13-11-2020, 09:51 | #71 |
Reputacja: 1 | Podróż przez Podkopiec była... trudna. Jedyną osobą, która rzeczywiście w pełni mogła się orientować w tego typu środowisku był Venris - niestety on jakoś dziwnie zaniemówił. Być może był to szok pobitewny, bądź po stracie towarzysza. Przez pierwsze, kluczowe godziny miał problem z własną inicjatywą i w zasadzie tylko (bądź aż) doradzał innym gdzie mogą iść aby uniknąć kłopotów. Wszyscy pozostali starali się jak mogli. Faustus po raz drugi wykorzystał metodę na wabik, utwierdzając swe przekonanie o jej skuteczności. Dorwał stosownego osobnika na spytki. Nie dowiedział się nic na temat tych konkretnych przechodniów - wszak Podkopiec był dużym miejscem - ale wywiedział się czegoś równie ciekawego: ten rejon był dość często odwiedzany przez różnych dziwnych "powierzchniaków". W te i wewte prowadzili za sobą unoszące się nad powierzchnią klepiska wózki wyładowane towarem i byli nieźle uzbrojeni w egzotyczną broń (acz dla mutasa z podkopca porządny las-karabin był egzotyką). To już było coś. Za dodatkową dawkę narkotyku mutas pokazał ścieżki, którymi ci ludzie chadzali. Wspomniał też, że sporo tutejszych wykidajłów dawało im spokój lub nawet robiło za obstawę. Technologia antygrawitacyjna była rzadka i droga - daleko poza możliwościami tutejszych, lowhiverów czy nawet większości midhiverów. Vir i Yoshiko byli najbliżej bezpośredniego deptania po piętach ściganym. Wprawdzie psykerce nie udało się wyczuć specyficznego śladu renegatki na tyle, aby ten przebił się przez korupcję zasmradzającą tą okolicę, to jednak dostrzegała pewne ślady. Wiązały się one częściowo ze ścieżkami wykorzystywanymi przez tych tragarzy z wózkami anty-graw. Magnus to potwierdził i dorzucił kilka swoich spostrzeżeń do pościgu. Byli na dobrym tropie. Jayden również dostrzegał pewne ślady, choć brnął innymi ścieżkami. Późneij okazało się, że Cai E i renegatka rozdzielili się. Był na tropie jednej z tych osób. Trop ten niekiedy przecinał trasę konwojów anty-graw, o czym pozostali powiedzieli mu później. Sam tego nie przeanalizował - musiał zjeść go stres i ekscytacja płynące z pościgu. Przeświadczenie o tym, że musi działać szybko, a zwierzyna jest bardzo blisko. Chwilami nawet z tej ekscytacji mylił degeneratów, gangersów i "zwyczajnych ludzi z Podkopca". Nie były to jednak poważne pomyłki, acz parę razy otrzymał soczystą wiązankę. Natomiast blef skierowany do paru gagatków poskutkował... i to nawet aż za bardzo. Gangersi tak przejęli się sprawą zdrady, bolesnego ciosu wymierzonego w "jednego z nich" przez jebanego konfidenta, że zaraz skrzyknęli więcej chłopaków. Najpierw przytrzymali i przycisnęli Diederika, by opowiedział im całą historię. Na szczęście Akolita był na tyle trzeźwy na umyśle i umiał bajerować, aby sprzedać im historię tak prawdopodobną i zajebistą, że prawie sam siebie oszukał. Następnie... cała ta czereda ruszyła na wspólne poszukiwania z Diederikiem i rozesłała wici. Bo jebać konfidentów. Mimo tych wysiłków, kluczyli po tym rejonie Podkopca jeszcze blisko siedem godzin. Wydawało im się, że minęły całe dni. Wpływ ciągłego stresu wynikającego ze środowiska. Środowisko Podkopca. Przypominało ono struktury wyższych partii, acz było ono znacznie ciaśniejsze. Zdarzały się większe przestrzenie, ale prawie zawsze były częściowo zawalone. W zawaliskach niekiedy tubylcy drążyli tunele, podkopy podtrzymywane przez licho wyglądające podpory. Nierzadko też mieszały się "style architektoniczne", kiedy zawalenia i wstrząsy miażdżyły, kruszyły, rozrywały na fragmenty całe stare piętra budowane niemożebnie dawno temu - fragmenty te były mieszane ze sobą. Całość przypominała ciągłe kroczenie po wielkim budynku, który został mocno dowalony przez silne trzęsienie ziemi. Brakowało też prądu - główne oświetlenie stanowiły pochodnie (jeśli komuś w ogóle zależało aby oświetlić dany rejon)... albo różne fosforyzujące substancje czy grzyby. Działające lampy były rzadkością, a takie które nie mrugały bądź dawały pełnię mocy - nie do znalezienia. W powietrzu panowała mieszanina smrodów. Gryzący pył budowlany, pokrywający także ciała i szpej. Zgnilizna i odpady, wybita kanaliza. Stary metal. Smrodliwe tworzywa sztuczne. Całe chmury kurzu. Akustycznie też było ciekawie - brakowało ciągłego harmideru zmieszanego z podkładem szumu, cechujących wielkie miasto. W zamian za to ten szum został zastąpiony przez lekki rumor, jakby buczenie. Dźwięki wyższych partii kopca przechodzące po nośnych strukturach. Ponadto kapanie wody, bzyczenie lamp bądź okazyjnych kabli, osypywanie się obrywów betonu, jakieś dziwne dźwięki z dala od "cywilizacji" i zdawkowe, zduszone dźwięki "życia" tutejszych osad ludzkich. Częste wystrzały z broni palnej niosące się echem, czasem jakieś krzyki, piski i ryki. Dość rzec, że na koniec tej zgoła męczącej gonitwy po nietypowym i niebezpiecznym miejscu udało im się dotrzeć do celu. Oczywiście, zbyt późno. Akolici wraz z gangerami Diederika dotarli do końca trasy, jaką przemierzały wózki anty-graw z opowieści mutasa-narkomana (i paru innych co potwierdzili historyjkę). Była to skrzywiona pod kątem dwudziestu stopni jakby dawna hala fabryczna. Co ciekawe ściany i sufit były wzmocnione recyklingowanymi, ale solidnymi podporami, gruz uprzątnięty, a po niższej ze stron zrujnowanego pomieszczenia wybudowano (wciąż wewnątrz hali) mniejsze pomieszczenie z dostępnych materiałów - wciąż zachowanych płyt budowlanych, blachy falistej i podobnych rzeczy. Nie tak wielkie jak hala w której się znajdowało, ale wciąż spore, zbudowane w taki sposób, aby utrzymywać poziom. Na ścianie rozpoznali jeden z symboli, jakim Czarny Kartel oznaczał swoje kryjówki. Wdarli się do środka. Przybyli za późno. Ale to, co zastali w środku było wielce interesujące. Niezły burdel, jakby ktoś na szybko się eksmitował. Puste stojaki, skrzynie i inne fanty do składowania fantów. Okazyjne porzucone czy odłupane resztki. Xeno-fanty, w podobnym stylu i asortymencie, co na pokazie Fernicus. Nie mógł to być jednak jej zasób: tamta kolekcja była w jakimś schludnym bunkrze, a nie ruderze ukrytej w prawie-zawalisku. Pod ścianą było natomiast istne cudo, które na chwilę wmurowało wszystkich Akolitów w podłogę - nawet Magnusa (a może właśnie przede wszystkim jego). Było to bowiem... teleportarium. Widzieli picty podobnych urządzeń podczas szkoleń w Inkwizycji. Ten tutaj instrument był ciasny, raptem na trzy albo cztery osoby. Aparatura była podejrzana. Magnus po zbadaniu mógł stwierdzić, że był to sprzęt skonstruowany przez hereteków z różnych odpadów i zaawansowanego know-how. I niestety został sabotowany. Ktokolwiek się stąd zwinął (a podejrzewali kto i co), przed ostatnim teleportem oblepił maszynerię w paru miejscach termitem. Odpalone ładunki przepaliły i usmażyły wszystko co było istotne, robiąc z całości osobliwy przycisk do papieru. Prawie wszystko. Wydostali częściowo nadpalony element cogitatora kontrolującego skoki. W starożytnych czasach nazwaliby to układem scalonym. Być może dało radę wydostać z tego jakieś informacje? Zbadali to miejsce i, po upewnieniu się, że nie ma tu nic niebezpiecznego, dali gangerom do zszabrowania (nie to, żeby mogli powstrzymać taką bandę). W zamian za taki "prezent" zostali odeskortowani do innego wyjścia z Podkopca - "bocznej furtki" na "specjalne okazje". W sam raz aby ominąć tamtych przekupnych strażników. Zapamiętali to miejsce. A po drodze mogli też zasięgnąć nieco języka. Postarali się zachować status incognito w tłumach spieszących do roboty. Przedostali się przez lowhive i midhive do Starych Bud, chcąc sprawdzić status meliny - była spalona. Kontenery były splądrowane, wszędzie na zewnątrz walały się fragmenty umeblowania i wystroju, sprzątane teraz przez przygnębionego właściciela. I, oczywiście, nieopodal byli przyczajeni obserwatorzy. Szpicle w cywilnych ciuchach. Ktokolwiek napadł na spotkanie między nimi, Darekiem i Cai E teraz miał na nich oko. Mogli to też być ludzie z Czarnego Kartelu albo to, co zostało z 'organizacji' Dareka, jeśli Bosese ich nadal trzymał w kupie. Albo jeszcze ktoś inny. Ciężko powiedzieć. Zgubili lidera Kartelu, ale w garści mieli coś, co mogło jeszcze uratować sytuację. Wciąż była też sprawa Fernicus i spotkania w Sypkach, oraz ci najemnicy w bloodshot camo. Trzeba było się ogarnąć i działać dalej.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
15-11-2020, 23:32 | #72 |
Reputacja: 1 | W domniemanej kryjówce Cai E znaleźli dowód tekherezji. Magnus opadł na kolana przed Teleportarium. Dowód na to jak można zgwałcić święte dzieła natchnione przez Omnisjasza. Techkapłan siedział na swoich piętach przed urządzeniem nie dopuszczając nikogo. Gdy tylko ktoś się zbliżał to to niespokojne mechadendryty odganiały go.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 16-11-2020 o 13:16. Powód: Po konsultacji z MG okazało się, że akwizycja mogła być co najwyżej efektem dostarczenia dodatkowego wyposażenia przez Pana X |
16-11-2020, 10:20 | #73 |
Reputacja: 1 | Venris ledwo rozumiał co znaleźli w kryjówce kartelu. Z jego punktu widzenia większość maszyn była tajemnicza a co dopiero coś tak egzotycznego jak teleportarium w sytuacji gdy nie bardzo rozumiał nawet czym jest teleportacja. Na wszelki wypadek, widząc reakcję Vira, trzymał się od ustrojstwa najdalej jak to możliwe. Szybkie przeszukanie miejscówki niezbyt poprawiło jego sytuację – zabrał tylko baterię pistoletową, z której zamierzał potem skorzystać. Nie był szczególnie zaskoczony widokiem ich spalonej meliny. Jeżeli ich prześladowcom udał się napad na C-418, nie było wątpliwości, że zadbają też o inne aspekty działalności akolitów. Venris postanowił zająć się przygotowaniem nowej bazy wypadowej. Nawet jeżeli miała im służyć przez krótki czas, potrzebowali takiego miejsca. Aby jeszcze bardziej zakamuflować ich obecność za swój cel obrał low hive. Nie poszukiwał jednak miejsca „do spania” jako stancje czy obskurne hotele – to było zbyt oczywiste i nie pozostawiało zbyt dużo możliwości, zwłaszcza biorąc pod uwagę dalsze plany wyrzutka. Zamiast tego starał się wynająć jakiś magazyn, który był stosunkowo dobrze ukryty pomiędzy innymi budynkami. Optymalnie jeżeli okolica nie była zbyt często odwiedzana. Po nocy spędzonej na ulicy, jak za „starych dobrych czasów”, znalazł w końcu to czego szukał. Budynek skryty w zaułku, wyglądający na opuszczony i nieużywany dokładnie odpowiadał jego kryteriom. Krótkie poszukiwała odkryły mocno nietrzeźwego ciecia, którego lata alkoholizmu nie pozostawiły w najlepszym stanie umysłowym. To tylko ułatwiało sprawę – niewielka suma pieniędzy oraz obowiązkowa flacha sprawiły, że degenerat nie wdział problemu w bandzie dziwaków, którzy kręcili się w okolicy. Były ganger zadbał również o zapas alkoholu aby cieciowi nie przyszło do głowy zadawanie jakichkolwiek pytań. Ostatnie stracie uświadomiło Venrisowi, że jeśli nie poprawi swoich umiejętności, kolejna konfrontacja może zakończyć się zdecydowanie bardziej tragicznie. Między innymi dlatego poszukiwał magazynu – mimo, że trzeba było spać na krzywo zbitych paletach, nowa melina oferowała sporo miejsca. Korzystając ze śmieci jako swoich celów chciał poprawić swoje umiejętności strzeleckie w ruchu. Jeżeli inny akolita miał czas, Venris korzystał z jego pomocy do treningu uników.
__________________ Victory or Death |
16-11-2020, 20:44 | #74 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
17-11-2020, 00:41 | #75 |
Reputacja: 1 | Znajdując się w magazynie z heretechem Jayden zwrócił uwagę na poszlaki, jakie mogłyby łączyć fanty z dostawcami. Insygnia na skrzyniach, powtarzające się sprzęty, papiery. Nie było tego wiele, ale czasem wystarczył szczegół, żeby śledztwo ruszyło na właściwe tory. Po wyjściu i odczekaniu racjonalnego czasu, były szpieg wrócił w okolice magazynu, gdzie odbyła się strzelanina. Miał zamiar zobaczyć, czy ktoś wysprzątał perymetr – najemnicy lub okoliczna biedota. Jeżeli nie, chciał zbadać trupy. Co przy sobie mają, jakie personalne drobiazgi zalegają w ich kieszeniach, jakie elementy pancerza i uzbrojenia można połączyć z handlarzami bronią a w rezultacie z mocodawcami. Posiadanie tylu poszlak byłoby cenne. Plus, zostawał jeszcze ciało księgowego. Tajemniczy szpicel, zatrudniany… no właśnie, przez kogo? Jayden powinien rozwiązać tą zagadkę, jednak brakowało mu jakichś elementów układanki. Po zbadaniu magazynu pozostała typowa detektywistyczna robota. Czekać na wskazówkę, na informację, na potwierdzenie informacji u niezależnego źródła, podebrać ucholi, sprawdzić handlarzy bronią, zasięgnąć języka u opłacanych od jakiegoś czasu bezdomnych, przejść się do właściciela knajpy i wywiedzieć o nietypowych klientów. Jak szukanie igły w stogu siana. Ale warto było słuchać, co ptaszki ćwierkają na mieście. W plotkach o tym, kto wystawił Loeba Dereka mogło być trochę prawdy. Diederik nie pozostawiał niczego przypadkowi, nie brał informacji na wiarę, lecz wszystko sprawdzał osobiście. Nowa miejscówka oferowała sporo przestrzeni do ćwiczeń, więc wieczorami Jayden trenował strzelanie do celu i szermierkę. Dobrze było się czasem poruszać po całym dniu węszenia po mieście, wypatrywaniu ogona, gubieniu go i śledzeniu tych, którzy mieli śledzić jego. |
17-11-2020, 14:41 | #76 |
Reputacja: 1 | + + + https://www.youtube.com/watch?v=pVZ2NShfCE8 + + + Scipio przechadzał się po opustoszałej kryjówce Czarnego Kartelu z której uciekł Cai E ze swoją psykerką. Spoglądał na pogrążonego w binarnej modlitwie Magnusa ślęczącego nad spalonym teleportarium. Wiedział że z komórki akolitów zmechanizowany zabójca najlepiej wiedział co może się kryć w okablowanych trzewiach koszmaru z Warpu który mieli przed sobą. Miał cichą nadzieję że specjaliście od różnorakich mechanizmów i technologii uda się coś dowiedzieć ze zdobycznego cogitatora maszyny. Sam miał zamiar wszystkie informacje przekazać Panu X w kontakcie telepatycznym poprzez Yoshiko. Chciał się również dowiedzieć od Inkwizytora nowych informacji na temat Scythii Fernicus jeśli takowe się pojawiły. Wszak inni akolici inkwizycji rozsiani po satelickich kopcach na planecie i całym sektorze nie próżnowali. Godziny mijały, a milionom grzeszników w całej galaktyce była wyznaczana sroga pokuta. Możliwe również że wypłynęły jakieś inne powiązania Czarnego Kartelu w okolicy i dostaną nowe wieści na ich temat bądź najemników w kamuflażu bloodshot. Znacznie by im to ułatwiło pozbycie się ogonów które za nimi podążały od samego początku śledztwa na planecie. Ze zdobycznego szmelcu i pozostawionych przedmiotów wybrał medikit, diagnozer oraz gazmaskę. Dodatkowo przeczesał okolicę całego magazynu Czarnego Kartelu zwracając uwagę na jakiekolwiek poszlaki po plugawych hereteckich grzesznikach na usługach organizacji. Wiedział że Pan wskaże im drogę. Była to tylko kwestia czasu. Następnie przyszedł czas na re-organizację. Dostali zrzut towaru i wyruszli aby go odebrać. Kapłanowi w ręce wpadło kilka granatów. Było więcej niż pewne że jak tak dalej pójdzie już niedługo zrobią z nich użytek. Venris wyszukał im nowe lokum po tym jak Stare Budy przestały być względnie bezpieczne bo w kopcu na dobrą sprawę nigdzie nie czuło się spokoju. Definitywnie widać było że nacisnęli komuś na odcisk, a prędzej tym kimś była cała rzesza osób. Miał przeczucie że za całą aferą stoi szlachcianka z wysokiej Iglicy z którą mieli się spotkać już niedługo w okolicach Sypek. Scipio miał dziwne uczucie ucisku w niestabilnych zakończeniach nerwowych tam gdzie lata temu jego ciało zostało poparzone. Takie uczucie zawsze poprzedzało kłopoty i był pewien że i tym razem sam Imperator używając ciała patra Scipio jako kompasu daje znak swemu pokornemu słudze. Musieli się przygotować. Ciało należało wzmocnić, rany zaleczyć a duszę oczyścić jeśli chciało się wypalić jątrzące wrzody herezji na tej planecie. Postanowił powrócić do treningu fizycznego który wypełniał mu zazwyczaj długie dni w podróży gwiezdnej bądź też gdy medytował przed kolejnym polowaniem na czarownice, demony i resztę plugastwa zagrażającego światłości tronu świętej Terry. Budował zarówno mięśnie jak i pracował nad refleksem w czasie wykonywania uników, czasami sparingując się z Jaydenem i resztą akolitów. Zazwyczaj jednak zwisał z szerokich stalowych wsporników w magazynie wyciskając z siebie ostatnie poty i robiąc kolejne powtórzenia podciągnięć, dipów na drążkach, pompek i brzuszków. Trening wypełniały mu myśli nad kolejnym posunięciem ich przeciwników. Wiedział że Fernicus nie działa sama i Cai E może się pojawić na ich celowniku szybciej niż im się mogło zdawać. Z mroku mógł też się wynurzyć jakiś inny sztylet gotowy zadać cios. Wszak ci skąpani w blasku wydobywającym się z jednego miejsca bywają nim oślepieni i stają się podatni na ataki zewsząd. Nie mógł do tego dopuścić. Po treningach spędzał godziny chodząc po kopcu incognito. Czasem inni akolici mu towarzyszli a czasem, gdy byli zajęci innymi obowiązkami wyruszał sam. Rozpytywał się okoliczny element o ród Fernicus, ukrywającego się Bosese, osobników wykorzystujących antygrawitacyjne wózki, najemników w specjalnym krwistym kamuflażu oraz teren Sypek i kto tam na ogół wyruszał. Ktoś musiał coś wiedzieć, był o tym przekonany. W zależności od okoliczności i otoczenia informatorów tam gdzie trzeba był uosobieniem miłości bliźniego i za informacje dawał w łapę, innym razem dawał w łeb i wymuszał zeznania siłą. Pan uczył że należało być elastycznym w Jego służbie. Wraz z wolnymi akolitami z komórki udał się na krótki rekonesans wokół miejsca planowanego spotkania - enigmatycznych Sypek. Należało ocenić w co tak naprawdę się pakują, zaplanować drogę odwrotu gdyby rozpętała się burza podobna do tej która przeszła podczas spotkania z Cai E oraz ocenić lokalną populację i siły militarne stacjonujące w okolicy. Zawsze jeszcze mieli opcję użycia wsparcia od Arbites za pomocą kodów od Inkwizytora, ale tę możliwość wolał zachować jako ostateczność i ostatni as z rękawa. Trzymał rękę na pulsie. Zbyt wiele znaków zapytania, a za mało pewników gwarantowało wysokie prawdopodobieństwo wpadki. Musieli doprowadzić śledztwo do końca, a sprawiedliwość miała spaść na tą przeklętą siatkę przemytników niczym głownia błogosławionego ostrza spada na gardziel demona. Nie lękał się śmierci, a tego że śmierć jego i innych mogła pójść na marne. Jeżeli zadanie jest warte, by je wykonać, warte jest również, by umrzeć je wykonując.
__________________ All created forces will be concentrated in a new species. It will be infinitely superior to modern man. Ostatnio edytowane przez 131313 : 17-11-2020 o 14:49. |
18-11-2020, 11:49 | #77 |
Reputacja: 1 | Następne dni mijały w podobnym stylu, co te w Starych Budach i Witrażykach. Być może brakowało jednak tym razem pełniejszej swobody. Akolici wiedzieli, że są na czyimś celowniku i musieli się bardziej postarać, aby nie zostawiać śladów swojej działalności. Jayden i Faustus wywiedzieli się całkiem sporo. Lokalna policja, w tym jej oddziały specjalne oraz... "bliżej nieokreśleni najemnicy" (ci sami, w tym samym wzorze bloodshot) prowadzili poszukiwania w śród i niskim kopcu. Śledztwo o szerokim rozmachu. Likwidowali pozostałości organizacji Loeba Dareka. Doprowadzili skorumpowanych strażników wrót Podkopca przed wymiar sprawiedliwości (jaki by on nie był). Zabezpieczyli magazyn C-418, całkowicie uniemożliwiając akolitom jego przetrząśnięcie. Zamknęli wszystkie interesy Dareka, w tym restaurację. Tu i ówdzie pojawiały się listy gończe z podobiznami Cai E, "Dzierzby" (tej renegackiej telekinetyczki, jak się okazało), Bosese (który zapadł się pod ziemię) i... akolitów. Tak, komórka spadła do statusu ściganych przestępców. Subtelne - czy jakiekolwiek - rozwiązania sprawy wydawały się znikać jak kamfora. Musieli być od teraz ciągle ostrożni i korzystać z przebrania. Gliniarze i najmici zbadali nawet ścieżki, którymi kroczyli po Podkopcu i zabezpieczyli dawny magazyn Trade Sable oraz tajemne wejście do podziemi. Na szczęście nie wyczaili nowej kryjówki agentów Pana X. Venris się tutaj postarał, i poniekąd Yoshiko również, wywierając odpowiednie wrażenie na jedynym "słabym ogniwie" łańcucha - cieciu. Byli kryci... przynajmniej na razie. Kontakt astropatyczny z inkwizytorem rozwiał część wątpliwości. W całym układzie Hulee doszło do gwałtownych starć, perypetii i akcji. Agenci i akolici Pana X musieli improwizować, wielu było w podobnej bądź gorszej sytuacji od komórki z Krakex, część już zakończyła śledztwa. Ktoś wykorzystywał policję i siły obrony systemowej, poparte najemnikami (tymi samymi) do obław i likwidacji aktywów Czarnego Kartelu i powiązanych z nim Zimnych Handlarzy oraz kontrahentów. Na "biznesmenów" i entuzjastów xenotechu w Hulee padł blady strach. Pan X polecił badać zebrane poszlaki, ustalić miejsce pobytu Cai E i tej 'Dzierzby', a następnie załatwić sprawę - raz na zawsze. Inkwizytor zapewniał również, że poszukiwani nie opuścili systemu i planety, a bardzo prawdopodobne, że nawet nie opuścili ula Krakex. Polowanie nadal trwało. Na koniec Pan X podzielił się wskazówkami aby odnaleźć jedną ze skrytek ze sprzętem na specjalne okazje. Akolici odnaleźli i opróżnili wskazany drop box na styku Podkopca. Płaszcze Flak z dorobionymi kapturami. Nieco sztuk broni i pasującej amunicji. Materiały do wzbogacenia jednego ostrza o rezonans psioniczny (z czego skorzystała drużynowa astropatka). Pozostałe elementy "niezbędnika akolity", o którym wspominano im na szkoleniach. Do tego udali się na czarny rynek w Podkopcu, gdzie doposażyli się w parę fantów i spylili dobytek Lamara oraz łupy. Byli teraz gotowi... na tyle, na ile mogli być. Kwestia Scythii Fernicus pozostawała wciąż pod znakiem zapytania. Spotkanie w Sypkach było w mocy, o dziwo. A przynajmniej akolici odnosili takie wrażenie - wyściubienie nosa wyżej niż niskie poziomy śródkopca oznaczałoby pewne wykrycie przez porządkowców. Więc poczęli badać miejsce przyszłego spotkania. Okazało się to małą epopeją samą w sobie, gdyż Sypki były "niedaleko" (czyli jakieś dwadzieścia kilometrów) poza zewnętrznym skrajem kopca Krakex, w ramach jednego z tak zwanych kopców satelitarnych. Po drodze trzeba było się przedrzeć przez na wpół zrujnowane slamsy i rejony przemysłowe, wstrząsane gwałtownymi podrywami wiatru, skąpane w smogu, nękane przez anarchię i zbrodnię, dewastowane wstrząsami kopcowymi. Potem musieli trzymać się dość blisko jednej z megastrad by nie zgubić się pośród fantastycznie wysokich hałd poprzemysłowego syfu i wydm pyłowych, przetykanych równie fantastycznie głębokimi wądołami - albo kroczyć pozostającymi w złym stanie galeryjkami technicznymi i tunelami serwisowymi konstrukcji megastrad. A po drodze uniknąć drapieżników - tak zwierzęcych, jak i ludzkich. Wreszcie wdrapali się na jakąś wyjątkowo wysoką wydmę i ujrzeli "dzielnicę" przezywaną Sypkami. Spotkanie miało się odbyć w niskim budynku na lewo. Wkrótce potem Vir osiągnął przełom. Wyciągnął ze zjaranej matrycy hereteckiego teleportarium dość resztek danych, aby ekstrapolować koordynaty wyjścia ostatniej translacji. I było to... bardzo blisko właśnie tego budynku. To nie mógł być przypadek. Ustalili plan - zbadali miejsce teleportacji i ślady prowadzące do struktury. Wiedzieli, że nie jest wcale taka opuszczona, na jaką wyglądała. Zebrali się do kupy i ruszyli. A było to dzień przed ustalonym spotkaniem z Fernicus. Najwyraźniej ktoś stwierdził, że akurat ten moment był doskonały na złożenie oficjalnej wizyty. Ku strukturze kierowały się pojazdy lotnicze - antygrawy i VTOLe. Barwy oddziałów specjalnych tutejszej policji i wojska. I nie trzeba było dużo czasu by otrzymały one głośne powitanie. Z różnych punktów struktury wyprysnęły trzy grube, proste snopy czerwonego światła. Dwie maszyny eksplodowały w powietrzu niczym fajerwerki, rzucając na piach i asfalt pod sobą stosy resztek. Kolejne wystrzały z las-działek. Odpowiadały im serie z ciężkich stubberów i bolterów, salwy rakiet i fotonowa burza z multi-laserów. W parę chwil trzy stanowiska broni ciężkiej chroniące budynek zostały unicestwione, a maszyny zrzucały już drużyny komandosów. Przez magnokulary mogli zobaczyć też podjeżdżające furgony, z których wysypywali się najemnicy w bloodshotach. Od razu doszło do strzelaniny. Akolici mieli mało czasu. Ruszyli migiem do budynku, wdzierając się doń od "spokojnej" strony. Ale w środku nie było spokojnie. Huki pękających granatów, łomot broni maszynowej i wycie laserów, zwielokrotnione echem. Znaleźli pierwsze ciało - poległy obrońca tej rudery. Zbadali jego ciuchy, fanty, papiery. To był szeroko zakrojony rajd na "twierdzę" Czarnego Kartelu. Wreszcie dorwali ich w jednym z niedokończonych pomieszczeń służących za "HQ" dla Trade Sable w układzie Hulee, uprzedzając rajdujących. Cai E, Dzierzba i trójka jakichś grubych ryb - tech-kapłan (a raczej heretek, patrząc po zdartych insygniach AdMech), jakiś arystokrata w schludnym acz funkcjonalnym pancerzu splotowym i jego ochroniarz w czarnym karapaksie szturmowca. Nikomu nie było spieszno do gadki. W tej dyskusji przemówić miała broń.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
26-11-2020, 11:07 | #78 |
Reputacja: 1 | [media]http://www.youtube.com/watch?v=EhR3Vq_Oads[/media]
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 26-11-2020 o 11:17. |
26-11-2020, 17:51 | #79 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
27-11-2020, 23:28 | #80 |
Reputacja: 1 | Obława szła pełną gębą. Ludzie Dereka, po stracie przywódcy, byli ścigani i wyłapywani jeden po drugim. Dziuple, magazyny i miejsca spotkań dekonspirowane, prześwietlane, zajmowane i niszczone. Z prężnie działającej organizacji przestępczej pozostały zgliszcza. Działo się i była to zmiana na lepsze, choć nie dla wszystkich, bo rykoszetem dostało się też akolitom – zostali zakwalifikowani jako element przestępczy i zaczęto ich ścigać. Póki co bezskutecznie, ale Jayden przygotował kilka planów ucieczki z obecnej dziupli, w razie jakby coś poszło nie tak. Każdy miał uciekać inną drogą i po określonym czasie dojść do punktu zbiórki w Malo uczęszczanym regionie kopca. Nie trzeba było długo czekać na nowe rozkazy od mocodawcy. Te były proste – znaleźć i wyeliminować. Dostali też namiary na schowek zawierający broń, z którego były szpieg zabrał karabin, amunicję i kilka granatów. Mogły się przydać. Vir wyśledził gdzie ukrywają się Cai i Dzierzba. Było to w dzielnicy zwanej Sypki, od niezwykłej ilości piachu pokrywającego jej dolne poziomy. Pech chciał, że Magnus nie był jedynym, który znalazł tę informację, bo gdy komórka zbliżyła się do budynku, perymetr zaroił się od komandosów. Trzeba było działać szybko, wdzierając się do pomieszczeń od drugiej strony. Akurat korytarz prowadzący do drzwi, którymi weszli stanowił trasę ewakuacji Caia, Dzierzby, klienta i kilku innych osób. Jayden błyskawicznie rzucił się za osłonę i zaczął ostrzeliwać nieprzyjaciół. Powietrze wypełniło się staccato broni automatycznej, wizgiem laserów, przerażającym świstem gwiazdek z xenobroni i szarpanym hukiem karabinu snajperskiego. Diederik krótkimi seriami walił w skrzynie, za którymi chowali się Cai E i Dzierzba. Niezbyt skutecznie, ale przynajmniej utrudniał działanie przeciwnikom. W końcu wystawienie głowy wprost na możliwą trajektorię lotu pocisków nie było niczym rozsądnym. Gdyby to było mało, miał w zanadrzu granaty. Walka była zażarta, a gdy komórka akolitów już wygrywała, na scenie pojawił się ktoś jeszcze. - W imieniu Świętej Inkwizycji rozkazuję wam złożyć broń! Poddać się! – brzmaił rozkaz, którego Jayden nie miał najmniejszego zamiaru wypełniać. Konwersację z nowoprzybyłymi podjęła Yoshiko. Były szpieg ograniczył się do trzymania na muszce ich dowódcy, którą okazała się być Fernicus. -Opuść broń! -Wy pierwsi – odpowiedział Jayden. Jesteśmy z inkwizycji. Doszło do impasu, w końcu obie strony niechętnie wycelowały broń w podłogę. Diederik pomógł rannym towarzyszom w opatrywaniu ran. Gdy mieli się już jako tako, przyszedł koniec weryfikacji. Jak było już wiadomo kto jest kom, Jayden mógł robic to, na czym znał się najlepiej. Przeszukiwanie, znajdywanie wskazówek, analiza, śledztwo. Rezultaty. Na pierwszy ogień poszły ciala Cai E i Dzierzby. Następnie arystokraty, mechanicusa i ochroniarza. Kieszenie, ubrania, buty, podręczne saszetki czy torby. Wszystko, co mogło dać informacje o potencjalnych kontaktach – kontrahentach lub mocodawcach. Następnie przyszedł czas na przeszukiwane bazy, a przynajmniej tego, co nie zostało zniszczone. Po jakichś dwóch godzinach, stało się jasne, że najcenniejszą rzeczą w przybytku jest tajemniczy kufer, którego nawet techkapłani nie mogą otworzyć. Vir podszedł do znaleziska a w jego dłoni pojawił się mały klucz. Jayden również się zbliżył, oglądając pojemnik z każdej strony, analizując co może znajdować się w środku. |