Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2014, 20:40   #11
 
Gargamel's Avatar
 
Reputacja: 1 Gargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumny
Noc w łóżku. Nie na pustyni, pod derką tylko w łóżku. Fillander umył się przed spaniem bardzo starannie (co niektórych członków drużyny musiało zdruzgotać). Kto, jak kto ale on był osobą, która czasem potrafiła się zachować a rozpieszczony takim luksusem jak wyrko musiał uszanować tęn cudowny przedmiot. Noc upłyneła spokojnie, choć Serduszko miał dziwny sen. W tym śnie stał pod szubienicą z petlą na szyi a jego współtowarzyszami były ooby z dróżyny. Nic więc dziwnego, że obudził się w nienajlepszym nastroju. Chmurny, milczący zasiadł do śniadania. Zjadł niewiele, a prawdę powiedziawszy skubnał tylko kilka owoców, choć zwykle lubił pojeść i popić.

W sklepie zachował zupełne milczenie. Słuchał za to uważnie zdając się na swój artystycznie wyćwiczony zmysł czy aby w głosie ich rozmówcy nie wyłapie fałszywej nuty świadczącej o łgarstwie. Zaproszenie na obiad było po myśli bardas. Wtedy w spokoju bedzie mógł się przysłuchiwać temu co jegomość ma do powiedzeniua. Będzie też mógł spróbowac wykryć ewentualny fałsz.

- Idę się przejść. Nie czekajcie na mnie, gdybym się spóźnił na umówione miejsce. Najwyżej spotkamy się w naszej gospodzie – Oświadczył druzynie, gdy tylko opuścili sklep. Poprawiwszy wiszącą na plecach lutnię, z którą się nie rozstawał poszedł w kierunku miejskiego rynku bacznie jednak obserwując otoczenie, czy aby jakie niebezpieczeństwo mu nie grozi. Z zaułka ukradł suszące się na sznurze ubranie. Przebrane za tubylca mogło mu pomóc wtopić się w tłum. Dla niepoznaki twarz szyję, ręce i ubranie umazał w błocie. Na głowie z kawałka materiału zrobił sobie turban ukrywając w ten sposób uszy oraz blond włosy. Teraz wyglądał na nędzarza i w takim właśnie przebraniu na rynek poszedł. Przemierzał rynek w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby zacząć "żebrać".
 
__________________
Gargamel. I wszystko jasne

Ostatnio edytowane przez Gargamel : 26-11-2014 o 20:42.
Gargamel jest offline  
Stary 27-11-2014, 13:53   #12
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
pod “Czarnym Lwem”

Tak jak inni Janos przyglądał się dziwacznemu widowisku, niczym zaczarowany albo zbyt osłupiały by w jakikolwiek sposób zareagować, tym bardziej że przerażona Aria wczepiła się w niego z całą siłą swego drobnego ciała. Dopiero gdy mężczyzna odezwał się w zrozumiałej już mowie, półsmok rozejrzał się po towarzyszach i odstąpił o krok, łagodnie pogłaskał “siostrzyczkę” po głowie. Już miał wejść do seraju, ale widok ciągniętego po ulicy żebraka coś w nim poruszył. Podszedł do niego zostawiając dziewczynkę u bram seraju i przykucnął, przyjrzał się uważnie.

Nie raz od chwili ucieczki z Pogranicza miał do czynienia z biedą i głodem, jakich mężczyzna na pewno zaznał w życiu. Ale to wraz z szaleństwem które go najwidoczniej trapiło, sprawiło że wspomnienia lochu domostwa Coldheart powróciło wyraźnie do Janosa, wspomnienie głodu jakiego tam doznał i szaleństwa w które powoli popadał. Tylko Aria go od niego wybawiła, ratując z więzienia i niemal sama wtedy ginąc.

Sięgnął do sakiewki i wyciągnął garść miedzi, która mogła starczyć na parę posiłków.
- Cóż to za choroba cię trapi? - zapytał łagodnie. Smocza natura sprawiła że od czasu uwolnienia zwalczył skutki długotrwałego głodu, ale w innym przypadku zapewne byłby postarzały i doszczętnie wyniszczony, jak mężczyzna przed nim.
- O dzięki ci, szczodry panie - odparł żebrak, kłaniając się nisko głową przed smokowcem - Moje szaleństwo? No cóż… - mężczyzna zawiesił głos i wzniósł wzrok w górę - To moje przeznaczenie, kara od bogów za moje grzechy. Kara surowa, ale słuszna. Przekleństwo i choroba dręczą moje ciało, ale cierpienie jest w pełni zasłużone. Wybacz panie, że musiałeś patrzeć na atak i szaleńcze tańce moich demonów. Nie panuję nad tym. Demony atakują znienacka i zawsze w najmniej spodziewanym momencie.

Lazarides spojrzał w ślad za towarzyszami, przepraszająco skinął ku Arii po czym odwrócił się do wyniszczonego biedą i chorobą chłopaka.
- Czy kapłani nie mogą ci pomóc? - zapytał ze zdziwieniem. - Wszak obecność demonów w środku ludnego miasta to groźba, nie wiadomo do jakich czynów mogą cię przymusić…
- Widzę czcigodny panie, że nie jesteś z tych stron. - odparł z westchnieniem żebrak - Żaden kapłan nie śmie mierzyć się z wyrokami Przeznaczenia. Bogowie zesłali na mnie słuszną karę za mój występek. O przeklęty dzień, gdy moje oczy ujrzały tego starego kapłana - powiedział mężczyzna ni to do siebie, ni to do Janosa - Niech będzie przeklęta moja chciwość i żądza zysku. Za mój czyn bogowie pokarali mnie szaleństwem i nie mam im tego za złe. Słuszna to kara. Demony plądrują mój umysł, ale nikomu innemu nie zagrażają. Widzę panie, że wielkie i miłościwe jest twoje serce, skoro zainteresował cię los takiej wszy i podłego robaka, jak ja. Niech bogowie obdarzą cię swym błogosławieństwem, a Przeznaczenie kreśli przed tobą tylko proste ścieżki. Niech zdrowie i pomyślność ci dopisują, a każdy kolejny dzień będzie lepszy od poprzedniego.

Półsmok skłonił głowę w podzięce. Wiedział że nie pomoże każdemu głodnemu i szalonemu w tym mieście - już wcześniej napatrzył się dość na biedę, nawet mimo tego że ledwie rok temu wraz z Arią opuścił więzienie i Pogranicze. Ale ten jeden raz chciał się pochylić nad potrzebującym.
- Będę się modlił by bogowie odpuścili ci winy i zakończyli męki - powiedział, usiłując dorównać tutejszej kwiecistej mowie, która dopiero od niedawna przestała brzmieć dziwnie i napuszenie w jego uszach. - Zdradź jeszcze tylko jakim fachem się parasz, jeśli demony pozwalają ci w nim pracować?
- O dzięki miłościwy i troskliwy panie - odpowiedział żebrak - Nie ma jednak dla mnie ratunku. Bogowie się nade mną nie zlitują, wiem o tym. Ten przeklęty dysk będzie ze mną, aż po kres mych dni. A z nim demony, które nawiedzają me ciało. Mimo to jestem ci wdzięczny z całego serca za troskę i tych kilka chwil normalnej rozmowy. Nawet nie wiesz panie, ile to dla mnie znaczy. Moje przeszłość i fach są dla mnie bezpowrotnie stracone i nie pozostało mi nic innego jak liczyć na litość i miłosierdzie przechodniów. Poza tym, to mój fach spowodował, że spadła na mnie klątwa i przekleństwo bogów, a Przeznaczenie odwróciło się ode mnie.
Lazarides z namysłem poskrobał się pazurami po policzku i skroni.
- Zapewne znasz miasto - stwierdził i dopiero teraz uświadomił sobie że chłopak przed nim jest zapewne niewiele tylko starszy od niego. - Przybądź tu jutro z rana jeśli chcesz uczciwie zarobić na strawę, możliwe że będę potrzebował przewodnika. Opowiesz mi wtedy coś więcej o tej klątwie, bo faktycznie jestem przybyszem z daleka i radbym o tym usłyszeć.
- Wielkie dzięki miłościwy panie, niech twe życie usłane będzie najcudowniejszym kwieciem, a hurysy o gładkich ciałach niech dostarczają ci uciechy każdego wieczoru. Bogowie widać postawili cię na mej drodze. Z chęcią oprowadzę cię po mieście, ale muszę cię uczciwie ostrzec, że atak jaki widziałeś może się powtórzyć i sprawić ci poważne kłopoty. Nie każdy bowiem z tak wielkim miłosierdziem patrzy na bliźnich, jak ty o czcigodny panie. - chłopak pochylił się do stóp smokowca i zaczął solennie dziękować za łaskę, jaką został obdarowany.

Janos skrzywił się w duchu - ostatnie czego potrzebował to czołobitności, ale nie protestował by nie wprawić mężczyzny w zmieszanie. Kwiecista, bardzo kwiecista była mowa mieszkańców Zakhary i chyba nadal do niej nie przywykł.
- Zaryzykuję twoje towarzystwo - powiedział. - Jestem przybyszem z odległych stron, co od razu widać, więc mieszkańcy tego wspaniałego i czcigodnego miasta zapewne wezmą to pod uwagę i łagodniej podejdą do takiego zdarzenia. Życzę ci dobrej nocy i tego by demony nie trapiły już dziś twych myśli i ciała - dodał wstając z powrotem i skłaniając głowę przed mężczyzną.
- Zatem ledwo słońce wzejdzie, będę czekał na ciebie o czcigodny i miłościwy panie u drzwi seraju. Z wielką przyjemnością i radością w sercu będę służył tak wielkiemu i potężnemu panu. Niech bogowie ześlą na ciebie spokojny i radosny sen, który przyniesie ci wypoczynek i ulgę. Bywaj zdrów. Adil będzie na ciebie czekał u bram “Czarnego Lwa” Bądź zdrów, mój panie.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 27-11-2014, 17:03   #13
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
Opowieść Adila

Słońce od samego rano mocno przypiekało i w podcieniach seraju siedziało całkiem sporo ludzi. Cień i specyficzny mikroklimat tego miejsca sprawiał, że wielu szukało tutaj wytchnienia i odpoczynku.
Gdy drużyna wyszła z seraju i wkroczyła w chłodne i przewiewne podcienia, niemal natychmiast pojawił się przed nimi żebrak, który doznał wczoraj wieczorem ataku szaleństwa. Od Janos wszyscy pozostali dowiedzieli się, że mężczyzna ten imieniem Adil skrywał nie lada tajemnicę. Jego szaleństwo nie było bowiem zwykłą chorobą, ale jak twierdził żebrak jego fatum i karą za grzechy. A wszystko to wiązało się ponoć z jakimś dziwnym dyskiem.
- Bądź pozdrowiony czcigodny panie, niech słońce zawsze ogrzewa twe oblicze, a łagodny zefir niech cię owiewa i przynosi błogi spokój. Jeszcze raz dziękuję ci o miłościwy panie, za twa łaskę i miłosierdzie. Twój pokorny sługa pada do twych stóp i czeka na rozkazy.
Widać było, że Adil jest szczerze wzruszony postawą Janosa. Przekleństwo i choroba, jaką został dotknięty sprawiała, że stał się wyrzutkiem i wszyscy omijali go szerokim łukiem.
Janos poleciał, aby Adil oprowadził ich po centrum miasta Królów, a w międzyczasie opowiedział dokładnie całą swoją historię.
- Doprawdy panie nie wiem, czymże zasłużyłem na taką łaskę. Ktoś taki jak ty interesuje się moim losem. Toż doprawdy niebywałe. Niech Dżisan i Kor hojnie odbdarzą ciebie i cała twoją rodzinę wszelkimi łaskami. Osób tak oświeconych, mądrych i miłosiernych ze świecą szukać nie tylko w Muluk, ale i w całej Zakharze.
- Do rzeczy, drogi Adilu, do rzeczy - ponaglił smokowiec, którego ciągłe hołdy składane przez młodzieńca wprawiały w zakłopotanie, które choć słabo widoczne na jego licu, kotłowało się w jego wnętrzu.
- Dobrze, mój panie już mówię. Niech będzie przeklęty dzień, kiedy me oczy ujrzały tego siwego kapłana. Był pogodny poranek niemal, taki jak dzisiaj, tylko wiatr od morza byl silniejszy i powietrze wypełnione było słonym aromatem ryb i wodorostów. Kręciłem się jak zawsze w pobliżu meczetu Tysiąca Fontann, licząc na jakiś zarobek. Od kilku dni nie miałem ciepłej strawy w ustach i kiszki mi już grały głośniej niż rogi obwieszczające przybycie Wielkiego Kalifa, niech bogowie strzegą go i obdarzają niekończąca się łaska, a Przeznaczenie niech łaskawie prowadzi cała jego rodzinę i poddanych. Dlatego też panie wypartywałem kogoś, komu mógłbym… wstyd się przyznać coś podwędzić. Musisz wiedzieć panie, że nie robię tego nagminnie, a jedynie gdy okoliczności mnie do tego przymuszą. A i wtedy sięgam tylko do kieszeni tych, którzy i tak nie zauważą braku tych kilku dinarów. Tego dnia jednak szczęście się ode mnie odwróciło, a Przeznaczenie pokazało swe okrutne i złowieszcze oblicze. Nie byłem tego świadomy, gdy spoglądałem na siwego kapłana przechadzającego się wśród tłumu pielgrzymów. Och, gdybym tylko miał świadomość tego, co mnie spotka. O bogowie - Adil wzniósł ręce do nieba i krzyknął niemal na cały głos - przysięgam na wszystkie świętości, przysięgam na swe marne życie, że nigdy bym nie poszedł za tym człowiekiem. Uległem jednak demonom chciwości, a mój wewnętrzny głos mówił mi, że warto zająć się sakiewką tego kapłana. Przez długi czas podążałem za siwym kapłanem. widziałem jak poucza ludzi, jak kupuje różne rzeczy, a przy tym praktycznie nie liczy się z groszem i nie targuje się. Wielu kupców poczytywało to, jako obrazę. Jednak jak to mówią pieniądz nie śmierdzi, prawda? Wyzbyłem się więc wszelkich skrupułów i wyrzutów sumienia, gdyż byłem pewien że człowiek ów nie zauważy braku kilku złotych dinarów. A mi one uratują życie. Zauważyłem, że kapłan z wielką nonszalancją chodzi po ulicach i praktycznie nie pilnuje tego, co ma w dużej lnianej torbie przewieszonej przez ramię. Zbliżyłem się więc ostrożnie do niego, gdyż wiedziałem że jeżeli nie ja to inny złodziej opróżni jego sak. Kapłan był łatwa ofiarą. Doprawdy za łatwą. Powinienem był wyczuć, że los zbyt łaskawie się ze mną odchodzi. Nie wyczułem jednak pułapki i niczym ogłupiała mucha pędziłem wprost w płomień świecy. Zbliżyłem się do kapłana i moja dłoń zanurkowała w jego torbie. O bogowie, dlaczego, dlaczegóż to moje oczy zamiast na sakiewce skupiły się na tym przeklętym dysku. Skusił mnie jego blask i obły kształt. Połyskiwał on jakby był wykonany z czystego złota i pewnie dlatego moje chciwe dłonie wyciągnęły go z torby kapłana. Uradowany, z łupem za pazuchom skręciłem w najbliższą uliczkę i pognałem przed siebie w razie, jakby starzec podniósł krzyk. Nic takiego się nie i już po kilku chwilach mogłem się cieszyć w samotności cudownym blaskiem dysku. Nie wyobrażacie sobie, jaki byłem wściekły, gdy spostrzegłem się, że dysk wcale nie jest złoty. Była to zwykła wypalana glina, która sprytny rzemieślnik wypolerował i polakierował nadając jej oślepiający złoty blask. Mimo to w tym przeklętym przedmiocie było coś co przyciągało mój wzrok i niemal hipnotyzowało mnie. Obracałem go w dłoniach i podziwiałem jego wykonanie. Najbardziej fascynowały mnie drobne napisy, jakie zostały na nim umieszczone. Wprost nie mogłem oderwać od nich oczu. wodziłem po nich palcem, a moje usta poruszały się jakby chciał wymówić zapisane tam słowa. W końcu nie w pełni świadomie odczytałem napis na dysku i wtedy bogowie zesłali na mnie okrutna karę. Niebo nad moją głowa pociemniało i niczym złote strzały przeszyło je dziewięć spadających gwiazd. Tuż przy moim uchu usłyszałem czyjś złowieszczy śmiech i straciłem przytomność. Obudziłem się w środku nocy. Cały byłem zlany potem, a w mej pamięci wirowały okrutne i przerażające obrazy, jakie nawiedziły mnie we śnie. Od tamtej pory te koszmary wracają niemal co noc.
Pełen lęku następnego dnia próbowałem odszukać tego kapłana, aby zwrócić mu dysk. O zgrozo, jednak nikt w żadnym meczecie ni słyszał i nie widział nikogo takiego. Zrozpaczony próbowałem dysk sprzedać, ale nikt go nie chciał kupic. Nie mając innego wyjścia wyrzuciłem dysk na stertę śmieci przy wyjściu z bazaru. jednak ku mojemu wielkiemu przerażeniu, następnego dnia, dysk ponownie znalazł się w mej torbie. Próbowałem pozbyć się go już kilka razy i za każdym razem bezskutecznie. Po kilku godzinach w jakiś magiczny sposób wraca on do mnie. Teraz wiem, że to jest symbol mojego upadku, symbol mojej głupoty i kary jaką spuścili na mnie bogowie. Ten przeklęty gliniany dysk, to moje Przeznaczenie. - na tym Adil zakończył oswoją opowieść i jednocześnie sięgnął za pazuchę swojej poszarpanej szaty. Wyjął stamtąd połyskujący złotym blaskiem dziwny dysk i wręczył go Janosowie.
- Oto moje przekleństwo, oto moje fatum.

 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS
Ereb jest offline  
Stary 29-11-2014, 11:58   #14
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kupiec, czy też syn kupca, opowiadający nieznajomym o rzeczach, o których - jak sam powiedział - rozpowiadać nie należało... Czyżby nagle ów starzec zapałał aż tak wielką sympatią do przybyszów z odległych stron? A może po prostu plótł, co mu ślina na język przyniosła, nie zważając na ewentualne konsekwencje. Shamal tego nie wiedział i nie sądził, by miał się tego dowiedzieć. Zdecydowanie nie planował ponownego spotkania z tym gadatliwym starcem. Oddadzą rankiem przesyłkę i będzie wolny od zobowiązań. A zaraz potem wyjedzie z Muluk. Odnajdzie szejka Abdula il-Salun al-Makharii i przekaże mu zapewnienie o oddaniu przesyłki, oraz ewentualne słowa Hasana bin Nassura, przyjaciela szejka i odbiorcy przesyłki równocześnie.

- Ma’a as-salama. - Shamal skłonił się gadatliwemu starcowi, po czym wraz z resztą strażników przesyłki ruszył w stronę zalecanego przez mameluka seraju.
Z prawie całą resztą, bowiem Malik nie zdołał się oprzeć namowom swej pani i poszedł na zakupy.
I znów potwierdziła się prawda - istniały kobiety, które potrafiły sprowadzić mężczyzn z wyznaczonej im ścieżki.

***

I mimo wszystko nie udało im się dotrzeć do "Czarnego Lwa" przez przeszkód. Co prawda nie bandyci stanęli na ich drodze, a jakiś na wpół obłąkany żebrak, podrygujący jak gdyby poszczególne członki nie chciały słuchac tego, co mówi głowa.
Najwyraźniej jednak jego choroba nie była zaraźliwa, bowiem pilnujący wejścia do seraju mamelucy odciągnęli nieszczęśnika, a żaden nie wpadł w podobny pląs.
Shamal nie był ni kapłanem, ni mędrcem - na jakiekolwiek choroby nic pomóc nie mógł. Jedyne, co mógł zrobić, to pomodlić się za biedaka.
- Niech ci bogowi ześlą wybawienie od cierpień - powiedział, idąc w stronę wejscia do seraju.

***

Jedzenie, obsługa - wszystkim tym Shamal byłby zachwycony, gdyby nie to, że nie był do czegoś takiego przyzwyczajony. I jemu, nieodrodnemu synowi pustyni, zdało się to zdecydowaną przesadą. Niepotrzebny przepych, który mężczyzn zamieniał w słabe niewiasty.
No a pokój, do którego poszedł po pobycie w łaźni... W ciasnocie i duchocie spało mu się niezbyt dobrze. No, zapewne z ową ciasnotą to była lekka przesada, ale Shamal nigdy nie lubił spać pod kamiennym czy drewnianym dachem.
Jedna noc, da się przeżyć, pomyślał zasypiając.
I z radoscią powitał nawoływania muezzinów, oznaczające początek dnia i zbliżający się koniec wizyty w Muluk.

***

I znów się okazało, że człowiek planuje, a bogowie planują coś całkiem innego. I nie stało sie tak za przyczyną opowieści Adila, ale za przyczyną Hasana bin Nassura.
Shamal nie potrafił zrozumieć, jakież to przyczyny kierowały postępowaniem kupca, który - miast przyjąć przesyłkę, jakże ważną, odprawił posłańców i kazał im przyjść później. Czyżby interesy przedkładał na później?
Jednak Shamal wnet doszedł do wniosku, że nie powinin oceniać postępowania kupca. Jeśli powód był naprawdę ważny...
Trzeba było poczekać do następnego spotkania i żywić nadzieję, ze Przeznaczenie nie pokrzyżuje ponownie planów.
Do tego czasu najchętniej usiadłby gdzieś w cieniu, jak by to zrobił każdy rozsądny człowiek, ale niektórzy z jego towarzyszy nie wyglądali na zbyt rozsądnych. To zaś mogło oznaczać konieczność włóczenia się po różnych zakamarkach miasta, bowiem trzeba było mieć na oku szkatułkę, a więc i tego, który był jej chwilowym posiadaczem.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-11-2014, 13:33   #15
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wieczór w Czarnym Lwie

Aria
nie była zachwycona początkiem ich wizyty w Muluk. Podejrzany starzec rozpowiadający niby śmiertelnie niebezpieczne plotki, niefrasobliwość Malika, a na koniec opętany przez demony młody-stary żebrak, który przyciągnął uwagę Janosa - to wszystko sprawiło, że dziewczynka straciła ochotę na posiłek, choć już mocno burczało jej w brzuchu. Za to chętnie skorzystała z gorącej, aromatycznej kąpieli - luksusu, na który w podróży rzadko mogli sobie pozwolić; zresztą żaden północny zajazd nie dorastał nawet to pięt południowym serajom i przestronnym hammamom z ich gorącymi kamieniami, wonnymi olejkami i basenami z wodą o różnorakiej temperaturze. Co prawda Aria krępowała się kąpać publicznie, ale ze względów bezpieczeństwa zawsze towarzyszył jej brat, więc jakoś się przyzwyczaiła. Tak jak i teraz.




Kunszt tutejszych rzemieślników był zaiste godzien podziwu. Siedząc na brzegu basenu Janos rozglądał się po łaźni, jak zwykle zafascynowany kamieniarskim rzemiosłem. Nasłuchiwał też odgłosów chlapania się dobiegających z olbrzymiej wanny i zerkał na "siostrzyczkę" zażywającą kąpieli. Na szczęście większość podróżnych była zajęta jedzeniem (lub niezainteresowana kąpielą), toteż nie musieli się krępować obecnością obcych czy podziałem łaźni ze względu na płeć. Sam cierpliwie czekał na swoją kolej, rozebrany do przepaski biodrowej i oparty plecami o ścianę, dbając by wyrastające z nich kolce nie naznaczyły kamienia. Miło będzie zanurzyć się w wodzie i odświeżyć przed snem. W podróży dla higieny posiłkowali się czarami Arii, ale to nie było to samo…

Przesunął palcami po kamieniu, zdumiewając się jego gładkością. Znowu popatrzył na rozpuszczone włosy Arii, zwykle falujące na niewidzialnym wietrze. Posiłek i perspektywa odpoczynku w wygodnym łóżku wprawiały go w dobry humor, ale myśl która akurat ten właśnie dzień sobie znalazła na to by się wykrystalizować sprawiała że chciał porozmawiać z “siostrzyczką”, wyrzucić to z siebie. Prysnął wodą na Arię i uśmiechnął się do niej z czułością.
- Długo jeszcze, czcigodna pani? - zapytał żartobliwie “kruszynkę”. Nikt, kto by na nich spojrzał, nie dostrzegłby rodzinnego podobieństwa - i nie pomyliłby się, bowiem wbrew temu o czym Aria była przekonana, nie byli spokrewnieni. W pewien sposób Janosowi było dzięki temu lżej, łatwiej przychodziło mu odwracać wzrok od jej wiotkiej sylwetki czy odpowiadać pieszczotami na czułości.
- Jeszcze chwilę… - zamarudziła Aria, ale z westchnieniem wstała. Wiedziała, że Janos jest głodny; smoczy żołądek wydawał się być studnią bez dna. Sięgnęła po płótno by się wytrzeć, a długie do pasa włosy otoczyły ją jak pajęczyna; mimo że mokre od mycia to nadal równie niesforne. Dziewczynka wcale nie miała ochoty wychodzić z ciepłej wody. Obietnica dana szejkowi wprawiała ją w nieustanne zdenerwowanie; w końcu nikt jeszcze nigdy tak po prostu, bezwarunkowo im nie zaufał! Gdyby tylko ich dwójce to może nie byłoby problemu, lecz na działania nowych towarzyszy podróży Aria miała bardzo ograniczony wpływ, a to, na co nie miała wpływu zawsze wytrącało ją z równowagi. Dodatkowo przeraził ją opętany przez demony żebrak na progu (a wyobrażenie demonów miała iście czarnoksięskie), toteż nerwy miała napięte jak postronki. A Janos jeszcze do niego podszedł! Choć ceniła i podziwiała dobre serce półsmoka, który - wbrew przerażającej aparycji - był na codzień łagodnym i serdecznym młodzieńcem, to wolałaby, żeby akurat teraz trzymał się z dala od podejrzanych zakharczyków. Mamrocząc coś pod nosem nieśpiesznie owinęła mokre ciało płótnem i zabrała się za pranie pokrytych pustynnym pyłem ubrań, nieszczególnie przejmując się tym, że wilgotny materiał co i rusz zsuwał jej się poniżej łopatek. W końcu Janos był jej bratem; zresztą i tak nie miała się czym pochwalić. Kiedyś niechcący usłyszała jak doktór mówił do papy, że przy jej wątłym zdrowiu nigdy nie wyrośnie na bujną piękność; a i pewnie o wnukach nie ma co marzyć, gdyż najpewniej umrze przy pierwszym porodzie. To akurat nie obchodziło ani papy - z wiadomych względów; ani Arii - ze względu na to w jaki sposób jej opiekunka przedstawiła jej proces reprodukcji.

Chłopak przyglądał się przez chwilę zręcznym dłoniom Arii po czym z westchnieniem dołączył do niej i prania z którym się mocowała.
- Co cię trapi? - zapytał łagodnie, sięgając po część rzeczy. - Chcesz mi o tym powiedzieć czy mam nie wnikać? Możemy o tym porozmawiać w pokoju, zwłaszcza że mnie również trapi pewna rzecz, którą chciałem z tobą omówić. Oczywiście, pod warunkiem że nie chcesz, czcigodna pani, odpoczywać jak szlachcianka w osobnym apartamencie, nie niepokojona przez swego pokornego sługę - powiedział z kamienną twarzą i ukłonił się, co nie do końca zgrabnie wyszło biorąc pod uwagę okoliczności. - Jeśli jednak ścierpisz moją obecność, rozczeszę ci włosy - dodał tytułem zachęty.

Aria fuknęła na brata by lepiej się wykąpał i odepchnęła go od prania, chcąc wrzucić do wody. Przynajmniej próbowała, bo efekt (a raczej jego brak) był taki, jakby pchła próbowała przesunąć górę - jak zwykle zresztą. Podczas wspólnej podróży przez świat półsmok coraz mniej przypominał dzikiego tygrysa wypuszczonego z klatki, a coraz bardziej spuszczonego ze smyczy szczeniaka; stan ten zaś nasilał się im dalej byli od Szarej Doliny. Janos wygłupiał się, żartował, dokuczał jej i nawet próbował łaskotać! Nikt, kto zobaczyłby go w takim humorze nie uwierzyłby, że w bitewnym szale potrafi przegryźć komuś gardło na wylot. Ona zaś boczyła się, obrażała, fukała i dąsała nie potrafiąc nadążyć za psotami starszego brata. Koniec końców Arii pozostały dwa wnioski: albo Janos jest dziwny, albo z nią jest coś nie tak. Ponieważ zaś do charakteru ukochanego brata podchodziła niemal kompletnie bezkrytycznie pozostawało jej jedynie uznać, że sama nie ma za grosz poczucia humoru. Co było, rzecz jasna, kolejnym tematem półsmoczych żartów.

Niepowodzenie jeszcze bardziej zirytowało Arię, a na wspomnienie szlachectwa ogarnął ją nagły smutek. Nie tęskniła za luksusami rezydencji (no, może pomijając czyste i miękkie stroje, obfite, regularne posiłki oraz nieograniczony dostęp do mydła i ciepłego łóżka), ale propozycja brata przypomniała jej o srebrnym grzebieniu, którego musiała się pozbyć zastępując go zwykłym, drewnianym i o wszystkim, co musiała zostawić po drodze. A włosy rosły jej jak szalone, zwłaszcza gdy podróżowali przez otwarty teren i dobry grzebień (oraz pomoc przy czesaniu) były jej naprawdę niezbędne. Kilkukrotnie chciała ściąć włosy zupełnie krótko, ale raz, że i tak odrastały w piorunującym tempie (które na szczęście zwalniało w okolicach łopatek), a dwa - strzyżenie wzbudzało gwałtowne protesty Janosa, który uwielbiał codzienny rytuał rozczesywania i zaplatania miękkich, srebrnobiałych splotów (tak różnych od jego własnych, sztywnych jak ryżowa szczotka włosów). Niemniej jednak zbytek otaczający zakharczyków boleśnie przypominał jej o własnej biedzie - a raczej o tym czego musieli się chwytać by się utrzymać. Ot, kradzieży na przykład. Aria wzdrygnęła się na wspomnienie lochu w Simbayi. Stanowczo to był pierwszy i ostatni razgdy wplątali się w cudze problemy.
- Chcesz spać sam to proszę cię bardzo; stać nas dzisiaj - fuknęła niego ostrzej niż zamierzała, ale dopiero w łaźni poczuła, jak wydarzenia ostatnich dni - ucieczka z więzienia, podróż przez niebezpieczeństwa pustyni, odpowiedzialność za pudełko szejka - wyciągnęły z niej siły. Nie byli ścigani po raz pierwszy (a mamelukowie czy Stalowe Węże nie przerażali nawet w połowie tak bardzo jak ludzie jej najstarszej siostry), lecz za każdym razem Aria miała coraz bardziej dość nieustannej walki i ucieczki. Nie miała dziś energii na “trzymanie się”, jak to zwykle robiła; nawet przy Janosie, by nie przysparzać mu zmartwień. Choć półsmok zwykle i tak jakimś szóstym zmysłem wyczuwał gdy coś było bardzo nie tak.
- Martwię się przesyłką, to wszystko. Nie wszyscy nasi towarzysze wydają się godni zaufania - dodała nieco łagodniej. Nagły wybuch złości nieco osłabił utrzymujące się do tej pory napięcie.

Janos wsunął się do wody, rozpościerając skrzydła i uśmiechając się pod nosem - Aria była kochaną istotką, ale w kwestii używania siły fizycznej musiała się jeszcze wiele nauczyć, by to ująć najdelikatniej jak tylko można było. Sięgnął po mydło i skrzywił przy jej słowach o nocnych planach; ostatnie na co miał ochotę to rozdzielać się z nią. Przywykł do jej obecności tuż obok, wtulonej ufnie w niego… na tyle ile się dało, przy tym jak był opancerzony i najeżony ostrzami. Już miał się odezwać by z całkowicie obojętną twarzą zażartować sobie z jej irytacji, ale ostatnie słowa sprawiły że zamarł.

Zaufanie.

- Nie wiem… - usta zaczęły nim umysł się ocknął. Zamilkł, wpatrując się w wodę. Tak naprawdę męczyło go to od lat, od chwili gdy usłyszał to od własnego ojca kim jest odwiedzająca go skrycie dziewczynka. A teraz słowa “siostrzyczki” ugodziły podstępnie i celniej niż kiedykolwiek.
- Hmmm? - mruknęła nieuważnie Aria, męcząc się z wielką płachtą, jaką było dla niej pustynne ubranie Janosa.
- Jeśli chcemy by inni byli godni zaufania, powinniśmy wymagać tego najpierw od siebie - szepnął wreszcie, gdy w jednej chwili zdecydował się powiedzieć to o czym milczał tak długo. Woda spływała z jego ramion, torsu i skrzydeł; krople rozbrzmiewały głośno w ciszy jaka panowała w łaźni. - Ario, nie wiem czy jestem twoim bratem. Nasz ojciec… Floran Coldheart wspomniał mi kiedyś, że nie jesteś jego prawdziwą córką, że sprowadził cię do Llorkh dostrzegając w tobie potencjał, że w przyszłości możesz być magiczką jakich mało. Nie mówiłem o tym, że możesz nie być jego córką, bo nigdy nie widziałem ku temu dobrego momentu, a i nie wiedząc czy to faktycznie prawda. Ojciec chyba nie kłamał - jeśli nie dostrzegał w czymś korzyści to się tym nie przejmował, a pewnie nie wiedział, że mnie obchodzisz i jak bardzo mi na tobie zależy - ale nie mogę za to ręczyć. Przepraszam, że dopiero teraz ci o tym mówię - pochylił głowę ku dziewczynce. Coś go bolało w piersi, coś co rozpoznał dopiero po chwili. Był to strach. - Zawsze będę się tobą opiekował i cię chronił… jeśli nadal będziesz tego chciała. Chcę byś mi ufała...

Aria, która po pierwszych słowach brata na temat ich pokrewieństwa - a raczej jego braku - oderwała wzrok od prania, wlepiając oczy w Janosa i oddychając coraz szybciej. Para wypełniająca łaźnię zgęstniała i poszarzała, zalegając na posadzce lepkim całunem.
- Ario? - chłopak z niepokojem spojrzał na “siostrzyczkę” gdy mglisty opar zaczął zasnuwać powierzchnię wody w którą się wpatrywał. Zamilkł, widząc że czarodziejka nie próbuje się w nim skryć; gdy dziewczynka zorientowała się co się dzieje rozgoniła ją niecierpliwym ruchem ręki.
- A więc nie jesteś moim bratem nawet w połowie… - powoli powiedziała Aria, analizując wypowiedź Janosa słowo po słowie. Czuła, jak wypełnia ją znajomy chłód, spychając na bok kłębiące się w niej emocje na korzyść zimnej inteligencji. Spojrzała w wypełnione strachem złote oczy młodzieńca. Wyglądało jakby Janos próbował sam siebie przekonać, że może jednak są rodzeństwem, że istnieje jakaś mała furtka, nić łącząca ich mocniej niż przeżycia ostatnich lat. - To kłamstwo papy, nie twoje - powiedziała spokojnie po przedłużającej się chwili milczenia. Tylko ojciec - czy raczej “ojciec” znał całą prawdę. A Floran Coldheart nie żył. Może prawdę znała i madame… lecz ona nie żyła również. - Ufam ci - to nie było kłamstwo; przynajmniej nie do końca. Wiedziała, że Janos potrzebuje usłyszeć te słowa; jednak wiedziała też, że gdy wypuści uczucia z klatki racjonalizmu może dojść do zupełnie innych wniosków. - Podaj mi pranie i dokończ ablucje - wskazała na ubrania, które pływały po całej wannie, wypuszczone z jej zesztywniałych rąk. Zadrżała, czując jak niespodziewanie robi jej się zimno, a mokre płótno zbyt ciasno oblepia nagie ciało. - W jadalni pewnie już na nas czekają.

Janos czekał wstrzymując oddech i czując jak krew dudni mu w skroniach. Na słowa “siostrzyczki” powoli wypuścił powietrze i skinął głową, choć jego niepokój nie ustępował. Gdyby Aria okazała jakieś emocje, cokolwiek - wiedziałby co myśli. Tymczasem “siostra” jak zwykle zachowywała spokój… przynajmniej na zewnątrz. Co kłębiło się w jej myślach - ten jeden raz nie miał żadnego pojęcia. Półsmok sięgnął po tkaniny nie odrywając spojrzenia od dziewczynki. Pozbierał ubrania i podał je Arii po czym jął się machinalnie obmywać. Trudno, stało się, choć ciężko mu było na sercu.
- Jeśli chcesz spędzić noc sama - powiedz - odezwał się wreszcie. Aria zesztywniała, po czym w milczeniu skinęła głową. Wyciągnęła ubrania z wody i odruchowo zostawiła mu je do wykręcenia, choć tu - w Zakharze - wilgoć niedoschniętych ubrań nie była dla nich żadnym problemem.
- Pójdę się ubrać - powiedziała cicho podnosząc swoją torbę i ruszyła do wyjścia.

Janos poruszył się; dwoma susami dotarł do brzegu basenu, wskoczył na krawędź znacząc kamień pazurami i zalewając go deszczem wody. Przypadł do dziewczynki i otoczył ją ramionami, przytulił do piersi.
- Zależy mi na tobie jak na nikim innym na tym świecie - szepnął jej do ucha.
- Bo do tej pory nikogo innego nie miałeś - wychrypiała Aria. Czuła, jak pod dotykiem brata - nie, już nie brata - puszczają tamy i zaczyna drżeć na całym ciele. Zacisnęła zęby próbując się opanować, lecz zdawało się jej, że lęk przesącza się przez te tamy jak mgła, która tak często przesączała się przez pory jej skóry. W ich świecie liczyły się czyny, nie słowa. Czy wyjawienie prawdy nie-prawdy to był początek końca? Czy ciągłe żarty, których nie rozumiała i które nieodmiennie ją złościły miały ją zniechęcić do półsmoka? Nagłe zainteresowanie Janosa kulturą Zakhary, nieoczekiwana (dwukrotna!) propozycja osobnego noclegu… Najpierw odeszła Bixi, potem Iris… Czy teraz zostanie zupełnie sama?
- I nie potrzebuję nikogo innego - z czułością wymruczał dziewczynce we włosy i przytulił ją mocniej, ciągle klęcząc. - Kto poza tobą by ze mną wytrzymał? - szepnął, odchylił się i z uśmiechem spojrzał jej w oczy.
Aria nie miała jednak nastroju do żartów. Janos miał lata by przetrawić informacje ojca - zresztą wtedy nie robiły mu one chyba żadnej różnicy. Ona zaś w jednej chwili musiała przewartościować cały swój świat. Nie chodziło o to, że nagle straciła rodzinę, bo tę straciła już dawno; przynajmniej w większej części. A może jednak?
- Czy inni wiedzą? - spytała myśląc o Iris i Sylvannie, po czym sama zganiła się w duchu za to pytanie. Były starsze od Janosa, musiały wiedzieć; albo przynajmniej podejrzewać, skoro matki Arii jako jedynej nie było chociażby przez krótki czas w domostwie. Dziewczynka przypomniała sobie spojrzenia, jakie Iris rzucała jej za każdym razem gdy mościła się wygodnie w ramionach Janosa, bezbłędnie wciskając swoje drobne ciałko pomiędzy twarde wyrostki i kolce półsmoka. Choć ostatnio ze smutkiem zauważyła, że zaczęła już ze swojego ‘gniazdka’ wyrastać. Z drugiej strony młodzieniec grzał jak kowalski piec, co w upale Zakhary nie było do końca pożądane.
- Inni? - powtórzył zdezorientowany półsmok. - Nie no… przecież nikomu bym… nie powiedział… - wymamrotał ze zdumieniem.
- Nieważne - mruknęła Aria, próbując odsunąć się nieco od Janosa i naciągnąć na siebie płótno, które opadło gdy chłopak ją przytulił. Do tej pory nie zwracała na takie rzeczy uwagi. Nie żeby paradowali przed sobą na golasa; Aria miała już w końcu trzynaście lat i jakieś poczucie wstydu również. Po prostu po miesiącach wspólnych noclegów w stodołach, ruinach i prowizorycznych obozowiskach, ogrzewania się wzajemnie w zimowe zawieruchy, opatrywania ran i nieustannego przebywania ze sobą w dzień i w nocy wzajemna nagość nie miała specjalnego znaczenia. Nagle jednak zaczęła mieć. A może po prostu nago czarodziejka czuła się bardziej wrażliwa i podatna na ciosy, których smok przecież nigdy by nie zadał? Przynajmniej nie rozmyślnie… - Przepraszam… po prostu muszę się z tym oswoić; ty miałeś na to czas - rzekła cicho.
Janos westchnął i skinął głową.
- Masz rację. I gryzło mnie to od dawna - co tu było ukrywać - na pewno coś się zmieni między nimi… na lepsze lub na gorsze, ale nie można już tego było cofnąć.
“To mogłeś powiedzieć od razu”, miała ochotę warknąć Aria, ale nie powiedziała nic. Było dla niej zagadką dlaczego brat - nie, nie brat, musiała nauczyć się o nim już tak nie myśleć - zdecydował się powiedzieć jej o tym akurat teraz. Tymczasem Janos z czułością poprawił tkaninę okrywającą dziewczynkę, odwrócił się i z powrotem zanurzył w wodzie, Aria zaś powlokła się do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie usiadła na kamiennej ławie i ukryła twarz w dłoniach. Chciało jej się płakać, ale łzy były luksusem, na który rzadko mogła sobie pozwolić - głównie z przyzwyczajenia, które nakazywało jej chronić brata na wszelkie możliwe sposoby. Gdy usłyszała kolejny plusk wstała i szybko zaczęła się ubierać w zapasowy strój. Im szybciej znajdą się wśród ludzi tym lepiej.

Ciało i ręce chłopaka mechanicznie wykonywały kolejne czynności, za to jego myśli wirowały. Dla kogoś obcego zdumiewająca mogła się wydawać jego obsesja na punkcie Arii; ale nikt poza obojgiem nie znał podłoża tego. Mimo tego że już od ponad roku byli wolni, lata uwięzienia przez własnego ojca ciągle odciskały się na duszy Janosa i nie opuszczały jego wspomnień. Gdyby nie smocza natura byłby wrakiem człowieka albo i już nie żył. Nawet mimo pochodzenia wątpliwe było czy przeżyłby na głodowych racjach wydzielanych przez Florana Coldheart - gdyby nie ukradkiem podrzucane przez Arię od czasu do czasu owoce, mięso czy inne jadło. Tak samo, gdyby nie jej wizyty, uśmiech, dobre słowo… przed poznaniem jej był na najlepszej drodze do tego by popaść w szaleństwo. Pojawiła się w ostatniej chwili.

“Siostrzyczce” dosłownie zawdzięczał życie. Czy mogło dziwić że bez reszty zaprzątała jego myśli?

Dziewczynka zaś, nieświadoma myśli już-nie-brata, za to całkiem nieźle świadoma jego niezbyt dobrego nastroju poczłapała z czystym już Janosem do jadalni, gdzie towarzysze kończyli już posiłek. Aria zjadła pełną miskę ryżu z owocami morza (w których bardzo zasmakowała odkąd zaczęli podróżować wzdłuż wybrzeża) z sumiennością osoby, która nigdy nie wie kiedy dostanie następny porządny posiłek, po czym - ku zdumieniu młodzieńca - zdecydowała się na osobny pokój, co do reszty zepsuło półsmokowi nastrój, mimo spustoszenia jakie uczynił na stole i perspektywy spędzenia nocy w cywilizowanych warunkach. Czarodziejka rozważała aspekt noclegu przez cały posiłek, obawiając się, że jeśli raz wyłamie się z ich codziennej rutyny to nie będzie już odwrotu; już nigdy nie wrócą do intymności i bliskości jaką mieli wcześniej; coś między nimi popsuje się nieodwołalnie i na zawsze. Jej myśli i emocje buzowały z pełnym dramatyzmem właściwym trzynastoletniemu dziewczęciu, aż Aria zirytowała się na siebie samą. A potem, rzecz jasna, przeniosła swoją złość na Janosa, który - bądź co bądź - był winny mętlikowi, jaki panował teraz w jej sercu. Skoro zdecydował się powiedzieć jej prawdę, to niech teraz zmierzy się z konsekwencjami. Przynajmniej na tę jedną noc.

Arii dostał się wąski pokoik przylegający do północnej ściany seraju, na tym samym piętrze co reszty jej grupy. Dziewczynka rozwiesiła pranie, zrobiła porządek w torbie (głównie wytrzepując z niej przez okno piach) i sumiennie przestudiowała księgę czarów, wybierając zaklęcia na następny dzień. Potem jeszcze raz przejrzała swój skromny dobytek, z trudem i dość prowizorycznie rozczesała splątane po kąpieli włosy, po czym - nie mając już zupełnie czym się zająć - położyła się do łóżka. Obawiała się, że galopada uczuć i myśli nie pozwoli jej zasnąć, lecz ku swemu zdumieniu odkryła, że w głowie ma kompletną pustkę. Ze zdumieniem potrząsnęła głową, przewróciła się na bok zaplątując w długie pukle - po czym kilka minut później spała już głęboko, wyczerpana całodzienną podróżą i rewelacjami wieczoru.

Zwykle Aria spała bez snów; w zasadzie to od wielu, wielu tygodni nie przyśniło jej się nic wartego uwagi; nawet ostatnio po ucieczce z więzienia. Nie ubolewała z tego powodu; zwykle jej sny pełne były krwi, mieczy i lodu - tak jak dziś. We śnie Aria znów chowała się pod stołem przed krzykami i szczękiem mieczy, obserwowała kałużę krwi rozlewającą się wokół ciał ojca i braci, a czarna dłoń wywlekała ją spod obrusu za włosy niemal wyrywając je z cebulkami. Przecinający skórę na jej plecach miecz strażnika zmieniał się w pazury gargulca, którego przeganiały czary Maud, a sekundę później ta sama Maud leżała na ziemi z dziurą wypaloną pomiędzy łopatkami, a wielka lodowa kula przetaczała się przez nią z chrzęstem, zamrażając wszystko wokół. Janos odrywał zakrwawione szczęki od gardła charczącego najemnika; jego złote oczy płonęły bezmyślnym szałem, a Aria tonęła w tych oczach tak samo jak w krwi zalewającej wszystko wokoło.

Noc rozbrzmiała przeraźliwym dziecięcym krzykiem, tym dłuższym i bardziej rozpaczliwym gdyż tym razem nie było nikogo, kto mógłby wybudzić Arię z koszmaru.

***

Półsmok tymczasem nie mógł zasnąć - brakowało mu drobnej istotki u boku, jej dotyku i ciepła, a ciężar myśli nie pomagał. Nie tylko o Arii; również objawione mu wizje powodowały zamęt w jego głowie.

Zakhara stała się ich celem z paru powodów. Cenną ikonę stracili, co było niefortunne… ale Zakhara pozostawała również poza zasięgiem Czarnej Sieci, a to było już wiele. Oprócz tego w czasie podróży do pustynnej krainy pojawiły się wizje i zmiany… objawienie Planu, a Janos niczym glina został ukształtowany zgodnie z Jego Planem. Bóstwo odebrało mu część jego mocy, a dało w zamian coś innego.

Wraz z zaszczytem służby bogu pojawiły się też jednak wątpliwości i Janos kręcił się teraz z boku na brzuch i z powrotem (leżenie na plecach odpadało z wiadomych względów). Nie mógł zmusić powiek do zamknięcia na dłużej, jego spojrzenie błądziło po pomieszczeniu, towarzyszach i widoku za oknami. Kostne ostrze wyrastało z nadgarstka leżącego przed jego twarzą; Lazarides słyszał o półsmokach którzy ostrzyli takie wypustki i wykładali je adamandytem by używać ich w walce wręcz z morderczym skutkiem.



Może w innych okolicznościach wątpliwości by go nie trapiły; może bóstwo powinno wybrać kogoś innego, kto z determinacją spróbuje wypełnić Plan, nie bacząc na to co po drodze zdepcze. Janos miał wątpliwości i również dlatego brakowało mu Arii, z którą dzielił się niemal wszystkim. Potrzebował jej, jej przenikliwości i logicznego umysłu, zamkniętych w ciele trzynastoletniej dziewczynki. Potrzebował porozmawiać z nią o tym co Zakharze przyniesie Plan mogący…

Krzyk dziecka poderwał go z łoża, w jednej chwili rozpalając przerażenie zmieszane z żądzą mordu. Chwycił miecz i wypadł z pomieszczenia z łopotem skrzydeł, przeklinając ich bezużyteczność, popędzany rozpaczą brzmiącą w krzyku. Kilkoma susami znalazł się przy pokoju “siostrzyczki” i przemocą otworzył drzwi, rozejrzał się dziko a ciemność nie była przeszkodą dla jego złotych ślepi. Pusto - tylko dziewczynka wiła się w objęciach koszmaru.
- Ario, to ja! - przypadł do niej i przygarnął ją do siebie, przytulił mocno jak zawsze gdy wspomnienia ją torturowały. Całował blade policzki i czoło, z miłością powtarzając jej imię i szepcząc uspokajające słowa.
- Wyjdźcie stąd - rzucił, nie patrząc kto pojawił się w drzwiach zwabiony krzykiem. - To tylko zły sen.

Dziewczynka rozszlochała się, wtulona w niego, a po chwili znów zasnęła i tylko wstrząsające nią chwilami dreszcze świadczyły o tym, że jeszcze kilka minut wcześniej od nowa przeżywała morderstwo większości członków jedynej rodziny jaką znała. Gdy Janos upewnił się, że Aria już mocno śpi przeniósł swoje rzeczy do jej pokoju i prowizorycznie zablokował wyważone drzwi. Jutro będzie musiał zapłacić il-Warsalliowi za zniszczenia, a Aria będzie marudzić nad kolejnym zbędnym wydatkiem - w sprawach ich mikrych finansów była bardzo skrupulatna. Ale to było zmartwienie na następny dzień, a dziś… popatrzył na “siostrzyczkę” i pocałował ją w policzek. Potem ułożył się przy niej.

Tym razem nie miał problemów z zaśnięciem.
 
Sayane jest offline  
Stary 29-11-2014, 16:29   #16
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Opowieść Adila
Yat w skupieniu wsłuchiwał się w opowieść żebraka. Od wydarzeń poprzedniego wieczora Mnich popadł w stan głębokiej zadumy. Nie udzielał się w rozmowie prowadzonej przez jego towarzyszy, a posiłek zjadł nad wyraz skromny, nawet jak na jego standardy. Bardzo szybko przeprosił towarzyszy i udał się do swego pokoju. Tam usiadł ze skrzyżowanymi nogami na podłodze, a następnie popadł w trans, rozmyślając nad słowami wypowiedzianymi przez starca. Od tamtej pory, prawie przez cały czas, milczał. Jednak gdy Adil skończył mówić, i wyciągnął złoty dysk w stronę Janosa, mnich zwrócił się do niego.
-Nie lękaj się Przeznaczenia, Adilu, bowiem dało Ci ono teraz szansę na odkupienie swych win. Poprzedniego dnia nie przypadkiem złączyły się nasze ścieżki, albowiem masz przed sobą ludzi wybranych przez Przeznaczenie. Wszyscy, razem z tobą, jesteśmy częścią Jego wielkiego planu, który może znacząco wpłynąć na te ziemię. – Zrobił w tym momencie, krótką, acz znaczącą przerwę, po czym wznowił swe przemówienie. – A teraz, opowiedz nam więcej. Co widzisz w swych koszmarach? Opowiedz nam o dziewięcioramiennej gwieździe i bramach Tadabbur. To o niech mówiłeś… lub o nich mówiła istota będąca wewnątrz Ciebie, przy naszym pierwszym spotkaniu. Być może dzięki tym informacjom uda nam się zniszczyć klątwę, która na tobie ciąży.

Szarpnięcie powstrzymało dłoń Janosa, odruchowo wyciągającą się do dysku. Spojrzał w bok - to Aria złapała go za ramię i ścisnęła tak mocno jak była w stanie, kręcąc przecząco głową z naganą w modrych oczach. Półsmok cofnął rękę. Dziewczynka miała rację - litość litością, ale przyjmowanie obłożonych bogowie-jedni-wiedzą-jak-paskudną klątwą nie zaliczało się do pomysłów wróżących długie i szczęśliwe życie. Wyprostował się na całą imponującą wysokość i popatrzył na perorującego Yata. Skąd się wzięła pewność tubylca - nie wiedział, ale ten na tyle przekonująco prawił o Przeznaczeniu, że nie miał serca mu przerywać.
- Dziękuję - szepnął do Arii. Ciekaw był co żebrak odpowie mistykowi, zwłaszcza że o “bramach Tadabbur” słyszał po raz pierwszy w życiu.

- Świętobliwy mężu - zaczął Adil, zwracając się do mistyka - Wielka wiara i pokora przez ciebie przemawia, ale obawiam się, że ten dysk to tylko i wyłącznie kismet. Mimo waszych szczerych chęci zapewne nie będziecie mi w stanie pomóc. Bogowie słusznie mnie pokarali i nie ma dla mnie ratunku. A moje sny… cóż… niewiele z nich pamiętam, ale zawsze budzę się z krzykiem i lęk trawi moje serce. Jak przez mgłę widzę potworne i mroczne korytarze i jakieś zło ukryte, gdzieś w ciemności. Tylko tyle i aż tyle. Czuję czyjąś obecność i strach przeszywa me serce niczym zdradziecka strzała wroga. Próbuję uciekać, ale moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Niestety nic nie wiem, ani o tym przeklętym dysku, ani o rzecz o które pytasz. Nie wiem co to są bramy Tadabbur, ani dziewięcioramienna gwiazda. To, co się dzieje gdy demony opanowują moje ciało jest okryte woalem niepamięci. Nie wiem, ani co mówię, ani co robię.

- Ty nie, drogi Adilu - zgodził się Lazarides i spojrzał na Yata ibn Yusufa. - Ale miałem dziś zamiar nawiedzić bibliotekę czy mędrców którzy mogliby odpowiedzieć mi na kilka pytań; jeśli Adil znajdzie dla nas takich ludzi albo miejsce gdzie można zaczerpnąć mądrości, mogę - albo możemy - zapytać i o te sprawy, o których mówiłeś, świątobliwy - to ostatnie dodał z lekkim uśmiechem, bowiem trudno mu było zwracać się w ten sposób do towarzysza z którym od kilku ładnych dni wieczerzał i podróżował. Ale starał się.

- Masz zapewne rację o szlachetny panie - odparł Adil na słowa Janosa - Kto jednak wpuści takiego łachmytę, jak ja w progi biblioteki lub na spotkanie z mędrcami w meczecie Tysiąca Fontann. Takim, jak ja przystoi stać za bramą i błagać bogów o litość za grzechy, a nie pchać się na przed oblicza świętych mężów. Nikt z wielkich i oświeconych mężów, którzy tam debatują o arcyważnych sprawach duchowych, nie zechce spojrzeć na taką wesz, jak ja. Godny jestem jedynie pogardy i wiecznego potępienia. Jedynie ty czcigodny panie okazałeś mi miłosierdzie i bogowie ozłocą cię za to. Tego jestem pewien.

- Jak tylko nawiedzimy męża do którego przybyliśmy, poproszę cię, drogi Adilu, o zaprowadzenie do tego meczetu… meczetu Tysiąca Fontann. Orientujesz się może czy któryś z uczonych mężów tam przesiadujących byłby skłonny rozmawiać z przybyszem spoza Zakhary i podzielić się swą mądrością?

- O panie, nie wątpię że wśród świętych mężów, mistyków i kapłanów, którzy nauczają w meczecie Tysiąca Fontann znajdzie się niejeden skłonny z tobą pomówić. Blask jaki od ciebie bije, twoja szlachetność wyrysowana na twych rysach i szczerość wymalowana w twych źrenicach na pewno ich zainteresują. Nie często bowiem widuje się osoby twego pokroju. Niechybny znak to od bogów i żaden ze świętobliwych czegoś takiego, czy raczej kogoś takiego nie zignoruje.

Półsmok w duchu zgrzytnął zębiskami z rozpaczy. Kwiecistość języka mieszkańców Zakhary utrudniała mu rozpoznanie czy nie popełnia jakiegoś głupstwa. Teraz również nie wiedział czy Adil mówi tak przez uprzejmość, czy faktycznie tak bardzo spragniony był tej uwagi i zrozumienia dla jego cierpienia, a może i rozpaczliwie uczepił się myśli że przybysze wybawią go od klątwy. Ukłonił się Adilowi i zamilkł, oglądając się na towarzyszy. Aria milczała zaciskając zęby. Od wieczornych rewelacji Janosa miała mętlik w głowie i nie potrzebowała dodatkowych zmartwień - swoich czy cudzych.

- Co to jest to całe Tadabbur - spytał Shamal, który o takim miejscu nie słyszał ani od podróżników, przemierzających pustynie, ani w opowieściach, snutych pod namiotami czy przy wieczornych ogniskach. - Yat, gdzie i kiedy o tym słyszałeś?

-Niestety ja również nie wiem nic na ten temat. Wczorajszego wieczora usłyszałem o tym po raz pierwszy z ust Adila, wtedy, gdy demon przez niego przemawiał. Udało mi się zrozumieć jego słowa, a szło to mniej więcej tak: - Yat wstrzymał oddech, na krótką chwilę. – Przebudźcie się, przebudźcie się mieszkańcy Muluk. Otwórzcie swe oczy ludzie Zakhary. Oto dziewięcioramienna gwiazda spadła na ziemię. Gwiazda przebudziła drzemiącego lwa przyszłości, a jego ryk otworzył bramy Tadabbur na oścież – powtarzał te słowa w myślach dziesiątki razy wczorajszego dnia, jednak nadal przechodzą go dreszcze na ich brzmienie. Następnie zwrócił się do Adila. – Gdyby nie było odkupienia dla twej duszy, to Przeznaczenie nie połączyłoby naszych losów. Jednak wiedz, że droga do tego jest długa i pełna przeszkód, które nie łatwo Ci będzie pokonać.

-Odpowiedzi na nasze pytanie uzyskamy zapewne od mędrców z meczetu Tysiąca Fontann. Staruszek, którego spotkaliśmy wczoraj, wspominał, że jest w stanie udostępnić nam tam wejście. Kilkoro z nas mogłoby się tam udać wieczorem, gdy rozpoczną się debaty mędrców – zaproponował Yat. Był również ciekaw, czy mędrcy pamiętali jeszcze jego mistrza Qashida.

- Świętobliwy mężu - odparł na słowa mistyka Adil - O gdybyż twe słowa byłby prawda, gdyby istniał dla mnie cień szansy, aby odkupić swoje winy i sposób, by pozbyć się klątwy, zrobiłbym wszystko co konieczna, aby tego dokonać. Wielka mądrość przemawia przez ciebie o świętobliwy, wielka mądrość i wiedza. Moje serce raduje się, że ścieżki mego marnego żywota przecięły się z drogami tak zacnych i czcigodnych osób. Niech bogowie was strzegą i błogosławią.

Janos skrobnął pazurami po szczęce.
- Drogi Adilu, czy oprócz ciebie ktoś również naznaczony został tak tragiczną klątwą? - zapytał z namysłem. - Przy całym szacunku do ciebie, gdyby bogowie każdego z, hmm… przedsiębiorczych mieszkańców Muluk chcieli karać już za życia tak dotkliwie, obawiam się że byłoby to… dużo bardziej widoczne na ulicach tego wspaniałego miasta. Dlaczego akurat ty ucierpiałeś? Dlaczego ty jeden byłeś w stanie zapamiętać tego starego kapłana?

- Mówisz, ze próbowałeś go sprzedać, Adilu? - spytał Shamal. - Czy kupcy go dotykali? A czy pokazywałeś go któremuś z mądrych mężów, od których roi się w Maluk? Próbował ktoś odczytać ten napis? Albo chociaż powiedzieć, co to za pismo?

- A któż drogi panie miałby jeszcze być dotknięty tą okrutną klątwą? Przecież to ja… to moje dłonie sięgnęły po cudzą własność. To ja skradłem ten przeklęty dysk. Bogowie nie są okrutni. Są sprawiedliwi i mądrzy i klątwa jest tylko i wyłącznie moim kismet.

Po chwili namysłu odpowiedział także Shamalowi:
- Panie, a który z oświeconych mędrców chciałby gadać z kims takim jak ja. Nie miałem nawet śmiałości prosić ich o pomoc, bo wiem że muszę sam zmagać się z moim przekleństwem. A pismo? Być może któryś z oczytanych bywalców meczteu będzie wiedział, co to za pismo. Ja niestety nie miałem szczęścia uczęszczać na nauki imamów i znam zaledwie kilka słów w piśmie.

- A czy próbowałeś może... - Shamal przez moment zastanawiał się, jak wyrazić swą myśl - ... skusić kogoś, żeby ten dysk ci ukradł? Wszak nie ty jeden w całym Muluk lubisz złote przedmioty.

- Wyrzucałem go, gubiłem i podrzucałem kilka razy. Wszystko na nic. Za każdym razem ten przeklęty dysk do mnie wraca. To symbol mojej hańby, grzechu i kary.

Shamal pokręcił głową.
- Myślałem raczej o czymś innym. O położeniu się na słońcu, z dyskiem wystającym z kieszeni - powiedział.

- Wątpię, aby to coś zmieniło - odparł krótko Adil.

- Powiedz mi Adilu, a kiedy spotkałeś tego kapłana? - włączył się do rozmowy Kumalu, który zaniepokoił się dziwną przepowiednią i niecodziennym zdarzeniem.

- To było jakiś miesiąc temu - odpowiedział mężczyzna dość chłodnym tonem, spoglądając podejrzliwie na czarnoskórego mężczyznę.

- Hmm, ten kapłan mógł być zdolnym czarownikiem - myślał głośno Murzyn - wskazuje na to fakt że nikt nie kojarzy go oprócz ciebie Adilu. Skoro przyjąć że to czarownik, to musiał mieć jakiś cel w tej całej sytuacji. Pytanie tylko jaki?

- To wiedzą tylko bogowie. Czarownicy to podstępni i złośliwi ludzi… w większości. - Adil najwyraźniej chciał coś jeszcze dodać, ale spojrzał na idącego obok niego sha’ira, któremu na ramieniu działa niebieska dżinja i zamilkł, wbijając wzrok w ziemię.

Półsmok wpatrywał się w byłego złodzieja, rozdarty pomiędzy współczuciem a zniecierpliwieniem. Towarzysze mieli szczerą chęć pomóc mężczyźnie, ale jak na razie ograniczało się to do bicia piany… nie mieli potrzebnej wiedzy, a gdybaniem nie mogli nadrobić jej braku.
- Może w meczecie Tysiąca Fontann dowiemy się czegoś więcej - odezwał się głośniej i spojrzał po towarzyszach. - Na razie jednak proponuję byśmy załatwili sprawę z którą zostaliśmy przysłani do Muluk.
 
Hazard jest offline  
Stary 30-11-2014, 10:42   #17
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
KOLEJNY DZIEŃ W MULUK

Aria zbudziła się zesztywniała; chwilę zajęło jej uświadomienie sobie gdzie jest, czemu Janos tak mocno ją ściska, a drzwi do pokoju w
Aswad Assad Seraj są wyrwane z zawiasów. Nigdy nie przyznała się bratu do tego, że jego osoba jest częścią jej koszmarów; zmasakrowane zwłoki, które zostawił za sobą i tak nazbyt ciążyły jego sumieniu, a to, że nie było innego wyjścia nie miało dla niego większego znaczenia. Zresztą napady bojowego szału zdarzały mu się coraz rzadziej, a i coraz rzadziej też musieli walczyć i zabijać. Czarodziejka wzdrygnęła się i wysunęła z objęć posapującego półsmoka. Nie było sensu rozpamiętywać przeszłości; wystarczy, że bieżący dzień ma obfitować we wrażenia. Aria postanowiła póki co nie podnosić tematu braku ich pokrewieństwa. Załatwią swoje sprawy w Muluk i potem będą myśleć co dalej. Zwłaszcza, że Janos wspominał o jakiejś sprawie, którą chciałby z nią omówić i nie była to chyba ciążąca mu z dawien dawna tajemnica. Aria ubrała się szybko i zbudziła brata. Im szybciej pozbędą się przesyłki tym szybciej będą mogli wrócić do swoich spraw.

Śniadanie minęło szybko. Towarzysze wymieniali grzeczności; tylko Fillander był ponury i milczący - ale był taki przez większość czasu, więc Aria nie zwróciła na niego zbytniej uwagi. Od początku wspólnej podróży bard nie przypadł jej do gustu mimo że uwielbiała muzykę i na północy nie raz zarabiała na ich posiłek śpiewając i tańcząc; czasem zaś wspomagając opowieści magicznymi sztuczkami. Nie mogła się w tym równać z najpodlejszym nawet bardem - ot, wykorzystywała wiedzę i wychowanie, jakie każda dama z dobrego domu otrzymać powinna. Jednak w byle jakich przydrożnych gospodach wystarczało to by zapewnić im darmowy nocleg na stryszku nad stajnią, czy talerz wodnistej zupy. Jednak według niej Fillander nie zachowywał się jak typowy bard i ewidentnie coś ukrywał. Aria ludzi takich jak on - takich, jak oni sami - rozpoznawała szóstym zmysłem. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Dziewczynka miała nadzieję, że przekazanie pudełka Hasanowi bin Nassurowi przebiegnie bez przeszkód, ledwie jednak opuścili progi Lwa drogę zastąpił im żebrak Adil, którego Janos - jak się okazało - najął im na przewodnika. Przez całą drogę Aria kurczowo wczepiała się w brata, przerażona dziwnym, przeklętym mężem. Przez cały okres szkolenia Bixi, nauczycielka magii, przestrzegała ją przed próbami wywoływania i paktowania z demonami; dodatkowo podczas podróży z Lisami Pustyni nasłuchała się opowieści o przerażających demonach grasujących w piaskach Zakhary. Nic więc dziwnego,że wolała trzymać się od Adila najdalej jak tylko można. Niestety brat był innego zdania, podobnie jak Yat (czemu akurat Aria się nie dziwiła), Shamal, a nawet małomówny Kumalu! Nie oceniała Adila, nie miała mu za złe kradzieży - sama wiedziała dobrze jak ciężko nieraz przeżyć - i współczuła mu nawet; niemniej jednak wolałaby, żeby ktoś inny zajął się jego nieszczęściem. Ot, tutejsi kapłani na przykład. A ich argument “wszystko wolą Przeznaczenia” jedynie irytował czarodziejkę; uważała, że to wymówka osób wygodnych, strachliwych lub słabych, które boją się pokierować własnym życiem, czy chociażby wziąć za coś odpowiedzialność. Poza tym wykrycie magii, jakie dyskretnie rzuciła na dysk wróciło do niej podejrzanie szybko, tylko wzmagając irracjonalny lęk - tym razem przed samym przedmiotem. Miała zamiar dopilnować, by półsmok nie dotykał glinianego dysku nawet metrowym kijem.

Wizyta w sklepie bin Nassura do końca zważyła jej humor, aż Janos zażartował, że od ciągłych dąsów przedwcześnie porobią jej się zmarszczki. Pewnie i tak będzie. Czy Akbar nie mógł jednak po prostu wyciągnąć szkatułki z torby tak jak i listu polecającego i położyć jej na stole? Mieli by problem z głowy. Tak zaś musieli nosić ją do południa po ulicach pełnych ludzi o lepkich rękach, dla których “honor” był tylko kolejnym słowem do ubarwiania kwiecistych zdań. Obiad w seraju Słodycz Araju na ulicy Szafirowej nie brzmiał źle, ale... Westchnęła. Przynajmniej raz kozie meczenie muezzina przyjmie z radością.
- To gdzie teraz, do meczetu Tysiąca Fontann? - spytała z rezygnacją gdy z powrotem wyszli na zalaną słońcem ulicę Atłasową, a Fillander zniknął w tłumie przechodniów. Aria nie była przesadnie religijna, nie przepadała też za filozoficznymi dysputami. Janos uśmiechnął się pod nosem. Ciekaw był co powie na rewelacje, jakimi miał zamiar uraczyć ją wieczorem.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 30-11-2014 o 16:03.
Sayane jest offline  
Stary 30-11-2014, 22:06   #18
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Sprawa Adila była dziwna, niepokojąca wręcz ale czy mogła zaszkodzić ustalonemu porządku w państwie Kalifa? Czy obecny właściciel mógł być poprzez dysk, łącznikiem z jakąś mroczną potęgą? Kumalu osobiście uważał że nie, ale skoro nie miał na razie żadnych konkretnych wytycznych, to warto było się rozejrzeć i czegoś dowiedzieć. Z resztą do południa i spotkania z bin Nassurem było sporo czasu, więc nic nie stało na przeszkodzie by udać się do meczetu i zasięgnąć opinii mędrców. Oczywiście różnie to bywało z tymi mędrcami i filozofami, którzy często potrafili spierać się godzinami o mało istotne sprawy, ale kto nie pyta ten nie otrzyma odpowiedzi.
 
Komtur jest offline  
Stary 02-12-2014, 11:51   #19
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Janos Lazarides był rozdarty. Wydarzenia poprzedniego wieczoru i nocy nie dawały mu spokoju a jego skrzydła wymagały ćwiczeń, jeśli miał z nich mieć użytek - o co najłatwiej było poza granicami Muluk. Z drugiej strony, mnogość przykładów kunsztu kamieniarzy, architektów, rymarzy, złotników, tkaczy i przedstawicieli dziesiątków innych zawodów sprawiała że trudno mu było oderwać wzrok od cudów Miasta Królów i z lekkim sercem opuścić je dla bezkresnych piasków pustyni.



Półsmok z niekłamanym podziwem spoglądał na stragany i budowle. Niektóre zawody były dla niego zupełnie niedostępne, jak chociażby tkactwo, tak samo lepiej było by nie dotykał się do delikatnej skóry czy muzycznych instrumentów.



Za to inne stały przed nim otworem i chłopakowi naprawdę trudno było przejść obok przykładów rozmaitego rękodzieła. W szczególności zaś - złota…



Uśmiechnął się gdy zdał sobie sprawę że nie tylko kunszt przyciąga jego uwagę, ale również sam cenny metal. Jego dziedzictwo dawało o sobie znać, a co poradzić na to że smoki łase są na błysk złota? Tym bardziej że wspólne finanse Arii i Janosa ucierpiały przez konieczność zapłacenia za naprawę drzwi i osobne pomieszczenie dla “siostrzyczki”. Cóż, trzeba będzie poszukać źródła zarobku, jak nie w Muluk, to wśród Lisów, choć półsmokowi nie uśmiechało się opuszczać metropolii. Pilnie wypytywał Adila o atrakcje Miasta Królów, które dałyby mu możliwość wykorzystania wielkiej siły do zarobienia kilku dinarów. Miał wielką chęć sprawienia Arii jakiegoś prezentu, który nie byłby kolejną niezbędną im do przeżycia rzeczą. Uśmiechał się do niej jak najczęściej i zwracał do niej z czułością. Ulżyło mu, że zachowanie dziewczynki wskazywało na to że jest między nimi “jak dawniej”. Przynajmniej pozornie...




Po chwili rozmowy z kupcem Hasanem towarzysze wytoczyli się z jego przybytku. W przeciwieństwie do Arii Janos był w dobrym humorze - jeśli obiad się przeciągnie, nie wyjadą dziś z Muluk.
- Chodźmy najpierw na zakupy - zaproponował bez zastanowienia na pytanie “siostrzyczki” i wziął ją za rękę. - Chyba bardziej ci się to spodoba od wizyty w meczecie - zaśmiał się, widząc wyraz jej buzi.

- Przydałoby się zdradzić dokąd zmierzasz, drogi Fillanderze! - rzucił trochę za późno za bardem, ale nie miał zamiaru uganiać się za milkliwą i posępną duszą towarzystwa. - Dobrze byłoby nam wiedzieć na wypadek, dajmy na to, gdyby wpadł pod wielbłąda albo gdyby go nam porwano do jakiegoś haremu - wyjaśnił towarzyszom z wrednym uśmiechem po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej i dodał, prezentując imponujące zębiska - Bardowie podobno są jak koty z ich dziewięcioma życiami, ale nawet koty się kastruje, a grajek bez jajek… wiecie… traci wiele ze swego uroku. Jak woj bez pasa.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 02-12-2014, 19:32   #20
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Sha’ir odetchnął z pewną ulgą, gdy wreszcie znalazł się w pokoju jaki mu przydzielono. Choć Latifiyah oczywiście nie mogła mu darować litanii narzekań, to wiedział, że mimo wszystko jest rada z miejsca spoczynku… w każdym razie bardziej, niż przez ostatnie dni. Zastane warunki przekraczały zaś znacznie potrzeby ascety, jednak uznał, że mógłby przynieść wstyd swoim towarzyszom, gdyby naciskał na skromniejszą izbę. Z ulgą spoczął na łóżku, myśląc nad ostatnimi wydarzeniami. Najpierw cały handel i zwyczaj targowania, którego nie rozumiał do końca, później hałas i ruch w seraju…

- Przyzwyczaisz się, panie eremito- usłyszał głos dżina. Latifiyah unosiła się przed nim, bawiąc się paskami swojego nowego odzienia. Malik wpatrywał się w nią przez chwilę badawczo, po czym przemówił.

- Pierwsza Córo Pustyni, czy możemy pomówić?- zapytał spokojnie.

- Czy już tego nie robimy?- odpowiedziała patrząc na Malika jak na dziecko.- Mów, panie.

- Od paru dni podróżujemy z pewnymi ludźmi- odparł. – No właśnie, mniej, bądź bardziej ludźmi. W czasie wieczerzy, gdy ten…- przez chwilę szukał odpowiedniego zamiennika, dla słowa „człowiek”. – Ta „istota” zwana Janosem wypytywała mnie odnośnie dżinów oraz innych duchów. W czasie rozmowy parokrotnie ostrzegałaś mnie przed tym, bym mu nie wyjawił zbyt wiele. Tak jak sugerowałaś, podzieliłem się z nim jedynie wiedzą ogólną i sprostowałem parę błędów. Czy możesz mi teraz powiedzieć, co w nim cię niepokoi i czym on właściwie jest? Nigdy nie słyszałem o kimś takim jak on.

Latifiyah stanęła mu na kolanach i fuknęła kpiąco.

- Całe życie na odludziu spędziłeś, dziwi mnie że jak konia zobaczyłeś to mnie nie pytałeś o radę.

Po chwili jednak jej ton złagodniał i patrząc swojemu mistrzowi w oczy powiedziała:

- Takich jak on nie widuje się tu za często, można by wręcz powiedzieć że w ogóle. Jego krewniacy, więksi krewniacy dokładnie rzecz biorąc, kiedyś próbowali zakłócać spokój mieszkańców Zakhary. Jednak dżiny na to nie pozwoliły i wygnały smoki (bo tak się zwą te istoty) na północ. Ten Janos, to chyba jakiś mieszaniec, albo jakiś inny smoczy syn. Warto byłoby go wypytać delikatnie o to i co go sprowadza do Zakhary- zasugerowała.

Malik przez chwilę ważył informację w głowie, rozważając propozycję.

- A ta dziewczynka, koło której cały czas się krząta? Co myślisz o tej czarodziejce?- spytał. Dżinija trochę spochmurniała.

- Sam fakt, że ma dobre stosunki z Janosem jest dziwny. Przyglądała mi się i chyba próbuje mnie wybadać. Nie podoba mi się to. Trzeba dowiedzieć się kim ona jest i co robi w Zakharze.

Młodzieniec skinął głową. Sam chciałby się dowiedzieć coś więcej o niej, choć raczej z pragnienia zdobycia wiedzy o jej sztuce.

- Z kolei Yat,- zaczęła szybko Latifiyah, domyślając się o co właśnie chciał spytać sha’ir. - to bardzo porządny człowiek, honorowy z tego, co widzę i służy Przeznaczeniu, co samo w sobie jest już chwalebne.

- A czy opowiesz mi jak wyglądała twoja przeszłość, zanim się spotkaliśmy?- zapytał, patrząc na nią ze skupieniem.

Dżin zrobił marsową minę i podleciała na wysokość jego głowy.

- Mówiłam ci już. Ile razy będziesz o to pytał? Byłam księżniczką Sharqi, ale zostałam ukarana i teraz muszę ci służyć, aby odbudować moją potęgę. Taki jest nasz układ prawda? Razem dojdziemy do potęgi i mocy, po co więc pytasz o coś co nie ma większego znaczenia. Hmmmm?

Malik westchnął. Miał nadzieję, że może w końcu opowie mu jak było naprawdę. Kiedy opowiadała mu bajeczkę o czarnoksiężniku, to chyba nawet nie starała się brzmieć wiarygodnie, a w reszcie kwestii, poprzestała na ogólnikach.

- Wybacz,- skłonił się.- o Perło Poranka. Zapomnijmy o tym pytaniu. Ale mam kolejne- odrzekł prostując się.- Jeżeli mam dojść do potęgi, to muszę zdobyć wiedzę, a rozmowa z Janosem wprawiła mnie w zakłopotanie, gdyż sam nie wiedziałem znowu tak wiele. Opowiedz mi zatem o twoim świecie i o dżinach.

Latifiyah przez chwilę milczała, aż w końcu usiadła na parapecie i przemówiła.

- Nie ma jednego świata dżinów. Każdy z ludów, które ludzie określają tym wspólnym mianem żyje na innym planie. Moim domem jest Bezgraniczny Błękit, gdzie toczymy wojnę z burzowymi olbrzymami. Na szczycie hierarchii, zbyt skomplikowanej jak na umysły zwykłych ludzi, znajduje się Wielki Wezyr, pan Cytadeli Lodu i Stali. Poniżej zaś…

Wywód był kontynuowany do późna, aż w końcu głód wiedzy musiał ulec potrzebie snu.

***

W czasie krótkiej rozmowy z kupcem, a także w czasie konwersacji z Adilem, Malik pozostawał z boku, oprócz powitań nie odzywając się. Wciąż się czuł tutaj obco. Podobnie jak reszta, był zawiedziony tym, że szlachetny bin Nassur odroczył ich spotkanie, ale cóż mógł powiedzieć? Dopiero, gdy rozmowa zeszła na Meczet Tysiąca Fontann, sha’ir się ożywił. Oznajmił towarzyszom, że czcigodny al-Hamid zaofiarował się za pewną opłatą przeprowadzić ich na zebranie mędrców.

W międzyczasie, jako że zakupów dokonał wczorajszego dnia, postanowił się przełamać i zagadać do Yata. Bezczynność groziła mu ciągłymi narzekaniami Latifiyah, która rozglądała się po okolicy i każdy mijany stragan był dokładnie przez nią lustrowany.

- Jaśnie oświecony Synu Przeznaczenia- zwrócił się do mistyka, kłaniając się.- Czy mógłbyś mnie zaszczycić rozmową, na temat twojej świętej nauki? Jestem wielce ciekaw twej mądrości, której światły wykład pozwoliłby mi zrozumieć sprawy świata i rolę Przeznaczenia.
 
__________________
"- Panie, jak odróżnić buntowników od naszych?
- Zabijcie wszystkich. Będzie zabawniej." - Taltuk
Earendil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172