Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-05-2012, 15:15   #21
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
Strzelcy celująco wykonali swoją robotę. Strzelanie przy takiej prędkości stanowi nie lada gratkę nawet dla doświadczonych łuczników.

- Kapitanie, wywiesili białą flagę!
Wywiesili ją dobrych kilka salw temu, głupcze - pomyślał Donnchad. Taka odpowiedź nie zadowoliła by jednak tak honorowego rycerza. Przynajmniej nie założył dziś tej swojej zbroi.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Łucznicy jeszcze dwie salwy, postraszymy ich trochę.

Większość piratów siedziała przy wiosłach, reszta znajdowała się na rufie i zasypywała przeciwnika gradem śmiercionośnych pocisków. Wszyscy obserwowali obcy pokład i bezwładnie opadające na niego ciała. Dlatego też wszyscy zauważyli wątłego majtka przy sterze. Pierwszy zareagował jednak Echel Nyiss i nie czekając na kapitana zaczął manewrować statkiem.

- Prawa burta, wiosła na pokład! Lewa wiosłować! SZYBCIEJ!

Wszyscy dobrze wiedzieli o co chodzi oficerowi. Miał zamiar uniknąć zderzenia, skręcając dziobem tak jak przeciwnik.
Tymczasem ludzie z prawej burty albo pomagali wiosłować tym z lewej, albo wyciągali oręż i gotowali się do abordażu. Donnchad wyciągnął swojego półtoraka.

- Skaczemy na moją komendę. Nie mam zamiaru wyciągać was później z wody. Zrobimy to, tylko jeśli okręty rzeczywiście się pocałują. Nie szarżujcie jednak. Wywiesili białą flagę, zobaczymy ile znaczy honor Doliny. Willis - zwrócił się do strzelców na rufie - bierzcie na cel każdego kto nas zaatakuje.

Po raz pierwszy w całym swoim pirackim życiu, mam nadzieję, że do abordażu nie dojdzie...
 
Sir_Michal jest offline  
Stary 28-05-2012, 23:46   #22
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Quentyn rozwalił się nonszalancko na krześle, obróciwszy wcześniej z brzękiem pas z mieczem. Rzucił chłopakowi monetę, którą ten niezdarnie złapał.
- Sądzę, że możemy pomóc sobie nawzajem. - wyszczerzył zęby do służki, która szybko go zastąpiła. - Dzban czerwonego dornijskiego. I cokolwiek pije dama z Braavos przy sąsiednim stole, podaj kolejną karafkę. Ze wskazaniem od kogo i zaproszeniem do mojego stołu. Masz tu za fatygę. - kolejna moneta zmieniła właściciela.
Teraz pozostało tylko poczekać na reakcję kobiety z Wolnego Miasta. Oczywiście czekanie nie przeszkadzało w napoczęciu dzbana. Quentyn nalał sobie prawie pełny kielich i wypił na raz. Napełnił go ponownie, rozglądająć się po sali.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 07-06-2012, 11:50   #23
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Z początku Brynden nie odpowiedział, na żądanie tajemniczego głosu. Zamiast tego przesunął się bliżej "bezpiecznej" ściany. Nie chciał dawać szans nikomu, kto ewentualnie mógłby go zajść od tyłu. Zostawił jednak sobie na tyle swobody ruchów, aby móc w miarę szybko wyszarpnąć miecz i stanąć do walki.

Oczywiście wątpił, żeby do tego doszło. Ewentualni napastnicy nie zaczynaliby rozmowy. Było to niepotrzebne marnowanie czasu. Jednak ostrożność w tym momencie nic go nie kosztowała.

-Pani - odezwał się następnie -Nie wiem dlaczego pozostanie jednego bękarta w stolicy mogłoby coś zmienić? - pytanie zostało zadane z nieznacznym uśmiechem na ustach. Jakby tylko Sand zdawał sobie sprawę z jakiegoś żartu ...

Za nim jednak nadeszła odpowiedź odezwał się władczym tonem, nawykłym do wydawania rozkazów

-Poza tym nie przywykłem do rozmawiania z cieniami ... czy zechcesz się mi pokazać pani, abyśmy mogli kontynuować tą rozmowę, w przyjemniejszych warunkach ... -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 08-06-2012, 00:17   #24
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny

- To takie niezwykłe, że Bank oczekuje zapłaty za swoje usługi? - przekrzywiając głowę Risborn przyjrzała się swojemu rozmówcy. Nie widziała nieprawidłowości w uczciwej zapłacie. Umowa była może zagmatwana dla niewprawnego oka, ale przecież to nie głupiutki Robert umawiał się z jej zwierzchnikami.

Varys uśmiechnął się kącikiem ust i sięgnął po puchar wybornego trunku. Nie napił się jednak, a jedynie zamieszał delikatnie czerwony płyn, by sprawdzić, jak osiada na ściankach naczynia. Osiadał znakomicie. Varys kiwnął głową z ukontentowaniem.
- Ciekawi mnie tylko - ponownie zwrócił swą uwagę na towarzyszkę - Dlaczego Bank właśnie teraz zainteresował się naszą pożyczką? Czy spodziwacie się, że nie będziemy w stanie spłacić długów?

- Lordzie Varysie... - pokręciła głową, a jej głos nabrał ostrzegawczych nutek. Taka naiwność nie przstoi komuś jego pokroju.

Eunuch uśmiechnął się pod nosem i westchnął.
- Tak, Korona ma pewne - zawiesił na chwilę głos - Ach, problemy. Powiedział bym nawet, że Korona nie ma talentu do dysponowania finansami. Pytanie brzmi, kto według Banku, posiada taki rzadki i zyskowny talent?

- Jest ktoś kto już raz siedział na tronie. Przez kilka krótkich chwil... - podniosła brewkę - Chyba, że chciałbyś przedstawić inną kandydaturę?

Tutaj Varys okazał zaskoczenie, unosząc idealnie wymodelowane brwi i szeroko otwierając oczy. Wyglądało to dość szczerze.
- Jaime Lannister? Królobójca? - mówił cicho, choć większość z otaczającyh ich szpiegów należała do niego. Te pytania zawisły między nimi niczym ciężka chmura - I jak zamierzacie go przekonać do tego pomysłu? Nie - machnął dłonią odganiając poprzednią myśl - Właściwie powinienem najpierw zapytać, dlaczego on?

Aria dawno się tak dobrze nie bawiła. Uśmiechnęła się szczerze na tak sponatniczne reakcje, lecz po chwili przypomniała sobie z kim ma do czynienia. Za bardzo pofolgowała sobie. Uśmiech zastygł na ustach uwieczniony świadomą siłą mięśni mimicznych. Jaka szkoda, mogłaby mu powiedzieć dosłownie wszystko.
- Ah, ta prezencja, uwielbienie podkomendnych, bezbłędne posługiwanie się bronią, no i - poszerzyła uśmiech - ich motto.

Z wyrazu twarzy Pająka niewiele dało się tym razem wyczytać.
- Jaime Lannister - oderwał z leżacej przed nimi kiści jedno z winogron i ważył je w dłoni, jakby zastanawiał się, czy jest godne spożycia - Wielu jest Lannisterów. Dlaczego nie jego siostra? - spojrzał Arii w oczy - Ona przynajmniej chce być królową. Jaime z kolei chce tylko jednego …

Nęcił ją. On ją zwyczajnie nęcił swoim kunsztem. Czuła się jak dziewczynka na lekcjach z negocjacji. Zafascynowana jego grą pochyliła się spoufalająco w jego stronę.
- Nie będziesz kazał mi chyba błagać...?

Usta Mistrza Szeptów drgnęły lekko. Jego też bawiła ta rozmowa.
- Muszę mieć jakieś swoje tajemnice - westchnął i ukrył uśmiech na chwilę w kielichu wina - Więc Jaime jest twoim celem, moja pani? Sugeruję lepiej go poznać zanim Bank podejmie jakiekolwiek stanowcze kroki.

Aria obniżyła wzrok nieco ponad brodę rozmówcy. Spoważniała, można by nawet powiedzieć, że posmutniała. Pozwoliła swoim ustom wypowiedzieć za wiele rzeczy. Nie spodziewała się, że po tylu latach nadal jest tak bezbronna w obliczu autorytetów w jej dziedzinie. Straciła zupełnie apetyt, podniosła spojrzenie na twarz Pająka.
- Bardzo chciałabym móc ci zaufać, Lordzie Varys - skinęła głową czekając na możliwość zakończenia spotkania.

- To nie byłoby mądre - eunuch odpowiedział skinieniem, odstawił kielich, zjadł winogrono i wstał. Skłonił się nisko - Ale porozmawiać możemy zawsze.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 09-06-2012 o 08:03.
Eyriashka jest offline  
Stary 11-06-2012, 23:20   #25
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Domeric był zadowolony z efektu końcowego, czyli rozgromienia dzikusów. Stąd nie wyciągnął konsekwencji. Bardziej od niego zadowolony był chyba jedynie Niedźwiedź. Który zabił przynajmniej czterech ludzi z klanów. Młody Bolton jednak chciał zaatakować dopiero gdy klany wyrznęłyby się nawzajem. Pan ojciec nauczył go wielu rzeczy... Niedźwiedź jednak robiący różnice w każdym starciu wręcz, pokrzyżował te plany.
-Kiedyś zginiesz przez swoją porywczość. W ten czy inny sposób.-zasugerował co myśli o tego typu wypadach Domeric. -Gdybyśmy wyczekali tamci by nie uszli.-wskazał głową na oddalających się jeźdzców.
-Wybacz panie.-rzucił Niedźwiedź klękając na jedno kolano. Wiedząc jednocześnie że Boltonowie obdzierają ze skóry za mniejsze przewiny. Wiedział też jednak że młody dziedzic ma do niego słabość. Ponadto wygrali, a zwycięzców się nie sądzi. Nie należało jednak przeciągać struny.
-Wybaczyć to ci może Cichy spójrz na jego ramię. Koń Jąkały już raczej tego nie zrobi. Cichy niech Jąkała to opatrzy. Od teraz trzymasz się z tyłu. A ty wskakujesz z kolei na konia Niedźwiedzia.-zarządził samemu zsiadając. Wyciągnął swój piękny sztylet czas "pomóc" rannym klanowiczom. Potem odjechali w stronę obozu... Jeśli ktoś za nami podąży tym lepiej wciągniemy go w zasadzkę. Jeśli nie czas wrócić na drogę do stolicy... A może po drodze znajdą tą kobietę. Potem coś usłyszał krzyk? A może ryk w oddali.
 
Icarius jest offline  
Stary 12-06-2012, 12:36   #26
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
- Gdzie dziewczyna? - warknął do powracających Erohet
Pechowi zwiadowcy spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.
- Musiała uciec na piechotę - zauważył głupi.
- Albo gdzieś spadła po drodze - dodał głupszy.
- Co wy sobie ze mnie robicie, kretyni? - zwrócił się do wszystkich - Znaleźć ją! Musi gdzieś tu być! Co się gapicie, jazda! - wejrzał znowu na zwiadowców - jeśli to wy ją dopadniecie, połowa racji przez tydzień, inaczej sami sobie żarcie znajdujcie przez miesiąc.

Mężczyźni spojrzeli po sobie ponownie, kiwnęli rozczochranymi głowami, jak jeden stwór i ruszyli na poszukiwania tropów. Zmobilizowani obecnością dowódcy szybko znaleźli ślady.
- Ktoś jej pomógł - głupszy wskazał odciski większych stóp, obok drobnych pantofelków kobiety.
- Masz szczęście, Hagat - ogarnął niezbyt precyzyjnym gestem piątkę swych ludzi - Wy, z koni i za mną, nie po to się tłukłem z tą jaszczurzą mordą żeby teraz nagroda mi spieprzyła. Reszta, zabierać konie i wracać, do mojego powrotu rządzi Barik - Erohet jeszcze nigdy do tej pory nie odpuścił pościgu za zwierzyną, prędzej zjadłby swoje zęby niźli pozwolił, żeby uciekła...

Trop prowadził najpierw prosto do skalnego jaru, gdzie dwoje podróżników najwidoczniej przystanęło na chwilę, drepcząc w miejscu. W końcu ruszyli dalej przez las, ale nie byli sami. Erohet o mały włos byłby nie zauważył śladów cieniokota - to nie było proste do wytropienia zwierze.
Leśny zabójca przez jakiś czas podążał za kobietą i jej tajemniczym towarzyszem, aż w końcu zaatakował. Dalsze ślady były bardzo wyraźne - nikt nie dba o dyskrecję podczas pościgu. Zaczęła się właściwa pogoń. Koniec zabawy w chowanego. Erohet wydał rozkaz do gonitwy. Gra się rozpoczęła.
- Ha! Widzicie, nie tylko ja sobie dziewkę upatrzyłem, bestia też ma na nią chrapkę... - sapał syn Warthura w biegu za zwierzyną - Jedno tłuste koźlę za łeb bestii, drugie za łeb pomocnika, jazda, chcę mieć ich wszystkich!
 
Ryder jest offline  
Stary 14-06-2012, 19:02   #27
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
W chwili kiedy Danice go ostrzegła, przez głowę Robara przwinęło się kilkadziesiąt myśli z czego jedna była najbardziej uporczywa.

- Jakim, do jasnej cholery, cudem, ta "damulka" zorientowała się, że śledzi ich cieniokot?

W przeszłości miał z nimi do czynienia nie raz, choć nie spodziewał się spotkać jakiegoś tak daleko na południu, ba, nie spodziewał się, że są na tyle odważne, żeby zaatakować człowieka, nawet tam skąd pochodził robiły to tylko kiedy były bardzo głodne i to też nie w pojedynkę.

Teraz jednak nie było czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Zamarł w bezruchu próbując dostrzec niebezpieczeństwo. Danice spojrzała na niego kalkulująco, zawiesiła wzrok na kilka krótkich chwil i bez słowa rzuciła się do ucieczki.Wyciągnął strzałę i szykował się do oddania strzału, licząc na to, że kocur zareaguje na ruch i ujawni swoje położenie, jednak ułamek sekundy po tym jak zdążył założyć strzałę na cięciwę, cieniokot skoczył z prawej strony na tyle szybko, że wydawał się być ledwo smugą cienia, której zawdzięczał swą nazwę. Zwierzę od razu zniknęło w krzakach po lewej, goniąc za Danice. Westchnął ciężko, zapomniał już jakie te bydlaki są szybkie. Nie zdejmując strzały rzucił się za nimi szukając dogodnej pozycji i momentu do oddania strzału, który zakończył by tą szaleńczą galopadę. Po chwili wybiegli na trochę bardziej otwartą przestrzeń, las się przerzedził, było tu mniej krzewów a drzewa rosły w większych odstępach, dzięki czemu łowca z północy był w stanie dostrzec uciekającą kobietę z Braavos, kot jednakże zniknął mu z oczu...

Robar pamiętał, jak przebiegłe potrafią być te sukinkoty, kierując się odruchem zaczął rozglądać się po okoliczynych drzewach czy przypadkiem kot nie zmienił celu swojego ataku, lecz nadal nie potrafił namierzyć celu. Szybkimi susami przesakiwał od drzewa do drzewa, starając się nie przyciągać uwagi niespodziewanego napastnika, a jednocześnie nie zgubić uciekającej kobiety. Dystans pomiędzy nimi zaczął stopniowo maleć, gdy nagle kobieta odwróciła się w prawo i podniosła ręce. To był dobry ruch, bowiem w tej chwili z drzewa spadł na nią drapieżnik. Powalona broniła się przed otwartą paszczą kociska udeżając w jego pysk otwartą dłonią, tak że głowa kota aż się odchyliła na bok.

Robar niewiele myśląc wypuścił strzałę w kłąb ciemnego futra, które próbowało dobrać się do gardła leżącej pod nim Danice, by niemal jednocześnie ruszyć pełnym pędem w jej stronę, po drodzę, w pełnym biegu, wypuszczając jeszcze jeden pocisk. Kiedy był już bliżej odrzucił łuk i wyciągnął długi zakrzywiony nóż. Miał nadzieję, że zdąży odciągnąć bestię zanim rozerwie na strzępy, uratowaną z rąk dzikusów, kobietę. Musiał przyznać, że ta niewiasta miała pecha jak mało która.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 15-06-2012 o 13:43.
Fenris jest offline  
Stary 17-06-2012, 09:17   #28
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
„ Honor pirata!” żal po ginących ludziach nie zmącił umysłu Edmunda, wzmógł jedynie jego wściekłość. Skurwiel dowodzący piracką łajbą bawił się w wykrwawianie, zapewnie pewny swego. To jak widziana przez Waxley’a kiedyś na morzu zabawa wielkich ork. Zabawa przerażonymi fokami. Słyszał opowieści o tym już będąc smykiem, ale po raz pierwszy zobaczył coś takiego podczas rejsu ze dwa lata temu. Tego nie sposób było zapomnieć. Podobnie jak obecnej zabawy na morzu. Statek drgnął namacalnie a kryjący się przed strzałami Edmund dostrzegł niemowę przy kole sterowym. Przez ułamek chwili ich spojrzenia się spotkały i Edmund zrozumiał, że wielu ludzi na pokładzie pomyliło się w ocenie chłopaka. Jednak teraz nie miało to już tak wielkiego znaczenia. Nie rozumiejąc tego co kierowało chłopakiem a podejrzewając najgorsze Waxley jednocześnie uznał, że w tej chwili to już bez znaczenia. Okręt był stracony a piracki kapitan ani myślał respektować białego znaku pokoju. Równie dobrze mogli zginąć próbując posłać go na dno…

Edmund wstał zza prowizorycznej osłony skrzyni za którą się krył. Wysoki rycerz nie zważając na krzyki rannych, na świszczące w powietrzu pociski i zbliżające się ku sobie okręty wskoczył na skrzynię a z niej podciągnął się i wspiął na wyższy pokład rufowy. Majtek za sterem drgnął, jakby obawiając się że Waxley zechce mu przeszkodzić, ale Edmund uśmiechnął się doń jedynie smutno i w krótkich słowach wydał rozkaz.

- Zrób to dobrze, chłopcze. Zatop tego skurwiela!

Nie czekając na odpowiedź Edmund stanął na rufie i widoczny dla wszystkich łuczników na pirackiej łajbie, tuż pod białym sztandarem pokoju, stanął obserwując rozwój wypadków. Dostrzegając pirackiego kapitana, który na bliskim już okręcie przeciwnika wydawał rozkazy wskazując ich statek swoim łucznikom. Kolejna salwa łucznicza pomknęła posłana zdradzieckim rozkazem człowieka bez honoru. Waxley stał w bezruchu. Dwie strzały minęły go dłoń a jedna rozorała jego udo. Edmund, syn Erazma, wnuk Edgarda i prawnuk Edmunda, pierwszego tego imienia Waxley’a, nie zwrócił na to żadnej uwagi. Usłyszał chrapliwy, gulgocący krzyk umierającego, zabitego ostatnią salwą marynarza. I jęk kolejnego. Wiedział, że przyjdzie taka chwila, kiedy zdradziecka kurwa dowodząca zbliżającym się do nich okrętem, zapłaci mu za swe czyny. Lub że on dokona żywota dążąc do tego.

- Zniszcz ich łajbę chłopcze!

Byli już blisko a piracki okręt robił wszystko by uniknąć zderzenia, szykując się jednocześnie do abordażu. Chwila zapłaty nadejść miała szybko…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 18-06-2012, 11:32   #29
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie


Edmund i Donnchand

Nie było żadnych szans by uniknąć zderzenia. Piratom udało się jednak zniwelować jego efekty. Gdy burty statków zetnęły się, jasnym stało się, że albo jeden z nich, albo oba skończą tego dnia na dnie morza. Uderzenie wstrząsnęło każdym z pokładów. Wielu wytrawnych żeglarzy straciło równowagę. Tylko ci, któzy przezornie czegoś się uzepili mogli spokojnie obserwować jak obcierające się o siebie w okrutnym rytuale godowym statki pędzą ku marnemu końcowi. Wszędzie wybuchały snopy drzazg, jęczały nitowania i trzaskały belki.
Na choryzoncie natomiast zbierały się czarne kłęby, które wróżyły straszliwy sztorm. To nie był dobry dzień by być żeglarzem.

~~

Majtek, którego na tej łupinie zwano niemową, kurczowo trzymał się koła sterowego i niemiłosiernie powoli starał się je przywiązać jedną z mocnych okrętowych lin, tak by pozostało na kursie. Był wściekły na siebie, wściekły na swój pech i wściekły na swoich panów. Wściekał się także na Waxleya, który wyglądał jakby życie było mu niemiłe.
- Ta burza zaraz rozniesie nas na cztery strony świata - zwrócił się bezpośrednio do westeroskiego lorda - Musimy się stąd wynosić … - i po namyśle, rozważając, że być może przyjdzie mu spędzić z tym człowiekiem trochę więcej czasu, dodał kwaśno - Sir.



Brynden

- Nie, Bryndenie Sand - głos wyjątkowo przeciągnął jego imię. Mógła to być pozostałość jakiegoś egzotycznego akcentu, a mogło to być celowe podkreślenie - Nie możemy rozmawiać w przyjemniejszych okolicznościach.
Przez chwilę panowała niczym nie zakłócona cisza, jednak mężczyzna wyczuwał, że to nie koniec wypowiedzi tajemniczej kobiety.
- Czy wiesz co się dzieje za wąskim morzem, Bryndenie Sand? - znów ta dziwna maniera - Daenerys Targaryen zostałą królową …

Quentyn

Quentyn szybko zorientował się, że nie trafił. Wyraz twarzy dziewczyny świadczył o jej konsternacji. Może jednak jego tania zagrywka nie była całkiem stracona. Służka wyprostowała się bowiem i rozejrzała, a następnie mruknęła.
- Ale ona dziś nie wieczerza na miejscu … wyszła … - dziwczyna spłonęła żywym rumieńcem. Nie powinna była zdradzać informacji na temat klientów.

Arran

Aran Ler obserwował piękną towarzyszkę Lorda Varysa z daleka. Jego mocodawca dał mu do zrozumienia, że chce wiedzieć o kobiecie wszystko. Póki co bard wiedział, że jest śliczna, elegancka i poruszała się z niesamowita gracją, która sugerowała wysoki stopień kontroli nad własnym ciałem.
Wiedział też, że z jakiegoś powodu spotkała się z Mistrzem Szeptów. Nie był w stanie niestety podsłuchać rozmowy nie narażjąc się na błyskawiczną demaskację. Gra w podchody przeciwko Varysoi i jego ptaszkomw, była bardzo ryzykowna. Jednak teraz dama z Braavos opuściła towarzystwo eunucha, wsiadła do dorożki i wracała, zdaje się do swoich pokoi w jednej z bardziej luksusowych gospód w King’s Landing,

Aria

Aria wracała do swojego nieco oszołomiona winem i intensywnością przeprowadzonej przy kolacji rozmowy. Jej pobyt w Królewskiej Przystani zapowiadał się ciekawie. Wychodząc z karczmy zwróciła uwagę na barda. Miała wrażenie, że obdarzył ją zbyt dużym zainteresowaniem. Oczywiście, gdyby nie natura jej pracy, nie byłaby w stanie dostrzec, że miejsce, które zajął było wystarczająco słabo oświetlone, by rysy jego twarzy pozostały zamazane, że siedząc, widział wszystkie drogi wyjścia, czy ucieczki jak na dłoni, że choć był do niej bokiem, to zawsze pozostawała w polu jego widzenia.
Pytanie brzmiało, czy to był jeden z ptaszków Varysa? Czy możę ktoś jeszcze chciał ją mieć na oku?



Danice

Od kiedy jej stopa dotknęła ziemi Westeros Danice miłą niemal niewyobrażalnego chleba. No doprawdy, cieniokot? I co jeszcze? Może smoki, na bogów. Miała nadzieję, że nie przyjdzie jej samej rozprawić się z drapieżnikiem. Mógł się z tego zrobić nieznośny bałagan.
Na szczęście znalazła sobie obrońcę. Hah, Boltona. Gdyby nie walczyła o życie, zanosiłaby się histerycznym śmiechem.
Właściwie czmu miałaby się ograniczać? Jej gardło opuścił głośny, nieprzystający damie skrzek. Tak właśnie śmiały się czarownice z Czerwonych Pustkowi. Tak śmiała się Danice z Domu Caine. Potępiona.
Kot, który próbował pozbaić ją głowy, drgnął, z jego czarnego ciemnego cielska sterczała strzała.

Robar

Robar szarżował na cieniokota z nadzieją, że uda mu się uratować damę w opałach. Dama owa natomiast wydawała się stracić zmysły. Jej wybuch spłoszył chyba ptactwo w całym siesie, bo nagle gałęzie zatrzęsły się, liście zaszumiały, do śmiechu dołączyły skrzeki, wrzaski, klekotania i pohukiwania. Nagle słońce przysłoniła chmara ptactwa. Jednak Robar był już dość blisko by zadać śmierteny cios, gdy cieniokot podniósł łeb zaskoczony kakofonią dźwięków.

Erohet

Erohet i jego ludzie poruszali się szybko i pewnie, byli w końcu na swoim terenie. Syn Warthura czuł, że depczą zbiegom po piętach. Już miał ich w garści, gdy nagle stało się coś niesamowitego. Las eksplodował ptactwem. Nawet nocni łowcy wznieśli się do lotu. Nawet stworzenia, tak dyskretne, że i Erohet jedynie o nich słyszał wychynęły ze swoich kryjówek. Wszystko co miało skrzydła i dziób ruszyło w taniec.
Takie rzeczy się nie zdarzały, jego towarzysze wyglądali na mocno zaniepokojonych. Ich zabobonne serca drżały, a ciała zamarły w bezruchu.

Domeric

Domeric i jego drużyna ruszyli w droge powrotną w stronę obozu. Reszta dzikich rozpłynęła się wśród drzew starożytnej górskiej puszczy. Plątanina śladów sprawiała, że bardzo trudno było wywnioskować, w która stronę zmierzają, kto, ilu …
Bolton próbował wyciągnąć jakieś konkretne wnioski z tego co widział, gdy nagle, wszędzie do okoła rozległ się skrzek rozmaitego ptactwa i szum skrzydeł, słońce przesłoniły ptaki.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 19-06-2012, 06:44   #30
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
To nie był dobry dzień by być żeglarzem. Jednakże doskonale nadawał się on do czegoś innego. To był dobry dzień na śmierć. Edmund postanowił spojrzeć suce w twarz i splunąć. Jego rodowe zawołanie „Lepsze jutro było wczoraj” dopiero w takich chwilach nabierało głębi. I w pełni odsłaniało „memento” którym Waxley kierował się przez całe życie. Nie bez kozery pośród wszystkich chorążych Arrynów to właśnie oni nosili łatkę grubo szurniętych.

To była dobra pora na śmierć. Morze ucichło ukazując czarną nawałnicę, która powoli zdawało by się sunęła ku szczepionym ze sobą łupinom. Waxley nie miał złudzeń. Świat był się innym miejscem niż mu się za młodu zdawało. Życie pokazało mu, że nie da się cofnąć błędów młodości. Nie da się również uniknąć błędów na stare lata. Czasami, rzadko, można doprowadzić do tego, że winni zapłacą za swoje błędy. Waxley wzniósł oczy do Siedmiu w krótkiej modlitwie. Po czym uczynił to, co musiał.

- WAXLEY!! – ryknął na całe gardło ciskając oliwną lampą na niższy pokład pirackiej łajby, gdzie wśród olinowania i bel zrzuconych żagli jego pocisk mógł się czuć pewnie i bezpiecznie. Trzech innych jego przybocznych, ściśle wypełniając jego rozkaz, zrobiło to samo. Edmund nie tracił czasu na obserwację losu oliwnych lamp, ale ciemny dym, który złowił kątem oka był żywym dowodem na to, że pociski nie poszły do wody. „Jak ginąć to razem, skurwielu!” pomyślał rycerz, po czym wzniósł miecz parując szybki cios szablą jednego z atakujących piratów, którzy przeskakiwali na pokład ich stateczku z żądzą mordu w oczach.

„Czasami w życiu dostajesz to czego pragniesz. I zupełnie ci się to nie podoba” nie raz prawił mu ojciec. Edmund, który zdążył już nabyć mądrości życiowej, wiedział że to prawda. Niekiedy, ku naszej rozpaczy, nasze marzenia się spełniają. Waxley nie zastanawiał się długo o czym marzył pirat. Uderzył go brutalnie czołem w twarz, z bliska, a gdy oszołomiony napastnik cofnął się krok, Edmund przejechał mu mieczem przez twarz i pierś odrąbując szczękę. To był szybki cios, dobry, ale wyniku starcia przesądzić nie miał prawa. Nie mniej jednak był dobrym początkiem. Waxley i jego ludzie rzucili się w wir walki świadomi tego, że pardonu dziś nie będzie się dawać nikomu. Może i „pirat” znał się na żegludze i łupieniu kupców. Jednak walka na śmierć i życie z rycerzem, to coś zupełnie innego.

Jeszcze inną rzeczą jest walka z rycerzem idącym na śmierć…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172