier męczy się z pilotem. - Zaproś Marge do tańca i możesz sobie znikać jak ci tak źle z towarzyszami broni.
- Wolę Marge…- odparł Russell i spojrzał smutno na Lili.- Ja… naprawdę mi przykro. Ale tutaj nie czułbym się swobodnie. Za dużo… ludzi.
I ruszył ku znanej im pilotce z miną nieszczęśnika.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 08-05-2019, 19:59   #58
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Znajdujący się w okolicach bufetu Kit z umiarkowanym zainteresowaniem obserwował, jak van Erp próbuje złapać oddech po dość intensywnym tańcu i z pomocą odrobiny bourbona, jak Louise zostaje porwana do tańca przez jakiegoś pilota, a sam usłyszał obok siebie mocny południowy akcent z Florydy wzbogacony przyjemnym dla ucha tembrem kobiecego głosu.
- Twoja znajoma nieźle tańczy. Obie zresztą… wiem bo się znam. Aż iskrzyło między nimi.- gdy spojrzał w stronę głosu, zobaczył atrakcyjną murzynkę w białej sukience kończącą się koronkowym wykończeniem w okolicy połowy uda.
Kit skinął głową.
- Ja się aż tak nie znam, ale to było, moim zdaniem, całkiem dobre - potwierdził. - Chociaż, nie da się ukryć, wolę pary mieszane. Kit - przedstawił się.
- Serio? - zastanowiła się kobieta bawiąc na wpół wypita szklanką whisky. -To ciekawe podejście… bardzo tradycyjne. Więc lubisz patrzeć jak para męsko-damska tańczy?
Przekrzywiła głowę na bok. - A sam… tańczysz? To znaczy, wiesz... w tradycyjnej parze?
- Nie jestem jurorem, by słowo "lubić" pasowało do okoliczności. Po prostu jak już widzę tańczącą parę, to mieszana bardziej przypada mi do gustu... - Obrzucił Murzynkę uważnym spojrzeniem. - I owszem, zdarza mi się tańczyć...
- Zdarza? Brzmi jakbyś nie lubił tańczyć.- zamyśliła się murzynka i zerknęła na parkiet.- No to chyba niestety dziś nie jest dzień par mieszanych. Któż obroni męską dumę, skoro prym wiodą kobiety?
Bo też taniec zaczęła Ash i długo nie była sama…
- Istnieją co prawda ciekawsze zajęcia, niż taniec - Kit odstawił kieliszek na stół - ale jeśli zechcesz ze mną zaryzykować...zdrowie i życie... na parkiecie... - dokończył po dłuższej chwili.
- Nie… jeśli chodzi o ryzykowanie zdrowia i życia, to wolę to robić w powietrzu.- zaśmiała się kobieta i musnęła palcem swoją dolną wargę. - Więc jakie są te ciekawsze zajęcia… niż taniec?
- Zajęcia w parach, owszem, mieszanych... Ale raczej nie na oczach tłumów. - Uśmiechnął się znacząco. - Preferuję raczej miejsca, powiedzmy, odosobnione - dodał. - Czasami i pod akrobacje by podchodziły... ale powietrze raczej by nie wchodziło w grę.
- Och… doprawdy?- jedna jej brew uniosła się w górę. Delikatny uśmieszek błądził po jej ustach. - Taniec figurowy może? Niestety kryte lodowisko akurat jest w mieście, a przepustek nie wydają.
Upiła nieco drinka dodając poważniej.
- Nie jestem dość pijana by takie sugestie robiły na mnie wrażenia. Ale… kto wie... może później? Noc jeszcze młoda. Chyba że…- rozejrzała się dookoła. - Masz może w planach kogoś jeszcze, że ryzykujesz tak bezpośrednie podejście nawet nie znając mojego imienia?
- Tak szczerze? - Kit się uśmiechnął. - Trochę sobie żartuję. Nie przybyłem tu na połów... I zwykle nie jestem groźny dla otoczenia. Na parkiecie, znaczy.
- Mogę dać ci dobrą radę? Kobiety… a przynajmniej ja i parę moich znajomych, niespecjalnie szanują facetów, którym brak odwagi, by pójść za ciosem - odparła mu figlarnie. - Więc jeśli już składasz takie bezczelne deklaracje, to lepiej ich dotrzymywać.
Upiła nieco alkoholu dodając.
- Niemniej żart ci się udał. Nabrałam się.
Spojrzała za siebie na tańczące pary.
- Nie przybyłeś tu na połów. Na miłośnika trunków, za mało pijesz… Nie dostrzegłam cię przy bufecie ni na parkiecie, więc… jakie plany masz na ten wieczór?
- Chyba nie sądzisz, że bym się wycofał... - Spojrzał na nią z nie do końca udawanym oburzeniem. - Naprawdę wyglądam na takiego, co zrobił w tył zwrot i uciekł?
- Może? Dość szybko się spietrałeś, mówiąc że to był żart - przypomniała mu murzynka. - Więc kto wie.
- Powiedziałem 'trochę'. -
- Faceci lubią przesadzać jeśli chodzi o umiejętności, rozmiar i możliwości, więc to wzięłam pod uwagę jako… “trochę”.- teraz to ona skorzystała z możliwości zażartowania.
- Trafiony... zestrzelony - przyznał Kit. - To co? Zaryzykujesz i zatańczymy, czy spędzimy czas na omawianiu spraw różnorakich... do czasu, aż cię ktoś porwie?
- Niech będzie taniec. Dojść już cię wymęczyłam chwytaniem cię słówka.- rzekła ugodowo i wstała od baru.
Kit może mistrzostw świata w tańcu nowoczesnym by nie wygrał, ale słuch, muzyczny, miał dobry, na brak zręczności nie narzekał, zaś niejaki pułkownik van Erp dbał o to, by jego "podopieczni" umieli nie tylko strzelać, czołgać się czy stawać na baczność, ale i tańczyć. Więc Kit nie miał żadnych oporów przed poprowadzeniem czarnoskórej partnerki na parkiet.
Nie było też problemów ze strony pilotki, choć taniec nie wydawał się jej drugą naturą. Tańczyła poprawnie i z gracją w jego ramionach i milczała. Nie wiedział więc Carson, na ile oceniała jego popis, gdy skończył się utwór muzyczny.
- Dziękuję bardzo. - Kit skłonił się elegancko, po czym odprowadził swą partnerkę na miejsce. - Polecam się na przyszłość - dodał.
- Zapamiętam.- odparła enigmatycznie murzynka przysiadając się przy barze i zapytała. - To kto kolejny obtańcowania?
- Mam ci kogoś polecić? - Kit z udawaną powagą spojrzał na dziewczynę.
- Tak nisko cenisz moją urodę.- rzekła ironicznie dziewczyna i wzruszyła ramionami.- Pytałam raczej o to, czy ty zamierzasz jeszcze z kimś zatańczyć.
- Myślałem, że chodzi ci o kogoś, kto dobrze tańczy... - udał zaskoczenie. - Jeśli chodzi o urodę, to jestem pewien, że bez problemu poradziłabyś sobie z każdą konkurencją.
- Z pewnością - odparła enigmatycznie kobieta i spytała. - Więc kto w twoim oddziale świetnie tańczy?
- Kobiety, to sama widziałaś... A mężczyźni... - Udał, że się zastanawia. - Z żadnym nie tańczyłem, więc trudno mi powiedzieć, ale sądzę, że Guerra i Pearson by cię nie zawiedli. I, zapewne, Hamato, ale głowy bym nie dał. Z drugiej strony... chyba nie musisz się męczyć i tańczyć ze wszystkimi członkami naszej drużyny. Uznaj, że już wypełniłaś obywatelski obowiązek wobec wybawicieli Marge...
- Przyjemności - dodał. Skinął głową na pożegnanie i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę gospodyni, przy której zebrało się już parę osób.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-05-2019, 20:00   #59
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Parkiet

Ashley Hansen miała dzisiaj ochotę by poskakać na parkiecie, sama lub nie to nie było ważne. Ignorując jakieś smęty i powolne kawałki ustawiła na szafie bardziej taneczny kawałek. “Tempo Tantrum” kogoś o nazwie artystycznej Hillbilly Frankenstein i sama nie czekając czy ktoś dokończy czy nie zaczęła tańczyć. Jej ruchy zwinne i gibkie oddawały rytm grającego utworu. Złota tancerka na parkiecie, kobieta niezależna nie potrzebująca zainteresowana by się dobrze zabawić czy poszaleć.
Dość szybko poczuła dłonie na swojej kręcącej się w rytm tańca pupie, znajome dłonie bezczelnie wodzące po jej pośladkach. Louise przytuliła się do jej pleców i mruknęła jej do ucha.
-Tęskniłaś za mną?
- Niezbyt widziałyśmy się z godzinę temu, - Skomentowała Ashlej robiąc piruet i odwracając się z gracją przodem do Louise. - Twoje podboje miłosne nie idą według planu i przyszłaś zabawić się w bezpieczną znaną miłość? - Było to trochę złośliwe ze strony Hansen, ale nadal koleżeńska złośliwość w granicach normy.
-Masz rację… niestety obawiam się, że… Lili nie interesują kobiety.- odparła dramatycznie i pozwoliła sobie sugestywne błądzenie palcami po sukience Ash, gdy wiła się zmysłowo na parkiecie niczym gibka kobra, ocierając się o koleżankę w zalotach.-Aczkolwiek jej taniec mówił co innego… że lubi dominować i że nie jest aż tak… pewna siebie.
-Kocico to, że ktoś lubi dominować nie idzie w parze że lubi kobiety…..iiiiiiii … uprzedzałam cię...ale ty nie chciałaś słuchać - Zaśmiała się lekarka kręcąc głową i oddając się rytmowi.
- Rzecz w tym, że ona mnie nie przekonała.- zamruczała jej do ucha Ash i odchyliła się do tyłu pociągając głowę lekarki ku swojemu dekoltowi.- Zresztą nieważne… jakim cudem ty nie wybrałaś sobie miłego partnera lub partnerki. Z Marge wyglądałyście uroczo.
- Louise, odpuść sobie Lili. Ona nie nie jest ani bi ani homo. Twój upór zepsuje wam tylko relacje. - Ashley ostrzegła stanowczo przyjaciółkę już tonem który nie był zabawny ani lekki.
- Och wyluzuj… jak widzisz w tej chwili to twój tyłeczek macam. A Lili siedzi przy barze i wdała się w pogaduszki z jakimś facetem. Nie jestem aż tak zdesperowana by ją siłą do łóżka zaciągać. A jak się o nią boisz… zawsze możesz mnie uwieść i zaciągnąć do łóżka.- odparła figlarnie Switch i dodała obracając się tyłem do Hansen i dociskając do niej.- Po prostu nie jestem przekonania do jej “stu procentów”, ale… też nie zależy mi aż tak bardzo na udowodnieniu mego punktu widzenia. Lepiej powiedz kto ci wpadł w oko na tej imprezce?
- To dobrze. Jeszcze raz ci powiem żebyś sobie odpuściła Lili i nie rozpowiadała swojego punktu widzenia. - Ash traciła dzięki Louise ochotę do tańczenia, upór latynoski był okropny. - Jeszcze nikt i pewnie jak zamiast sama polować na nowe zdobycze będziesz się mnie trzymać jak mała dziewczynka maminej spódnicy to moje pokazywanie wdzięków będzie bezcelowe. - Rzekła Ash z wymuszonym uprzejmym uśmiechem.
-Jestem po wstępnych… rozmowach z Laurą.- wskazała na czarnowłosą kobietę o dość prowokującym dekolcie.-Nieco arogancka, ale z temperamencikiem i otwarta na ciekawe propozycje. Myślałam też o facecie nagabującym naszą małą Charlotte. Chyba ma do niej złe podejście, bo ona nie wygląda na zachwyconą. Ale może po prostu nie pasują do siebie? Z buźki całkiem całkiem.
- Ok widzę że nie dociera,... Lousie mam ochotę sobie po prostu potańczyć bez ciągłej paplaniny kto z kim sypia i kto do kogo pasuje i kto kogo zaliczy. Więc albo tańczysz albo idź i spróbuj szczęścia ze znajomymi Marge. - Ash powiedziała już dosadnie wracając do tańca i odsuwając się od Louise na odległość ramion.
- Och nie obrażaj się.- mruknęła potulnie latynoska robiąc smutną minkę.- Możemy potańczyć i wcale wiesz… nie mówię, że…
Louise wróciła grzecznie do tańca. - Więc z chęcią potańczę z tobą. Bez gadania o Lili i reszcie gości.
- Oby, bo wolałabym nie schodzić z parkietu przez twoje głupie zachowanie. - Wpajanie jakiś norm zachowań latynosce było nie możliwe więc Ashley liczyła, że efekt utrzyma się na więcej niż jeden taniec, przeliczyła się o ile Switch nie gadała to postanowiła cały taniec sprowadzić do erotycznego pokazu. Louise już się nie odezwała, pozwoliła mówić swego ciału. Taniec był pełen żaru i namiętności. Głównie z jej strony bo Ashley trzymała przyjaciółkę w grzecznej odległości. Meyes była swietną tancerką, a jej pasja wyrażała się w każdym ruchu ich tańca. Napięcie, żar, namiętność gniew splatały się w kolejne gesty i ruchy… hipnotyzowała publikę tak jak wcześniejszy taniec Lili i Switch.
Hansen nie dała się wciągnąć w jej grę i chciała po prostu potańczyć a nie być plus jeden do erotycznych pokazów Switch. Tak więc jak muzyka skończyła grać po prostu skierowała się do baru ignorując koleżankę. Wspominała dzień kiedy się trochę wkopała w tą ‘przyjaźń’ .


To był pierwszy dzień i pierwsza wpadka, Ashley nie sądziła że będzie jak w szkole i zostanie wysłana wprost do dowódcy na “rozmowę”. Ale cóż… ganianie nago po jednostce (wywołane bardzo udanym wieczorem z pewnym oficerem, który okazał się mieć rano bardzo zazdrosną dziewczynę) trudno było przegapić.
Okazało się, że Ashley nie była jedyną, która stanęła do raportu. Była tu także metyska, o dość anarchistycznym guście jeśli chodzi o wybór fryzury. A także dość nietypową urodę. I… równie drobniutka co Ashley.
- Co zrobiłaś? - bez ogródek zapytała lekarka mając cichą nadzieję że jej poranny nagi sprint okaże się najmniejszym przewinieniem tego dnia.
- Ja?- metyska przesunęła zaciekawionym spojrzeniem po Ashley. Lekarce wydawało się, że jest duża szansa na coś poważnego. Mundur kobiety odsłaniał bowiem zgrabny brzuszek, zawiązany pod niedużym okrągłym biustem na węzeł.
- Namalowałam karnego kutaska na wieżyczce czołgu kapitana Higginsa… pewnie za to się czepiają. - odparła ze śmiechem. - Powinien być z tego dumny. Będzie ze mnie kiedyś drugi Banksy.
Ashley zachichotała, choć trudno było jej stwierdzić czy graffiti na czołgu uratuje ją od zjeby. - Ta teraz fani na pewno będą robili naloty na bazę żeby odciąć sobie kawałek lufy. Jestem Ashley. - Przedstawiła się i wyciągnęła rękę na powitanie.
- Louise… ale możesz mówić mi Switch.- rzekła dziewczyna nachylając się ku niej.- Za co ty trafiłaś na dywanik pułkownika?
- Heh, poranny naturystyczny jogging po bazie. - powiedziała dumnie Ashley, już się z tego nie wywinie więc może ugrać coś kartą ze nakazuje jej to religia.
- I ja to przegapiłam?- zamruczała Louise nachylając się ku Ashley i bezczelnie gapiąc się w jej biust.- Ech… jak pech to pech.
- Nic straconego, jak wszystko inne zawiedzie będę musiała powiedzieć że moja religia ode mnie tego wymaga, więc pewnie będę robić to częściej. Żeby utwierdzić swoje tłumaczenie. - Wzruszyła ramionami, miała nadzieje, że tego uniknie i jednak podziwiać ją będą nadal wybrani.
- Cóż… jeśli twoja religia ci to nakazuję, to ja prorokuję… że następny taki jogging odbędziesz w towarzystwie wielu żołnierzy.- odparła Louise siadając wygodnie. I nachyliła się by szepnąć jej do ucha.- A tak pomiędzy nami dziewczynami, czemu ganiałaś nago?
- Uciekałam przed czyjąś zazdrosną dziewczyną o istnieniu której nie miałam pojęcia. - Odpowiedziała szeptem do ucha dziewczyny, nie do końca chciała być kojarzona jako ‘to ta co sypia z zajętymi’.
- Cóż.. następnym razem powinnaś wybrać bardziej bezpieczne łóżko.- zaśmiała się cicho metyska przeciągając się leniwie i zerkając na Ashley.- Głupia ci się trafiła. Mógłby to być całkiem interesujący trójkącik. Zakładam że to był jakiś przystojniak?
- Przystojniak, mhm zależy co uważasz za ładne, aleee poniektórych da się zgadnąć w czym mogą być dobrzy. - Ashley spojrzała Switch w oczy - Zgadłam prawidłowo i było warto. - Po czym sugestywnie przesunęła wzrok z twarzy po reszcie ciała kobiety zapewnie zgadując w czym ta mogłaby być dobra.
Louise musiała się tego domyśleć, a może rozważała podobne kwestie.
- Więc… jak sądzisz… w czym jestem dobra?- zapytała uśmiechając się łobuzersko i będąc bardzo blisko twarzy lekarki.
- Uważam… - powiedziała Ashley zbliżając się tak blisko do ucha metyski że ta poczuła na nim jej ciepły oddech i trącenie czubkiem nosa, jej płatka -... że jesteś idealna osobą do nauki śpiewu. Myślę że przy twojej pomocy udałoby mi się wyciągnąć parę nowych nut.
- Uważaj…- wymruczała metyska, rozejrzała się ostrożnie i widząc brak świadków. Pochwyciła dłonią pierś Ashley i delikatnie ją ścisnęła, zmysłowo acz drapieżnie.
Po czym pospiesznie się odsunęła od lekarki wystawiając żartobliwie język.
- Może okazać się, że mam ciężką rękę.
Ashley uśmiechnęła się pod nosem, zachęcona tym stwierdzeniem jeszcze bardziej. Położyła rękę na kolanie żołnierki i przesunęła delikatnie do połowy uda.
- Chciałam zaproponować pierwszą lekcję wieczorem u mnie ale teraz ma nadzieję, że po obiedzie strategicznie zgubisz się na -2 w skrzydle szpitalnym.
- Jestem ci coś winna prawda… nie miałaś okazji pomacać mojego cyc…- dodała drapieżnie metyska wyraźnie zadowolona z dotyku palców lekarki.
- Szeregowa Mayes!- drzwi się otworzyły, krzyk rozległ. Metyska nachyliła się by cmoknąć czubek nosa Ashley.- To na szczęście.
I poszła na dywanik.

Wyszła po dwudziestu minutach.
- Karne mycie czołgu… ale jakoś przetrwam. Powodzenia.- rzekła metyska, bo ze środka rozeglo się głośne. - Szeregowa Hansen!
Ashley wstała i ruszyła do gabinetu kiedy mijała matyskę klepnęła ją po tyłku i bezdźwięcznie poruszyła ustami “ minus dwa po obiedzie”. Po czym weszła do gabinetu.
- Officer Medyczny Ashley Hansen, melduje się Sir! - Powiedziała oficjalnie kiedy zamykała drzwi.
Pułkownik Rossberg siedział za biurkiem i dopiero po chwili spojrzał na dziewczynę.


- A więc.. podobno ganiałyście nago, szeregowa Hansen?- zapytał wprost.
- Poranny jogging Sir! - powiedziała lekarka, z powagą w głosie.
- Poranny jogging od okna kwatery porucznika… jak mu tam było… sama wiecie szeregowa.- mruknął Rossberg przeglądając papiery.- Macie mieć przydział do AST. Naprawdę potrzeba wam takiego rozgłosu?
- Nie Sir. Następnym razem wybiorę inną trasę Sir. I założę dres Sir.
- Na wasze szczęście, jesteś za dobra w tym co robisz. I ciężko znaleźć medyka który jednocześnie potrafiłby łazić w pancerzu wspomaganym, bez wspomagania.- przyjrzał się jej.- Zresztą… nikt nie narzekał na panny goły zadek. Nawet żandarmeria, która pannę zgarnęła.
- Starałam się nie robić żandarmom problemu, w końcu wykonywali swoją pracę. - Przyznała rację swojemu rozmówcy. Chłopaki zachowali się naprawdę profesjonalnie, gapili się dopiero wtedy kiedy im się wydawało że Ashley tego nie widzi.
- Wojsko to nie banda skautów, więc można to uznać za szczeniacki wybryk i zapomnieć. No chyba że zazdrosna dziewczyna będzie chciała dokopać swojemu chłopakowi i rozdmucha to wydarzenie. Jeśli jednak nie, to ani jej pani, ani chyba tobie nie zależy na rozdmuchaniu tej sytuacji. Bo mnie z pewnością nie. Na razie udzielam słownej nagany i miejmy nadzieję, że więcej o tym wydarzeniu nie usłyszymy.- zadecydował pułkownik.- Jakieś uwagi szeregowa Hansen?
- Nie panie pułkowniku. Obiecuję, że to się nie powtórzy. - To brzmiało lepiej niż “Następnym razem nie dam się złapać”.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał przetrzepać pannie tyłka.- to również zabrzmiało z podtekstem “Choć chętnie bym to zrobił dosłownie”. To mówił jego wzrok wodzący po ciele Ashley. Cóż… lekarka umiała się podobać. - Odmaszerować.
Ashley zasalutowała z uśmiechem i zgrabnie odmaszerowała z gabinetu, robiąc mentalną notatkę, że trzeba będzie komuś przypomnieć o co półrocznych badaniach medycznych, może nawet zapisać na prywatną wizytę.
Okazało się po wyjściu, że metyska czekała na Ashley.
- I jak poszło?- zapytała z uśmiechem.
- Mam się pilnować i nie dać się złapać następnym razem. - Odpowiedziała z uśmiechem komuś kto właśnie wygrał małą sumkę w loterii. - A ty zdążyłaś znowu narozrabiać?
- Niestety nie… ale mam na to ochotę… najlepiej w tandemie.- zaśmiała się cicho Switch i zerknęła na Ashley.- Tooo… dasz się porwać do warsztatu teraz?
- O? - Jedna brew lekarki powędrowała do góry - Chcesz “wziąć na warsztat” mnie czy chcesz mieć jakiegoś medyka, żeby pocałował jakbyś się uderzyła w paluszek?
- Oficjalnie to drugie, a nieoficjalnie…- Louise podeszła do lekarki, pochwyciła jej dłonie i uniosła do swoich piersi. Przycisnęła je do nich, by ta poczuła miękkość pod palcami i nieco przyspieszający oddech.- Podoba ci się to co dotykasz?
Ashley uśmiechnęła się przejmując inicjatywę i poświęcając chwile by pomasować obie półkule przez warstwę ubrania. Zakładała że żołnierka nie nosiła stanika i miała rację
- Pouczam cię jako lekarka, że Badanie - ścisnęła mocniej na słowo ‘badanie’ - lepiej przeprowadzać bez ubrań. - Zbliżyła się do ucha metyski by wyszeptać jej ponaglająco - I w zaciszu jakiegoś pomieszczenia gdzie nie trzeba się tłumaczyć przed pułkownikiem. - Zanim się odsunęła liznęła czubkiem języka ucho Switch.
- W warsztacie o tej porze… nikt nie będzie nam przeszkadzał.- szepnęła Luise rozpalonym głosem i prężąc dumnie swój biust pod palcami lekarki.- Idziemy?
- Prowadź - lekarka zaprzestała swojej ministracji podziwiając efekt jakim były dwa sterczące przez ubranie wzgórki.

Obie dziewczyny dotarły do warsztatów przeznaczonych na pancerze wspomagane. Stały tam jeden obok drugiego. Niemal identycznie zielone, acz kilka było pomalowanych tu i tam. Jeden był wymalowany niemal w całości, jak zbroja rycerska dla wampira. Na czarno z krwawymi błyskawicami. Ta musiała należeć do Switch.
- Wow, - echo słów Ashley poniosło się po hangarze - tylne siedzenie samochodu? Prawie jak w szkole. - zaśmiała się i przesunęła swoją dłoń na pośladek Mayes.
- No… niestety… w szkole to nie jesteśmy. Do zbroi we dwie się nie wciśniemy… może do szafki z narzędziami.- metyska odpowiedziała podobnym masażem pupy lekarki. Ścisnęła lekko jej pośladek prowadząc ją do konsoli technicznej. - Ale wiesz… tam z tyłu jest szafka w której możemy się schować… choć dwie nagie laski… jaki facet nie marzy, by nakryć je na figlach, co?
Ashley przeszła do ataku na szyję metyski, nawet nie czekając aż dojdą do wskazanego miejsca.
- Twoje królestwo … ty wybierasz - powiedziała między pocałunkami ściskając mocno pośladek partnerki - jak chcesz … widowiska… mogę cię wziąć na środku hangaru... - jej palce ruszyły do rozplątywania supełka munduru.
- Hej, hej, hej…- Louise wyrwała się ze śmiechem z objęć Ashley nie dając jej dokończyć rozwiązywania. - Mówisz o widowisku, a chcesz żebym ja pokazała.
Odwróciła się do lekarki plecami i zmysłowo kręciła pupą, robiąc coś przy mundurze.
Zrzuciła górę, zsuwając z ramion i zerkając przez ramię na Ashley, na jej ciało. Obróciła się, jej krągły biust wynurzał się ze splecionych na nim rąk metyski.
- Chcę widowiska… całego twojego ciała golusiego.. tu i teraz.- lubieżnie oblizała wargi wodząc wzrokiem po Ashley.- W końcu… sama powiedziałaś… to moje królestwo.
Hansen nie była osobą której trzeba było powtarzać, zwłaszcza jak sama czegoś chciała.
Jej dłonie znalazły się na szyi i zsunęły się zmysłowo w dół po nadal okrytym materiałem ciele. Nie zatrzymała się przy koszuli ale zjechała niżej. Rozpięła spodnie i odwróciła się plecami do obserwującej. Tak Meyes najpierw zobaczyła jej wypiętą pupę odzianą, jeszcze, w zmysłowe koronkowe majtki, poruszającą się hipnotyzującymi ruchami. Kiedy spodnie zsunęły się niżej, Ashley obróciła się do metyski przodem i chwytając koszulę zaczęła ściągać ją przez głowę prężąc się przy tym by jak najlepiej pokazać swoje wdzięki. W końcu miały być to widowisko. W przeciwieństwie do żołnierki lekarka nosiła staniczek, ale widać było, że ta seksowna bielizna jest dla tego kto jak Switch zdołał załapać się na ‘pokaz’. Lekarka uśmiechała się przez cały czas, po rzuceniu koszuli na podłogę pochyliła się do przodu prezentując jej biust w innej pozycji. Jej widownia pewnie nie zwróciła uwagi że w tym momencie majteczki dołączyły do reszty szmatek.
No i na końcu staniczek który rzuciła w stronę szeregowej, zanim zaczęła nago iść w jej stronę.
Metyska zaczęła bić brawo, odsłaniając swój biust falujący delikatnie pod wpływem ruchów jej rąk. Uśmiechnęła się wesoło, acz lubieżnie. Jej ciało zdradzało wyraźne oznaki podniecenia, w postaci twardych szczytów jej piesi.
Ash w końcu była w zasięgu jej ramię złapało pasek u spodni kobiety i przyciągnęło do siebie. Ich miękkie ciepłe ciała przywarły do siebie, lekarka nie traciła czasu na zbędne podchody tylko od razu przeprowadziła atak frontalny na usta partnerki. Jej dłonie wędrowały po nagich plecach niby w pieszczocie, ale w końcu jedna zanurzyła się we włosach metyski by delikatnie acz stanowczo odchylić jej głowę to tyłu.
- Zostawmy pochwały… - chrypiała jak człowiek pragnący wody - …aż oddam królowej hołd.
Usta Ashley ruszyły w dół, pieszcząc szyję.
Metyska bynajmniej nie była zimną skałą.Ocierając się biustem o piersi lekarki, sięgała dłońmi do jej pupy ściskając pośladki i masując. A nawet… Ash poczuła jak palec latynoski pociera obszar między nimi, dotyka ukrytej tam norki, lekko naciska prowokująco.
- Dobrze… a potem… ja posmakuję… ciebie.- pupa wymykała się z dłoni latynoski, gdy Ashley osuwała się w dół. Jej język, ząbki i wargi zatroszczyły się o piersi szeregowej a w tym czasie lekarka pozbyła się spodni zostawiając na razie dziewczynę w jej tęczowych majteczkach. Jej palce wodziły po ukrytej pod nimi kobiecości a Ash wsłuchiwała się w początki jęków latynoski.
- Może zasiądziesz na tronie? - zaproponowała kierując partnerkę na krzesło przy konsoli.
- Może…- zgodziła się z nią Louise wymykając z objęć lekarki. Powoli zasiadła na tronie zsuwając jednocześnie z pośladków swoją fikuśną bieliznę. Usiadła zakładając nogę na nogę, i machając figlarnie stopą na której to wisiał ów skrawek bielizny.
- Podoba ci się to co widzisz?- zapytała prowokująco i równie prowokująco ugniatając swoje półkule piersi.
- Bardzo...- Lekarka uklękła przed ‘tronem’ i podpełzła na kobiety całując wierzch jej stopy. Złapała zębami jej bieliznę by ściągnąć ją ze stopy Louise. Obie nagie, obie rozpalone jak żelazo, obie niezaspokojone. Ash zaczęła nową pieszczotę tym razem od stóp w górę. Jej dłonie wodziły delikatni po skórze a jej ząbki zostawiały za nimi mocniejsze pocałunki.
Na twarzy metyski pojawiło się zakłopotanie i niezdecydowanie. Z jednej strony podobało się to co Ash robiła, z drugiej… chciała więcej. Ściskała własny biust drżąc od doznań i spoglądając w dół i oblizując wargi. W końcu, powoli zaczęła rozchylać nogi odsłaniając przez kochanką, swą już wilgotną kobiecość ozdobioną farbowanym na różowo meszkiem.
- Mhm..- było jedynym komentarzem od lekarki zanim ta zanurkowała, by robiąc lepszy użytek ze swojego języka niż czcze gadanie. Jej dłonie nie musiały jej pomagać, Louise otworzyła się dla niej szeroko, poprowadziła je w górę. Sprawne dłonie lekarki zajęły się na nowo masażem biustu szeregowej, jak wcześniej był delikatny ale szybko przybrał na sile. Ash po paru pierwszych liźnięciach wiedziała, że nie musi się już bawić w dodatkowe pieszczoty. Wodziła nim mocno od wejścia do perełki, tej drugiej też nie szczędziła wrażeń używając ząbków i ssąc póki latynoska nie zaczynała wierzgać na fotelu.
Louise pomrukiwała i pojękiwała od czasu do czasu. Pochwyciła za dłonie kochanki i poprowadziła je na swoje uda.
- One też potrze...eeebu..ją.. miłooośći.- jęknęła głośno i zaczęła wić się, coraz bliżej szczytu. Docisnęła głowę lekarki do swego drżącego łona prężąc się zmysłowo.
“Jeszcze troszeczkę” pomyślała lekarka zaczynając zgodnie z rozkazem masować metodycznie uda ‘królowej’, ściskając je przy każdej większej fali jęków, by unieruchomić Louise na miejscu.
Wtedy też wysilała się na mocniejsze pieszczoty cipki latynoski, miała ochotę sprawdzić czy doprowadzi ją do szczytu językiem czy jednak będzie musiała użyć rąk. Wzięła perełkę i possała z duża siłą. Zaczęła znęcać się tak nad nią, nasłuchując czy to pchnie Switch na krawędź. I to się udało. Metyska pojękiwała głośno, jej ciało i łono niemal pulsowało pod języczkiem lekarki, a potem napięło się mocno i Switch… doszła z głośnym krzykiem.
- Wow… zamiast uciekać powinnaś wepchnąć tamtą babkę do łóżka i zmolestować…- zachichotała łapiąc oddech i głaszcząc Ashley po różowych włosach.
Ta nadal pozostawała między jej nogami zajęta kąsaniem wrażliwych miejsc, zostawiając przyszłościowo malinki, niczym flagi na zdobytych ziemianach. W końcu podciągnęła się w górę wodząc językiem po ciele kochanki by skończyć na jej ustach.
- Była uzbrojona w kij golfowy… - powiedziała spokojnie skubiąc płatek uszny Switch -... drżałam ze strachu...o swoje życie.
- Teraz też powinnaś drżeć.- stwierdziła zaczepnie latynoska oplatając nogami kochankę w pasie i zaciskając je mocno na niej .- Co ja z tobą… zrobię… może coś bardzo nieprzyzwoitego?
Pocałowała czule usta usta.- Usiądziesz mi na kolankach pupą do mnie i powierzysz się moim rączkom? Czy usiądziesz na konsoli i każesz się lizać i pieścić? Czy może… masz jakąś sugestię?
- Konsola ...chce bezcześcić... do końca twoje... miejsce pracy…- Powiedziała między pocałunkami.
- Dobrze…- zaśmiała się cicho latynoska uwalniając Ash ze swoich objęć i prężąc się dumnie ocierając piersiami o biust lekarki.
Parę szybkich pocałunków i Hansen w końcu podniosła się z kolan, stając wyzywająco przed Louise.
- Jak chcesz mnie na tej konsoli? - Zapytała uwodzicielsko, rumieniec na jej bladej twarzy mówił że latynoska nie napracuje się zbytnio. - Opartą rączkami i wypiętą czy na pleckach horyzontalnie otwartą?
- Hmm…- “królowa “ się namyślała.- Opartą i wypiętą… będę ostra...i bardzo nieprzyzwoita.
Oblizała lubieżnie wargi.- I trochę ostra… ale potem… mogę delikatnie wynagrodzić.
Ashley odwróciła się do konsoli, pochyliła się na nią i rozchyliła nogi. Jej gładka cipka znalazła się na widoku, cycki przywarły do zimnego metalu konsoli. “Szkoda że nie noszę ze sobą uprzęży, mogłaby dopiero mnie ostro brać.” Pomyślała lekarka ale zamiast tego rzuciła.
- To mnie bierz…
- Z wielką ochotą.- pupa Ash znalazła się na celowniku latynoski. Jej usta wodziły po jej pośladkach i pomiędzy nimi, rozkoszując się miękkością skóry lekarki. Palce… drapieżnie wbiły się w miękką i wilgotną kobiecość. Mocno i gwałtownie i głęboko… ruchy były szybkie, silne, władcze. Palce wchodziły głęboko, a język muskał obszar pomiędzy pośladkami, prowokująco naciskając czubkiem norkę perwersyjnych rozkoszy.
- Tak! - wyrwało się Ash - Weź obie! - jęknęła wypinając się jeszcze bardziej, jak kotka w rui czekająca na porządne rżnięcie. Mokre od jej własnego podniecenia palce zostały wepchnięte teraz w jej ciasny otworek pupy. Mocno i gwałtownie.
Louise zajęła się jej rozgrzanym ciałem porzucając kwiatuszek na rzecz tyłeczka, gdzie mogła zafundować różowowłosej jak najmocniejsze doznania. Palce zanurzyły się gwałtownie dając niewiele czasu Ashley na przygotowanie się na ten atak. A i mocne klapsy w tyłeczek podsycały tylko ten żar. Jęki, mnóstwo jęków i pokrzykiwań, rozkosznych pokrzykiwań, zachęcających jęków. Hansen zaczęła bujać się w tył i przód wychodząc naprzeciw penetracji Louise.
- Jesz..cze!
- Szkoda.. że nie mam pod ręką zabawki…- mruknęła jej “królowa” mocniej wciskając palce i mocno nimi poruszając. Doznania promieniowały od pupy, ból i przyjemność w idealnie perwersyjnych proporcjach… z dodatkiem rozgrzewającego bólu, bo latynoska miała sporo pary w swoich dłoniach. I nie oszczędzała pupy Ash… uderzając głośno i mocno. Piersi lekarki ocierając się o konsolę włączyły parę ich funkcji.. między innymi mikrofon w konsoli, przez co jęki Hansen rezonowały echem po całym warsztacie.
Lekarka mogłaby powiedzieć żeby Meyes wpadła wieczorem na wódkę to będzie mogła zabawić się całym pudłem nieprzyzwoitości jakie miała Hansen. Mogła powiedzieć, ale już była za daleko w swoim małym świecie ekstazy. Zwłaszcza że latynoska zrobiła coś, Ash nie rozpoznała co, ale dreszcz przyjemności poszedł jej po kręgosłupie.
- Aaach!
Gdy Ash doszła, Louise uwolniła jej pupę od swoich palców i i pogłaskała dyszącą lekarkę po pupie.

- Eeeem… byłyśmy za głośne. Chyba powinnyśmy się stąd ewakuować, ale jeśli wieczorem będziesz szukała łóżka, tooo… jeśli rano pojawi się u mnie jakaś laska to raczej by dołączyć do pobudki.
- Heh - Zaśmiała się łapiąc powietrze Ash i szybko acz niezdarnie przez swój stan zaczęła się ubierać. - Zawsze lubisz ostro?
- No.. nie. Nie zawsze… byłabym delikatna później. Jeszcze nie miałam okazji pobawić się twoim biustem.- wyjaśniała latynoska pospiesznie wyłączając konsolę.- I pewnie bym ci pokazała delikatną stronę, ale… ktoś mógł się zainteresować twoimi krzykami. A nie chcemy by pułkownik Rossberg dobrał się do naszych dup drugi raz z rzędu, prawda?
- Absolutnie. - powiedziała lekarka dopinając bluzkę, jak skończyła złapała Meyes i pocałowała głęboko na odchodne. - Wpadnę z zabaweczkami.
Odwróciła się i ruszyła do wyjścia, zastanawiała się czy Louise zorientuje się że zabrała sobie trofeum.



Louise po tańcu i w niekoniecznie dobrym humorze miała chyba podobny plan, ale widząc gdzie idzie Ash zmieniła plany i udała się ku bufetowi.


Cisza przed burzą.

Pojawili się w końcu kolejni goście. Jednym z nich był Guerra w szykownym, a drugim był towarzyszący mu Hamato. Wchodzili razem, bacznie się rozglądając jakby kogoś szukali i byli przy tym wyraźnie spięci. Odetchnęli z ulgą po chwili, więc nie zobaczyli tego kogo chcieli zobaczyć. Dominic skierował się ku stojącej pod ścianą Azjatce, Hamato zaś w kierunku baru.
Ash w tym czasie znowu rozmawiała towarzysko z Marge o życiu w bazie i towarzyszącemu jej obecnie Dwightowi. Russell zaś już “zdezerterował”. Spojrzenie lekarki poszukało Beara i znalazła go… obok bufetu (co nie było akurat zaskakujące) w towarzystwie Louise i jakiegoś pilota którego nie kojarzyła. Albo przyszedł później, albo Marge nie raczyła o nim wspomnieć. W każdym razie energiczna latynoska trzymała tych dwóch mężczyzn przy sobie jak spoiwo dwie kawałki cegły. Choć Cook raczej niespecjalnie angażował się w tą rozmowę.
Hansen wróciła uwagą do rozmawiających z nią znajomymi a także pomachała przyjacielsko do zbliżającego się Azjaty.
Ten odpowiedział uśmiechem i podobnym, acz oszczędnym gestem. Ruszył w spokojnym krokiem. Podszedł do zgromadzonych osób.
- Niezła imprezka Marge, gratuluję.- rzekł z uśmiechem skupiając swoją uwagę na pilotce.
-Dzięki. Nieźle wyglądasz w tym garniturze.- odparła pilotka kraśniejąc.
- Przegapiłeś parę ciekawych wydarzeń.- wyjaśnił Dwight.
-To się zdarza niestety. Nie jestem na czasie jeśli chodzi o modę… jeśli chodzi o garnitury. Guerra musiał mi pomóc.- zełgał gładko Hamato.
-Rozglądałeś się za kimś. Za JR. może?- zapytała Marge.
- Na takie wypady wystarczy odpuścić krawat i właściwie wpasowujesz się w każdą epokę. - Hansen wtrąciła trzy grosze.
-Zapamiętam na przyszłość.- odparł z uśmiechem Hamato i zerknął na Marge.-Tak. Gina się zjawi?
- Gina? Taak. Prawdopodobnie tak.- odparła zaskoczona Marge.-Znacie się?
-Trochę. Z widzenia.- odparł wymijająco Hamato. A Dwight wydawał się lekko zaniepokojony.
- Hej, olbrzymie, a tobie co? - Zapytała Ashley bez ogródek popijając swoją wodę.
- Nie nic. Wszystko ok.- odparł z uśmiechem Dwigth i uniósł kciuk w górę.
- Gina pewnie przyjdzie później. Lubi się spóźniać.- wyjaśniła uprzejmie Marge.
- A-cha.- rzekł krótko Hamato i zamówił u barmana koniak.
Ashley porozmawiała jeszcze chwilę. Niestety szybko okazało się, że ochota na pląsy totalnie jej przeszła. “Dzięki Louise…”. Uznała, że nie wypada jednak wychodzić zbyt wcześnie i poszła do stołu bilardowego. Rozbiła bile i spędziła trochę czasu tam co jakiś czas patrząc na resztę towarzystwa.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 08-05-2019 o 20:08.
Obca jest offline  
Stary 08-05-2019, 20:01   #60
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
ENTER THE STORM

Jej wejście przyciągało uwagę. Blondynka w małej czarnej wkroczyła do sali niczym zimny wicher z północy i z miną niczym chmura gradowa. Blondynka ruszyła w kierunku baru z miną drapieżnika szukającego ofiary. Takiej którą może rozerwać żywcem na strzępy i to w zdecydowanie mało przyjemny sposób… za to bardzo krwawy.
Po kilku utworach, które Lili spędziła na parkiecie, w większości tańcząc z dobrze jej znanymi kolegami z oddziału, udała się do baru, by tym razem przy czymś bezalkoholowym przyglądać się wykraczającej na salony furii. Zastanawiała się przy tym czy to ta wspomniana przez Dwighta kotka rysia w rui. Bo to mogło być nawet zabawne.
Na drodze blondynki pojawiła się Marge i obie przywitały się ze sobą razem. Niemniej Guerra, akurat teraz w towarzystwie Louise i jakiejś pulchnej rudej pieguski o niezbyt atrakcyjnej figurze, nagle zakrztusił się alkoholem i zaczął coś szybko szeptać do Meyes.
- A wy co, gołąbeczki?- Lili podeszła bliżej do swoich. - Umawiacie się by zniknąć?- Mówiąc to rozejrzała się za Dwightem.
On akurat tańczył z wydekoltowaną czarnulką i czerwienił się jak burak, sądząc po rozmowie jaką prowadzili.
- Mam wrażenie, że tobie akurat byłoby wszystko jedno czy bym się zmyła czy nie.- stwierdziła nieco gorzko, nieco sarkastycznie Louise i wzruszyła ramionami.- Wkrótce tak. Wybacz że cię nie odprowadzę, ale mam już jakieś plany poczynione na tę noc.
- Myślę, że przyjęcie zrobiło się już dość nudne i też pewnie będę się zbierał.- dodał nieco nerwowo Guerra zerkając na Marge i jej towarzyszkę..-Za dużo dziś wypiłem. Widzę duchy
- Nie dramatyzuj Louise.- Lili zażartowała i puściła oko do Latynoski, na co ta odpowiedziała kwaśnym grymasem twarzy.- A ty, - Zwróciła się do Dominica. - zrób mi tę przyjemność i ze mną zatańcz.
-Nie. Wybacz Lili, ale chyba powinienem sobie pójść.- odparł Guerra zaglądając przez ramię Marge.- Straciłem nastrój do tańca.
Switch zaś zagarnęła pulchniutką pilotkę i dodała.- Masz ochotę się napić, Penny. Ja mam wielką i wierz mi tobie też się przyda mały drink.
-Ale…- zanim zdążyła zaprotestować, Meyes już zaczęła ciągnąć do baru.
- Przez ducha?- Lili zadała pytanie Handsome przez chwilę podążając wzrokiem za Latynoską i jej nową koleżanką. A następnie skupiła całą uwagę na stojącym obok okaleczonym mężczyźnie.
- Przez ducha… naprawdę nie jestem w nastroju.- odparł Dominic i spojrzał na Marge i jej przyjaciółkę.- Jeśli zdołałabyś przytrzymać tę co stoi obok Marge tak przez piętnaście minut, byłbym wdzięczny.
- Nie wiem jak ty mi się za to odwdzięczysz.- Van Erp zaśmiała się i powolnym, lekkim i pełnym gracji krokiem podpłynęła do Marge i jej towarzyszki.
- Wcale udane party. - Lili z uśmiechem skomplementowała gospodynię. A że od przywitania się na samym początku nie zamieniła z nią ani słowa teraz był na to odpowiedni czas.- Zawsze wiedziałam, że piloci potrafią się bawić.
- Tak… liczyłam na to, że będzie to udane spotkanie i przyjemne.- odparła Marge uśmiechając się. Za to je towarzyszka wydawała się mało zainteresowana obecnością Lili, wyraźnie szukając kogoś wśród gości. Guerry zapewna, sądząd po tym, że próbował się ukryć za posilającym się przy barze Bearze… nie mając obecnie czystej drogi do wyjścia.
- Mam nadzieję, że wszyscy dobrze się bawią.- dodała z uśmiechem.
- Jest i to bardzo. Tak dobrze nie bawiłam się od bardzo dawna.- Powiedziała całkiem szczerze Lili.
Bo i rzeczywiście unikała od dawna takich imprez. Przez pewien czas nie chciała, później nie wypadło, aż w końcu stało się to normą.
- Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawione.- Wyciągając rękę zwróciła się do towarzyszki gospodyni.- Elizabeth.
- Gina.- stwierdziła krótko blondynka witając i nie poświęcając Lili więcej uwagi, a Marge uśmiechnęła się w zadowoleniu.
Lili przez chwilę przyglądała się swojej dłoni wiszącej tak samotnie w powietrzu. I cofnęła ją zaraz mówiąc
- Kolejna kobieta pilot.- Bardziej w zadadzie stwierdził niż zapytała.
-Co? A tak… przepraszam. Jestem zamyślona.- Gina dostrzegła dłoń i uścisnęła ją pospiesznie.- Szukam kogoś.
- Kolegi z oddziału?- Zapytała z zainteresowaniem sierżant van Erp.
- Znajomego. Może go znasz. Przystojny. Ma gadane. Guerra się nazywa.- stwierdziła cierpko Gina, a Marge już chciała jej wskazać starającego sie niepostrzeżenie przemknąć Dominica.
- Gurrera? - Powiedziała Lili jednocześnie powstrzymując delikatnie Marge. - Znasz naszego przystojniaka? No proszę. - Uśmiechnęła się przy tym. - Kręcił się gdzieś tutaj.- Lili zaczęła się rozglądać w zupełnie inny kierunku niż poszukiwany znajdował się. - Nie chwalił się znajomością z pilotkami.
- Och… doprawdy. Pewnie nie miał czym się chwalić.- odparła gniewnie Gina.

W końcu, w drzwiach wejściowych, zjawiła się J.R. ale w przeciwieństwie do innych kobiet z oddziału, miała na sobie mundur galowy. Czarna góra uniformu, niebieskie spodnie...



Omiotła spojrzeniem najbliższą okolicę, po czym ściągnęła czapkę z głowy, i przepisowo wsadziła ją pod lewą pachę. Swoje kroki skierowała prosto do baru, po drodze lekko kiwając głową na powitanie do Marge, oraz znajomych z oddziału. Gdy była już na miejscu, zamówiła z kolei bezalkoholowe piwo, pijąc prosto z butelki…

Chwile później do trójki podeszła Ashley i witając się z nieznajomą zwróciła się do gospodyni.
- Marge, dzięki za przyjęcie niestety będę się zbierać, Anthony ma dla mnie zajęcie od 6 rano i chce być przytomna wtedy.- pocałowała pilotkę przyjacielsko w policzek i powiedziała krótkie “Do zobaczenia” Lili i nowoprzybyłej.
- Już uciekasz? - Lili wygląda na lekko zdziwioną i niepocieszoną.- Tak szybko? Kto będzie bronił honoru AST? - Ostatnie dodała żartem.
- No Hamato i Dwight nadal są na posterunku, a ja chce wykorzystać, że Guerra z tego co widze też już wychodzi i nie będę wracać sama. - Powiedziała wesoło Ash.
- O tak, nasz zdobywca kobiecych serc.- Zachichotała Lili zerkając od czasu do czasu na płoniącego się BFG.
- Guerra… więc je tu, ta… - wymruczała blondynka przy boku Marge, cmoknęła ją w policzek. - Wybaczcie muszę kogoś poszukać.
Po czym ruszyła by oddalić się od reszty kobiet.
- Ty też uciekasz, Gina?- Elizabeth wyglądała na zawiedzioną. - Myślałam, że opowiesz coś niecoś z tego “nie ma się czym chwalić“?
Hansen w tym czasie ruszyła w stronę wyjścia i zbliżającego się tam Handsome.
- Ja nie…- wzrok Giny odrochowo podążył za Hansen i wtedy go dostrzegła ruszając w jego kierunku.- Dominic! Ty…- po tych słowach nastąpiła prawdziwie marynarska wiązanka.-... nie piszesz, nie dzwonisz… czyżbyś się mnie bał?
Oj tak… najwyraźniej się bał. Niemniej jej głos zatrzymał go w progu drzwi niczym spojrzenie meduzy zamieniające w kamień. Dwight gestykulował coś do Lili, co przypominało nieco pokazywanie chwytu wrestlingowego.
-[i] Ja pier…[i] - Lili zmęłła przekleństwo i ruszyła za krewką pilotką.
- E! Nie rób scen kobieto! - Sama kiwnęła na Guerre, żeby już sobie poszedł.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, ciziu.- odparła gniewnie Gina wystawiając Lili środkowy palec i nadal zmierzała w kierunku Dominica. Ten spojrzał za siebie i mruknąwszy. - Daj spokój Gina. Stare dzieje.
Ruszył pospiesznie, ale i nonszalancko co by nie wyglądało to na tchórzliwą ucieczkę.
W tym momencie do gospodyni podszedł Kit. Miał zamiar się pożegnać, ale odłożył to na chwilę, czekając aż zamieszanie się skończy.
Ashley omiotła spojrzeniem zamieszanie. Nie miała pojęcia, że spotkają byłą Dominica. Do tego o bardzo żywiołowym charakterze. Zamiast iść do wyjścia stanęła koło Marge nie wiedząc jak się zachować. Pilotka może czuć się głupio za scenę jaką robi ta dwójka.
- Gina zawsze ma taki...suczy charakter? - spytała cicho gospodynię.
- Charakterek... - mruknął Kit, przyglądając się Ginie, o której wcześniej coś tam wspominał Dominic. Ale nie zamierzał się wtrącać między dawnych kochanków i uważał, że powinni sami załatwiać swoje sprawy. Acz niekoniecznie w miejscu publicznym. Od reagowania jednak była Marge, a Lili nie powinna się wpychać tam, gdzie jej nie proszą.

Marge nie miała takiej siły przebicia, ni siłą charakteru by powstrzymać nadciągającą awanturę. Próbowała nieporadnie zatrzymać Ginę.
- Daj spokój… co było to… było.- słowa te jednak nie docierały do wkurzonej blondynki. A reszta, albo była równie osłupiała, albo z ciekawością obserwowała wydarzenia. Albo miała wszystko w nosie… jak Bear.
Zaś przystojny pilot, który kierował się ku siedzącej samotnie JR. zatrzymał się w połowie drogi osłupiały. I zdołał tylko wydusić z siebie.
- O kurwa…- co posłyszała pani sierżant.
Pearson ruszył co prawda na ratunek Handsome’owi. Ale co mógł zrobić w tej sytuacji?
Jak uspokoić krewką Greczynkę?
Sam Guerra odszedł kilka kroków, nim końcu Gina do dopadł i z całej siły walnęła w kark krzycząc.
-Ty tchórzliwy, samolubny sukinsynie! Znowu uciekasz?! - wrzasnęła z wściekłością.
- Mimo równouprawnienia ma niewielkie szanse - powiedział cicho Kit. Z odrobiną rozbawienia w głosie.
- Dominic jej nie uderzy. - Powiedziała Ash ruszając szybkim krokiem w stronę zamieszania.
- Czy ja powiedziałem coś innego? - Kit rzucił w ślad za Ashley, która najwyraźniej nie zrozumiała jego słów.

- Hm? - J.R. zmarszczyła brewki, po czym wbiła spojrzenie w jakiegoś obcego mężczyznę, stojącego parę kroków od niej - Mówiłeś coś… do mnie? - Syknęła.
- Co? Nie.- mężczyzna zareagował zaskoczony, tym że JR. się do niego zwróciła. Po czym wskazał na Guerrę i agresywną blondynkę.- Gina go zaraz pożre. Nigdy nie widziałem ją aż tak wkurzonej.
- Nie mój problem - Jean wzruszyła lekko ramionami, po czym obserwowała dalej całe widowisko, od czasu do czasu popijając sobie piwko prosto z butelki…

-Teraz To już przesadziła - Mruknęła Lili idąc w kierunku drzwi.- Te, cizia, od okładania moich podwładnych to ja tu jestem.- Mówiąc to zablokowała kolejny cios chwytając Ginę za nadgarstek. I próbując go wykręcić… co nie było łatwe. Piloci też przechodzili podstawowe szkolenie z samoobrony.
- Nie wtrącaj się lala.- warknęła pilotka gniewnie i zamachnęła się planując uderzyć Lili. Była silna i gniew dodawał jej energii. I unik przed ciosem wymagał puszczenia ręki Giny. Czego Elizabeth nie uczyniła. I oberwała pięścią w twarz, całkiem mocno… choć w policzek.
-Puszczaj Lala…-syknęła Gina.
- Lili… chwyt. Czemu nie użyłaś chwytu?- odezwał się Dwight nie wtrącając się jednak do walki.
- Gina skarbie.. nie planowałem tego.- odparł Guerra próbując uspokoić sytuację, podczas gdy do akcji próbowała wkroczyć Marge… bez większego powodzenia apelując o spokój.
- Gdzie macie gaśnicę? - spytał, podnosząc nieco głos, Kit.
Ash w między czasie stanęła między Dominicem a swoją sierżant i pilotką. Odwróciła się do niego i szybko dodała: - Dominic może już zniknij my to ogarniemy.
- I co dalej? Będę się ukrywał w bazie po kątach w obawie przed Giną? - warknął gniewnie Guerra wyraźnie zawstydzony.
Nie tym tonem Guerra! I to przed chwilą chciałeś zrobić, więc możesz iść dalej i zadzwoń po żandarmów. - odwarknęła agresywnie Ashley, sytuacja z agresywną pilotką już była kiepska, a ona nie musiała znosić dodatkowo tupetu Dominica.
Lili trzymała nadal dalej szarpiącą Ginę, więc ta po damsku, kopnęła ją w kostkę. Marge najpierw przyglądała się temu w przerażeniu. A potem chwyciła za drugą rękę Giny, unieruchamiając szarpiącą się Greczynkę, wyrzucającą z siebie potok słów w rodzimym języku. Z pomocą Marge było już łatwiej… choć nie łatwo. Gina szarpała się jak dzikie zwierzę. Zdołały jednak wykręcić jej ręce do tyłu.
-[i] Uspokój się![i]- Syknęła Lili mocniej wykręcając ręką, tak by bolało.
- Nie wtrącaj się w nie w swoje sprawy. Temu gnojowi się należało… i więcej.- warknęła gniewnie Gina spoglądając na drzwi przez które Guerra już wyszedł.
- Handsome już sobie poszedł i nie będzie ci już psuć wieczoru, a ty się zacznij ogarniać bo zostanie nam wezwanie żandarmów- Powiedziała spokojnie Hansen.
Gina wymruczała kolejną grecką wiązankę i… powoli zaczęła się uspokajać.
- Ok… jestem spokojna. Puszczajcie.
Hansen spojrzała po dziewczynach i przytaknęła im by puściły Greczynkę.
- Dobranoc więc - Jean wykonała butelką piwa niby toast w kierunku rozwydrzonej kobiety, mając ubaw po pachy… choć jej wyraz twarzy był raczej obojętny. Tak naprawdę miała jednak niezły ubaw obserwując to wszystko, i wyjątkowo nie będąc w przysłowiowym pierwszym rzędzie.

Marge i Lili puściły ręce greczynki. Ta wstała z wściekłością nadal wymalowaną na twarzy i ruszyła do wyjścia. Zapewne chciała zachować jakieś resztki godności. Marge za to ruszyła w stronę łazienki Hansen i Van Erp zauważyły łzy cieknące po policzkach pilotki i obie w tym samym czasie ruszyły za Marge. Widząc swój ruch stanęły i popatrzyły po sobie.
- Ty idziesz, czy ja ? - Zapytała Hansen uważając, że jedna osoba wystarczy do pocieszana.
- Idź ty.- Powiedziała Lili. - Ja zostanę tu.,
Ashley popukała się w twarz w miejscu gdzie oberwała Lili.
- Idź po lód i sobie przyłóż. Obrzęk będzie mniejszy. - Potem ruszyła w stronę łazienki.
Kit ruszył w stronę baru, chcąc zdobyć dla Lili garść lodu.
- A nie masz jakiegoś magicznego preparatu? - zaśmiała się gorzko van Erp.
Po tych słowach wykonała zwrot w kierunku baru, by poprosić barmana o lód. Nie chciała, żeby pamiątka po małej rozróbie była wielka i widoczna.
Bar, jeśli chodzi o lód zapewniał go w dużej obfitości. Dostał kostki i Kit, i Dwight (który wpadł na ten sam pomysł) i sama Lili także, która ostrożnie przyłożyła sobie go do policzka. Nieprzyjemne zimno przeszło się po twarzy. Ale było to lepsze niż późniejsza opuchlizna.
- Mówiłem. Przecież pokazywałem. Jakbyś chwyciła od tyłu, to by nie mogła za wiele zrobić poza wierzganiem. Była całkiem szczupła… chucherko pewnie. - mruczał Dwight.-Pewnie też i Ash da jakiś lek na siniaki, więc nie ma się co martwić.
- To już nie ma znaczenia. - Lili odsunęla na chwilę zimny kompres i delikatnie sprawdziła stan swojego policzka. Trochę bolało.
Robiąc to sierżant rozejrzała się po sali, zauważając Ash wychodzącą z damskiej toalety i kierującą się ku barowi.


Impreza miała się w sporym stopniu ku końcowi… z AST został jeszcze Pearson, Bearem, Dwightem, Colier, J.R. , Lili i “Kit”. Szeregi pilotów również się mocno przerzedziły, zostało ich gdzieś tak z połowę… Jean dokończyła piwo, po czym spojrzała na zagadanego wcześniej pilota.
- Jak już skończyłeś kurwić to może mnie zaprosisz do tańca? - Spytała z nonszalanckim uśmieszkiem. Gdy z kolei byli już na parkiecie, raz, jedyny raz, kiwnęła głową.
- Uważaj na mój lewy bok.
- Postaram się - odparł mężczyzna posyłając firmowy uśmiech mający rozpalić jej serduszko. Tańczył całkiem całkiem i trzymał ręce w bezpiecznych obszarach. Pewnie mundur JR. odbierał mu śmiałość do atakowania strategicznych obszarów takich jak na przykład pupa pani sierżant.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172