Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-05-2015, 14:03   #81
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Gottfried i Galvin

Ogrody wokół świątyni, mimo takiej pory roku, wydawały się być utrzymane w idealnym stanie. Trawa, żywopłoty były idealnie przystrzyżone a ścieżki czyste i schludne. To właśnie tam najemnicy dostrzegli starszego mężczyznę, który właśnie szedł z taczkami, na których znajdowały się łopata, grabie czy nożyce do strzyżenia. Ubrany był w długą, czarną sięgającą aż do ziemi togę, a na szyi miał zawieszoną lampę oliwną. Gdy najemnicy stanęli przed nim, ten zapytał spokojnie z wielką skromnością:
-Tak? - jakby chciał wiedzieć, czemu obcy zagrodzili mu drogę.
Gottfried skłonił się przed kapłanem okazując szacunek pomimo pospolitego wyglądu rozmówcy.
- Szukamy kapłana Michelito, czy to ty ojcze? - zapytał chcąc mieć pewność że rozmawiają z odpowiednią osobą.
Ogrodnik odłożył taczki, stawiając je na ziemi. Pokornie kiwnął głową dodając:
-Tak, to ja. W czym mogę wam pomóc drogie dzieci - w pytaniu nie było ani wrogości, ani przyjacielskiego tonu. Ton głosu wskazywał na zmęczenie i obojętność.
I również Galvin skłonił głowę.
- Jestem Galvin Migmarson, a to mój towarzysz Gottfried von Goethe. Należymy do grupy tropiącej potężną istotę nekromantyczną zwaną Bragthornem. Byt ten czerpie moc z pewnych kryształów o potężnej złowrogiej mocy. Wielebny Severus rzekł, że posiadasz wiedzę… która może być nam pomocna. - powiedział poważnym tonem piwowar.
Twarz ogrodnika stężała, a jego wzrok wyostrzył się nagle. Było widać, że wie o czym krasnolud powiedział.
-Przejdźmy się. Rycerzu, proszę pomóż starcowi pchać tę taczkę. Lekka dla tak słabowitego człeka nie jest, a dla Ciebie będzie to tylko przyjemność - dał znak by cała grupa podążyła za nim. Poprowadził ich wąską alejką, która zaczynała zagłębiać się między wysokimi żywopłotami, które zdawały się tworzyć mały labirynt. Początkowo kapłan milczał, ale w końcu zaczął mówić:
-Trzydzieści lat temu wyruszyłem do Mendai, to w celu odwiedzenia miejsca w którym urodził się Wielki Prorok. Wtedy to po raz pierwszy trafiłem na dziwne, czerwone kryształy i ich historię. Wszystko zaczęło się od historii pewnego maga, którego nazywano Ali Babą Ponurym, co idealnie oddawało jego charakter. Wówczas to dowiedziałem się, że wiatry magii nie wieją tam tak silnie jak na północy. Dzieje się to dlatego iż leży ona daleko od magicznych biegunów świata. Znaczy to mniej więcej tyle, że czarodziejom w Arabii ciężej czarować. Stąd też arabska magia rozwinęła się całkiem inaczej niż magia kolorów, choć nie myślcie, że ta druga nie jest też praktykowana. W Arabii istnieją dwa rodzaje użytkowników magii – Magowie kolorów i Czarownicy piasku. Ci drudzy, nazywają tą sztukę ilm ar-raml czyli magia piasku. Jednak Ali Baba, nie należał do tej grupy. Władał kolorami, jednakże ciągle czegoś mu brakowało. Często jego próby stworzenia czegoś spełzały na niczym. Postanowił więc udać się o pomoc do pewnej istoty, którą Arabowie nazywają Dżinnem - na chwilę starzec zatrzymał się i spojrzał groźnie na swoich słuchaczy-Tak. One istnieją, wierzcie mi co mówię, bowiem sam widziałem jednego. Gdy dotrzecie do El-Haikk zobaczycie je na własne oczy. Czym są? Niektórzy mówią, że są one rodzajem demonów, podczas gdy inni twierdzą, że powstały w skutek złych eksperymentów Nagasha. Krąży również pogląd, że są one wysłannikami Ormazda. Jakakolwiek jest prawda, to pewnym jest, że mogą one stać się potężnymi sojusznikami jak i śmiertelnymi wrogami. I tak Ali Baba odnalazł jednego dżinna, który pod postacią starca żył sobie na pustyni, a było to jeszcze nim miała miejsce Pokuta Uczonych. Według skryptów jakie mi pokazano, czarodziej chciał zawrzeć pakt z owym dżinnem. Niestety tak się nie stało, i ten uwięził dżina w dzbanie. A był to najwspanialszy ze dzbanów ozdobionym wizerunkiem rumaków Niepojętego Nazwaha i błękitnych kwiatów opium. Przez lata Ali Baba próbował zawładnąć dżinem i do tego celu umieścił w dziewięciu czerwonych kryształach, część mocy dżina. Dzięki nim mógł z łatwością kontrolować przepływ wiatrów magii, bowiem te dawały naprawdę potężne możliwości. Niestety Ali Baba oszalał, i jak legendy mówią, tych dziewięć opali pochłonęło moc i duszę czarownika. - zatrzymał swoje opowiadanie kapłan -Kamienie te poza tym że dają potężną moc, karmią się swoim właścicielem. Zapewne jest to spowodowane chaotyczną, wręcz złowrogą naturą tej istoty. Wysysają z niego marzenia, siły witalne i w końcu duszę, więżąc ją tam na zawsze, wraz z cząstkami dżina. Tylko umieszczając je w Dzbanie Dżinów, bo tak nazywa się ów przedmiot, i dopełniając pełnego rytuału można zniszczyć i kamienie i tą kreaturę. Według legend czarnoksiężników, ten kto odkryje sekret Niepojętego Nazwaha, może stać się najpotężniejszym człowiekiem w całym znanym świecie, a także poza jego granicami. Musi być jednak przygotowany na zapłacenie godziwej ceny, bowiem magiczne widmo Niepojętego Nazwaha zażąda nagrody, która dla wielu będzie zbyt wysoka - dokończył swoją opowieść.*
Minęła chwila jak Galvin milczał i trawił opowiedzianą historię. Musiał cholera to poskładać do kupy. Dużo się zgadzało, ale kiedy ta historia…
- Pozwólcie wielebny, że opowiem wam co mnie wiadomo o krwistoczerwonych kryształach i jaką miałem z nimi styczność…
I opowiedział Galvin historię Thazzoka, upadłego króla krasnoludów i historię jego stoczenia się na dno po tym jak korona z dwoma kryształami spoczęła na jego skroniach. Opowiedział także historię Bragthorne’a, o tym jak nekromanta terroryzował Księstwa Graniczne i Barak Varr. Nie omieszkał też opowiedzieć o przypadku Kazrika Jordimsona.
- … kiedy zaś rozbiłem figurkę okazało się, że w glinie zatopiono kryształ. Jarzył się niezdrowo, a barwa jego była niczym krew. Pomimo, że my krasnoludy jesteśmy na magię odporni to czuliśmy wszyscy wielką rozpacz i niemoc. Król podniósł jednak swój runiczny topór i ostrzem, które kiedyś zgładziło smoka spróbował zniszczyć klejnot. Ledwie zdołał go zarysować. Dlatego też kapłani schowali go do ołowianego pudła i ukryli. Kazrik oprzytomniał i opowiedział nam jak kamień nim zawładnął, jak został zmuszony do zabicia własnej rodziny. Wyglądał straszliwie… wychudzony, wycieńczony i obłąkany. Nie był jedyną osobą, która dostała się pod ich władanie. Na ludzi działa jeszcze straszliwiej - mąci ich umysły, wysysa z nich życie… Wydaje mi się, że to mogą być te same kamienie o których opowiedziałeś, wielebny. - Galvin pogładził się po brodzie - Hmm… pokuta uczonych jakieś trzynaście setek lat przed Sigmarem miało to miejsce. Czym dokładniej było to wydarzenie? - zapytał.
-Nim odpowiem Ci na to pytanie krasnoludzie, muszę ze swoją opowieścią cofnąć się trochę wcześniej. Gdy elfy nauczyły ludzi parać się magią, i korzystać z magii kolorów, arabscy magowie zaczęli eksperymentować z nią. Koniec końców, w poszukiwaniu siły, mocy i nowych wyzwań doprowadzili oni do katastrofy. Część półwyspu oddzieliło się od siebie, zginęło wielu ludzi, wielu magów, a oddzielona część została nazwana Wyspami Czarowników. Wówczas wtedy magowie zaczęli ostrożnie podchodzić do samej magii, skupiając się na teorii a nie na praktyce. Dzięki ich badaniom zaczęły rozwijać się również inne dziedziny życia i nauki. Matematyka, medycyna, filozofia to wszystko zaczynało przechodzić swój rozkwit. Wówczas to wtedy Skaveny, którzy osiedlili się pod Arabskimi miastami, przypuściły swój atak. Ludzie uznali to za karę boską, która spadła na nas, za to że zamiast Bogom poświęciliśmy się nauce. Niezliczone rzesze fanatyków zaczął naciskać Sułtana, by ten zamknął ocalałe ośrodki wiedzy i nauki. I tak też uczynił. Ten okres właśnie nazywamy Pokutą Uczonych - odparł z powagą kapłan -Co do kryształów. Być może to właśnie jeden z nich odnalazłeś. Wygląd, kolor i jego wytrwałość zgadzają się. Tak samo jak to co się działo z jego nosicielem. - smutek ponownie wdał się w wypowiedź jego.
Pokiwał głową krasnolud słysząc takie rzeczy.
- Czasem sam mam wrażenie, że Skaveny to plaga zesłana przez najbardziej podłych Bogów. Wydaje się, że połowa katastrof na świecie to ich sprawka. Ale… hmmm... hmm… Czyli sytuacja może wyglądać tak że Ali Baba Ponury tworzy dziewięć kryształów z mocy Dżina. Lecz ich potęga przerasta czarownika i pochłania jego duszę. Hmmm… czy możliwe… na myśl przychodzą mi takie możliwości. Bragthorne to uwięziony dżin, który został spaczony duszami niegodziwców i stał się sługą Nagasha. Druga to taka, że Bragthorne to nekromanta, który poznał tajemnicę kryształów i zdołał się z nimi związać. - zastanawiał się na głos Galvin - Mógłbyś nam opowiedzieć Wielebny o Ormazdzie oraz o Nazwahu i jego sekrecie?
-Ormazd dla jednych jest Bogiem Słońca, a dla innych tym jedynym Bogiem. Ci drudzy nazywani są oświeconymi. Zakładają oni, iż dusza człowieka jest uwięziona w ciele i swoim życiem musi on zasłużyć, aby po śmierci wejść do królestwa Ormazda. Jest to największe i najważniejsze bóstwo w Arabii. Jak każdy Bóg ma swoje prawa, zasady, i wrogów oczywiście. - padła dość zwięzła odpowiedź -Niepojęty Nazwah to jedno z wielu imion jakie nadano temu dżinnowi. N’zwaa to jego wyznawcy, tak zwani czciciele. To oni strzegą jego sekretu, więc tu wam nie pomogę. Wiele podań arabskich poświęcono temu dżinowi, a jedno z nich mówi o tym że, potrafił zmieniać kształt, przybierając dowolny wygląd, oczywiście w pewnych określonych granicach. Mógł przeobrazić się w chmurę dymu, ogromnego krocionoga, zakapturzonego trędowatego lub przypominającego lwa potwora, a także w wiele innych magicznych stworzeń. Jeśli rzeczywiście sługa Nagasha związał się z dżinnem, wykorzystując jego siłę, to jestem ciekaw, kto koniec końców okaże się sługą, a kto panem - zadumał się na chwilę.
Spotkaliśmy na swojej drodze swego czasu odzianego w stary habit pokrytego parchem wieszcza, zamyślił się Galvin.
- To może być dużo bardziej skomplikowane niż się nam zdawało. Istota, którą ścigamy ma w swoim posiadaniu trzy kryształy z tego co nam wiadomo i zmierza do Arabii podążając za zewem swojego mistrza. Ach… cholera jasna. Zebrać kamienie, umieścić w dzbanie, odprawić rytuał… Wielu już próbowało to uczynić? Niech zgadnę… pewnie wszystkimi zawładnęła moc kamieni? - zapytał z ciężkim westchnieniem.
-Ma trzy kamienie? - lekkie przerażenie, szok i niedowierzanie pojawiło się na twarzy ogrodnika -Ten kto je posiada, musi być niezwykle silny, bowiem dżinn dawno już by wyssał z niego całą energię. W końcu przyjdzie moment, że uwolni się i znów będzie mógł niespętany podróżować po pustyni. Sami mówiliście, że widzieliście co zrobił jeden kamień, a wyobraźcie sobie trzy na raz. Poza tym im bliżej te kamienie są ze sobą, tym mocniej oddziaływują na ich właściciela. Jest jeszcze jedna możliwość - nastało milczenie. Takie, które zwiastuje nadejście złych nowin -Dżin mógł przejąć władzę nad tą osobą, i kieruje je w kierunku kolejnych kamieni. Być może zawładnął Bragthornem, by ten uwolnił go z kajdan, które krępują go od tysięcy lat. - słowa bardziej wypowiadał jakby do siebie niż do towarzyszących mu ludzi.*
-... tyle, że za nim Bragthorne zgarnie wszystkie kamienie, będzie miał dostateczną potęgę, aby wciągnąć nosem każdą armię, każdego arcymaga, każdą twierdzę. - dodał piwowar.
-Chyba że potęga dżinna zniszczy go, lub absolutnie nim zawładnie. Wtedy będzie posłuszny woli dżinna. Wszystko zależy dokąd udał się Bragthorne dokładnie.. - rzekł mimowolnie kapłan
- Mhm… nawet pod kontrolą dżina będzie piekielnym zagrożeniem, bo istota nie cofnie się przed niczym, aby się uwolnić. Tak czy tak będziemy musili się udać do Arabii i znaleźć więcej informacji o Nazwahu i naturze dżinów. Najgorsze jednak będzie to żeby pokonać Bragthorne’a będzie trzeba albo sprawić, aby kamienie go wyniszczyły jak najszybciej, albo zebrać je i wsadzić do Dżinowego Dzbana. Jest jeszcze opcja ze zdobyciem dostatecznie magicznej broni, aby zabić nekromantę, tyle że najpewniej będzie on próbował zaraz po śmierci ciała opętać, któregoś z nas...
Ogrodnik ze spokojem przyglądał się temu co mówił krasnolud. Widać było że zaintrygowała go cała sprawa:
-Wiem gdzie jest czwarty kamień. Na północ od Krainy Derwiszy leży Góra Sępa.Ten najwyższy szczyt Arabii jest domem wielu ptaków, w tym olbrzymich sępów. Tam również spotkać można Wielkiego Roka, króla nieba. W jego jaskini, według legend, znajduje się olbrzymi skarb, lecz nikt nie potwierdził tych opowieści, ponieważ żaden ze śmiałków, który po niego wyruszył dotąd nie powrócił. Jednak poza Rokiem w jaskini żyje pewien Sahir. Na imię ma Wadi Rassin. Wywodzi on się z linii czarowników, pochodzących od Ali Baby. On też wie kto ma i gdzie jest ten, który posiada Dzban Dżinów. Wybaczcie mi teraz, ale muszę udać się dalej popracować. - podszedł do rycerza i odebrał od niego swoje taczki. Nim jednak odszedł rzekł tylko -Niepojęty Nazwah ma jeszcze jedną nazwę. Arabowie mówią na nią Parbaona Jusus, lecz my w Starym Świecie byśmy przetłumaczyli to jako Czterdziestu Rozbójników - rzekł, a w tych słowach było coś groźnego. -Bywajcie i uważajcie na siebie.
- Dziękujemy ci z całego serca Wielebny, za pomoc. Ah! Jeszcze jedna rzecz… wiesz może jak uchronić się przed złowieszczą aurą tych kamieni? - zapytał jeszcze Galvin - Czy ołowiane naczynie wystarczy do tego?
-I tak i nie. Tak bowiem ołów zamyka przepływ magii, choć tutaj większą wiedzę mają magowie. Nie, gdyż jeśli umysł już raz został zakażony przez kryształ ta osoba będzie pragnąć go zdobyć. Sama jednak skrzynia i to ołowania powinna zniwelować działanie tego artefaktu - odparł dość lakonicznie Michelito.
Galvin skinął poważnie głową i pożegnał się z kapłanem Morra, teraz uzbrojony w wiedzę, która pomoże im pozbawić Bragthorne’a mocy.
 
Stalowy jest offline  
Stary 22-05-2015, 19:24   #82
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Świątynia - Galvin, Gomez, Gottfried, Manfred, Hans

W końcu Gomez i Delia powrócili do reszty towarzyszy. Wymienili jeszcze kilka zdań ze sobą, po czym najemnicy ruszyli na poszukiwanie Mistrza Archibalda i kapłana Michelito. Gdy tak szli sobie, nie spiesząc się nigdzie, i mogąc podziwiać świątynię od środka Manfred na chwilę zatrzymał się. Spojrzał na Galvina i pozostałych, lecz to do krasnoluda głównie skierował swoje słowa:
- W kolegiach mają sposoby by zniszczyć artefakty stworzone mocą Dhar. Jeśli jednak przedmiotu nie da się unicestwić, pieczętuje się jego moc i umieszcza w zabezpieczonym magicznie skarbcu pod opieką Hierofantow, magów tradycji światła. - dodał czarodziej, chociaż procesu i mechanizmu nim rządzącego nie znał. - Czy dobrze zrozumiałem Galvinie? Bragthorne posiadł trzy magiczne kamienie ale czwarty pozostał w rękach krasnoludów? - zapytał towarzysza zaciekawiony dalszym losem przeklętego kamienia.
- Zabrali go kapłani. Jednego jestem pewien, że mamy nie gorsze sposoby pieczętowania złych mocy co wy. - odparł Galvin.
- To nie tak Galvinie ze powątpiewam w wasze metody. Nasi magowie nie mogą się nadziwić nad kunsztem waszych runicznych mistrzów a sam Sigmar darzył waszą nację najwyższym szacunkiem. Jeśli pozostał u was to znaczy że jest w bezpiecznym miejscu. Pytałem z ciekawości. - dodał czarodziej, który rozważał możliwość ze kamień pozostał w rękach drużyny. - Podejrzewam że czasu mamy mało, a musimy porozmawiać z Kapłan Michelito na temat kryształu a może też z Mistrzem Archibaldem. Może się rozdzielmy a potem wymienimy zdobytymi informacjami? - zaproponował Manfred spoglądając po obecnych.
- Manfredzie, czy sądzisz, że mógłbyś rozpoznać osobę opanowaną przez tego zaprzańca tak jak mówił o tym przeor? - wtrącił się do rozmowy kapłan Sigmara. Był ciekaw czy choć jedno z nich miałoby szansę wyłowić z tłumu tego kogo mieli odnaleźć a który jak się okazuje mógł mieć obecnie własciwie dowolny wygląd.
- Tak czy tak… propozycja Manfreda jest w porządku. Zajmę się znalezieniem Michelito. Widziałem kryształy i miałem nawet nieprzyjemności poczuć na własnej skórze ich złowrogą moc. - powiedział Galvin wykonując nieokreślony ruch dłonią.
- Myślę że mógłbym go wykryć Hans. Dhar winien krążyć wokół niego a odwołując się do twojej opowieści Galvinie że im dłużej Bragthorn przebywa w jednym ciele tym bardziej jego moc owe niszczy to i aura może będzie łatwiej dostrzegana. Choć to tylko teoria... - odpowiedział czarodziej. Jego “oko duszy” nie było jeszcze w pełni rozwarte i wyczulone, więc będzie musiał więcej czasu poświęcać na szlifowaniu tej umiejętności. - Ja w takim razie udam się do Mistrza Archibalda. Wypytam o Arkhama Czarnego i jego znaną historię. Może będzie w tym jakaś cenna wskazówka dla naszej sprawy. Oczywiście jak ktoś ma jakieś pytanie mogę je przekazać - dodał.
- Pamiętaj aby dopytać się o wszystkie wyjątkowe moce jakimi ten nieumarły dziad się posługiwał i czy wiadomo czy pozostali lordowie też takie posiadali. Może Bragthorne, posiada któreś z nim. Pytaj się też o to ich kontrowanie. - rzekł krasnolud.
- Nie zapomnę. Choć to oczywiste proszę pamiętaj spytać Kapłana Michelito jak przeklęte kryształy zniszczyć albo chociaż bezpiecznie przenosić. - zakomunikował czarodziej. - Jeszcze jakieś pytania i czy ktoś idzie ze mną? - zapytał magik.
- A te kryształy… A może… A dałoby się je jakoś podrobić? Zapewne z bliska ktoś tak potężny umiałby wychwycić różnicę ale może choć czasowo dałoby się go wywieść w pole lub zwabić w pułapkę? - Manstein popatrzył pytająco na swoich towarzysz. Skoro mieli się wypytywać o właściwości przeklętych kamieni mogli spytać i o to. Nie miał pojęcia czy to co mówi ma sens ale jeśli udałoby się choć wzbudzić cień wahania u takiej istoty w krytycznej chwili czy wywieść w pole… Może gra warta byłaby świeczki.
- Pójdę z wami - powiedział Gomez choć o sprawch magiii nekromancji słabo się wyznawał. W zasadzie to nie do końca jeszcze ufał nowym towarzyszom, a zwłaszcza magowi, pomny tego co stało się z Eckhardem.

***

Mistrz Archibald

Hans, Manfred oraz Gomez udali się do bliblioteki w poszukiwaniu Mistrza Archibalda. Wśród zakurzonych tomów, porozrzucanych pergaminów dostrzegli mężczyznę, który siedział sobie i czytał, pykając fajeczkę. Jego siwe,długie, opadające za ramiona włosy były tego samego koloru co jego broda. Ciemne sińce pod oczami wskazywały, że człowiek ten od wielu dni siedział w tym pomieszczeniu, skupiając się na studiowaniu manuskryptów przy wątłym świetle. Na widok nadchodzących mężczyzn bibliotekarz skierował leniwie na nich wzrok i zapytał:
-Witajcie. Jestem Archibald. Strażnik tej biblioteki i kapłan Morra,w czym mogę wam pomóc drodzy wędrownicy? - słowa jego wypowiedziane zostały pół szeptem i co jakiś czas kapłan przerywał pytanie by zakasłać.
Czarodziej podszedł blisko kapłana. Nie chciał by ciche słowa wypowiadane przez duchownego umknęły jego uwadze.
- Bądź pozdrowiony Mistrzu Archibaldzie, nazywam się Manfred. Skierował nas tutaj Mistrz Severus. Naszym celem jest zniszczenie istoty o nazwie Bragthorn. Owa jest powiązana w jakiś bliski ale nie do końca jasny sposób z Nagashem. Dlatego chcielibyśmy usłyszeć jak najwięcej przydatnych informacji na temat Arkhama Czarnego. - powiedział mag, rzucając z niezdrowej ciekawości kilka spojrzeń na zawartość badanych przez starca pergaminów.
- Pochwalony bracie. Jestem Hans Manstein, sługa Sigmara. Rozmawialiśmy wcześniej z przeorem Severiusem i skierował nas do ciebie jako osoby najbardziej obytej w temacie. Wasza wiedza na temat tych odległych w czasie i przestrzeni istot mogłaby sie dla nas okazać wielce pomocna. - przedstawił się i uzupełnił wypowiedź Manfreda kapłan. Gdy juz się przywitał rozglądał się ciekawie po bibliotece. Lubił księgi prawie tak samo jak posługę bożą wśród wiernych na polu bitwy. Uważał, że prawdziwy mistrz bojowych młotów Sigmara potrafi osiągnąć równowagę pomiędzy przymiotami umysłu, charakteru i ciała. To jednak wymagało ogromnej pracy i samodyscypliny.
- Witaj panie bracie, jestem Gomez - przywitał się nożownik i widać było że po spotkaniu z piękną kapłanką nabrał większego szacunku do sług boga umarłych.
Archibald spojrzał uważnie na całą trójkę. Każdy z nich zobaczył jak głęboko wciąga powietrze i ciężko. Zamknął on jakąś księgę, którą czytał, i rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu. Manfred zauważył że, księgi którymi zajmował się kapłan, dotyczyły dogmatów snu i wiary.
-Arkhan Czarny. Pierwszy z dowódców Wielkiego Nekromanty. Pan Czarnej Wieży, skąd spozierał wzrokiem, na Piramidę swego mistrza. Istota, której żywot liczy się na kilka tysięcy lat. Wiele razy umierał i jeszcze więcej razy powracał do życia. Spędziłem ponad pół żywota by dowiedzieć się o nim jak najwięcej, a tu młodzi podróżnicy przychodzą i myślą że, w skrócie im powiem parę ciekawostek. - zaśmiał się cicho, z własnego żartu, choć zapewne innym nie było do śmiechu. -O Bragthornie nigdy nie słyszałem, ale pytajcie o Arkhana. Pytajcie, chętnie wam pomogę ale jeśli chcecie wiedzieć wszystko lepiej rozsiądźcie się, zamówcie jadło, napitek i przygotujcie się na długą opowieść. Być może potrwa ona kilka dni nawet. Tak rzadko rozmawiam z żywymi. - zaczął zachęcać gości bibliotekarz.
- Z chęcią poświęciłbym kilka dni albo i tygodni by poznać efekty pańskiej pracy Mistrzu. Lecz niestety zło które ścigamy nie da nam tyle czasu. Musimy jak najszybciej wyruszyć w dalszą podróż. Dlatego prosić będziemy o jedynie o pewne, mam nadzieję kluczowe dla sprawy szczegóły. Może ja zacznę. Czy wiadomo co się teraz dzieję z Arkhanem? Albo gdzie urwają się ostatnie wzmianki o nim? - powiedział czarodziej a jeśli było możliwość zasiadł niedaleko starca. Manfred lubił takie miejsca jak to w którym przebywali i szanował ludzi co poświęcili się gromadzeniu wiedzy.
Kapłan podrapał się po brodzie i na chwilę zamknął oczy, jakby próbował sobie ułożyć fakty. Po chwili zaczął mówić:
-Ostatnie opisane pojawienie się Arkhana zostało zarejestrowane w dniu gdy Sigmar nad rzeką Reik pokonał Nagasha. Od tamtej pory nikt go nie widział, ani o nim nie słyszał. Plotki mówią, że odrodził się on w swojej czarnej wieży i czeka, aż Pan go ponownie wezwie do walki przy jego boku. Inne plotki mówią, że widzieli go w Sylvanii, gdzie zamierzał przejąć władzę nad niedobitkami z pod ruin Mordheimu. Nikt tak naprawdę nie wie...Gdzieś miałem zachowaną nawet jego rycinę zza czasów Sigmara. Jeden z uczonych, skrybów narysował go podczas walki. Robi wrażenie. - w ostatnich słowa można było wyczuć respekt i szacunek, a może strach.
Czarodziej pokiwał głową. Nagash i jego świta byli źli ale Manfred szanował ich jako potężnych czarodziei. Osobiście nie uważał by Arkhan był tym kogo szukali ale każdą teorie należało sprawdzić.Szczególnie że odpowiedź starca nie wykluczała takiej możliwości. Skoro oficjalnie od dawno nie widziano tego generała mógł to być właśnie on.
- Jeśli nie było by to problem chcielibyśmy zobaczyć tą rycinę, jego wygląd mógłby okazać się przydatny.- Manfred zakładał że Bragthornie posiadał jakąś prawdziwą formę i była szansa że w owej kiedyś go zobaczą. - Nas przeciwnik by utrzymać się przy życiu przejmuję ciała innych. Opętuję ich ale jak dobrze rozumiemy z czasem fizyczna powłoka ulega zniszczeniu. Czy Arhan też tak potrafił? - zapytał czarodziej.
Bibliotekarz wstał powoli i ociężale z fotela i ruszył w kierunku półek. Przeglądał przez chwilę coś mamrocząc pod nosem, by w końcu krzyknąć:
-Mam!! - i po chwili w jego dłoniach znalazła się wielka księga, której krawędzie i boki zostały obłożone metalem, by strony nie pogięły się. Położył ją z hukiem na stoliku i zaczął wertować strony. Po chwili zatrzymał się i poszukiwacze mogli przyjrzeć się portretowi Arkhana. Gdy się na niego spoglądało, miało się nie odparte wrażenie, że oto śmierć wysłała swojego posłańca na żniwa.
-Z tego mi wiadomo Arkhan włada magią nekromancką. Jest potężnym magiem, niewiele ustępujący swojemu mistrzowi, od którego dostał także miecz zwany Zefet-kar - jednak co ta broń potrafi, nie wiem. Drugim jego mieczem jest Grobowe Ostrze. Osoba zabita tym mieczem traci nie tylko życie, ale i duszę, którą ów miecz pożera. W drugiej dłoni dzierży on kostur zwany Kijem dusz, i wierzcie mi nie jest to zabawka dla małych chłopców, bowiem to on zwiększa moc i szybkość rzucanych zaklęć. Sama jego obecność wzbudza Grozę i Strach, a on sam jest doskonałym taktykiem i dowódcą. Gdy zobaczycie rydwan do którego zaprzęgnięto wskrzeszone mantikory, a wam zacznie kręcić się w głowach to znak, że odnaleźliście pierwszego generała Nagasha - słowa jego nie zabrzmiały zachęcająco -To o czym mówicie, wnikanie w ciała, opanowywanie je, bardziej przypomina demona lub… - nastała chwila ciszy, przy której Archibald pukał się palcem w czoło. W końcu oczy mu błysnęły jakby odkrył kamień filozoficzny- są lisze, które podczas rytuału tracą swoje ciało i mogą tylko jako istota eteryczna przemieszczać się. Sam rytuał ma zbyt wiele tajemnic przed nami, zbyt wiele niewiadomych, więc może i był jakiś lisz, który umiał przejmować ciała innych. To jednak musiało by być męczące, a powłoka cielesna zapewne ulegała by szybkiemu zniszczeniu. W końcu manipulowanie Dhar wyniszcza nie tylko duszę ale i ciało. Chyba że, obiekt byłby zdolny do manipulowania wiatrami. To wtedy, może takie ciało miało by szansę dłużej przetrwać.. - zakończył. Spojrzał na pozostałych czekając czy coś jeszcze pragną wiedzieć.
Czarodziej zamyślił się porządkując nowe informację. Zastanawiał się czy nie powinni notować chociaż części szczegółów. Słowa kapłana o magicznych artefaktach Arhana przypomniały Manfredowi rozmowę z elfką, odbytą jeszcze na zamku.
- Czy Grobowe Ostrze ostrze było mieczem? Nasz przeciwnik dysponuję podobną bronią zdolną kraść dusze. Jednak o kształcie sztyletu. - zapytał a po chwili dodał. - Czy Arkhan przeprowadził taki rytuał? Jest liszem?
-Tak. Arkhan jest liszem. Ożywionym przez Nagasha, jako pierwszy. Była to swoista nagroda za jego poświęcenie jakiego się dopuścił. Grobowe Ostrze to miecz z tego co mi wiadomo, i na co wskazują źródła. - padła krótka odpowiedź.
- Arkhan albo inni generałowie, lisze potrafią zmieniać formę? Przekształcić się w podmuch pyłu, mroczną chmurę? - kolejne pytanie czarodzieja.
-Nic mi o tym nie wiadomo - odpowiedź była krótka i zwięzła, choć zapewne nie takiej odpowiedzi oczekiwali wszyscy.
Manfred chwilę się zastanawiał. Nie chciał zapomnieć zadać jakiegoś kluczowego pytania.
- Mistrzu, czy on ma jakieś słabości? Albo są jakieś informację o tym jak go pokonano? zapytał, chociaż może lepszym słowem było by wygnano.
Odpowiedź jaka paść miała ciężko było by zaliczyć do nastrajających optymizmem. Kapłan spojrzał na maga i z lekkim uśmiechem odpowiedział:
-Ich słabością jest ich Ego. Ich nie zachwiana wiara w to że nikt i nic nie będzie wstanie ich pokonać. Ogień, stal i magia. Tak można ich pokonać. Nie ma wiele wzmianek o bitwie pod rzeką Reik, a jeszcze mniej o samej walce krasnoludzkiego króla z Arkhanem. Być może w Arabii, na Wyspie Czarodziejów, zachowały się jakieś manuskrypty za czasów Alcadizaar’a.
- Manuskrypty z czasów Alcadizaar’a. - powtórzył czarodziej za starcem. - Postaram się zapamiętać. Mistrz Severus wspominał by szukać informacji na Wyspie Czarowników, domyślam się że Wyspa Czarodziejów to to samo miejsce?- zapytał by rozwiać wątpliwości. - Może będzie szansa zasięgnąć tam dodatkowej wiedzy. A który z krasnoludzkich władców stawił czoła Arkhanowi?
-Tak to samo miejsce, różnie nazywane czasem. Krasnoludem był Kurgan Ironbeard, którego to Sigmar uratował z orczej niewoli - padła odpowiedź.
Hans nie odzywał się większą część dyskusji zajęty notowaniem najważniejszych danych. Po części pochłonięty pisaniem, słuchaniem i zastanowieniem się nad tym co słyszy nie bardzo miał co i jak mówić. Nie uważał się za eksperta ani od nieumarłych ani od tej istoty którą ścigali ani od magii. Do tego uważał, że Manfredowi dobrze idzie z tą rozmową więc nie widział powodu się wtrącać. Dyskusja jednak chyba zmierzała ku końcowi więc przerwał drapanie piórem po pergaminie i jednak postanowił się spytać o to i owo.
- Jeśli można bracie… - zaczął zaznaczajac, ze chciałby się włączyć do rozmowy. - Te eteryczne licze o których wspomniałeś… Czy one mogą pozostawać w tej formie dowolną ilość czasu? Czy jest szansa, że jeśli uwięzi się coś takiego w jakimś ciele lub po prostu jakoś uniemożliwi przejęcie czy dostęp do kolejnego ciała to cóż… Jakoś hmm… umrze ostatecznie? - zapytał choć miał problem z końcówką wypowiedzi. Istoty o jakich była dyskusja w standardowym znaczeniu już były martwe. Wiele razy. I to od tysiącleci. Nie miał pojęcia jak mieliby taki manewr wykonać na tą chwilę ale jak tak słuchał i myślał to mieliby może jakąś szansę jeśli to coś do pewnej i stabilnej egzystencji potrzebowało jakiegoś ciała do opanowania. Może więc jeśli było to coś takie niezniszczalne ponoć to pozbawienie możliwości przejęcia kolejnego ciała było jakąś szansą?
-Eteryczny lisz nie ma ciała, i nie spotkałem się nigdy z czymś takim co mogło by takie ciało przejmować na własność. Bragthorne z waszych opowiadań jest czymś z czym dotąd nikt nie miał styczności, albo miał i nie przeżył. Eteryczność dla takiej istoty jest czymś w rodzaju daru, nagrody i tak jak wszystko ma swoje zalety i wady. Nią jest to że jej oddziaływanie na świat materialny jest częściowe. Pomimo tego, że jego ciało jest zwiewne, to, jako istota eteryczna nadal może dotykać ludzi, a nawet ich ranić. Pomimo tego, że jest cieniem, może nosić ubieranie, a nawet pancerz i władać bronią. Może również dotykać i przesuwać przedmioty. Wymaga to od niego dużego skupienia i mocy. Jednak o takich istotach jest bardzo mało wiadomo, gdyż ten dar jest dość rzadki. Mimo setek lat wiedzy, którą gromadzili nasi poprzednicy, nadal mamy wiele do nauki - podsumował swoją wypowiedź Archibald.
- Mistrzu a ten rytuał przemiany w lisza… Co o nim wiadomo? Jakieś szczegóły są znane? - wiedziony niezdrową ciekawością zapytał Manfred.
-To już raczej Magowie Ametystu powinni wiedzieć więcej. Niestety moja wiedza w tym temacie jest bardzo skąpa, i wolę nie mówić czegoś, co mogę ja sam błędnie interpretować. Mogę powiedzieć tylko jedno, sam rytuał jest bardzo niebezpieczny, a wielu z tych, którzy się jemu poddali nie przeżyło. Rytuał ten ma jeszcze jedną nazwę - “Nieżycie Nagasha”. - na chwilę zamilkł by dodać -Myślę że powinniście udać się do Mendai miasto to znajduje się po wschodniej stronie gór Atalan. Zwane jest także świętym miastem, gdyż w nim urodził się Wielki Prorok Mulhaed al-Quyat. Tam też znajduje się Kult Szamszira. Musicie znaleźć kobietę o imieniu Alima Fatin, i być może jej wiedza wam pomoże. Nie będzie to łatwe zadanie, ale i to które sobie sami obraliście nie jest proste - rzekł dodając -A teraz wybaczcie ale muszę zająć się swoimi sprawami. Muszę dokończyć pewne notatki, na których ukończenie mam niewiele czasu
- Dziękuje Mistrzu Archibaldzie że poświęciłeś nam swój czas, dobrze wykorzystamy wiedzę jaką z nami się podzieliłeś. - odpowiedział Manfred i pożegnał się z kapłanem. Czarodziej i obecni tu kompani zdobyli kilka wskazówek, teraz pozostało się spotkać z reszta drużyny.
 
Nemroth jest offline  
Stary 22-05-2015, 20:46   #83
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Było późne popołudnie, gdy cała grupa w końcu spotkała się w karczmie. Ci, którzy pierwszy raz weszli do Złotego Pawia, mogli zauważyć dwóch ochroniarzy pilnujących wejścia. Nawet Zabójca musiał przyznać, że ów mężczyźni nie wyglądali na słabeuszy i przeprawa z nimi mogła by być dość ciężka. W karczmie bawiło trochę gości, jednak nie zwrócili oni uwagi na wchodzących najemników, no może poza Wolfgrimmem. Krasnolud bowiem, swoją posturą, prezencją i wielkim toporem, przyciągał wzrok i ciężko było go nie zauważyć. Zwłaszcza jego kolorowego irokeza.
Dla Gomeza i Laury oraz Wolfa i Youviel zostały zarezerwowane tzw. dwójki. Nie były to może duże i przestronne pokoje, natomiast były czyste i schludne. Tak samo, jak i cała karczma, która różniła się od spelun, które najemnicy, aż za dobrze znali.
Karczmarz, gdy tylko dostrzegł Lotara, od razu zaproponował mu osobną izbę, do której to kelnerki miały przynieść dzbany pełne piwa, wina, talerze pełne mięsiwa, chleba czy miski z gulaszem, czy też gorącą zupą. Tam też zmęczeni załatwianiem statku, prowiantu czy zdobywaniem informacji drużynnicy mogli zasiąść przy wspólnym stole. Gołym okiem było widać, że reputacja domu Jaegera była tu znana, a ich gościom miało niczego nie brakować. Dwie prześliczne kelnerki zaczęły po chwili znosić jadło i napoje na stół, a robiły to tak dyskretnie, że można było swobodnie rozmawiać. Sala, do jakiej zostali zaprowadzeni, gwarantowała spokój, ciszę i przede wszystkim lekkie odosobnienie, nikt ich nie mógł tu podsłuchać czy im przeszkodzić. Nawet, gdy talerze z posiłkami zaczęły lądować na stole, było to zrobione sprawnie i cicho, tak, że sami goście nie mogli nadziwić się umiejętnościom dziewczyn. Podane jedzenie pachniało pięknie i równie dobrze smakowało, piwo nie było chrzczone, choć do Galvinowego wiele mu brakowało, natomiast wino było bardzo delikatnie, wręcz głaszczące podniebienie.

Jedna z kelnerek, o wdzięcznym imieniu Amelia, co jakiś czas tylko puszczała zalotnie oko do rycerza, jakby ten wpadł jej w oko. Dziewczynie nie można było odmówić ani urody, ani gracji, wszystko co robiła, miało w sobie jakiś wdzięk, magię. Do tego zdawała się być delikatna i krucha, choć jej wzrok mówił zupełnie co innego.

Rosa, czyli druga z kelnerek, jakoś nie mogła się zdecydować, bowiem do gustu przypadł jej zarówno Karl, jak i Manfred. Raz do jednego, raz do drugiego zalotnie się uśmiechała, a przy podawaniu posiłku nie raz, nie dwa delikatnie, ocierała się swoim biodrem.

Podczas gdy zawartość dzbanów, kufli, talerzy zaczęła się kurczyć, najemnicy przekazali sobie wszystkie informacje, których się zdążyli dowiedzieć. Może nie było tego wiele, może pojawiły się dodatkowe pytania, na które nie znali odpowiedzi, ale za to mieli już statek oraz kolejne tropy, którymi mogli podążyć. Do świtu, bowiem wtedy cała drużyna miała wejść na pokład Zeffiro, było dość czasu, by porozmawiać, bliżej się poznać, czy też zabawić.

Gdyby ktoś chciał zrobić jeszcze zakupy, miał dać znać chłopcu. Antonio dostał przykaz od karczmarza, że ma pomagać Lotarowi lub któremuś z jego kompanii. Czy to w uzupełnieniu zapasów, wskazaniu drogi, czy załatwieniu panienek. Chłopak sprawiał wrażenie bystrego, pewnego siebie i co najważniejsze, uczciwego.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-06-2015, 08:09   #84
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Elena wróciła do karczmy i poszła do pokoju, który został jej przeznaczony. Zdjęła torbę, zrzuciła z nóg buty, by dać odpocząć stopom. W karczemnym pokoju mogła sobie pozwolić na małą frywolność. Nawet mając na uwadze, że nie będzie w tej izbie sama. Przepakowała się dość szybko i sprawnie i położyła na chwilę, żeby odsapnąć. Miała świadomość, że czeka na nich kolacja. Uśmiechnęła się do siebie i powiedziała w eter.
- No to czeka nas pewnie powtórka z rozrywki z uczty u Wolfa...]
Wyciągnęła się na łóżku. Dawno nie zaznała takich wygód, stąd też chciała wykorzystać moment, w którym dano jej odrobinę luksusu. Westchnęła i przewróciła się na bok. Ocknęła się po chwili. Nie zdarzało jej się raczej przysnąć w ciągu dnia aż do teraz. Otrząsnęła się z drzemki. Westchnęła, przeszedł ją chłodny dreszcz. Pewnie powinna zejść na kolację, a przynajmniej wypadałoby. Jutro czeka ich ciąg dalszy podróży, a i ciekawa była tego, czego inni drużynnicy się dowiedzieli. Dlatego też dziewucha zwlekła się z posłania i ogarnęła na tyle, by wyglądać jako tako. Nie minęła chwila, jak zeszła do przygotowanej dla nich sali. Siadła gdzieś przy końcu stołu tak, by kolejne wchodzące osoby nie musiały jej mijać. Po chwili jedna z karczemnych dziewczyn postawiła przed Eleną napitek.

Elfka przybyła niedługo po złodziejce. Znów bez Wolfa. Spostrzegła dziewczynę i przysiadła się obok niej.
- Wszystko się udało, dzieciaku? - zagaiła zastanawiając się czy powinna już zacząć pić, czy może jeszcze poczekać?

- Jak dla mnie to tak. Konie sprzedane, drobne zakupy zrobione.. - Elena odpowiedziała dość zachowawczo elfce. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o dywanie, który miałby latać. - Kupiec opowiedział nam trochę o Arabii, chciał sprzedać to i owo.
Być może dziewucha rozwinęłaby myśl, ale na to wszystko wszedł Karl. Przymknęła więc jadaczkę, bo mężczyzna wyglądał, jakby co najmniej wygrał w loterii lub w karty piekielnie wielką sumę pieniędzy.

Karl wszedł do Karczmy z rozmachem z miną zadowolonego i ukontentowanego kupca który rozbił Tileański bank. Siedemdziesiąt pięć procent ceny rynkowej? To był dobry wynik, choć wiedział, że negocjacje cenowe nie poszły po jego myśli, ale i tak otrzymał minimum tego co chciał utargować za konie. Uśmiechem i grestem przywołał kelnerkę. Chwilę później siedział przy stole z dzbanem wina przed sobą.
- To był dobry dzień targowy. - stwierdził zadowolony. - Jak minął wasz? - zapytał Youviel nalewając do szklannicy wina.

Youviel zerknęła na cyrulika.
- Dobrze. Będziemy płynąć na statku pełnym kobiet. Co powinno większość z was ucieszyć - odpowiedziała z westchnięciem. Zdecydowanie teraz zacznie pić.

- Jestem pewny, że Gottfried będzie w niebowzięty. - odpowiedział oprawca z uśmiechem - Choć pewnie to twarde kobiety są, a to może oznaczać problemy dla bardziej zapalczywych towarzyszy… - westchnął przeczesując dłonią włosy po czym dodał z uśmiechem - ...będzie zabawnie.

- Gotfried? - zdziwiła się elfka dlaczego akurat jego podał. Sądząc po zachowaniu mężczyzn chyba wszyscy będą zadowoleni. Conajwyżej one z Laurą i Eleną będą miały po dziurki w nosie tej podróży. Ale cóż, lepiej jak większość jest zadowolona nie? Youviel pogładziła ozdobną chusteczkę od elfa.

- A nie? To nasz rycerzyk. Chluba, ozdoba i odznaka honoru, cnót i tym podobnych… - odpowiedział rozbawiony cyrulik - ... ciekawi mnie jego reakcja. Wiesz, co innego ja czy Lotar, prości ludzie, ale Gottfried? To może być ciekawe.

Lotar, który w tym momencie podszedł do siedzących, nie bardzo wiedział, czym sobie zasłużył na miano prostego człowieka, ale wolał nie zgłębiać tematu.

- Nie wiem czy lubię jak uważasz, że coś będzie ciekawe. Jeszcze ktoś skończy w łańcuchach błagając o zakończenie mąk. - Youviel spojrzała chłodno na człowieka, po czym wychyliła porządny łyk wina.

Karl nieśpiesznie wziął łyk ze szklanicy po czym spojrzał na elfkę z zastanowieniem i uradowaniem
- Łańcuchy… męki… wiesz dobrze, że nie jestem tylko cyrulikiem. Choć nie chciałbym widzieć towarzysza na sali tortur w otoczeniu twardych kobiet… hmm… to raczej mu nie grozi. Raczej. Najwyżej go jakoś wybronimy. - uśmiechnął się szeroko.

Elfka znów stwierdziła, że ludzie są barbarzyńcami. Nie odpowiedziała już nie chcąc ciągnąć rozmowy. Pociągnęła tylko kolejny łyk wina mając nadzieję, że zaraz przyjdą następni.

Karl widząc, że elfka ma dość rozmowy, ale nie dość… alkoholu. Uniósł lekko szklannicę w toaście i powiedział tym razem do Eleny.
- Jeszcze raz Twoje zdrowie moja droga. Gdyby nie Twoja wycena nie dostalibyśmy dobrej ceny. No, może to minimum które mnie zadowala, ale lepszy rydz niż nic, a sam bym pewnie poległ.

- Z jednej strony mówisz, że cena jest dobra, potem zaznaczasz, że to minimum. Jedno z drugim tak średnio idzie w parze - Elena odpowiedziała. Z grzeczności podniosła swój trunek. Spojrzała przy okazji przelotnie na Lotara, potem wzrok utkwiła w Karlu. Uniosła jedną brew. Kwestię tortur, kobiet, innych drużynników i łańcuchów postanowiła pominąć. Wolała nie wpływać na suchego przestwór oceanu.

- O co chodzi z tymi kobietami i izbą tortur? - spytał Lotar, wracając do poprzedniego tematu. - I kogo trzeba przed kim bronić?
Nalał sobie nieco wina. Na wypadek, gdyby tematu nie dało się pojąć bez odpowiedniej dawki trunku.

- Nasza kapitan to kobieta, tak jak i wszyscy jej marynarze - elfka zlitowała się nad Lotarem widząc, że Karl juz na dobre zainteresował się Eleną.

- To chyba nie jest jakiś problem? Chyba nie są gorszymi marynarzami niż mężczyźni? Wszak statek by dawno temu poszedł na dno. - Lotar doszedł do wniosku, że jednak przyda mu się wino.

- Pytałeś o tortury i dostałeś odpowiedź - elfka jęknęła niezadowolona, że Lotar nie zrozumiał. Nawet jej przez myśl nie przeszło aby płeć miałą jakiekolwiek znaczenie w tym jak ktoś jest dobry. Dziwne ludzkie myślenie.

- Pobyt wśród takiego tłumu kobiet to dla kogoś będzie tortura? - Lotar spróbował jednak rozwiązać ten problem.

- Pytaj Karla, on ma jakieś dziwne pomysły. Dobrze wiem, że wam się to wszystkim spodoba - elfka wzruszyła ramionami.

Dziwne pomysły... zaiste. Lotar spojrzał na rozmawiającego z Eleną Karla i pokręcił głową.
Gdyby to był pływający burdel, pełen... jak to się je w Arabii nazywało? Hurys, tak, hurys, ubranych w zwiewne szatki... Ale co się komu miało spodobać w załodze twardych matrosek?

- Jak długo potrwa ten rejs? - spytał.

- Ze dwa tygodnie - odparła spokojnie elfka. Zaczęła się zastanawiać gdzie się reszta podziała.

Czarodziej usadowił się przy wspólnym stole, zajmując miejsce w rogu, tak by móc spoglądać na wnętrze tawerny. Wcześniej spędził trochę czasu obserwując morze i życie miasta. Ciągle jeszcze wracał myślami do rozmowy z Severusem i Archibaldem. Na obecnych rzucił krótkie, zamyślone spojrzenie.
- Witajcie. Wszytko udało się załatwić? - zapytał zainteresowany. Chociaż prawdopodobnie najciekawsze informacje dla niego posiadali Galvin i Gottfried którzy dowiedzieli się czegoś o tajemniczych kamieniach od Michelito.

- Mamy statek - odparł Lotar. - I prowiant.

- Jak u was? - elfka starała się pociągnąć dalej rozmowę.

Zasiadłwszy przy stole piwowar oparł twarz na dłoniach i przyglądał się pozostałym.
- Wiemy gdzie mamy płynąć, wiemy co zostało uwięzione w kryształach. Wiemy też jak je zniszczyć i gdzie znaleźć parę fragmentów “układanki”, które są do tego potrzebne. - Galvin odpowiedział swobodnym głosem jakby mówił o pogodzie, kącik jego ust uniósł się jakby w krzywym, kpiącym uśmiechu - Nic wielkiego... A jak u was? Znaleźliście coś ciekawego? - skierował zapytanie do osób, których nie było razem z nim w świątyni.
Dla krasnoluda pierdolenie o głupotach jakie się odwalało dotąd, aż prosiło o pomstę do nieba.

- Bliżej niesprecyzowane informacje o Królach czy też Królowych Grobowców, które nienawidzą żywych, ale i Wielkiego Nekromanty - odparł Lotar. - I coś o Czarnej Piramidzie. Ale w to kupiec nie chciał wnikać, mówiąc, że samo mówienie o tym ściąga złe duchy.

Na słowa o załatwionym transporcie Manfred pokiwał głową.
- Dobrze że udało sprawnie załatwić statek. - skomentował opierając głowę na dłoni a nieobecny wzrok zdradzał zamyślenie. -Ogólnie co nieco się dowiedzieliśmy ale mam wrażenie że każda odpowiedź duchownych rodziła kolejne pytania. Ciągle jest wiele niewiadomych. Kim albo czym naprawdę jest przeciwnik… jaką potęgą dysponuje… -Manfred zrobił krótką pauzę po tych słowach, jakby samemu zastanawiając się nad nimi - Lecz myślę że nie ma sensu teraz wszystkiego podsumowywać. Ze szczegółami poczekajmy na resztę, by nie trwonić słów na daremno. Ogólnie jednak przydało by się dostać na Wyspy Czarowników, bo tam możemy zdobyć kolejne informację. *

- Otóż moja droga… - powiedział Karl do Eleny - ...siedemdziesiąt pięć procent ceny bazowej to dobry wynik. Korzystny dla obu stron. Ahh.. gdybym znał Tileański! Wtedy cena byłaby lepsza zapewne, a tak choć minimum, nadal kontentująca. Gdyby nie ty, oskubałby nas, a podstawą dobrego targu jest znajomość ceny bazowej, a w tym… Cóż, powiedzmy, że umiem się targować, ale bez Ciebie nic bym nie zdziałał.

Elena nie dała po sobie poznać, że nazwanie ją "moją drogą" nie do końca jej odpowiadało. Jej mina pozostała niezmienna: skupiona na rozmówcy. Dziewucha zmarszczyła brwi, kiedy Karl wyjawiał jej tajniki czegoś, co pewnie każdy inny nazwałby rachowaniem. Dla niej sytuacja była jednoznaczna. Albo się coś opłacało albo szkoda było czasu i energii na działanie.
- Przecież nawet nie próbował - odpowiedziała takim tonem, jakby oznajmiała właśnie wszem i wobec, że właśnie zaczęło padać. Hassan albo bardzo dobrze udawał albo rzeczywiście to, co mówił, było szczere (na swój sposób). - Do tego przecież pewnie nawet ni w ząb nie zrozumiał tego, co powiedziałam - tu Elena się wyszczerzyła. Jakby nie było, mówiła cicho, do Karla, ktoś musiałby mieć słuch lepszy od niejednego zwierzęcia, by te ciche pomruki dosłyszeć. Swoją drogą dziewczyna jakoś nie pojmowała swojej uwagi na temat ceny koni jako jakiejkolwiek zasługi. Potem posłyszała słowa Manfreda. Zerknęła w jego stronę.
- Przekonamy się pewnie na miejscu... Wątpię, by była inna opcja

- Powinniśmy odpocząć przed jutrem. Czeka nas długa podróż i pewnie nie jeden z nas będzie musiał opatrywać rany - odpowiedział cicho Karl. - Postaram się połatać każdego co w mojej mocy, nawet tego przeklętego maga i jego magię. Tak, wiem, ciężko mi go polubić, ale jest nam potrzebny i jedziemy w końcu na tym samym wózku… - Mina zastanowienia przez chwilę zawitała na jego twarzy.
- Powiedz mi, chciałabyś zgłębić tajniki medycyny? Czułbym się bezpieczniej wiedząc, że jest ktoś kto by mnie opatrzył, gdybym sam nie miał sił. Masz chłonny i bystry umysł. To cechy dobrego medyka, a i zarobek też całkiem niezły jak się to wszystko skończy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-06-2015, 08:27   #85
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Karl mam nadzieję, że będziesz w stanie pohamować swoją niechęć i jej okazywanie względem reszty członków naszego zespołu] - wtrącił się do rozmowy wracający z pokoju kapłan. Po drodze udało mu się złapać jedną z tych gibkich kelnerek i zamówić sobie wino. Obiecał sobie spróbować miejscowych wyrobów i sprawdzić czym się różnią od tych które znał z domu. Coś mu się wydawało, że tutaj powinno być w znośnej cenie wyrób, który u siebie byłby poza zasięgiem jego sakiewki. Usiadł przy stole skinąwszy reszcie łysą głową. Wcześniej wrócił ze świątyni w dość poważnym i milczącym nastroju. To co usłyszał i dowiedział wyglądało jeszcze poważniej niż do tej pory.

- Zwłaszcza, że Manfred, jako jedyny specjalizujący się z nas w sprawach magii, może się okazać kluczowym członkiem zespołu w styczności ze stworzeniem o ewidentnie magicznej naturze jak się okazuje - rzekł patrząc na cyrulika. Wówczas przyszła kelnerka która przybyła z jego zamówionym winem więc zajął się i trunkiem i obsługującą dziewczyną.

- Zrobiłem notatki w trakcie rozmowy. Sprawa wygląda poważnie. Szczerze mówiąc poważniej niż sądziłem. Będzie nad czym dumać podczas rejsu… - Zamyślił się patrząc gdzieś w dal ulicy przez otwarte okno i próbując wina. Miało całkiem ciekawy smak i kolor. Za jasne na ciemne, za ciemne na jasne. Za kwaśne na słodkie i za słodkie na kwaśne. Bardzo ciekawe połączenie jak na niezbyt wyrafinowany gust kapłana. - Trzeba się chyba naszykować na konfrontację z silnym stężeniem złowrogiej magii. Może nawet na dłuższe przebywanie w takim środowisku… - mruczał niezbyt głośno zastanawiając się jak się przygotować do walki z czymś takim. Jak zabezpieczyć czy przeszkolić.

- O co chodzi z naszym statkiem? Coś słyszałem jak szłem na górę ale nie do końca. Coś z nim nie tak? - zwrócił się ponownie do towarzystwa siedzącego przy stole.

Lotar z trudem opanował skrzywienie, gdy owo "szłem" usłyszał.

- Statek z damską załogą - powiedział. - Według mnie problemu nie powinno być, chyba że się komuś na zaloty zbierze.

- Kurnousie, miej że nade mną litość - nagle doszło do uszu zebranych. - Karl do jasnej cholery, nie jesteś jedyną osoba w tej grupie, która potrafi wspomóc rannych. Zarówno Wolf jak i ja możemy cię całkiem sprawnie połatać jeśli ci spieszno krwawić. Daj Elenie spokój, bo już rzygać mi się chce od twojego pierdolenia!

Elfka uderzyła trzymanym w dłoni pucharkiem o stół, aż się jego zawartość wylała. Drażnił ją ten człowiek i jego zachowanie. Nie lubiła tortur ani tych co torturowali. Była to banda tchórzy lubujących się w sprawianiu bólu innym.

- Jakby chciała to już byś dostał. Idź pomęczyć jakąś kelnerkę. Zaoszczędzisz nam wszystkim swoich niewyszukanych prób zaciągnięcia jej na siano - Youviel było wszystko jedno, że teraz byli w karczmie i mieli łóżka. Niespecjalnie też przejmowała się reakcją człowieka na swoje słowa.

- Na statku jest jedna zasada. My ich nie zaczepiamy, a one nas - rzuciła jeszcze.

- A czemu? Z tymi zalotami coś nie tak? Jakieś szpetne są czy co? - spytał zaciekawiony kapłan nie bardzo wiedząc jak zinterpretować słowa Lotara. Słowa elfki jakoś też niezbyt mu wyjasniły ten obraz.
- Brzmi rozsądnie ta zasada… - dodał z wahaniem zwracając się ku skośnouchej - Ale szczerze mówiąc wygląda jakby ktoś spodziewał się kłopotów. Lub mial jakieś w tej materii w przeszłości. Naprawdę coś nie tak z tą załogą? - miał nadzieję, ze ci co byli w porcie jakoś doprecyzują ten obraz.

- Co ma uroda wspólnego z niechęcią do zalotów? - zdziwił się Lotar. - One tego generalnie nie lubią i tyle. A czy ty z kolei nie spotkałeś kretynów, co to uważają, że każda kobieta tylko czeka, by raczyli zwrócić na nią swe oczy, by zaczęli obdarzać swym zainteresowaniem? Namolni durnie, którzy uważają, że jak kobieta mówi “nie”, to po prostu się krępuje powiedzieć “tak”. A zatem pani kapitan uprzejmie nas uprzedziła... - Skłamał, bowiem nie był przy tej rozmowie - ... że taki dureń, co łapy wyciągnie tam, gdzie nie powinien, albo jęzorem zakłapie, wyleci za burtę.

- Rozumiem. Zgaduję, że to zapewne pani kapitan będzie oceniać kiedy pasażerowie przekroczyli granicę łap i ozorów? No to się zapowiada ciekawy rejs… - mruknął sługa Sigmara, uśmiechając się pod nosem i pociagając łyka tego egzotycznego dla niego wina. - Ale nie mów mi Lotarze, że uroda nie ma nic wspólnego z checią do zalotów. No przynajmniej w moim przypadku ma całkiem sporo do powiedzenia. - uśmiechnął sie troche szerzej.

- Ale naprawdę ciekawie się zapowiada. Nie służyłem jeszcze w jednostce zdominowanej liczebnie przez kobiety. Mieliśmy kiedyś podczas averlandzkiej kampanii z zielonymi regiment który nazywaliśmy babskim bo oficerami tak się ułożyło, że były kobiety. Ale większość regimentu była standard w rozdziale płci. Ale tak, żeby same… Nie, tego jeszcze nie przerabiałem - rzekł wesoło Manstein, patrząc za jakąś kelnerką. Właściwie po tym ślęczeniu w świątyni to teraz był dobry moment by zjeść coś treściwego.

Lotar spojrzał na kapłana zastanawiając się, czy tamten jest po prostu taki głupi, czy tylko za dużo wypił, co było dziwne, skoro dopiero co usiadł przy stole.

- Nie wiem, czy gadasz tylko dlatego, żeby usłyszeć swój dźwięczny głos - powiedział - czy też chcesz usłyszeć odpowiedź na swoje własne słowa. Jeśli to drugie, to się tak nie rozpędzaj z mówieniem.

- Nie wszyscy się urodzili mądrzy, Lotarze - elfka nachyliła się do mężczyzny na moment. - Odpuść, tylko nerwy sobie sprujesz.

- Przepraszam, masz rację, Youviel. - Lotar skinął głową.

- Lotarze. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć to mów ale obawiam się, że dla prostego człowieka z gminu takie aluzje i nawiązania są zbyt wysokich lotów. I tak teraz patrzę na ciebie i się zastanawiam w swoim prostym umyśle czy nie pojałem twojej wypowiedzi czy też zwady ze mną szukasz. - rzekł Hans przenosząc w końcu spojrzenie z głebi swojego kubka na siedzącego niedaleko Lotara.

Umysł Hansa musiał być, zdaniem Lotara, bardzo prosty. Jeśli to w ogóle można jeszcze było nazwać umysłem.
- Zadałem ci bardzo proste pytanie - czy gadasz aby gadać, czy też chcesz, żeby inni odpowiadali na twoje pytania. Czego nie rozumiesz w tej wypowiedzi?

- Słuchaj Lotar, rzuciłem luźną uwagą przy stole na temat środka transportu i podróży jaką mamy odbyć. Jeśli dalej chcesz to wałkować uznam, że szukasz zwady ze mną i tyle. - popatrzył wyczekująco na biesiadnika przy stole i dodał po chwili - No? To jak będzie? Dalej chcesz być złosliwy? - spytał kapłan czekając na odpowiedź rycerza.

- Zwady? Ależ skąd - odparł Lotar spokojnie. - Rozumiem już, że nie pojąłeś tego, co mówiłem. I to wszystko.
Obrócił się w stronę elfki.
- Jeszcze raz przepraszam. Nie powiem już ani słowa.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-06-2015, 10:49   #86
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Elfka nie do końca zrozumiała za co ją Lotar przeprasza. Wypiła znów nieco wina i spojrzała na kapłana.
- A więc skąd jesteś? - zapytała kapłana mimo wcześniejszych uwag a propo niego. Alkohol wiele wybaczał.

- Niech ci będzie, że nie pojąłem. - wzruszył ramionami kapłan i wrócił wzrokiem do swojego kubka z winem. Spojrzał na elfkę gdy mu zadała pytanie. - Jestem z Ostermarku. A dokładniej z Essen. Miasto graniczne nad samiuśką granicą z tą przeklętą krainą wampirów. A ty? - spytał zaciekawiony. O ile Khazadów spotykał dość często no i specyfika służby bożej niejako nakazywała współpracę a więc i kontakty z nimi o tyle “chudych” jak to się u nich w domu mawiało spotykał dość rzadko. Przez co nie miał za bardzo wyrobionej opinii o nich i zdawali mu się z lekka egzotyczni.

- Ostatnie miejsce jakie mogłam nazwać domem było w lasach Reikwald. Wcześniej bliżej północy - elfka odparła sucho. - Musieliśmy zmieniać miejsce obozu dla klanu bo osada ludzka postawiła spalić naszą część lasu.
Tak, zdecydowanie alkohol wybaczał wiele. Nawet rany przeszłości.

- Reikwald… - powtórzył nazwę nadana tej części prastarej puszczy porastającej południe Imperium. - A z jakiego jesteś klanu? - spytał po chwili zadumy.

- Martwego - kobieta upiła większy łyk dolanego jej wina. - Atak zwierzoludzi.

- Ah tak… Moje kondolencje. - pokiwał kapłan głową. Zasępił się nad słowami współbiesiadniczki. Najwyraźniej plugastwo z trzewi leśnej głuszy potrafiło zagrażać chudym tak samo jak i ludziom. - Tylko ty ocalałaś? - spytał po chwili.

- Tak. Tylko dlatego, że akurat Wolf przejeżdżał szlakiem niedaleko. - Tej historii nie dzieliła jeszcze z resztą osób w ich pokręconej kompanii. Równie dobrze mogli dowiedzieć się tego teraz.
- Wolf jest z Stirlandu - Youvilel postanowiła odwieść temat rozmowy od swojej osoby.

- Ze Stirlandu? To prawie po sąsiedzku ze mną. - uśmiechnął się Hans dowiadując się tego ciekawego faktu i kierując spojrzenie ku liderowi ich grupy. Odczuwał sympatię ze względu na wspólne zagrożenie jakim niosła przeklęta sylvańska ziemia im obu prowincjom. Jeśli jakaś ruchawka nieumarłych ruszała na zachód trafiała na Stirlandczyków, a jak na północ - na Ostermark. Byli więc w podobnej sytuacji.

- Ale to na drugim krańcu Imperium względem Reikwaldu… - zwrócił ponownie swoje łyse oblicze ku skośnouchej, gdy uzmysłowił sobie ten fakt. - Więc chyba to nie było zbyt dawno temu? - nie był pewny nigdy do końca jak przedstawiciele długowiecznych względem ludzi ras pojmują czas. Dopiero co wrócił z biblioteki gdzie rozmawiali o istotach których istnienie można mierzyć w mileniach.

- Dwa i pół cyklu temu - odpowiedź elfki była zaskakująco prosta. - Zmieńmy temat proszę. Nie jestem jeszcze odpowiednio pijana.

- Rozumiem. - kiwnąl głową Hans i do kelnerki która własnie mu przyniosła całkiem ciekawie wygladającą i wspaniale pachnącą strawę domówił jeszcze dzban wina, tego samego co przed chwilą dla siebie.

Karl zignorował słowa kapłana i elfki. Pozornie. Jak dobry słuch miał kapłan i ta długoucha dziewoja, nie wnikał. Kapłan Sigmara który bronił plugawą magię? Zaprawdę, ciekawie by to wyglądało, gdyby jego mistrz był teraz z nimi, a tak naprawdę ten świat schodził na psy. Skierował swoje oblicze wobec dziewczyny.
- Nie mniej moja oferta nadal jest aktualna i fakt nie tylko ja leczę, ale jestem w tym najlepszy. Tylko, że my wszyscy bojowi, a nie uśmiecha mi się sytuacja kiedy nie daj Sigmarze wszyscy będziemy pukać do bram jego hali, lub do ogrodów Morra. Przemyśl to, masz potencjał.

Czarodziej spojrzał na Hansa. Był szczerze zdziwiony wstawieniem się kogoś za nim. -[i]Dziękuję[i/]- powiedział do kapłana w zamyśleniu, po czym ugryzł się w język dziwiąc się sobie na taką wylewność. Skupił się na sytuacji, skierował już chłodny wzrok na Karla. -Spokojnie cyruliku, nikt nie musi mnie lubić. Nie przybyłem tu szukać przyjaźni, moim nadrzędnym celem jest efektywna pomoc w zniszczeniu Bragthorna. Sympatia jest nam zbędna jeśli przez wzgląd na dobro Imperium i jego obywateli możemy skutecznie współpracować. - skomentował słowa oprawcy. Po krótkiej przerwie dodał. - Załoga to same kobiety? Muszą być naprawdę dobrymi żeglarzami skoro utrzymały się w fachu. Na północy Nordlandu mówiono że kobieta na statku to “diabli balast” ale ostatecznie to tylko przesądy. - Po chwili kelnerka podała Manfredowi skromny posiłek, miska ciepłej zupy gulaszowej i kilka kawałków czerstwego chleba. Mężczyzna bez pośpiechu maczał pieczywo w daniu i spożywał niewielkimi kęsami z rzadka popijając piwem.

Elenę zatkało. Ona i leczenie? A po co jej to?
- eeee... że czego? Jak sobie coś rozwalę, to i sama siebie opatruję, więcej nie umiem i pewnie się do tego nie nadam. A zarabiam całkiem wystarczająco w inny sposób - odpowiedziała, a w jej głowie tabuny myśli goniły się wzajemnie. I już miała coś zrobić, kiedy to głos zabrał Hans, a potem Youviel. Dziewucha zdziwiła się, że kobieta stanęła w jej obronie. Ale poczuła też wdzięczność do elfki. Wiadro zimnej wody na głowę Karla powinno zadziałać, a i dzierlatce słowa Youviel otworzyły oczy na potencjalne intencje mężczyzny.
- Dziękuję - powiedziała niezbyt głośno do elfki. Potem Elena zamilknęła na dłuższą chwilę. Przysłuchiwała się temu, co się działo na sali. Pomimo gwaru, wyłapywała wątki najbardziej ją interesujące. Z brzuchu jej dość mocno burczało, dlatego skupiła się bardziej na jedzeniu niż na gadaniu. Karl po chwili ponowił swoją propozycję. Odłożyła więc łyżkę, przełknęła i popiła winem.
- Kiedyś i tak wszyscy zapukamy. Do tej całej... medycyny.. to się nie nadaję - dziewucha pociągnęła nosem, potem odwróciła się od stołu i porządnie kichnęła - to za mądre wszystko, zbyt ważne.. - dokończyła dość enigmatycznie swoją myśl, po czym dorzuciła jeszcze - ale dziękuję za wiarę w moje możliwości.
Ostatnie zdanie było wypowiedziane z pewną dozą zadumania, być może nawet skrywanego smutku, niepokoju.. Elena pomyślała pierwszy raz od dość długiego czasu o swojej mamie. Nie miała żadnych wieści z domu, bo i jak? Nie wiedziała nawet, czy matka nadal żyje i czy Kolegium nadal się nią zajmuje tak, jak obiecało.

- Jak sobie życzysz. Jeżeli jednak najdzie Ciebie zmiana zdania, wiesz gdzie mnie znaleźć - skomentował z kiwnięciem głową Karl po czym zwrócił się do Manfreda. -Cieszę się, że w tym jednym się zgadzamy Herr Manfred...
Przeczesał dłonią włosy i rozejrzał się za jedną z kelnerek. Póki co reszty drużyny nie było widać. Gdzie ich powiało nie wiedział, ale jedno było pewne, byli spóźnieni, a opóźnień niepotrzebnych nie lubił. Przeczesał dłonią włosy i pociągnął łyk z naczynia z którego do tej pory pił.
- Statek pełen kobiet czy nie, ważne, że że mamy transport. Widział ktoś resztę naszych?

- Ja pierdolę. - mruknął tylko piwowar i dokończył trunek który jeszcze chlupotał w kuflu.
Rozmowy o niczym i nakręcanie przez cipkoludów własnej chuci na okręt pełen bab (lub na kelnerki lub na kogoś we własnym gronie) tylko przyprawiały krasnoluda o niesmak i niskie mniemanie o towarzyszach. Ostatecznie Galvin zlazł z krzesła i poszedł do pokoju prosząc po drodze o zaniesienie mu tam jedzenia. Miał jeszcze kilka interesów do załatwienia i ubicia, jak i sporo rzeczy do przygotowania. Gdyby wiedział, że nic poważnego się nie dzieje mógłby wykorzystać ten czas dużo pożyteczniej.

Gottfried przyszedł na kolację nieco spóźniony. Wydawało mu się że kilka osób spojrzało na niego z niejakim zaciekawieniem, jakby o nim wcześniej rozmawiali, postanowił jednak że nie będzie zwracał na to uwagi. Usiadł przy stole i nałożył sobie pełen tależ jedzenia. Miał pewne plany na tą noc, i choć kelnerka uśmiechała się zachęcająco to nie była w nich uwzględniona.
- Wypływamy o świcie?- zapytał elfkę.

- Tak… Nie… nie wiem. Zapytaj jak będę trześwa - elfka odpowiedziała już nieco niewyraźnie. Chcąc pokazać, że stan trzeźwości nastąpi późno, lub wcale, wychyliła kolejne kilka łyków szybko kończącego się wina. Z niesamowitym opóźnieniem dotarły do jej głowy słowa czarodzieja.
-[i]Kurwa… nikt nikgo lubićsz nie muszi Manfred - wybełkotała. - Zdzierszyćś sie tylko tszeba. Ja was znosze kurwa cały czas. A szczególnie tego, kurwa, pieprzonego krrrasnoluda!
Kobieta uderzyła pięściami o stół mając nadzieję, że Galwin usłyszy jej słowa. Jego oczywiście już dawno nie było.
- [i]Myszli, kurrrwa, że jak przeczytał tyle książek to odrasu taki, kurwa, mądry jest! We łbie mu się posrało! - następnie z ust elfki poleciało kilka niezwykle barwnych epitetów, w staroświatowym i nie tylko, w kierunku drużynowego mędrca co kochał ważyć swoje piwo. Nie wyglądało na to aby ten wieczór był spokojny jeśli kobieta zamierzała pić w dalszym ciągu.

Rycerz skinął głową, przyjmując że pierwsza odpowiedź elfki była prawdziwa, a następne miały już tylko doprowadzić do bójki. Na wszelki wypadek odsunął się, pospiesznie przełknął ostatnie kęsy jedzenia i zwrócił się do wszystkich.
- Dołączę do was o świcie w porcie. Ponieważ nie sądzę żeby ktokolwiek chciał się do mnie przyłączyć na Nocnym Czuwaniu w Teatrze Kruków, życzę zatem miłego wieczoru. - skłonił się lekko i wyszedł.
Po drodze jeszcze tylko załatwił z Antoniem sprawę zakupu obroku i siana dla rumaka, a także dostarczenia ich na statek. Wsiadłszy na konia ruszył ku świątyni.

***

Siedząc samotnie w pokoju, racząc się wieczerzą i piwem Galvin rozmyślał o nadchodzącej podróży. Będzie trzeba zebrać wszystkie czerwone kryształy, wsadzić je do Dzbana Dżinów, odprawić rytuał... a potem zrobić porządek z tym co zostało z Bragthorne'a. Był tylko jeden problem. Część kryształów miał sam Bragthorne, co znacząco utrudniało całą misję. Ale o tym porozmawia już z Wolfem, Manfredem i Hansem. Do rozważenia tego problemu potrzeba było tęgich głów. A póki co powinien się skupić na bieżących sprawach.
Na przykład podróży.
- Przeklęte, cipkoludki. - warknął krasnolud wzdrygając się.
Użyta przez niego obelga, była czymś co pozostało mu z faktorii handlowej ojca. Pamiętał jak stary strażnik bramy Hrodgi Drzemający (przydomek taki zyskał ponieważ był w stanie zasnąć prawie wszędzie i to na tyle lekkim snem, że najmniejszy szmer go wybudzał, taką miał dziwną właściwość) za każdym razem jak przyjeżdżała ludzka karawana spluwał pod nogi mamrocząc "O, znów przyjechały cipkoludki". Ponoć słowa tego nauczył się od swojego poprzednika. Była to bezpośrednia aluzja do ludzkiego mnożenia się na potęgę (do niziołków niby ludziom trochę brakowało, ale jednak niewiele), ciągłego myślenia rozporkiem, jak i bycia po prostu mięczakami. Może nie wszystko tutaj się tyczyło jego towarzyszy, jednak Galvina drażniło wielkie wzburzenie jakie spowodowała wiadomość, że będą podróżować okrętem pełnej kobiecej załogi. A niech i będzie i elfia, do kroćset. Ważne że mają jak dopłynąć. Mieli zadanie do wykonania i nie było nim siedzenie na pokładzie z wywalonymi jęzorami i patrzenie się na bandę kobit ciężko doświadczonych przez życie.
W końcu krasnolud skończył posiłek i machnął ręką z oburzeniem. Zebrał naczynia, aby odnieść je do kuchni. Musiał wyprawić się jeszcze na miasto. Tak się składało, że rozmowy z kapłanami Morra i z paroma kupcami na targu uświadomiły go o pewnych... brakach w przygotowaniu do wyprawy morskiej. Martwiło go także niezmiernie, że nie dowiedział się ostatecznie czym warto handlować w Arabii.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 01-06-2015 o 11:43.
Stalowy jest offline  
Stary 04-06-2015, 20:26   #87
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Konwersacja Galvina z Wolfem

Wolf wpadł na Galvina przy wejściu do karczmy. Niemal się zderzył z wychodzącym kransoludem. Odstąpił dwa kroki, by nabrać dystansu i spojrzał do wnętrza przybytku zanim drzwi ostatecznie się zamknęły.
- Reszta jest już w środku?

- Gottfried pojechał na nocne czuwanie do świątynii… a ja się wybieram na miasto, aby ukręcić parę interesów. - burknął Galvin - Jeżeli chcesz to wejdź, ale nie gwarantuję, że usłyszysz coś pożytecznego.
Na twarzy krasnoluda odmalowała się jakąś niechęć do pozostania w szerszym towarzystwie.

Wolf raz jeszcze spojrzał na zamknięte drzwi.
- Mamy jeszcze trochę czasu zanim się ściemni. Można odwiedzić kupców - zdecydował. - Czemu nic pożytecznego? Nie dowiedzieliście się niczego w świątyni?
Ruszył powoli w kierunku targowiska.

- Dowiedzieć się dowiedzieliśmy. Towarzystwo tak naprawdę czekało na ciebie tylko. Tyle, że już mnie obrzydzenie bierze jak słyszę ich podnietę o statkek pełnym kobiet, jak widzę Karla przystawiającego się do Eleny i ogólnie jakieśtam pitu pitu się przewija. Tak czy tak, chcę dowiedzieć się jakie towary w Arabii się sprzedają dobrze i jak moglibyśmy zarobić dodatkowe pieniądze na tej podróży. Gdybyśmy teraz zaczęli relacjonować wizytę u kapłanów zeszłoby do wieczora i nici by było z całego pomysłu.
Krasnolud potarł czoło w skupieniu, krok jednak miał równy. W końcu odezwał się.
- Sprawa się komplikuje. Wiem już jaki związek ma Bragthorne z kryształami, co w nich siedzi i jak sobie dać z tym radę. Problem w tym, że to znacznie wydłuży naszą podróż. - piwowar nie przedłużając zaczął streszczać jego rozmowę z Wielebnym Michelito.
Opowiedział o czarowniku zwanym Ali-Babą Ponurym, jego żądzy potęgi oraz uwięzieniu dżina Nazwaha Niepojętego w Dzbanie Dżinów, a potem rozdzielenia jego mocy po kryształach. Nie omieszkał też wspomnieć o działaniu jakie krwistoczerwone kamienie mają na właściciela - potęga za cenę szaleństwa i uwiądu.
- Aby złamać potęgę Bragthorne’a musimy zdobyć wszystkie kamienie, zamknąć je w tym cholernym dzbanie i odprawić rytuał. Prawie niemożliwe do wykonania, ale gdyby się udało… ostatecznie pozbylibyśmy się Bragthorne’a. - zakończył swoją opowieść Migmarson.

Wolf milczał przez dłuższy moment trawiąc nowe informacje. Sprawa w istocie była trudniejsza z każdym kolejnym elementem układanki.
- Wspomniałeś że było dziewięć kryształów… w tej opowieści o Ali-Babie. Ale Bragthorne ma ich tylko trzy. Musimy zatem ukraść te, które ma, czy musimy zebrać cały komplet?

- Musimy zebrać komplet. - skwitował ponuro Galvin

- Oraz znaleźć dzban - dodał trochę nieobecnym głosem Wolf. - To oznacza tak czy siak konfrontację. Do niej zaś potrzebujemy broni. Elena już raz próbowała ukraść własność Bragthorne’a i zawiodła. Wolę mieć plan zapasowy w postaci solidnego ostrza, jeśli raz jeszcze miałoby się jej nie powieść.

- Na zachodnim wybrzerzu Arabii jest góra na której mieszkają wielkie sępy, ale również pewien czarownik, który wywodzi się z linii krwi Ali Baby. Wie on ponoć gdzie Dzban można odnaleźć. Jeżeli chodzi o broń. Myślę, że tu będziemy musieli skorzystać z pomocy Wyspy Czarowników. Szczerze mówiąc to wygląda na to z tego co widziałem na mapie, że lepiej tam się najpierw skierować, a potem dopiero płynąć na kontynent.

Wolf po chwili kiwnął głową.
- Ano. Trzeba będzie tak zrobić. Zastanawiam się jeno nad tym czy… po zdobyciu broni szukać Bragthorne’a i deptać mu po piętach wiedząc że ma nad nami przewagę czasu. Czy też ruszyć tropem kryształów i spróbować go ubiec. Jasnym jest już chyba że to one są jego celem.

- Teraz sam nie wiem co może być jego celem. O… już jesteśmy na miejscu. - rzekł krasnolud, kiedy przechodząc przez tłum zaczęli dostrzegać pierwsze stragany - Trzeba nam się wywiedzieć co dobrze schodzi w Arabii, a tu jest stosunkowo tanie. Jeżeli też nie masz zamiaru siedzieć cały dzień po pokładem kup sobie jakiś kapelusz.

***

Godzinę później okazało się, że plan Galvina nie był wcale taki dobry. Co prawda dowiedzieli się co skupują Arabowie i kupcy udający się tam, jednak wychodziło po prostu na to, że ludzie z południa po prostu lubują się w ekskluzywnych towarach. Problem polegał na tym, że oznaczało to ubijanie interesów naprawdę ciężką walutą, a na takie wydatki Galvin, ani nawet cała drużyna nie mogła sobie pozwolić.
- Do diaska…- krasnolud przywalił pięścią w ścianę jakiejś kamienicy - I chuj z całego planu…
Co prawda zdołał sobie kupić ubranie na morską podróż, trochę ziół, przypraw, piwa, rumu i paru innych drobiazgów, ale to wszystko była drobnica do własnego użytku.

Wolf powstrzymał się od kupowania ubrań. Miał dobre podróżne ciuchy oraz kapelusz, które jak miał nadzieję, wytrzymają trudy przeprawy.
- Trudno - skwitował Wolf. - Handel handlem, potrzebujemy jednak jakiś drobiazgów na prezenty. Jeden z arabów zdradził mi że za gościnę trzeba tam się odwdzięczyć nie złotem, a podarunkiem.

Na słowa Wolfa Migmarson przysiadł i podrapał się po głowie. Pokiwał coś głową.
- Podarki mówisz… podarki… hmmm… hmmm... - mruczał Galvin coś kalkulując - Wygląda na to że w Arabii problem o tej porze jest ze zbożem. A podarki są najlepsze takie od serca… hmm… hmm… Dobra Wolfie… powiedz mi… gdyby ktoś miałby coś podarować Ci o niewielkiej wartości… jaki podarek byś najbardziej docenił? - zapytał krasnolud spoglądając bystro na Wolfganga.

Wolf długo się nie zastanawiał nad odpowiedzią.
- Coś użytecznego. Broń - sprostował od razu i natychmiast się zasępił. - Tylko że broń o niewielkiej wartości to zwykle kawał mało zdobnego żelaztwa. Może jakiś medalion z naszymi symbolami? Bębniarzem, czy też Wielkim Krzyżem.

- To wszystko to pierdoły. Coś co możesz dostać za złoto. W podarkach chodzi o wartości, których nie można kupić złotem. Symbolika to dobry trop, ale podarek musi być… od serca. Musi mieć wagę sentymentalną, wartość niematerialną. Łapiesz o czym mówię? - zapytał krasnolud ze znacznie większym zapałem na twarzy.

Wolf pokiwał powoli głową.
- Jak nóż, który używam od kilku lat, a który jeszcze nigdy mnie nie zawiódł? Tylko jak oni będą wiedzieć że dajemy im rzeczywiście coś od serca?

- Gospodarz powinien nam uwierzyć, a sami też nie robilibyśmy go w konia, co nie? Jest jednak coś… widzisz Wolfie. Dobry rzemieślnik wykonuje rzeczy solidne o powtarzalnej jakości. Wybitny rzemieślnik, wkłada w swoją pracę serce, dzięki czemu, każdy jego wybór jest wyjątkowy. Tacy jesteśmy my… khazadzi. Jak coś robimy wkładamy w to całe serce. Wielką wartość mają rzeczy, które sam robisz specjalnie dla kogoś. Jeżeli dasz swojemu przyjacielowi własnoręcznie zrobiony nóż, to będzie dla niego bardziej wartościowy niż najlepsze ostrze. - Galvin mówił jak najęty - Po prostu uważę w ramach podarku dla naszych gospodarzy piwo. Najlepsze jakie zdołam. Tyle że będę to musiał robić na miejscu, bo transportowanie tego w ukropie to nie najlepszy pomysł. Ewentualnie wynajmiemy kuźnię… trochę moje umiejętności kowalskie ześniedziały, ale trzeba je sobie odświeżyć w końcu.

Człowiek zatrzymał się na moment oglądając przez ramię na stragany, które minęli.
- Mam też inny pomysł. Musimy nabyć coś zrobionego na zamówienie. Tylko to już nie tutaj. Nie mamy czasu. Musimy mieć coś na specjalną okazję, gdyby przyszło nam rozmawiać z Kalifem. Ostatnie co chcę to obrazić lokalnego władykę brakiem podarunku. Piwo zaś może się zepsuć, jak zauważyłeś, zanim do takiego spotkania dojdzie. Musimy mieć coś co będziemy mogli wręczyć natychmiast.

Już krasnolud unosił piść, bo padła sugestia, że jego piwo może się zepsuć, ale Galvin uspokoił się… no tak. Czego chcieć od żołdaka.
- Piwo nie zepsuje się od krótkiej podróży przez miasto, a i tam na miejscu na pewno mają jak przechowywać takie wyroby. Do przygotowania wystarczy mi kuchnia, nawet okrętowa i jeden wieczór. Jeżeli natomiast chcesz coś na szybko… kupmy trochę pergaminu. Zapiszę dla Kalifa innych któreś z krasnoludzkich sag i historii z Imperium w klasycznym.

- Dobrze - przytaknął Wolf. - Świetny pomysł. W ten sposób będziemy przynajmniej mieli wrażenie że jesteśmy dobrze przygotowani do tej wyprawy. Chodźmy dokonać ostatnich zakupów i wracajmy do towarzyszy.

Wielkie było zadowolenie Galvina. Będzie miał okazję popisać się swoim rzemiosłem, a nie będzie trzeba polegać na osobach trzecich. Zaraz jednak wyobrażenie sceny, kiedy zachodzą do jakiegoś arabskiego włodarza i prezentują mu wyrób galvinowych rąk. Galvinowych… Gdzieś tam za nimi stoi reszta drużyny, której w większości wysiłek to wymachiwanie bronią.

- Wolf… jest jeszcze jedna sprawa. Chcę, abyś coś wiedział... - wypalił nagle Galvin, głos miał bardzo ponury.

Rycerz wzdrygnął się widząc nagłą zmianę w zachowaniu druha.
- Ano? - zagadnął stirlandzką gwarą.

- Jak rzekłem… jak krasnolud do czegoś się zabiera… to wkłada w to całe serce. Podróżuję z wami, aby dorwać skurwysyna… bo złożyłem przysięgę… bo skrzywdził was i moją rasę. - Migmarson nabrał powietrza w usta - Ale chcę, abyś zdawał sobie sprawę, że kiedy widzę, jak inni się pierdolą z tym wszystkim, jak innym zwisa ta sprawa to mnie kurwica strzela. I to poważna. A w tej grupie już parę osób ma ze mną na pieńku. Porządku nie ma, bo wszyscy się “przyzwyczailiśmy”, że niektórzy mają swoje humory. Chcę, abyś zdawał sobie sprawę, że jeżeli w trakcie tej podróży będę sobie żyły wypruwał, aby toczyć to wszystko naprzód, a reszta będzie bąki zbijać to się pożegnamy. Z przykrością, ale się pożegnamy i sam ruszę tropić te kryształy, dzban i popieprzonego nekromantę.

Wolf milczał przez dłuższą chwilę zbierając myśli. Uwaga krasnoluda była poważna i zastanawiał się skąd wynikała. Przypomniał sobie rozmowę jaką kiedyś odbył z Youviel. Traktowała o podobnej sprawie. Uświadomił sobie, że “wtedy” jawiło się jako zupełnie inne życie.
- Przede wszystkim dzięki ci że mi o tym mówisz. Łatwiej jest coś w sobie dusić, niźli powiedzieć otwarcie - rzekł. - Ludzie żyją krótko. Krócej niż wy. Krócej niż elfy. Od dziecka żyjemy ze świadomością, że jesteśmy tu.. - potoczył w nieokreślonym geście ręką po niebie i ziemi - ...tylko na moment. Nie myl ich chęci do zabawy, czy pozornie letkiego traktowania sprawy z ignoracją. Każdy z nich wie, tak jak i ty, że możemy nie wrócić żywi z tej wyprawy. Ty pozostajesz skupiony na zadaniu. Zdeterminowany. Ludzie odreagowują świadomość możliwej śmierci inaczej. Niech gadają o pierdołach. Niech próbują zarywać panny. To zawsze może być ich ostatni raz. To jedna z niewielu mądrych rzeczy jakie wyniosłem z armii. Bo gdy przyjdzie czas, dopiero wtedy się okaże kto ustoi w szeregu, a kto schowa głowę w beczkę. Zadna rozmowa, żadne zapewnienia wcześniej tego nie pokażą.

- To bardzo mądre i głębokie, Wolf, ale obawiam się, że mało kto ma takie przemyślenia. Szczególnie to o byciu na moment. Wy ludzie w większości nie zdajecie sobie sprawy co ściągacie sobie na głowę. Czy to ignorancją, arogancją czy niefrasobliwością. Karl w karczmie w Barak Varr takie pierdoły gadał do karczmarza, że dziwiłem się, iż nikt nas zaraz po wyjściu nie napadł. Laura rzuciła się do mnie z pyskiem niesłusznie w domu kapłana i za tamte słowa powinna dostać bełt prosto w serce, a to tylko jeden taki incydent z wielu. Gomez gapi się na nas jak na robactwo i chyba tylko obecność Laury trzyma go w tej drużynie. Lotar jest rozsądny, ale dystans jaki ma do wszystkiego pokazuje, że jak zacznie brakować złota to rozejrzy się za inną robotą. Youviel szaleje, nie dziwię jej się po tym wszystkim co ją spotkało, i cholera wie dokąd się to potoczy. O nowych nic nie mogę tak naprawdę powiedzieć. - Galvin przerwał na chwilę - Nie jesteśmy bohaterami jakiejś powieści czy sagi. Jesteśmy z krwi i kości, każdy z nas ma swoje problemy, swoje sprawy i swoje życie. A ja widzę, że zarówno ty jak i ja wkładamy w to wszystko z własnego życia dużo więcej niż reszta. Mamy dużo więcej do stracenia. Na nas ciąży większa odpowiedzialność. I chuj. Reszta traktuje to jako nasz psi obowiązek, że tak ma być.

Człowiek trawił przez chwilę słowa krasnoluda. Był świadom różnic jakie dzielą członków drużyny. Nie widział w nich jednak niczego niezwykłego. Niesnaski jednak należało zażegnać, a to właśnie na nie zwrócił uwagę Galvin.
- Nigdy nie myślałem o nas jako bohaterach. Nie sądzę żeby opowiadano o nas w baśniach, nawet jeśli nam się uda. Gdy zaś powstaną opowieści, to nie będziemy my. Masz rację. Wkładamy w całą tą sprawę wszystkie nasze siły, bo mamy powód. Ty przysięgałeś. Ja bo… - nie dokończył. - Nie chciałbym… nie życzę nikomu z naszej drużyny, by odnaleźli w tej sprawie powód tej samej wagi, co ja, czy Youviel. Nie życzę im źle, to jedno. Nie chciałbym, bo wolę mieć przy boku kogoś kto nie rzuci się zaślepiony swoimi motywami do przodu, nie bacząc na otoczenie. Wolę żeby każdy z nich miał swoją własną motywację. Czy to będzie złoto, czy też obowiązek wobec zakonu. To są rzeczy, które łatwo nie przesłaniają trzeźwości myślenia. Jeśli zaś chodzi o to, co wkładają w wyprawę, to wiedz że każde z nich ryzykuje swoim życiem tak jak ty, czy ja. Racją jest że rzadko kiedy przychodzi nam ludziom myśleć o sprawach większych i istotniejszych niż te, które dotyczą nas osobiście. Niż te które możemy przeżyć. Lecz właśnie to czyni z naszego życia walutę, której nie należy traktować letko. Mamy swoje różnice. Z niektórymi masz przez to na pieńku. Tak. Lecz jeśli są gotowi postawić na szali zdrowie, życie, a i przecież duszę… - pokręcił głową. - to wkładają w całą sprawę, tyle ile tylko mogą dać. Odpowiedzialność leży też po ich stronie, nawet jeśli z pozoru tego nie widać. Jeśli masz z nimi zwadę, niech to nie będzie z powodu ich braku zaangażowania Galvinie, jeno z powodu różnic lub zbyt raptownie wypowiedzianych słów. Te rzeczy można dogadać… może prócz Laury - Wolf zrobił skwaszoną minę. - Można jej udowodnić że się myli, ale ona i tak tego nie zauważy. Nie zmienia to jednak faktu że jest z nami i robi to co do niej należy. Zawsze. Dla Gomeza cała sprawa stała się chyba osobista. Na to wskazują zapiski jakie zostawił nam Bragthorne. Nie sądzę żeby zostawił to wszystko dla innego widzimisie. Youviel… - westchnął. - Musi odnaleźć na nowo to co wydaje jej się że straciła. To jednak moje zadanie. Lotar… gdyby zależało mu tylko na złocie, dawno by nas opuścił. Nie płacę przecież na tyle dużo, by ryzykować duszą. Są łatwiejsze, bezpieczniejsze i równie dobrze płatne zajęcia.
Zrobił pauzę gdyż głos stał się na powrót chrapiliwy od zbyt wielu wypowiedzianych naraz słów.
- Kłótnie i niesnaski są nieuniknione. Różnice widać gołym okiem. Narwana kobieta, pijana elfka, oddany sigmarita i mag w jednym miejscu, zabójca trolli… sam widzisz, że jesteśmy barwną drużyną. Jednak wciąż trzymamy się razem i nie dobyliśmy przeciwko sobie noży. To coś znaczy. Pod tymi różnicami kryje się coś co nas łączy i sprawia, że mimo to razem borykamy się z Bragthornem i tym co próbuje osiągnąć. Kiedyś może byliśmy zbieraniną losowo dobranych osób. Jednak teraz dostrzegam tu coś więcej Galvinie. Spróbuj wybaczyć Laurze jej słowa, a Gomezowi spojrzenia. Spróbuj raz jeszcze się przyjrzeć naszym towarzyszom, ponad tym czym cię do siebie zrazili. Pamiętaj bowiem że mimo kłótni, nie ma wśród nas osoby, która nie doceniałaby twojego wkładu i twoich mądrości. Nawet jeśli o tym nie mówią.

Kiedy ostatnie słowa przebrzmiały krasnoludzka dłoń sięgnęła kołnierza rycerza, chwyciła mocno i potrząsnęła. Galvin nie miał już poważnego wyrazu twarzy… Z jego oblicza bił najzwyklejszy gniew.
- Wolf, kurwa, przestań pierdolić głupoty! Czytasz im w myślach?! Zwierzają ci się?! Czytasz ich pamiętniki po nocach?! Byś się, kurwa, nie domyślił niczego gdybym ci, kurwa, nie powiedział! Nie jesteś w stanie nawet uciszyć pyskówki między podwładnymi, a pieprzysz o jakiejś cholernej więzi! Masz być, kurwa, Thazor’em, a masz pieprzoną postawę życzeniową! Wystarczy jedna porządna kość niezgody, jedna kryzysowa sytuacja, a zaczniemy się sobie rzucać do gardeł! I co wtedy powiesz?! “Nie no kłótnie to coś normalnego”?! Weź się w garść człowieku, albo się obudzisz z ręką w nocniku! - Migmarson puścił Wolfganga z groźnym błyskiem w oczach i wycedził - Nie jesteśmy bohaterami z pieprzonej bajki. Nie damy sobie w pysk i się nie pogodzimy, klepiąc po ramionach “ale fajna rozróba”. Nie jesteśmy pieprzonymi akapitami tekstu zapisanymi w czyjejś księdze, którą sobie, dla rozrywki, inni czytają, aby marzyć o przygodach i dalekich krainach…

Wolf złapał rękę Galvina gdy ten nim potrząsał. Gdy zaś krasnolud powiedział co miał powiedzieć odtrącił jego dłoń. Wzrok człowieka był zimny.
- Póki co Galvinie ty się najbardziej burzysz. Doszukujesz się niezgody i tylko czekasz, aż wszystko pierdolnie. Takie sprawiasz wrażenie. Mówisz że mam postawę życzeniową? Bo ją kurwa mam! Bo chcę wierzyć że nam się uda. Więc skończ pieprzyć o tym jak to skaczemy sobie do gardeł. Nie każę ci być dla wszystkich dobrym wujkiem, ani klepać kogokolwiek po ramieniu. Chcę żebyś wyszedł ponad to czym się tak kurwa zrazili. Chcę żebyś w razie jak się zrobi gorąco nie zawahał się tylko i wyłącznie przez to, że Laura cię obraziła, albo Gomez spojrzał na ciebie krzywo o jeden raz za dużo.
Nachylił się nad krasnoludem i złapał dłonią jego potylicę. Mówił cicho, bo nie chciał aby ludzie wokół słyszeli co gadają… o ile znali język.
- Nie dowodzę grupą druhów, którzy znają się od lat. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy bandą samotnych wilków, ale jakoś kurna napieramy do przodu watahą. Ja nie zamierzam się oglądać, ani patrzeć na swoje plecy, jeśli mamy ścierać się z Bragthornem. Nie mam tej swobody, by panikować pod wpływem paranoi - westchnął ciężko pozwalając by emocje uleciały. - Wiem, że mogę na ciebie liczyć. Nieraz to udowodniłeś. Mam nadzieję, że inni też na to zasłużą. Mogę ci obiecać, że zwrócę uwagę na to co rzekłeś. Nie pozwolę by cokolwiek stanęło nam na drodze do pokonania przeciwnika.

Nie widać było, aby któregokolwiek ze słów Wolfa uspokoiło krasnoluda. Zamiast tego odpowiedział. Bardzo cicho, ale wyraźnie.
- Będę. Cię. Trzymał. Za. Słowo. - powiedział złowieszczo - Swojego zaś nie cofam. Dla krasnoluda słowa mają wielką wagę. Kto o tym nie pamięta... - Galvin pokręcił głową i wyszarpnął się Wolfowi - Idź. Wrócę do karczmy najszybciej jak zdołam.

Wolf wyprostował się. Patrzył przez moment na krasnoluda, po czym kiwnął głową. Wielu rzeczy musiał się jeszcze nauczyć. Na przykład o różnicach między rasami, które tkwiły pod podszewką charakteru. Do tej pory nie sądził, że uwagi Laury mogły kogoś dotkliwie urazić. Po wszystkich spływały jak po kaczce. Widać był w błędzie.
- Będziemy czekać.
Odwrócił się i skierował w stronę karczmy.
 
Jaracz jest offline  
Stary 12-06-2015, 22:51   #88
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gomez nie zabawił zbyt długo w karczmie, wymienił informacje z towarzyszami, a później wśród bolesnych zadrapań i krwawych pocałunków, zdał relację Laurze. Trochę się nadąsała gdy zalany pytaniami w końcu opisał wygląd kapłanki, służki Morra, ale chyba nie na długo bo odpowiadał szczerze bez dłuższych przerw na zastanowienie. Oczywiście kobiecy foch inaczej wygląda u zwykłej niewiasty, a inaczej w wykonaniu Laury, a podrapana twarz nożownika dobitnie o tym świadczyła. Gomez jednak nie miał na co narzekać w jej towarzystwie nie nudził się na pewno.

Po tak zwanych "igraszkach z ogniem" jak były cyrkowiec nazywał łóżkowe kontakty z Laurą, Gomez zjadł szybki posiłek i wyruszył na miasto. Pożegnały go obelgi i groźby jego kochanki, jako ostrzeżenie gdyby przypadkiem miał się spotkać z tą tak zwaną "nekrofilską kurwą". Skąd "Czarnulka" znała takie określenia tego Gomez nie wiedział. Zresztą nie obawiał się tych gróźb, raz że dziewczyna groziła mu już nie jeden raz, dwa że nie zamierzał spotkać się z wieszczką i trzy nie był osobą którą łatwo jest zastraszyć. Celem Gomeza były tawerny, stragany kupieckie, a nawet miejscowa biblioteka, choć czytać nie umiał. Musiał się dowiedzieć jak najwięcej o swoim ojcu Azamie Basamie Omeirze. Czym się zajmuje? Czy jest znany? Jakie ma układy? Kogo popiera? Z jakiej rodziny pochodzi?

Nie będzie to jednak zadanie proste tutaj, z dala od piasków Arabii. Jedynymi osobami które są w stanie to zrobić, to kupcy, o ile oczywiście jego ojciec jest powszechnie znany. Część informacji może zdoła wyciągnąć od bibliotekarzy, jeżeli jego ród jest stary i szanowany, ale nawet bez tego sporo będzie mógł się dowiedzieć tam o "Mieście Złodziei" i "Czarnych Żmijach". W tawernach od marynarzy będzie się mógł wiele dowiedzieć o zwyczajach panujących w pustynnej krainie, o ile jego głowa i sakiewka wytrzyma tak dużą ilość wina.
 
Komtur jest offline  
Stary 14-06-2015, 11:42   #89
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jedli i pili, każde wedle własnych upodobań. Nie minęło wiele czasu gdy przy stole znaleźli się wszyscy członkowie drużyny oprócz rycerza. Choć co poniektórzy z obecnych zdradzali oznaki upojenia alkoholowego między towarzyszami nastąpiła sprawna wymiana najważniejszych informacji.
Czarodziej wysłuchał wieści jakie zdobyli inni, szczególną uwagę zwracając na relację z rozmowy z kapłanem Michelito a także wzmianki o odległej części Arabii gdzie znajduje się tajemnicza czarna piramida i niezwykłe królestwo królów grobowców. Samemu zaś zrelacjonował towarzyszom rozmowę z mistrzem Archibaldem. Po wszystkim zamówił kolejny kufel piwa, co prawda nie chciał pić dużo ale dobra jakoś tutejszego trunku i przyjemny smak kusiły, widać karczmarz nie żałował im. Na uśmiech czerwonowłosej kelnerki odpowiadał swoim.

- To gdzie płyniemy wpierw? Al Hakik czy Wyspa Czarodziejów? Czy jeszcze gdzieś indziej? - spytał łysy kapłan Sigmara po przysłuchaniu się tego co się dało wysłuchać od reszty towarzystwa. W obliczu nowych faktów które wypłynęły tego dnia od przybycia do miasta dowiedzieli się całkiem sporo i całkiem sporo było do obgadania i ustalenia. Pierwotny cel wyprawy o jakim myśleli i mówili gdy wjeżdżali przez bramy miasta tego ranka wcale nie był taki oczywisty choć wciąż był jako “główny podejrzany”. Przynajmniej tak to wyglądało oczami Hansa.

-No chyba wpierw do Al Hakik, wszakże tak mamy zaplanowany rejs- zaczął Manfred -Można by się spytać kapitan czy była by możliwość zahaczenia o Wyspy Czarowników ale nawet nie wiem jak te lokacje są umiejscowione względem siebie.- Czarodziej pociągnął niewielki łyk trunku, zastanawiając się jaki składnik zapewnia piwu taki aromat. Co prawda nie umywało się do napoju jakim częstował Gavlin podczas przyjęcia u barona ale w porównaniu do napitków jakie pijał wcześniej w innych karczmach czy zajazdach było naprawdę niezłe. -Wolfie jakie jest Twoje zdanie? Informację od arabskich czarodziei mogą mieć duże znaczenie. - zapytał barona.

Karl skrzyżował ręce na piersi dając jawny znak tego, że tok rozmowy jaki tutaj się aktualnie toczył nie przypada mu do gustu. To naturalne, że plugawy czaromiot ciągnął do swoich, ale żeby kapłan Sigmara podawał w możliwość odwiedzenie złowróży na wyspie? Pokręcił przecząco głową na znak dezaprobaty i niedowierzania. Być może właśnie przez te liberalno-radykalne- coś tam poglądy łysy kapłan został odesłany z daleka od domu, gdzie nikt za nim tęsknić nie będzie? Lepiej nie wnikać. Karl, co jak co ale cenił sobie swoją normalność i spokój umysłu który był w tej chwili podawany próbie.

Wolf zabębnił palcami w blat stołu patrząc po towarzyszach. Sam głęboko się zastanawiał nad kierunkiem jaki powinni obrać.
- Jeśli chcemy zdobyć broń skuteczną przeciw Bragthornowi potrzebujemy pomocy. Jeśli za nazwą rzeczywiście kryje się coś więcej, powinniśmy ruszyć na wspomnianą wyspę. Kapitan nie będzie robiła problemów ze zboczeniem z trasy. Dostaje za ten rejs twardą monetę od domu kupieckiego - wyjaśnił. - Chyba że macie inne pomysły, gdzie powinniśmy szukać magicznego oręża.

- Może w sanach? - wybełkotała pijana elfka. Utrzymała stabilny poziom upojenia zwalniając ale nie rezygnując z kolejnych kielichów wina.
- Wygląda na to jakbyście tam najwięcej szukali odpowiedzi. Może znajdzie się i miecz - ciężko było stwierdzić na ile poważnie kobieta to mówiła. Jej ton nie zdradzał rozbawienia ani nuty kpiny. Siedziała opierając głowę na dłoni kręcąc kielichem na boki. Wyglądała na znudzoną chociaż jej wzrok był rozmyty.

- W sanach? - powtórzył Wolf zrezygnowanym tonem. - Masz na myśli “w snach”?
`Mogłaby choć raz zachować trzeźwość` - pomyślał. Z drugiej strony byli w karczmie. Gdzie indziej niż tu się upijać?

Youviel podniosła głowę przez chwilę patrząc w milczeniu na mężczyznę.
- Tak. - przytaknęła w końcu gdy jej umysł ogarnął, że popełniła błąd. - Lileath mogłaby mi coś zdradzić gdzybym się do niej odezwała. Pomodliła- poprawiła się kobieta.

Drzwi do izby otworzyły się. Zajrzał przez nie jakiś młody człowiek.
- Krasnolud Migmarson? - zapytał z akcentem.
Galvin odwrócił się, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Przynieśliście com zamówił?
- Eee.. tak.
- Świetnie. Jak jutro rano się zjawicie pomóc mi to zatargać na statek to dostaniecie parę srebrników więcej. - rzekł krasnolud odchodząc od stołu, aby dojrzeć czy wszystko jest jak powinno.
Młodzikowie wnieśli trzy beczki oraz skrzynkę załadowaną po brzegi woreczkami i paroma butelkami oraz dwa pełne duże worki. Krasnolud kazał ustawić je w kącie i nagrodził tragarzy paroma szylingami. Kiedy wrócił do stołu, wyglądał na zadowolonego.
- To na arabskiej ziemi powstały kryształy i zapewne też Bragthorne. Jeżeli ktoś ma wiedzieć czym się posłużyć to najprędzej arabscy czarokleci. - rzekł - Wszak to jeden z nich stworzył kamienie, których mocą żywi się nekromanta.

Elfka przeniosła spojrzenie na khazada.
- Brzmi rozsądnie nawet.

- No to widzę, że cel zostaje nam taki sam ale opcje nam rosną w całkiem prędkim tępie. Mamy do rozważenia już Al Hakik, Wyspy Czarodziei i teraz jeszcze ta Góra Sępa. - Hans zaczął wyliczać i po kolei odliczać na palcach. Zamyślił się chwilę i w końcu wzruszył ramionami. - Jak dla mnie Góra chwilowo schodzi na dalszy plan. Jest w głebi lądu. Przynajmniej na mapie jaką widziałem. A jak płyniemy statkiem zostają nam do wyboru miasto albo Wyspy. - rzekł łysy kapłan i popatrzył na resztę zebranych towarzyszy czekając co powiedzą. Był ciekaw czy przypadkiem jeszcze jakies miejsce do potencjalnego odwiedzenia nie wypadło.

- Może panienki poczekają? Zatrzymany się tylko na trochę... - w głowie Youviel zdało się oczywistym, że trzeba będzie transport z wysp też załatwić. W końcu jak inaczej?

- Wyspa czromiotów… - mruknął niezadowolony Karl po czym zwrócił się do Wolfa - Jeżeli nie masz nic przeciwko, bezpieczniej będzie jeżeli przeczekam odwiedziny u chaośników porcie wyspy, lub na statku. Jeden to i tak za wiele jak dla mnie, nie mówiąc już o całej wyspie… Chyba, że uważasz, że koniecznie jestem potrzebny.

- A tak! Bym był zapomniał… Dobrze, że robiłem te notatki… Jest jeszcze miasto Mendai a w nim kobieta która może coś wiedzieć o sposobach walki z liczami. Ale to kolejne miejsce juz w głebi lądu… - dodał sigmarita w zamyśleniu gdy zaczął przeglądać swoje notatki sporządzone w światyni podczas rozmów.

Wolf powiódł spojrzeniem na Youviel. Wydawała się być spokojniejsza.
- Mariasole poczeka - powtórzył. - bo ma za to płacone.
Następnie kiwnął głową Karlowi.
- Zdecydujemy na miejscu. Nie wiem co to za miejsce. Może się okazać, że trzeba będzie nie słowem, a siłą wyrywać te magiczne ostrze z rąk czarowników. Wtedy zaś będę potrzebował wszystkich. Poza tym nie mamy pewności, że to chaośnicy - stwierdził zanim zastanowił się nad powagą dysputy którą to może wywołać. Wiedział wszak że Karl nie darzy żadnych magów sympatią.
 
Asderuki jest offline  
Stary 14-06-2015, 22:31   #90
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Czarodziej zwrócił swoje słowa do Wolfa -Ja nie mam pomysłu by drogą oficjalną zdobyć magiczny oręż. Gdyby było więcej czasu można by przedstawić naszą sprawę kolegiom albo zwrócić się o pomoc na sam dwór Imperatora. Zdarza się że użyczają zaklętą broń w sytuacjach wielkiego zagrożenia a właśnie z takim przyjdzie nam się mierzyć. Lecz nie sprzyja nam czas i odległość.- A i prawdę powiedziawszy Manfred nie spodziewał się by nawet przedstawiając odpowiednim instytucjom ich sytuację doczekali się rzeczowej pomocy. –Za to wyrywać to ostrzę z rąk czarowników? Jak dobrze zrozumiałem ta wyspa to coś w rodzaju arabskiego odpowiednika naszych kolegiów magii, czyli instytucja państwowa. Wypada nam ich jedynie prosić o pomoc. Szukajmy w nich sojuszników a nie potencjalnych wrogów. Trzeba to załatwić dyplomatycznie.- Manfred przeniósł spojrzenie na elfke. -Youviel, szkoda że Cię nie było z nami. W Kruczym Teatrze trafiliśmy na kogoś, kto mógł coś powiedzieć na temat snów.- Uznał, że warto o tym wspomnieć, chociaż stan towarzyszki i zbliżający się termin wypłynięcia raczej nie dawały szansy nadrobienia tego tego pominięcia. Teraz wzrok czarodzieja powędrował ku uczniowi sławnego Josefa Bugmana. -[i]Galvinie, jeśli hipoteza z dżinem okaże się prawdziwa, będzie trzeba wcześniej czy później wrócić do Barak Varr… wszakże tam pozostaje jeden z kryształów. Trzeba też zdobyć odpowiedni pojemnik. Ołowiana skrzynia czy kuferek, szczelnie domykający się. Widywałem też kasetki wykonane z obsydianu, ale nie jestem pewny ich skuteczności.

- Ja bym był naprawdę ostrożny był w wyrywaniu z takiego miejsca czegokolwiek, nie mówiąc o potężnym zapewne artefakcie na nieumarłych w krainie, gdzie te nieumarłe plugastwo się ulęgło. - Hans postanowił zwrócić uwagę do wypowiedzianych słów Wolf’a. - Jeśli te Wyspy to taki odpowiednik naszych Kolegiów, pałaców, skarbców czy twierdz, to zapewne dysponują na tyle potężnymi osobami i środkami, żeby sie zabezpieczyć na różne okazje. A przekonać można naprawdę wiele osób bez jakichś ryzykownych zagrań. - Manstein postanowił spełnić swój kapłański obowiązek i namawiać do zachowania rozsądku tak na wszelki wypadek. Podrapał się po brodzie nad słowami Karla. - To chyba nie powinno być jakieś schronienie dla heretyckich i plugawych magów. Gdyby tak było wydaje mi się, że wspomniane było o takim miejscu podczas nauki w katedrach… - mówił z zastanowieniem, choć pewności brak było w jego głosie. W końcu była mowa o odległej krainie, nie będącej nawet sąsiadem ich ojczyzny. - Lepiej jednak być faktycznie czujnym, choć zbytnia podejrzliwość bywa tak samo szkodliwa jak lekceważenie zagrożenia - dodał na koniec wzruszając ramionami i sięgając po kufel z winem. Spojrzał na swoje notatki zastanawiając się co jeszcze w nich przeoczył.

- To prawda... - mruknęła Elena na słowa Hansa o zabezpieczeniach na wszelkie możliwe okazje. Sama przecież miała możliwość przekonać się, jak wygląda złodziejski fach w miejscach magicznych. - Nim zdążymy pomyśleć, żeby ukraść, to już będą wiedzieli, kiedy dokładnie nas złapią - dodała kwaśno jakby do siebie. Potem zerknęła na Mafreda:
- Siłą możemy im tego nie zabrać, spryt też się zda na niewiele - A kiedy Manfred powiedział o szukaniu sojuszników, dziewucha kiwnęła dwa razy głową, upiła wina i powiedziała:
- O tak, właśnie o tym... - i czknęła sobie porządnie. Chyba powinna odstawić już wino. Ale sama jeszcze o tym nie wiedziała.

- Oby posłuchali - rzekł Wolf. - Zatem przybite. Płyniemy na wyspę. Potem Al-Haikk.
Nalał do kielicha wina ze stojącego na stole dzbana i upił potężniejszy łyk. Otarł usta wierzchem dłoni.

- Tutejsze wino jest zdecydowanie lepsze niż ichniejsze piwo - zauważył po czym wrócił do tematu. - Ponoć sułtan czy tam kalif też się wyznaje na magii. Jeśli nie powiedzie się nam na wyspie, zawsze możemy spróbować u władyki. O ile zechce nas przyjąć. Jeśli jednak Arab, którego wzięliśmy na spytki nie kłamał, to lud zamieszkujący tamte rejony z reguły jest bardzo gościnny.

Karl skrzywił się teatralnie na słowa Wolfa, choć wiedział dobrze, że czasami trzeba walczyć ze złem sięgając po równie paskudne zło, ale i tak mu się to nie uśmiechało. Jeżeli chcieli płynąć na wyspę i wódź tak zadecydował, on nie miał wiele do dodania. Za to uśmiechnął się promiennie do kelnerki, o wdzięcznym imieniu Rosa, która widocznie nie mogła podjąć jednoznacznej decyzji. Co zresztą nie umknęło jego uwadze. Odbierając od niej posiłek musnął jej dłoń swoją dłonią mówiąc:
- Dziękuję.. wygląda przepysznie. Może mogłabyś mi poradzić.. z jakim trunkiem najlepiej wydobyć smak tej cudnej potrawy?
Skoro miał płynąć na wyspę czaromiotów, równie dobrze mógł spróbować swojego szczęścia z kelnerką. Kto nie ryzykował nie żył. Poza tym, Sigmar raczył wiedzieć czy arabscy igrający z ogniem plugawcy przyjmą ich z otwartymi ramionami. Równie dobrze mógł to być jego ostatni rejs... i przynajmniej nie miał na myśli upijania się w trupa, co całkiem nieźle wychodziło niektórym członkom ekskapady.

- Galvin - rzekł Wolf podnosząc kufel do towarzysza. - Czy to składniki na twoje słynne piwo?
Wskazał na skrzynkę i beczki, jakie mu wtachali do karczmy tragarze. Podejrzewał że tak, lecz po ostatniej wizycie na targowisku sam nie był pewien czy khazad w końcu nie zdecydował się na jakiś towar do przehandlowania w Arabii.
Machnął ręką na drugą kelnerkę by przyniosła więcej wina. Zdecydowanie za szybko się kończyło. Nawet jeśli nie było tak dobre jak trunek khazada. Gdy postawiła antałek na stole nieświadomie zapatrzył się w jej piersi.

- Ta. Składniki, trochę pierdół oraz pergamin. No i napitek na drogę. Jedną z beczek zachowamy, wyczyścimy, a potem w niej uważymy piwo, które sprezentujemy arabskim władykom. Ważne tylko aby nie transportować tego po pustyni. Okręt, piwnica, miasto… byle nie pustynny skwar, a będzie dobrze - odparł Galvin.

Gdy tylko Wolf oderwał oczy od kobiecych kosztowności zdał sobie sprawę, że antałek został mu zabrany. Youviel, która wyłączyła się z rozmowy na chwilę, właśnie dolewała sobie czerwonej cieczy do swojego kielicha. Na chwilę złapali kontakt wzrokowy. Elfka zaraz zerknęła za kelnerką a potem znów na Wolfa. Oddała mu antałek bez słowa.

Uzupełnił swój kielich patrząc pytająco na elfkę. Potem na kelnerkę, potem znów na Youviel. Doszło do niego że bezceremonialnie gapił się w biust dziewki. Już miał coś powiedzieć, ale stan elfki wymagał innego komentarza. Spochmurniał.
- Pij mniej - rzekł. - Dłużej będziesz się cieszyć swoim pijaństwem.

- Wcale się nie cieszę - odburknęła spiczastoucza. - Nie myślę i to jest dobre. Zawsze.

- Myślenie boli. - wymamrotał khazadzki piwowar.

- Aha… - mruknął w odpowiedzi mężczyzna. - Tak czy siak. Pij mniej. - Spojrzał z powrotem za oddalającą się kelnerką. Przypomniał sobie inną rozmowę z Youviel, w której to był na nią zły za dziwne pomysły jakie się w jej głowie zrodziły. Teraz już nie był taki pewien swojej reakcji.

Elfka mruknęła tylko w odpowiedzi. Duszkiem wychyliła co sobie nalała. Alkohol uderzył w jej słabą głowę tłumiąc zmysły. Jeszcze udało jej się odstawić kielich. Potem zsunęła się pod stół.

- Ech… - Wolf skwitował zachowanie Youviel westchnięciem. Zastanawiał czy nie zawlec jej do łóżka, ale uznał po chwili że równie dobrze może to zrobić później. Wpierw i tak musiał się udać za potrzebą. Zerknął pod stół, by upewnić się, że nic sobie nie zrobiła.
Upił jeszcze trochę wina i wstał od stołu. Potoczył spojrzeniem po tawernie obserwując bawiących się i rozmawiających klientów. Gdzieś tam ktoś siłował się na rękę. Ktoś inny grał w kości. Przez moment przemknęła rycerzowi przez głowę myśl, aby po powrocie dołączyć na partyjkę lub dwie. Zastanawiając się nad tym pomysłem wyszedł z karczmy.

Czarodziej skierował wzrok na Elenę i uśmiechnął się, gdy ta czknęła, ale mówił do wszystkich.
- Liczę że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Obywatelom Arabii nie spodoba się fakt, że gdzieś na ich ziemiach rośnie w siłę wielkie zło, szczególnie że wydają się nie przepadać za nieczystą tradycją nekromancji. Co prawda nie mamy twardych dowodów, by udowodnić swoje racje, ale mam nadzieję, że będziemy wystarczająco przekonujący, by uzyskać chociaż skromną pomoc.- Znowu wrócił myślami do tajemniczego kryształu, który znajdował się w krasnoludzkiej twierdzy - bez niego mieli tylko notki gromadzone przez Galvina i zeznania części drużyny. -Pozostaje mieć nadzieję, że nas wysłuchają, choć o audiencję u samego władcy może być trudno- skomentował. Wydawało mu się że obcego monarchę będzie ciężej zainteresować ich problem niż obcych ale przeważnie ciekawskich magów. Potem zwrócił uwagę na Youviel znikającą pod stołem, Wolfa, który na to szczególnie nie zareagował, a ostatecznie uznawszy, że to nie jego sprawa dopił zamówioną wcześniej zupę.

- Nie byłbym taki pewien. Arabia żyje handlem. Perspektywa zawiązania kontaktów z kimś, kto jest skory do ustanowienia nowego szlaku zapewne będzie tam chętnie widziana. Może nie od razu się wybierzemy do Kalifa, ale jeżeli skumamy się z czarodziejami, a potem z którymś wezyrem, to kto wie, może dostaniemy się na jakiś bal lub przyjęcie, albo zyskamy list polecający - rzekł piwowar drapiąc się po nosie.

- Taak… Przydałby nam się jakiś twardy dowód, że mówimy na poważnie… Ale pomysł, by dostać się jakoś w wyższe, sfery jest zacny. Mielibyśmy wówczas większe możliwości pozyskania większych zasobów i potężniejszych sojuszników na wyprawę. No ale trzeba się również liczyć z tym, że mogą udawać, że sprawa ich nie dotyczy lub bagatelizwać sprawę, nawet jeśli nam uwierzą wówczas… - Uwaga Galvina wydała się Mansteinowi trafna. Ten kalif wydawał się być wysoką figurą, jak u nich książę-elektror co najmniej. Jeśli tak było, dostać się ot tak, na audiencję, faktycznie mogło być bardzo trudno. A jak już wyznaczą im termin za pół roku, to też niezbyt ich ratowało. Realniejsze za to wydało mu się dostanie się pośrednio z okazji jakiejś uroczystości czy uczty, na której będzie lub przynajmniej zaznajomienie z innymi ważnymi w tym kraju. Ich wyprawa, jak każda zresztą, nie tylko magią i bronią będzie stała. - Nie byłoby chyba tak całkiem głupie obadać wpierw sprawę u miejscowych uczonych czy kapłanów. Może oni też coś wiedzą o tym rosnącym zagrożeniu. Cokolwiek bowiem by nie mówić my będziemy dla nich obcy i przybędziemy z zadziwiającymi wieściami. Co innego jednak jeśli będą miały one potwierdzenie u ich własnych, rodzimych źródeł - dokończył swoją myśl kapłan wzruszając ramionami. Wychodziło mu z kalkulacji, że jeśli ci Arabowie mają podobne myślenie co ich generałowie to ploty plotami a co informacje z własnego rozpoznania i wywiadu to jednak nie to samo. Insza inszość gdy obie się zgadzały. Nie znał jednak miejsc w które mieli się udać na tyle by zaproponować konkretne drzwi pod które należałoby zapukać w te sprawie.
 
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172