|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-03-2017, 22:47 | #171 |
Reputacja: 1 | Belsdorf teraźniejszość Po przebudzeniu Aldric czuł się fatalnie. Bolała go głowa i wszystkie możliwe mięśnie. Kilka godzin snu, nawet w wygodnym łóżku, to za mało żeby wynagrodzić ciału wysyłek poprzednich dni, jak i pobudkę i nie lada spacerek w środku nocy. Poza tym, przez poprzednie lata przywykł do twardego posłania, i nawet najprostsze łóżko było nie tyle luksusem, co niedogodnością. Niewielką, ale jednak. Oczywiście, mógł spać na podłodze, i czasem tak robił, chciał jednak za wszelką cenę powrócić do normalności, a spanie w łóżku to jedna z tych codziennych czynności, które w jego oczach właśnie o tym świadczyły.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
11-03-2017, 10:21 | #172 |
Reputacja: 1 | Moritz od początku dnia myślał tylko o klasztorze, Grimmie i leczeniu swojej przypadłości. Wstał, lekko zamyślony umył się i wyszykował. Kiedy jadł śniadanie nie rozglądał się tylko cały czas myślał. Niedługo po nim do głównej sali trafił Aldric, którego zamyślony czeladnik obdarował uśmiechem. Nie mieli zbyt wiele czasu aby cieszyć się z tego, że Aldric żyje, a Moritz nawet nie podejrzewał, że jego kompan zapewne niedługo go opuści. Znowu. Zaraz po zjedzeniu śniadania wspólnie ruszyli do klasztoru, przed którym ponownie z pokorą Wagner począł kołatać. Aldric najwyraźniej nie tylko martwił się o stan Grimma, bardziej niż chciał to przyznać, ale i musiał dowiedzieć się, co za kurację zafunduje sobie Wagner i jak długo może ona trwać. W końcu mieli nadrzędny cel w swej podróży i pewne ograniczenia czasowe. Drzwi w wielkiej bramie uchyliły się szybko, nie musieli długo czekać. - Jam jest Moritz Wagner, moja Pani. - powiedział czeladnik głośno kiedy tylko przykuł czyjąś uwagę. - W nocy z moim kompanem przybyłem i chciałbym zbadać co z nim. Poza tym mam sprawę bardzo osobistą i nie cierpiącą zwłoki. - Niech będzie pochwalona Shallya na wieki wieków. - odrzekła odźwierna, ta sama krótko ostrzyżona mniszka, którą zeszłej nocy widział Moritz. Zapraszającym gestem, aby podążyli za nią, poprowadziła Stirlandczyków. Wirydarz, zajmujący dziedziniec okrążony krużgankami opactwa, był sielsko ujmujący. Choć przykryty śniegiem zdradzał rzędy wiecznie zielonych krzewów do pasa rosnących w kształt labiryntu, tu i ówdzie zieleniejącego się liśćmi spod czap białego puchu. Zostali zaprowadzeni do klasztornego przedsionka. Miejsca, które Bauer wiedział, iż było przejściowym, gdzie świeccy spotykali się w konsekrowanymi. Starsza kapłanka w schludnej szacie siedziała skromnie z rękoma spoczywającymi na kolanach. Siwe, długie włosy przepasała biała chusta na czole, tak, aby grube i wciąż gęste włosy nie spadały jej na twarz. - Witajcie. Jestem siostra Anastazja. Przełożona zgromadzenia. Czy wasz towarzysz krasnolud jest… szaleńczym awanturnikiem szukającym śmierci w walce? - zapytała bez ogródek. - Co się nazywają “zabójcami”? - Witam Panią. - powiedział kłaniając się lekko Wagner. - Nie. Nic z tych rzeczy. Grimm niegdyś zajmował się rzemiosłem, a później zaczął parać się wojaczką. Można by rzec, że był najemnikiem, ale jak to krasnolud honorowym. To, że został tak zranionym wynika wyłącznie z faktu, że chciał się pozbyć z okolicy bestii straszliwej. Działał dla dobra miejscowej ludności. Prawda, że nie powinien z potworem mierzyć się samotnie, ale taki już jest nasz Grimm. Prędzej narazi siebie aniżeli innych. Postąpił może nieco lekkomyślnie, ale “zabójcą” na pewno nie jest, moja Pani. - Słyszałam o jego walce. Lekkomyślnej. Myślałyśmy, że to ten typ samobójczych desperatów. - wyjaśniła. - Jest na obserwacji. Doznał poważnych uszkodzeń czaszki. Nie wiemy jeszcze czy mózg, czyli to co jest w głowie, nie ma zaburzeń. Na szczęście jego, jedna z sióstr jest lekarzem chirurgiem i usunęła fragment strzaskanej kości. - Czy…? - Wagner bał się o to zapytać. - Czy on ma problemy z pamięcią? Czy będzie nas pamiętał i wiedział kim jest? - Moritz bał się czegoś więcej niż zaników pamięci. - Tego jeszcze nie wiemy. Nie chcieliśmy męczyć go rozmową. Potrzebuje odpoczynku. Opactwo zaś potrzebować będzie datku na pokrycie kosztu niezwykle cennego metalu szlachetnego jeśli mamy przykryć nim uszczerbek czaszki. Wasz towarzysz ma dziurę w głowie. - O jakim konkretnie datku mówimy? - odezwał się Aldric, pierwszy raz odkąd przekroczyli próg zakładu. To miejsce niepokoiło go, chociaż nie był w stanie określić przyczyny tego niepokoju. - Nie mniej niż czterdzieści koron. - Oczywiście uiścimy datek. Zdrowie Grimma oraz… inna sprawa są dla nas bardzo ważne. W zasadzie przychodzę też w swojej sprawie, moja Pani. - powiedział Wagner. - Od pewnego czasu walczę z alkoholizmem. Ciężko mi o tym mówić, ale wpadłem w nałóg kiedy myślałem, że mój najlepszy przyjaciel zginął. Kiedy okazało się, że Aldric żyje… - pokazał ręką na towarzysza Moritz. - Byłem niezmiernie rad, ale alkoholizm pozostał, a ja nie potrafię przeżyć bez niego dnia. Wiem, że to poważne i nie robię sobie żartów. Chce z tego wyjść. Pomogą mi siostry? Jestem gotów na ciężką i pełną wyrzeczeń pracę… - dodał z pokorą czeladnik. - Co prawda zajmujemy się innego typu zaburzeniami, lecz alkoholizm to również choroba umysłu. Twoje ciało jest zatrute. Kuracja potrwa trzy-cztery tygodnie aby oczyścić ciało. Nad umysłem, to praca na całe życie. Już nigdy móc nie będziesz pić alkoholu. Oczekujemy datku 5 koron za każdy tydzień pobytu. Nasze dotacje z Middenheim zostały znacznie uszczuplone w ostatnich latach, a utrzymanie opactwa jest kosztowne. - Oczywiście. Uiszczę odpowiedni datek i obiecuję przykładać się. Chciałbym aby moja psychika zyskała na tyle na sile abym mógł przeciwstawić się nałogowi. - powiedział z przejęciem Wagner. - Mogę zacząć już dzisiaj? - zapytał Moritz będąc najwyraźniej gotowym. - Dobrze. Niech pan przyjdzie, kiedy będzie gotowy. Nie będzie odwiedzin, ani opuszczania opactwa podczas leczenia. - Dobrze. - powiedział Wagner. - Obiecałem karczmarzowi wykonać deseczki z nowym jadłospisem, a zatem najpierw je wykonam, a później wrócę do opactwa. Myślę, że do wieczora powinienem się uwinąć. - dodał czeladnik pamiętając o swojej pracy. - Chodźmy przyjacielu. - powiedział do Aldrica. - Musimy przedyskutować kilka spraw. - zwrócił się jeszcze do siostry. - Dziękuję za pomoc zarówno dla przyjaciela, jak i dla mnie. - skinął kulturalnie. Wagner miał do pogadania z resztą. Chciał zebrać 40 Koron na opłacenie leczenia Grimma i wykonać jadłospisy dla karczmarza. Liczył, że uwinie się do wieczora i będzie mógł jeszcze tego dnia zacząć kurację. Wiedział, że jako osoba którą się stał nie było sensu kontynuować podróży, a może nawet egzystencji. Nie chciał już zawsze przepijać wszystkiego co miał, patrzeć na świat przez skrzywione szkło powiększające i mówić w sposób, którym niegdyś się brzydził. Wiedział, że jeżeli miał oczyścić swoje nazwisko to musiał się skupić, a nie mógł tego zrobić póki pił więcej niż powinien. Wedle tego co mówiła siostra Anastazja nie będzie mógł pić już nigdy więcej. Szkoda. Jeżeli jednak tak miało być to tak będzie. I Wagner zrobi wszystko aby w tym wytrzymać aż do końca… |
11-03-2017, 13:41 | #173 |
Reputacja: 1 | - Eeeeej! A ja?! W łeb jebnięty, nie pojebany jestem! I gdzie może rzeczy, do nędzy kurwy?! Odwiązałby mnie może kto?! - zawołał do zakonnicy, choć pod czaszką czuł chór kościelnych dzwonów. Kobieta zamknęła drzwi. Po kwadransie do celi weszła inna zakonnica. Również w podeszłym wieku. Kiedyś musiała być całkiem ładną kobieta jak na ludzkie standardy. - Masz w sobie dużo złości i agresji. - powiedziała spokojnie. - Uspokój się, bo ci jakieś naczynie krwionośne pęknie. Masz poważne obrażenia głowy. Krasnolud zamrugał. Najpierw go wkurwiali, a potem dziwili się, że wkurwiony. - Boście do łóżka przywiązali mnie! Wolny jako spokojniejszy byłbym - warknął głośno khazad. - Wszystko będzie dobrze. Musisz teraz odpoczywać. Siostra Gretchen zaraz nakarmi śniadaniem. - Sam zjem - warknął nieprzyjaźnie. Pani starsza zamknęła za sobą drzwi. Śniadanie przyszło niebawem z tą zakonnicą, która wcześniej wyniosła z celi chudzielca. Stanęła z miską przy łożu, zaczerpnęła drewnianą łychą i podała jasnobrązową kaszę z kawałkami suszonych śliwek. - Jedz, jedz. - powiedziała przybliżając łyżkę do brody krasnoluda. - Póki ciepłe. - Nieuprzejmym nie chciałbym być, ale... - zaczął Arno odkręcając głowę. - ... odwiązać proszę mnie, wyjść albo! - wydarł się. - Wszystko w swoim czasie. Nie jesteś głodny? - zapytała życzliwie. - Teraz jest całkiem dobry na to czas - odparł nadal wzbraniając się od jedzenia. Zakonnica posmutniała i ruszyła do wyjścia. Hammerfist już widział tę dobroć. Najpierw przed światem zrobią z niego wariata, a potem sprawią, że faktycznie tak się stanie. Albo na odwrót. No i jeszcze ta brejowata papka. On już dwa razy nabrał się na dobre, sponsorowane jedzonko. Raz prawie zmutanciał, a drugi prawie się przekręcił razem z innymi. Nie ważne czy tylko na jakiś czas, czy na stałe. Kiedy tylko zakonnica wyszła spróbował wysunąć się z pasów, kierując się w górę łóżka. A jak usunąć upierdliwą koszulkę? Się zobaczy. Wszystko po kolei.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
11-03-2017, 14:43 | #174 |
Administrator Reputacja: 1 | Ludzie (i nie tylko ludzie) z różnych powodów wracali do domów o różnych porach. Gdyby to było duże miasto, Kaspara nie zdziwiłby zbytnio widok mężczyzny, powracającego do swego domu. Wielkie miasta oferowały dużo rozrywek, szczególnie dla mężczyzn. To jednak była wioska - zadupie, gdzie bez bardzo ważnego powodu nikt w nocy nie wystawiał nosa z chałupy. A jak już, to zrobił to w licznym towarzystwie. Co zatem robił karczmarz? Gdzie się włóczył po nocy? Wszak nie szukał Ulryki... Kaspar ubrał się szybko i jeszcze szybciej zszedł na dół. - Dzień dobry - powiedział niezbyt głośno, wchodząc do głównej sali. - Skąd Sigmar prowadzi? - spytał. - A witaj, witaj. U Antona byłem sprawdzić czy Ulryka się znalazła. - Westchnął. - Śniadanie wam gotować? - I co? Znalazła się? - zainteresował się Kaspar. - A ze śniadaniem poczekam nieco, bo inni śpią jeszcze. Wcześnieście się do niego wybrali. - Nawiązał do poprzedniego tematu. - Chyba nie - odparł karczmarz. - W chacie u nich cisza. Gdyby była myślę, że bym to zobaczył lub usłyszał. W tym momencie do jadalni wkroczył Detlef, ubrany jedynie w koszulę i pantalony. Ten nietypowy strój zdziwił nieco Kaspara, jednak tego nie skomentował. Detlef od razu zainteresował się propozycją karczmarza i zamówił dwa śniadania. Oczywiście nie oba dla siebie. Jaja na boczku to było coś, co Kaspar mógł bez problemu zaakceptować. A do tego... - Kozie mleko - powiedział. - Byle było gorące, w sam raz na zimno czające się za drzwiami. - Co tu się dzieje? Czemuś wstał i czemuś go wypytujesz? - Detlef zapytał konspiracyjnie Kaspara, gdy karczmarz zniknął w kuchni. - Karczmarz dopiero teraz wrócił do gospody i kłamie, mówiąc że sprawdzał, czy Ulryka wróciła do domu - odparł równie cicho Kaspar. - Na śniegu widać ślady tylko w jedną stronę, do karczmy. - Gdy tylko zjemy, pójdę sprawdzić, skąd przyszedł, póki nikt nie zadepcze śladów - dodał. |
14-03-2017, 19:33 | #175 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 14-03-2017 o 22:01. |
18-03-2017, 15:59 | #176 |
Reputacja: 1 | Khazad wiercił się i stękał, zaś pas naprzemiennie naprężał się i owe napięcie tracił, by w końcu strzelić sprzączką. Leżąc patrzył przez chwilę na efekty swoich działań. Przynajmniej nie przywiążą go ponownie. Kiedy jednak usiadł, stwierdził, iż problem z koszulą jest poważniejszy niż przypuszczał. Materiał był wytrzymały i wyposażony w skórzane pasy z klamrami. Szarpnął kilka razy, lecz bez skutku. Podczas tych zabiegów jedynym efektem było mocniejsze zaciśnięcie się koszuli. Plugawy wynalazek. Pokręcił bolącą głową i stanął na nogach. Początkowo czuł się nieco dziwnie i sądził, że tak właśnie mogą czuć się marynarze stawiający na lądzie pierwsze kroki od wielu miesięcy. Niemniej już po kilku ostrożnych krokach wszystko wróciło do normy. Solidne drzwi były kolejną przeszkodą. Wszystko znajdowało się od zewnętrznej strony: zawiasy, klamki i rygle. Przycisnął się do podłogi, aby spojrzeć pod drzwiami na to, co działo się po drugiej stronie i stwierdził, że w zasadzie prawie dokładnie to samo, co widział kiedy były otwarte. Po kolei. Odsunął od siebie problem drzwi, gdyż bardziej palącą kwestią była koszula. Rozejrzał się za czymś co mogłoby być odpowiednio ostre, by przy sporej dawce cierpliwości, przeciąć materiał koszul. Zaakceptowałby nawet odpowiednio chropowatą powierzchnię. W najgorszym wypadku rozbije lutnię o ścianę i zębami przeniesie kawałek drewna do łóżka, gdzie postara się ów fragment usztywnić. Dzięki temu będzie mógł zrobić sobie bezrękawnik.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
24-03-2017, 17:37 | #177 |
Administrator Reputacja: 1 | Ktoś w obejściu był, w tej chwili nawet, inaczej z komina nie unosiłby się dym. To znaczyło, że będzie z kim wymienić kilka słów, jako że na wsi, w świetle dnia, raczej witało się gości chlebem, niż widłami czy kłonicą. Kaspar rozejrzał się by sprawdzić, czy gdzieś w pobliżu nie czai się niechętny gościom kundel, a potem podszedł do drzwi i zastukał. Odpowiedziała mu cisza - nikt się nie odezwał, nikt nie podszedł do drzwi. Kaspar zawrócił i ruszył w stronę stodoły. W stodole również panowała cisza, a na głośno powiedziane "Dzień dobry" nikt nie odpowiedział. Sanie były puste, woźnica gdzieś zniknął, zaś z tyłu, tam, gdzie wożono towar lub pasażerów, były ślady krwi. Ktokolwiek jechał z tyłu - krwawił. Krew zakrzepła i była zmarznięta, ale bynajmniej nie była stara. Raczej z nocy, niż z wieczora. W stajni nie było już nic do roboty. Kaspar jeszcze raz się rozejrzał dokoła by sprawdzić, czy czasem ktoś, nie wiedzieć czemu, kryje się gdzieś w kącie, po czym ponownie wyszedł na dwór i znów podszedł do chaty. Jeśli się nie mylił, chata była zamknięta od środka. Zastukał, raczej dla formalności, niż z nadzieją, że ktoś otworzy, a gdy nikt nie odpowiedział, obszedł chatę dokoła. Drugiego wejścia nie było. Nawet jeśli gdzieś znajdowała się klapa do piwnicy, to była przysypana śniegiem. Kotary w oknach były zasunięte, całkiem jakby wszyscy jeszcze spali. Spali? Na wsi? Gdzie wszyscy chodzą spać z kurami i wstają skoro świt? A może ten ktoś, ranny, wszedł do środka i zasłabł? A nawet jeśli nie, to dlaczego się chował przed światłem dnia i przed gośćmi? Chęć pomocy, czy ciekawość? Pewnie to drugie... Kaspar nie zamierzał ustępować. Kilka razy walnął w drzwi rękojeścią miecza (co pewnie obudziłoby Skobel był dość mocny i pękł dopiero po czwartej próbie - mocnym uderzeniem barkiem w drzwi. W środku stała przestraszona Ulryka. Kaspar stanął jak wryty, z niedowierzaniem wpatrując się w 'znalezisko'. - Na Taala i Rhyę... szukaliśmy cię pół nocy - powiedział, gdy już odzyskał głos. - Jesteś cała i zdrowa? - Tak - odrzekła nieufnie. - Co zamierzasz dalej robić? Zostać tu? - Kaspar rozejrzał się dokoła. - Wrócić do domu? Oddać się pod opiekę Sióstr? Czy ruszyć w świat daleki, gdzie nikt o tobie nic nie będzie wiedzieć? - Nie wiem. - Nie powinieneś tu być - dodała. - W wielu miejscach nie powinienem być - odparł szczerze Kaspar. Równocześnie rozejrzał się dokoła. Słowa dziewczyny zabrzmiały jak ostrzeżenie. - Już stąd idę - obiecał. - Powiedz mi jeszcze, skąd krew na saniach. Jeśli oczywiście możesz. - Moim zdaniem powinnaś stąd wyjechać jak najdalej - dodał. - To moja krew. Mam ranę po strzale. Otworzyła mi się - odpowiedziała. - Pomóc ci jakoś, zanim sobie pójdę i zapomnę o tobie, czy dasz sobie sama radę? - spytał Kaspar. - Dam radę - Uśmiechnęła się lekko, po raz pierwszy od chwili, gdy Kaspar wkroczył w progi chaty. - W takim razie... nie było mnie tutaj - powiedział Kaspar. - Ale gdybyś czegoś potrzebowała, to wiesz, gdzie mnie szukać. Jako że Ulryka nie odpowiedziała, Kaspar skinął głową po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przez całą drogę do gospody zastanawiał się, czy powiedzieć kompanom o spotkaniu Ulryki. W końcu doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jeśli tajemnica dziewczynki zostanie zachowana. Przynajmniej na razie. |
26-03-2017, 16:05 | #178 |
Reputacja: 1 |
|
02-04-2017, 20:58 | #179 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-04-2017 o 00:23. |
08-04-2017, 12:30 | #180 |
Reputacja: 1 | Tak, wiem, że to nie byk. Middenheim teraźniejszość Droga do Krudenwaldu była ciężka, bo choć wyruszyli, gdy tylko opady zmniejszyły się, to już kolejnego dnia śnieżyce na nowo zagościły w tym rejonie Middenlandu. Robili postoje, gdy tylko natrafiali przy drodze na choćby niewielką grotę, wyrwę chroniącą przed wiatrem, czy choćby zagajnik tak gęsty, że pozwalał odetchnąć od wiejącego w pysk wiatru. W samej wsi przywitano ich, cóż, chłodno, nikt jednak nie robił im problemów i gdy obudzili się rankiem w karczmie, z Bauer ulgą stwierdził, że nikt ani ich nie okradł, ani nie poderżnął gardeł. Wbrew temu, czego obawiał się Aldric, brak entuzjazmu nie oznaczał wrogości. Chyba stał się zbyt podejrzliwy...
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |