|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-05-2017, 22:30 | #191 |
Reputacja: 1 | Upał był niemiłosierny. Khazad wiele dałby za choćby ociupinkę cienia, którego okolica wyraźnie skąpiła. Zupełnie jakby wszystko uciekło przed panującą w mieście zarazą. Klątwa Gigantów. Arno prychnął cicho pod nosem. Z informacji przekazanych przez Berta wynikało, że inteligencją to wielkoludy nie grzeszyły. Jak zatem miałyby kogoś przekląć? Chyba dokładnie tak, jak Hammerfist mógł przekląć chamskiego kupca, któremu wiele to nie zrobi. Niemniej jednak skądś ta nazwa musiała się wziąć. Może wszystkich dopadło takie... przeziębienie gigantów? Dla nich katarek i kichanie, a dla innych gulasz z bebechów i wizyta Morra? Kiedy razem z Jostem obchodzili miasto, natknęli się na dwóch mężczyzn patrzących na płonący stos zwierząt. Twarze okręcali chustami. Była to dobra okazja do tego, by się czegoś dowiedzieć nie wchodząc do miasta. Jeśli oczywiście obaj byli tutejsi, a nie przejezdni. - Z miasta są panowie? - zapytał khazad z odległości podniesionego głosu od rozmówców. - Aye! - odkrzyknął starszy. Khazad podszedł nieco bliżej. - Podobnież zaraza w mieście panuje jakaś. Jako zresztą widać, bo truchła pełno. Jakaś ta… no… Gigantów Klątwa? - skrzywił się i splunął, lecz niemal natychmiast kontynuował: - Słuchy chodzą jakieś kiedy i gdzie zaczęło się to? A może zapytać by trzeba było “od czego”, bo nazwa przypadkiem nadana nie została raczej, hę? - A jakże. Kurt Rosentall wieści przyniósł z gór, że ledwie z życiem uszedł kiedy jego ludzie rozsmarowani byli przez Giganta. Olbrzym przekląć miał ludzi. Nagroda nawet jest u straży za zabicie Giganta. Niezła suma. Urok musiał rzucić, choć kapłani w to wiary nie dają...
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
28-05-2017, 19:20 | #192 |
Reputacja: 1 | Heisenberg teraźniejszość
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
28-05-2017, 21:14 | #193 |
Reputacja: 1 | Moritz czuł żar potęgujący się wraz z upływem czasu. Nie chciał aby jego skóra zrobiła się boleśnie czerwona, a ciało przykleiło do ubrań nadając równocześnie otoczeniu smród potu i cierpienia. Były gawędziarz chciałby wierzyć, że nieobecna przy bramie Heisenbergu straż czuwała nadal, ale gdzieś ukryta w cieniu, mając pod kontrolą tuzin kusz i co najmniej tyle samo ostrzy. Jak się jednak okazało na strażnicy nie było żywej duszy. Nikogo. Nawet kula uschniętego krzewu toczyła się bezkarnie nie goniona przez wesołą gromadką dzieci z surowym ojcem gdzieś na ganku. Kiedy grupa przyjaciół nasłuchiwała jakiś odgłosów wycie wiatru przerwało szczekanie psa. Szczeniak ujadał najwyraźniej kilka zabudowań dalej. Aldric po chwili uspokoił kompanów wskazując na majaczącą gdzieś w zaułku zakapturzoną, niewielką postać przypominającą posturą kobietę lub starsze dziecko. Wagner nie chciał trafić na zarażonych, bo jego dobre serce mogłoby zrejterować z misji i stwierdzić, że dobro tej okolicy ważniejszym jest niż misja, do której oni zostali wysłani. Najlepszym jednak byłoby gdyby oba zadania połączyły się w jedno i gigant, na którego polują stał za nieszczęściami trapiącymi Heisenberg. Karczma będąca celem wędrówki podróżników okazała się bardzo okazałym budynkiem. Miała trzy piętra i dobudowaną stajnię, a zatem należała do najpokaźniejszych budynków w okolicy. W środku okazało się, że nie było ani chorych ani umierających. Ludzie pili, jedli, grali w karty. Nie było tam raczej światowych person, ale prości tutejsi ludzie, którzy chcieli spędzić nieco czasu w przyjemnym chłodzie, który Moritz poczuł zaraz po przekroczeniu progu. Za długą ladą grupę witał olbrzymi mężczyzna mieniący się Erick Renault. Z każdym jego słowem poruszała się jego długa, okazała broda. Jak to w karczmie od razu zaproponowano im alkohol, ale Moritz nie miał zamiaru pić nigdy więcej. Nie po to odbył bardzo wyczerpującą, czasochłonną kurację w klasztorze aby po kilku miesiącach znowu skusić się na jakikolwiek trunek. Nie. Nigdy więcej. - Za alkohol podziękuję. - powiedział Wagner odmawiając trunku. - Znajdzie się jakiś sok, mleko czy kompocik gospodarzu? - zapytał czeladnik. - Na drogę z chęcią zakupię jakąś małą baryłkę spirytusu jak macie. - dodał spokojnie. - Nie mogę również zapomnieć o wspomnianym serku, mięsach i pieczywie Panie. Tego też poproszę spore racje. Karczmarz zdziwił się nie ukrywając zaskoczenia, jakie wymalowało się na jego poczciwej twarzy. Wagner jednak zachował spokój i wysoką kulturę osobistą. - Wczorajsze zsiadłe mleko się znajdzie, albo woda. A moje piwo wybornie smakuje również na ciepło. - zrozumienie i olśnienie zatańczyły w oczach Ericka. - Kufelek mleka oraz bukłak wody proszę. - powiedział Moritz. - Spirytus i jedzenie też wezmę. Na noc niestety się nie zatrzymamy, ale może w przyszłości skorzystamy z oferty. - To jest, mości gospodarzu, powód zmiany nazwy przybytku, jak rozumiem? - spytał Aldric karczmarza, wskazując na dziurę nad barem. Mieli zdobyć nie tylko prowiant, ale i informacje, dobrze więc było zacząć od mniej drażliwych niż klątwa tematów. - Ano tak. Skradli Bazyliszka i została po nim dziura w ścianie. Szybko się przyjęło między bywalcami i już tak się ostało. - wyjaśnił. - Przepraszam za moją niezdrową ciekawość, ale usłyszeliśmy o chorobie trawiącej tutejszą społeczność. Czy jest coś w czym moglibyśmy pomóc? - zapytał Moritz spokojnie. - Ja nie szukam pracowników, ale roboty w mieście się znajdzie. Mało chętnych do odbierania zwłok chociażby. Kapłani Morra nie nadążają. Marta wczoraj wspominała, że został jej jeden pomocnik. Boją się ludziska. Nie dziwota. - westchnął. - Wyście w podróży Łowcy Czarownic nie widzieli, nie słyszeli? Bo chyba nie jesteście jego ludźmi? - zapytał ostrożnie. - Ani my ich widzieli, ani my od nich - odparł Aldric smutnym głosem. - Ale dlaczego w ogóle zwą to Klątwą Gigantów? Te istoty mają z tym coś wspólnego? - Niektórzy wierzą, że gigant przeklął ludzi w górach. Zabił górników. Jeden z życiem uszedł i o tym opowiedział przed śmiercią. Teraz najbardziej w to ludzie wierzą. Nawet gdy kapłani temu zaprzeczają. - A wiecie może, co dokładnie tam się stało? Słyszeliście, co ten ocalały opowiadał? - dopytywał Aldric. - Od niego nie słyszałem. Kapitan straży go przesłuchał na łożu śmierci. - westchnął Renault. Wagner nie miał wątpliwości, że kapitan straży powinien być kolejną osobą, do której się udadzą. Czy to jednak nie oznaczałoby postoju i kolejnego śledztwa? Moritz nie wiedział czy jeszcze wiedzieli jak to robić. Kiedyś byli w tym dobrzy, ale bywały czasy kiedy wychodzili raczej na lebiegi niż dobrych śledczych. |
02-06-2017, 21:32 | #194 |
Administrator Reputacja: 1 | Zaraza. Nie da się ukryć, że Kasparowi z tym tylko kojarzyły się widoki, jakie mieli przyjemność (wątpliwą przyjemność) oglądać podczas wędrówki wokół miasta. Co prawda znał to tylko z opowieści, ale trudno było nie skojarzyć... - Ponury widok - rzucił do krasnoluda, z którym miasto obchodził, miast środkiem miejscowości przejść. Arno, miast odpowiedzieć, ruszył w stronę mężczyzn, którzy usiłowali spalić jakąś padlinę, i nawiązał do panującej w miasteczku choroby. I do pogłoski, iż to klątwa rzucona przez jakiegoś giganta. - Przeklął? Gigant? - zdumiał się Kaspar. - Aż wierzyć się nie chce... Przesunął się w taki sposób, by wiatr nie niósł smrodu w jego stronę. - Dawno się to zaczęło? Ledwo ten Rosentall wrócił, czy później nieco? I czy jego też klątwa dopadła? - spytał. - No będą już… - Jego rozmówca zastanowił się. - po Mitterfruhl to było jak wrócił ranny. A zmarło mu siem zaraz potem dni kilka. Śmierć przyszła później. Ludzie teraz prawie co dzień umierajom. - Od rany zmarł, czy od zarazy? - spytał Kaspar, zastanawiając się, czy otrzymane rany mogły być źródłem zarazy. - Był pierwszym, który zmarł? - Medyków, no albo kapłanów Morra pytać byś musiał, panie. Do niedawna nikt wiary nie dawał w klątwę. Ale teraz to już wszystek w rękach bogów… - A kim ten Rosentall za życia był? Komuś historię opowiadał dokładnie swą? - zainteresował się Arno. - Górnikiem był. Komuś opowiedzieć wszak musiał. - Radym był opowieści posłuchać tej. Wiecie panowie może kto takową powtórzyć może? - zapytał krasnolud. Medykiem nie był, ale zdawało mu się, że można było zarazić się tym jak katarem. Albo przez jedzenie lub picie. Może Rosentall napił się jakiegoś lewego alkoholu gigantów? - W karczmach pytajcie. Kurt lubił wypić. Mieszkał w domu przy rzece obok piekarni. Może sasiedzi wiedza więcej. - A jak się ta zaraza objawia? - Kaspar zadał kolejne pytanie. - Gorączka? Wrzody? Wymioty? - Bydło mnie apetyt straciło. Żreć nie chciało. A smród straszny z gówna i pierdów. Teraz gdy widzim objawy to od razu ubjamy, aby zdrowe ochraniać. - Matula mnie zmarła pierwsza. Ojciec wczoraj. Starzy byli ale to ta klątwa ich zabrała. Zaraza Giganta. Słabowici byli z dnia na dzień gasnąć jak dopalające się knoty świec - rzekł ponuro młodszy. - brzuchy ich bolały. Była sraczka i żyganie, potem to już krwią przed śmiercią… z początku myślelim, że to zwykła choroba albo czego zepsutego zeżarcie, jak to bywa. Leczenie jednak nie pomogło, ni modlitwy Shallayatów. Kaspar, który na leczeniu znał się tak, jak każdy chłopak ze wsi, nijak nie chciał uwierzyć w klątwę. W paskudną chorobę, to co innego. - Wszystkie zwierzaki chorują, czy tylko bydło? - spytał. - Gęsi, kaczki. Sasiadowi padł wieprz. - odrzekł młodszy. Kaspar zaklął pod nosem. Nie słyszał do tej pory o czymś takim. A z tego wynikało, że to miasteczko jest miejscem, które należy omijać szerokim łukiem. - Macie tu studnie, czy korzystacie z wody z rzeki? - zadał kolejne pytanie. - W mieście są studnie I jest rzeka. Z wszytkiego ludzie korzystajom. - Jedni i drudzy tak samo chorują? I ci, co biorą wodę ze studni, i ci, co z rzeki czerpią? Facet wzruszył ramionami. - A skąd mnie to wiedzieć? Starszy poczerwieniał. - Wszystkie studnie kto by musiał zapaskudzić żeby można takie rzeczy widzieć. I my nie takie głupie, żeby nie poznać że studnia trupa albo truchło kryje… Nie do końca o to Kasparowi chodziło, ale nie zamierzał dalej wypytywać. Pełen był informacji, które w najmniejszym stopniu nie wyjaśniły tajemnicy. - Dziękujemy - powiedział, po czym ruszył dalej, wraz z krasnoludem, pozostawiając obu mężczyzn z ich robotą. - Uważam, że powinniśmy trochę poczekać, a jeśli Aldric i Moritz nie wyjdą z miasta przed zmrokiem, to musimy ich poszukać - powiedział, gdy znaleźli się niedaleko bramy. |
04-06-2017, 20:40 | #195 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 15-07-2017 o 21:57. |
14-06-2017, 11:27 | #196 |
Administrator Reputacja: 1 | Przy Bramie Zachodniej (trakt ku Górom Szarym) Khazad skrzywił się i splunął. - Wymarłe jakby skoro, to chyba zaraza wielce straszna nie jest nam, nie? - spojrzał na Josta, po czym skinął Edmundowi głową. - Niechaj będzie zatem. - Daleko to? - spytał Kaspar. - Jest podobno na trakcie, jakieś piętnaście minut marszu od miasta - odparł zagadnięty. - No to można się przejść... Ulice są puste? - Kaspar z pewnym niedowierzaniem spojrzał na Edmunda. Przymknął furtkę tak, by wyglądała na zamkniętą. - Wszyscy się pochowali, czy też uciekli z miasta przed zarazą? To znaczy ci, co nie pomarli? Edmund wzruszył ramionami. - Strach ich może w domach trzymać. - Jak sądzisz... - Kaspar stale mówił do Edwarda. - Czy jeśli powiemy mieszkańcom, że pójdziemy pokonać giganta i zwalczyć klątwę, to nam pomogą? - Warto zapytać. Ja na ich miejscu bym chciał. A co, jak znajdą się chętni do podziału nagrody? To mała fortuna. Wielu skusić może wskoczenie na nasz wóz, widząc w tym okazję do i pozbycia się klątwy i zarobienia. Byle kogo brać nie warto, bo przeszkadzać mogą więcej niż pomagać. - Raczej chodziło mi nie o dodatkowych ludzi, a o pomoc materialną - sprostował Kaspar. - Na przykład więcej spirytusu, czy co tam chcemy podać gigantowi. - Kupiliśmy beczułkę spirytusu w karczmie. - Ach... Kaspar nagle sobie przypomniał poprzednie słowa Edwarda. - O jakiej nagrodzie mówisz? Tutejsi ustalili jakąś nagrodę za usunięcie klątwy? - Ustalili sto koron za zabicie giganta. - Kawał grosza. Mogłoby to kogoś skusić. - Kaspar skinął głową i spojrzał na krasnoluda. - Jak sądzisz, warto przygarnąć jakiegoś wojaka? Światynia Morra Około 15 minut marszu od miasta, u stóp góry, w pionowej ścianie skały wykuta była świątynia otoczona murem. Portal był oczywiście otwarty, w bramie muru nie było wrót. Teren okalający świątynię za murem był cmentarzem. Przypominał ogród ze względu na rosnące na grobach i między grobami liczne krzewy czerwonych róż. Było również kilka płaczących wierzb obsiadłych krukami. Detlef poprosił o widzenie z ojcem przełożonym i jeden z młodych kapłanów (zauważyli BG dwóch między grobami), zaprowadzi nowicjusza do środka i każe poczekać krasnoludowi i Kasparowi w przedsionku świątynnym. Na spotkanie pozostałym BG już razem z Detlefem całkiem szybko przybył trzydziestokilkuletni kapłan o piegowatej pucołowatej buzi, gęstej czuprynie blond włosów czesanych z przedziałkiem po środku i wielkich niebieskich oczach wyglądających zza grubych okularów w drucianych oprawkach. - To Herr Markus Volkarson. - przedstawił kapłana Detlef. - Moi przyjaciele Kaspar i Grimm. Morryta entuzjastycznie wyciągnął ręce aby uściskać dłonie przybyłych. Rękawy czarnej szaty były nieznacznie ubrudzone w świeżej krwi. - Detlef przedstawił mi wasze zainteresowanie śmiercią w mieście i okolicach. Wybaczcie, że czasu nie mam dla was zbyt wiele, ani wiele odpowiedzi. Pochłonięty jestem badaniem zmarłych. Sam również szukam przyczyny, gdyż zrozumieć chcę wolę Pana Umarłych, oraz w jaki sposób ulżyć cierpieniom konających, aby łatwiej mogli przejść na drugą stronę. Ja również słyszałem o tej Klątwie Gigantów, ale wiary bym w to nie dawał. Choroba to musi być, lecz choć studiowałem i praktykowałem medycynę, to doprawdy sam jeszcze nie wiem, jaka… - westchnął zmartwiony. - Czy nie masz, kapłanie, żadnych podejrzeń? - spytał Kaspar. - Choroba, bo też sądzę, że to choroba, przenosi się za pomocą wody, jedzenia, przez dotyk? Czy jak już, to od razu cała rodzina choruje, czy tylko niektórzy jej członkowie? Bardziej chorują starzy czy młodzi? Czy próbowaliście izolować chorych? - Tylko ze zmarłymi mam kontakt i umierającymi, których rodzina do mnie wyśle. Pragnienie i apetyt wielce osłabionym jest, jeśli zaś przez dotyk choroba atakuje, to Morr zaiste opiekę szczególna nad swymi sługami roztacza. Niezbadane są ścieżki Morra, lecz ja zawsze powiadam, że odkrywać je należy na ile Nasz Pan pozwala. Nie jest to bóg okrutny i wierzę, że troska o umierających równie ważna jest co ich dusze. Umierały wpierw słabsze osoby. Stare oraz raczej dziatki niedojrzałe jeszcze, aniżeli dorośli. Widać, że zainteresowanie przejawiasz ludzkim ciałem. - rzekł kapłan Morra do syna rzeźnika. - Jeśli chcecie to pokażę wam co mnie trapi, kiedy zmarłych organy oglądam. Słysząc to Detlef wybałuszył oczy. - Co oglądasz herr Volkmarson? - Spokojnie, bez obaw. Pozwolenie do pracy naukowo-duchowej z umarłymi mam od zwierzchników kultu Morra oraz Shallaya, więc nie patrz na mnie drogi Detlefie jak na szarlatana lub nekromanckich sztuk miłośnika. Wszystko co robię to z miłości i szacunku do Umarłych. I świątyń ich ciała z błogosławieństwem Morra. - Jeśli ty się nie boisz, kapłanie, że choroba cię zaatakuje - powiedział Kaspar - to i ja zobaczę, co choroba z ciałami zdziałać może. |
16-06-2017, 22:44 | #197 |
Reputacja: 1 | "Dziura w ścianie" była nie tylko nad wyraz okazałym lokalem, ale też dało się w niej usłyszeć garść miejscowych nowinek. Kto inny mógłby je wyłapać lepiej niż były gawędziarz i alkoholik. Staruszek o imieniu Alan skarżył się, że od kilku dni nie widział swojej sąsiadki. Bardzo Gruba Helga zapewne była osobą o dużej - albo bardzo dużej - nadwadze i po rychłym zatrzymaniu potężnych dostaw jedzenia można było się domyślić co się stało z nieszczęsną kobietą. Była to jednak chłodna, ale cały czas dokładna matematyka, a prości ludzie nie znali się tak na algebrze jak pracujący od dziecka w handlu Moritz... Sprawę kobiety trzeba było sprawdzić. Wagner nie oponował kiedy Morryta uznał, że uda się do świątyni swego patrona. Nie mógł przecież przejść obojętnie wokół tej tragedii, która miała jakiś związek z jego kultem. I nie były to wyłącznie ciała, których z każdym dniem przybywało. Wagnera niepokoił spór kultów o którym rozpowiadali ludzie. Łowcy Czarownic mieli to do siebie, że zwykle szukali dziwów w każdym zakątku miasteczka, a kiedy dwa tak wielkie lokalne kulty się ścierały mogło być naprawdę źle. Nie znając jednak tego zjawiska dokładnie Moritz mógł podejrzewać, że nie wszystko było takie oczywiste. Kapłani w końcu zwykle byli ludźmi spokojnymi i chętnie idącymi na ugodę. Tym bardziej kiedy chodzi o życia i dobro wiernych im ludzi... Strażnica była dość solidnym, kamiennym budynkiem ze stajnią i pomostem na rzece. Wrota stały otworem, a ze środka nie dochodziły żadne niepokojące dźwięki. W środku dwójka przyjaciół nie znalazła nikogo poza samym dowódcą miejscowej straży. Facet był bardzo dobrze zbudowanym, prawie łysym wojownikiem o posępnym spojrzeniu. Kapitan musiał być chory, bo wymiotował potężnie chwilami ledwie łapiąc oddech. Kiedy tylko skupił swój wzrok na przybyszach było widać, że był nie tylko wyczerpany, ale i osłabiony. Mężczyzna spokojnie słuchał kiedy Wagner przedstawił sprawę giganta. Za potwora płacono 100 Karli. Moritz nie był jednak zbyt wesołym kiedy kapitan dodał, że żaden z wysłanych na polowanie śmiałków nie wrócił. Okazało się też, że na piętrze leżał trup strażnika Karola, którego należało się pozbyć. Hans Abstinenzler wspomniał też o braciach, którzy zapewne zmarli w swoim domostwie. Czeladnikowi zaczynało się coraz mniej podobać to pomaganie bliźnim, które sprowadzało się do przenoszenia ich ciał i... opróżniania kubłów z wymiocinami tych, którzy jeszcze dychali. - Dobrze, sprawdzimy, co u nieobecnych podwładnych, i zaniesiemy ciało, jak tylko nosze czy choćby deskę skombinujemy. - Aldric zerknął na Mortiza przepraszająco. Nie chciał odmówić kapitanowi, a sam nie da rady przenieść dorosłego mężczyzny taki kawałek drogi, zgodził się więc za nich dwóch. - I kubeł też… - Dodał, widząc wyczekiwanie na twarzy rozmówcy. - A może nam Herr powiedzieć coś o gigancie? Jak duży jest, czy wcześniej przysparzał wam kłopotów, jak taką bestię najlepiej usiec? Jakieś rady? - Nigdy na oczy żadnego nie widziałem. Ponoć wysokie być mogą jak trzypiętrowa kamienica. Nie mieliśmy nigdy problemów żadnych z tą rasą. Po prawdzie, to śmiałem powątpiewać w ich istnienie. Co kilka lat właściciele winnic oskarżają Giganty o kradzież beczek, ale nigdy na to dowodu nie znalazłem. - wyjaśnił Hans. - Podobno giganty chleją na umór. Tak słyszałem, ale jak takiego olbrzyma pokonać to nie wiem. Może pułapka, może armata, może po prostu silny oddział. Podobno są krasnoludy w pojedynkę na giganty polujące, więc czego nie zrobi kilku ludzi co może jeden krasnolud? - Mamy w ekipie specjalistę od bród i picia, a zatem nie powinno być problemu z gigantem. - powiedział do kapitana Moritz nie chcąc mu dokładać problemów. - Tak jak powiedział Aldric, zajmiemy się ciałem i wymiocinami, ale… gdzie można znaleźć tych braci? Najpierw pobiegnę zobaczyć co z nimi. Może uda się ich jakoś uratować, a jak nie to przekażemy sprawę kapłanom Morra. - Wagner wydawał się pełen entuzjazmu kiedy usłyszał, że może komuś uratować życie. - Klawo. - kapitan uśmiechnął się, choć przypomniało to raczej bolesny grymas. - Mieszkają na parterze przy 44 Flusstrasse. W domu przy 44 Flusstrasse towarzysze zastali otwarte na oścież drzwi. Jeden mężczyzna leżał martwy w łóżku. Drugi wyglądał jakby z żalu powiesił się w kuchni. Moritz widząc to zmówił krótką modlitwę, a następnie - wraz z kompanem - zabrał ciała na wóz. W jego zachowaniu dało się zauważyć pokorę wobec śmierci i zarazy. - Naprawdę chciałbym, żeby śmierć olbrzyma powstrzymała zarazę… - powiedział Aldric smutno patrząc na trzy ciała na wozie. - Inaczej połowę zabije choróbsko, a resztę żal. - O ile uda nam się go zabić… - powiedział Moritz. - Dobrze wiesz, że ta sztuczka z alkoholem może nie wyjść, a otwarte starcie z takim gościem to pewnie nasza porażka. - uśmiechnął się krzywo Wagner. - Liczę jednak, że nasz plan się powiedzie i ubijemy skurczybyka kiedy będzie spał po wypiciu beczki spirytusu. Może zajrzymy do Bardzo Grubej Helgi? Może być jeszcze żywa i akurat kogoś uratujemy. - dodał z lekkim entuzjazmem czeladnik. - Chodźmy. Bardzo Gruba Helga była rzeczywiście bardzo gruba. Kobieta leżała w podwójnym łożu zajmując jego większość. Zapewne z trudem poruszała się będąc “zdrową”, a teraz spoczywała w barłogu ze spoconej pościeli i moczu. Obok łóżka stała misa na wymiociny. Helga była nieprzytomna, ale widać było płytki oddech. Kobieta była bardzo spocona i nie reagowała na budzenie. - Nie ruszymy jej. - ocenił Aldric. - Nawet jak umrze, trzeba będzie z czterech chłopa, i dębowe nosze. Chyba pozostaje nam zgłosić, że jeszcze żyje, i opróżnić miskę… - Masakra. - powiedział Wagner zrezygnowany. - Jesteśmy bezsilni wobec tej zarazy. - dodał zasmucony. - Miskę możemy opróżnić, ale co dalej? Nie znamy sposobów medycznych na usunięcie choroby zatem musimy jak najszybciej zabić tego giganta i liczyć na to, że to klątwa, która odejdzie. |
17-06-2017, 14:30 | #198 |
Reputacja: 1 | Heisenberg teraźniejszość Aldric nie raz już słyszał o całych wsiach spustoszonych przez jakąś zarazę. Zazwyczaj przestrzegano go przed zapuszczaniem się choćby w okolice takich miejsc, mimo iż od tragedii minęło wiele tygodni. Raz jednak przechodził przez wioskę, którą aż po dwóch latach postanowiono ponownie zagospodarować. Prace dopiero ruszały, wiele domów wymagało odnowienia. Prowizoryczne rozwiązania, poprawiane raz, dwa razy do roku przez właścicieli, nie miały prawa wytrzymać tyle bez ich ingerencji. Nowi gospodarze mieli ręce pełne roboty, Eryk i Imre, bo podróżowali wtedy razem, pomogli im w zamian za wyżywienie, dach nad głową oraz prowiant i wodę na dalszą podróż.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. Ostatnio edytowane przez Baczy : 17-06-2017 o 14:35. |
20-06-2017, 04:52 | #199 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
24-06-2017, 21:19 | #200 |
Reputacja: 1 |
|