Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2012, 13:55   #31
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Nie było czasu na stroje ochronne.
-Shin, otwierasz drzwi, ja wyciągam Ravena- zakomenderował Sanchez. Chwila ekspozycji mózgu mu nie wytopi. Zrobił koktajl wzmacniacz+stabilizator i wprowadził do strzykawki w protezie. Kiedy tylko chwyci technika, ranny dostanie zastrzyk. Przy tych obrażeniach musiał bardzo ostrożnie dobrać środki przeciwbólowe i uspokajające. Nie zaryzykuje użycia uniwersalnych, nie bez dokładnej diagnozy.
 
Reinhard jest offline  
Stary 01-10-2012, 21:21   #32
 
Dranheim's Avatar
 
Reputacja: 1 Dranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znany
W jednej chwili zarzuciło statkiem i ciepnęło Shinem o ścianę, jakby był jakąś szmacianą lalką. Nieprzygotowany na to oberwał na tyle solidnie, że o mało nie stracił przytomności. Przez chwilowe zamroczenie nie do końca rozumiał, co powiedział do niego Troy, ale po odzyskaniu jasności umysłu wszystko jakby ułożyło się w jego głowie.
- Cholera... - Ryzykowanie życiem w walce to jedno. Czym innym dla Nakamury było włażenie do pomieszczenia, gdzie groziło mu napromieniowanie, lub też śmierć po bliskim spotkaniu z jakąś kreaturą, lub czymkolwiek innym, co zdołało dorwać Ravena. Taka jednak była już rola mięsa armatniego - na statku znajdowało się dwóch żołnierzy, więc jeden zawsze mógł pójść odstawkę, gdy chodziło o uratowanie jedynego technika w załodze.
Nakamura dał medykowi znak, że jest gotowy do akcji. Sam nie znał się na mechanice drzwi automatycznych, a technik pokładowy pewnie ledwie dychał. Większość przejść miała jednak to do siebie, że z reguł wystarczało przestrzelić zamek i uderzyć w drzwi z pełną siła. Nakamura odszedł nieco od drzwi i wypuścił pocisk w kierunku systemu blokującego, a następnie o wzięciu rozbiegu wpadł na drzwi.
Jeśli zostały one wystarczająco osłabione, by przejście stanęło otworem, po wejściu do pomieszczenia Shin kieruje się większością nabytych nawyków; karabin jest jak przedłużenie dłoni i to on pierwszy wyłania się zza rogu, by po dostrzeżeniu zagrożenia w porę je wyeliminować. Wchodząc jako pierwszy miał za zadanie ściągnąć na siebie potencjalne zagrożenie, aby dać Sanchezowi czas na rozeznanie się w sytuacji.
 

Ostatnio edytowane przez Dranheim : 02-10-2012 o 21:36.
Dranheim jest offline  
Stary 03-10-2012, 12:24   #33
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Hala generatora NPG



Sanchez, Nakamura:

Blokada puściła. Shin z trudem odsunął pneumatyczne drzwi i mogliście wejść do środka. Bez wahania uczyniliście to. Pierwszy wbiegł Nakamura, tuż za nim kroku dotrzymywał mu Troy. Z lekkim niedowierzaniem obaj dojrzeliście sylwetkę Ravena, która robiła coś przy generatorze. Ogromny hałas panujący wewnątrz hali uniemożliwiał jakąkolwiek komunikację werbalną. Byliście w połowie drogi. I wtedy nastąpiła przerażająca eksplozja energetyczna, której efektem były liczne wyładowania. Z trwogą ujrzeliście jak ciało Scredrivera bezwładnie odleciało na dwa metry i znieruchomiało po zderzeniu ze ścianą. Dioda sygnalizatora funkcji życiowych na skafandrze Ravena zapaliła się na czerwono, niemalże równocześnie z alarmem komunikatora medycznego Sancheza o ustaniu funkcji życiowych członka załogi. Już mieliście pobiec do Ravena, gdy...

Sanchez:

Wszystko ucichło. Zaraz po tym wzrok zaszedł ci mgłą. Następnie doszła zaburzona równowaga... Upadłeś na kolano, i poczułeś potworny ból. W skroniach. Jakby ktoś ci je zgniatał imadłem. Niczym aktorzy w potwornym przedstawieniu, pojawiały się kolejne symptomy. Dreszcze, pot, ból kości... Czułeś jak tracisz świadomość, tak jakby wyciekała z ciebie powoli i stopniowo. Na moment nawet zapadłeś się w ciemności, a myśli i ból zgasły jak za zamknięciem zippo. I znów się pojawiły, by kolejny raz zgasnąć, i jeszcze raz pojawić się. Nie wiesz ile takich cyklów zaliczyłeś, ale w końcu twe oczy otwarły się mimowolnie na dłużej. Nadal nic nie słyszałeś, ale gdzieś w kołyszącej się rzeczywistości dojrzałeś powoli sunącego niczym zombie Nakamurę, oraz wciąż leżącego w oddali Ravena. Nie potrafiłeś się podnieść. Zresztą gdy spojrzałeś w dół, zdałeś sobie sprawę że jedyne co teraz podtrzymywało całe twoje ciało, była proteza. Ta niczym ostatnia kolumna, niewzruszona i mocna, dawała opór szalejącemu kataklizmowi. Jednocześnie tylko na tyle było cię stać. Bezbronny wpatrywałeś się w rozwój wypadków. Choć bezwładna dłoń wciąż dzierżyła strzykawkę, to byłeś zbyt słaby by jej użyć.

Nakamura:

W jednej sekundzie coś niewyjaśnionego ogarnęło całe twe ciało, i było niczym nagłe zderzenie z niewidzialną ścianą. Mięśnie stawały się coraz słabsze, wręcz wiotczejąc. Do tego potwornie zaczęła boleć cię głowa, aż zabrało cię na wymioty. Ciało które należało do silnego, młodego i wysportowanego mężczyzny, teraz było niczym truchło osiemdziesięcioletniego dziadygi. Poruszałeś się jak mucha w smole, z trudem zbierałeś myśli, a nawet najmniejszy ruch okupowany był wielkim wysiłkiem. Mimo miażdżonych niewidzialną siłą skroni, jakoś zdołałeś się ogarnąć. I gdy rozejrzałeś się, spostrzegłeś że nie było obok ciebie Sancheza. Obejrzałeś się za siebie. Był tam, gdzieś blisko wschodniej ściany. Podpierał się protezą i spoglądał na ciebie wzrokiem rannego zwierza. Stojąc tak pomiędzy dwoma potrzebującymi pomocy towarzyszami, dosłyszałeś z góry stłumiony, choć znajomy głos kobiety:
"Uwaga, aktywacja generatora. Zamknięcie awaryjnych blokad za... " - i nie dosłyszałeś za ile, za to gdzieś kątem oka zauważyłeś jak pneumatyczne drzwi hali generatora powoli zamykały się. Nastąpiła bardzo krytyczna chwila. Nawet byle żołnierz wiedział o tym, iż obecność w pobliżu generatora NPG w czasie aktywacji, to była pewna śmierć. Niestety, ale czułeś że braknie ci czasu, by uratować obu potrzebujących pomocy. Iskra instynktu samozachowawczego przeszyła twój umysł. Najłatwiej było teraz po prostu zwiać i ocalić życie. Z drugiej strony mogłeś się temu oprzeć - byłeś tu od czegoś przecież, i za to ci płacili! Uratowanie Ravena, bądź Sancheza wiązało się oczywiście z ogromnym ryzykiem. Uratowanie obu byłoby ekstremalnie trudne, wręcz niemożliwe. Musiałeś szybko podjąć odpowiedzialną decyzję, a każda sekunda działała bardzo na twoją niekorzyść. Wasze losy zależały teraz od ciebie...

--- --- ---

Thompson, Malachius, Hargreaves:

Jamie uśmiechnął się szeroko słysząc polecenie swojego szefa. Błyskotliwość tego pomysłu zaskoczyła nawet jego. Spojrzał na pole walki i tak jak przypuszczał, krążownik wraz z dwoma ścigaczami dążyli do ich przejęcia. WFK nie chciało jednak popełnić tego samego błędu. Pewnie nadal mieli użyć unieruchamiaczy, ale krążownik służył im za obstawę, zaś potem mógł desantować oddział szturmowy na pokład "Bumeranga". Wiadomość posłana prosto do któregoś z "Egzekutorów" powinna jednakże podziałać na wyobraźnię oficjeli. Strata kolejnych statków w tej akcji i niezłapanie Axela Malachiusa żywcem byłoby wizerunkową porażką całej armii. Palce Thompsona zwinnie przesuwały się po dotykowym panelu symulującym klawiaturę. Jednocześnie uprzytomnił sobie, że groźba przesterowania rdzenia to może być zbyt mało.
- Kapitanie, pozwól że pofolguję sobie i dołożę coś od siebie. Mam nawet pewien pomysł. To ich powinno przestraszyć na dobre!
Nie czekając na akceptację, i hamując ekscytację wprowadził pewne dodatkowe szczegóły:

Cytat:
"Rdzeń generatora przesterowany, zbliża się ku masie krytycznej. Każda próba bezpośredniego zbliżenia się zaowocuje jego wybuchem. Ostrzał spowoduje natychmiastowy wybuch. Wysadzimy też reaktory jądrowe w pobliżu waszych statków i zmienimy wektor NPG jeśli będzie taka konieczność"
.

Z tym ostatnim trochę przesadził (bowiem na dobrą sprawę nie mogli tego sami dokonać), ale tak czy siak brzmiało to jak apel szalonego samobójcy. WFK na blef mogło się nabrać, chociażby ze względu na sławę Axela. Był zbyt bardzo nieuchwytny i zbyt długo cieszył się wolnością grając na nosie władzom. Tacy ludzie często nabierali poczucia misji, a ich statek stawał się stylem życia, wypełnionego dodatkowo dumą i rządzą pieniądza. Przesiąkali tym do tego stopnia, że woleli nawet zginąć, niż dać się złapać żywcem. Czy Malachius należał do tego typu? Być może, ale nie zamierzał się bynajmniej łatwo jak widać poddawać. Był bardziej szakalem niż skorpionem. Wolał odgryźć sobie łapę niż bez namysłu wbić żądło w głowę.
Mijały kolejne sekundy, a oddział przejmujący nadal poruszał się z tą samą prędkością. Czy informacja dotarła? Thompson nie miał nigdy pewności. Wokół było dużo śmieci, ale wybrał dosyć dobrą częstotliwość. Już miał nawet ponawiać... I statki WFK gwałtownie wyhamowały. Wręcz zatrzymały się! Przyglądając się ekranowi, można było wręcz wyobrazić sobie sforę psów goniących pożądliwie swą ofiarę, która nagle zostaje gwałtownie pociągnięta w tył, po tym jak właściciel niespodziewanie skraca ich smycz.
Nastąpił teraz czas impasu i nerwowego oczekiwania na aktywację generatora. W tej chwili dotarła do Thompsona dosyć nieciekawa informacja z komunikatora załogi. Funkcje życiowe technika właśnie ustały. Zbiegło się to też z jakąś niezidentyfikowaną nową awarią generatora NPG. Coś musiało się ewidentnie wydarzyć w hali generatora. Byli w niej już Sanchez i Nakamura, ale na szczęście żyli.
- Kapitanie, melduję że krążowniki i ścigacze zatrzymały się. Niestety, ale mamy kolejną awarię generatora NPG, choć nadal wydaje się aktywować... I... Screwdriver - tu zawahał się nieco ściszając głos - On... Chyba nie żyje. Sanchez i Nakamura już są przy nim, ale coś zagłusza komunikację - po czym zamilkł, jakby nie był pewien jakim tonem powinien był to ogłosić. Czuł zakłopotanie bardziej od smutku. Raven nie był mu co prawda obcy, ale i zmarli towarzysze również. Na Keck śmierć była składnikiem powietrza którym oddychał.
- Jo-Ann, potrzebuję cię - zakomunikował już zupełnie spokojnie - Nie mogę czuwać nad laserami i jednocześnie przygotować ścieżkę naszej ucieczki. Siądź na średnim dziale i postaraj się by nic przypadkiem nie zbliżyło się do nas.
Nim jeszcze zabrał się za to, dotarła do "Bumeranga" wiadomość od "Egzekutora":

Cytat:
"Wyłączcie natychmiast generator NPG. Zniszczymy was nim zdążycie uciec. Możemy to rozwiązać pokojowo. Zezwólcie na desant negocjatora".
Axel Malachius obserwował komunikator, ale Thompson i tak go zapytał:
- Widzisz to samo co ja, kapitanie. Brzmi jak pułapka, ale faktycznie mogą nas trafić jeśli odmówimy. Nawet jeśli polecimy czystą drogą do Oriona za Alfą-Mitsu, to będziemy potrzebować jeszcze co najmniej kilku minut...
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 03-10-2012 o 12:34.
Rebirth jest offline  
Stary 03-10-2012, 15:10   #34
 
RoboKol's Avatar
 
Reputacja: 1 RoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodze
Jo-Ann odetchnęła głęboko, gdzieś w środku. Oczywiście, była niemal pewna, że WFK nie zaatakuje, przynajmniej nie tak, by zniszczyć statek. Wierzyła od początku w kapitana, lecz dopiero, gdy otrzymali wiadomość z Egzekutora, naprawdę poczuła ulgę. Nie chciała zginąć w kosmosie, gdzie nikt nie usłyszy jej krzyku, gdzie nie będzie miała nawet szansy na obronę, gdzie zamieni się w kolejny pył krążący w próżni.
Do tego WFK chciało wysłać negocjatora. Tia, i ciekawe co z nimi przyślą. Pakiet gazów usypiających? W końcu ze śpiącym przeciwnikiem negocjuje się tysiąc razy łatwiej. A właściwie nie "negocjuje", tylko zakuwa w kajdany i zamyka za kratami (no dobra, krat już nie ma - bo i po co, skoro są drzwi zamykane magnetycznie, których za cholerę więzień nie otworzy?). Jo-Ann nawet by się zgodziła na negocjatora, ale dopiero po dokładnym jego prześwietleniu. A i trzeba by było przypilnować, by WFK nie zaczęło przypadkiem jakiś akcji. Czyli rozmowa, obserwacja, a także ciągłe trzymanie palca nad guzikiem samozagłady. Jak miło.
Dobrze, koniec myślenia. Żołnierz ma działać, myśleć może, gdy ma czas i pozwolenie przełożonych. Lasery... A, te takie fajne, bardzo niebezpieczne działa. Wiedziała jak je obsługiwać? Cóż, chyba tak, jak każdą inną broń. Czyli - przyrządy celownicze, bezpiecznik, spust, oraz widok rozlewających się flaków wroga. No, akurat w tym przypadku, gdy promienie lasera zatańczą na pokrywie statku przeciwnika, zauważyłoby się raczej krótki błysk. Kolejny wybuch w kosmosie.
Średnie działo. Znaczy to "wiązkowe średnie działo laserowe"? Chyba tak. Ale które, bo według tego, co mgliście pamiętała Jo-Ann z opisu statku, były dwa takie działa. Cóż, była tu nowa i nie zdążyła zapoznać się jeszcze z całym tym arsenałem. Zaraz, gdzie one były? Ach tak, na górze okrętu.
- Rrrobi się. - Skinęła głową w kierunku Raven'a, odpowiadając mu. Nieświadomie chyba przeciągnęła to "r". Nieświadomie?...
W końcu ruszyła tyłek do miejsca, gdzie obsługiwało się średnie działo.
Po drodze zatrzymała się na chwilę.
Nie żyje?
Jak to? Przecież ta supernowoczesna, dryfująca z ogromną prędkością krypa powinna chyba zabezpieczać przed zagrożeniami na zewnątrz, oraz od wewnątrz. Co go mogło zabić?
Jo-Ann pamiętała, że na statku milion rzeczy może zawieść, ale najważniejsze są systemy podtrzymywania życia. Więc co - jakaś drobna nieszczelność w którymś z układów? Nie, to od razu komputer by wskazał. Pasażer na gapę? Skąd, jak i gdzie? Odpada. Działania WFK? Nie, to też raczej nie to. Przecież nie zabijaliby cennego członka załogi samego Malachiusa. Więc co?
Nie miała pojęcia. Zamiast spojrzała w kierunku zbrojowni (albo miejsca, gdzie jest składowana broń) i jeszcze raz sprawdziła jak się ma jej pistolet.
Cóż, nie było czasu się zastanawiać dłużej nad śmiercią towarzysza. Działaj, nie myśl, żołnierzu. Albo kontynuujesz swoją misję, albo giniesz. Chyba pamiętasz, co masz zrobić?
Pamiętała. Średnie działo, góra okrętu i rozpieprzanie wszystkiego w drobny mak, jeśli tylko coś się zbliży.
 
__________________
Jak obudzić w sobie wielkość, gdy jest ona niezbędna?
RoboKol jest offline  
Stary 06-10-2012, 13:12   #35
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Czy jego załoga składała się z osób kompetentnych? Co jakiś czas musiał zadawać sobie to pytanie, patrząc na ich działania, a często też nie widząc ich efektów. Albo co gorsza, widząc wyłącznie te negatywne. Pilot już nie po raz pierwszy posunął się zdecydowanie za daleko.
- Thomson, wykonuj rozkazy, nie je wydawaj! Jo-Ann, stój!
Czy oni nie rozumieli, że działa laserowe były w tej chwili zupełnie ostatnią rzeczą, której potrzebowali? Z tego wszystkiego nawet użył pełnego imienia żołnierki. Co z tego, że odpowiedzą ogniem, co z tego, że może nawet zniszczą jeden z tamtych okrętów, jak sami zostaną natychmiast unicestwieni. A załogi potrzebował w tej chwili bardziej w formie mobilnej, zwłaszcza, że Sanchez i Nakamura wpakowali się najwyraźniej w jakieś gówno. I jeszcze na dodatek przestali odpowiadać, co zgrało się z ustaniem funkcji życiowych Ravena. Lepiej być nie mogło. Bez technika nawet nie mieli pojęcia co tu się tak naprawdę wyprawiało.

Spojrzał na wyświetlacze. Statki tamtych wciąż stały, ale mimo, że stanowiły doskonały cel, teraz był czas na negocjacje, nie na strzelanie. Tylko od nich zależało, czy zdołają uciec.
- Ile jeszcze? Potrzebuję dokładnego czasu, nie "okolic kilku minut".
Opanował głos, teraz mówił twardo, zdecydowanie, ale chłodno, jak człowiek, któremu nie straszne problemy czające się z każdej strony.
- Troy, Shin, co tam się wyprawia?!
Powtórzył pytanie, ale nie było odpowiedzi. Zakłął pod nosem.
- Jo, sprawdź co tam się dzieje. Weź kombinezon jeśli trzeba. Nie daj się załatwić, jesteś mi potrzebna dziewczyno! Zamelduj, a potem przejdź do tranzytu, być może będziemy mieli gościa. Jednego. Jeśli wyślą ich więcej to wreszcie sobie postrzelasz.
Niestety została mu tylko ona, trzech członków załogi powalił szalejący generator. Dlaczego oni wleźli tam we dwóch zamiast się ubezpieczać?!

Wziął kilka głębszych oddechów. Musiał wreszcie odpowiedzieć tamtym.
- Thomson, tym razem bez dodawania czegoś od siebie, na pamięć przodków!
Ktoś kto przesadza zawsze będzie krytycznie słabym negocjatorem, jednak tamci najwyraźniej nie mieli w pobliżu nikogo, kto znałby się na tym całym napędzie i ich możliwościach. Malachius zaś miał trochę zdolności, a przede wszystkim był twardy i rzadko ustępował. Musieli mieć takie info. Odpisał im.
"Rdzeń przesterowany, wycofanie komend potrwa. Wasze pociski uszkodziły go, podobnie jak właz tranzytowy i magazynowy i kilka innych systemów i zraniły naszego jedynego technika. Zgadzam się na przyjęcie jednego negocjatora na wahadłowcu, porozmawiajmy. W tym czasie spróbujemy zażegnać sytuację kryzysową. Powtarzam: napęd nie może zostać wyłączony póki nie opanujemy sytuacji, wprowadzone kody wymagają dezaktywacji. Nie strzelajcie, negocjujmy. "
Czyste wiadomości zawsze były łatwiejsze w manipulacji, w końcu nie widzieli jego zaciętej twarzy, gdy im to wysyłał. Za cholerę nie zamierzał wyłączać napędu. Wiedział jak wyglądałyby negocjacje i tak naprawdę wcale nie zamierzał ich przeprowadzać, jeśli nie będzie musiał.
Wszystko zależało od tych kilku minut.
Tylko dlaczego te kilka minut trwało już kilka minut?!
 
Sekal jest offline  
Stary 06-10-2012, 15:28   #36
 
Dranheim's Avatar
 
Reputacja: 1 Dranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znanyDranheim nie jest za bardzo znany
Nagle uczucie, że Nakamurze zaraz pęknie głowa, po prostu zniknęło. Jeszcze chwilę wcześniej wydawało mu się, jakby świat zatrzymał się w miejscu, dlatego możliwość poruszania się traktował jak jakieś wybawienie. W głębi musiał przyznać, że to był już strach - jeszcze nigdy nie zetknął się z czymś, co w zaledwie ułamku sekundy było w stanie go sparaliżować. Dostrzegł, że Sanchezowi nie było tak łatwo przezwyciężyć tego uczucia.
- Uwaga, aktywacja generatora. Zamknięcie awaryjnych blokad za... - obwieścił jakiś głos. Jasność umysłu nie powróciła jeszcze w pełni, w tym również słuch, więc Shin modlił się w myślach by nie nastąpiło to zbyt szybko. Po spojrzeniu na drzwi zrozumiał jednak, że nie ma wiele czasu.

Nakamura rzucił się w kierunku drzwi, łapiąc po drodzę niezdolnego do samodzielnego poruszania się Troya.
- Trzymaj się. - rzucił tylko do niego. Teraz nadeszła chwila prawdy - czy czas spędzony na treningu wreszcie się opłaci i Nakamura będzie w stanie uratować towarzysza? Może nie takiego sprawdzianu spodziewał się Shin, ale porażka oznaczała teraz śmierć. Adrenalina w jego żyłach działa w tym momencie jak dodatkowy power-up. Musiał za wszelką cenę dobiec do drzwi, by uratować chociaż medyka. Miał on znacznie większe szanse na przeżycie niż Raven, więc wybór ten był jak najbardziej logiczny. W czasie biegu w głowie Shina narodził się jednak pomysł na uratowanie obojga. Gdy tylko dobiegnie do drzwi, ma zamiar przerzucić przez nie medyka i zablokować zamykające się drzwi swoim kluczem. Należy pamiętać, że nawet jeśli został przystosowany do walki, nie oznacza to, że został wykonany z jakiegoś badziewia. Solidny kawał żelastwa powinien dać Nakamurze wystarczająco dużo czasu, by dobiec do ciała Ravena. Choć przejście nie byłoby wtedy zbyt szerokie, bo miałoby zaledwie 0,7m, tyle wystarczyłoby do przeciśnięcia się. Jeśli sytuacja wyda się krytyczna, Nakamura będzie zmuszony porzucić ciało Screwdrivera i ratować siebie samego.
Jeśli wszystko by się powiodło, Shin wyszarpuje klucz z zamykających się drzwi, by nie narazić się na dłuższe promieniowanie z generatora.
 
Dranheim jest offline  
Stary 10-10-2012, 08:18   #37
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Nakamura:

Chwila uczucia odzyskania sił napełniła cię nadzieją na ocalenie siebie i towarzyszy. Uśmiechem losu czułeś, że mogłeś tego dokonać. W ułamkach sekund jeszcze zaplanowałeś kilka kolejnych ruchów. Zebrałeś się w sobie z zamiarem ruszenia pełną parą przed siebie. Wykonałeś pierwszy ruch... I szybko ten sam los sprowadził cię na ziemię, pokazując że uśmiech ten był wyjątkowo ironiczny. Mięśnie odmówiły ci posłuszeństwa, a na dodatek próba sprintu rozpoczęła ponowne narastanie bólu w skroniach. Cały plan ratunku legł w gruzach, ale nie było czasu na wymyślanie nowego. Sunąc pod prąd w stronę Sancheza przypomniałeś sobie jeden z egzaminów końcowych w pewnej firmie wojskowej, podczas której w symulatorze ekstremalnych warunków musiałeś z grupką wybrańców wypłynąć ciężkim pontonem na mocno faliste morze. Ledwo go zdałeś, a zakwasy nie ustawały przez kolejne trzy dni. Tyle, że tu nie było pontonu, ani morza. Były za to fale, równie zdradliwe i śmiertelnie groźne, co te morskie. Nim się zorientowałeś, czubkiem stopy zawadziłeś o coś miękkiego. Spojrzałeś w dół i ujrzałeś leżącego nieruchomo medyka. Na szczęście jego sygnalizator mienił się na zielono, a więc żył. Z wielkim trudem podniosłeś jego ciało, i oparłeś go o ramię. Ważył bardzo dużo, a jego proteza niemalże wżynała ci się w obojczyk. Zerknąłeś na drzwi. Były już prawie w połowie domknięte. Teraz pozostawało tylko zdążyć. Tylko... i aż. Walcząc z cierpieniem, wysiłkiem i ciężarem sunąłeś powoli w stronę wyjścia. Miałeś ochotę zrzucić broń, która ważyła teraz z dwa razy więcej. Ścieżka zdrowia i cierpienia którą przechodziłeś była najtrudniejsza w twoim życiu. Krok po kroku, musiałeś jednocześnie zachować ogromną ostrożność. Nawet delikatne potknięcie kosztowałoby was wszystkich życie. Dramatycznie dążące do zamknięcia was wewnątrz drzwi, były już w trzech czwartych od tego sukcesu. Twa dłoń ledwo zdołała sięgnąć do kieszeni po klucz. Niemalże w ostatniej chwili włożyłeś go w pozostającą szparę, i momentalnie wywołałeś serię wściekłych zgrzytów i szumów dobywających się z siłownika. Tak jakbyś włożył właśnie belkę w paszczę bestii, z której wyskoczyły dwie ledwo żywe, niedoszłe jej ofiary. Wypadłeś z Sanchezem na zewnątrz hali i położyłeś go na podłodze. Chciałeś odetchnąć. Tyle, że delikatnie ukłucie z tyłu głowy przypomniało, że to dopiero połowa sukcesu. Z lekkim niedowierzaniem spojrzałeś na drogę którą musiałeś pokonać by uratować jeszcze jednego towarzysza. Raven leżał znacznie dalej niż wtedy Sanchez. Wziąłeś głęboki oddech i poderwałeś się raz jeszcze, gotów skoczyć w szalejący wir fal i neutrin. Już przekroczyłeś próg hali, gdy wszystko zgasło... Stanąłeś instynktownie jak wryty. Ciemność trwała tylko moment, lecz została rozświetlona już tylko pulsacyjnym, czerwonym światłem. Zawyły syreny i zawołał też kobiecy głos: "Aktywacja generatora. Uwaga, zachować ostrożność. Aktywacja generatora. Uwaga, zachować... ". Słowa te zabrzmiały jak beznamiętnie wygłaszany przez arbitra wyrok. Nie mogłeś się ruszyć z miejsca. Wiedziałeś bowiem że to koniec. Nie pozostawało więc nic innego jak zabrać klucz spomiędzy drzwi. Zrobiłeś to. Trzask zamykających się bezwzględnie drzwi hali, był jednocześnie niczym dźwięk zamykających się wrót grobowca. Raven został w nim, już bez szans na przeżycie. Zdecydował priorytet kolejności. Choć bardzo chciałeś, to uratowałeś tylko jednego członka załogi. Chyba postąpiłeś dobrze. Nawet jeśli Raven mógł zostać jeszcze odratowany, to i tak nie miałby kto tego dokonać. Wybór Sancheza wydawał ci się jedynym racjonalnym wyborem. Choć z dala od morderczego promieniowania twe ciało odzyskiwało powoli sprawność, to byłeś wycieńczony. Nie miałeś ochoty na nic innego, jak tylko legnąć na ziemi i przeleżeć tak kilka godzin. Zresztą zmęczenie spowodowało senność, i tylko dziwne, złe przeczucie nie pozwalało ci zapaść się w podświadomości.

Sanchez:

Leżąc tak bezbronnie, mogłeś już tylko przyglądać się działaniom Nakamury. Nie było z nim najlepiej, ale wydawał się wciąż mieć siły na działanie. Widziałeś jak patrzy wpierw na ciebie, a potem na Ravena. W jego głowie zapewne dokonywał się teraz wybór kogo powinien uratować. A może wybierze tylko siebie? Najemnicy przecież najpierw martwili się o własną skórę, a w drugiej kolejności o stan ich zarobku i może gdzieś daleko na liście znajdowała się kategoria "towarzysze". Czułeś się jak na loterii bogów śmierci. Ponoć w chwilach silnego zagrożenia życia, człowieka nachodzą czasami najmniej spodziewane myśli i wspomnienia. Z pewną przekorą i dystansem czytałeś o tym w e-publikacjach psychologii klasycznej, ale nigdy byś nie przypuszczał że kiedyś może to przydarzyć i tobie. Takimi wspomnieniami były na pewno teraz monologi Abrahama Hoeptmanna, na temat tego co się dzieje z duszą po śmierci. Z niebywałą dokładnością przewijały się one w twojej głowie, jakby ktoś je puścił z odtwarzacza. Przez moment nawet zdawało ci się, że odnalazłeś w tym jakiś sens. Być może za chwilę zresztą sam się o tym miałeś przekonać. Niemalże pogodzony z tą sekciarską ideologią, poczułeś lekkie uderzenie pod żebrem. I dopiero gdy twoje ciało zaczęło się wolno podnosić, zrozumiałeś że los wybrał młodego potomka Azjatów na twojego wybawiciela. Nie mogłeś mu w niczym pomóc, ale ten nie zważał na nic i sukcesywnie z wielkim wysiłkiem niósł cię w stronę wyjścia. Czułeś jego ciężki oddech i drżenie mięśni po każdym kroku. Widziałeś jak walczy ze zmęczeniem i koncentracją. Jeśli uda mu się cię uratować, będziesz miał u niego dozgonny dług. Ciekawa sytuacja, kiedy rutynowy kredytodawca życia sam nagle staje się czyimś dłużnikiem. Wciąż trwał wyścig z czasem, a drzwi bezlitośnie chciały się domknąć. Jednak Nakamura zachował widocznie zimną krew, gdyż w ostatniej chwili wyciągnął z kieszeni stary rodzaj jakiegoś klucza, i włożył go między drzwi a ramę. Dało wam to czas by przecisnąć się przez pozostałą szczelinę. Nakamura wypadł z tobą na zewnątrz i położył na podłodze. Ból w skroniach wygasał, ale daleko było ci od odzyskania sprawności w mięśniach. Nakamura wyglądał jeszcze gorzej, ale wciąż jakimś niewyjaśnionym zjawiskiem trzymał się na nogach. Co on kombinował? Gdy zrobił kolejne kroki w stronę hali, zrozumiałeś. Chciał jeszcze uratować Ravena! Z medyczno-logicznego punktu widzenia było to samobójstwo. Nie miałeś jednak sił go powstrzymać, a hałas zagłuszyłby ciche wołanie. Oczami wyobraźni widziałeś jak wbiega do środka i od razu pada pod wpływem kolejnej dawki fal. Tyle, że Nakamura niespodziewanie zatrzymał się i znieruchomiał. Czyżby się przestraszył? Może zdrowy rozsądek wziął górę? Gdy czerwony blask odbił się w kącie twojej soczewki oka, zrozumiałeś. Generator najwyraźniej postanowił się właśnie aktywować. To oznaczało ewidentnie koniec marzeń o ratunku technika. Shin widocznie też to pojął, gdyż zrezygnowanym ruchem zabrał klucz spomiędzy drzwi. Zapadła nieznośna cisza. Życie Ravena Screwdrivera zostało definitywnie przekreślone. Jeśli w ogóle dożył tej chwili, to właśnie jego działo zostanie poddane eksplozji wolnych neutrin i promieniowania deterministycznego. Spowoduje to całkowite zniszczenie komórek, a zatem i nieodwracalne uszkodzenia organów wewnętrzny, a także liczne oparzenia tkanki i krwotoki wewnętrzne. Dojdzie do tego niedobór białych i czerwonych krwinek, zmiana biochemii i arytmia serca... Mogłeś tak jeszcze wymieniać kolejne efekty, ale po co? Efekt byłby wspólny. Tym razem to Raven przekona się czy stary Abraham miał rację...
Zorientowałeś się, że żywa ręka odzyskała już większość swojej sprawności. Ruch nadal powodował ból i dreszcze, ale chyba mogłeś już nią poruszać. Zorientowałeś się, że wciąż została ci w dłoni niezużyta strzykawka ze specyfikiem. Mogłeś go zaaplikować sobie, lub Nakamurze. Ponadto zorientowałeś się, że kapitan i pilot próbowali się z tobą skontaktować.

Thompson, Malachius, Hargreaves:

Thompsonowi wyjątkowo trudno byłoby odpowiedzieć teraz zdenerwowanemu Malachiusowi. Generator wszak zachowywał się niespotykanie, wręcz kuriozalnie. Niby się aktywował, ale wiele się nie zgadzało - dwie niezidentyfikowane awarie, dziwne dane automatycznie przerabiane przez system, inne czasy procedur. Głupio było przyznać, ale Jamie nie miał w zasadzie nad tym kontroli. By stwierdzić stan takiej rzeczy, jak nikt potrzebny był teraz technik. Tyle, że wedle modułu nadzoru funkcji życiowych załogi, Raven Screwdriver pozostawał wciąż martwy. To by oznaczało, że prawdopodobnie Sanchezowi nie udało się go uratować. Na dodatek trzeba było wysłać kolejną wiadomość tym natrętom z WFK. Nie było pewności czy kolejny fortel kapitana się powiedzie. Gdyby "Egzekutorem" dowodził kapitan Briggs z WFK "Barcelony" właśnie w tym momencie traciłby cierpliwość. Tyle, że oficjele z WFK mieli wysokie karty na ręce w tej sytuacji. Mogli pozwolić sobie na przekomarzanie, uznając że ostateczne rozwiązanie i tak będzie po ich myśli. To wszystko jednak musiało pięknie wyglądać też w raportach. "Dzielna i heroiczna armia WFK dawała wielokrotnie szansę na pokojową kapitulację przemytników, jednak przebiegli terroryści nie wykorzystali jej, myśląc że uda się wymknąć. Armia WFK starła ich w proch, po raz kolejny zażegnując niebezpieczeństwo i czyniąc kosmos spokojniejszym". Tak pewnie miało to wyglądać. Tyle, że nie doceniali Axela Malachiusa. Ten miał wiele asów w rękawie. Jeśli Jamie Thompson miał być jednym z nich, to musiał trzymać rękę na pulsie, póki WFK trzymało ich na muszce. Trzeba było też przynajmniej stworzyć pozory gotowości do spotkania. Jamie już miał pisać odpowiedź w sprawie negocjatora gdy rozległ się zbawczy głos: "Procedura gotowa. Aktywacja generatora, przygotować się do hiperportingu". Tak nagły i niespodziewany komunikat systemu pokładowego "Bumeranga" wywołał wpierw zdumienie, które ustąpiło ogromnemu poczuciu satysfakcji i ulgi. Udało się! Już tylko sekundy dzieliły załogę od wyplucia ścieżki do wolności. Nim się , a będą lata świetlne gdzieś w Orionie, z dala od WFK i wizji dożywotniej hibernacji, lub spędzenia życia w koloni karnej. O ile wcześniej nie zostaną zniszczeni. Detektory wojska pewnie już krzyczały o tym co się święci. Jamie wyobrażał sobie jak wściekli oficerowie wydają właśnie rozkaz ładowania laserów. Trzeba było się przygotować na ostateczny unik. Jeśli im się uda, dotrą cali do Oriona. Jeśli nie - u celu pojawią się co najwyżej ich szczątki. Tymczasem reszta na pokładzie poczuła to charakterystyczne drżenie całego statku, tuż przed lotem. Głęboki wdech. Odliczanie ostatnich sekund... Dłonie pilota na przyciskach steru... Komunikat o rozpoczęciu ładowaniu wrogich laserów... 3...2...1... Cisza. Cisza, którą przerwał dopiero nowy komunikat: "Nieznana awaria generatora. Błąd krytyczny. Anuluję procedurę... Uwaga, anulacja niemożliwa. Błąd krytyczny... ". To musiało wprawić wszystkich w osłupienie. Koszmar trwał nadal. Wciąż byli w układzie Vegi. Wciąż otoczeni przez armię WFK. Wciąż byli po uszy w bagnie, teraz głębszym niż kiedykolwiek. Gdy już nic gorszego nie mogło się wydarzyć, Jamie spostrzegł na radarze jak zaczęły pojawiać się zewsząd kolejne, małe punkty. Wyglądało to wręcz jakby radar dostał ataku ospy. Szybki podgląd z kamer górnych dział i rufy, a skierowanym na centralny HUD oczom ukazał się:

[MEDIA]http://66.90.118.45/ost/metroid-prime-2-echoes/ppmurljrpa/039-vs-amorbis-long-.mp3[/MEDIA]
Solisiański krążownik "Pętacz"

Wasz generator aktywował się, ale zamiast wysłać was w siną dal, przywoływał kolejne statki obcej floty. Jeden po drugim pojawiały się jakby znikąd, i były niczym gang szaleńców gotowy od razu do siania rozróby. "Pętacze" to nie jedyne rodzaje które się ukazały. Nawiasem mówiąc nazwy mogły się różnić w zależności jak wśród różnych społeczeństw zostały nazwane, ale Malachius rozpoznał m. in. "Karakany" i "Brzuchacze", zaś wrogość w oczach Hargreaves wzbudziły dobrze znane jej "Bawoły", które nie raz swoimi taranami napsuły krwi oddziałom w których służyła. Innymi słowy mieli tuż obok całą śmietankę obcej myśli technicznej. Niezbyt zaawansowanej, ale liczebnej w tej chwili na tyle, że z miejsca armia WFK przestała się liczyć. Ich położenie było nieco żałosne, ale w tym wszystkim paradoksalnie mogli w ogóle zostać przeoczeni. I tak się chyba właśnie stało. Solisianie nie zwrócili na nich najmniejszej uwagi, od razu skupiając się na atrakcyjniejszych celach. Tymi niewątpliwie były statki WFK, których dowódcy zresztą też zmienili priorytety. System "Bumeranga" nie alarmował bowiem już o byciu namierzonym. Nie trzeba było długo czekać, a między armią a obcymi rozgorzała wielka bitwa kosmiczna. "Egzekutorzy" nie szczędzili tym razem energii, a promienie potężnych laserów niszczyły przeciwników jeden po drugim. Do kanonady dołączyły się momentalnie krążowniki, zasypując obcych rakietami i plazmą z miotaczy. Kosmiczna próżnia w mig zapełniła się różnorakimi pociskami, wybuchami, promieniami - a wewnątrz tego kotła byliście wy. W takiej sytuacji nietrudno było przypadkowo oberwać, stąd trzeba było działać. Najgorsze, że generator dopiero się chłodził. Ponowne jego użycie spowodowałoby nieodwracalne szkody. Trzeba było jednak działać szybko. Zwłaszcza, że chyba właśnie jakiś statek obcych zwrócił na was uwagę...
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 10-10-2012 o 19:13.
Rebirth jest offline  
Stary 10-10-2012, 17:16   #38
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
-Raven nie żyje. My jesteśmy cali, ale osłabieni. Potrzebujemy kilku minut na dojście do siebie - drżącym głosem wychrypiał w komunikator wiadomość dla kapitana.
Wykorzystując, mechaniczne ramię, Sanchez podciągnął się do Shina i zaaplikował mu zastrzyk wzmacniający.
-Dziękuję za uratowanie życia- wyszeptał, po czym położył się, by odzyskać siły. Po chwili dodał:
-Dostałeś zastrzyk wzmacniający. Za dwie-trzy minuty powinieneś odczuć jego skutki. Ja zaraz dojdę do siebie, nie przejmuj się mną. Zajmie mi to trochę dłużej, niż tobie.
Sycząc z bólu, zaczął po kolei napinać w bezruchu poszczególne partie mięśni i rozluźniać je, by pobudzić w nich przepływ krwi. Masaż izometryczny całego ciała zajął mu trzy minuty. Ostrożnie się podniósł. Nie zamierzał szarżować - ostatnie, czego było trzeba, to gwałtownego wahnięcia ciśnienia i utraty przytomności.
Kiedy zdołał się zebrać, udał się na mostek.
 
Reinhard jest offline  
Stary 11-10-2012, 10:30   #39
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Malachius pozostawał niewzruszony, patrząc jak na wyświetlaczu pojawiają się kolejne kropki obcych okrętów. A więc Scott był zdrajcą czy zwyczajnie miał pecha? Przestało się to liczyć niemal od razu. Spokój był niezbędny, a wbrew pozorom kapitanowi łatwo było go utrzymać w tak niebezpiecznych sytuacjach. Inaczej co z niego byłby za kapitan?
Odebrał komunikat Troy'a, podsumowując go krótkim.
- Przyjąłem.
Śmierć Ravena była prawie katastrofalna, biorąc pod uwagę wszystko co się działo, z drugiej strony mogła nawet uratować życie im wszystkim. Oba zgrupowania okrętów miały bowiem teraz wzajemną zabawę, a niewielki w porównaniu do nich "Bumerang" miał jeszcze szansę.
- Jo-Ann, zmiana planów - głos Axela był obecnie niemal mechaniczny, wyprany z emocji, trzymanych na krótkiej smyczy. - Jednak zapraszam do działa. Shin, jeśli dasz radę to do drugiego. Strzelajcie tylko do tych, którzy otworzą do nas ogień.

Nie chciał przyciągnąć zbyt dużej uwagi, chociaż jeden z przeciwników już obierał ich sobie za cel. Malachius zwrócił się szybko do pilota.
- Zabierz nas stąd. Prawie nas nie zauważyli, może przemkniemy więc miedzy nimi? To stara technologia, może ich rejestracja przyjaciel-wróg pogubi się w ilości sygnałów.
Wydawało się to lepsze, niż zwyczajne odlecenie w bok. Wtedy stanowiliby pojedynczą, łatwo zauważalną kropkę na wyświetlaczu. A to oznaczałoby koncentrację ognia, przecież nikt nie chciał, aby przemytnik uciekł.
Do tego wszystkiego dochodził jeszcze brak technika... po prostu cudownie. Potrzebowali napraw, potrzebowali też nowego człowieka, bo bez takowego nie było mowy o przemierzaniu przestrzeni.
- Musimy dotrzeć do najbliższej bezpiecznej planety...
Powiedział to prawie do siebie. Na razie musieli wydostać się z kotła, ale to już była działka pilota.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-10-2012, 19:09   #40
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
- Się robi kapitanie!

Nareszcie! Na twarzy pilota pojawił się nieśmiały uśmiech. Dostał od szefa jakieś zadanie, które w różnych wariantach wykonywał już setki, jeśli nie tysiące razy. Mimo zadowolenia z rozkazu nie zamierzał się rozluźniać. Wręcz przeciwnie. Nachylił się nad swoim pulpitem i z miejsca zaczął przygotowania. Aktualna pozycja może nie był zbyt komfortowa dla kręgosłupa, ale tak pilotowało mu się najlepiej.

Najważniejsze to ruszyć z miejsca. Każdy głupek wie, że ruszający się cel trudniej trafić. Pierwszą przeszkodą jaka stała mu na drodze był nieznany stan statku. Komputer zasypywał go cały czas raportami, ale ich treść stanowiły głównie zbiory cyfr i liter, zrozumiałe chyba tylko dla techników. Nie miał całkowitej pewności, ale statek raczej był całkiem sprawny. Szlak trafił dolny prawy silnik. Paliła się ładownia, ale to teraz nieważne. Na graficznym przedstawieniu stanu statku kolorem innym niż zielony był jeszcze dolny kadłub i cześć osłon. Nie jest źle. Damy radę. Wprowadził do systemu polecenie zmiany tryby z bojowego na manewrowy. Zanim cała maszyneria ruszy, miał jeszcze chwilę. Teraz najważniejszy zadaniami dla statku były skanowanie, napęd oraz działa laserowa. Cała reszta może pójść w odstawkę. W panelu zarządzania mocą powyłączał lub zmniejszył dostęp energii do takich nieznaczących funkcji jak klimatyzacja czy oświetlenie. Dzięki temu zabiegowi możliwości Bumeranga do ucieczki zostaną znacząco zwiększone. A co za tym idzie szanse powodzenia całej operacji także wzrosną. Silniki w końcu mogły ruszać.

- Uwaga załoga. Może trochę zatrząść.

W trakcie wypowiadania tych słów wcisnął na dotykowej klawiaturze przycisk START.
 
Boreiro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172