19-10-2015, 13:26 | #31 |
INNA Reputacja: 1 | Mężczyzna nie miał zamiaru dalej podążać za resztą. Spojrzał na starszego mężczyznę siedzącego niedaleko kurhanu i wpadł w zadumę. W sumie, to pogadałby z dziadkiem, ale Marco już próbował, a próby te spełzły na niczym, więc z góry odrzucił ten pomysł, dosyć błyskawicznie. Baylof wypatrzył pobliski, większy kamień, na którym to postanowił spocząć. Rozglądał się uważnie i nasłuchiwał odgłosów otoczenia, czekając na towarzyszy, którzy wciąż mieli ochotę się wspinać. Mężczyzna spojrzał w stronę lasu i wziął głębszy oddech. Zastanawiał się, w którą stronę powinni pójść. Siedząc na kamieniu wziął jakiś patyk i narysował na ziemi okrąg, po czym wbił owy kij w sam środek narysowanego kółka. Ciekawiło go czy będzie potrafił odczytać porę dnia lub odnaleźć kierunek, w którym to powinni się udać.
__________________ Discord podany w profilu |
20-10-2015, 10:18 | #32 |
Reputacja: 1 | Garag nie mógł udawać, że nie widzi starca i po prostu iść dalej. Pomimo iż Teralion nie kładł aż takiego nacisku na pomoc każdemu napotkanemu człekowi, częściej stawiał naturę której śmierć była dość naturalnym elementem. Mimo to jako kapłan miał obowiązek pomagać a jego moralność mocno naciskała go by się tego trzymać. Krasnolud podszedł bliżej starca. Nie miał zamiaru z nim rozmawiać lecz znaleźć oznaki ran czy bólu który mogła by załagodzić jego kapłańska magia. Niestety, jak wiele energii nie próbował by w to włożyć, ból tego mężczyzny brał się z jego umysłu, nie ciała. Tym razem magia kapłańska nic nie mogła zdziałać. Gdyby nie sprzeciw Garaga przed zabijaniem poza obroną dobił by tego męczennika by się nie wykańczał. Odchodząc rzucił tylko do towarzyszy: -Ktoś chce skrócić jego męki? Jeśli tak pozwólcie, że na chwilę odwrócę wzrok i zmówię modlitwę. Następnie zrobił parę kroków dalej, przyklęknął i począł szeptać coś pod nosem, ściskając w dłoni swój święty symbol.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" Ostatnio edytowane przez JPCannon : 26-10-2015 o 10:43. |
26-10-2015, 12:38 | #33 |
Reputacja: 1 | Shahri przyglądała się temu wszystkiemu z bezpiecznej odległości. Jej wyobraźnia podsuwała jej różne obrazy tego, czym w każdej chwili mógł stać się starszy mężczyzna. Kiedy jednak po wielu próbach nawiązania kontaktu, nic się nie stało, a Garag zaproponował swoje rozwiązanie... - Cooooo?! - wyrwało jej się zupełnie niekontrolowanie. Odchrząknęła cicho. - Przecież to tylko starszy, nikomu nie wadzący mężczyzna... Może i trochę słabuje na umyśle, ale nie wydaje się zagrożeniem. Dlaczego mamy odbierać mu życie? Wygląda na to, że trochę czasu tu już spędził. Na pewno potrafi o siebie jakoś zadbać. Co prawda nie była wielce przekonana o swojej racji, ale nie zamierzała patrzeć, jak mordują bogom ducha winnego człowieka. - Ja nie będę brała w tym udziału - dodała w końcu pojednawczym tonem. I tak zrobią, co zechcą. Kim była, by im rozkazywać? - Zgadzam się z Marco, powinniśmy wejść możliwie jak najwyżej i sprawdzić, co stamtąd zobaczymy - stwierdziła na koniec i ruszyła dalej.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |
26-10-2015, 17:24 | #34 |
Administrator Reputacja: 1 | Garag dokładnie przyjrzał się mężczyźnie. Wnet doszedł do wniosku, że jego umiejętności i wiedza na nic się tu nie przydadzą. Brodaty chudzielec był fizycznie zdrowy, na szaleństwo zaś nic nie można było poradzić. A że nikt nie chciał skrócić mąk nieszczęśnika, trzeba było go zostawić i ruszyć w drogę. Stojący w centrum kręgów kurhan przyciągnął uwagę Solo. Może nie tyle kurhan, co wizja skarbów, które zwykle kryły się w takim miejscu. Cóż z tego... Najwyraźniej Solo była za mało przekonująca. Nikt nie zainteresował się zbadaniem kurhanu, więc Solo z żalem zrezygnowała z tego pomysłu. Zrezygnowała również z wejścia na wysokie wzgórze i postanowiła wspomniane wzgórze obejść wraz z Baylofem. A ten ostatni doszedł do jednego wniosku - po co wchodzić ma górę, skoro niedługo trzeba będzie z niej zejść... Nie mówiąc już o tym, że był zmęczony po wędrówce przez powalony przez huragan las. Pozostała trójka postanowiła spojrzeć na świat z góry. Wzgórze było wysokie, ale jego zbocze (przynajmniej to, po którym się wspinali) było niezbyt strome. Wędrówka była więc nie tyle męcząca, co czasochłonna. W końcu jednak znaleźli się na szczycie. Kiedyś, przed wiekami, stał tu jakiś budynek. Być może strażnica. A może obserwatorium astrologa lub wieża jakiegoś maga? W tej chwili trudno było to jednoznacznie określić, bowiem po budowli pozostały kwadratowe fundamenty, nieco porozrzucanych tu i tam, obrośniętych zielskiem głazów, oraz przewrócony pokaźnych rozmiarów kamienny postument. Kiedyś ozdobiony był jakimiś rzeźbami, ale obecnie trudno było ocenić, czy były to rośliny, zwierzęta, czy ludzie. A może jakieś napisy? Jednak nie po to się tu wspięli, by oglądać zniszczoną przez czas budowlę. Na północy widać było kolejny las, a za nim, na horyzoncie, sięgające nieba góry. Tam, skąd przyszli, za zniszczonym przez huragan lasem, rozciągała się równina. Zdecydowanie najciekawsze było to, co znajdowało się o wiele bliżej. Jakieś dwa kilometry od miejsca, gdzie wzgórze przechodziło w równinę, toczyła swe wody dość szeroka rzeka, a nad nią rozłożyło się niewielkie miasteczko. W jego stronę, klucząc między krzewami i drzewami, porastającymi zbocze i podnóże wzgórza, podążały dwa niewielkie punkciki - Solo i Baylof. Ta dwójka akurat miała nieco szczęścia, wędrowcy bowiem trafili na ślady starej drogi, okrążającej częściowo wzgórze. Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-10-2015 o 09:57. |
31-10-2015, 16:21 | #35 |
INNA Reputacja: 1 | Baylof siedział sobie na kamieniu i jadł kawałek pozostałego bochenka chlba, którego wcześniej zawinął w czystą szmatę i upchał w torbę. Słuchał z niedowierzaniem tego, pożal się boże, Kapłana i własnym uszom nie wierzył. Chciał coś rzec, jednakże rozmemłana zawartość pożywienia w jego paszczy, uniemożliwiła mu wyraźne wypowiadanie słów. Nie pierwszy raz jego myśli wypowiedziała czarodziejka. Łotrzyk jedynie przełknął pokarm i machnął ręką. - Dupa z Ciebie, a nie Kapłan. Zabijać człowieka tylko dlatego, że siedzi i biadoli brednie. To żeś byś musiał pół wiochy czasem do piachu posłać, bo każdy jeden wart siebie ze swymi fanatyzmami. - rzucił i popił napój z bukłaka. Jak dobrze było podebrać trochę wina. W końcu lepsze to, niż nic. Grupa poszła dalej w kierunku szczytu, zaś złodziej został i, co go zdziwiło, została z nim też Solo. Nie rozumiał po co to rude za nim się szlaja, jakby się zakochała. Nienormalne. Splunął przez ramię i schował swoje rzeczy. Zarzucił tobół na grzbiet. Począł się przechadzać po okolicy, nie zamierzając nawet wysilać się by wejść na szczyt, a jedynie krążyć wokół niego czy też jego okolicach. - Idę tą ścieżką, niech frajerzy patrzą na nas z góry, pomachamy im. Pewnie będą się śmiać w kułak, gdy się okażę, że idziemy w kierunku zagrożenia, a oni się gapią na to z góry... W obydwu przypadkach będzie wesoło. - oznajmił Solo, by wiedziała, gdzie on zamierza ruszyć. A plan był dosyć prosty; pójść ścieżką. Starą, ledwo widoczną i zapewne rzadko uczęszczaną, ale jednak wciąż ścieżką.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 31-10-2015 o 17:05. |
31-10-2015, 17:27 | #36 |
Reputacja: 1 | Kiedy Shahri już odrobinę ochłonęła po tej mozolnej wspinaczce, była zachwycona. Nie mogła się zdecydować, co jest lepsze - widok rozciągający się dookoła czy może ruiny, które znaleźli. Czarodziejka przyjrzała się każdemu osmalonemu kamieniowi, każdej resztce pękniętego murku i zarośniętemu, przewróconemu postumentowi. Smok z kostura zdawał się podzielać jej zainteresowanie. - Cokolwiek tu się stało, ktoś przyczynił się do zniszczenia tego miejsca - zawyrokowała w końcu. Dopiero wtedy dokładniej przyjrzała się temu, co ofiarował horyzont. Okolica wydawała się niezwykle spokojna. Zielony los, sięgające nieba chmury i srebrna wstążka rzeki. Do tego równina z dwoma małymi punktami wędrującymi ku miastu. Cały dobry nastrój Shahri prysnął jak bańka mydlana. Po raz kolejny w jej życiu okazywało się, że lepiej po prostu nic nie robić i czekać na cud, niż choć trochę ruszyć głową. Stara prawda, że szczęście sprzyja głupim, właśnie się potwierdzała. - No to chyba wracamy - ponuro powiedziała czarodziejka przybita bezsensem tej sytuacji, po czym zaczęła schodzić ze wzgórza, by udać się ku cywilizacji.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |
01-11-2015, 19:56 | #37 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Wraz z każdym pokonanym krokiem ból w klatce piersiowej stawał się coraz bardziej nieznośny. W końcu wojowniczka sama osunęła się na ziemię, z trudem podpierając się o jeden z wystających na skraju ścieżki kamieni.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
01-11-2015, 20:14 | #38 |
INNA Reputacja: 1 | Negacja Solo na tyle zaskoczyła Baylofa, że ten się zatrzymał, przestając dążyć obraną uprzednio drogą. Obejrzał się niespiesznie za siebie, a kobieta już opierała się o kamień, zupełnie jakby miała na nim skonać i stworzyć z niego swą skalistą mogiłę. - Co Ci jest? - spytał krótko, bez ukazywania jakichkolwiek uczuć i odwrócił się do wojowniczki całym ciałem. Podszedł do niej, jednak zamiast uknlęknąć, spoglądał na nią z góry. - Phe. - prychnął bezczelnie - Nie po to tutaj zostałem, by teraz drylować na ten szczyt - rzucił oskarżycielsko, wskazując ręką na górę, na której znajdowała się reszta towarzyszy podróży. - Albo Cię poniosę, albo na nich poczekamy. Wybieraj, kochaniutka. - twardy ton głosu nie wyrażał żadnych uczuć, dodatkowo zasłonięta chustą twarz tłumiła wydobywające się z ust słowa, na niekorzyść łotra, który w oczach Solo mógł wydawać się zwykłym, męskim chamem. Mimo to, nie widział on problemu, by po prostu wziąć rudą na ręce i nieco ją ponieść. Może nie był jakimś siłaczem, ale tyle by zdołał. Pomachał rękoma w kierunku góry, z nadzieją, że osoby tam się znajdujące, dojrzą to i szybko zejdą, dołączając do łotra i wojowniczki. - Łykaj. - rozkazał stojąc naprzeciw Solo, a gdy ta zdziwiona spojrzała w górę, spostrzegła w jego dłoni miksturę leczniczą.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 01-11-2015 o 21:12. |
02-11-2015, 13:50 | #39 |
Reputacja: 1 | Garag nie przejmował się zbytnio oburzeniem towarzyszy. Nie raz trafiał na osoby którym już żaden lek nie mógł pomóc. Widywał też i takie o podobnym wyrazie twarzy do mężczyzny za nim. Pustka jego umysłu i tylko ta jedna, jedyna myśl wyżerająca resztki świadomości. Nie było czego tutaj ratować, a najlepszym lekarstwem w takim wypadku było skrócenie męk. Nie miał jednak zamiaru kłócić się o to z towarzyszami. Na ich barkach pozostanie wyrzut sumienia z powodu tego mężczyzny. Modląc się krasnolud spuścił wzrok w dół. Przez chwilę obserwował dwójkę kompanów idących w oddali. Obserwował otoczenie. Gdy jednak jego spojrzenie opadło niżej, co wyraźnie przykuło jego uwagę. Na jednym z kamieni u jego stóp zauważył symbol. Gdy go rozpoznał, zrozumiał czemu mężczyzna nie był w stanie zachować świadomości po tym co zobaczył. Garag schował kamień do kieszeni, po czym podniósł się i zwrócił do drużyny. -Towarzysze, to czego doświadczył ten człek może przerosnąć nasze siły. To na co możemy niedługo trafić posiada potęgę przy której wczorajsza burza była jesiennym zefirkiem. Wyczówam tu mroczną magię przy której moc moja czy Sahri to dziecięce wygłupy. Nie jestem pewien czy powinniśmy kontynuować tą wyprawę.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |
04-11-2015, 21:34 | #40 |
Administrator Reputacja: 1 | Ani Shahri, ani Marco nie przejęli się zbytnio ponurymi przepowiedniami, które płynęły z ust Garaga. - Wszak ten symbol ma wiele lat - powiedział Marco, któremu udało się rzucić okiem na znaleziony przez krasnoluda kamień, który w tym momencie zdecydowanie wypychał kieszeń kapłana. - Cokolwiek tu się stało, to było wiele, wiele lat temu. A jeśli tam nie pójdziemy, to dokąd? Shahri poparła przedmówcę. I to nie słownie, ale czynnie, ruszając po zboczu w stronę rzeki i leżącego nad nią miasteczka. Marco natychmiast poszedł w jej ślady. *** Gdy wreszcie znaleźli się u stóp wzgórza czekała na nich droga, prowadząca w stronę odległego o jakieś dwa kilometry mostu... natomiast nie czekali na nich ani Solo, ani Baylof. Między drzewami, wśród których prowadziła okrążająca wzgórze droga, również nie było ich widać. *** Mikstura pomogła, jednak cudów nie sprawiła. Solo może i poczuła się lepiej, ale... Widać było, że bez pomocy Baylofa jej marsz będzie bardzo, bardzo powolny. Ostatnio edytowane przez Kerm : 05-11-2015 o 22:49. |