|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-12-2016, 04:40 | #111 |
Northman Reputacja: 1 | Bodo zamrugał na słowa halflinga zaciekawiony. Znał się całkiem nieźle na tresurze, jednak psów, a nie ptaków. Pies to mógłby wywąchać i dobrze nauczony po odkryciu tropionej ofiary zawrócić i poprowadzić pana ta drogą, ale jak ptaszek miał przekazać co zobaczy i skund miał wiedzieć na co spodzierać, to kompletnie nie rozumiał. Słyszał o ptakach łowczych, ale wywiadowczych? Musi czarodziejski ptasiek, albo Jagódka umi z nimi gadać, jak elfy! Pomyślał niepewnie czując w kościach, że tej nocy nie zaśnie z nerwów. - A w najgorszym razie ucapi zajęca, albo kóla! - rzekł kiwając głową. - Nada się do kaszy. Przyjdzie im zatem iść dalej zarośniętym traktem. Odłączać od tylu zbrojnych, co z mieczy pożytek robić umieją bał się Bodo jak cholera. Zresztą, jakby mieli być wytropieni, to i pewnie tak się stanie. Na trakcie. Poza nim. W drodze, czy obozie. Byle być gotowym. Dlategóż Wanker wyjął z placaka garnek i tłuc miał zamiar w niego kamieniem na wypadek ataku, bo taki raban wszak odstrasza gobliny, zwierzoludy i wszelakie mutanty Chaosu! A i krótkiej modlitwy do Sigmara nigdy nie za wiele... - Choćbym se kroczył Lasem Episswaldzkim, zła się nie ulęknę, bo Tyś ze mną! Twój Młot Wojenny i Kometa Czynią mnie bezpiecznym. Zastawiasz przede mną trakt Wobec mych przeciwników Tyloma wojami i magusami! - szeptał.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-12-2016 o 04:44. |
13-12-2016, 21:49 | #112 |
Reputacja: 1 | Gdy wrócili ochotnicy, którzy postanowili podążać za nieznaną istotą, która mogła mieć dowolne, niekoniecznie złe zamiary okazało się, że najpewniej to zielonoskóry i do tego dosiadający wilka. Dobra informacja przy tym była taka, że na wilku nic dużego raczej by się nie zmieściło, czyli to nieduży stwór musiał być. Zła natomiast, że zamiary nieznanej istorty jednak wcale takie niewinne nie były - w żadnej z zasłyszanych przez niego dotąd opowieści o zielonoskórych nie stało, że te stwory powstrzymałyby się od choćby próby zabicia człowieka zwłaszcza, gdy mieli przewagę liczebną. Natomiast możliwość, że w okolicy kręci się tylko kilku jego pobratymców oceniał na mało prawdopodobną. Wniosek nasuwał się sam - wkrótce mogą spodziewać się kłopotów w postaci ataku grupy zielonoskórych, na szczęście raczej niezbyt licznej, na co wskazywał samotny zwiadowca. Z drugiej strony większa część ich grupy wyglądała na takich, którzy zwykle przed ostrzem umykają, niż nim wymachują. Innymi słowy będą kłopoty. - Powinniśmy ruszyć jak najszybciej i albo znaleźć dobre miejsce na nocleg, albo kontynuować marsz nawet w nocy. - Ponaglił towarzyszy. - Podziwianie paszczy jednego z tych stworów lub jego wierzchowca z perspektywy ich obiadu z pewnością jest czymś, z czego mógłbym zrezygnować bez żalu. - Zaśmiał się, błyskając zadziwiająco kompletnym i niemalże białym uzębieniem.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
14-12-2016, 20:41 | #113 |
Reputacja: 1 | Do wieczora nic się nie wydarzyło. Obozowisko grupa założyła na szczycie niewysokiego pagórka, leżącego w pobliżu starej drogi. Wierzchołek był zupełnie nagi, a stoki dosyć strome, co wydatnie zwiększało walory obronne tego miejsca. Minusem był fakt, że odsłonięty punkt był dobrze widoczny z oddali, dlatego też zdecydowali się tej nocy nie rozpalać ognia. Warty zostały ustalone, szczurołap porozciągał swoje sznurki wokoło obozu i ci mieli możliwość, udali się na spoczynek. Dopiero nad ranem, podczas warty Jagody i Moritza coś się zaczęło dziać. Najpierw daleko, daleko na granicy słuchu niziołki, bo podstarzały marynarz miał słuch do bani, dał się słyszeć tętent konia i jego dzikie, kilkukrotne rżenie. Chwilę potem coś zaczęło hałasować w krzakach u podnóża wzgórza, ale gdy wszyscy zostali pobudzeni, okazało się, że to fałszywy alarm spowodowany przez żerujące dzikie świnie. Nikt już nie poszedł spać, więc tego dnia wyruszyli wcześniej, jeszcze zanim słońce wzniosło się ponad horyzont. I znów przedzierali się przez las, który na przestrzeni stuleci wziął w posiadanie drogę. Zbłądzili tylko raz, gdy pod wieczór przez dłuższy czas nie widzieli pozostałości traktu i weszli w ślepą, zabagnioną dolinkę. Gdy się z niej wycofywali, aby poszukać traktu, w końcu dopadło ich zielone niebezpieczeństwo. Od strony resztek drogi usłyszeli rozkazujący krzyk w jakimś obcym języku, a zaraz potem zawył wilk. Dołączyły do niego inne wilki i dzikie krzyki rozochoconych goblinów ukrytych w krzakach. Z zarośli w stronę drużyny wyleciały pierwsze koślawe strzały. Tylko jedna z nich dosięgnęła celu. Pocisk o kamiennym grocie trafił Gerhardta w ramię. |
14-12-2016, 21:34 | #114 |
Reputacja: 1 | Można było powoli wyciągać wnioski. Myszołów był bezużyteczny, nie nadawał się do niczego więcej, jak kilku tresowanych sztuczek. Oczywiście bardzo uważnie słuchał swojej właścicielki - która wolała nazywać siebie towarzyszką - jednak nic po tym, kiedy ptak potrafił jedynie polować na gryzonie i robić fikołki w powietrzu. Ktoś z tutaj zebranych mógł wcześniej widzieć jeden z takich pokazów, nie można było ująć im uroku i talentu, ale daleko było temu do przydatności w awanturniczych warunkach. |
14-12-2016, 23:20 | #115 |
Reputacja: 1 | Walka to było coś, na czym w końcu Moritz się znał. -Kryć się za drzewami! - Zawołał stary żołnierz. -Nie rozbiegać się, blisko siebie! Korzystając z tego, że wilczy jeźdźcy byli w pewnej odległości Moritz sięgnął po linę z kotwiczką, którą miał przewiązaną przez ramię i tułów. Wprawiony przez lata służby na morzu żeglarz niemal instynktownie zawiązał węzłem żeglarskim koniec liny o konar po swojej stronie resztek drogi, a następnie zakręciwszy kotwiczką przerzucił ją na drugą stronę pozostałości traktu, w stronę najbliższego towarzysza. -Łap! Zahacz kotwiczką o pień drzewa! Nie za wysoko! Niech skurwiele pospadają z tych wilków. Następnie chwyciwszy za kuszę naciągnął cięciwę i przygotował się do strzału. Wycelował bez pośpiechu wyczekując jeźdźca w skutecznym zasięgu strzału. Zamierzał celować w wilka, a po oddanym strzale odłożyć kuszę przy drzewie, chwycić za miecz i tarczę do starcia w zwarciu. |
15-12-2016, 08:07 | #116 |
Administrator Reputacja: 1 | Jeden wilk i jeden jeździec to, w sumie, żaden problem. Problemem było to, że kurdupel miał swoich kompanów i w wrócił bynajmniej nie sam, na dodatek okazując niezbyt przyjazne zamiary. Wilhelm nie należał do tych, co lubią wszczynać awantury, ale gdy go zaczepiano, to już sprawa wyglądała całkiem inaczej. Nie zamierzał pozwolić, by gobliny, czy co to było za paskudztwo, nafaszerowały go strzałami. Gdy tylko udało mu się wypatrzyć jakiegoś przeciwnika, posłał w jego stronę Magiczne żądło. |
16-12-2016, 05:20 | #117 |
Northman Reputacja: 1 | Aby uniknąć goblińskich grotów, Bodo kucnął w pierwszym odruchu zakrywając głowę garnkiem i zacisnął oczy. Ja tu w bagnie... Wilki jakieś... Szybko zdusił w sobie chęć płaszczenia się w podmokłych trawach i odpełzania w las, byle dalej od ślepej dolinki. Przytomnie wziął się w garść i zaczął z zuchwałą miną walić kamieniem w dno kociołka robiąc wielki i rytmiczny raban, niczym dobosz regimentowy podrywający oddział do boju biciem w żeliwny bęben. - Aaaaaarhhhhhh! - wydzierał się przy tym zajadle. Gdyby to nie miało odstraszyć zielonoskórych, o których tak wiele słyszał, a tak niewiele wiedział, to miał w planach częstować małe gadzinki miotanymi kamieniami z procy. Zaś do walki w zwarciu, gdyby który kurdupel pod garnek mu się nawinął, miał gotowy ostry kozik i twarde kamasze. Gryźć, drapać i pluć też się nie bał jak mu Morr zajrzy w oczy, wszak przedwcześnie.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
16-12-2016, 08:11 | #118 |
Reputacja: 1 | Od czasu wykrycia goblińkiego zwiadowcy Berwin żył w ciągłym napięciu. Czekał na atak. Nie wiedział jednak kiedy nastąpi. Gdy w ich stronę poleciały pierwsze strzały odetchnął z ulgą. Wskoczył na konia i skierował się pomiędzy drzewa, by jak najszybciej ukryć kaszanka. Kotlinka była zbyt odsłonięta, by zwierzęciu dać schronienie. Ukryty między drzewami i krzakami wyciągnął kuszę i starał się dostrzec przeciwnika, by posłać w jego stronę bełt. Napastników było z dziesięciu plus wilki. Berwin nie spieszył się. Nie chciał marnować bełtów. Jeźdźcy najprawdopodobniej, po wstępnym ostrzale ruszą do szarży. Wtedy jego koń przyda się do kontrataku. |
16-12-2016, 21:44 | #119 |
Reputacja: 1 | Atak nastąpił później, niż się wszyscy spodziewali. Widać trochę zeszło ich prześladowcom znalezieie tropu i dogonienie grupy. Gdy pierwsze strzały przecięły ze świstem powietrze de Ayolas przyklęknął na jedno kolano i załadował kuszę. Jeśli zdoła ustrzelić jednego z napastników, a jeszcze lepiej jego wierzchowca, zanim ci rzucą się do walki wręcz to... będzie o jednego mniej. Zaskoczony swoją przenikliwością roześmiał się wesoło i kontynuował ładowanie kuszy.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
16-12-2016, 21:44 | #120 |
Reputacja: 1 | - Mordują!... - szlachcic wykrzyknął z takim przekonaniem, jakby mu rozpłatali łeb buzdyganem. Albo i nie. W takiej sytuacji już nie mógłby krzyczeć. Zagryzł wargę tak gwałtownie, że zaczął krwawić również z niej. Bez zwlekania padł na ziemię, starając się nie złamać strzały w ramieniu. Nie miał doświadczenia z ranami, ale nie zamierzał wyjmować cholerstwa, bo był na tyle trzeźwo myślący, że zdawał sobie sprawę, że tylko powiększy dziurę w ramieniu i może się nawet, bogowie chrońcie, wykrwawić się tutaj. Nie miał za bardzo broni do walki, poza nożem myśliwskim i zabraną z traktu gałęzią, którą jak się zorientował, musiał wypuścić po tym jak został trafiony. Pozostało mu schować się pomiędzy zaroślami, za swoimi kompanami i nie wychylać głowy ponad trawy. Miał nadzieję, że bardziej wojowniczy towarzysze zajmą się problemem. |