|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-12-2016, 11:05 | #131 |
Reputacja: 1 | Wreszcie gobliny podały tyły. Dość późno jednak i Berwin nie wiedział, czy to dzięki dzielności zielonoskórych, czy ich głupocie. Nie przejmując się odwrotem Hraban popędził konia chcąc dogonić uciekających przeciwników i położyć kres ich niegodziwym żywotom. Kątem oka jednak zauważył, że z krzaków z których gobliny wypadły unosi się jakaś plugawie nienaturalna chmura. Same błysku nie widział. Jakimże nieopisywalnym obrzydlistwem trzeba było się żywić, by puszczać takie gazy? Sprawa wymagała wyjaśnienia. Pchany ciekawością Berwin skręcił w stronę krzaków i popędził konia, by z owego niewybrednego łakomca wypuścić wątpia. |
21-12-2016, 11:24 | #132 |
Reputacja: 1 | Moritz postanowił, że nie da się złapać w dziwną chmurę. Strzepnął mieczem, żeby otrząsnąć z niego krew, a następnie podniósł z ziemi kuszę, którą położył pod jednym z drzew. Postanowił wycelować i oddać strzał w krzaki, z których wyleciała chmura. Co prawda nie widział przeciwnika, ale zawsze mógł mieć po prostu szczęście. Jeśli to nie podziała, to Moritz miał zamiar odbiec na bezpieczną odległość od chmury. |
21-12-2016, 19:33 | #133 |
Reputacja: 1 | Estalijczyk usłyszał ostrzegawczy krzyk Wilhelma i dostrzegł szarozieloną chmurę zbliżającą się w ich stronę. Szybko oszacował prędkość obłoku - miał zamiar dokończyć ładowanie kuszy chyba, że niewątpliwie szkodliwy opar zbytnio się do niego zbliży. Pozostało zabić pozostałe przy życiu gobliny i żywiąc nadzieję, że te które uciekły nie wrócą w większej liczbie ruszyć dalej na poszukiwanie Lessinga.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
22-12-2016, 04:17 | #134 |
Northman Reputacja: 1 | - Jagoda! - Bodo zawołał do halflinga. - Paniczu Stutzer von Dottrahof! Chodu! - wskazał na linię drzew, z dala od goblinów i dziwnej, nienaturalnej chmury. Magusy poradzą sobie z magią goblinów, a wojacy dokończą co zielonoskórce zaczęły. Gdyby rana młodego szlachcica sprawiała mu problemy, to Wanker miał zamiar wziąć go na barana i pokłusować niczym rączy wałach, wysoko unosząc kolana przez błotniste trawy, do upatrzonego miejsca przegrupowania.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
22-12-2016, 22:48 | #135 |
Reputacja: 1 | O kurde! Oni też mieli magię! |
24-12-2016, 14:21 | #136 |
Reputacja: 1 | Szlachcic sam zamarł, zaskoczony skutecznością swojego planu. Przemyślenia przerwało mu ostrzegawcze wołanie szczurołapa, więc zdecydował się na pójście za dobrą radą starego znajomego i kiwnąwszy mu głową, zaczął pędzić w kierunku linii drzew. Miał nadzieję, że wilk nie otrząśnie się na tyle szybko, żeby spaść mu na plecy. Przygryzł wargi, starając się odgonić od siebie ból wywoływany raną. |
27-12-2016, 18:44 | #137 |
Reputacja: 1 | Jagoda swym skokiem w ramiona, przerwała koncentrację Elmera i krążące światełka rozpłynęły się jak dym na wietrze. Zaskoczony czarodziej nie protestował i uniósł niziołkę w bezpieczne miejsce z dala od magicznej chmury. Gdy w końcu odstawił małą kobietkę, postanowił zająć się szamanem zielonych pokurczów. - Chodź, musimy dopaść czarownika! - powiedział do Jagody i zaczął skradać się między drzewami do miejsca skąd napłynął czar. Magiczny pocisk rzucony z zaskoczenia powinien ostudzić nawet najbardziej zdolnego magika. |
27-12-2016, 19:05 | #138 |
Reputacja: 1 | Jakieś szaleństwo. Nie po to zwiewali, żeby teraz tam wracać. |
27-12-2016, 23:56 | #139 |
Reputacja: 1 | Właściwie na polu bitwy pozostali tylko poszukiwacze profesora i tajemnicza magiczna chmura. Dogorywających goblinów i tych, które podawały tyły raczej nie trzeba było liczyć. Wilhelmowi nie udało się wypatrzyć goblińskiego czarownika; Moritz mimo, że wystrzelił z kuszy w krzaki gdzie prawdopodobnie znajdował się szaman, chybił, gdyż żadne okrzyki bólu nie wskazywały na to, że trafił. Bodo i Gerhard uciekli, kryjąc się między drzewami i tam czekali na zakończenie boju, a Estalijczyk metodycznie wykańczał zielonych. Berwin naokoło, unikając nadciągającej chmury ruszył w krzaki, gdzie spodziewał się zastać przyczynę cuchnącego obrzydlistwa. To samo w planach mieli Elmer z Jagodą, którzy nadciągali z drugiej strony. Ale w krzakach nic nie było, poza multum śladów goblinich stóp, połamanymi gałęziami i zadeptaną trawą, porzuconą bronią i plamami krwi. Zielonoskórzy napastnicy, ponosząc chyba niespodziewane straty i napotykając na solidny opór podali skutecznie tyły. Ich ślad był wyraźny, ale chyba nikt nie kwapił się, aby nim podążać. Można było dalej szukać drogi i kamiennego kręgu. Będąc znów na drodze, którą udało się im odnaleźć po jakimś czasie od potyczki, po raz kolejny usłyszeli rżenie konia - gdzieś w oddali, nie można nawet było ustalić kierunku z jakiego dochodziło, ale jedno było pewne. Tym razem źródło dźwięku znów było bliżej. Noc minęła spokojnie, mimo iż podwoili nawet warty, spodziewając się kolejnego ataku goblinów. Nic się jednak nie stało i rankiem 32 Jahrdrunga wyruszyli w dalszą drogę, a dzień był wietrzny i chłodny. Około południa znaleźli się w miejscu, w którym droga wspinała się na szczyt niewysokiego pagórka. Miejsce było pozbawione drzew i kamieniste, dzięki czemu ze szczytu roztaczał się dobry widok na okolicę. Na sąsiednim wzgórzu, nie dalej niż pięćset kroków od miejsca, w którym stali znajdował się kromlech, który tworzyło szesnaście stojących pionowo kamieni. Droga, którą podążali znikała w lesie poniżej szczytu wzgórza i wyłaniała się z niego znowu nieopodal kręgu. Zeszli w dół. W lesie było nadzwyczaj cicho i ciemno, tak że musieli zapalić pochodnie i lampy. Las wyglądał zupełnie dziko i niemalże wrogo. Dało się wyczuć emanującą z niego aurę zła, która była niemal namacalna dla obu czarodziejów. Elmerowi i Wilhelmowi aż ciarki przechodziły po plecach, gdy swoim wiedźmim wzrokiem oglądali powykrzywiane gałęzie, dziuple przywodzące na myśl rozwarte paszcze lub puste oczodoły i wirującą nieustannie między pniami ciemną, opalizującą mgłę. Dotarli do najniższego punktu i zaczęli wspinaczkę ku kręgowi. Santiago pierwszy, a zaraz po nim Jagoda i Brewin usłyszeli stukot osuwających się kamieni, dochodzący z znajdującego się teraz za nimi, pokrytego gołoborzem wierzchołka. Chwilę potem Moritz potknął się o leżącego na ziemi, rozwleczonego kościotrupa należącego z całą pewnością do człowieka. Wzgórze było strome, a wspinaczka wymagająca. Drzewa stały w coraz większych odstępach i las z wolna ustępował porośniętej krzakami łące. Mimo, że niebo zasnute było chmurami, to po wyjściu spomiędzy drzew na otwarty teren zostali oślepieni, tak duży był kontrast między ciemnym, groźnym lasem a halą. Jeszcze tylko kilka minut mozolnego wspinania się i kamieni były niemalże na wyciągnięcie ręki. W tym momencie z tyłu zarżał koń. Bardzo blisko. Ten, kto się odwrócił zobaczył odzianego na czarno jeźdźca, na równie czarnym koniu o płonących czerwienią oczach. Ale i tak widok przerażającego wierzchowca był niczym w porównaniu z głową siedzącego na nim rycerza. Ta zamiast ludzkiej, była ukształtowana na podobieństwo... dyni. Z wyciętymi, święcącymi pomarańczowym blaskiem oczami i ustami rozciągniętymi we wiecznym uśmiechu. Koń zarżał ponownie i stanął dęba, młócąc w powietrzu przednimi kopytami a jeździec machnął na próbę trzymanym w dłoni mieczem. |
29-12-2016, 06:51 | #140 |
Northman Reputacja: 1 | - Cza...Cza.. Cza.. ..Czarny rycerz jedzie! - zajęczał szczurołap. Bodo ciężko przełknął ślinę na widok demonicznego jeźdźca czując jak w nogawce robi mu się dziwnie gorąco. Nie skojarzył jeszcze, że popuścił ze strachu. Bezmannsliebowa noc nie przyniosła im śmierci, lecz zastany dzień mógł. Tak, teraz już Wanker nie myślał o przyszłości inaczej jak w perspektywie zobaczenia kolejnego wschodu słońca. Dał się porwać na takie szaleństwo, teraz trzeba nawarzone piwo wychlać. Najlepiej jednym haustem i modlić się, by dożyć choćby Mitterfruhl. Dawni druidzi ponoć wnosili kamienne kręgi, więc miejsce święte niechybnie to było. Kto wie, może w szczególnej wciąż opiece życzliwego wejrzenia starych bogów. A jeśli nie, to może chociaż trudniej będzie Czarnemu Rycerzowi manewrować upiornym rumakiem, a Wankerowi za czym się chować, tudzież kamieniami ciskać w zad bucefała, jeśli odwagi Bodo stanie. Póki co chyżo dał nogę, by się zaszyć w kromlechu.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |