27-01-2022, 18:47 | #41 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
__________________ Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis! |
13-02-2022, 22:09 | #42 |
Reputacja: 1 | Wiadomości ogólne: Witajcie po przedłużonej przerwie. Wir życia wciągnął mnie dość mocno i powrót trwał parę dni (o czym świadczy moja zbyt optymistyczna wiadomość sprzed kilku dni w komentarzach). Gabinet starego Flanaghana czasem nazywam biblioteką, biblioteczką. Pokój z dużą ilością książek. Wszyscy: Późny wieczór (a właściwie już noc) upłynęła w miarę spokojnie pomimo atmosfery czyhającego zagrożenia. Porozmawialiście trochę. Pojawienie się tematu muzyki ożywiło Goodmana, który okazał się być swoistą skarbnicą wiedzy na temat współczesnej muzyki amerykańskiej. Wydaje się, że gdziekolwiek podróżował to starał się dowiedzieć jak najwięcej na temat tego co najczęściej słuchało się w danym miejscu, a i znał kilka szczegółów na temat show-biznesu wschodniego wybrzeża i południa (przynajmniej jeśli chodzi o przemysł muzyczny). Niestety nawet ożywiony to wciąż zdrowie murzyna ewidentnie słabło z każdą minutą. Wyglądało to jednak na zwykły efekt zmęczenia. Ze względu na ostatnie wydarzenia Flanaghan nawet nie zwrócił uwagi, że Goodman przecież już przespał kilka godzin w ciągu dnia, więc nie powinien być aż tak senny. Zresztą nie był senny i była to jedynie iluzja. W rzeczywistości Goodmana dręczyło coś zgoła innego. Wszystko to jednak działo się w jego głowie, a Flanaghan był lekarzem od ciała, a nie od umysłu. Muzyk opowiadał i opowiadał, a wam nie chciało się odpowiadać, ale słuchaliście z mniejszym lub większym zainteresowaniem. W końcu jednak odpłynęliście ukołysani do snu coraz bardziej monotonnym głosem Goodmana. Choć nie pamiętacie tego, ale pierwszy zasnął Flanaghan, a drugi Davis. James Davis (sen?): - Kim jesteś? - jakby z oddali usłyszałeś szept jakiegoś mężczyzny. Delikatnie i w ślimaczym tempie otworzyłeś oczy. Zobaczyłeś, że nadal leżysz na kanapie w salonie, a przy kominku klęczy Goodman. Wydawało ci się, że modli się do płomieni, ale nie wiesz skąd przyszła ci do głowy ta myśl. W rzeczywistości nic nie robił, a tylko wpatrywał się. Wciąż w rękach trzymał starożytną księgę jakby kontemplował, czy wrzucić ją w płomienie, czy nie. Zanim jednak cokolwiek zrobiłeś to Goodman odwrócił się w twoim kierunku. Zamiast oczu posiadał oczodoły otwierające się na niezmierzoną, kosmiczną pustkę, w której migotały światła odległych gwiazd i całych galaktyk. Widok był zarówno przerażający, jak i hipnotyzujący. Otworzył usta, ale za ich linią również panowała ta sama mroczna, chłodna pustka. Nie miał zębów, ani języka - nic tam nie było tylko niezmierzony kosmos. A mimo to z tej otchłani wydobył się głos, który bardziej przypominał twój własny niż goodmanowy: - Kim jesteś? - powtórzył, ale tym razem do ciebie. James Davis (sen?): Ocknąłeś się, otworzyłeś oczy i z przerażeniem spostrzegłeś postać klęczącą przy kominku. Sięgnąłeś do posłania Ryana, ale wówczas zorientowałeś się, że to właśnie on klęczy przy kominku. Dokładał drewna do ognia, a Goodman spał smacznie na fotelu od czasu do czasu świszcząc w dziwaczny, aczkolwiek ludzki sposób. Uświadomiłeś sobie, że stałeś się ofiarą koszmaru sennego, więc nie niepokojąc reszty powróciłeś do snu. Ryan Flanaghan (sen?): - Kim jesteś? - usłyszałeś męski głos, który dobiegł zza twoich pleców. Akurat delikatnie dokładałeś drewna do kominka. Powoli odwróciłeś się i spostrzegłeś Jamesa potrząsającego ręką twoje posłanie. Chciałeś mu powiedzieć gdzie jesteś (choć powinien widzieć), ale wtem w świetle ognia zobaczyłeś jego twarz - jego oczodoły przypomniały ci okna na bezkresną pustkę kosmosu z migoczącymi gwiazdami. Odruchowo odsunąłeś się i przewróciłeś się na podłodze. Jak znów podniosłeś wzrok (a minął może ułamek sekundy) to James smacznie spał jak gdyby nigdy nie obudził się. Uświadomiłeś sobie, że stałeś się ofiarą koszmaru sennego, więc nie niepokojąc reszty powróciłeś do snu. Ryan Flanaghan (sen?): - Nie jesteśmy bezpieczni z tą książką. - powiedział do ciebie szeptem Goodman, gdy klęczałeś przy kominku dokładając drewno. James wówczas spał. - Czuję, że jest w niej zaklęte jakieś zło, o którym słyszałem jedynie z afrykańskich i karaibskich mitów. Boję się, że przez tą książkę zginiemy. - ostatnie słowa wypowiedział niemalże przez sen. Po chwili słyszałeś świst powietrza wydobywający się z jego ust. Nie było to chrapanie, ale coś podobnego. Po tych kilku zdaniach twoje nerwy lekko zostały zszargane (to znaczy: lekko bardziej, bo gdy myślałeś, że nie może być gorzej to okazało się: "a jednak"). Goodman wyraził swoje obawy, ale najwyraźniej udzieliło się twojej paranoi powiększając ją jeszcze bardziej. Od tego momentu każde skrzypienie, czy mocniejszy podmuch wiatru zaczął sugerować ci o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Mimo wszystko zasnąłeś. Ryan Flanaghan (sen?): - Kim jesteś? - usłyszałeś pytanie i zerwałeś się na równe nogi ze swoją bronią palną. Zobaczyłeś, że Goodman mocno śpi, a Davisa nie ma na kanapie. Właściwie to nigdzie nie widzisz Davisa. Zapaliłeś lampę i popędziłeś na piętro skąd, jak ci się wydawało, dobiegał głos. Przeszukałeś wszystkie pomieszczenia, ale nikogo nie znalazłeś. Wróciłeś na parter i zobaczyłeś, że Davis i Goodman śpią gdzie powinni. Pewnie przesłyszałeś się. Wróciłeś do snu. James Davis (sen?): W nocy poszedłeś do łazienki. Pomimo niewielkiej odległości jaką musiałeś przebyć to te parę metrów w zupełnych ciemnościach sprawiły trochę problemów. Nie podzielałeś aż tak wielkich obaw jak twój gospodarz. Nie spodziewałeś się, że ktoś dwa razy z rzędu przyjdzie do domu. Nagle jednak dostrzegłeś postać stojącą przy biurku w bibliotece... bibliotece, która powinna mieć zamknięte drzwi. - Kim jesteś? - zapytałeś jakby przez sen i wówczas do twoich nozdrzy dotarł fetor padliny. Zakręciło ci się od niego w głowie, ale gdy podniosłeś wzrok to nie widziałeś już nikogo. Chciałeś krzyknąć na pomoc swoich kompanów, ale wówczas poczułeś dość silne uderzenie w klatkę piersiową. Straciłeś dech i upadłeś. James Davis (i Ryan Flanaghan): Zerwałeś się z kanapy z taką szybkością, że przewróciłeś się na stolik. Próbowałeś zatrzymać się na rękach, ale nie udało się i uderzyłeś klatką piersiową w blat - głowa znalazła się za twardą powierzchnią, a impet był zbyt słaby, żeby oderwać ci ją. Bolała jednak. Wypadki chodzą po ludziach. Rumor obudził Goodmana i Flanaghana. Na zewnątrz było już zresztą widno. Mężczyźni pomogli ci wstać. Obrażenia nie były groźne, Flanaghan natychmiast stwierdził, że żadne żebro nie zostało złamane, choć siniak bardzo szybko pojawił się. W domu (w tym w gabinecie) nie czuć żadnego fetoru padliny, wszystkie okna są pozamykane i jeśli ktoś był wewnątrz to nie widać, żeby cokolwiek tym razem zginęło. Innymi słowy wygląda na to, że w nocy jedyne co zakradło się do tego domu to nuda i piaskowy dziadek. Ach, no i wszyscy macie oczy na swoim miejscu. Goodman stwierdził, że śniły mu się dziwne rzeczy. Prawda jest taka, że wyglądał gorzej niż poprzedniego dnia. Jego oczy jakby pożółkły i w prawym oku pękła mu żyłka przez co wyglądał koszmarnie. Czuł się jednak nieźle, choć, jak sam stwierdził, dość apatycznie. - Tak jakby mi się nic nie chciało, ale przecież mamy kilka spraw do załatwienia związanych z książką. Niemoc jest jakby z mojej głowy, choć równocześnie chcę działać. Doktorze - czy to szaleństwo? Nie miałem tak nigdy wcześniej. Jakbym miał pustkę w głowie, w której losowo pojawiają się rozbłyski, dzięki którym w ogóle jestem w stanie funkcjonować... Poranek, sobota, 17 lipca 1920 r. |
18-02-2022, 19:50 | #43 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
22-02-2022, 21:05 | #44 |
Reputacja: 1 | Sobota, 16 lipca 1920, Arkham, Posiadłość Flanagana/Parking przed szpitalem w Arkham |
23-02-2022, 22:38 | #45 |
Reputacja: 1 | James Davis: Główna część twojego poranka upłynęła na bardzo wnikliwej lekturze wydania weekendowego lokalnej gazety. Okazało się, że temat chuligańskiego napadu na budowę rezydencji został bardzo obszernie opisany. Wymieniono cię nawet jako jedną z osób zatrudnioną przy projekcie. Poczułeś jednak niewielki zawód, gdy opisano cię jedynie jako "tłumacza". Jesteś przecież więcej niż tłumaczem! No, co prawda nie na tej budowie, ale tak ogólnie... w każdym razie w gazecie nie odnalazłeś dodatkowych informacji na temat ataku. Trochę zdziwiło cię, że w gazecie cytowany jest policjant Cooper, który przecież został odsunięty od sprawy ataku i przydzielony do waszego zgłoszenia włamania. Zapewniał gazetę, że on i reszta policji szukają sprawców "nikczemnych ataków" (użył liczby mnogiej, choć dziennikarz nie dopytał o to) i zebrano wiele dowodów. Oprócz tego w gazecie roi się od dywagacji i teorii na temat właściciela i zleceniodawcy budowy. W gazecie znajduje się również obszerny artykuł przestrzegający przed ciemnotą i wierzeniem w czary lub potwory. W głównej mierze akapity odnoszą się do procesu czarownic w Salem. Jednocześnie autor umieścił w nim sugestie, że ciemnota i durnota wciąż istnieją w społeczeństwie i to z tego typu osób mogą rekrutować się chuligani niszczący obce dzieła sztuki, tudzież rezydencje budowane w obcym stylu. Wskazano, że w najbliższy poniedziałek, 19 lipca, będzie rocznica pierwszych egzekucji związanych z procesami w Salem. Właśnie kończyłeś czytać gazetę, gdy podszedł do ciebie policjant. Cały poranek minął bardzo szybko. Wydaje się, że dopiero co zaczynałeś czytać gazetę w łazience, a już znajdowałeś się w samochodzie przed przyuniwersyteckiej klinice, w której Flanaghan badał Goodmana. Zostałeś w automobilu zanurzony w lekturze, ale już w sumie wszystko przeczytałeś od deski do deski. Nawet masz wrażenie, że pamiętasz wszelkie informacje podane na temat procesu czarownic, choć raczej ta wiedza do niczego nie przyda się. Historia ta miała jedynie natchnąć ludzi do zachowywania się jak ludzie, a nie jak bydlaki. Policjant był Irlandczykiem mówiącym z ciężkim, irlandzkim akcentem. Wydawało się, że jeszcze chwila i będzie mówił w gaelic. Był wyraźnie zmęczony i wprost apatyczny. - Dzień dobry. James Davis? - zapytał, a ty ze zdziwieniem przywitałeś się i potwierdziłeś. Następnie policjant przedstawił się jako Sean O'Reilly z posterunku w Wolfsburgu. - Wczoraj Pan i doktor Flanaghan rozmawialiście z moim zmiennikiem. Młodym Charliem Cooperem. Wówczas otworzyły się drzwi kliniki i pojawił się w nich Flanaghan. Podszedł do was... James, Ryan: Flanaghan przywitał się z policjantem. Znał go. Nie był zbyt miłym człowiekiem, ale przynajmniej zachowywał porządek w okolicy. Budził raczej strach i za bardzo nikt nie chciał mieć z nim do czynienia z uwagi na raczej brutalne podejście do życia i do podejrzanych. Pojawiały się nawet plotki, że O'Reilly jest ściganym w Anglii terrorystą, ale to raczej niepotwierdzone. - Wczoraj Pan i doktor Flanaghan rozmawialiście z moim zmiennikiem. Młodym Charliem Cooperem. - powtórzył - Cooper nie zgłosił się dziś rano na posterunek. Nigdy nie zdarzyło mu się nawet spóźnić. Zazwyczaj jest wcześniej w pracy... W domu okazało się, że nie wrócił na noc i nie widziano go od wczorajszego poranka. Wiecie coś o tym? - zapytał dość groźnie i widząc wasze miny po chwili dodał już mniej groźnie - To znaczy wiem, że z wami rozmawiał, a potem rozmawiał z dziennikarzem miejscowej gazety. Nie są panowie o nic podejrzani, po prostu próbuję ustalić co stało się z Cooperem. O czym z nim rozmawialiście? Było włamanie do waszego domu? Niestety Cooper nie złożył swojego notatnika, ani nie zostawił żadnego raportu na ten temat. Flanaghan (przed rozmową z O'Reillym): Dopiero, gdy Goodman zdjął koszulę do badania w klinice zwróciłeś uwagę na dziwne ślady na jego skórze. Trochę jakby wysypka, ale jak sam stwierdził w ogóle go to nie swędzi. Nie widział tego wcześniej. Wystąpiło natomiast w górnej połowie jego brzucha i na torsie - tam, gdzie ściskał księgę. Na dłoniach nie miał jednak żadnych śladów, a przecież głównie rękami dotykał kart. Mogą być one zatrute, ale w takim razie i ty i Davis też bylibyście zatruci. Dodatkowo temperatura Goodmana była obniżona jakby przy odwróconej gorączce. Miał 35 stopni Celsjusza, ale nie czuł się ani zimno ani gorąco. Czuł jedynie dolegliwości wskazujące bardziej na mankamenty psychiczne, a nie fizyczne. Powiedziałeś pielęgniarce o temperaturze pytając czy już coś takiego widziała na co odpowiedziała, że tak. - W czasie wojny dwóch rannych żołnierzy, niezależnie od siebie, wmówiło sobie swoją śmierć i ich ciało obniżyło temperaturę. Pomogła im lewatywa, płukanie żołądka i chinina. Ostatecznie zleciłeś pielęgniarce tak jak widziała to na wojnie. Flanaghan, Davis: Wygląda na to, że Goodman będzie musiał spędzić w gabinecie zabiegowym trochę więcej czasu niż przypuszczaliście na początku. Kilka godzin, choć oczywiście Flanaghan w każdym momencie może przerwać i zabrać Goodmana chociażby na wózku inwalidzkim. Z miękką poduszką. Ostatnio edytowane przez Anonim : 24-02-2022 o 09:38. |
24-02-2022, 13:24 | #46 |
Reputacja: 1 | Sobota, 16 lipca 1920, Arkham, Parking przyuniwersyteckiej kliniki |
27-02-2022, 17:22 | #47 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
02-03-2022, 22:42 | #48 |
Reputacja: 1 | Sobota. Chwilę staliście jeszcze z o'Reillym pod budynkiem przyuniwersyteckiej kliniki. Wiadomości przekazane przez Jamesa skrzętnie zanotował sobie w małym, policyjnym notesiku. Na koniec spojrzał na was i powiedział trochę zamyślony: - Sprawą na budowie zajmuje się niemalże cały posterunek Arkham, ale kluczowe jest słowo "niemalże". - do tej pory mówił dość monotonnie, ale z następnymi słowami mocno ożywił się - Bo reszta powinna zajmować się sprawami zwykłych obywateli. To nie monarchia, że na każde skinienie feudalnych panów trzeba biegać porzucając ludzi gminu... - ostatnie słowa wypowiedział już z jawną agresją jak gdyby Cooper chciał zainstalować samego króla Jerzego Koburga (aktualnie: Windsora) w Waszyngtonie. Nastroje antymonarchistyczne ewidentnie zawładnęły na moment jego umysłem, bo już nawet uspakajając się stwierdził, że Cooper jest potrzebny do zajmowania się sprawami zwykłych obywateli, a nie bogaczy. Dodał, że i tak niemal wszyscy zajmują się sprawą zwykłego chuligaństwa "pewnie nastolatków". Na pożegnanie powiedział, że aktualnie szuka Coopera, ale tak czy inaczej to niech Flanaghan do niego zgłosi się w ciągu dnia to zajmie się jego sprawą. Po tym dość nietypowym antymonarchistycznym "wystąpieniu" policjanta udaliście się do Biblioteki Uniwersytetu Miscatonic. Podróż przez kampus była krótka. Wszystko znajdowało się dość blisko siebie, choć sam budynek Biblioteki miał w sobie coś niepokojącego. Sama architektura była taka sama jak i innych konstrukcji kampusu, ale jednak maszkary wbudowane w ściany były jakby bardziej złowieszcze i... żywe? Nie, to było jedynie złudzenie. Rzeźby były takie same jak wszędzie indziej. Po prostu sama Biblioteka zdołała zyskać międzynarodową sławę, dzięki swojej kolekcji naprawdę nietypowych dzieł o wydźwięku iście okultystycznym i dziwacznym. Jednocześnie sława przyniosła pieniądze, a pieniądze fundusze na stworzenie również kolekcji dzieł nowych. Każda nowa książka wydana na rynku amerykańskim miała swój egzemplarz w tej Bibliotece, a i nie jedna wydana na innych rynkach tutaj trafiała. Niestety część z tych nowych książek zalegała w pudłach. Kierownictwo Biblioteki przyjęło sobie za punkt honoru, żeby każda książka była właściwie sklasyfikowana. Niestety pewne niedobory kadrowe pojawiające się od czasu do czasu sprawiały, że wiele książek dopiero czekała na przeczytanie. Niesklasyfikowane zalegały w pudłach w magazynie oddzielonym od reszty olbrzymiego pomieszczenia bibliotecznego. W dniu dzisiejszym kierowniczką obsługi była młodo wyglądająca blondynka z obfitym biustem imieniem Jackie. Wszyscy znali ją po imieniu, a mało kto pamiętał jej nazwisko. Jackie mówiła z rzadko spotykanym w Arkham akcentem rodem z luizjańskich bagien. Zazwyczaj miała przed sobą jakąś starą księgę, którą dość dokładnie studiowała robiąc notatki w kolejnych zeszytach. Lekturę swoją przerywała jak tylko ktoś pojawiał się przy jej stoliku. Nie pracowała codziennie, ale w wolne dni zazwyczaj i tak można było ją zastać w Bibliotece. Oprócz niej w dniu dzisiejszym pracowało w bibliotece kilku studentów przemieszczających się między półkami i przynoszącymi zamawiane książki. Studenci ci dorabiali w czasie wakacji albo liczyli na późniejszy angaż na uczelni. W pierwszym rzędzie zapytaliście o Azathoth and Other Horrors. Jackie znała ten tytuł. - Zbiór poezji Edwarda Pickmana Derby. Książka nie została dobrze przyjęta przez krytyków, choć dla mnie ta lektura była dość pouczająca. Ciekawe, że panowie pytacie akurat o tą pozycję, bo dosłownie wczoraj pan Derby odwiedził naszą bibliotekę. - po dłuższej chwili oczekiwania jeden ze studentów przyniósł do rąk Flanaghana egzemplarz zamówionej pozycji. Wewnątrz była dedykacja autora "dla obsługi Biblioteki Uniwersytetu Miscatonic i każdego czytelnika, żeby zbiór pomocny był w odnalezieniu Drogi". Jeśli zdecydujecie się pokazać księgę Goodmana to wskażcie swoje pytania. Obecność Jackie ma plusy i minusy. Plus jest taki, że jest duże prawdopodobieństwo, że uzyskacie od niej realną pomoc w związku z księgą. Minus jest taki, że jeżeli jest kradziona to jest duża szansa, że ona o tym wie - w takim jednak wypadku nie krzyknie "to jest kradzione" tylko wysłucha waszych pytań. Możecie tutaj zadać również i inne pytania, chociażby związane z chuligańskimi wybrykami, włamaniem, czy historią okolicy. Nawet jeżeli Jackie, czy ktoś ze studentów, nie będą znali odpowiedzi to może odnajdziecie tutaj stosowne źródło informacji (automatycznie albo za pomocą testu Korzystania z bibliotek - zależy od pytania). Dodatkowo w tamtym czasie ludzie byli bardziej otwarci na nieznajomych w związku z czym nie ma żadnego problemu, abyście uzyskali adres Derbiego - o ile oczywiście Jackie sobie przypomni gdzie go zapisała (test). |
06-03-2022, 12:51 | #49 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
07-03-2022, 18:03 | #50 |
Reputacja: 1 | Sobota, 16 lipca 1920, Arkham, Biblioteka uniwersytecka |