|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-11-2018, 21:22 | #1221 |
Reputacja: 1 |
|
22-11-2018, 07:49 | #1222 |
Reputacja: 1 | Karczmarz był autentycznie zaskoczony i do głębi przerażony. Z pewnością nie spodziewał się, że po podaniu jedzenia zostanie w ten sposób potraktowany. Rakiem wycofał się w kąt, starając się znaleźć jak najdalej od rozwścieczonego Bernhardta. Z nadzieją natomiast patrzył na drugiego z gości. - Jam Herbert Marcuse, szynkarz – odpowiedział Lotharowi. Znów przybrał grobową minę, a jego głos brzmiał jednostajnie. – Nic złego nie chciałem, panowie. Przecie tu we wsi od czasu owej burzy, co mi całą rodzinę zabrała, nic innego nie ma. Owce dwugłowe się rodzą, kurczaki o trzech nogach z jajek się wykluwają, a plony, co je marna ziemia daje właśnie tak wyglądają. My to jemy i jakoś się mamy. Może mnie w krzyżu łamie i mam zadyszkę, ale to przecie normalne w moim wieku… - Tak, tak, to normalne – rozległ się głos od strony drzwi. Stanął w nich niski, wyglądający jak beczka na piwo jegomość w nieco przykrótkim surducie rozłażącym się na guzikach, ciasnawych pończochach i ubłoconych trzewikach na obcasie. Jego ubranie było niezbyt świeże, poplamione, a w wielu miejscach pokryte resztkami tabaki. Rysów twarzy za bardzo nie można było rozróżnić, ze względu na to, że twarz pokrytą miał grubą warstwą pudru. Aparycję uzupełniała peruka, niegdyś wytworna, teraz utłuszczona, obwisła i przerzedzona. – Znam się na tym. Jestem medicusem tu we wsi. Na usługach Jaśnie Panienki Margritty von Wittgenstein. Jean Russeaux, do usług Panów. A Panowie na dłużej, czy tylko przejazdem? Gdy dwóch awanturników wspięło się z przystani do wsi, otaczający ich, cuchnący i odrażający tłumek liczył kilkanaście osób. Pośród nich była też brudna, zaniedbana kobieta z zawiniątkiem w rękach. Przepchnęła się do przodu, wyraźnie kierując się do Wolfganga. - Panie dobry – odezwała się. – Bogowie Pana tu zsyłają. Spójrzcie Panie na moją córeczkę. Ten nieudacznik Russeaux dał mi jedynie jakieś cuchnące alkoholem świństwo, które tylko pogorszyło sprawę. Spójrzcie Panie na to biedactwo. Nie chce nic jeść. I skórę ma taką niezdrową. Mało tego było! Bogowie nieprzychylnie na mnie patrzą. Męża mi zamkowi zabrali! Już więcej kochanego nie zobaczę! |
22-11-2018, 14:07 | #1223 |
Administrator Reputacja: 1 | W ciagu jednego dnia wioska ani nie zniknęła z powierzchni ziemi, ani też nie zmieniła się na lepsze. Smród, brud i widoczny wśród mieszkańców brak chęci do zmiany stylu swego życia. Z rzucanych słów wynikało, że najchetniej utopiliby swe smutki w alkoholu. Czy "Syrenka" faktycznie była tu bezpieczna? Axel wątpił. Bardzo wątpił. No ale co miał robić? Odszukanie Lothara i Bernhardta było ważniejsze. - Jak masz kłopoty z dzieckiem, to do kapłana powinnaś się zgłosić, kobieto - powiedział do matki, która przyszła szukać pomocy dla swego dziecka. - Albo do medyka - dodał. - A my nie jesteśmy ani jednym, ani drugim. Miał zamiar rozpytać o towarzyszy, ale wolał, by najpierw Wolfgang załatwił sprawę dziecka. |
22-11-2018, 20:03 | #1224 |
Reputacja: 1 | Zingger dyszał jeszcze przez chwilę, ale monotonny głos karczmarza i rozmowa z Lotharem ostatecznie go uspokoiły. Nie zdążył skomentować nawet dywagacji von Essinga, gdy w drzwiach pojawił się niejaki Russeaux. Kapłan szybko odzyskał rezon i uśmiechnął się przyjaźnie. - Wyście, Panie, medicusem Pani tego Zamku, jak prawicie. Oj, to los nam wreszcie sprzyja. Raczylibyśmy się dowiedzieć co tu się dzieje, że wszyscy tacy cherlawi. Co to za burza przeszła nad wioską, bom zagubiony w natłoku informacji. Raczycie nam wyjaśnić? - pokazał dłonią na ławę, aby lekarz usiadł samemu zajmując miejsce bliżej szynkwasu. Chciał mieć na widoku drzwi, jak i wyjście na zaplecze. - Jesteśmy przejazdem wraz z mym towarzyszem. Wybaczcie moją nagłą złość, ale nigdy nie widziałem wcześniej takich owiec dwugłowych, kurczaków o trzech nogach czy kolorowych ziemniaków. Jak to mówicie, że to normalne... nie może być - zawiesił głos zachęcając rozmówce do odpowiedzi. |
24-11-2018, 00:46 | #1225 |
Reputacja: 1 |
|
24-11-2018, 13:36 | #1226 |
Reputacja: 1 |
|
25-11-2018, 21:12 | #1227 |
Reputacja: 1 | - Czasy ciężkie - odparł medyk, drapiąc się po brzuchu brązowymi od tytoniu paluchami. - Burza jak burza. Znaczy, dosyć niezwykła bo strasznie gwałtowna była. Wiele drzew połamała i niemałe szkody we wsi i na zamku wyrządziła. A to co tu się dzieje, to cóż... Efekt wielowiekowego krzyżowania się populacji na małym obszarze. Wszyscy są tu spokrewnieni. Dochodzi do tego, że brat z siostrą, wiecie... Ja jednak - postukał dumnie palcem w klatkę piersiową. - robię wszystko, żeby ulżyć tym biedakom. Moje doświadczenie pozwala mi na dogłębne zbadanie wielu przypadłości i bezbłędną diagnozę. Mam w domu aptekę i zajmuję się przygotowywaniem leków dla biedaków. Wszystko to nieodpłatnie, poza marną pensją jaką płaci mi dobrodziejka von Wittgenstein. Wybaczcie Panowie, ale obowiązki wzywają - spojrzał na zawieszony na łańcuszku zegarek. - Poranny obchód... Muszę zobaczyć jak się mają moi podopieczni. Jeśli chcielibyście się spotkać, to zapraszam do mnie nieco później. Z pewnością traficie. Taki ładny domek z ogródkiem. Axel zrobił miejsce kobiecie, która podała zawiniątko Wolfgangowi. Ten z wahaniem wziął dziecko i spojrzał pod okrywające je, brudne szmaty. Zdębiał. Odebrało mu mowę i zdolność logicznego rozumowania. Na chwilę znalazł się w chaotycznej pustce. Jego umysł opanowały demony. Nie był w stanie pojąć tego na co patrzył. A patrzył na owiniętą w szmaty hybrydę człowieka i pająka. Malutkie dziecko łypało na niego sześcioma czarnymi oczami. Poza zwykłymi rączkami miało patykowate, wystające z becika stalowoszare odnóża i zielonkawą skórę pokrytą w wielu miejscach plackami szarej szczeciny. Zamiast zębów, z ust potworka wystawały niewielkie, ociekające jakąś mazią szczękoczułki. - Czemuż Panie tak patrzycie na małego Rolfa? To aż tak poważne? Powiedzcie Panie, że mojemu dzieciątku nic nie będzie! Proszę! - płakała zrozpaczona matka wpatrując się z nadzieją w Wolfganga. |
25-11-2018, 22:41 | #1228 |
Reputacja: 1 |
|
25-11-2018, 23:28 | #1229 |
Reputacja: 1 |
|
26-11-2018, 09:02 | #1230 |
Administrator Reputacja: 1 | Wyraz twarzy Wolfganga zniechęcił Axela nie tylko do rzucenia okiem na niemowlaka, ale nawet do wypytywania przyjaciela. - Tak, tak - potwierdził słowa Wolfganga. - Musimy iść, ale wrócimy tu. - W tych słowach nie było obietnicy, ale raczej groźba, poparta rzucającym się w oczy dotknięciem broni. - Chodźmy do gospody - zaproponował. - Albo... Gdzie znajdziemy kapłana? - zwrócił się do wieśniaków. |