Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2010, 18:41   #21
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację


[media]http://www.youtube.com/watch?v=HMpl9oUxFEY&feature=related[/media]

Attackin' The Kraken by *wildlifehoodoo on deviantART

Rozdrażniony Kraken odpowiedział gniewnie na wasze próby obrony. Tyle tylko, że w porównaniu z siłą jego gniewu, swój gniew mogliście sobie... schować. Sprawa wyglądała nieciekawie. Kraken był gigantyczny i z każdym machnięciem mackami, z każdym trzaskiem łamanego i miażdżonego drewna, malała nadzieja na to, że wyjdziecie z tego cali. Coraz bardziej docierało do was, że jeśli statek zostanie zniszczony, czeka was śmierć. Byliście na otwartym morzu, do wschodu słońca wszyscy się potopicie lub zamarzniecie w zimnej wodzie. Ten okręt był jedynym suchym lądem w zasięgu wielu mil, a Kraken najwyraźniej chciał zagarnąć go dla siebie.

W chaosie walki każdy podjął jakąś akcję. Zdecydowaliście się nie iść przykładem marynarzy, którzy samotnie rzucali się ze szpadami na macki, tylko po to, by zostać zaduszonym, połamanym i wyrzuconym daleko w morze. Nie, wy trzeźwo przyjęliście taktykę! Panowie w zbrojach do przodu, panie z magią i łucznicy do tyłu! To była dobra taktyka, ponieważ póki co nikt z was nie trafił za burtę, zmiażdżony macką i z bebechami wyciekającymi nosem i uszami.
Niektórzy marynarze zdawali się pamiętać o nietypowych gościach na pokładzie i biegając wokół darli się na przykład;
- Mag!!! Gdzie jest mag!!! Na pokładzie był mag!!!
- Niech rzuci w to piorunem albo zamieni w kamień czy w ropuchę!!!
- Znajdźcie tego maga!!!
Inni z kolei, ci bardziej zabobonni, darli się;
- Mówiłem, że kobieta na pokładzie to pech, a zielona kobieta to atak krakena!!!
- Mówiłeś, że huragan!
- Że Kraken!
- Huragan!
Wielka macka zmiotła marynarza z pokładu.
- Huragan, ha-ha, moje górą! – darł się drugi.
Tradycjonaliści z kolei wznosili ramiona ku niebu i łkali;
- Pani sennych koszmarów, zlituj się!!!
- Mroczni bogowie są rozgniewani, musimy ich przebłagać!...
- Tu był drow! Widziałem drowa!!!
- Ja też!!! Szybko, złóżmy go w ofierze Mrocznej Bogini!!!
- Tak!!! To uspokoi jej gniew!... Ma ktoś włochate kajdanki...?!

Braciszek Michał chwycił za armatę. Zadziwiające, że kiedy apokalipsa nadchodzi i lud wokół łka oczekując na słowo boże, bóg mówi; synu, łap za armatę! Nikt jednak nie śmiał przeciwstawiać się bożym sądom i Braciszek Michał załadował cacko po czym sprawnie je nakierował [z tą masą raczej nie miał problemów...] Strzał niestety był niecelny, dziadowska macka zdążyła wygiąć się w inną stronę, nim kula do niej doleciała. Braciszek Michał miał teraz z kolei inny problem, dwóch marynarzy legło na pokładzie i uczepili się jego nóg.
- Rozgrzeszenia!!! – łkał jeden.
- Uproś swego boga niech da nam żyć!
Wystająca z wody macka tymczasem chwiała się na boki, „rozglądając się” za pacanem, który rzucił w nią tą wielką kulką. Wreszcie wyczaiła ofiarę i ruszyła w kierunku statku.
Na szczęście Ryi postawiła skierować walkę na tor zielony vs zielony.
http://statichg.demotywatory.pl/uplo...alachowski.jpg
Demotywator zaświszczał w powietrzu i opadł z głośnym plaśnięciem na pełzającą po pokładzie mackę.
Macka z wielki czerwonym śladem po uderzeniu zwinęła się i chlupnęła za burtę. Ale jej koleżanka była bardziej bojowa i gdy zdawało się że niebezpieczeństwo minęło, druga macka zaatakowała od tyłu i zmiotła orczycę, posyłając ją w malowniczy lot ślizgowo-fikołkowy po pokładzie.
Ursuson przy drugiej armacie właśnie ładował działo. Teoria jednak bardzo się przydaje, wiadomo którędy i gdzie wsadzić kulę i co podpalić... Istniała teoria dlaczego drowy są ciemnoskóre i dlaczego już więcej nie próbują strzelać z armat... Wycelowane działo wypaliło. Wszystko poszło jak to opisują w książkach i efekt był piorunujący! Kula trafiła w jedną z macek i odrzuciła ją konwulsyjnie do tyłu, wyrywając w ciele krakena dymiąca dziurę! Ośmiornica targnęła całym statkiem kurcząc się z bólu, a ranna macka natychmiast runęła w wodę, szukając ochłody dla piekącego bólu.
Barbak starał się zwabić bestię i skupić jej uwagę na sobie, co nie było takie trudne – żółta, oczo-jebna tarcza szybko zainteresowała ośmiornicę niczym słoik w krewetką w środku. Kraken szybko też zechciał dobrać się do krewetki tych rozmiarów [jest zielona, ale to co, pewnie miętowa...] Barbak miał dobry refleks, niestety nie dość siły, by powstrzymać napierającą, glutowa tą masę. Macka rozplasnęła go na pokładzie, przygniatając i badawczo skubiąc przyssawkami tarczę, która go nakryła.
Dirith przyjął czysto drowią, bojowa postawę, a raczej tygrysią już w tym momencie. Gdy inni bawili się z armatami i tarczami, drow zamierzał rozerwać piekliszcze gołymi rękoma. I na początku mogło wzbudzać to śmiech politowania, kiedy jednak ludzie zobaczyli tygrysołaka biegnącego po pokładzie, masowo zaczęli padać do stóp Braciszka Michała żebrząc o ratunek od boga. Likantrop wskoczył na jedną z macek i biegł po niej, próbując dotrzeć do centrum, korpusu krakena. Tygrysołak gnający po oślizłej macce i przeskakujący z macki na mackę wyglądał na tyle imponująco, że wielu gapiło się z otwartymi gębami, wierząc, że mu się uda! Od celu dzieliły go może ze trzy skoki, kiedy Kraken spostrzegł zbliżające się biało-czarne zagrożenie. Bardziej z ciekawości niż z obrony chwycił małego natręta i owinął go końcówką macki niczym anakonda. Oczywiście Dirith zareagował i pazury nie spodobały się macce.
- Ty durna rybo! Jadłam takich jak wy od niemowlęctwa! I zagryzałam wilkołakami!
Kraken: >:O
Ośmiornica zwróciła swe ślepka na wielkie-zielone, wymachujące kulką na łańcuchu. Postanowiła sprytnie upiec dwie krewetki na jednym ogniu i naprężywszy mackę rozwinęła ją, ciskając likantropem w Ryi. Rzut był jednak niecelny, a wiadomo, koty lądują na cztery łapy. Dirith zaliczył miękkie lądowanie, uderzając o powierzchnię żagla, a następnie zsunął się w dół po płótnie.
- Ej, znalazłem kajdanki, dawajcie drowa...! – marynarz radośnie wymachiwał kajdanami, ale uciszyło go uderzenie 400 kilogramów, które dosłownie spadły z nieba.
Dirith po kolejnym miękkim lądowaniu wstał z połamanego marynarza i otrzepał się.
Tymczasem magini miała problem natury wielbicielskiej. Kilku marynarzy biegało wokół niej, w histerii wykrzykując jeden przez drugiego że „zginiemy, pioruny, ropuchy, mamusiu”. Wskazywali roztrzęsionymi rękoma Krakena i błagali aby mag coś z tym zrobił. Zabrałaś się więc żwawo do roboty, tym bardziej że Barbak który miał was bronić leżał właśnie pod tarczą i oślizłą macką. Poczułaś jak strumienie many przenikają przez twoje ciało i magiczna energia zawirowała wokół ciebie. Uskoczyłaś przed uderzeniem macki która huknęła o pokład próbując złapać „to świecące coś”, było blisko! Udało się – magiczna aura rozjaśniła ciało krakena. Teraz będzie wam dużo łatwiej!

Macka trzymająca maszt targnęła nim z wściekłością. Dało się słyszeć CHrRRRrrrRRRuuuUUup! a potem głośny trzask i maszt przechylił się, a potem runął jak ścięte drzewo. Ryi akurat stała mu na drodze i została przykryta całunem z białego żagla.
Trzg szarpał się z armatą, z racji wzrostu za Astarotha nie mogąc obrócić działa w dobrym kierunku. Fred próbował załadować działo, ale nie mógł udźwignąć kuli. Wreszcie biały szczur przykładem biało-czarnego pobratymcza zaszarżował na Krakena, a Trzg drąc się pobiegł za nim...
Siewca Chaosu Na Przyjęciach właśnie odplątywał się z własnego płaszcza, który z racji zmiany kierunku wiatru zniszczył całą heroiczną pozę. Kiedy się już odplątał zobaczył, że tam gdzie przed chwilą stał Barbak leży teraz wielka oślizła macka krakena. Proca zawirowała – to będzie walka Dawida z Goliatem! Kulki pomknęły do celu jak błyskawice i dosięgły go, wróg wijąc się w spazmach przerażającego bólu od rozdzielającej rany... ekhym... zamrugał. Tak, Kraken zamrugał. [powieka ci zadrżała]. Zdecydowanie, musisz skombinować sobie kulki większego kalibru! Gigantyczna ośmiornica ledwo poczuła ten pstryczek! Musisz... [wiatr] Gah, cholerny płaszcz...!

Rozległ się potworny trzask i ujrzeliście jak jedna z macek oderwała przyssawkami spory kawał drewnianej konstrukcji, po czym oplotła ją i wciągnęła pod wodę. Zastygliście na moment z głupimi minami wpatrując się w tutejszych marynarzy, jakbyście pytali dyskretnie: „czy ten fragment statku był nam bardzo potrzebny...? Bo... chyba już go nie odzyskamy...”
Zatraceni w ferworze walki musieliście jednak przyznać, iż wokół fruwało coraz więcej porwanego i rozszarpanego drewna, towarzyszów obrońców marynarzy chętnych do jatki było zaś coraz mniej. Statek jeszcze trzymał się w miarę w całości, ale coraz mniej przypominał kształtem to co wypłynęło z portu... Działa zjeżdżały do wody albo macki same je tam wciągały [omijały tylko jedną armatę – hmmm ciekawe dlaczego...?]
- DO BRONI!!! DO AaaaaaAgghhh!...
- OPUŚCIĆ STATEK!!!
- ARMATYYYY!!!
- RATOWAĆ SIĘ!!!
- OGNIAAAAAA!!!
- GDZIE TEN CHOLERNY DROW?!?! Aaaaaaaaagggggh!!![splash]
------------------------------------
Bestia jest ranna!
100-24=76 punktów życia
Mamy maginię na pokładzie! – na Krakena w kolejnej turze działa czar osłabienie – bestia przyjmuje podwójne obrażenia!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 28-09-2010 o 21:13.
Almena jest offline  
Stary 02-10-2010, 03:14   #22
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Z początku jak zwykle wszystko szło nie najgorzej. Szarża między mackami szła sprawnie dzięki różnicy w rozmiarach przeciwnika - po prostu Dirith był zbyt mały i zbyt szybki aby tak po prostu zostać przytrzaśnięty przez mackę. Druga faza ataku również szła zgodnie z planem. Co prawda tutaj sytuacja była nieco bardziej skomplikowana i wręcz śliska, lecz dzięki pazurom oraz kociej zwinności tygrysołak szybko pokonywał dzielącą go odległość od wybranego celu. Już na tym etapie macki wykazały inicjatywę próbując bezskutecznie zrzucić z siebie intruza lecz na szczęście pazury likantropa okazały się na prawdę znakomitym dodatkiem, nawet jeśli raz czy dwa musiał zmienić mackę po której się poruszał, gdyż ta zaczynała zbytnio szaleć.
Zwykle takie sytuacje psują się tuż przed szczęśliwym finiszem, co też się stało. Dirith widząc już dobrze swój cel o bardzo podobnych rozmiarach co cała jego postać już wykrzywiał pysk odsłaniając kły w uśmiechu kiedy to zaledwie trzy susy przed zadaniem ciosu spostrzegł kątem oka mackę zbliżającą się w jego kierunku. Na nic się zdał skok w bok aby uniknąć uderzenia, gdyż został dość sprawnie pochwycony przez ową mackę w powietrzu.
Jednakże macka zamiast zgnieść intruza na glutowatą papkę ciekawsko trzymała likantropa jakby nie wiedziała co to w ogóle jest za cholerstwo, które złapała. Dirith zauważył to szybko i nie zamierzał czekać w nieskończoność na to co piekliszcze dla niego wymyśli, zatem żwawo wziął się do roboty gryząc i drapiąc pazurami trzymającą go mackę. Co prawda nie było to może najlepszym pomysłem, gdyż Krakenowi w związku z tą prezentacją mógł wpaść ferelny pomysł zgniecenia tego czegoś, jednak drow nie był teraz bardziej w nastroju złapałeś-mnie-to-licz-się-z-konsekwencjami, niż przejmowałby się takimi szczegółami, jak zacieśniający się chwyt macki.
Na szczęście chwilę potem był wolny. Co prawda nie wiedział, czy Kraken doszedł do wniosku pod tytułem "im mocniej go ścisnę tym bardziej będzie mnie bolało" czy też został w kogoś rzucony. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia w sytuacji w jakiej znajdował się teraz Dirith, ponieważ miał teraz zupełnie inny problem.
Mianowicie leciał. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że na wysokość na której leciał nie docierały żadne odłamki z demolowanego przez ośmiornicę pokładu. Choć to może i było dobrze, gdyż mroczny elf nie musiał się przejmować kolizjami z innymi niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. Jednak w drugiej strony, to w cale nie było takie dobre, gdyż wszystko co wzniesie się w powietrze musi gdzieś jakoś wylądować, lub w tym przypadku spaść z niemałej wysokości.
Na szczęście los znów postanowił wesprzeć mrocznego elfa stawiając mu na drodze masz z rozwiniętym żaglem, dzięki czemu dwom nie musiał się już martwić jak daleko wyląduje od centrum rozrywki. Jednakże tak szybko ja przestał lecieć w poziomie, tak szybko zaczął spadać. Tutaj znowu żagiel okazał się bardzo przydatny, gdyż spowalniał owe nieubłagane lądowanie dzięki czemu przyglebienie mogło okazać się znośne.
Na niedomiar dobrego w miejscu, gdzie Dirith zamierzał wylądować pojawił się jakiś marynarz wykrzykując wszem i wobec, że zebrało mu się na jakieś dziwne, bliżej nie określone rzeczy. Dodatkowo do tego potrzebował drowa oraz wymachiwał jakimiś futrzanymi kajdankami.
Likantropowi nie podobało się to w cale, gdyż dość brutalnie potraktował owego człowieka, o ile już wcześniej nie miał zaplanowanego wgniecenia nieszczęśnika wchodzącego mu pod łapy gdy tylko go ujrzał.
Dzięki tej dodatkowej amortyzacji całe to lądowanie nie okazało się w cale takie złe, jednak Dirith otrzepał się bardziej ze złości i stanął wyprostowany.
- Chciałeś drowa.. to masz! - powiedział dosadnie po czym odtrącił połamanego marynarza leżącego jeszcze na jednej z jego stóp zupełnie się przy tym nie cackając, po czym szybko zwrócił z powrotem wzrok na szalejącego na statku Krakena.
Głośny trzask dobitnie świadczył o tym, że statek właśnie przechodzi sporą modernizację, nie koniecznie na jego korzyść.
Dirith nie czując się z tym zbyt pewnie spojrzał szybko na marynarzy zastanawiając się, czy przypadkiem statek właśnie nie zaczął iść na dno. Nie dało to jednak żadnej wskazówki, gdyż jedni bezskutecznie próbowali walczyć z mackami jakby w ogóle nie zauważyli, że coś zostało oderwane a inni dalej próbowali uciec od samego początku kiedy tylko ujrzeli Krakena. Na szczęście nie dało się zauważyć aby statek nagle zamierzał przejąć właściwości łodzi podwodnej i jeszcze utrzymywał się na wodzie, czyli jest dobrze.
Nie zamierzając czekać na nic więcej Dirith ruszył dalej do ataku. Zaczął szybko biec kierując się w tym samym kierunku co poprzednio - w stronę oka potwora. Tygrysołak nie był z tych co łatwo rezygnują, dlatego tez nie zamierzał zmieniać celu. Tym bardziej, że to było praktycznie jedyne miejsce. w które mógł zaatakować aby piekliszcze jakoś to odczuło.
Tym razem jednak nie zamierzał lecieć ta po prostu do oka. Wcześniej myślał, że dzięki swym rozmiarom nie zostanie zauważony. Teraz skoro to nie wchodzi w grę, i jednak potwór ma na tyle oleju w głowie, aby przewidywać ruchy przeciwnika trzeba uderzyć trochę inaczej. Mianowicie tygrysołak zamierza biec przy burcie, a potem spróbować po mackach dotrzeć do głowy ośmiornicy, a następnie w bok aby w miarę możliwości pozostać poza zasięgiem wzroku. Wiedział jednak, że pewnie pazury, tak dobrze nadające się do biegania po śliskich nawierzchniach, będą zdradzały jego położenie, zatem musi zygzakiem przedostać się nad oko wroga. Gdy już będzie na miejscu nie pozostanie już nic innego jak skoczyć na oko tak aby móc wbić w nie ostrze, które ma zamiar uformować podczas ostatniego skoku, dokładnie tak jak zamierzał to uczynić poprzednim razem.
Jeśli jednak mu się znowu nie powiedzie? Cóż.. wtedy sprawdzi teorię, czy Kraken puścił go gdyż nie chciał dłużej trzymać go ze względu na otrzymywane łaskotki (które zamierza ponownie zadawać jeśli zostanie ponownie pochwycony) czy też został wcześniej odrzucony zamiast zgnieciony.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 02-10-2010, 17:30   #23
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
- Komu, komu pieczonej ośmiornicy?! - darła się R. jak przekupka na straganie. - Kupujcie ludzie, dzisiaj promocja!

R. już dawno nie miała okazji rozprostować... er, to znaczy: porządnie powalczyć. Wiatr we współpracy z Krakenem demolował zdziesiątkowanej załodze statek, sama zaś przerośnięta ośmiornica, zgodnie z teorią R. posiadała na tyle inteligencji, że domyśliła się, iż to armaty stanowią dla niej zagrożenie. Co tam małe, kolorowe ludziki z przedziwnymi błyskotkami - jeden miniaturowy "pistolecik" z twardymi kulkami zasiał spustoszenie w jednej macce, i to jak boleśnie!
To, co panią Magini denerwowało i strasznie rozpraszało, byli marynarze, dotychczasowi szefowie tego statku. Sceneria taka skradła magię boskiego sake; niestety, tak ją przy okazji spaczyła, że dzielnych żeglarzy przemieniła w maminsynki. W granatowowłosej pani nie obudziły się jakoś instynkty macierzyńskie, żeby zajmować się tymi tchórzami. Do stu piorunów - przecież to mężczyźni powinni opiekować się delikatną niewiastą, a nie na odwrót!
Ona taszczyła im towary, wraz z drużyną. Niechże oni teraz czymś się więcej odpłacą aniżeli tylko złotem, jak już nawet i tego ostatniego mocno jej poskąpili.

Wiedziała doskonale, że wypadać ze statku nie wypada. To tak jakby wypaść z gry. A R. bardzo uwielbiała gry.
Od zawsze grywała z losem. Obecnie grywała ośmiornicy na nosie. Zresztą dobra passa jej dopisywała.

- AAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - odparł jeden z marynarzy przebiegając obok.
- Zastrzel tooooo!!! - darł się ktoś, wskazując krakena. - Znaczy... ZACZARUUUUJ!!!
- Mag jest z nami, mag nas ocali!
- Zamień to w coś niegroźnego!!!
- W beczkę rumu!!!
Zapadła chwila ciszy.
- Ooooo tak, zamień to w beczkę rumu!!!!!! Gigantyczną beczkę rumu!!! Tylko bez macek!!! - błagało kilku miejscowych cheerleaderów. - Becz-ka-ru-mu, becz-ka-ru-mu!!!
Widać niektórych macki trzasnęły w łeb zbyt mocno...

Leci fala, leci!
Tak! Proszę państwa, znajdujemy się na stadionie Warka Strong na Bezkresnym Morzu. Tłumy szaleją, jakiż to entuzjazm przeszedł na kibiców FCK (First Class Krakenbusters)! Na pozycji atakujących znajdują się Michaelo Braciszek z tajną bronią w zanadrzu (tak, krzyże to straszna broń, niektózy naprawdę potrafią się o nie bić!). Jego tusza nie przeszkadza mu w dryblingu kadzidłem, łysinka... er, to jest: metalowy hełm wzbudza strach - a raczej zaciekawienie - u przeciwników. Aż macki przeciwnika drżą...
Następnie mamy zawodnika wagi ciężkiej, Barbe... Que! znaczy się Barbak, the Holly Orc!. Doskonała obrona mieszcząca się w mistycznej tarczy i świętym orężu. Potężna budowa ciała pozwala na defensywę mniejszych od siebie, jednakże i równie skutecznych zawodników!
I oto bohater naszego meczu! ...Tak, to Ursuson, the Strong Man! ("Pstrąg Men?" o.0 - pomyślała ośmiornica i podrapała się macką po swoim dużym łebku.) Tytanowa siła pozwala mu sprawnie władać armatą i... taaak! Gooool, proszę państwa! Szaleństwo na trybunach, niektórzy nawet do wody skoczyli z radości, zaś Kraken miota się ze wściekłości w wyniku porażki! 1:0 dla FCK!


W międzyczasie potwór nie dawał jednak tak łatwo za wygraną. Co prawda jedna macka w wyniku starcia z pociskiem z baterii ucierpiała niemiłosiernie, co nie oznaczało, że sama ośmiornica miała zamiar przerwać swego dzieła zniszczenia.

Ajajaj! Kraken zfaulował Barbaka i przycisnął go poważnie do podłogi! Gdzie - jest - sędzia!?
[media]http://www.ffextreme.com/media/ct/music/mp3/cd1/20.mp3[/media]
Co w tym przypadku zrobi Władca Pieczonej Rzepki - Celnie Strzelający z Procy Miszcz Flamenco i Siewca Chaosu na (Tonącym Statku) na Przyjęciach (oraz Ten, Któremu Peleryna Przez Przypadek Się Zaplątała )? Czy uratuje drużynę z tarapatów? Czy uratuje mnie, Wielką Maginię, R. van... (Hehe, myślicie, że Magini swoją tajemnicę wam zdradzi) z rąk... er, macek ośmiornicy?!


- Hmmm, trochę za duży świniak jak na beczkę... - Magini w międzyczasie oceniała gabaryty ośmiornicy. Zaczęła się targować z marynarzami. - Tak, trochę się upasła. Jak my ją pokonamy, to dacie mi złota, a ja wytrzasnę wam taką duuużą beczkę rumu. Zgoda?

Na ataku stanęła pani zielona, Gwiazdę Zaranną w swej dłoni dzierżąca. Na boisku same gwiazdy, proszę państwa! Jakże by mogło się obejść bez MissTery. MissTery pięknie przygrzmaca Krakenowi! Taaak~! Jak widzicie, panowie, płeć piękna wcale nie musi być słaba! Ha! A Trzg w tym czasie...! Ożesz ty!
Niestety, wyglądało na to, że Trzg wraz ze swoim przyjacielem szczurem musieli pożegnać ten padół - to jest: statek na rozszalałym przez Krakena morzu.

R. rozważała prośbę fanów i taksowała okiem destrukcyjne macki. Zabójcze, oślizgłe "liany" latały wciąż nad głowami zagrożonych pasażerów albo uderzały w statek. Mało brakowało, a Gnom, który zaplątał się we własną pelerynę podczas heroicznego pozowania, skończyłby jako krewetka o smaku suszonych śliwek. W rewanżu za chęć obrony pięknej pani, granatowowłosa pociągnęła go w swoją stronę, kiedy oddał strzały w kierunku paskudy, żeby jakaś "przypadkowa" macka nie oddała mu sztychem.

- Wszyscy do armat! - huknęła R. do marynarzy. - Ta menda zatapia nam baterie! Towarzysze! My tutaj zgromadzeni nie pozwolimy na to, by to... coś - wskazała skinięciem głowy na ośmiornicę. - Przeszkodziło nam w późniejszej degustacji rumu i sake! Osłabię tą pokrakę, a wy wszyscy razem dobijecie ją armatami! Wtedy ośmiornicę zmienię w beczkę rumu!
Zebrani wokół niej marynarze przez chwilę gapili się na nią, potem na siebie nawzajem, potem zaczęli entuzjastycznie kiwać głowami.
- Aye, do dział!!!
- Do armat!!!
- Armatyyy!!!
Rozbiegli się i każdy próbował dopaść do jakiejś armaty (z racji ataku krakena część dział została porwana za burtę, część zjechała po przekrzywionym pokładzie, a część leżała wywrócona, ale generalnie 'jej' chłopcy starali się pomóc, zamiast bezczynnie się gapić albo biegać z płaczem po pokładzie).

Kiedy Gnom wyzwolił się spod krępującej siły własngo płaszcza, został postawiony do pionu przez jejmość Maginię:
- Potrafisz ustrzelić tą ośmiornicę? Dasz radę? - wolała nie wdawać się w dłuższe dysputy z gadatliwym Gnomem Władającym Pieczoną Rzepką, ponieważ zwyczajnie sytuacja była na to zbyt poważna. Statek się chwiał wte i wewte, dużo ciężkich rzeczy wypadało z pokładu, dwóch z kompani (Trzg i Fred) postradało życie na rzecz dużej maszkary.

Następnie, kiedy gawiedź się rozbiegła do swoich pozycji, pani zagwizdała do głowonoga:
- Hej, hej, matole, omijacie ładne cusik na padole! - nie zaprzestała swego wysiłku na krótkiej rymowance. - Cip cip cip, chodź do ma... er, do cioci Erci! Cip, cip, cip... kici kici!
Wyglądało na to, że nie zareagowała. Może chociaż ten tygrysołak tych ostatnich słów nie dosłyszał? Wyglądało na to, iż jegomość popadł w stan wojowniczego szału, a w tym stanie berserkerzy stawali się mniej obliczalni. Na szczęście więcej wtenczas zajmowali się walką z przeciwnikiem. R. poprawiła sobie włosy i podrapała się po głowie.
Uf, dziwnie by było głaskać w tej sytuacji takiego przydużego, humanoidalnego kotka.
- Eeer! cholera, jak się wołało do ośmiornicy?! - przeklinała pod nosem, starając się, żeby macka przerosłej ośmiornicy ją nie trafiła. - A Może to był "Aport"?

Magini przystąpiła ponownie do stałego osłabiania potwora, bacząc na to, czy jakaś brzydka macka nie frunie "przypadkiem" w jej stronę.
---
Użyty czar: "Osłabienie"...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 02-10-2010 o 19:02.
Ryo jest offline  
Stary 02-10-2010, 23:57   #24
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Dym rozwiał wiatr, a widok nadzieję. Ośmiornica nagle zmieniła wyraz twarzy. Na jednym oku pojawił się czarny, przyciemniany okular, a każda z macek ubrana była w czarny płaszcz. Z tyłu głowy wychodził jej kabel, zapewne od NeoSztrady 512. Wyskoczyła z wody i robiąc salta ominęła kulę armatnią. Po chlupnięciu do wody wróciła do swego normalnego stanu. Znów była milutkim krakenem zatapiającym ich statek.
- Na Święte Oficjum... - zdziwienie braciszka było nie małe. Takie coś to nawet w apokalipsie Pani Frau nie było. Jednak szybko otrząsnął się. W końcu święte księgi też zostały napisane przez pisarzy zapewne lubiących się napić czy zapalić to i owo. W końcu wszystkie te gadające krzaki i dziurawe widma...
- A imię jego Neon, bo niczym słońce na niebie świecił przyćmiewając nocne gwiazdy. I święta kula drasnąć go nie mogła, gdyż grzechy marynarzy zbyt wielkie były, a datki za małe. Na kanapkę z burgerem! Neon Genesis Evangelium! Toć to wena od samego Pana na Niebiosach! Zaraz za pisanie sie zabiorę, ino zobaczymy dalszy bieg wydarzeń. - Zakrzyknął uradowany nowym sposobem na rozsławienie swego boga i zapełnienie swych kies. Wtem dostrzegł niewielką grupkę marynarzy proszących o pokutę.
- Pokutę? Za darmo? A kto za darmo zabierze wasze grzechy by oczyścić wasze dusze?! W takich warunkach to zapewne interesuje was odpust krótkoterminowy... no to sakiewka złotych monet od łba... - rzekł grubasek kalkulując wszystko pod swym hełmem.
Nagle dostrzegł nowy czynnik trochę go (de)motywujący. Latający drowotygrys bez licencji pilota starał się awaryjnie lądować na pokładzie statku. Zapewne zaczepienie lewym skrzydłem.... eeee.... łapą było zamierzone ale i tak widok zgniatanego kontrolera lotów z pluszowymi kajdankami nie należał do najprzyjemniejszych. Zresztą sam widok pędzącego drowokota z obleśnym uśmiechem w stronę mężczyzny trzymającego przedmioty sadomaso nie spodobał sie zbytnio konserwatywnemu mnichowi. Ot to to nie. Czarodzieje, czarodziejami. Kobiety na pokładzie, kobietami na pokładzie, ale chłopofilii nie zniesie. Widząc nową falę strachu w oczach marynarzy, którzy oglądali razem z nim typowy przykład miłości męsko-męskiej i to z aspektami zoofilii i jakże by nie patrzeć w końcowym momencie nekrofilii, zlitował się nad biedakami i rzekł.
- Dobra panowie. Pan jest miłosierny i wam odpuści wasze grzechy. A za pokutę pomożecie mi ładować te działo co by piekliszcza na tamten świat wysłać. - rzekł wskazując na jedyną w okolicy armatę, dziwnym trafem omijaną przez krakena. Mnich nie wiedział, że już zaraz miał użyć broni zakazanej w przyszłości przez wszystkie konwencje. Broni biologicznej.
Znów wycelował. Niestety coś czarno białego chciało zasłonić swym ciałem biedną ośmiorniczkę i na klatę przyjąć gromy z jasnego nieba czyli strzał Michała. Biegało w tę i we w tę skacząc z celu mnicha na kolejny cel mnicha.
- No żesz na ostrą panierkę eeee Najświętszą Panienkę, co to za hultaj zasłania mi monstrum?! - gdy tylko zogniskował wzrok i dostrzegł tego chłopofila, westchnął, przeżegnał się i rzekł.
- Pan rozpozna swe owieczki. I niech ma cię w swej opiece... - po czym wycelował w samo centrum dowodzenia głowonoga czyli tam gdzie zapewne jest mózg.
- Ognia! - krzyknął po czym odpalił lont. Tylko co tak śmierdzi?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 05-10-2010, 13:31   #25
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
Porwiemy wiatr szybko poradził sobie z kłębami dymu, jakie towarzyszyły wystrzałowi. W samą porę, aby zauważyć jak sążnista macka z ogromną prędkością wystrzeliła w kierunku działa. Ursuson odskoczył w ostatniej chwili. Elastyczna kończyna owinęła się wokół żelaznego walca, wyrwała je z łoża i cisnęła przez pokład. Trzech przypadkowych marynarzy będzie pośmiewiskiem niebios.

„A ty jak zginąłeś?...Zabiła mnie armata… kula czy siekańce?... nie pytaj…”

Pomimo zamieszania zdołał sobie wyobrazić tę kuriozalną rozmowę i parsknął śmiechem.
Przeskoczył przez ciało wygięte jak na naściennych obrazach z dalekiego kraju, gdzie kobiety miały brody, kąpały się w mleku i dla własnego widzimisię władcy rozkazywali budować nikomu nie potrzebne stożki. Czytał o tym. U wuja… a jakże!

- Zróbcie miejsce!

Doskoczył do załogi, która próbowała z powrotem ustawić przewróconą armatę. Była cholernie ciężka. Ursuson chwycił solidny kawał drewna wyrwany prawdopodobnie przez wszędobylskie przedstawicielki imć Krakena. Podsunął starą skrzynię, o którą oparł znalezisko, końcem zahaczając o armatę. Naparł całym ciężarem. Dźwignia wydatnie pomogła. Po chwili działo ponownie nadawało się do użytku. W tym momencie członkowie załogi krzątający się przy ładowaniu, zauważyli jak panna R. znana też jako Magini, snuje zaklęcie, rozświetlając magiczną łuną pokład statku. Czar chyba działał w dwie strony… ludzie po wykonaniu chroniących przed złem znaków porzucili pomysł nabicia działa, rzucając się do ucieczki. Opcji nie było zbyt wiele, więc chwycili wykonane z korkowca pływaki i wyskoczyli za burtę

„Cholerne lemingi”

Nakierował stalową paszczę w odpowiednim kierunku. Kończył właśnie ubijać przybitkę, gdy usłyszał przeciągły, agonalny krzyk, i tuż obok niego padła oderwana kończyna ściskająca przedniej roboty krasnoludzkie kajdany pokryte antydrowim, wściekle różowym pluszem produkcji wyrafinowanej niewidomej tkaczki z Calisihimu. Przycisnął ramię butem, wyrywając z zaciśniętej pięści zdobycz. Pogwizdując wesoło wsunął kajdany za pas.

- No to ten tego!


Lont tlił się przez chwilę, po czym działo huknęło zdrowo, kierując swoją zawartość w stronę potworyszcza.

UWAGA! RZUT KOŚCIĄ – wyniki przy poprzednim poście, który został wchłonięty w przepaść LastInnowego kodu.

Inicjatywa: 45
Atak: 39
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!
Bartosh jest offline  
Stary 05-10-2010, 18:07   #26
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Choć wokół gnoma panował chaos, śmiertelnie przerażeni marynarze biegali po pokładzie próbując ocalić swoje życia, statek trzeszczał coraz bardziej oznajmiając tym dźwiękiem że dłużej nie wytrzyma to jednak w postawie i zachowaniu Boddynocka Lasla Alaina Callika Kastora Elma Redegewandta nie można było dostrzec nawet śladu lęku. Nie oznaczało to bynajmniej, że gnom był nieznającym strachu szaleńcem, wręcz przeciwnie – dbał o swoje życie wiedząc, że nie może pozbawić świata tak wspaniałej osoby zwyczajnie umierając. Cóż poczęliby ci wszyscy ludzie gdyby go zabrakło? Tym razem jednak nie musiał się obawiać śmierci, gdyż doskonale wiedział że nic nie może mu się stać. Dlaczego tak było? Oczywiście dlatego, że Siewca Chaosu Na Przyjęciach był geniuszem zła, głównym czarnym charakterem tej opowieści jaką było jego życie. Jak powszechnie wiadomo prawdziwy łotr nie zginie bez uprzedniego wygłoszenia stosownego monologu w którym wyjaśni pozytywnemu bohaterowi dlaczego tak postępował, najlepiej streszczając wcześniej historię swojego życia. Ta typowa dla czarnych charakterów puenta dodaje ostatecznego szlifu postaci czarnego charakteru i jest obecna w każdej dobrej opowieści – a w końcu życie Mistrza Flamenco jest najlepszą z nich. Idąc więc dalej tym tokiem rozumowania Pożeracz Pieczonej Rzepy był nieśmiertelny dopóki nie wygłosi swojego ostatniego monologu. Mało tego! Nawet nie zdążył poznać głównego bohatera pozytywnego. To również był bardzo ważny motyw w życiu każdego arcyłotra, każdy zły bohater miał jakiegoś działającego w imię dobra i sprawiedliwości odpowiednika, który będzie się starał mu przeszkodzić we wszystkich jego zamierzeniach. I tak kolejnym obowiązkowym motywem było pokonanie dobrego bohatera i zostawienie go na pewną śmierć, dając mu jednak wystarczająco dużo czasu by ten uwolnił się i uniknął śmierci. Dopiero wtedy pozytywny bohater mógł zwyciężyć, zły wygłaszał swój monolog i umierał a historia była kompletna. Nigdy wcześniej! Dlatego gnom mógł spokojnie przyjąć heroiczną pozę nie śpiesząc się z zabiciem krakena, wiedząc że jest w pełni bezpieczny

Wirująca proca zakreślała okręgi, wróżąc krakenowi pewną zgubę. Dwa otoczaki miały w założeniu trafić w oczy krakena na zawsze pozbawiając bestię zdolności widzenia, a wtedy pozostali mogliby dokończyć robotę dobijając monstrum. Już widział ten wdzięczny tłum marynarzy na kolanach dziękujących mu za ocalenie, wyobrażał sobie jak później będą opowiadali tę historię w karczmach sławiąc imię Złowieszczego Niszczyciela Tortu, a jego sława rozchodzi się po świecie. Właśnie po to konieczna była odpowiednio heroiczna poza, bo na pewno niejeden malarz zechciałby potem uwiecznić scenę w której Mistrz Złośliwości zabija bestię. W wyobraźni już widział ten obraz, widział jak jego imię staje się nieśmiertelne a gnomy z jego rodzinnej wioski powtarzają z dumą ,,To tutaj urodził się ten słynny Pogromca Morskiej Bestii!”. Niestety, w chwili gdy miał paść ten wspaniały strzał odezwał się czynnik złośliwości rzeczy martwych – przez nagłą zmianę wiatru peleryna dotychczas łopocząca za jego plecami i nadająca tej chwili odpowiedni poziom epickości oplątała gnoma uniemożliwiając strzał. Chwilę zajęło mu oswobodzenie się z peleryny, ale niestety to wystarczyło – chwila epickiego uniesienia minęła. Wściekły gnom ponownie rozkręcił procę, jednak tym razem wypuścił kamienie nieco zbyt wcześnie i zamiast zabić bestię po prostu trafił ją w głowę. Kraken, choć zapewnie wewnątrz zwijał się z paraliżującego bólu, nie okazał w żaden sposób tego jak straszliwą ranę zadały mu to kamienie. Zamiast tego zamrugał, jak gdyby nigdy nic przez co jego strzał wydawać się mógł zewnętrznemu obserwatorowi jako bezużyteczny. I właśnie wtedy gnom zrozumiał…

Wszystko to miało sens. Prawdziwym celem ataku nie był ani statek ani nie załoga, tylko właśnie Najszybciej Jedzący Ciastka. W końcu dlaczego tak wielkie morskie bydle miałoby wypełzać z głębi i atakować przepływający statek? Kraken w jakiś sposób musiał dowiedzieć się, że na jego pokładzie płynie gnom i w sobie tylko znanym celu postanowił go ośmieszyć. Mało tego! Przewidując zmianę kierunku wiatru zaatakował specjalnie w ten sposób, by peleryna oplotła gnoma. Na taką zniewagę aspirujący do tytułu największego (duchem, a nie wzrostem) arcyłotra wszechczasów gnom nie mógł sobie pozwolić. Musiał zabić tą bestię, tu i teraz! Nikt bezkarnie nie będzie nabijał się z Tego Przed Którym Padają Imperia A Na Dźwięk Którego Imienia Nawet Najodważniejszych Przejmuje Strach! Nawet nie odpowiedział na pytanie czarodziejki, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło, tak bardzo był zaaferowany myślą o posłaniu krakena z powrotem na dno oceanu z kulką w głowie.

Gdy dotarł do najbliższej armaty zdenerwowany marynarz właśnie nabijał armatę. Widząc jego nieporadne próby gnom pokręcił z dezaprobatą głową po czym powiedział

- Człowieku! Jam jest Boddynock Laslo Alain Callik Kastor Elmo Redegewandt, Celnie Strzelający Pożeracz Pieczonej Rzepy, Najroztropniejszy, Najprzystojniejszy i Najskromniejszy Spośród Gnomów. Nie wiem, czy wiesz ale my, gnomy jesteśmy niezwykle uzdolnione jeśli chodzi o wszelakie bronie dystansowe. Oczywiście ja jestem spośród nich wszystkich najzdolniejszy, ale nie o to chodzi. Widzisz, nie mogę patrzeć jak nieporadnie obsługujesz tą armatę, no po prostu aż litość bierze. Najpierw włóż ładunek prochowy, o właśnie ten, bardzo dobrze. Dopchnij go do końca i załaduj armatę. Nie, nie zwykłą kulą. Włóż do ludy granat działowy, jego eksplozja powinna załatwić krakena. Widzę, że podsypkę już zrobiłeś, bardzo dobrze, podaj mi lontownicę…

Niestety, marynarz zagadany przez gnoma lontownicy podać nie zdążył, gdyż jedna z macek zmiotła go poza statek. Gnom westchnął, podniósł upuszczoną przez niego lontownicę, pokręcił śrubą ustawiając lufę nieco wyżej po czym odpalił lont. Celował oczywiście w otwór gębowy krakena, licząc że granat rozerwie go od środka
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 05-10-2010, 20:36   #27
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Ten Kraken nie lubi gnomów. Ten Kraken naprawdę nie lubi gnomów...!

Dirith;
Tak łatwo nie zrezygnujesz. Ponowiłeś sztuczkę ze wspinaczką po mackach i skokami. Byłeś trochę zmęczony poprzednią próbą, ale gnałeś na przód...

R.;
Ponownie okazało się, że kobieta-magini na pokładzie to nie pech, a szczęście! Zaczęłaś wydawać rozkazy, przez co przez moment chociaż zapanował jako taki w miarę nie-chaos. Kraken już był pod wpływem czaru, ale tobie było mało! Kolejne zaklęcie szybko wyszeptane i kolejny tryumf! Marynarze przy armatach wznosili radosne okrzyki widząc, jak mag maguje czy czaruje, co tam magowie robią... W każdym razie każdy chłop na tym statku wiedział, że z magami nie ma żartów, a im trafił się akurat taki, co trafia w cel! I to było szczęście, zdecydowanie...

Ursuson;
Teoria to jedno, praktyka czyni mistrza! Strzelanie z armaty było jak bułka z masłem! Ostro zabrałeś się do roboty, tym bardziej że większość artylerii poszło już na dno!


Wszyscy;

Mroczni bogowie [w końcu jest noc] chyba trochę się zniecierpliwili ponieważ nagle straciliście swoją dobrą passę...

* * *
[wizja po rumie]
Demon Verion siedzi przy kompie i gra w CS. Pojawia się ikonka Outlooka „masz modlitwę”.
V; [otwiera i czyta] Pani sennych koszmarów, zlituj się, hm-hm-hmmm... bla bla bla... Oh my, Mistress!
M; Hm? [maluje się przed lustrem]
V; Przyszło błaganie od jakiegoś Freda z tonącego statku.
M; Czego chcą? [nie przerywa makijażu]
V; Ciężko powiedzieć, jest tu coś o beczce rumu, o serze, pechu, kajdankach, zielonych kobietach, o ocaleniu...
M; Złożyli ofiarę?
V; [sprawdza załączniki] Nie!
M; [odkłada Maskarę i literuje powoli przez zęby] Na dno z nimi!!!...
* * *
Wszyscy;
Nie wiadomo w sumie co Braciszek Michał zrobił źle. Może mackom nie spodobały się fruwające wokół ogniste kule i Kraken jakimś cudem wydedukował, że kule te wylatują z armat, a Braciszek akurat stał przy jednej z nich?.... Może Mrocznym Bogom nie spodobały się cytaty z literatury Konkurencji, jakie Braciszek wygłaszał na pokrzepienie? A Może po prostu modlitwa bez ofiary była niczym spam zapychający po raz kolejny skrzynkę, podczas gdy ktoś czekał na cenny mail z ciekawym załącznikiem...? A może ośmiornicę rozdrażnił... ten dziwny zapach...? W każdym razie Kraken się wkurzył.
Wkurzył się bardzo.

Zobaczyliście, jak z wody wyłaniają się w kierunku nieba dwie monstrualnych rozmiarów macki. Nie były to zwykłe macki, ani nawet zwykłe monstrualne macki – to były jedne z tych macek z głębi piekieł i chaosu!!! I obie runęły na statek w przypływie nagłej potrzeby przytulenia Braciszka Michała...!
Uderzenie o statek wstrząsnęło całym okrętem. Kto gdzie stał, i co robił – już nieważne – wszyscy właśnie albo wyfrunęli za burtę, albo pojechali poślizgiem po pokładzie.

Barbak pofrunął i chlupnął gdzieś w czarną wodę, tyle go na ten czas widzieliście. Pani magini przejechała się po mokrym pokładzie, kończąc rajd w wywróconej szalupie. Ursuson zdążył wypalić z działa. Po raz kolejny okazał się mistrzem armaty, on i pani magini byliby zabójczym duetem... gdyby ona nie zjechała właśnie po pokładzie, a on za nią. Armata, która wypaliła, została za moment mściwie zmieciona przez którąś macek do wody. Kula jednak została już rzucona... er znaczy wystrzelona. Trafiła w cel, raniony Kraken skulił się konwulsyjnie, z głośnym chlupotem i pluskiem cofnął się z rufy do wody, przez co odciążony gwałtownie statek ponownie się przechylił [łiiii, zjazd w drugą stronę!...] Diritha ominęła cała zabawa w bujanego, skakał z macki na mackę, coraz bardziej zbliżając się do swego celu... Kiedy to cel zaczął znikać pod wodą, umykając! Macka po której biegł została znienacka trafiona czyjąś kulą armatnią i konwulsyjnie wijąc się strąciła z siebie tygrysołaka!

Braciszek Michał;
http://i.pinger.pl/pgr48/237a595c001...-osmiornic.jpg
Na początku była macka. Potem była coraz bliżej, a potem zaczęło się ściemniać i urwał cię film!

Dirith;

Nagle straciłeś grunt pod nogami i runąłeś w czarną otchłań w dole! Uderzenie o wodę ocuciło cię, odruchowo przebierałeś łapami i zdołałeś wypłynąć na powierzchnię.

R., Ursuson, Ryi;
Pozbieraliście się jakoś. Rozejrzeliście się, by odkryć, że Kraken zlazł z rufy do wody i nadal machał do was mackami, tylko one wystawały teraz ponad wodę. Nigdzie nie było Trzga ani Barbaka. Zniknęli też Dirith i Braciszek Michał, a drużynowy gnom miał poważne problemy! Chyba jego gadanie wkurzyło bestię! Ryi leżała właśnie przygnieciona drugim złamanym masztem i nie wyglądała najlepiej. Po pokładzie biegał przerażony... osioł. Osioł. Rżący przeraźliwie osioł.

Magini i wojownik przypadli do burty; w wodzie pływało mnóstwo rzeczy. Pływał tam też tygrysołak – i był w tym naprawdę dobry... póki się nie zmęczy. Obok zaś pływał, nieco mniej ruchliwie, nieprzytomny Braciszek Michał! [czy raczej dryfował, a rozwinięty miesień piwny utrzymywał go póki co na powierzchni].

Rozejrzeliście się wokół. Ten szał krakena bardzo okrętowi zaszkodził. Kurde. O kurde, kurde, kurde...!
Nie było dobrze. Statek nie wyglądał już tak majestatycznie, jak w porcie. Złamane maszty leżały na pokładzie i sterczały za burtę. Marynarze plątali się w zwałach mokrego żagla zwalonych na pokład. Statek był dziwnie przechylony i jakoś nienaturalnie kołysał się na falach.



Dotarło do was, że idziecie na dno. Prosto na dno, w lodowatą wodę, w szczęki wygłodniałych rybek i innych żyjątek. Na nic zdało się wyglądanie w mroku nocy lądu na horyzoncie. Za burtą, wokół statku, pływały rzeczy które Kranek postrącał; beczki, pakunki, siei, liny, trupy marynarzy oraz żywe okazy żeglarzy, próbujące wdrapywać się na dryfujące drewno. Oglądając ich z góry czuliście w kościach że nie macie ochoty znaleźć się z chwilę na ich miejscu i być dryfującą po morzu przemoczoną i zmarzniętą drobinką drapiącą paznokciami kawałek drewna na którym leży by z niego nie spaść. Nadszedł czas na plan ewakuacji.
A może by tak zmajstrować sobie szalupę póki nie jest za późno...?
Za późno jednak już było. Z dwóch szalup ocalałych na statku obie zaliczyły przybicie sztamy z mackami krakena i nie wyglądały na sprawne. Jedna miała wyrwę w burcie a druga była dziwnie wykrzywiona i zapewne przecieka. Marynarze pozostali na statku biegali wokół oceniając zniszczenia, generalnie nie wyglądali na takich co wiedzą co robić po ataku krakena. Część z myślą „że jakoś to będzie” składała swoje rzeczy w toboły a dopiero potem latała wokół szukając bezskutecznie szalupy.

Dirith;

Pływasz, wokół ciebie pływa mnóstwo drewna i mnóstwo trupów. O, jeden nawet jakiś znajomy... To chyba Braciszek Michał. Hm... żyje...? Chyba żyje...?
Gdzieś w tej wodzie, w tej samej wodzie, w której pływasz, jest kraken. Wokół ciebie wynurzają się macki i sięgają znów do statku.

Siewca Chaosu
Zauważyłeś, jak jedna z armat wzbija się w powietrze, ciągnięta przez którąś mackę Krakena. Pomyślałeś wtedy, że stanie przy tych urządzeniach Może być niebezpieczne. I owszem, okazało się to słuszną tezą...
Armata wypaliła, ale kula pomknęła gdzieś w czarną otchłań nocy i tyle z tego było. Może rozgrzane armaty w jakiś sposób wabiły macki Krakena...? Może były jak zapałki, które drażniły ośmiornicę i próbowała je zgasić?
Poczułeś za plecami coś oślizłego. Macka pełznąca po pokładzie oparła się o twoją nogę jak łaszący się pies [a wiemy co psy potrafią brzydkiego zrobić z nogą...] Było już za późno na próby ucieczki, macka wyczuła poruszający się cel i nim sięgnąłeś wiernej procy, owinęła się wokół ciebie jak wąż! Pojechałeś do góry. Macka uniosła się wysoko, mogłeś teraz obejrzeć statek z lotu ptaka. Co nie było taką frajda jak mogłoby się zdawać...
Wtem wyśliznąłeś się z oślizłego uścisku macki! Wypadłeś ze splotu węża i omal nie runąłeś w dół... ale wierny płaszcz heroicznie cię uratował! Znaczy, dyndałeś teraz zaczepiony na pelerynie, która utknęła zaczepiona an przyssawkach macki krakena!

---------
Bestia słania się na mackach!
76-42=34 punktów życia
Magini znów w akcji! – na Krakena w kolejnej turze działa czar osłabienie – bestia przyjmuje podwójne obrażenia!.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 12-10-2010 o 19:22.
Almena jest offline  
Stary 08-10-2010, 17:43   #28
 
Bartosh's Avatar
 
Reputacja: 1 Bartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znanyBartosh wkrótce będzie znany
Macka z wściekłością naparła na dziób okrętu. Ursusom zsuwając się po śliskim od wody i krwi pokładzie zdążył uchwycić się drewnianej balustrady. Wstał, rozglądając się czujnie. W odmętach wody zauważył Diritha – Kotołaka, który młócąc niezgrabnie wodę zbliżał się do burty. Obok niego dryfował kleryk. Ursuson chwycił linę, prawdopodobnie pozostałość po ożaglowaniu okrętu. Przewiązał jej koniec przez balustradę, sprawdzając, czy aby wytrzyma. Wyrzucił linę za burtę. Spadła tuż obok Drowa.

- Uwaga! Za tobą!

Zmiennokształtny drow nie słyszał. Niewielka macka wychyliła się z wody. Wyglądała, jakby węszyła w poszukiwaniu ofiary. Ursuson zauważył wbity w pokład toporek. Chwycił oręż, zważył w dłoni, po czym zmrużył oczy, starając się w półmroku ocenić odległość. Trafi czy nie, na pewno zdezorientuję mackę. Wziął zamach i po chwili wirujący toporek pomknął ze świstem w stronę celu.

Statek tonął. Nie miał nigdy do czynienia z morzem, ale nie miał też podstaw, aby nie ufać krzykom marynarzy. Ci byli pewni.

„Idziemy na dno… Dobrze że w młodości uczyłem się pływać w rwącym nurcie Lopgherty”

Przebiegając obok rozbitych szalup spostrzegł Maginię, która próbowała odplątać się z fragmentu żagla. Podszedł do niej i pomógł jej wstać. Poczuł zapach jej pachnidła. Wewnętrzna bestia, PIES_NA_BABY, zaskowyczał radośnie.

„ Ursuson: Siad! Wracaj!
P_N_B: Ale kobieta! Co ty jesteś? Kochający inaczej? – psisko drwiąco
zmrużyło ślepia
Ursuson: Nie czas, nie miejsce!
P_N_B: Czyjesz woń perfumy? Słabniesz!
Ursuson: Precz! Bo czaszkę czekanikiem rozłupię!
P_N_B: No weź, nie bądź taki mniszek! Wiem że babeczka jest starsza niż
wygląda, ale wierzchu wygląda na zdatną do spożycia – pies mrugnął
okiem konfidencjonalnie.
Ursuson: Precz mówię. Jak ci morska woda zad zmoczy, to inaczej
będziesz szczekał psi synu.

PIES_NA_BABY zatrzymał się w pół kroku, po czym zawrócił w stronę jaskini, z której wyleciał. Łypnął poufale na Ursusona.

P_N_B: Przyjdzie czas, że znowu razem zapolujemy…niedługo…mój panie.”


Pomógł Magini wstać.

„Rzucasz właśnie kulę ognia, czy to Twoje oczy tak cudownie błyszczą?”

- Toniemy!

Obrócił się na pięcie i puścił się biegiem w stronę zejścia pod pokład. W dolnej części statku była już woda. Brodząc w lodowatej cieczy dotarł do swojej skrzyni. Nadziakiem sprawnie rozwalił zamek. Zdjął z haka pusty natłuszczony worek, w którym marynarze zwykli trzymać swój dobytek. Pośpiesznie poupychał w nim swoje rzeczy i zaciągnął rzemień. Szybko odnalazł długi kawał liny. Jeden jej koniec przywiązał do korkowego pływaka, jaki zarzuca się aby utrzymywał rybacką sieć. Powinien utrzymać jego pakunek na powierzchni. Obwiązał tobołek. Drugi koniec liny przywiązał do lewego nadgarstka. Będzie mógł swobodnie pływać i jednocześnie nie zgubi dobytku. Szybko odnalazł kolejne pływaki, Chwycił kilka i wbiegł na górę. Zatknięty za pas nadziak uwierał go boleśnie w… kolano.

Podbiegł do burty, zrzucając pływaki. Spojrzał na Maginię

„Ukłony dla szanownej bogini. Jak sądze po nieziemskiej urodzie Pani, właśnie umarłem i wstąpiłem w niebiosa”

- To utrzyma nas na powierzchni, jeśli wszystko inne zawiedzie!

Podbiegł do burty, chcąc sprawdzić co z Kotołakiem i Braciszkiem Michałem. I gdzie jest reszta?

Rzut kością ( Rzut toporkiem w stronę macki)
 
__________________
Bar pod Martwym Mutkiem - blog Neuroshima RPG. Link w profilu. Serdecznie zapraszam!

Ostatnio edytowane przez Bartosh : 08-10-2010 o 17:48.
Bartosh jest offline  
Stary 09-10-2010, 17:55   #29
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Dirith zdecydowanie nie należał do istot, które łatwo ustępują dlatego zmęczenie nie miała dla niego większego znaczenia. Co prawda niby jakoś tam sobie było, ale prędzej czy później było w walce tłumione przez wściekłość. A powodów do wściekania się było aż nadto. Nie dość, że pierwszy taka się nie powiódł, to także i drugi skończył się w przedbiegach.
Podczas biegu po kolejnej macce, nagle owy grunt szarpnął tak gwałtownie i mocno, że Dirith nawet nie zdążył zarejestrować kiedy oberwał w szczękę od gruntu, którym sie poruszał. Nie miał też najmniejszego pojęcia co sie stało. Czy macka została czymś trafiona, czy inna go z niej zmiotła, po prostu nie wiedział nic, poza tym, że kończyna Krakena po której się poruszał zniknęła jak w ruskim cyrku - było.. i niema.

Dopiero uderzenie w wodę wyrwała go z zadumy nad tym co się stało, i chyba przeoczył właściwy skręt na macce prowadzący do krakena, gdyż znalazł się niemalże dosłownie na łysym polu.. choć tego pola oczywiście nie było nigdzie widać. Na szczęście jako taki instynkt nakazujący w takiej sytuacji pływać zadziałał i ocucił drowa na tyle, że w miarę szybko udało mu się dostać z powrotem na powierzchnię. Następnie rozejrzał się szybko i zobaczył przechylony statek, jednak już bez siedzącego na nim potwora. Jak nie był ekspertem tak szybko domyślił się, że ta kupa połamanych desek może być zastosowana jako jednokierunkowa łódź podwodna do eksploracji dna. Otrząsną sie jeszcze aby pozbyć się resztek otumanienia pozostałego po ciosie macką po czym w końcu wściekłość brała w nim górę i zmęczenie schodziło na dalszy plan. Zamiast tego przyszedł do głowy kolejny szaleńczy i niemalże samobójczy pomysł, jednak do jego realizacji potrzebne by mu było coś ciężkiego. Tę role mógłby doskonale spełnić Braciszek Michał, gdyby nie fakt, że póki co utrzymywał się na wodzie i nie zanosiło się aby tonął tak szybko jak byłoby to potrzebne.

Nie pozostało zatem nic innego, jak poszukać czegoś na wraku, więc popłynął w stronę macki znajdującej się najbliżej burty. w tym momencie obok niego wylądowała w wodzie lina, której w tej chwili nie mógł potrzebować mniej więc spojrzał na nią z politowaniem.
- Ej wy!! Na statku!! Chrzanie liny, rzućcie mi coś ciężkiego obok tej macki!! - Darł się ile sił w płucach - Chociaż jakąś kule armatnią albo coś jeszcze cięższego, będzie mi łatwiej dostać sie do tego piekliszcza! - wrzeszczał z perfidnym uśmiechem na pysku, który został szybko zbity przez odpowiedź formie toporka rzuconego z grubsza w jego kierunku.

Również Magini nie śmiała zignorować obecności kobolda, a tym bardziej jego prośby. Statek powoli schodził na psy, er, to jest - na dno. Pan tygrysek ujrzał wtem, że koło jego nogi nie wiadomo nawet kiedy, pojawiła się solidna kula armatnia. Ba, nawet cudownie rozmnożona cztery razy. R. w tym czasie musiała wziąć głębszy oddech, bo na krótki moment zbladła na twarzy.
- Proście, a będzie wam dane! - zawołała mimo chwilowych "usterek" panna R., zwana również Wielką Maginią van... (tu już pani otchłani nie zdołała podać nazwiska, ponieważ mikrofon uległ chwilowej awarii).
- Dziękhiiii..hhhhhyyyy.... - było jedynym co zdążył odpowiedzieć łapiąc z trudem jedną z kul tylnymi łapami, próbując jednocześnie nabrać szybko powietrza oraz złapać chociaż jeszcze jedną kulę. Nie wiedział jakim cudem Magini tak szybko i dobrze spełniła jego prośbę, ale jak dają to trzeba brać, a co!

Na szczęście nawet te duże koty są dość zręczne i udało mu się złapać dwie kule. Natomiast nie udało się już wyperswadować człowiekowi, który rzucił w jego kierunku toporek, że rzucanie ostrymi przedmiotami w drowy i potrzebne im macki do znalezienia Krakena, to niezbyt dobry pomysł. Było na to stanowczo za mało czasu, tym bardziej, że złapany balast działał błyskawicznie.
Już pod wodą mroczny elf poprawił chwyt na kulach, aby ich nie stracić, więc pozostawało już tylko poddać się prędkości z jaką nurkował. Nie musiał nawet pomagać sobie łapami, tak sprawnie to szło dzięki dodatkowemu ciężarowi.
Głębokość na jaką musiał zejść aby wyłupić w końcu to przeklęte oko była nie mała, a gwałtowne tępo w jakim nurkował zapewne nie jest zalecane, jednak w tym momencie nie liczyło się dla niego już nic, byleby rozszarpać narząd wzroku Krakenowi. Dodatkowo nurkowanie koło kolejnej wijącej się macki nie ułatwiało zadania, jednak tej nie musiał nawet dotykać ani po niej biec w dół, jak początkowo zakładał.

Mimo głębokości jaką miał do pokonania nie trwało to długo zanim ujrzał ciemny zarys ciała Krakena, a tuz potem jego dokładniejszy zarys. Tak szybkie zejście dawało o sobie znaki i Dirith walczył ze soba aby utrzymać w płucach powietrze oraz nie zacząć zawracać. Walczył również z tym, aby nie warczeć pod wodą ze wściekłości co również pozbawiłoby go cennego tlenu i szans na powrót po ataku. Nie ruszał się jednak, aby do ostatniej chwili udawać niegroźnie tonący element statku i nie zwracać na siebie uwagi niepotrzebnych macek.
Zmieniło się to jednak bardzo szybko, kiedy stwierdził, że jest już wystarczająco blisko oka aby zaatakować zanim dorwie go jakaś macka. Puścił zatem obie kule i jak najszybciej starał sie podpłynąć bo swego celu używając do tego trzech łap oraz jednej płetwy w którą zmienił swe zmiennokształtne ostrze gdy zaczęła się wyłaniać. tuż potem zaczął je formować w ostrze katany, które jak poprzednio miało swój początek i było przytwierdzone bezpośrednio do kości dłoni. Co jak co, ale dla Diritha ta broń była równie bezcenna co umiejętność przemiany w tygrysołaka lub, jeśli miałby zrezygnować z pozostałych postaci w które umiał się przemienić, sama forma pół tygrysa pół drowa. Dlatego nie zamierzał ryzykować, że zostanie ona wyrwana z ręki po ataku. Jeżeli już, to razem z ręką, ale samej broni oddawać tak łatwo nie zamierza.
Nie mniej jednak nie zmienia to faktu, że drow chciał wbić swoje ostrze tuż przy powiece. a to dlatego, że po tym ukłuciu Krakenowi najpewniej zbierze się na mrugnięcie, lub zamknięcie powiek aby uchronić czuły narząd przed uszkodzeniem i to właśnie ten fakt zamierza wykorzystać, aby uszkodzić je jeszcze bardziej. Tym bardziej, że pod wodą nie dało się tak sprawnie wyprowadzić takiego cięcia tak jak na powierzchni.

Następnie po tym jak już zostawi Krakenowi upominek w postaci wyłupionego oka, zamierza odbić się jeszcze tylnymi łapami od powieki po czym rozpocząć wypływanie na powierzchnię, które zamierza wykonywać całkiem żwawo, używając do tego ponownie swego ostrza uformowanego w jak najszerszą klingę oraz pozostałych łap. Jeśli jednak nie uda mu się zaatakować i zostanie pochwycony przez jakąś mackę.. Cóż.. przynajmniej postara się zginąć jak wojownik gryząc, szarpiąc i dźgając mackę ile się da.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who

Ostatnio edytowane przez eTo : 09-10-2010 o 18:10.
eTo jest offline  
Stary 10-10-2010, 00:28   #30
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Czarny okular jednak nie zniknął z twarzy krakena. Ten go tylko sprytnie zamaskował by oszukać Michała. Tak naprawdę bestia wciąż była podpięta pod Majstersziksa i wciąż oszukiwała używając mocy wyprańca w perwolu. Tym razem już nawet nie bawił się w wyskoki, podskoki, salta, niewidy, przeskakiwanie po kroplach wody i bieganiu po strużkach cieczy. Kraken po prostu odbił kulę mnicha niczym piłkę bejsbolową. A było to możliwe dzięki wyciągnięciu najcięższej artylerii monstrum czyli jedynej pary kolosalnych macek jakie można spotkać na tych wodach. Dwa wielgaśne odnóża, inspirujące wielu miłośników japońskich kreskówek i zwanych przez nich tentaklami, wyłoniły się z wody, a cień przez nie rzucany przysłonił statek i zdawało by się cały świat.
- Oj nie jest dobrze - macki poczęły opadać w dół - nie jest dobrze. To nie dobry dzień - były coraz niżej - to naprawdę nie dobry dzień.

Macka uderzyła o pokład wbijając ciało grubego zakonnika w powietrze. Są ciała które nie latają i jeszcze do niedawna do takich można by zaliczyć brata Michała. Jednak jak to bywa los jest złośliwy i robi nam wszystko na przekór. Tak i teraz zakonnik pokonywał prawa fizyczne i unosił się w powietrzu. On latał! Niestety wszystko co piękne szybko się kończy. Tak wiec z lotem związany musiał być upadek.

Dobrze, że znieczulenie w postaci braku przytomności nie refundowało nasze NFZ.

Uwaga tam na dole, bomba leci!

Upadek był widowiskowy. Hektolitry wody gwałtownie uniesione do góry utworzyły kołnierz z fal dookoła braciszka. Wielki chlupot zalał pobliskich rozbitków, a kilka ryb miało pecha przepływając centralnie tam, gdzie skoczek wodował.
Sam brat cieszył by się wielce gdyby tylko mógł sobie zdać sprawę ze szczęścia jakie los mu przyniósł. Otóż jego tusza, w tak wielu przypadkach nieporadna i uciążliwa, działała jak pływak i młody człek unosił się na morzu niczym boja.

Tylko jak długo tak mógł dryfować? Wokół pełno macek i gdzieś tam paszcza krakena filtrowała wodę. Co z nim będzie? Co się z nim stanie? Tego nawet najstarsi Indianie jeszcze nie wiedzą.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172