Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2013, 14:47   #41
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Wbrew wszelkiej logice, ich nowa kryjówka nie będąca kryjówką okazała się być zaskakująco bezpiecznym i spokojnym miejscem i to aż do takiego stopnia, że Fox zaczął węszyć spisek. Gdy jednak mijały kolejne godziny i nic się nie działo, Felix uznał, że być może tym razem mieli szczęście albo przewodnik po prostu zagalopował się w swoich pesymistycznych opisach.

O dziwo, nocna jazda pickupem również była pozbawiona emocji i pierwszy punkt planu udało im się zrealizować bezbłędnie. Drugi punkt zakładał jednak kilkukilometrową podróż do kryjówki tylko i wyłącznie o własnych nogach, więc z samej swej natury stanowił tę trudniejszą część ich wspaniałego planu. Fox z podziwem patrzył na wyginające się, kobiecie sylwetki. Wcześniej miał obawy, że specjalistki nie wytrzymają narzuconego tempa, ale póki co radziły sobie całkiem nieźle. Dodatkową zaletą działania w nocy było to, że nie musieli znosić somalijskich upałów. Gdyby nie duże obciążenie, bieg byłby całkiem przyjemny, zwłaszcza dla kogoś, komu zmodyfikowane płuca ułatwiały utrzymywanie stałego rytmu.

Seria eksplozji i błysków przerwała sielankę. Czerwoni rozpoczęli walkę z jakąś inną grupą. Od razu było widać, że to zawodowcy. Najwyraźniej nie tylko nam perspektywa nocnego wejścia do miasta wydała się atrakcyjna. Ciemności rozwiały ustawione na posterunkach reflektory i szybkie rozeznanie wskazywało na to, że to one będą najpoważniejszą przeszkodą, a na otwartym terenie cała grupa, może z wyjątkiem Shade, będzie dość łatwym celem. Priorytety ustaliły się zatem same.

Felix momentalnie znalazł w lunecie duży, świecący punkt w najbardziej wysuniętym na zachód posterunku, nacisnął spust i... nic się nie stało. Kurwa... Komuniści mieli na tyle oleju w głowie, by jakoś zabezpieczyć swoje świecidełka. Według raportu Valerie, reflektor był otoczony metalową siatką. Musieli zatem czekać, aż najemniczka unieszkodliwi go w inny sposób.

Gdy już światło zgasło, Raver usłyszał komunikat Wiga (Fox biorę tego po prawej), który skwitował krótkim "OK". Dwóch zdezorientowanych, znajdujących się na dachu wartowników nie stanowiło żadnego wyzwania dla strzelców wyborowych.

Wig podszedł bliżej posterunku, by zająć czymś patrol, natomiast Kane wraz ze specjalistkami i przewodnikiem udali się w kierunku południowo-zachodnim. Felix nie miał zamiaru drastycznie zmniejszać odległości do Czerwonych, jako iż pozbawiłby się przez to swojego największego atutu, zatem ruszył wolniejszym krokiem za większością grupy, szukając dogodnej pozycji.
- Spróbuję zajść ich z flanki. Będę ubezpieczał Was z daleka - powiedział do komunikatora.

W rozproszeniu najemnicy mieli większą szansę na uniknięcie trafienia, a w całym tym zamęcie spowodowanym walką na wschodzie, wyłączeniem reflektora i użyciem granatów, owieczki prowadzone przez Kane'a nie będą zwracały na siebie uwagi. Jeżeli reszta nie będzie potrzebowała pomocy, Fox przyspieszy kroku i oddali się od patrolu. Gdy będzie to niezbędne konieczne, przerzuci się na karabin automatyczny i zaatakuje z bliższej odległości.
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 19-05-2013 o 16:36. Powód: pozycja Shade
Cybvep jest offline  
Stary 20-05-2013, 23:13   #42
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 23:34 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Mogadiszu, Somalia





Shade, niewidoczna w ciemności nocy, zbliżyła się na rozsądną odległość. Światło z drugiego posterunku świeciło teraz w tę stronę. Halogen nie docierał jednakże tak daleko jak chcieliby ludzie z patrolu, kulący się i leżący za terenowymi przeszkodami, co i raz wyglądając. Nie mieli sprzętu noktowizyjnego, było też niezwykle wątpliwe, by mieli jakiekolwiek cyberwszczepy, więc tak naprawdę niewiele mieli szansę dostrzec. Jeden za to posiadał walkie-talkie starego typu, do którego szybko mówił. Cel idealny. Kobieta wyjęła zawleczkę i cisnęła granatem, szybko się wycofując. Eksplozja wstrząsnęła okolicą, rozrzucając odłamki. Tubylec z radiem wrzasnął i padł. Dobiegł jej uszu krzyk jeszcze jednego z nich, ale efekt nie był tak efektywny, jakby chcieli. Murzyni za bardzo się kryli. A teraz jeszcze bardziej przywarli do ziemi, wypuszczając ze swojej broni kilka serii na oślep, mniej więcej w kierunku wartowni.
Valerie wiedziała już, że z ich strony nie mają co obawiać się pościgu.

Nie oznaczało to wcale, że nagle zrobiło się bezpiecznie. Obok nich ciągle od czasu do czasu rozlegały się strzały, tamto starcie jednakże również prawie na pewno wygrali zawodowcy. Mimo tego "Czerwonych" należało w pewien sposób pochwalić za szybkość reakcji. Światła samochodów pojawiły się zarówno w Mogadiszu, jak i w mieście na północ od nich, szybko zbliżając do jedynego w okolicy posterunku, który ciągle omiatał okoliczny teren światłem reflektora.

Kane prowadził "cywilów" sprawnie i szybko, zmuszając całą trójkę do poważnego wysiłku. Jeanne już nikt nie zaproponował noszenia walizki, więc jeśli nie chciała jej zostawiać, sama musiała ją za sobą ciągnąć. Na szczęście drogi element wyposażenia każdego bogatego podróżnika po luksusowych hotelach wytrzymywał te trudy bez otwierania się. Dobre dwieście metrów od wartowni najemnik zatrzymał się, czekając na pozostałą trójkę. Obok nich, bardzo niedaleko na zachód, przejechały dwa wypełnione ludźmi wozy, pędząc po znajdującej się tam drodze. Trzeci nieoczekiwanie odłączył się i skierował prawie prosto na nich.
- Padnij!
Irlandczyk sam przycisnął do ziemi wszystkich spóźnialskich. Tubylcy na szczęście dla nich jechali chyba za szybko, bowiem nie dostrzegli leżących na ziemi ludzi.
Reszta dołączyła i teraz już trochę wolniej ponownie ruszyli między pierwsze zabudowania Mogadiszu.
Pierwszy cel został osiągnięty.



Weszli pomiędzy pierwsze, ubogie domy, niczym nie różniące się od tych, które widzieli choćby w mieście na północ od stolicy. Zwykle niskie i słabo wykonane, w praktycznie żadnym nie paliło się też światło, choć noktowizory i termowizja potrafiły odkryć, że zza niektórych zasłon i okien wyglądają ciekawe twarze. Ciekawe i przestraszone. Z drugiej strony żadna z nich nie krzyknęła. Żadna nie wydawała się skłonna przehandlować swojego życia za ostrzeżenie dla "Czerwonych", których straże już przecież dawno minęli, poruszając się po coraz lepszych ulicach, prowadzących przez coraz gęściej zabudowany teren. Domy zaczynały mieć piętra, niektóre nawet stykały się ze sobą. To miało się pogłębiać, a Ghedi szybko, nawet jeśli nerwowo to pewnie, prowadził ich na południe.

Przeszli może z pięćset metrów licząc od pierwszych budynków, gdy zobaczyli pierwszych ludzi na zewnątrz. Kręcili się na skrzyżowaniu, wpatrując głównie w stronę, z której wcześniej dobiegały strzały. Teraz już wszystko ucichło, nawet wysadzone wartownie już się dopalały. Czerń nocy pochłaniała wszystko. Posterunek na skrzyżowaniu miał własne, niewielkie źródło światła, ale można było zapomnieć o latarniach. Gdzieś tam dalej w centrum Mogadiszu dobiegała ich delikatna świetlna łuna, jakże znana z każdego cywilizowanego miasta. Tu, na przedmieściach ciągle, było inaczej. Shade ściągnęła przewodnika z drogi w samą porę, ten szybko wybrał inną drogę, prosto przez rozdartą siatkę, prowadzącą do ogrodzonego terenu.
- Tu tutejszy bazar.
Przemknęli pomiędzy prostymi straganami, często rozpadającymi. Śmierdziało, nikt nie sprzątał tu zalegających na ziemi odpadków. Przy jednej z odkrytych bud z blachy falistej leżały dwie osoby. Pod jedną z nich widać było ciemną plamę. LuQman przyspieszył jeszcze, nie spoglądając na to drugi raz.

Gdy wydostali się z bazaru po drugiej stronie, przewodnik poruszał się już wyłącznie bardzo ciasnymi, klaustrofobicznymi uliczkami, które wybierał spośród całkiem sporej liczby innych. Z daleka dostrzegli przynajmniej dwa inne posterunki, a przynajmniej patrole.
- Godzina policyjna. W nocy nikomu nie wolno, chyba, że ze specjalną przepustką.
Szept Ghediego ledwo dotarł do ich uszu. Najwyraźniej próbował wybić najemnikom z głowy ewentualne pomysły chodzenia bardziej na widoku, nawet jeśli ci wcale takich nie mieli. Szli jeszcze kilkaset metrów wgłąb stolicy Somalii.
- To już tu.
O ile wcześniej minęli z kilkanaście domów, w których jeszcze jaśniało światło, o tyle teraz już nie było o tym mowy. To do czego doprowadził ich przewodnik, było gęsto zabudowanym zlepkiem blaszanych bud, rozpoczynających się murem i furtą. Chociaż nie, nie furtą. Pozostałością po niej.

Wewnątrz było jeszcze gorzej niż na zewnątrz. Wiatr od strony morza blokowany był specyfiką zabudowy, klaustrofobiczne uczucie pogłębiało się z każdym krokiem. Mieli poczucie, że ciągle są obserwowani, ale LuQman nie rozglądał się na boki. Zresztą nie szedł już daleko. Po jakiś trzydziestu metrach podszedł do jednej z bud, sklejonej po bokach z dwoma innymi i z tyłu z jeszcze jedną. Cienkie ścianki niewiele zapewniały intymności i marne schronienie. Wyjął klucz i otworzył słaby zamek. Gestem nakazał ciszę.
W środku nie widać było już nic, ale już mogli zapalić latarki. Prymitywne, na oko jednoosobowe mieszkanie nie sprawiało dobrego wrażenia. To miała być kryjówka? Tubylec zamknął za nimi drzwi. A potem skierował się do rogu pomieszczenia, po cichu przesunął łóżko i odkrył znajdującą się pod nim klapę.

Prowadzącą po drabinie do sporej piwnicy, zaopatrzonej w prymitywny lecz sprawny nawiew powietrza. Trzy piętrowe prycze, umywalkę podłączoną do boilera. Łączyła się z drugim pomieszczeniem, gdzie umieszczono oddzielony tylko kotarą chemiczny kibel. Zamknął za nimi klapę, włączając światło. Poza łóżkami był jeszcze stół i krzesła, znaleźli kilka gniazdek do podłączenia sprzętu, kuchenkę elektryczną, szafkę z niewielką ilością najprostszych naczyń i garnków.
- Dźwiękoszczelne. - Ghedi poklepał klapę. - Ale wysadzić łatwo. To osiedle imigrantów. Nikt nie pyta. Nikt nie mówi. Bezpiecznie, jeśli twarze zakryte i nie rzucać się w oczy. W boilerze woda do picia. Trochę jedzenia. Gazu tu nie wolno. Elektryczność tak. Dziś lepiej spać. Ja na górze. W razie co trzy uderzenia w klapę to nie wychodzić. Cztery to niebezpieczeństwo.
Popatrzył na nich. Był w miarę spokojny, ręce drżały mu tylko trochę. Lekarstwo Jeanne musiało jeszcze działać.
Zmęczenie i pył pustyni widać zaś było na wszystkich.


 
Sekal jest offline  
Stary 24-05-2013, 13:51   #43
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Nareszcie udało im się dostać do Mogadiszu. Idąc wąskimi uliczkami przedmieść, a w zasadzie slumsów Wig zastanawiał się, czy warto było przebijać się z tej strony. Ich zleceniodawcy naprawdę mogli się postarać o lepszy kontakt.
Peter przyłapał się na tym, że zaczyna marudzić niczym …
- Jeanne. Pomóc Pani nieść walizkę? – spytał uprzejmie, acz cicho.
Właśnie przechodzili przez miejscowy bazar niemiłosiernie ubrudzony odpadkami.
Na szczęście mieli niedaleko. LuQman zaprowadził ich do kolejnej kryjówki, tym razem bez obsługi, do której mógłby strzelać.

Pomieszczenie było bez okien i wyjścia ewakuacyjnego. Do kompletnego obrazu pułapki brakowało tylko kawałka sera na podłodze.
LuQman zaproponował, by tu zostali, a on sobie wyjdzie na górę. No tego już było Wigowi za wiele.
- Niestety mój czarny przyjacielu, ale chyba wyrażę opinię nas wszystkich, że musimy w stosunku do ciebie zachować zasadę ograniczonego zaufania. Nie licz na to, że zostaniesz na górze sam, bądź że w ogóle będziesz spał na górze. - stwierdził Wig, któremu ani trochę nie podobała się ta nowa “pułapka”.
- Całkowicie się zgadzam ze zdaniem Petera, po za tym już i tak jesteśmy osiemnaście godzin w plecy, bo od tylu powinniśmy być w tym miejscu gdyby organizacja przeprawy okazała się nieco lepsza - dodała Valerie spoglądając znacząco na przewodnika - Nie mam ochoty dalej marnować czasu. Tym bardziej, że zdążyłam się wyspać, a w nocy mogę poruszać się po mieście bez większego ryzyka. Musimy się zastanowić od czego zacząć poszukiwania.
- Można zacząć od prześledzenia drogi monacytu. To rzadki związek. Jego niewielki pokłady są w okolicy. - Stwierdziła Øksendal nie patrząc na swoich rozmówców. Bardziej interesowało ją co to schronienie mogło im zaoferować. A że niewiele mogło zaoferować, to już inna sprawa. Chociaż nie napawała optymizmem pani doktor, co byłoby widoczne na jej twarzy, gdyby stała przodem do całego towarzystwa.
- To raczej zadanie dla Blue. Jeśli nie świeci w ciemności nie wielkiej szansy że na nie wpadnę. - Powiedziała Shade śmiertelnie poważnym tonem.
- To raczej nie mój problem już. - Jeanne przerzuciła swe spojrzenie na to co miało być łóżkami.
- Wiemy, że zakłócenia nie wystąpiły w tej dzielnicy, tylko w dzielnicy arabskiej. - stwierdził Fox. - Logicznym posunięciem będzie zbadanie tego, jak wygląda kwestia przejścia do miejsca, które nas naprawdę interesuje. Cała reszta to tak naprawdę tylko gra wstępna. Zgadzam się, że nie ma sensu bezczynnie czekać, ale też nie musimy się ograniczać do wykonywania tylko jednej czynności jednocześnie. Kryjówki może pilnować pojedyncza osoba, w sensie - jedna z naszej czwórki. Inni mogą działać w terenie.
- Przy okazji - Raver zwrócił się do przewodnika - jest tu ktoś, kto może nam zaoferować jakieś cenne informacje? Zakładam, że wiesz, co się z czym je w tym rejonie. W końcu podobno z Czerwonymi nieźle się dogadujesz.
Ghedi oburzył się wyraźnie słowami Wiga.
- Jestem tutejszy! Znają mnie! Jak mnie tam nie będzie, to ktoś może pytać. Nie mogę znikać pod ziemią!

Ręce znów mu zaczęły delikatnie bardziej drżeć.
- Znam w mieście ludzi. Mogę Spróbować załatwić lepsze przepustki. Skontaktować z innymi. Znam mężczyznę, który ma kontakty w innych strefach. Wszystko to w dzień. Teraz godzina policyjna.
Shade skinęła głową:
- W takim razie będziesz po prostu cały czas miał gościa. Wychodzić też będziesz tylko w towarzystwie. Będziesz się musiał przyzwyczaić do naszego oddechu na swoim karku. A godziną policyjną się nie martw. To moje zmartwienie.
Pani biolog zabrała się za rozpakowywanie jednej z walizek ze sprzętem, który wcześniej targali najemnicy, a w której było laboratorium. Kiedy już rozłożyła cały sprzęt westchnęła głęboko.
- Brak profesjonalizmu. - Mruknęła do siebie.
- Proszę się nie martwić jeśli Pani coś się nie uda. Nikomu nie powiemy. - zapewnił Wig słodkim tonem.

Wig nie zamierzał podobnie jak inni siedzieć bezczynnie w miejscu. Postanowił iść za ciosem i pójść na rekonesans po okolicy, jednak w przeciwieństwie do kompanów chciał udać się w stronę wybrzeża. Nie miał zamiaru zgrywać bohatera. W razie większych trudności chciał się wycofać. Przy okazji rozejrzałby się za jakąś inną kryjówką.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 25-05-2013, 19:06   #44
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po minięciu posterunków dotarcie do miasta okazało się łatwiejsze niż można by przypuszczać. Nikt więcej nie stanął im na drodze i bez dalszej walki dotarli do kryjówki przygotowanej przez przewodnika. Valerie skrzywiła się na jej widok, powodem tego nie były jednak spartańskie warunki panujące w środku, w życiu sypiała już w zdecydowanie gorszych i bardziej prymitywnych miejscach. Nienawidziła miejsc z których można było wydostać się tylko jedną drogą. Zawsze czuła się w nich jak schwytana w pułapkę.
Ann śmiała się z niej, gdy w nowo kupowanym apartamencie, zażyczyła sobie wykonania dodatkowych drzwi w garderobie, wychodzących bezpośrednio na korytarz. Powiedziała jej nawet wtedy, że rodzinna paranoja jest w niej jeszcze bardziej zakorzeniona niż u reszty jej członków, a przecież Valerie nie była tak naprawdę z spokrewniona z Ferrickami...

Kobieta oderwała się od tych rozmyślań. Peter powiedział dokładnie to co sama czuła więc poparła jego zdanie. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć w tym miejscu ani chwili dłużej niż będzie to absolutnie niezbędne, a możliwość nocnego rekonesansu odbierała jak wybawienie.
Wzięła listę niezbędnych przedmiotów od Jeanne choć nie przypuszcza by wiele udało jej się zdobyć teraz. To będzie można załatwić w dzień w arabskim, kobiecym stroju mogła bez problemu załatwiać zakupy na terenie miasta.

Jeszcze raz sprawdziła stan baterii i wyszła na zewnątrz. Slumsy w których się znajdowali wyglądały jak większość tego typu zbiorowisk, usytuowanych na peryferiach większości dużych miast, w biedniejszych lub mocno przeludnionych rejonach świata, a więc w zasadzie wszędzie.
W zależności od zmienności klimatu, różniły się tylko mniejszą lub większą solidnością i odpornością na wahania temperatury. Ciemne wąskie przejścia idealnie kryły jej sylwetkę. Nie założyła noktowizora. Oczy szybko przyzwyczaiły się do ciemności, więc ruszyła spokojnym krokiem w kierunku granicy stref.
Nie spieszyła się. Miała dużo czasu. Nawet spacerowym krokiem powinna tam dotrzeć za około godzinę. Pośpiech zaś łatwo mógł wywołać jakiś hałas i zdradzić pozycję. Nie było potrzeby by ryzykować.
Miała nadzieję na znalezienie przyzwoitej kryjówki w miejscu gdzie granice ciągle się przesuwały. To było miejsce walk i ludzie niezbyt chętnie je zamieszkiwali. Istniała więc możliwość, że znajdzie się jakieś puste lokum. Najlepiej by miało przynajmniej dwa wyjścia, dobry punkt obserwacyjny i miejsce do ukrycia samochodu. Marzenia ściętej głowy! Uśmiechnęła się do siebie.

Powoli poznawała też samo miasto, porównując w pamięci z mapą, którą oglądała wcześniej. Nie miała tak doskonałej pamięci jak jej najlepsza przyjaciółka, ale i tak nigdy nie gubiła się w terenie, posiadając instynktowne wyczucie kierunku.
Może właśnie dlatego zdecydowała się zostać zwiadowcą. Choć na początku zupełnie inaczej wyobrażała sobie to zajęcie. Zresztą tak jak całą pracę najemnika. Już dawno się przekonała, że większość czasu spędzało się w tej robocie na czekaniu, planowaniu i podróżowaniu.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 25-05-2013 o 19:08.
Eleanor jest offline  
Stary 25-05-2013, 22:38   #45
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Piesza wycieczka do miasta była wyczerpująca i to bardzo. Jeanne nawet nie liczyła na to, że któryś z panów okaże się być dżentelmenem, nie ta liga.
Jakże się zdziwiła gdy Peter Wingfield zaproponował pomoc. Przez chwilę z nieufnością studiowała twarz mężczyzny szukając w jego zachowaniu jakiegoś podstępu. Po chwili nieśmiało wysunęła przed siebie rękę z walizką.
- Dziękuję bardzo. - Odpowiedziała pani Øksendal, nadal jednak nieufnie przyglądając się mu.
Ich nowe lokum okazało się, tu pani biolog brakowało słów by określić to miejsce. Katastrofa, to było najłagodniejsze słowo, które przychodziło jej do głowy. To było gorsze niż jej pierwsze mieszkanie. Jej wymarzone, wyśnione, upragnione własne mieszkanie. Zresztą szybko z tego mieszkania uciekła.

Pani doktor niemal załkała widząc to wszystko. Nawet prysznica nie było, żeby się umyć. Jeanne przeczesała dłonią swoje brudne już włosy, których nie miała niestety szansy umyć w tych warunkach. Tak samo jak położyć się spać. Powzięła decyzję, że nie zaśnie tutaj.

Nie przysłuchiwała się wymianie zdań między najemnikami a przewodnikiem. Później rozpakowała ponownie sprzęt laboratoryjny mając nadzieję na dalsze badania. Czymś trzeba było się zająć. Niestety ich zleceniodawca nie popisał się. Brakowało naprawdę podstawowych rzeczy. Wyraziła swoją dezaprobatę na głos. Czego nie omieszkał skomentować Peter Wingfield, kąśliwe skomentować. Jeanne nie odezwała się. Szkoda jej było strzępić sobie języka.

A później Kane O’Hara powiedział coś co prawie zwaliło ją z nóg.
“...czy do badań nad narkotykiem potrzebujesz żywego towaru? Ludzi, zwierząt?”
~ Ludzi?? On chciał, żeby ona podała to ludziom. Jak nisko może upaść istota ludzka?? ~
Nie wypowiedziała swoich myśli jednak na głos. Nie widziała sensu. Do takich zdegerowanych osoników nic nie dotrze. Ograniczyła się zatem do jednego zdania.
- Ty chyba żartujesz. - Jeanne popatrzyła z niesmakiem na O’Harę.
- Może w nowoczesnych laboratoriach nie potrzeba żywych obiektów, ale sama stwierdziłaś, że takiego ci brakuje, więc to chyba wcale nie taki zły pomysł - odpowiedziała jej Valerie - W tym miejscu pewnie roi się od szczurów, a to chyba najlepsze zwierzęta do eksperymentów.
Pomysł Valerie Rusht był odrobinę lepszy. Nie mniej jednak Jeanne też nie była nim zachwycona.

Potem popatrzyła na mapkę narysowana przez przewodnika i porównując z tym co pamiętała z satelitarnego przekazu od Miracle:
- Tak naprawdę powinniśmy się zaprzyjaźnić z Arabami albo rządowymi. Nic nam po czerwonych, w ich rejonie nie było zakłóceń, więc to nie jest interesujące nas miejsce. Blue możesz nałożyć te granice na zdjęcie, które mamy?
Wig przyjrzał się mapie i zauważył cierpko:
- Wygląda na to, że musimy przejść przez całą strefę czerwonych. A może …
Peter podszedł do mapy.
- Może skoro już kradniemy pojazdy podejść do wybrzeża, sprywatyzować jakąś łódź i dostać się do strefy rządowej przez port? - zaproponował.
- Tam pewnie też nieźle pilnują i trudniej się ukrywać - stwierdziła Shade.
- Tym niemniej uważam, że warto sprawdzić teren w tym kierunku. W ogóle warto zrobić mały rekonesans teraz, gdy jeszcze jest ciemno i mało kto się kręci po ulicach. - stwierdził Wig.
- Blue możesz sprawdzić na googlemap jak najlepiej dostać się na wybrzeże? Google Street chyba nie działa. - powiedział do informatyczki.
- Do przeprowadzenia analiz potrzebne jest dobrze wyposażone laboratorium . Niestety, pracodawca nie zapewnił tego. Z tym co mam nie da się wiele zrobić. - Pani biolog jeszcze raz rzuciła okiem na sprzęt dostarczony przez Miracle.
- Naszym zadaniem jest odkrycie laboratorium i zabranie z niego próbek. Myślę że dokładne analizy nie są nam potrzebne na tym etapie i pewnie do takiego wniosku doszli też ci z Miracle. Zresztą jak sobie wyobrażasz taszczenie całego laboratorium? Musimy być mobilni co oznacza, że nie możemy mieć więcej niż możemy unieść. - Shade zbyła machnięciem ręki marudzenie pani biolog.
- W takim razie po co wam wnikliwa analiza działania tego narkotyku??
- A czy ktoś powiedział, że jest potrzebna? - Zdziwiła się Val.
- Widzę, że nie słuchasz tego co mówi twój szef.
- Skutki działania to chyba nie jest wnikliwa analiza do której trzeba super laboratorium - Val wzruszyła ramionami - Jak dla mnie wystarczy podać kilku szczurom i zobaczyć co się z nimi dziele po kolejnych dawkach.
Øksendal przyjrzała się uważnie najemnicze. Chociaż z wyrazu jej twarzy wyczytać można było, ale tylko przez krótką chwilę, rozbawienie.
- Zrób to w takim razie, skoro uważasz, że to takie proste. - Pani biolog ruchem ręki zachęciła swoją rozmówczynię do skorzystania z laboratorium w jakie zostali wyposażeni.
Kobieta uśmiechnęła się i rozłożyła ręce:
- Nigdy nie lubiłam nauki ani zajęć z nią związanych i pewnie dlatego nie skończyłam żadnej normalnej szkoły.
- Pomijając już fakt, że nie ma szczurów, którym można byłoby podać ten “piasek”. Nie ma sprzętu umożliwiającego dawkowanie. Nie ma też wystarczającej ilości substancji. Chyba, że chcemy zapchać sprzęt i żyły gryzoni dwutlenkiem krzemu. W tych warunkach nie da rady tego zrobić. - Jeanne tłumaczyła spokojnie swoje stanowisko.
- Szczurów się nałapie, substancję się załatwi, jak powiesz co trzeba do dawkowania do też spróbuję zdobyć, więc w czym problem?

Pani doktor zabębniła swoimi wypielęgnowanymi, długimi paznokciami o poręcz łóżka piętrowego. Nie w smak jej było bawienie się w prymitywne, dwudziestowieczne metody. Niestety wyboru raczej nie miała innego. Skrzywiła się zatem na myśl o dotykaniu tych szkodników.
- Zaraz ci napiszę co mi potrzeba. - Wyciągnęła kolejny e-papier i zaczęła notować oglądając od czasu do czasu to co miała już do dyspozycji. Po kilku minutach lista była gotowa. Wręczyła ją Rusht, która wzięła listę i przestudiowała dokładnie, zastanawiając się co gdzie zdoła zdobyć w tym mieście.
- Pewnie trzeba będzie porozmawiać o niektórych pozycjach z przewodnikiem. Może się na coś przyda. - Powiedziała do Jeanne i uśmiechnęła się pogodnie.
- No dobra - Kane oderwał się od mapy, którą studiował i wyłączył ją. - Shade na zwiad w stronę granicy stref, Wig na nabrzeże. Fox, chcesz tym razem ty się przejść? Najbliższa okolica, jakakolwiek pusta melina by się przydała. Z wozem może być tu trudniej, łatwiej będzie w dzień od kogoś odkupić. Ja popilnuję naszego słodkiego gniazdka.
- Będę w kontakcie - odpowiedział Felix, wskazując na komunikator.

Po tym wszystkim Jeanne Øksendal uprzątnęła nieco laboratorium. O żadnych ablucjach mowy nie mogło być. Przetarła zatem twarz i kark namoczmy ręcznikiem. Umyła zęby. Co cenniejsze rzeczy, dokumenty, holofon, biżuterię zabrała ze sobą. Zajęła jedną z wolnych górnych prycz i położyła się. Jej organizm domagał się jednak odpoczynku, Zatem jej postanowienie o niezasypianiu pozostało jednym z tych niezrealizowanych postanowień. Jeanne szybko zapadła w sen.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 25-05-2013 o 23:38.
Efcia jest offline  
Stary 25-05-2013, 23:16   #46
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Mogadiszu. Stolica gównianego czegoś, co nie było oficjalnie uznawane za kraj, a tylko kawał wypalonej pustyni przy morzu, gdzie zamieszkiwali piraci, liczący na uratowanie swojego bytu poprzez ataki na przepływające statki. Rzadko im się udawało. O ile w ogóle, Kane nie wygrzebał żadnego udanego przekazania kasy. Czasami tylko marynarze dostawali kulki w łeb i to całość. Kto opowiadał tym czarnuchom tutaj, że może im się udać? Zresztą, żyjąc na takim zadupiu mogli wierzyć we wszystkie bajki. Irlandczyka to nie obchodziło, za to rozważania angażowały umysł, czyszcząc go z myśli poważniejszych i pozwalając skupiać się na otoczeniu. Miasto osiągnęli stosunkowo łatwo, głównie dzięki konkurencji. Czas pokaże, czy to było fortunne, że tamci też się przedarli.

Wygląd tego miejsca nie zaskoczył O'Hary. Z satelity widać było mniej więcej to samo - odległość wyładniała wszystko, ale bez przesady. Śmietnika nie dało się pokazać w pięknych barwach. Osady na północy zresztą to było to samo. Cudowne miejsce do życia. Ghedi prowadził dość pewnie, przynajmniej tyle. Najemnik nie wiedział, czy lepiej będzie się tędy chodziło w nocy czy w dzień. Obie opcje stawały się paskudne przez tych fanatyków z liśćmi w gębach i kałaszami w dłoniach.
Kryjówka, którą osiągnęli po satysfakcjonującym czasie, okazała się lepsza od poprzedniej. I jednocześnie ciągle zła. Nie było dla człowieka gorszego miejsca od takiego, z którego było tylko jedno wyjście. LuQman mógł dostać na to fundusze, natomiast niewiele wiedział. Wystarczyłby krótki tunel i drugi właz.

Kane rzucił sprzęt na jedną z pryczy, krytycznie przyglądając się tej kryjówce.
- Plus jest taki, że póki nas nie odkryją to jest nieźle. Minus - że po odkryciu jesteśmy w dupie. Trzeba będzie poszukać czegoś innego. To dobry motyw na pierwszą noc. Opuszczony budynek, nawet na wpół ruina, będzie lepszy od braku alternatyw. Druga sprawa to transport. Łażenie na piechotę po tym mieście nie wchodzi w grę, za duże, a my ciągle jesteśmy daleko od celu.
Wyświetlił na holofonie mapę Mogadiszu, a potem powiększył znacznie i ruchem dłoni posłał na ścianę, na której się wyświetliła.
- Ghedi, zaznacz gdzie jesteśmy i gdzie sięgają poszczególne strefy. Poza tym wszystkie posterunki, o których wiesz. Będzie nam potrzebna zwykła mapa, aby zaznaczać wszystko. Na ślepo tej nocy nie ma co łazić. W dzień LuQman prowadzi nas do znajomych. Potrzebujemy przepustek i wtyk do innych stref. Blue - czy stąd możesz dowiedzieć się coś więcej o wykorzystaniu energii bądź anomaliach? I sprawdź ten monacyt. To wydobywa się w jakiś kopalniach? My spróbujemy dowiedzieć się czegoś o tym na mieście. Jeanne, czy do badań nad narkotykiem potrzebujesz żywego towaru? Ludzi, zwierząt? Lepiej dowiedzieć się jak to wpływa na organizm także w trochę dłuższym okresie czasu. Jak się dzielimy zadaniami?

- Mogę się rozejrzeć za nową kryjówką. Najlepiej jak najbliżej arabskiej dzielnicy. Po za tym kwestia samochodu. Najlepszy byłby zamknięty i nie rzucający się w oczy. - Shade popatrzyła na przewodnika - Wiesz gdzie taki zdobyć w miarę legalnie czy mamy coś sami kombinować? Masz wtedy ewentualną możliwość zdobycia bezpiecznych tablic? Kryjówka musiałaby mieć możliwość ukrycia także pojazdu. No i przynajmniej dwa wyjścia - Dziewczyna uśmiechnęła się do Kane’a - Nienawidzę takich zamkniętych nor jak ta, dlatego jeśli nie masz nic przeciwko, jak Ghedi wskaże nam posterunki, jednak przejdę się na spacer. Baterii wystarczy mi jeszcze na jakieś 4 godziny.
- Wciąż uważam, że trzy osoby przeszukujące teren poradzą sobie lepiej niż jedna. Po co marnować kilka godzin? Będziemy się trzymać z dala od dróg i posterunków. Zresztą, skoro chcemy znaleźć alternatywną kryjówkę, to i tak powinna ona znajdować się daleko od takich miejsc. Za dnia wcale nie będzie dużo lepiej. W pewnym sensie może być nawet gorzej, bo będziemy zwracać uwagę ze względu na kolor skóry - zauważył Fox. - Ja jestem wyspany. Przydałoby się zrobić coś produktywnego.

Ghedi wykonał polecenie O'Hary, szybkimi ruchami rysując linie na mapie.
- To ogólne strefy. Zmieniają się. Na granicy walka. Arabowie, najbardziej agresywni, oni zabierać części na wschód. To może już nieaktualne być, co narysowałem.
Na końcu dostawił krzyżyk zaznaczając ich pozycję. Na posterunki pokręcił głową.
- Zmieniają się. Te co minęliśmy sami widzieliście. W większości to tylko patrole tutaj. Dalej na północny-wschód jest ich więcej, nawet co drugie skrzyżowanie. Tam niebezpiecznie bez takiego kombinezonu, jak ma ona - wskazał na Shade. - Zauważą. Obcy to wróg. Ale oni za przysługi mogą pozwolić na chodzenie. Możecie stać się ich przyjaciółmi. Wtedy nawet po nocy można chodzić.

O'Hara skupił się już na mapie i nie słuchał zbytnio, póki nie oderwał się i nie wydał rozkazów. Najemnicy zaczęli się rozchodzić, a pozostali kłaść spać. Skinął na przewodnika, sprawdzając swoją broń.
- Leć na górę i się wyśpij. Popilnuję póki nie wróci reszta.
Wyszedł na górę razem z murzynem. Uważając, by nie było widać nic z zewnątrz, odpalił mapę po raz kolejny, badając wszystkie możliwe przejścia, które z satelity zauważyć się dało. Plan ewakuacji trzeba było mieć. Przy okazji sprawdził, czy nie przyszła odpowiedź od Miracle.
 
Widz jest offline  
Stary 25-05-2013, 23:39   #47
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Przeszywający noc wybuch i krzyk jednego z tubylców jasno wskazywały na to, że granat rzucony przez Shade sięgnął celu. Fox odprowadzał najemników wzrokiem. Czerwoni byli najwyraźniej niezdolni do prowadzenia pościgu, bo poza wystrzeleniem kilku serii na oślep nic nie wskazywało na to, by stanowili poważniejsze zagrożenie. Raver skierował się zatem na południowy-zachód, za Kanem i cywilami. Dalsza podróż przebiegła bardzo spokojnie i już po godzinie znaleźli się w nowej kryjówce.

Nowe lokum mieściło się w czymś przypominającym z zewnątrz krecią norę. Wnętrze było równie urocze, ale najbardziej interesująca ich część znajdowała się pod ziemią, a konkretniej - pod zasyfiałym łóżkiem, za dźwiękoszczelną klapą. Krótko mówiąc, Fox był pozytywnie zaskoczony. To miejsce przynajmniej mogło uchodzić za jakąś kryjówkę, a wnioskując po wcześniejszych wyborach przewodnika, to wcale nie było pewne. Największym problemem było to, że w razie wykrycia łatwo byłoby tutaj ich przygwoździć, bo nie było drugiego wyjścia.

Nie tracąc czasu, większość grupy zajęła się opracowywaniem kolejnego planu działania. Fox optował za tym, by jak najszybciej udać się na zwiad i nie powinna robić tego jedna osoba, tylko kilka. Była noc i znajdowali się w mieście - zachowując ostrożność, nie powinni zwracać na siebie uwagi, nawet gdy obowiązywała godzina policyjna. Alternatywą było kilkanaście godzin bezczynności. Za dnia ich zadanie wcale nie będzie wiele łatwiejsze - zmieni się tylko natura napotykanych problemów.

Najważniejszym celem było dostanie się do dzielnicy arabskiej, ale przecież nie pójdą tam w ciemno. Prawdopodobnie potrzeba będzie nowych przepustek i odpowiedniego środka transportu. Szybko okaże się, ile są warci znajomi przewodnika. Postanowili, że na obecną chwilę najlepiej będzie się zająć kwestią zapasowej kryjówki i wstępnym rekonesansem w okolicy wybrzeża i na granicy stref. Foxowi przypadło to pierwsze zadanie.

Raver zostawił swój plecak w dobrze widocznym miejscu, wyjmując tylko rzeczy najpotrzebniejsze. W rękach dzierżył znacznie poręczniejszą w walkach ulicznych szturmówkę, snajperkę zaś przerzucił na plecy. Przed wyjściem z powrotem na zewnątrz, gdy upewnił się, że Ghedi i Jeanne nie patrzą, bez słowa wręczył Kane'owi rewolwer przewodnika.

W tych godzinach większość miasta pewnie spała, zwłaszcza że znajdowali się daleko od bardziej aktywnego centrum. Przeczesując okolicę, Felix unikał jasno oświetlonych i często uczęszczanych miejsc. Nie było co kusić losu. Mijając różne budynki, nie mógł się wyzbyć myśli, że nawet najgorsze dzielnice Liverpoolu w porównaniu z tym, co tutaj widział, mogły uchodzić wręcz za pałace. Heh, w sumie i stary, podupadający, zasrany sierociniec, w którym Foxowi przyszło spędzić nieszczęsne czternaście lat swego życia, dla miejscowych to byłby taki mini-hotel. No tak, ale przecież nie ma się czemu dziwić. W końcu nawet w Afryce Somalia uchodzi za dzicz.
 
Cybvep jest offline  
Stary 26-05-2013, 01:36   #48
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Znowu biegli, a wokół nich rozlegały się strzały.

Jogging – jako taki – nie był specjalnie uciążliwy dla Blue. Przeszkadzała jej jednak obijająca się o kręgosłup torba. Producent zapewniał, że bez problemu da sie przerobić ją na plecak. i, owszem, była to prawda. Na pewno wygodnie dało się przejść z torobo-plecakiem nawet większe dystanse. Jednak do szybkiego biegu po nierównym terenie nie nadawała się w najmniejszym stopniu. Dyskomfort pozwalał jednak zapomnieć dziewczynie o rozlegających się wokół wystrzałach.

„Kryjówka” wydawała się na pierwszy rzut oka ponurym żartem. Weszli jednak do pomieszczenia ukrytego pod klapą – tam od biedy dawało się skryć. Prycze. Nawet coś na kształt umywalki – Blue miała wrażenie, ze pustynny pyl oblepił wszystkie możliwe zakamarki jej ciała. Niepokojące było to, ze w niesprzyjających warunkach ta „kryjówka” ma wielkie szanse stać się pułapką bez wyjścia. Starała się nie nakręcać tą myślą.

Usiadła na dolnej pryczy, i wyciągnęła swój holokomputer. Sprawdziła transmisje wychodzące i przychodzące w hohlotelefonie Jeanne, włamanie się do jej, praktycznie pozbawionego zabezpieczeń urządzenia, było banalnie łatwe. Poczuła coś na kształt niechętnego szacunku - biolożka tylko zachowywała się, jak kretynka na wakacjach, cykając wszytkich i wszystko. W rzeczywistości porozsyłała zdjęcia najemników, żeby zdobyć o nich jak najwięcej informacji. Nieźle.. zmirrorowała jej pocztę na swoim komputerze – kopia każdej nowej wiadomości będzie od teraz zapisywać się automatycznie na dysku hakerki.

W naradzie najemników nie brała czynnego udziału – zdawali się wiedzieć, o czym mówią. Miała nadzieje, że są w swoim zawodzie równie sprawni, jak ona. Akcja z reflektorem wyglądała profesjonalnie (na ile była to w stanie ocenić, oczywiście). Nie wtrącała się do ich ustaleń reagując tylko na zadanie kierowane wprost do niej.

Puściła wyszukiwanie odnośnie poboru energii w okolicy, szczególnie zwracając uwagę na wszelkie anomalie. Nałożyła na mapę okolicy drogę na wybrzeże, jedną dostępną dla pojazdów, inną tylko do przejścia dla piechurów.

Monacyt – w odpowiedzi na zapytanie Kane’a - rzuciła na ścianę podstawowe informacje, zdjęcie kawałka monacytu , wzór chemiczny.

- Najczęściej występuje jako drobne ziarna w skałach magmowych, metamorficznych, też w piaskach monacytowych - powiedziała. - Niekiedy tworzy bardzo duże (do 40 kg) i doskonale wykształcone kryształy. Często wykazuje znaczne zawartości innych pierwiastków – ceru, toru, uranu. Bywa silnie promieniotwórczy, tym bardziej im większa zawartość uranu lub toru.
- Jak się pewnie orientujecie - dodała - tor, tak jak uran i pluton, może być użyty jako paliwo w reaktorach jądrowych. Jest potencjalnie dużo lepszym kandydatem na paliwo jądrowe , niż uran.

Kiedy narada się skończyła - nie przejmując się specjalnie obecnością innych - zdjęła większość ubrań, zostając w bokserkach i sportowym topie. Umyła się , najdokładniej jak się dało w tych warunkach, po czym weszła na górną pryczę i błyskawicznie zasnęła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 26-05-2013 o 20:21. Powód: zmiana ekspozycji fotki
kanna jest offline  
Stary 28-05-2013, 20:20   #49
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 07:17 czasu lokalnego
Środa, 16 grudzień 2048
Wschodnie Mogadiszu, Somalia



Kryjówka

Blue szybko przekonała się, że dotarcie do miasta niewiele zmieniło w kwestii dostępności pożytecznych informacji. Sieć, zwłaszcza tutaj, pod ziemią, była słabo osiągalna i kilka razy nawet utraciła połączenie, co było niewiarygodne w każdym cywilizowanym mieście. A nawet, gdy już połączenie miała, niewiele mogła znaleźć. Przynajmniej automatyczny tłumacz sobie jako-tako radził, zwłaszcza, gdy przychodziło do arabskich witryn. Z językiem somalijskim było już różnie. Emisja energii? To się nie zmieniło. Do elektrowni z tego miejsca dostać się nie mogła, a bez tego dystrybucji prądu określić się nie dało. To, że najwięcej pochłaniało centrum to wystarczyło wyjrzeć na zewnątrz, tylko tam nocą paliły się światła.
Co ciekawe, natknęła się na jakiś trop, gdy poszukiwała wiadomości o monacycie i kopalniach. Okazało się, że w kilku miejscach wspomniano o kopalni, umiejscowionej gdzieś na północny-wschód od Mogadiszu, zdaje się, że niedaleko. Tylko szczątkowe dane, ale po kilku minutach miała pewność, że zatrudniano tam miejscowych.

Najemnicy opuścili już podziemną kryjówkę. Jeanne ułożyła się do snu znacznie wcześniej od grzebiącej w wirtualnym świecie hakerki. Blue nie zdążyła zbyt wiele wyciągnąć z holofonu biochemiczki - mimo wszystko standardowe korporacyjne zabezpieczenia nie poddawały się tak łatwo. A na dodatek kobieta wyłączyła i odłączyła urządzenie, kładąc się do łóżka. Niedługo potem spały już obie. Na górze LuQman również legł na swojej pryczy.
- Tam, w mieście. Coś się wydarzyło. Niewiele pamiętam. Khat stał się dziwny. Mocny. Nigdy wcześniej nic się nie działo! Przyrzekam!
Kane, który siedział bardzo blisko murzyna, nie odpowiedział, zajęty czymś innym. Po długiej chwili usłyszał pochrapywanie. Świat na zewnątrz pozostawał cichy i ciemny. Tylko miniaturowy komunikator w uchu pozwalał mu teraz kontaktować się z resztą grupy. Odebrał wiadomość od Miracle, którą i zwięzłą.
"Możecie odebrać mu część środków. Działajcie jak uznacie za słuszne, ale człowiek ten nigdy nie miał najmniejszych problemów z lojalnością. W chwili obecnej nie mamy jak przekazać większej ilości lokalnej gotówki."
Czy ktoś tam po drugiej stronie szczerze wierzył w Ghediego? Być może. O'Hara wyłączył ekran i nagle usłyszał jakiś ruch na zewnątrz. Wyjrzał przez szparę, mając wrażenie, że coś przemyka pod przeciwległą ścianą.
Wrażenie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Rozbudził się za to zupełnie.


Shade

Opuszczając gęsto zabudowane obozowisko dla imigrantów, Shade była niemal pewna, że nie wszyscy z nich śpią. Pozostała czujna i niewidoczna, ale kto wie, co słyszały ukryte w mroku uszy i widziały przyzwyczajone do mroku oczy. Niezwykłej ostrożności nie potrzebowała zachowywać, włączać kombinezonu również. Każda uważna czujka i tak mogła widzieć dwóch mężczyzn wychodzących chwilę później z tego samego miejsca. Należało wierzyć w zapewnienia Ghediego, że nikt stąd nie rozpowszechnia informacji. Nic innego nie pozostało w tak gęsto zaludnionym i zabudowanym terenie.
Szybko opuściła ogrodzony teren przez północną, nie zamkniętą bramę. Znalazła się na jednej z ulic, z których każda wyglądała tak samo. Rozsypujące się domy dookoła nie nadawały się na potencjalną kryjówkę, ale nawet nie próbowała o nich w ten sposób myśleć. Jej cel oddalony był o dobrą godzinę powolnej wędrówki przez Mogadiszu.

Patroli i posterunków prawie nie spotkała po drodze, bez problemu wybierając drogę omijającą widoczne w większości przypadków z daleka posterunki. Przynajmniej dopóki dookoła znajdowały się wyłącznie wolno stojące domy. Zabudowa w końcu zaczęła się jednak zmieniać i zamiast nich wyrastały po bokach, charakterystyczne zwłaszcza dla arabskiej kultury i klimatu, bielone, piętrowe, ustawione jeden przy drugim kamienne budynki. Płaskie dachy umożliwiały poruszanie się po nich, ale Shade musiała pozostać na dole. Co jakiś czas dostrzegała bowiem na górze jakiegoś "Czerwonego". Ta zmiana nie poprawiła ogólnego wizerunku stolicy Somalii. Ulice ciągle pozbawione były światła latarni, a mieszkania śmierdziały, zwykle nie mając nawet szyb w oknach, a za drzwi posiadając wyłącznie brudną, ciężką zasłonę.

Zagęściły się też posterunki, a patrole widywała co dwie-trzy przecznice. W kontrolę miasta w tym miejscu zaangażowana musiała być duża część mieszkańców zamieszkujących wschodnią część. Przemykała się cieniami, ale teraz już maskowanie musiało pozostawać uruchomione, a i tak kilka razy serce podeszło jej do gardła. Niektórzy tubylcy wręcz zachowywali się dziwacznie i zaskakująco. Widziała kilka kłótni na środku ulicy, raz czy dwa rozległy się pojedyncze wystrzały, a nawet długa seria, wyglądająca jakby właściciel karabinu wpakował trzydzieści pocisków w jakiś cień, który mu mignął daleko w mroku. Nerwy dawały o sobie znać, jak również pewnie narkotyki. Tutejszy szef nie trzymał wszystkiego na tyle żelazną ręką, by ich zabronić nawet tylko na czar warty czy patrolu.

Byli i bardziej rozsądni, a może tylko mający mniejszy dostęp do khatu lub tego nowego specyfiku. Zatrzymując się przy jednym z posterunków i czekając, aż przejdzie jeden z patroli, podsłuchała rozmowę dwóch "Czerwonych".
- Pieprzone araby! - usłyszała syntetyczny głos translatora w swojej głowie. - Słyszałeś, że czekają na jakiś transport?
- Tak. Podobno ma pojawić się już dzisiaj. A szef nic nie robi!
- A niby co ma zrobić? Nie mamy sprzętu, by transportowiec zatopić.
- Transportowiec! Walić transportowiec, nawet nie wiemy co za gówno mają przywieźć.

Wyrzucił ramię w górę, pokazując obsceniczny gest w kierunku mniej więcej na północ. Obaj byli wyraźnie poddenerwowani.
- Podobno ma im pomóc przejąć całe miasto. Jebane sukinsyny i ich pieniądze. Gdybym którego dorwał...!
- Już nie groź, bo się tylko zesrać możesz. Szef coś wymyśli.

Drugi z tubylców prychnął.
- Albo i nie. Słyszałeś, że ktoś przeszedł przez nasze posterunki? Słyszałem, że piętnastu naszych zabili, a my ich kurwa nawet nie widzieliśmy! Ale to nie araby, oni nie mają takiego sprzętu.
- Araby może nie, ale podobno przy rządowych jakieś białasy zaczęły się kręcić. Pewnie przywieźli swoje pieniążki i próbują się rządzić.

Para przeszła dalej i Shade mogła ruszać.

Szybko zorientowała się, że minęła ostatnią linię posterunków "Czerwonych". Zrobiło się zupełnie pusto, a na większości budynków znać było ślady walk. Przez kilkadziesiąt metrów ciągnęła się zdaje się ziemia niczyja, gdzieś tam dwie przecznice dalej widziała snop światła z reflektora po stronie arabskiej, przeczesującego otoczenie.
Mimo tego, w większości budynków, do których zaglądała, kłębili się ludzie. Często znajdowało się ich tam więcej, niż dopuszczała norma cywilizowanych krajów. Zwiadowczyni znalazła jedynie dwa budynki, zupełnie niezamieszkane. Pierwszy groził zawaleniem w każdej chwili, a drugi, znajdujący się mniej więcej w połowie strefy niczyjej, miał wypalony doszczętnie parter. Nie było także wejścia na górę, bowiem spaliła się drabina wcześniej do tego służąca, ale zwinnej Shade udało się tam zajrzeć. Dym nieco osmalił wnętrze, ale zarówno pierwsze jak i dwa wyższe piętra najwyraźniej nadawały się do życia, głównie dzięki betonowym podłogom. Pozbawione prądu i wody najprawdopodobniej, za to częściowo wyposażone w podstawowe sprzęty, przynajmniej te, co uniknęły spalenia. To było najlepsze co tej nocy znalazła, jeśli chodziło o potencjalną kryjówkę.


Wig

Podobnie jak Valerie, nie zwlekał z opuszczeniem piwnicy. W przeciwieństwie do niej nie miał jednak niezwykłego kombinezonu i musiał polegać wyłącznie na własnych, również nie tak pewnych w tym zakresie umiejętnościach. Dlatego szybko opuścił bardzo gęsto zbudowany obóz dla imigrantów, przez wschodnią bramę kierując się ku wybrzeżu. Mijał kolejne, bardzo podobne przecznice i jednorodzinne - przynajmniej w teorii - budynki, czując coraz chłodniejszą bryzę od strony morza. Nie spotkał nikogo, raz tylko mignął mu daleko jakiś patrol. Tu, w głębi miasta, nie było już zasobów prowadzenia regularnych patroli. I również wielkiej potrzeby. Przez jakiś czas, bowiem domy nagle zmieniły się i zamiast ruder napotkał na ogrodzone płotem i pilnowane "rezydencje", mocno w cudzysłowach. Ich stan pozostawiał wiele do życzenia, za to większa wilgoć pozwalała tu nawet rozwinąć się sporej ilości zieleni.

Już pierwszy rzut oka sugerował brak możliwości znalezienia czegoś pustego. Chyba, że właściciel akurat wyjechał, co i tak prawdopodobnie oznaczało pozostawioną straż. W jednym czy dwóch miejscach do ogrodzenia rzucił się nawet pies, ujadając wściekle i zmuszając Petera do zmiany trasy marszu. Zwolnił też znacznie, próbując unikać spojrzeń i prawdopodobnie mu się tu udało, gdy dotarł wreszcie w pobliże nabrzeża.

Nie różniło się niestety od tego, co widać je było na mapach. Dalej na zachód zaczynały się już przedmieścia, znów będące ledwo trzymającymi się w kupie budami, zwanymi z grzeczności domami. Było tu dużo zarośli i krzaków, oddzielających od wody. Nie dostrzegł pomostów, nigdzie na wodzie nie kołysały się łódki, choć może na przedmieściach coś małego by się znalazło. Za to tuż przed nim, jak i dalej, na wschód, ciągnęło się ogrodzone wysokim płotem lotnisko Mogadiszu.Wykluczało ono podejście pod samą wodę bez nadkładania drogi, wykluczało też wiele innych manewrów. Nawet ze swojej pozycji zauważył przynajmniej jeden patrol a także wieżyczki strażnicze.


Fox

Fox opuścił kryjówkę jako ostatni. Pozostała dwójka już zniknęła w ciemności, gdy snajper wychodził, czym prędzej kierując się do tej samej furty, którą minęli w drodze do wewnątrz obozowiska uchodźców. Przemknął szybko, nie zatrzymując się. Podobnie jak pozostała dwójka mógł mieć tylko nadzieję, że Ghedi wiedział co mówi, uważając, że nikt stąd nie puści pary z ust. Wydostał się na ulicę, przebiegając na drugą stronę i rozglądając się.

Nie wyglądało to dobrze, zarówno w kwestii znalezienia transportu jak i kryjówki. Do wolnostojących domów ciężko było wejść i sprawdzić, czy są puste. Odnalazł kilka, wyglądających tak słabo, że zdawało się, że tam już nikt nie mieszka. Mylił się we wszystkich przypadkach prócz jednego. Nieco na południe od obecnego ich schronienia znajdował się na wpół zniszczony budynek. Okazało się, że faktycznie nikt już w nim nie mieszka. Tyle, że straszliwie śmierdziało, a krótkie badanie pozwoliło odkryć zwłoki starszej kobiety, ciągle leżące w jednym z pomieszczeń.

Z samochodami było lepiej i gorzej jednocześnie. Nie było ich wiele, zwykle wyglądały jak wraki, ale tu i ówdzie, przy jakimś budynku, stał właśnie taki rozklekotany, stary wóz. Problem leżał w czym innym. Fox złodziejem nie był i uruchomienie pojazdu bez posiadania kluczyków było w strefie marzeń. No i kradzież sprawiłaby pewnie, że zaczęto by go szukać, a oni nie posiadali nawet plandeki, nie wspominając nawet o garażu. Tu trzeba było opracować jakiś inny plan, jak chociażby zakup czegoś.

Już skierował się w stronę obozowiska dla imigrantów, gdy dostrzegł coś ciekawego Od strony wybrzeża, nieco na południe od kryjówki, przemykało kilku czarnoskórych mężczyzn, dźwigających w rękach jakieś skrzynki. Podobnie jak i najemnik wyraźnie próbowali unikać wszelkich patroli. Było już późno, bliżej do świtu niż dalej, więc nie musieli się zbytnio nawet wysilać. Nagle zatrzymali się i weszli na jakieś podwórze. Pierwszy z nich odgrzebał coś i uniósł klapę. Kilkadziesiąt sekund później wszyscy znaleźli się już pod ziemią, a wejście zostało zamknięte. Kimkolwiek byli, mieli powód, by się kryć ze swoimi działaniami.


Kryjówka

Najemnicy wrócili ze swojego rekonesansu przed świtem. Zmęczeni, ale z wieściami i informacjami, a przede wszystkim po pierwszym zapoznaniu się z nowym terenem, często najważniejszej czynności podczas misji na nieznanym terenie. Świt nadszedł wkrótce potem, wraz z potężną eksplozją, która wstrząsnęła ziemią i zatrzęsła całym budyneczkiem z blachy, mimo, że nastąpiła raczej daleko na północny zachód od ich obecnej pozycji. Co dokładnie się stało, nie dało się stwierdzić. Obudziło natomiast wszystkich, w tym i LuQmana. Przewodnik ciągle trząsł się, pytanie, czy ze strachu, czy może z narkotykowego głodu?

Mimo tego szybko zaczął działać, rozdając magnetyczne karty z czerwonym paskiem i kilkoma słowami po Somalijsku. Tłumacz ze słowem pisanym sobie nie radził.
- Tu napisano, że macie pozwolenie chodzenia za dnia i bez broni po tej strefie. Ale nie możecie z tak odkrytymi twarzami! Za dużo uwagi.
Zaczął grzebać w dużej skrzyni w rogu, wyjmując z niej sporo kompletów ubrań. Nie były to ubrania arabskie, ale również w podobnym stylu - choć w przypadku kobiet spódnice i bluzki, oraz jakieś chusty na twarz, a nie pełne stroje jak poprzedniego dnia. Mężczyźni dostali spodnie i koszule. I także chusty oraz czapki. Najwyraźniej chodzenie w ten sposób nie było zabronione.
- Stroje arabskie nie tutaj. Tutaj wrogowie Arabów. Zabić mogą.
Wyjął też kilka pojemników maści, otwierając i pokazując ciemnobrązową zawartość.
- Na twarz i dłonie. Jak nie przyjrzeć się dokładnie, to wy tutejsi. Za chustami. Bo rysy inne i za wysocy jesteście.
Ruch w obozie imigrantów zaczął się tuż po świcie i już kilkadziesiąt minut później uliczki wyglądały niemal nie do przejścia. Nikt tu za to nie zdawał się zwracać uwagi na innych, a wielu spieszyło do pracy poza tym miejscem, więc wkrótce nieco się przeluźniło. Według informacji od przewodnika, zawsze miało być tu tłoczno. Większość ludzi nie miała pracy i spędzała dnie na wegetacji. No i ciągle pozostawali starcy i dzieci, kręcący się po okolicy.

Był to dobry czas na śniadanie. I podjęcie wreszcie, dobę od przybycia do Somalii, konkretnych działań. LuQman przedstawił zwięźle swoje możliwości.
- Mogę was zaprowadzić do jednego z kapitanów "Czerwonych". Znam go i na pewno się dogadamy. Wtedy dostalibyście specjalne pozwolenie i nie trzeba by było nawet broni kryć. Znam też innych ludzi. Mogę do nich zadzwonić, umówić się. Mogą skontaktować was z Arabami lub rządowymi. Nie za darmo i nic tu nie obiecuję. Jeśli powiecie mi czego dokładnie szukacie, przejdę się po mieście, popytam. Ale muszę iść sam. Przy was nikt nic nie powie. Ludzie są ostrożni. Nie ufają obcym.
Włożył ręce do kieszeni, ukrywając ich drżenie. Po oczach można było stwierdzić, że faktycznie nie zamierza ruszać na rekonesans z ogonem w postaci któregoś z najemników.

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 31-05-2013 o 15:23.
Sekal jest offline  
Stary 31-05-2013, 23:15   #50
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jeanne wcale nie miała ochoty wstawać dnia dzisiejszego. Zwłaszcza, że okazało się, że to nie był sen, tylko rzeczywistość. Naprawdę była w zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu. Że leży na jakiejś pryczy. Że śmierdzi potem. Że jest zamknięta z bandom...

Pani doktor wychyliła się lekko by jeszcze raz przyjrzeć się swoim towarzyszom. Niestety, oni też byli prawdziwi. Øksendal zrobiła minę skrzywdzonego łabędzia opadła na wyrko. I może użalałby się nad sobą i swoim położenie gdyby nie Valerie Rusht, która odezwała się do Jeanne.

- Jeanne ty będziesz w tym wyglądać zdecydowanie bardziej realistycznie więc może wybierzemy się na te zakupy razem?
- Wybrać się na zakupy?? - Øksendal uniosła lekko głowę. Do tej pory cały czas leżała na czymś co od biedy łóżkiem nazwać można było. - Przecież wystarczy złożyć zamówienie. Dostarczą do domu.
- Do domu pewnie tak - Shade parsknęła rozbawiona słysząc słowa kobiety - Nie wiem jednak jak twój, ale mój jest stąd kilka tysięcy kilometrów. To - zatoczyła ręką - S o m a l i a - powiedziała wyraźnie wymawiając głoski.
- Wiem co to za kraj. Na geografii znam się trochę, wbrew pozorom. - Pani biolog uniosła się jeszcze wyżej, wspierając na łokciach i jednocześnie naciągając wyżej koc by dokładnie się zasłonić. - To miejsce nie spełnia pewnych standardów?? Czy tak?? - Zapytała się niepewnie. - To chcesz mi powiedzieć??
- Szczerze mówią - Val spoważniała - to miejsce nie spełnia żadnych standardów. Nie wiem jak ty, ale ja chciałabym jak najszybciej zakończyć tę robotę i się z niego wynieść. Więc podnieś swoje krągłe cztery litery, wdziej te seksowne ciuchy - Tu najemnicza pomachała jej przed oczami łachami od przewodnika - i idziemy zwiedzać.
- Masz na myśli wyjście tam?? - Jeanne wskazała palcem do góry. - Ty chyba żartujesz. Nie płacą mi za takie narażanie się.
- Mamy przepustki, mazidło i kilka noży do obrony. Taka wyprawa to bułka z masłem - Valerie uśmiechnęła się do pani biolog zachęcająco.
- Widziałaś co on zrobił z tamtą dziewczyną. - Ruchem głowy wskazała na przewodnika. - Oni tu nie szanują nikogo.
- Prawdę mówiąc nie widziałam - Shade popatrzyła na nią spokojnie - Tak jak ty nie widziałaś co zrobiłam z kilkoma osobami, które próbowały stanąć mi na drodze. Wbrew temu co myślisz siedzenie tu nie jest dla ciebie gwarantem bezpieczeństwa. To pułapka. Zamknięta nora z której nie ma wyjścia. Wystarczy jeden przypadkowy pocisk by zniknęła z powierzchni ziemi. Jeśli nasz czas się wypalił nie umkniemy przeznaczeniu niezależnie od tego co zrobimy i gdzie będziemy, a bierność to jedna z najczęstszych przyczyn ludzkich nieszczęść. - Stwierdziła filozoficznie.
- Wiesz co jest najczęstszą przyczyną ludzkich nieszczęść?? Pojawianie się w nieodpowiednim miejscu. Dwie samotne kobiety w takiej dzielnicy jak ta. To jest nieszczęście.
Najemniczka westchnęła:
- Poczujesz się lepiej jeśli weźmiemy sobie do towarzystwa - popatrzyła na towarzyszy i zatrzymała wzrok na Wigu. Uśmiechnęła się do niego - męskiego obrońcę w postaci Petera?
- Bardzo zabawne. Ha, ha. - Jeanne gwałtownie usiadła, co zaowocowało tym, że koc którym była przykryta opadł odsłaniając jej czarną, jedwabną bieliznę. Pani doktor szybko usiłowała naprawić swój błąd naciągając na siebie koc wysoko jak się tylko dało. Pani doktor poczuła się wyjątkowo niezręcznie i wyjątkowo zażenowana. Głupi brak intymności bardzo ją zdenerwował. A będzie pewnie jeszcze gorzej. O jakiejkolwiek higienie osobistej nie można było nawet pomarzyć w tym miejscu. Może w innym?? Może była nadzieja na to, że znajdzie się lokum zapewniające więcej swobody?? Gorąco się o to modliła.

Nie za dokładnie słuchała tego co mówią najemnicy. Naciągnęła na siebie koc. Chciała się ubrać. To jednak okazało się trudniejsze niż myślała. Musiała nieźle się nagimnastykować aby naciągnąć na siebie spodnie. Z założeniem górnych części garderoby było prościej.

Ubrana Øksendal zrzuciła z siebie koc i zeszła z łóżka. Jakoś niezbyt komfortowo czuła się w przepocony, wczorajszym ubraniu.

Sama nawet zaczęła zastanawiać się dlaczego wstała. Dlaczego zaczęła przygotowywać się jednak do tego wyjścia na targ. Przecież nie chciała tam iść. To nie wróżyło nic dobrego. Ale zebrała się, chyba tylko po to dali jej spokój. Pójdzie, pomoże. Może nie zostanie napadnięta, zgwałcona i zabita??
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172