Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2011, 16:40   #1
 
Samphenion's Avatar
 
Reputacja: 1 Samphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodze
Smoczy Artefakt


Smoczy Artefakt


Rok 1365 Rachuby Dolin

Zjednoczone Królestwo Krwawnika obejmowało Damarę i Vaasa, a Heliogabalus było najwspanialszym miastem tego kraju. Jednak król Gareth wolał mieszkać wraz ze świtą we Wsi Krwawnika, co pozwalało rozwinąć się organizacjom przestępczym mimo starań Pieśni Szpiegów. Ale oprócz gildii, tych złych, czy dobrych, na terenie Królestwa pracowało wielu najemników i poszukiwaczy przygód. Ich zadaniem było oczyszczenie ziem Vaasa z najróżniejszych potworów od goblinów począwszy, na demonach skończywszy. Oczywiście oni sami nigdy nie chcieliby, aby Vaasa zostało kiedykolwiek opustoszone z potworów. Dla nich „walka o uszy” stanowiła źródło dochodu, a im dłużej tę pracę mieli, tym dłużej mogli przesiadywać w karczmie popijając cudowne trunki i zakąszając jagnięciną.

Poszczególni poszukiwacze przygód zbierali się w Letargu – obozie stanowiącym punkt zborny chętnych do wyruszenia na polowania. Najemnicy często tworzyli grupy mogące zorganizować zasadzki na większe plemiona goblinów lub orków, oraz wspólnymi siłami dopaść młodego smoka szukającego tu spokojnego miejsca na założenie gniazda.

Był koniec jesieni. Tego ranka w Letargu było zimno i nie było wiele ludzi. Zaledwie dziewięć osób, z czego trzy niezdolne były ruszyć się ze swych posłań po wczorajszym ucztowaniu. Pozostali także nie czuli się zbyt świeżo, ale coś trzeba było robić w mroźne dni Vaasa. Tego dnia celem była mała osadka goblinów na wschód od Vaasańskiej Bramy nad rzeką Pelauvur. Poszukiwacze nie znali się zbytnio. Może i robili wcześniej razem interesy, ale kto by pamiętał z kim ostatni raz wyciął w pień bandę orków. Byli wśród nich dwaj ludzie, dwa diablęta, elf i smokokrwisty drakon. Nikt tu jednak nie zważał na rasę, lecz na skuteczność w walce.

Ale szczególną uwagę zwracał na siebie elf w niebieskim płaszczu i łukiem wyrzeźbionym na kształt skrzydeł smoka, długim jak sam strzelec. Pałał entuzjazmem, a pewność siebie biła od niego jak światło od latarni. Chodził w tę i wew tę nawołując do szybkiego zbierania się i wyliczając wszystkie trunki w karczmach w Heliogabalus, jakie będą mogli kupić po powrocie.

- … wino białe, czerwone, różowe, złociste piwa, zwalający z nóg absynt…! – wykrzykiwał.

Od razu było widać, że był tu nowy. No, ale coś trzeba było robić, a że można było na tym nieźle zarobić drużyna powoli zbierała się do marszu. Plemię goblinów obozowało niespełna godzinę drogi od obozu, co dawało czas na solidne przygotowanie.
 
__________________
Oto jest pięść moja, zna ją świata ćwierć! Kto ją ujrzy z bliska, ujrzy swoją śmierć!
Samphenion jest offline  
Stary 20-02-2011, 14:00   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Jakimś cudem Amnon zwalczył chęć rzucenia butem w obozowego śpiewaka i zwlókł się z pryczy. Poprawił koszulę i zarzucił na siebie płaszcz. Bardziej z przyzwyczajenia niż z konieczności zarzucił obszerny kaptur na głowę i wyszedł przed prowizoryczny obóz, aby przywitać się z Diabłem. Czarny jak noc koń potrząsnął grzywą na powitanie i cicho chrapnął dopiero kiedy mężczyzna był tuż obok. Pogładził nozdrza konia i podążył w kierunku pobliskiego jeziora. Rozebrał się i wskoczył do zimnej wody. Przez kilka minut pływając bez celu myślał o tym co może przynieść nowy dzień, poza goblinami, rzecz jasna.
Wyszedł z wody i usiadł na brzegu koncentrując się na kilkanaście minut.


Nałożył dopasowany bęzrękawnik i wyciągnął na wierzch dłuższe, proste, czarne włosy. W swojej rasie uchodził jeszcze za młodzika, ale ludzie nie potrafili zauważyć takich szczegółów - widzieli za to ponadprzeciętny wzrost, posturę i oczywiście - kości szczęki... Gdy rogów i ogona nie było widać spod płaszcza...

Amnon wrócił do obozu i przechodząc koło ognia zajrzał do garka, w którym standardowo gotował się gulasz na winie. Poza plusami, obozowe życie miało również minusy - takie jak ten gulasz... W namiocie ubrał się do reszty, spodnie; dobre, dopasowane buty; skórzana zdobiona złotem i czerwienią zbroja bez rękawów; karwasze... Kilka płynnych ruchów, aby wszystko dopasowało się do siebie... Ponownie zarzucił na siebie płaszcz i poszedł coś zjeść. W sumie było mu jedno, czy ktoś kiedyś zauważył tatuaż jaki miał na lewym ramieniu czy sygnet i pierścień jakie nosił na palcach. W tym towarzystwie o pewne rzeczy się nie pytało, a nawet jakby - on nie zamierzał odpowiadać...
 
Aschaar jest offline  
Stary 22-02-2011, 12:43   #3
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin obudził się nieprzytomny. Niewiele pamiętał z poprzedniego wieczoru. Może przyczyną tego było nagromadzone zmęczenie – w końcu jechał tu bite 4 dni z kawałkiem. Może przyczyną tego był jak zwykle mocny krasnoludzki spirytus, który wczoraj miał mu się pomóc zrelaksować. Nie pomógł. Zwlekł się z łóżka. Chwilę potrzebował na zebranie myśli. Gdzie właściwie był? Obóz najemników.

Wstał i się ubrał w swoją zbroję, w końcu nigdy nic nie wiadomo. Warto być gotowym na każdą ewentualność. Poza tym w zbroi wyglądał jeszcze bardziej okazale i budził respekt. W końcu był z dumnej rasy dragonbornów i nie wstydził się tego, ani nie zamierzał tego faktu ukrywać. Poprawił jeszcze tylko swój wielki dwuręczny miecz przewieszony przez plecy i postanowił się rozejrzeć po obozie.

Chłód poranka od razu otrzeźwił go i niemal w połowie zredukował odczucie suchości w pysku. W drodze w kierunku obozowej kuchni zajrzał na chwilę tam gdzie trzymano wierzchowce, by sprawdzić czy jego równie egzotycznym jak on sam jaszczurem wierzchowym dobrze się zajęto. Na obszarze wydzielony na przygotowanie potraw nie zabawił długo. Nie potrzebował zaglądać do garnków by jego czuły zmysł powonienia powiedział mu gdzie i co jest przyrządzane. Przeszedł tamtędy tylko po to by poprosić o duży dzban zimnej wody która ku zdumieniu kucharza zniknęła niewiarygodnie szybko w paszczy do złudzenia podobnej do smoczej.

Draugdin wiedział, że jeszcze zanim zaserwują poranny posiłek zdąży choć pobieżnie rzucić okiem na obóz i zbieraninę najemników, którą tu przyciągnął. Niewielu było tak rannych ptaszków jak on. Bardzo był ciekaw co przyniosą następne dni.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 22-02-2011, 15:22   #4
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Nie mógł zasnąć. Siedział nad brzegiem sporego jeziora, teraz oświetlanego przez pierwsze promienie słońca wychodzącego zza horyzontu. Nie potrafił nie docenić piękna tej chwili. Refleksy na gładkiej tafli wody tańczyły swoją własną melodię. W przezroczystej toni można było bez trudu dojrzeć dno.
Quest niechętnie odwrócił wzrok od wspaniałego zjawiska i zaczął rozmyślanie nad swoim własnym losem. Przybył do tego świata dopiero kilka tygodni temu, a już zaproponowano mu pracę jako poszukiwacz przygód. Dla niego brzmiało to bardziej jak łowca nagród, ale nie chciał się sprzeczać z ludźmi, którzy dali mu tak oczywistą szansę. Był w końcu diablęciem na kontynencie, gdzie takich jak on traktuje się ze strachem i dystansem. Był do tego przyzwyczajony, życie w Sigil nie należało do usłanego kwiatami, jednak niechęć jaką wyczytywał z oczu niektórych była... cóż, otrzeźwiająca. Nigdy nie wyobrażał sobie, jak bardzo jego życie ma ulec zmianie po tym, jak uciekł z klatki Miasta Drzwi.
Zlustrował pewnym wzrokiem cały obóz i zanotował pojedyncze odgłosy budzenia się co po niektórych. No tak, to już właściwa godzina, by wywlec się ze swoich namiotów. Niektórzy spędzili wieczór na piciu i zawieraniu nowych znajomości wśród kompanów podróży, lecz nie on. On razu odsunął się od najemników pragnąć najpierw dokładnie przeanalizować kto jest kim i z kim warto się zaznajomić, a z kim znajomość nie przyniesie nic efektywnego.
Odpędził od siebie niechciane myśli, które bombardowały jego umysł przez całą noc i podniósł się leniwie do pionu.
Dzierżąc w ręku swój kostur, przewyższający go wzrostem zaczął zrzucać z siebie po kolei części ubrania. Pochylił się ku tafli wody uśmiechając się do swojego oblicza demonicznie, tak jak zawsze to robił, by przestraszyć co naiwniejszych i zagłębił w nią dłoń. Wyszeptał krótką inkantację i woda wokół zawrzała. Od zawsze specjalizował się w magii płomieni i wykorzystywał to, kiedy tylko mógł. Nie znosił zimna. Wszedł powoli do wody i usiadł na płyciźnie zanurzając się po ramiona. Czuł jak gorąca woda powoli rozluźnia każdy jego mięsień. Odrzucił głowę do tyłu uśmiechając się diabelsko w niemym pozdrowieniu do wschodzącego słońca. Włosy opadły kaskadą czerni do wody obmywając się z kurzu i brudu. Przeczesał je leniwie swoją szponiastą dłonią. Pozostał w tej pozycji jeszcze pięć minut, dopóki słońce nie wynurzyło się już całkowicie zza gór, po czym wyszedł z chłodniejszej już wody i stanął na brzegu rozciągając się leniwie. Pozostał tak przez chwilę z twarzą skierowaną w stronę obozu, chcąc przeschnąć zanim się ubierze. Mógł użyć do tego magii, ale uważał, że na takie błahostki nie warto marnować ani uncji energii.
Gdy minęła wyczekiwana chwila ubrał się narzucając na siebie wierzchnie ubranie i rozłożystą pelerynę z kapturem, który od razu narzucił na głowę. Wetknął sztylet za pas i wziął do ręki swój kostur. Materiał płaszcza łopotał cicho na wietrze, gdy Quest podążał w stronę budzącego się obozu.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.
Tohma jest offline  
Stary 24-02-2011, 17:44   #5
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Poranek wydawał się bardzo ciekawy, zwłaszcza po wczorajszej uczcie, właściwie nie uczcie, ale posiłek był solidny, pieczona dziczyzna, ociekająca przyjemnym tłuszczykiem, i kartofle z żaków. Do tego dobre wino, śpiew, i rozmowy, tak to było to, co Alvin lubił. Właściwie to to było wszystko, co Alvin lubił.

Niski, pulchny człowieczek wynurzył się ze swojego namiotu. Miał może z metr sześćdziesiąt, i chyba tyleż samo w pasie, w obozie żartowali z niego, że łatwiej go przeskoczyć niż obejść. Nosił na sobie płócienne szerokie spodnie, koloru ciemnej zieleni, białą koszulę, a na niej brązową kamizelkę, z guzikami tak napiętymi, że w każdej chwili groziły wystrzeleniem, i zranieniem osoby stojącej naprzeciw. Nosił skórzany plecak, i zardzewiały miecz przy boku. Na pasie zwisało mu kilka sakiewek.

Można by się pewnie zastanawiać, co taki człowiek, robi w obozie najemników, zwłaszcza patrząc na jego obecne zachowanie. Podszedł wolnym krokiem, do ogniska, i od razu usiadł na pieńku, wydawać by się mogło, że te kilka naście metrów zupełnie go wyczerpało.

- Czego chcesz od Alvina? - Zapytał elfa, który poganiał go do szybszego zbierania się i ruszania w drogę. - Nie widzisz, że Alvin teraz usiadł i liczy, że dobrzy bogowie, wynagrodzą jego trud dotarcia tu, porządnym posiłkiem? A może elf liczy, że kręcąc się obok Alvina także, zyska przychylność bogów i dostanie posiłek? Cóż więc chcesz? Mów wreszcie, bo tracę cierpliwość. Ty tam - zawołał, na jednego z najemników, całkowicie nie zwracającego na nich uwagi. - Elf zapłaci ci za przygotowaniem nam strawy. Siadaj elfie, pewnieś strudzony, nie wyglądasz na takiego co ma dużo sił, jak Alvin, ale co zrobić, nie każdego bogowie błogosławią. Sługa zaraz poda nam posiłek, a ty powiesz czego chcesz. - Sięgnął z wielkim wysiłkiem do plecaka który miał na sobie, jednak po trzech nieudanych próbach, zrezygnował. - Elfie dziś jest twój szczęśliwy dzień, możesz bowiem, sięgnąć do plecaka wspaniałego Alvina i wyjąć butle z winem. Z której i ty i Alvin się napijecie. Sługo szybciej z tym posiłkiem, bo elf nie da ci napiwku. -
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 24-02-2011 o 18:04.
deMaus jest offline  
Stary 26-02-2011, 01:38   #6
 
Yarpen Zigrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarpen Zigrin nie jest za bardzo znany
Bezimienny Joe obudził się, gdy pierwsze promienie słońca dosięgły jego oczu. Poprzedniego wieczoru świętował wraz z innymi najemnikami. Mimo iż nie wypił zbyt wiele, skutki odczuwał teraz. Miał dość słabą głowę, ponieważ stronił od alkoholu. Jednak wczoraj pozwolił sobie na wyjątek. Chciał uczcić powrót z kolejnej wyprawy przeciw okolicznemu plugastwu, na której o mało co nie zginął. Obraz ostatniej walki ponownie pojawił mu się przed oczami. Pomarszczona i zepsuta twarz goblina oraz jego krótki miecz jeszcze na długo pozostaną w pamięci Joe. Zachował się jak adept i zlekceważył swego przeciwnika, przez co został ugodzony w tors. Szczęśliwie nosił na sobie swoją drogocenną zbroję łuskową, której goblin nie był w stanie przebić. Co prawda, chwilę później ciało zielonoskórego osuwało się na ziemię z ostrza jego topora, jednak świadomość, że popełnił tak wielki błąd pokazała jego lekkomyślność oraz brak doświadczenia i drogę, którą ma jeszcze do przebycia zanim stanie się prawdziwym wojownikiem.

Powolnie wstał z posłania, po czym odmówił żarliwą modlitwę do Korda. Większość najemników dziwnie spoglądała na niego, jednak on nie przejmował się tym. Wychodził z założenia, że piętnaście minut modlitwy o poranku i o zmierzchu zapewni mu szczęście i błogosławieństwo na cały dzień. Poza tym, modlitwa pomagała mu wyciszyć umysł, skupić się i pozbierać myśli. Zawsze tak zaczynał dzień. Było wyjątkowo chłodno, jednak postanowił wziąć orzeźwiającą kąpiel w rzece. Zebrał swój ekwipunek i udał się w stronę swego ulubionego miejsca nad rzeką, gdzie nikt inny nie chodzi. Miał posturę przeciętnego człowieka. Na głowie czarne włosy średniej długości oraz krótki zarost. Joe słynął ze swych błękitnych oczu, w których utonęłaby niejedna panna. Prawą stronę jego piersi przecinała blizna długości około dziesięciu centymetrów, pamiątka po jednej z dawnych walk. Szpecące znamię nie podobało mu się, jednak zawsze powtarzał sobie powiedzenie swego mentora „Wojownik bez blizny to dupa a nie wojownik”. Po krótkiej kąpieli spakował swoje rzeczy, odział się w swoją lśniącą zbroję łuskową, zabrał swój niezawodny dwuręczny topór, który zwykł nazywać „siekierą” i udał się do obozu w poszukiwaniu strawy.
 
Yarpen Zigrin jest offline  
Stary 26-02-2011, 21:58   #7
 
Samphenion's Avatar
 
Reputacja: 1 Samphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodzeSamphenion jest na bardzo dobrej drodze
- Elfie dziś jest twój szczęśliwy dzień, możesz bowiem, sięgnąć do plecaka wspaniałego Alvina i wyjąć butle z winem. Z której i ty i Alvin się napijecie. Sługo szybciej z tym posiłkiem, bo elf nie da ci napiwku.

Pierwszą reakcją słonecznego elfa na słowa człowieka było wyniosłe spojrzenie, jakim król darzy brudnych mieszkańców biedniejszych dzielnic. Wydawało się, że za chwilę sięgnie po łuk i przeszyje niczego nie spodziewającego się Alvina. On jednak potrząsnął głową jakby przypomniał coś sobie i z głupim uśmiechem wyjął butelkę wina z plecaka. Usiadł na pieńku i wypił kilka łyków z grubiutkim towarzyszem.
- Elohan – przedstawił się pomiędzy jednym a drugim wychyleniem butelki.

Słońce było już dość wysoko, jesienny powiew wiatru orzeźwił najedzonych i gotujących się do wyjazdu najemników. Pozostało tylko kilka klamer do zapięcia i kawałków mięsa do wyjedzenia z misek. Wyprowadzono konie. Elohan znów krzątał się tu i tam popędzając drużynę. Obóz goblinów mógł w tej chwili również zbierać się do marszu, a oni nie mogli sobie pozwolić na umknięcie zdobyczy. Spiczastouchy poprawił swój piękny łuk i wskoczył na dorodną kasztankę. Sześcioosobowy oddział wyruszył z obozu zostawiając za sobą usianą białymi namiotami oazę Letargu. Teraz przed towarzyszami rozciągało się bezkresne pustkowie trawy i błota. Rzeka wyznaczała im kurs.

***

Przed najemnikami, za małym kopcem pięła się szeroka wstęga dymu. Gdy wjechali po łagodnym zboczu na niski pagórek ujrzeli grupę krzątających się goblinów najwyraźniej zwijających obóz. Namioty układały się koliście wokół wielkiego totemu Gruumsha. Jeden goblin wyraźnie wydawał polecenia. Ubrany był w przepaskę na biodra, a na głowie nosił czaszkę jelenia z zatkniętymi piórami kuropatw i innych małych ptaków. W ręku dzierżył kostur, którym wywijał energicznie starając się nakłonić swych poddanych do posłuszeństwa.


- No, no, sporo ich. – mruknął Elohan do stojącego najbliżej Joe. Zsiadł z konia i gestem pouczył towarzyszy, by zrobili to samo. – Będzie z trzydziestu, nie ma co. Chyba jeszcze nas nie zauważyły. Jeśli się uda zaskoczymy ich i wrócimy do domu z workiem pełnym uszu!
Po tych słowach udał się kilka kroków w lewo i kucnął ściągając łuk.
- To tylko gobliny, ale przygotujcie się, atakujemy na mój znak.

Gdy usłyszał potwierdzenie wystrzelił dwie strzały na raz w najbliższych przeciwników. Ofiary przeleciały kilka metrów przebite mknącymi z dużą prędkością pociskami. Gobliny przez chwilę nie wiedziały co się dzieje, ale ich przywódca wykrzyknął coś chrapliwie, na co stwory rzuciły się do namiotów po broń. Nie pozostawało nic innego jak dokończyć to, co zaczął elf.
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg skanuj00011.jpg (22.4 KB, 154 wyświetleń)
lastinn player
__________________
Oto jest pięść moja, zna ją świata ćwierć! Kto ją ujrzy z bliska, ujrzy swoją śmierć!

Ostatnio edytowane przez Samphenion : 27-02-2011 o 09:13.
Samphenion jest offline  
Stary 26-02-2011, 22:18   #8
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po skończonym posiłku, i wypiciu połowy butelki wina, Alvin wyciągnął przed siebie ręce.
- Alvin zawsze powtarza, że o czystość należy dbać, ale obsługa tego obozu, pozostawia wiele do życzenia. - w powietrzu przed nim wokół jego dłoni pojawiły się dwie bańki z wodą, która zaczęła w nich intensywnie wirować, czyszcząc mu palce. Po chwili woda znikła, a wokół jego dłoni i rękawów pojawiły się zawirowania powietrza suszące jego ciało.
- Ahh, bogowie mnie kochają, i wiedzą jak zadbać o swego ulubieńca. -

Podszedł do swojego namiotu, i dotykając go u wejścia, wypowiedział słowo rozkazu, które spowodowało, że cały namiot, zwinął się w małą kulkę, a ta następnie uniosła się i wleciała do sakiewki na jego biodrze.
de'Maus zagwizdał, a po chwili podbiegł do niego siwy ogier, którego człowiek, sięgał czubkiem głowy do kłębu. Alvin podprowadził go do środka obozu, gdzie wszedł na pień, na którym wcześniej siedział, i wyjmując z sakiewki derkę, siodło, i resztę potrzebnego sprzętu, przygotował spokojnie czekającego konie, a potem korzystając z okazji iż był wyżej wdrapał się na konia.

- Elfie możemy ruszać, Alvin jest gotowy. - Zawołał do Elohan.

- Głupi elfie, nie dałeś się Alvinowi przygotować. Teraz zasadzka traci sens. - Wykrzyknął Alvin, i wypuścił z prawej ręki, ognistą kulę w największe skupisko zielonoskórych, i ich wodza. Następnie przygotował czar uśpienia, i zamierzał rzucić go na te gobliny, które ruszyły by w kierunku ich grupy.
 
deMaus jest offline  
Stary 26-02-2011, 23:12   #9
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Piętnaście minut przed wymarszem Quest przysiadł przy ognisku ze zwojem w ręku i zaczął inkantację rytuału. Przechodzący obok patrzyli na niego niepewnie, gdy wokół zaczęła zbierać się gęsta mgła powoli kumulująca się w jeden konkretny kształt. Nie minęło dużo czasu, gdy Czarnowłosy zwinął szybko zwój, wetknął go do tuby przymocowanej na pasie i obejrzał uważnie swoje dzieło.




Widmowy ogier stał w bezruchu a mgła tworząca jego ciało nieprzerwanie unosiła się z mlecznej grzywy. Białe, puste oczy wpatrywały się w przestrzeń czekając na rozkazy swojego twórcy.
Widział jak niektórzy z obozu rzucają niepewne spojrzenia magicznemu wierzchowcowi. ~Ciężkie czasy nastały dla parających się magią~ - pomyślał jeszcze Quest wsiadając zgrabnie na grzbiet konia. Ten od razu zaczął kłusować tam, gdzie nakazały mu myśli jego pana.

***

Zlustrował wzrokiem znajdujący się przed nimi obóz goblinów myśląc, ze to nie powinno być trudne. Te stworzenia zazwyczaj bały się nawet na niego patrzeć nie mówiąc nawet o walce.
Rzucił obojętnie wzrokiem na niskiego człowieka, który ciągle coś komentował mówiąc o sobie w trzeciej osobie. Na początku niezmiernie denerwowało to Questa, ale widząc piękną ognistą kulę zdecydował, że musi przyjrzeć się lepiej Alvinowi.
Uśmiechnął się szatańsko do swoich myśli i wyciągnął rękę w tym samym kierunku, gdzie mknęło teraz płomieniste zaklęcie. Po chwili z jego palców wystrzeliła kolejna ognista kula pędząc za swoją poprzedniczką.
Quest zwrócił twarz w stronę człowieka a jego uśmiech, co wydawało się niemożliwe, poszerzył się jeszcze bardziej. Nie mógł się doczekać potężnego wybuchu i zgliszcz jakie po nim zostaną. W myślach opracowywał swój kolejny krok.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Tohma : 26-02-2011 o 23:14.
Tohma jest offline  
Stary 27-02-2011, 23:18   #10
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Tak więc pod dowództwem elfa ruszyli. Jak to zwykle bywa w podobnych okolicznościach „zlepek” najróżniejszej maści najemników, najróżniejszych ras i profesji. Draugdin przywykł już do tego. Taka praca – mawiał sobie często w duchu – a żadna praca nie hańbi prawda.
Po kilku godzinach jazdy dotarli na skraj obozu goblinów. Nim zdążyli się rozstawić i rozejrzeć ni z tego ni z owego powietrze przeszyła przecięła ognista kula pędząca w kierunku środka obozu. Sekundę później poleciała za nią druga.

Draugdin pokiwał tylko głową i pomyślał sobie w duchu.
~ Cholerni magowie. Tyle w nich subtelności co u beholdera. To zasadzkę mamy z głowy. Cóż trzeba dokończyć tą rzeź.
Draugdin wyciągnął swój potężny dwuręczny miecz by mieć go w pogotowiu i szukał pierwszych celów. Ogniste kule na pewno zbiorą swoje żniwo, ale tez wywołaja chaos i panikę. Trzeba dokładnie wybierać cele i uderzać bardzo precyzyjnie. Na szczęście obie te umiejętności wojownik posiadał i szczycił się tym, że posiadał je na dość wysokim poziomie.

Poza tym był przecież dragonbornem. Potrafił wzbudzać respekt i strach praktycznie samym wyglądem, a przecież kiedykolwiek by nie potrzebował mógł jeszcze zionąć ogniem. Był perfekcyjną maszyną do zabijania i lubił to co robił. Nie żeby chorobliwie podniecała go żądza mordu, ale był dobry w tym co robił. Bitewny szał był jego drugim życiem.
Gobliny w pierwszym momencie od uderzeń ognistych kul rozpierzchły się w różnych kierunkach. Pomału otrząsały się z zaskoczenia i otumanienia wybuchem ognia. Próbowały podjąć walkę lecz jak to gobliny robiły to w sposób mało zorganizowany.

Wojownik szukał najbliższego celu, który jak sądził powinien szybko się pojawić.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172