Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2014, 20:29   #1
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Lightbulb [Autorski - Survival] DEAD FABLE: Exodus - SESJA PRZERWANA

Cytat:

DEAD FABLE: Exodus
Soundtrack.

Rekrutacja - Komentarze - Sesja



Rozdział I:
"Tabula rasa"

Wszystko wydawało się takie nagłe, czas płynął w dziwny sposób gdy w pomieszczeniu słychać było jedynie inkantacje zgromadzonych i dobijanie się,... czegokolwiek co czyhało za trzydziestu centymetrowymi drzwiami. Drzwiami które stanowiły ostatnią barierę, dzielącą od tego co nieuchronne. Czegoś co mimo to bez trudu wywarzało zbrojenia po wewnętrznej stronie. Kolejne uderzenie i ryk, agonizujące darcie się pokrak po drugiej stronie doprowadzało do obłędu. Jeśli drzwi nie puszczą, to z pewnością zawiasy, wraz z kamiennymi blokami do których były przytwierdzone. Wiedzieliśmy że jeśli zrobimy coś źle, nie będziemy mieć czasu tego żałować. W tym miejscu, zebrani zaczęli imać się ze stwórcą, nie było szans byśmy wyszli z tego żywi. Na co potężniejsze uderzenie uderzenia, kilku z nas oderwało się z kręgu i utrzymywało drzwi.
-Nie wychodzcię z kręgu(!)
Ryknął głos jednego z inkantujących, który natychmiast nadrobił szeptem pominięte frazy. Drzwi wydawały się słabnąć w oczach. Krzyki docierające z innych rejonów zamku cichły. Przynajmniej te należące do ludzi.
Każde uderzenie w drzwi, powalało podtrzymujących je gwardzistów.
Po drugiej stronie słychać było gardłowy klekot, wszyscy wiedzieliśmy co to oznacza, wzrok inkantujących skierował się ku drzwiom. Było za późno by wołać do zebranych by odbiegli od nich.
-S..skąd będziemy wiedzieć że rytuał zadziała?
Spytał rozdygotanym głosem jeden w kręgu najbliżej wejścia.
Cisza która nastąpiła po tym pytaniu zwiastowała najgorsze.
Gwardziści przy drzwiach spojrzeli się po sobie z mdławo rosnącym uśmiechem. Tym w uświadomionym o znaczeniu klekotu w kręgu jednak nie było do śmiechu.
-Nie będziemy…
Po tych słowa cisza wezbrała niczym potężna fala, po czym przez zbrojenia drzwi przelało się ciało stałe niczym gorący nóż w masło, wśliznął się krzywo wybity miecz w kształcie krabiego ramienia. Sztych pozbawił twarzy jednego z gwardzistów, o drugim nie wspominając. Jego resztki rozpruły się na pozostałych w kręgu. Kolejny inkantator nie wytrzymał presji i czmychnął w kierunku witraży, rzucając się z wysokości. W połowie swej drogi poza granice wzroku zebranych, coś wystrzeliło w jego stronę wrzucając go z powrotem do komnaty.
Świat zaczynał się kurczyć na pozostałej piątce.
Kiedy do komaty w końcu przedarli się napastnicy, pozostali przy życiu chwycili za miecze, widząc wykrzywione pyski i pokraczne postury. Od szkaradztwa przed nimi nie dzieliła ich żadna niewidzialna bariera ani Boża łaska. Mimo iż ubrani w stal, przeciw gołym posturom, czyli się nadzy. Okrążeni z każdej strony, mierząc się zaledwie przez chwile, nim pado pierwsze cięcie. Szkaradztwa o pokręconych ramionach zaczęły pałaszować rycerzy, przegryzając się przez ich płatnerze, pozbawiając kończyn i dzieląc nim ci zdołali jeszcze poczuć własną krew w płucach. To był koniec, miecze pękały szybciej niż ich kości.
Gdy pożerany rycerz postanowił rzucić się na własny miecz, by zakończyć własne cierpienia, coś zaczęło brzęczeć w tle.
-Pamiętajcie… musimy, zapomnieć.
A jednak nie wszystko było stracone. Wiara pozostałej czwórki została nie zachwiana.
Brzęczenie zaczęło się nasilać, aż wreszcie pożerane wnętrzności powoli odpływających w niepamięć rycerzy zaczęły się pienić. Bulgotać i palić wnętrza hordy napastników.
-Pamiętajcie, że musimy zapomnieć.
Powtarzał konający inkantator. Ale czy już wcześniej nie mieliście tej rozmowy? Czy już wcześniej nie słyszeliście podobnego dźwięku? Świstu który zagłuszał myśli. Pamięć zaczynała płatać wam figle, do momentu w którym zapominaliście o bólu.

Nagle gdzieś pędziliście. Pędziłeś sam, przestałeś stanowić część grupy. Nie czułeś już jedności z samym sobą. Oglądając swoje ciało krojone na części przez niezliczone zęby i szczęki. Komnata nagle stałą się niesamowicie ciasna. Postanowiłeś wylecieć z na zewnątrz. Widząc fosę zamkową pełną poruszających się ciał i wierze dymu wzbijającego się po chmury ze spalonych domostw nieopodal. Sforsofane mury przez które nadal wkraczały co raz to mniejsze grupy stworów. Wszystko wydawało się takie małe. Jednak nie na długo, po jakimś czasie niewiedząc czemu, twoja esencja skierowała swój lot ku ziemi. Opadając pośród gąszczu drzew, przez cały czas widziałeś gitantyczną czarną bryłe pulsującą na choryzoncie. Chmury nad nią formowały cylindryczne wzory, niczym zastygły obraz rzuconego kamienia w taflę wody, układ obłoków wskazywał na nadejście czegość co zaburzało prawa rzeczy.
Czubki drzew stawały się co raz wyraźniejsze, aż wreszcie rozpoznałeś tą dzielnicę. Była ci znajoma przynajmniej na sekundę nim pamięć ta zamieniła się w nicość.

Widzisz małe miasteczko, jedno z tych gdzie można wyżyć nie tylko z roboty na roli. Przelatujesz przez zakład cyrulika, widzisz jego narzędzia do rwania zębów, także i samego cyrulika zmasakrowanego na zapleczu. Kilka wagonów i otwarte przestrzenie skwerów przez które marszem przelewają się ciemne sylwetki.

Przelatujesz przez ścianę do warzywniaka, kolejna ściana, inny sklep, znów ściana, ciemność, zaplecza, uliczki, kraty, a za nimi nagrobki. Grube mury kaplicy, aż wreszcie jasność. Coś trzyma cię w miejscu, ku jasności zbliżają się i inne podobne ci personifikacje. Z jednej strony nie wiesz czemu się tu znalazłeś, z drugiej natomiast wyczuwasz szanse na powrót. Przyglądasz się światłu, widzisz potencjał. Nie jest to twoje ciało, nie jest to twoja historia, nie twoje ciuchy, nie twoje wspomnienia, a jednak twoje pewnie kiszą się w gardzielach cieni. Wiesz że gdy wejdziesz w te porzucone resztki, rozpocznie się nowy rozdział. Nowa szansa.
Przypominasz sobie co robiłeś w tamtym kręgu.

Rytuał zadziałał.



SOBOLAN
(Mauris)

Leżysz w chłodzie, twoje ciało przeszyją ciarki gdy tylko się poruszysz, chłodny wiatr wypełni szczeliny między skórą a podłożem. Przed sobą widzisz wpatrującego się w ciebie szczura, nie węszy, nie szuka, tylko siedzi, z pyszczkiem skierowanym w ciebie i rączkami podwiniętymi pod siebie, jakby wpatrywał się w coś czego nigdy wcześniej nie widział.
Za nim ławy kościelne z porzuconymi narzędziami i łachami budowlańców, kilka opuszczonych żyrandoli, zakryte płachtami rusztowania. Budynek musiał być w przebudowie. Słyszysz pewien dźwięk, czy to nie ludzie? Ich głos niesie się echem.
-Może spluń albo użyj świecy.
-A może jednak martwa, tylko ma robaki w środku? Nie chce by mi chuja urwało.
-Sprawdzę dech
-Żyje?
Szukasz źródła echa, powolny ruch głowy powoduje ciarki. Zimny wiatr naciera na zesztywniały kark. Dookoła siebie widzisz kilka kapot na które powoli skapują krople deszczu z wyrwy w katedrze. W ścianach widać dziury po kulach armatnich w połowie wypełnione przez murarzy. Dookoła robi się ciemno, choć może i było już ciemno wcześniej? Niedaleko ciebie widzisz leży przewalona rzeźba. Obracając głowę spotkaliście się twarzą w twarz z kamiennym posągiem. Musiał zakrywać jakieś przejście tuż przy ołtarzu, bo wewnątrz widzisz schody, oraz na ćwierci ich wysokości, kawałek kraty zza której dochodzi migotliwe światło pochodni i pewnie dwójkę jego właścicieli, starających się dobrać do jakiejś nieprzytomnej osoby. Dach katedry był w tragicznym stanie, a mimo iż zejście na dół nie równało się z bezpieczniejszym położeniem, przynajmniej był tam ogień, światło, ciepło.
Szczur zeskoczył po schodkach w dół katakumb, stając po chwili w miejscu i wpatrując się czy dziwne zjawisko za nim nie podąży, wyczekując reakcji zjawiska.



KALADIN
(Gothomog)

Palce same ci fruwały nad organami. Żaden z klawiszy nie działał, tak jakby struny wewnątrz były uszkodzone. Przestałeś. Ale co tak naprawdę robiłeś? To wyglądało na wspomnienie, ale nie wiesz czego. Twoje dłonie były także zbyt szorstkie byś znał się na graniu na organach. Wyglądały raczej zwyczajnie jak na człowieka który większość życiu przeżył w lesie, nawet brud za paznokciami znajdował się w odpowiednim miejscu. Sięgasz wzrokiem wzdłuż nagiego ramienia, po gołą pierś, i brak spodniego odzienia.
Nie czujesz zawstydzenia, ale znasz jego znaczenie, przynajmniej przez chwilę, teraz jakoś umknęła ci słownikowa poprawność definicji.
Może to zmęczenie umysłu.
Oczy pomknęły po pomieszczeniu, Kaladin znajdował się na wysokości. Organy były umieszczone wysoko, blisko sklepienia katedry. Chrześcijańska ziemia, rozpoznajesz po anielskich ornamentach na kolumnach. Za tobą rozciągały się drewniane barierki.
W dole widać było ciągnące się ławy, oraz kilka rusztowań budowniczych. Nie widziałeś tego zbyt wyraźnie, ale połowy sklepienia najwyraźniej brakowało bo nikłe światło zdawało się wpadać wprost przez nie do środka. Echo upadających kropel zwiastowało rodzącą się burzę.
Po swojej lewicy znajdowały się schody, po bliższej inspekcji, klucz wewnątrz krat ciężkiego zamka był złamany wewnątrz, dostęp do nich był zatem utrudniony.
Na szczęście rusztowania wydawały się nadal trzymać, a sięgały konwencjonalnie akurat do poziomu na którym znajdował się mężczyzna.
Na dole musiały znajdować się jakieś szmaty do okrycia, już z wysokości potrafił je dostrzec. Z resztą ktoś zdawał się chodzić po katedrze, może on powie mu więcej o tym miejscu, oraz czemu tu jest.
Na rusztowaniach, ptactwo wszelkiej maści starało się przespać noc.
Jedna z wron ryknęła na niepoznakę, widząc sylwetkę której przed chwilą nie widziała przy organach, pewnie już od bardzo dawna.



MORGAN
(Fielus)

Na żyrandolu znajdowały się jedynie świecie. Było to karygodne by nazywać go żyrandolem skoro nie było w nim tyle majestatu co na tych które widział w zamożnych domach. Gdyby tylko mógł przypomnieć sobie skąd o tym wiedział, wszystko było by o wiele łatwiejsze.
Jego ciało znajdowało się w pozycji siedzącej, nie wiedział od jak długo. Czarne stopy stąpały boso po zimnej posadzce katedry. Zmrożone deski rozmrażały się od ciepła z pośladków postaci.
Zadumany po raz kolejny przypatrywał się formującej się istocie przy ołtarzu wirującej w dziwny sposób nad ziemią, zbliżającej się do granicy obłoku w którym się gnieździła po czym wstrzeliwująca z pękniętej bańki światła i niczym strzała ciśnięta w jakiś korytarz przy ołtarzu.
Poprzednia postać upadła nieopodal tej, z tym że pożądanie gruchnęła o posąg który zdawał się zakrywać wejście w które wpadła kolejna sylwetka.
Chyba już wcześniej oddychał, jednak dopiero teraz rozpoznał że wdychane powietrze wydawało się cuchnąć. Powietrze było chłodne i śmierdzące. Oczy zaczęły łzawić gdy tylko rozejrzał się dookoła, najwyraźniej były zastygnięte przez dłuższy czas. Ławy kościelne były porozsuwane by ustąpić miejsca rusztowaniom. Budowniczy pewnie naprawiali budynek, gdyż malunki na ścianach były zbyt wyblakłe jak na nowo powstały budynek.
-Ty co to było?
-Patrz.
-Ło! Ale paniusia!
Dochodziło echo gdzieś koło ołtarza, pewnie z jednego z przejść.
-Jaaa ale melony
-Bierz ją za nogi
-Sam ją bierz, a co jeśli żyje
-Niee… co ty, tutaj?
Po dłuższej ciszy słyszysz szamotanie dwójki rozmówców.
-Może spluń albo użyj świecy

Jego oczy wbijają się w pająka kroczącego po szacie mnicha na kolejnej ławie.
Gdy tylko go dostrzegasz, ten zamiera w bezruchu, podnosząc przednie nogi w kierunku upatrzonej zdobyczy pewnie po drugiej stronie ławy. Szybki skok, i konsumpcja ofiary.
Morgan dopiero teraz dostrzega brak odzieży wierzchniej bądź jakiegokolwiek okrycia swego ciała. Nagle wita go dziwna myśl, że dobrze byłoby zmienić ten stan rzeczy, zanim do głowy wpadną inne pytania jak; gdzie i dlaczego.



WHISPER
(Mroczny)

Następne uderzenie, i następne, w końcu świat przestaje wirować. Leżysz na mokrym sianie, jednak nie jesteś w stodole. Wszystko się rusza, jednak dostrzegasz kilka ław i wnęk w ścianach z zamieszczonymi trumnami.
-Ło! ...niusia!
Słyszysz urwaną rozmowę, dopiero po chwili rozpoznajesz słowa.
Ktoś macha nad tobą pochodnią, widzisz migoczące światło. Mięśnie jeszcze się nie obudziły, choć ze snu wyrwała cię seria bruzd i otarć od doświadczonego upadku. Czyżbyś wypadła z pędzącego powozu?
-Jaaa ...lony
-Bierz... za nogi
-Sam ją bierz, a ...yje
-Nie gadaj bzdur, co ty tutaj?
Ale żyłaś, tylko jeszcze nie potrafiłaś dać tego dowodu. Ruszyłaś powieką, dobrze, to już coś. Palce nadal były zastygłe. Widzisz chowającego się w ciemnościach węża i kroki mężczyzn sprawdzających twoje ciało. Coś dotyka twoich pośladków. Ręka zdaje się rozchylać twoje uda.
-Może spluń albo użyj świecy.
-A może jednak martwa, tylko ma robaki w środku? Nie chce by mi chuja urwało.
-Sprawdzę dech
-Żyje?
Powietrze miało charakterystyczny swąd pleśni i rozkładającego się truchła. Ktoś podniósł twoją głowę, przystawiając ucho do ust.
-Nie oddycha
Miał racje, faktycznie zapomniałaś o czymś tak naturalnym. A może nie chciałaś by uznali cię za żywą?
-Lepiej zostaw
-Ale popatrz, aż szkoda, do diabła
Mężczyźni byli dobrze po czterdziestce, starzy i niedomagający.
-Jesteście tam!
Dobiegł wrzask z oddali. Katakumby w których się znajdowała były rozwalone z jednej strony, grunt był podmokły, rujnując piwnice domostw dookoła. Mur pomiędzy piwnicą jednego z domostw, a katakumbami przestał trzymać. Skala zniszczeń była jednak doglądana, bo gdzie okiem spojrzeć, widać było starania właścicieli na rekonstrukcję zrujnowanego rejonu.
-Co wy tam robicie na dole, robota sama się nie zrobi. Brać co świeci i spierdalamy!
Ich zamiary nie były czyste, jednak ich odejście równało się z zabraniem jedynej pochodni. Gdy tylko przeskoczyli do prywatnej posesji, wchodząc po schodach, głos Whisper zaszeptał cicho pod nosem. Było jednak za późno, odeszli.
Wąż w kącie popełzł w ciemność, zostawiając nagą Whisper na resztkach pleśniejących zapasów które wpadły do katakumb z sąsiadującej piwnicy.
 

Ostatnio edytowane przez Kawairashii : 23-09-2014 o 16:32.
Kawairashii jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172