|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-02-2009, 21:48 | #71 |
Reputacja: 1 | - Grok obciąć Kris wounkas, ale wątpić czy Kris mieć wounkas... Bać się kilku jaszczurów. Prawdziwy ablu wesis’sh. Kris już otworzył usta, żeby odpowiedzieć goblinowi, ale w samą porę się zreflektował i skończyło się jedynie na bardzo głębokim wdechu... A raczej zaczęło się od takiego oddechu, bo jeszcze przez parę dobrych chwil chłopak wciągał powietrze w taki sposób, jakby chciał je skrzywdzić. Wyglądał przy tym dość żałośnie, i nawet sam zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie zdziwił go zbytnio ostentacyjny przemarsz Groka i jego pogardliwe spojrzenie. Było jednak coś gorszego od nadętej pokraki, która puszyła mu się przed nosem. Chodziło o to, że nie mógł wdać się w kłótnię z zielonoskórym. O brak goblińskiego wounkas został posądzony z powodu swojego planu i odgrywania wystraszonego, śledzonego i bezbronnego Krisa. Musiał zatem przełknąć nawarzone piwo, mimo że było cholernie gorzkie i zalatywało starymi rybami. Właśnie ta bezsilność nienaturalnie zniekształciła jego twarz i chłopak stał się... pochmurny. Coś zupełnie niespotykanego w jego przypadku, portret Krisa w takim stanie byłby wart dla kolekcjonerów górę złota. Chłopak zszedł na dół chwilę po Groku, kroki stawiał jednak wolniej od goblina, jakby nogi nagle zaczęły mu ciążyć. Nie szedł wyprostowany i z wysoko uniesioną głową, tak jak zielonoskóry, ale zgarbił się, wbił wzrok we własne stopy i machał bezwładnie rękami, które wyglądały na przybite do jego torsu słabo trzymającymi się gwoździami. - Podobno jestem komuś coś winien - rzucił w przestrzeń. Jego słowa nie miały konkretnego adresata, ale miały za to sporo lodu na początku, w środku i na końcu. I do tego wznosiła się nad nimi ciemnogranatowa chmura. - Słucham więc, jak ma wyglądać ta moja zapłata? - gdyby chłopak nie był taki bezsilny, a jego sytuacja nie przedstawiała się tak, a nie inaczej, Ratkin zapewne trzęsąc się ze strachu odpowiedziałby, że nie ma o czym mówić i Kris może iść załatwiać swoje sprawy, nie zaprzątając sobie nim głowy. Sposób w jaki chłopak zadał pytanie sugerowałby bowiem hipotetycznemu obserwatorowi z zewnątrz, że kto inny jest tutaj na lepszej pozycji. Chłopak wydawał się mieć milion ważniejszych rzeczy na głowie, niż jakaś tam przysługa dla półelfa i jego przyjaciółki. I do tego był bardzo nie w humorze. Swój nastrój musiał jednak zachować dla siebie i nie zadzierać za bardzo nosa. Mógł jedynie dorzucić, że chce iść i oporządzić konia, co też uczynił, mówiąc o opiece nad zwierzęciem jak o sprawie państwowej najwyższego priorytetu, okazując jednocześnie pogardę i litość dla nierozumiejących powagi sytuacji.
__________________ "Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą" Ostatnio edytowane przez TwoHandedSword : 28-02-2009 o 21:51. |
02-03-2009, 14:19 | #72 |
Reputacja: 1 | Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja Dzielnica Reprezentacyjna Przekraczając bramę Uniwersytetu Inglorin czuł ulgę. Nie była to ulga, bo udało mu się wyjść z Universytetu, nie. Była to radość z nadarzającej się okazji skosztowania prawdziwej wolności. Rodzina jest daleko, tutejszy 'bat-Xarkus' nie dożył by nim się stać. Co prawda nie osiągał przez to żadnego z ustalonych wcześniej celów, ale miał wolność. "Teraz muszę zadbać o jakiś nocleg, wcześniej coś zjeść i udać się do dzielnicy Alchemików, może znajdzie się dla mnie jakaś praca. Gdy już będzie zaplecze zacznę rozglądać się za tą całą sektą, jeśli czegoś się dowiem wtedy będę mógł coś utargować u rektora Karzoug, a jeśli nie to mniej ryzykuję... Ciekawe czemu ta kobieta z 'czarnego' orszaku tak mi się przyglądała... czyżbym był podobny do swego ojca, a ona go zna..." Idąc w stronę dzielnicy alchemików napotkał na rosnący tłum, wszyscy gapili się na dyskutującego kościanego strażnika z kimś niskiego wzrostu. W pierwszym odruchu Inglorin pomyślał, że stoi tam niziołek. Przez pewien czas przyglądł się bacznie nieumarłym strażnikom, a gdy zbliżył się dostrzegł żaboludzia, wlepił w siva wzrok, dokładnie się mu przyglądając. Pierwszy raz w życiu widział na żywo siva. "To miasto coraz bardziej zaczyna mi się podobać." Gdy Siv ruszył, półelf za nim po drugiej stronie ulicy nieco z tyłu, wciąż go obserwując. Svi zdawał sobie sprawę z idącego za nim półelfa. Niemal czuł ja swoim karku jego spojrzenie. Półelf odziany był w luźne, przewiewne szaty ozdobione motywem rzeki (gdyby rozłożyć całość szaty na płaskiej powierzchni, można by oglądnąć obraz niewielkiej rzeki porośniętej krzewami, z wyskakującą z wody drapieżną rybą. ) Z kremowo białą chustą zakrywającą większość twarzy. Widać jedynie oczy i czubek głowy. Ma torbę podróżną (nie jest to wielka torba ) kuszę na plecach, kołczan i sztylet u pasa. Pachnie od niego dość intensywnie iglastym lasem. W pewnym momencie Inglorin przyśpieszył zrównał się z sivem. - Wybacz Sivie moją ciekawość, ale do tej pory jedynie czytałem o Twojej rasie. Jesteś pierwszym przedstawicielem, którego widziałem a teraz nawet prowadzę monolog. - Gdyby nie okryta twarz można by było dostrzec szczery uśmiech na twarzy półelfa. - Ja jestem alchemikiem, a na imię mi Inglorin. Siv spojrzał się na półelfa nico zaskoczony. - A cóż cię tak ciekawi w mojej rasie, mości alchemiku? - Złowieszczo spoglądał siv, zmrużył nagle oczy i jak gdyby się uśmiechnął. - Właściwie to wszystko. Ale najbardziej dostępne do zbadania, na obecną chwilę, są obyczaje Twojej rasy. Bo zapewne inaczej postrzegasz otaczający cię świat. Poczynając od pogody, a kończąc na życiu społecznym. Do tego mam wrażenie, że nie jesteś tutejszym, jak i zresztą ja. - Cóż, jeśli chcesz czegoś dowiedzieć się o sivach, to mógłbym zdradzić ci to i owo...- Bym był bardzo wdzięczny za zdradzenie kilku sekrecików. Lecz na początek, zdradź mi proszę, swe imię.- No tak, oczywiście. Mów mi Maahr. To oczywiście skrócona wersja. - A jak brzmi jej pełna wersja w Twym ojczystym języku? - Myślę, że i tak nie byłbyś w stanie jej powtórzyć, nie wiem nawet, czy usłyszałbyś wszystkie dźwięki prawidłowo... Moja ojczysta mowa jest trudna do opanowania, to raczej nie jest temat do opowiadań na środku ulicy... - Po moim elfim ojcu odziedziczyłem dobry słuch - powiedział z dość dużą wprawą w języku Smoków. Siv spojrzał na Inglorina nieco zdziwiony, jakby tamten zrobił coś dziwnego. - Wybacz, ale nie rozumiem - dodał z zakłopotaniem w głosie. - Nie znasz mowy Smoków!? Jak to? Byłem niemal pewien, że potrafisz mówić tym językiem. Przepraszam. - Nie przepraszaj, alchemiku, nie obrażam się tak łatwo, choć nie mam dziś najlepszego nastroju.- Cieszy mnie, że to cię nie uraziło. - Przerzucił wzrok na ciągnięte ciało - niezłe zwłoki, dużo za nie tutaj dostaniesz. Masz już na nie kupca? Maahr spojrzał na półelfa, jakby dopiero go zobaczył. - Jak to "dostanę"? - Zapytał, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi - ktoś chciałby je kupić? - No zwyczajnie. Masz zwłoki w dobrym stanie, a każdy czarodziej specjalizujący się w nekromancji chętnie by je odkupił. Sam bym je kupił, ale robiłem już sekcje ludzkim zwłokom. Znam się nieco na handlu, więc jeśli chcesz mogę ci pomóc zamienić zwłoki na złoto... w końcu jestem alchemikiem, specjalistą w produkcji złota. - Sekcje? Chodzi ci o krojenie ciała i takie tam? - zapytał wystraszony siv. A widząc kiwnięcie głowy Inglorina poczuł na plecach ciarki. - Tak, kroiłem martwe ciała na zajęciach z nekromancji, ale nie tylko poznałem jak działa żywy organizm, ale również potrafię dzięki temu leczyć. Siv spoglądał nerwowo to na swojego rozmówcę to na przykrytego płaszczem trupa. Z jednej strony szacunek dla życia i śmierci był w nim zakorzeniony bardzo głęboko, ale z drugiej tak bardzo potrzebował pieniędzy... - Znaczy, ile ktoś mógłby mi zapłacić za tą kobie... za to ciało? - To zależy w jakim jest stanie rozkładu, nie znam tutejszych cen, ale to da się sprawdzić. Najpierw musimy przygotować zwłoki na sprzedaż, potem postaram się wycenić. Siv przełknął głośno ślinę. - Z tym może być problem, bo one są tego... Kiedy je znalazłem, nie były do końca martwe... To znaczy one... ona krzyczała i w ogóle. Ale potem jakby zemdlała i musiałem ją wyciągnąć i wtedy zaczęła się ta draka ze strażnikami. Nie znam się na nekromancji - dodał z dumą. - Może ty mi powiesz, co to mogło być. - To ciekawe. Bardzo ciekawe. - Półelf przystanął, lewą ręką odruchowo zaczął gładzić brodę, a oczy błądziły gdzieś w oddali. - Czy mogę ów okaz oglądnąć? - w głosie słychać było narastającą ciekawość. Siv po raz kolejny popatrzył na półelfa z mieszaniną odrazy i strachu. - Jeśli to dla ciebie takie ważne, to proszę bardzo. Ale nie myśl, że ci je oddam, skoro są takie cenne. - Aj! Ma się rozumieć. Przecież nie mam zamiaru cię okraść. Ale skoro mam pomóc ci w spieniężeniu tego ciała to oczekuję w tym jakiegoś udziału. Co powiesz na to? - Rozumiem, że chcesz pomóc mi... sprzedać te zwłoki, w zamian za możliwość pokro... to znaczy ich zbadania, tak? - Nie, jak już mówiłem wcześniej, badałem zwłoki ludzkie i nie specjalnie chcę to zrobić po raz drugi. Poza tym gdybym je pokroił nie byłyby wiele warte. Nekromanta takie zwłoki może wykorzystać na wiele sposobów tylko jemu znanych - odsłonił zwłoki, przyłożył do nich lewą rękę składając palce w znak, szepcząc zaklęcie wykrycia magii. Po chwili skupienia - czuję pewien potencjał magiczny od tych zwłok. Mógłbym dowiedzieć się znacznie większej ilości detali ale odpowiednie do tego zaklęcie jest strasznie kosztowne. Sądzę, że te zwłoki mogą osiągnąć nieprzeciętną wartość, lub minimum kosztu zwykłych zwłok. To naprawdę fart znaleźć takie zwłoki. "Ożywieniec z magicznym przedmiotem, doprawdy ciekawe, szkoda, że nie potrafię kontrolować ożywionych, bym miał niezbędnego i pomocnego sługę. Trzeba będzie to zbadać gdzieś w ustronnym miejscu. Jakiś potężny nekromanta stworzył tego trupa, albo i inna istota o podobnej mocy, do tego sam naszyjnik posiada silny ładunek magii odrzucenia." - Fart... - mruknął pod nosem siv. Po czym odezwał się już bezpośrednio do Inglorina. - A pomyśleć, że chciałem je zwyczajnie spalić. Chyba jestem ci wdzięczny przysługę, czarodzieju. - Drobiazg, w zamian oddasz mi przysługę i opowiesz o obyczajach Twojej rasy, o kulturze, środowisku życia. Zgoda? Maahr zastanawiał się przez chwilę nad propozycją półelfa. - Nie wiem, czy będę mógł odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania - powiedział w końcu. - Musisz wiedzieć, że przede wszystkim nie lubimy zbytniego zainteresowania. Jednak szybko potrzebuję pieniędzy, więc chyba będę mógł ci trochę opowiedzieć. - Pieniądze to inna sprawa. Jak już sprzedam dla ciebie te zwłoki, będę oczekiwał 25%. A za to, że ocaliłem cię przed utratą złota, proponuję abyś mi opowiedział ogólnie o swojej rasie, bo wiem co nieco z książek. - Jedna czwarta to sporo, ale i tak reszta powinna mi wystarczyć jeśli dostanę tyle złota, ile sugerujesz. Powiedz tylko, ile czasu zajmie ci... badanie? - Nie sugeruję niczego, bo jak już mówiłem nie znam cen tutaj w Allracji. Z badaniem jest także niejasna sprawa, bo im więcej się dowiem tym drożej będę mógł je sprzedać. Mam w tym udział, więc i mnie zależy spieniężyć ciało jak najdrożej. Powiedz, jaka ilość złota jest ci tak bardzo i pilnie potrzebna? - Dokładnie nie wiem, ale dużo, bardzo dużo... może nawet kilka tysięcy - wykrztusił, zdając sobie sprawę, jak odległa jest dla niego wyprawa na bagna. - To bardzo duże przedsięwzięcie, niebezpieczne i ciężko jest zdobyć fachową pomoc. Inglorin roześmiał się dość głośno. - Kilka tysięcy to naprawdę dużo. Jeśli uda nam się uzyskać za zwłoki sto to będzie duży sukces. Nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć co to za wyprawa, ale mając kilka tysięcy złota można zorganizować wiele wypraw. Chcesz wyruszyć na drugi koniec świata? Też bym chciał sobie podróżować, to musi być wspaniałe życie. Maahr tylko zmrużył powieki. Kiedy się odezwał, jego głos był bardzo poważny. - Nie wiem dokładnie, gdzie i jak daleko leży cel mojej wyprawy i to właśnie ta informacja kosztuje mnie najwięcej. Nie wiem, co takiego może być w opuszczaniu własnego domu, ja podróżuję z obowiązku i chciałbym móc wrócić do siebie jak najszybciej - dodał z mieszaniną dumy i nostalgii. - Ja także tęsknię za swoimi bliskimi, ale gdy pozostaję w rodzinnym domu jestem niespokojny. Dopiero gdy jestem w drodze czuję się niezwykle swobodnie. Tak chyba tak można to nazwać, jestem wolny i mam tą wolność tylko dla siebie. To może zacznij poszukiwania u Wróżbitów, mogą ci bardzo pomóc i nie powinni za usługę zażądać więcej niż kilkanaście sztuk złota. Siv uważniej spojrzał na Inglorina. - Myślisz, że mogliby zlokalizować dla mnie miejsce, o którym nie wiem właściwie nic i to w dodatku bardzo dalekie? - zapytał z nadzieją, ale po chwili pokręcił głową, cofając swoje słowa. - Z resztą wolałbym nie powierzać swojej tajemnicy zbyt wielu osobom. - Myślę, że mogliby zlokalizować, choć zapewne by zdobyli wiedzę na temat owego miejsca, które szukasz. Wątpię jednak aby komukolwiek z nich chciało się ruszać w poszukiwaniu tego co zobaczyliby we wróżbie. Ale to zależy od ciebie. Jeśli nie goni cię czas to powoli zdobywaj środki na wyprawę, może nawet w między czasie powinieneś skorzystać z tutejszej biblioteki, może coś tam jest napisane o miejscu, które szukasz. - Cóż, z tym jeszcze zdążę -uciął Maahr. - Ale co planujesz zrobić na razie z tym ciałem? Jest gorąco i raczej długo takie świeże nie pozostanie. - Moje zaklęcie powinno jeszcze trochę podziałać. Właściwie to dopiero co przybyłem do Allracji i nie mam jeszcze żadnego lokum. Choć myślę o wynajęciu jakiegoś niewielkiego mieszkanka, na pewno będzie taniej niż w karczmie. Jednak do tego czasu myślę, że powinniśmy wynająć jakąś izbę w spokojnej karczmie. I obmyć ciało, oczyścić, wtedy będzie można zacząć szukać kupca. - Dobrze, w takim razie poszukajmy karczmy. Myślę, że na dziś wykonałem już dosyć pracy - powiedział siv, przykrywając trupa ponownie i kierując swoje kroki w stronę Targowiska, gdzie chyba najlepiej byłoby zacząć poszukiwania kwatery.
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości, a jednak żyje krótko. Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym. |
03-03-2009, 00:33 | #73 |
Reputacja: 1 | Vanyred ~Hmm~Pomyślał elf~Przynajmniej ten Somek wydaje się zainteresowany, zawsze to druga głowa i dwie ręce do pomocy. No a skoro to kapłan to może będzie mógł pomóc jakoś poszukać Pimpusia, albo poskłada nasze kości jak już go znajdziemy.~ Ponieważ jakiś jegomość miał najwyraźniej sprawę do kapłana więc Vanyred pozostał z milczącą do tej pory elfką. –Czy zechcesz pani powiedzieć mi swe imię?-czuł się nieco niezręcznie w jej obecności ale nie potrafił stwierdzić dlaczego. -Jak powiedziałem, jeżeli potrzebujesz pani czasu do przemyślenia mojej oferty chętnie się na to zgodzę, jednak im szybciej usłyszę odpowiedź tym szybciej będziemy mogli rozpocząć poszukiwania. Może wolałabyś naradzić się z twoim towarzyszem w tej sprawie? Nie ukrywam że przyda mi się pomoc bo w pojedynkę cała sprawa może okazać się zbyt trudna, a nawet jeśli oboje się zgodzicie sądzę że przydałby się ktoś jeszcze najlepiej wprawny we władaniu orężem. Bo choć wolałbym sprawę załatwić szybko i bez rozlewu krwi to jednak lepiej byłoby się zabezpieczyć i na taką ewentualność.~Co ty się taki gadatliwy zrobiłes Van? Zachowujesz się jak uczeń który zapomniał pracy domowej i próbuje się usprawiedliwiać przed preceptorem~pomyślał mag sam do siebie upijając łyk wina w oczekiwaniu na odpowiedź elfki ~Cóż, może to dlatego że nigdy nie zatrudniałem nikogo do pomocy przy rozwiązywaniu dziwacznej historii w stylu porwania krenshara?~ ~Kto to Bracie?~ usłyszał głos Tsu w swym umyśle ~Możliwe że będziemy razem polować, wiesz w grupie bezpieczniej Siostrzyczko.~, ~Lepiej samemu, łatwo się skryć i podkradać, z innymi za dużo hałasu ale wasze polowania są inne, może masz racje. A ten drugi zapach?~. ~To jej towarzysz, oni są tacy jak my.~ Poczuł, że leżąca dotąd spokojnie w kapturze jego szaty łasica wdrapuje się na jego ramię węsząc. –Jeśli mogę przedstawić ten ciekawski pyszczek na moim ramieniu, to Tsu-tjin mój chowaniec i droga przyjaciółka, jest zaciekawiona twoją osobą i kotem który ci towarzyszy. Jak na komendę łasiczka wydała z siebie zawadiacki choć cichutki piszczek zakończony niby szczeknięciem, zwykle jego siostrzyczka robiła lepsze wrażenie od niego. Prawdopodobnie ponieważ była słodka i futrzasta no i te wielkie mokre oczy... ~No to wypadałoby się rozejrzeć za kimś kto przydałby się gdyby doszło do bijatyki przy odbijaniu koteczka Milady~ zastanowił się elf rozglądając się spokojnie po karczmie ale większość wyglądających odpowiednio istot sprawiała że ciarki przechodziły mu po plecach i nie budziły zaufania. ~No cóż najwyżej poszukam później.~ |
06-03-2009, 17:15 | #74 |
Reputacja: 1 | Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja Dzielnica Alchemików, przed „Tanim sklepikiem alchemicznym” Stary MacCracken przysypiał w sklepiku, pełnym prostych alchemicznych gadżetów, tak uwielbianych przez poszukiwaczy przygód. W końcu były tanie i użyteczne. Co prawda, w przypadku gadżetów MacCrackena, tylko pierwsza zaleta się sprawdzała, druga nie zawsze. Ale jak dotąd żaden klient nie wracał z reklamacjami. W każdym razie żaden „żywy” klient. Niemniej znawcy miasta szerokim łukiem omijali „Tani sklepik alchemiczny” MacCrackena. Niestety siv do nich się nie zaliczał. Niemniej nim zdążył coś powiedzieć czy wejść, w okolicy pojawił się barwny jak papuga półelf. Głośno rozmowa przyciągnęła uwagę starca...Zwłaszcza że pojawiło się w niej słowo „alchemik”. Gildia pilnowała bowiem swoich interesów i kontrolowała ilość pracujących w mieście ilość. W ostateczności korzystając z usług Kruczopiórych. Stary MacCraken skupił więc uwagę, na barwnym półelfie, starając się zapamiętać twarz, by później jak najwięcej szczegółów przekazać gildii. Targowisko Inglorin szedł obok siva niosącego ciężki nieumarły pakunek. Półelf zdawał sobie sprawę, że nie wszystko co powiedział Maahrowi jest prawdą. Leczyć bowiem w ogóle nie potrafił. Owszem pokroił kilka zwłok, by przygotować cielesnego golema, ale poza tym...Nie miał zielonego pojęcia o medycynie. Owszem, potrafił przygotować środki przeciw różnym chorobom, ale zdiagnozować żadnej nie potrafił. Niemniej jego słowa wzbudziły podziw u Maahra, a o to półelfowi chodziło. Udali się do knajpki o nazwie „Pod pijanym satyrem” . Siv bowiem nie miał po co szukać nowej karczmy, skoro opłacił w niej tygodniowy pobyt z góry. Później, być może...ale teraz? Zwrot gotówki chyba nie był uznawanym tu zwrotem. Poza tym nieumarła baba sporo ważyła i gdyby miał nosić ją po całym targu, padłby z wyczerpania. Gdy tylko przekroczyli próg karczmy, barman.- O nie, nie! Nie wchodzić mi tu. Laureen zaprowadź gościa od zaplecza i przyszykuj balię. Nie będzie mi tu capił i zaśmierdzał sali jadalnej. Faktem bowiem było iż zapachowi siva daleko było do świeżości porannej bryzy i nawet Inglorin, którego nos już zdążył przywyknąć do kanalarskiego zapachu Maahra, często mimowolnie zasłaniał twarz w jego obecności. Młoda blondynka w o lekko kręconych włosach i miłej aparycji, której nie psuły bynajmniej kręcone baranie rogi podeszła do siva, dygnęła i rzekła.- Proszę za mną. Maahr, nie mając wyboru, musiał udać się na tyły karczmy, gdzie w niewielkim ogródku warzywnym, obok stawu, stała spora balia. Laureen zaczęła nabierać wody, z pobliskiego stawu na „przymusową” kąpiel siva. Tymczasem zaś Inglorin, opuszczony przez siva, stał przez chwilę w drzwiach karczmy, decydując o dalszych swoich posunięciach. Targowisko, karczma „Pod pijanym satyrem” Gdy Somek znikł z owym staruszkiem, Vanyredowi pozostało jedynie przekonywać niezdecydowaną jeszcze elfkę. Czarodziejka z lekkim uśmiechem drapała chowaniec elfa za uszkiem, wzbudzając u łasiczki euforię. Jednak mimo przełamania lodów, czarodziejka cichym i uprzejmym tonem odmówiła współpracy, twierdząc że póki co, nie może się rzucać w oczy. Vanyred zaś kątem oka oceniał też innych gości karczmy. Pełno tu było osiłków, niewielu jednak wydawało się godnych zaufania. A raczej na takich co tylko czekają by wepchnąć sztylet w plecy. Uwadze elfa nie umknęła przyglądająca się im dziewczyna, wyglądająca na łuczniczkę. I drugi, mocno juz wstawiony, choć nadal napełniający kielich. Szczupły i muskularny człowiek, opierający dłoń na wielkim mieczu. Niewiele zresztą poza tym mieczem miał. A patrzył wprost na Vanyreda. Nagle poderwał się i chwiejnym krokiem podszedł do elfa. Bęknął uwalniając sporą ilości oparów alkoholowych wprost na czarodzieja i ryknął .- Az..Azu..Azhir ty gacie...nie...gadzie...ty elfi obsrajmajtku, unikasz starego kumpla?! Myślisz że ja...Kulgath Po...Po...Pogromca, będę się czepiał o stary dług. Bracie ...straciłem w zamtuzach więcej niż jesteś mi winny.- Zanim czarodziej zdążył odpowiedzieć, do środka wparował zapach kanałów...za nim żaboludź przenoszący ten zapach i taszczący coś ze sobą. A za nim elf we wzorzystej szacie. Barman w ostrych słowach wyprosił siva, dając mu jednak za przewodniczkę, ładną kelnereczkę. Zaś Kulgath Pogromca przerzucił swą uwagę na czarodziejkę bełkocząc.-A jaaak tobie na imię lalluniu?- I uśmiechnął się do niej lubieżnie. Targowisko, Karczma „Szczurza Nora” Na dole Grok zajadał coś...co Krisowi nie przeszłoby chyba przez gardło. Breja zawierała bowiem między innymi, szczurze ogony. Kris zanotował w pamięci, by stołować się poza Szczurzą Norą. Trudno rzec, czy poza jaką przybrał Kris robiła na Ratkinie wrażenie. Jeśli robiła, to półelf dobrze je maskował. - Podobno jestem komuś coś winien. Słucham więc, jak ma wyglądać ta moja zapłata? – Po tych słowach Ratkin spojrzał na Krisa i rzekł spokojnie.- Dzisiejszego wieczoru będziesz robił za sługę. Będziesz usługiwał Róży i jej gościowi. A gdy poda ci potajemnie mały przedmiot, czym prędzej pobiegniesz z nim tutaj. Dasz go mi, odczekasz chwilkę i gdy ci go zwrócę, wrócisz do Róży i oddasz jej go. A potem dokończysz usługiwanie, prawda jakie proste? Zaś Grok wtrącił kilka słów pomiedzy jednym a drugim machnięciem łyżki.- Jak my zjeść...my znaleźć jaszczury, obmyślić pułapka...zabić je i obciąć im wounkas. Ty uważać że sprytny, ty obmyślić pułapka...A Grok ocenić czy pomysł dobry...harr, harr, harr.- ostatnie słowa zdawały się być goblińskim śmiechem. A może Grok się po prostu, zakrztusił?
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2009 o 19:05. |
15-03-2009, 22:30 | #75 |
Reputacja: 1 | Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja Targowisko, karczma „Pod pijanym satyrem” Inglorin należał do tego rodzaju półelfów, którzy nie lubili marnotrawić swojego czasu. Ruszył sprężystym krokiem za 'śmierdzielem' i 'blondyneczką', mijając ogródek warzywny przystanął na chwilę. Miał ku temu dwa powody: ogródek był bardzo zadbany i świetnie skomponowany, lecz drugi powód był zdecydowanie ważniejszy. Otóż w zawieszonej na płocie donicy wylegiwał się kocur, łypiąc na Inglorina swoimi oczami. Inglorin czuł jak po plecach spływają mu zimne krople potu, a włosy na karku zjeżyły się, wymacał stopą podłoże, poczuł spory kamień, powoli, niespuszczając ze zwierzęcia wzroku podniósł kamień, zważył go w ręku, przy celował i z całych sił rzucił w kota. Zwierzak z wrzaskiem wpadł w krzaki po drugiej stronie płotu. Półelf podniósł kolejny kamień, tak na wszelki wypadek. Od zawsze zwierzęta były dla niego obrzydliwe, odpychające. Zarośnięte, śmierdzące futrzaki, o wilgotnych nosach i oczach. Zawsze szukające czegoś do zjedzenia, pozbawione moralności, etyki. Inglorin tak bardzo brzydził się wszelkimi zwierzętami, że nie jadał mięsa i zawsze gdy w pobliżu znajdowało się jakieś zwierze czuł się niespokojny. Było w nich coś dzikiego, a w ich oczach zawsze dostrzegał Śmierć. Niecierpiał zwierząt choć nie zabijał ich gdy nie musiał, choć kopnięcie lub rzucenie kamieniem było dla niego czymś jakże naturalnym i właściwym. - Droga Laureen, czy byłabyś tak uprzejma i przyniosła butelczynę białego wina i dwa antałki najgorszego piwa jakie macie, proszę - uśmiechnął się do niej, patrząc na nią tak jak by była najpiękniejszą kobietą świata. Gdy służka się oddaliła zdjął pelerynę pozostając w koszuli, odłożył także torbę podróżną i kuszę. Ze swego bagażu wydobył rękawice, podwiną rękawy i rozpoczął zdejmowanie brudnych i prześmierdłych szat z umarłej. - Maahr, Wykąp się jak najszybciej, bo będę potrzebował Twojej pomocy. Trzeba ją dokładnie umyć, a potem zdezynfekować. I wiesz co, chyba należałoby znaleźć dla niej jakieś szaty. Nabrał wody w wiadro, zerwał kilka garści trawy i rozpoczął oczyszczanie nieumarłej, bacząc aby żadna kropelka brudu nie skapnęła na niego. Jedynie pozostawił na niej naszyjnik.
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości, a jednak żyje krótko. Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym. Ostatnio edytowane przez Manji : 19-03-2009 o 13:59. |
16-03-2009, 16:03 | #76 | |
Reputacja: 1 | Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja Targowisko Przez bramy miasta przywali kolejni przybysze, zwabieni tym co oferowało miasto...bogactwem, egzotyką, a także rozrywkami wszelkiego rodzaju: od hazardu przez płatną miłość, do "spraw" których nawet w tak tolerancyjnym mieście jak Allracja, nie robiło się na widoku. Można tu też było zniknąc innym z oczu. Ale nie taki był cel, młodej i ślicznej elfki o ciemnozielonych włosach, jaskółczych brwiach i posągowej urodzie, podkreślanej przez odzienie przylegające do ciała dziewczęcia niczym druga skóra. Suknię o barwie złota, piękną i kuszącą. Nic dziwnego, że oczy wielu same lgnęły do młodej zaklinaczki. Niemniej nie przybyła tu dla zysku,przyjemności, ciekawości czy by się ukryć...Tylko by kogoś odszukać. W tłumie trudno łatwo się zagubić Riviella nigdy nie była w tak dużym mieście. Nigdy nie była w mieście tak pełnym innych ras...Tak żywym, nic dziwnego że poczuła się zagubiona. To przyciągnęło uwagę łysego i brodatego mężczyzny w białej koszuli i żółtym kubraku. - Panienka pewnie pierwszy raz w mieście, co? Chętnie oprowadzę.- zapytał wesoło, ale ten piękny obrazek zakłócała delikatna woń alkoholu i dość szeroki rzeźnicki nóż przy pasku. Elfka tymczasem spojrzała na słup z ogłoszeniami, do którego zawędrowała. Cytat:
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. | |
16-03-2009, 17:44 | #77 |
Reputacja: 1 | Elfka odwróciła spojrzenie od ogłoszeń skupiając się na małym kamieniu leżącym przed jej kozaczkiem. Szepty rozsądku nękały ją jeszcze chwilę, do czasu gdy przypomniała sobie czuły wzrok brata. Oderwała się jakby ze snu unosząc wzrok po tablicy pełnej ogłoszeń. To prawda, czuła się tu obco, była zmęczona, lecz gorąca od niedawnych wydarzeń krew wzmocniła Ją. Tak długa droga sprawiła iż nogi prawie odmawiały posłuszeństwa. Skierowała swoje złote oczy w stronę łysego mężczyzny. ~On musi gdzieś tu być...~ Myśl brzmiąca bardziej jak nadzieja urwała się, ostatecznie wybudzając Ją z transu. Tak, dopiero co przybyłam do tej.. - prawie ugryzła się w język by nie powiedzieć "dziury" - mieściny. - mimo małego zakłopotania jej delikatny głos, brzmiał bardzo spokojnie. Ostatecznie była elfką, nie próbowała wywyższać się ponad inne istoty, a jej szlachetna krew guzik ją obchodziła. Riviella postanowiła nie zdradzić po sobie ani trochę nutki niepewności błądzącej w jej myślach. Żyjąc w izolacji tyle czasu nie wiedziała czego do końca może się tu spodziewać. Podeszła bliżej do łysego mężczyzny i mierząc go pewnym nieco pośpiesznym wzrokiem. Marzyła o odpoczynku, gorącej kąpieli i odrobinie wygody, lecz doszła z bólem do wniosku że to może poczekać. Uśmiechnęła się miękko i po chwili dodała. Chętnie skorzystam z Twojej oferty. Widziałeś może podobnego mi elfa niedawno? - mimo próby ukrycia emocji lekko wykrzywiła kącik ust w grymasie bezsilności. Pchliczka! - elfka syknęła mimo to dalej melodyjnym elfim językiem - ile razy mówiłam byś nie dotykała biżuterii..? Pogłaskała delikatnie czarną, drobną szczurzycę ukrytą za zasłoną jej długich włosów, dokładniej siedzącą na ramieniu elfki i bawiącą się kolczykiem. Pogłaskała pośpiesznie swoje maleństwo, delikatnie drapiąc pazurkiem po gardełku. Wypatruj lepiej złodzieja... - dodała językiem elfów, szepcząc w stronę małej szczurzycy. Rozpromieniała i mrugnęła do niej umownie jakby wierząc że zrozumie wypowiedziane słowa. |
16-03-2009, 22:18 | #78 |
Reputacja: 1 | - ... prawda jakie proste? - No pewnie, że nie - odparł Kris po kilku sekundach szczerząc zęby i rozkładając szeroko ramiona. Wyglądał jakby witał dawno niewidzianego kuzyna, a nie jakby wysłuchiwał poleceń Ratkina, który w tej sytuacji był kimś w rodzaju przełożonego. * "Jak to, kurwa, mam robić za sługę? Czy temu kulawemu ciołkowi do reszty odbiło? Miałbym płaszczyć się przed nim i jego znajomkami tylko dlatego, że pomógł opatrzyć rany Groka? Niedoczekanie! Sam bym sobie poradził, a za pokój zapłaciłem, więc nic więcej nie jestem winien temu zawszonemu durniowi. O nie, tak się nie dam zrobić, niech sobie kanalia szuka frajera gdzie indziej!" Perspektywa wykonywania pracy była dla umysłu Krisa zbyt dużym obciążeniem i nie był on w stanie do końca obiektywnie ocenić sytuacji. Praca była czymś, co nie pozwalało mu funkcjonować prawidłowo i myśleć trzeźwo. Nie zwracał uwagi na to, że poza pracą innym wyjściem będzie zapewne tylko oberwanie od półelfa, a i to w najlepszym wypadku. W końcu praca to praca, zło najwyższe! W jego głowie w podobnych sytuacjach błyskawicznie włączała się magiczna bariera ochronna wspomagająca walkę z pracą i jednocześnie blokująca racjonalne myślenie. Kris w żadnym wypadku nie mógł sobie pozwolić na skalanie rąk tym okropieństwem. Frustrował się coraz bardziej, nie myśląc o konsekwencjach planowanej agresji słownej, czy też jeszcze jakiejś. Dopiero po chwili zaczął dostrzegać pozytywne aspekty pracy. Nieustannie gryząc się w język obrzucał Ratkina przaśnymi wyzwiskami, a jego umysł zaczynał analizować sytuację pod kątem płynących z pracy korzyści. Znalazł ich wystarczająco dużo, żeby dezaktywować zaklęcie magicznej bariery we własnej głowie i skupić się na wyolbrzymianiu przyszłych profitów. "Sługa, taaak... Wreszcie zdobędę jakieś kontakty w tym mieście, nie to co z tym jednookim padalcem. Potem już nie będę ganiał po gospodach z malutkimi, tajemniczymi przedmiotami za darmo, oj nie! Tylko teraz spokój i opanowanie. Nie mogę zadawać zbyt wielu pytań, żeby nie wyjść na żółtodzioba. W końcu gdybym potrzebował czegoś więcej, łajdak by się tym ze mną podzielił. Chyba w ogóle nie powinienem zadawać pytań. Albo wcale się nie odzywać..." Najpierw Kris zbulwersował się postawą Ratkina (jak on mógł kazać mu pracować?), potem rozpromienił się pod wpływem wachlarza możliwości, jaki otworzyła przed nim przysługa dla półelfa, następnie roztrzęsiony zaczął zastanawiać się nad tym, co ma powiedzieć karczmarzowi, a na koniec przystąpił do fantazjowania na temat Róży, nie zwracając przez chwilę uwagi na otoczenie. W efekcie najpierw poczerwieniał i zaczął nerwowo kręcić głową, potem uniósł brwi do góry i zastąpił zaciśnięte zęby błogim uśmiechem, następnie przygryzł język przewracając oczami na lewo i prawo, a na koniec otarł już prawie widoczną dla reszty strużkę, która pojawiła się w kąciku jego ust. I to wszystko w zaledwie kilka sekund! Może Kris był w ciąży...? W końcu w Allracji można spotkać całą masę tego typu osobliwości. "Ciekawe komu mam służyć... I dlaczego gnida nie znajdzie sobie kogoś innego do tej roboty? I co dokładnie mam przynieść? I czemu mam się z tym tak spieszyć? I co on zrobi z tym czymś, jak już mu to oddam? Może Róża temu gościowi coś ukradnie, a ja mam pomóc w wymianie na fałszywkę? A może..." * - Nie powiedziałeś mi jeszcze, drogi przyjacielu, kiedy i gdzie dokładnie mam się stawić. No i jak się ubrać.
__________________ "Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą" |
18-03-2009, 14:54 | #79 |
Reputacja: 1 | Wysłuchawszy wypowiedzi starca, Somek z początku skrzywił się nieco, pociamkał z lekka ustami, jakby trawiąc wiadomość, po czym skończywszy rozważania, powrócił do typowego dlań uśmiechu. -Myślę, że da się zrobić. Furda zapłata, starczy że tym nekrofilom czego braknie, i tak będę zadowolony. Somek jestem. - tu wyciąga dłoń ku rozmówcy. Oczka mu się świecą na myśl o spłataniu takiego figla tym obmierzłym sukinsynom. -Ha, jeśli jednak masz trochę grosza, mam znajoma czarodziejkę, może kupi się u niej tanio jakieś przebranie, czy co... Ile mamy czasu? Będziesz musiał mi dokładnie opisać tego Alvista... Jego syna również. Jeden kłopot - cóż to było za bóstwo? -ot zagwozdka - ani "niebezpieczne" ani wbrew prawu nie wzbudziło echa. Dreszcz powinien w tej oto chwili przejść znajome czarodziejki. Z jednego celu na drugi przestawia się niemal natychmiast - choć nie zapomina o propozycji Vanyreda, tak, tą sprawą też się zajmie, póki co zaś knuje niecnie, czy i jego nie dałoby się jakoś w tą sprawę wciągnąć... Wszystko jednak zależy od tego, kogo przyjdzie mu udawać -większość dobrych bóstw powinno mu wybaczyć drobne oszustwo, a parę słow na ich chwałę w dobrej sprawie wypowiedzianych nie powinno urazić jego patrona... W innym przypadku może być trudno, choć nie uprzedzajmy faktów.> |
19-03-2009, 19:53 | #80 |
Reputacja: 1 | Dueus Crudusa 5466 CK, Allracja Targowisko, karczma „Pod pijanym satyrem” -Myślę, że da się zrobić. Furda zapłata, starczy że tym nekrofilom czego braknie, i tak będę zadowolony. Somek jestem. - kapłan wyciągnął dłoń ku rozmówcy. -Och...rzeczywiście. Nie podałem imienia, Nalwen Dragen.- starzec odwzajemnił uścisk dłoni. -Ha, jeśli jednak masz trochę grosza, mam znajoma czarodziejkę, może kupi się u niej tanio jakieś przebranie, czy co... Ile mamy czasu? Będziesz musiał mi dokładnie opisać tego Alvista... Jego syna również. Jeden kłopot - cóż to było za bóstwo?- wyjaśnił swe wątpliwości Somek. -Nikt nie pamięta...W sumie może być każde. Gilbert opuścił dom w pośpiechu.- odparł Nalwen.- Jego ojciec, nigdy nie zaakceptował jego powołania. Gilbert był jedynakiem... Alvist liczył że przejmie rodzinny interes. Nie żyje nikt kto by pamiętał Gilberta, poza tym wyjeżdżał jako młodzik, a ty jesteś w sile wieku...magię bym odradzał. Świątynię stać na wynajęcie drobnych czarodziei. Do jutra wieczorem krewni mogą się upominać o ciało.Następnie ruszył mówiąc do Somka.- Chodźmy do mojego warsztatu.- Gdy ruszyli Nalwen mówił.- Alwist, podobnie jak ja, był bednarzem, to dobry fach w tym mieście. Jaszczurze pojemniki to kosze uplecione z wikliny. Zbyt miękkie na transport towarów na długie dystanse. Popyt jest to i cech dużo zarabia. Ty beczek robić nie będziesz musiał, Gilbert uciekł przed przejściem egzaminu. Dzielnica Alchemików,Pracownia bednarska Nalwena Dzielnica Alchemikow najbardziej przypominała znane Somkowi dzielnice z innych miast. Szli wąskimi uliczkami, aż do doszli do szyldu z napisem „Bednarz”. Warsztat nie okazał imponujący ,właściwie to wyglądał ubogo. Wszystko było drewniane i lekko zawilgocone. -Pozory mylą.- odparł Nalwen. -Bednarstwo to dochodowy interes. -Teraz przejdźmy do spraw technicznych...- po tych słowach zaczął wyjaśniać tajniki bednarstwa mówiąc.- Nie musisz znać się na tym dokładnie, ale co nieco powinieneś o tym rzemiośle wiedzieć. Targowisko, Karczma „Szczurza Nora” - Nie powiedziałeś mi jeszcze, drogi przyjacielu, kiedy i gdzie dokładnie mam się stawić. No i jak się ubrać.-na te słowa Ratkin rzekł.- Tu do tej karczmy, Róża przyniesie ci strój i wtajemniczy w szczegóły...Przyjdzie po zmierzchu. - Tak...my iść teraz..polować na wounkas jaszczuroludzi...już.- syczał wściekle goblin. Tortury które do znał w niewoli motywowały go do zemsty, krwawej zemsty. Uderzył Krisa kosturem w kolano, niezbyt silnie, na tyle by zwrócić jego uwagę. - Ty mi teraz pokaż...jaszczura...I mi się na zaczaim... Tak, zabijemy go ...boleśnie. Kris mógł tylko przekląć swój wcześniejszy pomysł. Jeśli nie wymyśli czegoś by odwrócić uwagę goblina od wczorajszej hańby i krwawej odpłaty za nią, cały dzień spędzi z Grokiem uganiając się za nieistniejącymi jaszczurczymi szpiegami. Targowisko, Karczma „Szczurza Nora”, wieczór Wieczorem zjawiła się Róża...Wyglądała jednak inaczej niż ostatnio. Zmieniła fryzurę na bardziej kobiecą, skórznię zastąpiła długą suknią podkreślającą jej wąską talię i biodra, oraz podnosząca w górę dekolt ( oczywiście suknia w kolorze szkarłatu.) Skórzane buty z cholewami, zastąpiły miękkie pantofelki z czerwonej skórki. -Świetnie wyglądasz moja droga, choć mogłabyś wybrać inną tonację kolorystyczną.- mruknął Ratkin. -Daruj sobie pochlebstwa i porady, to nie ty nastawiasz tyłka w tym przedstawieniu...i to dosłownie.- mruknęła poirytowana Róża.- To gdzie jest ten sługa? -Powinien się wkrótce zjawić.- odparł Ratkin. Świetlista Dzielnica Odpowiedź którą otrzymała nie w pełni zadowoliła Riviellę.- Widziałem wiele elfów, pani. Trudno spamiętać ich wszystkich. Ale znam odpowiednie miejsce w którym mogłabyś się, o to zapytać.- Mężczyzna bynajmniej nie obruszył się z powodu ciekawości chowańca dziewczyny, zamiast tego opowiadał o pięknie miasta, na zmianę z pytaniami. Głównie pytał o rodzinę elfki, jej dalszych i bliższych krewnych. Czemu przybyła tu sama i czy ktoś wie o jej przybyciu tutaj. Szybko opuścili Targowisko i zapuścili się w skrzącą od pięknych sklepów z towarami luksusowymi, kasyn gier, świątyń i przybytków rozpusty, Świetlistą Dzielnicę. Tutaj zabawa trwała dzień i noc, tłum rozochoconych i pijanych mężczyzn i kobiet, różnych ras i klas społecznych przewijał się obok elfki i towarzyszącego jej mężczyzny. Szli już spory kawałeczek skręcając w coraz to inne i węższe uliczki. Szli kolejną pustą drogą pomiędzy tylnymi fasadami budynków, gdy drogę zastąpił im spory ork o byczym karku, zniszczonym ubraniu i przepasce na prawym oku, oraz z tasakiem w dłoni. -Proszę, proszę...czyż to nie jest naganiacz panienek do Różowej Tasiemki z nową laleczką. -zaśmiał się ork, a z tyłu odezwały się glosy.- Tak, to jest Axril. Testowałeś już ją?- Drogę za nimi zagrodziły dwa chude hobgobliny, uzbrojone w krótkie zakrzywione noże. -Powiedział ci że cię chce do zamtuza zaciągnąć i na ladacznicę przerobić?- spytał ork.- Czy może ten szczegół pominął? -Zejdź z drogi Jaxebhat- odparł przewodnik Rivielli.- Różowa Tasiemka to luksusowy dom schadzek, nie to co Wesoła Podwiązka, w której ty pracujesz orku. -Oddaj kobietę po dobroci, Axril, albo zrobię ci dodatkowy uśmiech.- zagroził Jaxebhat.- Mam przewagę liczebną. Amulet na lewej dłoni mężczyzny zalśnił niebieskim światłem, a on sam prawą ręką sięgnął po szeroki nóż.- Spróbuj mi odebrać zdobycz. Tymczasem do "zdobyczy" jaką, była Riviella zbliżały się dwa hobgobliny, z wyciągniętymi nożami.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |