Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-04-2018, 20:24   #11
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację
Ryży w końcu dogonił resztę. Zatrzymali się przy grupie podróżnych wędrujących z naprzeciwka. Nerwowo zatrzymał Natkę, swego kuca.
- Mamy tuzin orków na karku. Przyłączycie się i damy im odpór? - zapytał. Nie czekając długo na odpowiedź dorzucił: ile osób ma tarcze? Moglibyśmy zrobić mur i zza niego się ostrzeliwać i trzymać ich na dystans długą bronią. Tak długo jak się da - wyszczerzył zęby. - A potrafi ktoś strzelać wierzchem? Ja tak średnio, ale mogę spróbować. Zrobilibyśmy wypad w ich stronę, trochę ostrzelali i wrócili za tarcze. Co wy na to?
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 16-04-2018 o 20:25. Powód: literówka
Gladin jest offline  
Stary 16-04-2018, 22:10   #12
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Kilka miesięcy wcześniej na Black Fire Pass, Góry Czarne

Dość wysoka jak na Khazadkę kobieta, poprawiła jedną ręką szelkę od plecaka, który bez wysiłku dźwigała na plecach. Drugą dłoń przystawiwszy do czoła rozejrzała się po okolicy, łapiąc głośniej głęboki oddech.
Umięśniona chociaż nie tęga, ubrana była w skórzaną, farbowaną na czarno-niebiesko kurtę i kaftan kolczy, czarne spodnie oraz ciężkie, wysokie za kostkę, skórzane buty. U pasa kołysał się pięknie wykonany młot bojowy - prezent od ojca. Normalnie dzierżyła go w ręce, ale teraz, na szlaku musiała skupić się na wspinaczce.

Wiele już dni minęło odkąd Sigrid Silbermond zwana Księżycem opuściła najpiękniejszą z krasnoludzkich twierdz - Barak Varr. Nie uczyniła tego dla rozrywki. O nie! Musiała udowodnić, że potrafi wykorzystać nauki mistrza i zdobyte doświadczenie, aby drogą własnych badań i prób opracować unikalne projekty run. Ostatni, choć kto wie jak długi test, zanim będzie godna zostać mistrzem.

Najpierw więc popłynęła łodzią do Karaz-A-Karak, a potem wraz z kilkoma krasnoludzkimi handlarzami wyruszyła górskim szlakiem… Zamierzała dotrzeć aż do Altdorfu…

Wkrótce okazało się jednak, że podróż w małej grupie bywa uciążliwa. Na pamięć znała już wszystkie historyjki Rudego i Bruna. Nudziło ją też ciągłe nagabywanie Bizona, który wciąż próbował dobrać jej się do majtek. Parę razy musiała przyrżnąć mu pięścią, żeby zabrał włochate łapska i nabrał pokory.

Nie bała się o siebie. Umiała radzić sobie z mężczyznami. Ale postanowiła przy najbliższej okazji dołączyć do karawany. Musiała zmienić otoczenie. No i dawało to szansę na uzyskanie więcej informacji.

Dużo później w Grissenwald...

Rozmowa, którą chcąc nie chcąc podsłuchała leżąc zawinięta w koc pod jednym z wozów karawany kupieckiej, do której dołączyła w okolicach Nuln, zjeżyła jej włos na głowie.

Ta szpiczastoucha Alane odnalazła i niestety splądrowała grób jednego z członków jej gildii. Crag Granitowy Topór i jego notatnik. Notatnik!? Co było w nim oprócz tego co opowiedziała elfka? Czy krasnolud zdradził tajemnice ich fachu? To nie mieściło się Sigrid w głowie. Od wieków pilnie strzegli tajemnicy run, a ten bęcwał zapiski sobie robił?
Musiała je przeczytać. Za wszelka cenę. Dziwnym w tej sprawie było to, że rzekome notatki zabezpieczone były jakąś magią. Skąd? Jak? Przez kogo? Dlaczego Crag nie pisał w tajnym języku ich gildii???
I do tego zagadkowa i jakże niebezpieczna runa. Oczy Sigrid zapłonęły żądzą.

Zerwała się z posłania i podeszła do dyskutującej grupki. I zaoferowała pomoc w zamian za udział w łupach.

Obecnie, na drodze do Parravonu...

Nieomal wpadli w zasadzkę! Przeklęte orki próbowały nadziać ich na swe włócznie jak szaszłyki i zablokowały przejazd powalając kilka drzew. Byłaby ruszyła na nich z młotem i okrzykiem na ustach gdyby nie sygnał do odwrotu. Zaklęła siarczyście i spięła swojego podjezdka. Kary bez sprzeciwu zawrócił i ile sił w kopytach pognał za resztą.
Sigrid obejrzała się za siebie. Za nią pędził jeszcze czerwonowłosy niziołek - Ryży Marchwiowy.

Gniew powoli ustępował pola rozsądkowi.
Rzęsisty deszcz utrudniał ocenę sytuacji. Było ślisko, a orków był chyba z tuzin. Może i lepiej zrobili unikając starcia.
Kiedy natknęli się na grupę podróżnych ucieszyła się. To dawało nowe możliwości i wyrównywało szanse.

- Wy se postrzelajcie ile się da, ale jak się zbliżą te paskudne ryje, to mój młot dla nich zaśpiewa - odpowiedziała na słowa Ryżego Sigrid z groźbą w głosie.

Zasadzka była dobrym pomysłem. Osłona również. Resztę zrobi jej młot. No i może szabelki i co tam jeszcze reszty towarzyszących jej zatraceńców.
Sigrid zachichotała w duchu na myśl o walce.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 17-04-2018 o 07:57. Powód: Literówki i babol..
Felidae jest offline  
Stary 16-04-2018, 22:23   #13
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Laurenor podczas kilku ostatnich lat przewędrował sporą część Imperium i kawałek Bretoni jak ludzie nazywali te swoje królestwa. Pewnie nawet nie wiedzieli jaki podział tych ziem był zanim pierwsi ich praojcowie postawili swoją nogę w Starym Świecie.
Teraz to było nie istotne. Teraz ludzie i elfy były sprzymierzeńcami i może bez większej wiary w siebie nawzajem to jednak w chwilach niepewności i zagrożenia wspierali się. Laurenor był otwartym osobnikiem jak na elfa. Poznawanie ludzi było dla niego czymś ważnym. Miał cel w wędrówce przez Stary Świat o którym nic jego towarzysze się nie dowiedzieli i zapewne się nie dowiedzą.

Zatrudniony jako najemnik walczył razem z nimi z orkami. Elfi mag szkolony był w walce z innym wrogiem, ale doświadczenia nabrane podczas ostatniej wielkiej bitwy zostały zapamiętane i nie raz będzie z tej wiedzy korzystał.

***

Deszcz lał i wszyscy kompani przemokli. Nawet Laurenor ubrany w najlepsze ubranie i płaszcz czuł wszechobecną wilgoć. Na szczęście mag komponenty swoich czarów trzymał szczelnie zamknięte w sakiewkach z nieprzemakalnych materiałów i do tego pod płaszczem.
Laurenor jechał na białym wierzchowcu. Swojego poprzedniego stracił w walkach z orkami a ten był pod jego siodłem od tygodnia. Trochę kosztował, ale był smukły i szybkim wierzchowcem. Bretończycy kochali konie i jeśli jakieś sprzedawali to nie były niedożywione jak w Imperium. Sam na siwku prezentował się olśniewająco. Białe szaty przetkane srebrnymi nićmi we wzory elfów mieniły się nawet podczas deszczu. Przy pasie w pięknej, zdobionej pochwie spoczywał misternie kuty miecz co można było stwierdzić po rękojeści.

Elf zwolnił i położył rękę na broni gdy zobaczyli nadciągających jeźdźców. Gdy się odezwała jedna z kobiet nie odzywał się nie chcąc prowokować. Ludzie w każdym zakątku tego świata byli uprzedzeni do elfów. Lecz gdy mag rozpoznał krewniaka wśród przybyłych sam się odezwał.
-Jeśli gonią was drogą to będą stłoczeni i łatwo w nich wpadniemy i pokonamy. Jeśli lasem to bez zasadzki się nie obejdzie. Jaką pewność mamy, że nadciągają?- Zapytał przyglądając się grupie.
 
Hakon jest offline  
Stary 17-04-2018, 09:24   #14
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Zasadzka zatem. Brzmiało to rozsądnie, skoro nikt nie zamierzał uciekać. Tyle, że stanie kupą na środku gościńca ciężko było elfowi nazwać zasadzką, a tę całą radosną zbieraninę zgranym oddziałem. Mogli mieć umiejętności, ale nie walczyli jeszcze w grupie. Odruchy weterana wielu kampanii szybko wzięły górę.

- Strzelcy, do lasu, chować się po obu stronach traktu, nie blokować sobie linii strzału! Laurenor… ty się nie chowaj, słońce łatwiej schować za chmurami, niż ciebie między drzewami. Ja poluję na ich szefa, jeśli jakiś będzie, może się rozproszą. Tarcze - zatrzymać szarżę! Potem kontra wokół tarcz!

Wojska w dziesięć sekund się nie stworzy, ale Ari’Sainen wiedział, że mówi do doświadczonych zabijaków, a nie farmerów. Dadzą radę. Ruszył w lewą stronę, przywiązując konia do jednego z drzew. Łuk trzymał pod przykryciem do ostatniego momentu. – „Eh, Francois, kiedyż wreszcie ludzie nauczą się wyrabiać łuki, które wytrzymują choć trochę deszczu…”
 

Ostatnio edytowane przez Phil : 17-04-2018 o 09:30.
Phil jest offline  
Stary 17-04-2018, 11:32   #15
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Elfi mag przytaknął Ari'Sainenowi. Laurenor nie czuł się komfortowo ukryty pośród drzew. Towarzysze, a przede wszystkim Ari lepiej się czuli w ostępach leśnych. Mag natomiast wolał nie być skrępowany bliskością drzew i krzaków. Wolał mieć miejsce na czarowanie i szermierkę czy strzelanie.
W obecnej sytuacji strzelanie nie wchodziło w grę. Zacinający deszcz tylko sprawiał problemy a i ryzyko uszkodzenia broni było znaczne.

Elfi mag przywiązał wierzchowca obok Ari'Sainenowego i stanął na środku traktu. Zaczął splatać magię i tworzyć czary, które miały wspomóc w walce.
Migotliwa tarcza była pierwszą, którą wyczarował gdy ujrzeli przeciwnika. Drugim czarem był Pancerz Eteru zapewniający względną ochronę i na koniec jako czar przygotowujący do walki Rozbłysk uprzednio ostrzegając towarzyszy by zamknęli oczy.

Sama walka w wykonaniu elfa wyglądała, że stał z tyłu i Gorejącym wzrokiem raził wrogów a jeśli już musiał stanąć do walki to szybko chciał ją zakończyć czarami parując mieczem ciosy.
 
Hakon jest offline  
Stary 17-04-2018, 12:36   #16
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Alane posłuchała osobę o czerwonej twarzy... Czmychnęła między drzewa, zeskoczyła z konia uwiązała go do drzewa. Następnie skoczyła za pobliskie, oparła o nie włócznię, wyjęła kuszę z worka przeciwdeszczowego i jęła czekać na dogodną okazję do strzału.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 17-04-2018 o 12:46.
archiwumX jest offline  
Stary 17-04-2018, 20:05   #17
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
Altdorf i polowanie w Kemperbad,
Wcale nie tak dawno temu...


Dieter Krankbaum szedł ulicą w stronę karczmy „Marzenie Ściętej Głowy”. Rozkoszował się ciepłem dnia i spokojem, jaki go otaczał. Co prawda Altdorf wrzał swoim codziennym życiem i tylko osoby o wyjątkowo zdeformowanych klepkach mogły nazwać to spokojem, ale mężczyźnie to nie przeszkadzało. Wylizawszy się z ran po poprzednim zleceniu, zainkasowaniu okrągłej sumki, z poczuciem dobrze wykonanej roboty oraz co istotniejsze - swoim wkładem w sprawienie, by ten podły świat stał się ciut lepszy, szedł raźnym krokiem. Nie musiał mieć oczu dookoła głowy i mógł się zrelaksować - znowu tylko na tyle, na ile można sobie pozwolić w Altdorfie, jeżeli nie chce się stracić sakiewki. Oddawszy się tym pozytywnym myślom bardzo szybko znalazł się przed wejściem i zszedł po schodkach. Od kilku dni rozglądał się za czymś nowym, a Ścięta Głowa była jego ulubionym miejscem. Karczma jak karczma, trafiało tutaj bardzo wiele osób dopiero co przybyłych po raz pierwszy do stolicy, bo leżała blisko bramy, miała znośne ceny i znośne jadło. Zawsze było ciekawie posłuchać, co się w świecie dzieje. Karczma miała też swoich stałych bywalców, takich jak Dieter. Przychodzili tu, aby załatwić swoje sprawy. Wszyscy oni znali się z widzenia i dawało im to poczucie bezpieczeństwa. Jakakolwiek nowa twarz siedząca w karczmie na tyle długo, by dać się zapamiętać, budziła czujność.
Do wieczora było jeszcze trochę czasu, ale nie było wolnych stolików. Siadł przy barze i zamówił piwo. Sącząc, rozglądał się niespiesznie w poszukiwaniu stolika, do którego mógłby się przysiąść. Wybrał grupkę przeciętnie wyglądających mężczyzn, ubranych raczej niebogato. Grzecznie zapytał o możliwość przyłączenia się do stołu, a otrzymawszy zgodę, przysiadł się z boku. Początkowo zapanowała cisza, ale wkrótce przestali zwracać na niego uwagę i wrócili do swoich rozmów. Dieter słuchał ich tylko jednym uchem - ot, w poszukiwaniu pracy ruszyli do stolicy i teraz zastanawiali się, co robić dalej. Dzień zmienił się w wieczór, a wieczór leniwie przechodził w noc. Nie liczył piw, ale miał jeszcze spory zapas gotówki i mógł sobie pozwolić.
Atmosfera ożywiła się co nieco, gdy do środka weszła raźnym krokiem postawna kobieta, w wysokiej jakości kolczudze i skierowała prosto do baru. Dieter leniwie obserwował ją, lekko już rozluźniony wypitym alkoholem. Nic nie zamówiła, ale dość długo szeptała z barmanem. Potem przesunęła po kontuarze coś, zapewne pieniądze i wyszła. Łowca westchnął, liczył na to, że wydarzy się coś ciekawego. Uśmiechnął się do zbliżającej się karczmareczki. O dziwo, postawiła mu na stole piwo.
- Nie zamawiałem tego, ślicznotko - przytrzymał ją za rękę.
- Ktoś zamówił to dla Ciebie - odwzajemniła uśmiech, wyjęła rękę i zawróciła do baru.
- Kto? - zawołał za nią, ale nie odwróciła się by odpowiedzieć.
- Ja zamówiłam - usłyszał cichy głos obok siebie. Drgnął obracając się w stronę głosu. Obok niego siedziała postać, której twarz ginęła pod ciemnym kapturem.
- A kim Ty jesteś? - warknął Dieter zły, że ktoś tak go zaskoczył.
- Myślę, że Twoim zleceniodawcą. Potrzebuję kogoś znaleźć i szukam kogoś, kto za odpowiednią opłatą tego dokona.
- Słucham więc - łowca odprężył się i pomyślał, że chyba szczęście się do niego uśmiechnęło, bo kolejne zlecenie samo przychodzi do niego bez wysiłku.
- Znałeś może zielarkę Vanette?
- Tak - westchnął. - Przykra sprawa, słyszałem co się stało. Sam chciałem trochę maści u niej zamówić, żeby szybciej do sił wrócić. Musiałem poszukać nowego zielarza.
- Zapłacę za znalezienie tego, kto dokonał napadu i za wszelkie informacje o tym, co się stało z elfką. Płacę sto złotych koron. Zainteresowany?
Dieter szybko zaczął kalkulować, ale miły szumek w głowie nie sprzyjał negocjacjom. - Dwieście - rzucił szybko pierwszą kwotę, która przyszła mu do głowy. Tajemnicza postać podniosła się z miejsca. - Sto pięćdziesiąt?
- Sto dwadzieścia - odezwała się zakapturzona. - Pracuję dla hrabiego Rubindera, po wykonaniu zlecenia tam mnie szukaj.
- Ale jak się nazywasz?
- Lara - uchyliła przy tym leciutko kaptur. Dieter nie zdążył zobaczyć jej twarzy, ale zauważył charakterystyczne rude włosy, których pukiel mignął w świetle.
- A więc do zobaczenia Laro - murknął w cień, bo po jego rozmówczyni nie było już śladu. Zostawił niedokończone piwo i ruszył do swojego pokoiku, przespać się i przemyśleć sprawy na spokojnie.
Wstał wypoczęty, a jego mózg w nocy poukładał sobie fakty. Zaczął od przejścia się do sklepiku zielarki by popytać sąsiadów co widzieli. Potem ponownie udał się pod Ściętą Głowę, szukając informacji. Przez dwa tygodnie powoli układał sobie w głowie zdobywane informacje. Najbardziej wyraźnym tropem był niziołek, który pojawiał się w okolicy mniej więcej w tym samym czasie, w którym zniknęła Vanette. Zwracał uwagę na siebie, bo przychodził przesadnie dobrze ubrany w dzień, zachowując się jak jakiś chędożony arystokrata. A w nocy pojawiał się odmieniony, pijąc i odwiedzając burdele. Za dnia był ostrożny, w nocy wręcz przeciwnie. Pił, chwalił się, śmiał i zachowywał agresywnie. Przedstawiał się jako Rullff. Najczęściej wyjeżdżał (i powracał) z Altdorfu przez zachodnią bramę, niestety poszukiwania z tej strony nie dały żadnych rezultatów. Dieter utknął w martwym punkcie i nie potrafił ruszyć dalej. Zaczynał się zastanawiać, czy nie będzie musiał odpuścić zlecenia. Szczęście, które na ogół swoimi łaskami obdarzało go oszczędnie, tym razem się uśmiechnęło. Znalazł list gończy za nikim innym, ale niziołkiem Rullffem. Ostatnio widziano go w Worlitz. Spakował się więc i wyruszył za tym tropem. Okazało się, że jego cel miał wiele istnień na sumieniu, z którymi potrafił się rozprawiać bestialsko. Łowca cieszył się z tego zlecenia. Oczyści ten świat z jeszcze jednego bandziora dzięki czemu jakieś dziecko nie zostanie sierotą. Znajdzie go, choćby nie wiem co, obiecał sobie. Z Worlitz podążył do Kemperbad gdzie musiał zacząć postępować bardzo ostrożnie - jego cel najwyraźniej był już bardzo blisko. Nie chodził i nie pytał, ale siadał, słuchał, obserwował. Potrafił przeleżeć na dachu budynku naprzeciw karczmy całą noc słuchając rozmów i obserwując wchodzących i wychodzących. Spędzał noce przy bramach miejskich, w dzień odsypiał - szybko doszedł do wniosku, że niziołek będzie mnie ostrożny nocą. Wytrwałość i ciężka praca, opłaciły się. Piąty niziołek, którego śledził od bramy, w karczmie okazał się poszukiwanym Rullffem. Nad ranem śledząc swoją ofiarę minął rogatki miasta i dotarł do domu stojącego na uboczu, gdzieś w pobliskiej wiosce. Kolejnych kilka dni poświęcił obserwacji chaty. Niziołek praktycznie codziennie wieczorem wychodził z domu i wracał późną nocą. Potem przez cały dzień pozostawał w środku. Nikt go nie odwiedzał i chyba mieszkał sam. Doskonale - pomyślał ciesząc się, że nie będzie potrzebował najmować nikogo do pomocy. Postanowił złowić go w środku dnia spodziewając się, że Rullff będzie ciężko spał.
Operacja była banalnie prosta. Dwa dni później wszedł sobie do środka jak gdyby nigdy nic i znalazł niziołka w łóżku, w piwnicy. Obudził go kopniakiem i przystawił miecz.
- Czas na ciebie kreaturo. Naraziłeś się zbyt wielu osobom. Dostarczę cię żywego lub martwego do Altdorfu i jeżeli o mnie chodzi, to ta druga opcja bardziej mi odpowiada.
- Do Altdorfu? - zaśmiał się skrzekliwie niziołek. - Czemu akurat tam?
- A jakie to ma znaczenie? Tam mi płacą, tam Cię dostarczam.
- Za mnie wszędzie chcą płacić - zarechotał. - Kto za mnie chce Ci zapłacić?
- Dowiesz się, gdy tam dotrzemy.
- Powiedz mi, a ja wtedy rzucę się na Ciebie i będziesz mógł próbować mnie zabić - Rullff wysunął nogi spod kołdry i postawił je na podłodze.
- Ani drgnij!
- Już drgnąłem - ziewnął. - Ale jeżeli chcesz mnie zabić, to musisz wyjawić mi imię zleceniodawcy. W przeciwnym razie - przeciągnął się - będziesz musiał się ze mną wlec całą drogę.
Dietera irytował ten wyrodnialec. Chętnie by zakończył jego żywot tu i teraz.
- Najwyraźniej zalazłeś za skórę hrabiemu Rubinderowi, mały… - nie dokończył zdania, bo niziołek wybuchnął śmiechem.
- Doprawdy? A czy ten Twój hrabia wie, że mój mistrz właśnie w Altdorfie zajmuje się szkoleniem swojego wnuka? A teraz giń! - wykrzyknął i rzucił się na Dietera. Ten pchnął trzymanym mieczem, ale jego przeciwnik okazał się dużo, dużo szybszy. Pchnął go na podłogę, z niesamowitą siłą przygiął do podłogi. Ku przerażeniu Dietera, w jego rozwartych ustach zalśniły bardzo długie kły.
- O bogowie! - jęknął nie mogąc się ruszyć. - Kim? Czym Ty jesteś?
Rechot potwora zmienił się w charknięcie, gdy został odrzucony bełtami, które nagle go przeszyły. Zanim Dieter się otrząsnął, niski krępy kształt minął go w biegu. Cios za ciosem spadał na leżącą na podłodze postać. Zebrał się z podłogi, ale nie było już co robić. Czymkolwiek był Rullff, należał do przeszłości.
- Tylko mi nie mówcie, że zabiliście Rullffa - usłyszał zza siebie głos.

Gościniec prowadzący do Parravonu,
Obecnie...


Spotkani niedawno towarzysze okazali się być łowcami wampirów i w duszy Dieter dziękował za to że nie znaleźli się w tej chacie kilka chwil później bo byłby skończył niechybnie z rozpłatanym gardłem, lub co nawet gorsze dla młodego mężczyzny sam stałby się krwiożerczą bestią mordującą w szale niewinnych. Z zaciekawieniem wysłuchał wyjaśnień wybawców, przekazali mu najważniejsze informacje o podobnych temu którego spotkali i nie minęło dużo czasu jak Dieter poprosił by pozwolili mu też zwalczać to plugastwo u ich boku. Kupiwszy za zarobione pieniądze lepszy ekwipunek rychło wyruszył z nowymi towarzyszami na szlak zmierzający w stronę Gór Szarych gdzie podobno znajdował się ktoś gorszy od spotkanego wcześniej wampira.

* * *

Podróż przebiegała bez większych przeszkód gdyż Dieter był przyzwyczajony do dalekich wypraw w poszukiwaniu obiektów zlecenia, którzy wielokrotnie nie zamierzali ułatwiać byłemu łowcy nagród pracy i nie siedzieli na tyłkach czekając tylko na pojmanie. Deszcz zacinał mocno więc łowca skrył większość twarzy w przemoczonym do cna kapturze płaszcza, z pod którego okolicę taksowały bystre oczy, lecz tym razem to nie wzrok był potrzebny a wyśmienity słuch. Przez ulewę do uszu Dietera na czas nie dotarły odgłosy spadającego drzewa, które wylądowało tuż przed nosem jego konia płosząc głupiego zwierzaka i posyłając przemoczonego łowcę w stronę błotnistego traktu. Wiele czasu nie minęło gdy chwyciwszy kuszę posłał bełt w stronę nadbiegających orków ze swojej kuszy powtarzalnej i unikając przecinających powietrze ciężkich włóczni ciskanych przez poukrywanych w gąszczu zielonoskórych szybkim ruchem wskoczył na wierzchowca i razem z resztą pognał w przeciwnym kierunku by wyrwać się z zasadzki.

Nie minęło dość czasu by uspokoić oddech a trafili na innych podróżnych zmierzających traktem, nieznajomi wydawali się zaprawieni w bojach i byli też dobrze uzbrojeni.
- Zielonoskórzy na trakcie za nami, może kilkunastu ale teraz jest nas więcej... - przerwał na moment by złapać oddech, w oddali słyszał zbliżające się okrzyki biegnących za nimi zielonoskórych - ...wyglądacie na takich co znają się na walce, myślę że powinniśmy rozbić ich teraz by nie napadli na niewinnych, my mamy z nimi szanse.- mówiąc to wyciągnął zapasowe bełty z juków i doładował magazynek w kuszy.

Widząc że nowi są skorzy do walki podobnie do nich przypiął konia z pozostałymi i zarzucając tarczę na plecy przygotował się do poczęstowania zielonoskórych kilkoma bełtami.
 

Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 18-04-2018 o 07:41.
Ronin2210 jest offline  
Stary 19-04-2018, 22:32   #18
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację

Droga do Parravonu

Zagrożenie potrafi łączyć, by stawić im czoło. Tak też było w tej sytuacji. Nie minęła chwila i już padały deklaracje z różnych stron. Wszyscy byli zgodni, by gdzieś pomiędzy drzewami ukryć wierzchowce. Te zaczęły być niespokojne, a jeźdźcy wiedzieli że coś się zbliża. Usłyszeli głośne Waaaaaghhhhhhhh orki pewne siebie nawet nie próbowali podchodzić ostrożnie w kierunku swych ofiar.
Jakie było ich zdziwienie, zamiast wystraszonych ofiar napotkali na swej drodze postać stojącą na środku traktu. Laurenor dziwnie błyszczał, za sprawą działania migotliwej tarczy. Kończył właśnie splatanie drugiego zaklęcia. Pancerz eteru w połączeniu z migotliwą tarczą sprawiały, że w głowie elfa pojawiły się wspomnienia. Niejedną walkę stoczył i nie raz już używał zaklęć by wspomóc się w walce. Jednak widok szarżujących blisko tuzina orków mógł sparaliżować nawet najbardziej odważnych. Pierwsze dwie włócznie pomknęły w kierunku elfa, nie wyrządzając mu jednak krzywdy.
Z gardeł orków wydobywały się niezrozumiałe gardłowe krzyki - porozumiewali się, kilkoro odłączyło się od głównej grupy w kierunku lasu. W tym właśnie momencie pomknęły ku nim strzały oraz bełty. Pierwsze trzy trafienia powaliły wielkie postaci prosto w leśną ściółkę.
Nie spowolniło to jednak impetu napastników, a następna salwa strzelecka Ari’Sainen’a, Françoisa oraz Alaryka unieruchomiła kolejnych dwóch orków.


Olegario, Sigrid oraz dzielny niziołek Ryży stanęli na drodze rozpędzonych orków. Mieli oni mieszane uczucia stając twarzą w twarz z zagrożeniem, jednak mogli ufać swoim towarzyszom, a ci w ostatnim momencie celowali prosto w nogi orków, by upadli prosto pod nogi walczących wręcz. W tym czasie Lavina pilnowała wierzchowców cały czas obserwująć pole walki. Jeden z orków upadł o kilkadziesiąt metrów od niej. Z wystającym z barku bełtem podniósł się zmierzając w kierunku włamywaczki. Ta stoją z mieczem w ręku wiedziała, jak się posługiwać bronią jednak nigdy nie walczyła jeszcze z tak dużym przeciwnikiem. Na szczęście dla niej, a nieszczęście dla orka z odsieczą przyszedł bełt wystrzelony przez Dietera . Bełt wbił się prosto w kręgosłup maszkary, a ta upadła nieopodal włamywaczki.
Olegario biegł na spotkanie z wielkim orkowym siekaczem, korzystając jednak z przewagi długości włóczni nad zakrzywionym ostrzem orkowego miecza wbił mu ostrze prosto w brzuch, łamiąc przy okazji drzewce włóczni. Ork jednak jak by nic sobie z tego nie robił. Siekacz opadł na najemnika z siłą tak wielką, że chroniący się za tarczą Olegario zupełnie stracił równowagę, a tarcza została strzaskana poważnie raniąc jego lewą rękę. Na szczęście z pomocą najemnikowi przyszła Sigrid nokautując orka jednym ciosem w plecy.
Na nogach ostał się jedynie jeden ork …

Dzike wino - Parravon

Pojawienie się dwójki obcoświatowców, zawsze wzbudza emocje. Nie inaczej było w Dzikim winie. Trójka mężczyzn wpatrywała się to na Hugo to na Foggie omawiając coś po cichu. Żaden z nich nie miał jednak złych zamiarów w stosunku do tej dwójki.


- Helena zaraz przyniesie wam wino - Joanna odezwała się do Foggi - pieczony zając będzie pannie odpowiadał ? - zapytała gospodyni spoglądając najpierw na Foggie, dopiero później na Hugna.
- Muszę panienkę zmartwić, nie mam pojedynczych pokoi, mam za to taki z dwoma pojedynczymi posłaniami, jeśli to panience nie będzie przeszkadzać. - odezwała się do Tileanki. - wspólnej izby na piętrze nawet nie proponuję - uśmiechnęła się ciepło. - Jeśli pozwolicie, przysiądę się do was za jakiś czas, chętna jestem opowieści z dalekich krain.

Po jakimś czasie Helena - biorąca właśnie praktyki u Joanny dziewczyna przyniosła chłodne wino i gorące potrawy życząc - smacznego i zostawiając dwójkę przyjaciół w samotności ukradkiem spoglądając na Estalijczyka.

Do karczmy zaczęli schodzić się ludzie, Foggia i Hugo siedzieli przy stole niedaleko otwartego okna, przez które wchodziły pnącza winogron rosnących tuż przy murze karczmy. Słodkie grona, zachęcały do ich skosztowania.


Olegario - 7/14 Żyw.


 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 20-04-2018 o 09:12.
Feniu jest offline  
Stary 20-04-2018, 16:13   #19
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Na tarczach orków widać było prostackie rysunki złamanego kła. Niedobitki oddziałów Gurdaga, zapewne odłączyli się od głównych sił, by plądrować na swój własny rachunek. Cóż, mieli pecha trafić na dobrze wyszkolonych wojowników. Szczęście dopisało zaś kupcom, których Ari’Sainen z towarzyszami wyprzedzili z godzinę temu. Elf wyszedł spomiędzy drzew, był pewien, że ktoś zajmie się ostatnim pozostałym przy życiu orkiem.

- Kalian sinh mal’nari silian kare mn’okhi areni sakhi. Naa’ mari polno secus gerios lainafo.... – mamrotał pod nosem zmierzając do wijącego się z bólu Olegario. Alane i Laurenor zdołali tylko wyłapać pojedyncze słowa, coś o łamaniu szyku w walce. Ari’Sainen sztyletem rozciął skórzane pasy tarczy, odrzucając jej potrzaskane resztki w bok. Niezbyt delikatnie manipulował ręką Olegario wiedząc, że ten i tak nie pozwoli sobie teraz na chwile słabości. – Strzaskany łokieć. Jak wy to ludzie mówicie? Do wesela się zagoi czy jakoś tak. Mam nadzieję, że nie twojego, bo ty zdążysz umrzeć ze starości, nim się ożenisz. – Ostatnie słowa wypowiadał już łamiąc drzewce włóczni na jeszcze krótsze kawałki. – Laurenor, pomożesz coś zanim go powiążę?

* * *

Ari’Sainen przyjrzał się wreszcie świeżo poznanej grupie. Mieszanka wybuchowa, składników było więcej, niż w gulaszu przyrządzanym przez Ludwika... Przez krótką chwilę przed oczami elfa pokazał się kucharz z oddziału Mignarda, taki jakim go zapamiętał, leżący z rozpłatanym gardłem na krzaczkach niedojrzałych jeszcze jagód gdzieś w Kruczych Wąwozach. Wstrząsnął głową wyrzucając ten obraz z pamięci, choć na chwilę, dopóki znów nie powróci. Nowi radzili sobie nie najgorzej z bronią, którą nosili, trzeba im to było przyznać.

- Do Parravonu zmierzacie? Więcej niespodzianek przy trakcie chyba nie powinno być, ale nie zaszkodzi pójść w większej grupie.
 
Phil jest offline  
Stary 20-04-2018, 17:15   #20
 
Moshanta's Avatar
 
Reputacja: 1 Moshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputację
+ Kerm i Feniu <3

- Pieczony zając brzmi fantastycznie. - Foggia uśmiechnęła się do przemiłej, starszej kobiety. - Co do pokojów, to weźmiemy ten wspólny z osobnymi łóżkami, skoro nie ma innego wyjścia.
Odrzuciła kosmyk włosów na plecy, przy okazji nie umknęło jej aż nazbyt oczywiste spojrzenie służki posłane Hugonowi.
- Mam nadzieję, że trafi w wasze gusta - rzekła starsza kobieta uśmiechając się ciepło. - rzadko zdarza się, że do Parravonu przybywają ludzie z tak dalekich krain., a już pani uroda na pewno wzbudza podziw i zazdrość u co poniektórych. - odchrząnęła - ale wybaczcie moje maniery, nazywam się Joanna D’ombose i jestem właścicielką tej karczmy od kilku dziesięcioleci .
- Moja uroda czasami przysparza mi kłopotów. No ale nieważne… Foggia de Armas Garritano, to mój towarzysz Hugo von Reuss. - Zwadźczyni przedstawiła ich. - Jak się sprawy mają w okolicy? Może słyszała pani o jakiejś grupce, która zmierza w stronę Gór Szarych? My niby w przeciwnym kierunku, ale ostatnio usłyszeliśmy o mistrzu szermierki z Bretonii, który odwiedził klasztor La Maisontaal i postanowiliśmy się tam udać. Te parę dni drogi nie zrobią nam różnicy, prawda, Hugo? - Tileanka uśmiechnęła się do kompana i przeniosła wzrok na starszą kobietę.
- Prawda. - Hugo skinął głową. - Te parę dni to żadna różnica. Pokój też nam odpowiada - zapewnił.

Nie miał nic przeciwko temu, by spędzić noc pod jednym dachem z Foggią, chociaż trudno było ukryć, że osobny pokój dałby mu nieco swobody. Służąca była ładna i, jak to się mówi, warta grzechu.
- La Maisontaal powiadacie, dwa dni temu był u mnie pewien braciszek z tegoż klasztoru. Mówił, że spędzi tutaj kilka dni szukając jakichś ksiąg, czy zapisków dla swojego przeora - oznajmiła Joanna - zapewne zajdzie tu jeszcze nie raz, na nasze pyszne wino. Jeśli zaś chodzi o grupę zmierzającą w stronę klasztoru to zapewne znajdziecie taką. Co rusz ktoś zmierza w kierunku Imperium.
- No, to brzmi nieźle. I wino, i braciszek, który może udzielić informacji, i możliwość znalezienia jakiejś grupy, jadącej do klasztoru - potwierdził Hugo. - Widzę, że mieliśmy szczęście, trafiając pod pani dach, pani Joanno. - Uśmiechnął się do rozmówczyni. - Macie tu łaźnię? - spytał. - Przydałoby się odświeżyć po podróży.
- Popieram, dla mnie może być nawet balia z gorącą wodą, nie jestem wybredna - rzuciła Tileanka. - Potem przydałoby się znaleźć tego braciszka i z nim porozmawiać. Mówił, gdzie się zatrzyma? - Foggia spojrzała na Joannę.
- Jeśli szuka informacji - Hugo nie był zbyt ochoczy, by ruszyć na poszukiwania braciszka - to może wracać do siebie późnym wieczorem. Może faktycznie lepiej tu na niego zaczekać? Dobre jedzenie, miła obsługa... A on najwyżej na nas poczeka, gdyby tu przyszedł i nas nie zastał.

- Jasne, może być. - Foggia wyciągnęła się na krześle, splatając dłonie za głową. - Takie ładne i spokojne miejsce aż żal opuszczać.
- Łaźnie mamy, niedaleko zamku, jak popytacie mieszkańców to was pokierują. Co do braciszka, to poczekajcie za nim, on powinien się zjawić niedługo - odpowiedziała Joanna. - A teraz rozgośćcie się moi mili, a ja każę Helenie przygotować dla ciebie balię z gorącą wodą. - Wypowiedziawszy te słowa Joanna wstała od stołu. - Teraz wybaczcie muszę iść do innych gości. Przyjemnego pobytu w Dzikim winie - życzyła odchodząc do kuchni.
- Dziękuję. I do tego wiadro z zimną, jeśli to nie problem. - Tileanka uśmiechnęła się do Joanny. - Zatem poczekamy na braciszka,a w międzyczasie wezmę kąpiel.
- Może potrzebujesz pomocy w myciu pleców? - zapytał, żartobliwym tonem, Hugo, równocześnie uśmiechając się lekko.
- Wiem, że bardzo pomocny i poczciwy z ciebie człowiek, Hugo, ale myślę, że poradzę sobie sama. - Puściła mu oczko i zaśmiała się. - Ale widziałam, że służka Joanny się chyba tobą zainteresowała, więc pewnie ona nie będzie mieć żadnych obiekcji co do umycia pleców. I pewnie nie tylko. - Tileanka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu.

- Zosia-samosia - mruknął Hugo z udawanym niezadowoleniem.
- Tak mnie ojciec nauczył, poza tym na wszystko przyjdzie czas - rzuciła wesoło. - Poza tym z tą młódką możesz mieć dużo więcej zabawy, niż ze mną. Na pewno coś wykombinujesz i sobie poradzisz. - Klepnęła go w ramię.
Hugo zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów.
- Nie wierzę, że taka kobieta jak ty, ustąpiłaby w czymkolwiek jakiejś dzierlatce - powiedział z wyraźnie okazanym niedowierzaniem. Ponownie spojrzał na Foggię, jakby ją oceniając.
- Też w to nie wierzę, ale mam z kolei uczyła, żeby być skromną... choć z drugiej strony, jakoś mi nie wychodzi. - Foggia znów puściła mu oczko. - Jak mówiłam, na wszystko przyjdzie czas, przyjacielu. A zmieniając temat: po wyprawie do klasztoru kieruję się od razu w stronę Tilei. Masz takie same plany, czy jednak zamierzasz wybrać się gdzie indziej?
- A może odwiedzisz ze mną Estalię? - spytał. - Nowe kraje, nowe przygody...?
Foggia uniosła brwi, a Hugo mógł dostrzec błysk ciekawości w jej oczach.
- W sumie to nie jest zły pomysł. Nigdy tam nie byłam, ojciec tylko opowiadał mi czasem o tym waszym mistrzu Figueroa, który zrewolucjonizował szermierkę - powiedziała z ekscytacją w głosie. - Z chęcią się z tobą wybiorę, to może być ciekawe doświadczenie. - Uśmiechnęła się. - Zwłaszcza, że klimat z pewnością będzie mi odpowiadał.
- Zdecydowanie jest tam przyjemniej, niż w Górach Szarych - odparł Hugo z uśmiechem. - Lepsza pogoda, dobre wino, piękne dziewczyny, chociaż to raczej cię nie zainteresuje, przystojni, szarmanccy mężczyźni...

- A może nie muszę się już rozglądać za innymi przystojnymi i szarmanckimi mężczyznami, bo jednego takiego mam już przy sobie? - Uśmiechnęła się tajemniczo, upijając wina z kubka.
- Masz? - Hugo rozejrzał się dokoła. - Przed chwilą ktoś mi proponował oddanie się w ręce panny Heleny... - Uśmiechnął się i uniósł kubek. - Twoje zdrowie.
- Widzisz, jak o ciebie dbam? - Zmarszczyła nosek, mówiąc wciąż rozbawionym głosem. - Chciałam, żebyś się dobrze bawił, to chyba dobrze, prawda?
- Jesteś prawdziwym skarbem, moja droga. - Hugo ponownie się uśmiechnął. - Gdzie ja znajdę drugą taką wspaniałą kobietę...? No powiedz sama...
- Nie znajdziesz. Jestem wyjątkowa i musisz się z tym pogodzić. - Wzruszyła teatralnie ramionami, pociągając kolejny łyk wina. Świetnie jej się rozmawiało z Hugonem i cieszyła się, że to na niego trafiła wtedy w karczmie. W obecnych czasach osoba, z którą można było miło spędzić czas i która jeszcze dbała o twoje życie i zdrowie była na wagę złota. - Więc co będzie z tą Heleną? Zainteresowany?
- No, powoli przyzwyczajam się do myśli, że na mej drodze znalazł się taki ideał, prawdziwe uosobienie urody, wdzięku, humoru, dobrego wychowania - odparł.
- I skromności. - Zaśmiała się.

- Po prostu nie zdążyłem tego wymienić - zapewnił Hugo. - A co do Heleny... Skoro wolisz, żeby ona się mną zajęła, zamiast ciebie, to co ja tu mam do powiedzenia? - powiedział na pozór całkiem poważnie.
- Wiesz, nie chcesz, nie musisz, ale podobno wy, mężczyźni z Estalii nie przepuścicie żadnej łatwej... tfu, to znaczy ładnej kobiecie - rzuciła, ironizując i żartując. - Jeśli potrzebne ci to do lepszego samopoczucia, proszę bardzo, mówiłam, że o ciebie dbam.
- Ciebie jakoś nie próbowałem zaciągnąć do łóżka, więc nie uogólniaj. - Hugo udał dotkniętego opinią o Estalijczykach. Słowa złagodził uśmiechem.
- No przecież żartowałam - odparła wesoło. - Wiem, że jesteś inny. I wiesz co… - Wstała nagle od stołu, chwyciła Hugona za dłoń i wyciągnęła od stolika. - Chodź, jednak umyjesz mi te plecy. I pewnie na tym się nie skończy. - Puściła mu oczko. - Życie ma się jedno, trzeba korzystać, czyż nie? Pani Joanno, balia do naszego pokoju, byle szybko! - Śmiała się, wbiegając po schodach.
Hugo bez chwili wahania ruszył za nią. Zapowiadał się ciekawy wieczór.
 
Moshanta jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172