Droga do Domu Wdów prowadziła za Oleśnice. Gdy miasto znikło z horyzontu rozpoczęła się wyboista droga przez las, z którą nie jeden samochód miał problem. Przy jednej z wielu dzikich ścieżek stał zardzewiały znak wskazujący, na kolejne 5 km jazdy przez dzicz. Po pewnym czasie las zaczął się przerzedzać, a pojawiły się pola i łąki, za których wyrosło metalowe ogrodzenie z powykrzywianymi prętami i brama. Brama była otwarta na oścież, zwisał z niej zardzewiały łańcuch z kłódką obijająca się o metalowe pręty. Dalsza droga prowadziła między zaniedbanymi i zapuszczonymi ogrodami z pomnikami i wyschłymi fontannami. Za nimi roztaczał się duży parking z kilkoma samochodami. Sama posiadłość przypominała z zewnątrz imponujący dworek z bardziej nowszymi przybudówkami.
U drzwi zgromadziła się mała grupka spadkobierców zaproszona przez zmarłą właścicielkę. Część osób była wpatrzona w pergamin przybity do drzwi frontowych.
Wejdźcie do środka i czujcie się jak u siebie. Wszystko co zmieści wam się w dłoniach jest wasze, a jeśli chcecie odziedziczyć posiadłość musicie doczekać w jej wnętrzu ranka i mojego przyjazdu z dokumentami. W domu ukryte są kamery, które potwierdzą lub zaprzeczą czy udało wam się spełnić ten warunek. Wchodźcie śmiało, drzwi są otwarte.
Notariusz
Thomas Renfield
Drzwi wejściowe uchyliły się pod naporem pierwszych ciekawskich dłoni odkrywając przed spadkobiercami przedsionek z wieszakami i stojakami. Zaraz za przedsionkiem znajdowały się zamknięte drzwi po lewej i prawej stronie. Dalej na wprost prowadził korytarz ozdobiony perskim dywanem i kryształowym żyrandolem, który rozświetlał popołudniowe ciemności. Po jego prawej i lewej stronie również znajdowały się zamknięte drzwi. Jeszcze dalej połyskiwały wypolerowane piękne, szerokie drewniane schody z ręcznie zdobionymi, zawijanymi poręczami, prowadzące na pierwsze piętro.
Nadszedł czas eksploracji posiadłości i znalezienia cennych rzeczy przed innymi spadkobiercami.