Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2010, 01:19   #91
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Cichy

Wyjście z miasta okazało się jednak prostsze, niż się obawiał. Co prawda utrata całej sakiewki była bolesna, jednak kilka zaskórniaków pozostałych jeszcze w kieszeniach powinno starczyć na jeden, czy dwa posiłki gdzieś po drodze. Niewiele, ale zapewniał się w duchu iż niejeden jeszcze przeciwnik zdąży paść martwym pyskiem w błoto nim na prawdę zacznie mu brakować finansów. Tymczasem jednak należało dotrzeć to głównej części karawany, która wraz z Burnsem czekała gdzieś za miastem. Przynajmniej znał odpowiedni kierunek i wiedział gdzie się udać. Zaraz okaże się czy na prawdę będą, gdzie obiecali.

Początkowo, tuż za bramą, poruszał się szybkim krokiem i gdy tylko nadarzyła się pierwsza okazja zamiast traktem zaczął poruszać się wzdłuż linii drzew i zarośli. Po kilkudziesięciu minutach był już na tyle daleko, że nikt z murów z pewnością nie wypatrzy go, ani tym bardziej nie będzie zawracał sobie gitary, kiedy prawdopodobnie na progu miasta kilka osób nadal trzeba zeskrobywać z bruku po bitwie o monety.

Teraz zmierzał wprost na umówione miejsce. Z radością w duchu, że nie musi już tłoczyć się w zamkniętej przestrzeni między murami budynków cieszył się życiem. Tak po prostu cieszył się powietrzem cuchnącym o wiele mniej niż zaduch metropolii, chociaż wciąż jeszcze z unoszącym się tym dziwacznym smrodkiem setek ludzi stłoczonych w jednym miejscu, które pewnie nie wszędzie miało doprowadzone kanały. Tutaj mógł obserwować, tutaj pół mili wcześniej potrafił wypatrzeć miejsca, gdzie może czekać zasadzka samozwańczych "poborców podatkowych" i innych ochoczo pilnujących "płynności ruchu wszystkich z sakiewkami". Nawet tym razem jego oczy go nie zawiodły. Lekkie zwężenie traktu między dwoma dość gęsto zarośniętymi pagórkami nadawało się idealnie. Łatwo było stamtąd obserwować nadchodzących i unikać patroli oraz grup naturalnie zbyt dużych. W dodatku do tego miejsca powoli wyładowanym wozem zbliżał się jakiś farmer, czy inny hodowca czegoś tam z futrem bądź bez, bez znaczenia. Cichy płynnie skierował się między drzewa i pozostając poza głównym traktem przez gałęzie i pnie czekał na to, co się stanie.

Na początku przed wozem niemalże spod ziemi wyrosło dwóch napastników. Niby nic wielkiego i w dodatku zdawali się "nowi w interesie", ot grupa podrostków z miejskich mentów, którzy ruszyli na zarobek gdy tylko było ich stać na pierwszy miecz.
- Bosko, będzie zabawa! - Ucieszył się pod nosem i zaczął powoli zbliżać się między drzewami do miejsca zasadzki.
W miarę zbliżania się entuzjazm ustawał. Za wozem wyłoniła się trzecia postać przeglądająca zawartość, a pozostając częściowo pod osłoną drzew i krzewów całą grupkę obserwował starszy o dobre kilkanaście lat od reszty jegomość. Widać był to swoisty odpowiednik szkółki dla przydrożnych bandytów. "Nauczyciela nie ma, dzieci wieją z lekcji" - pomyślał. - "Może jednak będę miał dobry dzień?"

Kiedy facet na wozie zaczął awanturować się z młodzikami narobił dość hałasu, by cichy podszedł bliżej do bandyckiego mentora. "Ma facet jaja większe niż arbuzy, które tam wiezie." - Zauważył, gdy woźnica rzucił do uzbrojonego dzieciaka coś w rodzaju "chybaś się z fiutem na głowy pozamieniał!". Chwilę później w rękach wieśniaka pojawiło się coś, co wyglądało na przyzwoitych rozmiarów topór drwala. - "I w dodatku całkiem praktyczny facet, nie dość że pojedzie towar sprzedać w mieście, to jeszcze wróci z drewnem na opał do baby. Nieźle go sobie kobieta urobiła." - Zaśmiał się w duchu, a facet z dłońmi dość dużymi, by redukować bochny chleba do rozmiaru bułeczek pogroził dzieciakom, którzy to chyba przestali radzić sobie z takim obrotem zdarzeń. Teraz uwaga celu na pewno była już skupiona na drodze, więc cichy nie czekał na drugą szansę.

Stojąc około dwóch metrów za swoim celem rzucił mu szyszką w łeb. Gdy ten odwrócił się by zobaczyć co to, cichy już spinał się do skoku naprzód z toporem w rękach.
- Dzień dobry. - Wyszczerzył zęby w iście maniakalnym uśmiechu.
Nim tamten zdążył otrząsnąć się z zaskoczenia ostrze topora było już w dwóch trzecich drogi do jego obojczyka. To chyba najlepsze miejsce do takiego ataku z zaskoczenia. Jeśli ofiara spróbuje jeszcze uchylić się jakoś to albo dostanie w ramię, albo nadstawi łeb. Tak czy siak było już po bójce. Szybko przeszukując powalonego właśnie delikwenta zabrał dość lekką sakiewkę i całkiem przyzwoity miecz o lekko skośnym ostrzu. Lubił takie, mimo że pozwalały tylko na cięcia bez pchnięć. Po prostu przyjemniej prześlizgiwały się po celu, jeśli lekko zmyliło się kąt i przez to szybciej dawały wyprowadzić nowy cios. Jako swoisty prezent przyjął także niezły sztylet z ciężką głownią. Nie był piękny, jednak metalowa kulka dawała mu wiele nowych zastosowań.

Nie mając czasu na bardziej szczegółowe przeszukiwanie ruszył w stronę drogi. Tym razem już ze zdobyczny mieczem w ręku i sztyletem w drugiej dłoni, ponieważ nie za bardzo chciało mu się wyciągać topór tkwiący teraz w jakiejś kości.
- W czym mogę pomóc Panowie? - rzucił do młodzików rzucając sugestywne spojrzenie wieśniakowi, gdy znalazł się już dość blisko. - Chyba nie chcecie nic złego prawda? Tam na górce jeden chciał, już mu przeszło. - Dodał beztrosko niby zerkając na nowe ostrze.
Sugestia okazała się jak widać wystarczająca, by przed chwilą jeszcze wystraszony woźnica nabrał wigoru.
- Ha! Nie chcecie na pewno, prawda chłopoki, dobrze ino mówię, nie? No chyba że was, matka nie liczy jak do domu wracata.
- Ja natomiast przeliczyłem. Któryś umie odejmować? - Wysyczał cichy przez wyszczerzone zębiska.
I to wystarczyło. Tak jak przypuszczał młode chłopaczki bez poparcia kogoś zaprawionego w bójkach po prostu nawiały z miejsca zasadzki. Zanim kogoś sprowadzą z miasta przez blokadę bram minie wiele godzin. I dobrze. Żebro nadal bolało go przy szybszych ruchach i mimo że przyzwyczajał się do tego pieprzonego bólu, to i tak nie miał już gibkości do walki z trzema o wiele od siebie młodszymi przeciwnikami. Z jednym z resztą też musiał zdać się na zaskoczenie.

Chwilę patrzyli na uciekających młodzików, po czym odezwał się uratowany z opresji.
- Dzięki! Dozgonne dzięki panie! Pewno chciałbyś czegoś za pomoc, jakiegoś podziękowania, w sensie wdzięczności okazania, jo? Ino ja ni mom nic prócz arbuzów. Pełen wóz ich mom panie! - Zaczął plątać plątać.
Cichy zwijając sobie prawdopodobnie ostatnią porcję zielska rzucił w odpowiedzi.
- Nie pierdol pan. Masz ognia?
Zszokowany woźnica wygrzebał skądś zapałki i z głupią miną podał niespodziewanemu wybawcy. Zatkało go i z dziwną miną przyglądał się jak nieznajomy odpala niedbale skręconego naprędce skręta. Cichy przytaknął oddając pudełeczko i odchodząc dodał.
- Dzięki, szerokiej drogi.

Wróciwszy jeszcze po pochwy na sztylet i miecz do trupa puszczał przyjemne chmurki, po czym pełen przerażającej radości w duchu wybrał się na miejsce spotkania. Po pewnym czasie dotarłszy do ludzi Burnsa odetchnął z ulgą. Może to wreszcie będzie porządna chwila wytchnienia. Nawet niejaki Markus, o ile dobrze pamiętał imię, rozkoszował się ciszą i spokojem na trawie. Kopnął przysypiającego, chyba ze zmęczenia, towarzysza w but.
- Dobrze Cię widzieć po tej stronie murów, ktoś jeszcze dotarł?
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 29-11-2010 o 01:21. Powód: Interpunkcja i takie tam detale ;) .. teści nie zmieniałem.
QuartZ jest offline  
Stary 08-12-2010, 18:18   #92
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
W kanałach

Jeff przygotowywał się do nadchodzącej walki, jednocześnie próbując uświadomić grozę sytuacji pozostałym przy nim zbrojnym. Tyle tylko, że im nie trzeba było specjalnie niczego uświadamiać. Co innego dać komuś po pysku w portowej tawernie, czy złupić kogoś w ciemnej uliczce a co innego stawiać czoło jakiemuś potworowi.

- Wal się! –

Tyle usłyszał na odchodne do dwóch z czwórki zbrojnych, którzy jak na komendę zawrócili i zniknęli w ciemności. Pozostałych dwóch zostało, choć raczej nie z nadmiaru odwagi, co z faktu, że za bardzo trzęsły im się nogi, aby uciekać. Potwór tymczasem był coraz bliżej, oznajmiając to coraz większym hałasem. Nie zagłuszył on jednak krzyków, które dobiegły z tunelu za nimi. Krzyków, które tylko utwierdziły pozostałą na miejscu trójkę, o słuszności decyzji. Jak pokazała przyszłość, nie dla wszystkich.

Bestia była już bardzo blisko, o czym oprócz hałasu świadczyły nadjedzone zwłoki, które wyleciały z tunelu i rozbiły się o ścianę, tuz kolo nich. W tym momencie byli szczęśliwi, że pochodnie nie dają przesadnie dużo światła. Nagle wszystko ustało i zapadła cisza. Skuleni przy ścienianie czekali na swój koniec. Jakież było ich zaskoczenie, kiedy w krąg rzucanego przez otwarty płomień światła zamiast straszliwej bestii, wszedł wychudzony człowiek w eleganckich, choć ewidentnie nie pierwszej młodości szatach.

- Odważni jesteście. Zaskakująco odważni. Tym bardziej szkoda. –

Jeff nie zdążył jeszcze połapać się o co chodzi, kiedy dwaj jego „sojusznicy” zostali przyszpileni do ściany kilkunastoma wylatującymi z ciemności bełtami. Krew zmieszała się z gównem i innymi składnikami ścieków, tworząc wokół niego malowniczą kałużę.

- No skoro juz zapewniono nam trochę prywatności, to pozwól, że się przedstawię – chudy człowiek zdawał się być nie być nie zrażony całą sytuacją. - Jestem Królem. To zaś moje królestwo. Może trochę zaniedbane, ale zawsze. Czekałem na Ciebie. Choć może raczej na was, bo liczyłem, że będziesz w większym towarzystwie. Nic to jednak. Choć, pójdziesz ze mną. Mimo, że lubię swoje królestwo, to przyda mi się trochę świeżego powietrza. –

Kiedy kilka godzin później Jeff został sam, przy wyjść z kanałów, słowa Króla ciągle dźwięczały mu głowie. Podobnej jak wspomnienie niedawnej wycieczki. Najważniejsze jednak było, że udało mu się wydostać i mógł udać się na umówione spotkanie.

W świątyni

Podduszenie, kneblowanie, wiązanie i kopanie się po jajach, to było niektóre rozrywki jakim raczyli się goście starego kapłana i jego kochanka. Co by nie mówić należeli do wyjątkowo imprezowych i wiele mogli go jeszcze nauczyć. Tyle tylko, że serce staruszka juz nie było pierwszej młodości, tak więc nawet urodziwy młodzieniec, jego najnowszy uczeń, musiał wykazywać się nie lada delikatnością w ich codziennych modlitwach i rytuałach za odkupienie grzechów. Niestety jego goście nie mieli takiej świadomości i staruszek kipnął im jeszcze zanim Woddy skończył swą uspokajającą przemowę.

Golas tym czasem, bez litości kopany w przyrodzenie przekonał się, ze paladyn bez zbroi, poważnie traci na wartości bojowej. Pech chciał, ze już raczej nie będzie mu dane podzielić się tą wiedzą z potomstwem. Fachowo związany i upchnięty do szafy, dostał na dowidzenia przez łeb płazem miecza, coby za szybko się nie obudził.

Zgromadzeni w świątynnej izbie znaleźli się w przysłowiowej kropce. Na szczęście uratował ich skrupulatność starego kapłana. Po przeszukanie jego siedziby, natrafili na sporządzana przez niego mapę lochów po świątynia. Co prawda była niekompletne, ale lepsze to niż nic.

Do podziemie zeszli w sama porę, bo juz pojawiały się pierwsze oznaki nowej rozpętanej przez nich afery. Mapa była pomocna, coc niekompletna. Zgubili się tylko parę razy i spotkali raptem kilka przerośniętych szczurów i innkszych trupojadów. W końcu jednak w miarę cali, choć z pierwszymi objawami klaustrofobii dotarli do wyjścia. Zeszło im z tym kawał czasu, ale mogli w końcu ruszyć w drogę.

Konrad

Współpraca z lokalnymi przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości szła wyśmienicie. Szła, żeby nie powiedzieć biegła, bo ciągnięty za koniem sierżanta Konrad musiał co jakiś czas przyspieszać kroku, coby nie wyrżnąć o glebę i nie zmasakrować sobie oblicza. Choć z drugiej strony, po zabiegach w strażnicy, niewiele już by to zmieniło. Oddział liczył niespełna dwudziestkę konnych zbrojnych, prowadzonych przez sierżanta i znanych już Konradowi jego dwóch pomocników.

- No dobra cwaniaczku, czas żebyś zapracował na swój marny żywot. Gdzie ci twoi wspólnicy i jak masz zamiar ich nam wystawić, tak coby wszystko dobywało się szybko, sprawnie i bez trudności. Lepionej było by dla Ciebie, cobym przywiózł do miasta wszystkich swoich chłopków i głowy tamtych w worku. Inaczej twoja na pewno w nim wyląduje. To ci gwarantuje. –

Pytanie padło rychło w czas, bo do miejsca spotkania z ludźmi Burnsa było rzut beretem.

Marcus, Cichy

Byli pierwsi. Mogli być zadowoleni z siebie, czekając na pozostałych i popijając postawionego przez ludzi Burnsa cienkusza. Tamci w oczekiwaniu na resztę eskorty upiekli świniaka jakiegoś, to i było co do pyska włożyć. Wszystko był doskonale. Dopóki nie obudzili się obaj w jakimś namiocie, związani jak wcześniej jedzony przez nich prosiak, tyle, że zamiast jabłka mieli kawałki jakieś brudnej szmaty w ustach. W głowach im huczało a wzrok był jeszcze mętny, ale szybko doszli do wniosku, że musieli ich skroić jakoś niedawno, bo ich sprzęt, jeszcze nie zszabrowany rzucono niedbale na drugim końcu całkiem sporego namiotu. Ot niby dwa metry, ale tak jak dla wspomnianego juz prosiak, tak teraz dla nich, to wciąż daleka droga. Zwłaszcza, ze gdzieś z tyłu słychach było przyciszone głosy, pewnikiem reszty zasadzki.

Jeff, Gambino, Wody, Edgar, Wlther

Cała piątka spotkała się na godzinę marszu przed miejscem spotkania, teraz zaś stali na wzgórzu, z którego był doskonały widok na obozowisko, będące miejscem spotkania. Przy ognisku grzało się dwóch ludzi Burnsa, pilnują kilkunastu koni. Zaschnięte usta i psute żołądki żywo zareagowały na prosiaka pieczonego na ognisku i na widoczny stąd spory bukłak. Wyglądało na to, że byli pierwsi, więc dostaną najlepsze kawałki!
 
malahaj jest offline  
Stary 09-12-2010, 09:43   #93
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Konrad Metzger
Metzger zastanawiał się po jaki chuj ciągną go taki kawał. A skoro ciągną go w tą stronę to muszą coś wiedzieć, więc po co w ogóle ta szopka?
- Ciesze się pytacie sierżancie - powiedział Metzger przysiadając na ziemi - Wielce by mogło pomóc gdyby ktoś mi zdjął te sznury, bo wybaczcie ale ciężko będzie mi wyjaśnić obecność aspiranta Cornela na drugim jego końcu. Do tego powinienem wyglądać jak człowiek wolny, a taki ma co najmniej miecz.
- Miecz? Czyś ty się z chujem na łby pozamieniał?
- A co, czyżby jeden miecz robił wam taką różnicę? Może zaczekajmy na posiłki w takim razie. Jak już ogarniemy poruszone przeze mnie trudne tematy to trzeba by się zastanowić co my tu kurwa robimy? Skąd pomysł by wlec się i mnie taki kawał?
 
Mike jest offline  
Stary 09-12-2010, 19:57   #94
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Życie bywało strasznie zmienne. Gdy Hugo dociskał Jeffa do ściany, czując rozchodzącą się po swoim ciele truciznę, kusznik powtarzał sobie w duchu "masz jaja!". Zapewniał się w przekonaniu iż jest bystrym i przebiegłym skurwysynem, który nie tylko nie da sobie dmuchać w kaszę ale i sam jest w stanie tak namieszać, żeby wyszło na jego korzyść. "Masz jaja!" powtarzał sobie.
"Masz nasrane we łbie!" myślał z kolei, gdy trzeci już członek kanałowej wyprawy zniknął w mrocznych, śmierdzących odmętach podziemnych arterii miasta. Z każdą kolejną, zaginioną osobą upewniał się w tym przekonaniu przeklinając swoją lekkomyślność, głupotę i brawurę, która teraz go straci.
"Jednak masz jaja! Wielkie jaja!" rzekł do siebie pochlebnie w myślach, stojąc u ujścia z kanałów.

-Walcząc wygrywasz. Poddając się już przegrałeś...- burknął pod nosem ściskając w dłoni niewielki podarunek od Króla. Była to ciekawa postać. Równie ciekawa jak jego poddani. Fakt faktem, że był królem tego miejsca. Jeff był rad, że nie tylko nikt go nie uśmiercił ale i udzielono mu profesjonalnej pomocy. Król udzielił kilku rad, oraz chciał pójść z kusznikiem na układ. Jeff zaś nie był głupcem. Widząc co potrafił i wiedział władca kanałów, był pewien, że wspólne interesy z tym człekiem to na pewno droga do sukcesu. Poprawił pasek, do którego przytwierdzona była kusza, oraz pasek na którym zawieszony był kołczan z bełtami. Sztylet za pasem wciąż był na swoim miejscu.

Ruszył na przód. Śmierdział gównem, w którym przez jakiś czas siedział dosłownie po uszy. Generalnie miał to gdzieś. Nie jego zapach był ważny, a fakt iż wydostał się z miasta. Najważniejsze zaś z tego wszystkiego było to, że posiadał wiedzę, której prawdopodobnie nie posiadali jego kompani, bo niby skąd? Oby tylko nie było za późno. Szedł energicznie, wykorzystując wyćwiczone do biegania nogi, oraz wytrzymały organizm, z którego właśnie w takich momentach był dumny. Niezwyciężony, Mocarz, czy jakikolwiek inny bóg, obdarowując go atutami fizycznymi, miał tego dnia gest i dobry humor.

Plan, który ułożył sobie w głowie był prosty jak pieprzenie. Chciał zaczaić się w okolicy obozu, gdzie wyczekiwano go, oraz jego kompanów. Miał zamiar poczekać aż wszyscy się zbiorą i wtedy... pomyśleć co dalej. Był sam. Ale miał ten plus, że pozostali wiedząc iż udał się do kanałów mogli uznać go za martwego. Był pewien, że kiedy go ujrzą to pomyślą, że jego przybycie jest cudem, błogosławieństwem czy jakkolwiek to nie nazwać. W pewnym momencie zwolnił tempa. Wiedział, że będą na niego czekać do następnego dnia, bo po zmroku nikt raczej nie będzie wybierał się w drogę. On zaś będzie mógł zadziałać nocą.

Schował się za niewielkim krzewem, skąd widział całe obozowisko. Wyglądało to nieciekawie i wiedział, że samotnie będzie mu cholernie trudno cokolwiek zdziałać. Kusznik wypuścił z ust powietrze gładząc się dłonią po łysej głowie.
-Psia wasza mać...- warknął złowrogo, a chwilę później usłyszał zbliżających się kompanów. Była ich czwórka. Lepsze to niż nic. Mężczyzna złapał niewielki kamień i cisnął nim w stronę kamratów. Gdy tylko go zauważyli przytknął palec do ust, zaś drugą dłonią przywołał do siebie.
-Dobra kurwa. Mamy problem. Ci, co tam czekają na nas są przekupieni.- oznajmił ściszonym tonem, choć chyba nie zachodziła taka potrzeba.

-No zdrajcy kurwa mać.- dodał, widząc nieco zdziwione miny towarzyszy. -Nie pytajcie skąd wiem. Dowiedziałem się. Musiałem przebrnąć za tę wiedzę przez wielkie gówno, ale dałem radę. Nie ma się co z nimi pierdolić. Proponuję wyrżnąć w pień.- rzekł.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-12-2010, 14:05   #95
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Gambino
-Jest ich tylko dwóch, wziąć ich żywcem to chyba nie będzie problem. Wejdziemy spokojnie i zaskoczymy w chwilę potem. Później osądzimy co z nimi.. - klerycy, zawsze chcą "brać żywcem" i osądzać.

-Wy zostańcie z tyłu. - zasugerował swoim "przepustkom", ale widząc ich skonsternowane miny sięgnął po jeden z krzepiących serca wersów z modlitewnika kalmarii -Wasz czas nie minął, on jeszcze nie nadszedł.-

Wasyl wyszczerzył rząd nierównych zębów w głupkowatym uśmiechu, przetarł czoło i oparł się o parę grabi, które dostał za miotły. Wasylowej to tak nie uspokoiło- podświadomość podpowiadała jej bardziej niż mężczyznom, że to nic innego niż morderstwo. W jej twarzy, zachowaniu, widać było niepokój. Trzymała lewą dłoń na prawym barku i pocierała jej wierzchem o policzek. W drugiej, zwisającej ręce trzymała średni garnek. Nic szczególnego, ale odpowiednio zamontowany nad rusztem bardziej by się wykazał, metal był odpowiedni. Ork dostał toporek, ni to siekierkę ni tomahawk- jego ostrze wymagało interwencji kowala. Do tego czasu był bezużyteczny, ale orkowi zdawało się to nie przeszkadzać. Jego kapelusz dodawał mu za to charyzmy drwala.
 

Ostatnio edytowane przez majk : 11-12-2010 o 20:07.
majk jest offline  
Stary 12-12-2010, 23:21   #96
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Cichy

Leżąc związany zastanawiał się gdzie podziała się trawa i przyjemna reszta dnia. A już było tak pięknie. Teraz został tylko denerwujący moment dezorientacji i uczucie że to jak zwykle dopiero początek czegoś bardziej bolesnego i nieprzyjemnego. W dodatku położyli go na złamanym żebrze, albo raczej rzucili go jak worek na nieodpowiedni bok. Bolało go to jak jasny skurwysyn i prawdopodobnie dlatego ocknął się w miarę szybko, a kto wie czy nie uratowało mu to właśnie życia. Chwilę trwało zorientowanie się gdzie góra, a gdzie dół, jednak kiedy opanuje się już takie podstawy łatwo jest wypatrzeć resztę i tak w oczy szybko rzucił mu się jego ekwipunek.
"Ha! Kretyni nie zabezpieczyli tego nawet odrobinę, wszystko leży jak pamiątki na festynie czekające na wystarczająco sprytnego łotrzyka."
Myśl o odzyskaniu broni dodała mu siły i otuchy, dzięki czemu zdołał szybko i sprawnie doczołgać się do sprzętu. Niestety szybko i sprawnie wcale nie oznaczało bezboleśnie z powodu złamania w klatce piersiowej, ale podejrzewał iż będzie to i tak i tak mniej bolesne od śmierci, która prawdopodobnie już była mu szykowana.

Po chwili siłowania się z ostrzami zdołał ustawić wszystko tak, by sztylet nie wbił mu się w plecy, ani nie urżnął mu palca zamiast sznura, który go krępował. Niby taka prosta rzecz, a kiedy przychodzi co do czego ten pierdolony nóż zawsze się wymyka z rąk i odwraca ostrzem do chwytającego. Aż dziw, że te wszystkie palanty z opowiadań od początku do końca swojej heroicznej przygody mają wszystkie palce u rąk. We własnej dość nieporadnej wersji tego wyczynu cichy jakoś ostatecznie pozbył się więzów u rąk i z łatwością przeciął także te u nóg. Zastanawiał się czy nie obudzić Marcusa, ale lepiej chyba było najpierw się znów uzbroić. Jeden dobrze uzbrojony i broniący życia człowiek ma większe szanse niż jeden nieuzbrojony i worek kartofli tuż po obudzeniu.

W mgnieniu oka przytroczył sobie znów do pasa swój zdobyczny jak zawsze sprzęt i narzucił z powrotem płaszcz. Odszukał, prawdopodobnie swoją, sakiewkę z niewielkim łupem zabranym hersztowi bandytów przy drodze i praktycznie wyglądał jakby nigdy go nie związano i nie rozbrojono. Teraz można już było przeciąć więzy i obudzić towarzysza kopniakiem w dupsko.
- Te, wyśpisz się po śmierci. Jak będziesz spać dalej, to masz nawet szansę, że policzą Ci te sny razem na jeden rachunek.
 
QuartZ jest offline  
Stary 13-12-2010, 16:03   #97
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Konrad Metzger
- Rozwiązać go i niech ktoś mu da miecz.
Jeden ze strażników rozciął więzy, drugi z niejakim żalem wydobył z juków miech Metzgera i rzucił mu go. Też złapał go zręcznie i wysunął z pochwy oglądając ostrze czy aby ktoś nie wyszczerbił. Schował go równie zręcznie jak wyjął i przypasał miecz.
- Czy już jednie pan jest gotów? – zagadnął sierżant.
Ignorując drwinę Metzger rozejrzał się i rzekł:
- Na początek proponowałbym się schować, może być i tam. – Wskazał grupę drzew oddaloną jakiś kilometr od umówionego miejsca. – Bo choćbym był nadwornym aktorem i samego cesarza Kitaju to ni chuja nie wmówię im, że ci tam strażnicy konie ze stajni wzięli na przewietrzenie.
- Jebnąć mu sierżancie? – zaoferował się kapral.
- Morda w kubeł, chować konie. A ty mów gdzie macie się spotkać.
- Niedaleko, na rozstaju. Ale teraz nijak nie podejdziecie. Za widno. Zresztą wszyscyśmy się rozproszyli. Jak który zobaczy straż to da nogę. Tedy ja pójdę i…
- Łohoho, czekaj no. Pójdziesz, ale nie sam. Ty i ty idziecie z nim.
- Niech chociaż zdejmą te łachy, toć zastrzelą nas zanim podejdziemy.

Sierżant rozważył chwilę czy jest gotów na to ryzyko, w końcu rzekł:
- Zwalajcie kapoty i pilnujcie go, bo jak wam umknie to wam palik w dupę wetknę. Nie zastrugany! A ty…
- A ja panu pomogę sierżancie –
obiecał Metzger wchodząc mu w słowo.
- A ty… się kurwa zamknij. Ruszać dupy. Jak się wcześniej pojawią to dajcie znać, jak się ściemni to podejdziemy wszyscy.
- A ja pogram w kapcioszki z druhami i popijemy, o… dajcie no trochę gorzałki żebym miał ich czym…
- Kurwa, nie zdzierżę, a może szyneczki wędzonej, albo kiełbaski przysłać?
- Bez przesady, mogliby coś zwąchać.
– odparł bez uśmiechu Metzger choć w środku śmiał się od ucha do ucha.
- Sierżancie, pijanych łatwiej… - mruknął kapral.
- Dobra, daj mu gorzały.
Zarzuciwszy na ramie bukłak skinął głową i ruszył w kierunku miejsca spotkania.
Oczywiście nie miał zamiaru zdradzać kompanów. Rzecz jasna nie miał zaufania do wymiaru sprawiedliwości i do obiecanej mu amnestii. Przy pierwszej okazji chciał pozbyć się strażników, definitywnie rzecz jasna, i dać znać reszcie.
 
Mike jest offline  
Stary 15-12-2010, 13:53   #98
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Oj jakże sytuacja korzystnie się rozwinęła. Tak, że aż mu się chciało płakać. Nie wiadomo jak trudną drogę mieli jego inni towarzysze, jego była tak zajebiście prosta! Był bardzo uradowany, o tak.
Oczywiście szybko zaczęło się dziać źle. Nawet bardzo źle. Szkoda, bo zapowiadał się dzień lepszy niż noc poprzednia.
Ot wyszli z miasta, spotkali kolegę Jeffa i oczywiście ktoś musiał zły się nawinąć. Edgar raczej bardzo nie myślał nad tym co zrobią. Co prawda nie wiedział zbytnio o jakim rodzaju przekupstwa Jeff mówił, ale zapewne nie zapłacono im by podstawili Wilkowi nogę.

- Osobiście uważam, że pomysł zabicia tej zgrai nie jest pomysłem najgorszym. Powiem więcej: ten pomysł niewiarygodnie mi odpowiada.
Edgar przygotował młot i tarczę czekając, aż któryś z jego przyjaciół zacznie walkę z kuszy czy jakkolwiek byle z dystansu, po czym sam wpakowałby się w nieprzyjaciół jako pierwszy. Kolano wciąż bolało, ale dałby radę pobiec w miarę rozsądnym tępem.

Wtedy właśnie Gambino zaczął mówić i zaraz działać, więc Wilk z wielkim smutkiem został z tyłu tak jak sugerował jego kompan. Szkoda, bo liczył na coś bardziej żywego i krwawego. Aczkolwiek dał się sterować tak jak nakazywała obecna sytuacja.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 15-12-2010 o 13:55.
Fearqin jest offline  
Stary 15-12-2010, 15:58   #99
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Walther Ulryk

Podziemia świątynne nie należały do najciekawszych. Prymitywna mapa starego kapłana wskazywała kierunek w którą trzeba iść. Korytarze rzadko się zgadzały, wiele prowadziło do ślepych pomieszczeń. Do tego gdzieniegdzie stojąca mętna woda oraz ruszające się cienie w równoległych korytarzach i pomieszczeniach. Zimne, kamienne ściany nie były zbyt przyjazne. Prowadził Baldwin, jako gnom powinien dobrze poruszać się po tunelach i innych takich podziemnych pomieszczeniach.
~Najpewniej tylko dlatego tak szybko wyszliśmy~
Wyjście znajdowało się poza poza miastem, pod starym cisem.

Już zbliżali się do obozowiska, gdy pod nogi czwórki "bohaterów" potoczył się kamień. Przystanęłi i rozejrzeli się po okolicy. Jeff przesiadywał za krzakiem przed obozowiskiem. Ukrył sie dobrze, ledwo go zobaczyli.
Plan Jeffa był prosty: wybić tych co są już w obozowisku. Prosty i banalny zarazem. I skuteczny. No prawie, Gambina z parę Orków przeszkodził im w rozwiązaniu obozującego problemu.

Waltherowi było po części obojętne, czy ich wytłuką, zastraszą, przekonają czy tylko skopią im tyłki. Ważne żeby skutecznie wykluczyć ich z gry.

~i nic nie stracić~ pomyślał oczywiście o kapłanie, który nie wytrzymał emocji.
Walther wsadził rękę do kieszeni. O ile na złoty sygnet ze szmaragdem z ręki kapłana sie nie załapał, to niewielka sakiewka monet o wysokim nominale wpadła mu w rękę. Oczywiście w pokoju kapłana i jego chłopca zostało jeszcze wiele wartościowych rzeczy, ale na co komu z nas złote kadzidło? Albo podłużny, wykonany ze złota pręt o fallicznych kształtach...

Pamiętką po wędrówce po korytarzach była jeszcze połówka świecy, która przyświecał sobie w tunelach.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 15-12-2010 o 16:02.
JohnyTRS jest offline  
Stary 17-12-2010, 22:13   #100
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Markus Goetz

Wstał powoli, bez słowa. Głowa ciążyła mu jakby była z ołowiu, świat nie chciał stać tak do końca prosto.
Przeciągnął się ostrożnie, by się nie przewrócić, po czym zaczął zbierać swoje rzeczy, w międzyczasie zastanawiając się, co stało się między stanem drzemania przy ognisku, a byciem związanym w namiocie.
Konkluzja była raczej oczywista i Markus miał wielką ochotę wyładować swoje niezadowolenie choćby i w tym momencie.
Powstrzymał sę jednak i złapał za ramię towarzysza, który właśnie chciał wyjść.
- Zaczekaj. - warknął. - Nie wiemy, ilu ich tam jest, prócz tych dwóch skurwysynów. Posiedźmy tu trochę, może któryś tu przyjdzie. Albo przybędzie reszta i odwrócą ich uwagę.
 
Cohen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172