Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2007, 13:38   #31
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz Leszczyński

Witajcie Waszmościowie, długo prawić nie będę bo czas nagli wszelako takie oto przydziały stworzyłem. Bohdan Badenowicz wraz z braćmi zwiad będą tworzyć i jeszcze 8 ludzi spośród kozaczyzny dobiorą wedle uznania i umiejętności.
Mości Pan Władimir nad oddziałem strzelców - naprędce stworzonym - komenderować będzie a nie sprawdźcie mu zawodu bo takoż i mi sprawicie. Niechże się każdy kto rusznicę posiada do Mości Pana Władimira zgłosi.
Panie Studziński, Tobie Waszmość dowodzenie nad resztą szlachty pozostawie, wprzódy jednak sam pięciu dobiorę, którzy to straż przyboczną stanowić będą.
Reszta kozaków pod regimentarz Pana Krasuna przejdzie a on sam dwóch wybierze do przydziału Panu Hansowi który to opiekować sie naszym działem będzie i wierzę, że dobry z armatki użytek zrobi.
Zanim jednak przejdziecie pod komendy właściwe słuchajta com chcę Wam powiedzieć. Nie raz żem był na wyprawie wojennej i nie raz żem widział śmierć srogo się wszędzie pasącą. Przeto powiadam Wam posłuszni rozkazom bądźcie a sprawię, że to My paść się będziem skarbami i bogactwem wszelakim na Turczynie zdobytym. Macie poruszać się szybko i cicho tak by niepotrzebnych walk nikomu nie przysparzać - Panowie Badenowicze myślę, że zaufania mego nie zawiodą i bystrość wroku i czułość słuchu na zwiadzie zachowają. Z każdej strony pilnować się będziem ale niech no tylko zobaczę, że jaki pijany chodzi a nie daj Boże wartuje lub zwiaduje takowy to łeb przetrące bez sądów żadnych. Nie czynię tego dla siebie jednak, lecz dla bezpieczeństwa reszty ludzi, nikt z Was nie chciałby być przez pijanego pilnowany bo to nie sztuka takiego podejść i resztę ludzi podczas snu powyrzynać lub zasadzkę jakąś zrobić - a wiecie przecie, że tatar ani turczyn od sposobów takowych nie uciekają.
Co do planów szczególnych wypowiadać się nie będę, bo nijak to na nasz
wymarsz wpłynie jeśli powiem a jedynie kłopotów przysporzyć może jeśli jakie gumowe ucho wraz z nami jedzie. Wiedzcie jednak, żem wraz z Panem Krasunem i Wladimirem wszystkom zaplanował a konkretne rozkazy dotyczące Waszmościów wasi dowódcy przekażą.
Za wykazanie się w boju jak i w drodze na nagrodę liczyć możecie - na wyprawy koniec hojnie obdarzę najbardziej mi wiernych i pomocnych i tak mi dopomóż Bóg. Zasady już poznaliście choc dla przypomnienia powtórzę.


Pan Mariusz przypomniał jeszcze zgromadzonym prawa, które na początku przyjazdu obwieścił, zebrał wokół siebie dowódców co by konkretne rozkazy im przydzielić. Najpierwej zwiad z braćmi Badenowiczami i resztą kozaków puścił - szczerze i silnie ściskając dłoń dowódcy - tak samo i z innymi postąpił - każdemu z osobna gratulując i dając do zrozumienia, że nie tylko zaszczyt ich spotkał ale, że i zaufanie im swoje powierza a i w łupach na większą część liczyć mogą.
Mając już z każdym do czynienia wiedział Mariusz kogo do staraży przybocznej przydzielić mu trzeba. Wziął więc mężów na schwał co to mu najbardziej wprawieni w boju się wydawali, upewnił sie jeszcze, ze pistolety posiadają a że z pięciu jednego bez samopała utrafił dał mu więc własny półchak co by i on gorszy nie był.
Resztę dowódcą już pozostawił, baczył jedynie czy im ludzie posłuszni i jak do wymarszu się zbierają. Upilnował jeszcze co by tabór trójkątem jechał obstawiany przez Pana Władimira. Uradził też z dowódcami co by podczas drogi na Sicz z kilka razy zamanewrować obronę z atakiem przy wozach tak aby przy faktycznej walce każdy wiedział gdzie jego miejsce i co ma robić.
Zadowolony jechał na koniu co rusz podjeżdzając do jednych czy drugich, czasem zamienił słowo z żołnieżem bez względu na to czy kozak on czy polski szlachcic, nie unikając ani pochwał ani nagany jeli takowe potrzebne były.

Rzecz jasna przed samym wymarszem każdemu zgodnie ze słowem rzekniętym złocisza wręczył i dłoń uścisnął bacząc czy z pijanym do czynienia nie ma. Każdemu z osobna też przy tym słowo dobre powiedział chwaląc czy broń przednią czy też umiejętności, siłę czy choćby odwagę - (jeśli już innych przymiotów nie widział) za pozostanie z nim i wspólną wyprawę.
 
Eliasz jest offline  
Stary 13-05-2007, 14:37   #32
 
Radosław's Avatar
 
Reputacja: 1 Radosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwu
Wznosić zaczęto okrzyki radości na taki obrót sprawy. Widać było, że przypadł żołnierzom taki rozkład stanowisk dowodzenia, przez który nikt dyskryminowany się nie czół. Tym bardziej chwalono bystrość wodza, co tylko dobry przebieg kampanii wróżyć mogło. Po okrzykach i wiwatach, przyszli podkomendni tłum uciszyli, by sami coś od siebie rzucić.

Waszmość Florian Stuziński:

Z błyskiem w oku i skromnym uśmiechem pokłonił się w pas przed Wodzem, czapkę z głowy ściągnąwszy. Po czym wartko jak na butnego młodziana przystało mowę zaczął:

Dzięki Panu Mariuszowi za tak wielkie wyróżnienie. Dołożę wszelkich starań ażeby w moim oddziale dyscyplina była, ład i porządek. Jak Bóg mi świadkiem będziesz miał zemnie pożytek Sokole Bystry, nie jeden Turek padnie pod moimi szablami. Pod Twoją wodzą na sebaków ruszmy pogrom w ich ziemi siejąc.

Tu pozostał z pięścią wzniesiona w górze, przerwał wypowiedź, pokłonił się raz jeszcze i stanął za Panem Mariuszem, więc mniemać można, że tak jeszcze bardziej honory Wodzowi chce oddać. Wzniosła też ogromnie krzyk szlachta na to wystąpienie.

Igor Krasun:

Również oddawszy honory. Zaczął wyniośle skierowany nieco do braci kozackiej, by pewnikieme przypodobać się kamratom:

Ja już dziękował za te wyróżnienie, co mi łaskawie Waszmość Mariusz ofiarował. Przeto nie zaszkodzi podziękować jeszcze raz za tak wielkie zaszczyty. Mam nadzieje, że moja stara głowa przyda się jeszcze, na co temu dzielnemu kawalerowi. Wysiekam ja z Sziczowcami mymi drogę Panu Mariuszowi do skarbów Turczyna.

Tu pokłonił się nieco a z za jego pleców dało się słyszeć krzyki pozyskanych kozaków. Co to; Za Panem Mariuszem, za Krasunem, na turczyna, na turczyna głosy podnosili.

Bohdan Badenowicz:

Najstarszy z braci wąs pogładziwszy wyszedł z tłumu kozaków pokłonił się nisko i tak zaczął:

Dzięki za takie wyróżnienie wiedz Waszmość, że strzec was zwiad będzie jak oka w głowie, a Tatar na was nie spadnie znienacka w drodze. Ja i moi bracia za to ręczyć możemy głową, bo żadna zadyma nam nie straszna.

Tu przerwał, widać mowy nijakiej dłuższej nie gotował i dołączył do szeregu za Panem Mariuszem.

Hans Wurst:

Pokłonił się skromnie, znerwiony był widać nieco drwiną gawiedzi. Nieco tylko podniesionym głosem zaczął:

Dzięki wielmożnemu Panu Mariuszowi za spełnienie mej prośby. Umiejętności me w twoje ręce powierzam, niech ci dobrze służą.

Po czym na wzór jak inni za Panem Mariuszem stanął. Tu znów wybuchły śmiechy, bo szlachty i kozaków oczy na powrót skierowały się na niemieckiego żołnierza.

Po przemowie jeszcze Pana Włodimira, który widać dłuższą gawędę szykował, może też chciał żołnierską brać na duchu podciągnąć, do dalszych poleceń Wodza zaczęto przechodzić.

Wypłata i osobista rozmowa z każdym wojem morale oddziału niezwykle podniosła, co cieszyło Pana Mariusza niezmiernie. Gdy sięgnął przecie pamięcią do chwili, kiedy pierwszy raz te trzodę obaczył, nie mógł uwierzyć, że armie taką z niej uczynił, przez co pojaśniał nieco, bo zdaje się, że przez swój talent niejako cudu dokonał.

Po dwóch zgoła godzinach ruszył tabor w drogę, a że wozy jeszcze puste były, bo łupów żadnych nie dźwigały, jeno tylko trochę strawy dla oddziału, to szybko szło. Tym bardziej radość nastała wśród wojaków, bo prędko Siczy można było wypatrywać.

Tak to okolice Buchacza opuszczono i przez pięknem jaśniejącą dziewiczą Ukrainę na Sicz zaciąg żwawo ruszył.
 
__________________
W ferworze walki, na polu bitwy jakim jest życie obronną ręką wychodzą tylko Ci, których serca nie potrafią klęknąć przed nieprawością.

Ostatnio edytowane przez Radosław : 13-05-2007 o 14:46.
Radosław jest offline  
Stary 14-05-2007, 15:03   #33
NW.
 
NW.'s Avatar
 
Reputacja: 1 NW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skał
Władimir Koszyński

Na te słowa wystąpił po wszystkich i przyklęknął przed pan Mariuszem, ręce wzniósł pod nieboskłon i tak się ozwał. -Nie wiem już szlachetny druchu, który to już raz dziękuję ci za wszystkie dobre uczynki co żeś poczynił względem mej osoby. Tak jak i wielmożny pan Krasun- w tym momencie wskazał na starego kozaka jak i całą brać kozacką -lat mi już nie zbywa, lecz myślę sobie że nie sprawię żadnych problemów w bitewce a i może dopomoge jakoś jak święta panienka wesprze mnie w mych staraniach- powstał na baczność i dalej kontynuował. -Widzi mi się że ładną trzódkę sobie sprawie w mym oddziale, bo już się sporo Panów Braci z bronią palną naliczyłem, przeto z pomocą taką fachową, wygrana jest nasza!- pokłonił się po raz ostatni i wskoczył na swego weirzchowca. Dziwne było że mimo swej tuszy poruszał się tak zwinnie i szybko, podjechał w ten czas co do poniektórych waszmościów i gawędzić zaczął z tymi którzy pistolety jakoweś mieli. Zapraszał ich by jechali w niedalekiej odległości od niego i sam ustalał ich pozycję w szyku. Co jakiś czas popatrywał na grupę braci którzy wysforowali się już do przodu i popędzani obowiązkiem rozglądali się bacznie na boki. Wiedział że z tak doborowym składem nic im nie stanie na drodze, uśmiechnął się na tę myśl i wyciągnął gąsiorek przytroczony do siodła. Pociągnął łyczka złocistego miodu i podkręcił wąsa. Rozmarzył się przez chwilę o łupach i sławie jakie na nich czekały. A coż ja będę miał do opowiadania o zwycięstwie naszym w karchmach i spelunkach różnych, toć ludność poczciwą zadziwię! Ha!- zaśmiał się sam do siebie i popędził nieco konia.
 
__________________
Always remember that You are weak against the power of the Dark Side.
NW. jest offline  
Stary 14-05-2007, 16:28   #34
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz Leszczyński

Rad był wielce widząc co się dzieje z jego wojskiem. Karni i posłuszni się zrobili choć myślał on, że bez batorzenia dyscypliny tu nie ustanowi... a jednak. Jechał dumnie na przedzie oddziału, straż przyboczna wraz z nim. Zapoznał każdego z tej piątki gdyż jak mu życia mają pilnować toć to musi wiedzieć komu swe życie powierza. Lecz gdy tylko chwile wolne przyszły to podjeżdzał do kamrata swego Wladimira, aby pogawędke z nim uciąć i wspólnie miodu wychylić - zważał jednak aby za wiele nie pić, mimo że łeb jego solidny do picia to nie chciał on wojsku morale obniżać a niechybnie by tak było gdyby co jaki żołnierz patrzeć się miał na pijącego a sam nawet ust zmoczyć by nie mógł. Jechał i podziwiał okolice, miał na to czasu trochę - widać było, że w koniu urodzony, może nie tak bardzo jak tatary i kozaczyzna ma w swym zwyczaju - ale widac było, że w koniu prezentować się umie. "Wicher" dobrym był koniem, nie raz na grzbiecie jego walczył. Posłuszny i odważny, przy tym szybki i dość wytrzymały - zastanawiał się czy pożegnać mu się przyjdzie jak na czajki wejdą czy starczy na nich miejsca i dla koni. Pożyjemy, zobaczymy pomyślał i nie trapił się więcej, bo pogoda piękna, wojsko pod jego komenderunkiem i na wyprawę właśnie zmierzał - cóż jeszcze mu do szczęścia potrzebne ? Radował się więc Pan Mariusz chwilą obecną, tym , że udało się bandę warchołów na kształt armi stworzyć - choć do prawdziwego wojska to jeszcze droga długa i daleka - ale i tym nie mógł się martwić bo wiedział przecie, że dopiero potyczki i wspólne walki zachartują ludzi i wyrobią z nich prawdziwych żołnieży - co to gotowi w ogień wskoczyć za dowódcą.
 
Eliasz jest offline  
Stary 15-05-2007, 19:45   #35
 
Radosław's Avatar
 
Reputacja: 1 Radosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwu
Ciepła spokojna noc na Ukrainie

Wędrówka na Sicz trwała.

Za twoim przykazaniem przygotowano kilka razy w marszu przemianę w szyk obronny, z wędrownego. Może kilka wad jeszcze czynili żołnierze, ale i tak już w postępy wielkie poszli. Nie było jednak zbytniej sposobności na doskonalenie tej sztuki, bo czas naglił, tędy na takich przygotowaniach poprzestać musiano. Wódz nie był do końca zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale nie karcił żołnierzy, którzy i tak wiele dawali z siebie by postępy poczynić. Pamiętał przy tym i warzył słowa mądrego Krasna, że kozacy jeno wolność mają, więc jej strzegą ponad miarę. Powtarzał, więc czasem, gdy był sam lub z Władimirem: Nie czyń nam boże ataku Tatara, albo chwalebnie daj zginąć, nie jak psów we śnie wybijaj. Wiedział przy tym że jeśli tylko dotrą na sicz, to pod bokiem kozackiej braci stworzy z nich gwardie przednią i wtedy nie będzie się lękał powrotu, bo kto na ich drodze stanie tego w pień wysiecze i nowe jeszcze łupy zgarnie. To podnosiło go na duchu i uśmiech przywracało. Nie przejmował się aż tak zanadto narzekaniami Wodza Władimir, bo znał dokładność Mariusza i wiedział, że zbyt mocno przykłada się on do niektórych spraw, które i tak u innych przywódców na niższym poziomie stoją. Rozumiał przy tym że to pierwsza tak duża ekspedycyja tego młodziana, więc niepotrzebne zamartwienia Mariusza nie raz swym żartem odganiał. Dostrzegł też duży talent który w tym Sokole drzemał tak jak Krasun.


Była ciemna noc. Tabór jak zwykle rozstawiono w obronnej pozycji, czyli trójkącie, wśród blasku ognisk nad rozlewającym się gwieździstym niebem Ukrainy cicho rozchodziła się smutna pieśń kozaka, tak niedawno zaledwie dwa dni temu przystał on do oddziału, przydzielono go Krasunowi. Rozwodził się w swojej dumce nad piękną białogłową, którą skradł mu los, w postaci diabelskich Tatarów. Kompanija była mu, więc teraz domem, a że turcja swoich lenników Tatarów nie trzymała w ryzach nienawidził on jej jak tych, którzy mu dziewkę skradli. Widać, że cierpiał okrutnie tak, że Pana Mariusza i Pana Władimira uwagę przyciągnął. Zwał się on Borys Malcei i raczej średniej był postury, smukła jego twarz kiedyś zdawała się być jędrną, teraz od smutku i katuszy jakiś, zapadła się znacznie i wynędzniała. Przy pasie nosił tylko szablicę, a zamiast rohatyny miał kosę na sztorc postawioną. Stracił on resztę dobytku przez napaść Tatarów jak powiadał. Białogłowe mu w jasyr zabrali, a go tak posiekali, że cudem tylko śmierci uciekł. Na zucha wojennego zapowiadał się ten kamrat, bo odwagi w sercu tyle miał, co goryczy. W taki to oto sposób znaleźliście przybłędę, co bez zapasów błąkał się po kraju śmierci jeno szukając. Niby nic, a jeden człowiek uczynił z Pana Mariusza setnika, a to już nie byle gratka takie brzemię nosić, tym bardziej zasług swych świadomy przykładał się do pracy.

W te noc letnią, Wódz ze swoim druhem Władimirem i Stuzińskim przy ognisku zasiadali. Krasuna brakło w ich szeregach, bo dopilnowywał straży, chciał on też czasu dużo spędzać z podkomendnymi by ich poznać i w razie, czego na wodzy trzymał, bo jak mawiał: Kozacka brać potężna, ale luba w harce. Sposobność to była, by szlachcica Floriana bliżej poznać, a i jakie rozkazy może nowe wydać, albo o żołnierzy popytać. Pana Władimira zaś aż język świerzbił by jaką historyje przytoczyć, bo już w strach zachodził, że sztukę tę utracić może.
 
__________________
W ferworze walki, na polu bitwy jakim jest życie obronną ręką wychodzą tylko Ci, których serca nie potrafią klęknąć przed nieprawością.

Ostatnio edytowane przez Radosław : 15-05-2007 o 21:03.
Radosław jest offline  
Stary 15-05-2007, 23:03   #36
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz Leszczyński

Przysiadł się Mariusz do Borysa wsłuchawszy się w rzewną pieśń kozaka.

Wypij wraz ze mną trunek szlachetny i wiedz, że okazyję będziesz miał przednią by odwet poczynić. Nijak to strat wynagrodzić Ci nie może, ale zawsze sprawiedliwość wyrówna. Łupy pokryją stracony majątek a i białogłowa może i jaka się znajdzie. U mnie pomoc znajdziesz niezależnie od wyników tej wyprawy bo niegodzi się by tatar czy inna zakała zza granicy życie rodaków rujnowała.

Posiedział z nim jeszcze w rozmowę się wdając po czym podszedł do Władimira Koszyńskiego i rad z chwili wolnej podjął i z nim rozmowę.

Ech Panie Bracie Wladimirze, dalekieśmy postępy uczynili. Chciałbym żeby i Waszmość znalazł okazyję co by w szeregach strzelców przećwiczyć. Wiem, wiem może staram się aż za bardzo ale wiesz Waszmość o życie ludzi tu chodzi a jam jest na tej wyprawie za nie odpowiedzialny. Bez strat raczej się nie obędzie ale im lepiej się przygotujemy tym lepsze będą efekty w walce. Na ten czas ćwiczenia z wozami niepotrzebne już będą, w razie co jesteśmy na miejscu. Za te manewry chyba należy się im porcja alkocholu. - uśmiechnął się szeroko.W końcu wozy porządnie ustawione a i przyda się im nieco wypoczynku póki jeszcze na teren wroga nie wjechaliśmy. Oczywiście wartownicy wypiją jutro kiedy to wolny etat im przypadnie.

Raz jeszcze usmiechnął się po czym toas za Pana Brata Wladimira podniósł i pociągnął łyk spory miodu.

Tymczasem powiadaj Waść co tam na dworze słychać, wszelako miałeś okazyję w nowe wieści się wsłuchać. Ciekawi mnie jak tam rządy stoją opinie o królu i inne takie, Waszmość wie najlepiej co się mym uszom spodoba. Ba może wydarzyło się coś ciekawego, zaganiany w tym marszu zapomniałem spytać ale teraz mamy chyba chwilkę Waswzmość żeby porozmawiać.
 
Eliasz jest offline  
Stary 16-05-2007, 13:55   #37
NW.
 
NW.'s Avatar
 
Reputacja: 1 NW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skałNW. jest jak klejnot wśród skał
Władimir Koszyński

Podszedł w żupanie w odcieniu rdzawej czerwieni, z brzuszyskiem potężnym, do smutnego kozaka. Chwilę przysłuchiwał się jego pieśni a gdy ten zamilknął, Władimir tak zakrzyknął i począł opowiadać. -Nie lękaj się mój chłopcze, bo to co te stare oczy widziały to i diabeł by nie wymyślił. Któż wie czy nie znajdziesz swej panny w kraju turka, jeśli niedawno ją pojmali to z pewnością w głąb pustyń jej nie powiozą co by koni nie marnować czy bestii tych co je wielbłądami zowią. Może gdzieś jeszcze ich ucapimy w jakiejś wiosce przygranicznej- pociągnął łyczek by zwilżyć wysuszone już gardło i rozsiadł się pokracznie na jakiejś skrzyni przyozdobionej suknem kunsztownym. -Powiadam ja wam że różne dziwne przypadki można uświadczyć tu na Ukrainie a i w Koronie, w górach raz historyjka się śmieszna wydarzyła, lecz i groźna. Posłuchajcie waszmościowie przeto, może napełni ona serce tego tu kozaka- wskazał na marudera, pieśniarza -otuchą i spokojem- zapił ostatni kęs mięsiwa winem z beczułki i gadać począł. -Kiedyś gdym jeszcze młody dosyć był- uśmiechnął się kwaśno na swe własne słowa- zdążaliśmy z mymi druhami dwoma, do przyjaciela mego, mości Pana Iwaniłicza, pana na włościach gór Polskich. Nie dojechaliśmy jeszcze dobrze aż tu na kładce nad strumieniem jakimś nienazwanym, uświadczyliśmy jakiegoś chama brudnego, siedzącego okrakiem, nogi mu zwisały do wody, boso był, wyglądał jak zbój jaki cz prosty chłop. Na to ja zakrzyknąłem, ''Z drogi chamie, szlachta idzie!''. Lecz ten łapserdak tylko się uśmiechnął i zatrzymał mnie ręką, jak duchy jakoweś zza skałek i drzewek okolicznych wyłoniła się cała kompanija zbójców wszelakich lecz ich oblicza poczciwe były toteż nie struchleliśmy, ale i tak nie wiedzieliśmy co począć, nogi za pas biorąc niechybnie dostalibyśmy uncje prochu prosto w plecy. Przystanęliśmy i spytaliśmy o cóż się rozchodzi w całej tej aferze, wtenczas zbój powstał znad strumyczka i przedstawił nam cały koncept. Mieliśmy mu pomóc, gdyż przyjaciel mój Iwaniłicz, niesłusznie uważa że zbóje mu córę porwali i wnuczka. Prosił a co ja tam gadam, błagał wręcz żebyśmy wstawili się za nim, toć bowiem słowo szlacheckie szlachetniejszą miarą niż pachołka jakowegoś co to po górach łazi i na ludzi napada. Nic nie wiedział o porwaniu, przysięgął na Świętą Panienkę. Uwierzyłem mu bowiem znam się na spojrzeniu ludzkim i dostrzegłem że człowiek ten nie lubuje się w kłamstwie. Po chwili przepuścili nas i wyruszyliśmy dalej do dworu mego przyjaciela, na słowa moje i mych druchów Iwaniłicz wpadł we wściekłość, zakrzyknął że zbóje jeszcze czelność kłamać mają i wypędził mnie i mych towarzyszy jako popleczników zbójeckich. Zdziwiliśmy się na taki koncept ale cóż poradzić, poszliśmy w góry szukać zbójców co by u nich zanocować, zmierzchać bowiem zaczęło. Naraz blisko już strony słowaka, jakiś hałas okropny dało się posłyszeć, oczom naszym po chwili marszu ukazała się bitewka mała między zbójami. Części jednak nie znaliśmy z wcześniejszego spotkania toteż domyśliliśmy się że to słowaki być muszą. Po chwili banda polska przegoniła resztę zbójców i podeszła do nas po całym incydencie wraz z postaciami paroma, okazały się to być panny urody przecudnej oraz chłopiec, wnuk przyjaciela mego zapewne. Okazało się że to słowacy porwali panny szlachetnie urodzone, a cała wina spadła na zbójców polskich. Jakież było moje zdziwienie gdy po odstawieniu panien do dworku i wyjaśnieniu całej draki, okazało się że porwana kilka lat wcześniej jedna ze szlachcianek, niejaka Izabella Więcówna, powróciła do męża, który z rozpaczy szukał jej już ładnych parę lat. Była to rodzina z miasta nadmorskiego, byli tu dawnymi czasy przejadem. Więc widać doskonale że los lubi płatać figle i potrafi tak zręczną historię ułożyć że człowiek sam się za głowę łapie jak to tak może być. A jednak miałem kontakt z państwem tym jeszcze parę lat temu i żyją w spokoju i dostatnio, wszystko na powrót się ułożyło- przerwał na moment i spojrzał na kozaka. -Przeto i ty wyjdziesz na swoje mości pieśniarzu, nie smutkaj więcej i zagraj nam coś wesołego coby kompania miała humory przed przeprawą czajkami następnie zaś walką!- po jakimś czasie podszedł do Pana Mariusza i już w mniejszym gronie zaczął mówić. -Mości Panie Bracie! Toć ze mnie strzelec nienajgorszy i wiesz o tym dobrze- uśmiechnął się na wspomnienie, truchła infamisa z pierwszego spotkania z grupą walczących - i porządnie czasem mogę usiec, nie lękaj się przeto o oddziały strzelcze. Wiem ja że sprawa to wielkiej wagi, bo każdy tu zna zadanie nasze i na strzelców spada większy rozrachunek w bitwie, od nich dużo zależy. Ale może pokażę wam że stare oko jeszcze wytężone, przydatne się okazuje i z paluchem dobrze współpracuje- na ten czas wyszarpnął szybko zza pasa samopała i strasząc co poniektórych, zakręcił nim malowniczo w łapsku. Ustawił lufę w stronę jednej z pochodni i wypalił tak że górna część paleniska opadła na trawę, gasząc pochodnię szybko schował pistolet z powrotem i wyszczerzył zęby w uśmiechu. -Ale dość już o walce- rzeknął do nadal zszokowanych widzów -wiem ja że mój druh Pan Mariusz tak jak i licznie tu zgromadzeni, lubi wiedzieć co tam w kraju ojczystym słychować i co się dzieje na wyższych szczebelkach urzędów- uśmiechnął się i pociągnął kolejny łyczek wina z beczułki. -Król zmartwiony siedzi toć sąsiady nasze nam nieprzychylne więc i nie dziwne że nie ma do kogo się zwrócić w sprawie ewentualnej pomocy, jedynie na brać kozacką zawsze można liczyć- na słowa te wzniósł kielich i podkręcił wąsa, wypił duszkiem. -Ale nic to damy sobie rade, bez niemca czy rusa, zresztą tacy to tylko nóż w plecy wbiją. Czechy sami kłopoty swe mają z Austrią i Niemcem groźnym, całe cesarstwo na nich zagniewane i ziemie chce im odebrać, nawet papież ekskomuniką i klątwami wszelakimi straszy. Na bałkanach już ciekawiej bo ciągle jakieś utarczki tam się toczą, aż dziwne że ziemie te tyle wytrzymują napadów tureckich i tych przeklętych diabłów tatarskich, ale dość już tego. Może mości szlachcic Pan Stuziński by nam coś naopowiadał? Jakżeś się panie szlachetny znalazł w tej całej przygodzie?- czekając na odpowiedź wycierał kielich rękawem od koszuli i odkrajał pajdę chleba pszennego z dziczyzną jakowąś, aromatyczną nad wyraz.
 
__________________
Always remember that You are weak against the power of the Dark Side.
NW. jest offline  
Stary 17-05-2007, 10:50   #38
 
Radosław's Avatar
 
Reputacja: 1 Radosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwu
Ciepła spokojna noc na Ukrainie

Wesół był obóz tej nocki, a imię Pana Mariusza chwalono, duża przyczyna radości też w tym wina i miodu była, co je pić Waszmość pozwolił. A i opowieści Władimira wielu z uciechą wysłuchało, bo mówca to przedni i tłum zabawić umie. Zwłaszcza zaś celność jego nie umkła gawiedzi, przy czym morale jego oddziału niezwykle wznieść musiała, bo jak widać strzelec z niego wyśmienity.

Borys Malcei

Co do Borysa to lekko błysło mu w oczach, jednako jeszcze nie pora by tak łatwo te ranę zaleczyć, bo świeża i ostro piecze. Rzekł tylko: Pany Szlachetne wybaczcie, ale mnie mocno serce pali, i śmierci jeno pragnę, z nieba mi spadliście, by mi radość sprawić. Dzięki za litunek nade mną, ale ja trup. Po czym uszedł w cień by nie trudzić innych swym smutkiem. To i wy odpuściliście widząc, że to jeszcze nie pora na jego duszy ratowanie. Władimir nakreślił za odchodzącym krzyż w powietrzu i coś szepnął pod nosem tylko. Kto by pomyślał że kozak tak kochać będzie potrafił.

Florian Stuziński

Na pytanie Florian wąsem pokręcił, zmarszczył czoła, łyknął nie mało trunku, po czym otarł usta z miodu i tak prawić zaczął:

Ja w lekkim znaku służył, gdy hospodarów w Wołoszczyźnie i Mołdawii osadzał Zamoyski,co by zabezpieczyć południowo- wschodnie kresy przed tatarskim batem.
Służyłem pod Żółkiewskim jako pachołek ojcu memu Janowi, bo ledwie wtedy lat 14 miałem. Zezłościło to niezmiernie Sułtana, tędy psy swoje na nas pognał, chcąc nas zgnieść niczym robala. Wytrzymali my wtedy 20 tysięczne oblężenie tatarsko- tureckie pod Cecorą. Okopali my się dobrze, a że nie miał Turczyn artylerii wielkiej siły, to odpuścił i do rokowań przystąpić musiał, przez co załogi niewielkie w Chocimiu i paru innych zamkach nasze stać mogą. Mochyłów cośmy osadzili w Wołoszczyźnie Szymona, a na Mołdawii Jeremego pozostawiono. Mój ojciec poległ jednak w boju a ja sam wróciłem z wojny, w jego i moje łupy zbrojny.Smucić już na początku wyprawy mi się ojciec nie pozwolił, jeśli umrze, boć to taki los wojaka, mówił. Mi jednak serce w goryczy skąpane wielce ciążyło, bom go bardzo kochał i wszelkie mu nauki życiowe zawdzięczał. Błąkałem się potem po Ukrainie, bo matka zmarła niedługo po ojcu, ból mój zwiększając. Więc jak żem usłyszał o wyprawie na Tura to zaraz żem się stawił, przez wzgląd na ojca, a i z marzenia żeby jako Pan Mariusz Pancernym zostać, a że na to nakładów trzeba nie małych to skarby trzeba mi wziąć duże.

Tu przerwał spoglądając na czarną szablę Pana Mariusza, tak samo czernią zdobioną nosił przy pasie. Podał ją Wodzowi, a że i Pan Władimir siedział obok to dobrze ją też widział. Stara ona była widać od razu, dobrze zachowana,tak że na pierwszy rzut oka poznasz jak wielkie znaczenie ma dla noszącego. Pewnie się zaraz dowiecie, czemu za jej sprawą trzech kozaków na tamten świat zeszło. Po krótkiej chwili w której oreż obaczyliście dodał:

To rynsztunek mego ojca, co zginął przed jedenastu laty, wielce jam do niego przywiązany, bo to jedyna pamiątka po zmarłym. Memu synowi ją przekaże, kiedy jeśli Bóg pozwoli. Nie raz mi ta szabliczka diabliczka uszy uratowała, a nie jednemu mogiłę przyniosła, a teraz Panu Mariuszowi wiernie służyć będzie.

Tu przerwał i wziął szable na powrót w swoje ręce, rękojeść przy tym całując, a następnie oręż do serca przykładając, tak że głos się rozszedł gdy o pierś swoją uderzył. Po czym położył rynsztunek delikatnie przy swoim boku. Niczym relikwie go traktując.

Zachwyciła was ta krótka opowieść młodziana, co ledwie 25 wiosen może skończył a od młodu wczesnego z wojskiem swe losy tak mocno związał. Dobry to był zatem pomyślunek by mu dowodzenie w części przekazać. A i uznanie nie małe znalazł u Waszmościa Mariusza, za to że jak on Pancernym zostać pragnie. Pan Władimir nie mógł zaś wyjść z podziwu dla węgiersko-polskiego stylu szablicy jaką bliżej mu pokazano.
 
__________________
W ferworze walki, na polu bitwy jakim jest życie obronną ręką wychodzą tylko Ci, których serca nie potrafią klęknąć przed nieprawością.

Ostatnio edytowane przez Radosław : 17-05-2007 o 14:00.
Radosław jest offline  
Stary 18-05-2007, 18:15   #39
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz Leszczyński

Dziękuję Panie Bracie Florianie, żeś się z nami historyją życia podzielił. Dziękuję Ci też za wsparcie które w mą duszę i ciało właśnie przelałeś. Przeto i ja Wam coś opowiem Waszmościowie.
W sądzie się z tą historyją spotkałem, gdy już cała sprawa na jaw wyszła.
W Lublinie wciąż mieszka jeszcze szlachcianka pewna wieku sędziwego i majątku niemałego. Mecenasem sztuk śmiało ją nazwać można, ileż to koncertów zorganizowała, ileż to obrazów u niej wisi, w czwartki przyjęcia na dworku gdzie sami poeci, pisarze, muzycy.
Wśród służby swej licznej okazało się, iż miała jednego szelmę. Bogdan - bo tak mu na imię było, mieszczanin z pochodzenia przez rok cały pracował u szlachcianki a że ona stara już była a służby bez liku toć go nie poznała, gdy przebrany przyszedł i za muzyka z bardzo dalekich stron się podając na jej dwór się nie jako służba, lecz jako gość wprosił.

Mariusz uśmiechnął się szeroko na wspomnienie dawnej rozprawy.

Z tego, co świadkowie mówili to i wysmarował się czymś cały, co by skóra ciemniejsza była a jeśli o ubiór pytacie to wiedzcie Panowie, że nasz dowódca artylerii wyglądałby przy nim na modnego Sarmatę. - Tu zwrócił się do Wursta uśmiechając się szeroko, podniósł kielich w jego stronę i wypił trochę, co by gardło zwilżyć.
Bez urazy mości Panie, Hansie, jam do ubioru mniejszą wagę przykładam, większą do umiejętności.
Po czym kontynuował

Otóż Bogdan pokazał się w falbaniastych łachmanach. Kolorowych i poprzeplatanych ze sobą tak, że i sam diabeł ( splunął siarczyście Pan Mariusz na ziemię) pewnie by tego nie odplątał. W to wszystko jakowe kwiaty, gałązki i inne takie powsadzał, przewiesił się bębenkiem i fletem i tak egzotycznie wyglądając niemałe wrażenie na szlachciance zrobił.
Normalnie nie doszedłby do drzwi, gdyż by go służba - łachmaniarza jednego przegoniła, lecz że pracował on u szlachcianki toć wiedział jak się na posesję dostać i z samą Panią, czym prędzej widzieć zanim go niedawni kamraci rozpoznają i wyrzucą.
Gdy tylko oświadczył szlachciance, że światowej klasy muzyk, nieznany w tych stronach, lecz na wschodzie ceniony tak zachwycił tą nowiną szlachciankę, że ta, czym prędzej pozostałym gościom go przedstawiła jako wielkiego muzyka. A czwartek był wtedy - dzień nie bez kozery na akcję takową wybrany, gdyż szlachcianka w kozi róg sama się wpędziła. Po słowach pochwały przyszedł czas na zaprezentowanie umiejętności. A że Bogdan muzykiem był żadnym, to straszne rzępolenie jeno słyszeć się dało.
Goście oniemieli, no, ale po "koncercie”, jaki im Bogdan zapodał, co niektórzy klaskać mu poczęli - sami nie znając się ni w ząb na muzyce, ale gustowi szlachcianki - gospodarza domu urazić nie chcieli. Przeto jak jedni zaczęli klaskać tak i inni również, co by ich o ośli słuch nie oskarżono - zresztą myślał, co który pewnie, że skoro inni klaszczą to może on sam racji nie ma i nie rzępolenie właśnie słyszał, ale jakową dziwną muzykę z daleka.
Sama Pani szlachcianka - tu wybaczcie, że jej nazwiska ni imienia nie podam bom o sprawie z sali sądowej się dowiedział i nie uchodzi to takich rzeczy przekazywać. Tak, więc sama pani szlachcianka, mimo, że na beztalenciu rozpoznała się zaraz to głupio się jej zrobiło, gdy goście klaskać poczęli - musiała i ona przyklasnąć, aby nie urazić nikogo.
Bogdan tymczasem obwieścił, że prosi o noclegi i w zamian koncerty oferuje, tak długo dopóki 100 złociszy na dalsze kształcenie i podróż nie zarobi. Nie mogła ta pani - znana ze swej filantropii odmówić prośbie muzyka, bo i by wyszło, że wcale ona takim wielkim mecenasem sztuki nie jest. Przecie goście klaskali - musi być, więc, że komuś przypadła do gustu muzyka. Zgodziła się, więc i na kolejny dzień koncert zamówiła myśląc, że może i rację mają goście i trzeba mu dać drugą szanse lub samemu słuch i wyczucie muzyki poprawić. Gdy jednak kolejnego dnia jazgot jeszcze gorszy mu wyszedł to goście jak poprzednio urazy gospodarzowi okazać nie chcieli, więc tak jak i poprzedniej nocy bili mu brawo i o bis jeszcze nawet prosili.
Zlękła się szlachcianka, bo na uszy jej już niemal padło, zawrotów głowy jak zeznała poczęła dostawać od takiego bezczeszczenia muzyki - no, ale jak żem już powiedział sama w kozi róg się zapędziła. Na przyznanie się do błędu za późno już było, więc rada nie rada tolerować Bogdana musiała.
Po trzecim koncercie jednak, dość mając już rzępolenia, przy gościach za "wspaniałą muzykę” całą kwotę, o jaką prosił mu wręczyła, by czym prędzej się niechcianego gościa pozbyć i tak by każdy widział, że to, co chciał już dostał i że wyruszyć już dalej może. Pękata to była sakwa i na gościach nie małe wrażenie zrobiła - w duchu dziwił Sie jednak każdy. Przecie nikomu muzyka jego się nie podobała a całe 100 złociszy właśnie przy nich dostał. Musicie wiedzieć, że wolała ona 100 złota wydać niż dalej męczyć się z nijakim muzykiem - bo juz niemal szału dostawała słysząc jak wali w swe bębny i nieumiejętnie dmucha na flecie, co mu na myśl przyjdzie.
I tak oto szelma mając, co chciał, czym prędzej dwór opuścił. Długo jeszcze po nim opowieści okoliczni artyści toczyli - każdy niemal, bowiem go widział i słyszał i z zdumienia wyjść nie mógł, że taka znana i ceniona mecenas sztuki takiego łachmytę przyjęła i doceniła jeszcze tą kocią muzykę.
Dopiero później sprawa na jaw wyszła, gdy okazało się, że Bogdan do pracy nie przyszedł. Służba poczęła sie zastanawiać, co też z nim się stało i gdy się dowiedzieli, że wyjechał i że widziany był jak z domu własnego w dziwnych szmatach wychodził skojarzyli wtenczas, że ów gościu, co go ich Pani przyjęła Bogdanem być musiał. I tak oto stanął ten człowiek przed obliczem ojca mego - który sędzią jest z zawodu i powołania.
Trzeba przyznać, ze fantazją ów Bogdan się wykazał. Ojciec jeno na miesiąc w wieży go skazał za oszustwo szlachcianki a złota odebrać już mu nie mógł. Zdziwiona była szlachcianka, lecz jak to w wyroku usłyszała sama z własnej nieprzymuszonej woli Bogdana gościła i sama też pieniądze mu dała. A że robiła to z takich czy innych motywów to już dla wyroku znaczenia nie miało. Długo jeszcze po tym krążyły plotki na jej i muzyka temat. Śmiał się z niej cały zaścianek, gdy na jaw wyszło, jakie to gusta muzyczne owa szlachcianka posiada. I ja żem się uśmiał gdym słyszał o całym zdarzeniu na sali i gdym pojął koncept Bogdana i pułapkę, w jaką sama siebie szlachcianka się wpędziła.


Tu zakończył, śmiał się jeszcze na wspomnienie całego tego bałaganu, tym bardziej, że świeża mu jeszcze w pamięci była facjata szlachcianki, gdy wyrok usłyszała. Ba przez cały czas rozprawy ze spuszczoną głową i twarzą czerwoną od wstydu siedziała - patrząc się jeno czasem na niedawnego sługę, który ją tak zakołował.

Nietęgą miał minę Hans Wurst. Widać stroje odmiennie i obyczaje nie przysparzały mu przyjaciół, siedział tymczasem nieco na uboczu, więc i do niego zaszedł Mariusz Leszczyński.

Powiedz mi Waszmość gdzieś się sztuki strzelania z armaty nauczył? Walczyłeś już gdzieś Panie Hansie? Z chęcią usłyszę, co by Waszmościa poznać lepiej.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 18-05-2007 o 18:22.
Eliasz jest offline  
Stary 18-05-2007, 20:11   #40
 
Radosław's Avatar
 
Reputacja: 1 Radosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwuRadosław jest godny podziwu
Historia rozbawiła podchmielonych gości, tak bardzo, że ledwo niektórzy stali jeszcze na nogach. Wznieśli po tym Pana Mariusza zdrowie, wszyscy w obozie, poza strażą rzecz jasna, bo ci z wiadomych przyczyn łyknąć nie mogli. Po czym drugi toast wznieśli za polnych sokołów i za Panem Florianem podnosić Pana Mariusza i Pana Władimira poczęli, krzycząc przy tym: Toć Sokoły nasze Polne, niech im skrzydła rosną. Jak widać posłuch mieliście nie byle jaki wśród tej trzody rozszalałej, tym większa radość w was wstąpiła że tyle osiągnęliście w tak krótkim czasie. A to ci niespodzianka zakrzyknął ktoś z gawiedzi, nasz rotmistrz nie tylko dowodzi świetnie, ale i bajdurzy, był to nie, kto inny jak jegomość Krasun, nie uwłaczając tu dumie Pana Władimira dodał szybko. Po czym zaczęto pić zdrowie Rotmistrza, Poruczników jego wszystkich, a następnie każdego z osobna, bo noc przecie długa.
Trudno było się wyrwać ze szponów bratanków, zwłaszcza że do toastów ciągle namawiali, a odmowę przyjmowali jako wyraz ich niegodności. Tędy dużo czasu musiało minąć nim pan Mariusz czmychnął na bok do Pan Hansa, a i nieźle podchmielony był już przy tym.

Hans Wurst

Z uśmiechem powitał Rotmistrza. Pokłonił się pięknie jak należy. Pogładził wąs niemiecki i tak zaczął.

Dzięki Waszmości żeś się i mną zainteresować raczył. Młodym ja, bo ledwie 20 wiosen nosze. Przeto nie ozywaj mnie błagam Pludrakiem, jak inni w rocie. Wiem ja, że Pan Mariusz prawdziwym Wodzem i żołnierza docenić potrafi. Nie jestem ja stary, ale coś niecoś potrafię. A i ja Polak po matce, w Kaliszu rodzonej szlachciance Guduńskiej, nie tylko Niemcem, więc jestem, ale i rodakiem waszym tym bardziej nie mogę znieść hołoty obelg. Ojciec mój krajem waszym zauroczony, a i pięknością żony, uwielbił Rzeczypospolitą tak, że majątek za granicą sprzedał i na stałe w kraju osiadł. Przeto szczęśliwy jestem, że choć Waszmość mnie wysłuchał., a wiedzieć Panu trzeba że wielką sympatyją Pana darzę. Strój niemiecki nosze, bo z zagranicy wracam gdzie pobierałem nauki, za ojca nakazem. Narażany na obelgi współbraci szlachty, ruszyłem na Ukrainę, by czynem się wysławić i pisma mych dokonań pokazać szelmom, co mnie oczernialy, tak by raz na zawsze im gęby zatkać. Nie służył ja jeszcze nigdzie, ale sztuki armaty kierowania nauczono mnie dobrze za granicą, a i rapierem machać sprawnie umiem. Sam Potocki uznał mój kunszt artyleryjski, więc wart jest sporo. Nie straszna mi jest, zatem wojna, ni pożoga, a z pewnością mniej dręcząca niż jęzorów trzepotanie.

Tu przerwał na moment, bo jak widać zmęczył się trochę tą szybką wypowiedzią. Wstrzymał się jakby, speszył i tak ciszej mówił:

O pomoc też zabiegać Pana Mariusza prosić pragnę, co by mi uznanie to dopomógł zyskać, bo pan w tym obeznany przecie Pan postać ni byle jaka, tylko Pancerny, a teraz Rotmistrz jeszcze. Co mam zrobić ażeby uznanie zdobyć wśród swych braci, i szlachcicem mnie zaczęto nazywać pełną gębą. Wiem, że prosić o nic nie mam prawa, tędy jeśli mnie przegnasz zrozumiem i przyjmę odmowę.

Tu ukląkł ręce jak do pacierza złożył i dodał:

Błagam o to klęcząc na świętej ojczystej ziemi, bo Rzeczypospolitą nader wszystko kocham i pragnę jej wiernie służyć jako Szlachcic, a nie przybłęda z zagranicy, przecie we mnie też bratnia krew w żyłach płynie.

Tu zakończył w rozpaczy, a widać od razu że szczerze gada, bo kłamca tak mówić by nie potrafił.
 
__________________
W ferworze walki, na polu bitwy jakim jest życie obronną ręką wychodzą tylko Ci, których serca nie potrafią klęknąć przed nieprawością.

Ostatnio edytowane przez Radosław : 18-05-2007 o 20:53.
Radosław jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172