Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2013, 11:15   #11
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Czas zaczął mijać w błyskawicznym tempie od chwili, w której czwórka niedoszłych podróżników zaczęła raczyć się swoim towarzystwem. Siedzący kilka stolików dalej Taar wraz z Arine również utonęli w głębi konwersacji nie zaprzątając sobie myśli tym, jak długo przyjdzie im poczekać na zjawienie się Gallawaya. Im bliżej było wieczora, tym więcej ludzi kierowało swe kroki do stojącej na klifie karczmy szukając ciepła ogniska i towarzystwa znajomych rybaków. Im bliżej paleniska, tym głośniejsze stawały się sprośne dowcipy o karczemnych dziewkach, a zapach pozbawionego już gazu piwa zaczynał coraz mocniej drażnić nozdrza. Nie trzeba było być mistrzem dedukcji by stwierdzić, że właśnie miało miejsce preludium całonocnej libacji przy ognisku, pozostało tylko zaczekać aż któryś z pijanych marynarzy wpadnie omyłkowo do paleniska zbierając pierwsze blizny z alkoholowej batalii, przy okazji wzbudzając salwę śmiechu u pozostałych.

Niemal równo ze zmierzchem drzwi do przybytku po raz kolejny uderzyły o framugę z charakterystycznym trzaskiem, wpuszczając do zewnątrz masę zimnego powietrza i walącego bez litości na zewnątrz śniegu. Ktoś z wewnątrz, komu najwyraźniej chłód dał się we znaki skomentował jak to Quinn powinien wstawić do karczmy wiatrołap, nie szczędząc przy tym epitetów. Zastanawiało tylko, dlaczego to akurat wiatrołap był pierdolony, a nie skąpy właściciel. Ten pierwszy jednak nie miał w zwyczaju nalewać piwa więc może dlatego opinia publiczna była dla niego odrobinę bardziej surowa. Początkowo nikt nawet nie obrócił się spojrzeć, kogo to nowego diabli (dosłownie) przywiało, a była to persona dość imponująca na standardy lekko podpitych rybaków, strażników po godzinach i miejscowych rzemieślników.


Stosunkowo przystojny mężczyzna w sile wieku, o błękitnym, surowym spojrzeniu omiótł spojrzeniem zebranych wewnątrz zatrzymując się co jakiś czas przy którymś stoliku. Zdecydowanym ruchem zamknął drzwi i zrzucił z ramion grube, niedźwiedzie futro które sądząc po stęknięciu drewnianego wieszaka musiało swoje ważyć. Twarz nieznajomego była zadbana i nie przypominała raczej typowego mieszkańca Targos, gdzie czerwień odmrożeń na nosie i policzkach była już praktycznie elementem miejscowej fauny. Elegancka, zapinana koszula i dobrze uszyte spodnie pasowały do wizerunku starannie ogolonego i przystrzyżonego mężczyzny. Mniej więcej w tej samej chwili karczmarz machnął do siedzących przy stoliku ludzi i krasnoludów wskazując palcem nowego, Arine zaś nie potrzebowała podobnych wskazówek gdyż bez problemu rozpoznała kroczącego ku szynkowi Gallawaya. Kupiec zatrzymał się na moment przy tablicy z ogłoszeniami, po przestudiowaniu najnowszych spojrzał pytającym wzrokiem na Quinna, ten zaś na tyle dyskretnie, na ile potrafi być dyskretny tarrasque wskazał palcem dwa stoliki. Nowoprzybyły zatrzymał wzrok na wesołej kompanii raczącej się w najlepsze piwem i drugiej, nieco poważniejszej kilka metrów obok, po czym zerwał dwie kartki z tablicy i ruszył w stronę potencjalnych pracowników.

- Witajcie panowie... I o dziwo panie - rzekł na powitanie wśród nasilających się w przybytku szeptów i koncentrujących na nim spojrzeń, on sam zaś zatrzymał wzrok z niemym pytaniem na Arine - szczerze mówiąc po kilku ostatnich tygodniach nie spodziewałem się tak licznego przybycia, jak wam pewnie wiadomo nazywam się Hubert Gallaway i o ile uda nam się dojść do względnego porozumienia, przez kilka najbliższych dni będziemy razem pracować. Najpierw może jednak... - Zatrzymał się, widocznie miał dość przekrzykiwania szmeru dochodzącego od strony ogniska.
- Albercie, mógłbyś udostępnić nam jakiś pokój i podać do niego siedem piw i siedem porcji czegoś, po czym nie wyzioniemy ducha? - Krzyknął do krzątającego się za szynkiem karczmarza.

Dopiero w znajdującym się na piętrze pokoju zaznać można było odrobiny spokoju, Gallaway swoim pojawieniem się zdecydowanie wywoływał sporo zamieszania wśród lokalnych.
- Wybaczcie, ale nie całe Targos popiera mój pomysł udania się do Termalaine i coraz więcej osób mówi o tym głośno. Zakładam jednak, że skoro już tu przybyliście to nie muszę się martwić waszym poglądami na politykę Dziesięciu Miast? - Zapytał, chociaż nie czekał na odpowiedź i dalej podjął temat.
- Potrzebuję zbrojnej kompanii na czas wyprawy do Termalaine, to zapewne wiecie już z ogłoszenia. Z uwagi na panujące warunki droga powinna zająć nam około dwóch dni, myślę że nie więcej. Nie spodziewam się nie wiadomo czego... Wolę jednak dmuchać na zimne niż szczeznąć gdzieś na lodowym pustkowiu. Moje warunki to 3 sztuki złota dziennie, do tego 300 sztuk złota po dotarciu do celu, z czego 25 jestem w stanie zapłacić z góry jako zaliczkę, czy to wam odpowiada? - Zapytał bez większych ceregieli Gallaway, zanim podjął jakikolwiek temat dalej.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 22-05-2013, 12:37   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciekawe, kto ma jakieś obiekcje, pomyślał Taar. Ale początek spotkania jest dość dobry, dodał w myślach. Piwo, kolacja, na dobry początek. I wspomnienie o zaliczce. Całkiem nieźle.
Z przyjemnością wysłuchał również rozwinięcia propozycji Gallawaya, tej finansowej. Trzysta sztuk złota - to również dobrze się słyszało. No i zaliczka na dodatek...

Najlepsze było to, że Taar i tak, z poczucia obowiązku, wybrałby się Termalaine by sprawdzić, co się dzieje z rodziną i czemu nie ma od nich wieści.

- Czy w ramach tejże zaliczki możemy wybrać coś w towarach? - spytał, gdy Gallaway skończył mówić. - Przydałby mi się jakiś mały namiocik. - Spojrzał na Arine, która z uśmiechem skinęła głową. - Dwuosobowy - dokończył.

Niby do Termalaine było tylko dziesieć mil. Dwugodzinny spacerek przy dobrej pogodzie, ale przy takiej zadymce mogło się to bardzo przeciągnąć. Kto wie, czy czasem nie wypadnie nocleg w polu. A wiadomo, że najlepszym źródłem ciepła jest druga żywa istota u boku. Bez wątpienia przyjemniej mieć przy sobie w takiej sytuacji gładką dziewczynę, niż, na przykład, włochatego krasnoluda.
Fakt, że po drodze stały kiedyś jakieś chatki czy szałasy, ale trafić na taki przy widoczności paru metrów i wpadającym w oczy śniegu to nie tyle sztuka, co po prostu szczęście. A Tymora nie zawsze i nie do wszystkich się uśmiecha.

- Jakiś środek transportu też by się przydał - dodał. - Psi zaprzęg, albo, w ostateczności, dobry kuc. Nie trzeba wtedy targać tyle bagażu na plecach.

Był jeszcze jeden problem, nad którym warto by się zastanowić. Nie tylko pogoda mogła im przeszkadzać. Skoro byli tacy, którym pomysł Gallawaya nie odpowiadał, to może ów ktoś nie ograniczy się do narzekania i spróbuje im przeszkodzić osobiście...

- Kto jest przeciwny tej wyprawie? - spytał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-05-2013 o 12:40.
Kerm jest offline  
Stary 22-05-2013, 14:01   #13
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Torbor opadł na jedno z krzeseł które znajdowało się w udostępnionej im izbie. Początek mu się podobał, darmowe jadło i napitek dobrze świadczyło o przyszłym pracodawcy. Bowiem ten kto dba o żołądki i wygodne pracowników, może być pewny, że oni zadbają o to by jego głowa pozostała na swym miejscu.
Wspomniana ilość złota, wydawała, się kuszącą sumką, zaś zaliczka była idealną okazją, by dokupić piwa na drogę, oraz poszukać w tutejszych sklepach czegoś przydatnego. Rudobrody, przejechał dwoma palcami po swej misternie zaplecionej brodzie, w zamyśleniu smakując słowa człowieka zwanego Hubertem. Tak jak na początek była to oferta całkiem zacna. Nie było możliwości by początkujący poszukiwacz przygód, mógł o coś się przyczepić.
Następnie odezwał się nieznany krasnalowi człeczyna, który zadał kilka rzeczowych pytań… ale zdaniem Krasnala niekoniecznie potrzebnych. Zbyt dużo pytań zawsze komplikuje sprawy. Tego nauczył się w kuźni – przesadna ozdoba potrafi zmienić prawdziwe dzieło w kawałek metalowej sztaby pozbawionej duszy. Ornamenty i freski są dobre, stosowane z umiarem, takoż też miała się sprawa z słowami. W interesach trzeba było używać ich mało – ale treściwie.
Gdy człowiek skończył mówić, Krasnal pociągnął zdrowo z kufla i zeskoczył ze swego siedziska. Walnął otwartą łapą w dolną część pleców Taara, w silnym przyjacielskim klepnięciu i zaśmiał się rubasznie.
- Widzo że uprócz przygód To romanse i inny niuanse Ci też w głuwie. –rzekł swym grubym głosem, nawiązując do wzmianki o namiociku. Poruszając przy tym znacząco swymi gęstymi brwiami. Następnie zaś zaciśnięta pięścią strzelił się w pierś, aż zadźwięczały łuski jego zbroi.
- Jom jest Torbor z rodu Miedzianych Bród, i byz zbyndnego gudania powim, żem na tą przechodzkę chętny. A to czy ktuś nam w druge wyjdzie czy ni, to prublem najmniejszy. Jok będziu trzebo, posmakuje stoli, a uwierzcio, że nie jest to najsmoczniejszo potrawa. –zarechotał rudzielec, po czym podrapał się po policzku, swym grubym paluchem.
- Alo w sumiu, jakis zaprzyg mógłby się przydoć. O ilu ktuś na powożeniu się zno, bo nichciołbym, żeby piesy mi nogle z żarcioem i ekwipunkiem gdzie ucikły, jak Ogro czy urko zobaczo.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 22-05-2013, 16:42   #14
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
W trakcie lekkiej i przyjemnej rozmowy Arine nie zaprzestała czujnej obserwacji otoczenia. Chyba ani jej, ani Taara uwadze nie umknęło pojawienie się kilku osób, które wyraźnie także szukały Gallawaya. Wyglądało na to, że Tymora uśmiechnęła się w końcu do kupca i uda mu się zebrać pożądaną ekipę. Na pierwszy rzut oka wszyscy zdawali się zmotywowani i chętni, jednak warunki i przyszłość miały dopiero zweryfikować ich podejście. Panna Nael była dość sceptycznie nastawiona co do całej wyprawy i czarne myśli nawiedzały ją, gdy zastanawiała się nad sprawą Termalaine, jednak podróż tam była w tej chwili idealną odskocznią od dotychczasowej rzeczywistości. Żaden z potencjalnych kompanów nie raził jej swoją osobą już na wstępie, więc przynajmniej towarzystwo miało być całkiem miłe - rzecz jasna włączając w to siedzącego obok kapłana.

Spojrzenie szarych oczu powędrowało do drzwi, gdy pojawił się w nich oczekiwany pracodawca. Znała Gallawaya i on także ją kojarzył. Miała okazję raz czy dwa wymieniać z nim informacje. Jako jeden z niewielu pojawiających się w Płaczącej Wdowie kupców wiedział doskonale, że wiedza jest towarem i mając jej odpowiednio dużo, można zarobić wiele więcej niż konkurencja. Skinęła lekko głową na powitanie, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na niej. Nie powinny go interesować powody, dla których między innymi ona zgłasza się do tej roboty. Choć pewnie krótka rozmowa z Albertem wszystko by mu wyjaśniła. Tak czy inaczej nie był to powód, by odmawiać jej współpracy, a Gallaway wiedział, że zdolności Arine bywają użyteczne.

Białowłosa podążyła za pozostałymi do wyznaczonego przez właściciela pokoju. Nie podniosła spojrzenia na Alberta, a i on udawał, że jej nie widzi. Było to rozwiązanie zdecydowanie lepsze, niż użeranie się z jego żoną, która nie potrafiła powstrzymać się od przytyków w stronę dziewczyny. Z racji odmowy zjedzenia z Taarem zaczynała już odczuwać głód, na szczęście Gallaway wybawił ją z kłopotliwej sytuacji. Ze smakiem zajadała swój ostatni w najbliższym czasie posiłek w Płaczącej Wdowie, słuchając zleceniodawcy. Na wspomnienie o polityce niemalże wywróciła oczami. Coś tam wiedzieć siłą rzeczy musiała, ale bardziej interesowało to jej klientów niż ją samą. “Zbrojna kompania” brzmiało dość poważnie, ale i wynagrodzenie zapowiadało się nie byle jak, a zaliczka pozwalała na spokojne przygotowanie się do podróży. Choć w zasadzie Arine i tak w większości była już gotowa, a i złoto na dodatkowe wydatki miała odłożone.

Taar od razu przeszedł do rzeczy. Uśmiechnęła się na wzmiankę o namiocie. Nie miała nic przeciwko, przynajmniej będzie im ciepło razem. A zawsze lepiej było ogrzewać się wzajemnie z miłym kapłanem niż... choćby takim Serge’em. Co prawda z jego towarzystwa były inne korzyści, jednak Arine szybko wróciła myślami na właściwy tor. Z kolei na słowa rudobrodego krasnoluda niemal zachłysnęła się pitym piwem.
- Ekhm... Przepraszam. Miło cię poznać, Torborze. Nazywam się Arine Nael. Chciałam tylko zauważyć, że spanie w jednym łóżku czy namiocie nie musi od razu prowadzić do romansów. Na dobrą sprawę do niczego nie musi prowadzić - sprostowała, łagodząc wydźwięk słów lekkim uśmiechem.
Owszem, Taar był w jej typie, ale naprawdę nie potrzebowała od razu wskakiwać mu do łoża.
- Mamy ważniejsze sprawy na głowie, a jeżeli będziemy chcieli, na pewno znajdziemy przyjemniejsze warunki na rozkosze niż namiot pośród śnieżnej zamieci - stwierdziła z rozbawieniem. - A pytanie o przeszkody było jak najbardziej na miejscu. Warto wiedzieć, z czym poza naturalnymi zagrożeniami powinniśmy się liczyć. Lub z kim. - spojrzała z zaciekawieniem na Gallawaya, zastanawiając się jednocześnie, kto mógł czerpać korzyści z braku kontaktu z Termalaine.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 23-05-2013, 09:26   #15
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Gallaway rozsiadł się po przeciwnej stronie stołu i słuchając, od czasu do czasu popijał z kufla chcąc zwilżyć gardło. Na sam początek odpowiedział Taarowi, który jako pierwszy wyrwał się do zadawania pytań.
- Tak, jeżeli o to chodzi moja faktoria jest dla was otwarta do odwołania, bądź do jutrzejszego poranka jak kto woli. Na co przeznaczycie swoje pieniądze to już wasza sprawa, ja mogę zapewnić was, że zostaniecie obsłużeni - odpowiedział szybko, zapisując na odwrocie zerwanego wcześniej ogłoszenia adnotację o namiocie.
- Jeżeli tak wam będzie wygodniej, listę mogę sporządzić teraz i przygotuję wszystko na rano. Co do osiołka, myślę że najwygodniej będzie zapakować się na mojego... - Tutaj zatrzymał się spojrzeniem na dwójce krasnoludów - o ile nie macie w planach zabierania pod pachę całej kuźni. Warunki są ciężkie, nie każde zwierze je przetrzyma, a na wypadek gdybyśmy musieli przeczekać gdzieś silne burze, dochodzi do tego kwestia dodatkowego prowiantu.

Właściciel faktorii uśmiechnął się na słowa krasnoluda, jego akcent, płomienna broda i typowa dla jego rasy zaciętość pozwalała Gallawayowi spojrzeć na planowaną wyprawę z lekką dozą optymistów. Wzrok jednak utkwił w kończącej właśnie pytanie białowłosej.
- Wszystko panienko, wszystko. Na moje jednak obawiałbym się głównie dzikiej zwierzyny, warunki są ciężkie i pewnie wiele z niej ostatnimi czasy padło - tutaj zatrzymał się na moment, chwilę o czymś myśląc.

- Mieszańców nie macie się co obawiać, to dobrzy ludzie. Nikomu z was nie grozi z ich strony krzywda, po prostu ciężkie warunki i dawne spory wywlekają się teraz, zazwyczaj przy ogniu po kilku głębszych. Wracając jednak do interesów, zakładam że moje warunki są dla was do zaakceptowania - założył, spoglądając na milczących dotychczas członków przyszłej drużyny, po czym położył na stole kontrakt podbity pieczęcią faktorii. Po przeczytaniu go można było stwierdzić, że generalnie znajduje się tam wszystko co kupiec powiedział w trakcie ostatniego kwadransa. W prawym rogu znajdowało się miejsce do złożenia podpisu, Gallaway złożył swój jako pierwszy.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 23-05-2013, 15:01   #16
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Trzysta sztuk złota. Ta suma niosła ze sobą swoistą dwutorowość rozumowania. Z jednej strony była to kwota, której stereotypowy mieszkaniec Krain prawdopodobnie nie zobaczy przez całe swoje życie. A już na pewno nie wejdzie w jej posiadanie. Dobrze zainwestowana mogła zagwarantować skromne, ale raczej stabilne życie na długie lata. Z drugiej strony, bardziej doświadczony poszukiwacz przygód zapewne wyśmiałby ich pracodawcę i na odchodne splunął mu w twarz. Jako, że Audrey doświadczoną poszukiwaczką nie była, nie odczuwała tego typu ciągot. Pamiętała jednak wyprawy organizowane przez swojego wujka oraz absurdalne ilości złotych monet (tudzież najdziwniejszych magicznych świecidełek) wynoszonych raz po raz z podziemnych krypt. Wspomniała jednak na jedno z mądrych powiedzeń swojego krewnego. Pośpiech istotnie był najgorszym doradcą. Gdzieś trzeba było rozpocząć swoją znajomość z przygodą, a eskapada pana G. nadawała się ku temu dość dobrze.

Interakcje pomiędzy czarnowłosym kapłanem i srebrnowłosą dziewczyną nie zwracały właściwie jej uwagi, była skoncentrowana na swoim prywatnym świecie fantazji. Przynajmniej do momentu gdy mistrzowski orator noszący imię Torbor nie wysilił się na nieco uszczypliwy komentarz odnośnie zabaw łóżkowych tej dwójki. Obserwując lekko spłoszoną reakcję dziewczyny, tej która przedstawiła się im jako Arine, strzał okazał się nad wyraz trafny. Te wszystkie zaprzeczenia, następnie dopowiedzenia… Kto by pomyślał? Najwyraźniej krasnoludy były mistrzami ciętej riposty nie tylko gdy przychodził czas na machanie toporem. Zarówno Gallaway, jak i kruczowłosy puścili całą pikanterię mimo uszu. To z kolei aż prosiło się o pytanie: Czy obaj byli tak cudownymi przykładami społecznej etykiety? A może raczej obaj skrycie robili maślane oczy w kierunku Arine? Biorąc pod uwagę, że zachowanie dziewczyny praktycznie aktywnie ich do tego zachęcało… a kogo to właściwie obchodzi. Arine była dorosłą kobietą, a Audrey nie miała zamiaru bawić się w niczyją przyzwoitkę. Niech ta druga prowadza się jak chce.

- Zgadzam się z przedmówcami: Skoro przyjdzie nam spędzić przynajmniej dwa dni w drodze, namioty mogą okazać się przydatne. Może pan dopisać jeszcze jeden na swoją magiczną listę. Koszty pokryję ze swojej części zapłaty.
Od poprawności zachowania przyszłej współpracowniczki do schronienia na noc. Tak, był to abstrakcyjny skok myślowy, ale przecież jej umysł zawsze był nieco chaotyczny, więc nie było czemu się dziwić. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.
- Ja nazywam się Audrey McTaggart, a to jest… to jest Lenfi.
Wskazała kolejno na siebie i człowieka z kosmatą brodą. Już miała dodać jego wyszukany tytuł na końcu swojej wypowiedzi… ale w ostatniej chwili ugryzła się w język, bo niewypowiedziane słowa niosły ze sobą coś, co wywołało w niej zażenowanie. A jakże widowiskowe ono było! Z bliżej nieokreślonego dla obserwujących ją osób powodu, twarz Audrey nagle stała się czerwona niczym burak. Spuściła wzrok i wbiła go w drewnianą podłogę, złudnie licząc na to, że nikt nie zwróci uwagi.
 
Highlander jest offline  
Stary 23-05-2013, 19:23   #17
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Torbor klasnął w ręce, po czym zatarł je, niczym chytry kupiec widzący potencjalnego klienta. Pewnym krokiem podszedł do pergaminu, po którym przejechał parę razy dłonią, by rozprostować go do granic możliwości. Następnie zaś wnikliwie przestudiował niedługi tekst, była to cecha którą wyniósł z domu, tak jak i pewnie większość przedstawicieli jego rasy - precyzja i dokładność.
- Nu wydojo się w porzundku. -stwierdził po dłuższej chwili, gdy zamiast ust poruszały się tylko jego oczy. - Dzie tu jo jakieś pióro... o tut cie mom! -zaśmiał się brodacz, chwyciwszy za instrument każdego pisarza, który czekał posłusznie w butelce z kałamarzem. Mimo, że palce Torbora były grube, złapały delikatny przedmiot niezwykle zręcznie, chciałoby się powiedzieć z klasą. Wszak praca kowala wymaga by, nieraz operować przedmiotami o wiele mniejszymi i delikatniejszymi niżeli gęsie pióro. Ostra końcówka zatańczyła na papierze, zostawiając za sobą atramentowy szlak, układający się w podpis młodego poszukiwacza przygód.
- Nu i wsio. -stwierdził odkładając delikatnie narzędzie do, jego wypełnionej ciemnym płynem jamy. - A cu do mnie to jo nomiot mom, tok powim jak by ktuś chcioł się w nocy ogrzoć czy cuś, hohoh. - zakończył wybuchem rubasznego śmiechu, strzelając sie przy tym mocno w kolano, by dać upust energii wywołanej tym pozytywnym wybuchem. - A cu do moich zakupów Ponie Hubyrcie, to najwyżej mużesz mi jokieś dobre buciory do chodzynia po śnigu załotwić, o ile tokie mocie. Bo te może i cipłe, ale jak się w zaspe zapodnie, toć się tam mało sadzowko robi! -stwierdził wskazując ubłocony i przemoczony but. - No i pore butylek piwo, tez nie zaszkodzi. -stwierdził i splótł swe palce, by strzelić głośno kostkami.
- Dubro to co, podpiosujcie, a potem idziemy sobie jeszcze strzylić jednego czy dwo, bo to nie wypodo się kłość spoć o suchym pysku. -stwierdził krasnal do reszty drużyny, uważając że formalności zostały już załatwione.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 24-05-2013, 20:28   #18
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Gdy niewielkie kółko wzajemnej adoracji poszerzyło się o dwójkę nowych ludzi orz pracodawcę okazało się, że większe grono znacznie korzystniej wpływa na samopoczucie brodacza. Można by rzec, że im więcej wesołych oczu wkoło tym raźniej na duszy, jednak prawda była troszkę inna. Mianowicie pracodawca stawiał nie tylko napitek ale i kolację która o niebo przewyższała skamieniałą kuchnię tatuńcia. Ba! Nawet soli użyto by przyprawić nieco smaku. No i nie było spalone. A to znacznie poprawiało smak.

Nagroda jaką oferował im Gallaway była znacząca. W sumie krasnolud nie spodziewał się, aż tak wysokiej nagrody za coś co wydawało mu się spacerkiem w zimowej zawierusze. Uradował się niezmiernie szczerząc swe toporne zębiska błyszczące miedzy warkoczami brody i wąsów. Od razu zaczął rachować jakie elementy mógłby sobie sfinansować za taką kwotę i doszedł do wniosku, że oprócz skór to jeno kolczuga by mu ostała do wykombinowania. A to wiadomo jakoś już się ułoży. Więc jako że polówki same piechotą nie chadzają krzycząc "Załóż mnie mężny brodaczu!" klasnął głośno w dłonie.

- Jakiem Skalf Flammestein mosz mom Husmor na swe usługi. - rzekł wesoło wstając by podpisać się pod kontraktem. Wielce spodobało mu się podejście kupca i spisanie umowy pisemnej, a nie tylko ustnej, bowiem miał pewne obawy, czy czasem wystrychnięty na dudka nie będzie i po wykonaniu swej pracy należności nigdy nie otrzyma. Wielce smutny byłby to scenariusz, gdyż "kochanka" krwi człowieczej jeszcze nie smakowała i niech na razie tak pozostanie.

Gdy spojrzał na swych nowych towarzyszy nowe podliczenia od razu wpadły mu w głowę.
- Mom ci jo nicoły tuzin... trza by dokupić - mruknął do siebie pod nosem tak cicho, że niemal niedosłyszalnie. Nie zaprzestając szeptów rzekł do Torbora - Jeśli dzięki tobiem łoszczędzem no nomiocie, to wiedz, że złoto sie ne zmornuje ino w płynno złocisto ciucz zomieni, co spożytkować rozem roźniej bydzie. - mruknął okiem.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 25-05-2013, 08:48   #19
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy Torbor skończył wygłaszać swoje poglądy Taar spojrzał na Arine i w kpiącym geście uniósł brwi. To było zabawne, jakie to niektórzy mają poglądy na ludzi i na świat. Dość prymitywne poglądy.

Kiedy wreszcie wszystkie pytania zostały zadane i wszystkie odpowiedzi zostały udzielone, Taar podszedł do Gallawaya i wziął do ręki pismo, z którym przed chwilą rozstał się Torbor. Przeczytał wszystko, od początku do końca, a potem podpisał. Sprawa wydała się czysta, warunki jasno ustalone.

Mniej więcej wiedział, co chce, prócz namiotu, ze sobą zabrać. Na przykład jedzenie na jakiś tydzień. Nigdy nie wiadomo, czy na miejscu Termalaine zastaną choćby kamień na kamieniu. A nuż się okaże, że ich wycieczka się przedłuży. Lepiej mieć co jeść... niż skonsumować Gallawayowego osiołka. Dla tego też trzeba będzie zabrać jakieś siano...

W planowanej przez Torbora imprezie miał zamiar uczestniczyć w sposób dość ograniczony. Znał na tyle krasnoludy by wiedzieć, że nie skończy się na kwarcie piwa czy flaszce gorzały, a on wolał rankiem być całkiem trzeźwy.
Nie mówiąc o tym, że alkohol i zimno nijak do siebie nie pasowały.

- Zjawię się rankiem, skoro świt, przy składzie - powiedział do Gallawaya - i zabiorę wszystko, co mi będzie potrzebne. Do zobaczenia jutro.
Ciekaw był, czy rankiem wszyscy stawią się na miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-05-2013 o 21:11.
Kerm jest offline  
Stary 27-05-2013, 12:25   #20
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Wieczór, w Płaczącej Wdowie

Gallaway w milczeniu obserwował, jak kolejni ochotnicy podpisują się pod omówionymi wcześniej warunkami współpracy. Kiedy na woskowanym pergaminie zjawił się ostatni podpis, mężczyzna zwinął go w rulonik i zawiązał przytwierdzonym doń sznurkiem. Umowa została zawarta, zaś jej dowód rzeczowy powędrował do niewielkiego tobołka leżącego obok stołu. Prawdę mówiąc na dalekiej Północy ktoś mógł powiedzieć, że ten kawałek papieru był o kant dupy rozbić bo spróbuj tu wytłumaczyć rozwścieczonemu krasnoludowi, że przecież zgodził się na warunki i złożył podpis na jakiejś kartce. Nie mniej jednak był to w pewien sposób miły gest niosący ze sobą powiew cywilizacji. Włodarz faktorii handlowej z niewypowiedzianą ulgą usiadł na stołku i pociągnął solidnie z kubka.

- No to wreszcie możemy porozmawiać otwarcie - westchnął, czym zakomunikował pozostałym że dopiero teraz zacznie się rozmowa o prawdziwej sytuacji w Dziesięciu Miastach. Z leżącego u stóp stołu tobołka wyciągnął coś, co przypominało szarą, przydymioną perłę. Od innych świecidełek tego typu różnił ją fakt, że wnętrze zdawało się niemal bezustannie poruszać, reagować na światło i na każdy ruch.

- Jak pewnie wiecie, dzisiaj oddział składu handlowego mojej rodziny znajduje się w każdym z Dziesięciu Miast. Nasza główna siedziba znajduje się tutaj, w Targos oraz z racji tamtejszego obrotu, w Bryn Shander. Z racji, że trzymają nas bliższe bądź dalsze więzy rodzinne, nikt nikomu nie stoi nad ramieniem i rozliczamy się kwartalnie, właściwie spotykając się w większej grupie tylko w tym okresie. Z racji relacji handlowych stały kontakt mam tylko z Bryn Shander i to dzięki temu cudeńku i... - Tutaj zatrzymał się na moment, bawiąc się magicznym komunikatorem w palcach.

- Sam burmistrz Kemp uważa, że demonizuję jednak mam wrażenie że obecna pogoda to coś więcej niż anomalia, jak mawiają o tym miejscowi. W Bryn Shander jest to samo, śnieżna kurtyna zasłaniająca wszystko co rozciąga się dalej niż metr od widza, ziąb jak diabli, mój brat twierdzi że sama Auril zstąpiła do Krain. Podobno na wschodzie również jest nie inaczej, posłaniec z Eastheaven tydzień dochodził do siebie po podróży i to tylko dlatego, że miał szeroki szlak do podróżowania. Goniec z Caer Konig nie miał tyle szczęścia i zmarł następnego dnia. W całym tym zamieszaniu dochodzi jeszcze Termalaine, z którego brak jakichkolwiek wieści... Moja kuzynka zaś, Jezebell Gallaway, nigdy nie korzystała z posłańców. Jest stosunkowo młoda, zawsze zjawiała się w Targos osobiście i zawsze cieszył ją fakt, że może rozruszać kości - kupiec ponownie zatrzymał się, zwilżył gardło zawartością kubka i wyciągnął z tobołka kolejne trzy kartki pergaminu, w dwóch z nich można było rozpoznać ogłoszenia wiszące na jednej z wielu tablic, na trzeciej zaś Arine błyskawicznie rozpoznała podpis burmistrza Kempa.

- Wczoraj minął tydzień od umownego terminu, w którym mieliśmy się spotkać w Targos. Dlatego też chcę wyłożyć wam wszystkie karty na stół, Termalaine... Cóż, dobro innych nie jest mi obojętne, jednak w tym wypadku chodzi głównie o kwestie rodzinne. Panienko Arine, pytałaś o to co może nas trafić na szlaku. Miesiąc temu odpowiedziałbym, że zabłąkany wilk to wręcz skrajne ryzyko na uczęszczanym szlaku, teraz jednak? Po miesiącu praktycznie bezruchu? Czort wie co zalęgło się w okolicach, z pewnością coś co lubuje się w takich warunkach. Obawiam się, że owe coś może być powodem dla którego z Termalaine nie dochodzą żadne wiesci - przerwał, obrócił kartkę z podpisem Kempa i podsunął ją pod nos awanturnikom. Z koślawego jak na urzędnika pisma doczytać się można było, że chodzi o zwiadowców... Albo kogoś tego typu wysłanego tydzień temu z Targos.

- Dokładnie dekadzień temu Kemp posłał na północ dwójkę zwiadowców. Mieli po trochu wybadać co w śniegu piszczy, a w drodze powrotnej zebrać z Termalaine Jezebell... Niestety oni też nie wrócili. Nie wiadomo nawet, czy dotarli na miejsce. Wiedząc że organizuję ludzi do podróży, zwrócił się do mnie dorzucając kolejne sześćset sztuk złota za odnalezienie ich żywych lub martwych, a wracając jeszcze do zagrożeń ze szlaku... Obawiam się że to może być coś więcej niż gadanie miejscowych - tym razem pod nos zebranych trafiło ogłoszenie zerwane z tablicy. To było im prawdopodobnie znane, jako że wisiało już dobre kilka dni (co odbiło się na jego stanie) i służyło głównie do straszenia dzieci.

Ogłoszenie było głównym tematem przy ogniskach, a że te miały zwyczaj przyciągać dość wstawionych jegomościów, w kilka dni zostało wyolbrzymione do niebywałych rozmiarów. Kilka dni temu w okolicach miasta ponoć widziano pół człowieka-pół niedźwiedzia, co więcej podobno miało to związek z jakimś incydentem w którejś z nabrzeżnych karczm. Wioskowi eksperci obstawiali, że bestia zasadziła się gdzieś na szlaku i zabija podróżnych żeby przeżyć... Albo dla własnej przyjemności. Rada kupiecka, w tym Hubert Gallaway, szybko wyznaczyła nagrodę w wysokości tysiąca sztuk złota dla kogokolwiek, kto przyniesie ze sobą łeb bestii i udowodni jej związek z zaginięciami, bądź jednogłośnie rozwieje plotki o grasującej hybrydzie. Na dniach ruszyło kilku śmiałków, żaden jednak nie zdołał wrócić żeby opowiedzieć o czyhającym zagrożeniu.

Poranek, Kompania Handlowa Gallawaya

Poranek był o dziwo w miarę pogodny jak na standard ostatnich tygodni. Mimo siarczystego ziąbu, zza opadów śniegu dało się dostrzec wyglądające raz na jakiś czas słońce. Aura pozwalała mieć nadzieję na w miarę spokojną podróż, zaś brak mocnego wiatru nie ograniczał płatkami śniegu widoczności. Cała nowo powołana kompania zjawiła się skoro świt u drzwi faktorii, oczekując zjawienia się swojego pracodawcy. Ten z resztą także nie kazał na siebie czekać zbyt długo i niebawem po dotarciu ostatniego z najemników otwarł drewniane, kute wrota zabezpieczające skup przed niepowołanymi gośćmi. On sam widać nie pierwszy raz wybierał się poza Targos, ekwipunku mógł mu zazdrościć niejeden awanturnik, zbrojni zaś bez problemu mogli dostrzec charakterystyczne ułożenie ręki w okolicach podbrzusza tak, by błyskawicznie dobyć nią w razie czego broni. Ta z resztą, niczym piękna kobieta spacerująca w niepotrzebnym ubraniu, pozwalała snuć jedynie domysły co do kunsztu swojego wykonania. Rękojeść półtoraka zdobiona była motywem krzyża z pojedynczym symbolem przypominającym płomień, znajdującym się w centralnej części jelca. Pochwa również wykonana była z dobrej jakościowo skóry i zdobiona srebrnymi klamrami, zaś napierśnik nawet Skalfowi odebrał na moment język w gębie, bo podobnej roboty oczekiwać mógł od najlepszych kowali krasnoludzkich kuźni, przez chwilę zastanawiał się z resztą czy faktycznie nie jest to dziecko którejś z nich. Wewnątrz, w centralnej części magazynu leżała kupka z rzeczami zamówionymi wczorajszego wieczoru plus kilka butelek piwa dla krasnoludzkiej braci. Między półkami szwędał się młody chłopaczek układając towar, przecierając regały i robiąc cokolwiek, przynajmniej dopóki patrzył na niego pracodawca.

- Wszystko co wczoraj zamówiliście znajduje się na środku. Piwo, panie Torbor, macie na koszt firmy o ile nie zalejecie mi się na pierwszym kopcu, ah i zaliczka - powiedział, wręczając każdemu obiecane pieniądze, z czym niektórym odliczył już za zamówiony sprzęt.

- Gdybyście przed wyruszeniem chcieli coś jeszcze kupić, Bruno was obsłuży. I tak na czas mojej nieobecności będzie opiekował się całym magazynem... Bogowie miejcie w opiece Targos. Widzimy się za piętnaście minut przed wejściem, oporządzę tylko osiołka - po czym wyszedł na zewnątrz.

Wrócił, tak jak zapowiedział, mniej więcej po kwadransie prowadząc dość rosłego przedstawiciela dumnej rasy osłów. Albo była to jakaś odmiana zimowa, albo Gallaway kupił osła z domieszką... Czegoś.

- Gotowi? W dobrym tempie do południa powinniśmy dotrzeć do Szczeliny Droglotha, tam śniegu powinno być mniej i może uda nam się przyspieszyć.

Poranek, Śnieżne Pustkowia


Pierwsze trzy godziny marszu były w miarę spokojne, pogoda rozpieszczała biorąc pod uwagę region, w jakim kompania się znajdowała. W miarę czasu wiatr niemal całkowicie ustał ukazując kryjące się dotychczas za chmurami słońce, kryjące się na horyzoncie chmury nie pozwalały jednak na rozluźnienie się i nakazywały pamiętać o drapieżnej naturze Północy.

- To chyba dobry znak, słońca nie widziałem co najmniej od trzech tygodni - odrzekł szczęśliwie Gallaway ciągle spoglądając ku niebu. Istotnie nawet zachmurzenie i swoisty półmrok były w ostatnich czasach doskonałymi warunkami i to mimo faktu, że śniegu było po pas i ci nie posiadający rakiet co rusz kopali się w śniegu opóźniając pochód. Juczny osiołek również miał na kopytach podkute specjalne podkowy z zamocowaną konstrukcją podobną do niewielkiego rusztu. Przypuszczalnie była to jakaś lokalna nowinka i o ile zupełnie niewygodna, tak pewnie oszczędzała zwierzęciu sporo wysiłku. Teren przeszedł w odrobinę bardziej górzysty i o ile o prawdziwych górach nie było mowy, tak coraz wyższe wzniesienia i konieczność robienia podchodów skutecznie męczyły tych mniej wytrzymałych. Nagrodą za to był widok rozciągającego się na zachód Maer Dualdon, które mimo że częściowo zasłonięte przez chmurę pozwalało na podziwianie przynajmniej swojej części.

Sądząc po pozycji raz za razem znikającego za chmurami słońca zbliżało się południe. Według prowizorycznego zegara słonecznego zbudowanego przez Gallawaya na podstawie kompasu i kilku słupków wbitych w śnieg było około jedenastej, długie zejście powoli odsłaniało Szczelinę Droglotha, która była obecnym celem drużyny. Samo zejście osłonięte było z dwóch stron przez niewielkie formacje skalne i pomniejsze jaskinie, co dawało całkiem dobrą osłonę przez powiewającym co jakiś czas wiatrem, aczkolwiek patrząc na jego kierunek i to co działo się na niebie, prawdziwa burza dopiero się zbliżała.

Audrey rzuca na Sztukę Przetrwania ST 20: 20 + 2 = 22 (sukces)

O ile faktycznie obraz gór zimą i dość niezwykłego skalnego krajobrazu był bardzo malowniczy, tak idąca w środku pochodu Audrey miała nieustannie głowę w chmurach. Pogrążona była w rozmyślaniach, gdzieś, kiedyś czytała coś o... Roślinach? Rosnących właśnie w takich warunkach, chociaż mogła się mylić, jaka normalna roślina urośnie ponad warstwę dwóch metrów śniegu? Mimo wszystko coś kołatało jej się w głowie... Książka? Nie, fanką botaniki nie była, może zasłyszała gdzieś w czasie drogi albo ujrzała gdzieś przypadkiem, tylko dlaczego podświadomość przywołała tę informację właśnie teraz? Dopiero po chwili rzuciło jej się w oczy wyjaśnienie, początkowo oczom nie mogła uwierzyć, ale ciężko było nie odróżnić bieli od zieleni. Z jednej ze znajdujących się przy szlaku pieczar wyrastało coś przypominającego bluszcz z niewielkimi, śnieżnobiałymi kwiatkami rosnącymi blisko pokrywy śnieżnej. W głowie szlachcianki pojawiła się rycina z jednego z ogłoszeń znajdującego się w Płaczącej Wdowie, mimowolnie zatrzymała się zwracając tym samym uwagę pozostałych.

- Audrey? - Zapytał nieświadomy jeszcze Gallaway, dopiero gest dłoni skierował jego wzrok na niecodzienne znalezisko.

- Jasna cholera! Ale masz wzrok dziewczyno! - Prawie krzyknął, ściszając głos w ostatnim momencie. Nie chciał zwalić sobie na łeb czapy śniegu. Podszedł bliżej kobiety i wyciągnął zza pasa rulonik papieru, który rozwinął i porównał rycinę z rzeczywistym obrazem.

- Królewski Lodobij, szczerze mówiąc nie sądziłem że cokolwiek ma wystarczająco ikry, by wyrosnąć w takich warunkach - stwierdził fakt. Według opisu na ogłoszeniu była to niezwykle rzadka roślina utrzymująca się tylko na terenach Północnych, tylko w odpowiednio ciepłych jaskiniach i o dziwo, rosnąca tylko w towarzystwie przeciągłych burz śnieżnych. Co przeczyło wszelkim zasadom biologii, prawdopodobnie częste zmiany temperatur stymulowały te “przebijające się przed lód” kwiaty do wzrostu.

- Prawdę mówiąc... Wziąłem ten papier od Grimswortha trochę na odwal się, stary alchemik nie dawał mi spokoju wiedząc że idę w teren, więc też ciężko się było go pozbyć. Niech spojrzę... Dwie stówki za głowę kwiatu, pnącza hm... Według opisu to co widzimy to tylko rozgałęzienie. Roślina potrafi rozrosnąć się nawet na kilkadziesiąt metrów i jej centralna część znajduje się pewnie gdzieś niżej. Idziemy w dół? Taka okazja szybko się nie powtórzy - rzekł kupiec zdradzając swój awanturniczy charakter. Fakt, że miał okazję zobaczyć coś co wielu traktowało jako bajkę i to jako pierwszy wywoływał w nim nie do końca zdrową fascynację.

Audrey +10 PD
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172