Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2022, 12:17   #311
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Została podjęta decyzja by się nie wycofywać tylko okopać i wysłać podjazd, z którą kawaler de Truville się zgadzał. Wieczorem przyjrzał się, jak czeladź zbiera się do budowania palisady. Radzili sobie całkiem nieźle, zdecydował się więc pójść spać, jego rolą była tutaj walka i dowodzenie, a nie całonocne prace przed zbliżającą się bitwą.


****************************************

Kiedy pojawiły się latające gady i zaczęły spadać bomby, początkowo był zaskoczony jak wszyscy. A przecież miał już z nimi wcześniej do czynienia, gdy wraz z Amazonkami wyprawił się przeciwko gniazdom tych egzotycznych bestii...

- Szefie, to widzę że jednak nie dość dużo ich wybiliśmy wtedy! - Emilio wyszczerzył się w jego stronę, jednocześnie celując z kuszy do góry.
- Chyba jednego dostałem! - krzyknął po chwil z satysfakcją, kiedy jeden z jeźdźców spadł niedaleko, momentalnie stając się krwawą miazgą.

- Dobra robota, raz ich pogromiliśmy to teraz też potrafimy, szukajcie osłony i strzelajcie do nich! - Bertrand rozkazał swoim kusznikom, jednocześnie sam strzelając spod drzewa z pistoletu.


****************************************

Kiedy jakiś czas później obserwował pojedynek Togo z jaszczurzym czempionem, stwierdził że chyba nie doceniał tego zabawnego Pigmeja. Poza gadaniem, władał on też włócznią ze śmiertelną skutecznością. Kiedy tamten wzniósł w górę swoje krwawe trofeum, sam nabrał ochoty by wyzwać któregoś z wrogich wojowników na pojedynek. Jednak przybył posłaniec z wieściami i trzeba było decydować o losie całej bitwy.

Na zaproszenie Rivery by objąć dowództwo jednej z flanek, z uśmiechem zdjął kapelusz i skinął głową. Dobrze, że jego zasługi zaczynały być należycie doceniane.
- Dziękuje Kapitanie. Skoro Carsten chce spieszyć z pomocą Zoji, ja ruszę na drugą flankę by ponownie stanąć ramię w ramię z naszymi sojuszniczkami.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 10-09-2022 o 12:21.
Lord Melkor jest offline  
Stary 11-09-2022, 16:05   #312
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



- Más rápido más rápido! - ten popędzający okrzyk gnał marynarzy najpierw przez nowo postawiony obóz a potem przez nieprzyjazną, gorącą dżunglę. Jak magnes przyciągały odgłosy z tej dżungli. Gdy wychodzili szybkim marszem z obozu słychać było tylko odległe gwizdki. Ale żołnierze jacy o nich zameldowali nie mylili się i było je słychać, nie przewidizało im się. Więc dwie załogi wilków morskich gnały co sił w nogach aby wspomóc kolegów toczących walkę w tej dżungli. Z jednej strony byli już całkiem blisko. W bezpośrednim sąsiedztwie obozu inaczej nie byłoby słychać tych gwizdków. Ale jak buty i stopy grzęzły w błocie, mchu, krzakach, lianach, potykały się o kamienie, leżące konary i gałęzie, ramiona zasłaniały twarze przed uderzeniami krzaków przez jakie się przedzierali to już nie było tak blisko. Niemniej nikt nie ustawał w wysiłkach i gnali co sił w nogach.

Porucznik Carsten został dowódcą tej odsieczy. Na szybko poznał się z porucznikami Maximo i Carą co dowodzili swoimi załogami. Maximo wydawał się nieco krnąbrny ale miał opinię niezawodnego. Cara zaś miała opinię tej ma i przynosi szczęście i tej dzielnej i walecznej. Oboje całkiem gładko przyjęli wiadomość od swojego kapitana, że zwierzchnikiem na tą akcję zostanie czarnowłosy Sylvańczyk w brygantynie. Esteban i Barbette uścisnęli mu dłoń i życzli szczęścia. Obiecali, że zajmą się workami tak cennymi dla szefa roślin. No a dwójka oficerów zaprowadziła go do zgrupowania swoich załóg. Obie liczyły po kilkanaście osób, prawie sami mężczyźni o wyglądzie zakapiorów i piratów. Duch jednak był w nich wielki. W końcu należeli do oryginalnej załogi de Rivery tak samo jak Zoja więc czuli się z nią zżyci i chcieli iść jej na pomoc. Szybko więc wyruszyli w stronę wabiących ucho gwizdków. Przedzierali się przez dżunglę z kordelasami i toporkami w dłoniach jakimi bezpardownowo torowali sobie drogę przez chaszcze.

- Más rápido más rápido! - ponaglali dowódcy i marynarze siebie nawzajem. Odgłosy gwizdków były coraz wyraźniejsze. Drogę torowało kilku marynarzy w roli zwiadowców. Ale bardziej liczył się czas niż ostrożność. Słychać było już odgłosy walki. Hałas czyniony przez broń i gardła walczących. Niespodziewanie od przodu rozległy się znacznie bliższe okrzyki zaskoczenia i bólu. Maximo i Cara zatrzymali swoje grupy zdając sobie sprawę, że to zwiadowcy na coś trafili. Albo coś trafiło w nich.

- Są! Są tutaj! Na drzewach! Strzelają tymi cholernymi strzałkami! - rozległo się z przodu od tych paru zwiadowców. Kryli się za pniami aby zminimalizować szansę zostania trafionym. Po czym wyhylili się i odpowiedzili ogniem. Huknął pierwszy pistolet, potem kolejne.

- Blokują drogę odsieczy! Nie chcą abyśmy się przebili do naszych! - krzyknął Maximo też dobywając swój pistolet.

- Co robimy Carsten? - Cara sięgnęła po swój pistolet a w drugiej dłoni jak chyba wszyscy miała szeroki, żeglarski tasak. Za plecami stało prawie dwa tuziny spoconych i ale i rozochoconych wilków morskich jacy rwali się do walki aby wesprzeć swoich zaatakowanych towarzyszy. Ale czekali na rozkazy.



Bertrand



Trudno było nadążyć piechurowi za kawalerzystą. A podobnie sprawa się miała z tymi culhanami jakich dosiadały niektóre Amazonki. A właśnie taka przyjechała z krytycznymi wieściami ze wschodniej flanki a obecnie była przewodniczką grupy Bertranda. Dzięki temu, że była w siodle wyższa od piechurów łatwiej było ją dostrzec. No i musiała sobie zdawać z tego sprawę bo nigdy nie znikała im z widoku całkowicie. Tylko co jakiś czas zatrzymywała się aby piesza grupa mogła za nią nadążyć.

Bretoński oficer zdołał się jeszcze pożegnać z siostrą. Właściwie to Izabela go odnalazła i uściskała mocno i serdecznie. - Uważaj na siebie braciszku! Nie rób ze mnie osamotnionej młódki na wydaniu bez rodziny w obcym kraju! - zaśmiała się nieco nerwowo chcąc chyba jakoś żartem rozładować to napięcie. Miała na sobie te obcięte do kolan lekkie, płócienne spodnie jakie coraz więcej kobiet nosiło w tej dżungli. Na plecach kołczan a w dłoni łuk. Pogoda na dnie dżungli była mimo wczesnej pory dnia gorąca tym duszącym, tropikalnym oparem jaki panował tu prawie zawsze i wszędzie. Izabela pomachała mu jeszcze na pożegnanie i została w obozie. Zaś jej brat i grupa marynarzy ruszyli w przeciwną stronę niż zachodnia grupa kierowana przez sylvańskiego oficera.

Obie grupy marynarzy wygladali na zatwardziałych zbirów i zabijaków. Na pewno daleko było im do wyglądu dumnych, bretońskich rycerzy. Za to byli wilkami morskimi co każdy mógł walczyć kordelasem czy szablą albo strzelać z pistoletu. Chusty na głowach albo szyi, kolczyki w uszach, szczerbate uśmiechy nadawały im dość złowróżbny wygląd. A o dziwo dowodziły nimi dwie kobiety. Casta dowodziła jedną z tych grup i miała opinię zawistnej jędzy chociaż jak na razie okazała się być osobą o pogodnym nastawieniu. Zaś Lana była szefową drugiej grupy, przejawiała specyficzną mieszankę marudy jakby spodziewała się najgorszego ale i beztroski jakby wierzyła, że i tak jakoś się wykaraskają.

No i był Togo. Kapitan przydzielił go Bertrandowi z pewnym oporem. Bo jak wczoraj wieczorem Majo poszła z grupą harcowników dowodzonych przez Zoję to w obozie już tylko Togo mógł się dogadać z Amazonkami. Ale widocznie w obecnej sytuacji kapitan uznał, że lepiej Pigmej się przyda marynarzom jacy mieli pójść w sukurs walczącym Amazonkom. W obozie chwilowo i tak nie było żadnej wojowniczki Aldery.

Pędzili przez tą dżunglę szybkim marszem. Na przekór błotu, kałużom, warstwie liści zalegających na ziemi, krzakom i wysokim korzeniom jakie przy pniach potrafiły być wyższe od dorosłego mężczyzny a dalej od niego stanowiły świetny potykacz i zawalidrogę. Pędzili tak do przodu maszerując raźno z widokiem prawie całkiem nagich ale wymalowanych pleców swojej przewodniczki. Widać było niecierpliwość na jej twarzy i ponaglające spojrzenie. Ale z każdym kawałkiem dżungli coraz wyraźniej było słychać odgłosy walki. Jakieś przeszywajace nerwy skrzeki dzikich, obcych ludziom zza oceanu bestii. A nawet ludzkie, bojowe okrzyki wojowniczek Aldery. W pewnym momencie przewodniczka zawróciła swojego culhana i podjechała szybko z powrotem do czołówki grupy jaką prowadziła. Dopiero co poleciało w jej stronę w jej stronę jakieś dzidy czy oszczepy.

Zatrzymała się i wskazała coś swoją włócznią na kierunek z jakiego właśnie przyjechała. Mówiła coś szybko, gwałtownie i ponaglająco. A może ostrzegawczo.

- Aha! Małe jaszczurki nie chcą puścić dalej! Dobrze! Będą walczyć a nie uciekać jak zawsze! Dobrze! Togo zdobędzie nowe głowy! Nowe trofea! - zaśmiał się opętańczo czarnoskóry niziołek potrząsając groźnie swoją włócznią.

- To jak za nimi są te koleżanki tej tutaj to musimy ich zaatakować. - powiedziała Casta trochę niepewna czy dobrze zrozumiała słowa Pigmeja. Bo rozmowę z Amazonką to można było wnioskować tylko po gestykulacji i mowie ciała. Ta na szczęście była zbliżona do innych znanych ludzkich ras i nacji. Ale chociaż pozwalała odczytać najwyraźniejsze emocje to już nie słowa.

- No są, przecież rzucali w nią oszczepami. I to już całkiem blisko. Tylko te cholerne drzewa wszystko zasłaniają. - Lana pokiwała głową i wskazała szablą na miejsce skąd dopiero co zawróciła Amazonka. Też widzieli te ciskane oszczepy to ktoś tam musiał w nią nimi ciskać a nie była to broń o jakimś porażąjącym zasięgu. Ale widać było tylko drzewa, krzaki, korzenie, błoto i liście na nim a nie tych co tam powinni być całkiem niedaleko. A nieco dalej musiała toczyć się walka grupy Amazonek na culhanach z tymi małymi ale zwinnymi jaszczurami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-09-2022, 20:58   #313
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Instynktownie podążał za grupą marynarzy, z trudem dotrzymując im tempa. Brygantyna sprawiła, że męczył się zdecydowanie szybciej, niż podczas wcześniejszych eskapad. Odwykł już nieco od niewygód, podczas tego szalonego biegu przez gęstwinę przekonał się po raz kolejny dlaczego Amazonki unikają pancerzy. Jedyną zaletą była ta, że nie czuł smagania gałęzi i innych niespodzianek na drodze. Dżungla tuż za granicami obozowiska na powrót stała się dziką i wielce nieprzystępną krainą.

Na szczęście drogę torowali mu szybsi zwiadowcy i lżej opancerzeni kompani, którzy wysforowali się naprzód. Gnani obowiązkiem odsieczy swojej kamratce nie zważali na zagrożenie i niedogodności. Eisen też z sympatii żywionej do Zoi powziął decyzję o przyłączeniu się do oddziału mogącego uratować przyjaciół w potrzebie. W obliczu kolejnych starć, każde zwycięstwo mogło zbudować morale i przekonać żołnierzy, że w razie potrzeby nie zostaną pozostawieni na pastwę wrogich zastępów. To mogło mieć niebagatelne znaczenie w chwili próby. A nie miał wątpliwości, że ta chwila nadejdzie…

Sylvańczyk już szykował się do mieczowej rozprawy, bo odgłosy wskazywały na nieodległą pozycję ich pobratymców. Niestety zdradziecki atak sprawił, iż zmuszeni byli rozpierzchnąć się między drzewa i gęste poszycie. Stamtąd docierały do nich odgłosy bólu i przekleństwa. Niechybny dowód, że część przepatrywaczy wpadła w pułapkę.

- Są! Są tutaj! Na drzewach! Strzelają tymi cholernymi strzałkami! - rozległo się z przodu od tych paru zwiadowców. Kryli się za pniami aby zminimalizować szansę zostania trafionym. Po czym wychylili się i odpowiedzieli ogniem. Huknął pierwszy pistolet, potem kolejne.

- Blokują drogę odsieczy! Nie chcą abyśmy się przebili do naszych! - krzyknął Maximo też dobywając swój pistolet.


- Podstępne gadziny! Wybijemy je co do ogona! - wygłosił w złości Carsten, a żyły na jego skroniach uwydatniły się, tworząc pulsującą rzekę.

Dużo hałasu i nieskuteczność. Tu potrzeba jakiegoś fortelu – pomyślał, obserwując strzelających z pistoletów załogantów. Normalnie wykurzyliby ich ogniem i dymem, lecz w wilgotnej dżungli rzecz była z gruntu niedorzeczna, bez cienia szansy na powodzenie.

- Co robimy Carsten? - Cara sięgnęła po swój pistolet a w drugiej dłoni jak chyba wszyscy miała szeroki, żeglarski tasak. Za plecami stało prawie dwa tuziny spoconych i ale i rozochoconych wilków morskich jacy rwali się do walki aby wesprzeć swoich zaatakowanych towarzyszy. Ale czekali na rozkazy.

Przez krótką chwilę był bliski porwania się na szarżę, lecz rozsądek i roztropność schłodziły gorąca głowę podsycaną żarem toczących się nieopodal zmagań.

- Niech kilku wilków skupi na sobie ich uwagę, a reszta znajdzie drogę do obejścia.

- Tylko to przychodzi mi do głowy, bo inaczej utkniemy tu na dobre zatrzymani przez garstkę tych padalców. Te drzewa są trudne do wspinaczki. Wiem, bo Amazonki korzystały z ułatwień i nawet z linami nie było to proste zadanie. Poza tym bycie pod ostrzałem może nas nieźle przetrzebić. Te strzałki pewnikiem zatrute, mogą wielu z nas wyłączyć z walki…

- Czasu ubywa – rzekł ponaglająco. – Jeśli ktoś z was ma lepszy plan niech go wyłoży. W przeciwnym razie działamy po mojemu.. – powiódł wzrokiem po zahartowanych i śmiałych obliczach, czekając ich reakcji.

Sam był również gotów wziąć na siebie ciężar odwrócenia uwagi jaszczurów wierząc, że brygantyna i ciężki płaszcz winny obronić go od znacznej części lotek. Nawet jeśli zawiedzie go zwinność…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 16-09-2022 o 08:12.
Deszatie jest offline  
Stary 17-09-2022, 00:10   #314
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


- Nic się nie bój siostrzyczko, ta dżungla już próbowała nie raz mnie zabić, ale jej się nie udało i nie uda. Poza tym, jakby mnie zabrakło, kto godnie wyda cię za mąż. A ty też na siebie uważaj, trzymaj się z tyłu i jak trzeba strzelaj z łuku - Bretończyk zażartował kiedy jego urocza siostra się z nim żegnała. Nauczył się od Emilia humorem walczyć z niepokojem i nerwami.

Marines nad którymi przejął dowodzenie rzeczywiście nie byli typem żołnierzy do jakich nawykł, ale nabrali już doświadczenia podczas wypraw z Riverą, więc uznał że może na nich polegać. Lekkie uzbrojenie i broń palna czyniły z nich mobilną i wszechstronną siłę. Nawet Togo okazał się twardym wojownikiem żadnym jaszczurzej krwi, więc nie mógł narzekać że miał go u boku.

Po męczącym biegu przez trudny teren za jadącą na culhanie Amazonką natknęli się na opór ze strony kryjącego się pośród drzew wroga. Ale wyglądało na to, że Amazonki którym mieli pójść z odsieczą też znajdują się blisko.

- Dalej, musimy się przebić! Casta, twoi ludzie niech nacierają ze mną. Lana, trzymaj się ze swoimi ludźmi z tyłu i osłaniaj nas ogniem z pistoletów kiedy pojawią się jaszczuroludzie. Zmieciemy te zielone pokurcze z naszej drogi! - Zawołał do swoich podkomendnych, wyciągając rapier i wysuwając się na przód. Czas było po raz kolejny się wykazać.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 17-09-2022 o 00:15.
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-09-2022, 19:52   #315
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 71 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



- Dobra, to my ich tu zatrzymamy a wy ich obejdźcie! - Maximo i Cara popatrzyli chwilę na siebie gdy usłyszeli propozycję Carstena co dalej robić ale chyba wydała im się na tyle sensowna, że postanowili spróbować ją zrealizować. Maximo wziął swoich ludzi i chciał skupić na sobie uwagę jaszczurzych zwiadowców wdając się z nimi w walkę strzelecką. Walka była trudna dla obu stron bo obie korzystały z osłony prastarych drzew za jakimi mogła się schować nawet cała grupka ludzi czy jaszczurów. A były jeszcze krzaki, liany, porostym, mocno wystające z ziemi korzenie za jakimi można było szukać osłony. Obie strony przyjęły dość podobną taktykę, “wychyl się, strzel i schowaj”. Więc walka była dynamiczna ale trafień było niewiele. Z jednej strony huczały i dymiły pistolety i w górę drzew leciały ołowiane kule które w większości wypadków rozbijały kawałek kory czy wbijały się w gałąź lub pochłaniała je nieskończona dżungla. Jaszczury zaś uzywały oszczepów. Całkiem sprawnie ciskały z góry krótkie oszczepy o ostrzach z prawie czarnego kamienia. Te wbijały się w ziemię, korzenie i drzewa za jakimi kryli się marynarze Maximo.

Tutaj skinki wydawały się zwinniejsze od ludzi. Sprawnie niczym małpy skakały z gałęzi na gałąź próbując okrążyć naziemnych strzelców. Co zmuszało ich do ciągłego zmieniania kryjówki i celu do ostrzelania. Walki rozproszyły się na mniejsze grupki a oddział stracił swoją spoistość. Ale to samo dotyczyło jaszczurów z którymi się strzelali. Oczywiście zarówno jednym jak i drugim łatwiej by było trafiać gdyby zająć stabilną pozycję, wycelować i strzelić. Ale taka taktyka ściągała na siebie ogień nieprzyjaciela w tak ładnie nieruchomy i odkryty cel. Więc rzadko ktoś sie decydował na taki ruch. A więc i trafień było niiewiele. Któryś z marynarzy krzyknął gdy trafił go ciśnięty oszczep a jaszczur zaskrzeczał gdy oberwał bryłką ołowiu. Straty po obu stronach były dość symboliczne. Jednak grupie Maximo udało się skoncentrować na sobie ogień i uwagę jaszczurów pozwalając Carstenowi i Carze urwać się z miejsca potyczki i spróbować ją obejść. Mogli kierować się na słuch o drugie ognisko walk, pewnie to z Zoją, Rojo i Olmedo musiało być całkiem blisko.

- Tam są! - krzyknął któryś z marynarzy pokazując toporkiem przed siebie. Faktycznie przez te haszcze i błoto tej gorącej dżungli dostrzec się dało kotłowaninę. Wyszli tak, że mieli jakby obraz z flanki obu stron. W oczy wpadali pikinierzy ze swoimi długimi pikami. Z podobnych względów jak ludzie Maximo nie byli w stanie w tej piekielnej dżungli ustawić zwartej linii. Ta była więc dość koślawa i rozdzielona głazami, drzewami, korzeniami. Pikinierzy podzielili się na mniejsze grupki i stawiali odpór walczącym skinkom. Tym trudno było się przebić przez zasięg bardzo długiego drzewca piki. Jednak były zwinne i szybkie. Nie bały się atakować. No i było ich więcej. Może gdyby walka była na otwartej przestrzeni gdzie można by ustawić się w porządny szyk to by wyglądało to inaczej. Ale tutaj, w dżungli, przewaga liczebna działała na korzyść zimnokrwistych stworzeń. Jakkolwiek by ci pikinierzy nie ustawiali swojej broni zawsze znalazł się sposób aby skoczne jaszczurki czmychnęły jakoś bokiem, albo po gałęziach zeskakiwały za plecami walczących. Niektórzy pikinierzy już byli w takiej desperacji, że rzucili swoje piki i walczyli tasakami, maczetami i rapierami które były swobodniejszą bronią do bezpośredniego starcia.

- Dalej kamraci! Za nasze złoto! Przecież musimy je wydać na najlepsze wino i dziewczynki w mieście! Tylko trzeba najpierw zabić te małe szkdniki! - w samym środku jednej z grup walczył czarnobrody kapitan. W stalowym, zdobnym moironie i napierśniku rzucał się w oczy. Właśnie przeszył swoim rapierem głowę któregoś jaszczura jaki go atakował. Gad zadrgał, znieruchomiał a kapitan odepchnął go butem wyzwalajac swój rapier. Zaraz jednak zaatakował go następny napastnik. Nie wszystkich pikinietów było widać ale tak na oko to chyba nadal zachowali większość swoich sił.

Między plecami pikinierów a frontem górali uwijała się Zoja. Trudno powiedzieć czy walczyła tam od początku czy też widząc, że te małe skoczki potrafią wylądować za plecami głównego oddziału zaporowego rzuciła się do chronienia ich pleców. Walczyła swoją szablą zasłaniając się tarczą jaką zaczęła nosić po potyczce z dzikimi orkami jakie trafili w początkach tej ekspedycji. Musiała się uwijać bo coraz więcej jaszczurów obchodziło front pikinierów i zaczynało im grozić realne okrążenie. Któryś z jaszczurów dżgnął ją w udo swoją włócznią. Kislevitka krzyknęła krótko ale zaraz zrewanżowała się skinkowi ciosem z góry w jego drugie ramię. Impet uderzenia był tak duży albo ramię tak wątłe, że ostrze odcięło je jak suchą gałąź. Skin zaskrzeczał przeraźliwie patrząc na miejsce gdzie przed chwilą miał ramię. I zamilkł gdy po raz kolejny szabla go dosięgła. Tym razem rozpłatała mu łeb. Wokół pikinierów leżało już całkiem sporo nieruchomych i zakrwawionych ciał małych gadów. Co świadczyło, że walka musiała już trochę trwać ale jeszcze nie była przesądzona. Gdyby skinkom udało się domknąć okrążenie i wejść na plecy pikinierów mogłoby się zrobić groźnie.

Ale byli jeszcze górscy bandyci Omledo. Stali kawałek za plecami walczących kolegów z regularnych oddziałów. I korzystali z zasłon dżungli podobnie jak Maximo. Tyle, że strzelali się z jakimiś skinkami jakie z kolei ciskały w nich krótkimi oszczepami. Tutaj była walka łuków przeciwko oszczepom więc była cichsza niż z użyciem broni palnej. Oba oddziały strzelców i miotaczy wiązały się nawzajem walką. Ale było wiadomo, że ten który zyska przewagę lub zmusi ten drugi do ucieczki będzie mógł wesprzeć walczący oddział. Tylko ci musieliby wytrwać do tego momentu. Ale kto by wygrał którą walkę trudno było teraz oszacować. Któryś z nadrzewnych skinków skrzeknął i runął z gałęzi na dół. Całkiem długo spadał i tak skrzeczał. Aż ucichł gdy jego ciało przeszyte strzałą znikło gdzieś w krzakach gdzie pewnie gruchnął o błotnistą glebę. Za to i któryś z górali wrzasnął dziko i wyszarpał sobie z brzucha sterczący oścień ciśnięty przez któregoś z gadzich harcowników.



Bertrand



Ta zasadzka na jaką trafiła ich przewodniczka wywołała pewne zamieszanie w szeregach marynarzy. Ale krótkie. Wszyscy spodziewali się walki i wiedzieli, że gdzieś tutaj ją stoczą. Obie szefowe swoich oddziałów wydały polecenia a widmo ataku na te jaszczury przywitano gromkimi okrzykami. Widocznie marynarze byli pełni animuszu nawet jeśli przez moment ta zasadzka przed nimi ich nieco zaskoczyła. Casta ruszyła razem z Bertrandem a Lana kazała swoim naszykować pistolety aby dać im osłonę. Jednak szybko jaszczury wtrąciły się w te manewry wykonując własne. Skróciły dystans i obrały za cel grupę Casty. Obrzuciły ją oszczepami zmuszajac do szukania kryjówek za drzewami i korzeniami.

- Dobra my ich pojedziemy! A wy zasuwajcie do naszych! - porucznik Casta Abreu widząc, że w obecnej sytuacji trudno jej będzie ruszyć do natarcia dostosowała się do sytuacji a druga porucznik też płynnie przejęła tą zamianę ról.

- Dawać chłopcy! Casta sobie poradzi! Idziemy na pomoc naszym ślicznym sojuszniczkom! - krzyknęła do swoich Lana Solano i ruszyli naprzód starając się nie angażować w walkę strzelecką tylko dotrzeć do miejsca gdzie już toczyła się bezpośrednia walka.

Już widzieli wysokie sylwetki wojowniczek na swoich pierzastych rumakach. Atakowały kamiennymi toporkami i tymi dziwnymi brońmi z kawałkami czarnego szkliwa wbitymi w drewno jakie nie miały swojego odpowiednika w świecie za oceanem. Miały jeszcze łuki ale walka była zbyt bezpośrednia aby ich używać. Na oczach marynarzy jakiś jaszczur dźgnął w odkryty brzuch wojowniczki, ta krzyknęła boleśnie ale zaraz kolejny na nią doskoczył i zwalił z siodła. Co nie wróżyło jej szczęśliwego zakończenia tej walki. Kilka wojowniczek wlaczyło pieszo obok swoich zabitych culhanów. Jak każda kawaleria, największą siłę uderzenia miała przy szarży, ta jeśli była to wcześniej, teraz kawalerzystki były uwikłane w bezpośrednią walkę z drobniejszym ale znacznie liczniejszym wrogiem jakiemu przerwały zaatakowanie obozu przybyszy zza oceanu z flanki. Walka była brutalna i krwawa. Wokół leżało wiele gadzich ciał rozszarpanych straszliwymi dziobami culhanów, ich pazurami czy zmiażdżonych kamienną bronią Amazonek. Wydawało się, że wojowniczki królowej Aldery wypracowały już tu pewną przewagę choć za cenę sporych strat, zwłaszcza w swoich pierzastych wierzchowcach. Już chyba z połowa z nich walczyła pieszo gdy ubito pod nimi culhany.

Jednak to nie był koniec skinków. Drugi oddział albo był w rezerwie albo zdążył oderwać się od walki z Amazonkami, przeformować i zatarasować drogę nowym przybyszom. Zarówno skinki jak i marines natarli się na siebie wiedząc, że nie ma już czasu ani miejsca na podchody i manewry. Skinków było wyraźnie więcej od ludzi. Ale były niższe i wydawały się wątlejszej od nich budowy. Jedni najpierws w biegu dmuchneli w rurki z jakich poszybowały strzałki, drudzy huknęli z wyciągniętych pistoletów ale efekty wydawały się dość symboliczne. Ciężko było trafić w ruchomy cel jak samemu było się w biegu. Więc zaraz potem obie rozproszone grupki zwarły się ze sobą i zaczeła się bezpośrednia walka.

Bertrand trafił na jakiegoś skinka z włócznią i przepaską biodrową. I jakieś naszyjniki, całkiem egzotyczne ale kolorowe miał na gadziej szyi. Jaszczur był niższy od niego, ale po części dlatego, że miał gadzią postawę, niczym kura. Jego głowa była zwykle gdzieś na wysokości połowy sylwetki Bretończyka chociaż jakby go rozprostować od ogona do czubka głowy to może i by był podobnie jak dorosły mężczyzna wysoki. Na pewno był skoczny i zwinny. Zapewne gdyby na tym polegała walka to Bertrand miałby kiepskie rokowania. No ale jak jaszczur chciał go trafić swoją pałką z nabijanymi kawałkami czarnego szkliwa to musiał się do niego zbliżyć. Bretońskiemu oficerowi udało sie go trafić dość szybko. Rapier przeszył chyba obojczyk małego potworka co spowodwało, że ten stracił na swoich ruchach. Ale nie ustąpił i dalej go atakował. Ale trafił na tak sprawnego szermierza, że wynik mógł być tylko jeden. I wkrótce de Truville powalił swojego pierwszego gadziego przeciwnika. Zaraz jednak trafił na następnego. Te skinki nie były zbyt sprawnymi wojownikami ani zbyt wyrafinowane ani odporne. No ale w przewadze liczebnej mogły coś zdziałać. Bertrand prawie dobił tego drugiego skinka gdy w locie jakiś marynarz skorzystał z tego, że jaszczur jest zaangażowany w ten pojedynek i trzasnął go w swoją szablą powalajac na ziemę. Sam zaś zaraz znalazł się w walce z kolejnym.

Bertrand zaś zyskał okazję aby rzucić okiem jak idzie reszcie. Chyba nie tak źle. Wyżsi i wytrzymalsi ludzie zdawali się być rozproszeni w serii pojedynków z gadzią rasą. Ale nadal chyba mieli większość swojego składu. Kilku skinków za to padło pod ciosami przybyszy zza oceanu jednak nadal niezbyt to wpływało na stosunek sił. Może zrobił się bardziej wyrównany liczebnie. Jednak oba oddziały dalej toczyły ze sobą wyrównaną walkę. Chociaż pojedynczy skink wydawał się być niezbyt groźnym przeciwnikiem dla wilka morskiego to jednak nie ustępowały a liczebnie nadal nieco przeważały bo zdarzały się walki 2:1 na korzyść skinków. Chociaż nie aż tak bardzo jak na początku walki. Gdzieś za tym wszystkim Amazonki i ich culhany dalej toczyły swoją walkę a jak inne gadzie oddziały nie mogły tam uderzyć bo były zaangażowane w inne walki to nie wyglądało to źle dla egzotycznych wojowniczek. Ale stracił z oczu jak się odbywa pojedynek strzelecki między porucznik Castą a jej przeciwnikami. Zostali za plecami marines i Bertranda i nie było ich z tego miejsca widać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-09-2022, 09:11   #316
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Ochroniarz nie tracił czasu i z częścią najemników chyłkiem opuścił gorący teren. Ich kompani narobili trochę hałasu wiążąc walką strzelecką nadzwyczaj zwinne jaszczurze pomioty. To dało możliwość grupie Carstena i Cary, aby przez chaszcze, błoto i gęstwinę przedrzeć się na lepszą pozycję i szukać oddziału zwiadowców. Po niedługim czasie ich oczom ukazał się obraz nieco chaotycznej potyczki, gdyż zarośla, krzewy i nierówny podmokły teren, uniemożliwiały walkę w pełnym szyku. Sylvańczyk oceniwszy sytuację, stwierdził, że natarcie na skinki może zabezpieczyć pikinierów Rojo. Jaszczury były szybkie i zwinne, mając przewagę liczebną w tych okolicznościach mogły zagrozić nawet wyszkolonym żołnierzom. Poza tym widać było, że Kislevitka mimo swych niewątpliwych szermierczych atutów, przeżywała trudne chwile, a w tym momencie jedynie ona broniła pikinierów przed okrążeniem przez gadzie plemię.

- Dalejże, dajmy odpór tym podłym gadzinom, a później zniesiemy całą resztę pomiotu! - zakrzyknął do podkomendnych.

Carsten w zbroi, z rozwianymi włosami i wymachujący mieczem wyglądał niczym rycerz szarżujący na gobliny, odmalowany na starych rycinach z imperialnych kronik. W tym momencie czuł się jak bohater ratujący przyjaciół od rychłej zguby. Opanowała go też złość i prawdziwa chęć zabijania paskud, które nastawały na życie jego kompanów. Mógł uratować kamratkę i wpłynąć na wynik potyczki. Widział, że reszta drużyny nie potrzebuje większej zachęty, bo łączyły ich z Zoją jeszcze bardziej zażyłe więzi. Wilki morskie nie lądzie nie straciły nic ze swej zajadłości…
 
Deszatie jest offline  
Stary 23-09-2022, 22:24   #317
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Bretoński kawaler dał się unieść bitewnym emocjom, ruszając do walki na czele Marines Lany. Skinki poruszały się całkiem zwinnie, ale nie były w stanie mu dostoić w walce jeden na jednego. A i mając u boku cały oddział nie mógł zostać otoczony. Jego zdobiony rapier już nie pierwszy raz posmakował gadziej krwi.

Spojrzał z obrzydzeniem na Amazonkę obaloną i przeszytą włócznią przez jaszczuroludzia. Nie był przyzwyczajony do widoku niewiast walczących i ginących w brutalnej walce, nie było to zwyczajem bretończyków. Dobrze, że jego siostra została z głównymi siłami.

- Za mną, przebijmy się i utwórzmy wspólny front z Amazonkami! Nie dajcie się rozposzyć! - zakrzyknął, ruszając do przodu, jego oręż tańczył, wytaczając mu drogę do wojowniczej Królowej Aldery.


 
Lord Melkor jest offline  
Stary 02-10-2022, 16:28   #318
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 72 - 2526.I.13; bzt; popołudnie

Czas: 2526.I.12; bct; popołudnie
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, dżungla, główny obóz
Warunki: - na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, łag.wiatr, zachmurzenie, gorąco (-5)



Carsten; zachodnia grupa



Carsten ruszył z czarnymi, rozwianymi włosami na czele oddziału marines. Razem z nim z krzykiem rzucili się oni i ich porucznik Cara. W połączeniu z twardym oporem jaki stawili skinkom pikinierzy kapitana Rojo, on sam i Zoja to dla małych, skocznych gadów było zbyt wiele. Bo zwyczajnie pisnęły i zaskrzeczały ze strachu widząc te nowe oddziały ciepłokrwistych i zrejterowały. Niewielu ich dało radę uciec, została ich może z jedna trzecia sił jakie zaatakowały pikinierów. Z estalijskich gardeł rozległy się okrzyki radości ale trwały dość krótko. Bowiem pozostałe na miejscu skinki dalej ciskały w nich swoimi krótkimi oszczepami. Teraz zaczęła się walka strzelecka.

Walka na dystans była zdecydowanie mniej krwawa niż ta bezpośrednia. Ale nie było to dziwne. Obie strony rozproszyły się chowając się za pniami prastarych, porośniętych mchem, grzybami i pnączami drzew, za ich wysokimi i rozłozystymi korzeniami jakie przy samym pniu były wyższe od stojącego wojownika a i parę kroków dalej wciąż sięgały mu do pasa albo piersi. Stanowiły więc dobrą osłonę przed nadlatującymi pociskami. Zaś przy samej końcówce gdy wchodziły już w ziemię to stanowiły niezłą zawalidroge i potykacz nad jakim podczas marszu trzeba było dawać wysokiego kroka lub przeskakiwać a w biegu czy walce łatwo było się o nie potknąć czy nawet przewrócić.

W takich warunkach obu stronom było się trudno nawzajem trawić. Odziały przestały przypominać zwarte jednostki za to rozproszyły się za drzewami. Skinki też grupowały się pojedynczo lub po kilka na różnych wysokościach drzew do tego bez problemu kicały po nich z iście małpią zwinnością. Więc trafień było dużo mniej. Chociaż cały czas z góry leciał ku ludziom kryjących się za tarczami, korzeniami, pniami i kamieniami jakiś oszczep. A ci odpowiadali ogniem. Marines co chwila ładowali broń lub strzelali ze swoich pistoletów ale te kilka tuzinów kroków to był już spory zasięg jak na tą broń. Do tego rzadko udawało się dostrzec któregoś skinka jak był bez osłony i wtedy zwykle też przemykał szybko po gałęziach więc był w ruchu. Skuteczniejsze wydawały się łuki jakie mieli górscy rozbójnicy Omledo. Dla nich to nie były duże odległości ale też mieli wyraźnie trudności trafić w tak znakomicie maskujący się i ruchliwy cel. Do tego zdawało się, że skinki są wszędzie i nie da się ustawić do nich frontem i tarczą tak aby być za zasłoną bo zawsze gdzieś z boku czy z tyłu nadlatywał jakiś oszczep z kamiennym ostrzem.

- Zoja! Leć do kapitana! Powiedz mu co widzieliśmy! Musi o tym wiedzieć zanim zacznie się bitwa! - przez zamęt bitwy rozległ się gromki krzyk czarnobrodego kapitana. Złapał moment gdy Kisleitka była tuż przy nim aby wydać jej polecenie. Akurat zatrzymała się przy nim aby naładować pistolet do kolejnego strzały. Ta zawhała się chwilę i spojrzała bystro jak wygląda na sytuacja. Rozbili i przegonili te gady które stawały im na tej podmokłej ziemi. Ale pozostałe wdały się w walkę strzelecką jaka z powodu warunków w jakich się toczyła nie zapowiadała się na szybkie rozstrzygnięcie.

- Carsten! Witaj przyjacielu! W samą porę! To kapitan nie zapomniał o starym druhu co? Miło z jego strony. No ale widzisz przyjacielu troszkę nam się tu sprawy skomplikowały. I nam tu co nieco zejdzie. Cóż doradzisz robić? - Rojo dostrzegł też Carstena i odsiecz jaką przyprowadził. Cara bowiem zarządzała swoimi marines też dołączając do walki strzeleckiej. Strzelali z pistoletów gdy była jakaś szansa na trafienie któregoś z zauważonych skinków. Podczas walki padł jeden z jej ludzi bo widać było jego zakrwawione, nieruchome ciało z dwoma włóczniami jakie wciąż były w nie wbite. Niedaleko leżał też jeden z górali w podobnym stanie. Pozostali kryli się gdzie mogli i co chwilę wyhylali się aby posłać strzałę gdzieś w górę ku gadzim oszczepnikom. Z tych też jak widział ze swojego miejsca spadło na ziemię już dwóch czy trzech. Ale w skali całych oddziałów były to dość marginalne straty a na szybki przełom się nie zanosiło. Może i Rojo razem z Zoją zdawali sobie z tego sprawę więc dlatego estalijski kapitan przybrał całkiem karczemny i rubaszny ton. Chociaż spojrzenie miał skupione i nawigował swoimi pikinierami aby się ustawili tarczami do przeciwnika. Nie mieli broni zasięgowej więc nie mogli odpowiedzieć ogniem.

- Carsten, widzieliśmy jak te jaszczury coś robią! One chyba z kimś walczą w tych piramidach! Musmiy to zameldować naszemu kapitanowi! - Zoja dołączyła do Rojo i widząc, że Carsten podszedł bliżej też krzyknęła mu swoje. Wydawała się raczej cała nie licząc tej dość drobnej krwawej krechy od kamiennej włóczni jaką miała na udzie.



Bertrand; wschodnia grupa



Bertrand poprowadził odsiecz marynarzy na skinki walczące z Amazonkami. I dla małych, zwinnych gadów to chyba było zbyt wiele. Bo rzuciły się do ucieczki jeszcze zanim ktokolwiek z zamorskich zdążył dopaść ich szablą czy rapierem. Wojowniczki królowej Aldery potrafiły to wykorzystać. I te kilka z nich które wciąż było w siodłach spięły swoje pierzaste wierzchowce i ruszyły w pogoń za uciekajacymi gadami. Z tego co widział bretoński kawaler to niewiele tych skinków przetrwało starcie z Amazonkami i ich culhanami. A ta resztka jaka ocalała została szybko dogoniona przez pierzaste wojowniczki i bezlitośnie dorżnięta. Wydawało sie, że człowiek nie ma szans ścigać się z tak szybkimi i zwinnymi istotami. Ale nawet one nie mogły ujść kawalerysjkiej szarży. A i tak już spanikowane skinki zostały szybko wysiekane gdy dziwna, obsynitowa broń siekła ich przez plecy, miażdżyła głowy a dzioby i szpony culhanów rozszaprywały ich wątłe ciałka na strzępy. Pogoń sprawiła, że pierzaste Amazonki pod wodzą blondwłosej wojowniczki szybko znikły odsieczy z pola widzenia co w tej dżungli nie było takie trudne. Ale gdzieś z tej strony doszło ich zwycięskie orzkyki i wycia w wykoniu dzikich wojowniczek. Dołączyły do nich kilka z tych pod jakimi skinkom udało się ubić culhany i teraz musiały poruszać i walczyć pieszo.

Podobnie na rejteradę zdecydowały się te skinki jakie starały się zablokować odsiecz i nie dopuścić do wsparcia Amazonek. Nacierający ludzie byli wyżsi i chyba masywniejsi od małych gadów. Impet uderzenia zrobił swoje. Marines porucznik Lany wbili się w małe gady i walka trwała dość krótko. Okazało się, że może skinki nie mogą się równać w bezpośredniej walce z wilkami morskimi czy bretońskimi weteranami pogranicznych wojen z Estalią. Szybko przetrzepano im ich gadzie skóry a te tracąc chyba połowę swoich gadzich towarzyszy rzuciły się do ucieczki. Były jednak tak szybkie i zwinne, że człowiek nie mógł się z nimi równać podczas pogoni. Jednak droga do walczących Amazonek stanęła otworem.

Walka jednak nie była zakończona. Bowiem wciąż na drzewach chowały się skinki które z góry co rusz wypuszczały małe, zdradliwe strzałki. Te nie wydawłąy sie groźne w porównaniu go strzały z łuku, bełtu kuszy czy nawet kuli broni palnej ale były dyskretne. Zwykle jak się akurat jakiś skin z dmuchawką nie pojawił w zasięgu wzroku to strzałkę dało się odkryć dopiero gdy trafiała w tarczę, pancerz, pień tuż obok czy w samo ciało. Marines odpowiadali ogniem ze swoich pistoletów. Togo krzyczał coś w swoim języku, chyba pogróżki.

- Tchórzliwe gady! Nie dały Togo szansy na nowe głowy! A Togo chce usypać kopiec głów zabitych wrogów! Na górze postawi totem! I wtedy wszycy będą wiedzieć, że jest wielki wojownik! Wodzowie będą wysyłać swoje córki aby wziął je za żony! - darł się co jakiś czas radośnie ale i nieco z żalem przechodząc na estalijski jakiego nauczył się chociaż z grubsza podczas przygód z załogą kapitana de Rivery.

Sytuacja wydawała się opanowana. Bertrandowi udało się przebić do wojowniczek na culhanach a te rozbiły atakujących ich skinków. Ale zaczęła się walka strzelecka. Warunki sprzyjały raczej szukaniu osłony niż trafieniu kogoś za taką osłoną. Była to dość manewrowa walka. Skinki non stop przemieszczały się na wysokościach próbując trafić kogoś z flanki czy od tyłu. Za to ludzie nie zawsze mogli to zagrożenie wypatrzyć na czas więc czasem im się to udawało. Wtedy zaatakowani z góry zmieniali pozycję. Wystarczyło przeskoczyć na drugą stronę pnia czy korzenia aby ten osłonił przed nowym zagrożeniem. Ale wtedy i gady hycały na nowe stanowiska. Poza tym było ich więcej więc zaczynało to przypominać parasol z jakiego co chwila spadają na dół małe strzałki. Kogoś nawet trafiały. Podobie dawały o sobie znać pistolety marines i te parę łuków spieszonych Amazonek. Co jakiś czas jakiś skrzek i spadające ciało oznajmiał, że któryś z gadów został trafiony i nawet jak nie śmiertelnie to upadek z wysokości musiał załatwić sprawę ostatecznie.
Ta zasadzka na jaką trafiła ich przewodniczka wywołała pewne zamieszanie w szeregach marynarzy. Ale krótkie. Wszyscy spodziewali się walki i wiedzieli, że gdzieś tutaj ją stoczą. Obie szefowe swoich oddziałów wydały polecenia a widmo ataku na te jaszczury przywitano gromkimi okrzykami. Widocznie marynarze byli pełni animuszu nawet jeśli przez moment ta zasadzka przed nimi ich nieco zaskoczyła. Casta ruszyła razem z Bertrandem a Lana kazała swoim naszykować pistolety aby dać im osłonę. Jednak szybko jaszczury wtrąciły się w te manewry wykonując własne. Skróciły dystans i obrały za cel grupę Casty. Obrzuciły ją oszczepami zmuszając do szukania kryjówek za drzewami i korzeniami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-10-2022, 19:28   #319
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Euforia z przepędzenia części skinków, które nawet nie zdążyły posmakować broni szarżujących rychło zmieniła się w rozczarowanie, kiedy natrętne gady, zupełnie jak moskity kryjące się w dżungli, nieznośnie doświadczały oddziały ludzi. Może nie były to rany śmiertelne, lecz nie mogli bagatelizować oszczepów i gadzich strzałek spadających prawie ze wszystkich stron.
Carsten spocony, z brzydkim grymasem na obliczu, gniewnie spoglądał w zielony krajobraz, kuląc się za pnączami z rozpostartym płaszczem, niby parasolem chroniącym od dokuczliwych ataków.

- Właśnie widzę…- Sylvańczyk silił się na mizerny uśmiech. - Zmagania tutaj mogą potrwać cały dzień, a my czasu nie mamy. Chociaż jeśli wykrwawimy te gadziny to może droga do piramidy będzie później przyjemniejsza?

Nie miał pomysłu jak sprowokować jaszczury do odkrycia się. Nie był znawcą żołnierskich strategii, tym bardziej w dżungli. Owszem trochę posmakował wojaczki w służbie na imperialnej prowincji, lecz głównie zajmował się ochroną swojego chlebodawcy. Teraz stanął przeciw wyzwaniom, które zdawały się go przerastać. Nie miał satysfakcji z tego, że doświadczeni wojacy również pytali go o zdanie w tej materii. Wszyscy czuli się nieco zagubieni, licząc na waleczność swoich podkomendnych. Morale na szczęście pozostawało wysokie, morskim wilkom i pikinierom nie straszna była walka, aż do nadejścia nocy.

Pozostawała jednak ważna kwestia przekazania wieści ze zwiadu bezpośrednio Kapitanowi Riverze. Ochroniarz zaproponował, że z kilkoma ludźmi i Zoją przedrze się z powrotem do obozowiska. Wyglądało na to, że wtedy będzie bardziej przydatny, niż gdy pozostanie na miejscu osobliwej potyczki…
 
Deszatie jest offline  
Stary 09-10-2022, 11:41   #320
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Euforia, którą poczuł, kiedy rozbili oddział atakujący Amazonki zaczęła powoli mijać. Bertrand odetchnął głęboko i spróbował oczyścić nieco krwi z rapiera. Zastanawiał się też czy nie wziąć sobie jednej z głów skinków jako trofeum wzorem Togo, nie był jednak przecież dzikusem.

Niestety jaszczuroludzie najwyraźniej zrozumieli, że w otwartej walce nie mają szans z mającym fizyczną przewagę przeciwnikiem i zaczęli ostrzeliwać się zza drzew, wykorzystując swój mniejszy rozmiar i znajomość terenu. Bretończyk miał obawę, że tego rodzaju starcie będzie ich wykrwawiać. A przeciez do tej pory jego Marines prawie nie ponieśli strat.

- Tłumacz moje słowa! - zawołał do Majo - jak blisko są główne siły Królowej Aldery i jakie są ich plany? Powinniśmy chyba połączyć się z głównymi siłami.

W zależności od odpowiedzi miał zamiar powziąć dalsze plany, ale przychylał się albo do powrotu do obozowiska albo do odnalezienia armii Królowej. Bieganie cały dzień po dżungli za skinkami nie za bardzo mu się uśmiechało.




 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 09-10-2022 o 11:44.
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172