- François? - zapytała siwa kobieta widząc wchodzących do karczmy wędrowców, szczególnie przyglądając się człowiekowi idącemu pewnym krokiem na przedzie grupy.
Mężczyzna pokiwał głową z szerokim uśmiechem. Podchodząc do kobiety zdjął z siebie płaszcz co by kobieciny nie zmoczyć, i uściskał ją mocno.
-
Jak dobrze Cię widzieć, i wiedzieć że jesteś cała i zdrowa ciotko.
- Ciebie również, ciebie również - oddaliła się od niego na długość ramion i spojrzała na niego od góry do dołu. -
Nadal błąkasz się po świecie - zapytała.
-
Nadal się błąkam po świecie, ciotko. - pokiwał lekko głową, wypowiadając te słowa spokojnie, wytrącając ten temat z rozmowy. Przyjrzał się swojej ciotce przez chwilę gdy wspomniała o dwójce, rozglądając się zaraz po karczmie.
- Nie wybieracie się czasem w kierunku Ubersreiku? - zapytała François -
Dziś trafiła do mnie dwójka ludzi, którzy do La Maisontaal chce się dostać.
-
La Maisontaal? A któż tam podróżuje, ciotko? Póki co ja i moi kompani rozglądamy się za jakąś pracą. - mężczyzna podrapał się po swoim czole. Zauważył schodzących z góry dwójkę osób mężczyznę i kobietę o dość orientalnej jak na Bretonię urodzie. Schodzili oni właśnie ze schodów, tylko po to by porozmawiać z rudowłosą
Heleną, po czym wrócili z powrotem na górę.
-
Tak to ta dwójka -
Joanna potwierdziła tożsamość osób na które patrzył się François. Po chwili dodała:
-
Świetnie się składa, że pracy szukacie, mieszka u mnie pewien mnich którego przeor prowadzi jakieś poszukiwania w dolinie Frugelhofen w Górach Szarych. - odparła na pytanie, siostrzeńca.
-
Mnich? Bardzo ciekawe, pewnie płaca będzie dobra. - mężczyzna pokiwał na jej słowa, rozglądając się za jakimś mnichem po sali. Gdy takiego nie ujrzał od razu wrócił wzrokiem do ciotki.
-
Ten którego szukasz poszedł już na górę, a ta dwójka pewno już z nim rozmawia - odparła właścicielka Dzikiego Wina.
-
Jeden z moich towarzyszy, ten młodzik - skinął głową na
Olegario -
dosyć mocno oberwał w dłoń, bo na trakcie napadli na nas zielonoskórzy. Bogom niech będą dzięki że nic poważniejszego się mu nie stało. Wie ciotka gdzie tu jakiś cyrulik albo balwierz najbliżej, w Parravonie?
-
Jeśli rana nie jest na tyle poważna i nie potrzebuje pomocy na już to przyprowadź go jutro do mnie, a ja lub Helena się nim zajmiemy. - odparła Joanna.
-
Dziękuję. - François skinął ciotce głową. -
A jak ciotka się miewa, ostatnimi czasy?
Dziękuję, nie narzekam interes idzie dobrze, a i pomocnice mam wspaniałe, w sam raz nadają się na żonę - powiedziawszy ostatnie słowo uśmiechnęła się do siostrzeńca.
Uśmiech na twarzy podstarzałego bretończyka nieco zrzedł gdy ciotka wypowiedziała ostatnie słowa. Przez chwilę milczał, spoglądając na przechodzącą obok pomocnicę ciotki.
-
Ano racja, nadają się. Pewnie niedługo im będzie szukać wybrańca.
-
Nadal wspominasz Henriettę? - zapytała bez ogródek.
-
Zawsze ją będę wspominał, ciotko. - mężczyzna odpowiedział dosyć chłodno, zastanawiając się czy to właśnie dlatego nie bywał u ciotki tak często, jak niegdyś.
-
Wiem, że wspomnienia bolą, ale czasem trzeba się zmierzyć z własnym strachem i bólem - dodała -
a teraz wybacz, porozmawiamy później muszę iść do kuchni bo twoi towarzysze zamówili jadła jak gdyby przez tydzień pościli.
-
Dziękuję za te dobre słowa, ciociu. Ale jestem już za stary by się uganiać za kobietami. - François powiedział od niechcenia, by zakończyć ostatecznie ten temat.
-
Na miłość nigdy nie jest za późno - Joanna powiedziała na odchodne puszczając do niego oczko.
***
François skinął głową do odchodzącej ciotki, wracając do już siedzących przy stole towarzyszy, siadając przy swych dawniejszych kompanach. Od razu poinformował
Olegario by się z rana stawił do ciotki bretończyka, by ta porządnie mogła się zająć jego rozwaloną ręką. Odchrząknął głośniej gdy już podawano do stołu, i zaraz zawołał by każdy z podróżujących razem z nim usłyszał:
-
Wznieśmy toast za zwycięstwo nad zielonymi bestiami, przyjaciele. Cieszmy się że sprawiedliwość dopadła tych bestii, i że żaden z nas nie poległ w walce. - zaraz kontynuował, wpierw przyglądając się reakcji pozostałych. -
Pewien mnich szuka ludzi do obstawy w powrocie do La Maisontaal. Szczęście Ranalda wydaje nam się sprzyjać, lecz ów mnich poszedł już na spoczynek na górę.
Mężczyzna po chwili wstał, wypijając resztę wina które miał w kielichu po toaście.
- P
roponuję by trójka z nas udała się z nim na rozmowy odnośnie tej pracy, na górę. Ponoć dwójka podróżujących w tej sprawie już z nim rozmawia, a nie chcemy zapewne byśmy zostali wykluczeni. Proponuję tą robotę całości, choć większości z Was nie znam - dodał -
bo los splótł nasze działania, i spoił nas bitewny ogień. Widziałem że sobie radzicie w walce, a trakt pokaże resztę.