Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-04-2015, 22:32   #91
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To było proste. Zbyt proste. No ale zaskoczenie swoje zrobiło i przeciwnicy nie mieli najmniejszych szans. Szkoda tylko, ze panny baronówny (czy kim tam ona była) nie udało się uwolnić tak przy okazji.
No ale za to można było poszukać ewentualnych łupów. No i trzeba było zdecydować, co zrobić z jeńcami. Utrupić na miejscu? Przygarnąć? A może sprzedać ojcu panny młodej?

- Skoro mamy tych porywaczy - Gunter szepnął do Rolfa - to możemy ich oddać w ręce barona. Z pewnością dostaniemy za to garść złota. Chyba, że się chłopcy zdołają jakoś wykupić - dodał.

Ponownie naładował rusznicę, a potem z mieczem w dłoni podszedł do jeńca, który tak chętnie dzielił się informacjami i odciągnął go na bok, z dala od drugiego jeńca.

- Skąd wiedzieliście o tym, że ta panna będzie tędy podróżować? - spytał cicho. - I na kogo teraz czekaliście?

Te same pytania miał zamiar zadać temu drugiemu i porównać odpowiedzi.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-04-2015, 09:02   #92
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Sama sytuacja poszła za łatwo, więc Ruy stał bliżej krzaków, by móc w każdej chwili mieć jakąś osłonę. Estalijczyk wolał trzymać się w cieniu drużyny, spokojnie obserwując wszystko z boku. Na wszelki wypadek załadował ponownie kuszę, w końcu ta banda idiotów, nie była by wstanie zaplanować tak dokładnego ataku. Skoro dziewczyna im uciekła, byli amatorami. Wymordować ochronę to jedno, ale przypilnować i utrzymać więźnia przy życiu to całkiem inna sprawa.

Coś mu nie pasowało. Coś tu do licha nie grało. Gdzie reszta ich kamratów, przecież ta szóstka by nawet nie ubiła ślepego. Gdzieś musi być ktoś bardziej ogarnięty, co znaczyło, że niebezpieczny.

Gunter miał dobry pomysł, jeśli chodzi o oddanie bandytów w ręce barona. Ten pewnie przećwiczy niedoszłych oprawców swojej córuni na kole, a jej wybawicielom sypnie może trochę grosza. Zarobiony, i to uczciwie, pieniądz nie śmierdzi. Żaden pieniądz nie śmierdzi.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 09-04-2015, 18:21   #93
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Trzymany przez Guntera jeniec był cały zlany zimnym potem, a gdy ten przyłożył mu ostrze miecza do gardła, mężczyzna momentalnie stał się blady jak kartka papieru.

- Wysłaliśmy dwunastu naszych ludzi z łupami w stronę obozowiska naszego przywódcy, Ortegi - odparł przerażony nie na żarty, ale skłonny do współpracy banita. - To niecały dzień drogi na północ stąd.
- O zbliżającej się arystokratce dowiedzieliśmy się od szefa. Nie wiem skąd on miał te informacje, ale to właśnie jego prawa ręka, Heinrich, osobiście dowodził atakiem na karawanę - przełknął głośno ślinę, po czym dodał niepewnym siebie głosem:
- Nic wam nie zrobiliśmy, proszę, wypuście nas! Odejdziemy i już nigdy nas nie zobaczycie...
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 13-04-2016 o 23:33.
Warlock jest offline  
Stary 09-04-2015, 20:48   #94
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Jasne – odparł szlachcic milczący do tej pory. Podszedł do zwłok Martina, po czym mocnym szarpnięciem wyrwał wystający z nich bełt.
- Pierwsze co zrobisz po wypuszczeniu, to doniesiesz swojemu szefowi o całym zajściu, marząc o nagrodzie za lojalność. Niestety prawdopodobnie umrzesz z jego ręki, bo uzna że stchórzyłeś i zwiałeś zamiast walczyć jak przystało – stwierdził opalając grot w płomieniach ogniska. Wziął kilka dodatkowych pocisków znalezionych w obozie i powtykał je pomiędzy kamienie paleniska aby metalowe groty rozgrzały się do czerwoności, a pociski przypadkiem nie spłonęły.
- Zagramy więc w grę. Będę przypalał ci różne elementy ciała za każdym razem, gdy uznam że kłamiesz. Zacznę od wyrwania ci paznokci grotem bełtu. Rozgrzany metal sprawi że nie zaczniesz krwawić. Potrwa to długo i będzie bardzo bolesne. Potem przejdziemy do całych palców, a w razie potrzemy i całych kończyn. W końcu umrzesz, ale mamy jeszcze twojego kolegę. Oczywiście możesz ocalić życie mówiąc nam wszystko po kolei i odpowiadając na zadawane pytania – twarz Walbrechta miała wyraz jakby faktycznie lubił to co miał zamiar zrobić. Bawił się bełtem z przypaloną krwią na grocie, pozostałe pociski zrobiły się ciemnoczerwone od temperatury.
- Gdzie dokładnie jest obóz Ortegi? Ilu w nim ludzi i co ciekawego tam znajdziemy poza zgrają podobnych do ciebie? Kiedy Heinrich wyruszył do waszego szefa i co ze sobą zabrał? Chcę wiedzieć wszystko. Masz czytać w moich myślach i odpowiadać na jeszcze nie zadane pytania lub zobaczysz jak wyglądasz od środka.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 10-04-2015, 20:19   #95
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Złamana noga w końcu przyniosła jakieś korzyści. Gdy pozostała dwójka musiała zajmować się różnego rodzaju rzeczami dookoła chatki, Mathias mógł posiedzieć w bujanym fotelu. I poprzyglądać się rudowłosej młódce – choć nie z powodów estetycznych, a bardziej z czystej ciekawości. Gdy wyszło na jaw, że dziewczyna jest córką barona, za którą pognał kapitan i reszta zgrai, Szrama z jednej strony się ucieszył. W końcu znaleźć zgubę w ogóle jej nie szukając, nie każdemu się udaje. Z drugiej jednak strony jego „miłość” do szlachciców była podobna do „miłości” do kupców – znaczy związać i wyrzucić za burtę lub patrząc na obecne warunki przyszpilić czymś do drzewa. Po władczym zażądaniu przez młodą podwiezienia pirat był pewny, że nikt nie zmusi go do opieki nad nią, nawet za cenę wyrzucenia z załogi.

Ziółka były ohydne, chociaż słowo to nie oddawało w pełni ich smaku. Być może poprzedzone kilkunastoma przekleństwami choć trochę zbliżyło się do tego, co Shiffmann czuł w ustach i gardle pijąc to świństwo. I jeszcze ta cholerna smakrula zaczęła mu rozkazywać. Ich znajomość zapowiadała się na co najmniej burzliwą.
Za to uczucie towarzyszące leczeniu i ponownemu posiadaniu dwóch sprawnych kończyn dolnych zrekompensowała całe niedogodności... aż jednego dnia bycia kuternogą, chociaż Mathias mógł przysiąść, że od złamania minęło dużo więcej czasu. Mógł znów skakać, mógł znów biegać.... mógł znów pędzić w stronę wygódki, gdy tylko dowiedział się, z czego zrobione było paskudztwo, które wypił.

Mathias & Frieda

Drzwi od chaty ustąpiły w mało kulturalny sposób, gdy wychodzący przez nie Mathias otworzył je bez używania klamki. Pirat o mało nie łamiąc sobie nogi na schodkach, niemal sprintem pokonał drogę dzielącą go od wychodka. Do środka jednak wchodzić nie zamierzał. Oparł się o ściankę, nachylił się i zwrócił śniadanie i prawdopodobnie trochę kolacji. W jego żołądku nie zostało nic.
- Stara… - już miał rzucić jakieś przekleństwo, lecz uznał, że skoro znachorka potrafiła uleczyć jego nogę, to pewnie bez trudu będzie mogła zrobić mu też na złość - stara. – dokończył, jakby miało to coś wyjaśniać.
Gdy uspokoił konwulsje, już normalnym krokiem udał się w stronę wozu. Spod kozła wyjął bukłak z alkoholem i wlał jego część do gardła, by pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Potem pociągnął jeszcze jeden łyk i spojrzał w stronę krowy. A raczej w stronę Friedy, która się przy niej znajdowała. Przez chwilę przyglądał się kobiecie, po czym podszedł do niej.
– I jak tam... idzie? – zapytał bardziej dla zagajenia rozmowy niż z ciekawości.

Frieda uniosła wzrok w stronę Szramy. Jej mina wskazywała na to, że nie była wcale zadowolona z przypisanego jej zadania.
- Oby ta twoja noga była tego warta - powiedziała ponuro, wracając wzrokiem na obwisłe wymiona zwierzęcia.
Pordzewiałe wiaderko stało puste, tuż obok rozlatującego się taboretu, na którym siedziała Frieda. Najwidoczniej jeszcze nie wzięła się do pracy.
- Wieki zajęło mi szukanie tego durnego wiadra, do tego jeszcze ta krowa wcale nie wygląda, jakby zamierzała współpracować - skomentowała, choć bardziej do siebie, niż do Mathiasa.

Mężczyzna miał już skomentować, że dziewczyna dobrowolnie udała się do chaty wiedźmy, ale ugryzł się w język. Nie zamierzał się z nią droczyć.
- Jakoś ci to wynagrodzę później. A na razie jedyne co mogę to podziękować. I pewnie przeprosić za wczoraj, bo trochę mnie poniosło. - powiedział Shiffmann. - Jak powiesz mi jak, to ci pomogę, bo sądzę, że przyłożenie jej kuszy do łba nic nie zdziała.

Frieda roześmiała się wesoło.
- Chyba masz rację - powiedziała, kiedy już się uspokoiła. Spojrzała jeszcze raz w stronę sternika i uśmiechnęła się. - Co było wczoraj, to było wczoraj. Obecnie siedzę przed krową i kompletnie nie mam pojęcia, jak się zabrać za jej dojenie. Robiłeś to kiedyś? - spytała, z nadzieją w głosie.

- Wychowałem się w Reikerbahn, a czego nie spędziłem na lądzie, spędziłem na statkach. Ze zwierząt wiem, jak co smakuje i mniej więcej gdzie co ma głowę, a gdzie zad. - rozwiał nadzieje. - Może nadstaw wiadro i pociągnij, pilnując, by nie mieć żadnej części ciała w zasięgu jej kopyt? - zaproponował, stając przy łbie krowy.

Dziewczyna spojrzała na niego z pytającą miną, po czym westchnęła tylko i podstawiła wiadro pod wymiona krowy. Nie miała innego wyjścia, to były jedyne rady, jakie otrzymała.
- Tylko nas nie zabij - powiedziała niepewnym tonem do krowy, po czym niechętnie sięgnęła rękoma do wymion. - Fuj…
Pociągnęła delikatnie raz, drugi, trzeci i siódmy, lecz nic to nie dało. Spróbowała zmienić uścisk, a nawet być nieco bardziej stanowczą, lecz wciąż żadnych skutków.
- Czy ona na pewno ma mleko? - spytała ze zrezygnowaniem, choć nie oczekiwała odpowiedzi.


- Mnie się nie pytaj… - odparł Mathias. - Staruszka z resztą mówiła, że może nie dawać mleka. - dodał, a dziewczyna mogła wyczuć, że “staruszka” była mało szczerym określeniem dla znachorki. - I pomyśleć, że my to pijemy. A właśnie. Jeśli ci podadzą coś do picia, co nie będzie wyglądało jak woda i będzie miało jakikolwiek zapach… Nie pij tego. Dobrze radzę.

Frieda zrezygnowała z prób dojenia krowy i odwróciła się całkowicie w stronę Mathiasa.
- Co masz na myśli?

- Ale nie mów nic Bazrakowi. - powiedział z niewinnym uśmiechem - Dostałem specyfik, który miał ponoć pomóc mojej nodze. Skończyło się na czarach, a specyfik okazał się połączeniem krwi dzika z… - mężczyzna wyraźnie się zaciął, walcząc z obrzydzeniem. - Z gównem nietoperza.

Przyglądała mu się przez chwilę z kamienną twarzą, na którą z każdą kolejną sekundą próbował wkraść się uśmiech. W końcu nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.
- Dziwny masz gust - powiedziała przez śmiech. - Ale przynajmniej twoja noga jest cała.

- Ty sobie uważaj z takimi komentarzami. - rzucił do dziewczyny. - Ano cała, chociaż prawie ją złamałem, jak wybiegałem wymiotować. - Mathias poklepał krasulę po boku i podszedł do Friedy, wyciągając w jej stronę rękę, by pomóc wstać. - To jak mleka nie ma, to nie ma sensu tutaj sterczeć. Chodźmy do chaty. Najwyżej porąbię staruszce drewna czy coś w tym stylu. A i mam dla ciebie drugą wiadomość, która może poprawić ci humor. Zgadnij, kim jest ta ruda.

Frieda chwyciła dłoń Mathiasa i wstała ze stołka na równe nogi. Spojrzała jeszcze na krowę, jakby chciała jej coś powiedzieć, jednak obyło się bez słów.
- Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami. - Nie każ mi zgadywać, nie lubię zagadek, szczególnie nie w tak marną pogodę - dodała, wzdychając.

- Córką barona. - odparł pirat. - Powiedziała, że jej tatuś nas wynagrodzi, chociaż ja wolałbym ją dostarczyć mu związaną, zakneblowaną i może z jakąś kolorową kokardką. A i zapowiedziała, że się z nami zabiera. I chyba wiem, kogo kapitan przydzieli do jej osobistej ochrony. – dodał, patrząc znacząco na Friedę.

- Mam nadzieję, że nie masz na myśli mnie. - Frieda spojrzała w stronę chatki. - Jeszcze tego brakowało, żebym musiała niańczyć jakąś rozpuszczoną pannicę. Walbrecht lepiej się do tego nadaje - stwierdziła. - Sądzisz, że rzeczywiście możemy liczyć na jakąś nagrodę?

- Jeśli kapitan nie uzna, że dziewczyną powinny się zajmować kobiety, to może i Walbrecht będzie miał ją na głowie. Przynajmniej się dogadają. - odpowiedział, uśmiechając się lekko. - A co do nagrody to zależy. Jeśli pozwolimy, by ona i ten nowy zostali na dłużej sami, to pewnie będzie stryczek. Jeśli nie jest jakaś tam szansa na zarobienie, chociaż ja bym tam ważniakom nie ufał.

- Prędzej zaufałabym rzecznemu trollowi, niż arystokracji - stwierdziła ponuro Frieda. - Chyba jednak nie mamy innego wyboru, tym czy innym sposobem, będziemy musieli zabrać dziewczynę ze sobą. Chociaż knebel to wcale nie taki zły pomysł.
Uśmiechnęła się do Mathiasa, po czym szturchnęła go ramieniem w ramię.
- Chodźmy do środka.

- I gruby sznur, bo pewnie będzie gotowa nam oczy wydrapać. - dodał pirat. - Ano chodźmy. Zobaczymy, co staruszka wymyśli.
Szrama puścił dziewczynę przodem. Nie ze względów kulturalnych, a z czysto estetycznych. Może i było w tym też dbanie o bezpieczeństwo, bo trudniej Friedzie było wychwycić, że mężczyzna patrzy się na jej tyłek, chociaż pewnie i tak o tym wiedziała.

– Krowa nie chciała się mlekiem podzielić. – pirat zwrócił się do staruszki, gdy byli już w środku. – W zamian porąbać drzewa czy coś? – zapytał, chociaż niezbyt miał ochotę wybywać na dłużej z chaty. Nie chciał przegapić widowiska, gdy Bazrak dowie się, do wypicia czego został zmuszony.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 10-04-2015, 21:30   #96
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Wieść o tym, że zbiry kompletnie spartaczyły sprawę, lekko mówiąc, podirytował Emilie. Obrzuciła dwójkę ocalałych zbirów, jak i leżące obok nich trupy, serią dość ostrych epitetów. A następnie by się wyładować, z impetem poczęła kopać leżące przed nią, naszpikowane bełtami, ścierwo. Zaprzestała tej czynności, dopiero gdy usłyszała charakterystyczny, z pewnością znany Kulawemu trzask, a głowa martwego zbira nienaturalnie przekręciła na bok. Lekko zdyszana spojrzała na dwóch pozostałych przy życiu bandziorów. Jej dziki wzrok wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie miałaby oporów przed zrobieniem czegoś podobnego jeszcze żywej osobie. A z pewnością sprawiłoby jej to jeszcze większą przyjemność.

Gdy reszta jej załogi – a raczej bandy, bo w końcu statku jak na razie nie posiadali – zaczęła dogadywać się ze zbirami, Emilia zaczęła przeszukiwać ich obozowisko. To co tam znalazła nieco poprawiło jej humor.

- No, no… Może to jednak nie był tak nieudany wypad – zawołała, przesypując z ręki do ręki złote monety.

Zaraz jednak pożałowała swych słów, gdy na dźwięk złota, sępy rzuciły się na znaleziska. Ze zdziwieniem spoglądała na Guntera, który wytrzasnął skądś napierśnik, w dodatku w nie tak złym stanie. Uśmiechnęła się na przychodzącą jej do głowy myśl o szlachcicu, który mógł być jego poprzednim właścicielem. A może Ci bandyci nie byli do końca tak upośledzeni, jak z początku sądziła.

Zaintrygowana tym faktem, nawet nie zauważyła Pipy, która znalazła gdzieś miksturę leczenia. W ten sposób oszczędził sobie wysłuchiwania jej wytyków że „takiemu nieporadnemu tchórzowi, na gówno potrzebna mikstura”. Zamiast tego bez ceregieli wzięła swoją część łupów, a także bronie pozostawione przez martwych bandziorów, po czym zaczęła przysłuchiwać się wywodom szlachcica. Z niemałym rozbawieniem i uznaniem spojrzała na niego, kiedy skończył mówić. Przez jeden moment wyglądała nawet jak prawdziwa urokliwa kobieta… no, gdyby tylko zignorować tą całą krew na jej rękach i spodzie płaszcza.

Następnie ponownie przybrała surowy wyraz i zwróciła się do kapitana.

- Nie potrzebujemy przypadkiem nowych ludzi? Nawet jak uda nam się zdobyć statek, to z taką garstką ludzi chyba nigdzie nie poszalejemy… Może by i tych zrekrutować. – kiwnęła głową w stronę spanikowanej dwójki. - Zbiry jak zbiry. Nie sądzę by darzyli wielką sympatią swojego szefa i towarzyszy. A po przemowie Walbrechta, wątpię by próbowali coś kombinować… Wystarczy tylko mieć na nich oko przez jakiś czas. A kiedy zaczną dostawać swoją część łupu, na pewno zaponom o tym, co tu się stało. – stwierdziła. - A, no i jeszcze, w końcu dotrzemy do tej starej jędzy, to lepiej nie chwalmy się przed tą szlachetną ku*wą kosztownościami, które tu znaleźliśmy. Jeszcze wpadnie jej do głowy jakiś durny pomysł i stwierdzi, że chce odzyskać swoją własność
 
Hazard jest offline  
Stary 11-04-2015, 21:29   #97
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Kiedy drzwi chatki zamknęły się za staruchą i Mathiasem, Frieda spojrzała przez ramię w stronę krowy. Wciąż smutno żuła trawę, przyglądając im się głupkowato.
- Wspaniale – powiedziała, odwracając się w stronę Bazraka. - Obyś tylko się nie zmęczył za bardzo zbierając chrust – dodała, zazdroszcząc krasnoludowi o wiele przyjemniejszego zadania.
Nigdy w życiu nie miała do czynienia z krowami, nawet nie piła mleka, uważając to za obrzydliwość. Przyszło jej jednak zadanie wydojenia zwierzęcia, więc postanowiła choć spróbować.

Robisz to dla swoich nowych przyjaciół, powtarzała sobie w myślach. Jeszcze przyjdzie czas, że się odwdzięczą.
Westchnęła ciężko, opierając się o lichą, drewnianą barierkę, znów przyglądając się krowie stojącej na niewielkiej polance. Gdyby była człowiekiem, pewnie nie wyglądałaby lepiej od starej znachorki. Frieda mogła się założyć, że obie były w tym samym wieku. Nie zdziwiłaby się, gdyby łaciata lada moment wyzionęła ducha na jej oczach.

Kiedy Bazrak zniknął jej z pola widzenia, Frieda postanowiła sama ruszyć się do przydzielonej jej roboty. Ostrożnie zeszła po zniszczonych stopniach i znów stanęła na deszczu. Naciągnęła bardziej kaptur płaszcza i rozejrzała się dookoła. Kompletnie nie wiedziała, jak powinna się wziąć za dojenie krowy. W jaki sposób się to robiło? Przecież mleko nie pojawiało się magicznie w wiadrze.

Wiadro! Potrzebne mi wiadro! Wpadła na ten genialny pomysł i rozpoczęła poszukiwania naczynia. Przeszła się dookoła chatki znachorki, zaglądając w każdy możliwy zakamarek. Znalazła mnóstwo zbędnych śmieci, ale wiadra nigdzie nie mogła zobaczyć. Przeklęła w myślach staruchę, nogę Mathiasa i jeszcze kilka innych rzeczy, kiedy tak chodziła po deszczu jak głupia, szukając durnego wiaderka. Robiąc sobie krótką przerwę, chciała podsłuchać rozmowy dochodzące z wnętrza domku, jednak nic nie mogła dosłyszeć. Wzruszyła jedynie ramionami, chcąc się poddać, kiedy przypomniała sobie o studni.

Frieda, jesteś genialna. Podbiegła truchtem do studni, a poły płaszcza zaszeleściły radośnie. Na kamiennej krawędzi stało metalowe wiadro przywiązane sznurem. Uśmiechnęła się, po czym sięgnęła do cholewy buta po nóż, którym rozcięła linę.
Razem z pordzewiałym znaleziskiem ruszyła w stronę krowy, kompletnie zapominając, że wciąż nie miała zielonego pojęcia, co dalej zrobić z łaciatą.

Postawiła wiaderko pod wymionami i stanęła obok, krzyżując ręce na piersi i wpatrując się w krasulę wyczekująco. Ta odwzajemniła spojrzenie i zamuczała przeciągle, lecz nic więcej.
- No, dalej. Na co czekasz? Siknij mlekiem czy co wy, krowy, robicie i będzie po sprawie – zwróciła się do zwierzęcia błagalnym tonem. - Obie nie chcemy stać na tym deszczu, więc chociaż jedna z nas mogłaby pójść się wysuszyć. Może załatwiłabym ci u staruchy jakieś zadaszenie, kto wie? Lub przystojnego byczka?
Krowa żuła trawę i wpatrywała się tępo w Friedę. Ta westchnęła. Czego się spodziewała, że dostanie odpowiedź? Czy może, że zwierzę magicznie wypełni wiadro mlekiem, którego pewnie od dawna nie miała? W końcu była ssakiem, a ssaki dają mleko tylko po urodzeniu dziecka, a w tym przypadku cielaka. Jednak Frieda o tym nie wiedziała, a przynajmniej nie pomyślała o tym w ten sposób.

Zrezygnowana sięgnęła po wiaderko i postawiła je obok drewnianego taboretu, na którym usiadła. Oparła łokcie o kolana, a brodę o splecione dłonie i spojrzała przed siebie.
- Przez ciebie stara nie wyleczy moich towarzyszy, ciekawe, jak będziesz się z tym czuła – powiedziała do krowy. - Zeżrą cię wyrzuty sumienia, przeżują tak, jak ty tę trawę.

Po rozmowie z Mathiasem, oboje ruszyli w stronę chaty. To ciekawe, ale chyba naprawdę zaczynało jej zależeć na swoich nowych przyjaciołach. Nie spodziewała się, że mogła tak szybko przywiązać się do nich. Dotychczas nie należała do osób, które nawiązywały głębsze relacje z innymi. Wykorzystywała ludzi, a zwłaszcza mężczyzn, do własnych celów, jak lalkarz swoje marionetki. Chociaż może od incydentu z Vincem zaczęło się coś w niej zmieniać? W końcu on także stał się dla niej kimś ważnym, ale mimo to oszukała go, a ostatecznie tylko na tym straciła.
Zaczęła się nawet zastanawiać czy rzeczywiście żywił do niej urazę, jak to sobie wyobrażała. Czy ruszył jej tropem? Czy zamierzał się na niej zemścić? Czy załoga Portowej Nierządnicy byłaby w stanie ją obronić? A może wydałaby ją dla ratowania własnej skóry? Czy wciąż ją kochał...?

Została brutalnie wyrwana z zamyślenia, kiedy o mały włos nie rozbiła sobie głowy na poniszczonych stopniach, prowadzących do chaty znachorki. W ostatniej chwili zdążyła złapać się poręczy, jedynie wyginając się w dziwnej pozycji i kończąc na tyłku.
- Zapomnij, że to widziałeś, to ja zapomnę, co stara dała ci do wypicia – powiedziała do wpatrującego się w nią Mathiasa, po czym z kocią gracją wstała na równe nogi, poprawiła przekręcony płaszcz i zgrabnie weszła na szczyt schodków.
Odetchnęła, po czym pchnęła drzwi i weszła do środka.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 11-04-2015 o 21:33.
Pan Elf jest offline  
Stary 16-04-2015, 01:19   #98
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wielki Las, Talabekland
7 Pflugzeit, 2526 K.I.
Rano

Po przesłuchaniu jeńców piraci profilaktycznie związali ich, po czym udali się przez las w stronę chaty starej wiedźmy, gdzie spotkali resztę towarzystwa. Po krótkiej rozmowie z Keterlind, kapitan Eisenberg zgodził się odeskortować damę do domu jej ojca.
- Do bram Talabheim, nie dalej - stwierdził stanowczo Rolf krzyżując ramiona na piersi.
- Bogata niewiasta ma się samotnie błąkać ulicami miasta, wśród pijaków i szumowin? Zwariowałeś?! - Keterlind nie dawała za wygraną. Przybrała obrażoną minę i stanęła w niemalże identycznej pozie co kapitan.
- Wybacz, kochana, ale nie jesteśmy rycerzami. Powiem więcej… - podszedł do wozu, na którym siedział Szrama z Bazrakiem. Przez chwilę gmerał w rzeczach, rzucając przy tym obelgami na lewo i prawo, gdy nie mógł znaleźć tego czego szukał. W końcu wyciągnął z wozu jakiś czarny kawałek prostokątnego materiału, który rozwinął przed twarzą dziewczyny. Namalowana na nim była biała czaszka z dwoma skrzyżowanymi kośćmi - ...jesteśmy piratami. Szukają nas w całym Imperium i ani ja, ani moja załoga nie mamy zamiaru zadyndać na kawałku sznura dla kilku złotych monet, które zaoferuje nam baron Kratenborg za twój bezpiecznie dostarczony tyłek. Waćpanna wybaczy - skłonił się ostentacyjnie, zdejmując z głowy swój piracki kapelusz - ale jestem zmuszony odmówić. Do bram miasta i nie dalej.
Keterlind zacisnęła zęby, wyraźnie obruszona słowami Rolfa, lecz długo nie pozostawała mu dłużna.
- Szukają was w całym Imperium? Doprawdy…? - Ostatnie pytanie zadała fałszywie słodkim, wręcz ociekającym sarkazmem tonem. - A coście takiego uczynili, co? Pomyślmy... Co takiego mogłaby spartolić banda cuchnących końskim łajnem chamów? - Zamyśliła się, przybierając wręcz prowokacyjną minę.
- Hmm… Murwa, którą żeście zerżnęli ostatniej nocy okazała się być córką Imperatora? Ha! - Zaśmiała się drwiąco. - Spójrzcie na siebie! Bardziej przypominacie zgraję prostych obwiesi, którzy dopiero co wrócili ze zbierania kartofli w polu… i że to niby *WAS* ściga całe Imperium? Dobre sobie... - machnęła arogancko dłonią.
Kapitan wyprostował się gniewnie. Zacisnął pięści, aż knykcie pobielały. Przez chwilę mierzył dziewczynę morderczym spojrzeniem, głośno oddychając przez nos.
- Jesteśmy postrachem Reiklandzkich rzek! - niemalże krzyknął, cały czerwony na twarzy. - Zatopiliśmy więcej statków niż ty trzymasz sukni w szafie! Nie straszna nam imperialna flota, ni straż rzeczna! Nie ma w okolicy bardziej niesławnej załogi, niż załoga Eisen… - nim zdążył dokończyć, w słowo weszła mu dziewczyna.
- Bla... bla... bla… - przewróciła oczami, dłonią papugując ruch ust kapitana. - Daruj sobie te czcze przechwałki. Nie robią na mnie wrażenia. Cokolwiek żeście uczynili mój tatko was z tego wyciągnie. Po księciu-elektorze Helmucie jest on najważniejszą osobą w prowincji i ma też posłuch na dworze samego Karla-Franza - powiedziała z dumą wypinając pierś, koniecznie chcąc udowodnić stojącym przed nią prostaczkom, że jest od nich ważniejsza.
- Zresztą, wspominał mi niedawno, że potrzebuje kilku straceń… Eghm... - Chrząknęła wymijająco, przez moment delektując się nietęgimi minami piratów, którzy zastanawiali się czy dziewczyna mówi poważnie, czy też stroi sobie z nich żarty. - Potrzebuje kilku najemników do pewnej roboty poza miastem. Płaci po królewsku.
Zbity z tropu kapitan Eisenberg spojrzał po swoich ludziach, lecz ci tylko wzruszyli ramionami, sami nie bardzo wiedząc co w zaistniałej sytuacji zrobić. W końcu zwrócił się do Keterlind.
- Nic się nam nie stanie w Talabheim? - Zapytał, na co dziewczyna w odpowiedzi skinęła głową. - Żadnych niespodzianek? Dajesz słowo?
- Daję słowo - odparła z perlistym uśmiechem na twarzy.

Obrzeża Talabheim, Talabekland
7 Pflugzeit, 2526 K.I.
Południe

Przed południem deszcz ustał i słońce w końcu wyjrzało spomiędzy gęstych chmur, zsyłając na podróżnych błogosławione ciepło, które bardziej pasowało do tej pory roku niż burza i ulewy, które towarzyszyły im od rana. Pozbawionej statku pirackiej załodze udało się wyrwać z objęć Wielkiego Lasu - trafili na legendarną w tych rejonach Leśną Drogę, która łącząc się z innymi szlakami tworzyła największy w Imperium gościniec, rozciągający się od Gór Krańca Świata aż po Marienburg. Po drodze do Talabheim minęli kilka opustoszałych mennic oraz zabitą dechami wioskę, która po zawirowaniach wojennych związanych z niesławną Burzą Chaosu stała niemalże opustoszała.


Krajobraz zaczął się zmieniać. Leśne ostępy powoli ustępowały polom i pastwiskom, zaś w oddali można było dostrzec samotną skałę i położone na niej niezdobyte nigdy dotąd miasto Talabheim, które z tej odległości wyglądało jak błyszcząca iglica. Zmęczone długą podróżą konie ciężko prychały, coraz częściej sprzeciwiając się ich jeźdźcom, którzy w końcu zostali zmuszeni zejść z siodeł i zaczęli prowadzić wierzchowce za lejce. Gdy o południu dotarli nad rzekę, nad którą rozciągał się kamienny most, niespodziewanie z zarośli wyszła grupa uzbrojonych mężczyzn w uniformach strażników dróg. Na ich widok, z ust kapitana Eisenberga spłynął potok obfitych przekleństw.
- Wstrzymajcie wierzchowce, przybysze! - powiedział młody mężczyzna o lekkim zaroście i kasztanowych włosach, wychodząc im naprzeciw. Stojący za nim strażnicy trzymali w dłoniach miecze, nawet nie kryjąc się ze swymi zamiarami.
- Skorumpowane gnidy! - syknął Eisenberg, pochylając się do ucha siedzącego na wozie obok Bazraka.
- Trzymajcie broń w pogotowiu. Już nie raz miałem z nimi do czynienia, zwłaszcza w tych rejonach. Będą chcieli zrobić rewizję twierdząc, że to niby z nakazu władz, zabiorą połowę naszych towarów, albo i więcej, i dopiero wtedy pozwolą przejść przez most. No, chyba, że od razu im zapłacimy… złotem lub ołowiem. Zresztą poczekajmy, zobaczymy czego chcą.
- W tych rejonach grasuje banita Ortega wraz ze swymi ludźmi, związku z czym dostaliśmy rozkaz sprawdzania towarów, które podróżują tą drogą do Talabheim. Musimy was przeszukać i upewnić się, czy dobra, które ze sobą wieziecie nie zostały skradzione. Dopiero wtedy pozwolimy wam przekroczyć most... - powiedział strażnik, którego dzieliło już kilka metrów od stojących przed nim piratów. Na dźwięk imienia ich przywódcy związani z tyłu zakrytego wozu jeńcy poruszyli się nerwowo.
- Co robimy? - odezwał się Rolf najciszej jak tylko potrafił, woląc naradzić się i odciąć się od odpowiedzialności za możliwą utratę dobytku. Jak na tak nieliczną grupę strażnicy byli podejrzanie zuchwali.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-04-2016 o 00:21.
Warlock jest offline  
Stary 16-04-2015, 09:59   #99
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Panna była albo głupia, albo tak pewna siebie, albo nienormalna. Tego Gunter nie wiedział. Objawy każdego z tych przypadków były bardzo podobne.
W każdym razie miał wrażenie, że wymiana Dashauera na Rolfa była czynem niezbyt rozsądnym. Gdyby tu był ich poprzedni kapitan, z pewnością nie zachowywałby się niczym prawiczek w noc poślubną... Czyżby Rolf był nieśmiały w stosunku do kobiet?
Starannie kryjąc uśmiech Gunter przysłuchiwał się wymianie zdań. A gdy dziewucha cycki wypięła, by zademonstrować, jaką władzą dysponuje jej papcio, ex-oficer "Nierządnicy" musiał się obrócić plecami, by nie parsknąć głośnym śmiechem.
I, chociaż oferta stałej pracy dla wysoko postawionej persony była ciekawa, to Gunter nie wiedział, czy chciałby mieć do czynienia, choćby pośrednio, z taką pannicą. Chyba że w łóżku, a i to niezbyt długo.

***

Na widok wyskakujących z krzaków obwiesi, przyodzianych w mundury strażników, Gunter skrzywił się, a skrzywienie pogłębiło się, gdy usłyszał bezczelne żądania.
Rabować to my, ale nie nas, pomyślał.

- To chyba by dało się podciągnąć pod napad na szlachetnie urodzoną panienkę - powiedział. - No a panna - spojrzał na dziewczynę, dla której ojca mieliby niby pracować - z pewnością zechciałaby sprawdzić naszą sprawność. Bojową.

Rusznicę trzymał gotową do strzału.

- Chyba że wolałby panna sama rozpędzić tę zgraję, co nam na drodze stanęli - dodał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-04-2015 o 10:02.
Kerm jest offline  
Stary 16-04-2015, 15:34   #100
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ruy podróżował w milczeniu do Talabheim, co jakiś czas tylko zerkając na swoich nowych towarzyszy. Cała ta historia coraz bardziej mu się podobała, tym bardziej że najwyraźniej tym razem trafił na pewnych siebie ludzi. Może tym razem nie trafił na partaczy, którzy spieprzą każdą akcję.

Córeczka Barona miała nie tylko fajne ciało, ale i cięty język. Ciekawe czy umiała by nim mielić tak samo chętnie, gdyby trzymała coś twardego w ustach. Najwyraźniej ktoś tej małej dawno nie rżnął, toteż była pełna werwy i temperamentu.

Nie dane jednak było Estalijczykowi nawiązać bliższej znajomości, bowiem z krzaków wyskoczyli jacyś obwiesie, podający się za strażników miejskich. Kątem oka sprawdził szybko kuszę czy jest naładowana i spojrzał po swoich kompanach. Większości nie spodobała się owa wizytacja, a już sam wydźwięk przeszukania sprawił, że nie których ręce zaczęły świerzbić.

Jako że jego koń był najdorodniejszy z pozostałych, a jego strój również nie wyglądał najgorzej, w tej sytuacji mógł zrobić tylko jedno. Zwrócił się do swojego kapitana po estalijsku, domyślając się, że ten i tak nie zrozumie ani słowa;
-Porque todos los dioses - “na wszystkich Bogów” głos mówiącego brzmiał na lekko zirytowany -Deja que estos bastardos bajan fuera del camino - “Niech te bękarty zejdą mi z drogi”

Po tych słowach ruszył w kierunku strażnika miejskiego, wcale nie schodząc z konia, tak by móc patrzeć na niego z góry.
-Seniore kapitane. Toć to nie słychane by zwykła straż miejska chciała kontrolować mnie. Mnie!! Wiecie kim jestem?? - z każdym słowem handlarz podnosił głos-Nie wiecie!!! Bo inaczej byście nie zatrzymywali mnie, Vizconde Ruy Amado Tacitez Agueda - na chwilę zrobił melodramatyczną pauzę -to wasz odpowiednik wicehrabiego..a ja i moi compañeros z ważną misją tutaj przybywamy. Macie - rzucił niedbałym ruchem złotą koronę pod nogi strażnika -byście mogli nas odeskortować pod mury zamku. Mnie i tę o tą damę, którą wyratowaliśmy z opresji - rzucił podnosząc podbródek do góry.

Dłoń “pirata” cały czas spoczywała na kuszy, z której w razie problemów miał zamiar użyć. Celując do dowódcy tej bandy. Niech tylko skurwiele coś zrobią. Ruy nie lubił kłopotów, ale one lubiły jego.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172