Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2010, 16:49   #11
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Zwalisty, umięśniony, wielki na dwa metry mężczyzna powinien pić najwięcej. Jednak poprosił karczmarza o mleczko, które dostał po, aż dziesięciu minutach czekania, cóż, to w końcu karczma. Mlekiem popijał mięso, ser i chleb. Całkiem smakowity posiłek.
Czas jednak działać. List. Posłuchał co w nim było, posłuchał innych i najrozsądniejszy wydał Markus z propozycją wcale nie głupią.
- Ja mogę pójść. Mam pewien dar przekonywania. A zwą mnie Wilkiem. Edgar jak ktoś woli po imieniu.
W dyplomacji znacznie pomagały wielkie muły i młot bojowy w ręce. A tymi rzeczami Wilk dysponował. Edgar dostrzegł tu wielu potencjalnych rozsądnych osób, oraz trzech możliwych idiotów. Był żołnierzem, piratem, bandytą, a od jakiegoś czasu najemcą. Na ludziach już się troszkę poznał.
Jakiś koleżka, który był z nimi przy stole, sobie poszedł, raczej nie zrezygnował, po prostu, polazł.
Wtedy to jak grom z jasnego nieba przez szybę wleciał bełt, przeszył sługę z karczmy i zabił na miejscu.
Edgar zerwał się z siedzenia, chwycił tarcze i młot bojowy po czym zasłaniając się tarczą ruszył do tylnego wyjścia akurat wtedy, gdy Konrad wpadł na ten pomysł podsuwając go innym, sam zaś pobiegł na górę, mając zapewne niecne plany co do napastnika.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-11-2010, 17:14   #12
 
Kiep_oo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znany
- Panie karczmarz! - wykrzyczał z końca długiej ławy Woody - macie coś do picia poza tymi szczynami?
Mówiąc to, wylał zawartość kufla na podłogę, tuż obok stóp barmana.
- J-j-jeżeli waszmość ma ochotę mógłbym d-d-dać coś z-z-ze swoich zapasów - cicho jęcząc mówił karczmarz - T-t-o rzecz j-jasna będzie ko-oo-sztować...
- Nie szkodzi. Mam pieniądze - Po czym rzucił na stół kilka złotych monet, na widok których połowie gości zaświeciły się oczy - Ale jak okaże się, że to takie samo gówno jak to co przed chwilą miałem w kuflu, to...
Karczmarz dotrzymał słowa. Tym razem jednak trunek był wyśmienity. Powoli delektując się smakiem, patrzył na uradowaną twarz barmana i uśmiechał się delikatnie sam do siebie. Tą błogą chwilę przerwał jednak mrożący krew w żyłach krzyk umierającego, po którym zapanowało w sali wielkie poruszenie.
- Co się tu dzieje? - krzyknął Woody, widząc fontannę krwi wystrzeliwującą z przebitej na wylot piersi kelnera. - Popierdoliło was do reszty?! Jeżeli to jeden z tych konkurentów, kurwa jego mać, to bardzo chętnie zobaczę u niego rozprutą tętnicę szyjną...
Wrzask kelnerek, huk przewracanych stołów i tłuczone butelki - klasyczny obraz karczmy dla plebsu w godzinach wieczornych. Z drugiej strony jednak to z jego piersi mógł teraz wystawać bełt.
"Ehhh... Zginąć z ręki jakiegoś knajpianego skurwysynka... Niezbyt chwalebna śmierć. Kto, jak kto ale ja na pewno nie zasługuję na taki koniec... Tamtych dwóch Markus i jeszcze jeden... jak mu tam... ten pedałek Konrad, podniecili się jakby bójki w karczmie nie widzieli. Trudno... Jak mus to mus..."
- Nie wiem jak wy, ale ja nie chcę dołączyć do tego nieszczęsnego chłopaczka - wyjątkowo spokojnym głosem powiedział (a właściwie wyszeptał) do reszty - Panowie wychodzimy...
Po czym spokojnym krokiem dołączył do Markusa i Konrada...
 
Kiep_oo jest offline  
Stary 02-11-2010, 17:40   #13
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Bełt wpadający przez szybę. Klasyka. Na ogół sam moment przejścia przez szybę na tyle wytrącał bełt z jego pierwotnej drogi, że trudno byłoby nawet powiedzieć w kogo był wycelowany. Niemniej jednak stojąc z bogu Cichy podśmiewał się w duchu. Tyle zamieszania o nic. Przecież gdyby ktoś chciał ich powystrzelać nie robiłby tego jednym bełtem, a już na pewno nie byłoby czasu na krzyki i bieganinę. Bełty po prostu posypałyby się pęczkami do środka i byłoby pozamiatane.

Mimo wszystko wrodzona spostrzegawczość wywabiła go na zewnątrz. Niby mały ruch za szybą, niby nic, a jednak zaniepokoiło go na tyle, by uniknąć zbędnego ryzyka i popatrzeć na wszystko z boku, jak zawsze. Teraz zostało tylko wyryć sobie w pamięci wygląd strzelca, skąd strzelał i dokąd uciekł, albo przynajmniej gdzie się przemieścił nim zniknął mu z oczu. To zawsze jakiś początek.
"Ach, no tak..." - Wtrącił w myśli - "W końcu jestem już zakontraktowany. Cóż, zdaje się, że można by podejść do tylnego wyjścia i zaczekać na resztę. I tak siedzimy w tym wszyscy razem."
Jak pomyślał tak też uczynił i kątem oka zauważył iż nie był wcale jedynym, któremu tylne wyjście przyszło na myśl jako o wiele bardziej odpowiednie od frontowych drzwi.
 
QuartZ jest offline  
Stary 02-11-2010, 17:42   #14
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
"Kurwa."

To była pierwsza myśl Merra, gdy bełt przebił służącego. Instynktownie zanurkował pod stół, zwłaszcza ze było go pięknie widać z przeciwległego okna.
Z pleców zdjął swoja kuszę, załadował bełt.

Druga myśl - "co robić"- nastąpiła naturalnie równie szybko co pierwsza. Rzuciwszy tylko okiem na to, czym zajmuje się reszta towarzyszy- puszący się koleś, który siedział w chwili ataku przy barku szpanując kilkoma złotymi monetami, Konrad, człowiek z syndromem "rozwalę ich", i Edgar, zwalisty mężczyzna dzierżący młot bojowy- podjął decyzję.

Merro szybko przemknął w kierunku Edgara. Znalazłszy się koło niego, mruknął tylko:

-Idź przodem, osłaniam cię.

po czym podążył za wojem w kierunku tylnego wyjścia.
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "
adurell jest offline  
Stary 02-11-2010, 18:22   #15
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Baldwin Styrbjorn


Baldwin pewno byłby zirytowany tym, że jego propozycję honorowego pojedynku na picie odrzucono, gdyby nie to, czym tutejsze panny obdzielały innych tak chętnie, jak poborca podatkami. Tym "czymś" były cycuszki, co - w jego rodzinnych stronach - byłoby nie do pomyślenia. "Cywilizacja, psia mać." - mruknął do siebie w myślach, odsuwając dziewczę z powodu usłyszenia odgłosu brzęczącego szkła, którego następstwem był hałaśliwy wrzask. Dzielny Gnom odepchnął od siebie służkę przewracając ją na ziemię, po czym złapał za ogon ciężką, długą jak oburęczny miecz rybę i po szerokim zamachu wyrzucił ją przez okno, swym bystrym wzrokiem dostrzegając zamazane kontury trojga ludzi,którzy... wdali się w walkę między sobą! Zafrasowany tym odkryciem wojownik szybko złapał swój topór, następnie narzucił plecak i poprawiając drewnianą tarczę osłaniającą plecy podszedł do przebitego biedaka. Chłopaczyna z bólu postradał głowę - Styrbjornowi żal było słaniającego się, umierającego służącego więc wspaniałomyślnie skrócił jego męki separując głowę od ciała. Następnie jednym susem doskoczył do Merra i szukając wszędzie potencjalnego niebezpieczeństwa krzyknął głośno, tak żeby wszyscy nowi towarzysze go usłyszeli:
-Jestem Baldwin Styrbjorn z klanu Hriskaar! Jak pewnie zauważyliście tam za oknem jest trzech napastników i pewno tłuką się między sobą!
 
Aramin jest offline  
Stary 02-11-2010, 19:26   #16
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Walther Ulryk

-Kurwa, nawet zjeśc nie dadzą - Walther niespodziewał się bełtu w piersi pomocnika szynkarza.
~ nie tylko my dostaliśmy list o konkrencji~

Zaśmiał się w duchu, kiedy gnom Baldwin wyrzucił za okno rybę. I że podobno jest trzech.
~Ryba nie jest zła~pomyślał i zgięty podbiegł do leżącego posługacza i podniósł kilka cienszych drewien. Przy okazji siagnął ręką do kieszeni spodni trupa i wydobył z niej kilka monet.
-Trzeba korzystać z okazji- szepnął pod nosem i bogatszy o trochę grosiwa podbiegł wraz z drewnem do ławy. Uklęknął, sprawdził czy jego kusza nadal leży na ławie i upewniwszy się, że pomiędzy nim a wybitym oknem nikogo nie ma, mocno rzucił pierwsze bierwiono.

Sięgnął po kubek ze stołu, łyknął piwa.
- A właśnie - zaczął głośniej niż powszednio - jam jest Walther. I wystarczy. To tak na przyszłość, żebyście wiedzieli. - ton jego głosu nie uległ zmianie. Był taki jak zawsze. Bez emocji.

Po chwili wyrzucił drugie bierwiono, tym razem trochę mocniej. W ogólnym hałasie, jaki powstał po strzale z zewnątrz, nie słyszał, czy trafił.
Ta latająca ryba dała mu dużo do myślenia.

~Dobra, zaraz albo oni zaatakują, albo my ich~
Po chwili wybiegł z głównej sali na tyły gospody kierując się do tylnego wyjścia wraz tym, który rzucił kością w wyjca. Napiął kuszę, nastepny bełt trzymał w dłoni, gotów do szybkiego naciągnięcia urządzenia.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 03-11-2010 o 18:51. Powód: literówka
JohnyTRS jest offline  
Stary 02-11-2010, 23:50   #17
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Segregowanie i selekcjonowanie nie należały do zajęć darzonych przez Burnsa szczególną estymą. Choć zwykł był on palić na stosach całe elfie czy niziołcze rodziny, rwać krasnoludy i gnomy końmi, topić Baklunów i Flanów w kałużach i dusić klechów Niezwyciężonego własnymi różańcami to nie dało się mu zarzucić małomiasteczkowej nienawiści do obcych czy braku zrozumienia dla mniejszości. W gruncie rzeczy Jason był pogodnym, prostolinijnym człowiekiem i zwykle zabijał wolny od negatywnych emocji. Obecnie też nie chciał przykładać ręki do formowania grup, odbierać jednym nadzieję czy życie, innych mamić obietnicami sukcesu w krainach za siedmioma górami. Postąpił porządnie, jak przystało na dżentelmena. Poszczuł na siebie wszystkich zainteresowanych wycieczką w nieznane i naniuchawszy się białego proszku ze szklanej tafli poszedł do burdelu poruchać, coby pobrane na zaliczkę monety nie zaśniedziały w kieszeni. Fachowiec. W wielu dziedzinach. Na ludziach znał się chyba najlepiej. Choć dziewiątce awanturników poświęcił ledwie parę chwil, dając Martinowi załatwić formalności, w liście zawyrokował słusznie. Jeśli kogoś miałby wybrać to tych gamoni w ostatniej kolejności. Sceny, które rozgrywały się w karczmie "Kucyk na rozstaju" dawały jego słowom pełne poparcie.

* * *

"Alberto! Alberto, syneczku!" – ryk, który wydobył się z gardła jednej z posługaczek zmusił przyszłych konkwistadorów do rozważenia, czy aby kobiece zawodzenie nie jest dla zdrowia groźniejsze niż salwa z kusz. Niewiasta, której jedynak oberwał przypadkowym pociskiem odchodziła od zmysłów i było pewne jak amen w pacierzu, że niejedną banshee wpędziłaby w kompleksy. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Wspaniałomyślny Baldwin katowskim cięciem odseparował głowę od ciała młodego chłopaczyny serwując okolicznym klientom i zmierzającej ku truposzowi matuli karmazynowy prysznic. Jego krzyk zagłuszyło dzikie zawodzenie przybitej kobieciny, która zupełnie odeszła od zmysłów i chyba szykowała się do jakiegoś desperackiego ataku na kurdupla, który rozkawałkował jej dzieciaka. Otyła, dość wysoka jak na ludzką kobietę posługaczka znalazła się w stanie podobnym do berserku. Celem był gnom, a orężem porwany w amoku stolik, który wzniosła w górę sposobem równie tajemniczym jak receptura na stworzenie kamienia filozoficznego. Awantura o wyrzuconego za okno jesiotra zeszła w tym momencie na drugi plan. Przynajmniej dla Baldwina.

Dla Cichego kłopotem była istotnym. Powodowany jakimś wrodzonym, szóstym zmysłem ewakuował się poza oberżę zanim jeszcze ktoś posłał bełt do środka. Znalazł się w zaułku, mógł przypalić skręta i w spokoju uraczyć się wschodnią, ziołową mieszanką za którą wybulił niemałą sumkę. Słysząć świst pocisku w powietrzu odruchowo spojrzał w kierunku, z którego dochodził, ale nic mu z tego nie przyszło. Owszem, jakaś niewyraźna sylwetka zamajaczyła w oddali. I tyle, mgnienie oka i jej nie było. Biec za nią? Rzucać się na głęboką wodę, brnąć w miejską toń, szlaeć wśród plątaniny klaustrofobicznych zaułków i uliczek? Thornward miał wiele paskudnych tajemnic i samotne ruszanie w pogoń za jakimś łotrem wiązało się z niezdrowym ryzykiem. Ryzyko zresztą czaiło się wszędzie... Cal ledwie dzielił Cichego od śliskiego, oblanego olejem pyska ciśniętej przez okno ryby. Rzezimieszek zdążył odskoczyć, poślizgnął się na wywalonych z gospody odpadkach, z trudem złapał równowagę podpierając się o ścianę. "Co jest do kurwy! Co jest kurwa grane!" – syknął zapijaczonym głosem jakiś kształt, który wyłonił się spod sterty rozrzuconych w zaułku szmat. Zaraz za nim, gramoląc się spod przyglądającego się całemu obrazkowi szklistym wzrokiem jesiotra, wyskoczył drugi obiekt. Obaj capili strasznie, a wyglądali jeszcze gorzej. "Gdzie mię kurwa z tą rybą chuju!" – wrzasnął jeden z pijaczków, chwytając bogu ducha winną istotę za ogon i zamierzając się na Cichego. Broń robiła wrażenie. Zabójca zdążył kucnąć, przepuścić impet uderzenia nad głową, uratować się od paskudnego pacnięcia. Łeb jesiotra przygrzmocił w ścianę sąsiedniego budynku aż posypał się tynk, a zgromadzone na dachu gawrony z krakaniem zerwały się do lotu. "Rybą? Nas bohaterów rybą? O ty kurwi synu!" – zawtórował koledze drugi z opojów, idąc mu w sukurs z wyczarowanym skądś kawałkiem pękniętej dechy. Ciężkie terminy przyszły na Cichego, oj ciężkie. Mało brakowało, a oberwałby przez łeb wyrzuconym przez okno bierwionem. Kurwa, ktoś znów rzucał czymś ze środka! Pozostawała nadzieja, że tym razem pociski trafią w miejscowy element, kręcący młyńce, bądź to jesiotrem, bądź to sosnową deską.

* * *

"I co o tym sądzisz Jimmy?" – wąsacz w murarskim kitlu zaciągnął się tytoniowym skrętem.
Zagadnięty kumpel, podobny mu aparycją, solidnie zbudowane chłopisko o dłoniach niczym bochny chleba wypluł do miski wyżutą do cna kość wyłowioną z gulaszu. Oblizał się i poluzował pas przy spodniach. Nic nie mówił, ale trójka kompanów z jego miny była w stanie wiele wywnioskować. Akcje mówią za ludzi o wiele więcej niż słowa. Szczególnie takie akcje.
"To kiedy? Kiedy i jak?" – murarz ozwał się znowu, obserwując kątem oka wybiegających z lokalu rozrabiaków. Widząc znikające za tylnymi drzwiami oberży plecy ostatniego w pochodzie Walthera uśmiechnął się delikatnie i przygładził wąsa.
"Jeszcze troszkę. Niech sprawa ostygnie. Rob, masz co trzeba?" – ochrzczony Jimmym brodacz, odstawił od siebie opróżnione do cna naczynia i zwrócił wzrok ku siedzącemu po swej prawicy dryblasowi w umazanym farbą kubraku.
"Jasne. Widzisz, że nasz test się powiódł. Jestem gotów, by przejść do rzeczy" – malarz wyskubywał brud spod paznokci, nie zadając sobie trudu spojrzenia na mówiącego doń druha.
"Poczekajmy trochę. Zanim skończymy pośmiejmy się jeszcze przez moment..." – Jimmy wydobył scyzoryk zza paska i mówiąc zaczął wydłubywać spomiędzy zębów resztki żarcia. Szykował uzębienie na danie główne dzisiejszego wieczora.

* * *

Próżne nadzieje. Drugie wyrzucone bierwiono zadudniło na cegłach przeciwległej ściany, a ochlapusy dalej były w bojowym nastroju. Tyle, że teraz z drugiej strony wypadła jakaś banda, kamraci pojedynkującego się z desperatami Cichego. "Panowie! Szybko tu, bierzcie tu tego, o! Chuj śmierdzący szaleju się najadł!" – zaapelował do Edgara i reszty spółki mistrz walki owocami morza. Chyba nie ogarniał się specjalnie i nie wiedział, co dzieje się dookoła. Mało kto zresztą wiedział, co się tu na dobrą sprawę dzieje.

* * *

Zdyszana, drobna postać weszła do środka głównym wejściem. Dziewczyna mogła być pewnie córą któregoś z czterech pijących solidnie roboli, którzy zasiedzieli się w oberży. Od razu podbiła do sączących gorzałkę wąsaczy i coś im tam świergotała, szarpiąc murarza za rękaw. Pewnie mama się niepokoiła, gdzie się dziad prowadza po nocy. Na pewno. Jasna sprawa.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 03-11-2010 o 00:22.
Panicz jest offline  
Stary 03-11-2010, 00:24   #18
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Walka z pijaczkami nie była zbyt wymagająca, ale mieli po swojej stronie element zaskoczenia. Co prawda należało się spodziewać, że w zatłoczonych miastach syf zaczyna żyć własnym życiem, jednak ta sterta szmat na początku na prawdę wyglądała na stertę szmat. Z czasem okazało się iż owe szmaty są jakąś nieokreśloną odmianą ludzi, a przynajmniej czegoś bardzo podobnego z dość znaczącą różnicą zapachu. Chociaż wyrozumiałości też im brakowało.

Nie był może wygimnastykowany jak leśne łasice, czy tancerki z nocnych gospód, jednak nadrabiał to przewidywaniem. W zasadzie nie było ruchu owych dwóch, który miałby szansę umknąć jego uwadze, a alkohol w żyłach przeciwników wcale nie dodawał im kociej zwinności. No chyba, że najpierw kota wytrzepiemy o ścianę i kopniemy w dupę.

"Że też te dupki musiały uciąć sobie drzemkę po drodze do tego pieprzonego zaułka" - Klął w myślach nie wydając jednak z siebie ani jednego dźwięku. Nie lubił zakłócać walki zbędną gadaniną. - "Zdecydowanie coraz trudniej o porządny cichy zaułek. Chociaż może tutaj tak mają?" - Żenująco niski poziom bojowego wyzwania umilał sobie złośliwymi przytykami. Nawet nie bawił się przy tym tak, jak powinien. To wszystko nie tak, byli zbyt wolni, nie stosowali chwytów poniżej pasa i ukrytych 'sztuczek'. Po prostu nudzili jego czule zmysły. Ba!, uchylając się przed jednym z ciosów zdążył rzucić okiem na obrazek w gospodzie. - "I znów durnie odwalili szopkę. Jeszcze ta baba musi się drzeć! Ja pierdolę! Skąd ona bierze takie wysokie tony w tym wielkim cielsku?"

Kiedy dwójka pijaczków zdążyła się zmęczyć i ich ruchy stały się zbyt powolne, by nazywać to wszystko unikami nie wytrzymał. Rzucił w ciemność krótko

- Panowie, nie mam na to czasu.

Zdążyli jedynie wydać ostatnie wołanie do wybiegających z karczmy pozostałych. Nikt nawet nie zdążył zareagować. Na oczach zaskoczonych sceną współbiesiadników cichego jedno z gardeł szybko otwarło się z czerwoną fontanną, a pierś drugiego nabawiła się paskudnego otworu między żebrami. Serce trafione szybko i celnie stanęło od razu. Przynajmniej w zabijaniu zachował się humanitarnie. Jeśli zabicie kogoś można tym słowem w ogóle określać.

Chwilę później stał już przy tylnych drzwiach gospody czyszcząc ostrze z krwi. Nie lubił tego. Nie lubił czyszczenia noży. Zdecydowanie wolał zostawić sztylet w rzucającym się jeszcze ciele i walczyć pierwszą bronią jaka mu się nawinie. Tym razem nie miał nawet żadnej pamiątki, a co najgorsze - te skurwysyny nawet całą kasę przepili!

Gdy przez tylne drzwi wypadali kolejni uczestnicy teatrzyku we wnętrzu, rzucił im tylko pytające spojrzenia zupełnie nie kryjąc swojego krwawego zajęcia. Nie wysilił się nawet na proste "No i co teraz, chłopcy?", po prostu czekał na jakieś konkrety spokojnie polerując nóż.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 03-11-2010 o 01:13.
QuartZ jest offline  
Stary 03-11-2010, 00:36   #19
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
Merro Jorino
Z bronią w pogotowiu, Merro wylazł z karczmy, kryjąc się za Edgarem, który
iście idealnie nadawał się na osłonę z ta swoja dużą tarczą. Nasłuchiwał, uważnie wypatrywał, skąd u licha a raczej gdzie podziali się ludzie, którzy zastrzelili chłopaka w karczmie. Nasłuchiwaniu nieco przeszkadzał fakt, że w środku przybytku jakaś kobieta zaczęła drzeć japę wniebogłosy. Gdy jednak wyskoczył wraz z innymi zza zaułka i spostrzegł Cichego unikającego ciskanych w niego przez klnących pijaczków przedmiotów, coś mu zaświtało.

-Panowie, wygląda na to, że ktoś chciał nas wywabić z karczmy. Jakby chciał zabić toby się nie pierdolił z jedna kuszą, a jak widzę innych ludzi tu ani widu ani słychu. Trza grzecznie przepytać tych dżentelmenów -wskazał na żuli - , mogli coś widzieć.

Ale nie zdążył. Cichy, najwyraźniej z powodu urażonej dumy, rzucił się na dwójkę pijaków. Po chwili, z potencjalnego źródła informacji zostały tylko zwłoki.

-No masz, musiałeś ich zabijać, idioto? Poprawił ci się rycerski honor?

Merro westchnał.

-Sam żeś coś widział, czy tak tylko zarzynasz przechodniów?- do Cichego, z nutka rezygnacji w głosie.

Po czym mruknął do wszystkich:

- A tak przy okazji, mówcie mi Merro.
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "

Ostatnio edytowane przez adurell : 03-11-2010 o 00:42. Powód: Cichy mnie uprzedił z postem.
adurell jest offline  
Stary 03-11-2010, 01:04   #20
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Cichy

Cichy przez chwilę jeszcze zwlekał z odpowiedzią. Zdecydowanie nie lubił gadać więcej, niż potrzeba więc zaczekał aż słuchaczy będzie więcej niż jeden. Z resztą i tak był chwilowo zajęty odpalaniem kolejnego skręta, co było wyżej w jego hierarchii wartości niż przekazywanie informacji jakiemuś krzykaczowi. Z resztą o co tyle krzyku? Łącznie trzy trupy, ale żadnych strat własnych. Kto by liczył resztę...

Po kilku głębokich wdechach i równie dużych chmurkach jadącego dziwnymi ziołami dymu powiedział spokojnie:

- Strzelec był jeden, zwiał zanim jeszcze bełt dobrze wbił się w dzieciaka.

Mówiąc to nawet nie oderwał wzroku od ostrza. Z resztą nie musiał dodawać komentarza od siebie. Każdy kto ruszał czasem zawartością czaszki od razu zauważył że napastnik nawet nie myślał o przeładowaniu, a co dopiero drugim strzale.
Ostrze było już niemal czyste jak przed bójką. Jeszcze ostatnie tarcie i w jego powierzchni znów ładnie odbijał się się czerwony punkcik żaru jego skręta. Schował sztylet do ukrytej pod płaszczem pochwy, po czym dorzucił jakby nigdy nic.

- Tych dwóch? Poszło o rybę, nie moja wina.

Z resztą szybciej było ich zabić, niż zamęczyć ich aż padną. Im dłużej skupiał swoją uwagę na szamotaninie, tym więcej czasu ryzykował na widoku. Strzelec może i zwiał, ale nie wiadomo czy nie przeładowywał kawałek dalej za rogiem czekając na dogodny moment.
Znów stał tak popalając swojego peta jakby nigdy nic. Nawet nie starał się wyglądać, jakby się przejmował, albo jakby miał dodać cokolwiek do prostego stwierdzenia o rybie. Po prostu czekał na jakieś postanowienia odnośnie dalszego działania. Nie lubił siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. Kiedy skończył palić rzucił jeszcze szybko.

- A mówcie na mnie jak chcecie, mi bez różnicy.
 
QuartZ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172