Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2013, 18:15   #21
 
Culture Vulture's Avatar
 
Reputacja: 1 Culture Vulture nie jest za bardzo znanyCulture Vulture nie jest za bardzo znany
- Nie psiakrew, nie jesteśmy. Wycedził przez zaciśnięte zęby masując twarz i łypiąc na kolejnego złodziejaszka załzawionymi z bólu oczami. - Ale może wy będziecie gotowi na Próbę Rózgi smarkacze, bo coś mi się zdaje, że ani razu nie poczuliście niczego podobnego na tyłku.

- Pilnuj wejścia.- Rzucił do ciecia po czym wyciągnął rękę z zamiarem schwycenia stojącego przed nim chłopaka za ucho i pociągnięcia go za sobą by zatrzymać się przed resztą smarkatej bandy.

- Gadać no, małolaty, któren to z was był ostatnio na rynku i rąbnął mi mój mieszek!?
 
Culture Vulture jest offline  
Stary 06-06-2013, 23:29   #22
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Przerażony Jaromir odetchnął tylko na chwilę. Uratowali go, ale jeśli pierwsza bestia, jaką napotkał, jest na tyle mocna, że nie daje rady wbić w jej odsłoniętą szyję sztyletu, do głowy przychodziły tylko najczarniejsze myśli. Raczej instynkt samozachowawczy, niż chłodna kalkulacja zmusiły go do doczłapnięcia do swej kuszy, a następnie wycofania się jak najdalej od wilków. Pewnie krasnoludy też mogły stanowić zagrożenie, gdy było się bezużytecznym. Jaromir przełknął więc mocno ślinę, wyciągnął kolejny bełt i zaczął ładować kuszę. Miał nadzieję, że z tym nie będzie problemu. O ile sztyletem nie bawił się zbyt często, to trzymaną w rękach bronią dystansową tak. Szukał strasznych ślepi, gdzie nie ryzykowałby trafieniem żadnego kompana i wystrzelił. Miał nadzieję, że tym razem nie zostanie ponownie zaskoczony przez wilki, bo nawet nie mógł wymyślić żadnej obrony przed nimi. Po prostu nie miał szans w bezpośredniej walce.
 
Zara jest offline  
Stary 08-06-2013, 00:22   #23
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Franz

Dzieciak zręcznym ruchem wymknął się karcącej ręce i uciekł w kierunku swoich. Andrzej posłusznie stanął przy drzwiach.

Jeden z chłopaków wstał i ruszył w stronę Franza. Ewidentnie szef bandy. Najwyższy, najbardziej brudny, z meszkowatym wąsem pod nosem, przypięty przy boku nosił drewniany miecz i nie miał pasków.

- Proszę się tak nie gorączkować. Wiem każdy chce zostać moim poplecznikiem, ale ja nie przyjmuje byle przybłędów . Przepraszam, nie przedstawiłem się – skinął nieznacznie głową – Adrian Daszkiewicz, do usług. Próbę Sprytu stanowi zwyczajowo zagadka. Oto ona. - przeczyścił gardło chrząknięciem. Sześciu chłopców pożyczyło od pewnego jegomościa mieszek z sześcioma złotymi monetami. Każdy z chłopców otrzymał po jednej monecie. Jednak na końcu jedna z monet pozostała w mieszku. Jak to możliwe? Na zachętę dodam, że dobra odpowiedź zakończy poszukiwania, które cię tu przywiodły.

Na koniec uśmiechnął się jakby dopingująco. Jego uzębienie stanowiły trzy śnieżnożółte zęby.

Łamigłówka opowiedziana przez wyrostka wypowiadającego się z iście królewską manierą dziwacznie pokrywała się z rzeczywistością. Franz naliczył sześciu złodziejaszków, a kieszeń bosa gangu była podejrzanie wypchana.

Dante

Myślenie nie sprzyja efektywności uników. Krwiożerczy pazur rozdarł odsłonięty tył szyi Dantego. Nie zdążył poczuć jeszcze bólu, gdy zmuszony był wykonać kolejny manewr. Udało mu się wyjść na czystą pozycję, jakieś dziesięć łokci przed najbliższym wilkiem. Ów basior i jego kompan zaczęli zbliżać się powoli. Ich strategia wydawała się co najmniej dziwna. Dwa wielkie potwory zamiast rzucić się na mizernego przeciwnika obrały sobie dziwny zwyczaj powolnego podchodzenia do swojej ofiary.

Przyszedł czas na ochłonięcie i zastanowienie się co dalej. Z obecnej pozycji wyraźnie widać było jakąś postać pomiędzy drzewami. Jednak Dante wolał nie skupiać się na tamtym widoku zbyt długo, aby nie okazał się on ostatnim. Walka wydawała się dość brawurowym rozwiązaniem, szczególnie bez jakiejkolwiek broni pod ręką. Rozmyślania przerwał ból w nodze, którą potraktował przeciwnika. Po chwili ochoczo dołączył drugi, z rozcięcia, stale przybierający na sile.

Jaromir

Mimo braku chęci udziału w walce, na tak małym obszarze było tylko kwestią czasu zanim ona znajdzie go. Jaromir tył miał zabezpieczony wozem, dla swojego bezpieczeństwa musiał wystrzelić tylko raz dobijając mocno poharatanego wilka. Jego sielanka nietrwała zbyt długo.

Nagle z mgły po jego lewej stronie wybiegł krasnolud. Ten sam, który uratował kusznikowi życie. Za nim pędził znacznie szybszy wilczy potwór. Momentalnie dogonił cel, skoczył na niego i przygniótł do ziemi, po czym zawył dziko. Wokół nich zaczęły pojawiać się kolejne bestie.

Było to na tyle daleko, że skupione na krasnoludzie wilki nie zdawały sobie kompletnie sprawy z istnienia Jaromira, a jednocześnie na tyle blisko by można usłyszeć gorączkowo mamrotane modlitwy. Pójście na odsiecz było pewną śmiercią, ale pozostanie w miejscu tylko przedłużało czas do nieuniknionego. Nadszedł czas podjąć decyzję.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 09-06-2013, 02:01   #24
 
Culture Vulture's Avatar
 
Reputacja: 1 Culture Vulture nie jest za bardzo znanyCulture Vulture nie jest za bardzo znany
Franz dziwił się sytuacji i okolicznościom, które doprowadziły do tego, że w ogóle się w niej znalazł. Dziwił się się całemu przedstawieniu, będącemu osobliwym nawet jak na zwyczajowe fantazje złodziejskich szajek, które miał okazję poznać w swoim niezbyt uczciwym i pracowitym życiu. Przede wszystkim zaś dziwił się samemu sobie, że w ogóle chciało mu się odpowiadać i grać w grę wyszczekanego wyrostka.

- Bo "pewien jegomość" sam został członkiem bandy na miejsce jednego z nich, którego ominął przy drzwiach? Z tego tytułu przypadł mu w udziale mieszek uszczuplony o pięć monet z podziału? Do tego zmierzasz, młody? - Eks-żak przewrócił oczami wydąwszy wargi z krótkim prychnięciem.

- Przyjdzie mi cię zmartwić. Takie rozwiązanie zupełnie mnie nie zadowala. Oddacie mi całe złoto. Ja zaś w swojej wielkoduszności pójdę sobie stąd precz i niecham was zupełnie. Nie jestem żaden kapuś ani społeczniak coby wydawać was hyclom ze straży. Bawcie się w bractwo i okradajcie sobie przyjezdnych do woli. Aby nie mnie.- Dodał już nieco bardziej spokojnie i pojednawczo. Dzisiejszy poranek i związane z nim nieprzyjemności wyczerpały go dostatecznie by dokładać do tego uganianie się za małolatami i wydzieranie im podwędzonych dudków. Nadto zaś- co niechętnie przyznawał nawet przed samym sobą, zgraja obdartusów przypominała mu siebie samego z lat dzieciństwa kiedy to z ferajną sobie podobnych uliczników ganiali po zaułkach i rynsztokach.
 

Ostatnio edytowane przez Culture Vulture : 09-06-2013 o 02:06.
Culture Vulture jest offline  
Stary 12-06-2013, 14:47   #25
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Dante odwrócił głowę w stronę postaci w lesie. Nadal tam była...
Po czym bez zastanowienia ruszył ile sił w kopytach w jej stronę, lawirując między drzewami, aby utrudnić wilkom ewentualny pościg.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 12-06-2013, 20:49   #26
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Jaromir zdawał sobie sprawę z tragiczności jego obecnego położenia. Teoretycznie ucieczka zawsze była jakimś rozwiązaniem, aczkolwiek w tym wypadku nie była żadnym. Nie miał żadnych szans w pojedynku biegowym z wilkami. A jedyne, na co mógł liczyć w walce, to inni sprzymierzeńcy. Tymczasem to on musiał pomóc jednemu z nich, by liczyć na to, że on znowu za chwilę Jaromirowi pomoże. Teoretycznie skomplikowana sytuacja miała tylko jedno rozwiązanie.

Ślązak chwycił więc porządnie kuszę i wycelował bełt w łeb stwora. Chciał zrobić dokładnie to samo, co przed chwilą zrobił krasnolud pomagając jemu, czyli wystrzeliwując kilka bełtów w łeb stwora, a następnie zdejmując jego cielsko z krasnoluda, choć podejrzewał, że w jego wypadku mniej efektownie niż prostym kopniakiem, bo nie miał tyle pary w nodze. Miał nadzieję, że na koniec akcji będzie mógł dodać do krasnoluda w przypadku powodzenia:
-Trzymaj się, stary. - By znowu liczyć na jego pomoc z walką z resztą krwiożerczych bestii.
 
Zara jest offline  
Stary 15-06-2013, 15:33   #27
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Franz

Szefuńcio skrzywił się jakby wypił właśnie wypił pół kwarty soku z cutryny. Franz odsunął się odruchowo obawiając się obfitego pawia. Jednak kwaśna mina przywódcy nie zwiastowała powracającego śniadania, a raczej poważne rozmyślania. Intensywnie pocierał skronie, drapał się po tyle głowy i strzelał głupawe uśmieszki. Przenosił niepewnie wzrok z własnej kieszeni na gości i z powrotem. W końcu odsapnął jakby zmęczył się walką z samym sobie i rzekł:
- Niestety nie zaliczy…
- Ale mistrzu. W sumie to dobrze mówił, więc cze..
- Morda w kubeł gruby! – wrzasnął dygotając ze wściekłości, a może strachu – No to ten. Nie wchodzisz do kręgu, boś nie zdał. Przykro mi. Niech pan spróbuje innym razem. Żegnam – odwrócił się do swoich młodocianych wspólników – Chopaki, spiżdżamy!

No i spiżdżyli. Przez tylne wyjście. Wszyscy prócz jednego. Ciężki i szybki przedmiot trzasnął w głowę przywódcy pozbawiając go przytomności. Wszystko stało się błyskawicznie, April nie zdążył nawet przekląć.

Andrzej spokojnie podszedł do bezwładnego ciała, założył masywnego, drewnianego chodaka z powrotem na stopę, wyciągnął znajomo wyglądający mieszek i ruszył ku drzwiom wejściowym. Do umysłu wciąż oniemiałego nagłym zwrotem akcji Franza napłynęło dziwaczne spostrzeżenie „Będą musieli zmienić chyba zmienić nieco symbolikę”. Andrzejowy but pokonał ostatnich trzech wojowników na zębowym placu boju.

Zabójczy nieskuteczny duet dotarł na rynek i długo nie musiał czekać na naganę za niewykonanie zadania. Lothar pokrzyczał trochę, jak na jego możliwości stosunkowo niewiele i nakazał bezzwłoczne wyruszenie w drogę. Podczas gdy Franz i Andrzej użerali się z małomiasteczkową gównażerią krasnoludy nie próżnowały i zakupiły nowy wóz.



Częstochowianin, choć wiedzę o transporcie miał porównywalną z ilością uczciwie zarobionych pieniędzy,stwierdził że nowy nabytek o parę klas przewyższa ten, którego wytrzymałość przetestował niedawno Merkury. A czasu do wydawania osądów miał sporo, bo tak się złożyło, że miał nieprzyjemność pchać całą powrotną drogę.

Dante

Dante, gdy wpadł już w las, ujrzał nie jedną a dwie postacie, a następnie ponownie jedną. Niska, mocarna sylwetka Fagnusa dzierżyła w swoich dłoniach tajemniczo wyglądające narzędzie, a druga pozostawała skryta w cieniu, klęcząc. Krasnolud zrobił użytek ze swojej broni i rozległ się ostry huk, głośny jak kościelny dzwon zwołujący na sumę.

Zara

Jaromir wykazał się dużą brawurą atakując przeważającego przeciwnika. Przypłaciłby swoją decyzję życiem, jednak Los chciał inaczej. I swoje postanowienie oznajmił światu ogłuszającym hukiem wystrzału.

Dante, Jaromir Franz

Mówił Fagnus, bo najwięcej wiedział i był, bądź co bądź, krasnoludem co racjonalizowało jego pogląd na sprawę.
-…i właśnie wtedy zobaczyłem tego typka w lesie. Mówię se niech mnie elficka laseczka w dupę pocałuje jak to nie jest jakiś ważniejszy majcher. No to ruszam w stronę paskuda. Bestyje mnie chciały zeżreć Alem się nie dał byle futrzakom. Chwila moment i widzę gościa już konkretnie. Człowiek. Nie mam pojęcia jak wyglądał, człowieki wszystkie takie same, prawie jak elfy. O! Brody nie miał, to jest pewniak. I klynczał jakby się modlił świętoszek jeden trolem jego mać. Stoję dwa kilofy od niego, a on nic tylko jeno gapi się i coś mamrota. Myślę se magiczne nasienie. No to nic jak tylko wymierzyłem, trafiłem no i ten głowę rozleciałem. No sory, szefie, wiesz, wypadek przy pracy. No! I potem żywotne bestyje gdzieś nawiały,a te ukatrupione się popsuły ani chybi , bo wyciekła jakaś ciemna maź. Koniec.

Margruk Lothar rozejrzał się po pobojowisku, poszedł w głąb lasu zbadać bezgłowe ciało, wrócił, kopnął wilcze truchło, nabrał na palce tajemniczej substancji, powąchał i na sam koniec śledztwa wciągnął łapczywie powietrze przez nos. Wynik dochodzenia był prosty i klarowny. Krasnolud napluł i nasmarkał obficie z obu dziurek. Zwieńczył całą sprawę dźwięcznym bąkiem. Spojrzał na kompanię i wyłącznie przez wyraz twarzy dał rozkaz - ruszamy.

Zbigniew

Obudził się rankiem. Głowa go bolała jakby łupnął nią w kamień. O dziwo, reszta ciała miała się dość dobrze. Pierwszą osobą jaką ujrzał był paplający Merkury. Szedł obok nowego wozu na którym został Zbigniew przeleżał ostatnią noc. Widocznie nieprzytomny najemnik był jedynym członkiem drużyny zdolnym słuchać jego drętwych historii z dzieciństwa i wykładów o teoretycznej stronie magii.

Wszyscy

Kompania dotarła do swojego celu późnym wieczorem, gdy na niebie niepodzielnie rządził Księżyc z gwiazdami.

Zajazd był ogromnym dwupiętrowym przysadzistym gmachem, wybudowanym z grubych dębowych bali, szczodrze pokrytych ochronnym lakierem. Kamienna podmurówka, liczne przeszklona okna, pięknie rzeźbione wykusze, balkony i gzymsy dopełniały obraz bogactwa. Tuż obok stały wielkie stajnie zdające się móc pomieścić cały dwór króla Bronisława. Taki okazały budynek idealnie nadawałby się do stolicy i to nie koniecznie Rzeczpospolitej. Jednak stał w szczerym polu. Sąsiedztwo zajazdu stanowiły pasące się krowy i strachy na wróble. Żadnych ludzi, tylko jakaś zapadła wiocha nieopodal.

W środku było już mniej przepychu, tylko ogrom. Zwykła karczma tylko niezwykle przestronna.



- Dobra nasza. Dotarliśmy na czas. Zdążymy się jeszcze uchlać. Pokoje czekają na górze. Do zobaczenia rano – oznajmił Margruk Lothar i dołączył do towarzyszy delektujących się kolejnym już antałkiem górskiego miodu.

Reszta miała wolny wieczór. O możliwych atrakcjach zawiadomił karczmarz (a przynajmniej ktoś stojący za szynkwasem)

- To tak – począł wymieniać – można się zalać w trupa, można tylko trochę i dołączyć do zabawy w tamtym rogu, można iść do wsi poszukać panienki albo przynajmniej się wybrandzlować –z robił przerwę na podrapanie się po kroczu - no i w sumie to tyle. Mordobicia nie zrobicie, bo nie za bardzo jest z kim.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
Stary 19-06-2013, 23:21   #28
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
- Zabij go. – Głos był władczy i nieznający sprzeciwu.
- N...Nie... Nie mogę – Zbigniew z trudem patrzył na swojego przywódcę. Całe jego ciało drżało. - Nie... zabiję... go - dukał z trudem.
- Zabij go. – Ratsław nie zamierzał ustąpić. -Z napadu nikt nie uchodzi z życiem.
- Nie – Chłopak upuścił trzymany do tej pory w ręku miecz. Drżał coraz bardziej.
-Niech i tak będzie – Przywódca bandytów podszedł do jeńca, chwycił go za głowę i wprawnym ruchem skręcił mu kark. - Zabrać tego gnoja. Nauczymy go, jak należy wykonywać rozkazy.

Ręce otarte o pień, do którego zostały przywiązanie, świst bicza oznajmiający nieuniknione, uderzenie pozbawiające płuca tlenu, krzyk bólu... odliczanie.
-Dziesięć! – głos Ratsława aż nadto wibrował w uszach... i śmiech, śmiech reszty bandy.
Nieświadomość, tak upragniona i oczekiwana nie chce przyjść. Herszt ma wprawę w tym, co robi. Miał wiele okazji do ćwiczeń.
-Jedenaście! – Kolejne uderzenie i kolejny krzyk.
Boli. Za każdym razem. Który to już raz bicz rozszarpuje skórę na plecach? Czterdziesty? Sześćdziesiąty? Jedenasty? Powinien pamiętać każdy raz. I pamięta. Ale nie teraz. Teraz jest jedynie ból i upokorzenie.

Chłopak nie mógł być starszy od niego. Czternastolatek patrzył w oczy swojej przyszłej ofiary... Musiał go zabić. Nie miał innego wyjścia. Miał już dość biczowania. Na ścianie, na której zaznaczał każdy raz, zaczynało brakować już miejsca. Że też los chciał, by zabił swego rówieśnika. Schorowanego starca byłoby łatwiej. Nie miał wyjścia. Ratsław patrzył. Trzeba było działać. Zbigniew uniósł miecz.
- Wybacz... - wyszeptał.
Broń w swym płynnym ruchu odbiła zagubiony promień słońca. Odcięta głowa opadła na trawę...

Pierwszy, drugi, trzeci, dziesiąty, dwudziesty, trzydziesty, setny... Przestał liczyć. Kolejne trupy nie znaczyły dla niego zupełnie nic. Stał się diabłem. Herszt nazwał go Manteufel. Tak samo, jak miał na nazwisko ten hrabia z legend. Obaj wywodzili się z tego samego regionu. Obaj wysyłali ludzi do piekła.
Gdyby tylko nie te oczy... Oczy przerażonego chłopca błagającego o życie. Pierwszej ofiary. Gdyby nie te oczy może by mógł spokojnie spać...

*****

-... i właśnie wtedy odkryłem w sobie talent magiczny. Matka oczywiście bardzo się ucieszyła. W końcu mag w rodzinie oznaczał szacunek i bogactwo... - ten głos nie był ani władczy, ani nieznający sprzeciwu. Ten głos należał do Merkurego. Ten głos był jednym z powodów, przez które Zbigniew uznał, że nie warto udawać nieprzytomnego i podróż na wozie zamienić na podróż pieszą. Poza tym krasnoludy mogłyby uznać go za niepotrzebny dodatek. Nawet, pomimo że sam zabił co najmniej cztery wilki...

Karczma pełna była pokus. Ręce najemnika drżały niebezpiecznie. Alkohol przyciągał, kusił Zbigniewa, roztaczając przed nim wspomnienia tych licznych chwil, gdy mógł całkowicie oddzielić się od rzeczywistości panującej wokół, a przede wszystkim oddzielić się od wspomnień...
Nie mógł ulec pokusie. Nie mógł pogrążyć się w alkoholowym odrętwieniu. Nie mógł... Mógł... Mógł się napić. Musiał tylko znaleźć sposób, by zrobić to z umiarem. Mózg, który na co dzień nie chciał pracować zbyt efektywnie, w tej właśnie chwili przeszedł samego siebie. I to kilkukrotnie.
- Trzymaj. Oddasz mi rano. - Zbigniew zwrócił się do Merkurego, wręczając mu swoją sakiewkę, uszczuploną o kilkadziesiąt groszy.- Dasz mi chociaż grosz, to porachuję ci kości. Wiem, ile jest w środku. Będzie czegoś brakować zabiję. Jeśli ci ją ukradną, zabiję złodzieja, a ciebie pobiję. Zrozumieliśmy się?
Będąc pewnym, że taka przemowa zrobiła na młodym adepcie magii wystarczające wrażenie, by rano otrzymać sakiewkę w stanie nienaruszonym, Manteufel ruszył do szynkwasu. Miał zamiar kulturalnie się upić i iść spać, by rano wstać w miarę zdatny do życia. Miał zamiar, a z zamiarami bywa różnie...
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 20-06-2013, 23:57   #29
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Jaromir nie był w stanie pojąć tego, co się wydarzyło. Być może wynikało to z jego dosyć ograniczonego umysłu, choć sam nigdy takiego czegoś by nie stwierdził. Fakt był jednak taki, że był bardzo bliski śmierci. I to dwukrotnie. Raz porwał się na ratowanie życia komuś innemu, a nawet nic nie wskórał. Chociaż wtedy i tak już stał na krawędzi śmierci. Jeszcze te potwory.., Z tych powodów nawet nie przyjrzał się bliżej karczmie. Po prostu miał zamiar się mocno urżnąć.
 
Zara jest offline  
Stary 26-06-2013, 00:40   #30
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy

Andrzej i, jak się podczas podróży okazało niegorszy odludek, Fagnus udali się na piętro, do pokoi. Krasnoludy siedziały przy drewnianym stole, zajęte pochłanianiem kolejnych kufli z piwem, pałaszowaniem chrupiących, ociekających tłuszczem, pieczonych kurczaków oraz głośną i najprawdopodobniej mocno wulgarną ożywioną konwersacją, często przerywaną wybuchami rubasznego śmiechu. Mówili w ojczystym języku, który ponoć był równie stary jak łacina, język Starożytnych. Wypluwali kolejne dźwięki tak szybko, że nie sposób było zrozumieć jednego pojedynczego słowa. Ich mowa była twarda, ostra, agresywna, pełna brzmień, których aparat mowy człowieka nie jest w stanie wyartykułować.

Merkury zbliżył się do kadry kierowniczej kompanii, ale szybko musiał stamtąd uciekać przed nadlatującymi kośćmi kurczaka. Najmocniej i najcelniej rzucał Margruk Lothar. W ten mało subtelny sposób zakomunikowali, że utrzymywanie poprawnych kontaktów towarzyskich nie należy do ich obowiązków.

Pozostała piątka miała ochotę się zabawić. W odległym rogu znaleźli skromną popijawę. Kilkunastu chłopa siedziało na ławach i powoli sączyło złocisty napój. Pierwsza godzina upłynęła niemrawo. W dodatku Franz opuścił towarzyszy, po tym jak zamówił i skonsumował specjalność lokalu - gulasz. Pozieleniała twarz, błyskawiczny sprint do drzwi wyjściowych i ręce trzymane kurczowo na pośladkach nie świadczyły dobrze o humorze żołądka. Potem do karczmy wparowała grupa wesołych mężczyzn i nawet paru kobiet. Pijani wieśniacy rozruszali imprezę. Spośród grupy wybijał się jeden starszy mąż, którego występ był charakterystycznym punktem wieczoru.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xbDEFKp85Ug[/MEDIA]

W miarę upływu opowieści, zebrani biesiadnicy coraz bardziej popadali w zabawowy nastrój. Ktoś zaczął przygrywać na skrzypcach, rozbito parę kuflów, zaczęły się wspólne pieśni i tańce, wybito parę zębów, a gospodarz stopniowo wywalał tych najbardziej nieprzytomnych za drzwi.

Zbigniew

Manteufel poszedł w pijańskie tango na całego. Z całej imprezy pamiętał tylko parę scen, których później nie umiał umieścić w konkretnym czasie ani miejscu. Zbereźna historia wioskowego przygłupa, potrząsanie Merkurym, oddawanie moczu stojąc na szynkwasie, taniec z kimś o masywnych biodrach, zdzielenie Merkurego, znalezienie hojnego sponsora, leżenie twarzą w czymś śmierdzącym i lepkim, pobicie karczmarza, pogoń za Merkurym zakończona bolesnym spotkaniem z podłogą, i wiele innych, których wolał sobie później dokładnie nie przypominać. Pierwsze wyraźne wspomnienie to obudzenie się w łóżku obok Andrzeja. Mimo niezręcznej sytuacji, miał jasne przeczucie, że do niczego wstydliwego nie doszło.

Śniła mu się postać z opowieści z dzieciństwa, gdy nosił jeszcze szlacheckie nazwisko, które dawno już zdążył zapomnieć. Diaboliczna facjata, czarny kontusz, opasany jedwabnym pasem w czarno–żółte pręgi, żupan płomienistej barwy. Czarna kareta zaprzęgnięta w sześć czarnych koni. Liczna służba, również ubrana na czarno. Manteufel. Małopolski demon, postrach żyjących dusz, jego pojawienie wiązało się z porwaniem ludzi do piekła. Zbigniew czuł, że nadszedł Koniec. Powrót Zbawiciela, który zstąpił osądzić ludzkość. Wyrok nie był pomyślny. Wieczne potępienie. Zbigniewa ogarnął strach, który miał już trwać zawsze. Nagle Manteufel zniknął, a wraz z nim całe nieszczęście, które miało nastąpić. Pojawiła się za to piękna, niebiańska istota o kobiecej aparycji, która obudziła w Wilku zupełnie inną gamę uczuć.

Jaromir

Zabawa była przednia. Do czasu. Gdy Merkury zaczął swój taniec z miotłą, a z każdą upływającą minutą prawdopodobieństwo zostania dotkliwie pobitym przez miejscowych było coraz większe Jaromir podjął decyzję o bezpiecznej ewakuacji do pokoju. Krasnoludów już nie było, nie zauważył nawet ich wyjścia. Po stanięciu na nogi uświadomił sobie jak bardzo jest wstawiony. Przez całą drogę miał przeczucie, że ktoś go śledzi.

Nie miał pojęcia, który pokój należy do nich. Alkohol ułatwił decyzję. Najbliższy był otwarty. Po padnięciu na łóżko, doznał nieprzyjemnego uczucia jakby w środku jego czaszki umieszczono szybko obracające się ramię wiatraka. Nie cierpiał długo, zasnął po kilkunastu oddechach.

Ta wyprawa jak i wszystkie kolejne nie powiodły się. Po nastu latach tułaczki wrócił do domu. Był zmęczonym życiem czterdziestoletnim facetem z bliznami zarówno na ciele jak i duszy. Ojciec, pogrążony w długoletniej chorobie, zmarł na wieść o powrocie syna marnotrawnego. Matka rzuciła się z nożem obwiniając o morderstwo. Reszta rodziny szczerze zadeklarowała, że go nienawidzi. Czuł się nikim. Całe jego życie nie miało sensu. Nie miał przeszłości ani przyszłości. Był sam. Kompletnie sam, gdy pojawiła się ona. Przepiękna istota, która chciała mu pomóc.

Dante

Dante był ostrożny. Motłoch, który zwalił się na potańcówkę wyglądał jakby palił wampiry na stosie co niedzielę. Parę razy miał wyjść, ale coś go powstrzymywało. W końcu ruszył za zataczającym się Jaromirem.

Nie mógł zasnąć długo. Wyszedł na powietrze. Niedługo miało świtać. Postanowił, że obejrzy wschód słońca. Czekał cierpliwie wpatrując się w horyzont, lecz coś bardziej interesującego przykuło jego uwagę. Był dość daleko od zajazdu, ale tą scenę widział wyraźnie. Ktoś rzucił czymś w budynek. Powtórzył rzut kilkakrotnie, z różnych stron. Nieoczekiwanie nastąpił wybuch i budynek stopniowo stawał w płomieniach. Razem z ogniem pojawiły się krzyki.

Franz

Śmiertelnie poważne problemy żołądkowe sprawiły, że karczmarz wylądował na czarnej liście Franza. Zemstę jednak przełożył na dzień kolejny, albowiem obecnie leżał skulony w embrionalnej pozycji, bezbronny jak niemowlak, ze łzami w oczach. Po długotrwałych zmaganiach jego organizm nie zawierał już szkodliwych substancji.

Śnił mu się idiotyczny sen, jednak okoliczności sprawiły, że stał się koszmarem. Ogromna fala gulaszu, z miski o wielkości jasnogórskiego klasztoru, ścigała go. Gdy już dławił się, tonąc czyjeś usta wypiły cały gulasz. Cudowne usta. Należące do równie cudownej twarzyczki.

Zbigniew, Jaromir, Franz


Kobieta ze snu nie mogła być człowiekiem. Była zbyt piękna. Zarówna oblicze jak i ciało stanowiło ucieleśnienie marzeń każdego mężczyzny. Mogli podziwiać jej urodę w pełnej krasie, gdyż ubrana była tylko w parę puszystych chmurek zakrywajcych najbardziej kobiece miejsca.

- Witajcie, wędrowcy – głos był rozkosznym dopełnieniem prezencji – jesteście w niebezpieczeństwie. Wśród was skrywa się zdrajca. Znajdźcie go i powstrzymajcie. To zły człowiek. Nie może zrealizować swoich nikczemnych celów. Wasza podróż jest kluczowa dla losów świata. Nie możecie jej zaniechać. Zróbcie co do was należy, a zostaniecie wynagrodzeni. W waszej trójce ostatnia nadzieja. Proszę…

Bez uprzedzenia rajska wizja zniknęła i brutalnie powróciła gorąca rzeczywistość.

Zbigniew, Jaromir

Merkury siłował się z drzwiami, gdy pokój stawał się coraz bardziej spalony i zadymiony. Chłopak dzielił cenny czas pomiędzy krzyki, walenie pięściami w drzwi, darcie włosów z głowy i budzenie zaspanych towarzyszy. Oprócz niego w pokoju znajdowali się Zbigniew i Jaromir. Jedna droga wyjścia, którą było okno, została już pochłonięta przez płomienie. Czasu było mało.

Franz

Franz obudził się w nieco lepszej kondycji niż zasnął. Jednak na jego głowie wylądowały kolejne kłopoty. Jego nozdrza wyczuwały dym. Pożar. Drewno. Niedaleko. Czuł, że musi działać. W pokoiku, gdzie zaległ znajdowało się wyłącznie łóżko, stołek i nocnik. Naprzeciwko drzwi było okno.
 
__________________
Nosce te ipsum.
Boreiro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172